Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Linne Mhoireibh
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Linne Mhoireibh
Okolice Linne Mhoireibh, zwanej prościej Zatoką Moray, to przede wszystkim przepiękne szkockie wody mieniące się nad wysokim klifowym wybrzeżem. Teren jest dziewiczy, niezamieszkany przez mugoli, z rzadka odwiedzany przez czarodziejów, wciąż dziki; angielscy zielarze cenią te rozległe tereny za bogactwo magicznej flory oraz wielość dziko rosnących magicznych ziół i roślin szeroko wykorzystywanych w alchemii. Prawdziwą atrakcją jest jednak obserwacja morskich stworzeń, które raz za razem wynurzają się z wody, dopełniając bogactwa niezwykłego krajobrazu.
Rzuć kością k6:
1: Z wody wynurzył się morski smok, który zatoczył nad wodą salto i wrócił do wody.
2: Dostrzegasz ławicę wielobarwnych, skrzących i naprawdę ślicznych rybek, które płyną tuż przy tafli wody, pozwalając ci na ich wygodną obserwację.
3: W wodzie pojawia się orka, która wynurza się w okolicy kilkukrotnie, nim znika bezpowrotnie.
4: Nad wodą uderzył ciężki ogon wieloryba.
5: Nie jesteś pewien, ale wieloryb, który właśnie uderzył ogonem, musi być chyba Paulem. Paul był niegdyś czarodziejem eksperymentującym z trudną sztuką animagii, lecz jak wielkie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że zwierzę, którego kształt przyjmie, było... wielorybem. Rodzina Paula jest zgodna, że był to moment, w którym Paul stracił kontakt z rzeczywistością i popadł w wielorybią obsesję. Od tamtej pory pragnął zrozumieć i pokochać wieloryby, żyć tak jak one. I żyje, w okolicy. Łatwo go poznać po wyraźnie przyjaznym i otwartym usposobieniu wobec czarodziejów.
6: Nad taflą wody przebiegła wyjątkowo okazała kelpia... czy to nie sama Nessie? Musiała się zgubić - a może zdecydowała się na mały spacer.
Lokacja zawiera kości.Rzuć kością k6:
1: Z wody wynurzył się morski smok, który zatoczył nad wodą salto i wrócił do wody.
2: Dostrzegasz ławicę wielobarwnych, skrzących i naprawdę ślicznych rybek, które płyną tuż przy tafli wody, pozwalając ci na ich wygodną obserwację.
3: W wodzie pojawia się orka, która wynurza się w okolicy kilkukrotnie, nim znika bezpowrotnie.
4: Nad wodą uderzył ciężki ogon wieloryba.
5: Nie jesteś pewien, ale wieloryb, który właśnie uderzył ogonem, musi być chyba Paulem. Paul był niegdyś czarodziejem eksperymentującym z trudną sztuką animagii, lecz jak wielkie było jego zdziwienie, gdy okazało się, że zwierzę, którego kształt przyjmie, było... wielorybem. Rodzina Paula jest zgodna, że był to moment, w którym Paul stracił kontakt z rzeczywistością i popadł w wielorybią obsesję. Od tamtej pory pragnął zrozumieć i pokochać wieloryby, żyć tak jak one. I żyje, w okolicy. Łatwo go poznać po wyraźnie przyjaznym i otwartym usposobieniu wobec czarodziejów.
6: Nad taflą wody przebiegła wyjątkowo okazała kelpia... czy to nie sama Nessie? Musiała się zgubić - a może zdecydowała się na mały spacer.
Śmiech był im przyjacielem w takich chwilach jak ta. Mogli zapomnieć o otaczającej ich wojnie i horrorach jakie toczyły się wokół. Ludzie umierali, w imię chorych ideałów, w imię tego, że urodzili się w złej rodzinie. On sam miał brudną krew, według aktualnie panującej polityki jego matka dokonała obrazoburczego wyboru, związała się z mugolem. Pozwoliłaby czysta krew została rozwodniona, a on był dumny ze swojego nazwiska.
Kolejna kulka błota uderzyła go w pierś z cichym pacnięciem i spłynęła w dół po koszuli.
-Celny strzał.- Zaśmiał się i zobaczył jak kuzynka nieświadomie na własnej twarzy maluje indiańskie barwy wojenne. - Wyglądasz jak wojowniczki z Amazonii - Powiedział wskazując na jej oko teraz noszące ślady błota. -Niezwykle dzielne i odważne kobiety, które nie boją się stoczyć walk z dzikimi zwierzętami dżungli.
W tym momencie to do niego dotarło, jakby ktoś strzelił go prosto w twarz. Jeżeli tamte kobiety mogły walczyć, dzierżyć broń dlaczego oni tak zapiekle bronili się przed tym aby w ich świecie płeć piękna nie ubrudziła sobie rąk? Z czego to wynikało? Z realnej troski czy obawy że będą lepsze od nich? Wpajanego od wieków przekonania, że to mężczyzna ma być tym co broni i chroni, a kobieta jest tą słabszą. Widział przecież codziennie w osobie matki siłę, jaka drzemała w delikatnych i jasnych dłoniach. Widział upór i wolę walki w płonących oczach Florki, a teraz widział to samo w osobie Aurory, która zadawała kluczowe pytania, a przecież nie znał na nie odpowiedzi choć tak bardzo chciał odpowiedzieć.
-Nie wiem, Rory - Nie chciał udawać i zapewniać jej, że to wszystko się skończy za parę miesięcy. Wojna mogła trwać latami. -Nie pozwalaj jednak aby odbierała ci marzenia i chęć życia w szczęściu. - On nie miał zamiaru się powstrzymywać. Jeszcze na początku lata by wolał unikać i uciekać, ale nie teraz. Teraz już wiedział, że chciał brać z życia co mu ono daje. Patrzył uważnie na twarz młodej kobiety, widział determinację i chęć niesienia pomocy, tą samą która malowała się w jego oczach. Westchnął przeciągle i podszedł do niej bliżej, aby palcem zetrzeć z jej policzka plamę błota, ale zamiast ją wytrzeć to rozmazał jeszcze bardziej.
-No dobrze - Nie mógł jej zabraniać nieść pomoc kiedy sam się narażał.-Jesteś gotowa przyjmować rannych, narażać się i milczeć o tym co widziałaś i słyszałaś? Jeżeli tak, zdolny uzdrowiciel, który będzie składał walczących bardzo się przyda.
Mówił z pełną powagą w głosie. To nie były przelewki, mogła wystawić się na realne zagrożenie, ale jeżeli była gotowa podjąć to ryzyko, kim on był aby jej zabraniać?
|zt dla Herba
Kolejna kulka błota uderzyła go w pierś z cichym pacnięciem i spłynęła w dół po koszuli.
-Celny strzał.- Zaśmiał się i zobaczył jak kuzynka nieświadomie na własnej twarzy maluje indiańskie barwy wojenne. - Wyglądasz jak wojowniczki z Amazonii - Powiedział wskazując na jej oko teraz noszące ślady błota. -Niezwykle dzielne i odważne kobiety, które nie boją się stoczyć walk z dzikimi zwierzętami dżungli.
W tym momencie to do niego dotarło, jakby ktoś strzelił go prosto w twarz. Jeżeli tamte kobiety mogły walczyć, dzierżyć broń dlaczego oni tak zapiekle bronili się przed tym aby w ich świecie płeć piękna nie ubrudziła sobie rąk? Z czego to wynikało? Z realnej troski czy obawy że będą lepsze od nich? Wpajanego od wieków przekonania, że to mężczyzna ma być tym co broni i chroni, a kobieta jest tą słabszą. Widział przecież codziennie w osobie matki siłę, jaka drzemała w delikatnych i jasnych dłoniach. Widział upór i wolę walki w płonących oczach Florki, a teraz widział to samo w osobie Aurory, która zadawała kluczowe pytania, a przecież nie znał na nie odpowiedzi choć tak bardzo chciał odpowiedzieć.
-Nie wiem, Rory - Nie chciał udawać i zapewniać jej, że to wszystko się skończy za parę miesięcy. Wojna mogła trwać latami. -Nie pozwalaj jednak aby odbierała ci marzenia i chęć życia w szczęściu. - On nie miał zamiaru się powstrzymywać. Jeszcze na początku lata by wolał unikać i uciekać, ale nie teraz. Teraz już wiedział, że chciał brać z życia co mu ono daje. Patrzył uważnie na twarz młodej kobiety, widział determinację i chęć niesienia pomocy, tą samą która malowała się w jego oczach. Westchnął przeciągle i podszedł do niej bliżej, aby palcem zetrzeć z jej policzka plamę błota, ale zamiast ją wytrzeć to rozmazał jeszcze bardziej.
-No dobrze - Nie mógł jej zabraniać nieść pomoc kiedy sam się narażał.-Jesteś gotowa przyjmować rannych, narażać się i milczeć o tym co widziałaś i słyszałaś? Jeżeli tak, zdolny uzdrowiciel, który będzie składał walczących bardzo się przyda.
Mówił z pełną powagą w głosie. To nie były przelewki, mogła wystawić się na realne zagrożenie, ale jeżeli była gotowa podjąć to ryzyko, kim on był aby jej zabraniać?
|zt dla Herba
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Z początku zdawała się nie rozumieć, co Herbert do niej mówi… Naprawdę nie robił jej wyrzutów? Naprawdę miała mieć szansę się wykazać? Przyglądała się mu, a z każdym kolejnym przetworzeniem w mózgu tego, co jej powiedział, jej uśmiech się poszerzał. Mogła być wreszcie przydatna, mogła spełniać się w tym, co naprawdę dawało jej radość w życiu — pomaganie innym.
Owszem, do tej pory też mógł to robić, ale nie na taką skalę. Jeśli uda jej się spełnić oczekiwania zakonu, wtedy naprawdę zostanie uzdrowicielem na pełen etat. Czy nie tego zawsze pragnęła? Oczywiście chciała mieć męża, dzieci… Duża rodzina. Ale jak cieszyć się miłością, gdy wokół tak wiele złego się dzieje? Jak mogła pragnąć, nieść życie, gdy ktoś je tracił.
Gdy Herb znalazł się tak blisko, by móc otrzeć błoto z jej twarz, padła mu w ramiona. Dosłownie. Przytuliła się do niego mocno, jakby tym uściskiem chciała wyrazić wdzięczność. I to nie tylko za to, że powiedział, że będzie mogła spróbować. Chciała w ten sposób przekazać, ze wreszcie czuje się doceniona.
Ileż razy w życiu zbywano ją tylko dlatego, że była kobietą. A jeśli nie patrzono przez pryzmat płci, to dyskryminowała ją krew. A jeśli nie krew, to poglądy.
A cóż złego jest w tym, że chciała pomagać wszystkim?
Herbert jeszcze tego nie wiedział, a nawet sama Aurora nie do końca zdawała sobie z tego sprawę, ale ona gotowa była leczyć ludzi po obu stronach barykady. Jej głowa nie była zdolna do podziałów, a sumienie nie zdołałoby jej puścić dalej, gdyby wiedziała, że ktoś w potrzebie potrzebuje pomocy. Oczywiście, paradoksalnie, chciałaby, by nikomu nie działa się krzywda, by jej pomoc była zbyteczna.
Dopiero po chwili odsunęła się od niego, spoglądając na niego poważnie.
- Tak… Jestem gotowa. Co więcej… Czuje, że zawsze byłam. - Stwierdziła bez cienia przesady. Każdy bowiem człowiek miał w swoim życiu tak, że czuje, że coś jest mu przeznaczone. Aurora miała być uzdrowicielem. Nie miała co to tego ani cienia wątpliwości.
- Będę milczała, zajęta czytaniem kolejnych książek, żeby wiedzieć, jak najwięcej. Obiecuje, że nie pożałujesz. - Wyrzuciła z siebie z przejęciem. Z błyskiem w oku.
- A zacznę od tego, że powinniśmy wracać… Jesteś całkiem brudny i mokry, więc zaraz się przeziębisz… A co byłby ze mnie uzdrowiciel, gdybym nawet nie zaczęła cię leczyć, a już wpakowała w chorobę. - Sama nie wyglądała lepiej. Ale wisielczy humor jej minął. Była gotowa do działania. Może i sobie nie potrafiła pomóc, jednak była zdeterminowana, żeby życie innych uczynić lepszym.
/zt dla Aurory
Owszem, do tej pory też mógł to robić, ale nie na taką skalę. Jeśli uda jej się spełnić oczekiwania zakonu, wtedy naprawdę zostanie uzdrowicielem na pełen etat. Czy nie tego zawsze pragnęła? Oczywiście chciała mieć męża, dzieci… Duża rodzina. Ale jak cieszyć się miłością, gdy wokół tak wiele złego się dzieje? Jak mogła pragnąć, nieść życie, gdy ktoś je tracił.
Gdy Herb znalazł się tak blisko, by móc otrzeć błoto z jej twarz, padła mu w ramiona. Dosłownie. Przytuliła się do niego mocno, jakby tym uściskiem chciała wyrazić wdzięczność. I to nie tylko za to, że powiedział, że będzie mogła spróbować. Chciała w ten sposób przekazać, ze wreszcie czuje się doceniona.
Ileż razy w życiu zbywano ją tylko dlatego, że była kobietą. A jeśli nie patrzono przez pryzmat płci, to dyskryminowała ją krew. A jeśli nie krew, to poglądy.
A cóż złego jest w tym, że chciała pomagać wszystkim?
Herbert jeszcze tego nie wiedział, a nawet sama Aurora nie do końca zdawała sobie z tego sprawę, ale ona gotowa była leczyć ludzi po obu stronach barykady. Jej głowa nie była zdolna do podziałów, a sumienie nie zdołałoby jej puścić dalej, gdyby wiedziała, że ktoś w potrzebie potrzebuje pomocy. Oczywiście, paradoksalnie, chciałaby, by nikomu nie działa się krzywda, by jej pomoc była zbyteczna.
Dopiero po chwili odsunęła się od niego, spoglądając na niego poważnie.
- Tak… Jestem gotowa. Co więcej… Czuje, że zawsze byłam. - Stwierdziła bez cienia przesady. Każdy bowiem człowiek miał w swoim życiu tak, że czuje, że coś jest mu przeznaczone. Aurora miała być uzdrowicielem. Nie miała co to tego ani cienia wątpliwości.
- Będę milczała, zajęta czytaniem kolejnych książek, żeby wiedzieć, jak najwięcej. Obiecuje, że nie pożałujesz. - Wyrzuciła z siebie z przejęciem. Z błyskiem w oku.
- A zacznę od tego, że powinniśmy wracać… Jesteś całkiem brudny i mokry, więc zaraz się przeziębisz… A co byłby ze mnie uzdrowiciel, gdybym nawet nie zaczęła cię leczyć, a już wpakowała w chorobę. - Sama nie wyglądała lepiej. Ale wisielczy humor jej minął. Była gotowa do działania. Może i sobie nie potrafiła pomóc, jednak była zdeterminowana, żeby życie innych uczynić lepszym.
/zt dla Aurory
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wszelkie przygotowania do jutrzejszego wydarzenia zapięte były na ostatni guzik, lady Rosier nie pozwoliłaby sobie na niedociągnięcia w tak istotnej sprawie. Po męczących wydarzeniach na Connaught Square nie sądziła, że wróci jeszcze do pracy charytatywnej, lecz poddawanie się nie leżało w jej naturze, nie bez walki. Tego ranka po raz kolejny upewniła się, że zamówienie na zapasy zostało zrealizowane, a skrzynie wypełnione ciepłymi ubraniami i kocami przeznaczonymi dla biednych mieszkańców Staffordshire były spakowane i gotowe do drogi. Mimo świetnego zorganizowania i ciągłej potrzeby pilnowania, czy aby na pewno wszystko idzie zgodnie z planem, ceniła sobie niespodzianki i spontaniczne wycieczki, które w jednej chwili zmieniały cały wyznaczony na dany dzień plan. Dlatego też kiedy stojąc w oknie swej komnaty i wyglądając na spokojne morze zapragnęła udać się na spacer, nic nie mogło jej powstrzymać. Zaplanowane na południe spotkanie z teściową przesunęła na porę późniejszej herbaty, wychodząc z założenia, że lady Cedrina będzie musiała jej ten nietakt wybaczyć.
Na cel swojej wyprawy mogła obrać dowolne z południowych wybrzeży Anglii, ale ryzyko spotkania kogoś, kto mógłby ją rozpoznać i zająć dyskusją, na jaką nie miała ochoty, było zbyt wysokie. Odetchnięcie świeżym powietrzem w towarzystwie, w którym nie trzeba było stale trzymać się na wodzy stawało się coraz trudniejsze do osiągnięcia, zwłaszcza od dnia, w którym rok wcześniej przy jej imieniu stanął tytuł lady doyenne. Łudząc się, że w szkockiej zatoce nikt nie będzie kojarzył półwilej twarzy z różanym nazwiskiem, udała się właśnie tam.
Strojem nie chciała się dziś wyróżniać, więc spod podbitego futrem płaszcza wystawała długa, wełniana spódnica w kolorze ciemnego grafitu. Złote włosy spięte w niski kok skryte pod kapeluszem z wąskim rondem nie nosiły dziś żadnych dodatkowych ozdób, a jedynym znakiem, poza wyprostowaną postawą i nienagannymi manierami, świadczącym o jej wysokim statusie, miały być delikatne, perłowe kolczyki.
Sprawna teleportacja przeniosła ją dziewiczy teren Zatoki Moray, witając smagnięciem lodowatego wiatru, co czarownica przyjęła z uśmiechem zadowolenia, stawiając pewnie kroki w kierunku wody. Już z pewnej odległości spostrzegła, że tuż przy linii brzegu krzątał się mężczyzna, najwidoczniej przymierzając się do jakiegoś bliżej niezrozumiałego Evandrze zadania; gdyby tylko obejrzał się przez ramię, mógłby dostrzec jej sylwetkę. Z dłońmi obleczonymi w skórzane rękawiczki i wsuniętymi w kieszenie płaszcza zbliżyła się do niego wolnym krokiem, zaintrygowana nieznaną metodą.
- Dzień dobry, czy to aby na pewno odpowiedni moment na łowienie ryb? - spytała głośno, chcąc przebić się przez szum trzaskających o okoliczne klify fal. Zerknęła przelotnie na przyniesiony przez mężczyznę sprzęt, zastanawiając się czy dobrze odgadła cel jego wizyty. Choć o stworzeniach morskich mogła powiedzieć wiele, zwłaszcza gdy temat tyczył się trytonów, tak na poławianiu ryb nie znała się w ogóle.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zatoka Moray szybko zyskała jego sympatię. Było to naprawdę malownicze miejsce, nieskażony obecnością czarodziejów oraz mugoli. Postanowił sprawdzić, czy to miejsce obfituje w ryby i jak pójdzie mu ich łowienie. Nie przelewało mu się jakoś szczególnie i zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli czegoś nie zrobi to widmo głodu w końcu może zajrzeć mu w oczy. Za tydzień, dwa albo trzy. Nie myślał też o sobie. Znał kilka osób, które już teraz były w gorszej sytuacji od niego i potrzebowały pomocy.
Kolejnym powodem, dlatego którego tutaj się znalazł było obserwowanie morskich stworzeń, żyjących w tych wodach. Z nich wszystkich najbardziej chciałby zobaczyć najprawdziwszego morskiego smoka. Byłaby to prawdziwa gratka dla niego jako smokologa. W drugiej kolejności zależało mu na ujrzeniu kelpie. W ostateczności mógłby to być animag, żyjący w tych wodach pod postacią wieloryba.
Ponieważ zamierzał w tym miejscu spędzić parę godzin, przywdział ciepły, wełniany sweter oraz porządny kożuch. Dodatkowo przygotował sobie otoczony kamieniami stos drewna, który rozpalił ogniem z różdżki. Czapka chroniła jego głowę przed zimnem, podobnie jak szalik szyję. Nie nosił jedynie rękawic, za to trzymał dłonie głęboko w kieszeniach.
Długa, prosta wędka została umieszczona przez niego na widełkach prowizorycznego uchwytu stworzonego z patyka. Nie musiał trzymać jej w dłoniach, co było bardzo wygodne biorąc pod uwagę zimową, do tego typowo nadmorską pogodę i porywiste, zimne wiatry. Prócz tego podbierak oraz wiadro pełne morskiej wody. Żywa ryba to ryba świeża. Jako ostatnie rozstawił turystyczne krzesełko.
Często zerkał na swoją wędkę, ale też spoglądał równie często w rozciągającą się przed nim morską toń. Podnosił co jakiś czas do oczu zwyczajną lornetkę. Gdzieś tam skrył się upragniony przez niego morski smok. Wiele oddałby za taką możliwość, nie mówiąc o tym o złapaniu takiego okazu obserwacji w środowisku zbliżonym do naturalnego. Tak jak żyły smoki w rezerwacie, w którym pracował. I było im tam dobrze. Zastanawiał się nad tym, czy taki morski smok jadł ryby albo większe morskie zwierzęta. Jak ten gatunek się rozmnażał i czy smoki morskie również wykluwały się z jaj, jak ich naziemni kuzyni. Było to dla niego ciekawym polem do rozmyślań. Nie był wszechwiedzący.
— Dzień dobry... to się jeszcze okaże. Na razie nie biorą — Obejrzał się w kierunku, z którego dobiegł głos kobiety. Przedtem jej nie zauważył, ale w tym nie było nic dziwnego. Wędkarstwo oraz obserwowanie zatoki celem ujrzenia upragnionego smoka albo kelpi pochłaniało go bez reszty. — Co panią tutaj sprowadza? — Odważył się zapytać o to tę kobietę. Nie było to takie oczywiste. Cechowała ją pewna wyniosłość, którą dostrzegł. Czyżby miał styczność z kolejną lady?
Rzut k100 czy ryby dzisiaj biorą czy nie i k6 na lokacji interaktywnej
Kolejnym powodem, dlatego którego tutaj się znalazł było obserwowanie morskich stworzeń, żyjących w tych wodach. Z nich wszystkich najbardziej chciałby zobaczyć najprawdziwszego morskiego smoka. Byłaby to prawdziwa gratka dla niego jako smokologa. W drugiej kolejności zależało mu na ujrzeniu kelpie. W ostateczności mógłby to być animag, żyjący w tych wodach pod postacią wieloryba.
Ponieważ zamierzał w tym miejscu spędzić parę godzin, przywdział ciepły, wełniany sweter oraz porządny kożuch. Dodatkowo przygotował sobie otoczony kamieniami stos drewna, który rozpalił ogniem z różdżki. Czapka chroniła jego głowę przed zimnem, podobnie jak szalik szyję. Nie nosił jedynie rękawic, za to trzymał dłonie głęboko w kieszeniach.
Długa, prosta wędka została umieszczona przez niego na widełkach prowizorycznego uchwytu stworzonego z patyka. Nie musiał trzymać jej w dłoniach, co było bardzo wygodne biorąc pod uwagę zimową, do tego typowo nadmorską pogodę i porywiste, zimne wiatry. Prócz tego podbierak oraz wiadro pełne morskiej wody. Żywa ryba to ryba świeża. Jako ostatnie rozstawił turystyczne krzesełko.
Często zerkał na swoją wędkę, ale też spoglądał równie często w rozciągającą się przed nim morską toń. Podnosił co jakiś czas do oczu zwyczajną lornetkę. Gdzieś tam skrył się upragniony przez niego morski smok. Wiele oddałby za taką możliwość, nie mówiąc o tym o złapaniu takiego okazu obserwacji w środowisku zbliżonym do naturalnego. Tak jak żyły smoki w rezerwacie, w którym pracował. I było im tam dobrze. Zastanawiał się nad tym, czy taki morski smok jadł ryby albo większe morskie zwierzęta. Jak ten gatunek się rozmnażał i czy smoki morskie również wykluwały się z jaj, jak ich naziemni kuzyni. Było to dla niego ciekawym polem do rozmyślań. Nie był wszechwiedzący.
— Dzień dobry... to się jeszcze okaże. Na razie nie biorą — Obejrzał się w kierunku, z którego dobiegł głos kobiety. Przedtem jej nie zauważył, ale w tym nie było nic dziwnego. Wędkarstwo oraz obserwowanie zatoki celem ujrzenia upragnionego smoka albo kelpi pochłaniało go bez reszty. — Co panią tutaj sprowadza? — Odważył się zapytać o to tę kobietę. Nie było to takie oczywiste. Cechowała ją pewna wyniosłość, którą dostrzegł. Czyżby miał styczność z kolejną lady?
Rzut k100 czy ryby dzisiaj biorą czy nie i k6 na lokacji interaktywnej
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Ostatnio zmieniony przez Volans Moore dnia 27.08.21 7:03, w całości zmieniany 1 raz
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k6' : 3
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k6' : 3
Podeszła nieco bliżej, zachowując wciąż odpowiedni dystans. Nie dość, że nie wiedziała z kim ma do czynienia, to zwykłe zasady dobrego wychowania nakazywały się przecież nie narzucać. Nieco rozkojarzone spojrzenie mężczyzny wskazywało na to, że przeszkodziła mu w czujnej obserwacji. Na co dokładnie czekał? Półwila powiodła wzrokiem po zebranych w pobliżu sprzętach, szczególnie dłużej zatrzymując go na prowizorycznym uchwycie z patyka, do którego przyczepiona była wędka. Czarownica przechyliła nawet z zaciekawieniem głowę, by zaraz wrócić spojrzeniem do męskiej twarzy na dźwięk zadanego pytania.
- Cenię sobie spacery w miejscach z dala od zmartwień czy natłoku wydarzeń - odparła nieco wymijająco, choć wciąż zgodnie z prawdą. Odcinania się od problemów nie uznawała za ucieczkę w słabości. Każdemu należała się chwila wytchnienia i przygotowania do ponownego wejścia w rzeczywistość. Zarówno zima, jak i panujący na terenach Anglii konflikt dawał się wszystkim we znaki, stale ściągając na barki znane widmo niepokoju oraz niepewności. Bez troski o własne samopoczucie trudno jest być podporą dla innych, wszak łatwo się wtedy zagubić i potknąć, wywołując serię nieszczęść, mogących zakończyć się tragicznie. Evandra już przed laty zrozumiała, że jej misją jest być przy rodzinie, choć jeszcze wtedy nie rozumiała z czym będzie wiązać się taka odpowiedzialność. Dostrzegła także, że im bardziej się stara, im mocniej naciska, tym większe powoduje szkody. Konflikt z Aresem, kłótnie z Francisem, oschłość wobec matki, jak i Tristana wprawiały w poczucie osamotnienia i przegranej walki. Młoda czarownica powzięła zdecydowane noworoczne postanowienia, jakie miały przywrócić spokój ducha i pozwolić bardziej cieszyć się z życia - jak długo zdoła w tym wytrwać? Uniosła spojrzenie ku jasnym oczom nieznajomego. O ile nie śledził uważnie archiwalnych zdjęć dołączonych do artykułów w Walczącym Magu, istniała szansa, że jej dziś nie rozpozna. Mogła go też zapytać o powód wizyty w tak odległym od wszelkich zabudowań miejscu. Czy dzikie tereny sprzyjały mnogości i różnorodności ryb w tej okolicy? A może chciał potwierdzić prawdziwość legendy o istnieniu nieodkrytych dotychczas stworzeń? - Dźwięk fal zawsze wpływa na mnie uspokajająco. Poza tym wieść niesie, że spotkać tu można niezwykłe stworzenia.
Wtem spomiędzy fal wpływającej do zatoki wody wyłonił się czarny, błyszczący grzbiet. Dostrzegłszy go kątem oka Evandra uniosła dłoń do czoła, chroniąc oczy przed światłem, które uniemożliwiało o tej porze swobodne sięgnięcie spojrzeniem ponad fale.
- Oh, widział to pan? - Od razu zwróciła mu uwagę, wysuwając z kieszeni dłoń i wskazując kierunek. - Co to może być? - Posiadana wiedza pozwalała Evandrze w miarę płynnie poruszać się po świecie magicznych morskich stworzeń, ale z takiej odległości nie była w stanie stwierdzić czy majaczący się na horyzoncie kształt był istotą żywą, ani tym bardziej magiczną.
- Cenię sobie spacery w miejscach z dala od zmartwień czy natłoku wydarzeń - odparła nieco wymijająco, choć wciąż zgodnie z prawdą. Odcinania się od problemów nie uznawała za ucieczkę w słabości. Każdemu należała się chwila wytchnienia i przygotowania do ponownego wejścia w rzeczywistość. Zarówno zima, jak i panujący na terenach Anglii konflikt dawał się wszystkim we znaki, stale ściągając na barki znane widmo niepokoju oraz niepewności. Bez troski o własne samopoczucie trudno jest być podporą dla innych, wszak łatwo się wtedy zagubić i potknąć, wywołując serię nieszczęść, mogących zakończyć się tragicznie. Evandra już przed laty zrozumiała, że jej misją jest być przy rodzinie, choć jeszcze wtedy nie rozumiała z czym będzie wiązać się taka odpowiedzialność. Dostrzegła także, że im bardziej się stara, im mocniej naciska, tym większe powoduje szkody. Konflikt z Aresem, kłótnie z Francisem, oschłość wobec matki, jak i Tristana wprawiały w poczucie osamotnienia i przegranej walki. Młoda czarownica powzięła zdecydowane noworoczne postanowienia, jakie miały przywrócić spokój ducha i pozwolić bardziej cieszyć się z życia - jak długo zdoła w tym wytrwać? Uniosła spojrzenie ku jasnym oczom nieznajomego. O ile nie śledził uważnie archiwalnych zdjęć dołączonych do artykułów w Walczącym Magu, istniała szansa, że jej dziś nie rozpozna. Mogła go też zapytać o powód wizyty w tak odległym od wszelkich zabudowań miejscu. Czy dzikie tereny sprzyjały mnogości i różnorodności ryb w tej okolicy? A może chciał potwierdzić prawdziwość legendy o istnieniu nieodkrytych dotychczas stworzeń? - Dźwięk fal zawsze wpływa na mnie uspokajająco. Poza tym wieść niesie, że spotkać tu można niezwykłe stworzenia.
Wtem spomiędzy fal wpływającej do zatoki wody wyłonił się czarny, błyszczący grzbiet. Dostrzegłszy go kątem oka Evandra uniosła dłoń do czoła, chroniąc oczy przed światłem, które uniemożliwiało o tej porze swobodne sięgnięcie spojrzeniem ponad fale.
- Oh, widział to pan? - Od razu zwróciła mu uwagę, wysuwając z kieszeni dłoń i wskazując kierunek. - Co to może być? - Posiadana wiedza pozwalała Evandrze w miarę płynnie poruszać się po świecie magicznych morskich stworzeń, ale z takiej odległości nie była w stanie stwierdzić czy majaczący się na horyzoncie kształt był istotą żywą, ani tym bardziej magiczną.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nie była to jego prywatna plaża ani prywatne łowisku, a więc nie mógł nikomu zabronić przebywania w tym jakże malowniczym zakątku. Posiadanie łowiska na własność przerastało jego obecne możliwości. Może kiedyś może będzie go stać na domek nad jeziorem. I owszem, zaskoczyła go obecność kobiety.
— W takich miejscach jak to mogę odpocząć, oczyścić umysł... zwłaszcza, gdy skupiam się na wykonywaniu jednej czynności. Jak teraz. Podziwiam też piękno otaczającego mnie świata — Przyznał z lekkim uśmiechem, pełnym nostalgii. Jednocześnie za tą myślą krył się niepokój. Świat byłby znacznie piękniejszym miejscem, gdyby czarodzieje potrafili żyć w pokoju ze wszystkimi. Z innym czarodziejami i mugolami. Gdyby zamiast ze sobą walczyć zaczęli słuchać się nawzajem, pomagać sobie i wspólnie patrzeć w przyszłość. Przestarzałe wartości utrudniały osiągnięcie tego celu. Było to nierealne. Takie właśnie były utopie, nawet w oczach idealistów takich jak on. Przynajmniej nie był fanatykiem wierzącym w supremację jednej grupy nad drugą. Wyraźnie sprzeciwiał się samej wojnie i wszelkiemu rozlewowi krwi. Należało to zakończyć i wyciągnąć z tego konfliktu odpowiednie wnioski, tak by uczynić świat lepszym miejscem.
— Całkowicie to rozumiem. To akurat prawda. Ubolewam nad tym, że nie udało mi się zobaczyć najciekawszych z nich — Przytaknął co do uspokajającego wpływu dźwięku morskich fal. Nie widział do tej pory morskiego smoka, słynnego wieloryba Paula i kelpie. Choć najbardziej pragnął ujrzeć na własne oczy morskiego smoka. Rezerwat, w którym pracował, powinien mieć sekcję z morskimi smokami. Zdecydowanie. Naprawdę chciał badać mo3skie smoki. Powinien poczynić w tym kierunku pewne kroki. Gdy spomiędzy fal wyłonił się czarny, błyszczący grzbiet należący do orki, Volans również wytężył wzrok w kierunku morskiej toni, podnosząc na wysokość oczu lornetkę. Na krótką chwilę z powodu ostrego, zimowego słońca. Znów nie miał szczęścia. Opuścił przyrząd.
— Widziałem. Stworzenie, które widzieliśmy, to orka. Tak mi się zdaje — Odrzekł. Miał pewne pojęcie o niemagicznych zwierzętach, oparte o czytanej literaturze, ale nie mógł się tytułować znawcą i nie powinien opowiadać przypadkowo spotkanej kobiecie o niemagicznych stworzeniach. Zwłaszcza, że wszystko wskazywało na to, że ma do czynienia z czarownicą. Sięgnął po raz kolejny po wędkę, by ponownie zarzucić ją w wodę.
Rzut k100 czy ryby dzisiaj biorą czy nie
— W takich miejscach jak to mogę odpocząć, oczyścić umysł... zwłaszcza, gdy skupiam się na wykonywaniu jednej czynności. Jak teraz. Podziwiam też piękno otaczającego mnie świata — Przyznał z lekkim uśmiechem, pełnym nostalgii. Jednocześnie za tą myślą krył się niepokój. Świat byłby znacznie piękniejszym miejscem, gdyby czarodzieje potrafili żyć w pokoju ze wszystkimi. Z innym czarodziejami i mugolami. Gdyby zamiast ze sobą walczyć zaczęli słuchać się nawzajem, pomagać sobie i wspólnie patrzeć w przyszłość. Przestarzałe wartości utrudniały osiągnięcie tego celu. Było to nierealne. Takie właśnie były utopie, nawet w oczach idealistów takich jak on. Przynajmniej nie był fanatykiem wierzącym w supremację jednej grupy nad drugą. Wyraźnie sprzeciwiał się samej wojnie i wszelkiemu rozlewowi krwi. Należało to zakończyć i wyciągnąć z tego konfliktu odpowiednie wnioski, tak by uczynić świat lepszym miejscem.
— Całkowicie to rozumiem. To akurat prawda. Ubolewam nad tym, że nie udało mi się zobaczyć najciekawszych z nich — Przytaknął co do uspokajającego wpływu dźwięku morskich fal. Nie widział do tej pory morskiego smoka, słynnego wieloryba Paula i kelpie. Choć najbardziej pragnął ujrzeć na własne oczy morskiego smoka. Rezerwat, w którym pracował, powinien mieć sekcję z morskimi smokami. Zdecydowanie. Naprawdę chciał badać mo3skie smoki. Powinien poczynić w tym kierunku pewne kroki. Gdy spomiędzy fal wyłonił się czarny, błyszczący grzbiet należący do orki, Volans również wytężył wzrok w kierunku morskiej toni, podnosząc na wysokość oczu lornetkę. Na krótką chwilę z powodu ostrego, zimowego słońca. Znów nie miał szczęścia. Opuścił przyrząd.
— Widziałem. Stworzenie, które widzieliśmy, to orka. Tak mi się zdaje — Odrzekł. Miał pewne pojęcie o niemagicznych zwierzętach, oparte o czytanej literaturze, ale nie mógł się tytułować znawcą i nie powinien opowiadać przypadkowo spotkanej kobiecie o niemagicznych stworzeniach. Zwłaszcza, że wszystko wskazywało na to, że ma do czynienia z czarownicą. Sięgnął po raz kolejny po wędkę, by ponownie zarzucić ją w wodę.
Rzut k100 czy ryby dzisiaj biorą czy nie
I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
Nie tylko Volans był zaskoczony brakiem prywatności na brzegu Linne Mhoireibh, miejsce to nie słynęło wszak z turystycznych atrakcji, zwłaszcza w okresie zimowym. Mogłoby się zdawać, że w tak bezwzględnych czasach kraj bardziej opustoszeje, a okrutne działania wojenne przegonią zeń tych, którzy cenią sobie spokój, tymczasem na końcu świata przyszło jej spotkać wędkarza - czy i on chował się przed męczącym zgiełkiem?
- Wobec tego przepraszam za naruszenie pańskiego spokoju. - Uśmiechnęła się nieśmiało. Skoro oboje przybyli tu, by zaznać ciszy, powinna była teraz wycofać się i odejść, pozwalając powrócić do raz zamierzonego planu, tyle że nieczęsto miała do czynienia z kimś, kto nie uciekał wzrokiem, zawiązując usta, byleby w obecności doyenne nie rzucić zbędnym komentarzem.
- Które z dotychczas zaobserwowanych przez pana stworzeń było najciekawsze? - spytała zainteresowana, domyślając się, że miał już wcześniej do czynienia z innymi istotami, o których mógłby mieć coś do powiedzenia. Słyszała powtarzane opowieści na temat zamieszkujących tę zatokę stworzeń i z pewnością musiało być w nich ziarnko prawdy. Czy towarzyszący jej dziś mężczyzna mógł pochwalić się swymi odkryciami i spostrzeżeniami?
- Zjawiskowa - przyznała z uśmiechem, zachwycona tą jedną, ulotną chwilą. Niknący pod falami czarny grzbiet pozostawił lekki niedosyt, chęć dostrzeżenia więcej, uchwycenia niezwykłej istoty na nieco dłużej. - Wodne stworzenia zawsze najbardziej mnie fascynowały. Jakże wspaniała byłaby podróż na grzbiecie kelpii? Zawitać na podwodnym dworze, poznać nowe zwyczaje. Wiedział pan, że trytony przygarniają i udomawiają druzgotki? - Odgarnęła za ucho niesforne kosmyki, które wymsknęły się spod kapelusza i zmrużyła oczy od chłodnego wiatru, wiodąc wzrokiem za linką wędki, której koniec zniknął w zimnej wodzie. Wiedzę o trytonach miała głównie teoretyczną, nie mogąc dotychczas zapuścić się do ich rodzimej krainy. Jako jedna z nielicznych przedstawicielek rodu Lestrange nie miała dotąd szansy, by nauczyć się pływać. Śmiałe próby kończyły się naganą i dezaprobatą ze strony guwernantki, która otrzymawszy wyraźne polecenie od rodziców oraz uzdrowiciela Evandry pilnowała, by dziewczynka nie ryzykowała swojego słabego zdrowia.
- Wobec tego przepraszam za naruszenie pańskiego spokoju. - Uśmiechnęła się nieśmiało. Skoro oboje przybyli tu, by zaznać ciszy, powinna była teraz wycofać się i odejść, pozwalając powrócić do raz zamierzonego planu, tyle że nieczęsto miała do czynienia z kimś, kto nie uciekał wzrokiem, zawiązując usta, byleby w obecności doyenne nie rzucić zbędnym komentarzem.
- Które z dotychczas zaobserwowanych przez pana stworzeń było najciekawsze? - spytała zainteresowana, domyślając się, że miał już wcześniej do czynienia z innymi istotami, o których mógłby mieć coś do powiedzenia. Słyszała powtarzane opowieści na temat zamieszkujących tę zatokę stworzeń i z pewnością musiało być w nich ziarnko prawdy. Czy towarzyszący jej dziś mężczyzna mógł pochwalić się swymi odkryciami i spostrzeżeniami?
- Zjawiskowa - przyznała z uśmiechem, zachwycona tą jedną, ulotną chwilą. Niknący pod falami czarny grzbiet pozostawił lekki niedosyt, chęć dostrzeżenia więcej, uchwycenia niezwykłej istoty na nieco dłużej. - Wodne stworzenia zawsze najbardziej mnie fascynowały. Jakże wspaniała byłaby podróż na grzbiecie kelpii? Zawitać na podwodnym dworze, poznać nowe zwyczaje. Wiedział pan, że trytony przygarniają i udomawiają druzgotki? - Odgarnęła za ucho niesforne kosmyki, które wymsknęły się spod kapelusza i zmrużyła oczy od chłodnego wiatru, wiodąc wzrokiem za linką wędki, której koniec zniknął w zimnej wodzie. Wiedzę o trytonach miała głównie teoretyczną, nie mogąc dotychczas zapuścić się do ich rodzimej krainy. Jako jedna z nielicznych przedstawicielek rodu Lestrange nie miała dotąd szansy, by nauczyć się pływać. Śmiałe próby kończyły się naganą i dezaprobatą ze strony guwernantki, która otrzymawszy wyraźne polecenie od rodziców oraz uzdrowiciela Evandry pilnowała, by dziewczynka nie ryzykowała swojego słabego zdrowia.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Uniósł jedną z brwi słysząc wypowiedziane przez kobietę słowa. Pomimo, że wędkarstwo wymagało skupienia i pozwalało znaleźć upragniony spokój, tak nie uważał, by ta kobieta naprawdę mu przeszkadzała.
— Nie ma powodu by pani przepraszała. Właściwie może okazać się wspaniałym towarzystwem. Ryby nie biorą — Odrzekł uprzejmie, nie przestając się delikatnie uśmiechać. — Proszę spocząć — Zaproponował wskazując uprzednio zajmowane przez siebie krzesełko turystyczne. Nie miał ze sobą drugiego, które byłoby tylko dodatkowym balastem. Jak chwilę sobie postoi to nic mu się nie stanie.
— Niewątpliwie kelpie. Mam nadzieję, że w końcu zobaczę tego morskiego smoka — Zaobserwowany morski smok z całą pewnością zdeklasowałby kelpie. Byłaby to nie lada gratka dla smokologa. W końcu w rezerwacie, w którym pracował, nie było takich gatunków smoków i to stanowiło ogromne pole do badań nad smokami.
— Być może tego pani nie wie, ale to nie jest ryba, tylko ssak — Zwrócił się do kobiety, która zdawała się nie mieć większej styczności z niemagicznymi stworzeniami. To mogło ją zainteresować i skłonić do zadawania więcej pytań. Stworzenia magiczne i niemagiczne żyły w tych samych środowiskach i to wydawało mu się ciekawe. Podobało mu się to, że ta kobieta zachwycała się niemagicznym stworzeniem i tą chwilą, która trwała.
— Ja poświęciłem się badaniu smoków. Wspaniałe i majestatyczne stworzenia. Chciałbym mieć smoka i szybować na jego grzbiecie. Zgadzam się jednak z panią, byłoby to niezapomniane przeżycie. Mieszkańcy podwodnego dworu nie uchodzą za gościnnych. Tak? Wielkie nieba! Nie chciałbym mieć takich zwierzątek, aczkolwiek wydaje mi się, że trytonom ich aparycja i zachowania bardzo odpowiadają; Na pewno pomagają trzymać ludzi od ich siedzib — Wyznał podczas ściągania żyłki wędki. I tym razem nie poczuł charakterystycznego szarpnięcia wędką, nie dostrzegł napinającej się pod ciężarem żyłki i swoistej walki między nim a rybą. Zarzucił wędkę po raz trzeci i ostatni, bo jak to mówią, do trzech razy sztuka.
— Nieszczególnie dzisiaj biorą. Odważy się pani spróbować? — Rzucił mimochodem, będąc również ciekawy reakcji kobiety. Wędkarstwo nie uchodziło za odpowiednie dla kobiet, ale trudne czasy wymuszały pójście na pewne ustępstwa.
Rzut k100 czy ryby dzisiaj biorą czy nie
— Nie ma powodu by pani przepraszała. Właściwie może okazać się wspaniałym towarzystwem. Ryby nie biorą — Odrzekł uprzejmie, nie przestając się delikatnie uśmiechać. — Proszę spocząć — Zaproponował wskazując uprzednio zajmowane przez siebie krzesełko turystyczne. Nie miał ze sobą drugiego, które byłoby tylko dodatkowym balastem. Jak chwilę sobie postoi to nic mu się nie stanie.
— Niewątpliwie kelpie. Mam nadzieję, że w końcu zobaczę tego morskiego smoka — Zaobserwowany morski smok z całą pewnością zdeklasowałby kelpie. Byłaby to nie lada gratka dla smokologa. W końcu w rezerwacie, w którym pracował, nie było takich gatunków smoków i to stanowiło ogromne pole do badań nad smokami.
— Być może tego pani nie wie, ale to nie jest ryba, tylko ssak — Zwrócił się do kobiety, która zdawała się nie mieć większej styczności z niemagicznymi stworzeniami. To mogło ją zainteresować i skłonić do zadawania więcej pytań. Stworzenia magiczne i niemagiczne żyły w tych samych środowiskach i to wydawało mu się ciekawe. Podobało mu się to, że ta kobieta zachwycała się niemagicznym stworzeniem i tą chwilą, która trwała.
— Ja poświęciłem się badaniu smoków. Wspaniałe i majestatyczne stworzenia. Chciałbym mieć smoka i szybować na jego grzbiecie. Zgadzam się jednak z panią, byłoby to niezapomniane przeżycie. Mieszkańcy podwodnego dworu nie uchodzą za gościnnych. Tak? Wielkie nieba! Nie chciałbym mieć takich zwierzątek, aczkolwiek wydaje mi się, że trytonom ich aparycja i zachowania bardzo odpowiadają; Na pewno pomagają trzymać ludzi od ich siedzib — Wyznał podczas ściągania żyłki wędki. I tym razem nie poczuł charakterystycznego szarpnięcia wędką, nie dostrzegł napinającej się pod ciężarem żyłki i swoistej walki między nim a rybą. Zarzucił wędkę po raz trzeci i ostatni, bo jak to mówią, do trzech razy sztuka.
— Nieszczególnie dzisiaj biorą. Odważy się pani spróbować? — Rzucił mimochodem, będąc również ciekawy reakcji kobiety. Wędkarstwo nie uchodziło za odpowiednie dla kobiet, ale trudne czasy wymuszały pójście na pewne ustępstwa.
Rzut k100 czy ryby dzisiaj biorą czy nie
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Nie było potrzeby na fałszywą skromność, skorzystała więc z okazanej uprzejmości i zajęła wskazane sobie miejsce ze skinieniem głową. - Czy to ze względu na pogodę, rodzaj przynęty? - zastanowiła się na głos nad powodem dzisiejszej posuchy.
Świat niemagicznych zwierząt nie był Evandrze zupełnie obcy, jednak szczegóły ich życia rzeczywiście pozostawały poza zakresem obowiązkowej dla szlachcianki nauki.
- Doprawdy? - zdziwiła się, ściągając brwi. - Czy żyją w tych wodach samotnie? Trudno mi uwierzyć, by znajdowały się tu całe stada. - Sięgnęła wzrokiem na horyzont, dopiero po chwili reflektując się, że podwodne głębiny skrywają więcej tajemnic, niż można było się spodziewać.
Słysząc o badaniu smoków brew Evandry ponownie drgnęła, tym razem w zaintrygowaniu. - Wybrał pan sobie iście niebezpieczną profesję - stwierdziła, sięgając pamięcią do swoich wizyt w rezerwacie Rosierów, próbując przypomnieć sobie czy widziała tam gdzieś sylwetkę stojącego obok mężczyzny, lecz podczas każdych odwiedzin zbyt zaaferowana była magicznymi stworzeniami, by zwracać uwagę na czarodziejów. - Musi być pan bardzo cierpliwy, jak i odważny. Czy smoki nie są zbyt dumne, by pozwolić na oswojenie i ujeżdżanie? - Zbyt dobrze znała liczne blizny wypalone smoczym ogniem na ciele Tristana, by wierzyć w prostotę tego zadania. Tylko czarodziej prawdziwie zdeterminowany i nieugięty mógłby tego dokonać. - Rzeczywiście, druzgotki służą im, jak nam psidwaki. Na pewno uważają je za urocze - zaśmiała się, przypominając sobie wygląd pokraczny wygląd małego, ruchliwego demona. - Trudno dotrzeć do podwodnego królestwa bez odpowiednich wskazówek. Zawsze chciałam się tam wybrać, lecz nigdy… - urwała wpół zdania, jakby zagalopowała się z wyznaniem - nie miałam okazji, by nauczyć się pływać - wyjawiła nieco ściszając głos, jakby chcąc zaznaczyć, że zdradza mu właśnie swoją największą tajemnicę.
Zatrzymała wzrok na dzierżonej przez mężczyznę wędce, wyraźnie wahając się nad podjęciem ostatecznej decyzji.
- Chętnie - odparła wreszcie wstając z miejsca, także i ku swojemu zdziwieniu, nieco nieporadnie sięgając po wędkę. - W taki sposób? - zapytała, starając się dokładnie naśladować jego ruchy. Trzymając ją w dłoniach doszła do wniosku, że czynność wędkowania nie jest tak skomplikowana, jak myślała i wiele zależy od przypadku oraz szczęścia. Zarzuciła ją, próbując się w nieznanej sobie technice, nawet nie licząc na to, że wśród tych szumiących fal pojawi się zdobycz, która skusi się na jej niezręczną próbę.
| k100 czy biorą ryby
Świat niemagicznych zwierząt nie był Evandrze zupełnie obcy, jednak szczegóły ich życia rzeczywiście pozostawały poza zakresem obowiązkowej dla szlachcianki nauki.
- Doprawdy? - zdziwiła się, ściągając brwi. - Czy żyją w tych wodach samotnie? Trudno mi uwierzyć, by znajdowały się tu całe stada. - Sięgnęła wzrokiem na horyzont, dopiero po chwili reflektując się, że podwodne głębiny skrywają więcej tajemnic, niż można było się spodziewać.
Słysząc o badaniu smoków brew Evandry ponownie drgnęła, tym razem w zaintrygowaniu. - Wybrał pan sobie iście niebezpieczną profesję - stwierdziła, sięgając pamięcią do swoich wizyt w rezerwacie Rosierów, próbując przypomnieć sobie czy widziała tam gdzieś sylwetkę stojącego obok mężczyzny, lecz podczas każdych odwiedzin zbyt zaaferowana była magicznymi stworzeniami, by zwracać uwagę na czarodziejów. - Musi być pan bardzo cierpliwy, jak i odważny. Czy smoki nie są zbyt dumne, by pozwolić na oswojenie i ujeżdżanie? - Zbyt dobrze znała liczne blizny wypalone smoczym ogniem na ciele Tristana, by wierzyć w prostotę tego zadania. Tylko czarodziej prawdziwie zdeterminowany i nieugięty mógłby tego dokonać. - Rzeczywiście, druzgotki służą im, jak nam psidwaki. Na pewno uważają je za urocze - zaśmiała się, przypominając sobie wygląd pokraczny wygląd małego, ruchliwego demona. - Trudno dotrzeć do podwodnego królestwa bez odpowiednich wskazówek. Zawsze chciałam się tam wybrać, lecz nigdy… - urwała wpół zdania, jakby zagalopowała się z wyznaniem - nie miałam okazji, by nauczyć się pływać - wyjawiła nieco ściszając głos, jakby chcąc zaznaczyć, że zdradza mu właśnie swoją największą tajemnicę.
Zatrzymała wzrok na dzierżonej przez mężczyznę wędce, wyraźnie wahając się nad podjęciem ostatecznej decyzji.
- Chętnie - odparła wreszcie wstając z miejsca, także i ku swojemu zdziwieniu, nieco nieporadnie sięgając po wędkę. - W taki sposób? - zapytała, starając się dokładnie naśladować jego ruchy. Trzymając ją w dłoniach doszła do wniosku, że czynność wędkowania nie jest tak skomplikowana, jak myślała i wiele zależy od przypadku oraz szczęścia. Zarzuciła ją, próbując się w nieznanej sobie technice, nawet nie licząc na to, że wśród tych szumiących fal pojawi się zdobycz, która skusi się na jej niezręczną próbę.
| k100 czy biorą ryby
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Evandra Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Ku jego zadowoleniu kobieta nie odmówiła i spoczęła na krzesełku turystycznym. — To może być wina pogody, przynęty, rodzaju dna. A nawet tego, że rybom nie brakuje tu pokarmu — Odpowiedział twierdząco na pytanie kobiety. Będzie musiał wybrać się nad jakiś staw i tam spróbować szczęścia.
Nie był sympatykiem szlachty. Nie miał szczególnego pojęcia o edukacji, którą oni odbierali. Jednak gołym okiem było widać, że obcy jest im niemagiczny świat i ludzie w nim żyjący, do których podchodzili z wrogością. Bez arystokracji i wszystkiego, co oni reprezentowali wszystkim żyłoby się lepiej.
— Tak. W żadnym wypadku. Żyją w dużych grupach, przewodzonych przez samice. Jeśli nam szczęście dopisze, ujrzymy więcej niż jedną — Podzielił się z kobietą tą informacją. U większości magicznych i niemagicznych stworzeń wykazujących zachowania stadne to zwykle samce stały na czele stad.
— Ale za to jaką niezwykłą... pod warunkiem, że nie mówimy o biurokracji — Zażartował. Niemniej tkwiło w tym ziarno prawdy. Nie znosił biurokracji. — To przymioty cechujące doświadczonego smokologa. Są. Powinny żyć w stanie wpółdzikim — Latanie na smoczym grzbiecie miało dla niego charakter marzenia, ale ono było nie do spełnienia tak naprawdę. W rezerwacie nie latali na smokach, pozwalając im żyć praktycznie z dala od ludzi. Mimo to pracując przy smokach należało mieć twardą rękę, gdyż te gady szczególnie lubiły wchodzić na głowę.
— Psidwaki są bardziej odpowiednimi towarzyszami dla nas — Stwierdził. Druzgotki może i wyglądały pokracznie, jednak były bardzo niebezpieczne dla ludzi. Chciał mieć psidwaka albo jakieś inne zwierzę. Może powinien zaopiekować się jakimś magicznym stworzeniem.
— Posiada pani takowe wskazówki? Lecz nigdy...? — Zaintrygowała go tymi słowami. Byłaby to niezwykła przygoda, a tych od dawna mu brakowało. Uniósł jedną z brwi, słysząc to urwane w połowie zdanie. — To żaden powód do wstydu. Może nauczyć się pani pływać. A nawet powinna. Omija panią wiele dobrego. Nie tylko nie może pani zrealizować swojego marzenia, ale też co roku traci pani możliwość pływania w jeziorze lub w morzu podczas lata. Niektórzy sugerują, by robić to nawet w zimie. W Szwecji taką kąpiel łączy się często z pobytem w saunie — Nie miał powodu ku temu, by wyśmiać kobietę. Zachęcał ją do tego, by zaczęła się uczyć pływać, gdy tylko nadejdzie lato. Nie było nic przyjemniejszego, niż pobyt nad jeziorem w upalny, letni dzień z rodziną i przyjaciółmi. Często tak robili, gdy mieszkał w domu rodzinnym. Całą rodziną. Natomiast podczas popytu w Szwecji często korzystał z dobrodziejstw zimnej wody i sauny.
Nie zamierzał przymuszać kobiety do podjęcia decyzji. Uśmiechnął się wesoło, gdy jednak odważyła się spróbować. — Trochę pewniej, tak by to pani złowiła rybę zamiast ryba panią — Zażartował po raz kolejny, podchodząc bliżej gdyby poczuła, że potrzebuje pomocy albo gdyby faktycznie złowiła rybę. — Wygląda na to, że do domu wrócę z pustymi rękami — Zawyrokował, decydując o zaprzestaniu daremnych prób łowienia ryb. Tak wyglądała codzienność prostych ludzi.
Nie był sympatykiem szlachty. Nie miał szczególnego pojęcia o edukacji, którą oni odbierali. Jednak gołym okiem było widać, że obcy jest im niemagiczny świat i ludzie w nim żyjący, do których podchodzili z wrogością. Bez arystokracji i wszystkiego, co oni reprezentowali wszystkim żyłoby się lepiej.
— Tak. W żadnym wypadku. Żyją w dużych grupach, przewodzonych przez samice. Jeśli nam szczęście dopisze, ujrzymy więcej niż jedną — Podzielił się z kobietą tą informacją. U większości magicznych i niemagicznych stworzeń wykazujących zachowania stadne to zwykle samce stały na czele stad.
— Ale za to jaką niezwykłą... pod warunkiem, że nie mówimy o biurokracji — Zażartował. Niemniej tkwiło w tym ziarno prawdy. Nie znosił biurokracji. — To przymioty cechujące doświadczonego smokologa. Są. Powinny żyć w stanie wpółdzikim — Latanie na smoczym grzbiecie miało dla niego charakter marzenia, ale ono było nie do spełnienia tak naprawdę. W rezerwacie nie latali na smokach, pozwalając im żyć praktycznie z dala od ludzi. Mimo to pracując przy smokach należało mieć twardą rękę, gdyż te gady szczególnie lubiły wchodzić na głowę.
— Psidwaki są bardziej odpowiednimi towarzyszami dla nas — Stwierdził. Druzgotki może i wyglądały pokracznie, jednak były bardzo niebezpieczne dla ludzi. Chciał mieć psidwaka albo jakieś inne zwierzę. Może powinien zaopiekować się jakimś magicznym stworzeniem.
— Posiada pani takowe wskazówki? Lecz nigdy...? — Zaintrygowała go tymi słowami. Byłaby to niezwykła przygoda, a tych od dawna mu brakowało. Uniósł jedną z brwi, słysząc to urwane w połowie zdanie. — To żaden powód do wstydu. Może nauczyć się pani pływać. A nawet powinna. Omija panią wiele dobrego. Nie tylko nie może pani zrealizować swojego marzenia, ale też co roku traci pani możliwość pływania w jeziorze lub w morzu podczas lata. Niektórzy sugerują, by robić to nawet w zimie. W Szwecji taką kąpiel łączy się często z pobytem w saunie — Nie miał powodu ku temu, by wyśmiać kobietę. Zachęcał ją do tego, by zaczęła się uczyć pływać, gdy tylko nadejdzie lato. Nie było nic przyjemniejszego, niż pobyt nad jeziorem w upalny, letni dzień z rodziną i przyjaciółmi. Często tak robili, gdy mieszkał w domu rodzinnym. Całą rodziną. Natomiast podczas popytu w Szwecji często korzystał z dobrodziejstw zimnej wody i sauny.
Nie zamierzał przymuszać kobiety do podjęcia decyzji. Uśmiechnął się wesoło, gdy jednak odważyła się spróbować. — Trochę pewniej, tak by to pani złowiła rybę zamiast ryba panią — Zażartował po raz kolejny, podchodząc bliżej gdyby poczuła, że potrzebuje pomocy albo gdyby faktycznie złowiła rybę. — Wygląda na to, że do domu wrócę z pustymi rękami — Zawyrokował, decydując o zaprzestaniu daremnych prób łowienia ryb. Tak wyglądała codzienność prostych ludzi.
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pokiwała głową ze zrozumieniem na słowa wyjaśnienia. Trudno oczekiwać od rodzin wychowujących się w świecie czarodziejskim, by nauczały swe pociechy znajomości tego, czego mieli nie doświadczać, co nie było im potrzebne. Evandra chętnie chłonęła wszelkie nowinki, zwłaszcza takie, o których nigdy nie słyszała w domu, tym częściej można ją było widywać, gdy ukradkiem znikała za winklem szkolnego korytarzu, zasłuchując się w opowieściach osób, z którymi nie wypadało być widywanym. Nie było wśród nich historii o wielorybach.
- To piękne, że odnajduje się pan w swojej pracy. Ważnym jest, by robić w życiu to, co nas pasjonuje. - Sama nie przepadała za biurokracją, stosami dokumentów i kolumnami liczb, lecz wynikało to z potrzeby lepszego zrozumienia celu uzupełniania pism. Prowadzenie ksiąg rodowych nie było takie trudne, kiedy można było poradzić się choćby lady Cedriny, której miejsce zajęła Evandra w dniu śmierci lorda nestora. Obowiązki należało wypełniać skrupulatnie, lady Rosier poważnie podchodziła do swojej nowej funkcji i pokonywała własną niechęć dla dobra reszty rodziny. - Chyba nie mam ręki do stworzeń - zaśmiała się, słysząc o psidwakach. - Zdecydowanie wolę towarzystwo innych ludzi. Zawsze mnie czymś ciekawym zaintrygują. - Z rozbawieniem puściła mu oczko. Mało było w jej życiu stworzeń, którymi należało się zajmować. Trzymanymi w stajni hippokampami zajmowała się służba i mało było z nimi zabawy, podobnie z syrenami, które wyłącznie odwiedzały ich wybrzeża, zgodnie z własną wolą.
- Moja rodzina od zawsze związana jest z podwodnym światem. W dzieciństwie przeszkodą były problemy ze zdrowiem, ale może ma pan rację, przyszedł najwyższy czas, by nadrobić stracony czas - przytaknęła ze śmiechem. Od dawna nosiła się z tym zamiarem, jednak strach przed atakiem choroby wciąż powstrzymywał ją przed podjęciem tej ostatecznej decyzji.
Instrukcje nie były skomplikowane, zarzucenie wędki i oczekiwanie. Bez większych nadziei na powodzenie wpatrywała się w zanurzoną w wodzie wędkę, lecz kiedy nic się nie stało, westchnęła cicho. - Przykro mi. Może rzeczywiście ryby są na tyle szczęśliwe, że nie chcą uciekać ze swoich schronień. Wcale im się nie dziwię. - Zadarła nieco brodę ku górze, by oddając wędkę na dłonie nieznajomego, móc przyjrzeć się lepiej jego twarzy.
- Proszę się nie poddawać i nie tracić nadziei. W kwestii wędkowania, jak i spełniania marzeń. W dzisiejszych czasach wszystkim nam się przyda. - Pocieszający uśmiech pozostał na półwilej twarzy, kiedy jej spojrzenie utkwiło w błękitnych oczach na dłuższą chwilę. Przemknął przez nią speszony cień, spuściła na moment wzrok, by zaraz po tym wyciągnąć do czarodzieja obleczoną w skórzaną rękawiczkę dłoń. - Na mnie już czas. Życzę panu powodzenia i… kto wie, do zobaczenia? - Ponowne spotkanie raz przypadkowo poznanej osoby graniczyło z cudem, lecz w życiu Evandry zdarzało się wiele cudów, o jakich nawet nie śmiała marzyć w snach. Kim był spotkany mężczyzna, jak bardzo dziś ryzykowała swoją otwartością i niepohamowaną skłonnością do odkrywania nieznanego? Jeden ze skrzących się w umyśle lady Rosier głosów chciał więcej, chciał poznać tajemnicę, obedrzeć ją z wątpliwości, dowiedzieć się wszystkiego; drugi zaś wolał pozostać w błogiej nieświadomości, z kotłującą się w dole brzucha ekscytacją pozwolić sobie na niewiedzę i kolejne sekrety. Wyminęła czarodzieja, poprawiając jeszcze osadzony na złotych włosach kapelusz, by po kilku krokach wzdłuż brzegu Linne Mhoireibh zniknąć w drodze powrotnej.
|zt dla Evandry
- To piękne, że odnajduje się pan w swojej pracy. Ważnym jest, by robić w życiu to, co nas pasjonuje. - Sama nie przepadała za biurokracją, stosami dokumentów i kolumnami liczb, lecz wynikało to z potrzeby lepszego zrozumienia celu uzupełniania pism. Prowadzenie ksiąg rodowych nie było takie trudne, kiedy można było poradzić się choćby lady Cedriny, której miejsce zajęła Evandra w dniu śmierci lorda nestora. Obowiązki należało wypełniać skrupulatnie, lady Rosier poważnie podchodziła do swojej nowej funkcji i pokonywała własną niechęć dla dobra reszty rodziny. - Chyba nie mam ręki do stworzeń - zaśmiała się, słysząc o psidwakach. - Zdecydowanie wolę towarzystwo innych ludzi. Zawsze mnie czymś ciekawym zaintrygują. - Z rozbawieniem puściła mu oczko. Mało było w jej życiu stworzeń, którymi należało się zajmować. Trzymanymi w stajni hippokampami zajmowała się służba i mało było z nimi zabawy, podobnie z syrenami, które wyłącznie odwiedzały ich wybrzeża, zgodnie z własną wolą.
- Moja rodzina od zawsze związana jest z podwodnym światem. W dzieciństwie przeszkodą były problemy ze zdrowiem, ale może ma pan rację, przyszedł najwyższy czas, by nadrobić stracony czas - przytaknęła ze śmiechem. Od dawna nosiła się z tym zamiarem, jednak strach przed atakiem choroby wciąż powstrzymywał ją przed podjęciem tej ostatecznej decyzji.
Instrukcje nie były skomplikowane, zarzucenie wędki i oczekiwanie. Bez większych nadziei na powodzenie wpatrywała się w zanurzoną w wodzie wędkę, lecz kiedy nic się nie stało, westchnęła cicho. - Przykro mi. Może rzeczywiście ryby są na tyle szczęśliwe, że nie chcą uciekać ze swoich schronień. Wcale im się nie dziwię. - Zadarła nieco brodę ku górze, by oddając wędkę na dłonie nieznajomego, móc przyjrzeć się lepiej jego twarzy.
- Proszę się nie poddawać i nie tracić nadziei. W kwestii wędkowania, jak i spełniania marzeń. W dzisiejszych czasach wszystkim nam się przyda. - Pocieszający uśmiech pozostał na półwilej twarzy, kiedy jej spojrzenie utkwiło w błękitnych oczach na dłuższą chwilę. Przemknął przez nią speszony cień, spuściła na moment wzrok, by zaraz po tym wyciągnąć do czarodzieja obleczoną w skórzaną rękawiczkę dłoń. - Na mnie już czas. Życzę panu powodzenia i… kto wie, do zobaczenia? - Ponowne spotkanie raz przypadkowo poznanej osoby graniczyło z cudem, lecz w życiu Evandry zdarzało się wiele cudów, o jakich nawet nie śmiała marzyć w snach. Kim był spotkany mężczyzna, jak bardzo dziś ryzykowała swoją otwartością i niepohamowaną skłonnością do odkrywania nieznanego? Jeden ze skrzących się w umyśle lady Rosier głosów chciał więcej, chciał poznać tajemnicę, obedrzeć ją z wątpliwości, dowiedzieć się wszystkiego; drugi zaś wolał pozostać w błogiej nieświadomości, z kotłującą się w dole brzucha ekscytacją pozwolić sobie na niewiedzę i kolejne sekrety. Wyminęła czarodzieja, poprawiając jeszcze osadzony na złotych włosach kapelusz, by po kilku krokach wzdłuż brzegu Linne Mhoireibh zniknąć w drodze powrotnej.
|zt dla Evandry
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Linne Mhoireibh
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja