Panoptikon Azkabanu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Panoptikon Azkabanu
Panoptikon jest głównym placem więziennym; przez jego wnętrze jak duchy przepływają dementorowie, których obecność jeszcze mocniej ochładza tempteraturę, doprowadzając niekiedy do -20 stopni. Raz za czas słychać szepty mieszkających w podziemiach istot, których nazw nikt nie wspomina głośno. Główny plac otoczony jest zewsząd celami zwróconymi ku niemu przodem, podczas gdy sam przysłonięty jest zaczarowaną barierą typu salvo hexio, która sprawia, że istoty znajdujące się na placu - dementorzy, aurorzy - nie są dla więźniów widoczni, póki nie zbliżą się do krat. Więźniowie wyczuwają jedynie ich obecność: mroźną, przygaszającą i przerażającą obecność snujących się dementorów.
W celach znajdują się najbardziej niebezpieczni więźniowie, szaleni czarnoksiężnicy, zwyrodnialcy, ludzkie bestie. Do dyspozycji mają wyłącznie łańcuchy, którymi przykuci są do ścian, oraz dziurawe koce, którymi mogą się opatulić, by nie zginąć z zimna. Warunki są zbyt niedogodne nawet dla szczurów, wewnątrz cel nie ma pasożytów. Skroplone oddechy więźniów niekiedy zamieniają się w lód pokrywający fragmenty podłóg i ścian.
Stałe patrole są zbędne. Kiedy więzień ginie, dementorzy stukają w zewnętrzne wejście do tego miejsca, zawiadamiając aurorów, którzy schodzą po ciało.
W celach znajdują się najbardziej niebezpieczni więźniowie, szaleni czarnoksiężnicy, zwyrodnialcy, ludzkie bestie. Do dyspozycji mają wyłącznie łańcuchy, którymi przykuci są do ścian, oraz dziurawe koce, którymi mogą się opatulić, by nie zginąć z zimna. Warunki są zbyt niedogodne nawet dla szczurów, wewnątrz cel nie ma pasożytów. Skroplone oddechy więźniów niekiedy zamieniają się w lód pokrywający fragmenty podłóg i ścian.
Stałe patrole są zbędne. Kiedy więzień ginie, dementorzy stukają w zewnętrzne wejście do tego miejsca, zawiadamiając aurorów, którzy schodzą po ciało.
Sparaliżowana Tonks wciąż wisiała przewieszona za nadgarstki. Ból zaczynał być coraz silniejszy; czuła, że ciężar jej ciała, choć stosunkowo niewielki, zaczyna nadwyrężać stawy. Wokół dłoni pojawiły się już mocne zaczerwienienia. Ona sama wciąż poddawana legilimencji nie mogła zareagować w żaden sposób, przeciwstawić się praktyce, powstrzymać wiedźmy. Była biernym obserwatorem własnych wspomnień. Pomimo bólu spowodowanego przeglądaniem ich, wiedziała, że czarownica wydziera z niej obrazy, które przeżyła. Widziała członków Zakonu Feniksa zasiadających przy jednym stole; nie była pewna, których z nich legilimentka rozpoznała, których była w stanie zapamiętać. Była jednak świadoma, że podawała jej wszystkie twarze na tacy, sprowadzając na przyjaciół ogromne niebezpieczeństwo.
Ale nagle, to wszystko ustało.
Rain, zagłębiając się coraz silniej w cudze wspomnienia, być może rozmową toczącą się na zewnątrz, pomiędzy Śmierciożercami, może paskudną aurą tego miejsca, a może wrażeniami, jakich doświadczyła, rozproszyła się. Wspomnienie, którego się chwyciła nagle uciekło, a Huxley znów spoglądała w oczy Justine, widząc tylko to, co widziały jej oczy. Nie była pewna ile miała jeszcze czasu, ale jeśli chciała, mogła próbować ponownie. Wiedziała, że zbliżała się do tego, czego szukała. Towarzyszyło jej przeczucie, że gdyby udało jej się utrzymać wolą wspomnienie, znalazłaby coś interesującego — sama nie wiedziała jednak, czym było; nie wiedziała, czego konkretnie szukać, nigdy nie usłyszawszy o tym ani słowa.
Śmierciożercy toczyli między sobą rozmowę, pozostawiając Tonks w rękach Rain. Nie widzieli momentu, w którym przerwała proces, dopóki sama nie drgnęła. Byli jednak świadomi upływającego czasu - zostało im go niewiele. Jeśli chcieli się czegoś jeszcze dowiedzieć od zatrzymanej, musieli się spieszyć.
| Na odpis macie 48h. Na przesłuchanie macie jeszcze 1 turę.
Justine żywotność:
80/240 (kara: -40)
- cięte: język -80, podniebienie i gardło -20; rozbita głowa -20
- psychiczne -35
- wyziębienie -5
Ale nagle, to wszystko ustało.
Rain, zagłębiając się coraz silniej w cudze wspomnienia, być może rozmową toczącą się na zewnątrz, pomiędzy Śmierciożercami, może paskudną aurą tego miejsca, a może wrażeniami, jakich doświadczyła, rozproszyła się. Wspomnienie, którego się chwyciła nagle uciekło, a Huxley znów spoglądała w oczy Justine, widząc tylko to, co widziały jej oczy. Nie była pewna ile miała jeszcze czasu, ale jeśli chciała, mogła próbować ponownie. Wiedziała, że zbliżała się do tego, czego szukała. Towarzyszyło jej przeczucie, że gdyby udało jej się utrzymać wolą wspomnienie, znalazłaby coś interesującego — sama nie wiedziała jednak, czym było; nie wiedziała, czego konkretnie szukać, nigdy nie usłyszawszy o tym ani słowa.
Śmierciożercy toczyli między sobą rozmowę, pozostawiając Tonks w rękach Rain. Nie widzieli momentu, w którym przerwała proces, dopóki sama nie drgnęła. Byli jednak świadomi upływającego czasu - zostało im go niewiele. Jeśli chcieli się czegoś jeszcze dowiedzieć od zatrzymanej, musieli się spieszyć.
| Na odpis macie 48h. Na przesłuchanie macie jeszcze 1 turę.
Justine żywotność:
80/240 (kara: -40)
- cięte: język -80, podniebienie i gardło -20; rozbita głowa -20
- psychiczne -35
- wyziębienie -5
Po odejściu strażnika wsparła się o jedną z kolumn, splatając przy tym ręce na piersiach, wzroku nie odrywała przy tym od Tonks, której umysł penetrowała Rain. Tylko czy z sukcesem? Czego zdołała się już dowiedzieć, a jakich tajemnic nie zdołała jeszcze odkryć? Jeszcze kilka minut, a sama nie będzie kontynuować legilimencji, nie pozwoli na to bliskość dementorów, chłód i rozpacz, o które człowieka przyprawiali. Nawet ich, Śmierciożerców, choć oboje byli zaprawieni w walce, nabyli przy tym odporności na wiele czarów, nie reagowali tak mocno na cudze czary - ale bez możliwości wyczarowania patronusa nie zachowają jasności umysłu.
Sigrun czuła przez to złość, potęgowaną przez irytację na strażnika, który odmówił wykonania rozkazu.
- Widzisz. Jeszcze nie wiesz jaką mam wyobraźnię. Najlepiej przekona się o tym Justine, prawda? - rzuciła wiedźma, obracając różdżkę w palcach; świerzbiły ją, aby użyć cisowego drewna właściwie, skoro miała już ku temu tak doskonałą okazję. Tonks naprzeciw niej, podana jak na tacy, aż prosząca się o czułe Crucio wymierzone prosto w klatkę piersiową. - Postaramy się już o to, aby tego nie zrobili, chyba że... Chyba, że Tonks pójdzie po rozum do głowy.
Zauważyła, że w pewnej chwili Rain drgnęła dziwnie. Sigrun zmarszczyła brwi w zastanowieniu, zmartwiona, że coś mogło jej przeszkodzić.
- I co? - wyrwało się czarownicy, nie potrafiła się powstrzymać. - Wyciągnij z niej tyle, ile zdołasz - poleciła.
Sama odeszła od kolumny, aby zbliżyć się do szlamy. Spojrzenie miała już raczej nieprzytomne, ale to nie przeszkodziło Sigrun, by spróbować raz jeszcze.
- Daję ci ostatnią szansę, Tonks. W Zakazanym Lesie ukrywa się Harold Longbottom? Dyrektor Hogwartu o tym wie? - powiedziała tonem dziwnie cichym i poważnym, lekko mrużąc przy tym oczy - brązowe tęczówki stały się matowe, pełne determinacji. Koniec żartów, Dawała jej jeszcze jedną szansę na współpracę, by mogła polepszyć sytuację swoich równie brudnych przyjaciół.
- Opór jest daremny. Nie bądź kretynką. Mamy legilimentów, mamy wszelkie możliwe środki, żebyś wyśpiewała wszystko. Zachowaj trochę godności.
Sigrun czuła przez to złość, potęgowaną przez irytację na strażnika, który odmówił wykonania rozkazu.
- Widzisz. Jeszcze nie wiesz jaką mam wyobraźnię. Najlepiej przekona się o tym Justine, prawda? - rzuciła wiedźma, obracając różdżkę w palcach; świerzbiły ją, aby użyć cisowego drewna właściwie, skoro miała już ku temu tak doskonałą okazję. Tonks naprzeciw niej, podana jak na tacy, aż prosząca się o czułe Crucio wymierzone prosto w klatkę piersiową. - Postaramy się już o to, aby tego nie zrobili, chyba że... Chyba, że Tonks pójdzie po rozum do głowy.
Zauważyła, że w pewnej chwili Rain drgnęła dziwnie. Sigrun zmarszczyła brwi w zastanowieniu, zmartwiona, że coś mogło jej przeszkodzić.
- I co? - wyrwało się czarownicy, nie potrafiła się powstrzymać. - Wyciągnij z niej tyle, ile zdołasz - poleciła.
Sama odeszła od kolumny, aby zbliżyć się do szlamy. Spojrzenie miała już raczej nieprzytomne, ale to nie przeszkodziło Sigrun, by spróbować raz jeszcze.
- Daję ci ostatnią szansę, Tonks. W Zakazanym Lesie ukrywa się Harold Longbottom? Dyrektor Hogwartu o tym wie? - powiedziała tonem dziwnie cichym i poważnym, lekko mrużąc przy tym oczy - brązowe tęczówki stały się matowe, pełne determinacji. Koniec żartów, Dawała jej jeszcze jedną szansę na współpracę, by mogła polepszyć sytuację swoich równie brudnych przyjaciół.
- Opór jest daremny. Nie bądź kretynką. Mamy legilimentów, mamy wszelkie możliwe środki, żebyś wyśpiewała wszystko. Zachowaj trochę godności.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Przeczucie legilimente rzadko zawodziło. W momencie gdy przejrzało się już tyle wspomnień, przeczesało tyle głów, to w pewnym momencie znaki stawały się widoczne. Rain oczywiście nie uważała się za specjalistkę, nawet najsilniejszy legilimenta potrafił coś przeoczyć, potrafił się pomylić. Ale niczym niechroniony umysł czarownicy, której daleko było od oklumentki, stawało się istnym rajem dla Huxley. Mogła przemierzać przez wspomnienia, wybierać te najbardziej skrywane, wyciągać na wierzch to co sprawiało największy ból lub największą radości. Czuła, które wspomnienie jest cenne – w końcu czuła dokładnie to, co osoba w której wspomnieniach właśnie przebywała. Nie wiedziała co się stało. Nagle wszystko zniknęło, zaczęły do niej docierać pogaduszki tych, którzy stali jej za plecami. Czy oni naprawdę nie rozumieli ile spokoju i skupienia wymaga szukanie odpowiedniego wspomnienia? Jaki był to dla Rain ogromny wysiłek, aby utrzymać zaklęcie i drążyć aż do uzyskania satysfakcjonującej odpowiedzi? Drgnęła. Poczuła zimno bijące od dementorów i spojrzenia na swoich plecach. Kurwa przemknęło jej przez myśli. Zamrużyła oczy obserwując zbliżającą się Sigrun. Jak zwykle wyszczekana i mało pomocna, nic się nie zmieniła. Rain musiała się uspokoić, chyba nie miała już dużo czasu. Krople potu spłynęły jej po karku. Sama nie wiedziała czy to ze strachu, zdenerwowania? Raczej to drugie. Jej pieniądze właśnie wracały z powrotem do sakiewki Drew. Ale może to co już zobaczyła będzie dla nich czymś wartościowym? Może nie wszystko stracone. Westchnęła cicho, już chciała mówić do kobiety by się odsunęła, bo inaczej, całkiem przez przypadek trafi w nią i będzie bardzo zabawnie, ale ugryzła się w język. Miała robotę do zrobienia, a Ramsey nie chciał, by go znowu zawiodła. I ona też nie. Chciała swoje pieniądze, w końcu już odwaliła kawał roboty. Szkoda się tak męczyć na marne.
Wyciszyć się, uspokoić oddech, uspokoić własne myśli. Pozbyć się irytacji na kręcącą się nad głową Sigrun, a najlepiej to w ogóle jej nie słyszeć. Zapomnieć o dementorach, o tych pieniądzach, które tak bardzo były jej teraz potrzebne. Liczyło się wspomnienie zakonniczki, musiała wrócić w to samo miejsce. Czuła, że jest blisko, że właśnie to miała oglądać, a informacje, które tam zbierze zostaną sowicie wynagrodzone.
Nawet nie odsunęła swojej różdżki od głowy kobiety. Za to przycisnęła ją mocniej do jej skroni, jakby to cokolwiek miało pomóc.
- Legilimens – powtórzyła.
Wspomnienie na nią czekało.
// Chcę wrócić do tego samego wspomnienia, do tego samego miejsca i wertować je dalej w poszukiwaniu informacji gdzie znajduje się Oaza.
Wyciszyć się, uspokoić oddech, uspokoić własne myśli. Pozbyć się irytacji na kręcącą się nad głową Sigrun, a najlepiej to w ogóle jej nie słyszeć. Zapomnieć o dementorach, o tych pieniądzach, które tak bardzo były jej teraz potrzebne. Liczyło się wspomnienie zakonniczki, musiała wrócić w to samo miejsce. Czuła, że jest blisko, że właśnie to miała oglądać, a informacje, które tam zbierze zostaną sowicie wynagrodzone.
Nawet nie odsunęła swojej różdżki od głowy kobiety. Za to przycisnęła ją mocniej do jej skroni, jakby to cokolwiek miało pomóc.
- Legilimens – powtórzyła.
Wspomnienie na nią czekało.
// Chcę wrócić do tego samego wspomnienia, do tego samego miejsca i wertować je dalej w poszukiwaniu informacji gdzie znajduje się Oaza.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Rain Huxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Kujący, ostry, nieprzyjemny ból w okolicy nadgarstków dawał o sobie znać coraz wyraźniej wybijając się nad każdą inną niedogodność którą czuła. Mącił w głowie, upierdliwie przypominał o sobie raz po razie, odciągając ku sobie jej myśli. Kiedy tylko te, nie były zajmowane przez stojącą przed nią kobietę. Oddychała ciężko, nie będąc w stanie przeciwstawić się jej w żaden skuteczny sposób. Po tak długim czasie znów poczuła się bezsilna. I zła, zła na samą siebie. Powinna była poświęcić oklumencji więcej czasu, nie przekonać samej siebie, że może to robić spokojnym, zwyczajnym torem, tylko wybrać ten, który może nie był najprzyjemniejszy, ale najskuteczniejszy. Teraz… teraz to już i tak nie miało znaczenia. Serce obijało się jej w piersi nieprzyjemnie, kiedy widziała wspomnienie, które wertowała Rain. Spotkanie Zakonu. Spotkanie, odbywające się zaraz po pokonaniu anomalii. I dokładnie zdawała sobie sprawę, jakie informacje padną jako następne. Zaciskała zęby, próbując zrobić cokolwiek, jakkolwiek, ale nie była w stanie. Aż do pewnego momentu. Momentu w którym wszystko ustało. Równie nagle, jak nagle sparaliżowała ją jej obecność we własnej głowie. Równie nagle zrozumiała, że zniknęła. Oddychała ciężko, patrząc się w oczy stojącej naprzeciw niej kobiety. Czuła słabość, ogarniającej ją całość. Zmęczenie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Ale jakaś zakorzeniona głęboko myśl, nawyk, nie pozwalało jej się poddać. Uniosła głowę, niby to opierając ją o ręce, a tak naprawdę zerkając ku górze, na kajdany pętające jej dłonie. Czy da radę? Mogła tylko spróbować i się przekonać. Kiedy Rookwood zbliżyła się, spojrzała na nią, krzyżując z nią niebieskie tęczówki.
Jej usta otworzyły się, układając w słowa. Odpowiedź, której tak oczekiwała Sigrun, chociaż żaden dźwięk nie wydobył się z gardła. Kiedy skończyła usta nie układały się w uśmiech, rozluźniła szczękę, wpatrując się w nią z determinacją. By nie czekając dłużej, spróbować podciągnąć się odrobinę na obolałych nadgarstkach i zębami zaatakować rękę Rain. Teraz, od razu, póki nie grzebała w jej wspomnieniach, żeby nie pozwolić jej znów wejść tam ponownie. Godność, dobre sobie. Sami odarli ją z jej resztek, kiedy rozdzielali materiał ubrań na jej ciele.
Zamierzała walczyć do samego końca.
| chce ugryźć Rain w rękę? Tą co przy łbie mi trzyma.
Jej usta otworzyły się, układając w słowa. Odpowiedź, której tak oczekiwała Sigrun, chociaż żaden dźwięk nie wydobył się z gardła. Kiedy skończyła usta nie układały się w uśmiech, rozluźniła szczękę, wpatrując się w nią z determinacją. By nie czekając dłużej, spróbować podciągnąć się odrobinę na obolałych nadgarstkach i zębami zaatakować rękę Rain. Teraz, od razu, póki nie grzebała w jej wspomnieniach, żeby nie pozwolić jej znów wejść tam ponownie. Godność, dobre sobie. Sami odarli ją z jej resztek, kiedy rozdzielali materiał ubrań na jej ciele.
Zamierzała walczyć do samego końca.
| chce ugryźć Rain w rękę? Tą co przy łbie mi trzyma.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Ponownie wypowiadana inkantacja nie wzbudziła entuzjazmu szatyna, bo mimo swej ograniczonej wiedzy na temat umiejętności legilimenty, mógł przypuszczać, że swego rodzaju więź musiała zostać przerwana. Wypuściwszy wolno powietrze z ust dostrzegł obłoczek, który świadczył o coraz niższej temperaturze panującej w lochach. Wiedział, że czas im się kończył – przynajmniej na dziś – i nawet sam czuł coraz większe pragnienie opuszczenia tego parszywego miejsca. Widok dementorów lawirujących wzdłuż korytarzy i placu nieustannie przyprawiał go o dreszcze. Czy istniała możliwość oszaleć tylko z uwagi na ich towarzystwo? Nie miał zielonego pojęcia, ale nie przy tym nie chciał mieć żadnej sposobności, aby się o tym przekonać.
-Obawiam się, że to niemożliwe- rzucił zirytowany własną bezradnością. Kiedy nie była w stanie mówić mogli liczyć jedynie na umiejętności dziewczyny, która choć z pewnością się starała miała zbyt mało czasu, aby przejrzeć wszystko czego potrzebowali. Szlama była wylęgarnią informacji, był o tym przekonany. Zastanawiał się co i czy w ogóle przyszło jej zobaczyć.
Westchnął wiedząc, że nie było sensu zadawać jej pytań. Obróciwszy ponownie nóż w dłoni ujrzał jak ta wyrywa się i chce ugryźć Rain prosto w rękę na co uniósł brwi wyraźnie poirytowany. Miała jeszcze siłę? Wyglądała jak wrak, pieprzony wrak człowieka.
-Obawiam się, że to niemożliwe- rzucił zirytowany własną bezradnością. Kiedy nie była w stanie mówić mogli liczyć jedynie na umiejętności dziewczyny, która choć z pewnością się starała miała zbyt mało czasu, aby przejrzeć wszystko czego potrzebowali. Szlama była wylęgarnią informacji, był o tym przekonany. Zastanawiał się co i czy w ogóle przyszło jej zobaczyć.
Westchnął wiedząc, że nie było sensu zadawać jej pytań. Obróciwszy ponownie nóż w dłoni ujrzał jak ta wyrywa się i chce ugryźć Rain prosto w rękę na co uniósł brwi wyraźnie poirytowany. Miała jeszcze siłę? Wyglądała jak wrak, pieprzony wrak człowieka.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Sigrun spróbowała pytaniami wyciągnąć jakiekolwiek informacje od Tonks, ale ta nie była w stanie jej odpowiedzieć. Nie zdecydowała się też kiwnąć głową, wyglądało na to, że nie zamierzała podjąć współpracy.
Rain ponownie przyłożyła różdżkę do skroni Tonks, ale próba wdarcia się do jej umysłu zawiodła. Być może była to kwestia umiejętności, których legilimentce brakowało, ale z pewnością nie pomagał jej fakt, że Justine nie była unieruchomiona. Spróbowała ugryźć Rain, ale bezwładne nogi nie dawały jej żadnego oparcia, nie była w stanie dosięgnąć dłoni czarownicy, choć ta znajdowała się stosunkowo blisko.
Wokół było zimno i ponuro. Sigrun, która przebywała w celi dawnego Azkabanu nie czuła się tu ani swobodnie ani komfortowo. Towarzyszyło jej nieustanie uczucie, że ktoś ją obserwuje, ktoś lub coś na nią czyha. Ale Drew i Rain też powoli zaczynali czuć się nieswojo. Chłód zaczął ich przenikać, spadała motywacja, wiara w to co robili. Nachodził ich smutek i rezygnacja. I zaczynali rozumieć, dlaczego ich czas tutaj był ograniczony. Dementorzy, nawet jeśli stali po ich stronie i wykonywali polecenia Czarnego Pana, wciąż budzili grozę i niechęć, a ich obecność dawała się we znaki każdemu w pobliżu. W tej chwili na granicy światła i ciemności pojawiło się dwóch strażników. Byli to ci sami, którzy przyprowadzili do panoptikonu całą trójkę.
– Musimy już wracać — zakomunikował jeden z nich, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie ustąpi. Taka była decyzja głównego naczelnika, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo i funkcjonowanie Tower. Drew, Sigrun i Rain musieli ruszyć razem z nimi, przez wrota, a później chwiejny most, aż do góry, setką schodów. Drugi ze strażników, nim zamknął szereg, cofnął zaklęcie Sigrun. Justine mogła odczuć w końcu ulgę, mogąc stanąć na nogach i uwolnić od ciężaru swojego ciała własne, obolałe i sine już nadgarstki.
Przebywaniem w tym miejscu zaczynała być już poważnie zmęczona. Dopadała ją rezygnacja i zwątpienie. Chłód i głosy, jakie wokół siebie słyszała, nieczęsto obłąkańcze, były najmniejszym z problemów, z jakimi się aktualnie borykała. Zaczynała tracić wiarę w to, że kiedykolwiek stąd wyjdzie. Zdawało jej się, że powoli wszystko jej się w głowie mieszało, tak jak jawa mieszała ze snem, a prawda z fałszem.
| Wszyscy zt. Jeśli potrzebujecie, możecie napisać posty kończące, ale nie możecie wykonać żadnej innej akcji. Jeśli Rain chce się podzielić z kimkolwiek pozyskanymi informacjami musi przekazać je fabularnie. Przypominam, że nie można przekazać wspomnienia użytego w legilimencji do myślodsiewni.
Justine żywotność:
60/240 (kara: -50)
- cięte: język -80, podniebienie i gardło -20; rozbita głowa -20
- psychiczne -45
- wyziębienie -5
- tłuczone -10 nadgarstki
Drew: 210/215
-5 psychiczne
Rain: 202/207
-5 psychiczne
Sigrun: 210/215
-5 psychiczne
Rain ponownie przyłożyła różdżkę do skroni Tonks, ale próba wdarcia się do jej umysłu zawiodła. Być może była to kwestia umiejętności, których legilimentce brakowało, ale z pewnością nie pomagał jej fakt, że Justine nie była unieruchomiona. Spróbowała ugryźć Rain, ale bezwładne nogi nie dawały jej żadnego oparcia, nie była w stanie dosięgnąć dłoni czarownicy, choć ta znajdowała się stosunkowo blisko.
Wokół było zimno i ponuro. Sigrun, która przebywała w celi dawnego Azkabanu nie czuła się tu ani swobodnie ani komfortowo. Towarzyszyło jej nieustanie uczucie, że ktoś ją obserwuje, ktoś lub coś na nią czyha. Ale Drew i Rain też powoli zaczynali czuć się nieswojo. Chłód zaczął ich przenikać, spadała motywacja, wiara w to co robili. Nachodził ich smutek i rezygnacja. I zaczynali rozumieć, dlaczego ich czas tutaj był ograniczony. Dementorzy, nawet jeśli stali po ich stronie i wykonywali polecenia Czarnego Pana, wciąż budzili grozę i niechęć, a ich obecność dawała się we znaki każdemu w pobliżu. W tej chwili na granicy światła i ciemności pojawiło się dwóch strażników. Byli to ci sami, którzy przyprowadzili do panoptikonu całą trójkę.
– Musimy już wracać — zakomunikował jeden z nich, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie ustąpi. Taka była decyzja głównego naczelnika, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo i funkcjonowanie Tower. Drew, Sigrun i Rain musieli ruszyć razem z nimi, przez wrota, a później chwiejny most, aż do góry, setką schodów. Drugi ze strażników, nim zamknął szereg, cofnął zaklęcie Sigrun. Justine mogła odczuć w końcu ulgę, mogąc stanąć na nogach i uwolnić od ciężaru swojego ciała własne, obolałe i sine już nadgarstki.
Przebywaniem w tym miejscu zaczynała być już poważnie zmęczona. Dopadała ją rezygnacja i zwątpienie. Chłód i głosy, jakie wokół siebie słyszała, nieczęsto obłąkańcze, były najmniejszym z problemów, z jakimi się aktualnie borykała. Zaczynała tracić wiarę w to, że kiedykolwiek stąd wyjdzie. Zdawało jej się, że powoli wszystko jej się w głowie mieszało, tak jak jawa mieszała ze snem, a prawda z fałszem.
| Wszyscy zt. Jeśli potrzebujecie, możecie napisać posty kończące, ale nie możecie wykonać żadnej innej akcji. Jeśli Rain chce się podzielić z kimkolwiek pozyskanymi informacjami musi przekazać je fabularnie. Przypominam, że nie można przekazać wspomnienia użytego w legilimencji do myślodsiewni.
Justine żywotność:
60/240 (kara: -50)
- cięte: język -80, podniebienie i gardło -20; rozbita głowa -20
- psychiczne -45
- wyziębienie -5
- tłuczone -10 nadgarstki
Drew: 210/215
-5 psychiczne
Rain: 202/207
-5 psychiczne
Sigrun: 210/215
-5 psychiczne
Justine nie wiedziała, ile dokładnie minęło czasu, odkąd oddalające się echem kroki ucichły – w ciemnościach i samotności trudno było odmierzać kolejne minuty, te zdawały się ciągnąć w nieskończoność – choć miała wrażenie, że zostawiono ją we względnym spokoju ledwie na chwilę. Zaraz po wizycie Śmierciożerców, odwiedził ją uzdrowiciel, żeby napoić ją wodą i nakarmić chlebem – później była już sama, nawiedzana jedynie przez niespokojne sny i odzywające się w mroku szepty. Czasami wydawało jej się, że coś mignęło na krawędzi jej pola widzenia, jakiś ruch – ale jeśli podnosiła głowę, nie dostrzegała niczego. Jej ręce, dłonie, ciało, początkowo palące bólem, teraz wydawało jej się po prostu odrętwiałe; ledwie czuła mięśnie ramion, ruchy – i tak już ograniczone – stały się powolne, ociężałe. Ogarniało ją poczucie beznadziejności, nadzieja na uwolnienie, na ratunek, na jakieś jutro, wymykała się pomiędzy kolejnymi oddechami.
Echo kroków, tym razem przybliżających się, rozległo się ponownie – jeśli się skupiła, choć było to trudne, mogła naliczyć co najmniej cztery, jeśli nie pięć par stukających o kamienną posadzkę stóp. Mogła przypuszczać, że – jak zwykle – dwie z nich należały do strażników, póki co nie wiedziała jednak jeszcze, kogo do niej prowadzono.
Prowadzeni przez strażników Rycerze Walpugii, tak jak poprzednio, zostali poinstruowani o tym, że ich wizyta nie mogła być zbyt długa – wszyscy wiedzieli też już, dlaczego. Roztaczana przez obecność dementorów aura towarzyszyła im od samego początku, od chwili, w której zagłębili się w panoptikon.
Watek tym razem mistrzuje William, w razie pytań – zapraszam. Na odpis macie 48 godzin. Tak, jak poprzednio, macie do dyspozycji maksymalnie 5 tur.
Żywotność Justine:
60/240 (kara: -50)
- cięte: język -80, podniebienie i gardło -20; rozbita głowa -20
- psychiczne -45
- wyziębienie -5
- tłuczone -10 nadgarstki
Szybkie przybycie Zacharego oraz Sigrun oznaczało, że Elvira ponownie spisała się. Nie marnując czasu na zbędne powitania zdecydował się przejść od razu do rzeczy; właściwie obydwoje z pewnością mogli się domyślać jaki był powód ściągnięcia ich o tej porze. -W środku znajduje się to, co nam potrzebne, aby porządnie ją przesłuchać- rzucił podając w delikatny sposób pudełko Rycerzowi, tak aby nic nie uszkodzić. Uzdrowicielka uprzedziła go, że najmniejszy błąd mógł ich wiele kosztować. -Nie cieszy mnie myśl, że mam wejść tam po raz kolejny, ale nie odpuszczę szlamie- dodał zerkając kątem oka na Sigrun, która podobnie jak wiedziała, że Rain nie udało się dowiedzieć wystarczająco wiele.
Przekraczając kolejne korytarze poczuł ogarniający go, znajomy chłód, którego nie dało się porównać do niczego innego. Mieli jednak przed sobą ważne zadanie, musieli się skupić i włożyć w nie maksymalnie wiele umiejętności, aby nic nie spaprać. Ogarniając wzrokiem ogromny plac i centralny jego punkt kącik ust mimowolnie powędrował ku górze. Tonks wciąż wisiała na łańcuchu, jej nogi odmawiały posłuszeństwa; była słaba, musiała, w końcu nikt nie zamierzał tutaj bawić się w magię leczniczą. Nie zasłużyła na ulgę.
Zbliżywszy się do niej skinął jeszcze głową strażnikom w ramach podziękowania za wprowadzenie, a następnie zerknął w kierunku Zacharego, do którego należało główne zadanie. Już wcześniej zapewnił go, że będzie trzeba przytrzymać dziewczynę – podobnie jak wtedy, gdy towarzyszył Elvirze przy wycięciu języka ofierze – dlatego stanął za jej plecami, aby móc wygodnie ją złapać. Obiema rękoma wykonywał ruchy w tej samej chwili; lewą dłoń zacisnął na jej brodzie układając przedramię z lewej strony jej twarzy, zaś prawą pomiędzy górną wargą, a nosem utrzymując przedramię na prawo od jej głowy. Wiedział, że wpierw musiał szarpnąć mocno, co też uczynił, aby móc oprzeć palce obu rąk o dolną oraz górną linię jej zębów i wytrzymać w takiej pozycji nim Zachary nie skończy. Musiał możliwie mocno rozszerzyć jej szczękę, co też było jego celem. Nie był nader silny, lecz jej stan działał na jego korzyść.
|Rzut na sprawność
Ekwipunek:Veritaserum (1 porcja, stat. 40, moc +20), nóż
Przekraczając kolejne korytarze poczuł ogarniający go, znajomy chłód, którego nie dało się porównać do niczego innego. Mieli jednak przed sobą ważne zadanie, musieli się skupić i włożyć w nie maksymalnie wiele umiejętności, aby nic nie spaprać. Ogarniając wzrokiem ogromny plac i centralny jego punkt kącik ust mimowolnie powędrował ku górze. Tonks wciąż wisiała na łańcuchu, jej nogi odmawiały posłuszeństwa; była słaba, musiała, w końcu nikt nie zamierzał tutaj bawić się w magię leczniczą. Nie zasłużyła na ulgę.
Zbliżywszy się do niej skinął jeszcze głową strażnikom w ramach podziękowania za wprowadzenie, a następnie zerknął w kierunku Zacharego, do którego należało główne zadanie. Już wcześniej zapewnił go, że będzie trzeba przytrzymać dziewczynę – podobnie jak wtedy, gdy towarzyszył Elvirze przy wycięciu języka ofierze – dlatego stanął za jej plecami, aby móc wygodnie ją złapać. Obiema rękoma wykonywał ruchy w tej samej chwili; lewą dłoń zacisnął na jej brodzie układając przedramię z lewej strony jej twarzy, zaś prawą pomiędzy górną wargą, a nosem utrzymując przedramię na prawo od jej głowy. Wiedział, że wpierw musiał szarpnąć mocno, co też uczynił, aby móc oprzeć palce obu rąk o dolną oraz górną linię jej zębów i wytrzymać w takiej pozycji nim Zachary nie skończy. Musiał możliwie mocno rozszerzyć jej szczękę, co też było jego celem. Nie był nader silny, lecz jej stan działał na jego korzyść.
|Rzut na sprawność
Ekwipunek:Veritaserum (1 porcja, stat. 40, moc +20), nóż
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
List, który dosłownie spadł na jego głowę, zburzył porządek zadań, których się podjął, a które bez cienia wątpliwości odłożył na później, ledwie zaznajamiając się z treścią przysłanej mu wiadomości. Krótkim machnięciem różdżki postawił ją w płomieniach na tacce, pozwolił spłonąć w ciągu tych kilku chwil poświęconych na nałożenie grubszej koszuli oraz podszytej grubym futrem abai. Nie przypuszczał, że tak wcześnie sięgnie po zimowy płaszcz – pamiętał z poprzedniej wizyty w Azkabanie, iż zimno towarzyszyło mu jeszcze długo po opuszczeniu podziemnego więzienia, do którego lada moment miał wrócić.
Czas poświęcony na podróż poświęcił przemyśleniom. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego oczekiwano od niego i jak wielka stawka stała za tym, by odniósł sukces. Nie oszukiwał samego siebie, iż ciążyła na nim ogromna odpowiedzialność za to, czy uda mu się sięgnąć po wyjątkowo skomplikowaną magię leczniczą. Świadomość tego właściwie pomagała Zachary'emu przygotować się na to, co nieuniknione, lecz całkowicie nie zniszczyła obawy o możliwej porażce. Zbyt dobrze wiedział, jakie konsekwencje niosła fatalna w skutkach magia lecznicza, nie tylko dla pacjenta, ale i samego uzdrowiciela, powodując dziwny skurcz w żołądku na wspomnienie, jak bardzo nie wyszło mu ostatnim razem, kiedy próbował dokonać przeszczepu. Końcówka oryginalnego języka Tonks przestała być użyteczna i Shafiq nie miał pojęcia, jak miał tego wkrótce dokonać. Wprawdzie krążyła w nim myśl o eliksirze odtworzenia, jednak ten potrzebował miesiąca, by wyhodować brakujący organ, a próba wlepienia języka od kogoś napawała go dziwnym i wyjątkowo nieswoim uczuciem, przez które ciągle obracał w palcach akacjową różdżkę.
Zjawiwszy się wraz z Sigrun, skinął krótko Macnairowi na powitanie. Paczkę przyjął w milczeniu, zdając sobie sprawę, co się w niej znajdowało. Język, który miał przeszczepić Tonks i zmusić ją do mówienia. Istotnie druga część zadania nie należała do niego, co do tego nie było absolutnie żadnych złudzeń – tym mieli zająć się Śmierciożercy, za którymi w ciszy podążył do wnętrza Azkabanu, szczelniej otulając się abają. Kroki stawiane ścieżką prowadzącą coraz niżej i niżej zdawały się mu być echem, którego nie potrafił w żaden sposób zagłuszyć. Już raz tu był, już raz przyprowadzono go tutaj, a dziś zjawiał się po raz kolejny i niewątpliwie miał pojawić się tutaj kolejny raz; oby ostatni, powtarzał sobie w myślach, nawet nie sięgając do wspomnień, które sprowadziły go do Azkabanu po raz pierwszy. Nie chciał do nich wracać, ponownie rozpatrywać, dekoncentrować. Zamiast tego postanowił zająć myśli jeszcze raz całą procedurą związaną z zaklęciem transplantującym i prędko przestał, bowiem nie starczyło mu czasu na przejście jej w teorii w całości – dotarli na miejsce. Zdążył wprawdzie odezwać się i umilić czas wskazówkami, podług których Macnair miał podążać.
— Pamiętaj, co masz robić — przypomniał cicho, kiwając głową na znak, iż powinni zacząć. Samemu odwrócił się do nich plecami i zamknął na chwilę oczy. Pod nosem zaczął mamrotać w ojczystym języku słowa zrozumiałe tylko dla niego, brzmiące niczym modlitwa składana bogom. To, co mówił, w istocie nie miało większego znaczenia, jednak nie przestał, póki nie wybrzmiała ostatnia zgłoska, po której otworzył skrzynkę i dwoma palcami wyciągnął wycięty język, oceniając go pod kątem całego zabiegu. Nie wątpił ani przez chwilę; Multon naprawdę posiadała talent. Narząd ułożył na otwartej, niewiodącej dłoni i powoli zaczął zakreślać maleńkie okręgi tuż nad nim.
— Transplantatio — wypowiedział formułę zaklęcia, skupiając wszystkie myśli na poprawnym ruchu, z lękiem i obawą w myślach, że wszystko mogło pójść nie tak. Niezależnie od tego, uchwycił język w dwa palce, powoli przysunął do rozwartych przez Macnaira ust Tonks, po czym zaczął poruszać różdżką od jednego narządu w dłoni do tego uszkodzonego w jej ustach. Z każdym kolejnym ruchem coraz bliżej przesuwał nowy język, aż znalazł się na krawędzi warg i ostrożnie zaczął wpychać go bokiem, własne palce wystawiając na potencjalnej ugryzienie. Nie chciał przekonywać się, czy akacjowe drewno było dostatecznie twarde, ale także koniec różdżki Zachary'ego znalazł miejsce w ustach Justine, a nie mając dostatecznie dobrego światła, nie wiedział, czy wszystko robił z należytą precyzją, jedynie w ruchach nadgarstka oraz palców spoczywających na rączce upatrując tego, by zaklęcie powiodło się. Dokonanie całkowitej wymiany stanowiło proces wyjątkowo skomplikowany; nie chciał skończyć go fiaskiem, lecz jednocześnie potrafił pozbyć się obawy o potencjalną porażkę – dlatego wkładał w to tak wiele wysiłku, jak było to tylko możliwe, by nie zawieść. Utkanie połączeń, magicznych nici w tak niewielkiej przestrzeni było trudne. Różdżką manipulował po omacku, mimo to wytrwale, chcąc wykonać powierzone zadanie.
Czas poświęcony na podróż poświęcił przemyśleniom. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego oczekiwano od niego i jak wielka stawka stała za tym, by odniósł sukces. Nie oszukiwał samego siebie, iż ciążyła na nim ogromna odpowiedzialność za to, czy uda mu się sięgnąć po wyjątkowo skomplikowaną magię leczniczą. Świadomość tego właściwie pomagała Zachary'emu przygotować się na to, co nieuniknione, lecz całkowicie nie zniszczyła obawy o możliwej porażce. Zbyt dobrze wiedział, jakie konsekwencje niosła fatalna w skutkach magia lecznicza, nie tylko dla pacjenta, ale i samego uzdrowiciela, powodując dziwny skurcz w żołądku na wspomnienie, jak bardzo nie wyszło mu ostatnim razem, kiedy próbował dokonać przeszczepu. Końcówka oryginalnego języka Tonks przestała być użyteczna i Shafiq nie miał pojęcia, jak miał tego wkrótce dokonać. Wprawdzie krążyła w nim myśl o eliksirze odtworzenia, jednak ten potrzebował miesiąca, by wyhodować brakujący organ, a próba wlepienia języka od kogoś napawała go dziwnym i wyjątkowo nieswoim uczuciem, przez które ciągle obracał w palcach akacjową różdżkę.
Zjawiwszy się wraz z Sigrun, skinął krótko Macnairowi na powitanie. Paczkę przyjął w milczeniu, zdając sobie sprawę, co się w niej znajdowało. Język, który miał przeszczepić Tonks i zmusić ją do mówienia. Istotnie druga część zadania nie należała do niego, co do tego nie było absolutnie żadnych złudzeń – tym mieli zająć się Śmierciożercy, za którymi w ciszy podążył do wnętrza Azkabanu, szczelniej otulając się abają. Kroki stawiane ścieżką prowadzącą coraz niżej i niżej zdawały się mu być echem, którego nie potrafił w żaden sposób zagłuszyć. Już raz tu był, już raz przyprowadzono go tutaj, a dziś zjawiał się po raz kolejny i niewątpliwie miał pojawić się tutaj kolejny raz; oby ostatni, powtarzał sobie w myślach, nawet nie sięgając do wspomnień, które sprowadziły go do Azkabanu po raz pierwszy. Nie chciał do nich wracać, ponownie rozpatrywać, dekoncentrować. Zamiast tego postanowił zająć myśli jeszcze raz całą procedurą związaną z zaklęciem transplantującym i prędko przestał, bowiem nie starczyło mu czasu na przejście jej w teorii w całości – dotarli na miejsce. Zdążył wprawdzie odezwać się i umilić czas wskazówkami, podług których Macnair miał podążać.
— Pamiętaj, co masz robić — przypomniał cicho, kiwając głową na znak, iż powinni zacząć. Samemu odwrócił się do nich plecami i zamknął na chwilę oczy. Pod nosem zaczął mamrotać w ojczystym języku słowa zrozumiałe tylko dla niego, brzmiące niczym modlitwa składana bogom. To, co mówił, w istocie nie miało większego znaczenia, jednak nie przestał, póki nie wybrzmiała ostatnia zgłoska, po której otworzył skrzynkę i dwoma palcami wyciągnął wycięty język, oceniając go pod kątem całego zabiegu. Nie wątpił ani przez chwilę; Multon naprawdę posiadała talent. Narząd ułożył na otwartej, niewiodącej dłoni i powoli zaczął zakreślać maleńkie okręgi tuż nad nim.
— Transplantatio — wypowiedział formułę zaklęcia, skupiając wszystkie myśli na poprawnym ruchu, z lękiem i obawą w myślach, że wszystko mogło pójść nie tak. Niezależnie od tego, uchwycił język w dwa palce, powoli przysunął do rozwartych przez Macnaira ust Tonks, po czym zaczął poruszać różdżką od jednego narządu w dłoni do tego uszkodzonego w jej ustach. Z każdym kolejnym ruchem coraz bliżej przesuwał nowy język, aż znalazł się na krawędzi warg i ostrożnie zaczął wpychać go bokiem, własne palce wystawiając na potencjalnej ugryzienie. Nie chciał przekonywać się, czy akacjowe drewno było dostatecznie twarde, ale także koniec różdżki Zachary'ego znalazł miejsce w ustach Justine, a nie mając dostatecznie dobrego światła, nie wiedział, czy wszystko robił z należytą precyzją, jedynie w ruchach nadgarstka oraz palców spoczywających na rączce upatrując tego, by zaklęcie powiodło się. Dokonanie całkowitej wymiany stanowiło proces wyjątkowo skomplikowany; nie chciał skończyć go fiaskiem, lecz jednocześnie potrafił pozbyć się obawy o potencjalną porażkę – dlatego wkładał w to tak wiele wysiłku, jak było to tylko możliwe, by nie zawieść. Utkanie połączeń, magicznych nici w tak niewielkiej przestrzeni było trudne. Różdżką manipulował po omacku, mimo to wytrwale, chcąc wykonać powierzone zadanie.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Wczorajsza wizyta w nowym Azkabanie nie okazała się zbyt owocna. Macnair znalazł tę legilimentkę z polecenia Mulcibera, najwyraźniej nie była jednak tak utalentowana, by odkryć wszystkie tajemnice umysłu Tonks. Trzeba przyznać, że wytrzymała była jak na szlamę. Twarda i cholernie uparta, lecz na każdego znajdzie się sposób. Zwłaszcza wbrew jego woli. Ani Sigrun, ani Drew nie mieli zaś zamiaru odpuścić. Skoro już Tonks wepchała się w ich ręce, to póki jeszcze żyła, Rookwood zamierzała z niego wycisnąć wszystko, co tylko będzie mogła. Legilimencja nie była do tego kluczem, lecz Veritaserum każdemu rozwiąże język.
Oczywiście, najpierw należało go posiadać, a z racji aktu samookaleczenia Tonks była go pozbawiona. Macnair obiecał jednak, że się tym zajmie. Język w eliksirze odtworzenia miał rosnąć tydzień, ale czy to musiał być koniecznie język z jej własnej krwi? Chyba nie. Nie była pewna, nie miała wszak pojęcia o magii leczniczej, lecz skoro lord Shafiq się tego podjął, to prawdopodobnie coś miało z tego być.
Z niechęcią powróciła do Tower, aby wraz ze strażnikami ruszyć w dół - w zimną ciemność panoptikonu, gdzie na środku placu wciąż czekała przykuta do łańcuchów Justin. Chłód niemal lepił się jej do skóry, ubrań, włosów. Ubiegłej nocy miała koszmary, dziś pewnie będzie podobnie, bo znów pozbawieni ochrony narażali się na bliskość dementorów - ale to mogło być tego warte. Taki był zresztą ich obowiązek jako Śmierciożerców. Pozostawienie Tonks samej sobie, nieskorzystanie z okazji, aby dowiedzieć się o wrogu więcej byłoby wręcz zbrodnią niedopuszczalnego zaniedbania
Sigrun wyłoniła się z ciemności zaraz po Drew i Zacharym; obserwowała jak pierwszy podchodzi do Tonks, aby brutalnie zmusić ją do otwarcia ust, a uzdrowiciel w tym czasie podejmuje próbę transplantacji zdobytego organu. Zbliżyła się, stanęła obok, z czystej ciekawości - jak to mogło wyglądać?
- Otwórz buzię szeroko, Tonks - powiedziała Sigrun, niemal śpiewnym tonem, znów jawnie z niej kpiąc. - A może potrzebujesz pomocy, aby być grzeczną dziewczynką, hmm? - zastanowiła się, wspominając wczorajszą nieudolną próbę ugryzienia Rain Huxley. - Wszystko grzecznie połkniesz - stwierdziła, to nie było pytanie. Wysunęła z rękawa szaty różdżkę, aby wycelować nią w Justine. - Imperio.
| st obniżone dzięki poziomowi organizacji
Oczywiście, najpierw należało go posiadać, a z racji aktu samookaleczenia Tonks była go pozbawiona. Macnair obiecał jednak, że się tym zajmie. Język w eliksirze odtworzenia miał rosnąć tydzień, ale czy to musiał być koniecznie język z jej własnej krwi? Chyba nie. Nie była pewna, nie miała wszak pojęcia o magii leczniczej, lecz skoro lord Shafiq się tego podjął, to prawdopodobnie coś miało z tego być.
Z niechęcią powróciła do Tower, aby wraz ze strażnikami ruszyć w dół - w zimną ciemność panoptikonu, gdzie na środku placu wciąż czekała przykuta do łańcuchów Justin. Chłód niemal lepił się jej do skóry, ubrań, włosów. Ubiegłej nocy miała koszmary, dziś pewnie będzie podobnie, bo znów pozbawieni ochrony narażali się na bliskość dementorów - ale to mogło być tego warte. Taki był zresztą ich obowiązek jako Śmierciożerców. Pozostawienie Tonks samej sobie, nieskorzystanie z okazji, aby dowiedzieć się o wrogu więcej byłoby wręcz zbrodnią niedopuszczalnego zaniedbania
Sigrun wyłoniła się z ciemności zaraz po Drew i Zacharym; obserwowała jak pierwszy podchodzi do Tonks, aby brutalnie zmusić ją do otwarcia ust, a uzdrowiciel w tym czasie podejmuje próbę transplantacji zdobytego organu. Zbliżyła się, stanęła obok, z czystej ciekawości - jak to mogło wyglądać?
- Otwórz buzię szeroko, Tonks - powiedziała Sigrun, niemal śpiewnym tonem, znów jawnie z niej kpiąc. - A może potrzebujesz pomocy, aby być grzeczną dziewczynką, hmm? - zastanowiła się, wspominając wczorajszą nieudolną próbę ugryzienia Rain Huxley. - Wszystko grzecznie połkniesz - stwierdziła, to nie było pytanie. Wysunęła z rękawa szaty różdżkę, aby wycelować nią w Justine. - Imperio.
| st obniżone dzięki poziomowi organizacji
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'k10' : 10
Panoptikon Azkabanu
Szybka odpowiedź