Część sklepowa
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Część sklepowa
Wnętrze jest, dość duże, a jednak zapełnione półkami i szafkami, na których znajdują się wszelkiej maści słodkości zarówno magiczne jak i mugolskie. Wiele z nich porusza się lub macha do klientów, inne cierpliwie czekają na swoją kolej.
W części sklepowej dominuje zieleń, rozbijana od czasu do czasu przez inne kolory, na przykład w formie znajdujących się w rogu pomieszczenia różowych, kręconych schodów, które prowadzą na antresolę. Na górze dostrzec można na niej część kawiarnianą.
W części sklepowej dominuje zieleń, rozbijana od czasu do czasu przez inne kolory, na przykład w formie znajdujących się w rogu pomieszczenia różowych, kręconych schodów, które prowadzą na antresolę. Na górze dostrzec można na niej część kawiarnianą.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:32, w całości zmieniany 2 razy
Zajęło to trochę, ale plus był taki, że kobieta odeszła nie z jednym ciastem, a czterema kiedy udało się ją przekonać, że nadmierne wymieszanie może nie być najlepszym rozwiązaniem, a niestety zawsze z czegoś będzie trzeba zrezygnować. Bertie odetchnął cicho, czując pewną ulgę. Lubił pracę z ludźmi - lubił ludzi, lubił święta i całą tę atmosferę. Nawet jeśli klienci byli zirytowani kolejkami, a i tak bywało, lub jeśli nie potrafili się zdecydować. Cieszył go ten lokal i to, że ma tak duży ruch, a mimo wszystko zdecydowana większość klientów była całkiem w porządku.
Ostatecznie poszło szybciej niż się spodziewał, więc Matt nie zdążył wrócić. Bertie zerknął na kuchnię, ale ostatecznie został przy kasie uznając, że lepiej zająć się klientami.
Oby mu tylko nie pouciekały.
Kolejna w kolejce była młoda kobieta, do której co chwila podbierał kilkuletni chłopiec, pokazując kolejne opakowania i pytając "mogę? a to mogę? mamo, kupimy to? mamo, patrz jakie super, kupimy? Mamo, a to na pewno nam się przyda, popatrz. mamo, to tata na pewno tez by chciał!". Bertie zerknął kątem oka na małego mistrza manipulacji i szalenie asertywną kobiecinę. Pozwoliła chłopcu wziąć trzy smakołyki, a ciężar decyzji uciszył go na cały czas, kiedy zamawiała ciasto orzechowe z lukrowanym reniferem i tuzin babeczek z nadzieniem. Ostatecznie malec zdecydował się na paczkę fasolek, piernikową sowę i złoty znicz. Doskonale.
W tej chwili za jego nogawkę pociągnęło ciasteczko w kształcie świątecznego elfa. Bertie uniósł brwi patrząc, jak zielone ciasteczko zaraz ucieka zapewne żeby zaczepiać kolejne osoby. Złapał je i wrzucił do kosza na odpadki, zerkając przy tym na kuchnię.
- Przepraszam na sekundkę. - zerknął na klientów i ruszył do kuchni. Zawsze to mógł być jedyny uciekinier, ale jeśli nie, a co gorsza jeśli ciasteczka postanowią urządzić wojnę na nadzienie, co już raz się zdarzyło, czeka ich mała apokalipsa.
- Matt, wszystko okej? - odezwał się, wchodząc do pomieszczenia i rozglądając się z nadzieją że zobaczy kuzyna z tacką ciasteczek przeklinającego na to jedno, co zwiało.
Ostatecznie poszło szybciej niż się spodziewał, więc Matt nie zdążył wrócić. Bertie zerknął na kuchnię, ale ostatecznie został przy kasie uznając, że lepiej zająć się klientami.
Oby mu tylko nie pouciekały.
Kolejna w kolejce była młoda kobieta, do której co chwila podbierał kilkuletni chłopiec, pokazując kolejne opakowania i pytając "mogę? a to mogę? mamo, kupimy to? mamo, patrz jakie super, kupimy? Mamo, a to na pewno nam się przyda, popatrz. mamo, to tata na pewno tez by chciał!". Bertie zerknął kątem oka na małego mistrza manipulacji i szalenie asertywną kobiecinę. Pozwoliła chłopcu wziąć trzy smakołyki, a ciężar decyzji uciszył go na cały czas, kiedy zamawiała ciasto orzechowe z lukrowanym reniferem i tuzin babeczek z nadzieniem. Ostatecznie malec zdecydował się na paczkę fasolek, piernikową sowę i złoty znicz. Doskonale.
W tej chwili za jego nogawkę pociągnęło ciasteczko w kształcie świątecznego elfa. Bertie uniósł brwi patrząc, jak zielone ciasteczko zaraz ucieka zapewne żeby zaczepiać kolejne osoby. Złapał je i wrzucił do kosza na odpadki, zerkając przy tym na kuchnię.
- Przepraszam na sekundkę. - zerknął na klientów i ruszył do kuchni. Zawsze to mógł być jedyny uciekinier, ale jeśli nie, a co gorsza jeśli ciasteczka postanowią urządzić wojnę na nadzienie, co już raz się zdarzyło, czeka ich mała apokalipsa.
- Matt, wszystko okej? - odezwał się, wchodząc do pomieszczenia i rozglądając się z nadzieją że zobaczy kuzyna z tacką ciasteczek przeklinającego na to jedno, co zwiało.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
No nie nadawałem się za bardzo do takiej roboty. Bylem mało cierpliwy, a do tego lubiłem sobie powyolbrzymiać i po marudzić. Im więcej osób się przede mną przewijała tym większe było prawdopodobieństwo na to, że ktoś mniej lub bardziej świadomie szarpnie za nerwy. Krzątałem się wiec za ladą z markotną miną by w kolejnej chwili z entuzjazmem zniknąć na zapleczu. Tu sobie mogłem sapnąć, wyklinać pod nosem na świat, ludzi i pokiwać z niedowierzaniem głową. Po zapewniać się, że ostatni raz się na coś takiego godzę. Oczywiście trwać w takim postanowieniu będę pewnie aż do następnego razu kiedy to znów będę wiązał wokół pasa fartucha. Pozostawało liczyć, że ten interes splajtuje albo Bertiego będzie stać na ogarniecie dodatkowych pracowników. Jak na razie przyszło mi jedynie podejść do piekarnika w którym poprzez wąską szybkę widziałem stepujące elfie Ciastki. Uchyliłem ostrożnie wieko, a potem już odważniej roztworzyłem je do końca widza, że na wesoło uśmiechających się piernikowych licach nie widać zapędów ucieczkowych. Oczywiście, że uznałem, że Bertie się pewnie zgrywał. Czemu w końcu jedzenie miało uciekać skoro już tańczy. Był to jednak błąd.
Jak Bert zajrzał do kuchni to mógł zobaczyć, a właściwie usłyszeć jak nieumiejąc śpiewać śpiewam jedną ze świątecznych piosenek której melodia z głównego pomieszczenia ledwie tu docierała. Nie robiłem tego z radością i dla relaksu, a po to by te małe dranie tańczyły w miejscu, a nie biegały. Nie było ich na wolności zresztą tak dużo. Gdy sytuacja wymknęła mi się spod kontroli to wcisnąłem tackę z resztą wesołej kompanii powrotem do piekarnika. Te które wyłapywałem wrzucałem do wynalezionego na szybko wielkiego, głębokiego gara. Było bez szans na to by stamtąd uciekły, jednak gdy zaczęło robić im się tłoczno zdarzało się że jeden ciastek przewracał się, a reszta traktując go jak podłogę do stepowania przerabiała swojego współbrata na kruszonkę.
- Pouciekały mi~ wynuciłem, wplatając zgranie tą informację w tekst świątecznej piosenki by potem palcem wskazać jednego cwaniaka robiącego piruety pod szafką przy Bertim
Jak Bert zajrzał do kuchni to mógł zobaczyć, a właściwie usłyszeć jak nieumiejąc śpiewać śpiewam jedną ze świątecznych piosenek której melodia z głównego pomieszczenia ledwie tu docierała. Nie robiłem tego z radością i dla relaksu, a po to by te małe dranie tańczyły w miejscu, a nie biegały. Nie było ich na wolności zresztą tak dużo. Gdy sytuacja wymknęła mi się spod kontroli to wcisnąłem tackę z resztą wesołej kompanii powrotem do piekarnika. Te które wyłapywałem wrzucałem do wynalezionego na szybko wielkiego, głębokiego gara. Było bez szans na to by stamtąd uciekły, jednak gdy zaczęło robić im się tłoczno zdarzało się że jeden ciastek przewracał się, a reszta traktując go jak podłogę do stepowania przerabiała swojego współbrata na kruszonkę.
- Pouciekały mi~ wynuciłem, wplatając zgranie tą informację w tekst świątecznej piosenki by potem palcem wskazać jednego cwaniaka robiącego piruety pod szafką przy Bertim
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Eh. Gdyby nie to, że Matt właśnie mu pomaga i należy okazać choć odrobinę wdzięczności, sytuacja wyglądałaby kompletnie inaczej. Cudownie inaczej. Ile razy w życiu w końcu dane mu będzie oglądać kuzyna, który sam z siebie nuci świąteczne piosenki? Nie mógł jednak stać i patrzeć, jak ten stara się tresować ciastki, bo jak tak będzie to się pewnie Matt wkurzy i w końcu przestanie mu pomagać. Ciężki los cukiernika.
- Ah.
Pierwszym, bo Bertie zrobił, kiedy już rozeznał się w sytuacji było pozamykanie wszystkich słoików z dżemami i innymi nadzieniami. Nauczyło go tego doświadczenie, ciastki są szalone i waleczne w za dużej grupie - dlatego zawsze sprzedawał je pojedynczo. Trochę jak z żabami.
Zerknął na kolejkę, ale doszedł do wniosku, że lepiej wyłapać wszystkie ciastki byle szybciej, zanim wyjdą na sklep i zaczną rozrabiać, zgarnął więc trzy, które zaczęły się szarpać o karmelka, którego znalazły i dorzucił do wybranego przez Matta kociołka. Kolejne dwa zgarnął z szafki na którą nie miał pojęcia jakim sposobem wlazły.
- Strasznie upierdliwe wyszły. - zamarudził, zastanawiając się czy nie dodał czegoś za dużo, czy po prostu inaczej funkcjonują w za dużej grupie. - Ale nie ma źle. Próbne wersje miały nadzienie i w chwili buntu rozbijały sobie brzuchy i rzucały tym nadzieniem we wszystkich i wszystko. - wspomniał ciastki, będące niedopracowanym pierwowzorem obecnych.
Kiedy łapał kolejnego, który uczył się robić fikołka, ten ugryzł go w palec. Nie jakoś mocno, ale jednak... to było dziwne uczucie.
Pośpiewał przy tym, bo muzyka na nie działała, dwa ciastki skruszył, bo jeden mu wlazł pod nogę, o drugiego się ręką otarł, ale cóż - generalnie polowanie nie wyszło źle.
- Sprawdzisz czy to wszystkie? Ja wyjdę na ladę. - wszystko trwało ze dwie minuty ze strony Bertiego, bo na dłużej nie mógł wyjść nie narażając się klientom za mocno.
Już po chwili znów był przy kolejce, uśmiechnął się uprzejmie, przeprosił że sytuacja się przeciągnęła i zaczął pakować ciasteczka kokosowe, które jakaś starsza pani chciała, a do tego wyjął dla niej dwa ciasta zrobione na zamówienie.
- Ah.
Pierwszym, bo Bertie zrobił, kiedy już rozeznał się w sytuacji było pozamykanie wszystkich słoików z dżemami i innymi nadzieniami. Nauczyło go tego doświadczenie, ciastki są szalone i waleczne w za dużej grupie - dlatego zawsze sprzedawał je pojedynczo. Trochę jak z żabami.
Zerknął na kolejkę, ale doszedł do wniosku, że lepiej wyłapać wszystkie ciastki byle szybciej, zanim wyjdą na sklep i zaczną rozrabiać, zgarnął więc trzy, które zaczęły się szarpać o karmelka, którego znalazły i dorzucił do wybranego przez Matta kociołka. Kolejne dwa zgarnął z szafki na którą nie miał pojęcia jakim sposobem wlazły.
- Strasznie upierdliwe wyszły. - zamarudził, zastanawiając się czy nie dodał czegoś za dużo, czy po prostu inaczej funkcjonują w za dużej grupie. - Ale nie ma źle. Próbne wersje miały nadzienie i w chwili buntu rozbijały sobie brzuchy i rzucały tym nadzieniem we wszystkich i wszystko. - wspomniał ciastki, będące niedopracowanym pierwowzorem obecnych.
Kiedy łapał kolejnego, który uczył się robić fikołka, ten ugryzł go w palec. Nie jakoś mocno, ale jednak... to było dziwne uczucie.
Pośpiewał przy tym, bo muzyka na nie działała, dwa ciastki skruszył, bo jeden mu wlazł pod nogę, o drugiego się ręką otarł, ale cóż - generalnie polowanie nie wyszło źle.
- Sprawdzisz czy to wszystkie? Ja wyjdę na ladę. - wszystko trwało ze dwie minuty ze strony Bertiego, bo na dłużej nie mógł wyjść nie narażając się klientom za mocno.
Już po chwili znów był przy kolejce, uśmiechnął się uprzejmie, przeprosił że sytuacja się przeciągnęła i zaczął pakować ciasteczka kokosowe, które jakaś starsza pani chciała, a do tego wyjął dla niej dwa ciasta zrobione na zamówienie.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kruche dranie tańczyły jak im zagrałem, a właściwie zaśpiewałem. Nie zorientowałem się od razu co jest na rzeczy. Dopiero gdy drugi ciastek zmierzał do głównej sali lokalu zauważyłem, że im bliżej był drzwi tym bardziej się kołysał i chybotał w rytm wydobywając się stamtąd melodii. Tańczące ciastka. No kurwa, normalnie to rozkminiłem! Co prawda w głowie miałem pustkę ale no - podłapałem to co leciało i jakoś szło. Mimo iż lepiej idzie mi z przyśpiewkami po trzech kolejkach im wydawało się podobać. Podtrzymywałem ta strategię widząc, jak przestają być tak bardzo ruchliwe. Nie skakały, nie biegały, wypuszczały z dłoni(?) pochwycone łyżki. Przynajmniej nie wszystkie bo jeden drań jak leciał w stronę wyjścia to poleciał nawet się nie oglądając za siebie. Większa część zaczynała bardziej podskakiwać i odprawiać taniec przypominający coś pomiędzy oberkiem, a jakimś stepowaniem. Łatwiej było je w takim stanie łapać. Nie przerwałem hipnotyzowania słodyczy nawet jak Bertie wpadł. Zauważyłem jednak ten jego wyraz twarzy żalu o to, że nie może lub nie powinien tego uwieczniać. Zmrużyłem tylko powieki tak by łypnąć na niego spomiędzy szparek i kontynuować zbieraninę tancerzy. Kiwnąłem Bertiemu głową kończąc akcję pacyfikacyjną. Gar w którym zamknąłem uszkodzone lub łażące po podłodze ciastka nakryłem na wszelki wypadek pokrywką. Nie tracąc czasu chwyciłem tacę z tymi, które w miarę potrafiły się zachować i wyszedłem z kuchni do Bertiego. Trzymając oburącz tacę dźgnąłem go łokciem by się przesuną cobym mógł wsunąć je pod ladę.
- Nie wyrzucaj jak coś tych z gara. Ja je wezmę - zapowiedziałem bo w sumie mi nie przeszkadzało, że część była trochę uszkodzona, a część śmigała kruchymi kulaskami po podłodze. W końcu skoro bywałem w Wywernie, Mantykorze czy Parszywym i żyłem po zjedzeniu lub wypiciu tam czegokolwiek to nic mi zaszkodzić już nie mogło. Zresztą szkoda było wyrzucać to co dobre - Znikam jeszcze na chwilę. Idę ogarnąć pole bitwy. Gdzie znajdę szczotę - mruknąłem i tak jak zapowiedziałem jeszcze przez chwilę zgarniałem z podłogi zdeptane na pył ciastka i odsuwałem z krawędzi podsunięte przez nie słoiki. Po tym wróciłem do rozładowywania kolejki.
- Nie wyrzucaj jak coś tych z gara. Ja je wezmę - zapowiedziałem bo w sumie mi nie przeszkadzało, że część była trochę uszkodzona, a część śmigała kruchymi kulaskami po podłodze. W końcu skoro bywałem w Wywernie, Mantykorze czy Parszywym i żyłem po zjedzeniu lub wypiciu tam czegokolwiek to nic mi zaszkodzić już nie mogło. Zresztą szkoda było wyrzucać to co dobre - Znikam jeszcze na chwilę. Idę ogarnąć pole bitwy. Gdzie znajdę szczotę - mruknąłem i tak jak zapowiedziałem jeszcze przez chwilę zgarniałem z podłogi zdeptane na pył ciastka i odsuwałem z krawędzi podsunięte przez nie słoiki. Po tym wróciłem do rozładowywania kolejki.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
- Jasne, jak chcesz.
Sam często zabierał rzeczy, które się lekko uszkodziły, czy których warunki z jakichś przyczyn zrobiły się mniej higieniczne. Co prawda był pewien, że Matt nie będzie chciał patrzeć na tańczące powaleńce, najwidoczniej jednak przyzwyczaił się wystarczająco do tej odrobiny cukierniczego absurdu.
Bott spojrzał na młodego mężczyznę, który składał zamówienie na Fasolki, Piernikowe Sowy i inne takie.
- Tutaj sprzedają głównie ciasta, to co widzi pan za ladą, fasolki czy bardziej smakołyki są w części z samoobsługą. - powiedział uprzejmie. Widział niezadowolenie mężczyzny, gdy ten spojrzał dość wymownie na kolejkę, w której dane mu będzie stać drugi raz, nic jednak nie mógł poradzić. Jeśli zacznie chodzić po sklepie za każdym cukierkiem, ta kolejka nie skończy się nigdy.
Zaraz jakaś jego miejsce zajęła jakaś babcia i wypuściła z rąk cały stos wspomnianych smakołyków, aż trudno się było w tym doliczyć, a zamówiła do tego jeszcze dwa kawałki ciast.
- Wie pan, wnuki to kochają wszystko, co stąd jest. - stwierdziła, na co Bott uśmiechnął się szczerze, przyznając że bardzo go to cieszy.
- Na białej ścianie białe drzwi z białą klamką, za nimi jest składzik, a tam wszystko czego ci trzeba. - poinstruował Matta całkiem zadowolony z obrotu spraw, bo faktycznie ktoś musi kuchnię ogarnąć. A potem będzie się znowu brał za pieczenie, bo już ciasteczek malinowych nie było prawie wcale i Kąsające prawie poschodziły. Na jutro już z samego rana będzie musiał zrobić większe porcje.
Kiedy Matt się zjawił, we dwóch dość mocno skrócili kolejkę, wtedy Bott faktycznie zniknął w kuchni żeby trochę dopiec. Skończył na półtorej godziny przed zamknięciem, bo w sumie później nie ma sensu już piec i marnować rzeczy.
Wspólnie stali za ladą aż do zamknięcia, choć na koniec najbardziej natrętne było napominanie klientów, że zamknięte i, że już nie wpuszczają do lokalu, a drzwi są otwarte bo ostatni klienci wychodzą.
Ale się udało.
- Hoł-hoł-hoł. - mruknął wybitnie wypruty z energii, choć całkiem zadowolony, kiedy udało mu się zamknąć drzwi. U góry kelnerzy zajmowali się już częścią ze stolikami, Bertie zaczął ustawiać pudełka, które oczywiście zostały poprzestawiane w inne miejsce i generalnie powstał lekki chaos.
- Pozamiatasz? - zerknął na kuzyna. Prawie koniec.
Sam często zabierał rzeczy, które się lekko uszkodziły, czy których warunki z jakichś przyczyn zrobiły się mniej higieniczne. Co prawda był pewien, że Matt nie będzie chciał patrzeć na tańczące powaleńce, najwidoczniej jednak przyzwyczaił się wystarczająco do tej odrobiny cukierniczego absurdu.
Bott spojrzał na młodego mężczyznę, który składał zamówienie na Fasolki, Piernikowe Sowy i inne takie.
- Tutaj sprzedają głównie ciasta, to co widzi pan za ladą, fasolki czy bardziej smakołyki są w części z samoobsługą. - powiedział uprzejmie. Widział niezadowolenie mężczyzny, gdy ten spojrzał dość wymownie na kolejkę, w której dane mu będzie stać drugi raz, nic jednak nie mógł poradzić. Jeśli zacznie chodzić po sklepie za każdym cukierkiem, ta kolejka nie skończy się nigdy.
Zaraz jakaś jego miejsce zajęła jakaś babcia i wypuściła z rąk cały stos wspomnianych smakołyków, aż trudno się było w tym doliczyć, a zamówiła do tego jeszcze dwa kawałki ciast.
- Wie pan, wnuki to kochają wszystko, co stąd jest. - stwierdziła, na co Bott uśmiechnął się szczerze, przyznając że bardzo go to cieszy.
- Na białej ścianie białe drzwi z białą klamką, za nimi jest składzik, a tam wszystko czego ci trzeba. - poinstruował Matta całkiem zadowolony z obrotu spraw, bo faktycznie ktoś musi kuchnię ogarnąć. A potem będzie się znowu brał za pieczenie, bo już ciasteczek malinowych nie było prawie wcale i Kąsające prawie poschodziły. Na jutro już z samego rana będzie musiał zrobić większe porcje.
Kiedy Matt się zjawił, we dwóch dość mocno skrócili kolejkę, wtedy Bott faktycznie zniknął w kuchni żeby trochę dopiec. Skończył na półtorej godziny przed zamknięciem, bo w sumie później nie ma sensu już piec i marnować rzeczy.
Wspólnie stali za ladą aż do zamknięcia, choć na koniec najbardziej natrętne było napominanie klientów, że zamknięte i, że już nie wpuszczają do lokalu, a drzwi są otwarte bo ostatni klienci wychodzą.
Ale się udało.
- Hoł-hoł-hoł. - mruknął wybitnie wypruty z energii, choć całkiem zadowolony, kiedy udało mu się zamknąć drzwi. U góry kelnerzy zajmowali się już częścią ze stolikami, Bertie zaczął ustawiać pudełka, które oczywiście zostały poprzestawiane w inne miejsce i generalnie powstał lekki chaos.
- Pozamiatasz? - zerknął na kuzyna. Prawie koniec.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Biała ściana, białe drzwi, biała klamka...powiem szczerze, że nie od razu rzuciło mi się coś podobnego w oczy. Ciekawe dlaczego... Chwyciłem jednak bez większego ociągania za miotłę i ogarnąłem szczątki ciastek, które straciły formę (dosłownie). Potem jak się by poroznosiło to dopiero byłaby heca. Zresztą też oczami wyobraźni widziałem, jak magicznym sposobem ślizga się po tym i robi jakieś powalone akrobacje trzymając w ręcenóż i wałek. To mi wystarczało.
Wróciłem za ladę dość szybko. Mimo wszystko pomagałem Bertiemu i chociaż mi się to nie do końca podobało to nie zamierzałem sobie folgować i grać na czas byle jakoś dotrwać do zamknięcia. Faktycznie starałem się go odciążyć tym bardziej, że w zasadzie od miesiąca dopiero miał dwie nogi na swoim miejscu. Szybko rozładowaliśmy kolejkę. Nie radziłem sobie w chwilach w których pojawiały się jakieś pytania o nadzienie lub z czego coś jest i czy córcia dostanie po tym czy po tamtym uczulenia ale pod ręką był Bertie, a jak go nie było to zawsze szło wyjrzeć w stronę kuchni i wyłapać cynk.
- Wiesz co, ja zamknę te drzwi od wewnątrz i po prost będę samemu ich wypuszczał i pilnował by tamci nie włazili bo inaczej będziemy siedzieli tu do białego rana. Daj klucze - dało się wyczuć nutę irytacji. Ja wiedziałem, że to ten czas kiedy nie zawsze starczało na wszystko czasu ale i tak siedzieliśmy już po godzinach. Wyciągnąłem rękę po te, by w kolejnej chwili zamknąć nas we wnętrzu cukierni jeszcze z kilkoma ostatnimi klientami. Jakieś spóźnialskie dusze kręciły się przed ale kiedy wypuszczałem obsłużonego klienta nie dawałem się zmiękczyć prośbom i groźbom sugerując przyjście następnego już dnia. Tym oto sposobem kiedy Bertie obsłużył ostatniego czarodzieja i dopełnił dzieła zamykając nas na amen. Westchnąłem.
- Ta pewnie - Mruknąłem drapiąc się po głowie i przeciągając się leniwie. Trochę mnie chyba łupało w plerach od stania niemal cały dzień - A, Bert, jeśli coś się ostało z tych takich mniej magicznych wypieków to mógłbyś mi to jakoś zapakować. Nie jakoś dużo, tak by było to jakoś poręczne w noszeniu i wytrzymało z dwa-trzy dni. Lila jedzie na świętach do swoich starych i sobie myślałem, że mogła by im co wziąć, a oni to mugole to wiesz, tak bez nadmiaru czarodziejskich szaleństw. Dałoby rade coś..? - byłoby fajnie no ale przecież nie zmuszałem.
Gdy skończyliśmy sprzątać lokal marzyłem tylko o tym by się położyć. Praca na etat i pomaganie w wolnym czasie - to jednak męczyło.
|zt
Wróciłem za ladę dość szybko. Mimo wszystko pomagałem Bertiemu i chociaż mi się to nie do końca podobało to nie zamierzałem sobie folgować i grać na czas byle jakoś dotrwać do zamknięcia. Faktycznie starałem się go odciążyć tym bardziej, że w zasadzie od miesiąca dopiero miał dwie nogi na swoim miejscu. Szybko rozładowaliśmy kolejkę. Nie radziłem sobie w chwilach w których pojawiały się jakieś pytania o nadzienie lub z czego coś jest i czy córcia dostanie po tym czy po tamtym uczulenia ale pod ręką był Bertie, a jak go nie było to zawsze szło wyjrzeć w stronę kuchni i wyłapać cynk.
- Wiesz co, ja zamknę te drzwi od wewnątrz i po prost będę samemu ich wypuszczał i pilnował by tamci nie włazili bo inaczej będziemy siedzieli tu do białego rana. Daj klucze - dało się wyczuć nutę irytacji. Ja wiedziałem, że to ten czas kiedy nie zawsze starczało na wszystko czasu ale i tak siedzieliśmy już po godzinach. Wyciągnąłem rękę po te, by w kolejnej chwili zamknąć nas we wnętrzu cukierni jeszcze z kilkoma ostatnimi klientami. Jakieś spóźnialskie dusze kręciły się przed ale kiedy wypuszczałem obsłużonego klienta nie dawałem się zmiękczyć prośbom i groźbom sugerując przyjście następnego już dnia. Tym oto sposobem kiedy Bertie obsłużył ostatniego czarodzieja i dopełnił dzieła zamykając nas na amen. Westchnąłem.
- Ta pewnie - Mruknąłem drapiąc się po głowie i przeciągając się leniwie. Trochę mnie chyba łupało w plerach od stania niemal cały dzień - A, Bert, jeśli coś się ostało z tych takich mniej magicznych wypieków to mógłbyś mi to jakoś zapakować. Nie jakoś dużo, tak by było to jakoś poręczne w noszeniu i wytrzymało z dwa-trzy dni. Lila jedzie na świętach do swoich starych i sobie myślałem, że mogła by im co wziąć, a oni to mugole to wiesz, tak bez nadmiaru czarodziejskich szaleństw. Dałoby rade coś..? - byłoby fajnie no ale przecież nie zmuszałem.
Gdy skończyliśmy sprzątać lokal marzyłem tylko o tym by się położyć. Praca na etat i pomaganie w wolnym czasie - to jednak męczyło.
|zt
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
15.03.1957r
W cukierni wiele się działo, to mało powiedziane. Czasami następował mały bunt słodyczy, bo to jednak słodka magia nieokiełznaną bywa i człowiek nic na to nie poradzi, choćby stawał na głowie. Tym bardziej, że Bertie bywał ostatnio przemęczony, łącząc ze sobą dwie prace, działalność dla Zakonu i dość bogate jak na ten stan rzeczy życie towarzyskie. W takich sytuacjach zdarzają się błędy, a i Bertiemu bez zmęczenia, za sprawą wrodzonej gapowatości wiele błędów się w życiu zdarzało.
Dziś od rana klienci przechodzili przez lokal, kupowali na potęgę, śmiechy, płacze i piski dzieci zdawały się być wszędzie do samego wieczora. Na godzinę przed zamknięciem nawet Bertiego głowa lekko pękała, choć Bott przecież szczycił się tym, że w chaosie działa bez poblemu.
Odetchnął więc ciężko, kiedy przez prawie godzinę nikt nie wchodził. W dłoni trzymał kubek z czarną kawą, relaksował się i przechadzał między półkami, czasem coś poprawiając i odrobinkę robiąc przy tym porządek.
Przywitał klienta który wszedł do środka. Wizualnie bardziej pasował na kogoś, kto szuka Matta, niż jego, ale nie wolno przecież oceniać ludzi po pozorach. Może ten człowiek tylko wygląda groźnie, a tak na prawdę, ubóstwia te małe sówki z piernika albo muffinki, które przywołują miłe wspomnienia?
Nie chodził jednak za nim ani się nie narzucał, niechże się człowiek porozgląda. Tylko w tej chwili Bott przypadkiem szturchnął plecami najbardziej newralgiczny na ten moment punkt całej cukierni - regał z piernikowymi tłuczkami.
Próbował jeszcze zapobiec katastrofie, łapiąc regał i machając rękami, a w rezultacie upadając razem z nim, rozwalając przy tym część papierowych opakowań. Kilka tłuczków oczywiście umarło pod jego ciężarem, kilkanaście oswobodzonych uniosło się za to ku górze, poszukując ofiar.
Kiedy więc tylko nieznajomy mężczyzna otworzył usta by cokolwiek powiedzieć, o jego twarz zaczęło stukać całe stado ciasteczek.
- Przepraszam! - odezwał się od razu, czując jak i o niego obija się kilka tłuczków. Złapał jednego całkiem jak na siebie sprawnie. Ruszył w stronę klienta, trochę się opędzając, choć jako twórca tych słodyczy doskonale wiedział, że nie ma na to rady. - Nie odpuszczą dopóki się ich nie zje. - powiedział, przerywając co słowo, bo mówienie kiedy małe tłuczki stukają w usta i zęby okazało się bardzo trudne! Oby tylko klient się nie wściekał.
W cukierni wiele się działo, to mało powiedziane. Czasami następował mały bunt słodyczy, bo to jednak słodka magia nieokiełznaną bywa i człowiek nic na to nie poradzi, choćby stawał na głowie. Tym bardziej, że Bertie bywał ostatnio przemęczony, łącząc ze sobą dwie prace, działalność dla Zakonu i dość bogate jak na ten stan rzeczy życie towarzyskie. W takich sytuacjach zdarzają się błędy, a i Bertiemu bez zmęczenia, za sprawą wrodzonej gapowatości wiele błędów się w życiu zdarzało.
Dziś od rana klienci przechodzili przez lokal, kupowali na potęgę, śmiechy, płacze i piski dzieci zdawały się być wszędzie do samego wieczora. Na godzinę przed zamknięciem nawet Bertiego głowa lekko pękała, choć Bott przecież szczycił się tym, że w chaosie działa bez poblemu.
Odetchnął więc ciężko, kiedy przez prawie godzinę nikt nie wchodził. W dłoni trzymał kubek z czarną kawą, relaksował się i przechadzał między półkami, czasem coś poprawiając i odrobinkę robiąc przy tym porządek.
Przywitał klienta który wszedł do środka. Wizualnie bardziej pasował na kogoś, kto szuka Matta, niż jego, ale nie wolno przecież oceniać ludzi po pozorach. Może ten człowiek tylko wygląda groźnie, a tak na prawdę, ubóstwia te małe sówki z piernika albo muffinki, które przywołują miłe wspomnienia?
Nie chodził jednak za nim ani się nie narzucał, niechże się człowiek porozgląda. Tylko w tej chwili Bott przypadkiem szturchnął plecami najbardziej newralgiczny na ten moment punkt całej cukierni - regał z piernikowymi tłuczkami.
Próbował jeszcze zapobiec katastrofie, łapiąc regał i machając rękami, a w rezultacie upadając razem z nim, rozwalając przy tym część papierowych opakowań. Kilka tłuczków oczywiście umarło pod jego ciężarem, kilkanaście oswobodzonych uniosło się za to ku górze, poszukując ofiar.
Kiedy więc tylko nieznajomy mężczyzna otworzył usta by cokolwiek powiedzieć, o jego twarz zaczęło stukać całe stado ciasteczek.
- Przepraszam! - odezwał się od razu, czując jak i o niego obija się kilka tłuczków. Złapał jednego całkiem jak na siebie sprawnie. Ruszył w stronę klienta, trochę się opędzając, choć jako twórca tych słodyczy doskonale wiedział, że nie ma na to rady. - Nie odpuszczą dopóki się ich nie zje. - powiedział, przerywając co słowo, bo mówienie kiedy małe tłuczki stukają w usta i zęby okazało się bardzo trudne! Oby tylko klient się nie wściekał.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
15.03
Wroński nadal nie rozumiał, dlaczego "Słodka Próżność" spłonęła. Łudził się, że orientuje się we wszystkich ważniejszych sprawkach przestępczego półświatka na Nokturnie, a wydawało się niewiarygodnym, że ktoś spoza Nokturnu pofatygował się do zabawy w podpalacza na Pokątnej. Choć z drugiej strony, czy takie wytłumaczenie nie miało najwięcej sensu? Zbirowie z Nokturnu i biznesmeni z Pokątnej mieli milczące porozumienie i nie przeszkadzali sobie nawzajem.
Daniel przychodził do Botta właśnie w sprawie tego porozumienia. Kto by pomyślał. Waśń między dwoma rodzinami sięgała dawnych czasów i jakiegoś uwodzenia cudzych córek, a stary Wroński z pogardą wypowiadał się o innych polskich emigrantach. Dan nie miał z nimi zbyt wiele do czynienia, dopóki nie zaprzyjaźnił się z Mattem na Nokturnie i nie poznał jego kuzyna-przygłupa.
Bertie Bott biznesmenem i właścicielem cukierni, kto by pomyślał.
To wcale nie tak, że Daniel się o niego martwił po tych wszystkich podpaleniach. Martwił się tylko o siebie, bo życie nauczyło go aby nie troszczyć się nawet o przyjaciół. A młodszy Bott był co najwyżej... kuzynem jego przyjaciela.
Więc wcale się nie martwił ani nie troszczył, a po prostu wyczuł dobrą okazję do zarobku, o. Okazję, na której mogą skorzystać obaj. Na pewno byłby równie wielkoduszny wobec każdego nowego cukiernika i to wcale nie jest tak, że chciał pomóc naiwnemu dzieciakowi, który widzi w świecie za dużo dobra.
-Bo...ugh! - zanim jeszcze się przywitał, obleciało go stado wściekłych tłuczków. Że co?!
-Tak witasz klientów? - zmarszczył brwi, odganiając je ręką. -Bez obaw, byłem pałkarzem... - wymamrotał, ale tłuczki nie odpuszczały. W końcu poddał się, rozdziawił gębę i rozgryzł kilka za jednym razem. Uniósł brwi, bo okazały się zadziwiająco dobre.
-A więc to jest ten twój biznes? Matt mi opowiadał. - rzucił, rozglądając się. Wyglądało... trochę słodko, ale zadziwiająco ładnie. Nie uznał za stosowne przedłużać powitań, bo Bertie kojarzył go jako jednego z kolegów Matta.
-Jak ci się tu wiedzie? - zagaił, badając grunt.
Wroński nadal nie rozumiał, dlaczego "Słodka Próżność" spłonęła. Łudził się, że orientuje się we wszystkich ważniejszych sprawkach przestępczego półświatka na Nokturnie, a wydawało się niewiarygodnym, że ktoś spoza Nokturnu pofatygował się do zabawy w podpalacza na Pokątnej. Choć z drugiej strony, czy takie wytłumaczenie nie miało najwięcej sensu? Zbirowie z Nokturnu i biznesmeni z Pokątnej mieli milczące porozumienie i nie przeszkadzali sobie nawzajem.
Daniel przychodził do Botta właśnie w sprawie tego porozumienia. Kto by pomyślał. Waśń między dwoma rodzinami sięgała dawnych czasów i jakiegoś uwodzenia cudzych córek, a stary Wroński z pogardą wypowiadał się o innych polskich emigrantach. Dan nie miał z nimi zbyt wiele do czynienia, dopóki nie zaprzyjaźnił się z Mattem na Nokturnie i nie poznał jego kuzyna-przygłupa.
Bertie Bott biznesmenem i właścicielem cukierni, kto by pomyślał.
To wcale nie tak, że Daniel się o niego martwił po tych wszystkich podpaleniach. Martwił się tylko o siebie, bo życie nauczyło go aby nie troszczyć się nawet o przyjaciół. A młodszy Bott był co najwyżej... kuzynem jego przyjaciela.
Więc wcale się nie martwił ani nie troszczył, a po prostu wyczuł dobrą okazję do zarobku, o. Okazję, na której mogą skorzystać obaj. Na pewno byłby równie wielkoduszny wobec każdego nowego cukiernika i to wcale nie jest tak, że chciał pomóc naiwnemu dzieciakowi, który widzi w świecie za dużo dobra.
-Bo...ugh! - zanim jeszcze się przywitał, obleciało go stado wściekłych tłuczków. Że co?!
-Tak witasz klientów? - zmarszczył brwi, odganiając je ręką. -Bez obaw, byłem pałkarzem... - wymamrotał, ale tłuczki nie odpuszczały. W końcu poddał się, rozdziawił gębę i rozgryzł kilka za jednym razem. Uniósł brwi, bo okazały się zadziwiająco dobre.
-A więc to jest ten twój biznes? Matt mi opowiadał. - rzucił, rozglądając się. Wyglądało... trochę słodko, ale zadziwiająco ładnie. Nie uznał za stosowne przedłużać powitań, bo Bertie kojarzył go jako jednego z kolegów Matta.
-Jak ci się tu wiedzie? - zagaił, badając grunt.
Self-made man
Przyjrzał się uważniej jegomościowi który wszedł do cukierni i lekko zmarszczył brwi. Nie to, żeby miał coś przeciw niemu. W sumie nie znał go za dobrze, po prostu jako przyjaciela kuzyna i nie to, że miał coś przeciw niemu, ale ów człowiek pasował tu równie dobrze co sam Matt jako host. Czyli tak nie za mocno. Bertie jednak nie miał wrodzonej podejrzliwości, czy czegoś co kazałoby mu podejrzewać, że coś jest jakoś mocno nie tak z tym, że znajomy nokturnowy drab nagle postanowił stołować się w jego lokalu. Ostatecznie - jego babeczki są cholernie smaczne. Kawę robi dobrą. Nawet nokturnowe draby czasem chcą kofeiny z czymś słodkim, co nie?
- Różnie ich witam, czasem rozlewam na nich kawę, innym razem wywracam jakiś regał, ale niektórym wystarczy zwykłe dzień dobry. - uśmiechnął się szeroko, choć mówienie wciąż utrudniały mu uderzające o usta małe tłuczki. Jadł jednak je po kolei, a przesłodzenie nie było mu straszne. Przywykł.
- Tak. Co Matt opowiadał? - ta część wydała mu się z kolei dosyć podejrzana bo Matt raczej dobrych rzeczy o nim nie opowiada. To już jakaś istotna część tej relacji i Bertie nie sądził aby starszy Bott nagle od tego odchodził. Tradycja ważna rzecz. Zjadłwszy wszystkie kafle Bertie zabrał się powoli za układanie rzeczy na półkach, żeby w miarę w porządku to wszystko wyglądało.
- Całkiem dobrze. Ruch raz jest raz nie ma, ale ostatecznie wychodzę na plus. - wzruszył lekko ramionami na kolejne pytanie. - Sporo z tym roboty ale jest przyjemnie. - układal właśnie lukrowane ludziki i ustawiał je tak, żeby patrzyły na przechodzących i im machały. Strasznie towarzyska partia mu tym razem wyszła.
- A jak...twoje interesy? - spytał bardziej z czystej grzeczności, choć w sumie to lubił słuchać nokturnowych opowiastek i przechwalania się jak to rozmówca jest największym koksem który rozpycha wszystkich po kątach, czy coś. Nie czuł w tym wszystkim podstępu, może i Wroński nigdy nie zaszedł do niego tak-o porozmawiać, ale ostatecznie Bott towarzyskie stworzenie, może akurat dzisiaj Daniela naszło na coś słodkiego i naszła go ciekawskość?
- Różnie ich witam, czasem rozlewam na nich kawę, innym razem wywracam jakiś regał, ale niektórym wystarczy zwykłe dzień dobry. - uśmiechnął się szeroko, choć mówienie wciąż utrudniały mu uderzające o usta małe tłuczki. Jadł jednak je po kolei, a przesłodzenie nie było mu straszne. Przywykł.
- Tak. Co Matt opowiadał? - ta część wydała mu się z kolei dosyć podejrzana bo Matt raczej dobrych rzeczy o nim nie opowiada. To już jakaś istotna część tej relacji i Bertie nie sądził aby starszy Bott nagle od tego odchodził. Tradycja ważna rzecz. Zjadłwszy wszystkie kafle Bertie zabrał się powoli za układanie rzeczy na półkach, żeby w miarę w porządku to wszystko wyglądało.
- Całkiem dobrze. Ruch raz jest raz nie ma, ale ostatecznie wychodzę na plus. - wzruszył lekko ramionami na kolejne pytanie. - Sporo z tym roboty ale jest przyjemnie. - układal właśnie lukrowane ludziki i ustawiał je tak, żeby patrzyły na przechodzących i im machały. Strasznie towarzyska partia mu tym razem wyszła.
- A jak...twoje interesy? - spytał bardziej z czystej grzeczności, choć w sumie to lubił słuchać nokturnowych opowiastek i przechwalania się jak to rozmówca jest największym koksem który rozpycha wszystkich po kątach, czy coś. Nie czuł w tym wszystkim podstępu, może i Wroński nigdy nie zaszedł do niego tak-o porozmawiać, ale ostatecznie Bott towarzyskie stworzenie, może akurat dzisiaj Daniela naszło na coś słodkiego i naszła go ciekawskość?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uniósł lekko brwi, omiatając wzrokiem uśmiechniętego Bertiego, który wyrzucał z siebie słowa równie szybko, jak jadł czekoladowe tłuczki. Jakim cudem ten cukiernik jest nadal taki szczupły? I jakim cudem ktoś... taki został biznesmenem?
Daniel zawahał się na moment. Przyszedł tutaj z propozycją, ale nie chciał być zaangażowany w interes, który przetrwa najwyżej miesiąc...
Niecierpliwy tłuczek uderzył go w podbródek, więc Wroński niechętnie rozdziawił usta i kolejną rozgryzł czekoladową słodkość. Hm. Może jednak ten biznes przetrwa dłużej niż miesiąc. Trzeba było przyznać, że piąty zjedzony tłuczek był zadziwiająco pyszny, choć Dan myślał, że zasłodził się już kilka sekund temu, gdy zjadł kilka innych!
-One mają różne nadzienia? - wymamrotał, skołowany czekoladowymi endorfinami.
-No wiesz, że otwierasz interes. - wzruszył ramionami, niepewny, czy to jedno zdanie można nazwać opowieścią. Młodszy Bott był wyjątkowo gadatliwy, ale na Nokturnie liczyły się klarowne informacje, nie sztuka retoryki.
Pokiwał głową, rozglądając się ciekawsko po cukierni. Omiótł wzrokiem bogaty asortyment (a więc Bott pracuje szybko, wydajnie i jest kreatywny), kasę, brak pancernego sejfu, brak krat w oknach, jakiś marny zamek na drzwiach...
Ech, jest tu dużo do poprawienia.
-Jak zwykle. - uciął krótko, bo w przeciwieństwie do Matta nie lubił przechwalać się swoimi nielegalnymi interesami. Może byłby bardziej otwarty względem swojego kuzyna, ale to Matt miał swoją rodzinę, nie on. Wroński już dawno zerwał kontakt ze swoimi krewnymi - wydawałoby się, że na zawsze. Niektórzy ludzie ufali swojej krwi, ale on nie ufał nikomu.
-Ale może dałoby się połączyć te interesy, moje i twoje. - przeszedł do konkretów, bo w przeciwieństwie do Bertiego nie lubił lania wody i czczej gadaniny. -Zadbałeś już o ochronę swojej cukierni? Dopiero się otworzyłeś, nie? Nie zdążyłeś jeszcze zamontować krat, ani nic... no i jak stoisz z magicznymi alarmami? - dopytywał, nadal rozglądając się po wnętrzu. Miał nadzieję, że Bott ma trochę rozumu i zrozumie o jaką ochronę chodzi - jego cukiernia nie była w końcu aż tak daleko od Nokturnu, musiałby być trochę bogatszy aby wynająć lokal położony w samym centrum ulicy Pokątnej.
Daniel zawahał się na moment. Przyszedł tutaj z propozycją, ale nie chciał być zaangażowany w interes, który przetrwa najwyżej miesiąc...
Niecierpliwy tłuczek uderzył go w podbródek, więc Wroński niechętnie rozdziawił usta i kolejną rozgryzł czekoladową słodkość. Hm. Może jednak ten biznes przetrwa dłużej niż miesiąc. Trzeba było przyznać, że piąty zjedzony tłuczek był zadziwiająco pyszny, choć Dan myślał, że zasłodził się już kilka sekund temu, gdy zjadł kilka innych!
-One mają różne nadzienia? - wymamrotał, skołowany czekoladowymi endorfinami.
-No wiesz, że otwierasz interes. - wzruszył ramionami, niepewny, czy to jedno zdanie można nazwać opowieścią. Młodszy Bott był wyjątkowo gadatliwy, ale na Nokturnie liczyły się klarowne informacje, nie sztuka retoryki.
Pokiwał głową, rozglądając się ciekawsko po cukierni. Omiótł wzrokiem bogaty asortyment (a więc Bott pracuje szybko, wydajnie i jest kreatywny), kasę, brak pancernego sejfu, brak krat w oknach, jakiś marny zamek na drzwiach...
Ech, jest tu dużo do poprawienia.
-Jak zwykle. - uciął krótko, bo w przeciwieństwie do Matta nie lubił przechwalać się swoimi nielegalnymi interesami. Może byłby bardziej otwarty względem swojego kuzyna, ale to Matt miał swoją rodzinę, nie on. Wroński już dawno zerwał kontakt ze swoimi krewnymi - wydawałoby się, że na zawsze. Niektórzy ludzie ufali swojej krwi, ale on nie ufał nikomu.
-Ale może dałoby się połączyć te interesy, moje i twoje. - przeszedł do konkretów, bo w przeciwieństwie do Bertiego nie lubił lania wody i czczej gadaniny. -Zadbałeś już o ochronę swojej cukierni? Dopiero się otworzyłeś, nie? Nie zdążyłeś jeszcze zamontować krat, ani nic... no i jak stoisz z magicznymi alarmami? - dopytywał, nadal rozglądając się po wnętrzu. Miał nadzieję, że Bott ma trochę rozumu i zrozumie o jaką ochronę chodzi - jego cukiernia nie była w końcu aż tak daleko od Nokturnu, musiałby być trochę bogatszy aby wynająć lokal położony w samym centrum ulicy Pokątnej.
Self-made man
- Wszystkie są pierniczkowe ale w środku mają różne proporcje wafelków i musu. - wzruszył ramionami, całkiem zadowolony z jedynej słusznej reakcji na swoje słodycze, czyli wyraźne zadowolenie malujące się na twarzy rozmówcy.
- Mhmmm. - mruknął jedynie. W sumie nie spodziewał się, że kuzyn jakoś wybitnie wiele o nim opowiada, więc nie drążył tematu. Na ucięcie jego próby zagajenia jedynie skinął głową, nawet chciał zaraz zacząć paplać o babeczkach, bo w sumie o czym gadać w cukierni układając kolejne opakowania poprzestawiane przez klientów na półkach, jeśli nie o słodyczach?
Daniel zaczął jednak mówić o celu swojej wizyty, który jak się okazuje był całkiem konkretny. Bott spojrzał w jego kierunku, nie kryjąc przy tym zdziwienia.
- Niby jak? - zmarszczył brwi, choć słuchał dalej.
O dziwo zastanawiał się nad tym już wcześniej. Jasne, że zastanawiał, dopiero co dwie cukiernie w tej okolicy zostały zrujnowane, dwie blisko z nim związane, a on domyślał się jaki był powód. Nie czuł się bezpiecznie, ale też...
- Nie sądzę żeby kraty miały jakoś mocno pomóc. Szkło w witrynach jest na tyle wzmocnione, że nikt go tak-o nie rozbije. A jak zniszczyłby je to zniszczyłby i kraty. Wiem, że pewnie przywykłeś do innej estetyki ale jednak w cukierni coś takiego może średnio pasować. - stwierdził trochę zaczepnie, przypominając sobie witryny z Nokturnu. Nie widywał ich na szczęście za często. ale zdarzyło mu się, a jakże i tam żadne kraty go nie dziwiły. Choć jak na jego gust, jeśli ktoś włamuje się w takie miejsca, nie może być przy zdrowych zmysłach.
- Pieniędzy tu za bardzo nie trzymam, wieczorami jak jestem w pracy to wszystko podliczam, więc raczej jest bezpiecznie. - dodał spokojnie. Najgorsze co może się stać to banda fanatyków wytrawnych smaków, która pragnie spalić słodkie rzeczy na Pokątnej. Ale przed tym Wroński raczej go nie uratuje. - Raczej nie będziesz w stanie mi tu sensownie pomóc.
Wzruszył lekko ramionami, wracając zaraz do układania na półkach opakowań.
- Mhmmm. - mruknął jedynie. W sumie nie spodziewał się, że kuzyn jakoś wybitnie wiele o nim opowiada, więc nie drążył tematu. Na ucięcie jego próby zagajenia jedynie skinął głową, nawet chciał zaraz zacząć paplać o babeczkach, bo w sumie o czym gadać w cukierni układając kolejne opakowania poprzestawiane przez klientów na półkach, jeśli nie o słodyczach?
Daniel zaczął jednak mówić o celu swojej wizyty, który jak się okazuje był całkiem konkretny. Bott spojrzał w jego kierunku, nie kryjąc przy tym zdziwienia.
- Niby jak? - zmarszczył brwi, choć słuchał dalej.
O dziwo zastanawiał się nad tym już wcześniej. Jasne, że zastanawiał, dopiero co dwie cukiernie w tej okolicy zostały zrujnowane, dwie blisko z nim związane, a on domyślał się jaki był powód. Nie czuł się bezpiecznie, ale też...
- Nie sądzę żeby kraty miały jakoś mocno pomóc. Szkło w witrynach jest na tyle wzmocnione, że nikt go tak-o nie rozbije. A jak zniszczyłby je to zniszczyłby i kraty. Wiem, że pewnie przywykłeś do innej estetyki ale jednak w cukierni coś takiego może średnio pasować. - stwierdził trochę zaczepnie, przypominając sobie witryny z Nokturnu. Nie widywał ich na szczęście za często. ale zdarzyło mu się, a jakże i tam żadne kraty go nie dziwiły. Choć jak na jego gust, jeśli ktoś włamuje się w takie miejsca, nie może być przy zdrowych zmysłach.
- Pieniędzy tu za bardzo nie trzymam, wieczorami jak jestem w pracy to wszystko podliczam, więc raczej jest bezpiecznie. - dodał spokojnie. Najgorsze co może się stać to banda fanatyków wytrawnych smaków, która pragnie spalić słodkie rzeczy na Pokątnej. Ale przed tym Wroński raczej go nie uratuje. - Raczej nie będziesz w stanie mi tu sensownie pomóc.
Wzruszył lekko ramionami, wracając zaraz do układania na półkach opakowań.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
-Hmpf. - mruknął Daniel, rozważając, co właśnie zjadł. Chyba za jednym gryzem połknął i wafelki i mus, ale potem rozgryzł pojedynczego tłuczka z...
-Te z musem są lepsze. - wypowiedział się tonem konesera, bo choć nie znał się na gotowaniu ani pieczeniu, to był przecież samcem alfa i mógł wypowiadać się z ekspertyzą na każdy temat.
Wreszcie przeszli do konkretów, a Wroński uniósł lekko brwi, zastanawiając się, czy dosłyszał przytyk w tonie Botta. Bertie wyglądał na przeciwieństwo złośliwości, ale kto wie, może nauczył się trochę słownej szermierki od Matta? W sumie ciekawe, jak dorastało mu się z takim kuzynem.
-Wierz mi, na Nokturnie kraty też niewiele pomogą. - uśmiechnął się wilczo, zamierzając stworzyć odpowiednie wrażenie. Bott musiał mieć w końcu wrażenie, że zatrudnia do konsultacji prawdziwego profesjonalistę.
-A te pożary lodziarni i poprzedniej cukierni? - drążył, nie dając za wygraną. Nie zniósł starcia z tłuczkami tylko po to, by teraz przytakiwać Bertiemu na każde jego, naiwne zresztą, słowo. -Może i zabezpieczasz pieniądze, ale powinieneś zadbać o zabezpieczenie całej cukierni. - podkreślił.
Westchnął i włożył ręce do kieszeni. Ten Bott był na tyle prostolinijny, że chyba musiał zdobyć się na szczerość.
-To, w grudniu, to nie byliśmy my. - podkreślił, spoglądając na chłopaka uważnie. -Nokturn nie robi takich rzeczy. Ale młode pokolenie z naszej ulicy szaleje, zbyt często próbują podpalić coś dla zabawy, lub przekonać się, na ile wytrzymałe są takie szyby. Drobny procent, niezauważalna część twoich zysków... a będziesz miał spokój ze wszystkimi zbirami i zbuntowaną młodzieżą ze Śmiertelnego, a nocami ktoś może pilnować twojego biznesu. - zaproponował, klarownie i uczciwie. Na taki układ szło już wielu przedsiębiorców, których nie było stać na wynajęcie lokalu w bezpieczniejszej części Pokątnej i wszyscy wiedzieli, jak to działa. Wszyscy, oprócz tego początkującego w biznesie leszcza, a Daniel właśnie udzielał mu porad biznesowych gratis. Bezpieczeństwo nie spada z nieba za darmo, trzeba na nie sobie zarobić.
-Te z musem są lepsze. - wypowiedział się tonem konesera, bo choć nie znał się na gotowaniu ani pieczeniu, to był przecież samcem alfa i mógł wypowiadać się z ekspertyzą na każdy temat.
Wreszcie przeszli do konkretów, a Wroński uniósł lekko brwi, zastanawiając się, czy dosłyszał przytyk w tonie Botta. Bertie wyglądał na przeciwieństwo złośliwości, ale kto wie, może nauczył się trochę słownej szermierki od Matta? W sumie ciekawe, jak dorastało mu się z takim kuzynem.
-Wierz mi, na Nokturnie kraty też niewiele pomogą. - uśmiechnął się wilczo, zamierzając stworzyć odpowiednie wrażenie. Bott musiał mieć w końcu wrażenie, że zatrudnia do konsultacji prawdziwego profesjonalistę.
-A te pożary lodziarni i poprzedniej cukierni? - drążył, nie dając za wygraną. Nie zniósł starcia z tłuczkami tylko po to, by teraz przytakiwać Bertiemu na każde jego, naiwne zresztą, słowo. -Może i zabezpieczasz pieniądze, ale powinieneś zadbać o zabezpieczenie całej cukierni. - podkreślił.
Westchnął i włożył ręce do kieszeni. Ten Bott był na tyle prostolinijny, że chyba musiał zdobyć się na szczerość.
-To, w grudniu, to nie byliśmy my. - podkreślił, spoglądając na chłopaka uważnie. -Nokturn nie robi takich rzeczy. Ale młode pokolenie z naszej ulicy szaleje, zbyt często próbują podpalić coś dla zabawy, lub przekonać się, na ile wytrzymałe są takie szyby. Drobny procent, niezauważalna część twoich zysków... a będziesz miał spokój ze wszystkimi zbirami i zbuntowaną młodzieżą ze Śmiertelnego, a nocami ktoś może pilnować twojego biznesu. - zaproponował, klarownie i uczciwie. Na taki układ szło już wielu przedsiębiorców, których nie było stać na wynajęcie lokalu w bezpieczniejszej części Pokątnej i wszyscy wiedzieli, jak to działa. Wszyscy, oprócz tego początkującego w biznesie leszcza, a Daniel właśnie udzielał mu porad biznesowych gratis. Bezpieczeństwo nie spada z nieba za darmo, trzeba na nie sobie zarobić.
Self-made man
- Mhm. Też je wolę. - przyznał, nie dodając już, że zdania są podzielone jak i gusta ludzkie. Zadowolony był, że kolejna osoba lubi jego słodycze i nie marudzi na napad. Choć kim byłby człowiek marudzący na darmowe słodycze, które same pchają się w usta?
Nie wątpił, że na Nokturnie najlepszym ochraniaczem musi być reputacja właściciela sklepu. Na Pokątnej raczej żaden właściciel nie miał reputacji która odstraszałaby ewentualnych włamywaczy. A więcej o tamtejszych sposobach ochrony Bertie wiedzieć chyba nie chciał. Mimo wszystko nie zamierzał babrać się w czymkolwiek powiązanym z czarną magią, a zapewne właśnie z tym wiążą się owe techniki.
- Są inni klienci, inne towary i inne osoby chętne na ewentualne włamanie. Więc nie przełoży się tego raczej. - odpowiedział jedynie. - Nie wątpię, że najsilniejsze metody ochrony nie są do końca zgodne z prawem, a tak daleko raczej bym się nie posunął.
Dodał po krótkim namyśle. Nie chciał ściągać na siebie uwagi i robić sobie dodatkowe problemy. Tym bardziej, że wychodził z założenia, że jeśli coś jest nielegalne to nie bez powodu. A spowodowanie poważnego wypadku z udziałem jakiegoś przypadkowego człowieka... cóż. Chyba wolał stracić lokal jednak.
- Jakie znasz zaklęcia które ochronią lokal przed czarnomagicznymi zaklęciami, wybuchami, pożarami? - spytał wprost, wywracając przy tym lekko oczami. Nie reagował jak typowy on, o dziwo jego ton był całkiem poważny, co sugerowało dość jasno, że oczekiwał konkretów. - Jak zrobię przed lokalem labirynt to albo nie dotrze żaden klient albo będzie bezużyteczny. Bubonem? Cave Inimicum? Duna? Bez sensu. - pokręcił głową. - Rozważałem czy nie rzucić Salvio Hexii na lokal, ale jak ktoś zaatakuje to i tak to zrobi, a bronienie się czy bronienie miejsca też będzie utrudnione. - wymienił kilka pierwszych zaklęć jakie wpadły mu do głowy. Darował sobie dalszą wyliczankę, bo po postu nie znał zaklęcia, jakie mogłoby pomóc. Rozłożył ręce. - Szukałem. Nie mam pomysłu. Jak jakiś psychol będzie chciał to spali moje babeczki.
Dodał, uśmiechając się lekko przy ostatnim zdaniu.
Dopiero po chwili zrozumiał co dokładnie oferuje mu Daniel. Uśmiechnął się na to lekko.
- Nie sądzę, żeby tamte napaści były sprawką jakichś dzieciaków które chciały się bawić. Sam za wiele o sprawie nie wiem, ale nie tak to brzmiało. - wzruszył ramionami. - W jaki niby sposób zaprowadzasz taki spokój? Jaką masz nad tymi młodszymi pokoleniami władzę?
Spytał dalej z ciekawości, a dokładniej mówiąc, chcąc usłyszeć, czy chodzi o dosłowny characz czy o zastraszenie innej grupy.
Nie wątpił, że na Nokturnie najlepszym ochraniaczem musi być reputacja właściciela sklepu. Na Pokątnej raczej żaden właściciel nie miał reputacji która odstraszałaby ewentualnych włamywaczy. A więcej o tamtejszych sposobach ochrony Bertie wiedzieć chyba nie chciał. Mimo wszystko nie zamierzał babrać się w czymkolwiek powiązanym z czarną magią, a zapewne właśnie z tym wiążą się owe techniki.
- Są inni klienci, inne towary i inne osoby chętne na ewentualne włamanie. Więc nie przełoży się tego raczej. - odpowiedział jedynie. - Nie wątpię, że najsilniejsze metody ochrony nie są do końca zgodne z prawem, a tak daleko raczej bym się nie posunął.
Dodał po krótkim namyśle. Nie chciał ściągać na siebie uwagi i robić sobie dodatkowe problemy. Tym bardziej, że wychodził z założenia, że jeśli coś jest nielegalne to nie bez powodu. A spowodowanie poważnego wypadku z udziałem jakiegoś przypadkowego człowieka... cóż. Chyba wolał stracić lokal jednak.
- Jakie znasz zaklęcia które ochronią lokal przed czarnomagicznymi zaklęciami, wybuchami, pożarami? - spytał wprost, wywracając przy tym lekko oczami. Nie reagował jak typowy on, o dziwo jego ton był całkiem poważny, co sugerowało dość jasno, że oczekiwał konkretów. - Jak zrobię przed lokalem labirynt to albo nie dotrze żaden klient albo będzie bezużyteczny. Bubonem? Cave Inimicum? Duna? Bez sensu. - pokręcił głową. - Rozważałem czy nie rzucić Salvio Hexii na lokal, ale jak ktoś zaatakuje to i tak to zrobi, a bronienie się czy bronienie miejsca też będzie utrudnione. - wymienił kilka pierwszych zaklęć jakie wpadły mu do głowy. Darował sobie dalszą wyliczankę, bo po postu nie znał zaklęcia, jakie mogłoby pomóc. Rozłożył ręce. - Szukałem. Nie mam pomysłu. Jak jakiś psychol będzie chciał to spali moje babeczki.
Dodał, uśmiechając się lekko przy ostatnim zdaniu.
Dopiero po chwili zrozumiał co dokładnie oferuje mu Daniel. Uśmiechnął się na to lekko.
- Nie sądzę, żeby tamte napaści były sprawką jakichś dzieciaków które chciały się bawić. Sam za wiele o sprawie nie wiem, ale nie tak to brzmiało. - wzruszył ramionami. - W jaki niby sposób zaprowadzasz taki spokój? Jaką masz nad tymi młodszymi pokoleniami władzę?
Spytał dalej z ciekawości, a dokładniej mówiąc, chcąc usłyszeć, czy chodzi o dosłowny characz czy o zastraszenie innej grupy.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uniósł brwi, nagle nieco poirytowany. Słowa Bertiego na moment przeniosły go w czasie do Sylwestra, gdy pewna dziewczyna osądziła go (bo tym chyba były jej słowa, wstrętnym osądem?) na samo wspomnienie Nokturnu i przerwała ich taniec po kilkudziesięciu sekundach. Przygryzł lekko wąsa, upominając się w myślach. Miał przecież nie myśleć o Maeve - wypierał ją z głowy przez ponad dekadę i dopiero idiotyczna decyzja by udać się na Sylwestra "Proroka" przypomniała mu o dawnym zauroczeniu.
A teraz nawet kuzyn Matthew Botta od razu kojarzy Nokturn z nielegalnymi sprawkami? Wrr.
-Kto tutaj mówi o nielegalnych metodach? Jesteś początkujący, nie wiesz jak działa tutaj złodziejska scena, ja wiem. Oferuję po prostu pomoc i doświadczenie...nie w złodziejstwie, oczywiście, ale w trzymaniu rzezimieszków na dystans. Mam spore doświadczenie w pracy... w ochronie. - odchrząknął nieco nerwowo, nie do końca wiedząc jak przedstawić swoje "doświadczenie" w pozytywnym świetle.
Wzruszył lekko ramionami, gdy Bertie zaczął wymieniać litanię zaklęć.
-Myślisz zbyt konkretnie i zadaniowo, Bott. - westchnął. -Problem jest inny: jesteś tu nowy, nieobeznany z tutejszymi interesami, młody i miły dla każdego. - wytłumaczył Bertiemu powód swojej wizyty. -To może kusić młodsze pokolenia, tym bardziej, że nie jesteś ulokowany na środku Pokątnej, gdzie korzystałbyś z ochrony lepiej strzeżonych sklepów. Jeśli kogoś nie stać na lepszy lokal lub prywatną ochronę, to przeważnie układa się z nami na Nokturnie, a my dajemy znać reszcie ulicy, że to ktoś "swój." Nie zauważyłbyś nawet procentu, a znacząco ułatwiłoby ci to życie. - nie wierzył, że musi tłumaczyć to tak dosłownie. Zwykle ściąganie haraczu było przykrą koniecznością, o której wiedzieli wszyscy i do nawiązania współpracy wystarczyło kilka zgrabnych aluzji. -Może na pewien czas zostawią cię w spokoju, ze względu na Matta, ale chciałem zaproponować ci gwarancję bezpieczeństwa. - wzruszył ramionami. Cały czas mówił oczywiście o prymitywnych napadach, próbach kradzieży i tym podobnych. Na wzmiankę o czarnej magii, zmarszczył brwi i spojrzał na Botta magicznie.
-Po czym wnioskujesz, że tamte ataki to coś czarnomagicznego? - spytał, przygryzając wąsa. Podpalenia wytrąciły z równowagi nokturnową społeczność i jego samego - ktoś obcy zapuścił się na ich teren i nie wiedzieli dlaczego. Jeśli jakiś fanatyk chciał ukarać jakiegoś szlamoluba, to wystarczyło przecież wynająć zwykłego, lokalnego zbira.
A teraz nawet kuzyn Matthew Botta od razu kojarzy Nokturn z nielegalnymi sprawkami? Wrr.
-Kto tutaj mówi o nielegalnych metodach? Jesteś początkujący, nie wiesz jak działa tutaj złodziejska scena, ja wiem. Oferuję po prostu pomoc i doświadczenie...nie w złodziejstwie, oczywiście, ale w trzymaniu rzezimieszków na dystans. Mam spore doświadczenie w pracy... w ochronie. - odchrząknął nieco nerwowo, nie do końca wiedząc jak przedstawić swoje "doświadczenie" w pozytywnym świetle.
Wzruszył lekko ramionami, gdy Bertie zaczął wymieniać litanię zaklęć.
-Myślisz zbyt konkretnie i zadaniowo, Bott. - westchnął. -Problem jest inny: jesteś tu nowy, nieobeznany z tutejszymi interesami, młody i miły dla każdego. - wytłumaczył Bertiemu powód swojej wizyty. -To może kusić młodsze pokolenia, tym bardziej, że nie jesteś ulokowany na środku Pokątnej, gdzie korzystałbyś z ochrony lepiej strzeżonych sklepów. Jeśli kogoś nie stać na lepszy lokal lub prywatną ochronę, to przeważnie układa się z nami na Nokturnie, a my dajemy znać reszcie ulicy, że to ktoś "swój." Nie zauważyłbyś nawet procentu, a znacząco ułatwiłoby ci to życie. - nie wierzył, że musi tłumaczyć to tak dosłownie. Zwykle ściąganie haraczu było przykrą koniecznością, o której wiedzieli wszyscy i do nawiązania współpracy wystarczyło kilka zgrabnych aluzji. -Może na pewien czas zostawią cię w spokoju, ze względu na Matta, ale chciałem zaproponować ci gwarancję bezpieczeństwa. - wzruszył ramionami. Cały czas mówił oczywiście o prymitywnych napadach, próbach kradzieży i tym podobnych. Na wzmiankę o czarnej magii, zmarszczył brwi i spojrzał na Botta magicznie.
-Po czym wnioskujesz, że tamte ataki to coś czarnomagicznego? - spytał, przygryzając wąsa. Podpalenia wytrąciły z równowagi nokturnową społeczność i jego samego - ktoś obcy zapuścił się na ich teren i nie wiedzieli dlaczego. Jeśli jakiś fanatyk chciał ukarać jakiegoś szlamoluba, to wystarczyło przecież wynająć zwykłego, lokalnego zbira.
Self-made man
- I co zamierzasz robić? Straszyć dzieciaki? A co jeśli ktoś, kto może ci podskoczyć połasi się na kasę jaką mogę tu trzymać? - wzruszył ramionami. Nie doszukiwał się w tym póki co żadnych podtekstów, nie miał do tego powodu i w gruncie rzeczy pewnie by na to poszedł, gdyby nie domysły graniczące z pewnością, że nie z Nokturnem może mieć największe problemy. A Daniel pewnie mógł nastraszyć kilka osób - jasne - ale na pewno nie większość i na pewno nie tę grupę o jaką by mu chodziło.
Dopiero dalsze słowa zaczęły brzmieć jak propozycja haraczu i to brzmiało zdecydowanie mniej ciekawie.
- Czyli zamierzasz chronić mnie tylko przed dzieciakami, czy z tymi którzy mogliby chcieć mnie napaść dzielić się pieniędzmi? Bo obawiam się, że nie stać mnie na opłacenie każdego kogo na Nokturnie mógłbym się bać. - uśmiechnął się lekko, mówiąc przy tym całkiem serio. Większość nokturnowych drabów to ludzie którym Bertie nie zamierzał w żaden sposób podskakiwać.
- Chyba przetestuję po prostu możliwości Matta i poszukam jeszcze w zaklęciach ochronnych. - wzruszył ramionami w ostatecznej odpowiedzi. Nie był przekonany, czy to próba wyciągnięcia od niego pieniędzy, czy Daniel zamierza w mniej przyjemny sposób przekonywać go, że potrzebuje pomocy, ale da sobie czas. Nie, żeby cała sytuacja go nie przerażała - cholera, nie trzeba być jakkolwiek politycznie nastawionym żeby być niebezpiecznym i Bott wiedział, że nie ma sensu zadzierać z ludźmi z Nokturnu.
Nie chciał jednak po prostu zgadzać się na płacenie za coś takiego.
- Nie wiem czy czarnomagiczne. Ale może. Ale lodziarnię prowadzi mój przyjaciel, w cukierni pracowałem przez prawie rok, słyszałem jak to wyglądało z pierwszej ręki i nie brzmi jakby to były dzieciaki chcące kogoś nastraszyć. Trochę za daleko to poszło. - wzruszył ramionami, nie chcąc wysuwać głębszych opinii tutaj. Zaraz na półkach znów był porządek a Bertie rozejrzał się po lokalu. Wszystko jednak było na miejscu.
- Masz ochotę na kawę, czy przyszedłeś tylko w sprawach biznesowych? - spytał jeszcze, chcąc uciąć rozmowę na temat jego opłat już na stałe.
Dopiero dalsze słowa zaczęły brzmieć jak propozycja haraczu i to brzmiało zdecydowanie mniej ciekawie.
- Czyli zamierzasz chronić mnie tylko przed dzieciakami, czy z tymi którzy mogliby chcieć mnie napaść dzielić się pieniędzmi? Bo obawiam się, że nie stać mnie na opłacenie każdego kogo na Nokturnie mógłbym się bać. - uśmiechnął się lekko, mówiąc przy tym całkiem serio. Większość nokturnowych drabów to ludzie którym Bertie nie zamierzał w żaden sposób podskakiwać.
- Chyba przetestuję po prostu możliwości Matta i poszukam jeszcze w zaklęciach ochronnych. - wzruszył ramionami w ostatecznej odpowiedzi. Nie był przekonany, czy to próba wyciągnięcia od niego pieniędzy, czy Daniel zamierza w mniej przyjemny sposób przekonywać go, że potrzebuje pomocy, ale da sobie czas. Nie, żeby cała sytuacja go nie przerażała - cholera, nie trzeba być jakkolwiek politycznie nastawionym żeby być niebezpiecznym i Bott wiedział, że nie ma sensu zadzierać z ludźmi z Nokturnu.
Nie chciał jednak po prostu zgadzać się na płacenie za coś takiego.
- Nie wiem czy czarnomagiczne. Ale może. Ale lodziarnię prowadzi mój przyjaciel, w cukierni pracowałem przez prawie rok, słyszałem jak to wyglądało z pierwszej ręki i nie brzmi jakby to były dzieciaki chcące kogoś nastraszyć. Trochę za daleko to poszło. - wzruszył ramionami, nie chcąc wysuwać głębszych opinii tutaj. Zaraz na półkach znów był porządek a Bertie rozejrzał się po lokalu. Wszystko jednak było na miejscu.
- Masz ochotę na kawę, czy przyszedłeś tylko w sprawach biznesowych? - spytał jeszcze, chcąc uciąć rozmowę na temat jego opłat już na stałe.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Część sklepowa
Szybka odpowiedź