Pracownia
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pracownia
Aby dostać się do pracowni Gwen należy wejść po drabinie wysuwanej z sufitu. Gdy już poczyni się ten trud, oczom odwiedzającego ukazuje się istny chaos. Ta część poddasza wyraźnie od dawna nie była remontowana: na podłodze znajdują się deski, podobnie jak na skośnym dachu. Po lewej stronie pomieszczenia znajdują się stare, poplamione szafki, pełne wszystkiego, co artystce potrzebne jest do tworzenia. Dostęp do nich jest jednak utrudniony w związku z obrazami, które zwykle stoją w naprawdę dużych ilościach, oparte o meble. Wprawdzie w kącie znajduje się specjalny stojak na malunki, jednak dzieła Gwen po prostu przestały się na nim mieścić.
Po prawej stronie znajdują się dwa stare, ale zaskakująco zadbane fotele oraz aktualnie tworzone prace Gwen. Naprzeciwko od wejścia znajdują się zaś drzwi prowadzące do sypialni dziewczyny.
Po prawej stronie znajdują się dwa stare, ale zaskakująco zadbane fotele oraz aktualnie tworzone prace Gwen. Naprzeciwko od wejścia znajdują się zaś drzwi prowadzące do sypialni dziewczyny.
– Och, to nie jest konieczne – odparła z profesjonalnym uśmiechem na ustach. Wprawdzie fotografie naprawdę ułatwiły by jej pracę, ale nie potrzebowała ich, aby wykonać zlecenie.
Wysłuchawszy kolejnych słów Steffena, pokiwała głową.
– Przydałyby się, byłabym wdzięczna. Na pewno są do siebie trochę podobni… to dałoby mi jakąś bazę do rysunków. Poza tym… chyba poszłabym w uproszczone ilustracje, tak aby przypadkiem ktoś się nie obraził. Chociaż „Czarownica” mogłaby zatrudniać jakiś fotografów. Mugolskie gazety tak robią. Gwiazdy czasem chętnie pozują… O, można byłoby zrobić rubrykę „dama miesiąca” i przedstawiać jakąś lady wraz z sesją zdjęciową! – podzieliła się swoim pomysłem. Co prawda sama nie była profesjonalnym fotografem, ale jako czytelniczka pisma chętnie dowiedziałaby się czegoś o codziennym życiu szlachty. Miała na ten temat mało źródeł, a to mogłoby ułatwić i jej, i innym gorzej urodzonym czarownicą senne marzenia na temat życia jak z bajki.
Słuchała instrukcji Steffena, kiwając głową i tworząc początkowy szkic, regularnie pytając się, czy lady Selwyn ma wyglądać właśnie tak i czy przypadkiem nie ma zbyt długiego nosa. Wydawało jej się, że kojarzy to nazwisko. Czy ta dziewczyna nie chodziła z nią przypadkiem do szkoły? Gwen miała wrażenie, że pamięta jej twarz. Próbowała więc połączyć instrukcje chłopaka z tym, co podpowiadały jej wspomnienia. Mimo pewnego uproszczenia ilustracji, lady Selwyn chyba całkiem siebie przypominała. Rosiera zaś nie kojarzyła. Choć spotkała Mathieu jakiś czas temu to szlachcic nie przedstawił jej się ani z imienia, ani nazwiska, dlatego jego portret rysowała w pełni z własnej interpretacji słów Cattermole. Ilustracja powinna więc zadowolić Steffena. Piękna lady Selwyn, delikatna i powabna stała po prawej stronie kartki. Mathieu, z dużymi jak u żaby oczami i ostrymi, smoczymi rysami twarzy spoglądał na swoją wybrankę raczej jak na kąsek do zjedzenia, niż damę swojego serca.
– Tak ma to wyglądać? – spytała. – Jakie mają kolory włosów… oczu? – dopytała, czekając na dalsze instrukcje. – Chociaż skoro go nie widziałeś… to może lepiej byłoby znaleźć jakieś zdjęcie? Wiesz, szlachcice chyba są przeczuleni na punkcie swojego wyglądu, a lord Rosier chyba nie wygląda tu najlepiej. Mógłby się obrazić.
Nie znała go i jego samopoczucie było dla panny Grey obojętne, ale wolała nie dostać pozwu bądź kary od „Czarownicy” już po wykonaniu pierwszego zlecenia.
Wysłuchawszy kolejnych słów Steffena, pokiwała głową.
– Przydałyby się, byłabym wdzięczna. Na pewno są do siebie trochę podobni… to dałoby mi jakąś bazę do rysunków. Poza tym… chyba poszłabym w uproszczone ilustracje, tak aby przypadkiem ktoś się nie obraził. Chociaż „Czarownica” mogłaby zatrudniać jakiś fotografów. Mugolskie gazety tak robią. Gwiazdy czasem chętnie pozują… O, można byłoby zrobić rubrykę „dama miesiąca” i przedstawiać jakąś lady wraz z sesją zdjęciową! – podzieliła się swoim pomysłem. Co prawda sama nie była profesjonalnym fotografem, ale jako czytelniczka pisma chętnie dowiedziałaby się czegoś o codziennym życiu szlachty. Miała na ten temat mało źródeł, a to mogłoby ułatwić i jej, i innym gorzej urodzonym czarownicą senne marzenia na temat życia jak z bajki.
Słuchała instrukcji Steffena, kiwając głową i tworząc początkowy szkic, regularnie pytając się, czy lady Selwyn ma wyglądać właśnie tak i czy przypadkiem nie ma zbyt długiego nosa. Wydawało jej się, że kojarzy to nazwisko. Czy ta dziewczyna nie chodziła z nią przypadkiem do szkoły? Gwen miała wrażenie, że pamięta jej twarz. Próbowała więc połączyć instrukcje chłopaka z tym, co podpowiadały jej wspomnienia. Mimo pewnego uproszczenia ilustracji, lady Selwyn chyba całkiem siebie przypominała. Rosiera zaś nie kojarzyła. Choć spotkała Mathieu jakiś czas temu to szlachcic nie przedstawił jej się ani z imienia, ani nazwiska, dlatego jego portret rysowała w pełni z własnej interpretacji słów Cattermole. Ilustracja powinna więc zadowolić Steffena. Piękna lady Selwyn, delikatna i powabna stała po prawej stronie kartki. Mathieu, z dużymi jak u żaby oczami i ostrymi, smoczymi rysami twarzy spoglądał na swoją wybrankę raczej jak na kąsek do zjedzenia, niż damę swojego serca.
– Tak ma to wyglądać? – spytała. – Jakie mają kolory włosów… oczu? – dopytała, czekając na dalsze instrukcje. – Chociaż skoro go nie widziałeś… to może lepiej byłoby znaleźć jakieś zdjęcie? Wiesz, szlachcice chyba są przeczuleni na punkcie swojego wyglądu, a lord Rosier chyba nie wygląda tu najlepiej. Mógłby się obrazić.
Nie znała go i jego samopoczucie było dla panny Grey obojętne, ale wolała nie dostać pozwu bądź kary od „Czarownicy” już po wykonaniu pierwszego zlecenia.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Ucieszył się, że Gwen nie potrzebuje aktualnych zdjęć, bo nie wyobrażał sobie szczura z aparatemf fotograficznym. A szpiegowanie w ludzkiej postaci było tak niepraktyczne! Na szczęście, panna Grey naprawdę była mistrzynią w swoim fachu, w dodatku pomysłową.
-Tak myślisz? Hm, nie wiem czy zgodziłyby się pozować tak chętnie, ale można by spróbować... - uznał z powątpiewaniem. Wadą "Czarownicy" było to, że wszyscy uwielbiali ją czytać, ale pod stołem. Niektórym, zwłaszcza mężczyznom, nie wypadało się do tego przyznawać. A cóż może uczynić lady bez zgody swojego męża lub ojca?
Nachylał się nad rysującą Gwen, albo gorliwie kiwając głową, albo dając jej kolejne wskazówki. Gdy skończyła, omal nie przetarł oczu ze zdumienia, absolutnie zachwycony efektem - był komiczny, ale (w miarę) subtelny, dokładnie taki o jaki mu chodziło!
-Gwen, jesteś mistrzynią! Co za talent, co za styl! - zachwycił się śliczną Isabellą, a żabio-smoczy Mathieu wyjątkowo poprawił mu humor. -Tak, dokładnie tak ich sobie wyobrażałem!
Rozradowany, przeszedł do kolejnych detali:
-Lady Isabella ma jasne oczy i złociste włosy, wygląda jak prawdziwa księżniczka, lepiej niż wila... - rozmarzył się. -A co do lorda to...uhm, nie wiem... - odchrząknął nerwowo, nie przyznając się, że nigdy nie widział Mathieu na żywo. Na słowa Gwen, mina mu zrzedła. W głębi serca chciał dopuścić do druku Mathieu-żabola i chociaż w ten symboliczny sposób upokorzyć rywala. Rozsądek podpowiadał mu jednak, że dziewczyna ma rację. Nie mógł sabotować własnej kariery i nie miał prawa szargać jej nazwiska, skoro nie zgadzała się na anonimowość.
