Wydarzenia


Ekipa forum
Crimson Street
AutorWiadomość
Crimson Street [odnośnik]10.03.12 23:17

Crimson Street

Londyńska Crimson Street nie wygląda zachęcająco. Ulica leżąca nieopodal cmentarza, otoczona gęstymi zabudowaniami i magazynami odstrasza potencjalnych spacerowiczów stertami śmieci zalegającymi po kątach, powybijanymi oknami i odrapanymi ścianami w większości opuszczonych domów, a także panującymi tu zazwyczaj mgłami, które tworzą atmosferę grozy. W powietrzu unosi się intensywny odór stęchlizny, a kilka starych dachówek spadło na brukowaną ulicę, roztrzaskując się z hukiem. Zewsząd słychać straszliwe zawodzenie głodnych kotów mieszające się z szumem wody - zardzewiałe rynny popękały i zwisają teraz żałośnie z dachów, rozbryzgując dookoła wodospady deszczu. Crimson Street sprawia wrażenie wymarłej i opuszczonej.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Crimson Street Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Crimson Street [odnośnik]26.10.15 22:58
Rocznica była miesiąc temu. Nie zmienia to jednak faktu, że cały czas świadomość tego faktu nie opuszcza mnie jeszcze długi czas. Strata to taka dziwna rzecz. Odczuwamy ją o wiele bardziej niż czyjąś obecność. Dopiero ona uczy nas jak bardzo należy doceniać to, co się ma. Oczywiście przewrotna fortuna w nosie ma fakt, że kiedy już się tego dowiemy jest za późno na naprawienie swoich błędów. Możemy jedynie ustrzec się przed popełnianiem nowych. O ile jesteśmy w stanie żyć z poprzednimi.
Nie jest to łatwe zadanie, przekonałem się o tym na własnej skórze. Żyję z tym każdego dnia i za każdym razem, gdy jestem w Londynie staram się odwiedzić miejsce pieczętujące moją sromotną porażkę. Smutny, pojedynczy nagrobek z wyrytym księżycem i datami, które wykreślają zbyt krótkie ramy czasowe. Odwiedzam Lunę często jak tylko mogę. Jako nastolatek spędzałem tam większość wolnego, wakacyjnego czasu. Opowiadałem jej historie, które nazbierały się w ciągu poszczególnych lat nauki w Hogwarcie. Wtajemniczałem w kolejne aspekty swojego planu. To jednak tylko pogłębiało pulsującą ranę w sercu, bo wiedziałem, co mnie omija. Mogłem tylko w wyobraźni widzieć jej reakcje, uśmiechy czy rozbawienie moją nadpobudliwością albo oburzenie, gdy wdałem się w bójkę z jakimś niewartym tego arystokratą. Tęsknię za nią, cholernie tęsknię. Im więcej mija czasu tym bardziej.
Cmentarz to jedno z niewielu miejsc, w których pozwalam sobie na rozsypanie się na kawałeczki. Nie powiem, że płaczę, ale przyznaję tam, że jestem słaby. Przyznaję jej. Często więc nie jestem w stanie teleportować się do domu. Tak jak dziś. Późny, sierpniowy wieczór, a chodnik mojej ulubionej zatęchłej ulicy pokrywają pozostałości ulewy, która niedawno tędy przeszła. Crimson Street to zdecydowanie niezbyt przyjazne miejsce na piesze wędrówki. Oznacza ograniczenie przypadkowych przechodniów do minimum. Podejrzanych typów się nie boję. Co najwyżej wygłodniałych kotów, od których serenad można dostać gęsiej skórki.
Wlekę się noga za nogą, bez żadnego celu, pogrążony głęboko w myślach i niezbyt przyglądam się drodze przed sobą. Mój błąd, nic nowego. Nagle prosty zazwyczaj chodnik stawia na mojej przeszkodzie. Nie mam szansy na zauważenie, czym ona jest, bo całą moją uwagę skupia utrzymanie równowagi. Dwa słoniowe kroki w przód z rękoma rozłożonymi niczym albatros i kończę w pozycji zakochanego, chcącego się oświadczyć. Piękny bilans, przynajmniej nie zaryłem twarzą w beton. Odwracam głowę zdziwiony, co też stanęło na mojej drodze.
- Poważnie? – Obracam resztę ciała o sto osiemdziesiąt stopni i chwiejnie wstaję, aby przyjrzeć się kupie szat. Czy to jest, cholera, człowiek?


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Crimson Street [odnośnik]28.10.15 16:56
9 sierpnia

Wcale nie chodziło o to, że alkohol dawał chwilę zapomnienia, chwilę wytchnienia, spokojnego oddechu, że odgradzał płonące nienawiścią myśli od racjonalnego spojrzenia na świat. Nie było prawdą, że alkohol uspokajał i wyciszał, że pozwalał się zamknąć we własnej, bezpiecznej i zakrytej gdzieś pod ziemią absurdu skorupie, dając możliwość przeczekania największego nawet armagedonu. Chodziło o to, że alkohol wyostrzał zmysły. Podwajał nienawiści. Zwiększał pragnienie i podniecenie każdym bluźnierczym gestem, jakiego dopuszczał się na Raven w ostatnich dniach. Wrzący w żyłach, dochodzący z każdą kroplą krwi do serca i do mózgu sprawiał, że Colin odczuwał wszystko w dwójnasób, mocniej, gwałtowniej, przyjemniej - raczył się więc kolejnymi szklaneczkami szkockiej, w każdym zadanym ciosie widząc podwójną, a nawet poczwórną radość z zadanego bólu Fawleyowskiej dziwce.
I wcale nie chodziło o to, że znalazł się tutaj, na podrzędnej ulicy, na której nie brakowało mrocznych zaułków i śmierdzących melin, bo trafił tu przypadkiem. Wybrał to miejsce celowo, znów wspominając pamiętną wizytę sprzed kilku lat, gdy znalazł się w pijackiej melinie w równie podłym, podpitym stanie. Tym razem nie szukał uciech dla ciała, które byłyby jednocześnie zbawienną ucieczka dla umysłu; tym razem szukał rozrywki w postaci kolejnych wątpliwych trunków, które wykurzyłyby z jego organizmu szlachetną szkocką, chroniąc go od kaca za kilka godzin, gdy poranek przedrze się przez kotary zaciągnięte w oknach. Osunął się po ścianie, dzierżąc dzielnie w dłoni butelczynę ze złotym trunkiem, który przy dobrych wiatrach można byłoby nazwać alkoholem i zamknął oczy. Gwałtowna gonitwa myśli pogoniła do Inverness, gdzie w lochach pod rezydencją tkwiło zmaltretowane kobiece ciało, ale Colin pozbył się ponurej wizji jak najszybciej, topiąc ją w kolejnym pociągnięciu.
Sierpniowa noc nie należała do chłodnych, a alkohol rozgrzewał; Colin przesunął palcami po chłodzie chodnika, wyduszając z siebie przekleństwo, gdy ciemny kształt wlazł na niego bezczelnie, prawie że kopiąc go we wrażliwe miejsce - dłoń trzymającą butelkę - nieomal się przy tym przewracając. Zaklął drugi raz, gdy butelka zachwiała się jednak, roniąc kilka cennych kropel na ziemię. Przez ułamek sekundy Colin rozważał rzucenie się w pogoń za nimi, chłepcząc je chciwie z chodnikowej płyty, ale nawet w stanie pijackiego upodlenia zachował na tyle godności, by jedynie z żalem wyczuć wilgotną plamę.
- Co pofaszhnje, co powhasznje - warknął, unosząc się na kolana, ale świat zawirował mu przed oczami, więc usiadł ponownie, łypiąc z byka na nieznajomego. - U-u-lica nie naleszhy do cjebje, sy-y-nek, uwa-szha-aj jak łazisz - odstawił butelkę z drugiej strony swojego ciała, trzymając ją przezornie z dala od mężczyzny, jakby w obawie, że ten połakomi się na wino marki wino i wydrze mu alkohol z rąk. - Bo-ooo... - czknął potężnie, wyraźnie okazując, w którym miejscu swojego ciała miał teraz kulturę i dobre wychowanie. - Bo jeszcze po-o-myślę, szhe... - kolejne czknięcie zagłuszył szelestem szaty, gdy szukał w niej różdżki - na mnje leczjisz, heheheheh - zakończył pijackim śmiechem, podejmując drugą próbę podniesienia się na nogi i tym razem - przynajmniej do połowy - udaną, bo udało mu się stanąć, chociaż dla bezpieczeństwa zachowywał zgiętą pozycję i przytrzymywał się ściany.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Crimson Street [odnośnik]05.11.15 21:55
Alkohol? Ktoś nie lubi? Serio? Na pewno chodzi wam o smak prawdziwego alkoholu, tego niezabarwionego żadnymi cukierkowymi płynami. Ten mało kto lubi. Legenda głosi, że jedynie prawdziwi mężczyźni. Na ile to prawda? Nie mam pojęcia, ale sam też go lubię. Nie gardzę jednak ludźmi, którzy sięgają po luksusowe bąbelki czy do porzygu słodkie drinki z parasolką, każdy ma inny gust. Do upicia jest jednak lepszy ten, który smakuje mało komu. W końcu, po jaką cholerę miałoby się rozkoszować jego smakiem, jeśli w tym momencie jest najmniej istotny? Przecież upicie się stanowi tu priorytet, a jakiekolwiek odczucia estetyczne stanowią tu, co najwyżej ekskluzywny dodatek. Byłem kiedyś narąbany w ten sposób, zresztą nie jeden raz, a zdecydowanie więcej niż przystoi dobrze prowadzącemu się mężczyźnie w sile wieku. Nie jestem jednak typowym mężczyzną, poczynając od ohydnie splamionej krwi, a na braku żony i gromadce dzieci skończywszy. Piłem głównie w celu oblania swojego zwycięstwa, niewątpliwej wygranej sprawiedliwości, wyrównaniu rachunków. Tak szumnie to nazywałem i opowiadałem każdej napotkanej panience, która miała ochotę wysłuchać mojego trudno zrozumiałego bełkotu. Prawda jednak była zupełnie inna jak to zresztą zwykle bywa w tego typu historiach. W moim życiu skończył się wtedy pewien etap. Albo mówiąc jeszcze prościej straciłem sens życia na tamten moment. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, jak dalej żyć, więc nowopowstałą pustkę zapełniałem alkoholem. Zdawało egzamin tylko na krótką metę. Kończyłem, bowiem nie na ulicy, ale zazwyczaj na kanapie jednej z moich ukochanych przyjaciółek, którą nie przeszkadza smród pijackiego oddechu i chrapanie. Mogę to chyba zaliczyć do jakichś wyjątkowych osiągnięć, że nie obudziłem się nigdy w jakimś ślepym zaułku z morderczym kacem. Wszystkie te doświadczenia sprawiają, że pijacy są dla mnie intrygujący. Za każdym kryje się jakaś historia, która doprowadziła ich do tego stanu. Nie czuję więc jakiejś ogromnej irytacji, gdy o mały włos wykładam się jak długi na środku brudnej ulicy.
Muszę wręcz powstrzymywać śmiech, aby skupić uwagę i zrozumieć bełkot tego człowieka. Nie wygląda na typowego obdartusa, jakiego spodziewałbym się spotkać na chodniku Crimson Street. Dokonuję oględzin przez dłuższą chwilę poddając się staremu, aurorskiemu nawykowi i przegapiam moment, w którym mógłbym pomóc odzyskać nieznajomemu równowagę. Podświadomość kuje mnie w potylicę i każe obrócić się na pięcie, i odejść w siną dal. Normalnie posłuchałbym jej bez szemrania, mój instynkt jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, ale tym razem się ociągam. Bawi mnie ten człowiek, a po przygnębiającym wieczorze nie ma nic ciekawszego niż pobawić się w psychoanalityka.
- Obawiam się, że nie jesteś w moim typie – odpowiadam stukając się palcem po brodzie, jak gdybym poddawał go właśnie surowej ocenie. Jestem ciekaw czy w ogóle zrozumie, co do niego mówię. Alkohol czyni ludzi mało spostrzegawczymi. Mnie jednak tego nie poskąpił i widząc jego nieudolne próby odnalezienia różdżki mimowolnie kładę rękę na swojej ukrytej w kieszeni. – Poza tym perfumy pijackiego odoru nie bardzo mnie kręcą.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Crimson Street [odnośnik]06.11.15 11:50
Utrzymanie równowagi, choćby i względnej, gdy wszystko było w miarę na swoim miejscu - a gość przed tobą wcale nie wisiał w powietrzu, ale stał na ziemi - nie było łatwe. Nie, było cholernie trudne, kiedy świat wirował przed oczami, a bulgoczący w żołądku palący płyn błagał o kolejną porcję alkoholu, czując się zbyt samotnym. Colin z pewnością zaspokoiłby to pragnienie natychmiast, gdyby tylko był w stanie zgiąć się nieco niżej i sięgnąć po stojącą na ziemi butelkę. Miał jednak wrażenie, że każdy gwałtowniejszy ruch od razu zwiastowałby rychłą katastrofę w postaci artystycznego zwalenia się na ziemię i ponownego udawania części chodnika. A ta ostatnia rola nie wypadała zbyt dobrze, skoro potykały się o niego różnorodne ewenementy, które najwyraźniej nie patrzyły pod nogi, dążąc gdzieś do bliżej nieokreślonego celu. Odnalazł palcami jakąś szczelinę w murzę, której kurczowo się uczepił, prostując zmaltretowane ciało jeszcze o kilka centymetrów, wisząc twarzą gdzieś na wysokości klatki piersiowej mężczyzny.
