Sypialnia Heatha
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Heatha
Pokój jest utrzymany w ciepłych kolorach mających mu nadać wrażenie przytulnego i wesołego. Mimo, że sypialnia należy do jednego z młodszych Macmillanów to jest całkiem spora. Tuż obok dużego rzeźbionego łoża znajduje się szafka nocna na której jest lampka. Za to w szufladach są różne skarby chłopca. Tuż przy łóżku można też najczęściej znaleźć miotełkę dziecięcą. Pod ścianą na przeciwko jest wygodny fotel, który w razie potrzeby można przysunąć do łóżka. Pod jednym z okien znajduje się biurko, jak na razie mało używane przez właściciela. Poza tym w pokoju mieści się jeszcze komoda na ubrania małego lorda i wielki kufer z różnymi zabawkami. Te zwykle leżą powyciągane na podłodze.
- Sporo jest głodomorów, ale nie takich jak Loki. Jakby go tu wpuścić, to zjadłby wam całą spiżarnię - ostrzegł chłopca.
Artur obruszył się na wieść o nudzie historii, co jednak miało pozytywny efekt, bowiem przypomniało mu o czymś dla Heatha.
- Nie jest nudna, wszystko zależy od tego jak się ją poznaje - oznajmił z przekonaniem, szukając przy tym czegoś po kieszeniach. - Na przykład, to jest dość przyjemna metoda poznawania historii... - stwierdził, wyciągając pudełeczko z czekoladową żabą i wręczając je chłopcu. - Tylko nie mów tacie, że daję ci słodycze po nocach - dodał konspiracyjnym szeptem.
Dał malcowi chwilę, jeśli ten chciałby już rozpakować prezent, zerkając przy tym ciekawsko jaka karta mu się trafi.
Na oba pytanie skinął jedynie głową, nie chcąc za bardzo przeciągać swojego gadania, bojąc się odrobinę utraty zainteresowania słuchacza.
- Doskonale - pochwalił chłopca. - Tak, musieli się ścigać i drugi raz masz rację, to nie był zwykły wyścig. Wyścig miał się odbyć nad brzegiem ogromnego jeziora, na długiej i kamienistej plaży. Prawie żaden człowiek nie miałby dość siły, żeby cały ten dystans przebiegnąć - podkreślił trudność tego zadania. - Jednak Thialfi nie był zwykłym człowiekiem, był najszybszym biegaczem wśród ludzi, od dziecka ciężko trenował, żeby być najlepszym - Artur mimowolnie wplótł w opowieść mały fragmencik dydaktyczny. - Jego przeciwnikiem okazał się olbrzym Hugi, może niezbyt wysoki jak na swój gatunek, ale za to smukły i wysportowany. Większość gigantów wyglądała przy nim jak nieforemne klocki. Hugi ciągle się uśmiechał, jakby był pewny zwycięstwa. Thialfi postanowił utrzeć nosa temu pyszałkowi. Obaj czekali na sygnał Utgardlokiego - oznajmił tonem pełnym napięcia. - Ruszyli, a Thialfi jeszcze nigdy nie biegł tak szybko. Trudno było za nim nadążyć wzrokiem, był szybszy niż rozpędzony rumak, szybszy niż strzała, a pod jego stopami muszle były rozgniatane na piasek. Nigdy wcześniej i nigdy później żaden człowiek nie biegł tak szybko... - rozpływał się nad wspaniałością tego wyczynu. - Tym bardziej szokiem dla Thialfiego był widok, że i tak Hugi pierwszy dobiegł do mety. Nawet nie zauważył kiedy przeciwnik go wyprzedził. Thialfi pierwszy i ostatni raz z kimś przegrał w wyścigach - Artur zakończył drugą konkurencję. - Zawody te co raz bardziej denerwowały potężnego Thora, jednak przyszła na niego kolej. Mocarny bóg nie bał się żadnych wyzwań, więc najpierw giganci zaproponowali małą zabawę, która miała rozgrzać go przed główną próbą. Zaprowadzili go przed wielki róg do picia, dziś już nie ma tak okazałych byków, żeby zrobić równie ogromne naczynie. Był tak długi, że jego koniec niknął gdzieś w mrokach sali. Thor miał za zadanie wypić cały znajdujący się tam miód pitny w mniej niż trzech łykach - nakreślił sytuację. - Normalnie dla boga piorunów nie było to wielkim wyzwaniem, znany był z takich zabaw na ucztach bogów, ale ten róg był tak wielki i ciężki, że musiał go podnosić oburącz. Thor pił póki nie zabrakło mu tchu, mimo że miód okazał się dziwnie słony. Pił, pił i pił. Odstawił naczynie, spodziewając się ujrzeć jego dno, ale napój nadal w nim był. Wziął drugi łyk, jeszcze większy, ale sytuacja znów się powtórzyła. Olbrzymi zaczęli się śmiać, choć Loki zauważył, że niektórzy zbledli - zwrócił uwagę. - Czerwony ze wstydu Thor wypił ostatni łyk, którym chyba opróżniłby całą wannę, ale nadal nie udało mu się wszystkiego wypić. Bardzo go to rozgniewało, więc król olbrzymów szybko zaproponował ostatnią próbę. Miała to być próba siły - podkreślił. - Thor poczuł się pewny, bowiem nie było większego od niego mocarza wśród bogów, gigantów i ludzi. Zaraz jednak dobry nastrój prysł, gdy dowiedział się co ma podnieść. Nie zgadniesz... - Artur uśmiechnął się rozbawiony do Heatha.
Longbottom chrząknął, chwilę już snuł swoją opowieść i zdążyło mu zaschnąć w gardle. Mimo tego zaraz kontynuował:
- Miał podnieść kotkę! Oczywiście koty olbrzymów są większe niż nasze, rozmiarem przypominają bardziej krowę niż zwierzę domowe, ale nadal bóg odebrał to jako drwinę. Już miał chwycić za młot, bowiem nikt nie drwi z Thora, ale ostatecznie chciał wygrać próbę i pokazać swoją potęgę. Podszedł do kota, złapał go w pasie i spróbował dźwignąć nad siebie. Czuł jakby próbował podnieść górę, stęknął z wysiłku, cały poczerwieniał. Zdołał oderwać jedną z kocich łap od ziemi, ale nie wskórał nic więcej, upuszczając zaraz zwierzę. Gdzieś w oddali usłyszeli spadające głazy, jakby upadająca kotka swym ciężarem wprowadziła ziemię w drżenie. Król olbrzymów rzekł: To nie twoja wina, że nie możesz podnieść kotki. Zwierzę jest za duże, a z ciebie mały cherlak, mniejszy od każdego z nas. Możesz się domyślać, że Thora na te słowa cały się zjeżył, aż poleciały iskry. Wyzwał ich na zapasy, twierdząc, że pokonałby wszystkich. Utgardloki na to stwierdził, że najpierw musiałby pokonać jego nianię, wyobrażasz sobie? Dla Thora brzmiało to jak kolejna drwina, ale król wyjaśnił, że nie chce bogu zrobić krzywdy, jeśli ten okazałby się za słaby. Najpierw miał udowodnić, że będzie dla niego przeciwnikiem. Bóg piorunów opanował gniew, obiecując sobie, że ze starą nianią poradzi sobie szybko, a później zbije na kwaśne jabłko aroganckiego króla. Posłali po staruszkę, olbrzymkę, ale ledwie o głowę wyższą od człowieka. Była bardzo chuda i niepozorna, z pozoru łatwy przeciwnik dla mocarnego mężczyzny. Pchnął ją z całych sił, zupełnie zapominając, że było to bardzo niegrzeczne. Kolejny raz się zdziwił, staruszka nawet nie drgnęła, spoglądała obojętnie na Thora. Pchnęła go w odwecie delikatnie, ledwie musnęła, a bóg był już na jednym kolanie, pozbawiony woli walki. Loki oraz Thialfi milczeli, bojąc się powiedzieć choć słowo. Tak zakończyły się próby na zamku olbrzymów - Artur zawiesił głos, pozwalając Heathowi przemyśleć dotychczasową opowieść. - Bohaterowie nie mieli już ochoty dalej ucztować, cały czas byli markotni. Przenocowali w twierdzy, ale skoro świt, w towarzystwie króla, udali się do wyjścia. Ten był poważny, nie drwił z nich i wyglądał na zaniepokojonego. Gdy wyszli przed warownię, zaczął tymi słowami: Gdybym wiedział jak potężni jesteście, nigdy nie zaprosiłbym was do mojego domu i ukrył go przed waszym wzrokiem... - Longbottom przyjrzał się Heathowi, ciekaw jak ten zareaguje na taki zwrot akcji. - To wyznanie zaskoczyło upokorzonych bohaterów, czekali na dalsze wyjaśnienia. Król olbrzymów wyznał, że jest mistrzem czarów i z ich pomocą zostali oszukani.
Artur znacząco wyprostował palec wskazujący.
- Pierwsza próba, zawody w jedzeniu. Loki nie ścigał się z olbrzymem. Drugi koniec stołu został podpalony różdżką, a magiczne płomienie zostały ukryte mocą iluzji. Loki ścigał się z pożarem, który trawił wszystko na swojej drodze, ale mimo to prawie mu dorównał.
Do palca wskazującego doszedł środkowy.
- Druga próba, wyścig. Król zapytał, jak szybko Thialfi myśli, czy robi to szybciej niż biega. Ten potwierdził, w końcu wyćwiczony umysł jest szybszy niż ciało, to on nim steruje. Olbrzym wyjawił, że jego przeciwnik był ożywionymi za pomocą magii myślami - opisywał, mając nadzieję, że chłopiec nadążał.
Wyprostował jeszcze kciuk.
- Trzecia próba, próba siły. Najpierw był róg, który jednak był podstępną sztuczką, bowiem jego koniec tkwił w morskich głębinach, stąd ten słony smak. Thor próbował tak naprawdę wypić ocean, tym samym wywołując pierwszy w historii odpływ. Następna była kotka. Pamiętasz jak mówiłem o Jormungandzie, wężu tak długim, że może okrążyć cały świat? - zapytał. - Król z pomocą czarów nadał mu postać kotki, ukrywając tym samym wielkie cielsko gada. Nie da się go podnieść, ale Thor mimo to ruszył trochę jego cielsko. Gdy to upadło, zadrżał cały świat, w wielu miejscach zatrzęsła się ziemia. Ostatnia była staruszka. Thor w międzyczasie dotknął młota, gotów zemścić się za tę drwinę - wspomniał auror. - Staruszką była Elli, uosobienie starości. Nikt nie wygra ze starością, osłabia ona każdego, nawet bogów, ale mimo to pan piorunów zdołał przez chwilę jej się oprzeć, upadł tylko na jedno kolano, choć wszyscy inni pod jej naporem opadali w końcu na ziemię całkiem bezsilni. Bohaterowie zadumali się zwłaszcza nad tym ostatnim sekretem.
Artur zakończył wyjaśnianie prób, przechodząc do zakończenia mitu:
- Wtem król olbrzymów się skurczył do rozmiarów współczesnych przedstawicieli jego gatunku. Jego rozmiar też był iluzją, sztuczką, którą mylił swoich wrogów. Oznajmił tak bohaterom: Widzieliśmy waszą moc i rozumiemy teraz, jak możecie być dla nas niebezpieczni, jeśli dojdzie kiedyś do wojny. Ukryjemy się przed wami, nigdy nas nie odnajdziecie. Po tych słowach giganci aktywowali nieznane zaklęcie i wszyscy, łącznie z zamkiem, zniknęli. Stali się niewidzialni, a może gdzieś się teleportowali? Nikt nie wie co się z nimi stało. Loki rzekł, doceniając magiczny kunszt oraz spryt: Wspaniałe czary. Myślę, że wszyscy się czegoś nauczyliśmy. Wracajmy do domu. Tak właśnie zakończyła się wyprawa do Utgardu - doprowadził do końca opowieść. - A ty, nauczyłeś się czegoś? - zapytał łagodnie.
| żaba kupiona w skrytce, Artur przekazuje Heathowi - do rozpakowania w odpowiednim temacie
Artur obruszył się na wieść o nudzie historii, co jednak miało pozytywny efekt, bowiem przypomniało mu o czymś dla Heatha.
- Nie jest nudna, wszystko zależy od tego jak się ją poznaje - oznajmił z przekonaniem, szukając przy tym czegoś po kieszeniach. - Na przykład, to jest dość przyjemna metoda poznawania historii... - stwierdził, wyciągając pudełeczko z czekoladową żabą i wręczając je chłopcu. - Tylko nie mów tacie, że daję ci słodycze po nocach - dodał konspiracyjnym szeptem.
Dał malcowi chwilę, jeśli ten chciałby już rozpakować prezent, zerkając przy tym ciekawsko jaka karta mu się trafi.
Na oba pytanie skinął jedynie głową, nie chcąc za bardzo przeciągać swojego gadania, bojąc się odrobinę utraty zainteresowania słuchacza.
- Doskonale - pochwalił chłopca. - Tak, musieli się ścigać i drugi raz masz rację, to nie był zwykły wyścig. Wyścig miał się odbyć nad brzegiem ogromnego jeziora, na długiej i kamienistej plaży. Prawie żaden człowiek nie miałby dość siły, żeby cały ten dystans przebiegnąć - podkreślił trudność tego zadania. - Jednak Thialfi nie był zwykłym człowiekiem, był najszybszym biegaczem wśród ludzi, od dziecka ciężko trenował, żeby być najlepszym - Artur mimowolnie wplótł w opowieść mały fragmencik dydaktyczny. - Jego przeciwnikiem okazał się olbrzym Hugi, może niezbyt wysoki jak na swój gatunek, ale za to smukły i wysportowany. Większość gigantów wyglądała przy nim jak nieforemne klocki. Hugi ciągle się uśmiechał, jakby był pewny zwycięstwa. Thialfi postanowił utrzeć nosa temu pyszałkowi. Obaj czekali na sygnał Utgardlokiego - oznajmił tonem pełnym napięcia. - Ruszyli, a Thialfi jeszcze nigdy nie biegł tak szybko. Trudno było za nim nadążyć wzrokiem, był szybszy niż rozpędzony rumak, szybszy niż strzała, a pod jego stopami muszle były rozgniatane na piasek. Nigdy wcześniej i nigdy później żaden człowiek nie biegł tak szybko... - rozpływał się nad wspaniałością tego wyczynu. - Tym bardziej szokiem dla Thialfiego był widok, że i tak Hugi pierwszy dobiegł do mety. Nawet nie zauważył kiedy przeciwnik go wyprzedził. Thialfi pierwszy i ostatni raz z kimś przegrał w wyścigach - Artur zakończył drugą konkurencję. - Zawody te co raz bardziej denerwowały potężnego Thora, jednak przyszła na niego kolej. Mocarny bóg nie bał się żadnych wyzwań, więc najpierw giganci zaproponowali małą zabawę, która miała rozgrzać go przed główną próbą. Zaprowadzili go przed wielki róg do picia, dziś już nie ma tak okazałych byków, żeby zrobić równie ogromne naczynie. Był tak długi, że jego koniec niknął gdzieś w mrokach sali. Thor miał za zadanie wypić cały znajdujący się tam miód pitny w mniej niż trzech łykach - nakreślił sytuację. - Normalnie dla boga piorunów nie było to wielkim wyzwaniem, znany był z takich zabaw na ucztach bogów, ale ten róg był tak wielki i ciężki, że musiał go podnosić oburącz. Thor pił póki nie zabrakło mu tchu, mimo że miód okazał się dziwnie słony. Pił, pił i pił. Odstawił naczynie, spodziewając się ujrzeć jego dno, ale napój nadal w nim był. Wziął drugi łyk, jeszcze większy, ale sytuacja znów się powtórzyła. Olbrzymi zaczęli się śmiać, choć Loki zauważył, że niektórzy zbledli - zwrócił uwagę. - Czerwony ze wstydu Thor wypił ostatni łyk, którym chyba opróżniłby całą wannę, ale nadal nie udało mu się wszystkiego wypić. Bardzo go to rozgniewało, więc król olbrzymów szybko zaproponował ostatnią próbę. Miała to być próba siły - podkreślił. - Thor poczuł się pewny, bowiem nie było większego od niego mocarza wśród bogów, gigantów i ludzi. Zaraz jednak dobry nastrój prysł, gdy dowiedział się co ma podnieść. Nie zgadniesz... - Artur uśmiechnął się rozbawiony do Heatha.
Longbottom chrząknął, chwilę już snuł swoją opowieść i zdążyło mu zaschnąć w gardle. Mimo tego zaraz kontynuował:
- Miał podnieść kotkę! Oczywiście koty olbrzymów są większe niż nasze, rozmiarem przypominają bardziej krowę niż zwierzę domowe, ale nadal bóg odebrał to jako drwinę. Już miał chwycić za młot, bowiem nikt nie drwi z Thora, ale ostatecznie chciał wygrać próbę i pokazać swoją potęgę. Podszedł do kota, złapał go w pasie i spróbował dźwignąć nad siebie. Czuł jakby próbował podnieść górę, stęknął z wysiłku, cały poczerwieniał. Zdołał oderwać jedną z kocich łap od ziemi, ale nie wskórał nic więcej, upuszczając zaraz zwierzę. Gdzieś w oddali usłyszeli spadające głazy, jakby upadająca kotka swym ciężarem wprowadziła ziemię w drżenie. Król olbrzymów rzekł: To nie twoja wina, że nie możesz podnieść kotki. Zwierzę jest za duże, a z ciebie mały cherlak, mniejszy od każdego z nas. Możesz się domyślać, że Thora na te słowa cały się zjeżył, aż poleciały iskry. Wyzwał ich na zapasy, twierdząc, że pokonałby wszystkich. Utgardloki na to stwierdził, że najpierw musiałby pokonać jego nianię, wyobrażasz sobie? Dla Thora brzmiało to jak kolejna drwina, ale król wyjaśnił, że nie chce bogu zrobić krzywdy, jeśli ten okazałby się za słaby. Najpierw miał udowodnić, że będzie dla niego przeciwnikiem. Bóg piorunów opanował gniew, obiecując sobie, że ze starą nianią poradzi sobie szybko, a później zbije na kwaśne jabłko aroganckiego króla. Posłali po staruszkę, olbrzymkę, ale ledwie o głowę wyższą od człowieka. Była bardzo chuda i niepozorna, z pozoru łatwy przeciwnik dla mocarnego mężczyzny. Pchnął ją z całych sił, zupełnie zapominając, że było to bardzo niegrzeczne. Kolejny raz się zdziwił, staruszka nawet nie drgnęła, spoglądała obojętnie na Thora. Pchnęła go w odwecie delikatnie, ledwie musnęła, a bóg był już na jednym kolanie, pozbawiony woli walki. Loki oraz Thialfi milczeli, bojąc się powiedzieć choć słowo. Tak zakończyły się próby na zamku olbrzymów - Artur zawiesił głos, pozwalając Heathowi przemyśleć dotychczasową opowieść. - Bohaterowie nie mieli już ochoty dalej ucztować, cały czas byli markotni. Przenocowali w twierdzy, ale skoro świt, w towarzystwie króla, udali się do wyjścia. Ten był poważny, nie drwił z nich i wyglądał na zaniepokojonego. Gdy wyszli przed warownię, zaczął tymi słowami: Gdybym wiedział jak potężni jesteście, nigdy nie zaprosiłbym was do mojego domu i ukrył go przed waszym wzrokiem... - Longbottom przyjrzał się Heathowi, ciekaw jak ten zareaguje na taki zwrot akcji. - To wyznanie zaskoczyło upokorzonych bohaterów, czekali na dalsze wyjaśnienia. Król olbrzymów wyznał, że jest mistrzem czarów i z ich pomocą zostali oszukani.
Artur znacząco wyprostował palec wskazujący.
- Pierwsza próba, zawody w jedzeniu. Loki nie ścigał się z olbrzymem. Drugi koniec stołu został podpalony różdżką, a magiczne płomienie zostały ukryte mocą iluzji. Loki ścigał się z pożarem, który trawił wszystko na swojej drodze, ale mimo to prawie mu dorównał.
Do palca wskazującego doszedł środkowy.
- Druga próba, wyścig. Król zapytał, jak szybko Thialfi myśli, czy robi to szybciej niż biega. Ten potwierdził, w końcu wyćwiczony umysł jest szybszy niż ciało, to on nim steruje. Olbrzym wyjawił, że jego przeciwnik był ożywionymi za pomocą magii myślami - opisywał, mając nadzieję, że chłopiec nadążał.
Wyprostował jeszcze kciuk.
- Trzecia próba, próba siły. Najpierw był róg, który jednak był podstępną sztuczką, bowiem jego koniec tkwił w morskich głębinach, stąd ten słony smak. Thor próbował tak naprawdę wypić ocean, tym samym wywołując pierwszy w historii odpływ. Następna była kotka. Pamiętasz jak mówiłem o Jormungandzie, wężu tak długim, że może okrążyć cały świat? - zapytał. - Król z pomocą czarów nadał mu postać kotki, ukrywając tym samym wielkie cielsko gada. Nie da się go podnieść, ale Thor mimo to ruszył trochę jego cielsko. Gdy to upadło, zadrżał cały świat, w wielu miejscach zatrzęsła się ziemia. Ostatnia była staruszka. Thor w międzyczasie dotknął młota, gotów zemścić się za tę drwinę - wspomniał auror. - Staruszką była Elli, uosobienie starości. Nikt nie wygra ze starością, osłabia ona każdego, nawet bogów, ale mimo to pan piorunów zdołał przez chwilę jej się oprzeć, upadł tylko na jedno kolano, choć wszyscy inni pod jej naporem opadali w końcu na ziemię całkiem bezsilni. Bohaterowie zadumali się zwłaszcza nad tym ostatnim sekretem.
Artur zakończył wyjaśnianie prób, przechodząc do zakończenia mitu:
- Wtem król olbrzymów się skurczył do rozmiarów współczesnych przedstawicieli jego gatunku. Jego rozmiar też był iluzją, sztuczką, którą mylił swoich wrogów. Oznajmił tak bohaterom: Widzieliśmy waszą moc i rozumiemy teraz, jak możecie być dla nas niebezpieczni, jeśli dojdzie kiedyś do wojny. Ukryjemy się przed wami, nigdy nas nie odnajdziecie. Po tych słowach giganci aktywowali nieznane zaklęcie i wszyscy, łącznie z zamkiem, zniknęli. Stali się niewidzialni, a może gdzieś się teleportowali? Nikt nie wie co się z nimi stało. Loki rzekł, doceniając magiczny kunszt oraz spryt: Wspaniałe czary. Myślę, że wszyscy się czegoś nauczyliśmy. Wracajmy do domu. Tak właśnie zakończyła się wyprawa do Utgardu - doprowadził do końca opowieść. - A ty, nauczyłeś się czegoś? - zapytał łagodnie.
| żaba kupiona w skrytce, Artur przekazuje Heathowi - do rozpakowania w odpowiednim temacie
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Szczęka mu opadła gdy Artur ot tak oznajmił, że Loki mógłby zjeść całą spiżarnię. Był tam parę razy i gdy oglądał te wszystkie smakołyki na półkach wydawało mu się, że nikt nie byłby w stanie tyle przejeść. A Loki by to tak zjadł? I nic by nie zostało! Lepiej, żeby nigdy tu nie zawitał. Tak na wszelki wypadek.
Heathowi wręcz zaświeciły się oczy gdy Artur dał mu czekoladową żabę. Nie dość, że czekolada to jeszcze karta! W tym momencie był skłonny się nawet zgodzić, że historia faktycznie nie jest nudna. Pospiesznie zaczął rozpakowywać słodycz z pudełka. –Pewnie i dziękuję- również odpowiedział szeptem i wyszczerzył cały garnitur swoich zębów w kierunku Longbottoma. Udało mu się złapać żabę zanim uciekła, głupio byłoby ją łapać po nocy po pokoju, prawda, i od razu przełamał ją na pół podając część Arturowi. Sam w ekspresowym tempie zjadł czekoladę i zabrał się za oglądanie karty. Artur nie musiał specjalnie ziorać mu przez ramię, bo Heath od razu mu ją pokazał. –Kto to był?- spojrzał pytająco na czarodzieja. W sumie nawet nie ważne kto to był, obrazek mu się spodobał. Przez chwilę jeszcze oglądał kartę, aż w końcu odłożył ją na szafkę koło łóżka.
No, a potem Artur kontynuował opowieść, a Heath słuchał jej całkiem uważnie. Opowieść na tyle go pochłonęła, że nawet zapomniał o zadawaniu pytań w trakcie. Dopiero gdy auror doszedł do wyjaśnień króla olbrzymów chłopiec poczuł się trochę zagubiony, a już szczególnie przy trzeciej próbie. Możliwe, że po prostu historia była jeszcze dla niego zbyt pokręcona i może trochę zbyt trudna. No ale początek bardzo mu się podobał i tak naprawdę wcale mu nie przeszkadzało, że nie rozumiał wszystkiego.
Zamyślił się trochę nad pytaniem Artura. –Uhm… nie wiem… może, że nie warto się popisywać przed olbrzymami?- odpowiedział w końcu. W którymś momencie, jak Artur snuł opowieść, Heath owinął się kołdrą, trochę się wyciszył i teraz wszystko wskazywało na to, że za chwilę po prostu zaśnie.
Heathowi wręcz zaświeciły się oczy gdy Artur dał mu czekoladową żabę. Nie dość, że czekolada to jeszcze karta! W tym momencie był skłonny się nawet zgodzić, że historia faktycznie nie jest nudna. Pospiesznie zaczął rozpakowywać słodycz z pudełka. –Pewnie i dziękuję- również odpowiedział szeptem i wyszczerzył cały garnitur swoich zębów w kierunku Longbottoma. Udało mu się złapać żabę zanim uciekła, głupio byłoby ją łapać po nocy po pokoju, prawda, i od razu przełamał ją na pół podając część Arturowi. Sam w ekspresowym tempie zjadł czekoladę i zabrał się za oglądanie karty. Artur nie musiał specjalnie ziorać mu przez ramię, bo Heath od razu mu ją pokazał. –Kto to był?- spojrzał pytająco na czarodzieja. W sumie nawet nie ważne kto to był, obrazek mu się spodobał. Przez chwilę jeszcze oglądał kartę, aż w końcu odłożył ją na szafkę koło łóżka.
No, a potem Artur kontynuował opowieść, a Heath słuchał jej całkiem uważnie. Opowieść na tyle go pochłonęła, że nawet zapomniał o zadawaniu pytań w trakcie. Dopiero gdy auror doszedł do wyjaśnień króla olbrzymów chłopiec poczuł się trochę zagubiony, a już szczególnie przy trzeciej próbie. Możliwe, że po prostu historia była jeszcze dla niego zbyt pokręcona i może trochę zbyt trudna. No ale początek bardzo mu się podobał i tak naprawdę wcale mu nie przeszkadzało, że nie rozumiał wszystkiego.
Zamyślił się trochę nad pytaniem Artura. –Uhm… nie wiem… może, że nie warto się popisywać przed olbrzymami?- odpowiedział w końcu. W którymś momencie, jak Artur snuł opowieść, Heath owinął się kołdrą, trochę się wyciszył i teraz wszystko wskazywało na to, że za chwilę po prostu zaśnie.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Uśmiechnął się, widząc zdziwienie Heatha. Do dzieci przemawiały często takie porównania, w końcu każde z nich kiedyś się przejadło, poznało w pewnym sensie granicę możliwości... będącą daleko w tyle od Lokiego.
Uśmiechnął się po raz drugi, widząc jak chłopcu zaświeciły się oczy na widok prezentu.
- Dziękuję - powiedział, przyjmując od niego połowę żaby, Heath miał dobre odruchy, potrafił się dzielić. Oby dorosłość tego nie zmieniła.
- Havelock Sweeting - z radością odpowiedział, przyjmując na moment rolę nauczyciela historii. - Nikt nigdy nie wiedział, nie wie i zapewne nie będzie wiedział więcej od niego na temat jednorożców. Pomógł stworzyć ich rezerwat, dzięki niemu tak niezwykłe stworzenia przetrwały do naszych czasów. Byłeś tam kiedyś? - zagadał, chcąc przy okazji zaszczepić odrobinę empatii do magicznych stworzeń.
Historia rzeczywiście mogła być zbyt pokręcona, zapewne mało kto pomyślałby o opowiadaniu pięciolatkowi nordyckich mitów, ale Artur zaliczał się zdecydowanie do tej grupy.
- Nie głupie - przyznał, z uznaniem spoglądając na chłopca. - To dobry wniosek, dobrze ci poszło - pogratulował, choć postanowił jeszcze coś dodać na zakończenie. - Bohaterowie nauczyli się też wtedy, że lepiej nie oceniać po pozorach. Olbrzymy nie były przecież tak ogromne i niepokonane, jak początkowo się wydawały. Uwierzyli w iluzję, przestając się zastanawiać nad swoimi poczynaniami - podkreślił, ściszając głos, ponieważ Heath szykował się do snu. - Zapamiętaj, że rozum to twoja największa broń. Nie ma ludzi potężnych jak Thor, żarłocznych jak Loki lub szybkich jak Thialfi, ale za to można być od nich sprytniejszym, nie nabrać się na sztuczki olbrzymów - zakończył morał, już prawie usypiając chłopca. - Cudnych snów, młody lordzie. Życzę ci w krainie marzeń przygód godnych dawnych bohaterów - dodał cicho, poprawiając kołdrę.
Wstał bezszelestnie, gasząc przy okazji światło i wymykając się z pokoju.
Śnij, młody lordzie, śnij o cudach, przygodach oraz pięknie tego świata. Dorośli zaś będą śnić o zbliżającym się Ragnaroku.
| zt
Uśmiechnął się po raz drugi, widząc jak chłopcu zaświeciły się oczy na widok prezentu.
- Dziękuję - powiedział, przyjmując od niego połowę żaby, Heath miał dobre odruchy, potrafił się dzielić. Oby dorosłość tego nie zmieniła.
- Havelock Sweeting - z radością odpowiedział, przyjmując na moment rolę nauczyciela historii. - Nikt nigdy nie wiedział, nie wie i zapewne nie będzie wiedział więcej od niego na temat jednorożców. Pomógł stworzyć ich rezerwat, dzięki niemu tak niezwykłe stworzenia przetrwały do naszych czasów. Byłeś tam kiedyś? - zagadał, chcąc przy okazji zaszczepić odrobinę empatii do magicznych stworzeń.
Historia rzeczywiście mogła być zbyt pokręcona, zapewne mało kto pomyślałby o opowiadaniu pięciolatkowi nordyckich mitów, ale Artur zaliczał się zdecydowanie do tej grupy.
- Nie głupie - przyznał, z uznaniem spoglądając na chłopca. - To dobry wniosek, dobrze ci poszło - pogratulował, choć postanowił jeszcze coś dodać na zakończenie. - Bohaterowie nauczyli się też wtedy, że lepiej nie oceniać po pozorach. Olbrzymy nie były przecież tak ogromne i niepokonane, jak początkowo się wydawały. Uwierzyli w iluzję, przestając się zastanawiać nad swoimi poczynaniami - podkreślił, ściszając głos, ponieważ Heath szykował się do snu. - Zapamiętaj, że rozum to twoja największa broń. Nie ma ludzi potężnych jak Thor, żarłocznych jak Loki lub szybkich jak Thialfi, ale za to można być od nich sprytniejszym, nie nabrać się na sztuczki olbrzymów - zakończył morał, już prawie usypiając chłopca. - Cudnych snów, młody lordzie. Życzę ci w krainie marzeń przygód godnych dawnych bohaterów - dodał cicho, poprawiając kołdrę.
Wstał bezszelestnie, gasząc przy okazji światło i wymykając się z pokoju.
Śnij, młody lordzie, śnij o cudach, przygodach oraz pięknie tego świata. Dorośli zaś będą śnić o zbliżającym się Ragnaroku.
| zt
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
| 6 grudnia
Nie dość, że lało to teraz jeszcze było wręcz przerażająco zimno. Gwen czekała z odwiedzeniem młodego Macmillana, licząc na lepszą pogodę. Ta jednak nie chciała nadejść, a rudowłosa wolała nie odwlekać dłużej spotkania z młodym szlachcicem. Jeśli miała go uczyć malarstwa, musiała odwiedzać go w miarę regularnie. Bez ćwiczeń nic z tego raczej nie wyniknie.
Dzięki Błędnemu Rycerzowi (świeć Boże nad duszą kierowcy, on się wkrótce zabije) dotarła do Kornwalii, wchodząc do pięknej rezydencji Macmillanów. Mieszkanie w taki miejscu musiało być niezwykłe. Co prawda mieszkająca samotnie Gwen nie wiedziałaby co zrobić z taką ilością pokojów, ale takie lokum było godne pozazdroszczenia. Z resztą, podobnie jak rodzina. Rudowłosej naprawdę docierała samotność, choć dzięki Betty (którą zostawiła w domu, licząc, że szczeniak go nie zdemoluje) oraz Vardzie było jej ostatnio trochę raźniej.
