Sypialnia Heatha
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Heatha
Pokój jest utrzymany w ciepłych kolorach mających mu nadać wrażenie przytulnego i wesołego. Mimo, że sypialnia należy do jednego z młodszych Macmillanów to jest całkiem spora. Tuż obok dużego rzeźbionego łoża znajduje się szafka nocna na której jest lampka. Za to w szufladach są różne skarby chłopca. Tuż przy łóżku można też najczęściej znaleźć miotełkę dziecięcą. Pod ścianą na przeciwko jest wygodny fotel, który w razie potrzeby można przysunąć do łóżka. Pod jednym z okien znajduje się biurko, jak na razie mało używane przez właściciela. Poza tym w pokoju mieści się jeszcze komoda na ubrania małego lorda i wielki kufer z różnymi zabawkami. Te zwykle leżą powyciągane na podłodze.
Na razie Heath nie zdawał sobie sprawy z tego, że taka atrakcja jaką była zagroda z jednorożcami niekoniecznie musiała być dobra dla samych zwierząt. Takie refleksje pewnie pojawią się wraz z tym jak Heath będzie trochę starszy, na razie jednak cieszył się z tego, że mógł zobaczyć te magiczne stworzenia z bliska. Chociaż… i tak było niebezpiecznie, bo po drobnej anomalii rozłoszczony zwierzak prawie dźgnął małego Macmillana rogiem. Gdyby nie refleks pewnej czarodziejki cała ta przygoda mogłaby się skończyć niezbyt szczęśliwie dla Heatha. Sam zainteresowany nawet nie wiedział, ile miał szczęścia, że nic się nie stało.
-No pewnie, że jest podobny!- potwierdził od razu. - W rezerwacie… jest dużo jednorożców?- zaczął serię pytań - Myślisz, że da się rozróżnić jednego jednorożca od drugiego? Jak dla mnie wszystkie wyglądają jednakowo… - powiedział jeszcze.
- Mhm- mruknął tylko na temat ciekawostek. Może i powiedziałby coś więcej, ale znów zajął się przeglądaniem kartek z obrazkami, które przygotowała Gwen.
- No… trochę nie lubię- potwierdził Gwen - Wcale nie są takie smaczne, nie wiem czemu wszyscy mnie zmuszają do jedzenia warzyw. Owoce by nie wystarczyły? Taka pomarańcz jest dużo lepsza od… marchewki- poskarżył się tylko. W sumie nie oczekiwał, że Gwen coś na to poradzi, tak sobie ponarzekał dla zasady.
Nawet jeśli miał zamiar powiedzieć coś jeszcze to przerwało mu dziwne uczucie. Bardzo nieprzyjemne i zapewne bolesne. Z wrażenie zwinął się w kłębek na krześle, tak jakby to miało coś pomóc. Na szczęście zanim zdążył się całkiem wystraszyć wszystko minęło. No i w sumie zdarzyło się coś dużo gorszego bo z rudowłosą coś było nie tak.
- Gwen!- wykrzyknął tylko gdy głowa czarownicy opadła na biurko przy okazji brudząc wszystko w pobliżu swoją krwią. Heath otworzył szerzej oczy, był wystraszony. Na szczęście należał do tej grupy osób, która pod wpływem paniki czy strachu działała, a nie zamierała w miejscu.
Mały Macmillan nie zwlekając dłużej wybiegł na korytarz robiąc raban i przy okazji licząc na to, że dopadnie jakiegoś dorosłego czarodzieja który będzie w stanie pomóc czarownicy.
-No pewnie, że jest podobny!- potwierdził od razu. - W rezerwacie… jest dużo jednorożców?- zaczął serię pytań - Myślisz, że da się rozróżnić jednego jednorożca od drugiego? Jak dla mnie wszystkie wyglądają jednakowo… - powiedział jeszcze.
- Mhm- mruknął tylko na temat ciekawostek. Może i powiedziałby coś więcej, ale znów zajął się przeglądaniem kartek z obrazkami, które przygotowała Gwen.
- No… trochę nie lubię- potwierdził Gwen - Wcale nie są takie smaczne, nie wiem czemu wszyscy mnie zmuszają do jedzenia warzyw. Owoce by nie wystarczyły? Taka pomarańcz jest dużo lepsza od… marchewki- poskarżył się tylko. W sumie nie oczekiwał, że Gwen coś na to poradzi, tak sobie ponarzekał dla zasady.
Nawet jeśli miał zamiar powiedzieć coś jeszcze to przerwało mu dziwne uczucie. Bardzo nieprzyjemne i zapewne bolesne. Z wrażenie zwinął się w kłębek na krześle, tak jakby to miało coś pomóc. Na szczęście zanim zdążył się całkiem wystraszyć wszystko minęło. No i w sumie zdarzyło się coś dużo gorszego bo z rudowłosą coś było nie tak.
- Gwen!- wykrzyknął tylko gdy głowa czarownicy opadła na biurko przy okazji brudząc wszystko w pobliżu swoją krwią. Heath otworzył szerzej oczy, był wystraszony. Na szczęście należał do tej grupy osób, która pod wpływem paniki czy strachu działała, a nie zamierała w miejscu.
Mały Macmillan nie zwlekając dłużej wybiegł na korytarz robiąc raban i przy okazji licząc na to, że dopadnie jakiegoś dorosłego czarodzieja który będzie w stanie pomóc czarownicy.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Nie bywała w posiadłości Macmillanow szczególnie częstym gościem, jednak zawsze ceniła zarówno to miejsce jak i tę rodzinę. Tym razem miała pomówić z Anthonym, którego chciała prosić o pomoc przy naprawie jednej z anomalii o jakiej usłyszała tego samego ranka. Nie miała wątpliwości, że mężczyzna się zgodzi i była to jedna z rzeczy za które go ceniła. Ledwie jednak służba podprowadziła ją we właściwe miejsce, kiedy na korytarzu na którym się znajdowała zaczęło się zamieszanie. Widok małego chłopca od razu wyjaśniał sytuację - anomalia.
A może i nie jedna. Widząc jak chłopiec kicha, napięła się nie wiedząc czego oczekiwać - od takiego drobiazgu zaczynało się ostatnio wiele kataklizmów, a i służba dookoła zdawała się mieć tego świadomość. Korytarz przebiegła fala energii, Prewett aż się cofnęła, nie stało się jednak nic szczególnego.
- Coś więcej się stało? - spytała, a zaraz pozwoliła się zaprowadzić do komnaty chłopca w której zgodnie z zapowiedzią leżała, czy raczej półsiedziała nieprzytomna dziewczyna, cała we krwi. Prewett wyjęła różdżkę i pozostało jej mieć nadzieję, że sama nie sprowadzi tutaj większej katastrofy.
- Proszę przenieść ją na łóżko. - odezwała się do mężczyzny, który prowadził ją do starszego Macmillana jeszcze chwilę temu. Gdy ten to zrobił, Prewett zbadała nieznajomą. Nie była prawdziwym uzdrowicielem, właściwie w ogóle nim nie była, znacznie większą praktykę miała ze zwierzętami, z ludźmi minimalną wręcz, nie wyglądało jednak na to by w okolicy znajdował się ktokolwiek bardziej kompetentny - niewątpliwie posłanoby po taką osobę. Sama Prewett ostatnimi czasy coraz bardziej żałowała że mimo wszystko nie wybrała się na staż w Mungu.
- W komnacie obok chłopca powinien mieszkać jakiś uzdrowiciel. - mruknęła w kierunku mężczyzny, który chwilę temu jej pomógł, choć nie wątpiła że medyków w tych czasach może brakować. Czy szlachta nie słynie jednak z tego, że ma do wszystkiego ułatwiony dostęp?
- Diagno Coro.
Wymówiła, przykładając przy tym swoją różdżkę do piersi kobiety by sprawdzić czy usłyszy bicie.
A może i nie jedna. Widząc jak chłopiec kicha, napięła się nie wiedząc czego oczekiwać - od takiego drobiazgu zaczynało się ostatnio wiele kataklizmów, a i służba dookoła zdawała się mieć tego świadomość. Korytarz przebiegła fala energii, Prewett aż się cofnęła, nie stało się jednak nic szczególnego.
- Coś więcej się stało? - spytała, a zaraz pozwoliła się zaprowadzić do komnaty chłopca w której zgodnie z zapowiedzią leżała, czy raczej półsiedziała nieprzytomna dziewczyna, cała we krwi. Prewett wyjęła różdżkę i pozostało jej mieć nadzieję, że sama nie sprowadzi tutaj większej katastrofy.
- Proszę przenieść ją na łóżko. - odezwała się do mężczyzny, który prowadził ją do starszego Macmillana jeszcze chwilę temu. Gdy ten to zrobił, Prewett zbadała nieznajomą. Nie była prawdziwym uzdrowicielem, właściwie w ogóle nim nie była, znacznie większą praktykę miała ze zwierzętami, z ludźmi minimalną wręcz, nie wyglądało jednak na to by w okolicy znajdował się ktokolwiek bardziej kompetentny - niewątpliwie posłanoby po taką osobę. Sama Prewett ostatnimi czasy coraz bardziej żałowała że mimo wszystko nie wybrała się na staż w Mungu.
- W komnacie obok chłopca powinien mieszkać jakiś uzdrowiciel. - mruknęła w kierunku mężczyzny, który chwilę temu jej pomógł, choć nie wątpiła że medyków w tych czasach może brakować. Czy szlachta nie słynie jednak z tego, że ma do wszystkiego ułatwiony dostęp?
- Diagno Coro.
Wymówiła, przykładając przy tym swoją różdżkę do piersi kobiety by sprawdzić czy usłyszy bicie.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Julia Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Co tu dużo mówić. Mały Macmillan spanikował. Nie ma się zresztą czemu dziwić, bo sytuacja nie wyglądała najlepiej. W jednej chwili było wszystko okej, a w drugiej rudowłosa czarodziejka kaszlała krwią i traciła przytomność. No i w międzyczasie Heath poczuł jakby coś go paliło od środka.
Sam z siebie był już nieco zrezygnowany, jeśli chodzi o anomalie i ich działanie. Nie był w stanie nic na nie poradzić i zazwyczaj wystarczyło, żeby je przeczekał. Poza tym najczęściej kapryśna magia płatała figle jemu samemu, a nie innym. Bardzo mu się nie podobało to, że tym razem to Gwen najbardziej ucierpiała przez anomalię. No i był wystraszony, że to wszystko wydarzyło przez niego. Będzie się go potem bała? Tak samo jak on pewnej mugolaczki, która niechcąco wypuściła na niego kulę ognia na Pokątnej? Gdyby tak było… no nie zdziwiłby się za bardzo. Chociaż nie chciał by inni czarodzieje się go bali. W końcu te anomalie to nie jego wina. On przecież nie chciał nikomu zrobić krzywdy. Teraz mu przyszło do głowy, że pewnie tamta mugolka pewnie też nie chciała go trafić ognistym pociskiem.
Odetchnął nieco z ulgą, gdy zobaczył Julię. W sumie ona sama mu kiedyś sprawnie pomogła, gdy pewnego dnia podczas lekcji trollińskiego stracił przytomność w saloniku Prewettów. Skoro wtedy poradziła sobie z tym, to na pewno da radę i z Gwen, prawda? Innej opcji nie przyjmował do swojej świadomości.
Heath z jednej strony chętnie by gdzieś uciekł, a z drugiej… nie bardzo miał gdzie. Jakby nie było to był jego pokój. Wślizgnął się za dorosłymi do środka i stanął gdzieś pod ścianą starając się nie zawadzać zbytnio nikomu. Jego zdenerwowanie zdradzało tylko to, że był bledszy niż zwykle i skubał palce. A, no i nic nie gadał. Zwykle małemu Macmillanowi buzia się nie zamykała, teraz jednak milczał, zapewne słusznie się domyślając, że gdyby się odezwał to zaraz ktoś by go stąd wyprowadził, a tego jak na razie chciał uniknąć.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Skrzywiła się. Nie była mistrzem anatomii, jednak wykrycie problemu wraz z potworną bladością kobiety dość jasno wskazywało na duże problemy. Prewett nie odsuwała swojej różdżki, starając się przypomnieć sobie jedno z zaklęć.
- Heath, chcesz pomóc? - spytała, po części bojąc się anomalii, a po części po prostu nie chcąc żeby chłopiec stał i patrzył na tę sytuację. Nie był niczemu winny, nie powinien oglądać tej sceny. - Przynieś szklankę wody.
Nie rozpraszała się jednak i nie odrywała wzroku od kobiety, która w tej chwili wciąż była priorytetem.
Dotknęła ponownie różdżką klatki piersiowej kobiety w miejscu, gdzie niedaleko pod skórą i żebrami znajdowało się serce. Przerażał ją ten widok. Co musieli czuć prawdziwi uzdrowiciele, spotykając się z nim na codzień?
Panowała jednak nad emocjami. Potrafiła pracować mimo obaw, nawet mimo braku wiary we własne zdolności. Choć może bardziej właściwym byłoby powiedzieć: mimo świadomości, że jej zdolności nie są wystarczające. Nigdy nie chciała być uzdrowicielem, a kiedy wojna nadeszła, Zakon zaczął działać, a uzdrowicieli wciąż brakowało, ona znała się już głównie na leczeniu zwierząt oraz pamiętała absolutne podstawy na temat medycyny wśród ludzi.
Podstawy, które starała się wciąż nadrabiać jak tylko mogła, mając jednak ograniczony czas i inne obowiązki, przy jednoczesnym staraniu, by stać się silniejszą, by nauczyć się walczyć.
Lekko poruszyła różdżką, po chwili wymawiając inkantację uważnie i dokładnie, wszystko wykonując tak starannie jak tylko mogła. Na końcu dosłownie na sekundę wstrzymała oddech. Jej palce zbielały już lekko od tego jak mocno zaciskały się przez cały czas na różdżce, nie dostrzegła tego jednak ani nie odczuła, przynajmniej narazie.
- Palus. - jak wiele osób padło ofiarą podobnych sytuacji? I jak długo to będzie jeszcze trwało? Patrzyła na kobietę i oczekiwała na efekt w napięciu, w duchu modląc się by zaklęcie jakiego użyła poskutkowało i okazało się wystarczające. Jakiekolwiek inne urazy leczyłaby eliksirami, które w tej chwili są po prostu o wiele bardziej bezpieczne.
- Heath, chcesz pomóc? - spytała, po części bojąc się anomalii, a po części po prostu nie chcąc żeby chłopiec stał i patrzył na tę sytuację. Nie był niczemu winny, nie powinien oglądać tej sceny. - Przynieś szklankę wody.
Nie rozpraszała się jednak i nie odrywała wzroku od kobiety, która w tej chwili wciąż była priorytetem.
Dotknęła ponownie różdżką klatki piersiowej kobiety w miejscu, gdzie niedaleko pod skórą i żebrami znajdowało się serce. Przerażał ją ten widok. Co musieli czuć prawdziwi uzdrowiciele, spotykając się z nim na codzień?
Panowała jednak nad emocjami. Potrafiła pracować mimo obaw, nawet mimo braku wiary we własne zdolności. Choć może bardziej właściwym byłoby powiedzieć: mimo świadomości, że jej zdolności nie są wystarczające. Nigdy nie chciała być uzdrowicielem, a kiedy wojna nadeszła, Zakon zaczął działać, a uzdrowicieli wciąż brakowało, ona znała się już głównie na leczeniu zwierząt oraz pamiętała absolutne podstawy na temat medycyny wśród ludzi.
Podstawy, które starała się wciąż nadrabiać jak tylko mogła, mając jednak ograniczony czas i inne obowiązki, przy jednoczesnym staraniu, by stać się silniejszą, by nauczyć się walczyć.
Lekko poruszyła różdżką, po chwili wymawiając inkantację uważnie i dokładnie, wszystko wykonując tak starannie jak tylko mogła. Na końcu dosłownie na sekundę wstrzymała oddech. Jej palce zbielały już lekko od tego jak mocno zaciskały się przez cały czas na różdżce, nie dostrzegła tego jednak ani nie odczuła, przynajmniej narazie.
- Palus. - jak wiele osób padło ofiarą podobnych sytuacji? I jak długo to będzie jeszcze trwało? Patrzyła na kobietę i oczekiwała na efekt w napięciu, w duchu modląc się by zaklęcie jakiego użyła poskutkowało i okazało się wystarczające. Jakiekolwiek inne urazy leczyłaby eliksirami, które w tej chwili są po prostu o wiele bardziej bezpieczne.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Julia Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Dorośli jak na razie zaaferowani stanem Gwen nie zwracali uwagi na Heatha stojącego pod ścianą. Pewnie gdyby Julia nie zwróciła na niego wcześniej uwagi to jakaś ciotka, jak tylko by ochłonęła, zabrała by gdzieś chłopca. Zanim jednak to się stało Julia, mimo bycia bardzo zajętą, szybko ogarnęła temat i dała małemu Macmillanowi zadanie.
-Dobrze- Heath kiwnął głowa i był gotów wybiec natychmiast w poszukiwaniu zamówionej szklanki wody.
Zanim jednak zdążył opuścić pomieszczenie, zwrócił na niego uwagę czarodziej, który wcześniej prowadził Julię, a potem pomagał ułożyć Gwen na łóżku. -Heath, tylko pamiętaj, że szklanka musi być pełna, tak prawie po sam brzeg, okej? Musisz uważać, żeby nic nie rozlać po drodze, więc nie biegaj jak będziesz wracać, dobrze? – domyślił się, że bardziej niż o samą wodę chodziło o to by Heatha przez jakiś czas nie było, więc starszy Macmillan postanowił wykorzystać pretekst Julii i jeszcze dodatkowo nieco spowolnić powrót chłopca. W końcu gdyby dzieciak po prostu miał przynieść szklankę wody to pewnie śmignąłby w obie strony i znowu trzeba by coś wymyślać, żeby miał zajęcie, a nie patrzył na to co się działo. Poza tym do momentu, aż wróci może już go przechwyci jakaś ciotka?
-Uhm- Heath odpowiedział tylko przy okazji poważnie kiwając głową na znak, że zrozumiał co ma zrobić i dopiero zerwał się do biegu. Jako cel obrał sobie jadalnię. Tam zawsze poza porami posiłków, gdzieś z boku na stoliku stała karafka z wodą i szklankami. Miał szczęście, że naczynie z wodą nie było pełne, tak miałby problem z przelaniem odpowiedniej ilości płynu do szklanki, a nie chciał szukać jeszcze dodatkowo kogoś do pomocy. Da sobie przecież radę, co nie? Gdy udało mu się w końcu nalać szklankę do pełna ruszył wolnym krokiem w kierunku swojego pokoju uważając by nic nie wylać.
-Przyniosłem- oznajmił gdy wrócił i po chwili zawahania położył naczynko na jakiejś szafeczce niedaleko czarownicy, która udzielała pomocy Gwen.
Za to gdy Heatha nie było czarodziej towarzyszący Julii spojrzał na nią pytająco -Bardzo źle?- zapytał tylko nie naciskając zbytnio na odpowiedź. Z jego perspektywy nie wyglądało to najlepiej.
-Dobrze- Heath kiwnął głowa i był gotów wybiec natychmiast w poszukiwaniu zamówionej szklanki wody.
Zanim jednak zdążył opuścić pomieszczenie, zwrócił na niego uwagę czarodziej, który wcześniej prowadził Julię, a potem pomagał ułożyć Gwen na łóżku. -Heath, tylko pamiętaj, że szklanka musi być pełna, tak prawie po sam brzeg, okej? Musisz uważać, żeby nic nie rozlać po drodze, więc nie biegaj jak będziesz wracać, dobrze? – domyślił się, że bardziej niż o samą wodę chodziło o to by Heatha przez jakiś czas nie było, więc starszy Macmillan postanowił wykorzystać pretekst Julii i jeszcze dodatkowo nieco spowolnić powrót chłopca. W końcu gdyby dzieciak po prostu miał przynieść szklankę wody to pewnie śmignąłby w obie strony i znowu trzeba by coś wymyślać, żeby miał zajęcie, a nie patrzył na to co się działo. Poza tym do momentu, aż wróci może już go przechwyci jakaś ciotka?
-Uhm- Heath odpowiedział tylko przy okazji poważnie kiwając głową na znak, że zrozumiał co ma zrobić i dopiero zerwał się do biegu. Jako cel obrał sobie jadalnię. Tam zawsze poza porami posiłków, gdzieś z boku na stoliku stała karafka z wodą i szklankami. Miał szczęście, że naczynie z wodą nie było pełne, tak miałby problem z przelaniem odpowiedniej ilości płynu do szklanki, a nie chciał szukać jeszcze dodatkowo kogoś do pomocy. Da sobie przecież radę, co nie? Gdy udało mu się w końcu nalać szklankę do pełna ruszył wolnym krokiem w kierunku swojego pokoju uważając by nic nie wylać.
-Przyniosłem- oznajmił gdy wrócił i po chwili zawahania położył naczynko na jakiejś szafeczce niedaleko czarownicy, która udzielała pomocy Gwen.
Za to gdy Heatha nie było czarodziej towarzyszący Julii spojrzał na nią pytająco -Bardzo źle?- zapytał tylko nie naciskając zbytnio na odpowiedź. Z jego perspektywy nie wyglądało to najlepiej.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Słuchała jak mężczyzna przemawia do chłopca i cieszyła się, że ktoś zajął się nim i zapewne zajmie jeśli wróci zbyt wcześnie. Nie powinien patrzeć na tę sytuację, nie powinien być jej świadkiem. A ona nie chciała dodatkowej widowni, już sam jej brak odpowiednich kompetencji wystarczył.
Zaklęcie się nie udało, a palce zbielały jej na różdżce. Zacisnęła szczękę i ponownie nią poruszyła w nadziei iż los da jej jeszcze trochę czasu, jeszcze jedną szansę.
- Tak. Nie macie żadnego uzdrowiciela? - gdyby taki był w posiadłości, niewątpliwie by po niego posłano, wolała się jednak upewnić. Trzymała emocje na wodzy, o dziwo wypowiadała kolejne słowa ze spokojem, nawet jeśli miała ochotę uciec z tego pomieszczenia i wołać brata. Wiedziała, że aż tyle czasu nie mają.
Nie mają i nie mogła go już więcej tracić. Nie minęła chwila, nim ponownie poruszyła różdżką, powtarzając ruch nadgarstka który ćwiczyła dawno temu. Starała się przypomnieć sobie wszystko z zajęć sprzed lat. Czy to zaklęcie miało prawo różnić się, kiedy rzucała je na zwierzęta? Nie. Jednak, kiedy to robiła, była przyzwyczajona i nie czuła aż tak silnie ciążącej na niej odpowiedzialności za czyjeś życie. Ludzkie życie. Młodej kobiety. To całkowicie inne warunki.
- Palus. - wymówiła ponownie z uwagą i nadzieją, starając się panować nad emocjami. Nie znała tej kobiety, nie napatrzyła się jednak w swoim życiu na nieruchome ciała jak jej brat, czy kuzyn - uzdrowiciele. Liczyła, że ten widok w nadmiarze zostanie jej oszczędzony, choć spodziewała się, że niestety - będzie coraz częstszy. Starała się rozumieć jakim dramatem dla uzdrowiciela jest porażka. Choć kochała zwierzęta, które leczyła, choć nieraz uciekała od towarzystwa ludzi właśnie między faunę, nawet ona nie przyrównałaby poziomu straty jej pacjentów z ludźmi, jakkolwiek przykra by nie była.
Pierwszy raz tak na prawdę miała w dłoniach ludzkie życie i nie rozumiała, dlaczego są osoby które godzą się na tak wielką i przerażającą odpowiedzialność. Podziwiała to.
Zaklęcie się nie udało, a palce zbielały jej na różdżce. Zacisnęła szczękę i ponownie nią poruszyła w nadziei iż los da jej jeszcze trochę czasu, jeszcze jedną szansę.
- Tak. Nie macie żadnego uzdrowiciela? - gdyby taki był w posiadłości, niewątpliwie by po niego posłano, wolała się jednak upewnić. Trzymała emocje na wodzy, o dziwo wypowiadała kolejne słowa ze spokojem, nawet jeśli miała ochotę uciec z tego pomieszczenia i wołać brata. Wiedziała, że aż tyle czasu nie mają.
Nie mają i nie mogła go już więcej tracić. Nie minęła chwila, nim ponownie poruszyła różdżką, powtarzając ruch nadgarstka który ćwiczyła dawno temu. Starała się przypomnieć sobie wszystko z zajęć sprzed lat. Czy to zaklęcie miało prawo różnić się, kiedy rzucała je na zwierzęta? Nie. Jednak, kiedy to robiła, była przyzwyczajona i nie czuła aż tak silnie ciążącej na niej odpowiedzialności za czyjeś życie. Ludzkie życie. Młodej kobiety. To całkowicie inne warunki.
- Palus. - wymówiła ponownie z uwagą i nadzieją, starając się panować nad emocjami. Nie znała tej kobiety, nie napatrzyła się jednak w swoim życiu na nieruchome ciała jak jej brat, czy kuzyn - uzdrowiciele. Liczyła, że ten widok w nadmiarze zostanie jej oszczędzony, choć spodziewała się, że niestety - będzie coraz częstszy. Starała się rozumieć jakim dramatem dla uzdrowiciela jest porażka. Choć kochała zwierzęta, które leczyła, choć nieraz uciekała od towarzystwa ludzi właśnie między faunę, nawet ona nie przyrównałaby poziomu straty jej pacjentów z ludźmi, jakkolwiek przykra by nie była.
Pierwszy raz tak na prawdę miała w dłoniach ludzkie życie i nie rozumiała, dlaczego są osoby które godzą się na tak wielką i przerażającą odpowiedzialność. Podziwiała to.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Julia Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Starszy Macmillan spojrzał na Julię, gdy ta zadała pytanie - W samej posiadłości nie, ale mamy uzdrowiciela w okolicy. Chociaż obawiam się, że w tym przypadku nie zdążyłby tutaj dotrzeć na czas- powiedział tylko. Mieli szczęście, że akurat Julia była w pobliżu. Co prawda, nie była uzdrowicielką, ale miała największe pojęcie o magii uzdrowicielskiej wśród zebranych w dworku. Tak wyszło. Nikt nie miał do niej pretensji o braki w kompetencjach. I tak byli wdzięczni, że Julia postanowiła spróbować swoich sił. Lepsze to niż nic.
Mężczyzna zawiesił wzrok na Heathu, który właśnie wrócił ze szklanką wody. Myślał, że chłopcu to więcej zajmie. No nic wymyśli coś nowego. Dzięki takim zadaniom z czapy chłopiec prawdopodobnie zajmie myśli czymś innym niż nieprzytomna czarownica, no i poczuje się przydatny. Ciekawe na ile zdawał sobie sprawę co się stało… oby nie za bardzo. Aiden pewnie będzie musiał z nim potem na temat dzisiejszego wydarzenia porozmawiać, ale to później. Jak wszystko będzie dobrze i jak wszyscy ochłoną.
-Heath, kojarzysz taki wachlarz jaki ma ciocia Emma? Znajdź ją proszę i jak Ci się uda to przynieś go tutaj, dobrze? – na szybko wymyślił kolejne poważne zadanie. Tak naprawdę wachlarz wcale nikomu nie był potrzebny, ale ciotka Emma słynęła z tego, że gdy była potrzebna nie można jej było znaleźć, oby i tym razem to stwierdzenie się sprawdziło, a do tego raczej niechętnie rozstanie się ze swoim ukochanym wachlarzem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to Heath będzie się musiał trochę jej najpierw naszukać, a potem jeszcze ją nakłonić do czasowego rozstania się ze swoim skarbem. Zejdzie mu na pewno trochę dłużej niż ze szklanką wody.
Mały Macmillan słysząc prośbę swojego wujka odkleił wzrok od nieprzytomnej Gwen i powoli kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Nie miał na co czekać więc wybiegł po raz kolejny ze swojego pokoju i zdeterminowany udał się na poszukiwania rzeczonej ciotki posiadającej wachlarz. Musi ją znaleźć.
Mężczyzna zawiesił wzrok na Heathu, który właśnie wrócił ze szklanką wody. Myślał, że chłopcu to więcej zajmie. No nic wymyśli coś nowego. Dzięki takim zadaniom z czapy chłopiec prawdopodobnie zajmie myśli czymś innym niż nieprzytomna czarownica, no i poczuje się przydatny. Ciekawe na ile zdawał sobie sprawę co się stało… oby nie za bardzo. Aiden pewnie będzie musiał z nim potem na temat dzisiejszego wydarzenia porozmawiać, ale to później. Jak wszystko będzie dobrze i jak wszyscy ochłoną.
-Heath, kojarzysz taki wachlarz jaki ma ciocia Emma? Znajdź ją proszę i jak Ci się uda to przynieś go tutaj, dobrze? – na szybko wymyślił kolejne poważne zadanie. Tak naprawdę wachlarz wcale nikomu nie był potrzebny, ale ciotka Emma słynęła z tego, że gdy była potrzebna nie można jej było znaleźć, oby i tym razem to stwierdzenie się sprawdziło, a do tego raczej niechętnie rozstanie się ze swoim ukochanym wachlarzem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to Heath będzie się musiał trochę jej najpierw naszukać, a potem jeszcze ją nakłonić do czasowego rozstania się ze swoim skarbem. Zejdzie mu na pewno trochę dłużej niż ze szklanką wody.
Mały Macmillan słysząc prośbę swojego wujka odkleił wzrok od nieprzytomnej Gwen i powoli kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Nie miał na co czekać więc wybiegł po raz kolejny ze swojego pokoju i zdeterminowany udał się na poszukiwania rzeczonej ciotki posiadającej wachlarz. Musi ją znaleźć.
Oczywiście - pretensje do siebie miała tylko ona. Właściwie to główna rzecz jaką do siebie miała pod względem umiejętności. Zawsze były zbyt małe, nigdy nie były wystarczające kiedy kwestia stawała się naprawdę poważna. Skinęła jednak tylko na wyjaśnienia, nie chcąc wyrzucać teraz mężczyźnie brak odpowiedzialności, nie znała ostatecznie wszystkich okoliczności i nie przyszła oceniać tego jak funkcjonuje ta posiadłość.
Właściwie nie dostrzegła kiedy wszedł Heath. Czuła kolejną porażkę, a przede wszystkim przerażenie. Znów nie wyszło, a ona wcale nie była pewna ile mają jeszcze czasu.
- Palus. - wymówiła po raz trzeci z uporem i nadzieją, po trosze i z rozpaczą którą wyraźnie dało się dosłyszeć w jej głosie. Poruszyła różdżką, po czym znów dotknęła jej końcem piersi kobiety. Coś się jednak stało. Julia, która nie traciła uporu odetchnęła z ulgą widząc, że ów pierś znów powoli zaczyna się poruszać. Prewett poczuła, że jej kolana miękną. Udało się.
- Mam nadzieję, że eliksiry macie. - zerknęła kątem oka na mężczyznę. - Nie powinnam ryzykować kolejnych anomalii, skoro nie jest to już konieczne. Żyje.
Powiedziała, nie mogąc zapanować nad drżeniem głosu. Kimkolwiek jest ta kobieta - żyje. Nic jej nie jest. Tak po prostu. Udało się.
- Ale i tak powinna się udać do uzdrowiciela. Najlepiej jeśli sprowadzicie tego o którym pan mówił, niech ją zbada, na pewno zrobi to lepiej niż ja. - dodała jeszcze. Cieszyło ją to. Olbrzymi kamień spadł jej z serca, odetchnęła z ulgą, teraz nie muszą się tak spieszyć, nieznajomą może spokojnie przebadać człowiek, który lepiej zaradzi na ewentualne problemy związane z tym, co ją spotkało i zaleci odpowiednie eliksiry.
Nie odchodziła jednak jeszcze, uważnie przyglądając się kobiecie. Domyślała się, że ta jest oszołomiona, chciała jednak zobaczyć jak otwiera oczy i upewnić się, czy nie będzie jednak potrzebna nim ów uzdrowiciel tutaj dotrze. Chyba bała się, że zaraz jednak stanie się coś złego, że nie udało jej się tak po prostu.
- Jak masz na imię? - spytała, kiedy kobieta zaczęła dochodzić do siebie. Chciała sprawdzić, na ile jest oszołomiona.
Właściwie nie dostrzegła kiedy wszedł Heath. Czuła kolejną porażkę, a przede wszystkim przerażenie. Znów nie wyszło, a ona wcale nie była pewna ile mają jeszcze czasu.
- Palus. - wymówiła po raz trzeci z uporem i nadzieją, po trosze i z rozpaczą którą wyraźnie dało się dosłyszeć w jej głosie. Poruszyła różdżką, po czym znów dotknęła jej końcem piersi kobiety. Coś się jednak stało. Julia, która nie traciła uporu odetchnęła z ulgą widząc, że ów pierś znów powoli zaczyna się poruszać. Prewett poczuła, że jej kolana miękną. Udało się.
- Mam nadzieję, że eliksiry macie. - zerknęła kątem oka na mężczyznę. - Nie powinnam ryzykować kolejnych anomalii, skoro nie jest to już konieczne. Żyje.
Powiedziała, nie mogąc zapanować nad drżeniem głosu. Kimkolwiek jest ta kobieta - żyje. Nic jej nie jest. Tak po prostu. Udało się.
- Ale i tak powinna się udać do uzdrowiciela. Najlepiej jeśli sprowadzicie tego o którym pan mówił, niech ją zbada, na pewno zrobi to lepiej niż ja. - dodała jeszcze. Cieszyło ją to. Olbrzymi kamień spadł jej z serca, odetchnęła z ulgą, teraz nie muszą się tak spieszyć, nieznajomą może spokojnie przebadać człowiek, który lepiej zaradzi na ewentualne problemy związane z tym, co ją spotkało i zaleci odpowiednie eliksiry.
Nie odchodziła jednak jeszcze, uważnie przyglądając się kobiecie. Domyślała się, że ta jest oszołomiona, chciała jednak zobaczyć jak otwiera oczy i upewnić się, czy nie będzie jednak potrzebna nim ów uzdrowiciel tutaj dotrze. Chyba bała się, że zaraz jednak stanie się coś złego, że nie udało jej się tak po prostu.
- Jak masz na imię? - spytała, kiedy kobieta zaczęła dochodzić do siebie. Chciała sprawdzić, na ile jest oszołomiona.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Czuła pod sobą coś miękkiego. Chyba bolała ją głowa i rwało w płucach. Oddech Gwen był świszczący i niezdrowy, ale przynajmniej – w końcu po prostu był. Dziewczyna nieświadomie zmarszczyła twarz, czując jak zaschnięta na twarzy krew pęka pod wpływem ruchu. Zdziwiona, zaczęła powoli otwierać oczy. Powoli, bo światło w sypialni Heatha mocno ją oślepiało.
Zaczęła zdawać sobie sprawę, że nie jest sama. Do jej uszu zaczęły docierać szepty i oddechy, sugerujące, że ktoś obok niej jest. Była jednak jeszcze zbyt otumaniona, by zacząć zastanawiać się nad tym, co się tu właściwie dzieje.
Podniosła się do półleżącej pozycji, wciąż z lekko przymkniętymi oczami. Złapał ją atak kaszlu. Zaplamiona krwią ręka zasłoniła odruchowo usta, sprawiając, że dziewczyna niemal straciła równowagę. Po chwili jednak udało jej się w miarę stabilnie usiąść. Zaczęła jednak czuć niepokój: czemu jej ręka jest cała czerwona? To farba?
Wtedy stojąca obok łóżka kobieta zadała pytanie. Uwagę Gwen zwróciły jej długie, rude włosy (sama nigdy nie była w stanie zapuścić swoich loków do takich rozmiarów). Miała raczej okrągłą twarz z wręcz niezdrowo bladą cerą. Malarka, jako właścicielka rudych włosów, również miała raczej jasną karnacje, ale… ale nie aż tak. Julia skojarzyła się Gwen z duchem.
Dziewczyna potrzebowała chwili, aby dotarło do niej znaczenie słów lady Prewett. Odpowiedziała słabym tonem, z kilkoma sekundami opóźnienia:
– Gwen. – Ponownie zatkała usta, próbując opanować kaszel. Miała wrażenie, że coś zdarło jej płuca. – C… co… się stało? – Zmarszczyła brwi. – To krew? – Spojrzenie Gwen powędrowało na dłoń, a w głosie dziewczyny brzmiał lekki przestrach.
Zaczęła rozpoznawać pokój Heatha. Stojącego w drzwiach mężczyznę też tu chyba kiedyś widziała, choć samego chłopca nie było. Co się działo wcześniej? Dostała… dostała ataku kaszlu. Krew, tam była też krew. A potem zemdlała, tak… po prostu. Dlaczego? Była przecież zdrowa, a przynajmniej tak jej się wydawało. To raczej nie było normalne.
Stojąca przed nią rudowłosa kobieta była więc pewnie uzdrowicielką. Macmillanowie, jako szlachecki i bogaty ród, niewątpliwie mieli specjalistów na swoje usługi. To byli dobrzy ludzie i wiedziała, że raczej nie zostawiliby jej bez pomocy. Szkoda tylko, że świadkiem tego wszystkiego musiał być niewinny Heath.
Zaczęła zdawać sobie sprawę, że nie jest sama. Do jej uszu zaczęły docierać szepty i oddechy, sugerujące, że ktoś obok niej jest. Była jednak jeszcze zbyt otumaniona, by zacząć zastanawiać się nad tym, co się tu właściwie dzieje.
Podniosła się do półleżącej pozycji, wciąż z lekko przymkniętymi oczami. Złapał ją atak kaszlu. Zaplamiona krwią ręka zasłoniła odruchowo usta, sprawiając, że dziewczyna niemal straciła równowagę. Po chwili jednak udało jej się w miarę stabilnie usiąść. Zaczęła jednak czuć niepokój: czemu jej ręka jest cała czerwona? To farba?
Wtedy stojąca obok łóżka kobieta zadała pytanie. Uwagę Gwen zwróciły jej długie, rude włosy (sama nigdy nie była w stanie zapuścić swoich loków do takich rozmiarów). Miała raczej okrągłą twarz z wręcz niezdrowo bladą cerą. Malarka, jako właścicielka rudych włosów, również miała raczej jasną karnacje, ale… ale nie aż tak. Julia skojarzyła się Gwen z duchem.
Dziewczyna potrzebowała chwili, aby dotarło do niej znaczenie słów lady Prewett. Odpowiedziała słabym tonem, z kilkoma sekundami opóźnienia:
– Gwen. – Ponownie zatkała usta, próbując opanować kaszel. Miała wrażenie, że coś zdarło jej płuca. – C… co… się stało? – Zmarszczyła brwi. – To krew? – Spojrzenie Gwen powędrowało na dłoń, a w głosie dziewczyny brzmiał lekki przestrach.
Zaczęła rozpoznawać pokój Heatha. Stojącego w drzwiach mężczyznę też tu chyba kiedyś widziała, choć samego chłopca nie było. Co się działo wcześniej? Dostała… dostała ataku kaszlu. Krew, tam była też krew. A potem zemdlała, tak… po prostu. Dlaczego? Była przecież zdrowa, a przynajmniej tak jej się wydawało. To raczej nie było normalne.
Stojąca przed nią rudowłosa kobieta była więc pewnie uzdrowicielką. Macmillanowie, jako szlachecki i bogaty ród, niewątpliwie mieli specjalistów na swoje usługi. To byli dobrzy ludzie i wiedziała, że raczej nie zostawiliby jej bez pomocy. Szkoda tylko, że świadkiem tego wszystkiego musiał być niewinny Heath.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Sypialnia Heatha
Szybka odpowiedź