-Ech, gdybyś miała pseudonim to nie musiałabyś się tak przejmować... - zaproponował jej raz jeszcze, nie rozumiejąc, skąd bierze się w niej takie przywiązanie do własnego nazwiska. -Ale masz rację, spróbuję...znaleźć jakieś zdjęcia. Mogę ci je wysłać sową? - przyznał markotnie. -Nie wiem, czy pokazywał się sporo publicznie, ale jego kuzyn jest nestorem, więc zawsze możesz oprzeć trochę wygląd na lordzie Tristanie.
-Tak myślisz? Hm, nie wiem czy zgodziłyby się pozować tak chętnie, ale można by spróbować... - uznał z powątpiewaniem. Wadą "Czarownicy" było to, że wszyscy uwielbiali ją czytać, ale pod stołem. Niektórym, zwłaszcza mężczyznom, nie wypadało się do tego przyznawać. A cóż może uczynić lady bez zgody swojego męża lub ojca?
Nachylał się nad rysującą Gwen, albo gorliwie kiwając głową, albo dając jej kolejne wskazówki. Gdy skończyła, omal nie przetarł oczu ze zdumienia, absolutnie zachwycony efektem - był komiczny, ale (w miarę) subtelny, dokładnie taki o jaki mu chodziło!
-Gwen, jesteś mistrzynią! Co za talent, co za styl! - zachwycił się śliczną Isabellą, a żabio-smoczy Mathieu wyjątkowo poprawił mu humor. -Tak, dokładnie tak ich sobie wyobrażałem!
Rozradowany, przeszedł do kolejnych detali:
-Lady Isabella ma jasne oczy i złociste włosy, wygląda jak prawdziwa księżniczka, lepiej niż wila... - rozmarzył się. -A co do lorda to...uhm, nie wiem... - odchrząknął nerwowo, nie przyznając się, że nigdy nie widział Mathieu na żywo. Na słowa Gwen, mina mu zrzedła. W głębi serca chciał dopuścić do druku Mathieu-żabola i chociaż w ten symboliczny sposób upokorzyć rywala. Rozsądek podpowiadał mu jednak, że dziewczyna ma rację. Nie mógł sabotować własnej kariery i nie miał prawa szargać jej nazwiska, skoro nie zgadzała się na anonimowość.
-Ech, gdybyś miała pseudonim to nie musiałabyś się tak przejmować... - zaproponował jej raz jeszcze, nie rozumiejąc, skąd bierze się w niej takie przywiązanie do własnego nazwiska. -Ale masz rację, spróbuję...znaleźć jakieś zdjęcia. Mogę ci je wysłać sową? - przyznał markotnie. -Nie wiem, czy pokazywał się sporo publicznie, ale jego kuzyn jest nestorem, więc zawsze możesz oprzeć trochę wygląd na lordzie Tristanie.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przekręciła głowę, myśląc nad słowami Steffena.
– Może gdyby pisać o ich wielkim sercu i działalności charytatywnej… Każdy lubi być przedstawiany w dobrym świetle, prawda? – stwierdziła roztropnie. Gdyby była na miejscu bogatej i rozpieszczonej lady na pewno nie dałaby spocząć nestorowi, dopóki ten nie pozwoliłby jej wziąć udział w całym przedsięwzięciu. Przecież kobieta powinna godnie reprezentować swoją rodzinę, skoro właściwie nie może niczego ponad to! A czytelnicy byliby zachwyceni.
Zaśmiała się, słysząc zachwyty Steffena. Wiedziała, jak posługiwać się ołówkiem i pędzlem: to w końcu była jej praca. Mimo wszystko, zawsze było jednak widzieć, że innym podobają się jej mniejsze i większe dzieła. Tworzyła przede wszystkim dla samej siebie, ale obserwowanie innych, w jakikolwiek sposób poruszonych jej pracami, sprawiało jej nie mniejszą radość.
– Dziękuję – powiedziała, zerkając na powstały szkic: nie był doskonały, ale i jej podobał jej się aktualny efekt. Choć na pewno jeszcze by nad nim popracowała. Kilka minut, ze Streffenem pochylającym się nad jej ramieniem, to było zdecydowanie za mało, aby stworzyć dzieło sztuki.
– Chyba dobrze znasz tę Isabellę? Nie zakochałeś się w niej przypadkiem? – rzuciła z chichotem w głosie, nie mając go jednak zamiaru o nic na poważnie posądzać. Zaczęła czuć się przy Cattermole coraz swobodniej.
Sięgnęła po leżące obok kredki i zaczęła mniej więcej zaznaczać kolorystykę, tak by ta później nie wypadła mi z głowy.
Wzięła głęboki oddech, spoglądając to na Steffena, to na swoją pracę.
– Mam pseudonim. W mugolskim świecie – przyznała. – W jednym chyba wystarczy. – Uśmiechnęła się w stronę chłopaka. Nie mogła przecież wszędzie się ukrywać. Niemagicznym nie mogła powiedzieć o swoim darze, ukrywała więc także swoją prawdziwą tożsamość, przynajmniej jako artystka. Tylko ci, którzy poznali ją prywatnie, bądź bardzo interesowali się jej twórczością mieli świadomość, jak naprawdę się nazywa. W magicznym świecie zdecydowała, że spróbuje być sobą… i mimo pewnych przeciwności losu, to jak na razie działało.
– Wyślij co tylko masz, wszystko się przyda. Im więcej mam materiałów, tym lepszy będzie efekt końcowy. Ile potrzebujesz ilustracji? Do kiedy mam je dostarczyć?
Zadała Steffenowi jeszcze kilka kluczowych pytań, sięgając po kawałek papieru, na którym miała zamiar wszystko skrupulatnie wynotować. Mogła być dość chaotyczna, ale zlecenia zawsze starała się wykonywać jak najdokładniej.
– Może gdyby pisać o ich wielkim sercu i działalności charytatywnej… Każdy lubi być przedstawiany w dobrym świetle, prawda? – stwierdziła roztropnie. Gdyby była na miejscu bogatej i rozpieszczonej lady na pewno nie dałaby spocząć nestorowi, dopóki ten nie pozwoliłby jej wziąć udział w całym przedsięwzięciu. Przecież kobieta powinna godnie reprezentować swoją rodzinę, skoro właściwie nie może niczego ponad to! A czytelnicy byliby zachwyceni.
Zaśmiała się, słysząc zachwyty Steffena. Wiedziała, jak posługiwać się ołówkiem i pędzlem: to w końcu była jej praca. Mimo wszystko, zawsze było jednak widzieć, że innym podobają się jej mniejsze i większe dzieła. Tworzyła przede wszystkim dla samej siebie, ale obserwowanie innych, w jakikolwiek sposób poruszonych jej pracami, sprawiało jej nie mniejszą radość.
– Dziękuję – powiedziała, zerkając na powstały szkic: nie był doskonały, ale i jej podobał jej się aktualny efekt. Choć na pewno jeszcze by nad nim popracowała. Kilka minut, ze Streffenem pochylającym się nad jej ramieniem, to było zdecydowanie za mało, aby stworzyć dzieło sztuki.
– Chyba dobrze znasz tę Isabellę? Nie zakochałeś się w niej przypadkiem? – rzuciła z chichotem w głosie, nie mając go jednak zamiaru o nic na poważnie posądzać. Zaczęła czuć się przy Cattermole coraz swobodniej.
Sięgnęła po leżące obok kredki i zaczęła mniej więcej zaznaczać kolorystykę, tak by ta później nie wypadła mi z głowy.
Wzięła głęboki oddech, spoglądając to na Steffena, to na swoją pracę.
– Mam pseudonim. W mugolskim świecie – przyznała. – W jednym chyba wystarczy. – Uśmiechnęła się w stronę chłopaka. Nie mogła przecież wszędzie się ukrywać. Niemagicznym nie mogła powiedzieć o swoim darze, ukrywała więc także swoją prawdziwą tożsamość, przynajmniej jako artystka. Tylko ci, którzy poznali ją prywatnie, bądź bardzo interesowali się jej twórczością mieli świadomość, jak naprawdę się nazywa. W magicznym świecie zdecydowała, że spróbuje być sobą… i mimo pewnych przeciwności losu, to jak na razie działało.
– Wyślij co tylko masz, wszystko się przyda. Im więcej mam materiałów, tym lepszy będzie efekt końcowy. Ile potrzebujesz ilustracji? Do kiedy mam je dostarczyć?
Zadała Steffenowi jeszcze kilka kluczowych pytań, sięgając po kawałek papieru, na którym miała zamiar wszystko skrupulatnie wynotować. Mogła być dość chaotyczna, ale zlecenia zawsze starała się wykonywać jak najdokładniej.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
-Dobry pomysł! - przytaknął, mile zaskoczony burzą mózgów na tym spotkaniu. W muzeum Gwen dała mu się poznać jako skupiona na swej pracy przewodniczki profesjonalistka i trudno było mu zmienić temat podczas jej oprowadzania. A potem wydało się jego "małe" kłamstwo i wszystko zepsuł. Teraz Gwen była weselsza, śmielsza i wkładała całą energię w myślenie nad "Czarownicą", co interesowało Steffka o wiele bardziej od mugolskiej sztuki.
...w dodatku zrobiła się na tyle śmiała, że niechcący (?) trafiła w czuły punkt Steffena. Tak bardzo było to po nim widać? Zaniepokojony, zarumienił się gwałtownie.
-Co? Ja? W niej? - wydukał, kupując sobie czas. -Skądże, dziennikarze nie powinni kochać się w szlachciankach. - żachnął się. Co za wstyd!
Spostrzegawcza Gwen mogła jednak dostrzec nerwowość w jego ruchach i wyjątkowo smutny wyraz jego oczu.
-Um... no niby tak, ale jeśli lękasz się czy arystokratom spodobają się rysunki, to pod pseudonimem byłabyś bezpieczniejsza... Ja piszę pod pseudonimem. - wzruszył ramionami z uśmiechem wujka dobrej rady.
-Najlepiej jakieś 5-6 ilustracji, jedną dużą i kilka małych. Tą największą mogą być Isabella i Mathieu, bo są jak na razie najgorętszą...uh...parą.-bleeeeeeeergh.
-Dasz radę na za dwa tygodnie? - uśmiechnął się pogodnie, bo może i nie szło mu w miłości, ale coraz lepiej szło mu w pracy.
-W ogóle, jeśli masz czas na więcej ilustracji, to mógłbym skontaktować cię z redaktorką "Czarownicy". Przyda nam się świeża kreska, a oprócz mojego, jest jeszcze kilka artykułów do zilustrowania. - zaproponował spontanicznie. Obecna ilustratorka nie była cóż, najlepsza, a w dodatku narzekała na nawał obowiązków i nie nadążała z ilustracjami. Gwen była zdolna, pracowita i mogłaby ją odciążyć, a Steff ucieszyłby się, mogąc pracować z panną Grey regularnie.
-Przyślij rysunki do redakcji, wtedy od razu je zobaczy i zdecyduje, czy chciałaby z tobą współpracować przy innych artykułach. - zaproponował w kwestiach organizacyjnych. Zlecił ilustracje, ale ich rozmieszczenie i wydrukowanie było już poza jego kontrolą.
-Dzięki za pomoc! - zapewnił jeszcze raz. Co prawda, była to płatna pomoc, ale i tak cieszył się jak dziecko z tych ładnych rysunków.
...w dodatku zrobiła się na tyle śmiała, że niechcący (?) trafiła w czuły punkt Steffena. Tak bardzo było to po nim widać? Zaniepokojony, zarumienił się gwałtownie.
-Co? Ja? W niej? - wydukał, kupując sobie czas. -Skądże, dziennikarze nie powinni kochać się w szlachciankach. - żachnął się. Co za wstyd!
Spostrzegawcza Gwen mogła jednak dostrzec nerwowość w jego ruchach i wyjątkowo smutny wyraz jego oczu.
-Um... no niby tak, ale jeśli lękasz się czy arystokratom spodobają się rysunki, to pod pseudonimem byłabyś bezpieczniejsza... Ja piszę pod pseudonimem. - wzruszył ramionami z uśmiechem wujka dobrej rady.
-Najlepiej jakieś 5-6 ilustracji, jedną dużą i kilka małych. Tą największą mogą być Isabella i Mathieu, bo są jak na razie najgorętszą...uh...parą.-bleeeeeeeergh.
-Dasz radę na za dwa tygodnie? - uśmiechnął się pogodnie, bo może i nie szło mu w miłości, ale coraz lepiej szło mu w pracy.
-W ogóle, jeśli masz czas na więcej ilustracji, to mógłbym skontaktować cię z redaktorką "Czarownicy". Przyda nam się świeża kreska, a oprócz mojego, jest jeszcze kilka artykułów do zilustrowania. - zaproponował spontanicznie. Obecna ilustratorka nie była cóż, najlepsza, a w dodatku narzekała na nawał obowiązków i nie nadążała z ilustracjami. Gwen była zdolna, pracowita i mogłaby ją odciążyć, a Steff ucieszyłby się, mogąc pracować z panną Grey regularnie.
-Przyślij rysunki do redakcji, wtedy od razu je zobaczy i zdecyduje, czy chciałaby z tobą współpracować przy innych artykułach. - zaproponował w kwestiach organizacyjnych. Zlecił ilustracje, ale ich rozmieszczenie i wydrukowanie było już poza jego kontrolą.
-Dzięki za pomoc! - zapewnił jeszcze raz. Co prawda, była to płatna pomoc, ale i tak cieszył się jak dziecko z tych ładnych rysunków.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oczy Gwen otwarły się szeroko. Rudowłosa zachichotała, zakrywając usta dłonią.
– Ty JESTEŚ w niej zakochany! – stwierdziła oczywisty już dla samej siebie fakt. – To chyba trzeba ją odbić temu żabiemu arystokracie? Może faktycznie to powinno pójść do druku w takiej formie… – myślała na głos, mówiąc pół żartem, pół serio, unosząc szkic do góry i przyglądając mu się uważnie w przerysowany sposób. Po chwili zerknęła kątem oka w stronę Steffena, unosząc brew.
Jej samej zauroczenie w żonatym szlachcicu jeszcze nie przeszło… Ale Steffen był w lepszej pozycji, niż ona. Nie miała pojęcia, czy Isabella cokolwiek czuje w stosunku do Mathieu (w przypadku szlachty… cóż, różnie to bywało), ale przecież nie była jeszcze żoną. Nie miała na utrzymaniu rodziny. Wszystko mogło się jeszcze zmienić, choć rudowłosa czarownica nie była też w pozycji do wydawania wyroków. Właściwie nie znała lady Selwyn i nie miała pojęcia, czego można się po niej spodziewać.
Zauroczenia w szlachcie zauroczeniami, ale mimo wszystko, spotkali się tu po to, by pracować. Gwen wysłuchała Steffena, kiwając głową.
– Nie, wolę być znana pod swoim imieniem. Z jednej strony… nie ważne, jak mówią, ważne by mówili, prawda? A sztuka jest bardzo indywidualna, i tak nie trafię w gusta wszystkich – Wzruszyła ramionami. Tak długo, jak nie będzie dostawała poważnych, karalnych pogróżek, tak długo nie miała nic przeciwko krytyce jej prac. – Jasne, to jest do zrobienia. Tylko prześlij mi wszystko jak najprędzej – dodała.
Skinęła głową.
– Właściwie czemu nie? Jeśli naczelna będzie zadowolona z tych prac… gdybym dostała gwarancję stałych zleceń mogłabym zrezygnować z pracy w muzeum – powiedziała z uśmiechem. Lubiła to miejsce, ale naprawdę wolałaby w pełni skupić się na tworzeniu, a nie oprowadzeniu wycieczek. – Tak zrobię, podeślę je, jak tylko skończę. Zapiszesz mi tylko adres redakcji? O tutaj?
Podała Steffenowi kartkę i naostrzony ołówek. Gdy chłopak zapisał adres, schowała karteczkę do leżącego nieopodal notatnika. Później wszystko przepisze w adekwatne miejsce. Starała się trzymać takie dane w jednym miejscu, aby nie mieć problemów z szybkim znalezieniem istotnych informacji.
– Nie ma za co – powiedziała z uśmiechem, wzruszając ramionami.
– Ty JESTEŚ w niej zakochany! – stwierdziła oczywisty już dla samej siebie fakt. – To chyba trzeba ją odbić temu żabiemu arystokracie? Może faktycznie to powinno pójść do druku w takiej formie… – myślała na głos, mówiąc pół żartem, pół serio, unosząc szkic do góry i przyglądając mu się uważnie w przerysowany sposób. Po chwili zerknęła kątem oka w stronę Steffena, unosząc brew.
Jej samej zauroczenie w żonatym szlachcicu jeszcze nie przeszło… Ale Steffen był w lepszej pozycji, niż ona. Nie miała pojęcia, czy Isabella cokolwiek czuje w stosunku do Mathieu (w przypadku szlachty… cóż, różnie to bywało), ale przecież nie była jeszcze żoną. Nie miała na utrzymaniu rodziny. Wszystko mogło się jeszcze zmienić, choć rudowłosa czarownica nie była też w pozycji do wydawania wyroków. Właściwie nie znała lady Selwyn i nie miała pojęcia, czego można się po niej spodziewać.
Zauroczenia w szlachcie zauroczeniami, ale mimo wszystko, spotkali się tu po to, by pracować. Gwen wysłuchała Steffena, kiwając głową.
– Nie, wolę być znana pod swoim imieniem. Z jednej strony… nie ważne, jak mówią, ważne by mówili, prawda? A sztuka jest bardzo indywidualna, i tak nie trafię w gusta wszystkich – Wzruszyła ramionami. Tak długo, jak nie będzie dostawała poważnych, karalnych pogróżek, tak długo nie miała nic przeciwko krytyce jej prac. – Jasne, to jest do zrobienia. Tylko prześlij mi wszystko jak najprędzej – dodała.
Skinęła głową.
– Właściwie czemu nie? Jeśli naczelna będzie zadowolona z tych prac… gdybym dostała gwarancję stałych zleceń mogłabym zrezygnować z pracy w muzeum – powiedziała z uśmiechem. Lubiła to miejsce, ale naprawdę wolałaby w pełni skupić się na tworzeniu, a nie oprowadzeniu wycieczek. – Tak zrobię, podeślę je, jak tylko skończę. Zapiszesz mi tylko adres redakcji? O tutaj?
Podała Steffenowi kartkę i naostrzony ołówek. Gdy chłopak zapisał adres, schowała karteczkę do leżącego nieopodal notatnika. Później wszystko przepisze w adekwatne miejsce. Starała się trzymać takie dane w jednym miejscu, aby nie mieć problemów z szybkim znalezieniem istotnych informacji.
– Nie ma za co – powiedziała z uśmiechem, wzruszając ramionami.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Steffen zarumienił się gwałtownie, rozdziawiając zarazem usta na to błyskotliwe i przenikliwe spostrzeżenie Gwen. Ruda zaczynała w nim wzbudzać przerażenie - najpierw przejrzała jego drobne kłamstewka, a teraz sięgnęła do najgłębszego sekretu jego złamanego serca.
-C..cooo? Nie! Skąd ci to przyszło do głowy? - zaprotestował gwałtownie, ale szybko zorientował się, że nie ma sensu się wypierać. -A nawet jeśli....tak, to to nic nie zmienia, jestem p...profesjonalnym dziennikarzem i nie mam szans z jakimś...hodowcą smoków... - prychnął, spuszczając głowę.
Słuchał Gwen już tylko jednym uchem, pobladły i zmartwiony, że jego sekret się wydał.
-Jasne, prześlę. - kiwał tylko nieobecnie głową, obiecując dalszą współpracę w kontekście zlecenia. Które było zresztą owocne i zapowiadało się naprawdę wspaniale, więc powinien potraktować Gwen fair i zachować się profesjonalnie. Był jej to winien, szczególnie, że ich współpraca mogła jej otworzyć drzwi do nowej pracy i rozwoju własnej kariery. Dlatego uwaga o naczelnej na nowo przywróciła go do rzeczywistości. Zdołał odpędzić myśli o pięknej Isabelli i na powrót skupić uwagę na słowach Gwendolyn.
-Więc byłabyś zainteresowana pracą na stałe?! Wspaniale! - klasnął w dłonie, ożywiony. Podchodził do sprawy nieco egoistycznie, bo szczerze wolał kreskę Gwen od stylu obecnej ilustratorki "Czarownicy". Uważał, że to ilustracje panny Grey lepiej pasują do jego artykułów. No i gdyby zajęła się pracą dla "Czarownicy" na poważnie, to pracowałby z kimś kto co prawda go trochę przerażał, ale nie irytował.
-To jej adres... - w pośpiechu zapisał wszystko na podsuniętej mu kartce. -Skoro jesteś zainteresowana, to polecę cię jej osobiście, gdy tylko wyślę jej artykuł! - obiecał. Trochę spóźniał się z ostatnią kroniką, więc głupio byłoby kontaktować się z naczelną przed wypełnieniem obowiązków - naiwnie liczył, że zapomniała o jego opóźnieniu.
Ustalili już chyba wszystko, co konieczne, a Steffen nie chciał zostawać tutaj dłużej, niż to potrzebne. Szczerze lubił Gwen i normalnie chętnie by z nią porozmawiał, ale bał się kłopotliwych pytań o Isabellę. Pożegnał się więc pośpiesznie i uciekł leczyć złamane serce.
/zt
-C..cooo? Nie! Skąd ci to przyszło do głowy? - zaprotestował gwałtownie, ale szybko zorientował się, że nie ma sensu się wypierać. -A nawet jeśli....tak, to to nic nie zmienia, jestem p...profesjonalnym dziennikarzem i nie mam szans z jakimś...hodowcą smoków... - prychnął, spuszczając głowę.
Słuchał Gwen już tylko jednym uchem, pobladły i zmartwiony, że jego sekret się wydał.
-Jasne, prześlę. - kiwał tylko nieobecnie głową, obiecując dalszą współpracę w kontekście zlecenia. Które było zresztą owocne i zapowiadało się naprawdę wspaniale, więc powinien potraktować Gwen fair i zachować się profesjonalnie. Był jej to winien, szczególnie, że ich współpraca mogła jej otworzyć drzwi do nowej pracy i rozwoju własnej kariery. Dlatego uwaga o naczelnej na nowo przywróciła go do rzeczywistości. Zdołał odpędzić myśli o pięknej Isabelli i na powrót skupić uwagę na słowach Gwendolyn.
-Więc byłabyś zainteresowana pracą na stałe?! Wspaniale! - klasnął w dłonie, ożywiony. Podchodził do sprawy nieco egoistycznie, bo szczerze wolał kreskę Gwen od stylu obecnej ilustratorki "Czarownicy". Uważał, że to ilustracje panny Grey lepiej pasują do jego artykułów. No i gdyby zajęła się pracą dla "Czarownicy" na poważnie, to pracowałby z kimś kto co prawda go trochę przerażał, ale nie irytował.
-To jej adres... - w pośpiechu zapisał wszystko na podsuniętej mu kartce. -Skoro jesteś zainteresowana, to polecę cię jej osobiście, gdy tylko wyślę jej artykuł! - obiecał. Trochę spóźniał się z ostatnią kroniką, więc głupio byłoby kontaktować się z naczelną przed wypełnieniem obowiązków - naiwnie liczył, że zapomniała o jego opóźnieniu.
Ustalili już chyba wszystko, co konieczne, a Steffen nie chciał zostawać tutaj dłużej, niż to potrzebne. Szczerze lubił Gwen i normalnie chętnie by z nią porozmawiał, ale bał się kłopotliwych pytań o Isabellę. Pożegnał się więc pośpiesznie i uciekł leczyć złamane serce.
/zt
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gwen spojrzała na Steffena, przekrzywiając głowę. Co on wygadywał? Panika chłopaka była niezrozumiała dla dziewczyny. Z przyjacielskiego przekomarzania przeszli w sytuację, w której Cattermole był najzwyczajniej w świecie przerażony. W Gwen wywołało to tak potężne zdziwienie, że dziewczyna mogła co najwyżej siedzieć i po prostu się na niego gapić.
Dopiero po chwili odzyskała głos.
– Steffen? Co cię trafiło? – spytała ze zmarszczonymi brawami.
Już miała zapewniać, że miłość nie zna granic. Dopytywać, jak wygląda jego relacja z Isabellą i jak naprawdę mogłaby pomóc. Jeśli widziałaby sens w tym związku, naprawdę nie wahałaby się pomóc. Cattermole wyraźnie nie czuł się zbyt pewnie przy kobietach (o czym przekonała się już wcześniej) i Gwen była przekonana, że kilka ciepłych słów mogłoby mu pomóc. Szczur jednak nie chciał pomocy, prędko zmieniając temat. Bezustannie był jednak nerwowy. Rudowłosa nie chciała go więcej stresować, dlatego zarzuciła temat i z trudem przeszła do zlecenia. Chwilowo jednak nie była w nastroju na dalsze szkice.
– Byłoby fajnie… – mruknęła, dalej nieco zbita z tropu. Mówiła jednak zupełnie szczerze. Jeśli „Czarownica” ją chciała, mogła rzucić pracę w muzeum w każdej chwili. Byleby miała gwarancje, że uda jej się opłacić wszystkie rachunki na czas. Była w końcu samotną, młodziutką kobietą i samodzielne utrzymanie nie zawsze było proste. Zwłaszcza, że miała pod swoją opieką psa i sowę. Może i nie były to dzieci, ale czasu i pieniędzy też wymagały.
Zaczekała, aż Steffen zapisze adres.
– Dziękuję, na pewno was tam odwiedzę – powiedziała z delikatnym uśmiechem. – Może nawet odniosę te pracę osobiście? – spytała nieco retorycznie.
Steffen postanowił wybyć z jej domu szybciej, niż to było potrzebne. Wyraźnie wciąż był speszony. Gdy drzwi za nim się zamknęły, Gwen nie wiedziała co myśleć o nowym koledze. Z jednej strony miał w sobie coś śmiałego, był też w tym wszystkim całkiem zabawny i zdecydowanie nieszkodliwy. Z drugiej, wyraźnie wstydził się dziewczyn, a swoich pochopnych czynów prędko żałował. No i kłamcą to był chyba gorszym od niej samym! Choć kto wie, może to po prostu kobiecy urok?
| zt
Dopiero po chwili odzyskała głos.
– Steffen? Co cię trafiło? – spytała ze zmarszczonymi brawami.
Już miała zapewniać, że miłość nie zna granic. Dopytywać, jak wygląda jego relacja z Isabellą i jak naprawdę mogłaby pomóc. Jeśli widziałaby sens w tym związku, naprawdę nie wahałaby się pomóc. Cattermole wyraźnie nie czuł się zbyt pewnie przy kobietach (o czym przekonała się już wcześniej) i Gwen była przekonana, że kilka ciepłych słów mogłoby mu pomóc. Szczur jednak nie chciał pomocy, prędko zmieniając temat. Bezustannie był jednak nerwowy. Rudowłosa nie chciała go więcej stresować, dlatego zarzuciła temat i z trudem przeszła do zlecenia. Chwilowo jednak nie była w nastroju na dalsze szkice.
– Byłoby fajnie… – mruknęła, dalej nieco zbita z tropu. Mówiła jednak zupełnie szczerze. Jeśli „Czarownica” ją chciała, mogła rzucić pracę w muzeum w każdej chwili. Byleby miała gwarancje, że uda jej się opłacić wszystkie rachunki na czas. Była w końcu samotną, młodziutką kobietą i samodzielne utrzymanie nie zawsze było proste. Zwłaszcza, że miała pod swoją opieką psa i sowę. Może i nie były to dzieci, ale czasu i pieniędzy też wymagały.
Zaczekała, aż Steffen zapisze adres.
– Dziękuję, na pewno was tam odwiedzę – powiedziała z delikatnym uśmiechem. – Może nawet odniosę te pracę osobiście? – spytała nieco retorycznie.
Steffen postanowił wybyć z jej domu szybciej, niż to było potrzebne. Wyraźnie wciąż był speszony. Gdy drzwi za nim się zamknęły, Gwen nie wiedziała co myśleć o nowym koledze. Z jednej strony miał w sobie coś śmiałego, był też w tym wszystkim całkiem zabawny i zdecydowanie nieszkodliwy. Z drugiej, wyraźnie wstydził się dziewczyn, a swoich pochopnych czynów prędko żałował. No i kłamcą to był chyba gorszym od niej samym! Choć kto wie, może to po prostu kobiecy urok?
| zt
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
| 23 lutego
Gwen czasem kompletnie nie rozumiała swoich klientów. Nie bała się brania dziwnych zleceń, ale czasem pomysły ludzi po prostu ją zaskakiwały, niekoniecznie w ten pozytywny sposób. Gdy ona myślała o aranżacji własnych wnętrz, wolała rzeczy ładne i estetyczne. Jasne oraz przyjemne, tak aby po powrocie do domu czuć się po prostu komfortowo. Większość jej klientów myślała podobnie i zamawiane obrazy były stosunkowo sztampowe. Martwa natura, pejzaże, ładne portrety. Zdarzało jej się tworzyć nieco bardziej fantastyczne motywy oraz obrazy inspirowane filmami. Dlatego rozmowa z tymi klientami naprawdę poważnie ją zdziwiła.
Spotkała się z nimi kilka dni temu, w jednej z uroczych kawiarni, aby na spokojnie omówić detale. Para wydała się sympatyczna: dość młodzi ludzie, prawdopodobnie lekarze, choć Gwen nie dopytywała o detale ich zawodu. Jej rodzice byli artystami i obecnie robili karierę za morzem. Wydawali się spokojni i zrównoważeni. Rudowłosa nie dostrzegła w nich nic dziwnego czy nietypowego. Aż do chwili, w której przeszli do detali umowy.
– To ma być obraz do państwa salonu, prawda? Jakiej wielkości? – spytała. Miała przed sobą wyciągniętą kartkę i była gotowa do notowania wszystkiego, co para jej powie.
Kobieta o imieniu Lucy kiwnęła głową.
– Tak, tak… wielkość już mam tu zapisaną… Kochanie, nie umiem znaleźć tej kartki. Nie masz jej przypadkiem w kieszeni?
„Kochanie” natychmiast sprawdziło swój płaszcz i już po chwili Gwen znała dokładną wielkość płótna, które musiała zakupić. Skinęła głową.
– Mają państwo pomysł na motyw? – spytała. Jeśli ludzie do niej przychodzili, prosząc o personalizowaną pracę, zwykle wiedzieli, co twórca ma stworzyć. Przynajmniej mniej więcej.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko i przytaknęła – tak, oczywiście, że mają! I wtedy zaczęła się opowieść, z której wynikało, że Gwen ma namalować…
… trupa. Chcieli powiesić w salonie trupa. Takiego w trumnie. Już po chwili panna Grey musiała powstrzymać podchodzący do gardła obiad, gdy spoglądała na przykładowe, czarno-białe fotografie. Para przyniosła ich cały plik. Niektóre rodzinne, inne od znajomych, jeszcze inne z gazet i czasopism. Gwen potrzebowała chwili, aby dojść do siebie i przybrać profesjonalny wyraz twarzy. Jeszcze nigdy, ale to nigdy, nie spotkała się z takim zleceniem. Doskonale wiedziała, że niektórzy naprawdę fascynują się śmiercią i podobnymi tematami, ale żeby wieszać to w salonie?! Poza tym dobrze znali jej portfolio i musieli wiedzieć, że w motywach tworzonych przez pannę Grey raczej do tej pory nie było czegoś takiego jak „trup”.
Para jednak wydawała się nie zrażona zdziwieniem malarki.
– Niech to będzie realistyczne! I barwne! – tłumaczyła Anna, która przejęła prym w tym spotkaniu. – Jeśli tylko pani chce, możemy załatwić pani wejście do kostnicy, to pewnie ułatwi pracę…
Gwen odruchowo pokręciła głową. Za żadne skarby, ona nie będzie odwiedzać żadnej kostnicy, nawet z artystycznych pobudek! Dopiero później dotarło do niej, że to właściwie byłby całkiem dobry sposób na naukę anatomii… ale na brodę Merlina, tak po prostu się nie robi!
Miała opory przed przyjęciem zlecenia. Płaca była jednak naprawdę dobra. Para zapewniała ją, że jej pędzel podoba im się najbardziej ze wszystkich młodych, lodyńskich artystów i że zdecydowanie nie chcą nikogo innego. Po dłuższych negocjacjach zaproponowali jej kwotę niemal trzy razy wyższą niż to, co Gwen brała zazwyczaj za podobne prace. Chcąc nie chcąc, panna Grey po prostu nie mogła odmówić i musiała podjąć się tego wyzwania.
Teraz, spoglądając na tworzony przez siebie obraz, naprawdę nie potrafiła zrozumieć, czemu akurat coś takiego ma zawisnąć w tym cholernym salonie. Starała się dodać do ilustracji jak najwięcej barw, dlatego trumnę otaczały liczne kwiaty. Leżące wewnątrz zwłoki były z resztą do połowy zakryte, dzięki czemu panna Grey musiała skupić się jedynie na twarzy nieboszczyka. Mimo tego, naprawdę chciała się pozbyć tego zlecenia najszybciej, jak to tylko możliwe. Nie chciała trzymać w domu trupów, nawet jeśli te znajdowały się tylko na namalowanym przez nią obrazie. Była chyba jakaś granica!
Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, dzień wcześniej skończyły jej się niektóre farby i na dostawę będzie musiała poczekać ze trzy dni. Nie mając zamiaru wydłużać procesu tworzenia, pożyczyła parę tubek od Bojczuka. Konsystencja farb olejnych chłopaka wydawała się w porządku, ale cuchnęły o wiele bardziej, niż te, które kupowała panna Grey. Musiała więc pracować przy otwartym oknie, aby nie udusić się w tym smrodzie.
Przed sztalugą miała rozwieszone przyniesione przez parę zdjęcia. Fotografii było wystarczająco, aby Gwen załapała różnice między martwymi i żywymi twarzami. Problematyczne były jednak kolory. Malarka nigdy nie widziała dłużej leżącego nieboszczyka. Nawet jej ojciec był zasłonięty w czasie pogrzebu, więc obecnie tworzyła po prostu według własnej intuicji, posługując się opisem z medycznej książki, leżącej kawałek dalej na blacie. Wypożyczyła ją z biblioteki dwa dni temu; obsługująca ją kobieta była przekonana, że panna Grey właśnie szykuje się do medycznych studiów. Dziewczyna nie miała zamiaru wyprowadzać jej z błędu.
Mimo wielkiej niechęci, obraz powstawał. Szybciej, niż zazwyczaj, choć dalej wolniej, niż Gwen tego by chciała. Najprzyjemniejszym elementem pracy były kwiaty. Zawsze lubiła je rysować, a ponieważ niedawno jej umiejętności zielarskie odrobinę się poprawiły, rośliny tworzone przez pannę Grey po prostu wyglądały lepiej. Bardziej prawdziwie i realistycznie, choć malarka wciąż czasem przekręcała barwy niektórych kwiatów.
Nuciła pod nosem, chcąc zagłuszyć panującą wokół ciszę. Oby nie próbowali krytykować tej pracy. Naprawdę nie robiła tego nigdy wcześniej i jak na razie, chyba nie planowała do tego wracać.
Po dwóch godzinach pracy postanowiła, że czas na krótką przerwę. W pracowni zrobiło się zbyt zimno i palce panny Grey nie nadawały się do trzymania pędzla. Zamknęła więc okno, na chwilę schodząc do kuchni. Szczelnie zamknęła klapę na górę, nie chcąc aby okropny zapach przedostał się do dolnej części mieszkania.
Betty natychmiast powitała ją machaniem ogona. Gwen pogłaskała psa brudną od farby dłonią i ruszyła do kuchni, gdzie nastawiła ciepłą wodę.
W międzyczasie zauważyła, że Varda przyniosła jej pocztę. Sowa siedziała za uchylonym oknem, więc Gwen wpuściła ptaka do środka. Położyła listy na kuchennym stole i gdy herbata była gotowa, zaczęła je przeglądać.
Połowa korespondencji była prywatna, druga – zawodowa. Ludzie dziękowali jej za dotychczas wykonane obrazy. Niektórzy prosili o kolejne ilustracje tworzone w przeróżnych celach. Gwen w ostatnim czasie naprawdę nie brakowało zgłoszeń.
Praca nad trupem może więc chyba chwilę poczekać, czyż nie? Wciąż popijając herbatę, przygotowała papeterię i pióro, aby zabrać się za odpisywanie. Tak, Pani Adeline, przygotuje dla Pani ilustrację do etykiety. Panie Whitney, ten obraz był czystą przyjemnością. Oczywiście, teatr na pewno dostanie ilustrację na szyld w terminie, muszę jednak jeszcze przemyśleć projekt. Praca twórcza czasem trochę zajmuje.
Połowa listów była ubrudzona farbą. Odrobinę poirytowana panującym na strychu smrodem i samą tematyką zlecenia naprawdę nie zwracała na to większej uwagi. Z resztą, była malarką. To był brudny zawód, a klienci niech wiedzą, że pracuje, a nie się obija! W międzyczasie Varda siedziała grzecznie obok, przysypiając. Chyba była trochę zmęczona… ale te kilka listów więcej chyba mogła jeszcze dziś roznieść. Mimo wszystko, zlecenia obejmowały Londyn, więc sowa wcale musiała pokonywać nadmiernych odległości.
Gdy wszystkie listy były gotowe, malarka przekazała je sowie, aby następnie wypuścić ją znów za okno. Varda poleciała, niezbyt chętnie, ale bez narzekań. Na odchodne, właścicielka obiecała jej, że po powrocie dostanie olbrzymi posiłek i przez kolejne dwa dni nie będzie ruszała się z domu.
Gwen dała sobie chwilę na odpoczynek. Jej dłoń była już naprawdę zmęczona. Siedziała więc w bezruchu, spoglądając na leżącego w kącie psa. Dopiero po półgodzinie wstała i z westchnięciem ruszyła do przedpokoju, aby otworzyć sobie przejście na górę.
Miała nadzieję, że uda jej się skończyć ten obraz w tydzień, może dwa. Dopracuje go, zostawi, aż wyschnie… a potem przekaże tym ludziom, obiecując i sobie, i im, że już nigdy więcej za coś takiego się nie zabierze.
Mimo wszystko, chyba naprawdę będzie musiała udać się do kostnicy. Tak nie może być, by malarz nie miał pojęcia, jak namalować trupa. To pewnie będzie obrzydliwe doświadczenie, które będzie cuchnęło bardziej, niż farby Bojczuka… ale może przynajmniej czegoś się nauczy. Nawet, jeśli nie będzie to szczególnie sympatyczna wiedza.
Nie można w końcu przez całe życie malować tylko jednorożców i kwiatków.
Gwen czasem kompletnie nie rozumiała swoich klientów. Nie bała się brania dziwnych zleceń, ale czasem pomysły ludzi po prostu ją zaskakiwały, niekoniecznie w ten pozytywny sposób. Gdy ona myślała o aranżacji własnych wnętrz, wolała rzeczy ładne i estetyczne. Jasne oraz przyjemne, tak aby po powrocie do domu czuć się po prostu komfortowo. Większość jej klientów myślała podobnie i zamawiane obrazy były stosunkowo sztampowe. Martwa natura, pejzaże, ładne portrety. Zdarzało jej się tworzyć nieco bardziej fantastyczne motywy oraz obrazy inspirowane filmami. Dlatego rozmowa z tymi klientami naprawdę poważnie ją zdziwiła.
Spotkała się z nimi kilka dni temu, w jednej z uroczych kawiarni, aby na spokojnie omówić detale. Para wydała się sympatyczna: dość młodzi ludzie, prawdopodobnie lekarze, choć Gwen nie dopytywała o detale ich zawodu. Jej rodzice byli artystami i obecnie robili karierę za morzem. Wydawali się spokojni i zrównoważeni. Rudowłosa nie dostrzegła w nich nic dziwnego czy nietypowego. Aż do chwili, w której przeszli do detali umowy.
– To ma być obraz do państwa salonu, prawda? Jakiej wielkości? – spytała. Miała przed sobą wyciągniętą kartkę i była gotowa do notowania wszystkiego, co para jej powie.
Kobieta o imieniu Lucy kiwnęła głową.
– Tak, tak… wielkość już mam tu zapisaną… Kochanie, nie umiem znaleźć tej kartki. Nie masz jej przypadkiem w kieszeni?
„Kochanie” natychmiast sprawdziło swój płaszcz i już po chwili Gwen znała dokładną wielkość płótna, które musiała zakupić. Skinęła głową.
– Mają państwo pomysł na motyw? – spytała. Jeśli ludzie do niej przychodzili, prosząc o personalizowaną pracę, zwykle wiedzieli, co twórca ma stworzyć. Przynajmniej mniej więcej.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko i przytaknęła – tak, oczywiście, że mają! I wtedy zaczęła się opowieść, z której wynikało, że Gwen ma namalować…
… trupa. Chcieli powiesić w salonie trupa. Takiego w trumnie. Już po chwili panna Grey musiała powstrzymać podchodzący do gardła obiad, gdy spoglądała na przykładowe, czarno-białe fotografie. Para przyniosła ich cały plik. Niektóre rodzinne, inne od znajomych, jeszcze inne z gazet i czasopism. Gwen potrzebowała chwili, aby dojść do siebie i przybrać profesjonalny wyraz twarzy. Jeszcze nigdy, ale to nigdy, nie spotkała się z takim zleceniem. Doskonale wiedziała, że niektórzy naprawdę fascynują się śmiercią i podobnymi tematami, ale żeby wieszać to w salonie?! Poza tym dobrze znali jej portfolio i musieli wiedzieć, że w motywach tworzonych przez pannę Grey raczej do tej pory nie było czegoś takiego jak „trup”.
Para jednak wydawała się nie zrażona zdziwieniem malarki.
– Niech to będzie realistyczne! I barwne! – tłumaczyła Anna, która przejęła prym w tym spotkaniu. – Jeśli tylko pani chce, możemy załatwić pani wejście do kostnicy, to pewnie ułatwi pracę…
Gwen odruchowo pokręciła głową. Za żadne skarby, ona nie będzie odwiedzać żadnej kostnicy, nawet z artystycznych pobudek! Dopiero później dotarło do niej, że to właściwie byłby całkiem dobry sposób na naukę anatomii… ale na brodę Merlina, tak po prostu się nie robi!
Miała opory przed przyjęciem zlecenia. Płaca była jednak naprawdę dobra. Para zapewniała ją, że jej pędzel podoba im się najbardziej ze wszystkich młodych, lodyńskich artystów i że zdecydowanie nie chcą nikogo innego. Po dłuższych negocjacjach zaproponowali jej kwotę niemal trzy razy wyższą niż to, co Gwen brała zazwyczaj za podobne prace. Chcąc nie chcąc, panna Grey po prostu nie mogła odmówić i musiała podjąć się tego wyzwania.
Teraz, spoglądając na tworzony przez siebie obraz, naprawdę nie potrafiła zrozumieć, czemu akurat coś takiego ma zawisnąć w tym cholernym salonie. Starała się dodać do ilustracji jak najwięcej barw, dlatego trumnę otaczały liczne kwiaty. Leżące wewnątrz zwłoki były z resztą do połowy zakryte, dzięki czemu panna Grey musiała skupić się jedynie na twarzy nieboszczyka. Mimo tego, naprawdę chciała się pozbyć tego zlecenia najszybciej, jak to tylko możliwe. Nie chciała trzymać w domu trupów, nawet jeśli te znajdowały się tylko na namalowanym przez nią obrazie. Była chyba jakaś granica!
Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, dzień wcześniej skończyły jej się niektóre farby i na dostawę będzie musiała poczekać ze trzy dni. Nie mając zamiaru wydłużać procesu tworzenia, pożyczyła parę tubek od Bojczuka. Konsystencja farb olejnych chłopaka wydawała się w porządku, ale cuchnęły o wiele bardziej, niż te, które kupowała panna Grey. Musiała więc pracować przy otwartym oknie, aby nie udusić się w tym smrodzie.
Przed sztalugą miała rozwieszone przyniesione przez parę zdjęcia. Fotografii było wystarczająco, aby Gwen załapała różnice między martwymi i żywymi twarzami. Problematyczne były jednak kolory. Malarka nigdy nie widziała dłużej leżącego nieboszczyka. Nawet jej ojciec był zasłonięty w czasie pogrzebu, więc obecnie tworzyła po prostu według własnej intuicji, posługując się opisem z medycznej książki, leżącej kawałek dalej na blacie. Wypożyczyła ją z biblioteki dwa dni temu; obsługująca ją kobieta była przekonana, że panna Grey właśnie szykuje się do medycznych studiów. Dziewczyna nie miała zamiaru wyprowadzać jej z błędu.
Mimo wielkiej niechęci, obraz powstawał. Szybciej, niż zazwyczaj, choć dalej wolniej, niż Gwen tego by chciała. Najprzyjemniejszym elementem pracy były kwiaty. Zawsze lubiła je rysować, a ponieważ niedawno jej umiejętności zielarskie odrobinę się poprawiły, rośliny tworzone przez pannę Grey po prostu wyglądały lepiej. Bardziej prawdziwie i realistycznie, choć malarka wciąż czasem przekręcała barwy niektórych kwiatów.
Nuciła pod nosem, chcąc zagłuszyć panującą wokół ciszę. Oby nie próbowali krytykować tej pracy. Naprawdę nie robiła tego nigdy wcześniej i jak na razie, chyba nie planowała do tego wracać.
Po dwóch godzinach pracy postanowiła, że czas na krótką przerwę. W pracowni zrobiło się zbyt zimno i palce panny Grey nie nadawały się do trzymania pędzla. Zamknęła więc okno, na chwilę schodząc do kuchni. Szczelnie zamknęła klapę na górę, nie chcąc aby okropny zapach przedostał się do dolnej części mieszkania.
Betty natychmiast powitała ją machaniem ogona. Gwen pogłaskała psa brudną od farby dłonią i ruszyła do kuchni, gdzie nastawiła ciepłą wodę.
W międzyczasie zauważyła, że Varda przyniosła jej pocztę. Sowa siedziała za uchylonym oknem, więc Gwen wpuściła ptaka do środka. Położyła listy na kuchennym stole i gdy herbata była gotowa, zaczęła je przeglądać.
Połowa korespondencji była prywatna, druga – zawodowa. Ludzie dziękowali jej za dotychczas wykonane obrazy. Niektórzy prosili o kolejne ilustracje tworzone w przeróżnych celach. Gwen w ostatnim czasie naprawdę nie brakowało zgłoszeń.
Praca nad trupem może więc chyba chwilę poczekać, czyż nie? Wciąż popijając herbatę, przygotowała papeterię i pióro, aby zabrać się za odpisywanie. Tak, Pani Adeline, przygotuje dla Pani ilustrację do etykiety. Panie Whitney, ten obraz był czystą przyjemnością. Oczywiście, teatr na pewno dostanie ilustrację na szyld w terminie, muszę jednak jeszcze przemyśleć projekt. Praca twórcza czasem trochę zajmuje.
Połowa listów była ubrudzona farbą. Odrobinę poirytowana panującym na strychu smrodem i samą tematyką zlecenia naprawdę nie zwracała na to większej uwagi. Z resztą, była malarką. To był brudny zawód, a klienci niech wiedzą, że pracuje, a nie się obija! W międzyczasie Varda siedziała grzecznie obok, przysypiając. Chyba była trochę zmęczona… ale te kilka listów więcej chyba mogła jeszcze dziś roznieść. Mimo wszystko, zlecenia obejmowały Londyn, więc sowa wcale musiała pokonywać nadmiernych odległości.
Gdy wszystkie listy były gotowe, malarka przekazała je sowie, aby następnie wypuścić ją znów za okno. Varda poleciała, niezbyt chętnie, ale bez narzekań. Na odchodne, właścicielka obiecała jej, że po powrocie dostanie olbrzymi posiłek i przez kolejne dwa dni nie będzie ruszała się z domu.
Gwen dała sobie chwilę na odpoczynek. Jej dłoń była już naprawdę zmęczona. Siedziała więc w bezruchu, spoglądając na leżącego w kącie psa. Dopiero po półgodzinie wstała i z westchnięciem ruszyła do przedpokoju, aby otworzyć sobie przejście na górę.
Miała nadzieję, że uda jej się skończyć ten obraz w tydzień, może dwa. Dopracuje go, zostawi, aż wyschnie… a potem przekaże tym ludziom, obiecując i sobie, i im, że już nigdy więcej za coś takiego się nie zabierze.
Mimo wszystko, chyba naprawdę będzie musiała udać się do kostnicy. Tak nie może być, by malarz nie miał pojęcia, jak namalować trupa. To pewnie będzie obrzydliwe doświadczenie, które będzie cuchnęło bardziej, niż farby Bojczuka… ale może przynajmniej czegoś się nauczy. Nawet, jeśli nie będzie to szczególnie sympatyczna wiedza.
Nie można w końcu przez całe życie malować tylko jednorożców i kwiatków.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
| 30 marca
Miała odrobinę wolnego czasu i parę składników alchemicznych, które były bliskie zepsucia. Nie chcąc, by się zmarnowały, dziewczyna zakasała rękawy do pracy. Dopiero co spędziła długie godziny na tworzeniu szkiców dla „Czarownicy” i jej dłoń była już nieco zmęczona. Miała jednak nadzieję, że nie zadrży jej w trakcie mieszania wywarów, szczególnie, że chciała spróbować stworzyć nieco trudniejsze specyfiki. Podejrzewała, że jeśli jej wyjdą, i tak część z nich spuści w toalecie (kolekcja niepotrzebnych eliksirów bezustannie jej się zwiększała), ale przecież robiła to wszystko tylko w ramach ćwiczeń… prawda? Lepiej się czegoś nauczyć, niż wyrzucić coś, co już człowiek kupił.
Przygotowała więc wszystko w pracowni. Dłuższą chwilę spędziła nad książkami, wybierając odpowiednie mikstury. Musiała dobrać przepis tak, by wszystkie składniki mieć pod ręką. Ostatnio nie robiła większych zapasów, więc musiała korzystać z tego, co już miała. Może w kolejnym miesiącu odwiedzi znów Pokątną. Wtedy skupi się na eliksirach leczniczych i bojowych – te na pewno przydadzą się jej bardziej. A jeśli nie jej to zawsze może je przekazać komuś znajomemu.
Ponieważ miała w swoim dobytku jaja widłowęża postanowiła je wykorzystać do eliksiru osłabiającego zdolności magiczne. Nie należał do wybitnie trudnych, ale też nie był łatwy i Gwen miała nadzieję, że mimo tego, uda jej się coś stworzyć. Podeszła więc do kociołka i powoli zaczęła dokładać do niego składniki. Na początek do wywaru wrzuciła serce. Dodała do kociołka krew salamandry i ogon szczura, a następnie chwyciła składniki pochodzenia roślinnego: tymianek oraz wodę różaną, dzięki której wywar nabrał przyjemnego zapachu.
Zaczęła powoli mieszać eliksir. Robiła to ostrożnie i powoli, nucąc coś cicho pod nosem. To ją uspokajało i nadawało mieszaniu konkretny rytm. Być może kociołkowi było to obojętne, jednak Gwen czuła się w ten sposób po prostu lepiej.
W międzyczasie przeszło jej przez myśl, że tworzenie trutek ma swój specyficzny urok. Co prawda dalej absolutnie nie miała zamiaru ich nikomu podawać, ale uśmiechnęła się w duchu na myśl, że właściwie teraz zachowuje się prawie tak, jak wiedźma z mugolskich bajek.
Miała odrobinę wolnego czasu i parę składników alchemicznych, które były bliskie zepsucia. Nie chcąc, by się zmarnowały, dziewczyna zakasała rękawy do pracy. Dopiero co spędziła długie godziny na tworzeniu szkiców dla „Czarownicy” i jej dłoń była już nieco zmęczona. Miała jednak nadzieję, że nie zadrży jej w trakcie mieszania wywarów, szczególnie, że chciała spróbować stworzyć nieco trudniejsze specyfiki. Podejrzewała, że jeśli jej wyjdą, i tak część z nich spuści w toalecie (kolekcja niepotrzebnych eliksirów bezustannie jej się zwiększała), ale przecież robiła to wszystko tylko w ramach ćwiczeń… prawda? Lepiej się czegoś nauczyć, niż wyrzucić coś, co już człowiek kupił.
Przygotowała więc wszystko w pracowni. Dłuższą chwilę spędziła nad książkami, wybierając odpowiednie mikstury. Musiała dobrać przepis tak, by wszystkie składniki mieć pod ręką. Ostatnio nie robiła większych zapasów, więc musiała korzystać z tego, co już miała. Może w kolejnym miesiącu odwiedzi znów Pokątną. Wtedy skupi się na eliksirach leczniczych i bojowych – te na pewno przydadzą się jej bardziej. A jeśli nie jej to zawsze może je przekazać komuś znajomemu.
Ponieważ miała w swoim dobytku jaja widłowęża postanowiła je wykorzystać do eliksiru osłabiającego zdolności magiczne. Nie należał do wybitnie trudnych, ale też nie był łatwy i Gwen miała nadzieję, że mimo tego, uda jej się coś stworzyć. Podeszła więc do kociołka i powoli zaczęła dokładać do niego składniki. Na początek do wywaru wrzuciła serce. Dodała do kociołka krew salamandry i ogon szczura, a następnie chwyciła składniki pochodzenia roślinnego: tymianek oraz wodę różaną, dzięki której wywar nabrał przyjemnego zapachu.
Zaczęła powoli mieszać eliksir. Robiła to ostrożnie i powoli, nucąc coś cicho pod nosem. To ją uspokajało i nadawało mieszaniu konkretny rytm. Być może kociołkowi było to obojętne, jednak Gwen czuła się w ten sposób po prostu lepiej.
W międzyczasie przeszło jej przez myśl, że tworzenie trutek ma swój specyficzny urok. Co prawda dalej absolutnie nie miała zamiaru ich nikomu podawać, ale uśmiechnęła się w duchu na myśl, że właściwie teraz zachowuje się prawie tak, jak wiedźma z mugolskich bajek.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Eliksir nabrał odpowiedniej barwy. Pachniał i wyglądał dokładnie tak, jak było to opisane w książce. Kiwnęła głową z uznaniem dla samej siebie. Chyba naprawdę była w tym coraz lepsza. W końcu to nie był wcale tak prosty specyfik! Ostrożnie przelała eliksir do fiolki, szczelnie ją zamykając i odkładając na miejsce. Choć w domu panny Grey często panował chaos to od kiedy zabrała się za przygotowywanie mikstur starała się mieć je opisane i dokładnie poukładane. Tak, aby przypadkiem nie pomylić konkretnych fiolek. To mogłoby mieć przecież opłakane skutki.
Wyczyściła kociołek i znów zaczęła szukać kolejnego przepisu, który byłaby w stanie zrobić. Tym razem zdecydowała się na eliksir senności. Jego dużo prostszy do wykonania „brat” – eliksir słodkiego snu – warzyła już jakiś czas temu. Wyszedł jej bez najmniejszego problemu i dziewczyna była po prostu ciekawa, czy ten eliksir także okaże się skuteczny. Miała pod ręką zarówno jaja popiełka jak i korzeń dyptamu, dlatego od razu wrzuciła obydwa składniki do kociołka.
Ostrożnie mieszała specyfik, wrzucając do kociołka także liście dziewanny oraz składniki pochodzenia zwierzęcego: ikrę jesiotra oraz jad skorpiona. Mieszała wszystko, marszcząc nos i starając się nie wdychać oparów. Mieszanka mocno cuchnęła i wywoływała niezbyt przyjemne skojarzenia. To jednak nie było coś, co zwiastowało słodki sen. Miała tylko nadzieję, że przypadkiem nie odpłynie w koszmary, nim uda jej się schować eliksir do fiolki. Nie była w końcu profesjonalistką, a wypadki chodziły po ludziach, o czym miała okazję już się niestety przekonać. Wspomnienie wybuchu w kuchni wciąż było jeszcze świeże i Gwen naprawdę nie chciała dopuścić do tego po raz kolejny. Szczególnie, że remont naprawdę pozbawił ją oszczędności.
Westchnęła, przyglądając się zawartości kociołka, która bulgotała, powoli zmieniając kolor. Oby to wyszło, oby to wyszło! W trakcie warzenia poprzedniego eliksiru czuła się całkiem pewnie, ale teraz poczuła napływ zwątpienia w siebie. Czy przypadkiem ręka nie zadrżała jej za mocno, gdy wrzucała składniki? Czy miesza w odpowiednią stronę? Zaraz się pewnie okaże.
Wyczyściła kociołek i znów zaczęła szukać kolejnego przepisu, który byłaby w stanie zrobić. Tym razem zdecydowała się na eliksir senności. Jego dużo prostszy do wykonania „brat” – eliksir słodkiego snu – warzyła już jakiś czas temu. Wyszedł jej bez najmniejszego problemu i dziewczyna była po prostu ciekawa, czy ten eliksir także okaże się skuteczny. Miała pod ręką zarówno jaja popiełka jak i korzeń dyptamu, dlatego od razu wrzuciła obydwa składniki do kociołka.
Ostrożnie mieszała specyfik, wrzucając do kociołka także liście dziewanny oraz składniki pochodzenia zwierzęcego: ikrę jesiotra oraz jad skorpiona. Mieszała wszystko, marszcząc nos i starając się nie wdychać oparów. Mieszanka mocno cuchnęła i wywoływała niezbyt przyjemne skojarzenia. To jednak nie było coś, co zwiastowało słodki sen. Miała tylko nadzieję, że przypadkiem nie odpłynie w koszmary, nim uda jej się schować eliksir do fiolki. Nie była w końcu profesjonalistką, a wypadki chodziły po ludziach, o czym miała okazję już się niestety przekonać. Wspomnienie wybuchu w kuchni wciąż było jeszcze świeże i Gwen naprawdę nie chciała dopuścić do tego po raz kolejny. Szczególnie, że remont naprawdę pozbawił ją oszczędności.
Westchnęła, przyglądając się zawartości kociołka, która bulgotała, powoli zmieniając kolor. Oby to wyszło, oby to wyszło! W trakcie warzenia poprzedniego eliksiru czuła się całkiem pewnie, ale teraz poczuła napływ zwątpienia w siebie. Czy przypadkiem ręka nie zadrżała jej za mocno, gdy wrzucała składniki? Czy miesza w odpowiednią stronę? Zaraz się pewnie okaże.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
I znów się udało! No, no, te miesiące ćwiczeń chyba naprawdę przyniosły jakieś rezultaty. Nie była już nic nie potrafiącą czarownicą. Radziła sobie coraz lepiej, zarówno z różdżką, jak i kociołkiem. Pewność siebie Gwen w ciągu ostatnich miesięcy zdecydowanie wzrosła. Przeszło jej też przez myśl, że te wszystkie eliksiry mogą się właściwie przydać aurorom. Nie wiedziała wprawdzie do końca jak, ale może warto byłoby je komuś po prostu przekazać?
Skoro tak dobrze jej szło to może spróbuje z miksturą rannego byka? To był dość łatwy eliksir, do którego miała wszystkie potrzebne składniki, a nie chciała przerywać dobrej passy. Przelała więc przygotowany poprzednio specyfik do fiolki, znów schowała do na miejsce i po dokładnym wyczyszczeniu miejsca pracy zabrała się do przygotowywania kolejnego wywaru.
Na początek, jak zwykle, do środka kociołka włożyła łodygę ciemiernika. Plugawe serce wymagało plugawych bądź neutralnych ingrediencji dodatkowych, dlatego Gwen już po chwili wrzuciła do kociołka nasiona granatu. To jednak nie wszystko. Ostrożnie mieszając, dodała kieł węża, pióro kukułki i jad czarnej wdowy, z którym obchodziła się bardzo ostrożnie. Nie chciała przypadkiem zrobić sobie krzywdy.
Przygryzła wargi, mieszając w kociołku, mając nadzieję, że i tym razem umiejętności ją nie zawiodą. To naprawdę był łatwiejszy eliksir i nie chciała wyłożyć się na czymś takim. Znów zaczęła nucić melodię, tym razem kojarzącą jej się z Halloween. Och, naprawdę, tylko brakowało, aby wokół niej rozłożone były dynie i świecie, zamiast obrazów, farb i artystycznych narzędzi. Kto wie, może na tegoroczne święto zaprosi Charlie i spróbują zachowywać się jak bajkowe wiedźmy? Bo do hotelu razem z Johnatanem na pewno nie miała zamiaru iść! Jedna taka podróż wystarczy jej do końca życia. To nie było nic przyjemnego, nawet jeśli przyjaciel sądził inaczej. Nie miała pojęcia, czemu się na to wtedy zgodziła. Chyba po prostu nie miała jeszcze świadomości, że w przypadku Bojczuka należało stosować zasadę ograniczonego zaufania.
| zt, jeśli nie ma wybuchu i eliksir jest udany (ST 40).
Skoro tak dobrze jej szło to może spróbuje z miksturą rannego byka? To był dość łatwy eliksir, do którego miała wszystkie potrzebne składniki, a nie chciała przerywać dobrej passy. Przelała więc przygotowany poprzednio specyfik do fiolki, znów schowała do na miejsce i po dokładnym wyczyszczeniu miejsca pracy zabrała się do przygotowywania kolejnego wywaru.
Na początek, jak zwykle, do środka kociołka włożyła łodygę ciemiernika. Plugawe serce wymagało plugawych bądź neutralnych ingrediencji dodatkowych, dlatego Gwen już po chwili wrzuciła do kociołka nasiona granatu. To jednak nie wszystko. Ostrożnie mieszając, dodała kieł węża, pióro kukułki i jad czarnej wdowy, z którym obchodziła się bardzo ostrożnie. Nie chciała przypadkiem zrobić sobie krzywdy.
Przygryzła wargi, mieszając w kociołku, mając nadzieję, że i tym razem umiejętności ją nie zawiodą. To naprawdę był łatwiejszy eliksir i nie chciała wyłożyć się na czymś takim. Znów zaczęła nucić melodię, tym razem kojarzącą jej się z Halloween. Och, naprawdę, tylko brakowało, aby wokół niej rozłożone były dynie i świecie, zamiast obrazów, farb i artystycznych narzędzi. Kto wie, może na tegoroczne święto zaprosi Charlie i spróbują zachowywać się jak bajkowe wiedźmy? Bo do hotelu razem z Johnatanem na pewno nie miała zamiaru iść! Jedna taka podróż wystarczy jej do końca życia. To nie było nic przyjemnego, nawet jeśli przyjaciel sądził inaczej. Nie miała pojęcia, czemu się na to wtedy zgodziła. Chyba po prostu nie miała jeszcze świadomości, że w przypadku Bojczuka należało stosować zasadę ograniczonego zaufania.
| zt, jeśli nie ma wybuchu i eliksir jest udany (ST 40).
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pracownia
Szybka odpowiedź