Służba zaprowadziła ją do pokoju Heatha, w którym chłopiec miał przebywać. Gwen zastanawiała się, jak chłopiec radzi sobie, zamknięty w domu. Przy takiej pogodzie na pewno niezbyt często opuszczał mury domu i musiało mu się bardzo nudzić. To przecież tak aktywne i radosne dziecko!
Zapukała do drzwi. Ciekawe, czy Heath się jej spodziewał? Informowała guwernantkę, że się pojawi, ale ta nie musiała przekazywać przecież tego Macmillanowi. Miała jednak nadzieję, że owszem, a nawet jeśli nie to że nie przeszkodzi chłopcu w czymś istotnym.
– Cześć Heath – przywiała się z uśmiechem, zaglądając do pokoju. – Jak się masz?
Gwen miała na sobie typowo męski strój. Płaszcz odwiesiła przy wejściu, miała więc na sobie spodnie z wysokim stanem i jasną, prawie białą koszulę. Tak było po prostu wygodniej w ten deszcz; długa sukienka za bardzo by się plątała, a w krótkiej było jej za zimno. Przez ramię dziewczyna przewiesiła sobie dużą torbę zawierającą wszystkie potrzebne przedmioty na dzisiejszą lekcję.
– Myślałam, by wrócić dziś do pasteli, co Ty na to? Ale najpierw potrzebuje twojej pomocy! – Rozejrzała się po pokoju. – O, może usiądziemy przy biurku? Tak będzie wygodniej – zarządziła, rozglądając się za drugim krzesłem.
Nie dość, że lało to teraz jeszcze było wręcz przerażająco zimno. Gwen czekała z odwiedzeniem młodego Macmillana, licząc na lepszą pogodę. Ta jednak nie chciała nadejść, a rudowłosa wolała nie odwlekać dłużej spotkania z młodym szlachcicem. Jeśli miała go uczyć malarstwa, musiała odwiedzać go w miarę regularnie. Bez ćwiczeń nic z tego raczej nie wyniknie.
Dzięki Błędnemu Rycerzowi (świeć Boże nad duszą kierowcy, on się wkrótce zabije) dotarła do Kornwalii, wchodząc do pięknej rezydencji Macmillanów. Mieszkanie w taki miejscu musiało być niezwykłe. Co prawda mieszkająca samotnie Gwen nie wiedziałaby co zrobić z taką ilością pokojów, ale takie lokum było godne pozazdroszczenia. Z resztą, podobnie jak rodzina. Rudowłosej naprawdę docierała samotność, choć dzięki Betty (którą zostawiła w domu, licząc, że szczeniak go nie zdemoluje) oraz Vardzie było jej ostatnio trochę raźniej.
Służba zaprowadziła ją do pokoju Heatha, w którym chłopiec miał przebywać. Gwen zastanawiała się, jak chłopiec radzi sobie, zamknięty w domu. Przy takiej pogodzie na pewno niezbyt często opuszczał mury domu i musiało mu się bardzo nudzić. To przecież tak aktywne i radosne dziecko!
Zapukała do drzwi. Ciekawe, czy Heath się jej spodziewał? Informowała guwernantkę, że się pojawi, ale ta nie musiała przekazywać przecież tego Macmillanowi. Miała jednak nadzieję, że owszem, a nawet jeśli nie to że nie przeszkodzi chłopcu w czymś istotnym.
– Cześć Heath – przywiała się z uśmiechem, zaglądając do pokoju. – Jak się masz?
Gwen miała na sobie typowo męski strój. Płaszcz odwiesiła przy wejściu, miała więc na sobie spodnie z wysokim stanem i jasną, prawie białą koszulę. Tak było po prostu wygodniej w ten deszcz; długa sukienka za bardzo by się plątała, a w krótkiej było jej za zimno. Przez ramię dziewczyna przewiesiła sobie dużą torbę zawierającą wszystkie potrzebne przedmioty na dzisiejszą lekcję.
– Myślałam, by wrócić dziś do pasteli, co Ty na to? Ale najpierw potrzebuje twojej pomocy! – Rozejrzała się po pokoju. – O, może usiądziemy przy biurku? Tak będzie wygodniej – zarządziła, rozglądając się za drugim krzesłem.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Heath bardzo źle znosił ten czas gdy pogoda była na tyle paskudna, żeby mu nawet nie pozwolono wyjść na zewnątrz. Dramat. Dla dzieciaka jak i dla osób znajdujących się w jego bezpośrednim otoczeniu. Tak naprawdę trochę przed przyjściem Gwen stał się na tyle nieznośny z nudów, że doszło do ostateczności i Mały Lord za karę został odesłany do swojego pokoju.
Niby wiedział, że miała przyjść Gwen, ale w ramach protestu przed… niesprawiedliwością tego świata chyba… schował się pod kołdrę i tam zamierzał spędzić najbliższy czas. Biorąc pod uwagę jego brak cierpliwości to byłoby to maksymalnie pięć minut, no chyba żeby zasnął to wtedy ten czas znacznie by się wydłużył.
Jako że miał focha to na pukanie nie raczył odpowiedzieć, ale słysząc głos Gwen… cóż nie mógł pozostać obojętny. Wystawił swój, teraz rozczochrany, łeb spod kołdry i obrzucił szybkim spojrzeniem czarodziejkę - Cześć!- odpowiedział, chociaż bez większego entuzjazmu w głosie. Rudowłosa mogła o tym nie wiedzieć, ale dzisiaj to już był niemały sukces. - Uhm… chyba dobrze?- odpowiedział na jej pytanie. Trochę brakowało mu dzisiaj tej energii, którą na ogół tryskał. Cóż, czarownica mogła się tylko mentalnie przygotować na to, że chłopiec nie będzie, aż tak bardzo skory do współpracy, a może przy Gwen, to wcale nie będzie problemem? - A jakie pastele? Wolałbym te… takie, które nie są suche- zapomniał, jak się nazywały olejne. Pewnie pomarudziłby coś jeszcze, ale wzmianka o tym, że Gwen potrzebowałaby jego pomocy zainteresowała go na tyle, że chłopiec wylazł spod kołdry i zgodnie z sugestią czarownicy ruszył do swojego biurka, które było póki co rzadko używane. Malarka nie musiała długo rozglądać się za dodatkowym fotelem, jeden z nich stał w sumie całkiem niedaleko łóżka chłopca, jego opiekunki często w nim przysiadały, gdy opowiadały mu jakieś historie do snu. -Z czym potrzebujesz mojej pomocy? - zapytał i zaciekawiony próbował zapuścić żurawia do torby Gwen. Co tu dużo mówić, Mały Macmillan był raczej ciekawskim stworzeniem.
Niby wiedział, że miała przyjść Gwen, ale w ramach protestu przed… niesprawiedliwością tego świata chyba… schował się pod kołdrę i tam zamierzał spędzić najbliższy czas. Biorąc pod uwagę jego brak cierpliwości to byłoby to maksymalnie pięć minut, no chyba żeby zasnął to wtedy ten czas znacznie by się wydłużył.
Jako że miał focha to na pukanie nie raczył odpowiedzieć, ale słysząc głos Gwen… cóż nie mógł pozostać obojętny. Wystawił swój, teraz rozczochrany, łeb spod kołdry i obrzucił szybkim spojrzeniem czarodziejkę - Cześć!- odpowiedział, chociaż bez większego entuzjazmu w głosie. Rudowłosa mogła o tym nie wiedzieć, ale dzisiaj to już był niemały sukces. - Uhm… chyba dobrze?- odpowiedział na jej pytanie. Trochę brakowało mu dzisiaj tej energii, którą na ogół tryskał. Cóż, czarownica mogła się tylko mentalnie przygotować na to, że chłopiec nie będzie, aż tak bardzo skory do współpracy, a może przy Gwen, to wcale nie będzie problemem? - A jakie pastele? Wolałbym te… takie, które nie są suche- zapomniał, jak się nazywały olejne. Pewnie pomarudziłby coś jeszcze, ale wzmianka o tym, że Gwen potrzebowałaby jego pomocy zainteresowała go na tyle, że chłopiec wylazł spod kołdry i zgodnie z sugestią czarownicy ruszył do swojego biurka, które było póki co rzadko używane. Malarka nie musiała długo rozglądać się za dodatkowym fotelem, jeden z nich stał w sumie całkiem niedaleko łóżka chłopca, jego opiekunki często w nim przysiadały, gdy opowiadały mu jakieś historie do snu. -Z czym potrzebujesz mojej pomocy? - zapytał i zaciekawiony próbował zapuścić żurawia do torby Gwen. Co tu dużo mówić, Mały Macmillan był raczej ciekawskim stworzeniem.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Nie wiedziała w jakim stanie zastanie Heatha, ale nie potrzebowała dużej ilości czasu, by zorientować się, w jak kiepskim nastroju jest młody Macmillan. Chłopiec był bardziej cichy i mniej energiczny niż zwykle – to dało się zauważyć już na pierwszy rzut oka. Gwen absolutnie się temu nie dziwiła. Ta pogoda wysysała energię ze wszystkich i ze wszystkiego, a że trwała od ponad miesiąca… i tylko się pogarszała… cóż, Heath na pewno z ledwością sobie z nią radził.
Nie mogła jednak powstrzymać delikatnego uśmiechu na widok jego rozczochranej fryzury. Ech, te dzieci, wszystkie są tak absolutnie urocze!
– Możemy spróbować z olejnymi – stwierdziła. Jeśli Heath miał kiepski humor, nie chciała na niego naciskać. Wspomnienia o malowaniu i tworzeniu miały być dla niego przyjemne, miały się dobrze kojarzyć. To nie mógł być obowiązek. W takiej sytuacji młody lord mógł szybko znienawidzić ich lekcji, a nie to było zamiarem Gwen. Miała nadzieję, że jej wizyta sprawi mu jakąś przyjemność i że dzięki niej humor chłopca choć trochę się poprawi.
Usiadła przy biurku wraz z chłopcem i zaczęła grzebać w swojej torbie, po chwili wyciągając z niej teczkę.
– No więc Heath… ostatnio wpadłam na pewien pomysł i musisz pomóc mi go ocenić – mówiła jednocześnie. – Chcę zrobić książkę dla takich dzieci jak ty. Będzie o magicznych zwierzątkach. Ma mieć dużo obrazków. Chcesz zobaczyć kilka z nich? Powiesz mi, czy to ci się podoba – wyjaśniła, nie otwierając jeszcze teczki. Co prawda przewidywała odpowiedź Heatha, ale chciała mu pozostawić prawdo do odmowy.
Miała nadzieję, że chłopcu spodoba się jej pomysł i ilustracje. Nie znała bliżej innych dzieci w jego wieku, a to do takich jak on kierowała swoje dzieło. Zdanie Heatha było więc absolutnie kluczowe. Jeśli będzie narzekał, będzie musiała przynajmniej częściowo zmienić swój koncept.
Położyła teczkę na biurku i znów zaczęła grzebać w torbie.
– No i przyniosłam jeszcze to. Lubisz fasolki, Heath? – spytała, otwierając opakowanie i wyciągając je w stronę chłopca. Jeśli chciał, mógł sobie jakąś wziąć. Następnie Gwen sama wyciągnęła sobie jedną, kładąc pudełko na biurku.
| rzucam na fasolkę
Nie mogła jednak powstrzymać delikatnego uśmiechu na widok jego rozczochranej fryzury. Ech, te dzieci, wszystkie są tak absolutnie urocze!
– Możemy spróbować z olejnymi – stwierdziła. Jeśli Heath miał kiepski humor, nie chciała na niego naciskać. Wspomnienia o malowaniu i tworzeniu miały być dla niego przyjemne, miały się dobrze kojarzyć. To nie mógł być obowiązek. W takiej sytuacji młody lord mógł szybko znienawidzić ich lekcji, a nie to było zamiarem Gwen. Miała nadzieję, że jej wizyta sprawi mu jakąś przyjemność i że dzięki niej humor chłopca choć trochę się poprawi.
Usiadła przy biurku wraz z chłopcem i zaczęła grzebać w swojej torbie, po chwili wyciągając z niej teczkę.
– No więc Heath… ostatnio wpadłam na pewien pomysł i musisz pomóc mi go ocenić – mówiła jednocześnie. – Chcę zrobić książkę dla takich dzieci jak ty. Będzie o magicznych zwierzątkach. Ma mieć dużo obrazków. Chcesz zobaczyć kilka z nich? Powiesz mi, czy to ci się podoba – wyjaśniła, nie otwierając jeszcze teczki. Co prawda przewidywała odpowiedź Heatha, ale chciała mu pozostawić prawdo do odmowy.
Miała nadzieję, że chłopcu spodoba się jej pomysł i ilustracje. Nie znała bliżej innych dzieci w jego wieku, a to do takich jak on kierowała swoje dzieło. Zdanie Heatha było więc absolutnie kluczowe. Jeśli będzie narzekał, będzie musiała przynajmniej częściowo zmienić swój koncept.
Położyła teczkę na biurku i znów zaczęła grzebać w torbie.
– No i przyniosłam jeszcze to. Lubisz fasolki, Heath? – spytała, otwierając opakowanie i wyciągając je w stronę chłopca. Jeśli chciał, mógł sobie jakąś wziąć. Następnie Gwen sama wyciągnęła sobie jedną, kładąc pudełko na biurku.
| rzucam na fasolkę
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
No... tak na prawdę nie chodziło o pogodę. Heath był trochę obrażony, że zabroniono mu, póki co wychodzić z sypialni… nie wiadomo w sumie na jak długo. Nic dziwnego, skoro dzisiejszego dnia radośnie wymknął się z posiadłości, zabrał ze sobą normalną, nie dziecięcą, miotłę i ruszył samopas na Queerditch Marsh. Na szczęście po odkryciu jego nieobecności, nie trzeba było długo młodego szukać. To było jedno z jego ulubionych miejsc, więc sprawdzono je na samym początku. Sam Heath musiał wysłuchać tyrady na temat wymykania się z domu, a że to nie pierwszy jego taki wybryk i że wcale nie wyglądał na zbyt skruszonego to wylądował uziemiony w swoim pokoju.
-O, no właśnie… olejne są fajne- ucieszył się, że czarownica się zgodziła. Tak naprawdę mały Macmillan najbardziej lubił żywe kolory jakie miały rysunki nimi malowane.
Na szczęście przybycie Gwen sprawiło, że humor mu się nieco poprawił. Może nie jakoś bardzo, ale zawsze coś, przynajmniej nie miał już ewidentnego focha i istniała nikła szansa, że nie dojdą do momentu, gdy Heath wejdzie w tryb „nie, bo nie”. Jak na razie wszystko szło całkiem nieźle. Chłopiec z zainteresowaniem przyglądał się wyciągniętej teczce.
-Z magicznymi? Na przykład psidwakami? Albo… znikaczami?- Gwen pewnie już zdążyła zauważyć, że chłopiec przechodził etap fascynacji tymi złotymi ptaszkami. Nic dziwnego, skoro to stworzenie widniało w herbie Macmillanów. - Pewnie, że chcę! - od razu potwierdził rudowłosej. Chłopiec był raczej ciekawski i strasznie go korciło, żeby wreszcie otworzyć tę zamkniętą teczkę. W końcu musi tam być coś ciekawego. -Fasolki?- wyciągnął szyję w kierunku pudełka, które mu podsunęła Gwen. Jakoś tak wyszło, że jeszcze z nimi się nie spotkał wcześniej. Przyjrzał się różnokolorowym cukierkom i po chwili wahania wybrał sobie jednego w kolorze żółtym. -Mają różne smaki?- zapytał jeszcze Gwen. No w sumie różne kolory by na to wskazywały, ale nie zawsze było to regułą, prawda? W końcu nie czekając na odpowiedź wrzucił sobie rzeczoną fasolkę do ust.
-O, no właśnie… olejne są fajne- ucieszył się, że czarownica się zgodziła. Tak naprawdę mały Macmillan najbardziej lubił żywe kolory jakie miały rysunki nimi malowane.
Na szczęście przybycie Gwen sprawiło, że humor mu się nieco poprawił. Może nie jakoś bardzo, ale zawsze coś, przynajmniej nie miał już ewidentnego focha i istniała nikła szansa, że nie dojdą do momentu, gdy Heath wejdzie w tryb „nie, bo nie”. Jak na razie wszystko szło całkiem nieźle. Chłopiec z zainteresowaniem przyglądał się wyciągniętej teczce.
-Z magicznymi? Na przykład psidwakami? Albo… znikaczami?- Gwen pewnie już zdążyła zauważyć, że chłopiec przechodził etap fascynacji tymi złotymi ptaszkami. Nic dziwnego, skoro to stworzenie widniało w herbie Macmillanów. - Pewnie, że chcę! - od razu potwierdził rudowłosej. Chłopiec był raczej ciekawski i strasznie go korciło, żeby wreszcie otworzyć tę zamkniętą teczkę. W końcu musi tam być coś ciekawego. -Fasolki?- wyciągnął szyję w kierunku pudełka, które mu podsunęła Gwen. Jakoś tak wyszło, że jeszcze z nimi się nie spotkał wcześniej. Przyjrzał się różnokolorowym cukierkom i po chwili wahania wybrał sobie jednego w kolorze żółtym. -Mają różne smaki?- zapytał jeszcze Gwen. No w sumie różne kolory by na to wskazywały, ale nie zawsze było to regułą, prawda? W końcu nie czekając na odpowiedź wrzucił sobie rzeczoną fasolkę do ust.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - DN' :
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - DN' :
Pokiwała głową.
– Tak, magicznymi – przytaknęła. Uśmiechnęła się, gdy chłopiec wyraził zgodę i zaczęła otwierać teczkę. – Znikaczy jeszcze nie zdążyłam zrobić, ale mam smoki, nieśmiałki, kuguchara, hipogryfa, jednorożca… O, zobacz.
Gwen wyciągnęła z pełnej szkiców teczki kilka kartek. Na każdej z nich znajdował się co najmniej jeden rysunek. Niektóre były dość realistyczne, inne zaś przypominały nieco karykatury. Malarka zaczęła grzebać w teczce, aż w końcu znalazła kartkę, na której znajdowało się kilka obrazków na raz.
– Chcę zrobić tak, by na każdej stronie książki był jeden realistyczny obrazek jak tutaj i kilka takich wiesz… mniej dokładnych, ale bardziej bajkowych – wyjaśniła, mając nadzieję, że Heath zrozumie o co chodzi. – A pod obrazkami byłoby kilka słów o zwierzątku. Co o tym sądzisz, Heath? Przeglądałbyś taką książeczkę, gdybyś miał ją w domu czy to jednak zły pomysł? Robienie czegoś takiego?
Czekała na opinie oraz uwagi młodego lorda. Co prawda Heath nie należał do szczególnie marudnych i wybrednych odbiorców, ale przecież zawsze mógł mieć swoje zdanie na temat tego projektu i to niekoniecznie musiało być pozytywne.
Jednocześnie pokazywała kolejne ilustracje. Niektóre już się ruszały: zwierzątka wykonywały często urocze rzeczy, kładąc się, bawiąc się czymś czy podpalając przypadkiem swój własny ogon. Inne nie zostały jeszcze ożywione. Trwały w bezruchu, czekając aż zaklęcie malarki przywoła je do życia.
Znów przytaknęła. Zdecydowanie fasoli miały różne smaki. Gdy wylosowała swoją, wsadziła ją do ust. Skrzywiła się, ale nie wypluła cukierka. Mogło być gorzej.
– Ugh, chyba trawa. A ty co masz? – spytała, obserwując chłopca.
Oby tylko nie trafił na bardzo zły smak: Gwen bała się, że w takiej sytuacji Heath mógłby znów wrócić do swojego poprzedniego, kiepskiego nastroju i zakopać się pod kołdrę, nie mając zamiaru spod niej wychodzić, a przecież musiała z nim trochę popracować. Nawet, jeśli chłopiec nie miał na to szczególnej ochoty. W końcu co w razie czego powiedziałaby jego opiekunom? Płacili jej przecież za nauczanie młodego Macmillana, a nie za pogarszanie jego nastroju. A zdecydowanie nie chciała stracić tak przyjemnej posady, nawet jeśli była to tylko kolejna dorywcza praca.
– Tak, magicznymi – przytaknęła. Uśmiechnęła się, gdy chłopiec wyraził zgodę i zaczęła otwierać teczkę. – Znikaczy jeszcze nie zdążyłam zrobić, ale mam smoki, nieśmiałki, kuguchara, hipogryfa, jednorożca… O, zobacz.
Gwen wyciągnęła z pełnej szkiców teczki kilka kartek. Na każdej z nich znajdował się co najmniej jeden rysunek. Niektóre były dość realistyczne, inne zaś przypominały nieco karykatury. Malarka zaczęła grzebać w teczce, aż w końcu znalazła kartkę, na której znajdowało się kilka obrazków na raz.
– Chcę zrobić tak, by na każdej stronie książki był jeden realistyczny obrazek jak tutaj i kilka takich wiesz… mniej dokładnych, ale bardziej bajkowych – wyjaśniła, mając nadzieję, że Heath zrozumie o co chodzi. – A pod obrazkami byłoby kilka słów o zwierzątku. Co o tym sądzisz, Heath? Przeglądałbyś taką książeczkę, gdybyś miał ją w domu czy to jednak zły pomysł? Robienie czegoś takiego?
Czekała na opinie oraz uwagi młodego lorda. Co prawda Heath nie należał do szczególnie marudnych i wybrednych odbiorców, ale przecież zawsze mógł mieć swoje zdanie na temat tego projektu i to niekoniecznie musiało być pozytywne.
Jednocześnie pokazywała kolejne ilustracje. Niektóre już się ruszały: zwierzątka wykonywały często urocze rzeczy, kładąc się, bawiąc się czymś czy podpalając przypadkiem swój własny ogon. Inne nie zostały jeszcze ożywione. Trwały w bezruchu, czekając aż zaklęcie malarki przywoła je do życia.
Znów przytaknęła. Zdecydowanie fasoli miały różne smaki. Gdy wylosowała swoją, wsadziła ją do ust. Skrzywiła się, ale nie wypluła cukierka. Mogło być gorzej.
– Ugh, chyba trawa. A ty co masz? – spytała, obserwując chłopca.
Oby tylko nie trafił na bardzo zły smak: Gwen bała się, że w takiej sytuacji Heath mógłby znów wrócić do swojego poprzedniego, kiepskiego nastroju i zakopać się pod kołdrę, nie mając zamiaru spod niej wychodzić, a przecież musiała z nim trochę popracować. Nawet, jeśli chłopiec nie miał na to szczególnej ochoty. W końcu co w razie czego powiedziałaby jego opiekunom? Płacili jej przecież za nauczanie młodego Macmillana, a nie za pogarszanie jego nastroju. A zdecydowanie nie chciała stracić tak przyjemnej posady, nawet jeśli była to tylko kolejna dorywcza praca.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Wieść o rysunkach magicznych stworzeń ewidentnie zainteresowała Heatha, chociaż… gdyby Gwen mu pokazała rysunki mugolskich, tych co bardziej interesujących, zwierzątek też byłby zainteresowany.
Z ciekawością zerknął na plansze z rysunkami, na dłużej zatrzymując się przy smokach i hipogryfach. -O jednorożec, wiesz, że widziałem jednorożce? Na festiwalu lata… ten wygląda dokładnie jak tamte! - nie omieszkał poinformować o tym malarki. - Hmmm, myślę, że bym oglądał takie obrazki… a już w ogóle jakby były takie zwierzątka, których nie znam – dorzucił jeszcze coś od siebie. W końcu takie smoki czy hipogryfy były w wielu książkach. Znacznie ciekawsza byłaby kelpia, znikacze czy żmijoptaki. Oczywiście Gwen mogła wcale nie brać sugestii Heatha pod uwagę. On był w końcu tylko jednym chłopcem, może inni woleliby oglądać smoki i jednorożce. Chociaż… taka osobna książka o smokach też byłaby fajna. Na razie jednak nic więcej od siebie nie dodawał, a jedynie oglądał kolejne rysunki. Rudowłosa czarownica łatwo mogła się zorientować, które z nich bardziej zaabsorbowały małego lorda, a które spotkały się z umiarkowanym zainteresowaniem.
Heath skrzywił się, gdy wsadził swoją fasolkę do buzi i praktycznie natychmiast ją połknął. -Nie wiem… ale chyba jakieś warzywo – skrzywił się jeszcze raz na samo wspomnienie tego smaku. Nie był nigdy fanem warzyw i to raczej zbyt szybko miało się nie zmienić. Owoce jeszcze tolerował, ale warzywa już nie.
-Kto w ogóle robi cukierki o smaku trawy albo warzyw? – rzucił pytaniem i spojrzał podejrzliwie na pudełko z kolorowymi fasolkami. W ogóle ciekawe, ile tych smaków jest, no i ile jest tych niedobrych. Jako, że nie trafił za pierwszym razem tak najgorzej, bez względu na odpowiedź Gwen na jego pytanie, sięgnął po raz kolejny do fasolek i wybrał kolejną po to by wrzucić ją sobie do buzi. Ciekawość była silniejsza. Zresztą, może tym razem trafi na coś sensowniejszego, jakiś super smakowity smak? Byłoby fajnie.
Z ciekawością zerknął na plansze z rysunkami, na dłużej zatrzymując się przy smokach i hipogryfach. -O jednorożec, wiesz, że widziałem jednorożce? Na festiwalu lata… ten wygląda dokładnie jak tamte! - nie omieszkał poinformować o tym malarki. - Hmmm, myślę, że bym oglądał takie obrazki… a już w ogóle jakby były takie zwierzątka, których nie znam – dorzucił jeszcze coś od siebie. W końcu takie smoki czy hipogryfy były w wielu książkach. Znacznie ciekawsza byłaby kelpia, znikacze czy żmijoptaki. Oczywiście Gwen mogła wcale nie brać sugestii Heatha pod uwagę. On był w końcu tylko jednym chłopcem, może inni woleliby oglądać smoki i jednorożce. Chociaż… taka osobna książka o smokach też byłaby fajna. Na razie jednak nic więcej od siebie nie dodawał, a jedynie oglądał kolejne rysunki. Rudowłosa czarownica łatwo mogła się zorientować, które z nich bardziej zaabsorbowały małego lorda, a które spotkały się z umiarkowanym zainteresowaniem.
Heath skrzywił się, gdy wsadził swoją fasolkę do buzi i praktycznie natychmiast ją połknął. -Nie wiem… ale chyba jakieś warzywo – skrzywił się jeszcze raz na samo wspomnienie tego smaku. Nie był nigdy fanem warzyw i to raczej zbyt szybko miało się nie zmienić. Owoce jeszcze tolerował, ale warzywa już nie.
-Kto w ogóle robi cukierki o smaku trawy albo warzyw? – rzucił pytaniem i spojrzał podejrzliwie na pudełko z kolorowymi fasolkami. W ogóle ciekawe, ile tych smaków jest, no i ile jest tych niedobrych. Jako, że nie trafił za pierwszym razem tak najgorzej, bez względu na odpowiedź Gwen na jego pytanie, sięgnął po raz kolejny do fasolek i wybrał kolejną po to by wrzucić ją sobie do buzi. Ciekawość była silniejsza. Zresztą, może tym razem trafi na coś sensowniejszego, jakiś super smakowity smak? Byłoby fajnie.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Gwen uśmiechnęła się szeroko, słysząc słowa Heatha. Nie wątpiła, że widok takiego stworzenia musiał być dla chłopca cudowny, choć z drugiej strony poddać w wątpliwość można było to, w jaki sposób zwierzę się tam znalazło. Jednorożce kojarzyły się malarce ze zwierzętami dzikimi i nieufnymi, dlatego nie potrafiła sobie wyobrazić takowego otoczonego grupą gapiów, jak to mogło wyglądać w trakcie festiwalu. Sama jednak go nie odwiedziła, skupiając się wtedy na pracy i ignorując magiczny świat na tyle, na ile było to możliwe. Ech, zachowywała się wtedy tak głupio!
– To musiało być świetne przeżycie – stwierdziła.– Myślisz, że jest podobny? Właściwie jeśli pogoda się poprawi, moglibyśmy wybrać się do rezerwatu jednorożców, co ty na to? – zaproponowała. To na pewno nauczyłoby chłopca czegoś nowego i ciekawego.
Skinęła głową, słysząc akceptację Heatha.
– Poza obrazkami będzie też trochę no wiesz… ciekawostek. Guwernantka będzie mogła ci czytać… albo potem sam poczytasz, jak już się nauczysz! I pewnie takie też się pojawią, daję głowę, że nie znasz wszystkich.
Gwen wychodziła z założenia, że dzieciom trzeba pokazywać nawet te najbardziej popularne stworzenia: od czegoś w końcu trzeba zacząć. Ceniła jednak także „ciekawostki” i wiedziała, że jeśli w książce znajdą się nietypowe informacje, maluchy będą mogły się nimi wymieniać z rówieśnikami. Sama lubiła to robić. Dlatego miała nadzieję, że uda jej się zachować odpowiedni balans.
Zaśmiała się; no tak, w fasolkach dało się znaleźć naprawdę każdy smak. Ale właśnie to sprawiało, że były takie unikatowe i intrygujące. Przynajmniej w oczach malarki.
– Nie lubisz warzyw, Heath? Ale przecież to samo zdrowie! I wiesz, chyba nie trafił ci się wcale taki najgorszy smak! – odpowiedziała, wciąż cicho się śmiejąc i sięgając po kolejną fasolkę.
Wtedy właśnie Gwen poczuła, że ma coś w gardle. Chrząknięcie nic nie pomogło; malarka zmarszczyła brwi. Odkaszlnęła, zasłaniając usta ręka i odwracając głowę od chłopca. Gdy jednak odsunęła dłoń okazało się, że ta cała pokryta jest krwią… Malarka zadrżała, nie wiedząc co się dzieje, następnie zaczynając dusić się coraz bardziej. Panikowała, próbując wyksztusić płyn znajdujący się w płucach i zapominając o obecności Heatha, próbując się ratować przed utonięciem we własnej krwi. Na niewiele to się jednak zdało. Po dłuższej chwili, która dla malarki wydawała się wiecznością, dziewczyna straciła przytomność, a jej głowa opadła na blat biurka, plamiąc go krwią.
– To musiało być świetne przeżycie – stwierdziła.– Myślisz, że jest podobny? Właściwie jeśli pogoda się poprawi, moglibyśmy wybrać się do rezerwatu jednorożców, co ty na to? – zaproponowała. To na pewno nauczyłoby chłopca czegoś nowego i ciekawego.
Skinęła głową, słysząc akceptację Heatha.
– Poza obrazkami będzie też trochę no wiesz… ciekawostek. Guwernantka będzie mogła ci czytać… albo potem sam poczytasz, jak już się nauczysz! I pewnie takie też się pojawią, daję głowę, że nie znasz wszystkich.
Gwen wychodziła z założenia, że dzieciom trzeba pokazywać nawet te najbardziej popularne stworzenia: od czegoś w końcu trzeba zacząć. Ceniła jednak także „ciekawostki” i wiedziała, że jeśli w książce znajdą się nietypowe informacje, maluchy będą mogły się nimi wymieniać z rówieśnikami. Sama lubiła to robić. Dlatego miała nadzieję, że uda jej się zachować odpowiedni balans.
Zaśmiała się; no tak, w fasolkach dało się znaleźć naprawdę każdy smak. Ale właśnie to sprawiało, że były takie unikatowe i intrygujące. Przynajmniej w oczach malarki.
– Nie lubisz warzyw, Heath? Ale przecież to samo zdrowie! I wiesz, chyba nie trafił ci się wcale taki najgorszy smak! – odpowiedziała, wciąż cicho się śmiejąc i sięgając po kolejną fasolkę.
Wtedy właśnie Gwen poczuła, że ma coś w gardle. Chrząknięcie nic nie pomogło; malarka zmarszczyła brwi. Odkaszlnęła, zasłaniając usta ręka i odwracając głowę od chłopca. Gdy jednak odsunęła dłoń okazało się, że ta cała pokryta jest krwią… Malarka zadrżała, nie wiedząc co się dzieje, następnie zaczynając dusić się coraz bardziej. Panikowała, próbując wyksztusić płyn znajdujący się w płucach i zapominając o obecności Heatha, próbując się ratować przed utonięciem we własnej krwi. Na niewiele to się jednak zdało. Po dłuższej chwili, która dla malarki wydawała się wiecznością, dziewczyna straciła przytomność, a jej głowa opadła na blat biurka, plamiąc go krwią.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Sypialnia Heatha
Szybka odpowiedź