Wydarzenia


Ekipa forum
Solsbury Hill
AutorWiadomość
Solsbury Hill [odnośnik]16.07.19 20:47
First topic message reminder :

Solsbury Hill

Solsbury Hill to urokliwe miejsce, które co roku na wiosnę zakwita we wszystkich odcieniach oranżu i żółci, odmienną barwą zdaje się być jedynie przebijająca spod spodu zieleń liści i łodyg. Nie znajdziecie tutaj żadnych drzew ani krzewów, jedynie ciągnące się przez kilka kilometrów łąki. Czasami można tu spotkać mugoli pasających niedaleko krowy, innym razem przebiegające stepami duchy dzikich koni, jeszcze innym niewielkie zbiorowiska strzygących uszami jeleni i saren. Wśród wysokich kwiatów i traw zawsze odnajdzie się odpowiednie miejsce na koc i koszyk z łakociami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Solsbury Hill - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Solsbury Hill [odnośnik]17.01.24 22:47
Po krótkiej wymianie zdań zorientował się, że groźna postawa ratowniczki była pewnego rodzaju rolą, z której ta szybko zrezygnowała. Być może łagodna natura wzięła górę, a być może było to zmęczenie, które widoczne było na jej twarzy. Artemis nie wątpił, że jej zawód w dzisiejszej rzeczywistości musiał być niesamowicie obciążający. Nawet bycie archiwistą w wojennej zawierusze zmieniło swoją naturę. Stało się niesamowitym wyzwaniem, wymuszającym niemal nieustanną gotowość do działania. Czarodziejskie pogotowie było niewątpliwie po tysiąckroć bardziej stresującym miejscem pracy.
Artemis podziękował uśmiechem i dziarskim zawsze do usług! za miłe słowa, którymi go obdarowała rozmówczyni. Nie były kurtuazyjne, wręcz przeciwnie - zdawały się być naprawdę szczere, życzliwe. Tak, wcześniejsza interwencja ratowniczki nie do końca leżała w jej naturze. Rysy złagodniały.
- Książka ma się dobrze, trochę się podgrzała, ale treść jest na pewno pozostała bezpieczna. - odpowiedział Lovegood ze śmiechem, po czym spróbował poklepać Dyrdymała po grzbiecie. Ten, z jakiegoś powodu zniecierpliwiony, spróbował przytrzasnąć mu palce między okładkami. Artemis, wprawiony w tej niewybrednej sztuce komunikacji, szybko cofnął rękę i rzucił ratowniczce wymowne spojrzenie mówiące: kąśliwy, co nie?
- Nie, nie jestem stąd. Przybyłem tu... - tutaj zawahał się na moment, bo dotarło do niego, że nie mógł być do końca szczery, jeśli chodzi o swoją pracę w Podziemiu. - w ramach śledztwa. Jestem swego rodzaju detektywem. Dostałem informację od mieszkańców, że mają tu miejsca wybuchy o nieregularnym natężeniu i częstotliwości. Przybyłem się dowiedzieć, kto za tym stoi. Materiały wybuchowe zostały podłożone pod większość domów, w różnych miejscach. Niektóre aktywują się zupełnie przypadkowo, bez konieczności ingerencji ludzkiej. Inne pułapki czyhają na nieszczęśników, którzy nadepną w niewłaściwe miejsce. Należy niezwłocznie zawiadomić służby. Niech zajmą się tym specjaliści od magicznych zabezpieczeń, zanim ktoś zginie. Ile do tej pory było ofiar śmiertelnych? Ma pani w ogóle chwilę na sen w ostatnim czasie? Musicie działać po niesamowitą presją - macie wystarczająco dużo personelu?
Ach! Co za gafa - wciąż się jej nie przedstawił, gdzież miał głowę? Dlatego szybko naprawił swój błąd:
- Mam na imię Artemis, miło poznać, pomimo tych trudnych okoliczności. Nie chcę pani zatrzymywać, pewnie to nie ostatnia interwencja pani załogi.
Lovegood wyjątkowo się rozgadał. Obecność ratowniczki działała na niego w bardzo dziwny, nieznany mu sposób. Stymulujący. Była to mieszanina uradowania, ciekawości i automatycznej sympatii do tej kobiety. Było w tym jeszcze coś, ale Artemis nie potrafił określić co. Biedaczek naprawdę przepadł.
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Solsbury Hill [odnośnik]26.01.24 8:31
Nareszcie ktoś, kto pojawia się na miejscu zdarzenia o odpowiedniej porze. Twarz Merji zdecydowanie łagodnieje, ale pozostaje skupiona przez cały czas monologu mężczyzny. Zdaje się być średnio przekonujący ze swoim miękkim tonem głosu i słabej dykcji, ale za to posiada na tyle rozległą wiedzę, że może uwierzyć mu na słowo. Po co miałby przychodzić tu ktoś obcy i zwyczajnie kłamać w takiej kwestii? Chyba tylko sam terrorysta.
Z zadziwiającym spokojem przyjmuje do wiadomości fakt, że bomb może być w tej okolicy znacznie więcej. Nie w jej roli jest rozbrajanie ich wszystkich, to zadanie dla oddziału specjalistów od zabezpieczeń, nie zaś ratowników. Już chce się wycofać ze skinieniem głowy, powrócić do Ministerstwa Magii, aby przekazać zlecenie do recepcji, jednak ściąga jasne brwi w zastanowieniu na te kilka rzuconych z troską słów.
- Słucham? - wtrąca nagle, sądząc przez moment, że się przesłyszała. - J-ja… Wie pan, jak to jest, praca nie jest łatwa - stara się jakoś wybrnąć z zapytania o sen. To pierwszy raz, gdy jakiś urzędnik pyta o jej samopoczucie. Odchrząka zaraz i unosi nieco wyżej brodę, przybierając w ten sposób reprezentatywny wygląd. - Personel jest ograniczony, to prawda, jednak robimy, co w naszej mocy, aby zadbać o bezpieczeństwo mieszkańców. - Oszczędna i profesjonalna odpowiedź, zresztą zgodna z prawdą. Osób zjawiających się w pracy nie jest wiele, zdecydowanie za mało, jak na potrzeby czasu wojny, wymagające specjalnie wykwalifikowanych do tego sił.
- Merja Zabini, mnie również - odpowiada dość automatycznie, przedstawiając się pełnym imieniem i nazwiskiem, jak to przy meldunku zwykle bywa. Nie zwraca uwagi na to, że młody mężczyzna oszczędza jej własnego, za bardzo skupiona na tym, by określić dalszy plan działania. - Państwo Brown są już bezpieczni. - Odwraca się na moment w stronę rodziny, która nadal obejmuje się zalana łzami, ciesząc się z faktu, że mają siebie. Ich dom będzie musiał przejść solidny remont, co będzie znacznie łatwiejsze, jeśli w swej okolicy znajdą znającego się na odpowiednich zaklęciach konstruktora. W innym przypadku czeka ich bardzo żmudna praca. - Póki nie mamy następnego zlecenia, nowych informacji w kwestii rannych, niewiele możemy zrobić. - Nie będą przecież chodzić od jednego domu do drugiego, pytając, czy przypadkiem nie znaleźli u siebie materiałów wybuchowych. Należy powrócić do Ministerstwa i zająć się jakże niezbędną — i znienawidzoną przez wszystkich — papierologią.
- Jak będzie wyglądać pana dalsza praca? Śledztwo w takiej sprawie może być utrudnione, kiedy nie wiadomo, gdzie zgłosić się w dalszych krokach. Czy dotychczasowe informacje podsuwają podejrzenia, kto może za tym wszystkim stać? - pyta z zainteresowaniem, co rusz zerkając na lewitującą książkę. Musi przyznać, że to ciekawe rozwiązanie na notowanie własnych przemyśleń. - Sprytne. To był pana pomysł? - wtrąca jeszcze zanim otrzymuje odpowiedź na poprzednie pytanie, wskazując palcem na Dyrdymała. Jej absolutnie podobne rozwiązanie by się nie przydało, ale jest ciekawa, czy książka snuje się za nim dosłownie wszędzie, notując każde słowo, czy też wyłącznie w czasie pracy.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Solsbury Hill [odnośnik]06.02.24 21:41
Do tej pory spoglądał na Merję jak ten szczeniak, spode łba i z błyskiem w oku. Dostanie w ucho, czy może zostanie mu oszczędzone? Był trochę niepewny, czy znowu spadnie na niego krytyka za naturalne odruchy - nie lubił być strofowany, tym bardziej przez nieznajomych, bo zwyczajnie nie rozumiał o co chodzi drugiej stronie. No bo jak? O co tyle hałasu? Robił przecież wszystko w zgodzie ze swoim moralnym temperamentem. I zgodnie z wrażliwością drugiej strony! Ta jego intuicja, być może trochę dziecinna i niepoukładana, była czymś nowym, nieśmiało kształtującym się w jego osobowości. Faktycznie mogła przypominać zerwanego z łańcucha szczeniaka - przebudzonego z niespokojnego snu i głodnego wrażeń. Było tak, bo dopiero od niedawna Artemis buduje swoją pewność siebie. Kawałek po kawałku, próbuje nowych rzeczy w chaotycznym sosie. Celem była chyba chęć przytulenia prawdziwego siebie. Artemis próbował odnaleźć sprawczość i siłę. I to wszystko tego popołudnia miało swój wyraz. Jak zwykle trochę niezgrabnie.
Merja nie mogła wiedzieć, że zwykle pozostawał w cieniu, nie podejmował inicjatywy, przysiadał w szarej strefie zdarzeń. Kiedyś patrzyłby na płomienie zamglonym spojrzeniem, przechodząc do akcji dopiero, gdy ktoś podjąłby pierwszy, najtrudniejszy krok.
Artemis dobierał ostrożnie słowa, choć mówił dużo i niezbyt zgrabnie, co z oczywistych względów musiało budzić w ratowniczce niepewność. Nie robił tego oczywiście z powodu złych intencji. Nie miał pojęcia z kim tak naprawdę ma do czynienia. Po której ze stron w tym czarno-białym świecie stoi ta piękna kobieta. Aktualna sytuacja, choć przecież tak prosta, jawiła się jako zawiła w artemisowej kopule. No właśnie, do tego wszystkiego Lovegood nie bardzo rozumiał, jakie procesy w nim zachodziły. Wił się w średnio poznanym uczuciu zauroczenia.
W krótkich momentach, gdy niebieskie oczy tych dwojga spotykały się (później Artemis uciekał spojrzeniem, zerkając niby na ratowników, niby na ratowanych), działo się coś dziwnego. Lovegood chciał przebierać nogami, stać na głowie, zacząć śpiewać (a śpiewać trochę umiał!) lub pytać, pytać, pytać. Dowiedzieć się, kim Merja była tak naprawdę, jakie motywacje nią kierowały. Chciał też wypiąć swoją pierś, udowodnić, że był roślejszy, niż w rzeczywistości. Stłumił to w sobie, szczęśliwie miał na tyle samokontroli. Szkoda tylko, że nie rozumiał natury swojego stanu. Brakowało w jego słowniku słów, by z kochliwej perspektywy utworzyć siebie i Merję.
Nie uszło jednak uwadze Lovegooda, że jej stanowczość nieco zelżała. Już prawie nie było śladu po wcześniejszej rygorystycznej krytyce. Ucieszył się na to. Ale dalej przeskakiwał spojrzeniem i chrząkał, zakrywając pięścią usta, gdy Merja przyglądała się mu nieco zbyt długo. O co pytały jej oczy?
- Wyobrażam sobie. - odpowiedział ze współczuciem na słowa o jej pracy. - Niestety nie omijają mnie przykre obrazy wojny, choć najchętniej chciałbym się przeteleportować jak najdalej z tych przeklętych wysp. Przemierzać w trzeszczącej ciszy tundrę, iść wzdłuż rzeki Ural i pozostawić gorąco tych wszystkich wydarzeń.
Artemis westchnął, nieświadomy przypadkowości kreowanego przez siebie obrazu. Zaraz jednak odzyskał pogodę ducha i dodał:
- Bardzo jestem wdzięczny, że są tacy ludzie jak stojąca przede mną panna... pani? Dzięki takim duszom sam zacząłem pałać się uzdrawiającą magią! Próbuję się nauczyć tego, owego, żeby ewentualnie pomóc... Jakiś czas temu w ferworze walki, byłem zmuszony opatrzeć swoje rany - pogruchotałem żebro, proszę mi wierzyć, co tam się nie działo, magicznym lassem próbowałem cienistego byka okiełznać, dureń stary. No i jak ten mnie pociągnął to zaryłem cały o ziemię, połamałem się nieco. No i chciałem się uzdrowić, rzuciłem fracturę textę i hyc, zniknęło żebro.
Zaśmiał się i podrapał prawą ręką swoje lewe ramię. O czym ty gadasz, chłopaku?, pomyślał i uniósł brwi, zszokowany własną postawą. Czy on właśnie zdradził jakąś tajemnicę?
- No, morał tej historii jest taki, że muszę przysiąść do anatomii. Mam piękne wydanie atlasu anatomii człowieka, ale dlaczego ja pani o tym mówię? Czy zadałaś mi jakieś pytanie?
Mieszał formy grzecznościowe i bezpośrednie, puścił ze smyczy nie tylko swojego wewnętrznego szczeniaka, pomknęło za nim nie tylko dzikie zauroczenie, ale sprintem puścił się również cienisty byk ze wspomnień.
Artemis w mig spoważniał, gdy Merja zapytała go o jego postępy w detektywistycznej pracy. Uśmiechnął się szelmowsko, a był to uśmiech całkiem ładny i odpowiedział:
- Nie mogę zdradzić zbyt wiele osobom postronnym. Bardzo przepraszam. To również tyczy się mojego towarzysza.
Dyrdymał leniwie zrobił obrót w powietrzu. Naprawdę dziwnym było, że bez najmniejszego problemu zdradził trochę za dużo o poczynianiach Zakonu, a teraz zasłaniał się tajemnicą zawodową. Na szczęście dla wszystkich jego sojuszników nie wygadał żadnej krytycznej informacji - cienisty byk mógł zajść drogę każdemu, jak czarny kot!
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Solsbury Hill [odnośnik]08.02.24 11:09
- Ucieczka jest najłatwiejszym z rozwiązań, ale czy na pewno będzie to ucieczka? - pyta tylko trochę filozoficznie, przechylając nieco głowę na bok, jakby miało jej to pomóc w lepszym rozumieniu omawianego tematu. - Sądzę, że nawet daleko poza granicami Anglii miałabym problem, aby cieszyć się życiem, mając świadomość, że zostawiam za sobą ludzi, którzy potrzebują pomocy. Nie potrafię przejść obok potrzebujących - tłumaczy szczerze, niejako zapraszając go do swoich pobudek i przekonań. Otacza się górnolotną misją, nawet jeśli te idealistyczne popędy zanikają gdzieś z czasem, przy okazji rozszerzania się znieczulicy. Musiała wyhodować grubą skórę, by nie dać się stłamsić wszechobecnemu stresowi oraz presji.
- Niemniej podróże są niezwykle fantastyczne, pozwalają lepiej zrozumieć otaczający nasz świat. Moja matka zajmuje się jego zwiedzaniem, kiedyś zabierała mnie ze sobą w co krótsze wojaże - zdradza odrobinę ze swojego prywatnego życia, nie uważając tego faktu za coś strasznie osobistego, czym dzielić się nie powinno.
Wznosi wysoko brwi, słuchając dość nieprawdopodobnej historii o walce z cienistym bykiem. Słyszała o takowych zmorach, jednak dotąd żadnej nie widziała na własne oczy. Relacje innych budzą niepokój, burzą krew w żyłach i zmuszają do zastanowienia — jak z tym wszystkim sobie radzić? Jak przeciwdziałać, jak pomóc zmęczonych i strudzonych już taką codziennością ludzi?
- To postawa iście bohaterska. Bardzo mi przykro, że to pana spotkało - wciąż sięga do uprzejmej tytulatury, nawet jeśli jej rozmówca zaczyna się mieszać. - Magia lecznicza wymaga wielu lat praktyki i doświadczenia, więc jestem pod wrażeniem, że udało się panu uleczyć rany, nawet w niewielkim stopniu. Czy z żebrem już wszystko w porządku? Zalecałabym spotkanie z uzdrowicielem - mówi dalej, tym razem przesuwając wzrokiem na tułów towarzysza, chcąc ocenić, czy pod warstwami materiału może cokolwiek dostrzec. Sama nie czuje się na tyle biegła w lecznictwie, by przywracać zaniknięte kości. - Chętnie bym panu pomogła, lecz obawiam się, że moje umiejętności ograniczają się do ratowania życia. - Uśmiecha się przepraszająco. Czasem budzi to w niej poczucie winy, niemożność stawienia się na wołanie i pomoc każdemu, kto tego potrzebuje.
- Wnioskuję, że masz wiele przygód - tym razem sama nieśmiało sięga do bardziej bezpośredniego kontaktu, żegnając gdzieś w zapomnieniu zbędną tytulaturę. - Jak potoczyła się ta sprawa z cienistym bykiem? Czy nikomu nic więcej się nie stało? Bardzo mi przykro, że musiałeś się z nim mierzyć, to musiało być niełatwe zadanie - stwierdza z powagą, choć ten obecny przed momentem uśmiech nadal błąka się gdzieś na jej twarzy. Osoby obdarzone brawurą często sięgają po śmiałe rozwiązania, co zresztą Artemis udowadnia przed paroma chwilami, chcąc samodzielnie wtargnąć do ogarniętego pożarem domu. Nie dziwi się już wcale jego postawie, za to wyłapuje specyficzne spojrzenie, jakim ten ją obdarza. Jest w nim pewna pasja, jakiś błysk w oku zdradzający zaangażowanie. Nie myśli jednak wcale, że to za jej sprawą zmienia się nastawienie mężczyzny, pozostaje ślepa na jego nagłe zauroczenie. Nie wzbudza przecież w nikim podobnych uczuć, zawsze pozostając gdzieś poza zasięgiem dostępnych dlań mężczyzn. Zdążyła się zresztą przyzwyczaić, że ci, przy których miękną jej kolana, nie są najlepszą partią, najczęściej pozostając w związkach z innymi kobietami. Merja nie chce być tą drugą, ale często godzi się na podobny układ, bo boryka się ze słabością do własnych emocji i pobudek. W pracy wyróżnia się zdecydowaną siłą woli, zaś w relacjach damsko-męskich jest beznadziejną romantyczką. Mimo to oblewa się gdzieś lekkim rumieńcem, czując narastające gdzieś w głębi ciała ciepło. Skąd się wzięło?
- Nie zamierzam dopytywać, rozumiem tajemnicę zawodową - odpowiada bez urazy. Nie chce go wypytywać ani drążyć dziury w brzuchu, musi obejść się tu smakiem, choć przyznałaby, że rozbudził jej ciekawość. - Swoją drogą bardzo przydatna taka księga. W mojej pracy by się nie przydała, ale doceniam kreatywność. - Wciąż przygląda się Dyrdymałowi z mieszaniną zaciekawienia i uznania.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Solsbury Hill [odnośnik]08.03.24 9:49
- Lecz pomyśl ilu ludzi potrzebuje medycznego wsparcia poza granicami naszego kraju. Gdzieś tam, gdzie system nie działa. W lasach, gdzie pohukiwanie sowy jest jak grzmot i gdzie wciąż szeleszczą krzewy. Tam, gdzie nie docierają takie dobre dusze, jak Ty, lub jest ich zbyt mało, by ich trud miał jakiekolwiek znaczenie. Gdzieś tam, gdzie mówi się językami, których nie zarejestrowało nasze ucho. Ach! - mówił Artemis, zerkając to w prawo, to w lewo, zupełnie rozmarzony swoją ucieczkową, romantyczną wizją. Sytuacja przed domem zupełnie się uspokoiła, a rodzina Brown skryła się w swoim domu. Przed uprzątnięciem bałaganu powinni coś zjeść. - Oczywiście rozumiem, że jesteś związana z tymi ziemiami i z tymi ludźmi. Ja również zostaję, pomimo różnych pomysłów. Nie mógłbym zostawić swojej siostry.
Pozostali ratownicy zdawali się zbierać do powrotu. Na pewno nie było to ich ostatnia interwencja tego dnia.
- Hm? Zajmuje się zwiedzaniem? Co ma pani na myśli? - zainteresował się Artemis. - Które miejsce, w które cię zabrała najbardziej zapadło ci w pamięć?
Wcześniej zdecydowanie zbyt pochopnie i bez kontroli nad językiem opowiadał o swoich przygodach. Nie dotarło do niego, że być może w ten sposób wykonuje sprawne ruchy łopatą, by wykopać odpowiednio głębszy grób, w którym spocznie, jeśli nie wykaże się większą ostrożnością. Merja była ratowniczką, a zatem nie było wątpliwości, że przybyła tu z jednego ze szpitali większych miast - Londyn, Liverpool, Cardiff? Każde z nich było pod wpływem Rycerzy Walpurgii. Czy Merja była pod ich wpływem? Czy mógł jej zaufać? Zawód uzdrowiciela winien wiązać się z neutralnością - jednak jak było w rzeczywistości?
- Och, tak, tak - odpowiedział ze śmiechem Merji, poklepując się w miejscu, gdzie niegdyś czmychnęło mu żebro. - Jestem pełnokostny! Niech pani nie będzie przykro, póki stoję przed panią, oznacza to, że nie przekroczyłem krytycznego punktu. I mimo wszystko zachowuję ostatnie resztki rozsądku! Choć może nie sprawiam takiego wrażenia.
Szczerząc się, kiwnął głową w stronę zniszczonej części domu. Ciekawe kiedy zjawią się tu budowniczowie? Dom trzeba będzie zabezpieczyć magią, by nie padł ofiarą kolejnego wybuchu.
- Dostałem dużo wsparcia od moich towarzyszy. Gdy cień pociągnął mnie w swoją stronę, niemal wybijajac mi bark ze stawów, ktoś oddzielił mnie od niego błotnistym kopcem. Potem zjawił się cienisty niedźwiedź i kłopoty zaczęły się od nowa.
Zamknął na chwilę oczy i ścisnął swoje dłonie, składając je jakby do modlitwy. W ten sposób próbował wyhamować, przestać paplać. W ten sposób próbował zagadać to, co faktycznie odczuwał. Mrowienie w ciele, dziwną chęć zaimponowania (to zdarzało się naprawdę rzadko), wzięcia Merji na bok i patrzenia na nią bez przerwy. Bez mrugania, na wstrzymanym oddechu.
Z wdzięcznością kiwnął na słowa o tajemnicy zawodowej. Artemis musiał uważać, nie mógł dać się we władanie skrajnych emocji.
- Och, zdecydowanie w pani pracy Dyrdymał byłby bardziej obciążeniem. Nawet w mojej bywa problemem.
Puścił swoje dłonie i zachichotał, mierzwiąc swoje włosy, które zdecydowanie nie chciały się ułożyć w porządną fryzurę. Musiał zrobić lekki unik, bo księga chciała się z nim zderzyć.
Merja, aleś ty piękna!, myślał Artemis i przez chwilę pobladł. Powiedział to na głos, czy nie?
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Solsbury Hill [odnośnik]20.05.24 9:16
Kobieta przechyla lekko głowę na bok i zasłuchuje się w poetyckich słowach traktujących o ucieczce. Nie ma w swym otoczeniu wielu osób, które stosowałyby podobne epitety - może prócz Sohvi, której zdecydowanie bliżej do romantycznej duszy, niż charakterystycznego dla Scorsone’ów pragmatyzmu. A czy ty Merjo, mogłabyś zostawić tu samą swoją siostrę? Ratownicza ściąga ze sobą wargi i zasępia się na moment. Oczywiście, że nie chce żyć daleko od niej. Są zdecydowanie zbyt mocno ze sobą zżyte, by ot tak przekreślić lata przywiązania i zwyczajnie uciec daleko stąd. Kiwa więc raz głową, przyjmując argumentację swojego rozmówcy. Nad własnym postępowaniem zastanowi się innym razem.
- Zabini! - dochodzi ją wołanie, na które prędko odwraca głowę. - Zbieramy się. - To jeden z ratowników, który kończąc z wolna swoją część pracy, zbiera resztę zespołu, by nikogo nie pominąć.
- Za moment - rzuca, powracając wzrokiem do Artemisa, by jeszcze tę krótką chwilę wyrwać z ulotnej rzeczywistości. Młody mężczyzna, pomimo swego jawnego zagubienia, zdaje się być sympatyczny. Ma w sobie wiele młodzieńczego zapału, który niegdyś towarzyszył także i jej. Co się stało, że w ciągu tych kilku paru lat zgubiła gdzieś tę beztroską cząstkę?
- Południowa Jugosławia, tereny niegdysiejszego Królestwa Macedonii. - Dziwnym trafem, pomimo głębokiej niechęci, jaką Merja traktuje swoją rodzicielkę, uśmiecha się lekko na wspomnienie o wielkich, zróżnicowanych terenach, o dzikich lasach, potężnych górach i błyszczących taflach jezior. - Pamiętam, że wprost uwielbiałam siadać na pozostałościach skalnych schodów prowadzących donikąd i obserwować motyle, jakich ponoć nie ma nigdzie indziej w świecie. - Błękit kobiecego spojrzenia rozmywa się gdzieś na moment, nim czarownica nie orientuje się, że rzuciła o kilka zbędnych słów za dużo. - To dawne czasy - chce natychmiast sprostować, powracając do bardziej neutralnego tonu. Bratanie się z przypadkowymi przechodniami nigdy specjalnie do niej nie pasowało. Obdarza go za to kolejnym skinieniem głowy, pozwalając sobie na rozbawiony uśmiech. Stosowanie magii leczniczej na samym sobie rzadko wychodzi komuś na dobre. To prawdziwy cud, że Artemisowi udało się wyjść z tego z życiem.
- O matko, to straszne. - Jasne brwi wędrują ku górze, dając wyraz zdumieniu. O cienistych stworzeniach i ich atakach na bezbronnych ludzi już słyszała, jednak z żadnym z nich nie stanęła twarzą w twarz. Jak wielka musi być grupa, aby dać takiej istocie radę? Jak potężna musi być drzemiąca w czarodzieju magia, aby wyjść z takiego spotkania cało? - Rozumiem, że udało ci się wyjść z tego cało, ale jak one…
- Zabini! - Tym razem głos kolegi traci na cierpliwości. Mężczyzna staje z rękoma opartymi na biodrach i spogląda na nią wyczekująco. Nie może ot tak zostawić jej samej. Są zespołem, który powinien pracować wedle ściśle określonych reguł, o czym Merja doskonale wie, kiedy wzdycha wreszcie ciężko, odpowiadając koledze skinieniem głowy.
- Na mnie już czas, Artemisie - po raz pierwszy zwraca się do rozmówcy jego imieniem. - Miło było poznać. Mam nadzieję, że twoje dalsze śledztwo przebiegnie bezproblemowo, z dala od cienistych stworzeń i utraty kości. Do zobaczenia. - Nie żegnam, nie na zawsze, ale do następnego. Czy rzeczywiście będą mieć jeszcze szansę, by kiedykolwiek trafić na siebie na rozległych terenach Anglii? Zabini z uśmiechem kiwa mu głową na pożegnanie, po czym wycofuje się o dwa kroki i truchtem dołącza do reszty swojego zespołu, by zaraz po tym zniknąć wraz z nimi z podwórka Brownów.

| zt x2
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Solsbury Hill
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach