Wydarzenia


Ekipa forum
Martwe drzewo
AutorWiadomość
Martwe drzewo [odnośnik]16.07.19 21:06
First topic message reminder :

Martwe drzewo

Na skraju otaczającego Dolinę Godryka lasu, tuż przy końcu jednej z uliczek, rośnie rozłożyste, martwe drzewo: przez cały rok pozbawione liści, rozciąga nad niewielką polaną łyse gałęzie, dla niektórych z mieszkańców stanowiąc sól w oku, dla innych – ulubione miejsce spotkań. Chociaż nie wiadomo, dlaczego właściwie obumarło, to okoliczni czarodzieje jednogłośnie łączą ten moment z dniem, w którym Albus Dumbledore, przez wiele lat mieszkający w Dolinie Godryka, odszedł, przegrywając sławny pojedynek z Gellertem Grindelwaldem. O ile wierzyć można tym opowieściom, to właśnie wtedy z drzewa opadły wszystkie liście, a kora zaczęła wysychać, przybierając jasną, prawie białą barwę, na której ciemniejszymi liniami wyryte są inicjały poległego czarodzieja.
Drzewo samo w sobie wygląda dosyć tajemniczo, najpiękniejsze staje się jednak późnym wieczorem, gdy robi się ciemno, a na jego gałęziach zasiadają setki zamieszkujących pusty pień elfów, które z jakiegoś powodu – być może ze względu na porzucenie tego miejsca przez nieśmiałki – szczególnie upodobały sobie martwą roślinę. Ich skrzydełka, lśniące jasno w świetle księżyca, przypominają poruszane wiatrem, srebrzyste liście, a z samej korony przez całą noc dobiegają elfie śpiewy i radosne chichoty, rozpoznawalne tylko dla zaznajomionych z tym gatunkiem czarodziejów.
Elfy zamieszkujące drzewo rzadko kiedy zaczepiają ludzi, uwielbiają jednak słuchać opowieści. Jeżeli historia im się podoba, zlatują niżej, obsiadając mówiącego i obsypując go kolorowym brokatem; mówi się też, że za najpiękniejsze historie odwdzięczają się dobrymi życzeniami, a te wypowiedziane w ich kierunku lubią się spełniać. Należy jednak uważać, bo próżne elfy łatwo jest urazić, narażając się na ich gniew.

Aby opowiedzieć historię elfom, należy – znajdując się bezpośrednio pod drzewem – zawrzeć ją w poście, a następnie wykonać rzut kością k100, do wyniku doliczając bonus z biegłości retoryki. Otrzymany wynik należy zinterpretować zgodnie z poniższą rozpiską:
krytyczna porażka – opowiadającemu udaje się, dosyć pechowo, urazić elfią dumę; podnoszą zbiorowy krzyk, otaczają delikwenta chmurą i zmuszają do opuszczenia polany (należy opuścić lokację); mimo że zazwyczaj nie bywają pamiętliwe, będą reagować podobnie przez kolejny miesiąc – za każdym razem, gdy osoba, która wypadła z ich łask, znajdzie się blisko;
10 lub mniej – elfy stają się rozdrażnione i zdenerwowane; zlatują niżej, ale tylko po to, by dmuchnąć opowiadającemu kolorowym brokatem w oczy;
11 - 50 – elfy przysiadają na niższych gałęziach i przysłuchują się uprzejmie, ale zachowują dystans;
51 - 90 – elfy przysiadają na niskich gałęziach, trawie i szacie czarodzieja, śpiewają w akompaniamencie do historii i obsypują opowiadającego (oraz jego ewentualnych towarzyszy) kolorowym pyłkiem;
90 i więcej – elfy są oczarowane opowieścią; nie tylko zlatują na polanę, przyozdabiając ją całą trzepoczącymi skrzydełkami, ale też obdarowują opowiadającego dobrymi życzeniami, chroniącymi przed nieszczęściem: przez cały trwający miesiąc fabularny nie dotyczą go efekty krytycznych porażek;
krytyczny sukces – zachwycone elfy godzą się na spełnienie jednego życzenia postaci* – należy skontaktować się z Mistrzem Gry.

*Na miarę swoich możliwości; magia elfów jest słabsza niż ta należąca do czarodziejów, nie są zdolne do odebrania komuś życia urokiem ani zaprowadzenia pokoju na świecie.

Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Martwe drzewo [odnośnik]28.11.22 22:07
początkiem czerwca

Czerwiec oblepił oddech ciepłem pylących się kwiatów, żarem nocy rozgrzanej słońcem, które choć dawno już zgasło, to jednak pozostawiło swój ognisty dotyk na rozlewającej się promieniami połaci ziemi, na kolebce najdrobniejszego nawet liścia.
Lubił to miejsce; pomyślał sobie, że dziewczyna z rezerwatu także może się nim zauroczyć; symboliką białej kory, samotnością odmiennego drzewa, które nawet w środku lata nie potrafiło zakwitnąć; ale przede wszystkim - istotami zamieszkałymi na sylwetce nie martwego, a śpiącego (jak lubił o nim myśleć) drzewa. Za gałęziami ukrywały się setki śledzących go oczu.
Elfia ciekawość nie pozwoliła pozostać stworzeniom obojętnym na jego obecność. Zbłąkany w kącikach ust uśmiech ustąpił jednak neutralności skupienia, gdy z kieszeni podniszczonych spodni wyciągnął najpierw bransoletkę błyszczącą bielą muszli, w których rozhulane morze wciąż szemrało cicho. Kiedyś, wiele lat temu, sam zebrał kilka łudząco podobnych - w Zatoce Robin Hooda; czas zdążył już roztrzaskać je na drobne kawałki.
Przyjrzał się uważnie symbolicznemu tworowi, badając opuszkami palców fakturę każdej z muszli, przyglądał się im uważnie, a później to samo czujne spojrzenie pomknęło dalej, zahaczając o rozpościerające się pod drzewem niebo, o drobinki elfiego pyłu, które wirowały w powietrzu, opadały powoli, snując się sobie tylko znanym szlakiem, by ostatecznie osiąść i na jego ubraniu, i w wyrzeźbionym przez naturę wgłębieniach muszli.
Złoto błyskało miło, przypominało łzy, które skrzyły się w oczach jednorożca.
Czoło zmarszczyło się nieco, gdy koncentrując się na węzłach translokacyjnych zaczął osadzać świstoklik w miejscu docelowym; złoto elfiego pyłu przyćmiły drobiny księżycowego, srebrem migoczącym na darach morza.
Czuł, jak magia wibruje w różdżce, jak ciepłem rozpływa się na trzymany przezeń przedmiot; wiedział, że to teraz, że to właściwy moment, żeby zakończyć cały proces.
- Portus - powiedział cicho, różdżką zakreślając charakterystyczną pętlę, by później dotknąć koniuszkiem drewna niewielkiej bransoletki, która oplatać mogła się co najwyżej wokół drobnej, niemalże dziecięcej dłoni.

| wykorzystuję księżycowy pył i chcę stworzyć świstoklik typu pierwszego z bransoletki z muszelek

i chyba idę do szafki?




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Martwe drzewo [odnośnik]28.11.22 22:07
The member 'Laurence Morrow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 1

--------------------------------

#2 'Zdarzenia' :
Martwe drzewo - Page 7 F66XwDa
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Martwe drzewo [odnośnik]28.11.22 22:41
Drzewo brzęczało - początkowo jak ciche dzwoneczki, wysokim, przyjemnym dla ucha dźwięczeniem elfich głosików i skrzydełek. Maleńkie istoty obserwowały nieśmiało Laurence'a, jakby licząc na to, że przybyły samemu zwróci na nie uwagę i uraczy je pasjonującą opowieścią, jak wielu innych, którzy odwiedzali to miejsce. Ostatnio odwiedzających było zresztą coraz mniej, tak jakby ostatnie miesiące pozbawiły mieszkańców Somerset ochoty do niepotrzebnych spacerów.
Wtem dźwięczenie ucichło, a raczej - zmieniło się. Im dłużej Laurence pracował nad świstoklikiem, tym większe miał wrażenie, że elfy umilkły i że w okolicy brzęczą muchy. Dźwięk był monotonny, ale irytujący, a skupiony nad świstoklikiem numerolog nie mógł porządnie rozejrzeć się po okolicy, ryzykowałby utratą koncentracji. Do jego nozdrzy docierał jakiś mdły zapach, ale na tyle subtelny, by go nie alarmować.
I tak stracił jednak koncentrację, co zrozumiał, gdy dotknął różdżką bransoletki. Przedmiot rozgrzał się nagle, różdżka zadrżała w palcach, a Laurence poczuł znajome szarpnięcie w pępku - i doświadczenie podpowiadało mu już, że coś nie wyszło.
Świstoklik aktywował się przedwcześnie, z nieprawidłowymi współrzędnymi i pociągnął Summersa za sobą.

Mężczyzna upadł na coś twardego i w pierwszej chwili pociemniało mu przed oczyma. Od razu poczuł znajomą, mdłą woń - ale tym razem zapach był intensywniejszy, oszałamiający zmysły, ohydny. Brzęczenie było głośniejsze, obok coś pisnęło. Gdy Laurence otworzył oczy, spojrzał prosto w puste oczodoły ludzkiej czaszki. Na głowie wciąż trzymały się wyschnięte, jasne włosy, a szkielet był ubrany w mugolską kurtkę. Na nogach miał gnijące, zimowe buty. Numerolog leżał na czymś twardym - na żebrach innego trupa. Smród wdzierał się do nosa, Lauriemu z każdą sekundą robiło się coraz bardziej niedobrze.
Nad sobą widział szare niebo, rój much i - kilkanaście metrów dalej - zarys martwego drzewa. Świstoklik musiał go przenieść bardzo niedaleko, wprost do masowego grobu. Laurence wciąż miał w dłoni pozostałości bransoletki. Muszla pękła pod naporem magicznej energii. Nie miał za to swojej różdżki, magia musiała wyszarpnąć ją gdzieś po drodze. Jeśli zdołał powstrzymać panikę i rozejrzeć się wokół, dostrzegł kraniec znajomego drewna na krawędzi dołu.
Mógł spróbować wyjść z masowego grobu o własnych siłach, co będzie wymagało pewnej gimnastyki i wspinaczki - prawdopodobnie na trupich czaszkach. Mógł spróbować jakoś strącić różdżkę, której jedna-trzecia tkwiła nad krawędzią, w powietrzu.
I wreszcie mógł...
...zwrócić uwagę na niebieską, skrzydlatą istotę, która zastygła w powietrzu, nad różdżką.
-Tego szukasz? - zaszczebiotał (bardzo młody, ale Laurie nie mógł odróżnić elfiego wieku) elf, strzygąc skrzydełkami. -Mógłbym ci ją podać, jeśli opowiesz mi coś ładnego.

Laurence, świstoklik aktywował się od razu i przeniósł cię w... niewłaściwe miejsce. Wskutek nagłej teleportacji i wrażeń doznanych w dole, lada moment stracisz dzisiejszy obiad - ST powstrzymania wymiotów wynosi 60, do rzutu (możesz wykonać go w szafce zniknięć) dodajesz biegłość wytrzymałości psychicznej (to biegłość specjalna, więc nie obowiązuje cię kara -40 za brak biegłości).

Jeśli opowiesz elfowi coś ładnego, inne elfy zlecą się aby posłuchać. Możesz, ale nie musisz, rzucić kością k100 na efekt wyszczególniony w opisie lokacji. Możesz założyć, że młody elf podał ci różdżkę niezależnie od efektu, ale jakość Twojej opowieści wpłynie na zachowanie reszty elfów.

Michael Tonks


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 09.12.22 16:20, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Martwe drzewo [odnośnik]09.12.22 14:47
Być może powinien był pamiętać.
Woń śmierci. Tak samo słodką, tak samo mdlącą jak wtedy; jak na bagnistych rubieżach rezerwatu znikaczy. Może podświadomie pamiętał, może tamten obraz przebijał się przez pamięć, rozpraszał, dekoncentrował - i dlatego tworząc świstoklik myślał o źródle powoli intensyfikującego się zapachu, docierającego do niego z odległości, jakby coraz mniejszej.
Brzęk elfich skrzydeł rozbrzmiewał z początku hipnotycznie, by w końcu przeobrazić się w natrętny, nieprzyjemny dźwięk; rój urojenia, a może prawdy. Koncentrował się tylko na znajomym cieple, na pulsacyjnych falach przedostających się z różdżki w stronę przedmiotu; na energii, która buzowała pod opuszkami jakoś inaczej, na ten moment jednak nie potrafił dojść, skąd wzbierające w nim zaniepokojenie.
Mocne szarpnięcie w okolicy pępka mimo wszystko go zaskoczyło; nie zdążył nawet pomyśleć żadnego przekleństwa, z ust wydobył się tylko zduszony okrzyk, gdy świstoklik aktywował się sam, przedwcześnie, ciągnąc go - wciąż w jednym kawałku - w nieznane mu jeszcze miejsce.

Wylądował z głośnym tąpnięciem, zderzając się z twardą powierzchnią; na chwilę zabrakło mu tchu, a przed oczami rozlała się czerń; w tym samym momencie poczuł, jak mdląca woń wżera się w krtań, wstrząsa jego ciałem torsjami, jak wgryza się w pobrudzoną błotną mazią skórę, w materiał ubrania.
Zaczął się dusić, dławić, przeszły go ciarki.
Ręką odgonił sprzed twarzy natrętne muchy, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że to właśnie w niej powinien trzymać różdżkę. Gwałtownie otworzył oczy, nie kontrolował krzyku, tym razem trudno byłoby okrzyk ten nazwać zduszonym.
Znajdował się twarzą w... czaszkę. Mógł przejrzeć się w pustych oczodołach, kilka cali od niego smętnie zwisała z kości kępka ostałych się włosów.
- To się nie... - to się nie dzieje naprawdę; nie dokończył, smród zwaliłby go z nóg, gdyby na nich stał. W panicznym odruchu uklęknął, opierając się rękami... o żebra innego trupa. Dysząc ciężko, cofnął dłonie, usuwając się w stronę rogu, przywierając plecami do chłodnej ziemi mogiły; gdzie jest jego różdżka, na Merlina?
Gdzie on w ogóle się znalazł?
Czemu przeniósł się właśnie tu? W pierwszej chwili myślał, że muszle były tak bardzo związane z miejscem, z którego je wyłowiono, że samoistnie zawiązany węzeł translokacyjny przeniósł go właśnie tam; ale gdy zadarł głowę do góry, chcąc zorientować się, w jak głębokim dole się znalazł, w oddali dostrzegł zarys gałęzi śpiącego drzewa.
I coś jeszcze.
Ciekawskie stworzenie, błyskające niebieskimi skrzydełkami.
- Błagam, pomóż mi, podaj mi różdżkę, gdy się stąd wydostanę, opowiem ci... - nie był już dłużej w stanie powstrzymywać się od zwymiotowania; wbił się palcami prawej dłoni w korzenie wystające smętnie z ziemi i pochylił się, wyrzucając z siebie jasną maź. Obrzydliwy posmak uniemożliwił mu dokończenie zdania; przełknął kwas, a grzbietem prawej dłoni wytarł z ust ostałe się grudki. Jego twarz stała się tak blada, jakby sam należał do tego miejsca, do tych trupów. - Opowiem ci o... o... złamanym sercu morza - dodał, wzrok sam opadł na trzymaną w lewej dłoni bransoletkę, na muszlę, która musiała pęknąć czy to za sprawą magii, czy przez niego, mechanicznie, gdy ścisnął ją zbyt mocno w trakcie translokacji. - Obiecuję - dodał jeszcze, z grobową powagą, godną miejsca, w którym się znalazł; na jego twarzy odznaczała się szczerość, mówił z wyraźnym trudem, osłabiony, wciąż oszołomiony, jednocześnie starając się oddychać tylko ustami, bo smród rozkładu wciąż doprowadzał go do mdłości.
Nie był pewien, czy subtelny gest elfa był celowy, czy może stworzenie jedynie się z nim drażniło, wodziło go za nos; niemalże nic o nich nie wiedział - o tym, jaka była ich natura, czym mógłby je skusić do współpracy - czy same słowa opowieści naprawdę wystarczą?
Różdżka przechyliła się, może dzięki elfowi ostatecznie opadła na dół, niedaleko Laurence'ego, który niemalże się na nią rzucił. - Ascendio - nie dałby rady wytrzymać w dole ani chwili dłużej; i choć zaklęcie nie porwało go w przód z taką siłą, z jaką powinno, to jednak udało mu się przemieścić na trawę, nieopodal zaskoczonego elfa, który odsunął się od Summersa na bezpieczną odległość.
- Dziękuję - wyrzucił z siebie; przez kilka sekund po prostu bezwładnie leżał na plecach, oddychając powietrzem, w którym mdląca woń wciąż była wprawdzie wyczuwalna, lecz nie było porównania do tego, co czuł jeszcze chwilę wcześniej.
Z trudem podniósł się do pionu, raz jeszcze, tym razem z góry, omiatając wzrokiem znajdujące się w mogile mugolskie ciała. Musiał coś z tym zrobić - a przynajmniej komuś to zgłosić. Ale tym zajmie się już później.
- Orchideus - mimowolnie pomyślał o bieli ulubionych kwiatów Ofelii; wyczarował je wtedy, w kwietniu, na ciele zamordowanej dziewczyny z Doliny, wyczarował i teraz, obserwując, jak opadają na mugolskie sylwetki.
A potem zbliżył się do drzewa, zachęcająco kiwając głowę w stronę elfa.
Obiecał.
I choć ostatnie, na co miał ochotę, to spełnienie tej obietnicy, przysiadł, opierając się plecami o biel kory. Wciąż trudno mu było oddychać pełną piersią; przesiąknął zapachem śmierci, miał ją pod paznokciami w drobinkach ziemi, miał w brudzie roztartym na ubraniu, w smugach błota na twarzy.
Ale obiecał.
- Słyszałeś kiedyś o pięknych syrenach, które zamieszkują podwodne lasy i pola? Które mają swoje domy w oceanach głębszych niż największe dziuple? Które śpiewają historie głosem tak pięknym, że nieważne są słowa, bo samą melodią potrafią oczarować swych słuchaczy? - elf poruszył skrzydełkami, trzepocząc nimi przez chwilę tak, że choć nie odezwał się wcale, to sam ruch błękitu świadczyć mógł o tym, iż jeszcze nie. Że słucha. Tak jak niektórzy z jego towarzyszy, którzy zbliżyli się nieznacznie. - Jedna z tych syren zapragnęła kiedyś poznać zapach naszych kwiatów i drzew, posmakować miłości. Była nawet gotowa zrezygnować z czegoś tak cennego jak wasze skrzydła - ze swojego ogona. Pokochała człowieka, obcą jej, dwunożną istotę, która patrzyła na świat zupełnie inaczej niż ona. Magia, która przemieniła ją w człowieka, nie ułatwiła zrozumienia ludzkiego świata. Odebrała jej także to, co syrena miała najcenniejsze, głos. I morze, wielką wodę, w której kryją się wszystkie krople deszczu. Zakochana oddała swoje serce mężczyźnie, ten jednak nie przyjął go, nie odwzajemnił daru miłości. Z żalu i rozpaczy, z tęsknoty za tym, czego miała już nigdy nie odzyskać, oddała coś jeszcze, własne życie - tylko nawiązywał do bajki, którą czytała wiele lat temu mama, część szczegółów zapomniał, część zmienił celowo. - Tego dnia pękły dwa serca. To jedno - przyłożył lewą dłoń do klatki piersiowej, szeroko rozłożone palce przykryły organ, który wciąż obijał się o ściany ciała mocniej, niż powinien; tętno pozostawało przyspieszone. - I drugie - ostrożnie otworzył pięść, w której kryla się przepołowiona muszla. - Zawieszone na jej szyi serce morza, jedyna pamiątka po czasach, gdy była syreną. Jeśli znajdziesz gdzieś taką, całą, niezniszczoną, i przyłożysz do niej ucho, ty także usłyszysz melodię fal. A może nawet dotrze do ciebie syreni śpiew, jej głos, uwięziony w muszli aż do dziś - urwał, przyglądając się elfowi, temu, z jakim zaciekawieniem stworzenie wpatruje się w trzymane przez niego perłowe połówki. - Dziękuję za pomoc - dodał, dźwigając się do pionu i otrzepując szatę z brudu. Słaby uśmiech zamigotał na twarzy; miał nadzieję, że ta opowieść wystarczy, że podobała się skrzydlatym słuchaczom. W tym stanie nie potrafił wymyślić niczego innego. Powolnym krokiem ruszył w stronę wioski, do grabarza, którego musiał odwiedzić i dziś. Po raz kolejny przynosząc mu wieść o znalezionym martwym ciele. Tym razem w liczbie mnogiej.

mdłości 2, opowieść 90





gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Martwe drzewo [odnośnik]09.12.22 16:14
-Co to? - zaświergotał elf, ciekawie zerkając na wymiociny Laurenca. Nie widział jeszcze człowieka w takim stanie i przez sekundę myślał, że to prezent i miał zaprotestować, że wcale nie o to prosił - ale na szczęście człowiek w dole obiecał mu upragnioną opowieść. Umowa to umowa - niebieska istota trąciła nóżką różdżkę, a ta wpadła do dołu.
-Czemu raz wyczarowałeś kwiatki, a drugim razem tą maź? - wskazał ciekawsko na wymiociny, latając natarczywie tuż pod nosem mężczyzny. Najpierw leżał, teraz czarował, a młodziutki elf nie grzeszył cierpliwością.
Na szczęście, wkrótce doczekał się upragnionej opowieści. Na gałęziach przysiadło jeszcze kilkoro elfów, ale te starsze zachowywały dystans - może nie w pełni poruszone opowieścią, a może wystrzegające się zapachu śmierci. Tylko mały elf przysiadł na ramieniu Laurence'a, wsłuchany w obiecaną historię, przeznaczoną tylko dla niego. Zaczął nucić, cicho, jak dzwoneczki poruszające się na wietrze. Najpierw tylko w rytm muzyki, ale gdy Laurence umilkł, dało się rozpoznać konkretne słowa:
-Jedno cierpiące,
drugie radosne,
jedno dziewczęce,
drugie dla księcia,
sprzedane za czary,
sprzedane za złoto,
po co kochać
jeśli tylko po to?
Zdradzieckie czary,
pusty pocałunek,
muszla na dwa pękła,
znikąd tu ratunek,
zgubiłeś tu serce,
lecz przyjmij podarunek!

Elf zapikował w dół, by podnieść spod drzewa okrągły otoczak, o barwie równie białej jak kora drzewa. Wyśpiewując ostatnie takty, zastrzygł skrzydełkami, obsypując Laurence'a świetlistym, różnokolorowym pyłem. Wdzięczny elf zniknął w chmarze brokatu, a na kolanach Morrowa wylądował błyszczący kamień - oblepiony różowym brokatem, który zdawał się na stałe związać z powierzchnią prezentu.

Kamień wygląda ślicznie, ale jest całkowicie zwyczajny - równie zwyczajny, jak przedmioty używane do zaklinania w świstokliki.
Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.



Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Martwe drzewo [odnośnik]09.12.22 17:17
Co to?
Zginając się w pół, by zabarwić ziemię treścią żołądka, nie zarejestrował do końca, o co dokładnie pyta elf - o ludzkie ciała, a może o różdżkę? Mogło chodzić o wszystko. W głosie przypominającym rozkołysany na wietrze dzwoneczek pobrzmiewała ciekawość, niemalże dziecięca, a przynajmniej z tym właśnie mu się skojarzyła, choć nie miał najmniejszego pojęcia, ile lat żyją elfy, jak długo dojrzewają, i co mogło świadczyć o ich wieku - jakie dokładnie różnice w budowie czy barwie migoczących skrzydeł.
Jeszcze nie teraz, lecz nieco później, tego samego dnia, poczuje się zawstydzony tym, jak mało wie o tych niezwykłych stworzeniach - tych samych, z których pyłu korzystał często, tworząc koncepty cyrkowych strojów; nawet dzisiaj kilka ostałych się na ubraniu drobinek migotało łagodnie, błyszcząc w refleksach co uważniejszych spojrzeń. Może to, jaki kolor ma pył, również zależy od wieku elfów?
- Ja... - ta sama dociekliwość, przełamana lekkim zniecierpliwieniem, wybrzmiała w następnym pytaniu; z początku całkowicie osłupiał, nie będąc pewien, czy czuje bardziej rozbawienie (mieszające się z ulgą z powodu tego, że udało mu się wydostać z mogiły), czy całkowite zaskoczenie. - Maź... nie wyczarowałem jej, czasem się pojawia, kiedy ludzie poczują się gorzej - wolał nie wgłębiać się już bardziej w ten temat - a kwiaty są dla nich, dla zmarłych - zamordowanych - by okazać im szacunek, by mieli ze sobą coś pięknego tam, gdziekolwiek teraz zmierzają - wyczarował ich tyle, że białe płatki układały się niemalże w cieniutką pierzynę, pokrywającą kości, resztki gnijących ciał. - Czy też obdarowujecie swych zmarłych kwiatami? - wyrwało mu się jeszcze, tym razem to on nie potrafił powstrzymać własnej ciekawości. Równie dziecięcej.
Gdzieś w trakcie opowieści błękit skrzydeł zatrzepotał, elf przysiadł na jego ramieniu. Nie spodziewał się tego, nie dał jednak po sobie poznać, że czuje się zaskoczony. Po raz kolejny tego dnia. Dźwięk dzwoneczków wibrujący w głosie stworzenie rozkołysał się jeszcze bardziej, nagle melodia stała się wyraźniejsza, tak jak i słowa.
Uśmiech pojawił się na jego twarzy, odwdzięczył się milczeniem, zasłuchany w uroczym tworze, iskrze wskrzeszonej w malutkim ciele. Chciał zapamiętać tę piosenkę, melodię, która otulała go ciepłem, i piękny głos, cenny jak skarb, który mogłaby strzec najwspanialsza z muszli.
Ale to nie wszystko, biały kamyczek, upstrzony drobinkami pyłu, zamigotał w powietrzu, opadając na jego kolana. Podniósł go ostrożnie, wiedząc już teraz, że dołączy do jego łupów, drobiazgów, z których tworzy świstokliki. Ten zachowa dla siebie.
- Masz ogromny talent, dziękuję za wszystko - jemu z kolei zabrakło słów; elfie skrzydła niosły ratunek, dźwięczny głos muzyczny podarunek, a dobre serce prezent, którego się nie spodziewał. Wzruszenie podrapało krtań. - Zdradzisz mi, jak na ciebie wołają? - czy w ogóle masz jakieś imię? Czy elfy je noszą? A może to ludzki zwyczaj? - Jeśli pozwolisz, odwiedzę cię kiedyś, chciałbym się odwdzięczyć i podarować ci serce morza - muszlę, w której elf być może odkryje równie piękną melodię.

zt, dziękuję :pwease:




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Martwe drzewo [odnośnik]31.01.23 19:27
Dziwny jest ten świat
3 lipca 1958 r.
Noc była pełna strachów. Zbudzone nad ranem oczy łaknęły dalszego snu, ale ten napawał niepokojem. Niejasne wspomnienia przywoływały czerwone światło, czy było postrzępionym fragmentem snu, czy rzeczywiście dobiegało zza okna? Niewypoczęte ciało wydawało się spięte, lekki ból głowy subtelnie stukał w czaszkę ze wszystkich stron. Każda napotkana od rana twarz wydawała się równie zmęczona. Mogły dotrzeć do ciebie pogłoski o krwawym księżycu, który nocą pokazał się na niebie, barwiąc gęste obłoki szkarłatem. Zawieszenie działań wojennych winno przynieść chwilowy oddech, a jednak...

Rain: Tej nocy nie mogłaś zmrużyć oka, a gdy już ci się to udawało - zapadałaś w płytki sen wypełniony mieszanką wspomnień i koszmarów, mieszających się ze sobą i nieprzynoszących odpoczynku. Długie godziny majaków odbiły się na twojej twarzy purpurowymi sińcami wykwitłymi pod spuchniętymi oczyma. Wciąż miałaś w pamięci tamte obrazy, które przewijały się teraz przez twoje myśli jak pasma bolesnych wspomnień, mszczących się za to, że ruszyłaś przez życie bez nich. Widziałaś w snach twarze portowych przyjaciół, a w nozdrzach czułaś zapach Tamizy. W twoich uszach dźwięczały wibrujące szepty, nawoływania pełne zlęknienia, wzywały twoje imię, wypowiedziane ustami, które niegdyś były ci bliskie - lecz to jedna wizja, konkretna i krwawa, najmocniej wwiercała się w twoją świadomość. Blizny na wnętrzu twoich ud zdążyły zblednąć, jednak gdy tylko się obudziłaś, miałaś wrażenie, że pulsowały nowym bólem. Czułaś ich parzące pieczenie, gryzące od środka, jakby usiłujące wydostać się na powierzchnię. Od bladego świtu towarzyszyło ci rozdrażnienie, nie mogłaś jednak ukraść paru dodatkowych minut snu - tego dnia czekała cię wizyta w Dolinie Godryka, gdzie miałaś spotkać się z człowiekiem, z którym umówiła cię dawna znajoma z portu, czarownica, której nie miałaś powodów nie ufać. Mężczyzna nosił obco brzmiące nazwisko, podobno był jednak w stanie zaoferować ci pracę - a dzięki kontaktom w Ministerstwie Magii mógł również zadbać o to, byś kolejny miesiąc zaczęła z czystą kartoteką. Wskazanym przez niego miejscem spotkania było martwe drzewo, punkt na tyle charakterystyczny, że nie dało się go pominąć. Idąc w jego stronę nie napotkałaś żywej duszy, towarzyszyła ci za to atmosfera dziwnego, sennego niepokoju - a mniej więcej w połowie drogi dostrzegłaś ruch za jednym z pni, na krawędzi pola widzenia mignęła ci postać czarnego, potężnego psa - ponuraka. Choć widoczny jedynie przez sekundę, zdążył skrzyżować z tobą spojrzenie czujnych oczu, budząc rozlewający się za mostkiem lęk - a mimo że w innych okolicznościach byłabyś w stanie zrzucić to na karb zmęczenia, to tym razem towarzyszyła ci niezbita pewność, że pies nie był przywidzeniem. Ruszając dalej już go nie dostrzegłaś, pod białym drzewem za to rzeczywiście stał mężczyzna - a jego nieco zagubione rozglądanie się dookoła mogło świadczyć o tym, że na kogoś czekał.

Alfie: Spałeś tej nocy wyjątkowo niespokojnie. Wlewająca się przez okna czerwień krwawego księżyca padała na twoją twarz budząc wspomnienia i uśpiony do tej pory niepokój, oraz sprawiając, że przesuwające się pod powiekami obrazy zaczęły mieszać ci się z rzeczywistością. Miarowe odgłosy kropel skapujących z niedokręconego kranu w Zapiecku przeistaczały się w nieokiełznane, bezwzględne wystrzały mugolskiej broni palnej, które huczały w twoim śnie i przypominały o utraconych przyjaciołach. Widziałeś jak padają wokół ciebie jak muchy, czułeś metaliczny zapach krwi unoszący się w powietrzu, czułeś płynny karmin uderzający cię w twarz, kiedy znalazłeś się zbyt blisko postrzelonego kompana. Nikomu nie mogłeś pomóc. W otaczającym cię powietrzu unosiły się kłęby czarnego dymu, zza którego ktoś cię nawoływał, ktoś wzywał pomocy. Wiedziałeś, że musisz szybko go odnaleźć - i to właśnie ta myśl zmusiła cię do poderwania się z łóżka (choć, wciąż tkwiąc w sennej wizji, byłeś pewien, że dźwigasz się z pokrytej rozmokniętym błotem ziemi). Być może nigdy wcześniej nie zdarzyło ci się lunatykować, może doświadczyłeś już tego w dzieciństwie - nie miało to znaczenia, trudne do wytłumaczenia działanie wiszącego nad Anglią księżyca mieszało w umyśle, pozwalając ci na bezwiedne dotarcie do drzwi wyjściowych i zasznurowanie butów (zwyczajnych, chociaż te poprawiane we śnie były wysokie i wojskowe, oblepione czerniejącą krwią). Przechodząc przez Dolinę Godryka mijałeś sąsiadów bez słowa, nie widząc ich, nie zauważając; pewien, że wokół siebie miałeś jedynie spalone kikuty łysych drzew. Drobne kamienie i gałęzie uciekały spód twoich stóp, gdy wreszcie wydostałeś się z wioski i znalazłeś wśród cichej zieleni, przedzierając się w pobliże martwego drzewa, jasnego, gorejącego na tle bitewnego krajobrazu. Pod nim, po drugiej stronie niewielkiej polany, stała kobieta - i nagle ogarnęła cię niezbita pewność, że to ona do ciebie wołała; że to jej biegłeś na ratunek.

Potrzebowaliście chwili, żeby zorientować się, że z drzewem działo się coś dziwnego: białą, niegdyś nieskazitelną korę przecinały czarne jak smoła żyłki, które - biegnąc od korzeni - pięły się w górę, z każdą chwilą coraz wyżej - zupełnie jakby roślina wyciągała czerń z samej ziemi. Coś uderzyło Alfiego w policzek, drobna postać leśnego elfa spadła z jednej z gałęzi, trzepocząc agonalnie skrzącymi się skrzydełkami - i to wystarczyło, by ocknął się z letargu, by rozwiały się obrazy niedawnej bitwy. Podążając wzrokiem za elfem, oboje dostrzegliście, że na ziemi leżało ich więcej - niektóre już martwe, inne jeszcze poruszające się słabo, zaścielały ziemię pod drzewem, zupełnie pozbawione niedawnego uroku, budziły smutek. Zanim zdążylibyście się nad nimi pochylić, przyjrzeć bliżej, polanę zalał blask - jasne światło zamigotało na sekundę w elfich skrzydłach, czarny cień rzucany przez drzewo pogłębił się...

Na niebie rozgorzała kometa, za którą ciągnął się złocisty warkocz. Przyciągała wzrok w przedziwny sposób, jakby hipnotyzowała samą swoją obecnością na niebie. Jaśniała jak drugie słońce, trwała nieruchomo, a im dłużej oko spoglądało w jej światło, tym większy budziła niepokój. Jakby to światło wnikało gdzieś w umysł, w serce, pozostawiając po sobie trwogę i przerażającą pustkę, której nie sposób było zrozumieć.

Mistrz gry nie kontynuuje rozrywki, ale jest gotów odpowiedzieć na ewentualne wątpliwości. Zakończony wątek należy zgłosić w temacie dziwny jest ten świat; jeżeli współgracz nie pojawi się w wątku lub przestanie pisać w jego trakcie postać oczekująca może zaprosić dowolną inną, która odnajdzie się w sytuacji, w zamian za uciekiniera.


Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwe drzewo - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Martwe drzewo [odnośnik]28.02.23 10:50
trzeci lipca


Maszerował w stronę nawołującego go głosu. Skąpany w czerwieni krwi blasku czerwonego księżyca stawiał kolejne kroki - kiedy schodził niemalże bezszelestnie ze schodów, wydawało mu się, że ześlizguje się z oblanego błotem wzniesienia, a kiedy kroczył wojskowym krokiem w stronę nawołującego go głosu. Głosu, który wołał o pomoc. To był jego obowiązek - i nawet przez chwilę świadomość nie wyrwała się do przodu, aby powiedzieć mu, że ta wojna, wojna, której krwawy obraz szczodrze ścielił się przed jego oczami w postaci ziemi zalanej krwią i spalonych drzew, już się skończyła, a on nie musiał robić nic. Znowu - po raz kolejny w ostatnim czasie - przeniósł się w wspomnienia, które starał trzymać się na krótkiej smyczy. Te jednak, niby szalejąca bestia, urywały się, wymykając mu się z rąk z palącym uczuciem wyszarpniętej smyczy. Głos nasilił się kiedy zdążył wdrapać się już na wzgórze, kiedy udało mu się dotrzeć do drzewa, które miało stać się celem jego podróży. Rozglądał się dookoła, w sennym zagubieniu, szukając głosu, który go przyzywał. Słowa jemu samemu uwięzły w gardle, nie mogąc wydostać się spomiędzy spierzchniętych warg.
I w oddali zamajaczyła mu postać kobiety - w momencie przekonany był, że to jej głos wzywał jego pomocy.
Jednakże wraz z tym przekonaniem, przyszło wybudzenie. Mała dłoń uderzyła w jego policzek, a on zdążył się ocknąć. I nagle nie stał już na spopielonym polu bitwy, ale wśród zieleni miejsca w okolicach Doliny Godryka, które mijał już wielokrotnie. Rozbiegane, jeszcze skołowane spojrzenie (dlaczego nie leżał wciąż we własnym łóżku na poddaszu Zapiecka?) rozglądało się za małą istotą, której dłoń smagnęła jego policzek. Zdążył jedynie zarejestrować martwe drzewo, wokół którego niby żyły wiły się czarne nici. Jakby próbowało wyssać z ziemi ciemną moc w niej drzemiącą - albo to właśnie ciemność atakowała biel spróchniałej konstrukcji. Niebieskie oczy zdążyły jedynie zarejestrować małe, leżące w bezwładzie ciała elfów, którymi usłana była ziemia wokół pnia, nim kłujące w oczy swoją jasnością światło przebiegło po niebie sprawiając, że zacisnął raptownie powieki. Jednakże ciekawość wzięła górę. Zadarł głowę ku niebu, otwierając powieki, a oczy niby zahipnotyzowane śledziły złocisty warkocz ciała niebieskiego. Czym było? Nie wiedział. Jednakże czuł niepokój - znajomy w swojej ogólnej charakterystyce, chociaż sięgający głębiej - i pustkę, w której echem odbijała się trwoga. Miał wrażenie, że chociaż światło na niebie rozjaśniało niebo, to ciemność szczelniej zaciskała wokół jego sylwetki swoje szpony. - Co się dzieje? - mruknął, nie będąc do końca pewien, czy słowa wydostały się spomiędzy jego ust, czy nadal pozostały w jego głowie.
Alfie Summers
Alfie Summers
Zawód : pracownik drukarni
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
milczę jednaki w burzach - w znieruchomieniu - ruch.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11093-alfred-summers#341784 https://www.morsmordre.net/t11426-korespondencja-alfiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f428-somerset-dolina-godryka-zapiecek https://www.morsmordre.net/t11140-alfred-summers#342750
Re: Martwe drzewo [odnośnik]13.03.23 21:57
To była ciężka noc. Ostatnimi czasy Huxley słabo spała i nie było to do końca związane z obecnością w tym samym pokoju kuzynki. Po prostu nadal nie mogła się pozbierać, ciężko było się ogarnąć i odbijało się to na różnych aspektach jej życia. Na przykład na śnie właśnie. A kiedy już zasypiała śniły jej się dziwne rzeczy. Okropne wspomnienia, których starała się zapomnieć. Nie zawsze się udawało. Obudziła się mając jeszcze przed oczami twarze przyjaciół, z którymi nie wiedziała co się stało. Czuła zapach Tamizy, za którą tęskniła mocno. Dłonie powędrowały do wewnętrznej strony ud, bolało przez chwilę tak jak wtedy gdy pod wpływem klątwy robiła je sobie co noc. Ten dzień zaczął się źle, ale mógł skończyć się dobrze, ponieważ Rain była dzisiaj umówiona na spotkanie z czarodziejem, który mógłby zaproponować jej jakąś pracę. Pieniądze, czysta kartoteka – to mógł jej zapewnić. Nic więc dziwnego, że chciała z tego skorzystać. Byłaby głupia gdyby odmówiła. Tak więc pozbierała się jakoś po nie najlepszym poranku, na śniadanie zjadła kromkę chleba ze smalcem, bo tylko co udało jej się zdobyć i wyruszyła w podróż do Doliny Godryka. Miała spotkać się pod martwym drzewem, bardzo charakterystyczny punkt i udało jej się go znaleźć od razu, więc kierowała się w tamtą stronę.
Tylko że pod drzewem nie widziała żadnej postaci, która mogłaby okazać się jej dzisiejszym towarzyszem rozmowy. Nie wiedziała o nim za dużo, miał mieć obcobrzmiące nazwisko i sądząc po tym jakie miał kontakty, mógł wyglądać całkiem dobrze. Rozglądała się uważnie po okolicy, nie pamiętała kiedy była tu ostatnio. Ale nie pamiętała, że to miejsce było tak wyludnione – nie spotkała na swojej drodze żywej duszy. Huxley dzisiaj może nie należała do najbardziej ogarniętych osób, miała za sobą ciężką noc, ale ruch po drugiej stronie drogi dostrzegła. Gdy obróciła głowę w tamtą stronę zobaczyła dużego czarnego psa. Wyglądał jak ponurak z lekcji wróżbiarstwa z Hogwartu. Poczuła jak dreszcze rozchodzą się po jej karku a potem w dół pleców. Widziała go tylko przez chwilę, ale miała wrażenie, że ich spojrzenia się spotkały. Mogła uznać, że to jakieś przewidzenie, ale ten pies był zdecydowanie prawdziwy.
Gdy wzrokiem wróciła do martwego drzewa, które było jej celem, okazało się, że jednak stał tam jakiś mężczyzna. Może również właśnie przybył? Rain spróbowała wyrzucić myśl o ponuraku ze wspomnienia i przyspieszyła kroku.
Im bardziej zbliżała się do tego drzewa, tym bardziej nie podobało się jej to jak ono wygląda. Mężczyzna też, i było to po nim widać, mocno mu się przygląda. Drzewo wyglądało tak, jakby jakaś tajemnicza moc wysysała z niego życie. Otoczone czarnymi żyłkami, które wychodziły prosto z ziemi. Oprócz tego dookoła niego na ziemi leżało pełno małych elfów. Część z nich poruszało się jeszcze ledwo, inne wyglądały już na martwe. Już się Huxley miała pochylać nad nimi, sprawdzić co się dzieje, kiedy nagle zrobiło się jakoś dziwnie jasno.
Uniosła głowę ku górze, coś leciało po niebie a za tym czymś ciągnęła się jasna smuga. Nie mogła oderwać od tego spojrzenia, wiodła wzrokiem za obiektem chociaż on specjalnie nie poruszał się. Pamiętała, że zdziwił ją fakt, że obiekt ten był równie jasny co słońce. Tylko, że patrzenie na słońce sprawiało przyjemność, a tym razem czuła dziwny niepokój. Któryś raz już dzisiejszego dnia. Nie potrafiła określić co czuje. Była pustka i nic więcej.
- Nie wiem co się dzieje – odpowiedziała na słowa mężczyzny, chociaż nie wiedziała czy mówił do niej. – Ale nigdy czegoś takiego nie widziała.
Nie poruszyła się nawet o milimetr. Stała wpatrzona w blask na niebie.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Martwe drzewo [odnośnik]19.04.23 23:17
Jeszcze chwilę temu kroczył wśród pożartych przez ogień i ludzką ambicję pól, wśród zgliszczy zostawionych przez wiecznie głodną bestię. Teraz stał pod martwym drzewem w ciszy Doliny, ale z jakiegoś powodu miał wrażenie, że ta sama siła, to samo zło, które owładnęło ludźmi wtedy, wysyłało życie z tego drzewa, które od lat stało nienaruszone w tym samym miejscu. Obecnie ulegało pod wpływem wijących się, czarnych nici. Skrzaty nie zachwycały już oczu, wisząc na gałęziach, imitując liście, ale ich martwe ciała okalały pień z każdej strony.
Nie podobał mu się ten niepokój. Ostatni czas był spokojny, tak jak nigdy wcześniej. Coraz częściej mówił o przeszłości, którą przez długi czas starał się wymazać z pamięci. W końcu przestał dławić się tymi wspomnieniami i pozwolił im nabrać kształt w teraźniejszości, pozwolił sobie na słabość, nawet jeżeli tylko w czterech ścianach gabinetu psychiatry. Pojawiła się nadzieja, może naiwna, może głupia, na to, że kiedyś odzyska namiastkę siebie zanim wojna naznaczyła jego serce i duszę. Powinien się spodziewać, że to jedynie cisza przed burzą, która przyjdzie zaraz. Przecież nie zdążył wyleczyć się z koszmaru mugolskiej wojny, kiedy znowu znalazł się w kleszczach kolejnego konfliktu znajdującego się gdzieś poza jego zasięgiem. Dlaczego nie widział zbierających się czarnych chmur na ich niebie?
Powiedzieć, że czuł się niepewnie to jak nie powiedzieć nic. Niezrozumiały przez niego niepokój, jaki pojawił się wraz z wlepianiem wzroku w jaśniejącą na niebie kulę podsycał jedynie obrazy przyniesione przez koszmary, które zmusiły jego nogi do stawienia się pod Martwym Drzewem. Jego dłoń powędrowała w stronę klatki piersiowej, w okolice serca, gdzie zakleszczył się niepokój, który czasem - tak jak teraz - uniemożliwiał mu złapanie normalnego oddechu.
Palce zaczęły uderzać rytmicznie o klatkę piersiową, jakby w ten sposób chciał rozładować napięcie. Właściwie dopiero po chwili wpatrywania się w światło nie chcące zejść z nieba zorientował się co przywiodło go pod drzewo. To przeświadczenie, że maszerował przed siebie wśród demonów przeszłości, bo ktoś czekał na niego w tym miejscu. I chociaż nie mógł oderwać wzroku od nieba, to zdawał sobie sprawę z tego, że nie był tutaj sam. Czy ona też to czuła? A może to wszystko znowu działo się w jego głowie, jak wtedy w domu Lety? Kiedy tracił kontrolę nad własnym ciałem, a myśli wymykały mu się z rąk? Nie, teraz nie zapominał. Nie, nie mogło. Wiedział, że wtedy śnił, że teraz znajdował się w Dolinie Godryka, że teraz trwała inna wojna, której nie był jeszcze częścią.
Mógł się z nią zgodzić - kimkolwiek była, cokolwiek ją tu przywiodło. - Też pierwszy raz widzę coś takiego - wyznał zgodnie z prawdą. Nie był pewien czy podczas przypatrywania się temu obiektowi miał nawet czas na mrugnięcie. Stał, jakby stopy wtopiły mu się w ziemię i nie miał możliwości zmiany pozycji nawet o milimetr. - Wszystko w porządku? - zagadnął po chwili. Przecież po to tu był. Chyba? Zdecydowanie wolał się skupić na niej, niżeli rozdrapywać nieprzyjemne uczucie powoli przejmujące kontrolę nad jego ciałem.
Alfie Summers
Alfie Summers
Zawód : pracownik drukarni
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
milczę jednaki w burzach - w znieruchomieniu - ruch.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11093-alfred-summers#341784 https://www.morsmordre.net/t11426-korespondencja-alfiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f428-somerset-dolina-godryka-zapiecek https://www.morsmordre.net/t11140-alfred-summers#342750
Re: Martwe drzewo [odnośnik]28.08.23 17:33
Nie była w stanie oderwać wzroku od tego co się nad nimi działo. Te drzewo zdawało się wyciągać całą czerń na powierzchnię, która dotychczas skrywała się pod ich stopami. Dziwne rzeczy działy się ostatnimi czasy, ale niektóre z nich przeczyły wszystkim zasadom i były nie do zrozumienia przez przeciętnego czarodzieja. Huxley znała różne rodzaje magii, posiadała umiejętność, która była zagadką dla wielu innych magicznie uzdolnionych ludzi, ale czegoś takiego jak to nie potrafiła wyjaśnić. Miała wrażenie, że nie jest tu sama i nie miała na myśli mężczyzny, którego spotkała pod tym drzewem. Elfy unosiły się w okolicy korony, ale gdy tylko Huxley rozejrzała się dokładniej mogła zaobserwować, że na ziemi leży tych elfów znacznie więcej - tyle że martwych. A potem ten błysk, jasność tak kontrastowa do przygnębiającej czerni, którą przed chwilą obserwowali. Światło spadającej komety całkowicie Rain oślepiło. Ciężko było jej na to patrzeć. Ale nie była w stanie oderwać oczu. A im dłużej na to patrzyła, obiekt który trwał nieruchomo na niebie, tym bardziej chciała przestać na niego patrzeć.
- Coś jest bardzo nie tak - stwierdziła.
Z początku nie dotarło do niej pytanie mężczyzny. Była tak pochłonięta wpatrywaniem się w ten obiekt na niebie, że nie docierało do niej co się dzieje dookoła. Czuła się strasznie. W jej umyśle rozprzestrzeniła się pustka. Pustka, której dawno nie czuła. Jakby była na tym świecie całkowicie sama i jakby już nigdy nie miała poczuć jakiegokolwiek towarzystwa drugiej osoby. Była przerażona tym co czuje, tak bardzo nie rozumiała tego zjawiska.
- Nie… też to czujesz? - zapytała.
Czy była jedyną osobą na tym świecie, która czuła się tak strasznie pusta? Nic nie znacząca? Nieistniejąca? Przerażona? Czy inni czarodzieje też to widzieli? Czy też czuli to co ona? Wiedziała, że nie mogła się poddać temu uczuciu. Ale bardzo ciężko było się mu przeciwstawić. I ktoś by mógł powiedzieć, że skoro tak dobrze zna magię umysłu, to powinna być to dla niej pestka z masłem, prawda? Cóż, jej zdaniem zdecydowanie lepiej w tej kwestii poradziłby sobie oklumenta niż legilimenta. Ona potrafiła wnikać do umysłu, a nie zamykać do niego dostęp.
Zmusiła się, by oderwać wzrok od tego jasnego obiektu. Spojrzała na mężczyznę i momentalnie poczuła się troszeczkę lepiej. Nie w pełni dobrze, jak gdyby nic się nie stało, tylko troszkę lepiej. Ale szybko udało jej się zaobserwować zależność. Ten obiekt na niebie był niezwykły. Magiczny.
- Też to czujesz? Gdy tam spojrzysz? - zapytała.
Chociaż kusiło, jak najlepszy trunek w barze, to nie pozwoliła sobie by jej wzrok znowu powędrował w stronę rozjaśnionego nieba. Jedynie lekko machnęła ręką w tamtą stronę. By nie ulec pokusie zaczęła się zastanawiać czy już kiedyś nie spotkała tego mężczyzny. Czy to ten z którym była umówiona? Na siłę sprowadzała swoje myśli na ziemię, ale pustka ciągle wypełniała jej wnętrze.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Martwe drzewo [odnośnik]23.10.23 19:38
Sen nie nadchodził, pojawiał się tylko w krótkich zrywach, mącąc iluzją odpoczynku - oczy już były na skraju, już zdawały się przechodzić słodką mgłą odpoczynku, lecz coś ściągało ją znów na ziemię, na dno, w niespokojne rozmyślania i mary. Dziwne rozbłyski, strzępki koszmarów i lęków, nie potrafiła ich nawet sprecyzować, lecz ta noc zdawała się wyciągać ze wspomnień same najgorsze fragmenty, ostrymi odłamkami celując prosto w serce. Pierwsza noc w Ruderze, to miejsce jednoznacznie kojarzyła z Bertim, a zatem z jego bolesną nieobecnością; dziwnie było widzieć puste pokoje, bałagan po szpitalu polowym, dziwnie było snuć się po korytarzach ze świadomością pustki po zamkniętym rozdziale. Nie było powrotu, nie było Botta, nie było tu już nikogo - poza nią, i choć w najbliższych dniach planowała zmienić ten stan rzeczy, jak najprędzej wpłynąć na atmosferę podziemnego domu, teraz wydawało się to niemożliwe, odległe i potwornie trudne. Wiedziała, że będzie ciężko, spodziewała się tego, lecz nie sądziła, że umysł uweźmie się tak ostro. Coś jej nie pasowało, przemykając ze świecą po schodach zaczęła nawet myśleć, że może ktoś obciążył domostwo przekleństwem... Czy byłoby to tak dziwne i niespodziewane, znając historię Rudery, najazd Ministerstwa? Dlaczego, u licha, nie sprawdziła dokładniej? Mogła ściągnąć specjalistów, znała ich przecież, tylko było jej głupio głowę zawracać, jak mogła być tak nierozważna? I jak wyjaśnić fakt, że słyszała tej nocy głosy, zawodzenia, nawoływania z oddali - lecz skąd? Nie z domu, nie z podwórza.
Wygramoliła się w końcu na zewnątrz, półprzytomnie podążając za niepokojącymi odgłosami. Cierpiały, tylko kto? Zęby mocno zacisnęły się na wardze, dłoń zacisnęła na różdżce, a krok przyspieszył do lekkiego truchtu, kiedy w oddali zamajaczył przerażający cień. Strach rozlał się zimnym potem po ciele - przecież to tylko pies, mówiła sobie w myślach, ale nie potrafiła w to uwierzyć, podążając za nim, a przynajmniej myśląc, że go śledzi. I w końcu dotarła. Z Rudery do Martwego Drzewa dystans był krótki i już na pierwszy rzut oka Sue dostrzegła, że coś jest nie tak. Widziała ten sam cień, który przemknął za pieniem, ale rozmył się znów, nie mogła go nigdzie wyłapać, zresztą uwaga prędko skoncentrowała się na dwóch osobach, a potem, o zgrozo, u jej stóp wylądowało małe ciałko. Oczy otworzyły się szeroko w przerażeniu, nie zdążyła nawet kucnąć ani rozejrzeć się dokładniej, gdy wszystko rozjaśnił błysk, dolewający oliwy do ognia. Dłoń zaciśnięta na różdżce sama powędrowała wyżej i przez chwilę podejrzewała tę dwójkę o jakieś dziwne praktyki, lecz szybko okazało się, po minach i zasłyszanych słowach, że nie mogli mieć pojęcia, co się dzieje.
- Merlinie, co tu się dzieje - jęknęła na wydechu, przykładając wolną dłoń do czoła w zestresowanym geście. Podeszła bliżej, zerkając na nieznajomych. Mogli wiedzieć coś więcej? Wydawali się nieźle skołowani, ale nie byłaby sobą, gdyby nie pytała. - Widzieliście coś? Słyszałam zawodzenie, dziwne i bolesne, widziałam cień, może psa... - wyjaśniła odnajdując spojrzenie kobiety. Zmęczone, zmartwione - jak jej własne. Zerknęła na niebo, krótko, natychmiast czując gwałtowną falę niewyjaśnionego lęku. - Co to w ogóle jest, potworne, nigdy nie widziałam żeby to drzewo zachowywało się w ten sposób, i te elfy - dodała boleśnie, odwracając się zaraz ku potwornemu obrazkowi. Zawsze siadały na gałęziach, niczym liście połyskując w księżycowym świetle. Odwiedzała je często, a teraz... Jak to w ogóle możliwe? Kucnęła przy stworzeniach, chcąc im pomóc - musiała je najpierw obejrzeć. Czarne smugi na jasnej korze... Skąd? Jak?



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Martwe drzewo - Page 7 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Martwe drzewo [odnośnik]18.11.23 22:05
Z dziwnego letargu wyrwał ją nieznany głos. Nie udało jej się powstrzymać przed ponownym spojrzeniem w stronę dziwnej jasności. Nie wiedziała ile tak stała, czy minęło pięć minut? Może pięć godzin? Wstrząsnęło nią lekko, a po chwili jej wzrok powędrował w stronę postaci, która pojawiła się tuż obok nich. Nie należała do osób zbyt wysokich, na zbędne kilogramy też nie musiała chyba narzekać. Za to miała wyjątkowo jasne włosy, w świetle docierającym do nich z nieba, wyglądały na całkowicie białe. Czy mogły być tak jasne w rzeczywistości? Ich spojrzenie spotkało się na krótką chwilę, oczy miała równie jasne do włosy.
Zaatakowała ich serią pytań. Jakby strzelała z różdżki na ślepo zaklęciami. Czy naprawdę mina Huxley nie była jednoznaczną odpowiedzią na wszystko? Brzmiała ona „nie wiem”. Zmarszczyła brwi nie wiedząc na co odpowiedzieć.
- Psa? – zapytała zdziwiona.
Dopiero wtedy jej się przypomniało, że faktycznie widziała psa. Całego czarnego. Ich spojrzenia spotkały się, a uczucie niepokoju wypełniło wszystkie komórki jej ciała. Tak jak teraz. Gdy przypomniała sobie o jego obecności, jego wygląd i spojrzenie poczuła, jak ciarki przechodzą jej po ciele. Czy to był ponurak? Widmo śmierci? Najgorszy omen. Zacisnęła usta.
- Widziałam, kiedy tu szłam. Czarny pies z żółtymi ślepiami – przytaknęła.
Nie miała pojęcia co się dzieje, jak to wyjaśnić, co zrobić. Uciekać? Skryć się gdzieś, ponieważ zaraz stanie się coś złego? Czy może podziwiać piękno zjawiska nad głowami, ponieważ nie było od niego ucieczki? Może to zwiastun końca świata? Było by jej przykro, nie chciała stracić życia nim znowu nie spotka się ze swoją córką. Ze swoją Celinką.
- Nie mam pojęcia co to jest – podążyła wzrokiem za kobietą. – Nie znam takiej magii. Nie umiem jej wyjaśnić. Czy ty też to czujesz? – zadała to pytanie ponownie, ponieważ mężczyzna nie raczył jej odpowiedzieć. – Ten lęk? Strach?
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy dziewczyna zmieniła temat. Kiedy zaczęła kucać przy ziemi i coś innego przykuło jej uwagę. Rain znowu wpatrywała się w niebo, jak zahipnotyzowana nie potrafiła oderwać od tego wzroku. Jej silna wola ostatnio nie istniała. Nie była się w stanie oprzeć temu zjawisku i gdyby nie kobieta, jej głos który docierał do Huxley jakby zza ściany, kompletnie by odleciała.
- O czym ty mówi… ah – zerknęła. No tak, elfy.
Zacisnęła usta ponownie w cienką linię. Wpatrywała się w kobietę, która próbowała pomóc tym magicznym stworzeniom. Rain uważała, że im już się nie uda pomóc i nic się z tym już nie zrobi. Nie odważyła się jednak powiedzieć tego na głos. Za to bardziej zainteresowała ją to, co znajdowało się na drzewie. Te czarne smugi. Czy to była jakaś maź? Czy nieznana jej materia, której nie potrafiła wyjaśnić? Z pewnym momencie wyciągnęła dłoń chcąc dotknąć drzewa, żeby to sprawdzić, ale szybko cofnęła rękę. Wystraszyła się. Co jeśli dotykając tego przejdzie to na nią? Albo dosięgnie ją jakaś klątwa? Przełknęła ślinę.
- Temu drzewu chyba nie uda się już pomóc. Co to jest, na Merlina, nie rozumiem – warknęła.
Pierwszy raz podczas tego wieczoru, Huxley nie czuła tylko i wyłącznie pustki oraz smutku, ale zakiełkowała też i złość. Nie rozumiała co się dzieje. Nie wiedziała jak zareagować. Po co ona tu w ogóle jeszcze tkwiła? Powinna odwrócić się na pięcie i odejść jak najszybciej.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, aby tutaj być – dodała, może już trochę bardziej spokojnym głosem. – Kim jesteś?
Spojrzała na kobietę. Dopiero po chwili dotarło do niej, że kobieta z wyglądu jest bardzo podobna do panny Lovegood, której tak dawno nie widziała. Co za zbieg okoliczności. Nie dość, że los ciągle nie pozwala im się spotkać, to jeszcze rzuca Rain pod nogi kłody w postaci dziewcząt, tak podobnych.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Martwe drzewo [odnośnik]25.11.23 10:57
Zamrugała, słysząc słowa nieznajomej, uniósłszy brwi w zdumieniu - czarny pies z żółtymi ślepiami? Czy to dało się pomylić z czymkolwiek innym? Odruchowo chciała zapytać, czy jest pewna, ale przecież na własne oczy widziała podejrzany cień, a złe przeczucie napływało zewsząd, wypełniając serce grozą. Martwe drzewo, zranione elfy, sny, jasność komety, której widok niepokoił okrutnie - ponurak podejrzanie pasował do tego obrazka. Zacisnęła tylko wargi, ze zmartwieniem odwracając spojrzenie od ciemnowłosej kobiety. Różdżkę wciąż trzymała w pogotowiu, choć rozstrojenie utrudniało absolutną czujność. Rozejrzała się raz jeszcze, ale nie dostrzegła już cienia. Kątem oka zerknęła na mężczyznę, który chyba nadal nie mógł wyjść z szoku, ale było to trochę niepokojące. Może trzeba było się nim zająć? Słysząc pytanie, przełknęła ślinę.
- Tak - odpowiedziała, czując, że głos zadrżał nawet przy tym krótkim wyznaniu. - Jakby świat miał się skończyć, jakby była tam tylko pustka i zło - szepnęła, zaciskając mocniej palce na różdżce. Nie chciała podnosić spojrzenia na kometę, ale uległa dziwnej pokusie, jakby potrzebowała się upewnić, że nadal tam jest. Jej światło rzucało na świat ślad swojej obecności.
- Chyba lepiej na to nie patrzeć - podsunęła, czując w sobie tylko narastający lęk, o którym wspomniała nieznajoma.
Chwilę później przyglądała się elfom, rozpaczliwie szukając w głowie sposobu na pomoc, nic jednak nie przychodziło jej do głowy, nigdy nie widziała czegoś takiego. Choroba? Plaga? Czarna magia? Dreszcz przeszedł po plecach na samą myśl. Miała pozwolić im umrzeć? Coś musiało dać się zrobić. Może gdyby znała magię leczniczą, ale czy te zaklęcia byłyby w stanie im pomóc? Nie miała odpowiednich eliksirów, nawet w Ruderze, gdzie jeszcze nie przeniosła wszystkiego… Oczy stworzeń gasły, matowiały i na ten widok pękało jej serce.
Kątem oka dostrzegła ruch nieznajomej, a gdy ta zbliżyła się do drzewa, sama podniosła głowę, marszcząc brwi. Nie wiedząc czemu, Sue założyła, że kobieta nie będzie na tyle nierozsądna, by dotykać drzewa, ale kiedy wyciągnęła rękę, Lovegood natychmiast poderwała się z miejsca. - Nie! - wydusiła; nie krzyczała, ale nuta przestrogi w jej głosie była wyraźna. - Nie dotykaj tego! - dorzuciła, zrównując się w dwóch krokach z towarzyszką niedoli, na ten krótki moment spychając elfy na skraj świadomości - poruszanie się wśród nich nie było przyjemne, usiłowała nie patrzeć w dół, gdy serce drżało z rozpaczy. Odetchnęła z ulgą, widząc, że dłoń nieznajomej nie zetknęła się z korą. - Ono było już martwe. Było martwe, zanim to coś zaczęło się po nim wspinać - zauważyła, niezrażona warknięciem, gdy przyglądała się ciemnym żyłkom, nadal pnącym się ku górze. O ile elfom mogłaby przynajmniej ulżyć, rzucając na cierpiące stworzenia chociaż Animal somni, by umarły we śnie... z drzewem nie mogła zrobić nic, nie miała żadnego pomysłu, jak temu zapobiegać. Zaczynała tylko myśleć o tym, kogo zawiadomić. Powinna to zgłosić Ministerstwu w Plymouth…
- Nie chciałabym ich tak zostawiać - podjęła, kucając znów przy elfach - ale masz rację, tutaj może nie być bezpiecznie - potwierdziła, mimo tego nie ruszała się z miejsca. - Sue - przedstawiła się zwięźle, wyjątkowo ostrożnie podchodząc do kwestii nazwisk - takie czasy. Kobieta nie wyglądała jej na znajomą, nie kojarzyła jej z Doliny, ale może zamieszkała tu niedawno? Lovegood nie było tu przez jakiś czas. - A ty? - dopytała, wyciągając rękę, gdy podniosła się na chwilę. - Nie widziałam cię nigdy w Dolinie. Chyba powinnyśmy go gdzieś zaprowadzić, swoją drogą. Martwi mnie, może potrzebuje uzdrowiciela? Znacie się? - pytała łagodnie i cicho, głową wskazując mężczyznę, który nadal się nie odezwał. Zerknęła na niego mocno zmartwiona. - Przepraszam, słyszy mnie pan?



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Martwe drzewo - Page 7 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Martwe drzewo [odnośnik]27.11.23 21:20
Cieszyło ją, w pewnym sensie, że nie tylko ona czuła się dziwnie, spoglądając w gwiazdę. Bała się, że to z nią jest coś nie tak, a jednak to dziwne uczucie towarzyszyło każdemu, kto tylko uniósł głowę w kierunku komety. Starała się nie patrzeć, bardzo, ale to było momentami silniejsze od niej. Jedyne co mogła zrobić, to skupić się na dziewczynie, z którą teraz rozmawiała.
- Wiem, ale ciężko jest się powstrzymać. Ciągnie, kusi – zauważyła.
Ale jakoś udało jej się opanować i teraz całą swoją uwagę skierowała w kierunku kobiety. Zastanawiało ją, co się stało, że się tutaj pojawiła. Jaki miała ku temu powód? Co ja tu przyciągnęło? Czy też była z kimś umówiona? Raczej nie, coś innego. Może będzie miała okazję, aby ją o to zapytać?
Patrzyła z uwagą, jak dziewczyna pochyla się nad elfami. Czy była w stanie im jakoś pomóc? Znała taką magię, która mogłaby uchronić te magiczne stworzonka przed śmiercią? Nie była pewna. To na pewno byłaby bardzo ciężka i trudna magia, a towarzyszka wyglądała na młodą.
- Jesteś w stanie im pomóc? – zapytała, nim swoją uwagę skierowała na drzewo.
Nie chciała tego dotykać, chociaż może takie sprawiała wrażenie. Dlatego nie zdziwił ją niemalże krzyk kobiety, aby tego nie dotykała. Jej ręka zawisła w powietrzu, blisko czarnej substancji. Ale trochę jeszcze brakowało, nim jej palce zetknęły się z powierzchnią drzewa. Praktycznie poczuła, jak napięcie uchodziło z jasnowłosej kobiety, kiedy zorientowała się, że Huxley nie miała zamiaru dotykać tego czarnego czegoś. Nie mniej jednak było ono bardzo fascynujące. Ale Huxley również nie znała takiej magii ani nie miała takich umiejętności, które sprawiłyby, że mogłaby coś zrobić. Jakoś pomóc temu drzewu.
- Było martwe? Skąd wiesz? – odwróciła w jej kierunku głowę.
Popatrzyła, jak kuca znowu przy elfach i sama również dołączyła. Kucnęła przy nich i przyglądała im się, mocno zaciskając usta. Było ich zbyt dużo, żeby tak po prostu wziąć je w dłonie i gdzieś przenieść. A nawet jeśli by im się udało, unieść je jakkolwiek, to co z nimi zrobić? Gdzie je zabrać? Ulżenie w cierpieniu tym małym stworzeniom, chociaż dla Sue mogło być dość istotne, według Rain nie było teraz priorytetem.
- Rain – odpowiedziała, równie krótko. – Nie mogłaś widzieć, bo nie jestem stąd. Miałam tu umówione spotkanie, chyba z nim – kiwnęła na mężczyznę lekko głową. – Ale nie jestem pewna, bo nie udało nam się tego ustalić. Na niebie pojawiła się kometa i jakoś powód pojawienia się tutaj zszedł na dalszy plan. Czy myślisz, że tak kończą osoby, które nie są w stanie oprzeć się patrzeniu w niebo?
Utkwiła swój wzrok w mężczyźnie. Kompletnie się wyłączył. Nie reagował na to, co robiły, na to, co mówiły, nie zauważył nawet, że mieli nowe towarzystwo. Stał i wpatrywał się w niebo. W kometę. Wyglądał na zafascynowanego, ale jednocześnie całkowicie odciętego od świata. Gdy Sue do niego podeszła i chciała zwrócić na siebie jego uwagę, nawet nie zareagował.
- Lepiej będzie, jak faktycznie go stąd zabierzemy. Nie znam człowieka, w sumie, ale nie wiadomo co się z nim stanie, gdybyśmy go tak zostawiły – westchnęła ciężko. Jakby wiedziała, że to wszystko się tak potoczy, to na pewno by się tu nie pojawiła. – Masz jakieś miejsce, gdzie można go odstawić? On się w ogóle ruszy?
Wstała z kucnięcia, podeszła do mężczyzny i, bez zbędnego pytania o zgodę, próbowała pociągnąć go za ramię i przesunąć o kawałek.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Martwe drzewo
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach