Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Plumpkowa studnia
Strona 2 z 16 • 1, 2, 3 ... 9 ... 16
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Plumpkowa Studnia
Stara, kamienna studnia, znajdowała się w Dolinie Godryka od zawsze. Dosłownie; wykopana w trakcie powstawania wioski, przez długi czas stanowiła dla mieszkańców główne ujęcie wody, umiejscowiona wygodnie w miejscu, w którym krzyżowały się aż trzy mieszkalne ulice. Wielokrotnie niszczona i odbudowywana, służyła uparcie kolejnym pokoleniom, użytkowana (zapewne z sentymentu) nawet wtedy, gdy w okolicznych domach pojawiła się bieżąca woda. Przestała pełnić swoją rolę dopiero kilka lat temu, kiedy w jej głębinach zadomowiło się stado plumpek. Niemagiczna część mieszkańców wioski była co prawda skłonna wyplenić rybki, ale tutejsi czarodzieje, nie chcąc do tego dopuścić, rzucili na studnię urok, który zmienił smak stojącej w niej wody na wyjątkowo nieprzyjemny, skutecznie zniechęcając mugoli do dalszego jej wykorzystywania. Dzisiaj malowniczo położona studnia nadal jest jednym z ulubionych miejsc schadzek mieszkańców, spragnionych plotek lub kilku romantycznych chwil, ale schludną przeszłość ma już dawno za sobą: jej kamienne boki zarosły mchem, a pod powierzchnią wody (nietypowo wręcz przejrzystej) można dostrzec okrągłe, cętkowane plumpki.
Według krążących po Dolinie Godryka opowieści, studnia ma jeszcze jedną, magiczną właściwość: w ciemnej tafli odbijają się gwiazdy, które – tylko w ostatni dzień miesiąca, i tylko przy bezchmurnej pogodzie – dzielą się przebłyskami przyszłości, układając się w słowa krótkich, często tajemniczo brzmiących wróżb.
Aby otrzymać wróżbę, należy napisać post w tym temacie oraz wykonać rzut kością k20, a następnie odczytać treść przepowiedni zgodnie z poniższą rozpiską. Losować można tylko raz – przy każdej kolejnej próbie, gwiazdy na powierzchni studni będą jedynie migotać, nie układając się w żadne słowa.
1. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Mroźny wieczór przyniesie spotkanie, które odmieni twoje życie.
2. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W domu czeka na ciebie złoty uśmiech od losu.
3. Spoglądając w studnię, widzisz własne odbicie - a gwiazdy, zamiast w słowa, układają się w koronę tuż nad twoją głową.
4. Gdy spoglądasz w wodną taflę, dostrzegasz siebie - a srebrne punkty, zamiast w słowa, układają się w połyskujący supeł na twojej szyi.
5. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Szmaragdowozielony blask zabarwi Twoją twarz.
6. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Twoja ścieżka jest stroma, ale na jej końcu odnajdziesz to, czego pragniesz.
7. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Nie uciekaj przed przeznaczeniem: poddaj się mu.
8. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie popełniaj błędów swoich rodziców i przodków.
9. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Posłuchaj następnej rady, jaką otrzymasz od przyjaciela lub od wroga - przyniesie Ci wiele dobrego.
10. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W trakcie następnej kwadry Księżyca spotkasz kogoś, kto poruszy twe serce.
11. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Bądź czujny - ktoś, komu ufasz, zada ci cios w plecy.
12. Gwiazdy błyszczą niezwykle jasno, lecz równie szybko nikną wszystkie, pozostawiając w studni jedynie Twe ciemne, samotne odbicie.
13. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie oglądaj się za siebie. Zrobiłeś dobrze. Uwierz swemu przeczuciu.
14. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Ciemnooka kobieta okaże się twoją zgubą.
15. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Wybór drogi na skróty skończy się dla ciebie ślepą uliczką.
16. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz stać się lekki jak pióro, zdejmij ze swoich barków ołowiany ciężar.
17. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zamknij oczy. Odwróć się. Zrób dwa kroki w prawo. Trzy w lewo. To, co znajdziesz, będzie twoje. (Po wylosowaniu tej kości i wykonaniu polecenia, zgłoś się do Mistrza Gry.)
18. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz zakończyć wojnę, uciesz najpierw tę, która rozgorzała w twoim sercu.
19. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zagłuszenie bólu sprawi, że powróci ze zdwojoną siłą.
20. Na tafli studni, wśród odblasków gwiazd, dryfuje odłamek spadającej gwiazdy. Możesz wychylić się i go zabrać (zgłoś się po niego w aktualizacjach).
Według krążących po Dolinie Godryka opowieści, studnia ma jeszcze jedną, magiczną właściwość: w ciemnej tafli odbijają się gwiazdy, które – tylko w ostatni dzień miesiąca, i tylko przy bezchmurnej pogodzie – dzielą się przebłyskami przyszłości, układając się w słowa krótkich, często tajemniczo brzmiących wróżb.
Aby otrzymać wróżbę, należy napisać post w tym temacie oraz wykonać rzut kością k20, a następnie odczytać treść przepowiedni zgodnie z poniższą rozpiską. Losować można tylko raz – przy każdej kolejnej próbie, gwiazdy na powierzchni studni będą jedynie migotać, nie układając się w żadne słowa.
1. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Mroźny wieczór przyniesie spotkanie, które odmieni twoje życie.
2. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W domu czeka na ciebie złoty uśmiech od losu.
3. Spoglądając w studnię, widzisz własne odbicie - a gwiazdy, zamiast w słowa, układają się w koronę tuż nad twoją głową.
4. Gdy spoglądasz w wodną taflę, dostrzegasz siebie - a srebrne punkty, zamiast w słowa, układają się w połyskujący supeł na twojej szyi.
5. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Szmaragdowozielony blask zabarwi Twoją twarz.
6. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Twoja ścieżka jest stroma, ale na jej końcu odnajdziesz to, czego pragniesz.
7. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Nie uciekaj przed przeznaczeniem: poddaj się mu.
8. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie popełniaj błędów swoich rodziców i przodków.
9. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Posłuchaj następnej rady, jaką otrzymasz od przyjaciela lub od wroga - przyniesie Ci wiele dobrego.
10. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: W trakcie następnej kwadry Księżyca spotkasz kogoś, kto poruszy twe serce.
11. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Bądź czujny - ktoś, komu ufasz, zada ci cios w plecy.
12. Gwiazdy błyszczą niezwykle jasno, lecz równie szybko nikną wszystkie, pozostawiając w studni jedynie Twe ciemne, samotne odbicie.
13. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Nie oglądaj się za siebie. Zrobiłeś dobrze. Uwierz swemu przeczuciu.
14. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Ciemnooka kobieta okaże się twoją zgubą.
15. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Wybór drogi na skróty skończy się dla ciebie ślepą uliczką.
16. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz stać się lekki jak pióro, zdejmij ze swoich barków ołowiany ciężar.
17. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zamknij oczy. Odwróć się. Zrób dwa kroki w prawo. Trzy w lewo. To, co znajdziesz, będzie twoje. (Po wylosowaniu tej kości i wykonaniu polecenia, zgłoś się do Mistrza Gry.)
18. Srebrne punkty na wodzie układają się w zdanie: Jeśli chcesz zakończyć wojnę, uciesz najpierw tę, która rozgorzała w twoim sercu.
19. Gwiazdy na powierzchni studni migoczą, układając się w słowa: Zagłuszenie bólu sprawi, że powróci ze zdwojoną siłą.
20. Na tafli studni, wśród odblasków gwiazd, dryfuje odłamek spadającej gwiazdy. Możesz wychylić się i go zabrać (zgłoś się po niego w aktualizacjach).
Lokacja zawiera kości.
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 17
'k20' : 17
Przez chwilę myślałem, że studnia daje mi podpowiedź co do umiejscowienia zagadki ale plumki zaprzęgnięte w kluczyki uświadomiły mi, że jednak nie tak do końca. Skupiłem się więc najpierw na nich, a przynajmniej po tym jak Moss zamieniła mi się przed oczami w swej cekinowej kreacji.
- Jeszcze trochę i pomyślę, że żegnamy 1951, a nie 1956 - tak się odmładzała! A i atmosfera szczeniackiej rywalizacji to podkreślała. Wcale mi to nie przeszkadzała - taka sztuczna podróż w czasie.
Podciągnąłem rękaw szykując się do batalii z rybkami. skinąłem głową Moss biorąc w wykonanie jej plan działania co oczywiście nie mogło skończyć się inaczej, jak własnie sukcesem. W prowizorycznej klatce z dłoni trzymałem delikatne zwierzątko, którego obślizgła skóra ocierała się o wnętrze dłoni chcąc zaznać wolności. Drugą ręką sunąłem po wzdłuż napiętej, delikatnej nitki szukając jakiegoś supełka. Nie było to takie trudne - i proszę... mamy to - rozweseliłem się w chwili uwolnienia plumki od kluczyka, który przekazałem Moss. Potem się rozstaliśmy - i ja, i rybka. Potem już tylko pozostawało rozszyfrować kolejną podpowiedź. Chwilowo powierzyłem to w ręce mojej młodniejącej z każdej chwilą towarzyszki samemu zaczynając odwalać jakiś szajs. Przynajmniej dla postronnych. Bo oto ponownie odwróciłem się w stronę studni obłapiając jej krawędź. Zamknąłem oczy i z głupim uśmiechem przypominałem sobie to co szeptała mi studnia. Odwróciłem się do niej plecami i następnie poczyniłem nieco na oślep dwa kroki w prawa i trzy w lewo. Nie myślałem za bardzo o tym jak bardzo w prawo, jak bardzo w lewo miało to być oraz czy te kroki duże czy małe powinienem stawiać. Miałem w rodzinie kilku wróżbitów więc nie próbowałem robić niczego podręcznikowo. Zawierzałem się ślepo przeczuciu, intuicji bo to ona była w takim wypadku magią. Otworzyłem oczy by zobaczyć czym to los chciał mnie obdarować tej nocy?!
- Jeszcze trochę i pomyślę, że żegnamy 1951, a nie 1956 - tak się odmładzała! A i atmosfera szczeniackiej rywalizacji to podkreślała. Wcale mi to nie przeszkadzała - taka sztuczna podróż w czasie.
Podciągnąłem rękaw szykując się do batalii z rybkami. skinąłem głową Moss biorąc w wykonanie jej plan działania co oczywiście nie mogło skończyć się inaczej, jak własnie sukcesem. W prowizorycznej klatce z dłoni trzymałem delikatne zwierzątko, którego obślizgła skóra ocierała się o wnętrze dłoni chcąc zaznać wolności. Drugą ręką sunąłem po wzdłuż napiętej, delikatnej nitki szukając jakiegoś supełka. Nie było to takie trudne - i proszę... mamy to - rozweseliłem się w chwili uwolnienia plumki od kluczyka, który przekazałem Moss. Potem się rozstaliśmy - i ja, i rybka. Potem już tylko pozostawało rozszyfrować kolejną podpowiedź. Chwilowo powierzyłem to w ręce mojej młodniejącej z każdej chwilą towarzyszki samemu zaczynając odwalać jakiś szajs. Przynajmniej dla postronnych. Bo oto ponownie odwróciłem się w stronę studni obłapiając jej krawędź. Zamknąłem oczy i z głupim uśmiechem przypominałem sobie to co szeptała mi studnia. Odwróciłem się do niej plecami i następnie poczyniłem nieco na oślep dwa kroki w prawa i trzy w lewo. Nie myślałem za bardzo o tym jak bardzo w prawo, jak bardzo w lewo miało to być oraz czy te kroki duże czy małe powinienem stawiać. Miałem w rodzinie kilku wróżbitów więc nie próbowałem robić niczego podręcznikowo. Zawierzałem się ślepo przeczuciu, intuicji bo to ona była w takim wypadku magią. Otworzyłem oczy by zobaczyć czym to los chciał mnie obdarować tej nocy?!
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
W 1951 w nocy z Bottem była zdecydowanie bardziej nagrzana niż dzisiaj, mimo emocji związanych z poszukiwaniem skarbu. Teraz jednak czuła nieco ostry powiew chłodu sprytnie pokonujący wątpliwą barierę w postaci czarnego materiału. Wtedy nie brakowało jej ciepła, ale dziś rywalizacja przecież dopiero się zaczynała. – Tamtej nocy też szukałeś skarbu, Bott – zamruczała, uśmiechając się dość znacząco. Dobrze wiedział, o czym mowa, to był całkiem niezły sylwester. Nie, wcale się nie odmładzała. Po prostu nic się nie zmieniało na zewnątrz, ale w środku wciąż wybuchały w wulkany. Rosła w siłę, nie bała się i lała po pysku, kiedy tylko naszła ją na to ochota. Ten dzisiejszy wyścig faktycznie mógł przywrócić pewne wspomnienia, ale wcale nie narzekała.
Gorzej jednak z łapaniem plumpków. Cholerstwa małe wcale nie chciały zatrzymywać się w jej dłoniach. Myślała, że potrafi jeszcze złapać rybę w wiadrze wody, ale okazywało się, że na nic jej starania. One wszystkie płynęły prosto na Botta. Popatrzyła na niego przez moment nieco złowieszczo, ale gdy zauważyła, że w dłoniach trzymał klucz, ślady frustracji natychmiast się rozmyły. Przejęła klucz i zerknęła na wskazówkę. – Ej, wiem, gdzie to jest… – zaczęła, ale gdy uniosła głowę, ujrzała Matta w dziwnym… balecie? – Co ty odwalasz? – zapytała, widząc, jak robił nienormalne kroki, tu skręcał, tam się wyginał – w dodatku nic nie mówił, a to chyba najbardziej zastanawiające. Nie wydawało jej się, aby to była część ich wskazówki. W dłoni ścisnęła podpowiedź, po czym odwiązała z pasa swoje futro i zaraz znów grzała nim chłodne ramionka. Opatulona podążyła w jego kierunku, by sprawdzić, o co chodziło. Może gdzieś tu kręciła się jakaś wila? Albo szampanik zachęcał go do niespodziewanych wędrówek. Wszystko jedno – to czas, by zajęli się kolejną zagadką, a nie tanecznymi krokami. Przecież czekał na nich skarb, prawda? Odruchowo rozejrzała się po okolicy, szukając dodatkowego powodu, czegoś, co usprawiedliwiłoby jego zachowanie. Musieli iść dalej, to kiepski moment na robienie sobie pobocznych wędrówek.
Gorzej jednak z łapaniem plumpków. Cholerstwa małe wcale nie chciały zatrzymywać się w jej dłoniach. Myślała, że potrafi jeszcze złapać rybę w wiadrze wody, ale okazywało się, że na nic jej starania. One wszystkie płynęły prosto na Botta. Popatrzyła na niego przez moment nieco złowieszczo, ale gdy zauważyła, że w dłoniach trzymał klucz, ślady frustracji natychmiast się rozmyły. Przejęła klucz i zerknęła na wskazówkę. – Ej, wiem, gdzie to jest… – zaczęła, ale gdy uniosła głowę, ujrzała Matta w dziwnym… balecie? – Co ty odwalasz? – zapytała, widząc, jak robił nienormalne kroki, tu skręcał, tam się wyginał – w dodatku nic nie mówił, a to chyba najbardziej zastanawiające. Nie wydawało jej się, aby to była część ich wskazówki. W dłoni ścisnęła podpowiedź, po czym odwiązała z pasa swoje futro i zaraz znów grzała nim chłodne ramionka. Opatulona podążyła w jego kierunku, by sprawdzić, o co chodziło. Może gdzieś tu kręciła się jakaś wila? Albo szampanik zachęcał go do niespodziewanych wędrówek. Wszystko jedno – to czas, by zajęli się kolejną zagadką, a nie tanecznymi krokami. Przecież czekał na nich skarb, prawda? Odruchowo rozejrzała się po okolicy, szukając dodatkowego powodu, czegoś, co usprawiedliwiłoby jego zachowanie. Musieli iść dalej, to kiepski moment na robienie sobie pobocznych wędrówek.
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Matthew otworzył oczy, rozglądając się dookoła, jednak na poziomie swojego wzroku nie zauważył nic, co odbiegałoby od normy. Przez moment mogłoby wydawać się, że studnia spłatała mu figla, ale wtedy coś poruszyło się tuż pod jego stopami. Jeśli spojrzał w dół, zauważył kupkę szmat, które przez chwilę szamotały się w tę i z powrotem - dopóki spod zmechaconej tkaniny nie wychynął pokryty czarnym futrem koci łebek. Zwierzę miauknęło głośno, następnie unosząc wielkie, zielone oczy na czarodzieja; trzęsło się lekko, prawdopodobnie z zimna - a nigdzie dookoła nie było widać jego właściciela.
| Matt - znalazłeś kota. Zwierzę ma czarne umaszczenie i co najwyżej 3 miesiące, zdaje się też nie mieć właściciela. Jeśli zdecydujesz się go ze sobą zabrać, zostanie dopisany do twojego wyposażenia.
| Matt - znalazłeś kota. Zwierzę ma czarne umaszczenie i co najwyżej 3 miesiące, zdaje się też nie mieć właściciela. Jeśli zdecydujesz się go ze sobą zabrać, zostanie dopisany do twojego wyposażenia.
Niewinnie rozłożyłem ręce Co poradzić. Usta nie mogły mi się nie rozciągnąć w leniwym uśmiechu. W końcu był ze mnie znawca i łowca skarbów. Nie było na to rady. Czasami odnosiłem wręcz wrażenie, że całe moje życie tym właśnie było - poszukiwaniami, niekończącą się przygodą. Nie narzekałem, nie było to w końcu coś złego - dużo dobrych, ciepłych i zabawnych wspomnień ze swych grabieży przechowywałem w głowie. Dziś miałem dodać do skarbca kolejną pamiątkę. I fajnie.
- Studnia do mnie przemówiła - pośpieszyłem z wyjaśnieniami,siląc się by wybrzmiały wręcz teatralnie proroczo - Dwa w prawo, trzy w lewo, co znajdziesz to twoje - wyrecytowałem - Może jakaś siła wyższa chce mnie obdarować dodatkowym mieszkiem złota? Kim ja jestem by się temu opierać... - bezradnie wzruszyłem ramionami, a potem, gdy cały przedsięwzięty przeze mnie rytuał dobiegł końca otworzyłem oczy mając przed oczami mnogą ilość wyobrażeń na temat tego, co mogłoby być już za chwilę moje. W żadnych z tych nie było jednak żywego stworzenia - Masz ci los... - Westchnąłem ciężko kucając przy nieporadnie szamoczących się w szmatach ciemnemu żyjątku. Los jednak nie uśmiechnął się ani do mnie, ani do kocięcia krzyżując nasze ścieżki ze sobą. Nie bez powodu nie miałem pod opieką choćby sowy - Ciebie to raczej nie przeszmugluję za butelkę ognistej whisky, co - wyciągnąłem w jego stronę rękę czekając aż się do niej sam przekona i podejdzie co też nie było jakieś trudne. Być może miał już kontakt z człowiekiem. Szkoda jednak, że zainteresowanego kociakiem potencjalnego opiekuna nie było w okolicy. Po szybkiej kalkulacji zgarnąłem bąbla. Nie potrafiłem go tu zostawić wiedząc, że pewnie nie dożyje ranka i chociaż sam nie miałem pojęcia jak mógłbym się nim zająć to Lily lub Sue mogły już tę wiedzę posiadać - To się obłowiłem - trochę kpiąco, trochę ze skargą ukazałem piszczące, czarne złoto Moss. Wolną ręką zarzuciłem na plecy płaszcz. Nie wkładałem jednak rąk w rękawy - To idziemy chyba dalej, co?
|zt x2 [Moss & Bott]
- Studnia do mnie przemówiła - pośpieszyłem z wyjaśnieniami,siląc się by wybrzmiały wręcz teatralnie proroczo - Dwa w prawo, trzy w lewo, co znajdziesz to twoje - wyrecytowałem - Może jakaś siła wyższa chce mnie obdarować dodatkowym mieszkiem złota? Kim ja jestem by się temu opierać... - bezradnie wzruszyłem ramionami, a potem, gdy cały przedsięwzięty przeze mnie rytuał dobiegł końca otworzyłem oczy mając przed oczami mnogą ilość wyobrażeń na temat tego, co mogłoby być już za chwilę moje. W żadnych z tych nie było jednak żywego stworzenia - Masz ci los... - Westchnąłem ciężko kucając przy nieporadnie szamoczących się w szmatach ciemnemu żyjątku. Los jednak nie uśmiechnął się ani do mnie, ani do kocięcia krzyżując nasze ścieżki ze sobą. Nie bez powodu nie miałem pod opieką choćby sowy - Ciebie to raczej nie przeszmugluję za butelkę ognistej whisky, co - wyciągnąłem w jego stronę rękę czekając aż się do niej sam przekona i podejdzie co też nie było jakieś trudne. Być może miał już kontakt z człowiekiem. Szkoda jednak, że zainteresowanego kociakiem potencjalnego opiekuna nie było w okolicy. Po szybkiej kalkulacji zgarnąłem bąbla. Nie potrafiłem go tu zostawić wiedząc, że pewnie nie dożyje ranka i chociaż sam nie miałem pojęcia jak mógłbym się nim zająć to Lily lub Sue mogły już tę wiedzę posiadać - To się obłowiłem - trochę kpiąco, trochę ze skargą ukazałem piszczące, czarne złoto Moss. Wolną ręką zarzuciłem na plecy płaszcz. Nie wkładałem jednak rąk w rękawy - To idziemy chyba dalej, co?
|zt x2 [Moss & Bott]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
POSZUKIWANIE SKARBU
Wróbel Henio był bardzo dzielny - Joe uśmiechnął się szeroko na to ptasie imię właśnie wymyślone przez Susie (czyżby? Może wcale go nie zmyśliła...!) i czym prędzej przytaknął.
- A ty niesamowita z tym świergotem. Nie wspominałaś, że jesteś zwierzęcousta - dodał z nieskrywanym podziwem spoglądając na towarzyszkę. Czy faktycznie była to zwierzęcoustość... czy to ważne? Bez wątpienia dziewczyna miała dar i bez wątpienia właśnie dzięki niemu uspokoiła ptaszynę - to było godne podziwu.
Ruszył czym prędzej za Stokrotką, kiedy powiedziała gdzie należy kierować się następnie. Wierzył jej na słowo, w końcu to ona była stąd i bez wątpienia znała tu każdy kąt. Czy tam każdą studnię. Do wróżenia. Akurat o tym miejscu Joe nie słyszał, więc całe szczęście, że byli razem w parze - dopełniali się jako zespół.
Właśnie! Susie coś wspominała dziś, że potrzebuje dobrych wróżb na nowy rok, prawda? I to najlepiej z herbaty?
Joe uśmiechnął się i spojrzał w te jej jasne, niebieskie oczy, wciąż maszerując.
- Wiesz, Stokrotko, bardzo chętnie ci powróżę - oświadczył bez chwili wahania, wciąż uśmiechając się wesoło - jeśli zgodzisz się, pójść ze mną na herbatę któregoś dnia - dodał. Nie widział najmniejszych przeszkód dlaczego miałby Susie nie zaprosić, za to było sporo powodów przemawiających właśnie za tym: była miłą, uroczą panienką, z którą przyjemnie spędzało się czas, o czym przekonywał się z każdą kolejną chwilą. Oczarowała go swą niezwykłością, nie dało się tego ukryć i chciał poznać ją lepiej.
- Niezależnie od tego co wywróżymy teraz - powiedział jeszcze.
Chwilę później dostrzegł starą studnię. Najpierw podeszła do niej Susie, zaraz za nią do wnętrza wypełnionego wodą zaglądnął również Joe.
- W zasadzie to jak to...? - chciał zapytać, ale nie musiał kończyć. Najwyraźniej wróżenie ze studni nie było aż tak skomplikowane. Nawet nie trzeba było jakoś specjalnie interpretować wróżby, bo była całkiem czytelna.
Wróbel Henio był bardzo dzielny - Joe uśmiechnął się szeroko na to ptasie imię właśnie wymyślone przez Susie (czyżby? Może wcale go nie zmyśliła...!) i czym prędzej przytaknął.
- A ty niesamowita z tym świergotem. Nie wspominałaś, że jesteś zwierzęcousta - dodał z nieskrywanym podziwem spoglądając na towarzyszkę. Czy faktycznie była to zwierzęcoustość... czy to ważne? Bez wątpienia dziewczyna miała dar i bez wątpienia właśnie dzięki niemu uspokoiła ptaszynę - to było godne podziwu.
Ruszył czym prędzej za Stokrotką, kiedy powiedziała gdzie należy kierować się następnie. Wierzył jej na słowo, w końcu to ona była stąd i bez wątpienia znała tu każdy kąt. Czy tam każdą studnię. Do wróżenia. Akurat o tym miejscu Joe nie słyszał, więc całe szczęście, że byli razem w parze - dopełniali się jako zespół.
Właśnie! Susie coś wspominała dziś, że potrzebuje dobrych wróżb na nowy rok, prawda? I to najlepiej z herbaty?
Joe uśmiechnął się i spojrzał w te jej jasne, niebieskie oczy, wciąż maszerując.
- Wiesz, Stokrotko, bardzo chętnie ci powróżę - oświadczył bez chwili wahania, wciąż uśmiechając się wesoło - jeśli zgodzisz się, pójść ze mną na herbatę któregoś dnia - dodał. Nie widział najmniejszych przeszkód dlaczego miałby Susie nie zaprosić, za to było sporo powodów przemawiających właśnie za tym: była miłą, uroczą panienką, z którą przyjemnie spędzało się czas, o czym przekonywał się z każdą kolejną chwilą. Oczarowała go swą niezwykłością, nie dało się tego ukryć i chciał poznać ją lepiej.
- Niezależnie od tego co wywróżymy teraz - powiedział jeszcze.
Chwilę później dostrzegł starą studnię. Najpierw podeszła do niej Susie, zaraz za nią do wnętrza wypełnionego wodą zaglądnął również Joe.
- W zasadzie to jak to...? - chciał zapytać, ale nie musiał kończyć. Najwyraźniej wróżenie ze studni nie było aż tak skomplikowane. Nawet nie trzeba było jakoś specjalnie interpretować wróżby, bo była całkiem czytelna.
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 13
'k20' : 13
SUSANNE, JOSEPH
Dotarliście w pobliże starej studni, do miejsca oddalonego nieco od głównego placu, ale wciąż nie opustoszałego – wokół błyszczącej tafli kręciło się kilkoro czarodziejów, zbawionych tutaj zapewne jej magicznymi właściwościami. Wy jednak tym razem nie szukaliście przyszłości, a klucza – zapewne skrytego gdzieś w panującym wokół półmroku, oświetlonym jedynie przez nieliczne lampiony, których blask odbijał się w ciemnej studni. Ale nie tylko on: jeżeli spojrzeliście w wodę, to oprócz wróżby (jeśli jeszcze tego nie robiliście, możecie wykonać rzut kością k20 i zinterpretować go zgodnie z rozpiską w pierwszym poście), pod powierzchnią dojrzeliście mignięcie łusek. W studni pływało stadko mieszkających tam plumpek – a po bliższym przyjrzeniu mogliście dostrzec, że niektóre z nich miały grzbiety obwiązane cieniutkim sznureczkiem, na którym zawieszone były maleńkie, mieniące się metalicznie klucze.
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
Susanne, jeśli zdecydujesz się pójść za radą wróżby, możesz to zrobić poza kolejką (nie liczy się to jako akcja).
Dotarliście w pobliże starej studni, do miejsca oddalonego nieco od głównego placu, ale wciąż nie opustoszałego – wokół błyszczącej tafli kręciło się kilkoro czarodziejów, zbawionych tutaj zapewne jej magicznymi właściwościami. Wy jednak tym razem nie szukaliście przyszłości, a klucza – zapewne skrytego gdzieś w panującym wokół półmroku, oświetlonym jedynie przez nieliczne lampiony, których blask odbijał się w ciemnej studni. Ale nie tylko on: jeżeli spojrzeliście w wodę, to oprócz wróżby (jeśli jeszcze tego nie robiliście, możecie wykonać rzut kością k20 i zinterpretować go zgodnie z rozpiską w pierwszym poście), pod powierzchnią dojrzeliście mignięcie łusek. W studni pływało stadko mieszkających tam plumpek – a po bliższym przyjrzeniu mogliście dostrzec, że niektóre z nich miały grzbiety obwiązane cieniutkim sznureczkiem, na którym zawieszone były maleńkie, mieniące się metalicznie klucze.
- zadanie:
- Aby wejść w posiadanie klucza, musicie go wyłowić (organizatorzy upraszają, by nie zrobić przy tym krzywdy plumpkom). W tym celu możecie zastosować dowolną metodę oraz użyć dowolnych zaklęć, pamiętając o zasadach mechaniki. ST schwytania rybki ręcznie wynosi 80, a do rzutu dolicza się podwojoną wartość statystyki zwinności (nie musicie jednak wykorzystywać tej metody). Jeżeli którakolwiek z postaci posiada biegłość ONMS na poziomie II lub wyższym, może zwabić plumpki, karmiąc je rosnącymi w pobliżu jagodami. Wynik waszych działań zostanie podsumowany przez Mistrza Gry.
W trakcie jednej kolejki każde z was może wykonać maksymalnie jedną akcję. Powodzenia!
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
Susanne, jeśli zdecydujesz się pójść za radą wróżby, możesz to zrobić poza kolejką (nie liczy się to jako akcja).
Nie mogła się nie zgodzić - sam prowadzący miał mały problem, by zwrócić na siebie zainteresowanie uczestników, a kiedy już mu się udało, uwaga z łatwością odpływała do jego olśniewającej szaty. Może to była część planu? Ten, kto będzie zdolny skupić się wystarczająco, pozna zasady, tym samym ułatwiając sobie dotarcie do celu. Teraz, w oczach Sue, wyglądało to jak pierwsza przeszkoda. Zbyła to jednak drgnięciem ramion, zaś na temat materiału pokręciła łagodnie głową.
- Musimy się podzielić - zawyrokowała, pewna, że tak właśnie należy zrobić ze skarbem zdobytym wspólnie, zaś tkanina byłaby bardzo podzielną nagrodą. Zresztą, Sue lubiła się dzielić. - Tobie też byłoby w nim do twarzy. Krawat albo muszka, taka duża - pokazała odpowiednią odległość między rozstawionymi dłońmi, a na potwierdzenie oceny kiwnęła głową, lekko przechyloną, gdy przyglądała się Josephowi. Wyglądałby wspaniale! - Wtedy mielibyśmy dopasowane stroje na szukanie innego skarbu - wszak to oczywiste, że tak zdolna, zgrana i kolorystycznie dopasowana drużyna nie powinna poprzestawać na jednym!
- To bardzo miłe - odpowiedziała krótko i szczerze, po słowach Wrighta także zapadając w krótki stan zamyślenia. Wyglądało na to, że mówił o Florence. To, co stało się z lodziarnią i cukiernią (nie mogła nie pamiętać, że Bertie pracował tam do niedawna), było przerażające i bardzo podejrzane. - Zagadki są świetne, to prawda - zwłaszcza, gdy mieli możliwość kontaktu ze zwierzętami. Uwielbiała je. - Mam nadzieję, że w skrzyni znajdziemy coś, co mogłoby pomóc ci w odganianiu zmartwień przyjaciółki, urządzenie do odganiania chandrunów chociażby - uznała, myśląc sobie, że te podstępne maluchy ostatnio powłaziły także do jej własnych uszu. Chyba powinna podjąć się pracy nad takim cudem. - Ale jestem pewna, że sam także świetnie sobie poradzisz - musiała przyznać, że czuła się przy Josephie lekko, jakimś cudem odgradzając myśli od trudnych tematów i nie myśląc o tym, że będzie to trwało tylko chwilę. W tej obecnej - było to bez znaczenia.
Skupiła się na uspokajaniu wróbelka, pamiętając jednak, co Joe mówił o Quidditchu. Odpowiedziała mu dopiero chwilę później, już spokojna o los złapanego ptaszka, już wiedząc, gdzie należy zmierzać. - Masz rację, nawet podczas oglądania meczu patrzenie na szukającego jest przez większość czasu trochę nudne, kiedy tyle się dzieje - stwierdziła, wcześniej niespecjalnie się nad tym zastanawiając. Mimo wszystko - gdy oglądała mecze, obserwowała najbardziej emocjonującą akcję.
Uśmiechnęła się skromnie na pochwałę. Porozumiewanie się ze zwierzętami było jednym z jej największych marzeń - niestety, boleśnie niemożliwym do spełnienia. Musiała się z tym pogodzić wiele razy, podziwiając zwierzęcoustych. - Och, chciałabym! - odpowiedziała, nie udając, że potrafi naprawdę zrozumieć świergot ptaków. - Choć i tak dobrze idzie mi porozumiewanie się ze zwierzakami - przyznała, nie chełpiąc się tym, lecz nie udając, że wszystko jest dziełem przypadku. Nie próbowała nigdy wnikać, dlaczego tak się dzieje - nie analizowała własnej wrażliwości i empatii, przyjmując swój ukochany dar.
- Zima to idealny czas na herbatę - nie dało się ukryć, zaś ta zima wydawała się bardzo sroga, tym bardziej zachęcając do podobnych wyjść. - Myślisz, że miód albo syrop trzminorków mogą wpłynąć na wróżby? - zapytała, dopiero teraz się nad tym zastanawiając. Chyba mieli okazję, żeby to sprawdzić.
Studnia podsunęła jej ciekawą wróżbę, aż otworzyła nieco szerzej oczy, czytając słowa jeszcze dwa razy, by pod żadnym pozorem nic nie pomylić. Nie była pewna, czy to już zagadka, czy sama wróżba, lecz zgodnie ze wskazówką zamknęła oczy, odwróciła się i ruszyła dwa kroki w prawo, by zaraz wrócić trzy w lewo - wiedziała, że mogła po prostu od razu zrobić jeden krok w lewo, lecz podejrzewała, że wtedy przeznaczenie uciekłoby jej spod stóp. Prawdę powiedziawszy, nawet gdyby znalazła przed sobą kamień, uwierzyłaby, że jest jej nowym zwierzątkiem, zesłanym przez los. W głowie miała już mnóstwo wizji. Serce przyspieszyło, gdy otwierała oczy, niezmiernie ciekawa kosmicznego werdyktu. Skoro mówiły do niej same gwiazdy, musiało to być coś wyjątkowego i takim zamierzała uczynić znalezisko.
Przyszedł jednak czas na działanie w temacie skarbu - gdy już okazało się, że wróżba nie była wskazówką, wzrok został przyciągnięty przez plumki. Wytężyła jasnoniebieskie spojrzenie, sięgające pod powierzchnię wody. - Joe - szepnęła, wodząc wzrokiem za cudacznymi rybkami. Były tak sympatyczne! - To plumpki, niektóre mają kluczyki - oceniła, wyraźnie widząc drobne sznureczki. - Chyba musimy złapać którąś z nich... - mruknęła w zastanowieniu, rozglądając się już po otoczeniu. Dostrzegła to, czego szukała - plumki uwielbiały te jagody, nie było mowy, że im się oprą. - Poczekaj, mam pomysł - powiedziała, prędko zrywając parę jagód, by delikatnie rozgnieść je na bladych palcach i włożyć ostrożnie do wody. Rybki złapały przynętę, gromadząc się wokół na prawdziwą ucztę - rozpieszczała je. Teraz pochwycenie jednej nie powinno być problemem. - Najlepiej zdjąć ten kluczyk pod wodą, żeby się nie męczyła. Są naprawdę malutkie, trzeba uważać żeby nie spadł na dno fontanny - zasugerowała, mogąc bez trudu złapać stworzenie, lecz wierzyła głęboko, że to współpraca była prawdziwym kluczem do sukcesu.
| podążam za wróżbą, a potem wabię plumpki (ONMS III), aby Joe mógł jedną złapać bez przeszkód <3
- Musimy się podzielić - zawyrokowała, pewna, że tak właśnie należy zrobić ze skarbem zdobytym wspólnie, zaś tkanina byłaby bardzo podzielną nagrodą. Zresztą, Sue lubiła się dzielić. - Tobie też byłoby w nim do twarzy. Krawat albo muszka, taka duża - pokazała odpowiednią odległość między rozstawionymi dłońmi, a na potwierdzenie oceny kiwnęła głową, lekko przechyloną, gdy przyglądała się Josephowi. Wyglądałby wspaniale! - Wtedy mielibyśmy dopasowane stroje na szukanie innego skarbu - wszak to oczywiste, że tak zdolna, zgrana i kolorystycznie dopasowana drużyna nie powinna poprzestawać na jednym!
- To bardzo miłe - odpowiedziała krótko i szczerze, po słowach Wrighta także zapadając w krótki stan zamyślenia. Wyglądało na to, że mówił o Florence. To, co stało się z lodziarnią i cukiernią (nie mogła nie pamiętać, że Bertie pracował tam do niedawna), było przerażające i bardzo podejrzane. - Zagadki są świetne, to prawda - zwłaszcza, gdy mieli możliwość kontaktu ze zwierzętami. Uwielbiała je. - Mam nadzieję, że w skrzyni znajdziemy coś, co mogłoby pomóc ci w odganianiu zmartwień przyjaciółki, urządzenie do odganiania chandrunów chociażby - uznała, myśląc sobie, że te podstępne maluchy ostatnio powłaziły także do jej własnych uszu. Chyba powinna podjąć się pracy nad takim cudem. - Ale jestem pewna, że sam także świetnie sobie poradzisz - musiała przyznać, że czuła się przy Josephie lekko, jakimś cudem odgradzając myśli od trudnych tematów i nie myśląc o tym, że będzie to trwało tylko chwilę. W tej obecnej - było to bez znaczenia.
Skupiła się na uspokajaniu wróbelka, pamiętając jednak, co Joe mówił o Quidditchu. Odpowiedziała mu dopiero chwilę później, już spokojna o los złapanego ptaszka, już wiedząc, gdzie należy zmierzać. - Masz rację, nawet podczas oglądania meczu patrzenie na szukającego jest przez większość czasu trochę nudne, kiedy tyle się dzieje - stwierdziła, wcześniej niespecjalnie się nad tym zastanawiając. Mimo wszystko - gdy oglądała mecze, obserwowała najbardziej emocjonującą akcję.
Uśmiechnęła się skromnie na pochwałę. Porozumiewanie się ze zwierzętami było jednym z jej największych marzeń - niestety, boleśnie niemożliwym do spełnienia. Musiała się z tym pogodzić wiele razy, podziwiając zwierzęcoustych. - Och, chciałabym! - odpowiedziała, nie udając, że potrafi naprawdę zrozumieć świergot ptaków. - Choć i tak dobrze idzie mi porozumiewanie się ze zwierzakami - przyznała, nie chełpiąc się tym, lecz nie udając, że wszystko jest dziełem przypadku. Nie próbowała nigdy wnikać, dlaczego tak się dzieje - nie analizowała własnej wrażliwości i empatii, przyjmując swój ukochany dar.
- Zima to idealny czas na herbatę - nie dało się ukryć, zaś ta zima wydawała się bardzo sroga, tym bardziej zachęcając do podobnych wyjść. - Myślisz, że miód albo syrop trzminorków mogą wpłynąć na wróżby? - zapytała, dopiero teraz się nad tym zastanawiając. Chyba mieli okazję, żeby to sprawdzić.
Studnia podsunęła jej ciekawą wróżbę, aż otworzyła nieco szerzej oczy, czytając słowa jeszcze dwa razy, by pod żadnym pozorem nic nie pomylić. Nie była pewna, czy to już zagadka, czy sama wróżba, lecz zgodnie ze wskazówką zamknęła oczy, odwróciła się i ruszyła dwa kroki w prawo, by zaraz wrócić trzy w lewo - wiedziała, że mogła po prostu od razu zrobić jeden krok w lewo, lecz podejrzewała, że wtedy przeznaczenie uciekłoby jej spod stóp. Prawdę powiedziawszy, nawet gdyby znalazła przed sobą kamień, uwierzyłaby, że jest jej nowym zwierzątkiem, zesłanym przez los. W głowie miała już mnóstwo wizji. Serce przyspieszyło, gdy otwierała oczy, niezmiernie ciekawa kosmicznego werdyktu. Skoro mówiły do niej same gwiazdy, musiało to być coś wyjątkowego i takim zamierzała uczynić znalezisko.
Przyszedł jednak czas na działanie w temacie skarbu - gdy już okazało się, że wróżba nie była wskazówką, wzrok został przyciągnięty przez plumki. Wytężyła jasnoniebieskie spojrzenie, sięgające pod powierzchnię wody. - Joe - szepnęła, wodząc wzrokiem za cudacznymi rybkami. Były tak sympatyczne! - To plumpki, niektóre mają kluczyki - oceniła, wyraźnie widząc drobne sznureczki. - Chyba musimy złapać którąś z nich... - mruknęła w zastanowieniu, rozglądając się już po otoczeniu. Dostrzegła to, czego szukała - plumki uwielbiały te jagody, nie było mowy, że im się oprą. - Poczekaj, mam pomysł - powiedziała, prędko zrywając parę jagód, by delikatnie rozgnieść je na bladych palcach i włożyć ostrożnie do wody. Rybki złapały przynętę, gromadząc się wokół na prawdziwą ucztę - rozpieszczała je. Teraz pochwycenie jednej nie powinno być problemem. - Najlepiej zdjąć ten kluczyk pod wodą, żeby się nie męczyła. Są naprawdę malutkie, trzeba uważać żeby nie spadł na dno fontanny - zasugerowała, mogąc bez trudu złapać stworzenie, lecz wierzyła głęboko, że to współpraca była prawdziwym kluczem do sukcesu.
| podążam za wróżbą, a potem wabię plumpki (ONMS III), aby Joe mógł jedną złapać bez przeszkód <3
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Susie go rozczulała. Tak, Joseph Wright był w tej chwili tak niemęsko rozczulony jej chęcią podzielenia się z nim skarbem (nawet jeśli miałby się okazać materiałem, z którego wykonana była szata czarodzieja-prowadzącego) i przede wszystkim rozczulony tym, że chciała mieć z nim dopasowany ubiór także przy następnym szukaniu skarbu. Nawet nie próbował jej więc tłumaczyć, że materiały nie należały do jego obiektów zainteresowań i on naprawdę z chęcią oddałby jej cały, gdyby znalazł się jako ich nagroda. Nie, nie odezwał się, tylko na dobrą chwilę zawiesił się ze szczerym, łagodnym uśmiechem przyklejonym do twarzy patrząc na Stokrotkę, jakby była najbardziej urokliwą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał na swej drodze. W zasadzie... całkiem możliwe, że tak właśnie było.
Z tego dziwacznego stanu ocknął się dopiero, kiedy z ust Susie padło słowo, którego nie znał i nie rozumiał.
- Do odganiania chałdru-co? Chałdrumów? - powtórzył za nią, marszcząc brwi i spoglądając na nią pytająco. Nie, przeczesywał w swojej głowie podobne słowa, ale nic mu się nie kojarzyło. Nie miał bladego pojęcia o co chodzi. I co to w ogóle miało do zmartwień... ale w sumie czy było to ważne? Susie mu tu co chwilę słodziła: że jest Pogromcą Zmartwień (właśnie sam sobie nadał ten dumny tytuł w myślach) i zgadzała się, że szukający to słaba pozycja w quidditchu...
Kiedy powiedziała, że dobrze dogaduje się ze zwierzętami, czego był naocznym i nausznym świadkiem, przytaknął na jej słowa skwapliwie z szerokim uśmiechem.
- No właśnie, o tym mówię. Jak na mój gust to jesteś zwierzęcousta - oświadczył z pełnym przekonaniem. - Zajmujesz się zwierzętami tak w życiu? Zawodowo? - zagadnął z ciekawości. Obstawiałby, że Susie jest jakimś magiweterynarzem czy czymś takim... Och, w takim wypadku mógłby do niej przychodzić ze swoją gęsią! Stokrotka z pewnością nie popatrzyłaby na niego krzywo za to, że przynosi do niej Kometę 210, która złapała, dajmy na to, gęsi katar (odpukać w niemalowane!).
A czy miód lub syropy mogły mieć wpływ na wróżby z herbaty? Joe uśmiechnął się kątem warg i wyprostował jeszcze bardziej, bo właśnie poczuł się jak ekspert w tej dziedzinie (którym bez wątpienia w swoim mniemaniu był).
- Trochę wpłynie na wróżbę - przyznał pogodnie - bo oprócz tego, co wyjdzie z fusów trzeba będzie dodać, że tego, kto wypił herbatę, zdrowie będzie się trzymało - dodał puszczając jej oko. Przecież od zawsze wiadomo, że miód w herbacie to samo zdrowie, prawda? Swoją drogą wziął za dobrą kartę jej słowa o zimie i herbacie i postanowił, że jak tylko ogarnie się w nowym roku, to napisze do Susie list z zaproszeniem na to wróżenie. Tym bardziej, że gwiazdy odbijające się w tafli wody w studni tylko utwierdziły go w tym przekonaniu: "Zrobiłeś dobrze" - napisały. No jasne, że zrobił dobrze! Czy on kiedykolwiek zrobił źle? Albo żałował swojej decyzji? Nie było opcji!
Coś poruszyło się pod powierzchnią wody, w którą wciąż jeszcze się wpatrywał wyczekująco (Może gwiazdy napiszą coś jeszcze? Coś bardziej odkrywczego?), co Susie zauważyła momentalnie.
- O, faktycznie - przyznał jej rację, bo kiedy lepiej się przyjrzał toni i rybkom, dostrzegł również kluczyki. Skoro udało mu się złapać wróbla, to i teraz powinien dać radę... choć w przeciwieństwie do ptaków, ryby były szybsze i zwinniejsze i śliskie. Cóż, to dopiero wyzwanie! Nie namyślając się wiele, Joe już zakasał rękawy.
- Dam radę, Stokrotko, spokojna twoja... - zaczął z pewnością pobrzmiewającą w głosie i już miał się zabrać za łowienie plumpek... kiedy Susie go powstrzymała swoim nagłym zrywem. Zmarszczył brwi spoglądając na jej działania - najpierw coś zebrała, a potem...
- Ach, sprytnie... przynęta - uśmiechnął się, kiedy rybki podpłynęły pod samą taflę wody chcąc skubnąć trochę rozgniecionych jagód. - Teraz to żaden problem - odpowiedział jeszcze, kiedy zasugerowała, żeby nie wyciągał rybek z wody. Te były skupione na jedzeniu, więc Joe przechylił się, przytrzymując się jedną ręką krawędzi studni, i powoli przysunął dłoń do wody, a kiedy praktycznie poczuł, że jedna z rybek zaaferowana jedzeniem musnęła mu palce płetwą, szybko a zarazem bardzo delikatnie spróbował odczepić jej kluczyk.
Z tego dziwacznego stanu ocknął się dopiero, kiedy z ust Susie padło słowo, którego nie znał i nie rozumiał.
- Do odganiania chałdru-co? Chałdrumów? - powtórzył za nią, marszcząc brwi i spoglądając na nią pytająco. Nie, przeczesywał w swojej głowie podobne słowa, ale nic mu się nie kojarzyło. Nie miał bladego pojęcia o co chodzi. I co to w ogóle miało do zmartwień... ale w sumie czy było to ważne? Susie mu tu co chwilę słodziła: że jest Pogromcą Zmartwień (właśnie sam sobie nadał ten dumny tytuł w myślach) i zgadzała się, że szukający to słaba pozycja w quidditchu...
Kiedy powiedziała, że dobrze dogaduje się ze zwierzętami, czego był naocznym i nausznym świadkiem, przytaknął na jej słowa skwapliwie z szerokim uśmiechem.
- No właśnie, o tym mówię. Jak na mój gust to jesteś zwierzęcousta - oświadczył z pełnym przekonaniem. - Zajmujesz się zwierzętami tak w życiu? Zawodowo? - zagadnął z ciekawości. Obstawiałby, że Susie jest jakimś magiweterynarzem czy czymś takim... Och, w takim wypadku mógłby do niej przychodzić ze swoją gęsią! Stokrotka z pewnością nie popatrzyłaby na niego krzywo za to, że przynosi do niej Kometę 210, która złapała, dajmy na to, gęsi katar (odpukać w niemalowane!).
A czy miód lub syropy mogły mieć wpływ na wróżby z herbaty? Joe uśmiechnął się kątem warg i wyprostował jeszcze bardziej, bo właśnie poczuł się jak ekspert w tej dziedzinie (którym bez wątpienia w swoim mniemaniu był).
- Trochę wpłynie na wróżbę - przyznał pogodnie - bo oprócz tego, co wyjdzie z fusów trzeba będzie dodać, że tego, kto wypił herbatę, zdrowie będzie się trzymało - dodał puszczając jej oko. Przecież od zawsze wiadomo, że miód w herbacie to samo zdrowie, prawda? Swoją drogą wziął za dobrą kartę jej słowa o zimie i herbacie i postanowił, że jak tylko ogarnie się w nowym roku, to napisze do Susie list z zaproszeniem na to wróżenie. Tym bardziej, że gwiazdy odbijające się w tafli wody w studni tylko utwierdziły go w tym przekonaniu: "Zrobiłeś dobrze" - napisały. No jasne, że zrobił dobrze! Czy on kiedykolwiek zrobił źle? Albo żałował swojej decyzji? Nie było opcji!
Coś poruszyło się pod powierzchnią wody, w którą wciąż jeszcze się wpatrywał wyczekująco (Może gwiazdy napiszą coś jeszcze? Coś bardziej odkrywczego?), co Susie zauważyła momentalnie.
- O, faktycznie - przyznał jej rację, bo kiedy lepiej się przyjrzał toni i rybkom, dostrzegł również kluczyki. Skoro udało mu się złapać wróbla, to i teraz powinien dać radę... choć w przeciwieństwie do ptaków, ryby były szybsze i zwinniejsze i śliskie. Cóż, to dopiero wyzwanie! Nie namyślając się wiele, Joe już zakasał rękawy.
- Dam radę, Stokrotko, spokojna twoja... - zaczął z pewnością pobrzmiewającą w głosie i już miał się zabrać za łowienie plumpek... kiedy Susie go powstrzymała swoim nagłym zrywem. Zmarszczył brwi spoglądając na jej działania - najpierw coś zebrała, a potem...
- Ach, sprytnie... przynęta - uśmiechnął się, kiedy rybki podpłynęły pod samą taflę wody chcąc skubnąć trochę rozgniecionych jagód. - Teraz to żaden problem - odpowiedział jeszcze, kiedy zasugerowała, żeby nie wyciągał rybek z wody. Te były skupione na jedzeniu, więc Joe przechylił się, przytrzymując się jedną ręką krawędzi studni, i powoli przysunął dłoń do wody, a kiedy praktycznie poczuł, że jedna z rybek zaaferowana jedzeniem musnęła mu palce płetwą, szybko a zarazem bardzo delikatnie spróbował odczepić jej kluczyk.
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
JOSEPH, SUSANNE
Susanne podążyła za radą wróżby, odliczając kroki i zatrzymując się w wyznaczonym miejscu. I niemal od razu dostrzegła u swoich stóp nagłe poruszenie; coś błękitnego musnęło ją w kostkę, a następnie wyskoczyło ze śniegu, żeby wpaść w biały puch kawałek dalej. Nie wydawało dźwięku, jednak jeśli czarownica się pochyliła, dostrzegła młodego memortka. Ptaszek musiał wykluć się niedawno, jego niebieskie piórka wciąż przypominały puch – i wyglądało na to, że nie potrafił jeszcze latać.
Dzięki zaawansowanej wiedzy w dziedzinie opieki nad magicznymi stworzeniami, Susanne bez trudu odnalazła lubiane przez plumpki jagody; rybki zgromadziły się tuż przy powierzchni, ciesząc się z nieplanowanego karmienia, co pozwoliło Josephowi bez przeszkód schwytać jedną z nich i odczepić od niej złoty kluczyk.
Udało wam się zdobyć drugi klucz – gratulacje! Treść otrzymanej wskazówki otrzymacie drogą prywatnej wiadomości.
Susanne – jeśli zdecydujesz się zabrać ze sobą memortka, zostanie on dopisany do twojego wyposażenia.
Na odpis macie 48 godzin.
Susanne podążyła za radą wróżby, odliczając kroki i zatrzymując się w wyznaczonym miejscu. I niemal od razu dostrzegła u swoich stóp nagłe poruszenie; coś błękitnego musnęło ją w kostkę, a następnie wyskoczyło ze śniegu, żeby wpaść w biały puch kawałek dalej. Nie wydawało dźwięku, jednak jeśli czarownica się pochyliła, dostrzegła młodego memortka. Ptaszek musiał wykluć się niedawno, jego niebieskie piórka wciąż przypominały puch – i wyglądało na to, że nie potrafił jeszcze latać.
Dzięki zaawansowanej wiedzy w dziedzinie opieki nad magicznymi stworzeniami, Susanne bez trudu odnalazła lubiane przez plumpki jagody; rybki zgromadziły się tuż przy powierzchni, ciesząc się z nieplanowanego karmienia, co pozwoliło Josephowi bez przeszkód schwytać jedną z nich i odczepić od niej złoty kluczyk.
Udało wam się zdobyć drugi klucz – gratulacje! Treść otrzymanej wskazówki otrzymacie drogą prywatnej wiadomości.
Susanne – jeśli zdecydujesz się zabrać ze sobą memortka, zostanie on dopisany do twojego wyposażenia.
Na odpis macie 48 godzin.
Pochłonięta rozważaniami zupełnie nie zauważyła, jakie emocje wywołała w Josephie - zdarzało jej się to względnie często, zbyt wiele bodźców trzymało jej uwagę, dlatego czerpała po trochu z każdego.
- Chandrunów - kiwnęła głową, z powagą. - To takie małe, malutkie, malusieńkie stworzonka, chowają się gdzie popadnie. Na przykład w trawie, uwielbiają zielone rzeczy - wzruszyła ramionami. Też lubiła zielony, nie dziwiła im się. - Czasem włażą czarodziejom do ucha i wywołują chandrę, wiesz, słaby nastrój - wyjaśniła cierpliwie, jakby było to coś zupełnie codziennego. Dla niej - było. Przyzwyczaiła się jednak, że mało kto o chandrunach słyszał - a jeśli, to najprawdopodobniej od niej samej. Okręciła się zgrabnie ze swoją błękitną wstążką, obdarzając mężczyznę zwinnym ukłonem, gdy przyznał jej miano zwierzęcoustej.
- Znasz Julię Prewett? Zajmuję się stworzeniami w jej lecznicy - przyznała, całkiem zadowolona, że Wright tak szybko rozszyfrował, że związała swoje życie właśnie z opieką nad zwierzętami. Podejmowała się innych zadań, lecz to było najbardziej stałe i pewne.
- Idealnie! - odparła na temat zdrowia, sama dziwiąc się swojej wesołości. Miód mógłby też wpływać na słabe nastroje, syropu trzminorków jednak wolała w tym temacie nie ruszać, gdyż znany był z wywoływania melancholii. - Może też ci coś wywróżę - stwierdziła, zupełnie się na tym nie znając, ale kto wie? Może akurat miała trafnie zinterpretować znaki? Warto było próbować!
Pójście za radą gwiazd było przełomowym wydarzeniem. Sue zamarła, nie ruszając się choćby o milimetr - przez parę dobrych sekund tkwiła w miejscu, jakby ktoś niepostrzeżenie rzucił na nią Duro. Twarz zastygła w zaskoczeniu, brwi powędrowały wysoko, a spojrzenie nie odrywało się od śniegu - w tym miejscu lekkiego, niezbitego w żaden ślad, choć tuż obok w puchu zapadały się jej buty. Nie poznała malca od razu, początkowo był tylko niezrozumiałym kształtem, krótkim ruchem - dopiero podczas angażującej obserwacji dopatrzyła się w niebieskiej kulce memortka. Nie kucnęła, nie - prawie położyła się w zimnym podłożu, chcąc przyjrzeć się ptaszkowi z bliska. Studnia wyraziła się jasno, a że Lovegood wierzyła w przepowiednię całym swoim sercem, postanowiła odgonić wszelkie wątpliwości i nie zastanawiać się za bardzo, skąd, jak oraz dlaczego. Złożyła dłonie, by ostrożnie zgarnąć kruszynę, zmartwiona i przejęta jej losem. Musiała biedaczynę ogrzać i zapewnić spokój, co w trakcie zabawy sylwestrowej było zadaniem dosyć trudnym - postanowiła jednak, że odprowadzi swojego nowego towarzysza do domu i zadba o cichy kąt, gdy tylko zdobędą skarb z Josephem. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że przecież jest w trakcie poszukiwań. - Chyba znalazłam skarb - powiedziała cicho, unosząc zmarznięte dłonie, choć starała się trzymać je blisko siebie, minimalizując ryzyko upadku ptaszka. - Przepowiednia ze studni mnie do niego doprowadziła, to memortek - wyjaśniła krótko, nie mając pojęcia, czy i jak bardzo Joseph zna się na stworzeniach magicznych.
Wyłowienie kluczyka poszło im bardzo sprawnie, podobnie jak rozwiązanie kolejnej zagadki. Lovegood kiwnęła głową parokrotnie, upewniając się sama przed sobą. - To most Godryka, przy leśnym stawie. Powinniśmy się pospieszyć - tym razem dystans był nieco dłuższy, lecz byli w stanie dotrzeć na miejsce szybko i bez zbędnego zmachania. Szybciutko zrobiła prowizoryczne gniazdo z rękawiczek, nie chcąc wrzucać memortka do kieszeni - nawet gdyby uważała, mogłaby niechcący zrobić mu krzywdę, dlatego wybrała najbezpieczniejsze rozwiązanie.
- Masz jakieś zwierzę? - zapytała z ciekawością, gdy ruszyli do ostatniej zagadki. Nie potrafiła wyobrazić sobie Joego z leniwym kugucharem, ale pies, podskakujący dziarsko przy jego boku, wydawał się już całkiem naturalnym dopełnieniem.
| przygarniam memortka!
| Joe i Sue zt
- Chandrunów - kiwnęła głową, z powagą. - To takie małe, malutkie, malusieńkie stworzonka, chowają się gdzie popadnie. Na przykład w trawie, uwielbiają zielone rzeczy - wzruszyła ramionami. Też lubiła zielony, nie dziwiła im się. - Czasem włażą czarodziejom do ucha i wywołują chandrę, wiesz, słaby nastrój - wyjaśniła cierpliwie, jakby było to coś zupełnie codziennego. Dla niej - było. Przyzwyczaiła się jednak, że mało kto o chandrunach słyszał - a jeśli, to najprawdopodobniej od niej samej. Okręciła się zgrabnie ze swoją błękitną wstążką, obdarzając mężczyznę zwinnym ukłonem, gdy przyznał jej miano zwierzęcoustej.
- Znasz Julię Prewett? Zajmuję się stworzeniami w jej lecznicy - przyznała, całkiem zadowolona, że Wright tak szybko rozszyfrował, że związała swoje życie właśnie z opieką nad zwierzętami. Podejmowała się innych zadań, lecz to było najbardziej stałe i pewne.
- Idealnie! - odparła na temat zdrowia, sama dziwiąc się swojej wesołości. Miód mógłby też wpływać na słabe nastroje, syropu trzminorków jednak wolała w tym temacie nie ruszać, gdyż znany był z wywoływania melancholii. - Może też ci coś wywróżę - stwierdziła, zupełnie się na tym nie znając, ale kto wie? Może akurat miała trafnie zinterpretować znaki? Warto było próbować!
Pójście za radą gwiazd było przełomowym wydarzeniem. Sue zamarła, nie ruszając się choćby o milimetr - przez parę dobrych sekund tkwiła w miejscu, jakby ktoś niepostrzeżenie rzucił na nią Duro. Twarz zastygła w zaskoczeniu, brwi powędrowały wysoko, a spojrzenie nie odrywało się od śniegu - w tym miejscu lekkiego, niezbitego w żaden ślad, choć tuż obok w puchu zapadały się jej buty. Nie poznała malca od razu, początkowo był tylko niezrozumiałym kształtem, krótkim ruchem - dopiero podczas angażującej obserwacji dopatrzyła się w niebieskiej kulce memortka. Nie kucnęła, nie - prawie położyła się w zimnym podłożu, chcąc przyjrzeć się ptaszkowi z bliska. Studnia wyraziła się jasno, a że Lovegood wierzyła w przepowiednię całym swoim sercem, postanowiła odgonić wszelkie wątpliwości i nie zastanawiać się za bardzo, skąd, jak oraz dlaczego. Złożyła dłonie, by ostrożnie zgarnąć kruszynę, zmartwiona i przejęta jej losem. Musiała biedaczynę ogrzać i zapewnić spokój, co w trakcie zabawy sylwestrowej było zadaniem dosyć trudnym - postanowiła jednak, że odprowadzi swojego nowego towarzysza do domu i zadba o cichy kąt, gdy tylko zdobędą skarb z Josephem. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że przecież jest w trakcie poszukiwań. - Chyba znalazłam skarb - powiedziała cicho, unosząc zmarznięte dłonie, choć starała się trzymać je blisko siebie, minimalizując ryzyko upadku ptaszka. - Przepowiednia ze studni mnie do niego doprowadziła, to memortek - wyjaśniła krótko, nie mając pojęcia, czy i jak bardzo Joseph zna się na stworzeniach magicznych.
Wyłowienie kluczyka poszło im bardzo sprawnie, podobnie jak rozwiązanie kolejnej zagadki. Lovegood kiwnęła głową parokrotnie, upewniając się sama przed sobą. - To most Godryka, przy leśnym stawie. Powinniśmy się pospieszyć - tym razem dystans był nieco dłuższy, lecz byli w stanie dotrzeć na miejsce szybko i bez zbędnego zmachania. Szybciutko zrobiła prowizoryczne gniazdo z rękawiczek, nie chcąc wrzucać memortka do kieszeni - nawet gdyby uważała, mogłaby niechcący zrobić mu krzywdę, dlatego wybrała najbezpieczniejsze rozwiązanie.
- Masz jakieś zwierzę? - zapytała z ciekawością, gdy ruszyli do ostatniej zagadki. Nie potrafiła wyobrazić sobie Joego z leniwym kugucharem, ale pies, podskakujący dziarsko przy jego boku, wydawał się już całkiem naturalnym dopełnieniem.
| przygarniam memortka!
| Joe i Sue zt
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Sylwester
Czuł się dziwnie z pierwszym od dawna pożegnaniem starego roku w Anglii, a nie poza nią. Szczególnie po tym wszystkim, co przydarzyło się w tym po trochu pechowym, po trochu szczęśliwym pięćdziesiątym szóstym roku. Nie spodziewał się, że okres po powrocie do kraju sprawi, że jego życie wywróci się do góry nogami. Całkiem dosłownie, biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia. Negatywne i pozytywne, żeby w życiu istniała równowaga. Nie zamieniłby jednak swojego życia na to, które dotychczas wiódł z dala od rodziny. Zdawało się, że teraz jego życie miało trochę więcej sensu. Nie czuł się jednak całkiem pewnie wychodząc do świata; tak po prostu stąpając po ulicach w Dolinie Godryka z wiadomych powodów. Choć raczej nikt nie zdawał się zwracać na niego uwagi, miał zupełnie odwrotne poczucie, że wszyscy go obserwują, oceniają lub krytykują. Może jednak nie powinien się tutaj pojawiać?
Musiał, mimo wszystko, choćby dla panny Weasley, z którą właśnie spacerował po Dolinie. Chciał wiedzieć jak się czuła, nie tylko po misji, ale ogólnie, biorąc pod uwagę to, że miała wyjść za mąż za „zamachowca” i „wroga publicznego”. Ich kontakt też nie był codzienny, nawet pomimo zmian jakie zaszły między nimi. Musiał się też upewnić, że naprawdę nic złego jej się nie stało właśnie podczas misji, której tematu unikał. Martwił się, ale nie chciał tego pokazywać. Widział, że nie wszystko jest w porządku, ale jednak nie zamierzał na siłę przekraczać granicy i zmuszać ja do wyznań. Zamiast tego starał się skupiać na wszystkim, co było pozytywne. To właśnie dla niej wystroił się. Nie zamierzał jednak ubierać się w szczęśliwe kolory (pomimo swoich optymistycznych zamiarów), a jedynie w ciemny płaszcz, spod którego dało się dostrzec ciemnogranatowy garnitur ze znacznie jaśniejszą, błękitną poszetką. Szyję owinął szczelnie szalikiem, który pamiętał jeszcze czasy Hogwartu, a który był w kolorach jego dawnego domu, Hufflepuffu. Dawne wspomnienia, całkiem radosne, zwyczajnie dodawały mu odwagi. Otuchy dodawało mu zresztą dość bliskie towarzystwo Rii, której służył ramieniem i próbował choć trochę ją rozbawić.
– …i powiesiłem ten list na kominkiem, żeby wisiał. A niestety pod wpływem złości zamiast się powstrzymać, to napisałem jej, że chętnie skorzystam z jej porad dotyczących pisania listów – mówił, nawiązując do listu, jaki otrzymał od lady Nott w sprawie balu sylwestrowego i opisując swoją odpowiedź. Przed tym objaśniał jej zresztą zawartość listu i komentował to, że dobrze wychowana lady w liście zwracała się do niego jak gdyby był jej kolegą. Brzmiał tak, jak gdyby tłumaczył się z czegoś złego. W końcu jego list do lady Nott, który był odpowiedzią na jej korespondencję, był całkiem ironiczny, nie w jego stylu. – A wczoraj dzieci rzuciły w niego kaflem, zbiły szybkę, list wypadł i pofrunął w stronę kominka – wyjaśnił, kontynuując historię, ale bez żadnego uśmiechu na twarzy. – Na całe szczęście, nie odpisała na mój list. Ale co mnie nazwała terrorystą, to mnie nazwała – tu zamiast jednak brzmiąc całkiem zabawnie, zabrzmiał całkiem ponuro. Właśnie sformułowanie o „terrorystycznych zapędach” z listu najbardziej go przejmowało i bolało. Jakkolwiek nie oceniać zamiarów listu lady Nott, była tutaj całkiem trafna i dosadna, a przy tym (jeżeli naprawdę chciała go urazić) to trafiła w dziesiątkę. Nie zmieniało to jednak faktu, że fakt posiadania dziesiątek osób na swoim sumieniu był dla niego naprawdę niewyobrażalnym ciężarem, z którym wciąż nie potrafił się pogodzić.
Miał nadzieję, że panna Weasley rozumiała choć w połowie jego uczucia, nawet te, których nie wypowiadał na głos. O niektórych myślach zwyczajnie bał się mówić, komukolwiek, nawet jej. Stanął w pobliżu studni i odwrócił się w stronę rudowłosej czarownicy. Może jednak nie powinien opowiadać o sobie. Niepotrzebnie zarzucał ją głupimi historiami, które i tak nie były ważne. Przecież to ona była teraz najważniejsza i to, co odczuwała. Długo się w nią wpatrywał, jak gdyby chciał ocenić co właśnie chodziło jej po głowie. Chciał coś powiedzieć, ale szybko zamknął swoją buzię i spojrzał jedynie w stronę oddalonych od nich świateł.
– Wybacz, że zawracam ci głowę głupimi sprawami – zdecydował jednak po chwili na odezwanie się. Chciał ją zagadać, bo widział, że coś ją dręczyło i podejrzewał, że był to efekt tego, co przeżyła w trakcie misji. – Wszystko w porządku? – Pytał wyraźnie zatroskany.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Poszukiwanie skarbu.
Grób Albusa Dumbledore’a udało mi się odnaleźć przez większego trudu pomimo mroku nocy. Tak jak większość mieszkańców, którzy pochowali tu członków swojej rodziny, znałem mniej więcej rozkład cmentarza. Stanęliśmy wraz z panną Leighton przy mogile tego wielkiego czarodzieja. Zerknąłem na wygrawerowane na nagrobku litery i westchnąłem ciężko, czując ukłucie żalu, że poległ. Gdyby udało mu się zwyciężyć, wszystko wyglądałoby dziś inaczej. Powstrzymałem swoją towarzyszkę przed sięgnięciem po klucz.
– Poświęćmy mu minutę ciszy – zaproponowałem szeptem.
Albus Dumbledore zasługiwał na to, aby uczcić jego pamięć minutą ciszy. Jego grób nie powinien być jedynie częścią noworocznej zabawy. Chciałem wierzyć, że organizatorzy tej zabawy chcieli nas także skłonić do refleksji. Czarodziej, którego tu pochowano, poświęcił życie w walce przeciwko czarnym mocom. Splotłem przed sobą dłonie i pochyliłem głowę, milcząc przez minutę, by w ten sposób oddać hołd Dumbledore’owi.
– To pewnie ostatnia wskazówka. Mieliśmy znaleźć trzy klucze – powiedziałem, gdy panienka Leighton zabrała jeden ze złotych kluczy. Ten również miał przy sobie karteczkę. Gdy alchemiczka ja odczytała, wyciągnąłem dłoń, by podała mi kawałek pergaminu. – Idź tam, gdzie niebo się skryło pod wodą - gdzie przyszłość tej nocy otwartą jest księgą… – odczytałem na głos, wciąż szeptem, bo znajdowaliśmy się nadal na cmentarzu. Zacząłem powoli iść alejką w kierunku bram, znów podając swojej towarzyszce ramię, na którym mogła się wesprzeć, by nie upaść na oblodzonej dróżce. – Panienko, nie mam żadnych wątpliwości, musi chodzić o studnię, w której zamieszkały przed laty plumpki. Legenda głosi, że w każdą ostatnią noc miesiąca, jeśli tylko jest bezchmurna, odbijają się w niej wszystkie gwiazdy i odkrywają tajemnice przyszłości.
Dzieląc się z alchemiczką tą ciekawostką uśmiechnąłem się rozbawiony. Ja sam nie wierzyłem we wróżby. Wolałem polegać na faktach i nauce. Wierszyk ten przypomniał mi znów o kobiecie, którą poznałem kilka tygodni temu. Postać Sybilli Vablatsky i jej jasnozielone oczy powracały do mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Ciekawe co powiedziałaby na tę legendę? Wydawało mi się, że powinna wzruszyć za to panienkę Charlene. Podejrzewałem, że jej miękkie, niewieście serce ruszają takie rzeczy.
Opuściliśmy cmentarz i podążyliśmy drogą do miejsca, w którym przed wiekami wykopano studnię, teraz nazywaną plumpkową. Podeszliśmy do brzegu i spojrzałem w spokojną taflę wody. Pomimo niskiej temperatury nie zamarzła.
– Potrafi panienka rozpoznać konstelacje gwiazd nad naszymi głowami? – zapytałem nagle, z czystej ciekawości. Panna Charlene pracowała jako alchemiczka w szpitalu świętego Munga. Z tego co zdołałem zapamiętać ze szkolnych lekcji to alchemia była zależna od ciał niebieskich.
Grób Albusa Dumbledore’a udało mi się odnaleźć przez większego trudu pomimo mroku nocy. Tak jak większość mieszkańców, którzy pochowali tu członków swojej rodziny, znałem mniej więcej rozkład cmentarza. Stanęliśmy wraz z panną Leighton przy mogile tego wielkiego czarodzieja. Zerknąłem na wygrawerowane na nagrobku litery i westchnąłem ciężko, czując ukłucie żalu, że poległ. Gdyby udało mu się zwyciężyć, wszystko wyglądałoby dziś inaczej. Powstrzymałem swoją towarzyszkę przed sięgnięciem po klucz.
– Poświęćmy mu minutę ciszy – zaproponowałem szeptem.
Albus Dumbledore zasługiwał na to, aby uczcić jego pamięć minutą ciszy. Jego grób nie powinien być jedynie częścią noworocznej zabawy. Chciałem wierzyć, że organizatorzy tej zabawy chcieli nas także skłonić do refleksji. Czarodziej, którego tu pochowano, poświęcił życie w walce przeciwko czarnym mocom. Splotłem przed sobą dłonie i pochyliłem głowę, milcząc przez minutę, by w ten sposób oddać hołd Dumbledore’owi.
– To pewnie ostatnia wskazówka. Mieliśmy znaleźć trzy klucze – powiedziałem, gdy panienka Leighton zabrała jeden ze złotych kluczy. Ten również miał przy sobie karteczkę. Gdy alchemiczka ja odczytała, wyciągnąłem dłoń, by podała mi kawałek pergaminu. – Idź tam, gdzie niebo się skryło pod wodą - gdzie przyszłość tej nocy otwartą jest księgą… – odczytałem na głos, wciąż szeptem, bo znajdowaliśmy się nadal na cmentarzu. Zacząłem powoli iść alejką w kierunku bram, znów podając swojej towarzyszce ramię, na którym mogła się wesprzeć, by nie upaść na oblodzonej dróżce. – Panienko, nie mam żadnych wątpliwości, musi chodzić o studnię, w której zamieszkały przed laty plumpki. Legenda głosi, że w każdą ostatnią noc miesiąca, jeśli tylko jest bezchmurna, odbijają się w niej wszystkie gwiazdy i odkrywają tajemnice przyszłości.
Dzieląc się z alchemiczką tą ciekawostką uśmiechnąłem się rozbawiony. Ja sam nie wierzyłem we wróżby. Wolałem polegać na faktach i nauce. Wierszyk ten przypomniał mi znów o kobiecie, którą poznałem kilka tygodni temu. Postać Sybilli Vablatsky i jej jasnozielone oczy powracały do mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Ciekawe co powiedziałaby na tę legendę? Wydawało mi się, że powinna wzruszyć za to panienkę Charlene. Podejrzewałem, że jej miękkie, niewieście serce ruszają takie rzeczy.
Opuściliśmy cmentarz i podążyliśmy drogą do miejsca, w którym przed wiekami wykopano studnię, teraz nazywaną plumpkową. Podeszliśmy do brzegu i spojrzałem w spokojną taflę wody. Pomimo niskiej temperatury nie zamarzła.
– Potrafi panienka rozpoznać konstelacje gwiazd nad naszymi głowami? – zapytałem nagle, z czystej ciekawości. Panna Charlene pracowała jako alchemiczka w szpitalu świętego Munga. Z tego co zdołałem zapamiętać ze szkolnych lekcji to alchemia była zależna od ciał niebieskich.
becomes law
resistance
becomes duty
Poszukiwanie skarbu.
Dzięki wiedzy Cedrica trafili w dobre miejsce i odnaleźli grób Dumbledore’a bez konieczności sprawdzania alejki po alejce w gęstniejącej ciemności. Obok kamiennej płyty rzeczywiście spoczywały maciejki, które ktoś musiał tu złożyć stosunkowo niedawno, skoro nadal miały zielone listki i nie omarzły. Może zostawili je tu organizatorzy, którzy wymyślali te zagadki? Pośród pędów mogła dostrzec połyskujące, owinięte wstążeczkami kluczyki. Cedric powstrzymał ją jednak przed sięgnięciem po nie tak od razu. Skinęła głową i nie schyliła się; Albus Dumbledore zasługiwał na większy szacunek, nie powinni wizyty przy jego grobie sprowadzać tylko do elementu zabawy. Ten czarodziej zginął w imię słusznych ideałów, próbując powstrzymać zło, a potem pomógł zza grobu pierwszym Zakonnikom Feniksa. Choć Cedric tego nie wiedział, Charlie także w pewien sposób kontynuowała testament zmarłego czarodzieja, działając dla organizacji, choć dołączyła do niej dopiero w kwietniu, więc początki znała tylko z opowieści.
Także pochyliła z szacunkiem głowę i umilkła, oddając cześć temu, co poległ, a z którym świat na pewno wyglądałby inaczej. Czuła, że postępowali właściwie, a minuta zwłoki przecież ich nie zbawi. Dopiero po minucie poruszyła się i przykucnęła, odplątując jeden z kluczyków i wraz z nim znajdując kolejny świstek pergaminu z nową zagadką. Rozwinęła go i odczytała wypisany tam wierszyk, a potem ruszyli w stronę wyjścia z cmentarza. Znów uchwyciła się ramienia Cedrica, podtrzymując się go, by nie upaść, bo dróżki między nagrobkami były śliskie i zdradliwe.
Okazało się, że mężczyzna łatwo wytypował odpowiednie miejsce.
- Och, to chodźmy tam! – zgodziła się z nim. – Może rzeczywiście zobaczymy niebo w odbiciu wody? Hm, ciekawe czy kolejne zadanie będzie jakoś związane z astronomią – zastanowiła się. Była dobrze obeznana w gwiazdach, spędziła w swoim życiu naprawdę dużo czasu, gapiąc się w nocne niebo przez teleskop. Właściwie robiła to odkąd tylko była w stanie do niego dosięgnąć.
Charlie także nie do końca wierzyła we wróżby, pamiętała wróżbiarstwo jako mnóstwo zgadywanek i przywidzeń, bo faktyczne widzenie przyszłości wymagało daru, którego ona nie posiadała. I wątpiła, by mogła rzeczywiście odkryć swoje dalsze losy obserwując odbijające się w wodzie gwiazdy. Ale była bardzo ciekawa tego, co zastaną i czy uda im się zdobyć kolejny, ostatni kluczyk.
Dotarli do studni.
- Jak te plumpki dały radę się tu uchować? Nikt ich nie wyłapał? – zdziwiła się, przyglądając się studni. A potem zadarła głowę do góry, spoglądając w niebo i próbując między chmurami dostrzec gwiazdy. Cudownie było w ogóle widzieć prawdziwe niebo, a nie tylko gęste burzowe chmury. Nadal przyłapywała się na zachwycaniu tym, że nad nimi już nie dudniły pioruny, że było przyjemnie cicho i z nieba nie lały się strugi deszczu. Zapytana przez Cedrica mogła opisać mu, jakie gwiazdozbiory widzi. A potem znów uważnie spojrzała w wody studni.
| wróżba!
Dzięki wiedzy Cedrica trafili w dobre miejsce i odnaleźli grób Dumbledore’a bez konieczności sprawdzania alejki po alejce w gęstniejącej ciemności. Obok kamiennej płyty rzeczywiście spoczywały maciejki, które ktoś musiał tu złożyć stosunkowo niedawno, skoro nadal miały zielone listki i nie omarzły. Może zostawili je tu organizatorzy, którzy wymyślali te zagadki? Pośród pędów mogła dostrzec połyskujące, owinięte wstążeczkami kluczyki. Cedric powstrzymał ją jednak przed sięgnięciem po nie tak od razu. Skinęła głową i nie schyliła się; Albus Dumbledore zasługiwał na większy szacunek, nie powinni wizyty przy jego grobie sprowadzać tylko do elementu zabawy. Ten czarodziej zginął w imię słusznych ideałów, próbując powstrzymać zło, a potem pomógł zza grobu pierwszym Zakonnikom Feniksa. Choć Cedric tego nie wiedział, Charlie także w pewien sposób kontynuowała testament zmarłego czarodzieja, działając dla organizacji, choć dołączyła do niej dopiero w kwietniu, więc początki znała tylko z opowieści.
Także pochyliła z szacunkiem głowę i umilkła, oddając cześć temu, co poległ, a z którym świat na pewno wyglądałby inaczej. Czuła, że postępowali właściwie, a minuta zwłoki przecież ich nie zbawi. Dopiero po minucie poruszyła się i przykucnęła, odplątując jeden z kluczyków i wraz z nim znajdując kolejny świstek pergaminu z nową zagadką. Rozwinęła go i odczytała wypisany tam wierszyk, a potem ruszyli w stronę wyjścia z cmentarza. Znów uchwyciła się ramienia Cedrica, podtrzymując się go, by nie upaść, bo dróżki między nagrobkami były śliskie i zdradliwe.
Okazało się, że mężczyzna łatwo wytypował odpowiednie miejsce.
- Och, to chodźmy tam! – zgodziła się z nim. – Może rzeczywiście zobaczymy niebo w odbiciu wody? Hm, ciekawe czy kolejne zadanie będzie jakoś związane z astronomią – zastanowiła się. Była dobrze obeznana w gwiazdach, spędziła w swoim życiu naprawdę dużo czasu, gapiąc się w nocne niebo przez teleskop. Właściwie robiła to odkąd tylko była w stanie do niego dosięgnąć.
Charlie także nie do końca wierzyła we wróżby, pamiętała wróżbiarstwo jako mnóstwo zgadywanek i przywidzeń, bo faktyczne widzenie przyszłości wymagało daru, którego ona nie posiadała. I wątpiła, by mogła rzeczywiście odkryć swoje dalsze losy obserwując odbijające się w wodzie gwiazdy. Ale była bardzo ciekawa tego, co zastaną i czy uda im się zdobyć kolejny, ostatni kluczyk.
Dotarli do studni.
- Jak te plumpki dały radę się tu uchować? Nikt ich nie wyłapał? – zdziwiła się, przyglądając się studni. A potem zadarła głowę do góry, spoglądając w niebo i próbując między chmurami dostrzec gwiazdy. Cudownie było w ogóle widzieć prawdziwe niebo, a nie tylko gęste burzowe chmury. Nadal przyłapywała się na zachwycaniu tym, że nad nimi już nie dudniły pioruny, że było przyjemnie cicho i z nieba nie lały się strugi deszczu. Zapytana przez Cedrica mogła opisać mu, jakie gwiazdozbiory widzi. A potem znów uważnie spojrzała w wody studni.
| wróżba!
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Strona 2 z 16 • 1, 2, 3 ... 9 ... 16
Plumpkowa studnia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka