Cmentarzysko statków
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Cmentarzysko statków
Chociaż opustoszała, skalista wyspa położona na Morzu Północnym nie ma swojej oficjalnej geograficznej nazwy, to przez podróżujących pobliską trasą żeglarzy nazywana jest Cmentarzyskiem. Owiana legendami równie gęsto, co nigdy nieopadającą mlecznobiałą mgłą, stanowi czarny punkt na morskich mapach, który co ostrożniejsi starają się omijać szerokim łukiem. Niewielu jest jednak w stanie wskazać, gdzie dokładnie się znajduje, bo jej położenie zdaje się stale zmieniać - choć bardziej sceptyczni twierdzą, że wpływ na to mają silne, oplatające wyspę prądy, które znoszą nieuważnych kapitanów na manowce. Okręty, które miały nieszczęście znaleźć się w pobliżu, rzadko wychodzą z tego bez szwanku, gdyż usiane ostrymi skałami mielizny w połączeniu z często nawiedzającymi ten rejon sztormami, bardzo szybko zamieniają się w śmiercionośną pułapkę. W efekcie cała wyspa otoczona jest przez osiadłe na dnie wraki statków, których pochylone w różnym stopniu maszty wyłaniają się z mglistych oparów niczym ostrzegawcze znaki; chodzą słuchy, że to właśnie tutaj swoją ostatnią podróż zakończył niesławny Syreni Lament, pociągając na dno niemal setkę pasażerów i członków załogi, aczkolwiek samego okrętu nigdy nie odnaleziono.
Mimo czyhających na wyspie niebezpieczeństw, z czasem stała się ona dość popularnym celem samozwańczych poszukiwaczy artefaktów - zwłaszcza, gdy odkryto istnienie wydrążonego w czarnych skałach systemu grot i jaskiń, służących w przeszłości bliżej nieznanemu przeznaczeniu. Większość korytarzy zapadła się, czyniąc poruszanie się po skalnych komnatach prawie niemożliwym, ale od czasu do czasu wciąż można spotkać tutaj śmiałków, liczących na to, że uda im się odnaleźć nieco więcej niż rozkładające się zwłoki rozbitków i zaścielające wyspę kości. Ci, którym udało się zwiedzić Cmentarzysko i wrócić, twierdzą zgodnie, że jest nawiedzone: podobno po zmierzchu korytarzami niesie się echo syreniego śpiewu, a wśród kamiennych ścian snuje się duch zakrwawionego mężczyzny z ziejącą w klatce piersiowej dziurą, opowiadającego historię utraconej miłości, która odebrała mu wszystko - łącznie ze zmysłami i wyrwanym z piersi sercem.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że prawdziwa tajemnica wyspy nie znajduje się na powierzchni, a pod nią - jeżeli ktoś zdecydowałby się zanurkować, i udałoby mu się dotrzeć w pobliże dna, odnalazłby częściowo zniszczoną wioskę trytonów, sprawiającą wrażenie, jakby jej mieszkańcy opuścili ją w pośpiechu, pozostawiając za sobą większość cennego dobytku i prywatnych pamiątek.
Mimo czyhających na wyspie niebezpieczeństw, z czasem stała się ona dość popularnym celem samozwańczych poszukiwaczy artefaktów - zwłaszcza, gdy odkryto istnienie wydrążonego w czarnych skałach systemu grot i jaskiń, służących w przeszłości bliżej nieznanemu przeznaczeniu. Większość korytarzy zapadła się, czyniąc poruszanie się po skalnych komnatach prawie niemożliwym, ale od czasu do czasu wciąż można spotkać tutaj śmiałków, liczących na to, że uda im się odnaleźć nieco więcej niż rozkładające się zwłoki rozbitków i zaścielające wyspę kości. Ci, którym udało się zwiedzić Cmentarzysko i wrócić, twierdzą zgodnie, że jest nawiedzone: podobno po zmierzchu korytarzami niesie się echo syreniego śpiewu, a wśród kamiennych ścian snuje się duch zakrwawionego mężczyzny z ziejącą w klatce piersiowej dziurą, opowiadającego historię utraconej miłości, która odebrała mu wszystko - łącznie ze zmysłami i wyrwanym z piersi sercem.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że prawdziwa tajemnica wyspy nie znajduje się na powierzchni, a pod nią - jeżeli ktoś zdecydowałby się zanurkować, i udałoby mu się dotrzeć w pobliże dna, odnalazłby częściowo zniszczoną wioskę trytonów, sprawiającą wrażenie, jakby jej mieszkańcy opuścili ją w pośpiechu, pozostawiając za sobą większość cennego dobytku i prywatnych pamiątek.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 27.02.19 23:08, w całości zmieniany 2 razy
Lucinda podejrzewała, że otworzenie stworzonych z ludzkich zwłok drzwi może okazać się o wiele trudniejsze niż na początku myśleli. Magia, której użyto by coś takiego stworzyć nie należała do tych znanych Lucindzie. Wszystkie próby otworzenia drzwi kończyły się niepowodzeniem. Może gdyby miała więcej czasu by się zastanowić nad znaczeniem tych znaków, albo jeśli informacje, które przekazał im Black były bardziej konkretne mogłaby wpaść na coś pomocnego. W tej sytuacji nic innego nie przychodziło jej do głowy.
Zaklęcie, które rzucił Rosier było dla Lucindy obce. Kobieta nie była jednak tym faktem zaskoczona. Spodziewała się, że mężczyzna lepiej znał magię, której użyto do stworzenia przejścia. Widząc jak ciała zaczynają się poruszać skrzywiła się delikatnie. To nie był przyjemny widok. Martwi powinni pozostać martwi i wyzwanie ich do ponownego życia było dla Lucindy gwałtem na naturę. Nie odezwała się jednak nic spoglądając tylko na odsłonięte przejście. Podejrzewała, że będzie tylko gorzej. Ta myśl ją przerażała. Blondynka pluła sobie w głowę, że zdecydowała się wybrać na ten rejs. Artefakt nie był tego wszystkiego warty. Choć rozmyślanie nad tym wszystkim wcale nie miało jej pomóc to jednak wewnętrznie marzyła już o finale tego przejścia. Chciała znaleźć Drew i wrócić do Londynu zapominając o tym wszystkim czego będzie tutaj świadkiem. I chociaż tego życzyła sobie najbardziej to nawet jej naiwność nie pozwalała by w to wierzyć.
Na propozycję Blacka skinęła tylko głową. Wzięcie pochodni ze sobą wydawało się być logiczne. Kto mógł wiedzieć z czym jeszcze przyjdzie im się tutaj zmierzyć? Magia choć zwykle pomagała to czasami zawodziła i wszelkie anomalie są tego przykładem.
Z pochodnią w dłoni ruszyła za Rosierem. Wiedziała, że jest zdana tylko na siebie. Mogła ufać tylko sobie i myślenie inaczej skreślało na starcie wyjście z tego cało. Lucinda rozglądała się świecąc pochodnią w każdym z możliwych kierunków. Szum wody, które dobiegał do ich uszu przypominał jej o tym jak wysoko się właśnie znajdowali. Blondynka dzisiejszego wieczoru zmagała się ze wszystkimi swoimi lękami. Denerwował ją fakt, że tak niewiele wiedzą o tym czego mogą się spodziewać. Trzymając odpowiednią odległość za Tristanem i kroczącą za nim martwą kobietą zastanawiała się nad tym czy ktoś ich obserwuje. - Homenum Revelio – wypowiedziała chcąc sprawdzić swoje obawy.
Zaklęcie, które rzucił Rosier było dla Lucindy obce. Kobieta nie była jednak tym faktem zaskoczona. Spodziewała się, że mężczyzna lepiej znał magię, której użyto do stworzenia przejścia. Widząc jak ciała zaczynają się poruszać skrzywiła się delikatnie. To nie był przyjemny widok. Martwi powinni pozostać martwi i wyzwanie ich do ponownego życia było dla Lucindy gwałtem na naturę. Nie odezwała się jednak nic spoglądając tylko na odsłonięte przejście. Podejrzewała, że będzie tylko gorzej. Ta myśl ją przerażała. Blondynka pluła sobie w głowę, że zdecydowała się wybrać na ten rejs. Artefakt nie był tego wszystkiego warty. Choć rozmyślanie nad tym wszystkim wcale nie miało jej pomóc to jednak wewnętrznie marzyła już o finale tego przejścia. Chciała znaleźć Drew i wrócić do Londynu zapominając o tym wszystkim czego będzie tutaj świadkiem. I chociaż tego życzyła sobie najbardziej to nawet jej naiwność nie pozwalała by w to wierzyć.
Na propozycję Blacka skinęła tylko głową. Wzięcie pochodni ze sobą wydawało się być logiczne. Kto mógł wiedzieć z czym jeszcze przyjdzie im się tutaj zmierzyć? Magia choć zwykle pomagała to czasami zawodziła i wszelkie anomalie są tego przykładem.
Z pochodnią w dłoni ruszyła za Rosierem. Wiedziała, że jest zdana tylko na siebie. Mogła ufać tylko sobie i myślenie inaczej skreślało na starcie wyjście z tego cało. Lucinda rozglądała się świecąc pochodnią w każdym z możliwych kierunków. Szum wody, które dobiegał do ich uszu przypominał jej o tym jak wysoko się właśnie znajdowali. Blondynka dzisiejszego wieczoru zmagała się ze wszystkimi swoimi lękami. Denerwował ją fakt, że tak niewiele wiedzą o tym czego mogą się spodziewać. Trzymając odpowiednią odległość za Tristanem i kroczącą za nim martwą kobietą zastanawiała się nad tym czy ktoś ich obserwuje. - Homenum Revelio – wypowiedziała chcąc sprawdzić swoje obawy.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie zamierzał wdawać się w dalsze dyskusje z owym przebierańcem, choć jego twarz budziła w nim wyjątkową irytację. Miał szczęście, że towarzysz niedoli miał zdecydowanie więcej empatii w sobie i starał się pomóc sprawcy całego zamieszania – przynajmniej z takiego założenia można było wyjść, bowiem czego spodziewał się po zabójstwie kapitana? Jedno było pewne; za to cholerne splunięcie porównywalne ze zwykłą zniewagą policzy się z nim później. Nie wyjdzie stąd żywy.
Obserwując jak szaleniec grzecznie przekazał różdżkę gdzieś w głębi siebie odetchnął z ulgą – chociaż tyle dobrego i nie musieli się z nim użerać. Gość ewidentnie gadał od rzeczy i nawet trudnym było poddawać analizie jego słowa. Może jednak siedział w ów miejscu dłużej niżeli oni? Deirdre przyodziewając łagodną maskę mogła postarać się wyciągnąć z niego nieco więcej, może skłonny był zasięgnąć do wspomnień nieco głębiej i przekazać cokolwiek istotnego, a przede wszystkim posiadającego jakikolwiek merytoryczny sens.
Czym niżej schodzili tym więcej symboli zaczął dostrzegać. Starożytne runy zwykle nie świadczyły o niczym dobrym, jednakże ów sytuacji przedstawiały szereg cyfr, które początkowo kompletnie nic mu nie mówiły. Dopiero po chwili dostrzegając wyżłobienia w ścianie, w kształcie prostokątów, zdał sobie sprawę, iż prawdopodobnie należało je aktywować, aby odkryć odpowiednie przejścia. Do tego jednak niezbędna była mu różdżka.
Uniósł brwi tuż po usłyszanej inkantacji i towarzyszącej jej wiązkom światła. Magia sprawiła, iż drewno wypadło z dłoni kobiety uderzając z cichym łoskotem o ziemię. Chciał po nie sięgnąć, potrzebował go, co także i Deirdre zdawała się zauważyć, jednakże nieznany mu mężczyzna wyprzedził go. Początkowo pomyślał, że nie będzie skłonny mu jej podać, lecz kiedy tak się stało skinął głową z wyraźną wdzięcznością. -Wydaje mi się, że na każdej kondygnacji przejścia są ukryte. Spójrzcie tutaj.- wskazał reszcie symbol, a następnie prostokątne wyżłobienie.
-Te znaki oznaczają cyfry, a obrys obok przypominający drzwi stanowi zapewne źródło aktywacji runy.- dodał przyglądając się jedynce. Skoro chcieli iść w dół, nie posiadali żadnej mapy i wiedzy którędy należy iść warto było zacząć od początku; po kolei. Ślepy zaułek tylko potwierdził, że dalej nie było już nic. -Sprawdźmy zatem.- stwierdził wsuwając kraniec różdżki w wyżłobienie, a następnie podążył dłonią zgodnie z obrysem licząc, że właśnie w ten sposób uda im się zobaczyć ukryte przejście.
| Starożytne runy IV, staram się aktywować cyfrę 1.
Obserwując jak szaleniec grzecznie przekazał różdżkę gdzieś w głębi siebie odetchnął z ulgą – chociaż tyle dobrego i nie musieli się z nim użerać. Gość ewidentnie gadał od rzeczy i nawet trudnym było poddawać analizie jego słowa. Może jednak siedział w ów miejscu dłużej niżeli oni? Deirdre przyodziewając łagodną maskę mogła postarać się wyciągnąć z niego nieco więcej, może skłonny był zasięgnąć do wspomnień nieco głębiej i przekazać cokolwiek istotnego, a przede wszystkim posiadającego jakikolwiek merytoryczny sens.
Czym niżej schodzili tym więcej symboli zaczął dostrzegać. Starożytne runy zwykle nie świadczyły o niczym dobrym, jednakże ów sytuacji przedstawiały szereg cyfr, które początkowo kompletnie nic mu nie mówiły. Dopiero po chwili dostrzegając wyżłobienia w ścianie, w kształcie prostokątów, zdał sobie sprawę, iż prawdopodobnie należało je aktywować, aby odkryć odpowiednie przejścia. Do tego jednak niezbędna była mu różdżka.
Uniósł brwi tuż po usłyszanej inkantacji i towarzyszącej jej wiązkom światła. Magia sprawiła, iż drewno wypadło z dłoni kobiety uderzając z cichym łoskotem o ziemię. Chciał po nie sięgnąć, potrzebował go, co także i Deirdre zdawała się zauważyć, jednakże nieznany mu mężczyzna wyprzedził go. Początkowo pomyślał, że nie będzie skłonny mu jej podać, lecz kiedy tak się stało skinął głową z wyraźną wdzięcznością. -Wydaje mi się, że na każdej kondygnacji przejścia są ukryte. Spójrzcie tutaj.- wskazał reszcie symbol, a następnie prostokątne wyżłobienie.
-Te znaki oznaczają cyfry, a obrys obok przypominający drzwi stanowi zapewne źródło aktywacji runy.- dodał przyglądając się jedynce. Skoro chcieli iść w dół, nie posiadali żadnej mapy i wiedzy którędy należy iść warto było zacząć od początku; po kolei. Ślepy zaułek tylko potwierdził, że dalej nie było już nic. -Sprawdźmy zatem.- stwierdził wsuwając kraniec różdżki w wyżłobienie, a następnie podążył dłonią zgodnie z obrysem licząc, że właśnie w ten sposób uda im się zobaczyć ukryte przejście.
| Starożytne runy IV, staram się aktywować cyfrę 1.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k10' : 3
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k10' : 3
Tristan, Alphard, Lucinda
Alphard wyszedł na zewnątrz jako pierwszy, za przewodnika mając wskazujący mu drogę kompas, decydując się na zawierzenie jego wskazówkom i wybierając jeden z niepewnie wyglądających pomostów. Konstrukcja, oparta jedynie na rozciągniętych linach, zakołysała się gwałtownie, gdy na nią wszedł, a deski, nadwyrężone i zbutwiałe od wszechobecnej wilgoci, jęknęły pod jego stopami - ale udało mu się ruszyć do przodu.
Zaraz za nim ruszył Tristan, za którym posłusznie podążał inferius, stworzony z ciała martwej kobiety. Rozciągnięcie ochronnej bariery nie sprawiło mu problemu, wkrótce przestał odczuwać więc skutki lodowatego wiatru, nie szarpał on już trzymaną przez niego pochodnią; pod kopułą zmieścił się również Alphard, jednak Lucinda znajdowała się zbyt daleko - mroźne powietrze bardzo szybko zaczęło więc wciskać jej się do oczu, sprawiając, że zaczęły łzawić, a zaciskane na różdżce palce, zdrętwiały. Kobieta również spróbowała rzucić zaklęcie, inkantacja wprawiła otaczającą ją magię w drżenie, jednak w ostatniej chwili zgubne okazało się bliskie sąsiedztwo anomalii: wnętrze jej dłoni zaczęło parzyć, a płynąca pod skórą krew zdawała się przybrać czarną, niepokojącą barwę. Zrobiło jej się słabo, żołądek podszedł jej do gardła - a choć negatywne skutki skażonej energii po chwili ustąpiły, to zaklęcie nie odsłoniło przed czarownicą żadnych istot.
Nikt z trójki czarodziejów nie zwrócił uwagi na rzeźbione cokoły, strzegące wejścia na każdy z pomostów, choć przez chwilę mogło wydawać się, że nie miało to znaczenia. Poruszali się do przodu, szczelnie otoczeni gęstą mgłą, aż wkrótce osadzona na czarnej skale budowla, z której wyszli, również zniknęła im z oczu. Ogarnęła ich cisza - dziwna i nienaturalna, a Alphard, który trzymał w ręku kompas, mógł zauważyć, że jego wskazówka zaczęła z dużą prędkością wirować dookoła głównej osi. W następnej chwili wszyscy poczuli chwilową dezorientację, przemieniającą się następnie w gorącą, biorącą się znikąd wrogość, skierowaną ku pozostałym. Mniej więcej w tej samej chwili noga Tristana natrafiła na wadliwą deskę, która złamała się w pół; Rosierowi udało się uniknąć upadku tylko dlatego, że zachowywał szczególną ostrożność. Znalazł się po drugiej stronie powstałej w ten sposób wyrwy, a silny inferius, podążając za rozkazem pana, przesadził ją jednym susem. Po drugiej stronie została Lucinda, nagle święcie przekonana, że Tristan celowo dokonał na niej sabotażu, niszcząc most; samego Rosiera z kolei opanowały podejrzenia, że idący przed nim Alphard specjalnie naruszył konstrukcję, żeby zepchnąć go w otchłań. W tej samej chwili Black zrozumiał, że Lucinda i Tristan spiskowali przeciwko niemu od samego początku, i tylko kwestią czasu było, zanim któreś z nich wbije mu w plecy nóż. Wszyscy poczuli zagrożenie - płynące jednak nie z zewnątrz, nie od armii czekającej na ich inferiusów, a swoje źródło mające w towarzyszach niedoli, których unieszkodliwienie stało się nagle najwyższym priorytetem.
Weszliście na teren objęty działaniem Klątwy Eris, w związku z czym wszyscy otrzymujecie obrażenia psychiczne w wysokości 50 PŻ. Odczuwacie nienawiść, wrogość względem siebie, jesteście przekonani, że z ręki pozostałych grozi wam śmiertelne niebezpieczeństwo. Aby tymczasowo (3 tury) przerwać działanie klątwy, możecie wykonać (dodatkowy) rzut na odporność psychiczną. ST przełamania wynosi 50.
Lucinda - przekroczenie powstałej w moście wyrwy ma ST równe 30, do rzutu dolicza się podwojoną zwinność. Jeżeli otrzymasz pomoc od kogokolwiek znajdującego się po drugiej stronie, nie musisz wykonywać rzutu.
W kwestii wyjaśnienia - otworzenie kompasu nie jest liczone jako osobna akcja, a jego wskazanie w każdej kolejce pojawia się na schemacie pod mapą.
Inferius ma sprawność równą 52 oraz 260/260 punktów żywotności.
Słońce zajdzie za 8 kolejek.
Deirdre, Drew, Johnatan
Starszy czarodziej z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nerwowy, ożywiając się jedynie momentami, gdy zwracała się do niego spokojnie przemawiająca Deirdre. Słysząc imię Farrah, pokiwał gorączkowo głową, ale czarownica mogła zauważyć, że jego dłonie niekontrolowanie drżały, a prawą powieką wstrząsał nerwowy tik. - N-n-nie pamiętam, k-k-królewno, nikt już dawno g-g-go nie używał - odpowiedział na jej pytanie, gwałtownie kręcąc głową na boki.
Marsz zdawał się trwać w nieskończoność, wyraźnie męcząc rannego marynarza. Szedł jednak uparcie w dół, napędzany najprawdopodobniej wolą przetrwania; kiedy Deirdre się do niego odezwała, zawahał się. - Tak - odpowiedział lakonicznie, kiwając głową; trudno było wyczytać cokolwiek z wyrazu jego twarzy - oprócz tego, że była wykrzywiona bólem. - Zna to miejsce na pamięć - dodał jeszcze, chociaż nikt o to nie zapytał, dopiero później zaciskając zęby i ruszając dalej.
Ciemności źle działały na starca, a być może robiła to ograniczona, zamknięta przestrzeń - w każdym razie, gdy Deirdre zadała kolejne pytanie, tylko jęknął cicho, nie odnajdując jednak słów, żeby jej odpowiedzieć.
Wypowiedziana przez kobietę inkantacja zadziałała dosyć niespodziewanie - czarownica poczuła, że jakaś nieokreślona siła wyciąga jej różdżkę z dłoni, pozostawiając jej palce pustymi, zaciśniętymi jedynie na chłodnym, wilgotnym powietrzu. Drewno uderzyło o kamienne stopnie, a zaklęcie - udane - rozprysnęło się dookoła, fragmentami trafiając we wszystkich dookoła. Towarzyszący Deirdre czarodzieje poczuli nagły przypływ sił, wiedzieli więc, że mimo nieoczekiwanego efektu, czar był udany.
Drew prawidłowo odgadł znaczenie run, udało mu się też odzyskać utraconą przez Deirdre różdżkę. Obrysował runiczną jedynkę wprawnie, z doświadczeniem, doskonale wiedząc, co robi - i nie musiał czekać długo na reakcję. Runa rozbłysnęła niebieskawą bielą, a następnie ściana rozsunęła się, tworząc szerokie, prostokątne przejście, prowadzące do podłużnej, pogrążonej w ciemnościach komnaty.
W pierwszej chwili ściśnięci na schodach czarodzieje nie dostrzegli kompletnie nic, wyczuwając jedynie zmianę w otoczeniu - zapach stęchlizny zniknął, zastąpiony świeżym, chociaż nadal bardzo zimnym powietrzem. Sufit pomieszczenia, u którego wejścia stali, był niewidoczny, skryty w mroku, ale po sposobie, w jaki rozchodziły się dźwięki, można było przypuszczać, że był sklepiony bardzo wysoko. Po chwili, gdy oczy wszystkich przyzwyczaiły się do półmroku, a światła pochodni wyciągnęły z ciemności fragment przestrzeni, czarodzieje dostrzegli sylwetki - stojące w dwóch rzędach, ramię w ramię, nieruchome, postawione na baczność ciała o szarej skórze i kościstych kończynach, pokryte naznaczonymi zgnilizną plamami, z zamglonymi białkami oczu i przerzedzonymi włosami. Po drugiej stronie sali, widać było zarys dwuskrzydłowych drzwi - zamkniętych; z tej odległości trudno było wysnuć na ich temat więcej wniosków.
Trzymający się blisko Deirdre, starszy czarodziej, wydał z siebie zduszony okrzyk. - Musimy u-u-uciekać, u-u-uciekać, u-u-uciekać! - wydyszał, ale nie pobiegł w stronę wyjścia. Jego głos zwrócił uwagę inferiusów - odwróciły głowy niemal jednocześnie, zwracając puste spojrzenia ku stłoczonym u stóp schodów czarodziejom - żaden z nich nie zmienił jednak położenia.
Różdżka znajduje się w posiadaniu Drew, ma bonusy do statystyk: OPCM +3, uroki +2.
Marynarz wymaga pomocy w poruszaniu się, będzie was jednak spowalniał - jeżeli któreś z was zdecyduje się mu pomóc, przemieszczenie się (wraz z nim) będzie jedyną akcją, jaką będzie w stanie podjąć w poście.
Drew - ze względu na Klątwę Opętania, od tej pory w każdej kolejce obowiązuje cię dodatkowy rzut kością k10. Wyrzucenie na kości k10 wartości 1 lub 2 oznacza atak klątwy, jego skutki zostaną określone przez Mistrza Gry. Wartość konieczna do wyrzucenia by zachować zmysły, może zmieniać się wraz z upływem czasu.
Działające zaklęcia:
Drew - Magicus Extremos (+18)
Johnatan - Magicus Extremos (+18)
szaleniec - Magicus Extremos (+18)
marynarz - Magicus Extremos (+18)
Jeżeli oszacowanie Deirdre jest prawidłowe, źródło hałasu znajduje się aktualnie na 7 lub 8 poziomie.
Na odpisy czekam do 24 stycznia, do godz. 20:00, ale jeżeli odpiszecie szybciej, post Mistrza Gry również pojawi się odpowiednio wcześniej. W razie pytań - zapraszam.
Alphard wyszedł na zewnątrz jako pierwszy, za przewodnika mając wskazujący mu drogę kompas, decydując się na zawierzenie jego wskazówkom i wybierając jeden z niepewnie wyglądających pomostów. Konstrukcja, oparta jedynie na rozciągniętych linach, zakołysała się gwałtownie, gdy na nią wszedł, a deski, nadwyrężone i zbutwiałe od wszechobecnej wilgoci, jęknęły pod jego stopami - ale udało mu się ruszyć do przodu.
Zaraz za nim ruszył Tristan, za którym posłusznie podążał inferius, stworzony z ciała martwej kobiety. Rozciągnięcie ochronnej bariery nie sprawiło mu problemu, wkrótce przestał odczuwać więc skutki lodowatego wiatru, nie szarpał on już trzymaną przez niego pochodnią; pod kopułą zmieścił się również Alphard, jednak Lucinda znajdowała się zbyt daleko - mroźne powietrze bardzo szybko zaczęło więc wciskać jej się do oczu, sprawiając, że zaczęły łzawić, a zaciskane na różdżce palce, zdrętwiały. Kobieta również spróbowała rzucić zaklęcie, inkantacja wprawiła otaczającą ją magię w drżenie, jednak w ostatniej chwili zgubne okazało się bliskie sąsiedztwo anomalii: wnętrze jej dłoni zaczęło parzyć, a płynąca pod skórą krew zdawała się przybrać czarną, niepokojącą barwę. Zrobiło jej się słabo, żołądek podszedł jej do gardła - a choć negatywne skutki skażonej energii po chwili ustąpiły, to zaklęcie nie odsłoniło przed czarownicą żadnych istot.
Nikt z trójki czarodziejów nie zwrócił uwagi na rzeźbione cokoły, strzegące wejścia na każdy z pomostów, choć przez chwilę mogło wydawać się, że nie miało to znaczenia. Poruszali się do przodu, szczelnie otoczeni gęstą mgłą, aż wkrótce osadzona na czarnej skale budowla, z której wyszli, również zniknęła im z oczu. Ogarnęła ich cisza - dziwna i nienaturalna, a Alphard, który trzymał w ręku kompas, mógł zauważyć, że jego wskazówka zaczęła z dużą prędkością wirować dookoła głównej osi. W następnej chwili wszyscy poczuli chwilową dezorientację, przemieniającą się następnie w gorącą, biorącą się znikąd wrogość, skierowaną ku pozostałym. Mniej więcej w tej samej chwili noga Tristana natrafiła na wadliwą deskę, która złamała się w pół; Rosierowi udało się uniknąć upadku tylko dlatego, że zachowywał szczególną ostrożność. Znalazł się po drugiej stronie powstałej w ten sposób wyrwy, a silny inferius, podążając za rozkazem pana, przesadził ją jednym susem. Po drugiej stronie została Lucinda, nagle święcie przekonana, że Tristan celowo dokonał na niej sabotażu, niszcząc most; samego Rosiera z kolei opanowały podejrzenia, że idący przed nim Alphard specjalnie naruszył konstrukcję, żeby zepchnąć go w otchłań. W tej samej chwili Black zrozumiał, że Lucinda i Tristan spiskowali przeciwko niemu od samego początku, i tylko kwestią czasu było, zanim któreś z nich wbije mu w plecy nóż. Wszyscy poczuli zagrożenie - płynące jednak nie z zewnątrz, nie od armii czekającej na ich inferiusów, a swoje źródło mające w towarzyszach niedoli, których unieszkodliwienie stało się nagle najwyższym priorytetem.
Weszliście na teren objęty działaniem Klątwy Eris, w związku z czym wszyscy otrzymujecie obrażenia psychiczne w wysokości 50 PŻ. Odczuwacie nienawiść, wrogość względem siebie, jesteście przekonani, że z ręki pozostałych grozi wam śmiertelne niebezpieczeństwo. Aby tymczasowo (3 tury) przerwać działanie klątwy, możecie wykonać (dodatkowy) rzut na odporność psychiczną. ST przełamania wynosi 50.
Lucinda - przekroczenie powstałej w moście wyrwy ma ST równe 30, do rzutu dolicza się podwojoną zwinność. Jeżeli otrzymasz pomoc od kogokolwiek znajdującego się po drugiej stronie, nie musisz wykonywać rzutu.
W kwestii wyjaśnienia - otworzenie kompasu nie jest liczone jako osobna akcja, a jego wskazanie w każdej kolejce pojawia się na schemacie pod mapą.
Inferius ma sprawność równą 52 oraz 260/260 punktów żywotności.
Słońce zajdzie za 8 kolejek.
- mapa i kompas:
(kliknij, aby powiększyć)
Mapa została odwrócona o 45 stopni, żeby sensowniej leżała na siatce heksagonalnej, sam pomost nie obrócił się nagle wokół osi. Pomost nie kończy się wraz z końcem mapy, ale nie widzicie jego krańców - otacza was mgła.
Deirdre, Drew, Johnatan
Starszy czarodziej z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nerwowy, ożywiając się jedynie momentami, gdy zwracała się do niego spokojnie przemawiająca Deirdre. Słysząc imię Farrah, pokiwał gorączkowo głową, ale czarownica mogła zauważyć, że jego dłonie niekontrolowanie drżały, a prawą powieką wstrząsał nerwowy tik. - N-n-nie pamiętam, k-k-królewno, nikt już dawno g-g-go nie używał - odpowiedział na jej pytanie, gwałtownie kręcąc głową na boki.
Marsz zdawał się trwać w nieskończoność, wyraźnie męcząc rannego marynarza. Szedł jednak uparcie w dół, napędzany najprawdopodobniej wolą przetrwania; kiedy Deirdre się do niego odezwała, zawahał się. - Tak - odpowiedział lakonicznie, kiwając głową; trudno było wyczytać cokolwiek z wyrazu jego twarzy - oprócz tego, że była wykrzywiona bólem. - Zna to miejsce na pamięć - dodał jeszcze, chociaż nikt o to nie zapytał, dopiero później zaciskając zęby i ruszając dalej.
Ciemności źle działały na starca, a być może robiła to ograniczona, zamknięta przestrzeń - w każdym razie, gdy Deirdre zadała kolejne pytanie, tylko jęknął cicho, nie odnajdując jednak słów, żeby jej odpowiedzieć.
Wypowiedziana przez kobietę inkantacja zadziałała dosyć niespodziewanie - czarownica poczuła, że jakaś nieokreślona siła wyciąga jej różdżkę z dłoni, pozostawiając jej palce pustymi, zaciśniętymi jedynie na chłodnym, wilgotnym powietrzu. Drewno uderzyło o kamienne stopnie, a zaklęcie - udane - rozprysnęło się dookoła, fragmentami trafiając we wszystkich dookoła. Towarzyszący Deirdre czarodzieje poczuli nagły przypływ sił, wiedzieli więc, że mimo nieoczekiwanego efektu, czar był udany.
Drew prawidłowo odgadł znaczenie run, udało mu się też odzyskać utraconą przez Deirdre różdżkę. Obrysował runiczną jedynkę wprawnie, z doświadczeniem, doskonale wiedząc, co robi - i nie musiał czekać długo na reakcję. Runa rozbłysnęła niebieskawą bielą, a następnie ściana rozsunęła się, tworząc szerokie, prostokątne przejście, prowadzące do podłużnej, pogrążonej w ciemnościach komnaty.
W pierwszej chwili ściśnięci na schodach czarodzieje nie dostrzegli kompletnie nic, wyczuwając jedynie zmianę w otoczeniu - zapach stęchlizny zniknął, zastąpiony świeżym, chociaż nadal bardzo zimnym powietrzem. Sufit pomieszczenia, u którego wejścia stali, był niewidoczny, skryty w mroku, ale po sposobie, w jaki rozchodziły się dźwięki, można było przypuszczać, że był sklepiony bardzo wysoko. Po chwili, gdy oczy wszystkich przyzwyczaiły się do półmroku, a światła pochodni wyciągnęły z ciemności fragment przestrzeni, czarodzieje dostrzegli sylwetki - stojące w dwóch rzędach, ramię w ramię, nieruchome, postawione na baczność ciała o szarej skórze i kościstych kończynach, pokryte naznaczonymi zgnilizną plamami, z zamglonymi białkami oczu i przerzedzonymi włosami. Po drugiej stronie sali, widać było zarys dwuskrzydłowych drzwi - zamkniętych; z tej odległości trudno było wysnuć na ich temat więcej wniosków.
Trzymający się blisko Deirdre, starszy czarodziej, wydał z siebie zduszony okrzyk. - Musimy u-u-uciekać, u-u-uciekać, u-u-uciekać! - wydyszał, ale nie pobiegł w stronę wyjścia. Jego głos zwrócił uwagę inferiusów - odwróciły głowy niemal jednocześnie, zwracając puste spojrzenia ku stłoczonym u stóp schodów czarodziejom - żaden z nich nie zmienił jednak położenia.
Różdżka znajduje się w posiadaniu Drew, ma bonusy do statystyk: OPCM +3, uroki +2.
Marynarz wymaga pomocy w poruszaniu się, będzie was jednak spowalniał - jeżeli któreś z was zdecyduje się mu pomóc, przemieszczenie się (wraz z nim) będzie jedyną akcją, jaką będzie w stanie podjąć w poście.
Drew - ze względu na Klątwę Opętania, od tej pory w każdej kolejce obowiązuje cię dodatkowy rzut kością k10. Wyrzucenie na kości k10 wartości 1 lub 2 oznacza atak klątwy, jego skutki zostaną określone przez Mistrza Gry. Wartość konieczna do wyrzucenia by zachować zmysły, może zmieniać się wraz z upływem czasu.
Działające zaklęcia:
Drew - Magicus Extremos (+18)
Johnatan - Magicus Extremos (+18)
szaleniec - Magicus Extremos (+18)
marynarz - Magicus Extremos (+18)
Jeżeli oszacowanie Deirdre jest prawidłowe, źródło hałasu znajduje się aktualnie na 7 lub 8 poziomie.
- mapa:
(kliknij, aby powiększyć)
Wasze ułożenie u stóp schodów jest przypadkowe, w tej turze możecie więc wybrać swoje następne miejsca dowolnie - zakładając, że jesteście w stanie przejść obok siebie.
Nie obowiązuje mechanika poruszania się w trakcie pojedynków, siatka służy jedynie rozeznaniu w odległościach. Najdłuższa przekątna jednej kratki = 1 metr. Na żółto zaznaczono łunę światła z pochodni, grube linie to ściany - pamiętajcie, że widzicie jedynie tyle, na ile wam pozwalają.
- żywotność i ekwipunek:
Żywotność:
Tristan - 172/222 (50 - psychiczne (-10)
Deirdre - 190/200 (10 - tłuczone)
Drew - 200/215 (15 - tłuczone), klątwa opętania (uśpiona)
Lucinda - 101/181 (30 - tłuczone, 50 - psychiczne) (-20)
Alphard - 140/220 (30 - wychłodzenie, 50 - psychiczne) (-15)
Johnatan - 173/208 (15 - tłuczone, 20 - podduszenie) (-5)
Ekwipunek:
Tristan - różdżka, czarna perła, rękawice ze smoczej skóry, trochę gotówki, eliksiry: Serce Hespery, eliksir uspokajający (2), eliksir Garota (1), eliksir kociego wzroku (1), eliksir brzemienności (2), eliksir wzmacniający krew (1)
Lucinda - różdżka, eliksir wzmacniający krew (1)
Deirdre - różdżka (cudza), pierścień z kamieniem księżycowym, pierścień z malachitem; rzemyk z fluorytem na nadgarstku, na ramieniu torba z małymi fiolkami eliksirów (eliksir brzemienności (3 porcje, stat. 33, 132 oczek), smoczy eliksir (3 porcje, stat. 30), Wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 30, 130 oczek), eliksir byka (1 porcja, stat. 30), felix felicis, antidotum na niepowszechne trucizny x2; przy pasie pończoch zabezpieczony sztylet, łatwy do dobycia przez rozcięcie w dole sukni, zdobyte: eliksir lodowego płaszcza, mikstura ognistego oddechu, wieczny płomień oraz eliksir wzmacniający krew – po 2 porcje każdego, słoik ze skrzelozielem
Alphard - różdżka, biały kryształ do pary, trochę gotówki, eliksiry umieszczone w skórzanej saszetce przywiązanej do pasa: maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5), wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek), eliksir grozy (1 porcja, stat. 30, moc +15), eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, 103 oczka), eliksir giętkiej mowy (1 porcja, stat. 30), wężowe usta (1 porcja, stat. 30), medalion z kompasem
Drew - eliksiry w sakiewce: Eliksir grozy (1 porcja), Wywar Żywej śmierci (1 porcje, stat. 40), Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21), Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32), sztylet, zaklęty naszyjnik, piersiówka, trochę gotówki
Johnatan - woreczek że skóry wsiąkiewki, a w nim jakieś drobne skarby, w tym mugolski scyzoryk, oraz kilka pojedynczych grzybków, które zostały po ostatnim razie, piersiówkę bezdna wypełnioną wódką ziołową produkcji mojej mamy, bransoletkę z włosów syreny owiniętą wokół kostki, a także kilka wsuwek powpinanych we włosy, kieszonkowy szkicownik i ołówek
Na odpisy czekam do 24 stycznia, do godz. 20:00, ale jeżeli odpiszecie szybciej, post Mistrza Gry również pojawi się odpowiednio wcześniej. W razie pytań - zapraszam.
A więc wszystko się ze sobą wiązało, łączyło w jakiś niepokojący, nie do końca zrozumiały sposób. Deirdre zacisnęła usta, doskonale, miała ze sobą towarzysza animag - kobieta wydawała się rozsądna, nie zaatakowała ich, miała doprowadzić do artefaktu, dokonać transakcji zyskownej dla obydwu stron. Czy mogła zadziałać na ich niekorzyść, wpychając ich w sam środek jakiegoś przeklętego więzienia, pełnego inferiusów? - Widziałam się z nią na statku - powiedziała tylko, bacznie obserwując twarz nieznajomego, chcąc odczytać jakąkolwiek reakcje: wiedział, że miała się z nimi spotkać, że miała doprowadzić ją i Tristana - serce zabiło szybciej, nierówno, z lękiem, gdy tylko wspomniała jego imię - do prawdziwego Cienia, mogącego zagwarantować im niezwykły zakup? Nie było jednak czasu na dalszą dyskusję, anomalia wyrwała z jej dłoni różdżkę, tuż po udanym zaklęciu. Poczuła się tak, jakby część jej mocy rozbiła się na kawałki, opadając drżącym pyłkiem na resztę kompanów; miała nadzieję, że nie było to złudne wrażenie.
Zwłaszcza w perspektywie tego, co czaiło się na nich za drzwiami, otworzonymi przez Drew. Teraz nie miała już najmniejszych wątpliwości, że ma do czynienia z Macnairem, specjalistą od starożytnych run i czarnomagicznych zagadek. Mur rozsunął się, ukazując przejście dalej, w półmrok, dopiero po chwili zdradzający swe sekrety. Obrzydliwe, mroczne, skumulowane w ciałach inferiusów, stojących po obydwu stronach wysokiego pomieszczenia niczym na wpół ożywione rzeźby. Ich twarze wydawały się jeszcze ohydniejsze w chwiejnym świetle pochodni; Deirdre spoglądała w ich stronę szybko, bez widocznego lęku, choć ten pulsował adrenaliną w każdej komórce jej ciała. - Musimy iść naprzód - powiedziała cicho, według informacji, które posiadali, ruszenie w górę równało się z konfontacją z całą armią inferiusów; przed nimi znajdowało się natomiast zaledwie kilkoro z nich. Mericourt odetchnęła głębiej i uniosła jak najwyżej pochodnię, chcąc blaskiem i aurą ognia odgonić od siebie ewentualny atak inferiusów - dopiero później ruszyła do przodu, jak najszybciej i jak najciszej, chcąc dotrzeć do dwuskrzydłowych drzwi, by przyjrzeć się im dokładnie; poszukać klamki, wskazówek, zagadek; czegokolwiek, co wskazałoby im dalszą drogę lub możliwość przekroczenia progu.
| spostrzegawczość?
Zwłaszcza w perspektywie tego, co czaiło się na nich za drzwiami, otworzonymi przez Drew. Teraz nie miała już najmniejszych wątpliwości, że ma do czynienia z Macnairem, specjalistą od starożytnych run i czarnomagicznych zagadek. Mur rozsunął się, ukazując przejście dalej, w półmrok, dopiero po chwili zdradzający swe sekrety. Obrzydliwe, mroczne, skumulowane w ciałach inferiusów, stojących po obydwu stronach wysokiego pomieszczenia niczym na wpół ożywione rzeźby. Ich twarze wydawały się jeszcze ohydniejsze w chwiejnym świetle pochodni; Deirdre spoglądała w ich stronę szybko, bez widocznego lęku, choć ten pulsował adrenaliną w każdej komórce jej ciała. - Musimy iść naprzód - powiedziała cicho, według informacji, które posiadali, ruszenie w górę równało się z konfontacją z całą armią inferiusów; przed nimi znajdowało się natomiast zaledwie kilkoro z nich. Mericourt odetchnęła głębiej i uniosła jak najwyżej pochodnię, chcąc blaskiem i aurą ognia odgonić od siebie ewentualny atak inferiusów - dopiero później ruszyła do przodu, jak najszybciej i jak najciszej, chcąc dotrzeć do dwuskrzydłowych drzwi, by przyjrzeć się im dokładnie; poszukać klamki, wskazówek, zagadek; czegokolwiek, co wskazałoby im dalszą drogę lub możliwość przekroczenia progu.
| spostrzegawczość?
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
- Skąd niby? Jeździ sobie w takie urocze miejsca na wakacje? - pytam się marynarza, unosząc wysoko obie brwi. Szybko jednak tracę zainteresowanie jego osobą, bo oto okazuje się, że nasz trzeci towarzysz faktycznie ma jakiś plan i to całkiem niezły; wodzę wzrokiem za końcem różdżki, a gdzieś z tyłu głowy nachodzi mnie myśl, że zaraz opuścimy to okropne miejsce, wyobrażam sobie, że już za moment naszym oczom ukaże się jakaś rajska wyspa albo coś w tym guście, ale... Cóż, nadzieja matką głupich, koło ja w ogóle chciałem oszukać? Chyba głownie siebie. W każdym razie w końcu dostrzegam kolejne pomieszczenie skąpane w mroku, a gdy ślepia jako tako przyzwyczajają się do ciemności widzę także dwa równiutkie rzędy... No właśnie - czego? Czy to rzeźby? Jeśli tak, to muszę przyznać, że wyjątkowo ohydne. Dopiero głos szaleńca wybudza mnie z chwilowego letargu, a gdy wszystkie paskudne głowy odwracają sie w naszym kierunku dociera do mnie, że to z czym mamy do czynienia to nic innego jak kolejne na wpół martwe, na wpół żywe ciała. Ciarki biegną mi po kręgosłupie, całym zresztą mną wstrząsa dreszcz. Ale na spokojnie, Johnnie, staraj się myśleć o czymś innym, czymś mniej przerażającym... Wbijam spojrzenie w kobiece lico oświetlone jedynie słabym blaskiem pochodni i wtedy BACH!
- Wiem już! - mówię szeptem, ale podekscytowany tak jakbym wlasnie odkrył tajemnicę wszechświata albo chociaż tego miejsca. Bynajmniej nie o to mi chodziło - To znaczy... Wiem już skąd sie znamy, byliśmy razem na roku w Hogwarcie. - kiwam łbem - Wybaczcie, niezbyt odpowiednia pora na wspominki, co? Po prostu staram się myśleć o czymś przyjemnym... - tłumaczę pospiesznie, ale już się zamykam i wraz z drugim żeglarzem ruszamy zaraz za nieznajomą-znajomą. Wcale mi się ten pomysł nie podoba, jednak jeśli mam wybierać pomiędzy pójściem z nimi a zostaniem tutaj sam, to zdecydowanie wolę trzymać się grupy.
- Wiem już! - mówię szeptem, ale podekscytowany tak jakbym wlasnie odkrył tajemnicę wszechświata albo chociaż tego miejsca. Bynajmniej nie o to mi chodziło - To znaczy... Wiem już skąd sie znamy, byliśmy razem na roku w Hogwarcie. - kiwam łbem - Wybaczcie, niezbyt odpowiednia pora na wspominki, co? Po prostu staram się myśleć o czymś przyjemnym... - tłumaczę pospiesznie, ale już się zamykam i wraz z drugim żeglarzem ruszamy zaraz za nieznajomą-znajomą. Wcale mi się ten pomysł nie podoba, jednak jeśli mam wybierać pomiędzy pójściem z nimi a zostaniem tutaj sam, to zdecydowanie wolę trzymać się grupy.
Wszystkie podróże Selwyn niosły ze sobą jakieś ryzyko. Przyzwyczaiła się już do tego, że dość często pakowała swoje cztery litery w kłopoty. Łatwo było jej w takich sytuacjach określić szanse powodzenia. Ważne było by iść ciągle do przodu, nie zastanawiać się zbyt długo i przede wszystkim realnie patrzeć na możliwe niebezpieczeństwo. Co do tej wyprawy nie miała dobrych przeczuć. Kiedy tylko postawiła swój pierwszy krok na statku od razu wiedziała, że nie skończy się to dla niej dobrze. Po prostu czuła, że będzie żałować iż nie została w domu. Lucinda była przykładem, że uparty człowiek na żadnych błędach się nie uczy.
Blondynka starała się ogarnąć wzrokiem cały korytarz znajdujący się przed nią. Irytował ją fakt, że nie wiedziała dokąd zmierzają ani czego może się spodziewać. Każdy krok jaki stawiała był niepewny i wymuszony. Może właśnie dlatego zaklęcie, które rzuciła nie wykazało nic niepokojącego za to przynosząc jej palący do kości ból ręki. To było kolejne zaklęcie, którego anomalia potraktowała ją w tak brutalny sposób i choć to uczucie po chwili minęło to Lucinda jeszcze przez jakiś czas spoglądała na swoją drżącą dłoń w poszukiwaniu oznak zatrucia.
Szlachcianka starając się uspokoić odetchnęła głęboko i znowu ruszyła przed siebie tym razem trochę pewniejszym krokiem. Chciała mieć już to za sobą. - Ruszmy się – powiedziała jakby wyczuwając zbliżające się do nich niebezpieczeństwo. Nie mogła wiedzieć czy są na coś narażeni, ale czuła, że każda ich zwłoka kosztowała zdecydowanie zbyt wiele.
Cisza, która ich ogarnęła nie była naturalna i Selwyn mogła to wyczuć. Kobieta nie zwolniła jednak kroku chcąc jak najszybciej przejść ten przeklęty mostek. W jej głowie zaczęły pojawiać się myśli, że to wszystko jest winą idącego przed nią Rosiera. To, że tutaj się znaleźli i to, że nadal nie odnaleźli pozostałych osób. Wrogość, którą poczuła do maszerujących mężczyzn była całkowicie dla niej obca. Nie potrafiła jej opanować ani zrozumieć. Lucinda czuła się tak jakby nigdy nie miała jej opuścić.
Kiedy pod idących przed nią Rosierem połamała się deska, a ten mało nie spadł na sam dół, Lucinda pokręciła głową jakby z przykrością. Dopiero po sekundzie zaczęło do niej docierać co tak naprawdę się stało. Irracjonalna myśl, że mężczyzna zrobił to specjalnie by odłączyć ją od reszty i zostawić na śmierć zaczęła wnikać w jej głowę głębiej i głębiej. W pewnej chwili zakorzeniła się tak bardzo, że gdyby mogła prawdopodobnie sama by go tam zepchnęła.
Blondynka czuła, że coś jest nie w porządku. Wrogość jak ta nie pojawia się tak po prostu. Nie pałała do mężczyzn miłością i zdawała sobie sprawę z tego jak wielkim niebezpieczeństwem mogą dla niej być, ale przez myśl jej nie przeszło by któregokolwiek zrzucić w przepaść. W tej chwili czuła się tak jakby cały swój niepokój i żal przelewała na jedną osobę. Bliska wybuchu postanowiła nie dać się sprowokować. Bo co jeśli to wszystko nie było prawdą? Co jeśli to co teraz czuło było skutkiem rzuconej na nich magii? Naprawdę starała się w to uwierzyć.
Pokonanie pękniętej deski nie mogło być przecież dla niej aż tak trudne dlatego nie zważając na kłębiące się w jej głowie myśli spróbowała pokonać dzielącą ją od będących po drugiej stronie mężczyzn.
I rzut – odporność psychiczna
II rzut – skaczę!
Blondynka starała się ogarnąć wzrokiem cały korytarz znajdujący się przed nią. Irytował ją fakt, że nie wiedziała dokąd zmierzają ani czego może się spodziewać. Każdy krok jaki stawiała był niepewny i wymuszony. Może właśnie dlatego zaklęcie, które rzuciła nie wykazało nic niepokojącego za to przynosząc jej palący do kości ból ręki. To było kolejne zaklęcie, którego anomalia potraktowała ją w tak brutalny sposób i choć to uczucie po chwili minęło to Lucinda jeszcze przez jakiś czas spoglądała na swoją drżącą dłoń w poszukiwaniu oznak zatrucia.
Szlachcianka starając się uspokoić odetchnęła głęboko i znowu ruszyła przed siebie tym razem trochę pewniejszym krokiem. Chciała mieć już to za sobą. - Ruszmy się – powiedziała jakby wyczuwając zbliżające się do nich niebezpieczeństwo. Nie mogła wiedzieć czy są na coś narażeni, ale czuła, że każda ich zwłoka kosztowała zdecydowanie zbyt wiele.
Cisza, która ich ogarnęła nie była naturalna i Selwyn mogła to wyczuć. Kobieta nie zwolniła jednak kroku chcąc jak najszybciej przejść ten przeklęty mostek. W jej głowie zaczęły pojawiać się myśli, że to wszystko jest winą idącego przed nią Rosiera. To, że tutaj się znaleźli i to, że nadal nie odnaleźli pozostałych osób. Wrogość, którą poczuła do maszerujących mężczyzn była całkowicie dla niej obca. Nie potrafiła jej opanować ani zrozumieć. Lucinda czuła się tak jakby nigdy nie miała jej opuścić.
Kiedy pod idących przed nią Rosierem połamała się deska, a ten mało nie spadł na sam dół, Lucinda pokręciła głową jakby z przykrością. Dopiero po sekundzie zaczęło do niej docierać co tak naprawdę się stało. Irracjonalna myśl, że mężczyzna zrobił to specjalnie by odłączyć ją od reszty i zostawić na śmierć zaczęła wnikać w jej głowę głębiej i głębiej. W pewnej chwili zakorzeniła się tak bardzo, że gdyby mogła prawdopodobnie sama by go tam zepchnęła.
Blondynka czuła, że coś jest nie w porządku. Wrogość jak ta nie pojawia się tak po prostu. Nie pałała do mężczyzn miłością i zdawała sobie sprawę z tego jak wielkim niebezpieczeństwem mogą dla niej być, ale przez myśl jej nie przeszło by któregokolwiek zrzucić w przepaść. W tej chwili czuła się tak jakby cały swój niepokój i żal przelewała na jedną osobę. Bliska wybuchu postanowiła nie dać się sprowokować. Bo co jeśli to wszystko nie było prawdą? Co jeśli to co teraz czuło było skutkiem rzuconej na nich magii? Naprawdę starała się w to uwierzyć.
Pokonanie pękniętej deski nie mogło być przecież dla niej aż tak trudne dlatego nie zważając na kłębiące się w jej głowie myśli spróbowała pokonać dzielącą ją od będących po drugiej stronie mężczyzn.
I rzut – odporność psychiczna
II rzut – skaczę!
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k100' : 16
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k100' : 16
Zamarł w pół kroku, słysząc trzask deski - i uniósł spojrzenie na idącego przed nim Alpharda; szedł przecież za nim krok w krok - dostrzegł to? - zauważył i specjalnie uszkodził most, chciał się go pozbyć; niepotrzebnie wspominał mu o Deirdre, teraz zapragnął być dla niej rycerzem na białym koniu, który ocali królewnę z opresji. Zdołał przejść dalej, słyszał też skok inferiusa, baczne oglądając się na Lucindę. Jego zaklęcie osłoniło go przed wiatrem, ale osłoniło tez Blacka, który idąc przodem mógł z łatwością wykorzystać różdżkę do ataku. Nie zamierzał z nimi walczyć na chybotliwym moście, tak wysoko nad gruntem.
- Nie daj jej podejść zbyt blisko - zażądał od towarzyszącej mu istoty, chcąc, by ta odgrodziła Lucindę na tyle, by jego zaklęcie nie objęło jej swoim działaniem. - Black, nie będę ci tego trzymać nad głową - zadbaj o siebie sam - oświadczył, stanąwszy na moment - tak, by zrobić między nimi stosowną odległość, by rzucone caelum nie objęło osłoną Alpharda; nie chciał zostać zaskoczony, musiał zabezpieczyć się z obu stron - jeśli Black zajmie czymś własną różdżkę, nie będzie w stanie go zaatakować. Nie zamierzał wystawiać się na wicher, jeśli mieli walczyć - to w bezpiecznym miejscu, kiedy znajdą się po drugiej stronie. Kiedy z wolna posuwał się na przód: jego umysł walczył, a trzeźwe myśli rozpaczliwie usiłowały wyprzedzić te przeklęte i zawładnięte niezgodą godnej samej Eris. Uchwycił rękojeść różdżki z większą stanowczością, gotów do ataku, póki co - musiał jednak osłonić się przed wiatrem, nie opuścił osłony. Z nie mniejszą uwagą kroczył w przód, wiedząc, że druga mordercza próba Blacka mogła zakończyć się z większym sukcesem niż pierwsza.
odporność psychiczna
- Nie daj jej podejść zbyt blisko - zażądał od towarzyszącej mu istoty, chcąc, by ta odgrodziła Lucindę na tyle, by jego zaklęcie nie objęło jej swoim działaniem. - Black, nie będę ci tego trzymać nad głową - zadbaj o siebie sam - oświadczył, stanąwszy na moment - tak, by zrobić między nimi stosowną odległość, by rzucone caelum nie objęło osłoną Alpharda; nie chciał zostać zaskoczony, musiał zabezpieczyć się z obu stron - jeśli Black zajmie czymś własną różdżkę, nie będzie w stanie go zaatakować. Nie zamierzał wystawiać się na wicher, jeśli mieli walczyć - to w bezpiecznym miejscu, kiedy znajdą się po drugiej stronie. Kiedy z wolna posuwał się na przód: jego umysł walczył, a trzeźwe myśli rozpaczliwie usiłowały wyprzedzić te przeklęte i zawładnięte niezgodą godnej samej Eris. Uchwycił rękojeść różdżki z większą stanowczością, gotów do ataku, póki co - musiał jednak osłonić się przed wiatrem, nie opuścił osłony. Z nie mniejszą uwagą kroczył w przód, wiedząc, że druga mordercza próba Blacka mogła zakończyć się z większym sukcesem niż pierwsza.
odporność psychiczna
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
Był pewien swoich umiejętności w dziedzinie starożytnych run, więc nawet nie brał pod uwagę faktu, iż wiedza mogła go zawieść. Nie pomylił się – runa rozbłysnęła niebieskawą bielą, a następnie otworzyła przejście prowadzące do wnętrza pomieszczenia, w którym panował półmrok. W pierwszej chwili szatyn nie widział nic, mógł jedynie odczuć powiew świeżego, ale wciąż niesamowicie mroźnego powietrza. Nie napawało go to entuzjazmem, odniósł wrażenie, że ów droga nie zaprowadzi ich do wyjścia, mimo że gdzieś w oddali spostrzegł zarys dwuskrzydłowych drzwi. Zacisnął mocniej różdżkę w dłoni, podobnie jak pochodnie, a następnie zrobił krok przed siebie licząc, że uda dostrzec mu się znacznie więcej detali.
Wtem jego oczom ukazały się nietypowe istoty, stojące na baczność i w rzędzie, jakoby ktoś wydał im rozkaz, a one się takowego trzymały. Przerzedzone włosy, kościste kończyny, ciała o szarej skórze; już wiedział, że to cholerne inferiusy. Nie mogli doprowadzić do walki z nimi – ta wiązała się z dużym niebezpieczeństwem, a fakt, iż nikt inny nie posiadał różdżki zapewne doprowadziłby ich do szybkiej zguby. Przez myśl przeszło mu, aby rozproszyć ich ogniem, jednak obawiał się, że wtem wytrąci ich z pewnego stanu „uśpienia” i tym samym rozpęta istną jatkę – a tego pragnął za wszelką cenę uniknąć.
Rzucił spojrzenie szaleńcowi, kiedy ten zaczął panikować. Musieli zachowywać się cicho, unikać nerwowych ruchów, więc jego irytujące ględzenie nie mogło przynieść niczego dobrego. - Salvio Hexia.- wypowiedział starając się utworzyć barierę od przeciwległego końca ściany do tej znajdującej się tuż obok wejścia, by odciąć jeden rząd inferiusów.
Ruszył za resztą w głąb paszczy lwa, co rusz oglądając się za siebie i trzymając w pogotowiu różdżkę.
Wtem jego oczom ukazały się nietypowe istoty, stojące na baczność i w rzędzie, jakoby ktoś wydał im rozkaz, a one się takowego trzymały. Przerzedzone włosy, kościste kończyny, ciała o szarej skórze; już wiedział, że to cholerne inferiusy. Nie mogli doprowadzić do walki z nimi – ta wiązała się z dużym niebezpieczeństwem, a fakt, iż nikt inny nie posiadał różdżki zapewne doprowadziłby ich do szybkiej zguby. Przez myśl przeszło mu, aby rozproszyć ich ogniem, jednak obawiał się, że wtem wytrąci ich z pewnego stanu „uśpienia” i tym samym rozpęta istną jatkę – a tego pragnął za wszelką cenę uniknąć.
Rzucił spojrzenie szaleńcowi, kiedy ten zaczął panikować. Musieli zachowywać się cicho, unikać nerwowych ruchów, więc jego irytujące ględzenie nie mogło przynieść niczego dobrego. - Salvio Hexia.- wypowiedział starając się utworzyć barierę od przeciwległego końca ściany do tej znajdującej się tuż obok wejścia, by odciąć jeden rząd inferiusów.
Ruszył za resztą w głąb paszczy lwa, co rusz oglądając się za siebie i trzymając w pogotowiu różdżkę.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Usłyszał odgłos łamiącej się deski tuż za sobą i na chwilę zamarł. Oddech wręcz ugrzązł mu gdzieś na dnie płuc ze zdenerwowania. Jednak nie odwrócił się, to byłby niepotrzebny ruch naruszający stabilność niepewnej konstrukcji pomostu. Musiał zapanować nad własnym niepokojem. Po postawieniu dwóch kroków przystanął, gdy tylko igła kompasu zaczęła się kręcić wokół własnej osi. Co się działo z urządzeniem? Czy źle wybrał drogę? Uderzyła w niego fala podejrzliwości i złość.
Ruszył dalej i właśnie wtedy usłyszał kierowane do niego słowa Tristana. Chciał spojrzeć za siebie, lecz wiatr znów w niego uderzył z ogromną siłą. Zaklęcie stanowiące ochronę przed warunkami atmosferycznymi nie chroniło go już. I to było świadome działanie drugiego czarodzieja. Aż na chwilę zapomniał o problemach z kompasem.
Psidwaczy syn – pomyślał wściekle, samemu się dziwiąc ile nienawiści zawarł w tym jednym sformułowaniu. Mógłby wyjąć różdżkę i z pomocą magii osłonić się przed siłą wiatru, jednak wtedy musiałby puścić kompas albo pochodnię. Wszystko przez pieprzonego Rosiera, który nagle zwiększył dystans pomiędzy nimi. Jak nic chciał pomówić z Selwyn. Musieli spiskować przeciw niemu. Widział przecież, jak posyłają sobie znaczące spojrzenia. Zdradzieckie ścierwa.
Zdradzieckie ścierwa? Znów zdziwiła go jego własna myśl, choć wizja spisku coraz bardziej wydawała mu się realna. Przecież Rosier chętnie by się go pozbył, gdyby tylko mógł. Tego chciał, od kiedy dowiedział się o jego znajomości z Deirdre, której przecież nawet nie rozumiał. Drań myślał, że mógłby zadać jej cierpienia. A Selwynówna? Ona tylko czekała na ich upadek, upatrywała w nim najsłabszego ogniwa. Szelma. Czy w ogóle ich potrzebował? Byli zagrożeniem. A może jednak pomocą? Mogli sobie wzajemnie pomóc przetrwać na wyspie, a potem się z niej wydostać. Wcześniej przynajmniej tak myślał. Wciąż mogli współpracować.
– Kompas szaleje – przyznał otwarcie, szukając jakiegoś wyjaśnienia takiego stanu rzeczy. Cholera, nie zamierzał teraz się cofać. Już musieli iść tym pomostem, który wybrał.
| rzut na odporność psychiczną
Ruszył dalej i właśnie wtedy usłyszał kierowane do niego słowa Tristana. Chciał spojrzeć za siebie, lecz wiatr znów w niego uderzył z ogromną siłą. Zaklęcie stanowiące ochronę przed warunkami atmosferycznymi nie chroniło go już. I to było świadome działanie drugiego czarodzieja. Aż na chwilę zapomniał o problemach z kompasem.
Psidwaczy syn – pomyślał wściekle, samemu się dziwiąc ile nienawiści zawarł w tym jednym sformułowaniu. Mógłby wyjąć różdżkę i z pomocą magii osłonić się przed siłą wiatru, jednak wtedy musiałby puścić kompas albo pochodnię. Wszystko przez pieprzonego Rosiera, który nagle zwiększył dystans pomiędzy nimi. Jak nic chciał pomówić z Selwyn. Musieli spiskować przeciw niemu. Widział przecież, jak posyłają sobie znaczące spojrzenia. Zdradzieckie ścierwa.
Zdradzieckie ścierwa? Znów zdziwiła go jego własna myśl, choć wizja spisku coraz bardziej wydawała mu się realna. Przecież Rosier chętnie by się go pozbył, gdyby tylko mógł. Tego chciał, od kiedy dowiedział się o jego znajomości z Deirdre, której przecież nawet nie rozumiał. Drań myślał, że mógłby zadać jej cierpienia. A Selwynówna? Ona tylko czekała na ich upadek, upatrywała w nim najsłabszego ogniwa. Szelma. Czy w ogóle ich potrzebował? Byli zagrożeniem. A może jednak pomocą? Mogli sobie wzajemnie pomóc przetrwać na wyspie, a potem się z niej wydostać. Wcześniej przynajmniej tak myślał. Wciąż mogli współpracować.
– Kompas szaleje – przyznał otwarcie, szukając jakiegoś wyjaśnienia takiego stanu rzeczy. Cholera, nie zamierzał teraz się cofać. Już musieli iść tym pomostem, który wybrał.
| rzut na odporność psychiczną
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cmentarzysko statków
Szybka odpowiedź