Cmentarzysko statków
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Cmentarzysko statków
Chociaż opustoszała, skalista wyspa położona na Morzu Północnym nie ma swojej oficjalnej geograficznej nazwy, to przez podróżujących pobliską trasą żeglarzy nazywana jest Cmentarzyskiem. Owiana legendami równie gęsto, co nigdy nieopadającą mlecznobiałą mgłą, stanowi czarny punkt na morskich mapach, który co ostrożniejsi starają się omijać szerokim łukiem. Niewielu jest jednak w stanie wskazać, gdzie dokładnie się znajduje, bo jej położenie zdaje się stale zmieniać - choć bardziej sceptyczni twierdzą, że wpływ na to mają silne, oplatające wyspę prądy, które znoszą nieuważnych kapitanów na manowce. Okręty, które miały nieszczęście znaleźć się w pobliżu, rzadko wychodzą z tego bez szwanku, gdyż usiane ostrymi skałami mielizny w połączeniu z często nawiedzającymi ten rejon sztormami, bardzo szybko zamieniają się w śmiercionośną pułapkę. W efekcie cała wyspa otoczona jest przez osiadłe na dnie wraki statków, których pochylone w różnym stopniu maszty wyłaniają się z mglistych oparów niczym ostrzegawcze znaki; chodzą słuchy, że to właśnie tutaj swoją ostatnią podróż zakończył niesławny Syreni Lament, pociągając na dno niemal setkę pasażerów i członków załogi, aczkolwiek samego okrętu nigdy nie odnaleziono.
Mimo czyhających na wyspie niebezpieczeństw, z czasem stała się ona dość popularnym celem samozwańczych poszukiwaczy artefaktów - zwłaszcza, gdy odkryto istnienie wydrążonego w czarnych skałach systemu grot i jaskiń, służących w przeszłości bliżej nieznanemu przeznaczeniu. Większość korytarzy zapadła się, czyniąc poruszanie się po skalnych komnatach prawie niemożliwym, ale od czasu do czasu wciąż można spotkać tutaj śmiałków, liczących na to, że uda im się odnaleźć nieco więcej niż rozkładające się zwłoki rozbitków i zaścielające wyspę kości. Ci, którym udało się zwiedzić Cmentarzysko i wrócić, twierdzą zgodnie, że jest nawiedzone: podobno po zmierzchu korytarzami niesie się echo syreniego śpiewu, a wśród kamiennych ścian snuje się duch zakrwawionego mężczyzny z ziejącą w klatce piersiowej dziurą, opowiadającego historię utraconej miłości, która odebrała mu wszystko - łącznie ze zmysłami i wyrwanym z piersi sercem.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że prawdziwa tajemnica wyspy nie znajduje się na powierzchni, a pod nią - jeżeli ktoś zdecydowałby się zanurkować, i udałoby mu się dotrzeć w pobliże dna, odnalazłby częściowo zniszczoną wioskę trytonów, sprawiającą wrażenie, jakby jej mieszkańcy opuścili ją w pośpiechu, pozostawiając za sobą większość cennego dobytku i prywatnych pamiątek.
Mimo czyhających na wyspie niebezpieczeństw, z czasem stała się ona dość popularnym celem samozwańczych poszukiwaczy artefaktów - zwłaszcza, gdy odkryto istnienie wydrążonego w czarnych skałach systemu grot i jaskiń, służących w przeszłości bliżej nieznanemu przeznaczeniu. Większość korytarzy zapadła się, czyniąc poruszanie się po skalnych komnatach prawie niemożliwym, ale od czasu do czasu wciąż można spotkać tutaj śmiałków, liczących na to, że uda im się odnaleźć nieco więcej niż rozkładające się zwłoki rozbitków i zaścielające wyspę kości. Ci, którym udało się zwiedzić Cmentarzysko i wrócić, twierdzą zgodnie, że jest nawiedzone: podobno po zmierzchu korytarzami niesie się echo syreniego śpiewu, a wśród kamiennych ścian snuje się duch zakrwawionego mężczyzny z ziejącą w klatce piersiowej dziurą, opowiadającego historię utraconej miłości, która odebrała mu wszystko - łącznie ze zmysłami i wyrwanym z piersi sercem.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że prawdziwa tajemnica wyspy nie znajduje się na powierzchni, a pod nią - jeżeli ktoś zdecydowałby się zanurkować, i udałoby mu się dotrzeć w pobliże dna, odnalazłby częściowo zniszczoną wioskę trytonów, sprawiającą wrażenie, jakby jej mieszkańcy opuścili ją w pośpiechu, pozostawiając za sobą większość cennego dobytku i prywatnych pamiątek.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 27.02.19 23:08, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Wpierw skupił wzrok na runach, które w swych kombinacjach mówiły mu coraz więcej. Zwrócił uwagę na obracające się, środkowe koło, które jako jedyne przemieszczało się w innym kierunku i zapewne stanowiło meritum całej układanki. Zewnętrzne oraz wewnętrzne, mimo ruchu, nie zmieniały swego ustawienia względem siebie i to był zdecydowanie sporo ułatwiający znak.
-Spójrz na okręgi.- rzucił w kierunku Lucindy pragnąc podzielić się spostrzeżeniami, bowiem co dwie głowy to nie jedna. Dochodził jeszcze aspekt ukrytych na ścianach symbolach, jednak zgodnie z tym co wspomniał Alphard ich znaczenie było im obce. Najpierw musieli uporać się z owymi, choć gdzieś z tyłu głowy czuł, że były ze sobą ściśle połączone. -Te dwa wciąż pokazują ten sam układ, a jedynie środek wpływa na zmianę ich finalnego ustawienia. Teiwaz i laguz oznaczają przetrzymywanie kogoś wbrew własnej woli, a jera i sowulo odpowiadało spętaniu, więzom, które nie pozwalały opuścić istocie danego terenu.- zamyślił się na moment i ruszył nieznacznie przed siebie chcąc dokładniej przenalizować słowa Lucindy. -Inguz śmierć lub zniszczenie, a Mannaz zamknięcie czegoś co było otwarte.- zacisnął nieznacznie usta wtórując jej słowa, które stanowiły ważny element układanki. Dlatego lubił z nią współpracować – uzupełniali się. -Eihwaz oznacza życie i bezpieczeństwo, coś nienaruszalnego, zaś Kenaz otwarcie czegoś co wcześniej było zamknięte.- opisał dwie pozostałe runy środkowego okręgu wskazując je palcem. -Myślę, że zewnętrze oraz wewnętrzne kręgi oznaczają element, zaś środkowy odpowiada za ich działanie względem takowego. Eihwaz i Inguz są przeciwieństwem, podobnie jak Kenaz i Mannaz, myślę że za ich pomocą syrena została uwięziona, a użycie przeciwnej może ją uwolnić. Skoro Inguz sugeruje zniszczenie to może w połączeniu z tymi dwoma, o których mówiłaś w kontekście ochrony pomoże znaleźć nam wyjście?- ściągnął brwi w zastanowieniu analizując wszelkie układy. Musieli jednak, bez względu na znaleziony i wybrany układ, znaleźć sposób aby kręgi zatrzymać i uaktywnić.
Jego uszu doszedł dźwięk uderzającej wody, jakoby fali, na co uniósł wzrok w kierunku trójki towarzyszów, którzy oddali się zbliżając do syreny. Spodziewał się kolejnych niebezpieczeństw, ale ów istota była dla niego kompletną zagadką. Musieli działać szybciej, cholera wie z czym mieli do czynienia, a dwie wzbijające się ku górze kłęby dymu tylko go w tym upewniło – było coraz bardziej groźnie. -Masz tam coś?- rzucił do Blacka, po czym skupił wzrok na ścianie i mimo nierozpoznania znaków dostrzegł nietypowe żyłki, które oplatały znaki i wędrowały po sam kamienny krąg. -Spójrz.- wskazał Lucindzie ów linie. -Łączą się. Myślę, ze uaktywnienie ich pozwoli nam zatrzymać okręgi tudzież także i je uaktywnić.- myślał intensywnie ręką wędrując ku wewnętrznej kieszeni szaty; potrzebował nieco wzmocnić się, a nic nie działało lepiej jak ognista. Upijając z piersiówki sporego łyka ponownie przenalizował słowa Selwyn. Reagują na Lumos, ale nie znamy ich znaczenia. Musimy znać? Co jeśli wystarczy wypełnić je magią? Zastanowił się i po chwili wyciągnął różdżkę przed siebie celując w symbole (B). - Lumos maxima.- wypowiedział licząc, że magia go usłucha i utworzona kula światła zapewni im garść informacji, a może nawet coś więcej?
-Spójrz na okręgi.- rzucił w kierunku Lucindy pragnąc podzielić się spostrzeżeniami, bowiem co dwie głowy to nie jedna. Dochodził jeszcze aspekt ukrytych na ścianach symbolach, jednak zgodnie z tym co wspomniał Alphard ich znaczenie było im obce. Najpierw musieli uporać się z owymi, choć gdzieś z tyłu głowy czuł, że były ze sobą ściśle połączone. -Te dwa wciąż pokazują ten sam układ, a jedynie środek wpływa na zmianę ich finalnego ustawienia. Teiwaz i laguz oznaczają przetrzymywanie kogoś wbrew własnej woli, a jera i sowulo odpowiadało spętaniu, więzom, które nie pozwalały opuścić istocie danego terenu.- zamyślił się na moment i ruszył nieznacznie przed siebie chcąc dokładniej przenalizować słowa Lucindy. -Inguz śmierć lub zniszczenie, a Mannaz zamknięcie czegoś co było otwarte.- zacisnął nieznacznie usta wtórując jej słowa, które stanowiły ważny element układanki. Dlatego lubił z nią współpracować – uzupełniali się. -Eihwaz oznacza życie i bezpieczeństwo, coś nienaruszalnego, zaś Kenaz otwarcie czegoś co wcześniej było zamknięte.- opisał dwie pozostałe runy środkowego okręgu wskazując je palcem. -Myślę, że zewnętrze oraz wewnętrzne kręgi oznaczają element, zaś środkowy odpowiada za ich działanie względem takowego. Eihwaz i Inguz są przeciwieństwem, podobnie jak Kenaz i Mannaz, myślę że za ich pomocą syrena została uwięziona, a użycie przeciwnej może ją uwolnić. Skoro Inguz sugeruje zniszczenie to może w połączeniu z tymi dwoma, o których mówiłaś w kontekście ochrony pomoże znaleźć nam wyjście?- ściągnął brwi w zastanowieniu analizując wszelkie układy. Musieli jednak, bez względu na znaleziony i wybrany układ, znaleźć sposób aby kręgi zatrzymać i uaktywnić.
Jego uszu doszedł dźwięk uderzającej wody, jakoby fali, na co uniósł wzrok w kierunku trójki towarzyszów, którzy oddali się zbliżając do syreny. Spodziewał się kolejnych niebezpieczeństw, ale ów istota była dla niego kompletną zagadką. Musieli działać szybciej, cholera wie z czym mieli do czynienia, a dwie wzbijające się ku górze kłęby dymu tylko go w tym upewniło – było coraz bardziej groźnie. -Masz tam coś?- rzucił do Blacka, po czym skupił wzrok na ścianie i mimo nierozpoznania znaków dostrzegł nietypowe żyłki, które oplatały znaki i wędrowały po sam kamienny krąg. -Spójrz.- wskazał Lucindzie ów linie. -Łączą się. Myślę, ze uaktywnienie ich pozwoli nam zatrzymać okręgi tudzież także i je uaktywnić.- myślał intensywnie ręką wędrując ku wewnętrznej kieszeni szaty; potrzebował nieco wzmocnić się, a nic nie działało lepiej jak ognista. Upijając z piersiówki sporego łyka ponownie przenalizował słowa Selwyn. Reagują na Lumos, ale nie znamy ich znaczenia. Musimy znać? Co jeśli wystarczy wypełnić je magią? Zastanowił się i po chwili wyciągnął różdżkę przed siebie celując w symbole (B). - Lumos maxima.- wypowiedział licząc, że magia go usłucha i utworzona kula światła zapewni im garść informacji, a może nawet coś więcej?
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 62
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Łatwo było mu zignorować podmuch wiatru wywołany jego własnym zaklęciem w wyniku anomalii, gdy wszystkie jego procesy myślowe skupione były tylko na jednym zagadnieniu. Zgodnie z jego przypuszczeniem znaki rozbłysły i znów nie wszystkie, ale tylko dwa przypadkowe. jeszcze chwilę dociekał czemu tak się dzieje, gdy nagle doznał olśnienia. Drgnął niespokojnie, tak bardzo zaskoczyła go jego własna konkluzja.
Dlaczego nie wpadł na to wcześniej? Odpowiedź miał cały czas przed nosem, lecz nieustannie mu umykała na rzecz innych, bardziej wydumanych rozwiązań. Znaki rzeczywiście powiązane były z magią, lecz w sposób inny, niż podejrzewał jeszcze przed chwilą. Dzięki Lumos rozbłysły dwa znaki, ale nie dlatego, że powiązane były z konkretną dziedziną magii. Rozchodziło się o litery. Trytońskie znaki były znakami alfabetu i to alfabetu, który niewątpliwie miał przełożenie na alfabet łaciński. Przecież nie miał pod wodą do czynienia z istotami tak mało rozumnymi, że musiałyby się ograniczać do pisma piktograficznego, w którym każde pojęcie musi być ujęte obrazowo, aby zostało zrozumiane przez wszystkich. Czyż Abernathy w swoim artykule nie podkreślał tego faktu? Zygzakowaty symbol, który rozświetlił się w pierwszej kolejności, musiał być literą S. Przyłożył różdżkę do tego znaku i przesunął po nim palcem, nagle wielce zaintrygowany swoim spóźnionym odkryciem.
Znaki w grocie, wpisane w spiralę. Czy było ich dwadzieścia sześć? Tak, to musiał być cały komplet liter. Ale w jakiej kolejności się układały? Symbol oznaczający literę A znajdowało się w środku, czy może jednak był najbardziej wysunięty na zewnątrz? Zamknął oczy, aby spróbować przywołać w umyśle widok spirali. Znak znajdujący się w samym centrum miał jakby wpisany w siebie niepełny okrąg? Nie przypominał A, ani tym bardziej Z. Ale zygzakowaty symbol oznaczający literę S musiał być bardziej w środku. Tak, był blisko centrum. Zaczął liczyć znaki od zewnątrz, do wewnątrz spirali, a gdy otworzył oczy, zaczął z nową siłą wpatrywać się w ciąg symboli umieszczonych na ścianie. Ostatnią literą w słowie było O, trzecią od końca S. Zaś pierwszą literą było A. Po A powtarzał się dwa razy ten sam znak.
Zdołał uporządkować wszystkie znaki. Arresto. W języku hiszpańskim czasownik znaczący aresztowanie, zaś we włoskim był to rzeczownik areszt. Słowo mające swe korzenie w łacinie. Ale znaki reagowały na zaklęcia. Zaklęcie. Zaklęcie zawierające w sobie słowo arresto…
Jego myśli przerwał donośny hałas mający swe źródło nad grotą, jakby wielka masa ciał rozlała się nad nimi. Nie łudził się, że nie jest to odgłos nadchodzącej armii inferiusów. Musiał się bardziej skupić.
Czy rzucone przez Rosiera Inferni przed drzwiami nie było rozwiązaniem zagadki? Jego Lumos Maxima sprawiła, że rozbłysnął jeden znak, ale umieszczony dwa razy na początku i końcu słowa. To musiała być litera I!
Zdołał przypomnieć sobie tylko jedno zaklęcie zawierające słowo arresto. Tylko czy powinien spróbować rzucić to zaklęcie? I co mogło być zapisane na drugiej ścianie? Męski głos skierował do niego pytanie. Szybko się odwrócił.
– Na tej ścianie zapisane jest Arresto – rzucił donośnie w stronę dwójki wciąż badającej starożytne runy na ruchomych kamiennych okręgach. – Znaki to syrenia wersja alfabetu łacińskiego. I reagują na magię, więc może chodzić o zaklęcie Arresto Momentum.
Czy jego głos niósł się wystarczająco wyraźnie przez korytarz? Czy został zrozumiany? Może zaklęcie powinno paść w tej samej chwili przy obu ścianach? I niby jaki efekt miało przynieść?
– Arresto Momentum – wyrzucił z siebie, gdy tylko uniósł różdżkę przed siebie, jej kraniec kierując w ścianę.
Dlaczego nie wpadł na to wcześniej? Odpowiedź miał cały czas przed nosem, lecz nieustannie mu umykała na rzecz innych, bardziej wydumanych rozwiązań. Znaki rzeczywiście powiązane były z magią, lecz w sposób inny, niż podejrzewał jeszcze przed chwilą. Dzięki Lumos rozbłysły dwa znaki, ale nie dlatego, że powiązane były z konkretną dziedziną magii. Rozchodziło się o litery. Trytońskie znaki były znakami alfabetu i to alfabetu, który niewątpliwie miał przełożenie na alfabet łaciński. Przecież nie miał pod wodą do czynienia z istotami tak mało rozumnymi, że musiałyby się ograniczać do pisma piktograficznego, w którym każde pojęcie musi być ujęte obrazowo, aby zostało zrozumiane przez wszystkich. Czyż Abernathy w swoim artykule nie podkreślał tego faktu? Zygzakowaty symbol, który rozświetlił się w pierwszej kolejności, musiał być literą S. Przyłożył różdżkę do tego znaku i przesunął po nim palcem, nagle wielce zaintrygowany swoim spóźnionym odkryciem.
Znaki w grocie, wpisane w spiralę. Czy było ich dwadzieścia sześć? Tak, to musiał być cały komplet liter. Ale w jakiej kolejności się układały? Symbol oznaczający literę A znajdowało się w środku, czy może jednak był najbardziej wysunięty na zewnątrz? Zamknął oczy, aby spróbować przywołać w umyśle widok spirali. Znak znajdujący się w samym centrum miał jakby wpisany w siebie niepełny okrąg? Nie przypominał A, ani tym bardziej Z. Ale zygzakowaty symbol oznaczający literę S musiał być bardziej w środku. Tak, był blisko centrum. Zaczął liczyć znaki od zewnątrz, do wewnątrz spirali, a gdy otworzył oczy, zaczął z nową siłą wpatrywać się w ciąg symboli umieszczonych na ścianie. Ostatnią literą w słowie było O, trzecią od końca S. Zaś pierwszą literą było A. Po A powtarzał się dwa razy ten sam znak.
Zdołał uporządkować wszystkie znaki. Arresto. W języku hiszpańskim czasownik znaczący aresztowanie, zaś we włoskim był to rzeczownik areszt. Słowo mające swe korzenie w łacinie. Ale znaki reagowały na zaklęcia. Zaklęcie. Zaklęcie zawierające w sobie słowo arresto…
Jego myśli przerwał donośny hałas mający swe źródło nad grotą, jakby wielka masa ciał rozlała się nad nimi. Nie łudził się, że nie jest to odgłos nadchodzącej armii inferiusów. Musiał się bardziej skupić.
Czy rzucone przez Rosiera Inferni przed drzwiami nie było rozwiązaniem zagadki? Jego Lumos Maxima sprawiła, że rozbłysnął jeden znak, ale umieszczony dwa razy na początku i końcu słowa. To musiała być litera I!
Zdołał przypomnieć sobie tylko jedno zaklęcie zawierające słowo arresto. Tylko czy powinien spróbować rzucić to zaklęcie? I co mogło być zapisane na drugiej ścianie? Męski głos skierował do niego pytanie. Szybko się odwrócił.
– Na tej ścianie zapisane jest Arresto – rzucił donośnie w stronę dwójki wciąż badającej starożytne runy na ruchomych kamiennych okręgach. – Znaki to syrenia wersja alfabetu łacińskiego. I reagują na magię, więc może chodzić o zaklęcie Arresto Momentum.
Czy jego głos niósł się wystarczająco wyraźnie przez korytarz? Czy został zrozumiany? Może zaklęcie powinno paść w tej samej chwili przy obu ścianach? I niby jaki efekt miało przynieść?
– Arresto Momentum – wyrzucił z siebie, gdy tylko uniósł różdżkę przed siebie, jej kraniec kierując w ścianę.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
To był smutny widok; co prawda z tej odległości nie widziałem zbyt wielu szczegółów, ale syrena... wydawała się jakaś dziwna, inna niż wszystkie - miała zmęczone oczy, zaś jej łuski lśniły czernią, jednak najbardziej niepokojące zdawały się okalające jej nadgarstki obręcze; nie wyglądały mi na biżuterię. Mrużę lekko oczy i rozchylam wargi, jednak zanim zdążę cokolwiek powiedzieć dzieje się coś dziwnego. Ciszę przerwał głośny syk, a w kierunku kobiety pomknął strumień wody, później z głębin wystrzeliło coś jeszcze, tym razem atakując drugiego mężczyznę. Właściwie miałem w tej chwili sporo szczęścia, ale nie sądziłem by ten stan rzeczy mógł trwać w nieskończoność, szczególnie, że obydwoje czarodziejów już za moment po prostu rozpływa się w powietrzu. Co za dziwne czary! Dziwne i niepokojące, aczkolwiek bardzo widowiskowe. Pożałowałem, że też tak nie umiem, bo oto zostałem z bestią sam na sam. Moje oczy rozszerzają się z przerażenia a palce zaciskają mocniej na różdżce. Czy miałem jakiekolwiek szanse w starciu z nieznanym potworem? Nie, i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Co mi więc zostało? Ucieczka. W uciekaniu akurat byłem całkiem niezły, chociaż w tym przypadku chyba bym daleko nie zabiegł. Kolana mi się trzęsą, w ustach zasycha, więc przełykam głośno ślinę i wyciągam przed siebie różdżkę, celując nią ponad wodą w widoczny dalej brzeg. Nie było sensu się cofać, zresztą w tym momencie chciałem znaleźć się nieco bliżej syreny, a dalej od bestii. Byle dalej.
- Ascendio!
/celuję w górę mapy po linii prostej
- Ascendio!
/celuję w górę mapy po linii prostej
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 82
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 82
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wyprowadzone z zaskoczenia ataki morskiej istoty trafiły w pustkę; Deirdre i Tristan skutecznie przywołali podarowaną im przez Czarnego Pana moc, zamieniając się w dwa obłoki czarnej mgły, tym samym unikając zranienia. Fala wrzącej wody upadła na czarną skałę, sycząc i parując, a płaski ogon ze świstem przeciął powietrze, po czym z powrotem zniknął pod czarną powierzchnią. Deirdre, pozostając pod niematerialną postacią, z niezwykłą prędkością pomknęła ku północnej części groty, błyskawicznie przemierzając jej długość, podczas gdy Tristan uderzył o wodę, która zadrżała wokół niego, rozchodząc się na boki; przesyceni czarną magią, oboje czuli teraz więcej, bardziej wrażliwi na tę, która wypełniała najbliższą przestrzeń, oblepiając kamienne ściany oraz oplatając sylwetkę syreny równie ciasno, co tkwiące na jej nadgarstkach kajdany. Była wszędzie, w powietrzu i w wodzie, i Tristan mógł przypuszczać, że to właśnie niestabilna energia była tym, co rozdrażniało mieszkającą w głębinach bestię; wciąż wyczuwał jej obecność, i wiedział, że istota popłynęła w dół, by sprawnie zawrócić i przyspieszyć, szykując się do kolejnego ataku, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że nie była w stanie schwytać czarnego dymu. Deirdre znalazła się na drugim brzegu, który – choć z poziomu kamiennych kręgów ledwie widoczny – teraz rozciągał się tuż przed nią; była w stanie dostrzec, że to, co z daleka wyglądało na porozrzucane po kamieniach, ciemne kształty, w istocie było ciałami: powykręcanymi, z rozbitymi czaszkami lub dziurami w piersi, wyglądającymi, jakby stoczyły tu ciężką walkę. Gdzieś po prawej stronie czarownicy mignęła plamka czerni – przemykającemu bezszelestnie kotu również udało się dotrzeć na stały ląd, ale nie zatrzymał się, zamiast tego znikając gdzieś za pnącą się ku sufitowi kolumną. Ze swojej pozycji Deirdre była też już w stanie dokładnie przyjrzeć się syrenie: kobieta wyglądała na wciąż młodą, o urodzie niewątpliwie niezwykłej, choć na pewien sposób przerażającej – jakikolwiek wpływ miała na nią anomalia, pozostawiła po sobie ślady widoczne gołym okiem, ujawniające się w czarnych, biegnących pod skórą żyłach, układających się na jej jasnej skórze w plątaninę korytarzy, zagęszczających się wokół jej oczu. Same tęczówki, choć wciąż szafirowe jak u ojca, otoczone były czarną jak noc obwódką, nadającą jej spojrzeniu niepokojącej intensywności. Włosy, tak jasne, że prawie białe, unosiły się w wodzie, otaczając jej głowę jak dziwna aureola; najmocniej uwagę zwracał jednak jej ogon, pokryty całkowicie czarnymi łuskami, odbijającymi resztki wypełniającego grotę, słabego światła; Deirdre, pod postacią mgły wyczulona na obecną w pobliżu anomalię, była w stanie wyczuć, że to właśnie ogon – lub same łuski – promieniowały niezrozumiałą magią najmocniej. Syrena była całkowicie naga, nie licząc grubych, metalowych obręczy na nadgarstkach, opalizujących tą samą, zielonkawobłękitną barwą, która emanowały żyłki na ścianach i wyryte na kolumnach symbole. Na jej szyi, na cienkim, złotym łańcuszku, wisiał medalion – niemal identyczny jak ten, który Deirdre widziała w rękach animażki na pokładzie statku. Kobieta podpłynęła bliżej bariery, wpatrując się z fascynacją prosto w kłąb mgły, jakby do niej przyciągana. – Czego tutaj szukacie, bezimienni wędrowcy? – zapytała – wciąż tym dźwięcznym, melodyjnym głosem, który bez trudu niósł się po komnacie.
Johnatanowi udało się poprawnie rzucić zaklęcie, różdżka pociągnęła go do przodu, a on sam przeleciał tuż nad czarną powierzchnią wody, z impetem lądując po drugiej stronie kamiennego załomu. Jego stopy zaszurały na kamieniach, kilka z nich zmąciło wodną taflę – ale na szczęście dla Bojczuka, morska istota była tymczasowo zajęta Tristanem.
Lucinda i Drew pozostali pośrodku kamiennych okręgów, wymieniając informacje i wysnuwając wnioski, które mogły – choć nie musiały – przybliżyć ich do opuszczenia wyspy. Zaklęcie Macnaira okazało się skuteczne, kula światła pomknęła ku wschodniej ścianie, zatrzymując się tuż przed nią, zawisając na wysokości około dwóch metrów nad skalnym podestem i skutecznie rozganiając panujący półmrok. Ale ciepłe, żółtawe światło nie było jedynym źródłem blasku: w ślad za rzuconym zaklęciem rozbłysła również część wyrytych w kamieniu znaków, które z trudem – choć względnie wyraźnie – była w stanie dostrzec przypatrująca się ścianie Lucinda.
Czarownica dostrzegła również strukturę podobną do tej, którą na przeciwległej ścianie wypatrzył Drew: znaki oplecione były siatką żyłek, błękitnych i zielonkawych, otaczających symbole na kształt okręgu, a później zbierających w dół, po podeście, łukowatych schodach, skalnej ścieżce; w przeciwieństwie do tych po drugiej stronie, żyłowate ścieżki nie kończyły się jednak na pierwszym z kamiennych okręgów, a przechodziły po nim, docierając do drugiego, środkowego.
Zdawało się, że Alphard prawidłowo odczytał znaczenie znajdujących się na zachodniej ścianie znaków: chociaż rzucone przez niego zaklęcie – z oczywistych względów – nie miało żadnego efektu w zderzeniu z solidną, kamienną powierzchnią, to na wymówione przez niego słowa zareagowały symbole. Rozżarzyły się wszystkie, jaśniej niż poprzednio, a w ślad za nimi – chłodnym światłem zapłonęły również otaczające je, cienkie ścieżki; blask zdawał się zlewać nimi jak wypełniająca żyły krew, mijając Alpharda i szybko przemykając ku okręgom. W tej samej sekundzie, w której światło do nich dotarło, grotę wypełnił wdzierający się do uszu zgrzyt; dwa spośród kręgów (zewnętrzny i wewnętrzny) zwolniły gwałtownie, trąc intensywnie o ten wciąż poruszający się, środkowy, i przez moment wydawało się, że cały mechanizm ulegnie zniszczeniu – ale wtedy blask zniknął, a wszystkie trzy elementy mechanizmu ruszyły dalej, znów wydając z siebie miarowe, charakterystyczne klikanie.
Zaraz po wypowiedzeniu inkantacji, Black poczuł, jak znów drży wokół niego niestabilna magia; anomalia zdawała się burzyć coraz bardziej, tym razem wypełniając wibrowaniem całą jego czaszkę, wwiercając się w mózg, atakując bólem zakończenia nerwowe; mężczyzna upadł na kolana, przygnieciony ciężarem oglądanych pod powiekami obrazów, tak strasznych, jak gdyby otoczyła go nagle setka dementorów. Wrażenie minęło po niecałej minucie, tak samo nagle, jak się pojawiło.
Huk grzmiący nad głowami czarodziejów z każdą chwilą nabierał na sile.
W tej turze morska bestia nie atakuje, ale nadal obowiązują zasady poruszania się w trakcie pojedynku.
Bestia ma żywotność równą 300, statystykę sprawności równą 30 i statystykę zwinności równą 50 (w wodzie) lub 5 (na lądzie). Ataki wycelowane w słabe punkty istoty zadają jej 100% obrażeń, wszędzie indziej - 20% obrażeń. Znajomość słabych punktów warunkuje biegłość onms lub poinstruowanie przez kogoś, kto takowe zna.
Działające zaklęcia:
Lumos Maxima
Tristan i Deirdre pozostają pod postacią mgły. Pozostałe użycia: Tristan (4/5), Deirdre (3/4).
Na odpisy czekam do 21 lutego, do godz. 20:00. W razie pytań - zapraszam.
Johnatanowi udało się poprawnie rzucić zaklęcie, różdżka pociągnęła go do przodu, a on sam przeleciał tuż nad czarną powierzchnią wody, z impetem lądując po drugiej stronie kamiennego załomu. Jego stopy zaszurały na kamieniach, kilka z nich zmąciło wodną taflę – ale na szczęście dla Bojczuka, morska istota była tymczasowo zajęta Tristanem.
Lucinda i Drew pozostali pośrodku kamiennych okręgów, wymieniając informacje i wysnuwając wnioski, które mogły – choć nie musiały – przybliżyć ich do opuszczenia wyspy. Zaklęcie Macnaira okazało się skuteczne, kula światła pomknęła ku wschodniej ścianie, zatrzymując się tuż przed nią, zawisając na wysokości około dwóch metrów nad skalnym podestem i skutecznie rozganiając panujący półmrok. Ale ciepłe, żółtawe światło nie było jedynym źródłem blasku: w ślad za rzuconym zaklęciem rozbłysła również część wyrytych w kamieniu znaków, które z trudem – choć względnie wyraźnie – była w stanie dostrzec przypatrująca się ścianie Lucinda.
Czarownica dostrzegła również strukturę podobną do tej, którą na przeciwległej ścianie wypatrzył Drew: znaki oplecione były siatką żyłek, błękitnych i zielonkawych, otaczających symbole na kształt okręgu, a później zbierających w dół, po podeście, łukowatych schodach, skalnej ścieżce; w przeciwieństwie do tych po drugiej stronie, żyłowate ścieżki nie kończyły się jednak na pierwszym z kamiennych okręgów, a przechodziły po nim, docierając do drugiego, środkowego.
Zdawało się, że Alphard prawidłowo odczytał znaczenie znajdujących się na zachodniej ścianie znaków: chociaż rzucone przez niego zaklęcie – z oczywistych względów – nie miało żadnego efektu w zderzeniu z solidną, kamienną powierzchnią, to na wymówione przez niego słowa zareagowały symbole. Rozżarzyły się wszystkie, jaśniej niż poprzednio, a w ślad za nimi – chłodnym światłem zapłonęły również otaczające je, cienkie ścieżki; blask zdawał się zlewać nimi jak wypełniająca żyły krew, mijając Alpharda i szybko przemykając ku okręgom. W tej samej sekundzie, w której światło do nich dotarło, grotę wypełnił wdzierający się do uszu zgrzyt; dwa spośród kręgów (zewnętrzny i wewnętrzny) zwolniły gwałtownie, trąc intensywnie o ten wciąż poruszający się, środkowy, i przez moment wydawało się, że cały mechanizm ulegnie zniszczeniu – ale wtedy blask zniknął, a wszystkie trzy elementy mechanizmu ruszyły dalej, znów wydając z siebie miarowe, charakterystyczne klikanie.
Zaraz po wypowiedzeniu inkantacji, Black poczuł, jak znów drży wokół niego niestabilna magia; anomalia zdawała się burzyć coraz bardziej, tym razem wypełniając wibrowaniem całą jego czaszkę, wwiercając się w mózg, atakując bólem zakończenia nerwowe; mężczyzna upadł na kolana, przygnieciony ciężarem oglądanych pod powiekami obrazów, tak strasznych, jak gdyby otoczyła go nagle setka dementorów. Wrażenie minęło po niecałej minucie, tak samo nagle, jak się pojawiło.
Huk grzmiący nad głowami czarodziejów z każdą chwilą nabierał na sile.
W tej turze morska bestia nie atakuje, ale nadal obowiązują zasady poruszania się w trakcie pojedynku.
Bestia ma żywotność równą 300, statystykę sprawności równą 30 i statystykę zwinności równą 50 (w wodzie) lub 5 (na lądzie). Ataki wycelowane w słabe punkty istoty zadają jej 100% obrażeń, wszędzie indziej - 20% obrażeń. Znajomość słabych punktów warunkuje biegłość onms lub poinstruowanie przez kogoś, kto takowe zna.
Działające zaklęcia:
Lumos Maxima
Tristan i Deirdre pozostają pod postacią mgły. Pozostałe użycia: Tristan (4/5), Deirdre (3/4).
- symbole na ścianie (oznaczenie A na mapie):
- symbole na ścianie (oznaczenie B na mapie):
- kręgi (oznaczenie C na mapie):
- mapa:
Mapa przybliżona (dół):
(kliknij, aby powiększyć)
Mapa przybliżona (góra):
(kliknij, aby powiększyć)
Mapa oddalona:
(kliknij, aby powiększyć)
Białe kropki na górze mapy to porozrzucane ciała. Kropka pomarańczowa oznacza syrenę - przepraszam za braki w legendzie.
- żywotność i ekwipunek:
Żywotność:
Tristan - 162/222 (50 - psychiczne, 10 - tłuczone (-10)
Deirdre - 160/200 (10 - tłuczone, 30 - psychiczne) (-10)
Drew - 200/215 (15 - tłuczone)
Lucinda - 91/181 (40 - tłuczone, 50 - psychiczne) (-30)
Alphard - 130/220 (30 - wychłodzenie, 50 - psychiczne, 10 - tłuczone) (-20)
Johnatan - 173/208 (15 - tłuczone, 20 - podduszenie) (-5)
Kobieta - 150/210 (60 - tłuczone) (-10)
Dziecko 1 - 185/200 (15 - psychiczne)
Dziecko 2 - 185/200 (15 - psychiczne)
Bestia - 300/300
Ekwipunek:
Tristan - różdżka, pochodnia (zgaszona) czarna perła, rękawice ze smoczej skóry, trochę gotówki, eliksiry: Serce Hespery, eliksir uspokajający (2), eliksir Garota (1), eliksir kociego wzroku (1), eliksir brzemienności (2), eliksir wzmacniający krew (1)
Lucinda - różdżka, eliksir wzmacniający krew (1)
Deirdre - różdżka, różdżka (opcm +4, trans +1), pochodnia (zgaszona), pierścień z kamieniem księżycowym, pierścień z malachitem; rzemyk z fluorytem na nadgarstku, na ramieniu torba z małymi fiolkami eliksirów (eliksir brzemienności (3 porcje, stat. 33, 132 oczek), smoczy eliksir (3 porcje, stat. 30), Wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 30, 130 oczek), eliksir byka (1 porcja, stat. 30), felix felicis, antidotum na niepowszechne trucizny x2; przy pasie pończoch zabezpieczony sztylet, łatwy do dobycia przez rozcięcie w dole sukni, zdobyte: eliksir lodowego płaszcza, mikstura ognistego oddechu, wieczny płomień oraz eliksir wzmacniający krew – po 2 porcje każdego, słoik ze skrzelozielem
Alphard - różdżka, biały kryształ do pary, trochę gotówki, eliksiry umieszczone w skórzanej saszetce przywiązanej do pasa: maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5), wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek), eliksir grozy (1 porcja, stat. 30, moc +15), eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, 103 oczka), eliksir giętkiej mowy (1 porcja, stat. 30), wężowe usta (1 porcja, stat. 30), medalion z kompasem
Drew - różdżka, pochodnia (zgaszona), różdżka (opcm +3, u +2), eliksiry w sakiewce: Eliksir grozy (1 porcja), Wywar Żywej śmierci (1 porcje, stat. 40), Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21), Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32), sztylet, zaklęty naszyjnik, piersiówka, trochę gotówki
Johnatan - różdżka, pochodnia (zgaszona), woreczek że skóry wsiąkiewki, a w nim jakieś drobne skarby, w tym mugolski scyzoryk, oraz kilka pojedynczych grzybków, które zostały po ostatnim razie, piersiówkę bezdna wypełnioną wódką ziołową produkcji mojej mamy, bransoletkę z włosów syreny owiniętą wokół kostki, a także kilka wsuwek powpinanych we włosy, kieszonkowy szkicownik i ołówek
Na odpisy czekam do 21 lutego, do godz. 20:00. W razie pytań - zapraszam.
Najpierw poczułem jak moja różdżka wyrywa się do przodu, razem zresztą ze mną, a później grunt pod nogami, więc odetchnąłem z ulgą. To znaczy wciąż byliśmy bóg jeden raczy wiedzieć gdzie, pod wodą szalała przerażająca bestia, a ponad nią nawet powietrze zdawało się jakieś niepokojące, ale trzeba cieszyć się z małych rzeczy - wciąż miałem dwie nogi, dwie ręce i nawet różdżkę w jednej z nich. Dotarliśmy już tak daleko, chociaż tam, w celi na górze, wydawało się, że to będzie nasz grobowiec. Albo jak zaatakowały nas te wszystkie inferiusy - no też się można było pokusić o stwierdzenie, że to była odpowiednia chwila na rachunek sumienia. A jednak! Wszyscyśmy byli tutaj i chyba nawet mieliśmy się względnie dobrze. Wodzę wzrokiem naokoło - przesuwam spojrzeniem po tafli wody, w obawie, że za moment wystrzeli z niej kolejny strumień wrzątku albo jakaś nowa kończyna tego całego potwora, później wbijam ślepia w syrenę, bo to przecież do niej chcę dotrzeć. Droga jednak wydaje się wić w nieskończoność... Gdyby udało mi się przeskoczyć jeszcze jeden zakręt to bym był o niebo bliżej! Tylko czy różdżka znowu mnie posłucha? Czy w drodze ponad czarną tafą wody nie dostanę jakąś macką, łapą, ogonem czy co to tam to stworzenie w ogóle miało? Przystanąłem nad krawędzią, tak mocno zaciskając palce wokół palisandrowego drewna, że aż całe pobielały. No dobrze moja kochana, moja najlepsza przyjaciółko, moja wielokrotna wybawicielko, jak teraz będziesz współpracować to obiecuję, że jeśli uda nam się wyjść z tego cało to oddam cię w ręce najlepszego różdżkmistrza, który ci takie spa zafunduje, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Odetchnąłem głęboko i ponownie machnąłem nadgarstkiem, wypowiadając głośno tę samą inkantację. Oby i tym razem się powiodło.
/przesuwam się kratkę do przodu i próbuję z tym samym zaklęciem, znowu w linii prostej w górę mapy
/przesuwam się kratkę do przodu i próbuję z tym samym zaklęciem, znowu w linii prostej w górę mapy
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie był do końca świadom poruszenia panującego gdzieś przy środkowej ścieżce prowadzącej do uwięzionej syreniej księżniczki, choć słyszał niepokojące odgłosy. Właściwie wszystkie docierające do niego dźwięki były alarmujące. Jednak jego myśli w większej mierze zajmowała zagadka w postaci tajemniczych znaków. Zaryzykował i rzucił zaklęcie, które pierwsze przyszło mu do głowy. Już samo wypowiedzenie inkantacji zaklęcia sprawiło, że wszystkie znaki rozbłysły błękitnym światłem, które zaczęło się rozprzestrzeniać wzdłuż cienkich ścieżek. Alphard powiódł spojrzeniem za ich tropem, by dostrzec, że połączone są z ruchomymi kamiennymi kręgami. Donośny zgrzyt na nowo rozbudził w nim wątpliwości. Może zaklęcie rzucił przedwcześnie? Wciąż nie wiedział jakie słowo znajdowało się na drugiej ścianie, ale nawet z obecnej pozycji mógł zauważyć, że i z niej do tajemniczych okręgów popłynęło światło.
Wszystko działo się tak szybko, jakby w ułamku sekundy. Słyszał dźwięki, widział światła, po czym zaraz przez ogromny ból padł na kolana. Boleść wypełniała jego umysł, ciało tonęło w cierpieniu. To była sprawka magii. Zamykał oczy i pod powiekami miał obrazy stworzone z tego całego bólu, wypełnione odrazą, nienawiścią, pogardą. Wszystkie emocje skierowane przeciw niemu ze strony najbliższych. To były szybko zmieniające się migawki. Zniesmaczeni krewni. Odwracający się krewni. Zniesmaczeni przyjaciele. Odwracający się przyjaciele. Szaro-zielone oczy widma przeszłości. Szare oczy jego przyszłości. Na koniec ujrzał stos martwych ciał, a na rękach miał krew, krew wszystkich.
Udało mu się otworzyć oczy, ale jeszcze nie wyszedł z koszmaru. Zdołał jednak oprzytomnieć na tyle, aby dojść do wniosku, że to magia znów wystąpiła przeciw niemu. To miejsce było przesiąknięte złowrogą mocą anomalii. Nie był jednak pewien, czy chce jak najszybciej opuścić grotę. Gdzieś wyżej nad grotą wzmógł się huk. To właśnie ten bodziec z powrotem postawił go na nogi. Poderwał się jeszcze drżący, jednak pierwszy krok udało mu się postawić wystarczająco pewnie, kolejny zaś nie sprawił mu trudności. Chciał odejść od ściany i z powrotem dostać się blisko środkowej ścieżki. Ostatnie próby użycia magii nie kończyły się dla niego zbyt dobrze, jednak ponownie wyciągnął różdżkę przed siebie, aby wskazać nią kierunek, w którym chciał się znaleźć dzięki rzuceniu zaklęcia.
– Ascendio – wyrzucił z siebie wyraźnie i z determinacją.
| poruszam się jedną kratkę w dół i rzucam zaklęcie z intencją przesunięcia się o 6 pól (tak jak tutaj zaznaczam)
Wszystko działo się tak szybko, jakby w ułamku sekundy. Słyszał dźwięki, widział światła, po czym zaraz przez ogromny ból padł na kolana. Boleść wypełniała jego umysł, ciało tonęło w cierpieniu. To była sprawka magii. Zamykał oczy i pod powiekami miał obrazy stworzone z tego całego bólu, wypełnione odrazą, nienawiścią, pogardą. Wszystkie emocje skierowane przeciw niemu ze strony najbliższych. To były szybko zmieniające się migawki. Zniesmaczeni krewni. Odwracający się krewni. Zniesmaczeni przyjaciele. Odwracający się przyjaciele. Szaro-zielone oczy widma przeszłości. Szare oczy jego przyszłości. Na koniec ujrzał stos martwych ciał, a na rękach miał krew, krew wszystkich.
Udało mu się otworzyć oczy, ale jeszcze nie wyszedł z koszmaru. Zdołał jednak oprzytomnieć na tyle, aby dojść do wniosku, że to magia znów wystąpiła przeciw niemu. To miejsce było przesiąknięte złowrogą mocą anomalii. Nie był jednak pewien, czy chce jak najszybciej opuścić grotę. Gdzieś wyżej nad grotą wzmógł się huk. To właśnie ten bodziec z powrotem postawił go na nogi. Poderwał się jeszcze drżący, jednak pierwszy krok udało mu się postawić wystarczająco pewnie, kolejny zaś nie sprawił mu trudności. Chciał odejść od ściany i z powrotem dostać się blisko środkowej ścieżki. Ostatnie próby użycia magii nie kończyły się dla niego zbyt dobrze, jednak ponownie wyciągnął różdżkę przed siebie, aby wskazać nią kierunek, w którym chciał się znaleźć dzięki rzuceniu zaklęcia.
– Ascendio – wyrzucił z siebie wyraźnie i z determinacją.
| poruszam się jedną kratkę w dół i rzucam zaklęcie z intencją przesunięcia się o 6 pól (tak jak tutaj zaznaczam)
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zamiana w kłąb czarnej mgły zawsze ją uspokajała, pozwalała skupić się na tym, co naprawdę ważne, uzyskać siłę z esencji mrocznej mocy - nie inaczej było i tym razem, gdy tylko straciła materialną postać, unikając tym samym nieprzyjemnych poparzeń oraz kontaktu z zapewne trującą wodą, cała rzeczywistość stała się dla niej czystsza, przejrzysta. Widziała więcej, poruszała się bez żadnych granic; widziała też całą sobą - przefrunęła szybko ku syrenie, zauważając nie tylko cień przeklętej kotki, która ściągnęła ich w to równie diabelskie miejsce, ale i wiele trupów. Ofiar anomalii, ofiar syreny, ofiar inferiusów? Nie zastanawiała się nad tym zbytnio, na moment przystając przed taflą, za którą więziono syrenę. Widziała zaciekawienie w oczach spętanej pięknści, słyszała też jej pytanie.
Postanowiła zmaterializować się przed syreną - nie przy samej ścianie, ale blisko niej, z dala od brzegów względnie stałego lądu: nie chciała narazić się na ponowny atak agresywnego stworzenia z głębin. Kilka sekund później stała już przed taflą, odwzajemniając spokojne spojrzenie syreny. - Czy nie chcesz zobaczyć swego ojca, pani? Martwi się o ciebie, czeka na twój powrót - a my chcemy ci w nim pomóc- zaryzykowała, pamiętając słowa Alpharda i reszty grupy; nie do końca wiedziała o tym, co przekazali im trytoni, ale wolała rozpocząć konwersację spokojnie, wręcz polubownie, tonem śpiewnym, niskim i melodyjnym. Nie spuszczała z oczu syreny, oddając jej należny szacunek, niepodszyty jednak lękiem. - Wiesz, jak możemy się stąd bezpiecznie wydostać? I jak cię uwolnić? - spytała miękko, przyglądając się kajdanom zaciskającym się na jej wątłych nadgarstkach. - Ciężko żyć w kajdanach, nawet złotych. Doświadczyłam tego na własnej skórze - wyszeptała poufale, ze zrozumieniem, próbując nawiązać z syreną jakiś kontakt, więź, nawet delikatną; być móże potrafiła im pomóc, podzielić się jakąś wskazówką. - Jak długo tu jesteś, pani? - dodała jeszcze z troską, nieudawaną, jej piękno zczerniało; serce naprawdę łamało się na widok tej cudownej istoty zamkniętej w miejscu takim, jak to.
| próbuję przekonać syrenkę żeby nam pomogła/zdradziła informacje/wskazówki
Postanowiła zmaterializować się przed syreną - nie przy samej ścianie, ale blisko niej, z dala od brzegów względnie stałego lądu: nie chciała narazić się na ponowny atak agresywnego stworzenia z głębin. Kilka sekund później stała już przed taflą, odwzajemniając spokojne spojrzenie syreny. - Czy nie chcesz zobaczyć swego ojca, pani? Martwi się o ciebie, czeka na twój powrót - a my chcemy ci w nim pomóc- zaryzykowała, pamiętając słowa Alpharda i reszty grupy; nie do końca wiedziała o tym, co przekazali im trytoni, ale wolała rozpocząć konwersację spokojnie, wręcz polubownie, tonem śpiewnym, niskim i melodyjnym. Nie spuszczała z oczu syreny, oddając jej należny szacunek, niepodszyty jednak lękiem. - Wiesz, jak możemy się stąd bezpiecznie wydostać? I jak cię uwolnić? - spytała miękko, przyglądając się kajdanom zaciskającym się na jej wątłych nadgarstkach. - Ciężko żyć w kajdanach, nawet złotych. Doświadczyłam tego na własnej skórze - wyszeptała poufale, ze zrozumieniem, próbując nawiązać z syreną jakiś kontakt, więź, nawet delikatną; być móże potrafiła im pomóc, podzielić się jakąś wskazówką. - Jak długo tu jesteś, pani? - dodała jeszcze z troską, nieudawaną, jej piękno zczerniało; serce naprawdę łamało się na widok tej cudownej istoty zamkniętej w miejscu takim, jak to.
| próbuję przekonać syrenkę żeby nam pomogła/zdradziła informacje/wskazówki
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 97
'k100' : 97
Odpowiedź była oczywista - o wszystko obwinić można było anomalię. Teraz, kiedy przybrał nieswój kształt, a rozlewał się po przestrzeni przesiąkniętą plugawą magią mgłą, czuł to wszystko wyraźnie. Niespokojna bestia była rozdrażniona drgającą czarną magią, musieli znaleźć jej źródło - innego wyjścia nie było, inne nie miało sensu. Runiczna zagadka skrywała tajemnicę, jeśli coś miało szansę dać im odpowiedzi - to albo ona albo syrena, w spokojnej rozmowie. Jednak tak pierwsze, jak drugie, nie będzie możliwe, póki mieli przy sobie bestię, która mogła w każdej chwili wyjść na ląd i zaatakować. Runiści potrzebowali spokoju, a on miał ją tuż przed sobą - rozgniewaną, rozjuszoną i gotową do ataku. Gotowość tę można było wykorzystać - ale nie chciał jej odczuć na sobie samym.
Pozostał w wodzie, pozostał pod postacią czarnej mgły; cofnął się lekko, zatoczył podwodny krąg, wabiąc drganiem wody skrytego w ciemności smoka - chcąc, by ten wydobył się z czeluści, chcąc, by pozostał przy nim, chcąc znaleźć się opodal jego skrzeli. Jeśli anomalia go rozjuszała, mógł jedynie na ślepo próbować go uspokoić - w jedyny sposób, który przychodził mu do głowy; i choć był to ruch szalony - to nie bardziej, niż gonitwa na ratunek syreniej księżniczce.
Odczekał zatem, aż smok znajdzie się obok; nie miał czasu na dokładną analizę jego ruchów, chciał jedynie wprawić go w dezorientację będąc celem, którego nie da się pochwycić w paszczę ani uderzyć ogonem, celem niematerialnym - dziwnym - wykorzystać ten moment dezorientacji, by zmaterializować się u jego boku, obok skrzeli, następnie podejmując wyścig z czasem - gdzieś w wewnętrznej podszytej kieszeni szaty winien mieć eliksir uspokajający, dwie butelki. Dla zachowania cennych sekund zamiast otwierać fiolki uderzył nimi o siebie, zamierzając rozbić je tuż przy skrzelach stworzenia; rozpaczliwie szukając skrzeloziela, które przed momentem wypluł - a które teraz naprawdę miało się okazać potrzebne, zamierzając je połknąć - nie przewidywał zostania pod wodą na długo, ale przewidywania mogły rozbić się o bolesną rzeczywistość. Nie będzie w stanie wstrzymać oddechu zbyt długo i zdawał sobie z tego sprawę. Stworzenie było znacznie większe od człowieka, wymagało większej ilości eliksiru bez wątpienia, a rozproszona w wodzie mikstura nie zostanie wchłonięta przez skrzela z wodą w całości, nie miał też pojęcia, czy w ogóle zadziała - najpewniej niewielu czarodziejów próbowało karmić pod wodą eliksirami wodne smoki. Miał jednak nadzieję, ze woda stłumi dźwięk rozbitego szkła wystarczająco mocno, by nie rozdrażnić smoka jeszcze bardziej; i, wreszcie, że ta podwodna przygoda nie będzie ostatnim, co przydarzyło mu się w życiu.
Pozostał w wodzie, pozostał pod postacią czarnej mgły; cofnął się lekko, zatoczył podwodny krąg, wabiąc drganiem wody skrytego w ciemności smoka - chcąc, by ten wydobył się z czeluści, chcąc, by pozostał przy nim, chcąc znaleźć się opodal jego skrzeli. Jeśli anomalia go rozjuszała, mógł jedynie na ślepo próbować go uspokoić - w jedyny sposób, który przychodził mu do głowy; i choć był to ruch szalony - to nie bardziej, niż gonitwa na ratunek syreniej księżniczce.
Odczekał zatem, aż smok znajdzie się obok; nie miał czasu na dokładną analizę jego ruchów, chciał jedynie wprawić go w dezorientację będąc celem, którego nie da się pochwycić w paszczę ani uderzyć ogonem, celem niematerialnym - dziwnym - wykorzystać ten moment dezorientacji, by zmaterializować się u jego boku, obok skrzeli, następnie podejmując wyścig z czasem - gdzieś w wewnętrznej podszytej kieszeni szaty winien mieć eliksir uspokajający, dwie butelki. Dla zachowania cennych sekund zamiast otwierać fiolki uderzył nimi o siebie, zamierzając rozbić je tuż przy skrzelach stworzenia; rozpaczliwie szukając skrzeloziela, które przed momentem wypluł - a które teraz naprawdę miało się okazać potrzebne, zamierzając je połknąć - nie przewidywał zostania pod wodą na długo, ale przewidywania mogły rozbić się o bolesną rzeczywistość. Nie będzie w stanie wstrzymać oddechu zbyt długo i zdawał sobie z tego sprawę. Stworzenie było znacznie większe od człowieka, wymagało większej ilości eliksiru bez wątpienia, a rozproszona w wodzie mikstura nie zostanie wchłonięta przez skrzela z wodą w całości, nie miał też pojęcia, czy w ogóle zadziała - najpewniej niewielu czarodziejów próbowało karmić pod wodą eliksirami wodne smoki. Miał jednak nadzieję, ze woda stłumi dźwięk rozbitego szkła wystarczająco mocno, by nie rozdrażnić smoka jeszcze bardziej; i, wreszcie, że ta podwodna przygoda nie będzie ostatnim, co przydarzyło mu się w życiu.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Cmentarzysko statków
Szybka odpowiedź