- Jeszthem w thypie khaszdegho - zaprotestował gwałtownie, zwracając się właśnie do tejże klatki, urażony do głębi swej (chwilowej) pijackiej istoty i zapominając na moment, że jego skromna osoba wcale nie musiała się wydawać atrakcyjna pewnej młodej niewieście tkwiącej gdzieś w piwnicznym zakamarkach. Cóż, w jej przypadku musiał teraz wyglądać jak potwór, ale szczerze mówiąc w obecnej chwili niewiele go to obchodziło - działający nadzwyczaj dobrze alkohol tłumił wszystkie wątpliwości i pozwalał się cieszyć beztroską atmosferą meliniarskiej uliczki. Wycelował palcem w mężczyznę, gotów dźgnąć go w pierś na potwierdzenie swoich słów, ale źle oszacował odległość i jego palec trafił prosto w pustkę, sprawiając, że Colin zachwiał się niebezpiecznie, nie tracąc jednak równowagi. - Szpójsz - zebrał się w sobie, mobilizując każdy nerw i mięsień, po czym się dumnie wyprostował, stając twarzą w twarz ze swoim oprawcą, który przed chwilą o mało go nie zgniótł. Zamroczony wzrok nie dostrzegał wszystkich szczegółów - choć Colin wolał to zrzucić na panujące dookoła ciemności - ale i tak zdołał dojrzeć, że ma do czynienia z mężczyzną cokolwiek młodszym, ubranym zupełnie niepodobnie do tej pijackiej dziury, a przy tym wpatrującym się w niego z jakąś zabawną wyższością. - Szpójsz - powtórzył, niewprawnie poprawiając swoje ubranie, jakby wygładzenie go i otrzepanie mogło cokolwiek pomóc w obliczu nędzy i rozpaczy, jakie sobą prezentował. - Czy tha szylwetkha mooosze khamać?
Planował wykonanie profesjonalnego piruetu, aby nieznajomy nie miał żadnych wątpliwości co do atrakcyjności Colina, jego sylwetki i niegasnącego uroku, ale pierwszy gwałtowniejszy ruch kazał mu się zatrzymać w miejscu. Nie, lepiej było nie ryzykować widowiskowej przewrotki teraz, gdy jakąś magiczną siłą woli stało się już wyprostowanym i mogło spojrzeć w oczy panu Zaraz-Cię-Zdepczę-Bo-Nie-Patrzę-Jak-Chodzę. Wyciągnął przed siebie dłoń, chuchając na nią teatralnie, przystawił do nosa i nawet się nie skrzywił.
- Phijaczki odhór, hęęę? - zapytał, zerkając na mężczyznę z zaskoczeniem. - Alko szanel pjęńć, droghi panie, na-a-a-jnofszha kholekcja - dodał tonem wyjaśnienia. W końcu nie każdy mógł znać się na takich niuansach jak nazwy perfum stosowanych w pijackich zaułkach; Colin poczuł się więc w obowiązku wprowadzenia nieznajomego w te drobne wyjaśnienia, jakby właśnie od nich miała zależeć jego przyszłość. A zresztą kto wie - może za jakiś czas, gdy rzuci go narzeczona, dziewczyna, żona czy inna złośliwa kobieca bestia, sam będzie się tymi perfumami spryskiwał, szukając zapomnienia w ich kojącym zapachu?
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Crimson Street [odnośnik]15.11.15 17:41
Naprawdę mocno staram się, aby nie wybuchnąć gromkim śmiechem widząc usilną walkę nieznajomego z grawitacją. Zapewne uznałby to za ogromną obrazę majestatu i zwymyślał mnie, chociaż patrząc na jego stan to nie zrozumiałbym ani słowa. Splatam więc ręce na klatce piersiowej i przyglądam się tej komicznej sytuacji z uśmiechem na ustach. Przecież nie może uznać tego za coś obraźliwego, prawda? W końcu jestem wesołym człowiekiem, którzy nie lubi wesołych ludzi? Albo właśnie przypomniał mi się jakiś śmieszny dowcip? Przecież mogę mieć dobry humor. Co z tego, że wracam z cmentarza, a pod paznokciami wciąż utrzymuje mi się poświęcona ziemia, która wiecznym kocykiem okryła wszystkich tamtejszych nieboszczyków. Niech im lekka będzie i tak dalej.
- No patrzę z uwagą. – odpowiadam z rozbawieniem. Czyżby temu uroczemu pijaczynie tak bardzo zależało na mojej opinii? Cóż, gdyby to była kobieta to może nawet przytaknąłbym dla świętego spokoju, ale to facet. W dodatku chyba bardziej dojrzały niż dojrzewający. Chociaż nie można mieć wątpliwości, że alkohol mocno się do tego przyczyniły. Zdradziecka substancja potrafi ostro namieszać w głowie. Sprawić, że zacznie się myśleć, że jest się kimś innym. Na przykład greckim filozofem rozważającym właśnie zawiłe zagadki wszechświata. Na głos. W zatłoczonym barze. Ach, chyba zaczęło mnie suszyć. Moje spojrzenie bezwiednie zatrzymuje się na butelce wypełnionej tajemniczym winem marki wino, które można uznać za sprawcę naszego spotkania. Przez to nie zauważyłem palca, który został wytknięty w moją stronę. Reagując odruchowo niczym dobrze naoliwiona maszyna sięgając po różdżkę. Tyle dobrego, że nie rzuciłem od razu jakiegoś zaklęcia obezwładniającego. Russell, ty paranoiku, gadasz z nawalonym jak stodoła gościem i się go boisz? Dziwaczejesz od mieszkania pośrodku niczego otoczony przez zwierzęta, które widzą jedynie zmarli.
- Pewnie nie może i już nie raz upolowałeś na nią jakąś panienkę – mruczę chowając różdżkę z powrotem do kieszeni. Nie wiem skąd we mnie to podenerwowanie. Czyż wszystkie troski nie powinny odejść w siną dal po uroczym spędzeniu czasu na festiwalu miłości?
Kiedy po raz kolejny wyciąga rękę przed siebie już nie podskakuję jak wystraszona panienka. Starczy tej błazenady z mojej strony. Skupiam swoją uwagę na nieznajomym, który nagle przestaje nim być. Wszystko dlatego, że przestępując z nogi na nogę zwalniam drogę zbłąkanym promykom światła z jednej z nielicznych palących się latarni. Chwilę zajmuje mi przypisanie twarzy do nazwiska, bo nie jest to osoba, którą znałbym dobrze. Inaczej poznałbym ją chociażby po głosie. Lata z przeklętym darem uczą człowieka wyczulenia słuchu i zapamiętywania, jaka barwa do kogo należy. W końcu jednak i morki mojego umysłu zostają rozświetlone. Fawley. Kolejny, miej litość Merlinie, szlachetny paniczyk, który postanowił dołączyć do szeregów Riddle’a. W jakiś magiczny sposób znający Avery’ego. Cóż koleje losu wszystkich ludzi są mniej lub bardziej ze sobą splecione. Poza tym świat jest mały.
- Nie każdemu pasuje taki szlachetnych zapach, Fawley. – Ciekaw jestem czy i on rozpozna mnie. Chociaż w jego stopniu upojenia należałoby to podciągnąć pod kategorię cudów.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Crimson Street [odnośnik]15.11.15 18:48
Każda kolejna sekunda przybliżała go do wyimaginowanego wrażenia trzeźwości i nawet mroczki przed oczami wydawały się mniej wyraźne, jakby powoli zanikały. Fakt faktem jednak najwrażliwszym zmysłem Colina pozostawał w obecnej sytuacji słuch, dlatego mógł z łatwością mógł dostrzec zmieniającą się barwę głosu nieznajomego. Ze złości, przez zdziwienie, po ciche zainteresowanie, a w końcu rozbawienie, które dźwięczało niczym niepodrabianymi tonami w uszach Colina, powodując u niego pewne skonfundowanie. Czymże tak rozbawił przechodnia, że ten teraz wydaje się z niego śmiać? Prezentował się przecież nienagannie, zwłaszcza że przed chwilą elegancko poprawił swój strój i od trzech minut nie sięgnął po butelkę. Doprawdy, ci młodzieńcy są współcześnie tacy niewychowani: stoją jak kołki, zamiast pomóc starszym od siebie utrzymać równowagę.
- Czhęśśśścjeeeej lhecą na thooo... hiiip... pano... hiiip... pan... hiiip... kuhfa... - odchrząknął raz, drugi i trzeci, nienawidząc siebie samego za to, że zostawił butelkę na ziemi, zamiast zabrać ją ze sobą. Miałby czym przepłukać gardło i pozbyć się tej durnej czkawki. Zmierzył uważnie wzrokiem odległość swojej dloni od butelki, ale nawet w wysokim stanie upojenia wiedział, że to prawdziwa mission impossible. Może jednak nie było to takie złe doświadczenie i nagła czkawka powstrzymała go od wyjawienia swojej tajemnicy o tym, jak w podobnych okolicznościach poznał Wrighta i... uugh... Zamrugał kilka razy powiekami, aż ciemne mroczki zniknęły i mógł spojrzeć na mężczyznę z większą dokładnością, oceniając przy tym jego sylwetkę, sunąc wzrokiem na twarz i dostrzegając cudowny zarost (prawie tak cudowny jak jego), który z tej odległości wydawał się jednak ciemną plątaniną. Miał ochotę wyciągnąć rękę i organoleptycznie stwierdzić, czyj zarościk jest ładniejszy, bardziej wybujały i miły dla dłoni, ale zrezygnował szybko z tego pragnienia. W końcu miał do czynienia z nieznajomym gościem, który mógł go zaraz poćwiartować i sprzedać jego wnętrzności na czarnym rynku. Był pewien, że jego serce, nerki i płuca doskonale sprawdziłyby się w czarnomagicznych wywarach, czego jednak nie można było stwierdzić o wątrobie. Zaniepokoiło go też to, że nieznajomy trafnie wytypował jego nazwisko, jakby znali się od zawsze... albo poznali niedawno. Nie mógł skojarzyć jego głosu, a wyglądowi w panującym półmroku nie mógł dowierzać. Z drugiej strony ostatnio miał okazję poznać kogoś nowego jedynie na pamiętnym spotkaniu.
- Oooo... tho my sję znaaamy? - zapytał półprzytomnie, wypatrując na twarzy mężczyzny jakichś szczególnych znaków. Może to jednak jakiś barman z któregoś z okolicznych pubów, któremu zostawił spory napiwek, przedstawiając się kiedyś w pijackiej malignie? Zresztą, jakie to miało teraz znaczenie? Położył mu poufale dłoń na ramieniu, przysuwając się bliżej - ale pamiętny słów o zapachu starał się oddychać gdzieś w bok - i spoglądając mu prosto w oczy. Ponoć były zwierciadłem duszy i takie tam, ale chwilo były jedynie czarnymi punkcikami. - Phowiec... czhy ja ci wiii... hiiip... wiszhhhęę jakhieś... hiii... ghale-eee-ony? - dodał nieco przytomniejszym tonem, a w jego głosie zabrzmiała nagła obawa, że mógł nie uregulować swoich małych długów albo zapomniał spłacić je w terminie.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Crimson Street [odnośnik]17.11.15 22:32
W sumie to zaczynam żałować, że nie jestem pijany. Zdecydowanie łatwiej przyswoiłbym wtedy tę całą paplaninę, którą jestem w tym momencie raczony. Może i słuch mam dobry, ale ciężko rozróżnić wymawiane na jednym tchu, poplątane słowa zmieszane z uroczą melodią pijackiej czkawki. Czasem mam wrażenie, że ludzie nawaleni mają jakiś własny język, który można by uznać jako samodzielny twór i nauczać w szkołach. Życie byłoby o wiele prostsze.
- Kto na to leci? - pytam marszcząc w wysiłku czoło. I tak jestem z siebie dumny, że zrozumiałem aż tyle. W sumie sam nie wiem, dlaczego aż tak się wysilam, aby go zrozumieć. To po prostu kolejny człowiek, którego ścieżki losu przecięły się z moimi. Zapewne będzie czymś niesamowitym, jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy. Nie wiem, co czyni dziś ze mnie taką matkę miłosierdzia i nie popycha do odejścia w siną dal. Pies zapewne już się denerwuje moją długo obecnością. Albo śpi, zdradziecka bestia.
Nawet jeśli ten facet jest pijany to ma wyjątkowo przeszywające spojrzenie. Czuję się wręcz spenetrowany, gdy wodzi tak po mnie wzorkiem. Czyżby moja teoria, że jego zainteresowanie nie ogranicza się do jednej płci, było prawdziwe? Nie jestem zaszokowany, racze zdziwiona. No i nie cieszy mnie jakoś, że stałem się obiektem jego zaintrygowania. Nie wygłaszam jednak moich spostrzeżeń na głos, bo doskonale wiem, że poruszając ten temat sam zacznę igrać z ogniem. Cóż, ludzie pijani częściej mają ochotę na zaspokajanie pewnych.. pierwotnych potrzeb, sam się o tym przekonałem. Dlatego odetchnąłem z ulgą w duchu, gdy Fawley skupia się na moich słowach. Coś wyłapał, jestem prawie z niego dumny.
- Na to wygląda - odpowiadam ani trochę nie pomagając jego otumanionej pamięci. Natomiast jedynie jego przewidywalność sprawia, że nie wzdrygam się, gdy jego ręka ląduje na moim ramieniu. Fakt, że ewidentnie stara się nie chuchać mi w twarz jest jedyną rzeczą jaka powstrzymuje mnie przed odepchnięciem go, co w tym stanie równałoby się jego bolesnemu upadkowi. Widzicie jaki jestem dobroduszny? Nic tylko dorysować mi aureolkę i umieścić na malowidłach obok cherubinków. Najlepiej w takim samym negliżu. -Nie, nie wisisz. - Jakoś nie mam ochoty na nabijanie go w butelkę. Być może ciężka, cmentarna atmosfera jeszcze nie do końca mnie opuściła. I, na gacie Merlina, chyba myślę dziś wyjątkowo poważnie i logicznie. - Idź do domu Fawley, śmierdzisz jak warzelnia piwa.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Crimson Street [odnośnik]22.11.15 21:55
Przebłysk trzeźwości sprawił, że Colin przez moment pomyślał o jakimś zaklęciu, które wylałoby mu na głowę kubeł zimnej wody. Okropna myśl na szczęście minęła równie szybko, jak się pojawiła i księgarz natychmiast wrócił do błogosławionego stanu nietrzeźwości, w którym mógł swobodnie dotykać ramienia (wciąż) nieznajomego mężczyzny, dla którego on sam nieznajomym nie był. Och, to z pewnością nie był arystokrata - taki od razu by się przedstawił, a nie tkwił jak kołek, nie dając Colinowi nawet punktu zaczepienia do tego, aby odkryć swoją tożsamość. Pogłaskał go niepewnie po ramieniu, dając sobie chwilę na zebranie myśli, ułożenie ich w głowie, poprawienie błędów i literówek, a potem pogłaskał go jeszcze raz, może ciut za bardzo zjeżdżając na kark, by dać sobie kolejną chwilę na wyartykułowanie tychże myśli.
- Pszsz...pszettt...poszszszed-hip-łbym, gdybhyśśś mję tam zaphowhadził... - wypowiedział je na głos, starając się brzmieć jak najbardziej zrozumiale (jakby do tej pory nie brzmiał, pfff) i mocniej opierając się na ramieniu mężczyzny. Wykorzystał tę chwilę, by przyjrzeć mu się jeszcze raz, jednakże z o wiele większą bezczelnością niż do tej pory, wlepiając przy tym swoje zaprute w trzy dupy patrzałki w twarz mężczyzny. Faktycznie, kojarzył go, ten głos, ten nos, nawet te uszy wydawały się dziwnie znajome, ale nadal nie potrafił osadzić go gdzieś w czasie i przestrzeni. Cholera, co też spowodowało, że zachciało mu się pijackich wypraw do Londynu? Jednak nawet w obecnym stanie doskonale wiedział, co było tego powodem - a raczej kto - spoczywającym na stercie brudnych łachmanów w zimnej piwnicy. Znów znalazł kolejny powód, by wyżyć się na Raven po powrocie; sprawiała, że tracił nad sobą kontrolę, że uciekał się do idiotycznych zabiegów z alkoholem, który przytępiał umysł i dawał chwilę wytchnienia. I wyciągał go zapijaczonego na ulicę, gdzie potykali się o niego nieznajomi, którzy wcale nie byli nieznajomymi. Co by powiedział Samael, gdyby zobaczył go w takim stanie?
I wtedy go olśniło. To znaczy na tle, na ile może zostać olśniony pijany szlachcic - w każdym razie nie było żarówek zapalających się nad głową, ani nastrojowej muzyki. Colin spojrzał tylko na mężczyznę przytomniejszym wzrokiem, w mig przypominając sobie jego nazwisko. Russell, tak, zdecydowanie Russell, ale imię? Christian? Charles? Kazimierz? Pal sześć, ważne, że w końcu wiedział, z kim ma do czynienia. Był tak podniecony swoim odkryciem, że oderwał się od niego gwałtownie, chcąc go poklepać przyjaznym gestem po plecach, ale zamiast tego błyskawicznie zakręciło mu się w głowie i gwałtownie się zachwiał, wpadając całym ciałem na Russella. Nie miał pojęcia, czy to cud, czy doskonałe opanowanie (i kondycja fizyczna) mężczyzny sprawiły, że obaj nie upadli na ziemię, ale Colin z ulgą zauważył, że nadal stoi, choć w pozycji dość uwłaczającej jego godności, jako się smarował nosem po klatce piersiowej Russella.
- Shorrrrry... - wysapał, wracając do pozycji godnej homo sapiens sapiens i prostując się na tyle, że mógł mu spojrzeć w oczy. - Tho whina emocji - dodał przepełniony dumą, że ostatnie słowo udało mu się wypowiedzieć bez charakterystycznego pijackiego akcenty. - Byłeee-hips-bhyłeś na sphotkhaniu - rzucił jeszcze wyjaśniającym tonem, chociaż przezornie zachował szczegóły dla siebie. - Cho cję thu sphowaca? Khazali cjiii mję śhedzić? - zapytał oskarżycielsko, a w jego głosie dało się wyczuć po raz pierwszy od kilku minut jawne zainteresowanie całą sytuacją, a nie tylko alkoholem, który stał gdzieś na ziemi, być może już dawno wylany. Pytanie wcale nie było bezzasadne - sam postąpiłby właśnie w ten sposób, przydzielając nowym rekrutom swojej tajnej organizacji tak zwany ogon, żeby móc sprawdzić, czy ich intencje są prawdziwe i by mieć możliwość śledzenia każdego ich kroku przez kolejne dni.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Crimson Street [odnośnik]28.11.15 17:09
Jest takie powiedzenie, żeby nie dawać nikomu palca, bo wezmą ci całą rękę. Osobiście jestem zwolennikiem takiego twierdzenia. Zdołałem się przekonać o jego prawdziwości już kilka razy w życiu. Widocznie jednak prawdziwym jest też powiedzonko, że człowiek uczy się do końca swoich dni, bo jak widać ja jeszcze nie do końca wykułem wszystko na blachę. Brak reakcji na cielesny kontakt ze strony Fawleya był błędem z mojej strony. Chciałem być miły i wykazać się myśleniem o innym człowieku, a wyszło jak zwykle. Czyli zupełnie odwrotnie. Zostawiłem mu otwartą furtkę do większej poufałości, fantastycznie. Bezwiednie wzdrygam się czując jego palce w okolicy mojego karku. Dlaczego nie mogłem natrafić na zagubioną blondynkę o nogach do nieba, mogłaby nawet być mugolką? Nie, los, karma, fatum, podkreśl wybrane, musiało mi zafundować nawalonego arystokratę o dziwnych ciągotkach.
- Przykro mi, ale nie wiem, gdzie mieszkasz. – Niestety w moim tonie nie ma ani krzty żalu czy ubolewania. Odsuwam się też o krok do tyłu, aby zwiększyć dystans między nami, chociaż niewiele to daje, bo ten wlepia wciąż we mnie swoje spojrzenie. Niespodziewanie trzeźwe i niesłychanie nachalne, tak skupione, że wpędza mnie w lekkie zakłopotanie. Nie stanowię egzemplarza osoby, z której można czytać jak z otwartej książki, a moje oczy raczej nie są zwierciadłami duszy. Chociaż potrafię być bezwzględnie, boleśnie wręcz szczery to zazwyczaj nikt nie dowie się o mnie więcej niż to, co sam chcę mu przekazać. Tym czasem szanowny pan arystokrata zachowuje się jakby miał, co najmniej wewnętrzne oko, którym potrafi przelecieć mnie na wylot. Dziwne uczucie. Tak samo dziwne jak nagła zmiana zachowania Fawleya. Jego gwałtowne odsunięcie przyjąłem z zadowoleniem, ale zaraz potem zauważyłem, że zaraz się przewróci. Na mnie. Razem ze mną. Jeszcze tego by, cholera, brakowało. W ułamku sekundy, który mi pozostał spiąłem wszystkie mięśnie i przyjąłem na siebie ciężar jego bezwładnie opadającego cielska. A drobny to on nie był. Zachwiałem się i z przerażeniem trwającym kilka uderzeń serca byłem pewien, że upadniemy. Nic jednak się takiego nie stała, a ja szczerze odetchnąłem z ulgą. Na szczęście tym razem nie odczuwał potrzeby bliskiego kontaktu i odsunął się, kiedy chwycił już równowagę.
- Jestem aż taki emocjonujący? – zapytałem unosząc w rozbawieniu brew. Mam lustro, wiem jak wyglądam, ale raczej nie zdarzyło mi się, żeby kobiety omdlewały czy chwiały się na mój widok. Mężczyźni tym bardziej. Ach, ale nie o to chodzi. Kolejne słowa mojego nowego towarzysza rozwiały wszelkie wątpliwości. Więc trybiki jego zalanego alkoholem umysłu wskoczyły na właściwe miejsce, a moją twarz połączył z nazwiskiem, miejscem oraz wydarzeniem. Jestem naprawdę z niego dumny. Dziesięć punktów dla Slytherinu. Chociaż on pewnie był puchonem.
- Nie sądzisz, że śledzenie zalanego w trzy dupy faceta raczej nie ma za wiele sensu? – odpowiadam pytaniem na pytanie. Podziwiam błyskotliwość wniosków, do jakich dochodzi będąc w tym stanie. Nie dziwię się, że Avery go przyprowadził, bo być może trzeźwy jest nawet inteligentniejszy. – Poza tym, jeśli zostałeś zaakceptowany to nie ma, co do ciebie wątpliwości, a on już wie wszystko, co chce i potrzebuje. – Wiem, że nawet w ciemnościach Crimson Street nie jest do końca bezpiecznie i nawet tutaj ściany mają uszy, więc ostrożności nigdy za wiele.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Crimson Street [odnośnik]30.11.15 16:53
Dlaczego zawsze (prawie zawsze), gdy epicko się zalał (bo wbrew pozorom nie zdarzało mu się rzadko), musiał trafiać na męskie okazy urody, które przyciągały go już z daleka i nie pozwalały oderwać wzroku? Mógł zrzucić winę na swoje wychowanie pod kloszem nakrywanym przez matę; mógł zrzucić winę na swoje własne niezdecydowanie, gdy wahał się między określeniem swojej tożsamości szlachcica albo zwykłego księgarza - a co miało przełożenie na wahania również w innych sferach życia. Mógł zrzucić winę... nie, nie mógł, bo wcale nie odczuwał tego jako winy, na samego siebie, że dopiero teraz odkrył przyjemność beztroski, szaleństwa i zabawy, która kazała mu łamać wszelkie konwenanse, nakazywała flirtować z kobietami upadłymi i stojącymi (wysoko w hierarchii), która umożliwiała mu brodzenie w arystokratycznym bagnie... i jednocześnie pozwalała eksperymentować ze wszystkim, czego tylko zapragnął. Kilkanaście miesięcy temu w zasięgu jego pragnień znalazł się brodacz w pijackiej melinie Nokturna, kilka miesięcy później pragnienia Colina skierowały się ku władzy, ku autorytetowi, które mógł mu zapewnić Samael. Ale teraz każde pragnienie szlachcica dążyło w kierunku Russella - raz, że wydawał się jedyną stojącą opoką w szalejącym morzu kalejdoskopu, gdy wszystko wokół Colina wariacko wirowało; a dwa - że był mężczyzną wcale niczego sobie i już samo przebywanie w jego towarzystwie, nawet jeśli odwracał twarz ze wstrętem na każde chuchnięcie, było przyjemnością odczuwalną mimo alkoholowego upojenia.
- Sssaphowacę cję - wyszeptał ochryple z zaschniętym nagle gardłem, gdy resztki płynu wyparowały zostawiając go ze spierzchniętymi wargami. - I ssaphosnamy szjęę bhiszej, bo thaaaak... - przeciągnął ostatnie słowo, patrząc na Crispina dość trzeźwym spojrzeniem. - Jezteśśś sza-hips-szhalenie emho... eho...sjonu... emhnują... pfff... - zachowując względnie pozycję stojącą zaczął obmacywać swoje ubranie w poszukiwaniu różdżki. Próba tym razem zakończyła się sukcesem, bo po chwili Colin dzierżył ją w dłoni, pochylił głowę, przyłożył różdżkę do włosów i wypowiedział wolno i wyraźnie zaklęcie. Przynajmniej miał taką nadzieję, bo w przeciwnym wypadku istniała spora szansa, że spopieliłby Russella na miejscu, zanim ten wytknąłby mu jeszcze raz jego pijacki stan. Świętoszek, pewnie sam lubi zalać się od czasu do czasu na świętego spokoju. - Aquamenti. - Strumień lodowatej wody oblał Colina, lejąc się po jego głowie, włosach i skapując po twarzy na chodnik, gdzie zaczęła się robić spora kałuża. Odsunął różdżkę, potrząsając gwałtownie głową jak pies, które otrzepuje się z wody i przeczesał włosy dłonią, układając mokre kosmyki. Spojrzał na mężczyznę z uśmiechem szaleńca na ustach, ale spojrzenie miał o wiele przytomniejsze niż kilka minut wcześniej.
- Russell - powiedział miękko, zupełnie jakby był skradającym się kotem podchodzący ostrożnie swoją ofiarę. Schował różdżkę do kieszeni i widowiskowo strzepnął resztki wody z ręki. - W takim rhazie... czo tu robisz? - mówił dalej, chociaż w jego głosie dało się jeszcze wyczuć odrobinę pijackich pozostałości, to przynajmniej nie szeleścił już prawie że niezrozumiałym narzeczem Benus Pijakus. Butelka zalana wodą toczyła się wolno w dół ulicy, pobrzękując na chodniku, ale Colin nie wydawał się być nią już zbytnio zainteresowany. Nie czuł też ani odrobiny wstydu, że został przyłapany na pijackich ekscesach przez mężczyznę, którego właściwie nie znał; wstydu wyzbył się już dawno, łamiąc kolejno wszelkie prawa moralności.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Crimson Street [odnośnik]06.12.15 1:17
Wcale się nie spodziewałem, że ten wieczór będzie tak obfitował w emocje i niespodziewane zwroty akcji. Przybyłem do Londynu, aby załatwić kilka drobnych spraw, a następnie wrócić do swojego prostego, sielankowego życia, które zawierało minimum ludzi a maksimum spokoju. Czy może być coś lepszego? Dokładnie, też tak uważam. Zawędrowałem jednak na cmentarz, wiedziony mniej lub bardziej przez przeznaczenie, fatum czy inne ustrojstwo losopodobne, aby odwiedzić najdroższą memu sercu osobę. Ot, zwykła wizyta, nic nadzwyczajnego. Może jestem twardym mężczyzną, którego zahartowało życie, ale przy niej zawsze staję się tym małym, za bardzo wyszczekanym chłopczykiem o miękkim jak galareta sercu. Po prostu, nie mam na to wpływu. Nie żeby mi to przeszkadzało, mało kto zwraca uwagę na mamroczącego do siebie faceta na cmentarzu. Przez tę ckliwą melancholię, która się we mnie pojawiło zebrało mi się na romantyczny spacer po jednej z najbardziej podejrzanych po Nokturnie ulic. Oczywiście nie mogłem odbyć tej podróży samotnie, musiałam spotkać kogoś na swojej drodze. Chociaż w życiu nie obstawiłbym, że to będzie Fawley. Na spotkaniu sprawiał zupełnie wrażenie. Zachowywał się inaczej, ale prawdę mówiąc mało kto zachowuje się tam naturalnie. Wszyscy byli spięci i w większości napuszeni do granic możliwości. Tymczasem okazuje się, że szanowny pan czysto krwisty wcale nie jest taki czysty na jakiego się wydaje. Pozory mylą. Cóż, nie gniewam się, bo ogólnie rzecz biorąc cały czas jestem w przyjemnym stadium rozbawionego zdziwienia i zaskoczenia. Kiedy Colin potwierdził ledwo zrozumiałym językiem moje słowa myślałem, że to była gwiazda wieczoru. Mój błąd.
Automatycznie odskoczyłem o krok, gdy wyciągnął różdżkę. Moja dłoń zacisnęła się na drewnie ukrytym w kieszeni, gdyby ten z jakiegoś powodu postanowił mnie zaatakować. Uraziłem go czymś? Tak bardzo nie znosił sprzeciwu na swoje zaloty? Potem przyszło mi na myśl, że zaraz mi tu popełni samobójstwo, ale gdy w końcu wypowiedział zaklęcie parsknąłem śmiechem. No tego to się cholera nie spodziewałem. Z szerokim uśmiechem przyglądałem się jak otrząsa się z wody niczym mój własny pies po kąpieli. Doprawdy urocze, muszę ich chyba ze sobą poznać.
- Powinienem wracać do domu, pies za mną tęskni, a ty, Fawley? – pytam wsuwając dłonie do kieszeni spodni, bo nie muszę już trzymać różdżki w pogotowiu. Dźwięk toczącej się butelki przykuwa moją uwagę. Dziwne, że mój towarzysz już nie zwraca na nią uwagi jak wcześniej. Czyżbym rzeczywiście był taki niesamowicie absorbujący. – Bierzesz prysznic na ulicy, bo skończyła ci się w domu woda czy to jakieś hobby? – Przecież nie musi mi schlebiać trzeźwieniem specjalnie dla mnie. I tak nie jest w moim typie.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Crimson Street [odnośnik]07.12.15 11:39
Głuchy odgłos stęknięcia rozległ się w uliczce, gdy Colin wyciągnął ręce w górę, przeciągając się zupełnie tak, jakby dopiero co się obudził i właśnie próbował pobudzić swoje mięśnie do działania. Skrzyknęło, chrupnęło, a z ust mężczyzny wydostał się lekko stłumiony jęk zadowolenia, gdy w organizm wstąpiła kolejna dawka świeżości. Obrzucił Russella o wiele przytomniejszym spojrzeniem niż ostatnio i chociaż sam prezentował się niezbyt korzystnie z głową i ramionami ociekającymi wodą, wyprostował się dumnie, jakby znajdowali się na bogatych salonach, a nie w podrzędnej uliczce, gdzie nie zapuszczały się nawet szczury. Przez chwilę rozważał poproszenie mężczyzny o to, by zachował ich spotkanie w tajemnicy, ale zaraz uznał, że nie ma to najmniejszego sensu: nie wstydził się przecież ani spotkania, ani swojego stanu, tym bardziej że przecież nie zrobił nic niestosownego. Bo nie zrobił, prawda? Rzucił mu spanikowane spojrzenie, poszukując wariacko w myślach wspomnień z ostatnich minut, ale w końcu odetchnął z ulgą. Nie, nie, na pewno zachował się odpowiednio; był pijany... jest jeszcze trochę pijany, ale na pewno Russell nie byłby taki spokojny, gdyby chwilę wcześniej Colin się wygłupił lub zrobił coś idiotycznego. Niemniej kwestią zbadania pozostawał inny fakt: co w tej ciemnej uliczce robił Crispin?
- Ja też za tobą tęsknie, Russell - zamruczał z ironią w głosie, rozbawiony zadziwiającą konstrukcja gramatyczną pytania, jakim uraczył go rozmówca. Nie wiedział, czy ma się obrazić za to, że został zrównany z psem, czy może raczej cieszyć z tego powodu. - Świeże powietrze po kąpieli dobrze działa na skórę - pouczył go, jeszcze raz przeczesując dłonią włosy; na palcach zebrały się kropelki wody, które od razu strząsnął na ziemię i znów wbił spojrzenie w mężczyznę. - A Ty się tu włóczysz, bo szukasz atrakcji czy miłości? - lekka drwina nie opuszczała tonu jego głosu, co było najlepszym dowodem na to, że Colin wraca do formy i powoli trzeźwieje. Zadziwiające, jak odrobina lodowatej wody może zadziałać na pijackie oszołomienie. A może to kwestia wyćwiczenia organizmu? Co prawda jego koty po kocimiętce zachowały się równie szalenie jak on po alkoholu, ale potraktowane wodą parskały ze złością i się na niego obrażały. Na pewno nie wdawały się w rozmowę, co Colin właśnie czynił, zagadując dalej Russella, zamiast zmyć się czym prędzej do domu. Nie znał go przecież; jedno spotkanie, na którym zdarzyło się im wymienić kilka spojrzeń, nie było przecież szczytem towarzyskich znajomości.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Crimson Street [odnośnik]20.12.15 15:55
Nie jestem przykładem jakiegoś dziwnego rodzaju sadysty, który czerpie przyjemność z widoku urżniętych ludzi, ale jest w tym coś naprawdę fascynującego. Nie bez powodu mówi się potocznie o alkoholu vertiserum. Przecież bardzo często rozwiązuje on supły na językach, które ludzie zmuszeni są nosić co dzień. Procenty w krwioobiegu sprawiają, że znikają bariery i zahamowania, człowiek staje się nagle zupełnie wyzwolony, wypuszczony z wiążących go dotychczas lin. Jest to tylko jedna z faz upojenia alkoholowego, niemniej jednak bardzo interesująca. Właśnie dlatego towarzystwo osoby wstawionej podczas własnej trzeźwości potrafi być niezmiernie ciekawe. Ze smutkiem stwierdzam, że niekiedy ludzie potrafią być o wiele bardziej interesujący w takim stanie niż normalnie. Tego właśnie się obawiałem ze strony Colina mając wciąż w pamięci spotkanie w Białej Wywernie. Ogarnęło mnie jednak przyjemne zaskoczenie, że jest zupełnie inaczej. Chociaż, czy nie jest to logiczne? Wszak czarodzieje o szlachetnej krwi często od maleńkości uczeni są przywdziewania przeróżnych masek mających zmylić potencjalnego drapieżnika?
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. – Nie próbuję wyprowadzić go z błędu, że chodziło mi o cel jego obecności tutaj, a nie tęsknotę. Wolę się jednak nie wdawać w dyskusje o poprawności gramatycznej i moim języku. Poza tym nie jestem pewien, czy chcę poznać powód, przez który ktoś postanowił wciąć się tak bardzo? Są sprawy, o których lepiej nie wiedzieć, rzeczy, jakie warto przemilczeć. Zwłaszcza, gdy zna się człowieka zupełnie przelotem. – Och, w taki razie nie krępuj się przed umyciem reszty ciała – bezczelnie go prowokuję zniżając głos. Chociaż prawdę mówiąc mam nadzieję, że ten nie potraktuje tego zbytnio dosłownie i nie postanowi w tym momencie zrzucić z siebie ubrania. Nie żebym wątpił, że pod swoim ubraniem jest parchaty czy coś, ale nie bardzo mam ochotę na oglądanie nagiego mężczyzny w stanie wskazującym. W dodatku z bliżej nieokreślonym popędem seksualnym. Pocieszającym jest, że przynajmniej mogę się w razie czego teleportować daleko stąd. Niestety rany na psychice pozostają na długo.
Sam nie wiem, czego szukam. Zbłądziłem trochę już jakiś czas temu. To włócznie się po ciemnych ulicach po wyjściu z cmentarza idealnie ilustruje moje życie. Od jednej śmierci do drugiej obijamy się po ciemnych, podejrzanych ulicach jak ćma dążąc do kolejnych latarni, które mogą mnie co najwyżej poparzyć. Wiem, że nie o to chodzi, ale ta smutna retrospekcja nagle przecina mój umysł trochę niszcząc moje rozbawienie tą całą sytuacją.
- Atrakcje zazwyczaj odnajdują mnie same – odpowiadam zgodnie z prawdą, czego sama ta sytuacja jest doskonałym przykładem. W kłopoty też nigdy nie pakuję się sam, bo to one za mnie tęsknią, a miłość nie istnieje.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Crimson Street [odnośnik]24.12.15 11:10
Rozbudził się na dobre, a raczej wytrzeźwiał na dobre, omiatając w miarę rozsądnym spojrzeniem sylwetkę Russella i mierząc go spojrzeniem na poły zaciekawionym, na poły oceniającym, jakby chciał się przekonać, czy mężczyzna wart jest dalszej pogawędki. Istniało jednakże przypuszczenie, że ten zacznie go zaraz raczyć psimi opowieściami - najwyraźniej był przywiązany do swojego pupila równie mocno, co Colin do własnych kotów - i już to skreślało go w roli rozmówcy. Co innego, gdyby Crispin wspomniał o czekającym na niego w domu kociaku; wtedy Colin mógłby z rozkoszą pociągnąć rozmowę dalej, wypytując o tegoż kociaka, a może nawet udzielając kilku rad co do sposobu jego karmienia. Ale psy? Nie, psy w słowniku Colina nie istniały. Dlatego też spojrzał na Russella tym specjalnym spojrzeniem kociarza, w którym widać było całą wyższość kotów nad psami.
- Rozebrać się i umyć w ciemnym zakątku, w towarzystwie niedawno poznanego faceta, który lubi psy i zachęca mnie do deprawacji? Masz jakieś dziwne ciągotki, Russell - zakpił, poprawiając ubranie, które mimo wielu usilnych prób przywrócenia go do ładu, wciąż wyglądało jak wymiętoszone i wyciągnięte... no właśnie, psu z gardła. W każdym razie propozycja mężczyzny zabrzmiała cokolwiek ironicznie, ale przecież nie wiadomo, co mu chodziło po głowie. Może nie żartował? Może go testował? Może faktycznie go śledzono i sprawdzano, jak się zachowa? Nie miał zamiaru ryzykować, szczególnie że rozmowa zmierzała w dziwnym kierunku, a Colinowi nie uśmiechało się jej kontynuować, gdy nie był do końca pewny, czy działanie alkoholu ustało. Móglby jeszcze przez przypadek chlapnąć jakieś głupstwo, które zaważyłoby na jego karierze, tak mozolnie budowanej. - Życzę więc powodzenia w szukaniu ciekawszych atrakcji - mrugnął okiem niczym flirtująca panienka, skłonił się uprzejmie i po chwili już go nie było.

z/t x2

Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley

Strona 1 z 26 1, 2, 3 ... 13 ... 26  Next

Crimson Street
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach