Wydarzenia


Ekipa forum
Przedpokój i schody na piętro
AutorWiadomość
Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]31.12.18 1:47
First topic message reminder :

Przedpokój i schody na piętro

Boazeria w przedpokoju i na schodach była wcześniej wściekle różowa, toteż kiedy została pomalowana na biało nadal pozostał w niej różowy refleks. Można było albo się nad tym zżymać... albo zostawić jak jest. I tak to tylko punkt przejściowy, z którego na lewo można dostać się do pokoju dziennego połączonego z jadalnią, na prawo otwiera się zaś niewielki skręcający w lewo korytarzyk, który prowadzi do łazienki i kuchni - są to kolejno pierwsze drzwi z prawej strony oraz te na końcu, na wprost. Zaraz obok schodów znajduje się natomiast zejście do piwnicy.
Mapa parteru
Zaklęcia ochronne:
Cave Inimicum, Mała twierdza (drzwi wejściowe i do piwnicy, okna), Szklane domy (drzwi wejściowe), Tenuistis
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 02.03.21 22:15, w całości zmieniany 10 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]15.10.20 11:42
Coś w niej drgnęło niespokojnie. Palec natrafił na wrażliwą strunę intuicji, szarpnął nią, aż po płucach potoczyły się głuche wibracje mówiąc „uważaj”. Zaniepokoił ją ten bodziec – ten, czyli jaki? Może jego wzrok ją zaniepokoił, ten prześlizgujący się po jej rysach, jakby za chwilę miała rzucić morderczą klątwę, a nie uleczyć jego wiotkie po doznanych obrażeniach ciało. Może to było nagłe zatrzymanie powietrza w płucach, stężałe granice jego twarzy, które za wszelką cenę chciały schować każdą cząstkę tlenu, gdyby coś poszło nie tak, gdyby okazało się, że to jego ostatnie chwile. Dziwne to było zjawisko. Miała wrażenie, że stała się dla niego zagrożeniem, że mimo obniżonego ciśnienia i uspokajającej aury magii wciąż czuł się źle. Tłumaczyła to sobie wczorajszymi wydarzeniami, te na pewno wciąż w nim bulgotały jak we wrzącej cieczy, powodowały pieczenie i dekoncentrację. Musiał złożyć wszystkie zdarzenia w całość, dopasować je do siebie, okiełznać ich chaos w tej jednej chwili, co i tak było utrudnione przez świadomość z trudem wklejającą się w obolałe ciało. A jednak.
A jednak coś tu nie pasowało.
Kiedy powietrze wydostało się z jego płuc przez nos, jednym strumieniem powietrza, poczuła jakąś niewytłumaczalną pewność, że od tej chwili będzie już lepiej – zaklęcie zaczęło działać, posłuchał jej głosu, za chwilę się uspokoi. Wtedy, czego zupełnie się nie spodziewała, ba, nie sądziła, że to z jego strony jest w ogóle możliwe, że taka opcja istniała w katalogu możliwości Alexandra – podniósł na nią różdżkę. Zamarła cała; szeroko otworzyła oczy, bo nie mogła uwierzyć w to, co się działo, rozchyliła usta, bo chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła, nie była fizycznie w stanie. Dłonie odkleiły się od twarzy, ale powoli, jakby właśnie usiłowała ostrożnie wycofać się od agresywnego węża, który już szykował się do ataku – uniosła je w geście kapitulacji, niepełnym, zawisły między jej sylwetką a sylwetką Alexandra. Mimowolnie lekko odchyliła szyję na lewo, bo skóra w miejscu nacisku końca różdżki, jej własnej różdżki, bolała. Zbyt mocno bolało. Czuła jego zapach. Zapach magnoliowego drewna tańczący w powietrzu z zapachem ziołowej mieszanki lekarstw. Wpatrywała się w Alexa, jej Alexandra, z niedowierzaniem i paniką w oczach. Myślała sobie, że patrzyła na potwora. Potwora w ludzkiej skórze. To gorsze niż śmierć – zmarły o twarzy bladej i spiętej wiecznym spoczynkiem był spokojny, pogrążony w kojącym śnie, a szaleniec? Szaleniec podnosił różdżkę na tych, których kochał, groził, atakował w najmniej spodziewanych momentach. Jeśli nie odpowie na pytanie, co będzie dalej?
Nie p…nie pamiętam. Nie pamiętam, do jasnej cholery. Widzę twoją twarz, ale nie pamiętam, żebym tę samą twarz widziała w jakimkolwiek innym miejscu. Dlatego nie pamiętam. Paniczne przeszukiwanie katalogów ze zdjęciami miejsc, ludzi i widoków nie do końca dawało dobre rezultaty. Czas płynął, ale przeraźliwie wolno, sekundy ciągnęły się niemiłosiernie. – Alex, to ja, na Merlina – pisnęła cicho, przerażona. To przecież niemożliwe. N i e m o ż l i w e.Most w Richmond! – odpowiedź przyszła nagle. Obraz był jednak niezbyt wyraźny, jakby amator zrobił z niego patchworkowy pled z kilkoma sporych wielkości dziurami na samym środku. Nozdrza rozchyliły się, usta rozciągnęły się w płaczliwym grymasie, powieki zacisnęły się ze wszystkich sił. Jeszcze chwila i coś ci zrobi. Coś, co zaboli mocniej niż sam jego widok w tym stanie. – Ryby! Śmierdziało tam rybami! – nie było w tym ani grama patosu, ale powiedziała to. Powiedziała to, żeby go zniechęcić, odciągnąć od wizji samobójstwa, bo zdawało jej się, że chociaż w ten sposób coś wskóra. – Chciałam skoczyć razem z tobą.
Czy to nie jest, Alexandrze, ostateczny dowód na to, że to ja?


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]11.11.20 2:48
Jego chwyt na różdżce pozostawał pewny, a krążące w jego żyłach zaklęcie uspokajające wyłączyło w nim nerwowość i rozchwianie: jego umysł otoczył gruby koc wytłumiający wszelkie wahania, stabilizując go i znieczulając na zewnętrzne bodźce. Spokój przerodził się w skupienie na stojącym przed nim zadaniu, a choć mięśnie podrygiwały od czasu do czasu z wycieńczenia to nie spuszczał Rookwood z czubka różdżki.
Gdy odezwała się i urwała nagle, docisnął magnoliowe drewno mocniej.
Nie łżyj – wycedził przez zaciśnięte zęby. Jego twarz była jak wyciosana z jasnego marmuru pobrużdżonego siatką skaz, śladów po walce, która całkowicie wstrząsnęła jego osobą. Był w istocie kimś obcym: jak któryś z pacjentów, którymi przyszło mu zajmować się jeszcze na trzecim piętrze w szpitalu świętego Munga, którzy czasem przeszkadzali jemu i Idzie we wspólnym spędzaniu przerw, odrywali go na moment kolejnym epizodem, który trzeba było bez względu na okoliczności okiełznać, zanim ktoś ucierpiał.
Alexander był jednak o wiele groźniejszy od tamtych ludzi, trzymanych w otumanieniu za pomocą eliksirów, spacyfikowanych i bez dostępu do magii. Farley od lat tresował w sobie instynkt przetrwania w nawet najbardziej niemożliwych sytuacjach. Mając dostęp do ograniczonych zasobów był w stanie dzięki swoim umiejętnościom uczynić nawet najwątlejszą szansę drzwiami dostatecznie szerokimi, by wyślizgnąć się przez nie z objęć niebezpieczeństwa. Dlatego nic nie wskórały jej piski i prośby: Farley pozostawał zafiksowany na przetrwaniu, przechytrzeniu losu raz jeszcze, ugrania jeszcze trochę czasu na próbę naprawienia zła, które trawiło ich świat. Nie spuszczał z kobiety wzroku, zapewnie nie ułatwiając jej w ten sposób zbieranie koherentnych myśli. Kalkulował i obliczał, planując swoje następne ruchy, lecz właśnie wtedy gdy miał przejść do kolejnej akcji ona wyrzuciła z siebie odpowiedź.
Alexander zamrugał gwałtownie, coś jakby wpadło mu do oka i zaburzyło świat na który patrzył. Rysy kobiety zatarły się, a kiedy znów na nią spojrzał to na końcu dzierżonej przez siebie różdżki dostrzegł Idę. Jego Idę, rozedrganą i przestraszoną przez niego. Groził jej różdżką, i to jeszcze nie własną tylko tą należącą do panny Lupin. Uzdrowiciel zamarł w całkowitym osłupieniu, kiedy zrozumiał co się stało. Palce jego dłoni rozwarły się samoistnie, a magnoliowe drewno wysunęło się spomiędzy nich. Różdżka stoczyła się po kolanach Idy i upadła ze stukotem na podłogę, tocząc siędalej gdzieś pod łóżko. Razem z ich mieszającymi się ze sobą oddechami były to jedyne dźwięki, które przerywały gęstą i ciężką ciszę, która osiadła między parą.
Merlinie – wyszeptał ochryple, kiedy w pełni uderzyło go to, co zrobił. Niezdarnie zaczął odsuwać się od niej, zwiększając dystans dzielący ich ciała najbardziej jak się dało: zatrzymał się dopiero, kiedy jego ręka ześlizgnęła się z przeciwnej krawędzi materaca, a Alexander musiał ratować się przed upadkiem z łóżka gwałtownym wsparciem się na łokciu. Jego wymęczone ciało przeszył ból, a z gardła Farleya wydostało się niezatrzymane w porę stęknięcie. Widok przerażonej Idy był dla niego ciosem prosto w serce, a świadomość, że to on był źródłem jej strachu wydawał się przekręceniem tego ostrza przebijającego na wskroś jego całe istnienie. – Mogłem cię skrzywdzić – wybełkotał, siadając i ze zbolałym wyrazem twarzy przypatrując się swojej czarownicy. – Mogłem cię skrzywdzić – powtórzył ledwie słyszalnym szeptem, dłońmi zasłaniając twarz. Co by się stało, gdyby w porę sobie nie przypomniała? Co by jej zrobił? Wiedział, że względem Rycerzy Walpurgii był zdolny posunąć się bardzo daleko.
Jestem zagrożeniem – wymamrotał zza kurtyny palców, opuszczając je niżej, pozwalając opaść im bezwiednie na pogniecioną pościel. – Powinienem... ja... nie powinienem tu być – powiedział, kręcąc głową i wstając z łóżka, co było jednak działaniem zbyt pochopnym. W jednej chwili jego wzrok przesłoniły mroczki, a kolana ugięły się pod Farleyem. Z nosa pociekła kolejna strużka krwi, znacząc nowymi śladami jasną koszulę, którą miał na sobie. Osunął się na podłogę, po drodze uderzając o ramę łóżka, jednak nie do końca był świadom bólu. Obraz przewinął mu się przed oczami w przyspieszeniu, nim ponownie świata nie skryła czerń.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]29.11.20 0:24
To było absurdalne. Tak bardzo absurdalne, że nie wierzyła swoim własnym oczom w to, co widziały – jej Alexander podnoszący na nią różdżkę? Jej Alexander oskarżający ją o łgarstwa? Jej Alexander grożący jej zaklęciem, które wyrzucone z tak bliska, z jego wiedzą i mocą, mogło ją zabić. To było absurdalne. Chciała krzyczeć. Z przerażenia i bezsilności na tę sytuację, bo przecież to nie było coś, czemu mogła zapobiec, jej umysł wysłał jej zaledwie ostrzegawczy impuls, ale nie sądziła, że to coś racjonalnego i zwyczajnie nie dała temu wiary. To absurdalne. Będzie to powtarzać i powtarzać, aż nie zda sobie sprawy z tego, że stoi na własnych nogach, jest żywa i obrazy przewijające się przed jej oczami to nie koszmar ani nocna mara, a rzeczywistość. A długo jeszcze nie miała zdać sobie z tego sprawy. Ogarnął ją paraliż, strach spinał każdy mięsień, ściskał tak, że aż drętwiały wysyłając po skórze całe armie drobnych insektów, drażniących wrażliwe na dotyk, sztywne tkanki. Patrzyła na niego szczękając zębami – z zimna czy może zwiastuna końca? Nie, to przecież absurdalne. Tak nie można ginąć. Nie można ginąć z rąk osób, które się kocha i które kochają ciebie – to absurdalne. I wtedy nagle jego rysy się zmieniły – twarz jakby się wygładziła, od razu szarzejąc jak zmięty, odrzucony w ogień pergamin. Z oczu popłynęły łzy, ale Ida ani się nie skrzywiła, nie zmieniła ułożenia swoich ust, brwi czy nawet drobnych zmarszczek samoistnie tworzących się na czole. Jego obraz coraz mocniej się rozmazywał, drewno jej magicznego narzędzia cicho stuknęło o podłogę – raz, drugi, trzeci, wibracje potoczyły się po panelach, aż różdżka w końcu zatrzymała się gdzieś koło zaokrąglonej nóżki etażerki. Odkryła, że nie może wziąć oddechu, a to, co usiłowała właśnie robić, było marną próbą napełnienia płuc czymkolwiek, co tylko mogło dać jej choć okruchy życia. I nagle wszystko puściło – ktoś magicznym diffindo uciął wiążące mięśnie supły, przez co nogi stały się jak z waty, kompletnie nie potrafiły poradzić sobie z urzymaniem ciężaru lekkiej Idy, dłonie opadły na łóżko jak zwiędnięte, pierś w końcu cofnęła się, by zaraz na powrót unieść się w pierwszym oddechu, który wzięła świadomie, drgającym jak wprawiona w ruch naga gałąź wierzby. Złapała się za usta, zerkając na Alexandra jak na trędowatego. Mogłeś mnie zabić.
Co by się stało, gdybym nie zdążyła w porę sobie przypomnieć? – głos ochrypł, nie był stabilny, balansował na granicy słyszalności. Gdyby tylko wiedziała, że pytali o to siebie nawzajem. – Co by się stało? Zabiłbyś mnie? – spytała dobitniej, wymagając odpowiedzi teraz, już, natychmiast. Anthony ją ostrzegał, że klątwa, która zaatakowała Alexa, może mieć konsekwencje, o których żadne z nich nie ma pojęcia. Mimo zdjęcia, pozostawiła w jego ciele po sobie głęboki ślad. Może to była Tangwystl. Już nie pamiętała. Niepamięć. Co za przekleństwo. – To nie ciebie nie powinno tu być, tylko mnie – szepnęła do siebie, nie bacząc jednak na to, że mógł ją usłyszeć. Nie dość jej było swojego cierpienia? Nie dość jej było widoku zdychających na jej oczach rodziców? Na dokładkę musiała doznać groźby śmierci rzucanej ustami swojej miłości? Rzeczywistość stwardniała, zawilgotniała, zapleśniała tak, że czuła ją wszystkimi zmysłami, dzięki czemu sytuacja stała się klarowna – absurd na chwilę zniknął, ale jeszcze przez następne tygodnie będzie rozmyślała o nich, tłumacząc sobie, że to wszystko był tylko koszmar. Widziała, że nie radził sobie z utrzymaniem pionowej postawy, ale bała się podejść bliżej, zwyczajnie – bała się go. Patrzyła, jak miotał się, jak upadał. Patrzyła i nie ruszyła się z miejsca, żeby pomóc. Krew zmroziło dopiero uderzenie jego skroni o ramę łóżka. I być może było jedynym, które wyzwoliło w niej jakiekolwiek odruchy.
Patrzyła na niego jak na zranionego wilka – ledwo dyszącego, ale wciąż będącego zwierzęciem, któremu chce się pomóc, zapewnić odpoczynek z dala od zagrożenia (którym samo też było). Podchodziła powoli, wyglądając na niego, sprawdzając, czy zemdlał, stracił przytomność, czy jednak wciąż szuka spojrzeniem jakiegoś celu. Przełknęła ślinę, niepewna tego, co robi. Na litość – niepewna była tego, czy pomóc Alexandrowi. Najpierw, dla pewności, sięgnęła po buteleczkę z eliksirem uspokajającym, później różdżką, swoją, ale jakby obcą, zatamowała krwawienie z nosa i zasklepiła ranę na skroni powstałą po uderzeniu. Tą samą magią przeniosła jego bezwładne ciało na łóżko, pozostawiając je w częściowym bezładzie. Za chwilę mógł się obudzić, a jej… jej wtedy już nie miało tu być.
Położyła przy jego skroni zmoczony zimną wodą, złożony niedbale kompres. Chciała wybiec, zostawić go i zadbać o siebie, o swoje życie, o to, co jeszcze z niego pozostało, i właściwie podjęła takie kroki – szybko ruszyła w stronę drzwi i już miała sięgać po klamkę, kiedy znowu coś ją tknęło. Nie zostawisz go przecież. Kochasz go, nie zostawisz go tak.
Ale ja muszę – skrzywiła się płaczliwie, czołem opierając się o zamknięte drzwi. Zasłoniła dłonią usta, ale pociągły szloch i tak wyrwał się spomiędzy palców. – Przecież ja tak nie mogę. Tak nie można żyć. W takim ciągłym strachu. Tak nie można! – jęknęła pełna żalu do niego, do siebie, do całego świata, który rzucił jej pod nogi takie wyzwanie i kazał przeżyć. I żyć dla innych.
Ale jak, kiedy śmiercionośnego ostrza można spodziewać się z każdej strony?


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]26.12.20 1:38
Odkąd pamiętał żył w koszmarnym śnie. Potrafił sięgnąć wspomnieniami do dni sprzed nieco ponad roku, a także do swojej próby i do czasami wracających do niego migawek z dzieciństwa. Te ostatnie potrafiły być miłe, potrafił uśmiechnąć się kiedy pod powiekami tańczyły mu te nieliczne szczęśliwe momenty wyjęte z czasu nieświadomości, słodkiej niewiedzy. To jednak nie była jego obecna rzeczywistość. Żyli podczas wojny. Konflikt był wpleciony między ich codzienne gesty jak włos, który zaplątał się w tkany gobelin. Swoim krwawym połyskiwaniem wojna przyciągała uwagę, odrywała od tego, co uchodziło za codzienne i naturalne. Wojna zaburzała wzór i rytm, według którego wcześniej biegło życie. Zmieniające się lata komponowały własne melodie, a oni jak tancerze musieli dostosować do nich krok.
Teraz jednak potykał się o własne stopy, upadał, niweczył cały wysiłek włożony w ten misterny pląs ciał. A upadając pociągał Idę wraz ze sobą, prosto na dno.
Pozostał bez słów na jej pytanie, jak ryba wyrzucona na brzeg tylko delikatnie otwierał i zamykał usta, lecz spomiędzy jego spierzchniętych warg nie wydobyło się nic ponad chwiejny świst oddechu. Dopiero słowo zabić zdawało się na niego zadziałać. – N-nie – wydukał, wystraszony nie tylko swoich czynów, ale także tych, których nie dokonał. Wiedział jednak, że by jej nie zabił. Oszołomiłby ją i powiadomił kogoś z Zakonu, że pojmał Rookwood i trzeba ją przesłuchać. Może użyłby na niej legilimencji przed przybyciem kogokolwiek.
Był potworem w ludzkiej skórze. Był narzędziem, które sama sobie stworzyła wojna. A skoro był narzędziem, jak tak prawdziwie mógłby być zdolny do uczuć takich jak miłość? Powinien byłodejść, zostawić ją, zwrócić jej spokój. Nie uszedł jednak daleko, nie w stanie w jakim się znajdował.
Przytomność powracała do niego w skrzeniu, niczym migotliwe i przygasające przebłyski, rozdmuchiwane i pulsacyjnie nabierające siły. I kiedy w końcu otworzył oczy, a jego wzrok zogniskował się na Idzie stojącej w drzwiach poczuł, jak coś w nim pęka. Nie chciał zostać sam. Jeżeli to nie on odchodził nie chciał zostawać sam. Szaroniebieskie oczy rozszerzyły się w strachu i zalśniły słabością w ograniczonym świetle wpadającym do sypialni.
Proszę. Nie zostawiaj mnie, nie ty też. Proszę... – powiedział, drżąc. Jego oddech przyspieszył, łapał wdechy w panice. Bertie, Bertie nie żył, nie było go. Stracił przyjaciela. Kolejną osobę pożarła wojna, kolejne życie zgasło nim zdołało w pełni zapłonąć. Samotna łza ściekła po jego prawym policzku, oddech uwiązł mu z gardle i wtedy naprawdę spojrzał na Idę. Zamarł i zrozumiał, że powinna iść. Przecież jeżeli z nim zostanie to ona również zostanie zjedzona przez to wiecznie głodne machinarium.
Nie. Idź, Ida, nie słuchaj co mówię – powiedział, nagle jego głos niespodziewanie stabilny, zachrypnięty ale dziwnie zdecydowany, jakby wrócił do niego na chwilę zdrowy rozsądek, jakby był prawdziwie przytomny i bez mgły, która przysłaniała mu myśli i mąciła ich klarowność. – Nie mogę skazać cię na los, który czeka cię jeśli zostaniesz przy mnie. Idź – powtórzył, po czym zacisnął blade usta i przecięte żyłkami powieki. Nie chciał patrzeć jak odwraca się i go zostawia. – Zasługujesz na lepszy los, już dość wycierpiałaś – mówił, podsuwając jej kolejne racjonalne słowa. Śmierć rodziców, tajemnice, kłamstwa, ciągły strach. To wszystko ciągnęło się za Alexandrem niczym peleryna, która z każdym kolejnym dniem coraz bardziej nasiąkała krwią, w której przyszło im codziennie brodzić. On był już stracony, skalany, brudny. Ona miała jeszcze szansę umknąć przed tym grubym całunem, który zatykał gardło i odbierał tlen.
Musiała tylko znaleźć w sobie dość siły, aby odwrócić się i odejść, odciąć każdą jedną i ostatnią z żył krwioobiegu ich współzależności, który oboje tak pieczołowicie pielęgnowali przez długie miesiące, które minęły od tamtego spotkania na moście. Spotkania, które prawie się nie odbyło. Spotkania, które było całkowitym przypadkiem.
Idź i żyj, Ida – powiedział, nie otwierając oczu, oddychając płytko, bojąc się, że jednym fałszywym ruchem przyciągnie ją znów do siebie tak, jak mordercze rośliny zwabiały w swoje szczęki delikatne motyle.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]27.12.20 0:03
Była za młoda, żeby przeżywać takie rzeczy. Za młoda na taką ilość strachu i przerażenia. Za młoda na ból lądujący głucho na samym dnie trzewi, rozrywający je na strzępy, aż brało na mdłości, bo ani ciało, ani umysł nie były przygotowane na tak potworne pokłady cierpienia. Chciała dorosnąć i dopiero wtedy móc czuć podobne rzeczy, zastanawiać się nad nimi z trzeźwą głową, a nie teraz, kiedy hormony wciąż buzowały we krwi wszystko utrudniając, wszystkie odczucia pogłębiając możliwie jak najbardziej, aż ziemia czerniała i gniła. Po co patrzeć na to teraz, skoro życie teraz, za młodu, powinno smakować się pełnymi garściami, powinno dopiero uczyć się oddzielać uprzejmość od uczucia, prawdziwy strach od alarmujących obaw, smutek od żałoby. Po co patrzeć na to teraz, kiedy miłość zaledwie kiełkowała, tak niewinnie wzrastała, żerując łapczywie na uśmiechach posyłanych burzowym oczom, żerując na gestach, na dotykach dłoni, tych przypadkowych i celowych, długich, silnych, żerując na skradanych w samotności pocałunkach, jeszcze nieżarliwych, smakujących, oddychających jego bliskością. To miała być jej teraźniejszość, tym miała żyć.
A teraz spływała powoli po drzwiach jak obumierające pnącze, które nie znalazło punktu zaczepnego, o który mogło się oprzeć, by przeżyć. Skuliła się, kolana przyciągnęła do brody, stopy, nałożyła na siebie, jakby to miał być jej ostatni ratunek, ostatnia tarcza, ta desperacka. Patrzyła na niego oczami załzawionymi po same krawędzie, patrzyła twarzą czerwoną od łez, przypominającą poprzetykany różowymi rysami biały marmur. Płakała, panicznie biorąc wdech, tak jak on. Czuła w środku chaos, pęczniejący huragan, którego nie potrafiła uspokoić. Tylko go słuchała, nic nie mówiła, analizując, co mówi. Który z nich jest Alexandrem, którego poznała? Który z nich był tak naprawdę chłopcem, który nie skoczył z mostu? Wiedziała, że potrafił odgrodzić się murem, nieprzebranymi falami, których przekroczyć nie była w stanie. Ale znała też jego wrażliwą stronę, tę zdolną spojrzeć na nią z miłością, złożyć pocałunek na czole i płakać mówiąc, że jest zdolny oddać jej tylko swoje serce. I chociaż wciąż żałośnie szlochała, nawet nie chowając w sobie chęci uciszenia chociaż pojedynczego jęku i spazmu chwytającego za ścięgna otulające krtań, to potrafiła intensywnie szukać różnic i podobieństw w tych czterech wspomnieniach, obrazach wysupłanych z niedawnej i zaledwie chwilowej przeszłości. I wiedziała, który Alexander był tym prawdziwym. Któremu z nich mogła zaufać. Którego posłuchać.
Jej ciałem wstrząsnął dreszcz strachu, kiedy umysł rozkazał trzęsącym się wciąż nogom wstać. Zrobiła to powoli, krok po kroku, dłonią najpierw szukając oparcia, a później wykonując jeden krok. Następnie drugi i trzeci. Na łóżko weszła powoli, ostrożnie, jakby bezszelestnie usiłowała podkraść się do cierpiącego wilka i sprawdzić czy oddycha. Położyła najpierw dłoń na jego ramieniu, palce kładąc po kolei, jeden po drugim. Wciąż biła się z myślami. Powinna odejść, oboje się w tym zgadzali, dość wycierpiała – w tym również. Powinna. Ale…
Ale co z tego, że odejdę, skoro odejdę bez ciebie? – jęknęła cicho, tuląc się do niego jak małe dziecko, wpełzając na kolana, obejmując jego szyję mocno, najmocniej, jak tylko jej szczupłe ramiona na to pozwalały. Schowała zapłakaną twarz w jego szyi, dłonie zaciskając w pięść. Nie puści go. Nie teraz. – Za mocno cię kocham, żeby to było takie proste. Strasznie boli, strasznie mocno, ale nie dam sobie rady bez ciebie. Nie umiem już żyć bez ciebie. Powinnam, ale nie umiem.
Powinnam. Za młodu nie powinna była poznawać smaku powinności, ale ten i tak ją znalazł, zapchał sobą jej umysł i już zawsze miała czuć go na samym krańcu własnego języka.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]27.12.20 11:48
Za zasłoną zamkniętych powiek wpadał w ciemność. Czeluść otwierała się pod nim, owiewała go chłodnym, zatęchłym tchnieniem i ciągnęła w dół, w ziszczającą się marę, którą poznał w swoich koszmarnych snach. Musiała odejść, jeżeli chciała mieć choćby szansę na namiastkę normalnego życia – jeżeli cokolwiek jeszcze mogło być tutaj normalne.
Bał się spojrzeć, bo wiedział, jak silne potrafi być samo spojrzenie. Gdyby spojrzał to ujrzałaby jak bardzo wewnętrznie jest rozdarty. Dziś nie miał siły być silnym: dziś był wyjątkowo słaby i mizerny. To miało być na odwrót, to on miał być dla niej oparciem, to on miał stanowić dla niej bezpieczną przystań. Tak właśnie miał to wpojone, że mężczyzna nie może pozwolić sobie na słabość, bo on zwyczajnie nie zna takiego pojęcia. Gdzieś to miał ułożone tak, że aktualną sytuację od razu przyjął jak nieprawidłowość. W wychowaniu, które odebrał takie sytuacje nie mogą znaleźć miejsca, nawet w czasie najsroższej choroby to mężczyzna miał kobietę podnosić na duchu, przyoblekać twarz w odważny wyraz i raz po raz pokazywać, że zniesie wszystko. Jak się okazywało, jeszcze jedna rzecz okazywała się bredniami, bo w ostatecznym rozrachunku każdy człowiek mógł przecież pęknąć, bez względu na płeć.
Praktycznie nie oddychał, siedząc nieruchomo wśród skołtunionych pierzyn, nasłuchując. Na wpół spodziewał się, że usłyszy jej oddalające się kroki i zatrzaskiwane drzwi – dźwięki niezaprzeczalnej samotności. Zamiast tego jego uszu dobiegł cichy szelest materiału i ciężkie opadnięcie na podłogę. Nie, nie, nie, uciekaj, Ida, uciekaj póki masz szansę, pomyślał, jeszcze mocniej zaciskając powieki, już widział pod nimi kolorowe rozbłyski. Ona zdawała się jednak działać całkowicie przeciw temu co podpowiadał zdrowy rozsądek, do czego on zaklinał ją w ciszy. Słyszał, jak się zbliża, jak stękają sprężyny w materacu, jak z szelestem porusza się kołdra. W nerwowym oczekiwaniu zaczerpnął mocniej powietrza, a jej znajomy zapach zawirował mu w głowie, tak była blisko. Kiedy się odezwała Alexander myślał, że zawyje. Jego twarz wykrzywiła się w sprzeciwie, w wyparciu jej oddania i miłości. Jakże łatwiej by jej było gdyby go nie kochała.
Jej dotyk na jego ramieniu sprawił, że zadrżał. Raz po raz jego ciałem targały dreszcze, kiedy czepiała się go i wciskała w każde załamanie jego ciała, tym samym wypełniając każde pęknięcie w jego duszy. Znajdowali się w sytuacji bez nadziei.
Umiałabyś. Zajęłoby to wiele czasu, ale umiałabyś. Jesteś silniejsza niż myślisz – powiedział, z ramionami wciąż opuszczonymi, nie wykonując żadnego ruchu aby ją zatrzymać. Próbował się opierać, jeszcze walczył. – Ida, naprawdę powinnaś odejść – padło z jego ust, choć chciał powiedzieć coś innego. Też cię za mocno kocham żeby to było takie proste.Ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia, bez względu na to czy zostaniesz, czy nie – westchnął cicho, oddechem przeczesując jej włosy. To on był tą historią i wiedziała to bez potrzeby przekładu. Ona jednak nie ruszała się, wciąż siedząc mu na kolanach, wciąż obejmując go tak, jakby był jej jedynym ratunkiem na granatowych bezbrzeżach oceanu. Powoli, po części bez siły a po części z ostrożności uniósł ramiona i oplótł ją nimi, odchylając się do tyłu, z cichym tąpnięciem opadając wraz z nią w poduszki. Oddychał powoli, z trudem, z wciąż zamkniętymi oczami, palcami znacząc drobne okręgi na jej ramionach, plecach, żebrach. W myślach za to przeklinał to, na czym świat stoi, przeklinał to jak podobni są do siebie, jak bezsensownie uparci, jak słabi w swoich uległościach. Odetchnął głębiej, przyciskając ją mocniej do siebie, podkurczając nogi i zamykając ją w swoich kończynach jak ptaszynę w klatce.
Jesteśmy głupcami – szepnął, przyciskając czoło do czubka jej głowy, palcami dłoni ślizgając się po jej boku aż nie natrafił na coś, od czego westchnął ciężko, cofając swoje ramiona i nieco rozluźniając ich ciasny splot. – Odłóż różdżkę poza mój zasięg – wymamrotał nieco sennie, jednak przyszło mu coś do głowy. – Ale najpierw zawiąż mi oczy – powiedział, rozchylając powieki i spoglądając na nią raz jeszcze. Nie przeszkadzało mu to, że jej twarz była napuchnięta od płaczu i emocji, że policzki nabrzmiały czerwienią. – Obscuro. Na pewno znasz gest – powiedział, przypatrując się jej, wyłapując drobne drgnięcia mięśni i taniec skąpego światła w zielonkawych tęczówkach.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]29.12.20 22:41
Zdawało jej się, że spotkanie Alexandra utworzyła ogromną wyrwę pomiędzy tym, co było, a tym, co miało dopiero nadejść – w niepewnym gruncie pojawiła się rysa, nagły wstrząs wprowadził jej maleńki świat w nagłą spiralę zmian, po tamtej rysie pojawiła się kolejna, potem kolejna i ani się obejrzała, a kontynent rozdarł się na dwoje, odcinając ją kompletnie od tego, co umarło. Jej rodzina zginęła, ta najbliższa, ta, której ufało się bezgranicznie, parszywy rząd Malfoya sprawił, że szpital św. Munga stał się miejscem dla wybranych, dla czystych, sztucznym podziałem niszcząc w niej szlachetne idee i chęć niesienia pomocy wszystkim potrzebującym. Jej stopy stały na nowym gruncie, na ziemi, której do tej pory nie znała, a na której musiała nauczyć się żyć – przeskoczyła tę rozpadlinę dzięki niemu i również dzięki niemu zaczęła nowe życie. Nie miała rodziny – on jej ją podarował, on był jej rodziną. Nie miała pracy – on wprowadził ją do lecznicy i posadził obok siebie, pragnąc pomocy i proponując współpracę. Nie miała dachu nad głową – obdarzył ją własnym kątem i łóżkiem do spania w Kurniku, pokazał werandę, pokazał kuchnię i salon, w którym mogła usiąść, otoczyć się miękkością koca i zasnąć nie bojąc się o to, czy coś jej się stanie. Dał jej miłość, dał jej poczucie bezpieczeństwa i przestrzeń, by wyrwane korzenie młodego drzewa mogły na nowo wrosnąć w dobry grunt. On był dla niej wszystkim, co miała – dał jej wszystko i sam tym wszystkim był. Nie kłamała, nie wyolbrzymiała, a kolory, które nadała temu zdaniu, były szczere, prawdziwe. Uzależnił ją od siebie, a ona całkiem, bez ani chwili zawahania, pozwoliła na to. Jakaś część jej duszy żałowała tego, ale wciąż nie na tyle, by mogła posłuchać zdrowego rozsądku, twardej kalkulacji, i odejść. Chociaż tak, poradziłaby sobie, gdyby to zrobiła. Miał rację. Ale poradzić sobie a zapomnieć – to dwie różne bajki.
Czuła pod palcami, jak jego skóra pęcznieje pod naporem dreszczy, jak uwypukla się, staje się chropowata i nieprzyjemna w dotyku, sztywna od napiętych pod nią mięśni. Im bardziej je czuła, tym mocniej go obejmowała, jakby liczyła, że wchłonie jej ciepło, a ono go uspokoi, rozgrzeje, zwolni szalony rytm serca niczym proste paxo. Liczyła, że dotyk go zmiękczy, ale on wciąż zachęcał ją do wyjścia. Do odejścia. Odejścia od wszystkiego, co miała. Pokręciła silnie głową, całkiem temu przecząc, nie zgadzając się, choćby nie wiem co.
Nie odejdę, ja tu zostaję. Z tobą – powiedziała stanowczo, jeszcze mocniej wciskając się w jego ciało, choć wciąż jeszcze chłonęło jej wczorajszą magię, jaką w niego wlała, każdą kroplę eliksirów leczniczych. – Ja zadbam, żeby miała. Na szczęśliwych zakończeniach zawsze się płacze. A ja co robię? Ryczę. Więc tak, ta historia będzie musiała mieć dobre zakończenie. – kiedy ją objął, oplótł jej drobne ciało, poczuła się pewniej. Jakby maleńki fragment puzzli odnalazł swoje miejsce w ogromnej układance. Tak miało być? Tak będzie wyglądała ich droga – wysłana ostrymi szpikulcami, o które co rusz się ranili?
Opadła razem z nim stygnąć powoli, w presji przed tym, że jeśli ochłonie całkiem, znów coś się stanie. Coś złego. Już zawsze miała nosić w sobie odrobinę niepewności, nadmiar ostrożności zmieszany z przeczuciem, że za rogiem czai się zło. Na razie jednak go tu nie było. Był za to Alexander, zwrócony jej jeszcze raz, otulający ją mocno swoimi ramionami, przyciskający ją do siebie raz jeszcze – czuła, że gdzieś już to widziała. Gdzieś w niedalekiej przeszłości, w niemal tym samym miejscu. Deja vu?
Uchyliła powieki, kiedy drgnął i odezwał się jego głos. Uniosła się lekko, z trudem, minione chwile wypłukały ją z energii, płacz niemal całą ją z niej wyciągnął. Słuchała go z lekko zmarszczonymi brwiami, zaraz jednak przytomniejąc nieco bardziej i unosząc dłonie do twarzy, by wierzchem obetrzeć łzy z policzków. Pokiwała głową, powtarzając sobie w myślach, że dzisiaj nie musi rozumieć. Że mu ufa. Pochwyciła różdżkę w palce i obróciła ją raz, czy dwa, myśląc nad zaklęciem. Wzięła nieco głębszy wdech, ten pełen ulgi.
Uważaj – szepnęła, dotykając ledwo jego dłoni. – Obscuro.
Czarna opaska pojawiła się na jego oczach, zaplatając się w supeł z tyłu głowy. Magnoliowe drewno stuknęło lekko o szafkę nocną, a Ida nachyliła się znów do Alexandra i objęła jego policzek, składając na nim subtelny pocałunek. Ułożyła się obok jeszcze raz, głowę wtulając w jego szyję, układając na ramieniu.
Musisz odpocząć.
Musimy odpocząć.

| zt :pwease:


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]04.02.21 18:23
6. października 1957 r.
Alexander krzyczał i krzyczał, a kiedy skończyło mu się powietrze brał w płuca kolejny haust i krzyczał dalej, a słowa w zaczarowanym na wyjca liście pojawiały się czerwonymi zgłoskami. Sam Farley też był czerwony na twarzy, karmazynowy wręcz. Nie pamiętał żeby był tak wściekły. Nie uszło nic z tego przepompowanego balonika gniewu nawet gdy niewybredny i wulgarny list poleciał do Cattermole'a, choć Fumea była niezwykle niechętna przy wystawianiu nóżki, patrząc się na Alexa oczami jeszcze większymi niż zwykle. Tak, ona też nie pamiętała swojego właściciela tak głośnego i rozedrganego.
Po puszczeniu sowy z listem w kilka sekund złapał za pergamin i nakreślił kolejną wiadomość, tym razem do Harolda. Jako, że do Szczurzej Jamy było blisko Fumea złapała Gwardzistę z powrotem jak jeszcze kompletował potrzebne eliksiry do nakładki na pas, którą chwilowo przerzucił sobie przez ramię. Po zaadresowaniu kolejnej koperty do sir Longbottoma ponownie wypuścił Fumeę i zbiegł na dół, spotykając się ze spojrzeniem wszystkich zadziwionych domowników. Nikt jeszcze nie zdążył na dobre zacząć dnia, było wciąż wcześnie, gazeta ukazywała się w końcu o poranku. A jak o samej gazecie mowa to jeden pomięty egzemplarz znajdował się w szczelnie zaciśniętej pięści Gwardzisty. Kłykcie miał tak zbielałe od tej zapalczywości z jaką trzymał papier, że mogło się zdawać, że kości za chwilę przebiją skórę i wystrzelą na zewnątrz. Podszedł dziarskim krokiem do Foxa i wręcz wepchnął mu Proroka w dłonie.
Trzeba ewakuować wszystko. Wszystkie miejsca. Każde. Jedno. Bierzemy Somerset – wycedził przez zęby, wiedząc, że nie musiał tłumaczyć przyjacielowi niczego więcej. – Ida, przygotuj z Isabellą lecznicę do pełnej gotowości. Louis – spojrzał na mugola, przez moment chcąc mu powiedzieć, żeby pomógł przyszłej pani Farley, ale wtedy go olśniło. – Louis, idziesz ze mną i Foxem – rzucił, już znikając w korytarzu, zakładając buty, narzucając płaszcz, nakładając sakwy z eliksirami i łapiąc za różdżkę. – Ruchy, idziemy po Juliena i do Rudery – burknął tylko, wciąż wściekły, otwierając drzwi na oścież i puszczając się praktycznie biegiem. Nie miał zamiaru teraz tłumaczyć Bottowi co się dokładnie stało i czego od niego potrzebował, zrobi to już przy de Lapinie, bo nie miał, do stu płonących stosów, nie mieli czasu do stracenia.

| zt, idziemy z Foxem i Louisem tutaj


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]18.04.21 22:57
3. grudnia 1957 r.
Alexander miał wrażenie, że od dziewiątego listopada czas biegł inaczej niż wcześniej. Z początku data ta miała stać się symbolem wkroczenia przez niego i Idę na nową drogę życia, choć sam uzdrowiciel patrzył na to nieco inaczej. To miał być dzień, w którym mieli przed wszystkimi drogimi im osobami przyrzec sobie wieczną miłość. Miał wiele czasu by o tym myśleć, przeanalizować coś co być miało, a co ostatecznie się nie wydarzyło. I im dłużej o tym myślał, a do myślenia dała mu także jego rozmowa z Julienem, to tym bardziej dochodził do wniosku, że było to coś na tyle intymnego, że może... powinni byli zrobić to bez świadków? Myśl o tym ekscytowała Alexandra prawie tak samo jak to, że wszystkie znaki na niebie i ziemi, ale przede wszystkim na skórze jego ukochanej, wskazywały na to, że było już po chorobie. Prędka interwencja Juliena pozwoliła im wykryć groszopryszczkę na bardzo wczesnym stadium, co niezwykle ułatwiło proces leczenia; to, że Ida sama była uzdrowicielką i mogła wspomagać się zaklęciami także nie pozostało bez znaczenia. Życzyłby sobie aby pobili rekord w leczeniu groszopryszczki na czas, ale wiedział, że w zasięgu magomedycyny jak najbardziej znajdowało się poradzenie sobie z chorobą w czasie oscylującym przy tygodniu: im udało się w niecałe cztery, co również było naprawdę dobrym wynikiem.
Teraz Alexander znalazł się w punkcie, którego bardzo mocno wyczekiwał. Stał na korytarzu, przed drzwiami Idy, nieco podenerwowany. Od chwili prowadzili już ze sobą rozmowę przez ścianę, ale zbliżali się do punktu kulminacyjnego: tego, że Alexander miał wejść do środka i sprawdzić, czy aby na pewno Ida była zdrowa. Założył na siebie odpowiedni ubiór w razie gdyby jednak się pospieszyli: spodnie znikały w wysokich butach, dokładnie przylegać do ciała, tak samo jak rękawy, które znikały pod skórzanymi rękawicami. Szata zaopatrzona była w dość wąski kaptur chroniący głowę Farleya, zaś na twarz założyć miał maskę z iście kruczym dziobem napełnionym watą i okularami zakrywającymi oczy. Teraz jeszcze jednak trzymał ją w dłoniach, nie chcąc tłumić swojego głosu – ten i tak musiał jeszcze pokonać barierę drzwi.
I jesteś pewna że dokładnie wysprzątałaś cały pokój? I że nie widzisz już jakichkolwiek fioletowych bąbli? – upewnił się raz jeszcze, trochę bojąc się o to, że tym sprawdzaniem po trzy razy zirytuje swoją ukochaną, lecz chciał być pewien, że nie popełnili jakiegokolwiek błędu. Miał jeszcze obejrzeć Idę i stwierdzić samemu, toteż wolał dmuchać na zimne: przeogromnie chciał ją w końcu znów wziąć w ramiona i wiedział, że ten pośpiech mógł być zgubny, nawet jeżeli usychał z tęsknoty po tygodniach rozmów przez drzwi i spoglądania na siebie przez okienną szybę.
Uwaga, wchodzę – powiedział, po czym nałożył na twarz epidemiczną maskę, którą nie pamiętał skąd miał, otwierając drzwi do pokoju swojej ukochanej i wchodząc do środka. – Podoba ci się, jak się dla  ciebie wystroiłem? – zapytał, a choć jego mowę tłumiła maska to dało się słyszeć, że jest to ton żartobliwy. Miał cichą nadzieję, że swoim wyglądem rozbawi nieco pannę Lupin i kiedy zamknął za sobą drzwi liczył, że przywita go salwa śmiechu.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]19.04.21 22:01
Nie umiała i nie próbowała określić słowami, jak bardzo czekała na ten dzień. Nawet jeśli nie miał być najszczęśliwszym w jej życiu, wciąż niecierpliwie go wypatrywała - od chwili, gdy zaczęło robić się chociaż trochę lepiej aż po każdą kolejną chwilę teraz, kiedy już czuła powiew wiatru na twarzy. Mimo całej nieprzyjemnej otoczki towarzyszącej nagłej chorobie, cieszyła się, że mieli to za sobą i że mogła nareszcie opuścić swoją samotnię, wracając do brania aktywnego udziału w życiu domu i ludzi, którzy tu mieszkali. W tym momencie niewiele więcej miało znaczenie. Liczyło się tylko znalezienie się w ciepłej, przyjaznej, upragnionej przestrzeni przy ukochanym, którego widoku tak bardzo wyczekiwała... i którego, już bardziej fizycznie, miała ochotę porządnie kopnąć w kostkę - mając pełną świadomość, że przypominała zniecierpliwione dziecko czekające na odwlekającą się zgodę na wejście do sklepu z cukierkami.
- Nie - odpowiedziała, odruchowo kręcąc głową w stronę zamkniętych drzwi, mimo że wiedziała, że Alexander nie miał magicznego oka pozwalającego patrzeć przez drewniane powierzchnie. - Teraz są szmaragdowe, lazurowe i w kolorze drukarskiej magenty - dodała tonem jasno wskazującym na to, że nie mówiła poważnie, tylko wewnętrznie wywracała oczami na jego uporczywe upewnianie się, że wszystko było dokładnie tak jak zapewniła go ostatnie sto pięćdziesiąt trzy razy. Nawet jeśli w rzeczywistości nie pytał aż tyle razy, miała wrażenie, że to był sto pięćdziesiąty czwarty (a może piąty?) i dokładnie tak jak wszystkie poprzednie, wzbudzał w Idzie większe wyczerpanie niż sama ustępująca choroba. Czuła się dobrze. Tak rzeczywiście dobrze, bo nawet jeśli już od wielu dni chciała opuścić swoją jaskinię, była uzdrowicielką i wiedziała, że podejmowanie przedwczesnych decyzji nie popłacało. Nie zrobiłaby tego, gdyby nie była pewna, że wszystko było w porządku - nieważne, że przez ostatnie dni prawie wydreptała ścieżkę w podłodze.
- Wszystko jest czystsze niż kiedykolwiek wcześniej - zapewniła, biorąc głęboki wdech, żeby zrzucić trochę tego ciężaru siedzącego jej na piersi - tego, który znalazł się tam sama nie wiedziała, czemu. To były raptem cztery tygodnie. Ot, nie aż tak długo, ale czasami (szczególnie wtedy, kiedy nie mogła spać i wpatrywała się w cienie na suficie) wydawało jej się, jakby to była wieczność. Pragnęła tego kontaktu, bliskości, ciepła, bezpiecznego uścisku, ale nie mogłaby zaprzeczyć, gdyby ktoś spytał ją, czy się bała. Nie chciała zapeszyć, mówiąc, że teraz miało być już tylko dobrze, ale profilaktyczne spędzenie jeszcze paru dni w zamknięciu prawdopodobnie doprowadziłoby ją do szaleństwa. Już teraz łapała się na tym, że raz po raz sięgała po tę samą książkę, praktycznie znając ją na pamięć, ale nie odkładając jej na półkę, tylko wertując w poszukiwaniu czegoś, czego nie pamiętała. Kiedy to nie spełniało swojego zadania w rozpraszaniu jej myśli, zaczynała porządkować swoje otoczenie. Na początku od drobnych fragmentów pokoju: blatu stolika nocnego, parapetu albo półki szafki. Później coraz solidniej - i nie mogła powiedzieć, że nie była z tego dumna. Na swój sposób była. Tym bardziej, że chyba próbowała w ten sposób oznajmić, że naprawdę czuła się na tyle dobrze, żeby przenieść rozmowy spod drzwi w znacznie bardziej ludzkie warunki.
Tęskniła, bo nawet jeśli dyskutowali przez znacznie więcej czasu niż to było rozsądne, ten kontakt nie był w stanie zastąpić wszystkich innych gestów. Do tego było potrzebne o wiele więcej, szczególnie że wspomnienie odroczonych planów na przyszłość pozostawiało po sobie wyczuwalną gorycz.
Walcząc z chęcią dopadnięcia do drzwi, odruchowo zrobiła dwa duże kroki w tył, uderzając piętami o nogę łóżka i bezwiednie postanawiając na nim usiąść - tak po prostu, ot, siłą rozpędu. Prawdopodobnie i tak by to zrobiła, bo zaledwie chwilę później jej oczom ukazał się naprawdę kuriozalny widok. Ida zamrugała z konsternacją, na wszelki wypadek robiąc to dostatecznie wiele razy, żeby móc stwierdzić, że nic jej się nie przywidziało. Nie, zdecydowanie miała tak dobry i przejrzysty wzrok jak jeszcze chwilę wcześniej, chociaż nie mogła tego powiedzieć o swoich płucach, gdy zachłysnęła się śliną, nie potrafiąc opanować nagłego napadu śmiechu.
- Wyglądasz - wydusiła z siebie, urywając, żeby złapać głębszy oddech, choć łzy i tak zdążyły stanąć jej w oczach - jakbyś miał mnie poprosić - to było tak niepoważne, szczególnie biorąc pod uwagę okoliczności, że nie mogła opanować wesołości - o chleb - zakończyła, wyraźnie potrząsając głową. Szczególna sytuacja wymagała szczególnych rozwiązań, ale czym to było, jeśli nie karykaturalną przesadą.
Ida Lupin
Ida Lupin
Zawód : Uzdrowicielka w lecznicy Farleya
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
The rest is confetti.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9502-ida-lupin https://www.morsmordre.net/t9578-burzuj#291578 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]23.04.21 13:43
Westchnął cicho na tę litanię kolorów, ledwo powstrzymując się przed uderzeniem głową w futrynę. Martwił się, martwił się okropnie, ale mimowolnie jej poczucie humoru nieco go rozluźniło. Stanowiło idealne remedium na ten przysłowiowy kij w wiadomym miejscu, na który często cierpiał Alexander. Był zbyt poważny kiedy można było pozwolić sobie na nieco rozluźnienia, a panna Lupin nieustannie mu o tym przypominała. oboje w końcu byli odpowiedzialni i skoro mówiła mu, że wszystko było tyle razy już przez nią sprawdzone to przecież musiało tak być. Ufał jej i musiał pracować nad tym by i jego paranoja odzywała się nieco ciszej kiedy już tyle razy dostała to czego chciała.
Nie wierzę ci, zawsze masz porządek, to niemożliwe by teraz było jeszcze... czyściej – ostatnie słowo wyrzekł z tak skrajnym niedowierzaniem jakby próbowała mu wmówić, że jeżeli słoń dostatecznie mocno zamacha uszami to da radę odlecieć. – Muszę to zobaczyć na własne oczy – powiedział takim tonem, że jasnym było, że próbuje podchwycić jej żartobliwy ton: w czym przez ostatnie tygodnie niestety nieco się opuścił, znów dając przygnieść się ciężarowi życia codziennego, w którym Idy było o wiele mniej. Czy była jednym z czynników, który powstrzymywał go przed nieodwracalną utratą zmysłów? Możliwe, właściwie to wielce prawdopodobne, a nawet pewne.
W końcu jednak otworzył drzwi tak, jakby przekraczał Rubikon, granicę ostateczną i wyznaczającą jasno, że powrotu nie było. Spojrzał na nią, wydawała się jakby drobniejsza, a zmęczenie aż krzyczało z jej twarzy. Zamrugał gwałtownie, starając się by oddech nie uwiązł mu w gardle. Była taka dzielna, a kiedy zaczęła się śmiać poczuł się tak, jakby coś uniosło go kilka cali nad podłogę.
Mógł spodziewać się po niej odpowiedzi w takim tonie, lecz mimo wszystko wzięła go z zaskoczenia. Zza maski najpierw wybrzmiało jakieś nie do końca zidentyfikowane, stłumione chrząknięcie, po nim jeszcze jedno, zaś trzecie przerodziło się już w soczyste parsknięcie śmiechem. Śmiał się tak przez chwilę, nie pamiętając już kiedy był rozbawiony tak silnie, ze łzy napłynęły mu do oczu. – Kra? – wydobył z siebie, po czym znów parsknął, na koniec uspokajając się jednak na tyle, by powiedzieć coś w miarę składnego. – Przyszedłem poprosić cię o rękę – powiedział, pociągając nosem. – Tak na poważnie, pokaż rękę – powiedział już normalnie, podchodząc bliżej i wyciągając otuloną rękawiczką dłoń w oczekiwaniu na do aż poda mu ramię. Podciągnął wyżej jej rękaw i uważnie zaczął przypatrywać się już prawie niewidocznym śladom po wysypce i bąblach. – Nawet nie wiesz jak długo trzymałem tę maskę na okazję taką jak ta – mruknął, a choć nie dane było jej zobaczyć wyrazu twarzy Alexandra, tak po jego głosie mogła rozpoznać, że mimo wszystko bawił się dobrze. – Ale wydaje mi się, że jeszcze dłużej czekałem na to, by móc ją teraz zdjąć – powiedział, puszczając rękę Idy i z pewną gwałtownością i pośpiechem ściągając najpierw rękawiczki, a następnie zrywając z głowy kaptur, uwalniając tym samym burzę oków, które jak sprężynki odskoczyły, zaraz otaczając jego twarz całkowicie gdy w ślad za wcześniejszymi atrybutami z jego osoby zdarta została maska, wędrując na podłogę gdzieś w okolicach nóg łóżka. Uśmiechał się jak głupi, nie mogąc pohamować radości kiedy usiadł przy Idzie na łóżku i w obie dłonie pochwycił jej lica, kciukami gładząc ją po policzkach. – Hej – powiedział, biorąc pierwszy spokojny oddech od dłuższego czasu, przymykając oczy i czoło opierając na jej czole, napawając się jej zapachem, ciepłem, bliskością – po prostu nią.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]27.04.21 22:59
- Nigdy nie jest tak czysto, żeby nie mogło być czyściej - szczególnie wtedy, gdy spędza się praktycznie całe dnie w jednym pomieszczeniu i każde niedociągnięcie staje się niezmiernie widoczne dla oczu. To już nie była kwestia utrzymywania standardowego porządku. W pewnym momencie, kiedy mimochodem zaczęła wprowadzać dodatkowe zmiany wewnątrz pokoju, to stało się integralną częścią jej dnia... i zawsze, ale to zawsze znajdowało się coś, co jeszcze mogła poprawić. Merlinie, naprawdę musiała stąd wyjść. Mimo to wiedziała, że najpierw to Alexander musiał dołączyć do niej w... w tym pokracznym stroju, który niemal sprawił, że zadławiła się śliną, nie mogąc opanować ataku wesołości? To było tak nieprzewidziane, że nie do końca wiedziała, co powinna powiedzieć i jak zareagować, kiedy do tego wszystkiego Alex zaczął jeszcze rzucać naprawdę kiepskimi żartami.
- Mogę przyłożyć ci ją do czoła, bo sądzę, że teraz to chyba ty masz gorączkę - stwierdziła, przypatrując mu się z teatralną obawą, bo jego słowa brzmiały tak, jakby zaczynał majaczyć i bredzić. Co prawda Ida doskonale wiedziała, że po prostu próbował żartować - co w rzeczywistości wychodziło mu tak żałośnie, że aż całkiem zabawnie, ale nie powstrzymywało jej to przed dalszym graniem niezmiernie zaniepokojonej stanem umysłu narzeczonego. Czyżby tak bardzo palił się do ich spotkania twarzą w... twarzą w niedorzecznie komiczną maskę... że odbiło się to na jego zdrowiu? Jeszcze przez chwilę mrużąc oczy, trzymała rękę w pierwotnej pozycji, zanim powoli wyciągnęła ją w kierunku Alexandra.
- Nigdy nie przyzwyczaję się do twoich planów - odpowiedziała z półuśmiechem, który bardzo szybko zaczął przekształcać się w dokładnie te same niepohamowane rozbawienie, co chwilę wcześniej. Po pierwszym wybuchu wesołości myślała, że będzie w stanie przestać się śmiać, ale najwidoczniej nie miała tak silnej woli. Sama myśl o tym, że jej narzeczony chował tę absurdalną maskę na podobną okazję, mając ją nie wiadomo, od jak dawna... to było tak komiczne, że aż przedziwnie w jego stylu... a ona zastanawiała się, ile podobnych rekwizytów chował jeszcze w tym swoim długaśnym, ptasim dziobie. - A co, jeśli powiem, że podkreśla twoją urodę? - spytała z zaczepną nutą w głosie, po czym od razu pokręciła głową, odchrząkując ze śmiechem. - Nie. Jest szkaradna. Okropna. Absurdalna - nie chciała, żeby dłużej miał to na nosie, zwłaszcza jeśli nie było takiej potrzeby. Naprawdę. Każda kolejna chwila przedłużająca stan rzeczy trwający już od tak dawna była najprawdziwszą udręka - szczególnie teraz, kiedy powrót do normalności był na wyciągnięcie dłoni. Zarówno w przenośni, jak i dosłownie, bo wystarczyłby jeden ruch ręką... ale z jakiegoś powodu się przed tym wzbraniała. Czekała aż to Alexander go wykona. Nigdy nie była zbyt cierpliwa, ale to wydawało się istotne.
Nie myliła się. Każdy kolejny gest miał znaczenie...
- Hej? - powtórzyła, unosząc brwi i bardzo powoli ulegając temu spokojowi bijącemu od narzeczonego. Nie tak to sobie wyobrażała. Miała wiele scenariuszy w głowie, ale w gruncie rzeczy - ten był znacznie, znacznie lepszy niż najlepszy z nich wszystkich. Może dlatego, że napełniał ją takim ciepłem i odprężeniem.
Ida Lupin
Ida Lupin
Zawód : Uzdrowicielka w lecznicy Farleya
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
The rest is confetti.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9502-ida-lupin https://www.morsmordre.net/t9578-burzuj#291578 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]27.05.21 21:20
Gdyby mogła go teraz dojrzeć, ukazałby się jej widok Alexa przewracającego z rozbawieniem oczami. Żeby było jeszcze czyściej musiałaby chyba odrapać ściany z wszelkiej farby i tynku i położyć je od nowa. Alexander był jednak na tyle rozgarnięty aby nie mówić tego na głos, byleby tylko nie dać Idzie jakichś nowych pomysłów. Kurnik trzymał się dobrze, nie potrzebny był mu kolejny remont... przynajmniej na razie.
Kusi mnie kolejny mierny żart, tym razem o potencjalnych powodach rzekomej gorączki, lecz pozwól, że go sobie daruję – stwierdził tylko gdyż czuł, że jeszcze kilka chwil i przedobrzy z tym nieociosanym humorem niskich lotów. Ha, lotów. Przysiągłby, że sam mógłby odlecieć z radości tu i teraz, kiedy jeszcze przez rękawiczki mógł ująć w dłonie rękę Idy, uważnie ją obejrzeć i zbadać. – To dobrze. Oznacza to, że się mną nie znudzisz za prędko – mruknął zamyślony, a jego zniekształcany przez komiczną maskę głos brzmiał przez to jeszcze bardziej burkliwie, jakby sama myśl o tym ze mógłby jej spowszednieć była jakąś niebotyczną urazą. Dlatego może trochę za bardzo był zdziwiony gdy jego narzeczona tak otwarcie podsunęła pod rozważania to, że maska była więcej niż znośna. Powinien czuć tu podstęp o wiele wcześniej, już jak otwierała usta, a i tak dał się wyprowadzić na manowce, na których pozostało mu jedynie z rozbawieniem westchnąć i pokręcić głową.
Albo bardzo bym się obraził, chyba że mówimy o urodzie intelektualnej, bo kruki faktycznie są bystrymi stworzeniami – wypiął dumnie pierś, mówiąc nie do końca poważnie – albo stwierdziłbym, że wciąż jesteś chora i musisz pozostać w izolacji. Chyba, że to izolacja pomieszała ci w głowie – wyciągnął prędko rękę i palcami zmierzwił jej włosy na czubku głowy, lecz tak prędko jak maska poszła w kąt, tak też momentalnie uleciał głupkowaty humor z młodego uzdrowiciela. Była tuż obok, na wyciągnięcie ręki; mógł poczuć jej cichy oddech i ciepły dotyk na swojej skórze, na chwilę zapomnieć o problemach i pozwolić się sobie nacieszyć tą chwila radości, jednym prostym faktem, że żyła i miała się już dobrze.
Tęskniłem – powiedział miękko, z obiema dłońmi po przeciwnych stronach jej twarzy odsuwając się nieco i uśmiechając się, spojrzeniem wodząc w zachwycie po jej licu. – Nie zamierzam cię dziś zostawić – kciukami przejechał po policzkach Idy, a jego wyraz twarzy stał się nieco mniej rozmarzony, a bardziej zadziorny. – Jesteś skazana na moje towarzystwo i na banicję z tego pokoju, milady, więc powiedz gdzie byś chciała się udać w pierwszej kolejności – powiedział, wybór co do dzisiejszych aktywności pozostawiając jej. Co prawda wiało i padało na zewnątrz, co może nie do końca zachęcało do spacerów, lecz dla czarodzieja i czarownicy nie stanowiło o aż takiego problemu. Miał co prawda dwa punkty programu, które chciał zrealizować dziś z panną Lupin, lecz wszystko miało swoją kolej: wpierw niech jej życzenie będzie dla niego rozkazem.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]22.06.21 20:50
To było na swój sposób zabawne, że Ida nie musiała widzieć miny narzeczonego, żeby wiedzieć jak wyglądała jego twarz w tym momencie. Chyba dostatecznie wiele razy doświadczyła reakcji z jego strony na swoje porządnickie skłonności, z których wcale nie chciała rezygnować. Ponadto tak się akurat składało, że w ostatnich dniach zamknięcia nudziła się do tego stopnia, że gdyby ktoś był tak miły i dał jej trochę tynku oraz wiadro farby - bez dwóch zdań zastałby pokój w stanie pełnego remontu i odkryłby kolejne wykorzystanie pilniczka do paznokci. To było straszne. Naprawdę dostawała tu kompletnego świra. Może nawet tak było? Jaką miała gwarancję, że Alexander rzeczywiście tu był? Podejrzliwie zmrużyła oczy, wolną ręką wymacując pilnik leżący w pościeli i (bez jakiegokolwiek ostrzeżenia) lekko dziabiąc nim mężczyznę.
Istniał, choć dalej nie była przekonana, czy aby naprawdę i patrzyła na niego z przymrużonym okiem.
- Teraz musisz go powiedzieć. Takie są zasady - zauważyła po chwili namysłu, dochodząc do wniosku, że sama nie była tak kreatywna w wymyślaniu okropnie miernych, niesamowicie słabych, przerażająco suchych żartów jak Alexander. Usłyszenie czegoś, co momentalnie zasuszyłoby jej uszy mogło stanowić doskonały dowód na to, że tu przebywał i był w formie.
- A więc myślisz, że jeszcze tego nie zrobiłam? - odpowiedziała, starając się, żeby brzmiało to tak, jakby zastanawiała się nad głębszym sensem wypowiedzi Alexandra i jednocześnie mówiła bardziej do siebie niż do niego. - Interesujące - mruknęła, po czym pokiwała głową, gryząc wargę, żeby się nie uśmiechnąć. - Naprawdę odważne twierdzenie - no, bo przecież równie dobrze mogła wcielać teraz w życie swój wielki plan ucieczki. Czyż nie? Przez tyle czasu, ile spędziła w zamknięciu, mogła poważnie zastanowić się nad kontynuacją projektu "uciekająca panna młoda", który do tej pory udał się tylko po części. Nie, żeby to było rzeczywistym planem, ale burkliwe, trochę urażone pomruki dobiegające spod absurdalnej maski tak bardzo bawiły Idę, że nie mogła tego nie ciągnąć.
- Czyli albo cofam moje słowa - odpowiedziała podobnym tonem głosu do tego, jakim uraczył ją jej biały kruk, choć całkiem celowo zabrzmiało to w bardzo specyficzny sposób - albo szykuję się do wyścigu do drzwi i szukam w głowie dobrego zaklęcia, żeby skutecznie cię tu zamknąć. Trudny wybór - swoją drogą, ciekawe, ile czasu minęłoby, zanim ktoś przejrzałby jej historyjkę o okropnym ponownym ataku choroby, która tym razem wzięła na celownik biednego Farleya. Jaki niespodziewany, przeokropny zwrot akcji. Straszne. Ale nie tak jak ta cała rozłąka, samotność, wyczekiwanie nareszcie ustępujące całkiem słodkiemu uczuciu, że było właściwie...
- To groźba czy obietnica? - szepnęła w ostatniej, naprawdę bardzo wątłej próbie pociągnięcia żartu, który zaledwie sekundę później całkiem odszedł w odstawkę. Nie żałowała, że tak było. - Wiesz, co? Teraz to jest tu nawet całkiem miło? - dodała, powoli się uśmiechając. Wyciągnęła rękę, żeby czułym gestem przygładzić mu włosy, po czym gwałtownie potrząsnęła głową. - Nie. Dobra. Nie, nie, nie. Wychodzimy. Najpierw może na - zawahała się - korytarz? Korytarz na dole? Nie kuszę losu - to i tak było dalej niż daleko. Przynajmniej obecnie.
Ida Lupin
Ida Lupin
Zawód : Uzdrowicielka w lecznicy Farleya
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
The rest is confetti.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9502-ida-lupin https://www.morsmordre.net/t9578-burzuj#291578 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik
Re: Przedpokój i schody na piętro [odnośnik]09.08.21 23:46
Czasami zgubnym było to, jakiego zaufania nabierało się do osób bliskich: odsłasniało się w ten sposób przed nimi swoje wszelkie słabości, zaczynając wierzyć im bez choćby drgnięcia powieki. I najprawdopodobniej to stąd wynikało, jak łatwo Alexander dał się w tej chwili podejść Idzie. Nie spodziewał się w ogóle, że zostanie przez nią tak brutalnie zaatakowany. Spóźniona reakcja pozwoliła jednak zabójczemu pilnikowi sięgnąć celu, ostre zakończenie ukuło go w udo.
Auć! – praktyczni podskoczył, a jego ręka momentalnie pomknęła do nadgarstka Idy, łapiąc jej dłoń i wykręcając ją nieco. Zmarszczył brwi i spojrzał na narzeczoną zza szkieł, rozluźniając nieco palce, lecz pozostawiając je wciąż na jej dłoni. – Czym sobie zasłużyłem? – zapytał, nieco zbity z tropu, nieco zaś rozbawiony miną, jaką przy okazji robiła jego czarownica. Ta mina miała jednak zaraz się zmienić, a przynajmniej tak podejrzewał, bo sama poprosiła o to żeby dokończył swoją mało zabawną myśl z niezbyt śmiesznym żartem.
Skoro tak bardzo pragniesz tego, abym skompromitował się zupełnie – niech tak więc będzie – westchnął teatralnie, po czym wyprostował się i wypiął pierś, rzucając swojej narzeczonej najbardziej zalotne i kokieteryjne spojrzenie, na jakie było go stać. – Może jesteś... nie, na Merlina, nie mogę – zaśmiał się i pokręcił głową, na moment chowając oczy za dłońmi. – Nie powiem ci, bowiem spłonąłbym ze wstydu – westchnął. – Ale było to coś o gorączce, jej źródle i mojej osobie, resztę jesteś sobie w stanie dopowiedzieć – oznajmił, nie mając zamiaru powiedzieć choćby słowa o tym, co przeszło mu przez myśl. Zresztą, ich droczenie się miało dziś niezmiernie wiele poziomów, jakby nadrabiali za ostatnie tygodnie, kiedy nie mieli okazję robić tego twarzą w twarz, a jedynie przez drzwi. Dlatego teraz nie żałował sobie przerysowanego wywrócenia oczami i skrzywienia się na sugestię, jakoby faktycznie Ida już się nim zdążyła znudzić. Wiedział, że nie, ale jak dobrze było móc się z nią posprzeczać w ten sposób. – Odwaga i głupota często idą w parze, odważny najwyraźniej jestem, więc może zaliczam się i do drugiego przypadku – mruknął z przekąsem, udając złość, ale nie był w stanie robić tego długo. ie kiedy tak bardzo grały w nim dobre emocje, jak wręcz wyrywała się z niego radość na to, że Ida była tuż obok niego, cała i zdrowa, choć wciąż niewątpliwie osłabiona po chorobie. Dlatego na jej groźby uśmiechnął się dość czule, bo doprawdy było to urocze jak udawała że sądzi, że będzie w stanie zamknąć go w pokoju. Jedynym sposobem na to aby się stąd nie ruszył byłoby tylko to, że i Ida by tu została. A biorąc pod uwagę jak im szło wychodzenie stąd to stawało się to coraz bardziej realnym scenariuszem.
Uśmiechnął się szerzej na jej kolejne pytanie. Groźba czy obietnica? Odpowiedź mogła być tylko jedna.
Po trochu tego i tego, zgaduję – wzruszył nieznacznie ramionami, wciąż pozostając blisko, zakładając niesforny kosmyk włosów za jej ucho, przymykając na moment powieki kiedy przeczesywała jego włosy. Miał ochotę poprosić, by zrobiła to raz jeszcze, lecz powstrzymał się. Nie do końca jednak udało mu się ruszyć z miejsca, Ida też chociaż potrząsała głową to wciąż siedziała w tym samym miejscu. – Mhm, tak, idziemy – odparł nieco rozleniwionym głosem, spoglądając na nią z rozmarzeniem i błyskiem w oku, który zwiastował, że nie do końca miał taki plan. I faktycznie, ciężko byłoby pójść na korytarz kiedy w jednej chwili pokonał dzielący ich dystans i pocałował Idę, pewnie, choć powoli i spokojnie, napawając się trwającą chwilą i każdym odczuciem, pozwalając jej i sobie zawrócić nimi w głowach. Jedną dłoń miał wciąż gdzieś oplecioną wokół jej dłoni, opuszkami drugiej gładząc ją po jasnym policzku, jakby pod mocniejszym dotykiem miała rozwiać się niczym senna mara.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Przedpokój i schody na piętro - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Przedpokój i schody na piętro
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach