Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Jezioro Loch Morar
Strona 1 z 29 • 1, 2, 3 ... 15 ... 29
AutorWiadomość
Loch Morar
Na dalekiej północy, w malowniczej Szkocji, leży jedno z licznych jezior - Loch Morar. Ma ponad dziewiętnaście kilometrów długości, a jego głębokość sięga ponad trzystu metrów, co czyni go najgłębszym jeziorem Wysp Brytyjskich.
Okolica zachwyca; wzgórza wokół Loch Morar są malownicze i zielone, co dziwi - w zdecydowanej większości niezamieszkałe. Nawet typowe dla Szkocji rude krowy trudno tu znaleźć. Być może za sprawą pogłosek, których od kilku dekad jest coraz więcej - mówią o potworze w głębinach zwanym Morag. Jego istnienie nie zostało jednak potwierdzone nawet przez czarodziejów.
Okolica zachwyca; wzgórza wokół Loch Morar są malownicze i zielone, co dziwi - w zdecydowanej większości niezamieszkałe. Nawet typowe dla Szkocji rude krowy trudno tu znaleźć. Być może za sprawą pogłosek, których od kilku dekad jest coraz więcej - mówią o potworze w głębinach zwanym Morag. Jego istnienie nie zostało jednak potwierdzone nawet przez czarodziejów.
To było chłodne, październikowe popołudnie. Nad spokojną taflą jeziora Loch Morar kłębiła się gęsta, nieprzejrzana mgła. Okoliczne wzgórza, więdnące na zimę, był zupełnie puste; próżno było tu szukać choćby jednej żywej duszy. Jedynie wiatr wył potępieńczo.
Nieopodal jeziora, na jego północnym brzegu, stał niepozorny stary, kamienny łuk. Łuk zbudowano ze zwykłego kamienia, teraz porośniętego mchem, zniszczył go czas i surowe, szkockie warunki; miał być on miejscem spotkania kilku śmiałków, którzy mieli wyruszyć ku przygodzie - a raczej na poszukiwania legendarnego skarbu, spędzającego sen z powiek Osberta Delaneya. Od kilku tygodni jego ludzie rozpuszczali w odpowiednich kręgach wici o planowanej wyprawie. Wielu odmówił, nie mógł powierzyć tak ważnej sprawy w byle jakie ręce. Wybrał tych, którzy wyróżniali się talentami, albo wiedzą - i w jego przekonaniu mogli wspólnymi siłami odnaleźć skarb.
Na parapecie każdego członków wyprawy wieczorem czternastego października przysiadła sowa niosąca list od Delaneya. Na pergaminie nakreślono zaledwie kilka informacji - mieli przybyć nad jezioro Loch Morar w Szkocji, a punktem orientacyjnym był stary, kamienny łuk.
Zbliżała się godzina siedemnasta. Przy łuku stało już wtedy dwóch czarodziejów w ciemnych szatach. Jeden wysoki, o pociągłej twarzy i czujnym, chytrym spojrzeniu; drugi niższy, za to barczysty i krępy, to jego kojarzyło kilkoro z wybranych śmialków - nazywał się z Ormund i mówiono o nim, że jest prawą ręką Delaneya. Oczekiwali na przybycie Caelana i Caley Goyle, Edgara Burke, Matthew Botta, Magnusa Rowle i Zacharego Shafiq. Mieli pojawić się tu sami i zatrzymać informację, że skarb może znajdować się gdzieś nad jeziorem Loch Morar, dla siebie - to nie przeszłoby wszak bez echa i najprawdopodobniej ściągnęłoby w tę okolicę innych łowców skarbów.
| Mistrz Gry wita Was wszystkich serdecznie na wydarzeniu Nie wszystko złoto, co się świeci. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić!
Każdy z Was dostał prywatną sowę z dodatkowymi informacjami, które postaci otrzymały od Delaneya jeszcze przed piętnastym października.
To post wprowadzający. Macie 48h na pojawienie się na miejscu - i jest to czas na na zamknięcie wszystkich kwestii rozwoju postaci, tj. zakupu statystyk, biegłości, czy przedmiotów. Po następnym poście Mistrza Gry ta możliwość zostaje zablokowana.
Przypominam zapominalskim o zaktualizowaniu tabelek z żywotnością. Jeśli nie zostanie zaktualizowana do następnego posta Mistrza Gry będzie on brał pod uwagę stare kary.
Proszę o dokładne opisanie tego co ma przy sobie Wasza postać, wypisanie w dopisku pod postem wszystkich przedmiotów i eliksirów. Tylko one będą w późniejszych postach brane pod uwagę.
Przypominam także, że wydarzenie zagraża życiu i zdrowiu postaci.
W razie wątpliwości, bądź pytań proszę o kierowanie je na pw Sigrun Rookwood (można też pisać na gg, choć tam może mi to umknąć).
Postarajcie się przeżyć. Miłej zabawy!
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.11.18 11:50, w całości zmieniany 1 raz
Okolica nie była mi nieznana. Kiedyś zdarzyło mi się przemykać przez nią częściej, lecz nawet teraz pomimo upływu czasu nie miałem trudności w tym by znaleźć ustalony punkt zbiórki. Informacje na temat wyprawy wydawały mi się wciąż mętne jednak nie budziło to we mnie żadnej dodatkowej podejrzliwości. Zdarzało mi się robić już mniej lub bardziej śliskie interesy i trzymanie w niepewności do ostatniej chili było bardzo typową zagrywką. Nie robiło mi to różnicy. Bez względu na szczegóły nie zapowiadało się bym zrezygnował. Nie kiedy spędziłem na cholernej miotle w powietrzu zdecydowanie dłużej niż to wstępnie zakładałem. No ale nic - wylądowałem i wyciągnąłem se kija z pomiędzy nóg by następnie bez skrępowania, nieco ostentacyjnie poprawić portki w kroku tak by jajka znalazły się w najwygodniejszym ułożeniu. Dopiero potem skinąłem głową w stronę Długiego i Krótkiego jak to tam ich nazywałem w myślach. Pomacałem się jeszcze po kieszeniach upewniając się, że wszystko ze sobą miałem. Nie było to nic zmyślnego. Właściwie nic co wymagałoby ode mnie posiadania dodatkowego pakunku - tego unikałem. Różdżka, jakieś wspomagacze perswazji, dwie nogi, ręce i lekka głowa. Heh.
Oczekiwaniu na jakąś pożal się gula hałastrę która będzie mi najpewniej wadzić i drażnić postanowiłem se zapalić fajka.
|eq: Różdżka, magiczny kompas, nóż, oko ślepego, piersiówka "Bezdna", propeller żądlibąkowy, bransoletka z włosów syreny, czarna perła, biały kryształ w formie naszyjnika, maść żywokostowa ( stat. 0, 1 porcja)
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oczekiwaniu na jakąś pożal się gula hałastrę która będzie mi najpewniej wadzić i drażnić postanowiłem se zapalić fajka.
|eq: Różdżka, magiczny kompas, nóż, oko ślepego, piersiówka "Bezdna", propeller żądlibąkowy, bransoletka z włosów syreny, czarna perła, biały kryształ w formie naszyjnika, maść żywokostowa ( stat. 0, 1 porcja)
[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 12.11.18 23:46, w całości zmieniany 1 raz
Poznał Delaneya wiele lat temu, kiedy mężczyzna przekroczył próg sklepu na Nokturnie i niedługo później stał się jego stałym klientem. Niejednokrotnie sprowadzano dla niego ciekawe przedmioty na specjalne zamówienie - nie dało się ukryć, że miał pokaźną wiedzę i jeszcze pokaźniejszą chęć zgromadzenia w swym skarbcu jak największej ilości artefaktów. Edgar cenił go jako klienta. Zawsze wiedział po co przychodzi. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko dowiedział się o tej eskapadzie, nabrał ochoty na wzięcie w niej udziału. A fakt, że zdecydował się na to również jego przyjaciel Magnus Rowle, tylko spotęgował to uczucie. Już nie raz udowodnili, że tworzą zgrany duet, szczególnie kiedy znajdą się w sytuacji pozornie bez wyjścia. Oni wyjście znajdą.
Dostał się na miejsce swoim najmniej ulubionym środkiem transportu - miotłą. Niestety teleportacja wciąż szwankowała, a on nie chciał utracić kolejnej części ciała. Na szczęście niebo było bezchmurne i nie padało - nie dało się chyba wywróżyć sobie lepszych warunków na lot.
Kiedy dotarł nad jezioro, niechętnie zauważył, że oprócz dwóch nieznajomych nad jeziorem znajduje się jeszcze Matthew Bott. Tak, sam nakazał mu przyjście w to miejsce, lecz widok jego osoby zawsze wzbudzał w nim niechęć, bez względu na okoliczności. Wylądował niedaleko, posyłając mu znaczące spojrzenie, ale nic nie powiedział - nie chciało mu się strzępić języka.
Wziąłem ze sobą różdżkę, fluoryt i amulet z jeleniego poroża.
I Matta
Dostał się na miejsce swoim najmniej ulubionym środkiem transportu - miotłą. Niestety teleportacja wciąż szwankowała, a on nie chciał utracić kolejnej części ciała. Na szczęście niebo było bezchmurne i nie padało - nie dało się chyba wywróżyć sobie lepszych warunków na lot.
Kiedy dotarł nad jezioro, niechętnie zauważył, że oprócz dwóch nieznajomych nad jeziorem znajduje się jeszcze Matthew Bott. Tak, sam nakazał mu przyjście w to miejsce, lecz widok jego osoby zawsze wzbudzał w nim niechęć, bez względu na okoliczności. Wylądował niedaleko, posyłając mu znaczące spojrzenie, ale nic nie powiedział - nie chciało mu się strzępić języka.
Wziąłem ze sobą różdżkę, fluoryt i amulet z jeleniego poroża.
I Matta
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Musiała przebrnąć przez pogardliwe uśmiechy i pełne powątpiewania spojrzenia, gdy zgłaszała swoją kandydaturę do wyprawy; nie spodziewała się ciepłego przyjęcia, lecz w końcu jej siła perswazji pomogła sięgnąć celu. Posiadała talenty i umiejętności, które mogły okazać się cenne podczas poszukiwań słynnego kryształu, a gdy okazało się, że jednym z jej towarzyszy będzie Caelan, jej pewność siebie nieco urosła. Nigdy nie miała okazji współpracować z nim w taki sposób, a szkocka przygoda mogła pomóc jej zdobyć uznanie najstarszego brata. Wierzyła, że będą zgranym duetem i razem przysłużą się sprawie Delaneya.
Spotkali się w miejscu, z którego świstoklik miał przenieść ich do Szkocji. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, zdradzając cząstkę szczerego podekscytowania.
- Zdycha ci bydło, umierają krewni i ty sam umierasz. Lecz sława, którąś zdobył, nie umrze nigdy – Havamal. Pieśń Najwyższego znali oboje i wiedzieli, co kryło się za słowami czarownicy. On przeżył już wiele takich wypraw, dla niej był to dopiero początek.
Jeszcze przed wyruszeniem Caley przekazała bratu kilka małych fiolek eliksirów, które ten wybrał wedle życzenia z jej domowego zasobu; były wśród nich Pies gończy, Wywar z sangwiniary, Eliksir niezłomności i Niemo-War. Swoje trzymała w skórzanej torbie, przewieszonej przez ramię, a znalazły się tam Smoczy Eliksir, Wywar z sangwiniary, Pies gończy, Płynne srebro, Eliksir kurczący oraz Eliksir niezłomności. Obok nich zmieściła jeszcze piersiówkę wypełnioną rumem, tabliczkę czekolady oraz damskie papierosy. Na palcu serdecznym lewej dłoni połyskiwało Oko Ślepego, a do paska doczepiona była wąska mizerykordia. Goyle miała na sobie ocieplaną czarną szatę z kapturem, pod którą skrywała burgundową, prostą suknię z nieskromnym dekoltem, dodatkowo przewiązaną szmaragdową kamizelką w gorsetowym stylu. Związane w gruby warkocz włosy odrzuciła na plecy. Na nogi założyła skórzane trzewiki do połowy łydki i szybko pogratulowała sobie wzięcia rękawiczek, gdyż szkocka pogoda pozostawiała wiele do życzenia.
Droga do kamiennego łuku była nieco dłuższa, niż się spodziewała, lecz o siedemnastej znajdowali się już z Caelanem na miejscu, dołączając do czwórki mężczyzn. Jednym z nich był Ormund, któremu Caley czujnie się przyjrzała, lecz na dobrą sprawę nie wyczuwała żadnego podstępu. Spodziewała się, że przez wzgląd na swoją płeć, inni mogą spoglądać na nią z góry, lecz nie zamierzała na siłę udowadniać im swojej wartości. Nonszalancko odpaliła papierosa i w milczeniu oczekiwała na pozostałych członków wyprawy. Miała nadzieję, że zatrzymali oni dla siebie szczegóły ekspedycji, w innym wypadku na pewno nie pozostaną tu długo jedynymi poszukiwaczami.
proszę o uwzględnienie tego postu.
ekwipunek: różdżka, Oko Ślepego (pierścionek na palcu serdecznym lewej dłoni), przy pasku wąska mizerykordia oraz pełna sakiewka, przewieszona przez ramię skórzana torba, a w niej: eliksiry: Smoczy eliksir (1 porcja, stat. 5), Wywar z sangwinairy (1 porcja, stat. 5), Płynne srebro 1 porcja, stat. 5), Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5), Pies gończy (1 porcja, stat. 5), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5); damskie papierosy, tabliczka czekolady, piersiówka z rumem.
Caelanowi przekazuję: Pies gończy (1 porcja, stat. 5), Niemo-War (1 porcja, stat. 5), Wywar z sangwinairy (1 porcja, stat. 5), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5).
Spotkali się w miejscu, z którego świstoklik miał przenieść ich do Szkocji. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, zdradzając cząstkę szczerego podekscytowania.
- Zdycha ci bydło, umierają krewni i ty sam umierasz. Lecz sława, którąś zdobył, nie umrze nigdy – Havamal. Pieśń Najwyższego znali oboje i wiedzieli, co kryło się za słowami czarownicy. On przeżył już wiele takich wypraw, dla niej był to dopiero początek.
Jeszcze przed wyruszeniem Caley przekazała bratu kilka małych fiolek eliksirów, które ten wybrał wedle życzenia z jej domowego zasobu; były wśród nich Pies gończy, Wywar z sangwiniary, Eliksir niezłomności i Niemo-War. Swoje trzymała w skórzanej torbie, przewieszonej przez ramię, a znalazły się tam Smoczy Eliksir, Wywar z sangwiniary, Pies gończy, Płynne srebro, Eliksir kurczący oraz Eliksir niezłomności. Obok nich zmieściła jeszcze piersiówkę wypełnioną rumem, tabliczkę czekolady oraz damskie papierosy. Na palcu serdecznym lewej dłoni połyskiwało Oko Ślepego, a do paska doczepiona była wąska mizerykordia. Goyle miała na sobie ocieplaną czarną szatę z kapturem, pod którą skrywała burgundową, prostą suknię z nieskromnym dekoltem, dodatkowo przewiązaną szmaragdową kamizelką w gorsetowym stylu. Związane w gruby warkocz włosy odrzuciła na plecy. Na nogi założyła skórzane trzewiki do połowy łydki i szybko pogratulowała sobie wzięcia rękawiczek, gdyż szkocka pogoda pozostawiała wiele do życzenia.
Droga do kamiennego łuku była nieco dłuższa, niż się spodziewała, lecz o siedemnastej znajdowali się już z Caelanem na miejscu, dołączając do czwórki mężczyzn. Jednym z nich był Ormund, któremu Caley czujnie się przyjrzała, lecz na dobrą sprawę nie wyczuwała żadnego podstępu. Spodziewała się, że przez wzgląd na swoją płeć, inni mogą spoglądać na nią z góry, lecz nie zamierzała na siłę udowadniać im swojej wartości. Nonszalancko odpaliła papierosa i w milczeniu oczekiwała na pozostałych członków wyprawy. Miała nadzieję, że zatrzymali oni dla siebie szczegóły ekspedycji, w innym wypadku na pewno nie pozostaną tu długo jedynymi poszukiwaczami.
proszę o uwzględnienie tego postu.
ekwipunek: różdżka, Oko Ślepego (pierścionek na palcu serdecznym lewej dłoni), przy pasku wąska mizerykordia oraz pełna sakiewka, przewieszona przez ramię skórzana torba, a w niej: eliksiry: Smoczy eliksir (1 porcja, stat. 5), Wywar z sangwinairy (1 porcja, stat. 5), Płynne srebro 1 porcja, stat. 5), Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5), Pies gończy (1 porcja, stat. 5), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5); damskie papierosy, tabliczka czekolady, piersiówka z rumem.
Caelanowi przekazuję: Pies gończy (1 porcja, stat. 5), Niemo-War (1 porcja, stat. 5), Wywar z sangwinairy (1 porcja, stat. 5), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5).
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Był zaskoczony, gdy okazało się, że nie był jedynym Goylem, którego wybrano do wzięcia udziału w wyprawie Delaneya. Nie wyobrażał sobie, by jego młodsza siostra mogła się w ogóle zgłosić, o zostaniu wytypowaną do ruszenia w teren nie wspominając. I nie dlatego, że w nią nie wierzył - była mądrzejsza i bardziej utalentowana od większości kandydatów, to na pewno. Jednakże... Skąd w ogóle wiedziała o tym przedsięwzięciu? I dlaczego chciała stawać w pierwszym szeregu, ryzykować swym zdrowiem, może nawet życiem? Brakowało jej adrenaliny? W to wątpił; słyszał przecież o tragedii, która ją spotkała.
O tym jednak będą mogli porozmawiać później - w trakcie kolejnego spotkania w Zielonej Wróżce.
Spotkanie z Ormundem przyniosło odpowiedzi na kilka spośród dręczących go pytań, nadal jednak nie mogli być pewni, z czym przyjdzie im się zmierzyć - i czy będą jedyną grupą poszukiwawczą. Stawił się w umówionym miejscu, o umówionej porze, by spotkać się z wyraźnie ożywioną Caley przy świstokliku mającym zabrać ich do Szkocji. W reakcji na jej słowa pokiwał krótko głową, obdarzając ją przy tym uważnym spojrzeniem; musiał mieć na nią oko.
- Szczęśliw ten, kto sam sobie zdobędzie dobre imię i chwałę - odparł innym cytatem z Pieśni. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, już niebawem będą mieli co wspominać - a przy tym stać ich będzie na co najmniej tydzień ciągłego picia.
Podziękował jej cicho, gdy przekazywała mu eliksiry, o których wcześniej rozmawiali. Pochował fiolki w kieszeniach swego nieodłącznego płaszcza, który założył i na tę okazję. Oprócz nich miał przy sobie jeszcze tylko różdżkę, papierosy i piersiówkę z odrobiną rumu. Wierzył, że to wystarczy, by przetrwać.
Nie należał do zagorzałych zwolenników podróży świstoklikami, jednak musiał przyznać, że nie dotarliby we wskazane miejsce szybciej niż przy użyciu jednego z nich. Do kamiennego łuku, pod którym mieli się spotkać, dotarli po krótkim spacerze.
Caelan nie zdziwił się widząc na miejscu Ormunda - tego, z którym mieli już spotkanie. Nie rozpoznawał towarzyszącego mu, wyższego mężczyzny, nie przejął się tym jednak wiele. Powiódł wzrokiem po twarzach pozostałych śmiałków, jak podejrzewał, i rozpoznał w jednym z nich lorda, z którym należeli do tej samej organizacji - skinął mu krótko głową, na tym poprzestał. Nie przerywał milczenia; wierzył, że Ormund powiadomi ich, gdy wszyscy będą już gotowi, a ich wyprawa w końcu się zacznie.
| ekwipunek: różdżka, papierosy, piersiówka z rumem oraz eliksiry przekazane przez Caley
O tym jednak będą mogli porozmawiać później - w trakcie kolejnego spotkania w Zielonej Wróżce.
Spotkanie z Ormundem przyniosło odpowiedzi na kilka spośród dręczących go pytań, nadal jednak nie mogli być pewni, z czym przyjdzie im się zmierzyć - i czy będą jedyną grupą poszukiwawczą. Stawił się w umówionym miejscu, o umówionej porze, by spotkać się z wyraźnie ożywioną Caley przy świstokliku mającym zabrać ich do Szkocji. W reakcji na jej słowa pokiwał krótko głową, obdarzając ją przy tym uważnym spojrzeniem; musiał mieć na nią oko.
- Szczęśliw ten, kto sam sobie zdobędzie dobre imię i chwałę - odparł innym cytatem z Pieśni. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, już niebawem będą mieli co wspominać - a przy tym stać ich będzie na co najmniej tydzień ciągłego picia.
Podziękował jej cicho, gdy przekazywała mu eliksiry, o których wcześniej rozmawiali. Pochował fiolki w kieszeniach swego nieodłącznego płaszcza, który założył i na tę okazję. Oprócz nich miał przy sobie jeszcze tylko różdżkę, papierosy i piersiówkę z odrobiną rumu. Wierzył, że to wystarczy, by przetrwać.
Nie należał do zagorzałych zwolenników podróży świstoklikami, jednak musiał przyznać, że nie dotarliby we wskazane miejsce szybciej niż przy użyciu jednego z nich. Do kamiennego łuku, pod którym mieli się spotkać, dotarli po krótkim spacerze.
Caelan nie zdziwił się widząc na miejscu Ormunda - tego, z którym mieli już spotkanie. Nie rozpoznawał towarzyszącego mu, wyższego mężczyzny, nie przejął się tym jednak wiele. Powiódł wzrokiem po twarzach pozostałych śmiałków, jak podejrzewał, i rozpoznał w jednym z nich lorda, z którym należeli do tej samej organizacji - skinął mu krótko głową, na tym poprzestał. Nie przerywał milczenia; wierzył, że Ormund powiadomi ich, gdy wszyscy będą już gotowi, a ich wyprawa w końcu się zacznie.
| ekwipunek: różdżka, papierosy, piersiówka z rumem oraz eliksiry przekazane przez Caley
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zapobiegawczo przyoblekł swoje dłonie w skórzane rękawice. Wiedział, że będzie zimno jak skurwysyn, jesienna aura nie rozpieszczała, a Magnus nadzwyczaj dbał teraz o swoją skórę i przestrzegał ubierania się stosownie do pogody. Perypetie z niespodziewanej wycieczki do cofniętego w rozwoju ZSRR zmusiły go do wyciągnięcia wniosków. Tak więc począł praktykować nakładanie na siebie przynajmniej kilku warstw odzienia oraz przykładać większą wagę do swych słów. Gorącej głowy tak prędko nie ostudził, lecz chwytał się za precyzję, nawet jeśli była mu brzytwą, kaleczącą ręce do krwi. Babrał się w gorszych płynach ustrojowych, więc perspektywa utraty nieco kleistej cieczy raczej go nie mroziła. Chyba stawał się masochistą odciętym od swych ulubionych przyjemności, bo gdyby miał uciekać przed uzbrojonymi po zęby czarnoksiężnikami dla samej tylko adrenaliny, to przystałby na ten układ. Z pocałowaniem ręki.
Przygoda brzmiał szumnie, choć w poszukiwanie skarbów ostatni raz bawił się, kiedy jeszcze z Louvelem zgadzali się we wszystkim, a szczytem perfidii było naplucie ojcu do butów. Nieco gardził tą manią posiadania, materialne rzeczy doceniał za użyteczność, estetykę zaś kierował do muzeum. Cudze hobby, szeroka kolekcja dość nieuchwytnego nazwiska wskrzeszała w nim ledwie iskrę zaintrygowania, przeciwnie do perspektywy wystawienia się na żer dla łowców nagród, krwiożerczych stworzeń tudzież podobno przychylnych mu dusz. W tym szaleństwie pewnie rozbiłby sobie głowę o mur i połamał kończyny, szałaputnie i na oślep pędząc na spotkanie z mglistym niebezpieczeństwem. Wyzwaniem. Rzucona rękawica była zbyt oczywista i zbyt kusząca, by mógł ją zignorować, a Burke za plecami stanowił wystarczający argument do zbycia konsekwencji pogardliwym wzruszeniem ramion. Z Edgarem radzili sobie, tworząc duet dobrany, choć pod wieloma względami zupełnie różny. Rowle przeczuwał, że mężczyzna w razie potrzeby przytrzyma go za kołnierz; ktoś inny powinien się wówczas liczyć z oderwanym ramieniem, zaś Burke w odstępie tygodnia z pewnością otrzymałby podziękowania za powstrzymanie wariackich zapędów. Skąpe wieści od Delaneya wróżyły kłopoty, które tak bardzo chciał spotkać, dlatego wyłaniając się na brzegu szkockiego jeziora z oparów czarnej mgły, zdążył się już uzbroić w wilczy, dość niepokojący uśmiech. Ostry wiatr wydymał poły jego peleryny - wyjątkowo prostej, bez haftów ani zdobień. Elegancję zastąpił dziś wygodą: choć w trzyczęściowych garniturach czuł się jak w drugiej skórze, to wolał nie prowokować losu. Przybywał anonimowo, jedynie Edgar miał prawo go znać, toteż emblematy Rowle'ów pozostawały niewidoczne. Jedynie sygnet na palcu mógł go zdradzić, lecz w półmroku odbita na nim pieczęć nie rzucała się w oczy. Starannie przystrzyżona broda, schludnie związane włosy, stonowane odzienie, jeśli się postarał, potrafił wyglądać przeciętnie. Bez słowa podszedł do Edgara i uścisnął jego dłoń, a następnie bezpardonowo przyjrzał się pozostałym. Wąsaty wyrostek, atrakcyjna kobieta, znajomy żeglarz, którego rozmyślnie zignorował - powinien zrozumieć - i pachołki ich zwierzchnika.
-Kto to? - bezpardonowo zapytał Ormunda, kiwając na jego wyższego towarzysza o czujnym, szczurzym spojrzeniu. Nie podobał mu się zupełnie, założył więc ręce na piersi oczekując wyjaśnień.
|mam ze sobą różdżkę, następujące eliksiry: Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 32), Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32), Wężowe usta (1 porcja, stat. 21), Smocza Łza (1 porcje, stat. 32), widły (3 sztuki), diable ziele (5, i guess?), czekoladę, paczkę miętówek, sakiewkę z pieniędzmi i piersiówkę wypełnioną nie alkoholem, a wodą
Przygoda brzmiał szumnie, choć w poszukiwanie skarbów ostatni raz bawił się, kiedy jeszcze z Louvelem zgadzali się we wszystkim, a szczytem perfidii było naplucie ojcu do butów. Nieco gardził tą manią posiadania, materialne rzeczy doceniał za użyteczność, estetykę zaś kierował do muzeum. Cudze hobby, szeroka kolekcja dość nieuchwytnego nazwiska wskrzeszała w nim ledwie iskrę zaintrygowania, przeciwnie do perspektywy wystawienia się na żer dla łowców nagród, krwiożerczych stworzeń tudzież podobno przychylnych mu dusz. W tym szaleństwie pewnie rozbiłby sobie głowę o mur i połamał kończyny, szałaputnie i na oślep pędząc na spotkanie z mglistym niebezpieczeństwem. Wyzwaniem. Rzucona rękawica była zbyt oczywista i zbyt kusząca, by mógł ją zignorować, a Burke za plecami stanowił wystarczający argument do zbycia konsekwencji pogardliwym wzruszeniem ramion. Z Edgarem radzili sobie, tworząc duet dobrany, choć pod wieloma względami zupełnie różny. Rowle przeczuwał, że mężczyzna w razie potrzeby przytrzyma go za kołnierz; ktoś inny powinien się wówczas liczyć z oderwanym ramieniem, zaś Burke w odstępie tygodnia z pewnością otrzymałby podziękowania za powstrzymanie wariackich zapędów. Skąpe wieści od Delaneya wróżyły kłopoty, które tak bardzo chciał spotkać, dlatego wyłaniając się na brzegu szkockiego jeziora z oparów czarnej mgły, zdążył się już uzbroić w wilczy, dość niepokojący uśmiech. Ostry wiatr wydymał poły jego peleryny - wyjątkowo prostej, bez haftów ani zdobień. Elegancję zastąpił dziś wygodą: choć w trzyczęściowych garniturach czuł się jak w drugiej skórze, to wolał nie prowokować losu. Przybywał anonimowo, jedynie Edgar miał prawo go znać, toteż emblematy Rowle'ów pozostawały niewidoczne. Jedynie sygnet na palcu mógł go zdradzić, lecz w półmroku odbita na nim pieczęć nie rzucała się w oczy. Starannie przystrzyżona broda, schludnie związane włosy, stonowane odzienie, jeśli się postarał, potrafił wyglądać przeciętnie. Bez słowa podszedł do Edgara i uścisnął jego dłoń, a następnie bezpardonowo przyjrzał się pozostałym. Wąsaty wyrostek, atrakcyjna kobieta, znajomy żeglarz, którego rozmyślnie zignorował - powinien zrozumieć - i pachołki ich zwierzchnika.
-Kto to? - bezpardonowo zapytał Ormunda, kiwając na jego wyższego towarzysza o czujnym, szczurzym spojrzeniu. Nie podobał mu się zupełnie, założył więc ręce na piersi oczekując wyjaśnień.
|mam ze sobą różdżkę, następujące eliksiry: Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 32), Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32), Wężowe usta (1 porcja, stat. 21), Smocza Łza (1 porcje, stat. 32), widły (3 sztuki), diable ziele (5, i guess?), czekoladę, paczkę miętówek, sakiewkę z pieniędzmi i piersiówkę wypełnioną nie alkoholem, a wodą
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Był zdziwiony, może nawet zaniepokojony, że otrzymał to dziwne zaproszenie i podążał za zawartymi w nim drogowskazami. Chłodna logika, tak cicha zazwyczaj, zaczynała krzyczeć, że popełniał głupstwo, idąc nieprzygotowanym. Skłębione emocje podpowiadały jednak to, z czym zjawił się w pobliżu jeziora otulonego niepokojącą mgłą – szansa na zadbanie interesów rodziny, jeśli takowe miały zostać naruszone. Kwestię uszczknięcia czegoś dla siebie, potencjalnego nagrody, czy jak jeszcze miałoby to zostać nazwane przez organizatora wyprawy traktował jako drugorzędne profity. Opuszczając wyspę, przyświecał mu zbożny cel, lecz nie wiedział, co mogło się wydarzyć w trakcie i jak miało wpłynąć to na jego osąd.
Kiedy jednak zaczął stawiać pierwsze kroki wokół łuku, jego rozważania nie miały większego znaczenia. Uważnie obserwował tych, którzy się tu zgromadzili, zdając sobie sprawę, że nie był jedynym, który otrzymał zaproszenie do udziału w wyprawie. Wodząc wzrokiem, próbował odnaleźć w twarzach pozostałych coś, czego mógłby się chwycić, lecz nic szczególnego w nich nie było, więc i on sam przyodział chłodną obojętność na twarz, ostatecznie skrywając ją pod długim i grubym szalem, mając na sobie zaledwie jeden element, który ostentacyjnie zdradzał jego tożsamość. Usilnie starając się zniknąć pod resztą szat, podszedł do tej jednej osoby, która była tak odpychająca, że nie miał szans się pomylić.
— Magnusie — wymamrotał półgębkiem w ramach przywitania, stając obok mężczyzny. Dłonie wsunął pod poły peleryny, gdzie chował różdżkę i był gotów szybko ją wyciągnąć, jak i z czystej chęci zachowania odrobiny ciepła dla siebie. Pomimo zabranych rękawiczek czuł kostniejące z zimna palce, a dreszcz, który przechodził go raz za razem, nie musiał wynikać z panującej pogody, a obecności tych dwóch, którzy w jego odczuciu wydawali się być nieszczególnie obdarzeni rozumem. Choć mógł się mylić, gdyby tylko zamierzali okazać trochę swojej elokwencji.
|Ekwipunek: różdżka
oraz dobre chęci
Kiedy jednak zaczął stawiać pierwsze kroki wokół łuku, jego rozważania nie miały większego znaczenia. Uważnie obserwował tych, którzy się tu zgromadzili, zdając sobie sprawę, że nie był jedynym, który otrzymał zaproszenie do udziału w wyprawie. Wodząc wzrokiem, próbował odnaleźć w twarzach pozostałych coś, czego mógłby się chwycić, lecz nic szczególnego w nich nie było, więc i on sam przyodział chłodną obojętność na twarz, ostatecznie skrywając ją pod długim i grubym szalem, mając na sobie zaledwie jeden element, który ostentacyjnie zdradzał jego tożsamość. Usilnie starając się zniknąć pod resztą szat, podszedł do tej jednej osoby, która była tak odpychająca, że nie miał szans się pomylić.
— Magnusie — wymamrotał półgębkiem w ramach przywitania, stając obok mężczyzny. Dłonie wsunął pod poły peleryny, gdzie chował różdżkę i był gotów szybko ją wyciągnąć, jak i z czystej chęci zachowania odrobiny ciepła dla siebie. Pomimo zabranych rękawiczek czuł kostniejące z zimna palce, a dreszcz, który przechodził go raz za razem, nie musiał wynikać z panującej pogody, a obecności tych dwóch, którzy w jego odczuciu wydawali się być nieszczególnie obdarzeni rozumem. Choć mógł się mylić, gdyby tylko zamierzali okazać trochę swojej elokwencji.
|Ekwipunek: różdżka
oraz dobre chęci
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mijały kolejne minuty, a kolejni czarodzieje pojawiali się na miejscu. Ormund obserwował powiększające się z każdą chwilą plamki na niebie, którymi okazali się dwaj czarodzieje. Najpierw na wzgórzu wylądował Matthew.
- Bott, niech skonam, znajdźcie to, a będziemy wszyscy srać galeonami - odezwał się w stronę Botta Ormund, uśmiechając się przy tym chytrze. Niedługo potem i Edgar przybył na miotle. - Panie - przywitał go krępy czarodziej, skinąwszy przy tym głową. Zamilkł jednak, nie zamierzając wszystkiego tłumaczyć każdemu z osobna, czekał aż pojawią się wszyscy.
Rodzeństwo Goyle pojawiło się jednocześnie, a gdy zbliżyli się do kamiennego łuku, Ormund obdarzył blondynkę badawczym spojrzeniem, uśmiechając się przy tym kpiąco kącikiem ust; na dłużej zatrzymał wzrok na nieskromnym dekolcie.
Nie czekali długo na pozostałych. Lordowie Rowle i Shafiq wkrótce dołączyli do innych.
- To Slynt - odpowiedział Ormund, zerkając na swojego towarzysza, który dalej uparcie milczał. - Będzie tu was czekał o brzasku ze świstoklikiem, który zabierze was do domu pana Delaneya - wyjaśnił lakonicznie. - Wszyscy już wiedzą czego szukamy. Kryształ musi znajdować się tutaj - lewą ręką wskazał na kamienny łuk. - Ten wybuch z początku maja... Osłabił zaklęcia ochronne. Trochę to zajęło, ale złamaliśmy je. Tego łuku nikt dotąd nie odnalazł - wielką dłonią poklepał szare, porośnięte mchem kamienie. - Żeby go przekroczyć potrzebne będzie wam to... - ciągnął dalej; pogrzebał za pazuchą i z nagłą, ogromną ostrożnie wyciągnął z niej kryształową fiolkę, którą wypełniała czerwona, gęsta ciecz. Odkorkował ją, przycisnął doń palec i przechylił, aby wylać nań kilka kropel - ale nie uronić zbyt wiele. Odwrócił się w stronę kamiennego łuku i chwilę szukał czegoś wzrokiem, marszcząc przy tym brwi. W końcu jego dłoń zawisła przy jednym z kamieni, zawahał się, lecz naznaczył go czerwoną cieszą, która przywodziła na myśl krew.
Dotychczas każdy z zebranych, kto spojrzał przez łuk nie widział nic, oprócz jeziora Loch Morar. Kiedy jednak palce Ormunda dotknęły kamieni w przestrzeni pomiędzy nimi powietrze zgęstniało, zaczęło drgać, falować.
- Tędy droga - powiedział niższy czarodziej; Slynt usunął się w bok, odsłaniając przejście. Ormund zakorkował fiolkę i uniósł ją, aby każdy przyjrzał się jej dokładnie. - To może być wam jeszcze potrzebne.
Podszedł do lorda Burke i wyciągnął fiolkę w jego kierunku.
- Pytania? - spytał cierpko.
Jeśli byli gotowi - mogli ruszać.
| Na odpis macie 48h. Gdyby potrzeba było Wam więcej czasu, to proszę o informację.
- Bott, niech skonam, znajdźcie to, a będziemy wszyscy srać galeonami - odezwał się w stronę Botta Ormund, uśmiechając się przy tym chytrze. Niedługo potem i Edgar przybył na miotle. - Panie - przywitał go krępy czarodziej, skinąwszy przy tym głową. Zamilkł jednak, nie zamierzając wszystkiego tłumaczyć każdemu z osobna, czekał aż pojawią się wszyscy.
Rodzeństwo Goyle pojawiło się jednocześnie, a gdy zbliżyli się do kamiennego łuku, Ormund obdarzył blondynkę badawczym spojrzeniem, uśmiechając się przy tym kpiąco kącikiem ust; na dłużej zatrzymał wzrok na nieskromnym dekolcie.
Nie czekali długo na pozostałych. Lordowie Rowle i Shafiq wkrótce dołączyli do innych.
- To Slynt - odpowiedział Ormund, zerkając na swojego towarzysza, który dalej uparcie milczał. - Będzie tu was czekał o brzasku ze świstoklikiem, który zabierze was do domu pana Delaneya - wyjaśnił lakonicznie. - Wszyscy już wiedzą czego szukamy. Kryształ musi znajdować się tutaj - lewą ręką wskazał na kamienny łuk. - Ten wybuch z początku maja... Osłabił zaklęcia ochronne. Trochę to zajęło, ale złamaliśmy je. Tego łuku nikt dotąd nie odnalazł - wielką dłonią poklepał szare, porośnięte mchem kamienie. - Żeby go przekroczyć potrzebne będzie wam to... - ciągnął dalej; pogrzebał za pazuchą i z nagłą, ogromną ostrożnie wyciągnął z niej kryształową fiolkę, którą wypełniała czerwona, gęsta ciecz. Odkorkował ją, przycisnął doń palec i przechylił, aby wylać nań kilka kropel - ale nie uronić zbyt wiele. Odwrócił się w stronę kamiennego łuku i chwilę szukał czegoś wzrokiem, marszcząc przy tym brwi. W końcu jego dłoń zawisła przy jednym z kamieni, zawahał się, lecz naznaczył go czerwoną cieszą, która przywodziła na myśl krew.
Dotychczas każdy z zebranych, kto spojrzał przez łuk nie widział nic, oprócz jeziora Loch Morar. Kiedy jednak palce Ormunda dotknęły kamieni w przestrzeni pomiędzy nimi powietrze zgęstniało, zaczęło drgać, falować.
- Tędy droga - powiedział niższy czarodziej; Slynt usunął się w bok, odsłaniając przejście. Ormund zakorkował fiolkę i uniósł ją, aby każdy przyjrzał się jej dokładnie. - To może być wam jeszcze potrzebne.
Podszedł do lorda Burke i wyciągnął fiolkę w jego kierunku.
- Pytania? - spytał cierpko.
Jeśli byli gotowi - mogli ruszać.
| Na odpis macie 48h. Gdyby potrzeba było Wam więcej czasu, to proszę o informację.
- Informacje:
Matthew: 216/216
Edgar: 223/223
Caley: 209/209
Caelan: 230/230
Magnus: 280/280
Zachary: 210/210
Przywitał się niemo z każdym kolejnym towarzyszem wyprawy, pozwalając sobie na osądzenie ich w myślach. Pożal się Merlinie Bott mógł być przydatny do wykonywania najbrudniejszej roboty. Goyle znał się na czarnej magii i przemytnictwie, a Edgar był przekonany, że bez takiej wiedzy nie uda im się nawet ruszyć z miejsca. Kobiety nie znał, ale najwyraźniej przyszła tutaj z Caelanem, więc mógł się domyślać, że nie okaże się całkiem bezużyteczna. Shafiq z kolei, z tego co wiedział, pracował jako uzdrowiciel; korzyści płynące z jego umiejętności były oczywiste. Edgar niejednokrotnie bywał na podobnych wyprawach i aż w końcu sam zdecydował się posiąść podstawową wiedzę na temat magomedycyny. Jeżeli chodzi o Rowle'a, dobrze było mieć w grupie kogoś zaufanego.
Skupił się na słowach Ormunda, lecz dopiero wyjęta przez niego fiolka naprawdę go zainteresowała. Szczególnie, że to dzięki jej zawartości udało im się coś ujrzeć w tym kamiennym łuku. - Co to jest? - Spytał, odbierając od Ormunda fiolkę. Wyglądało na krew, poza tym Edgar wiedział, że krew ma olbrzymie magiczne znaczenie (przynajmniej w klątwach, a to właśnie na tym się znał), lecz i tak wolał się upewnić. Poza tym jeżeli to faktycznie krew to czyja? Wolał wiedzieć co ze sobą niesie zanim pójdzie dalej.
Skupił się na słowach Ormunda, lecz dopiero wyjęta przez niego fiolka naprawdę go zainteresowała. Szczególnie, że to dzięki jej zawartości udało im się coś ujrzeć w tym kamiennym łuku. - Co to jest? - Spytał, odbierając od Ormunda fiolkę. Wyglądało na krew, poza tym Edgar wiedział, że krew ma olbrzymie magiczne znaczenie (przynajmniej w klątwach, a to właśnie na tym się znał), lecz i tak wolał się upewnić. Poza tym jeżeli to faktycznie krew to czyja? Wolał wiedzieć co ze sobą niesie zanim pójdzie dalej.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zbieraninę podobnych ludzkich odpadków ominąłby szerokim łukiem, lecz w tym wypadku masywna sylwetka Ormunda była mu potrzebna. Przynajmniej na samym początku, skoro znajdowali się w wątpliwym gronie, przy którym wydobycie informacji siłą perswazji (torturami?) nie przeszłoby bez echa. Pierwsza próba, jaką powinni tutaj przejść mogłaby okazać się próbą moralności, wówczas Rowle wiedziałby, czy faktycznie należy się ograniczać. Shafiq dalej był niepewny, ale to jego przywitał całkiem wylewnie, odpowiadając krótko na jego przywitanie. Wolałby pozostać anonimowym, prostym Martinem, ale naturalna władczość pewnie i tak by go zdemaskowała.
-Slynt jest niemową? - spytał kwaśno, unosząc w górę krzaczastą brew i prześwietlając sprzedawczyków badawczym spojrzeniem. Chudzielec ewidentnie mu się nie podobał, zwłaszcza, że nikt wcześniej o nim nie wspominał. Zacisnął palce na różdżce zupełnie odruchowo, może to już paranoja, ale z każdej strony oczekiwał ataku. Z identycznie nasrożonym wyrazem twarzy obserwował poczynania Ormunda: tajemniczą fiolkę, namaszczenie kamiennego łuku, błysk ciemnej, kleistej cieczy na omszałych głazach kolumn. Nie wiedział, czego dokonał mężczyzna, lecz był pewny, że ten drobny gest poczynił znaczące zmiany w jego percepcji, w percepcji wszystkich uczestników tej gry. Obraz za łukiem, dotychczas serwujący im wyborne widoki szkockich krajobrazów nagle się rozmył, zadrżał, zatarł. Zachwycające jezioro stało się tłem dla niemal namacalnych zjawisk załamań światła, drgających cząstek materii utrudniających postrzeganie.
-Mamy przez t o przejść? - upewnił się, postępując krok do przodu i z niedowierzaniem machając ręką w kierunku łuku - i gdzie niby wtedy się znajdziemy? - spytał twardo, bo chociaż rwał się do brawurowego przesadzenia cokołu, to usiłował nieco ustabilizować swoją pozycję. Nie był tu chłopcem na posyłki, a jeśli Ormund i Slynt mieli nadzieję, że trafią na bandę idiotów łasych na złoto, którzy za pieniądze zrobią wszystko, mogli się srodze przeliczyć.
-Magicus Extremos - szepnął, robiąc użytek ze schowanej w rękawie różdżki. Skoro już pchali się smokowi do paszczy, niech choć ich szanse będą minimalnie większe.
-Slynt jest niemową? - spytał kwaśno, unosząc w górę krzaczastą brew i prześwietlając sprzedawczyków badawczym spojrzeniem. Chudzielec ewidentnie mu się nie podobał, zwłaszcza, że nikt wcześniej o nim nie wspominał. Zacisnął palce na różdżce zupełnie odruchowo, może to już paranoja, ale z każdej strony oczekiwał ataku. Z identycznie nasrożonym wyrazem twarzy obserwował poczynania Ormunda: tajemniczą fiolkę, namaszczenie kamiennego łuku, błysk ciemnej, kleistej cieczy na omszałych głazach kolumn. Nie wiedział, czego dokonał mężczyzna, lecz był pewny, że ten drobny gest poczynił znaczące zmiany w jego percepcji, w percepcji wszystkich uczestników tej gry. Obraz za łukiem, dotychczas serwujący im wyborne widoki szkockich krajobrazów nagle się rozmył, zadrżał, zatarł. Zachwycające jezioro stało się tłem dla niemal namacalnych zjawisk załamań światła, drgających cząstek materii utrudniających postrzeganie.
-Mamy przez t o przejść? - upewnił się, postępując krok do przodu i z niedowierzaniem machając ręką w kierunku łuku - i gdzie niby wtedy się znajdziemy? - spytał twardo, bo chociaż rwał się do brawurowego przesadzenia cokołu, to usiłował nieco ustabilizować swoją pozycję. Nie był tu chłopcem na posyłki, a jeśli Ormund i Slynt mieli nadzieję, że trafią na bandę idiotów łasych na złoto, którzy za pieniądze zrobią wszystko, mogli się srodze przeliczyć.
-Magicus Extremos - szepnął, robiąc użytek ze schowanej w rękawie różdżki. Skoro już pchali się smokowi do paszczy, niech choć ich szanse będą minimalnie większe.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Cała uwaga Zachary'ego krążyła wokół łuku, pod którym się znajdowali. Choć już wcześniej miał styczność z magicznymi obiektami tego rodzaju, niczego podobnego nie zaobserwował od chwili opuszczenia Egiptu, a nawet tam nie doświadczył czegoś takiego. Nie przypominało mu to nic, ku czemu mógłby podjąć rozważania i analizę godną uwagi jego samego czy pozostałych tu obecnych. Im poświęcał jeszcze mniej uwagi, jedynie zerkając w stronę Rowle'a, który jako jedyny pozostawał bliżej znajomą mu osobą; choć i co do tego nie mógł mieć całkowitej pewności.
Obserwował i słuchał. Starał się uszczknąć z tego drobnego przedstawienia jak najwięcej, chcąc mieć pewność, że cała ta sytuacja nie była powodem do zupełnie zbędnego niepokoju. Uczucia tego miał aż zanadto, rzucając znajd krawędzi szala czujne spojrzenia w stronę osiłków reprezentujących organizatora eskapady. Wyjątkowo dobrze poinformowanych, z czego zamierzał skorzystać.
— Wiadomo coś więcej o tym miejscu? Coś, na co warto zwrócić uwagę? — zapytał zaraz po Magnusie, chcąc uzupełnić jego pytanie, jednocześnie zagrać też trochę na czas, przesuwając rękę ku różdżce. Był jednak zaniepokojony, gdy Rowle sięgnął po swoją, lecz nie chciał dawać oprychom pretekstu do naruszenia wątpliwego spokoju.
Obserwował i słuchał. Starał się uszczknąć z tego drobnego przedstawienia jak najwięcej, chcąc mieć pewność, że cała ta sytuacja nie była powodem do zupełnie zbędnego niepokoju. Uczucia tego miał aż zanadto, rzucając znajd krawędzi szala czujne spojrzenia w stronę osiłków reprezentujących organizatora eskapady. Wyjątkowo dobrze poinformowanych, z czego zamierzał skorzystać.
— Wiadomo coś więcej o tym miejscu? Coś, na co warto zwrócić uwagę? — zapytał zaraz po Magnusie, chcąc uzupełnić jego pytanie, jednocześnie zagrać też trochę na czas, przesuwając rękę ku różdżce. Był jednak zaniepokojony, gdy Rowle sięgnął po swoją, lecz nie chciał dawać oprychom pretekstu do naruszenia wątpliwego spokoju.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jej uwadze nie umknęło, że towarzystwo poszukiwaczy kryształu pozostawało podzielone; czas miał pokazać, jak mocno będą musieli współpracować by sięgnąć po to, po co dziś przybyli. Szybko odgadła, że miała do czynienia między innymi ze szlachcicami, lecz skoro w kwestii jej płci nie padło żadne negatywne stwierdzenie, sama nie zamierzała poświęcać myśli zbędnym i powierzchownym ocenom innych. Odtąd mieli współdziałać i chociaż poza Caelanem nie ufała tutaj nikomu, zdecydowała się udzielić minimalnego kredytu zebranym przy łuku mężczyznom i nie uznać ich wszystkich za głupców. Musieli posiadać wiedzę i umiejętności, które czyniły ich godnych tej wyprawy.
Milczący Slynt zwrócił jej uwagę o wiele bardziej, niż rozgadany Ormund; posłała mu nawet wymowny uśmiech, gdy lord nazwany wcześniej Magnusem zapytał go o to, czy jest niemową. Oczyma wyobraźni widziała już, jak mężczyzna o chytrym spojrzeniu otwiera usta i ukazuje wszystkim resztkę tego, co niegdyś było jego językiem.
Następnie obserwowała, jak Ormund wyciągnął zza pazuchy małą fiolkę, naznaczył jej zawartością swój palec i dzięki drobnemu rytuałowi aktywował kamienny łuk. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z czymś takim, obraz jeziora zafalował i dzięki drganiom lekko się rozmazał. Zaciekawiona podeszła bliżej i zerknęła w stronę miejsca, które naznaczył ich informator. Nie mogło chodzić o przypadkowy kamień, dlatego starała się wychwycić cokolwiek, co mogłoby jej podpowiedzieć dlaczego właśnie to miejsce przyjęło krew – czyżby runy, pismo ogamiczne, a może jakieś inne znaki?
- Rozumiem, że nasza krew nie zadziała w drodze powrotnej i jesteśmy zdani wyłącznie na tę małą fiolkę? – zapytała spokojnym tonem, zerkając na buteleczkę trzymaną w lordowskiej dłoni. Ona była jedna, a ich sześcioro - Czy mamy może jakąś alternatywę powrotu?
Spojrzała na brata, niemalże gotowa do przekroczenia łuku. Brakowało tylko kilku odpowiedzi.
| szukam czegoś na łuku, rzucam na spostrzegawczość (poziom I)
Milczący Slynt zwrócił jej uwagę o wiele bardziej, niż rozgadany Ormund; posłała mu nawet wymowny uśmiech, gdy lord nazwany wcześniej Magnusem zapytał go o to, czy jest niemową. Oczyma wyobraźni widziała już, jak mężczyzna o chytrym spojrzeniu otwiera usta i ukazuje wszystkim resztkę tego, co niegdyś było jego językiem.
Następnie obserwowała, jak Ormund wyciągnął zza pazuchy małą fiolkę, naznaczył jej zawartością swój palec i dzięki drobnemu rytuałowi aktywował kamienny łuk. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z czymś takim, obraz jeziora zafalował i dzięki drganiom lekko się rozmazał. Zaciekawiona podeszła bliżej i zerknęła w stronę miejsca, które naznaczył ich informator. Nie mogło chodzić o przypadkowy kamień, dlatego starała się wychwycić cokolwiek, co mogłoby jej podpowiedzieć dlaczego właśnie to miejsce przyjęło krew – czyżby runy, pismo ogamiczne, a może jakieś inne znaki?
- Rozumiem, że nasza krew nie zadziała w drodze powrotnej i jesteśmy zdani wyłącznie na tę małą fiolkę? – zapytała spokojnym tonem, zerkając na buteleczkę trzymaną w lordowskiej dłoni. Ona była jedna, a ich sześcioro - Czy mamy może jakąś alternatywę powrotu?
Spojrzała na brata, niemalże gotowa do przekroczenia łuku. Brakowało tylko kilku odpowiedzi.
| szukam czegoś na łuku, rzucam na spostrzegawczość (poziom I)
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Caley Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Strona 1 z 29 • 1, 2, 3 ... 15 ... 29
Jezioro Loch Morar
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja