Salon
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Duży i jasny salon, w którym dominują odcienie brązów oraz bieli, urządzony tak, aby sprawiał wrażenie przytulnego. Wszystkie ozdoby dobrane są przemyślanie, aby pasowały do siebie i tworzyły całość. Jest to pomieszczenie, do którego trafia się bezpośrednio po wejściu do mieszkania. Po przekroczeniu progu w oczy rzuca się kominek oraz stojące przed nim dwie nieduże kanapy oraz fotel, które oddziela mała ława. Najczęściej to właśnie na niej leżą książki i zwoje z dziedziny alchemii lub magomedycyny, chociaż właścicielka stara się, aby wszystkie znajdowały się na regale znajdującym się pod jedną ze ścian, a który niestety już dawno okazał się za mały na taką ilość ksiąg.
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jeżeli nawet zdawała sobie sprawę z tego, że Drew jest zbyt słaby, by zrozumieć, co się do niego mówi, nie wpłynęło to nijak na potok wyjaśnień, które spływały z jej ust szybciej, niż byłaby w stanie za nimi nadążyć. Instynktownie starała się poukładać sobie w głowie wydarzenia sprzed godzin (minut?), sama bowiem nie czuła już pewności, które miały miejsce naprawdę, a które wytworzyła projekcja potężnej magii Locus Nihil. Nie miała litości, ponieważ sama potrzebowała pomocy; kogoś, kto byłby w stanie wyjaśnić, udowodnić, że nie zwariowała już na stałe. Trzymała się historii, uparcie kładąc nacisk na czas przeszły, ponieważ chciała wierzyć, że to - mieszkanie Belviny, Drew uratowany, żywy - nie są już wyłącznie halucynacje.
- Wszyscy jesteśmy szaleni - wymamrotała smętnie w odpowiedzi na pytanie, nie dając równocześnie żadnych pewnych informacji. Czy one były potrzebne? Czy istniało jeszcze coś takiego jak pewna informacja?
Oddała się bezwolnie w ręce uzdrowicielki, nieskrępowana nagością, ale bezwiednie próbując stawać tak, by nie obnażać przed Drew swoich zdewastowanych pleców. Belvina zajęła się nią sprawnie, nie przedłużając cierpień ani upokorzenia. Po niedługiej chwili mogła założyć koszulę z powrotem, choć nie dało się już nic zaradzić na odcięte przedramię. Jej ubrania były podarte, przesiąknięte śmierdzącą metalicznie posoką; najchętniej weszłaby pod gorący prysznic i została tam do końca świata, jednak nie miała na to czasu.
- Nie żyje. Po prostu - potwierdziła sucho, a potem odwróciła się w stronę Belviny. - Muszę jej pomóc. Nie zrozumiesz - pokręciła głową, gorzko wykrzywiając usta. - Takie są rozkazy. Nie mam czasu siedzieć, muszę już iść. Zginie ich więcej - im dłużej zwlekała, tym silniejszą czuła pewność.
Chciała jeszcze odpowiedzieć Drew na pytanie o resztę, ale gdy zobaczyła, że zamyka oczy i kładzie się z powrotem na kanapie, westchnęła tylko i oparła prawą dłoń na jego czole.
- Śpij.
Spieszyło jej się, lecz wychodząc znalazła czas, by zostawić przy boku Drew jego różdżkę i piersiówkę. Skinęła Belvinie głową w milczącym geście podziękowania. Chwilę później już jej nie było.
/zt
- Wszyscy jesteśmy szaleni - wymamrotała smętnie w odpowiedzi na pytanie, nie dając równocześnie żadnych pewnych informacji. Czy one były potrzebne? Czy istniało jeszcze coś takiego jak pewna informacja?
Oddała się bezwolnie w ręce uzdrowicielki, nieskrępowana nagością, ale bezwiednie próbując stawać tak, by nie obnażać przed Drew swoich zdewastowanych pleców. Belvina zajęła się nią sprawnie, nie przedłużając cierpień ani upokorzenia. Po niedługiej chwili mogła założyć koszulę z powrotem, choć nie dało się już nic zaradzić na odcięte przedramię. Jej ubrania były podarte, przesiąknięte śmierdzącą metalicznie posoką; najchętniej weszłaby pod gorący prysznic i została tam do końca świata, jednak nie miała na to czasu.
- Nie żyje. Po prostu - potwierdziła sucho, a potem odwróciła się w stronę Belviny. - Muszę jej pomóc. Nie zrozumiesz - pokręciła głową, gorzko wykrzywiając usta. - Takie są rozkazy. Nie mam czasu siedzieć, muszę już iść. Zginie ich więcej - im dłużej zwlekała, tym silniejszą czuła pewność.
Chciała jeszcze odpowiedzieć Drew na pytanie o resztę, ale gdy zobaczyła, że zamyka oczy i kładzie się z powrotem na kanapie, westchnęła tylko i oparła prawą dłoń na jego czole.
- Śpij.
Spieszyło jej się, lecz wychodząc znalazła czas, by zostawić przy boku Drew jego różdżkę i piersiówkę. Skinęła Belvinie głową w milczącym geście podziękowania. Chwilę później już jej nie było.
/zt
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
| 15 października 1957 r.
Lato powoli ustępowało miejsca jesieni. Początkowo pożółkłe liście spoczywające na gałęziach drzew, teraz ścieliły gęsto brunatną ziemię. Wszystko stopniowo obumierało, aby powitać nadejście zimy a w końcu i zimy. Nieprzerwany cykl życia postępował, co nie umknęło uwadze Angelici, dość podatnej na zmiany w pogodzie. Chłód, który towarzyszył każdemu dniu; był przeszywający, a choć kiedyś była w stanie narzekać na wysokie temperatury, obecnie zaczynała tęsknić za dawnym ciepłem. Nie pomagał w tym wszystkim fakt, że zaczynała odczuwać tęsknotę za Francją, w której tak długo przebywała ani to że ćwierćwila zaczynała ostatnio popadać w melancholię. Nieważne jak bardzo by się przed tym broniła, zawsze kończyło się na przeglądaniu starych pamiątek rodzinnych albo opowiadaniu starych jak świat historii.
Z pomocą jednak przyszło spotkanie z Belviną. Można nawet powiedzieć, że młodsza odrobinę się do kuzynki wprosiła. Ale czego się nie robi z miłości do rodziny? Czuła, że Belvinie przyda się towarzystwo, tym bardziej że sytuacja w Londynie zdawała się pogarszać. Nawet jeśli łączyła je tylko kuzynowska więź, Angelique wiedziała, że na dobrą sprawę mają jedynie siebie. To prawda że Angelica miała także ojczyma i przyrodnich braci… Ostatnimi czasy jednak czuła się dla nich bardziej jak ciężar. Nie łączyły ich więzy krwi, poza tym mieli swoje życie i nie musieli znosić jej wybryków. Z Belviną zaś znała się naprawdę długi czas i nie czuła, że powinna jej unikać. Miała wrażenie, że kuzynka rozumie ją jak nikt inny, nawet jeżeli nie była półwilą.
Żar bijący z rozpalonego ognia w kominku był całkiem przyjemny. Całe mieszkanie samo w sobie wydawało się bardzo przytulne. Stanowiło miłą odmianę od dużego domu, w którym mieszkała Angelique, a który często bywał pusty.
– Wybacz, Belvino, że tak na ciebie naciskałam – westchnęła złotowłosa, rozbierając się z płaszcza. Musiała przyznać, że jej list brzmiał trochę, jakby próbowała zmusić do czegoś kuzynkę albo mocno ją do czegoś przekonać. To nie było w porządku, nie powinna tak robić. – Z drugiej strony nie masz pojęcia, ile pragnę ci opowiedzieć. Tyle się ostatnio działo! – dodała z prawdziwym przejęciem. Co prawda wiele z rzeczy, które zamierzała dziś wyjawić Belvinie, było plotkami, ale nie wyssanymi z palca. A takie nie powinny nikomu zaszkodzić, prawda?
Wygładziła delikatnie sukienkę, po czym zajęła miejsce na kanapie, dbając o nienaganną postawę. Może i nie była lady, ale definitywnie była nadal damą. Nawet jeżeli teraz trochę zubożałą.
– Ale myślę, że powinnyśmy zacząć od ciebie – oświadczyła stanowczo. – Jak się czujesz? Potrzeba ci czegoś? Zaczynam odnosić wrażenie, że sytuacja w Londynie zamiast się polepszać, pogarsza się z każdym miesiącem… Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że niektóre towary przestaną być tak łatwo dostępne. – powiedziała to wręcz z pretensją w głosie, ale było w nim także słychać nutę rozpaczy. Przybyła tu, by zobaczyć ukochane miasto w rozkwicie, a nie w ruinie! Wracając, miała nadzieję, że wszystko się ustabilizowało albo chociaż ustabilizuje. Tymczasem społeczeństwo zaczęło biednieć, a wielu buntowników dalej nie ujęto. W takich chwilach nabierała ochoty, by wrócić od razu na Lazurowe Wybrzeże pełne słońca i tętniące życiem.
Potarła kilkukrotnie ręce, żeby szybciej odtajały, w dalszym ciągu napawając się płynącym od kominka ciepłem. Im bliżej go była, tym było jej milej. Zastanawiała się jednak, czy – gdyby już była pod wpływem silnych emocji – jej kule ogniste miałyby podobny rezultat. Nigdy nie patrzyła na to z tej strony, ale czy rzeczywiście jej moc mogła się w takich sytuacjach przydać? Powodowała zniszczenie, mimo to mogłaby być całkiem pożyteczna, gdyby tak było. Ćwierćwila definitywnie powinna to kiedyś przetestować.
– A jak z pracą? Dajesz sobie radę? Na pewno musi ci być ciężko. – Domyślała się, że w Belvinę musiało to uderzać najbardziej. W operach zwolniono jedynie niektórych pracowników fizycznych takich jak sprzątaczki ze względu na czarno malujące się finanse przybytku. Widzowie jednak byli tak dobrze ubrani jak zawsze, choć Angelica z przykrością zauważyła, że niektórych brakuje wśród widowni. Jej kuzynka natomiast jako uzdrowicielka musiała mieć do czynienia z rozmaitymi czarodziejami – musiała widzieć różnice pomiędzy jej najdostatniej żyjącymi a tymi uboższymi pacjentami.
Lato powoli ustępowało miejsca jesieni. Początkowo pożółkłe liście spoczywające na gałęziach drzew, teraz ścieliły gęsto brunatną ziemię. Wszystko stopniowo obumierało, aby powitać nadejście zimy a w końcu i zimy. Nieprzerwany cykl życia postępował, co nie umknęło uwadze Angelici, dość podatnej na zmiany w pogodzie. Chłód, który towarzyszył każdemu dniu; był przeszywający, a choć kiedyś była w stanie narzekać na wysokie temperatury, obecnie zaczynała tęsknić za dawnym ciepłem. Nie pomagał w tym wszystkim fakt, że zaczynała odczuwać tęsknotę za Francją, w której tak długo przebywała ani to że ćwierćwila zaczynała ostatnio popadać w melancholię. Nieważne jak bardzo by się przed tym broniła, zawsze kończyło się na przeglądaniu starych pamiątek rodzinnych albo opowiadaniu starych jak świat historii.
Z pomocą jednak przyszło spotkanie z Belviną. Można nawet powiedzieć, że młodsza odrobinę się do kuzynki wprosiła. Ale czego się nie robi z miłości do rodziny? Czuła, że Belvinie przyda się towarzystwo, tym bardziej że sytuacja w Londynie zdawała się pogarszać. Nawet jeśli łączyła je tylko kuzynowska więź, Angelique wiedziała, że na dobrą sprawę mają jedynie siebie. To prawda że Angelica miała także ojczyma i przyrodnich braci… Ostatnimi czasy jednak czuła się dla nich bardziej jak ciężar. Nie łączyły ich więzy krwi, poza tym mieli swoje życie i nie musieli znosić jej wybryków. Z Belviną zaś znała się naprawdę długi czas i nie czuła, że powinna jej unikać. Miała wrażenie, że kuzynka rozumie ją jak nikt inny, nawet jeżeli nie była półwilą.
Żar bijący z rozpalonego ognia w kominku był całkiem przyjemny. Całe mieszkanie samo w sobie wydawało się bardzo przytulne. Stanowiło miłą odmianę od dużego domu, w którym mieszkała Angelique, a który często bywał pusty.
– Wybacz, Belvino, że tak na ciebie naciskałam – westchnęła złotowłosa, rozbierając się z płaszcza. Musiała przyznać, że jej list brzmiał trochę, jakby próbowała zmusić do czegoś kuzynkę albo mocno ją do czegoś przekonać. To nie było w porządku, nie powinna tak robić. – Z drugiej strony nie masz pojęcia, ile pragnę ci opowiedzieć. Tyle się ostatnio działo! – dodała z prawdziwym przejęciem. Co prawda wiele z rzeczy, które zamierzała dziś wyjawić Belvinie, było plotkami, ale nie wyssanymi z palca. A takie nie powinny nikomu zaszkodzić, prawda?
Wygładziła delikatnie sukienkę, po czym zajęła miejsce na kanapie, dbając o nienaganną postawę. Może i nie była lady, ale definitywnie była nadal damą. Nawet jeżeli teraz trochę zubożałą.
– Ale myślę, że powinnyśmy zacząć od ciebie – oświadczyła stanowczo. – Jak się czujesz? Potrzeba ci czegoś? Zaczynam odnosić wrażenie, że sytuacja w Londynie zamiast się polepszać, pogarsza się z każdym miesiącem… Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że niektóre towary przestaną być tak łatwo dostępne. – powiedziała to wręcz z pretensją w głosie, ale było w nim także słychać nutę rozpaczy. Przybyła tu, by zobaczyć ukochane miasto w rozkwicie, a nie w ruinie! Wracając, miała nadzieję, że wszystko się ustabilizowało albo chociaż ustabilizuje. Tymczasem społeczeństwo zaczęło biednieć, a wielu buntowników dalej nie ujęto. W takich chwilach nabierała ochoty, by wrócić od razu na Lazurowe Wybrzeże pełne słońca i tętniące życiem.
Potarła kilkukrotnie ręce, żeby szybciej odtajały, w dalszym ciągu napawając się płynącym od kominka ciepłem. Im bliżej go była, tym było jej milej. Zastanawiała się jednak, czy – gdyby już była pod wpływem silnych emocji – jej kule ogniste miałyby podobny rezultat. Nigdy nie patrzyła na to z tej strony, ale czy rzeczywiście jej moc mogła się w takich sytuacjach przydać? Powodowała zniszczenie, mimo to mogłaby być całkiem pożyteczna, gdyby tak było. Ćwierćwila definitywnie powinna to kiedyś przetestować.
– A jak z pracą? Dajesz sobie radę? Na pewno musi ci być ciężko. – Domyślała się, że w Belvinę musiało to uderzać najbardziej. W operach zwolniono jedynie niektórych pracowników fizycznych takich jak sprzątaczki ze względu na czarno malujące się finanse przybytku. Widzowie jednak byli tak dobrze ubrani jak zawsze, choć Angelica z przykrością zauważyła, że niektórych brakuje wśród widowni. Jej kuzynka natomiast jako uzdrowicielka musiała mieć do czynienia z rozmaitymi czarodziejami – musiała widzieć różnice pomiędzy jej najdostatniej żyjącymi a tymi uboższymi pacjentami.
Wiesz, czemu śnieg jest biały? Bo zapomniał już, kim był dawniej.
Angelique Blythe
Zawód : Śpiewaczka operowa
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Kiedy na Ciebie patrzę, czuję to.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Salon
Szybka odpowiedź