Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże
Norwegia - misja poboczna
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
[bylobrzydkobedzieladnie]
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 23.12.18 19:23, w całości zmieniany 2 razy
|220/230
Miał ochotę zakląć pod nosem, gdy magia znów odmówiła mu posłuszeństwa. Trudno było jednak powiedzieć, czy problemem było skupienie, chybotanie łódki, czy może raczej wybuch anomalii, przez którą zranił nie tylko siebie, ale i Morgotha. Syknął cicho, gdy zamiast promienia, który mógł uratować ich przed agresją selmy, z jego różdżki - jego własnej różdżki - rozprysła fontanna szkła. Odruchowo przymknął oczy, chroniąc je przed urazem, czuł jednak, że kilka fragmentów na pewno wbiło się w jego twarz. Poczuł, że łódka przechyla się gwałtowniej, gdy wąż zaatakował, a żadna magia nie stanęła mu na drodze. Miał nadzieję, że morskie monstrum nie atakowało z pełnią swej siły, zaś Yaxley był choć trochę uodporniony na ból. Mieli tutaj jeszcze wiele do zrobienia, obaj. Nie chciał nawet myśleć, co stałoby się, gdyby łajba rozpadła się na dwoje, zaś jeden z nich stracił przytomność - czy w takiej sytuacji byliby w stanie spełnić wolę ich Pana?
Korzystając z tego, że wąż nadal zajęty był siedzącym obok arystokratą, Goyle postanowił wyprowadzić kolejny atak. Niedawny wybuch szkła wcale nie zachęcał go do sięgania po magię, tym bardziej czarną magię, nie mieli jednak wielkiego wyboru. Im dłużej walczyli z wężem, tym bardziej byli zmęczeni, tym bardziej zmniejszała się ich szansa na sukces.
Zacisnął dłoń na drewienku różdżki i wycelował ją w lewą stronę łba selmy; skupił się na zaklęciu, na poprawnej inkantacji czy odpowiednim ruchu nadgarstka, jak i również na śledzeniu zwinnych ruchów węża wzrokiem. Musiał przewidywać, gdzie jej łeb znajdzie się za chwilę, by móc łudzić się, że tym razem jego zaklęcie sięgnie celu.
- Vulnerario - powiedział cicho, ciszej niż poprzednio, próbując zapanować nad swymi emocjami. Dookoła działo się wiele, zbyt wiele, jednak poddawanie się gwałtownie rosnącej złości na pewno nie mogło mu pomóc. Tylko spokój, opanowanie i zimna krew mogły ich uratować. Wolną ręką wciąż trzymał się brzegu łódki, za wszelką cenę próbując utrzymać się wewnątrz niej. Pływać umiał, jednak znaleźć się w morzu oko w oko z selmą...
Miał ochotę zakląć pod nosem, gdy magia znów odmówiła mu posłuszeństwa. Trudno było jednak powiedzieć, czy problemem było skupienie, chybotanie łódki, czy może raczej wybuch anomalii, przez którą zranił nie tylko siebie, ale i Morgotha. Syknął cicho, gdy zamiast promienia, który mógł uratować ich przed agresją selmy, z jego różdżki - jego własnej różdżki - rozprysła fontanna szkła. Odruchowo przymknął oczy, chroniąc je przed urazem, czuł jednak, że kilka fragmentów na pewno wbiło się w jego twarz. Poczuł, że łódka przechyla się gwałtowniej, gdy wąż zaatakował, a żadna magia nie stanęła mu na drodze. Miał nadzieję, że morskie monstrum nie atakowało z pełnią swej siły, zaś Yaxley był choć trochę uodporniony na ból. Mieli tutaj jeszcze wiele do zrobienia, obaj. Nie chciał nawet myśleć, co stałoby się, gdyby łajba rozpadła się na dwoje, zaś jeden z nich stracił przytomność - czy w takiej sytuacji byliby w stanie spełnić wolę ich Pana?
Korzystając z tego, że wąż nadal zajęty był siedzącym obok arystokratą, Goyle postanowił wyprowadzić kolejny atak. Niedawny wybuch szkła wcale nie zachęcał go do sięgania po magię, tym bardziej czarną magię, nie mieli jednak wielkiego wyboru. Im dłużej walczyli z wężem, tym bardziej byli zmęczeni, tym bardziej zmniejszała się ich szansa na sukces.
Zacisnął dłoń na drewienku różdżki i wycelował ją w lewą stronę łba selmy; skupił się na zaklęciu, na poprawnej inkantacji czy odpowiednim ruchu nadgarstka, jak i również na śledzeniu zwinnych ruchów węża wzrokiem. Musiał przewidywać, gdzie jej łeb znajdzie się za chwilę, by móc łudzić się, że tym razem jego zaklęcie sięgnie celu.
- Vulnerario - powiedział cicho, ciszej niż poprzednio, próbując zapanować nad swymi emocjami. Dookoła działo się wiele, zbyt wiele, jednak poddawanie się gwałtownie rosnącej złości na pewno nie mogło mu pomóc. Tylko spokój, opanowanie i zimna krew mogły ich uratować. Wolną ręką wciąż trzymał się brzegu łódki, za wszelką cenę próbując utrzymać się wewnątrz niej. Pływać umiał, jednak znaleźć się w morzu oko w oko z selmą...
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
Sprawność: 20
Zwinność: 35
Żywotność: 200
Jasny umysł: II
ST uniku 117
Selma zasyczała wściekle, gdy na jej oczach człowiek zmienił się w wilka; nie rozumiała tego, nie mogła, ale wszystkimi zmysłami czuła, że zaszła zmiana, że ma do czynienia z czymś innym, pachniał inaczej - ale to wciąż był intruz. Leciało w nią kolejne zaklęcie, przed którym zamierzała umknąć.
Zwinność: 35
Żywotność: 200
Jasny umysł: II
ST uniku 117
Selma zasyczała wściekle, gdy na jej oczach człowiek zmienił się w wilka; nie rozumiała tego, nie mogła, ale wszystkimi zmysłami czuła, że zaszła zmiana, że ma do czynienia z czymś innym, pachniał inaczej - ale to wciąż był intruz. Leciało w nią kolejne zaklęcie, przed którym zamierzała umknąć.
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Gdyby jego choroba genetyczna dotyczyła krwi, być może musieliby przerwać misję, by nie wykrwawił się na śmierć. Kawałki szkła przebiły gruby płaszcz, zatapiając się w jego lewym boku, którym obrócił się, chcąc zasłonić przed nieprzystępną anomalią. Póki co wszystko szło dobrze - a przynajmniej jeśli chodziło o skutki uboczne używania magii. Nie mogli mieć szczęścia bez przerwy, nieprawdaż? Zadziwiającym faktem było to, że ta nieodgadniona siła wciąż trwała i poza granicami Wielkiej Brytanii. Zupełnie jakby została złączona z ich różdżkami i podążała wszędzie tam, gdzie ich właściciele. Jeśli miało to w jakimś stopniu wspomóc grupę badawczą, musiał ich o tym poinformować. Dostrzegł, że jego towarzysz zbladł wkrótce po rzuceniu drugiego, również nieudanego zaklęcia, lecz nie miał zbytnio czasu się na tym skupiać, bo ich przeciwnik nie zdążył odpowiednio uniknąć ciśniętego w jego stronę czaru. Czarna magia zadźwięczała niczym oręż, którego znajomość nie była Morgothowi obca i w tym samym momencie wielkie cielsko bestii zamarło. W pół drogi ucieczki, z rozszczepioną paszczą, w której widniały zdradliwe kły. Wszystko ucichło i jakby się zatrzymało. Dopiero po chwili rozprysła się dokoła fontanna krwi, pryskając prosto na Rycerzy. Ich łódź zabujała się niebezpiecznie, gdy wielki łeb morskiego węża upadł na dno wypukłych drewnianych dech. Zaskrzypiały niczym stare drzewa, lecz nie zostały zniszczone. Morgoth nigdy zahipnotyzowany obserwował jak jeszcze przed momentem potężne stworzenie atakowało ich brutalnie, a teraz pozbawione głowy zamarło, by niczym w zwolnionym tempie osunąć się w czarne odmęty - dokładnie tam skąd przybyło. Drżała mu dłoń, drżało mu całe ciało od tego chwilowego napięcia i walki. Stał przez krótką chwilę, wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed momentem widniał wąż morski, lecz zamykająca się i otwierająca w ostatnich podrygach impulsów głowa stwora zwróciła jego uwagę. Przetarł ręką zakrwawioną twarz, przypominając sobie jak ostatnim razem dekapitacja, której dokonał prezentowała się zupełnie inaczej. Czaszka człowieka trzymała się zupełnie inaczej od tej należącej do selmy. Jednak czuł dokładnie ten sam posmak w ustach. Tylko teraz nie porażał on jego zmysłów tak samo jak wtedy, gdy pod odmienioną formą, trafił na jednego z Weasleyów. Czasami zdawało mu się to, że od tego momentu minęły dekady lub całe życie. Musiał się jednak opamiętać, dlatego podszedł do Caelana, by przyjrzeć się uważnie mężczyźnie. - W porządku? - spytał, wiedząc, że zapewne żeglarz i tak by mu nie odpowiedział. Nie mieli jednak czasu na głupie partactwo - już i tak osłabieni nie mogli sobie pozwolić na utratę większej części sił. Ich cel był na wyciągnięcie ręki. Starczyło złapać za wiosła i przybić do brzegu. Dostali sie jednak na miejsce bez przeszkód.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
|195/230 (-5)
Z początku myślał, że zaklęcie po prostu się nie uda, że - po raz kolejny - nie uda mu się stworzyć poprawnej wiązki, która mogłaby zagrozić łbowi węża. Prędko odczuł jednak coś niepokojącego, jak gdyby jego magia zniknęła, została wchłonięta, by w końcu zostać skierowaną wprost w niego. Z jego ust wyrwało się ciche stęknięcie, gdy - zaskoczony uderzeniem - zachwiał się, na chwilę tracąc czujność, co prawie przypłacił wypadnięciem za burtę. Mimo tego nie odczuł cięcia, nie miał posmaku krwi w ustach; co się stało? Spojrzał w kierunku selmy w samą porę, by dostrzec uderzający w nią promień zaklęcia, który następnie oddzielił jej łeb od wielkiego, poskręcanego cielska. Przymknął oczy i odruchowo zasłonił się ramieniem, gdy chlusnęła na nich fala krwi. Odkaszlnął cicho, by po chwili spojrzeć na Morgotha i wymienić z nim porozumiewawcze spojrzenia. Przetrwali to, mogli ruszać w dalszą drogę.
- Bywało gorzej - odparł cicho, prawie nie poznając swego głosu. - A u ciebie? - dodał prędko; miał na sumieniu potraktowanie arystokraty odłamkami szkła, co na pewno nie poprawiło ich sytuacji. Chciał jednak wierzyć, że obaj staną na wysokości zadania.
Goyle czuł się gorzej z każdą kolejną chwilę; temperatura jego ciała wzrastała, i to w zastraszającym tempie. Dopiero co wrócili do wiosłowania w kierunku unoszącego się nad taflą morza dymu, a on już zaczynał mieć dreszcze; nie miał jednak zamiaru narzekać, ani dawać towarzyszowi znać, że coś z nim nie tak. Dopóki jeszcze miał siłę, by utrzymać się w pionie, wciąż wierzył w powodzenie ich misji. Był jednak wdzięczny za to, że nie musi stać, a ich łódka wciąż była cała.
W końcu znaleźli się na miejscu, tuż przy wznoszącej się z tafli morza konstrukcji. Dym ćmił z czegoś, co wyglądało jak kilkanaście splątanych ze sobą wstęg; z pewnością to były szczątki dementora, o których mówiono na spotkaniu. Przez chwilę wpatrywał się w te niepokojące, nienaturalne kształty, a gdy zdawało mu się, że wstęgi poruszają się, zaś do jego uszu docierają jakieś krzyki, przymknął na chwilę oczy. W końcu spojrzał na Yaxleya i skinął mu krótko głową.
- Ja zacznę - zaoferował, doskonale wiedząc, że z każdą chwilą był coraz słabszy, zaś jego szanse na okazanie się przydatnym malały. Wyciągnął przed siebie różdżkę i skierował ją w stronę konstrukcji, próbując zignorować ten widok, te wrażenia słuchowe, a skupić się na krążących tutaj duszach i ich sile, która miała im się przydać do stworzenia skutecznej bariery. Podobnie jak przy próbie naprawy anomalii, tak i teraz chciał podporządkować tę dziką siłę swej woli, by następnie pozwolić Morgothowi na zrobienie z niej użytku.
| docelowa moc, st 50
Z początku myślał, że zaklęcie po prostu się nie uda, że - po raz kolejny - nie uda mu się stworzyć poprawnej wiązki, która mogłaby zagrozić łbowi węża. Prędko odczuł jednak coś niepokojącego, jak gdyby jego magia zniknęła, została wchłonięta, by w końcu zostać skierowaną wprost w niego. Z jego ust wyrwało się ciche stęknięcie, gdy - zaskoczony uderzeniem - zachwiał się, na chwilę tracąc czujność, co prawie przypłacił wypadnięciem za burtę. Mimo tego nie odczuł cięcia, nie miał posmaku krwi w ustach; co się stało? Spojrzał w kierunku selmy w samą porę, by dostrzec uderzający w nią promień zaklęcia, który następnie oddzielił jej łeb od wielkiego, poskręcanego cielska. Przymknął oczy i odruchowo zasłonił się ramieniem, gdy chlusnęła na nich fala krwi. Odkaszlnął cicho, by po chwili spojrzeć na Morgotha i wymienić z nim porozumiewawcze spojrzenia. Przetrwali to, mogli ruszać w dalszą drogę.
- Bywało gorzej - odparł cicho, prawie nie poznając swego głosu. - A u ciebie? - dodał prędko; miał na sumieniu potraktowanie arystokraty odłamkami szkła, co na pewno nie poprawiło ich sytuacji. Chciał jednak wierzyć, że obaj staną na wysokości zadania.
Goyle czuł się gorzej z każdą kolejną chwilę; temperatura jego ciała wzrastała, i to w zastraszającym tempie. Dopiero co wrócili do wiosłowania w kierunku unoszącego się nad taflą morza dymu, a on już zaczynał mieć dreszcze; nie miał jednak zamiaru narzekać, ani dawać towarzyszowi znać, że coś z nim nie tak. Dopóki jeszcze miał siłę, by utrzymać się w pionie, wciąż wierzył w powodzenie ich misji. Był jednak wdzięczny za to, że nie musi stać, a ich łódka wciąż była cała.
W końcu znaleźli się na miejscu, tuż przy wznoszącej się z tafli morza konstrukcji. Dym ćmił z czegoś, co wyglądało jak kilkanaście splątanych ze sobą wstęg; z pewnością to były szczątki dementora, o których mówiono na spotkaniu. Przez chwilę wpatrywał się w te niepokojące, nienaturalne kształty, a gdy zdawało mu się, że wstęgi poruszają się, zaś do jego uszu docierają jakieś krzyki, przymknął na chwilę oczy. W końcu spojrzał na Yaxleya i skinął mu krótko głową.
- Ja zacznę - zaoferował, doskonale wiedząc, że z każdą chwilą był coraz słabszy, zaś jego szanse na okazanie się przydatnym malały. Wyciągnął przed siebie różdżkę i skierował ją w stronę konstrukcji, próbując zignorować ten widok, te wrażenia słuchowe, a skupić się na krążących tutaj duszach i ich sile, która miała im się przydać do stworzenia skutecznej bariery. Podobnie jak przy próbie naprawy anomalii, tak i teraz chciał podporządkować tę dziką siłę swej woli, by następnie pozwolić Morgothowi na zrobienie z niej użytku.
| docelowa moc, st 50
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
|136/176 -10
- Nie przejmuj się - odpowiedział krótko, chcąc dać równocześnie znać swojemu towarzyszowi, że nie miał mu za złe. Ich misja była wymagająca, chwilowe szarpanie się z selmą zdekoncentrowało ich na tyle, by nie panowali odpowiednio nad własną magią, a co dopiero nad anomaliami. Wiedzieli, że szalejąca energia zaskakiwała w najmniej spodziewanym momencie i uderzała bez względu na to, kto wymawiał czar. Równie dobrze sam mógł być tego przyczyną. Był słaby, już od urodzenia naznaczony genetyczną klątwą, lecz nie sprawiało to, że poprzestawał. Parł naprzód, nie bojąc się podejmować działań, które mogły w jakikolwiek mu zagrozić. Wpierw smoki, później Rycerze Walpurgii i ich misje, a na sam koniec próba, po której został jednym z nielicznych Śmierciożerców. Daleko było mu do życiowego doświadczenia wielu z walczących z nim ramię w ramię - każda chwila się jednak nim stawała, a ich intensywność przewyższała momenty przeważającej grupy. Kto dobrowolnie wszedł do Azkabanu, by wyrwać z jego granic drugą osobę i wrócił? Samo wspomnienie tego miejsca wzbudzało w Morgocie dreszcze, jednak miał świadomość, że dokonali tego.
Teraz nie miało być inaczej. Nie mogli zawieść. Musieli, po prostu musieli wrócić z czymś. Lub w ogóle. Odsunął się, pozwalając Caelanowi działać i obserwował jego zmagania ze spętaniem dusz. Marynarz jednak musiał być wyjątkowo wymęczony, magia, zamiast przyciągać dusze, zwyczajnie rozproszyła się. Co prawda część z nich została złapana, lecz było ich zbyt mało. Yaxley odszedł kawałek dalej, nie chcąc obserwować Goyle'a - sam zresztą musiał się skupić na swojej części zadania. Wiedział, co było potrzebne, lecz szum w uszach wywołany wzrostem ciśnienia przepływającej przez żyły krwi wciąż m towarzyszył. Selma zrobiła na nim wrażenie, a teraz jej łeb leżał na dnie łodzi. Odetchnął, zamykając oczy i unosząc różdżkę. - Protego Kletva - wypowiedział, skupiając się na wizualizowaniu bariery. Musiał ją stworzyć, by Zakon Feniksa nie mógł się dostać do Azkabanu. Nie mogli na to pozwolić. Chciał, żeby tak właśnie było.
| docelowa moc, st 50
- Nie przejmuj się - odpowiedział krótko, chcąc dać równocześnie znać swojemu towarzyszowi, że nie miał mu za złe. Ich misja była wymagająca, chwilowe szarpanie się z selmą zdekoncentrowało ich na tyle, by nie panowali odpowiednio nad własną magią, a co dopiero nad anomaliami. Wiedzieli, że szalejąca energia zaskakiwała w najmniej spodziewanym momencie i uderzała bez względu na to, kto wymawiał czar. Równie dobrze sam mógł być tego przyczyną. Był słaby, już od urodzenia naznaczony genetyczną klątwą, lecz nie sprawiało to, że poprzestawał. Parł naprzód, nie bojąc się podejmować działań, które mogły w jakikolwiek mu zagrozić. Wpierw smoki, później Rycerze Walpurgii i ich misje, a na sam koniec próba, po której został jednym z nielicznych Śmierciożerców. Daleko było mu do życiowego doświadczenia wielu z walczących z nim ramię w ramię - każda chwila się jednak nim stawała, a ich intensywność przewyższała momenty przeważającej grupy. Kto dobrowolnie wszedł do Azkabanu, by wyrwać z jego granic drugą osobę i wrócił? Samo wspomnienie tego miejsca wzbudzało w Morgocie dreszcze, jednak miał świadomość, że dokonali tego.
Teraz nie miało być inaczej. Nie mogli zawieść. Musieli, po prostu musieli wrócić z czymś. Lub w ogóle. Odsunął się, pozwalając Caelanowi działać i obserwował jego zmagania ze spętaniem dusz. Marynarz jednak musiał być wyjątkowo wymęczony, magia, zamiast przyciągać dusze, zwyczajnie rozproszyła się. Co prawda część z nich została złapana, lecz było ich zbyt mało. Yaxley odszedł kawałek dalej, nie chcąc obserwować Goyle'a - sam zresztą musiał się skupić na swojej części zadania. Wiedział, co było potrzebne, lecz szum w uszach wywołany wzrostem ciśnienia przepływającej przez żyły krwi wciąż m towarzyszył. Selma zrobiła na nim wrażenie, a teraz jej łeb leżał na dnie łodzi. Odetchnął, zamykając oczy i unosząc różdżkę. - Protego Kletva - wypowiedział, skupiając się na wizualizowaniu bariery. Musiał ją stworzyć, by Zakon Feniksa nie mógł się dostać do Azkabanu. Nie mogli na to pozwolić. Chciał, żeby tak właśnie było.
| docelowa moc, st 50
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
|185/230 (-10)
Nie był z siebie zadowolony. Mimo skupienia, mimo próby wizualizacji tego, co chciałby zrobić z duszami, nie poddały się one jego woli. I choć z każdą chwilą czuł się coraz gorzej, to nie podejrzewał, by wzrastająca temperatura ciała czy byle ciarki okazały się tutaj decydujące; najwidoczniej nie był dość dobry, by osiągnąć sukces. Tak samo, jak w ubiegłym miesiącu nie był w stanie opanować szalejących anomalii. Westchnął ciężko, z zawodem, jednak nie powiedział ani słowa. Przeniósł na arystokratę zmęczone, nie do końca przytomne spojrzenie, zaś w odpowiedzi kiwnął mu tylko głową. Nie rozumiał już do końca, czy jego słowa odnosiły się do zapytania o stan zdrowia, czy raczej do - widocznie nieudanej - próby; gorączka robiła swoje. Nie potrzebował pocieszenia, nie potrzebował współczucia, Yaxley stanowił jednak na tyle komfortowe towarzystwo, że nie odburknął mu niczego niemiłego. Nie bez wpływu na ten stan rzeczy był fakt, że Morgoth - choć wyraźnie młodszy - stał w szeregach Rycerzy wyżej, był bliższy ich Panu. Ufał więc w jego osąd. Był posłuszny.
Na tyle uważnie, na ile jeszcze był w stanie, obserwował poczynania towarzysza; wydawało mu się, że po chwili dostrzegł coś, co pomknęło we wskazanym przez niego kierunku - dusze, które miały wzmocnić Azkaban? Nie był już jednak pewien, czy to wyobraźnia płatała mu figla, czy naprawdę mógł to zobaczyć.
- Wracajmy - powiedział tylko cicho, słabiej niż zwykle, wciąż jednak nie skarżył się na niemoc. Zrobili ile mogli; pozostawało mieć nadzieję, że innym Rycerzom pójdzie lepiej, że uda im się wzmocnić bariery i uniemożliwić Zakonnikom wtargnięcie na teren Azkabanu. Rybacy nie mieli odzyskać swej łodzi; nie było po co marnować sił na dalsze wiosłowanie. Zgodnie z ustalonym wcześniej planem, obaj przeteleportowali się na pokład pozostawionego pod opieką załogi żaglowca; Caelan obawiał się nieco, czy i tym razem nie dojdzie do nieszczęścia, pojawił się jednak na pokładzie statku cały i względnie zdrowy. Kiedy upewnił się, że teleportacja Morgotha zakończyła się powodzeniem, wydał rozkaz powrotu i udał się do swego gabinetu, by poszukać odpowiedniego eliksiru, który mógłby zbić gorączkę.
Kiedy już znaleźli się blisko Anglii, arystokrata zamienił się w czarną mgłę i opuścił pokład żaglowca.
| 2xzt
Nie był z siebie zadowolony. Mimo skupienia, mimo próby wizualizacji tego, co chciałby zrobić z duszami, nie poddały się one jego woli. I choć z każdą chwilą czuł się coraz gorzej, to nie podejrzewał, by wzrastająca temperatura ciała czy byle ciarki okazały się tutaj decydujące; najwidoczniej nie był dość dobry, by osiągnąć sukces. Tak samo, jak w ubiegłym miesiącu nie był w stanie opanować szalejących anomalii. Westchnął ciężko, z zawodem, jednak nie powiedział ani słowa. Przeniósł na arystokratę zmęczone, nie do końca przytomne spojrzenie, zaś w odpowiedzi kiwnął mu tylko głową. Nie rozumiał już do końca, czy jego słowa odnosiły się do zapytania o stan zdrowia, czy raczej do - widocznie nieudanej - próby; gorączka robiła swoje. Nie potrzebował pocieszenia, nie potrzebował współczucia, Yaxley stanowił jednak na tyle komfortowe towarzystwo, że nie odburknął mu niczego niemiłego. Nie bez wpływu na ten stan rzeczy był fakt, że Morgoth - choć wyraźnie młodszy - stał w szeregach Rycerzy wyżej, był bliższy ich Panu. Ufał więc w jego osąd. Był posłuszny.
Na tyle uważnie, na ile jeszcze był w stanie, obserwował poczynania towarzysza; wydawało mu się, że po chwili dostrzegł coś, co pomknęło we wskazanym przez niego kierunku - dusze, które miały wzmocnić Azkaban? Nie był już jednak pewien, czy to wyobraźnia płatała mu figla, czy naprawdę mógł to zobaczyć.
- Wracajmy - powiedział tylko cicho, słabiej niż zwykle, wciąż jednak nie skarżył się na niemoc. Zrobili ile mogli; pozostawało mieć nadzieję, że innym Rycerzom pójdzie lepiej, że uda im się wzmocnić bariery i uniemożliwić Zakonnikom wtargnięcie na teren Azkabanu. Rybacy nie mieli odzyskać swej łodzi; nie było po co marnować sił na dalsze wiosłowanie. Zgodnie z ustalonym wcześniej planem, obaj przeteleportowali się na pokład pozostawionego pod opieką załogi żaglowca; Caelan obawiał się nieco, czy i tym razem nie dojdzie do nieszczęścia, pojawił się jednak na pokładzie statku cały i względnie zdrowy. Kiedy upewnił się, że teleportacja Morgotha zakończyła się powodzeniem, wydał rozkaz powrotu i udał się do swego gabinetu, by poszukać odpowiedniego eliksiru, który mógłby zbić gorączkę.
Kiedy już znaleźli się blisko Anglii, arystokrata zamienił się w czarną mgłę i opuścił pokład żaglowca.
| 2xzt
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Norwegia - misja poboczna
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże