Smoczy zagajnik
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Smoczy zagajnik
Smoczy zagajnik powstał stosunkowo niedawno, bo tuż po tym, jak część rezerwatu została zniszczona przez szalejące nad Wielką Brytanią anomalie, zmuszając władze Peak District do przeniesienia zamieszkujących główne terrarium smocząt. Najmłodsze smoki umieszczono w zagajniku, specjalnie wydzielony teren wyjątkowo ogradzając nie przeszklonymi ścianami, a ochronnymi zaklęciami, uniemożliwiającymi smoczętom oddalenie się poza wyznaczone granice. Obszar jest w dużej mierze zalesiony, ze sporej wielkości polaną pośrodku, na której młode smoki uczą się latać; na jej skraju znajduje się grota służąca za legowisko, a przepływający obok niej strumień w jednym miejscu rozlewa się szeroko, tworząc staw.
Na terenie zagajnika wzniesiono również altanę otoczoną zapewniającą niewidzialność barierą, która dla smokologów stanowi punkt obserwacyjny, pozwalający im na śledzenie zachowania smocząt bez ujawniania swojej obecności. Chociaż wstęp dla osób postronnych jest surowo wzbroniony, czasami zdarza się, że opiekunowie zgadzają się zabrać do zagajnika specjalnych, cieszących się zaufaniem gości.
Na terenie zagajnika wzniesiono również altanę otoczoną zapewniającą niewidzialność barierą, która dla smokologów stanowi punkt obserwacyjny, pozwalający im na śledzenie zachowania smocząt bez ujawniania swojej obecności. Chociaż wstęp dla osób postronnych jest surowo wzbroniony, czasami zdarza się, że opiekunowie zgadzają się zabrać do zagajnika specjalnych, cieszących się zaufaniem gości.
Powinna się ich bać. Kiedy w konwersacji przy herbacie i herbatnikach wychodziły na jaw jej powiązania z ludźmi profesji zbliżonej do Gabriela, pokryte szminkami usta koleżanek otwierały się w zdziwionym geście, a z gardła okazyjnie wydobywały zaskoczone westchnienie. Przecież byli to ludzie niebezpieczni, poranieni doświadczeniami, z którymi ciężarem często sami sobie nie potrafili poradzić. Osoby, o których nie myśleli w trakcie codzienności, ale to właśnie oni, a nie nikt inny, ich przed zagrożeniem rutyny bronili. Do czasu. Teraz nic już nie było takie same, a Ronja szczerze wątpiła, że wrócą jeszcze do takiego samego porządku świata jak wcześniej. Raz wprawione w ruch zmiany toczyły się własnym torem, a konsekwencje poczynań osób, które uważały się za godne do decydowania o losach innych, mieli odczuwać jeszcze bardzo długo. Na własnej skórze. Ciepło od grubej tkaniny odzieży roznosiło się po jej kończynach, kiedy ustawiła się naprzeciw gościa, tak by lepiej widzieć jego znajome rysy twarzy. Tonksów nie dało się pomylić z kimkolwiek innym, a jeśli już raz poznało się ich aurę i barwy uczuć, ciężko było ignorować obecność ich charakterystycznej energii. Pełne spojrzenie błękitnych oczu, jasnowłosa czupryna i postawna sylwetka, której sama obecność w niedalekiej odległości zapewniała jakieś złudne poczucie bezpieczeństwa. Idealni kandydaci na aurorów, perfekcyjne okazy dobrych serc złamanych przez okrutność losu. Dopiero gdy posiadało się umiejętność patrzenia poprzez powierzchowność, a tą Fancourt wypracowała w sobie latami cierpliwości, następowała realizacja tego kim właściwie był Gabriel, oraz czym zajmował się przez większość dorosłego życia. Pozyskiwanie informacji wymagało wielu umiejętności i z pewnością nie każda z nich kończyła się uprzejmą wymianą komplementów, a praca w organach ścigania wiązała się z gotowością do odparcia ataku zarówno fizycznego jak i magicznego. Czarodzieje tacy jak on nie łamali się efektownie. Nie zwracali uwagi postronnych ludzi, często samym ignorując własne słabości, a te niepowstrzymane, drążyły głębokie tunele w ich duchach. Ronja często porównywała je do łzawych śladów po płaczu, zaschniętej soli na policzku, która mówiła o głęboko skrywanych boleściach. Tamci rzadko płakali, a przynajmniej nie robili tego na zewnątrz, większość dławiąc w sobie latami, aż do momentu finalnego ukruszenia rzeczywistości.
Umysł mimowolnie przypomniał sobie akta sprawy śmierci Marka, a bursztynowe spojrzenie prześlizgnęło się po obserwującą ją w milczeniu mężczyźnie.
– Jednak jesteś. – Przytaknęła, tylko przez chwilę zastanawiając się jaki może być faktyczny powód tej wizyty. Oczywiście, zawsze istniała szansa, że mieli tu do czynienia wyłącznie z powrotem do starej znajomości, ale coś w pobieżnej analizie dawnego pacjenta nie pozwalała przystać Fancourt na tak proste wytłumaczenie. Zmienił się. – Dzień dobry Gabrielu. – Tęskniła do prostych rozmów. Tych, niezobowiązujących pogawędek, podczas których mogła pozwolić na wytchnienie dla wiecznie czujnych zmysłów, ostrożnej empatii która wyciągała blade ramiona w stronę każdego rozmówcy i uważnie sprawdzała z jakiego rodzaju człowiekiem Fancourt miała do czynienia tym razem. Od swojej zwierzchniczki w czasach początku pracy dla Ministerstwa usłyszała, że ma dar. Niewielu potrafiło widzieć ludzi tak jak robiła to ona, w najczystszej formie szczerości, często z łatwością wychodząc ponad uprzedzenia i skrzywiające wizję charakteru plotki. Kiedy Ronja patrzyła na kogoś, pragnęła zrozumieć wszystko, co było do zrozumienia, a to, co niejasne pozostawić w niezmienionej formie odczuwania, którego doświadczał sam obserwowany. Potrafiła zrozumieć wielu, ale też z wieloma się personalnie nie zgadzała. Fakt, że niekiedy brutalny tok rozumowania okazywał się poniekąd racjonalny wprawiał ją tylko w większą konsternację, oraz upewniał, że to, co nazywa się darem, równie szybko może stać się przekleństwem. – To chyba komplement z ust kogoś o twoim doświadczeniu zawodowym. - Uśmiechnęła się lekko, odwracając głowę w stronę ściany drzew zagajnika. W bardzo dalekiej odległości, dało się usłyszeć cichy, przerywany ryk smoków, najpewniej w trakcie swych zabaw i igraszek. – Ale tak, znalazłam swoje małe miejsce. Może nie takie całkiem małe, na pewno bezpieczne. Nic nam tutaj nie grozi. – Ostatnie zdanie dodała miękko, ale celowo. Nie wiedziała w końcu co działo się z Tonksem przez te wszystkie miesiące, a cichy głos z tyłu głowy podpowiadał, że aby uzyskać odpowiedzi, powinna być cierpliwa. Jak zawsze. – Mam nadzieję, że ty również masz swoje bezpieczne miejsce. Dawno od ciebie nie słyszałam, wszystko w porządku?
Umysł mimowolnie przypomniał sobie akta sprawy śmierci Marka, a bursztynowe spojrzenie prześlizgnęło się po obserwującą ją w milczeniu mężczyźnie.
– Jednak jesteś. – Przytaknęła, tylko przez chwilę zastanawiając się jaki może być faktyczny powód tej wizyty. Oczywiście, zawsze istniała szansa, że mieli tu do czynienia wyłącznie z powrotem do starej znajomości, ale coś w pobieżnej analizie dawnego pacjenta nie pozwalała przystać Fancourt na tak proste wytłumaczenie. Zmienił się. – Dzień dobry Gabrielu. – Tęskniła do prostych rozmów. Tych, niezobowiązujących pogawędek, podczas których mogła pozwolić na wytchnienie dla wiecznie czujnych zmysłów, ostrożnej empatii która wyciągała blade ramiona w stronę każdego rozmówcy i uważnie sprawdzała z jakiego rodzaju człowiekiem Fancourt miała do czynienia tym razem. Od swojej zwierzchniczki w czasach początku pracy dla Ministerstwa usłyszała, że ma dar. Niewielu potrafiło widzieć ludzi tak jak robiła to ona, w najczystszej formie szczerości, często z łatwością wychodząc ponad uprzedzenia i skrzywiające wizję charakteru plotki. Kiedy Ronja patrzyła na kogoś, pragnęła zrozumieć wszystko, co było do zrozumienia, a to, co niejasne pozostawić w niezmienionej formie odczuwania, którego doświadczał sam obserwowany. Potrafiła zrozumieć wielu, ale też z wieloma się personalnie nie zgadzała. Fakt, że niekiedy brutalny tok rozumowania okazywał się poniekąd racjonalny wprawiał ją tylko w większą konsternację, oraz upewniał, że to, co nazywa się darem, równie szybko może stać się przekleństwem. – To chyba komplement z ust kogoś o twoim doświadczeniu zawodowym. - Uśmiechnęła się lekko, odwracając głowę w stronę ściany drzew zagajnika. W bardzo dalekiej odległości, dało się usłyszeć cichy, przerywany ryk smoków, najpewniej w trakcie swych zabaw i igraszek. – Ale tak, znalazłam swoje małe miejsce. Może nie takie całkiem małe, na pewno bezpieczne. Nic nam tutaj nie grozi. – Ostatnie zdanie dodała miękko, ale celowo. Nie wiedziała w końcu co działo się z Tonksem przez te wszystkie miesiące, a cichy głos z tyłu głowy podpowiadał, że aby uzyskać odpowiedzi, powinna być cierpliwa. Jak zawsze. – Mam nadzieję, że ty również masz swoje bezpieczne miejsce. Dawno od ciebie nie słyszałam, wszystko w porządku?
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Coś w tym było. Ludzie pokroju Gabriela nie do końca byli bezpieczni. Co prawda sam Tonks nigdy nie postrzegał się jako osobnika niebezpiecznego to wiedział, że z pewnością przez niektórych jest tak widziany. Prawda była taka, że w pewnym sensie musieli tacy być. Ich praca sama w sobie nie była bezpieczna i Gabs kiedyś się śmiał, że tylko szaleńcy podejmują się pracy w organach ścigania. Z czasem pojął, że faktycznie każdy z jego współpracowników miał swoje własne odchyły. Potem zrozumiał, że taka odrobina szaleństwa była im potrzebna, żeby doszczętnie nie zwariować.
- Zdecydowanie komplement. – pokiwał głową delikatnie się przy tym uśmiechając.
Uważał się za profesjonalistę w dziedzinie zbierania informacji. Kiedy jeszcze pracował miał bardzo dobre wyniki i zebrane przez niego dane przyczyniły się nie raz do złapania sprawców, z czego był bardzo dumny. Żył w przeświadczeniu, że jego praca ma duży wpływ na bezpieczeństwo społeczeństwa. Chciał by tak było, by nikt nie musiał przechodzić przez to co on, tylko dlatego, że ktoś przekazał niepewne informację. Dlatego też zawsze doceniał i szanował osoby, które w zatarcie za sobą śladów włożyły tyle pracy, że on musiał się trochę nagimnastykować by go tą osobę znaleźć.
Wiedział, że ma co czynienia ze specjalistą i domyślał się, że pod pewnymi względami już go rozpracowała. Sam po sobie widział, że się zmienił, a co dopiero ktoś z taką wiedzą jaką posiadała Ronja.
- Nadal sam siebie potrafię zaskoczyć jak widać. – pokiwał głową patrząc na nią ze spokojem wymalowanym na twarzy.
Spojrzał w dal słysząc daleki ryk smoka i mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie. Nigdy nie widział smoka, nie dorosłego i nie żywego w każdym razie. Raz udało mu się trafić na handlarzy smokami wykradzionymi z jednego z rezerwatów w Europie. Jednak zanim zdążyli dotrzeć do transportu, młodej stworzenie zdechło w klatce z wycieczenia i braku pożywienia. Było mu wtedy naprawdę żal tego smoka.
- Pewnie mimo spokoju się tu nie nudzisz, co? – uniósł brew ku górze, na powrót wracając do niej wzrokiem.
Po chwili zamyślił się nad jej słowami. Dla kogoś takiego jak on nie było tak naprawdę bezpiecznego miejsca. Jednak dom, który dzielił z rodzeństwem z pewnością był swojego rodzaju azylem, gdzie mógł wyciągnąć nogi na fotelu i odpocząć.
- Myślę, że można powiedzieć, że mam takie miejsce. – skinął głową – Szczerze? Sam nie wiem, mam od jakiegoś czasu straszny mętlik w głowie. Śmierć zabiera ci bardzo dużo, nie wiesz jak dużo dopóki tego nie doświadczysz. – westchnął sięgając do kieszeni.
Wyciągnął paczkę papierosów, po czym jednego odpalił i zaciągnął się. W pierwszym życiu udało mu się rzucić to cholerstwo, ale w drugim na nowo wrócił do nałogu.
- Zdecydowanie komplement. – pokiwał głową delikatnie się przy tym uśmiechając.
Uważał się za profesjonalistę w dziedzinie zbierania informacji. Kiedy jeszcze pracował miał bardzo dobre wyniki i zebrane przez niego dane przyczyniły się nie raz do złapania sprawców, z czego był bardzo dumny. Żył w przeświadczeniu, że jego praca ma duży wpływ na bezpieczeństwo społeczeństwa. Chciał by tak było, by nikt nie musiał przechodzić przez to co on, tylko dlatego, że ktoś przekazał niepewne informację. Dlatego też zawsze doceniał i szanował osoby, które w zatarcie za sobą śladów włożyły tyle pracy, że on musiał się trochę nagimnastykować by go tą osobę znaleźć.
Wiedział, że ma co czynienia ze specjalistą i domyślał się, że pod pewnymi względami już go rozpracowała. Sam po sobie widział, że się zmienił, a co dopiero ktoś z taką wiedzą jaką posiadała Ronja.
- Nadal sam siebie potrafię zaskoczyć jak widać. – pokiwał głową patrząc na nią ze spokojem wymalowanym na twarzy.
Spojrzał w dal słysząc daleki ryk smoka i mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie. Nigdy nie widział smoka, nie dorosłego i nie żywego w każdym razie. Raz udało mu się trafić na handlarzy smokami wykradzionymi z jednego z rezerwatów w Europie. Jednak zanim zdążyli dotrzeć do transportu, młodej stworzenie zdechło w klatce z wycieczenia i braku pożywienia. Było mu wtedy naprawdę żal tego smoka.
- Pewnie mimo spokoju się tu nie nudzisz, co? – uniósł brew ku górze, na powrót wracając do niej wzrokiem.
Po chwili zamyślił się nad jej słowami. Dla kogoś takiego jak on nie było tak naprawdę bezpiecznego miejsca. Jednak dom, który dzielił z rodzeństwem z pewnością był swojego rodzaju azylem, gdzie mógł wyciągnąć nogi na fotelu i odpocząć.
- Myślę, że można powiedzieć, że mam takie miejsce. – skinął głową – Szczerze? Sam nie wiem, mam od jakiegoś czasu straszny mętlik w głowie. Śmierć zabiera ci bardzo dużo, nie wiesz jak dużo dopóki tego nie doświadczysz. – westchnął sięgając do kieszeni.
Wyciągnął paczkę papierosów, po czym jednego odpalił i zaciągnął się. W pierwszym życiu udało mu się rzucić to cholerstwo, ale w drugim na nowo wrócił do nałogu.
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie wiedziała wiele, a im częściej w jej życiu pojawiały się podobne niespodzianki co nagłe pojawienie się Tonksa, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że wiele rzeczy jeszcze pozostało do odkrycia i zrozumienia. Ludzie stanowili tak skomplikowane organizmy, o stale zmieniających się jak w kalejdoskopie przyzwyczajeniach, których nie dało się nigdy w pełni przewidzieć. Mogła jedynie próbować niczym cierpliwy artysta, dobierać odpowiednie barwy cudzych emocji, malować szkice zrozumianych krajobrazów i mieć nadzieję, że uda się jej odwzorować rzeczywistość taką jaka jest dla innych. - Zatem pozwól, że za niego podziękuję. - Uśmiechnęła się zdawkowo, myślami wracając do teczki Gabriela, która lata temu spoczywała na jej ministerialnym biurku. Przebyte misje, samopoczucie i kontrola osobista jaką przebywał po każdej z nich, wszystko po to, by upewnić się o zdrowiu własnych zmysłów, o świadomości, że wymierzana dzień w dzień sprawiedliwość nie odebrała mu prawowitego osądu nad własnym postępowaniem.
Wyglądał teraz spokojnie, jasno jak go zapamiętała, promieniując tym charakterystycznym czarem, ale mimo tego, nie dało się nie zauważyć, że coś przysłaniało całkowitą szczerość uśmiechów mężczyzny. - Mam nadzieję, że tych zaskoczeń masz teraz w swoim życiu mniejszą ilość niż za dawnych czasów. - Odparła, nieco żartobliwie, wciąż jednak z zainteresowaniem oczekując odpowiedzi. Co robił teraz, nie była w stanie określić, ale najprawdopodobniej wciąż praktyka ta skłaniała czarodzieja do ryzykowania swoim życiem, czego Ronja nie popierała do końca, w wielu wypadkach i przez wiele względów. Na pytanie byłego aurora westchnęła krótko w zamyśleniu, krzyżując ręce na piersi. - Można tak powiedzieć, zdarzają się ciekawe zajścia. - Przerwała na chwilę, unosząc podbródek wyżej w ułamku zastanowienia. - Miesiąc temu natknęłam się na Michaela. Nie miewa się chyba najlepiej z tego co zauważyłam. - Wreszcie wypowiedziała słowa, by zaraz potem między nimi zapadła pewna, aczkolwiek komfortowa cisza. Łagodny śpiew ptaków pozwolił kobiecie nabrać odpowiedniego dystansu i lepiej zaobserwować reakcję swojego rozmówcy. Nie zamierzała jednak kontynuować rodzinnego tematu, jeśli tamten nie miał na to ochoty, toteż dość szybko skupiła się na dalszej wypowiedzi, przybierając wygodną pozycję przy ogrodzeniu altany. - Coś konkretnego powoduje ten “mętlik”, czy to ogólne poczucie? - Spytała miękko, nawiązując kontakt wzrokowy bez presji, by zaraz potem przenieść wzrok na oddalony krajobraz smoczego padoku. Rozmówca mógł mieć pewność, że Ronja poświęca mu całą swoją uwagę, ale jednocześnie nie przyciska zbyt mocno o odpowiedzi, dając swobodną okazję do wybrnięcia z każdego pytania, które mogło okazać się, trafiać w drażliwe emocje.
Przez twarz przemknęła oznaka zaskoczenia, która zniknęła równie szybko, co się pojawiła, kiedy tamten sięgnął po papierosa. Nałogi i używki nie były Fancourt obce, ba sama podczas podróży w Egipcie miała okazję spróbować działania kilku specyfików, na potrzebę zgłębienia ich działalności wobec czarodziejskiego umysłu. Gdy przychodziło jednak do stosowaniu stałych substancji, jak chociażby wyrobów tytoniowych, czy opioidów, tradycja wushu, oraz szczególna dbałość o stan własnego organizmu upewniały ją we wstrzemięźliwości. - Nie wiedziałam, że palisz. - Zagaiła z innego tematu, zastanawiając się ile swoich świeżych tajemnic Gabriel będzie skłonny jej wyjawić w tak krótkim i niespodziewanym spotkaniu.
Wyglądał teraz spokojnie, jasno jak go zapamiętała, promieniując tym charakterystycznym czarem, ale mimo tego, nie dało się nie zauważyć, że coś przysłaniało całkowitą szczerość uśmiechów mężczyzny. - Mam nadzieję, że tych zaskoczeń masz teraz w swoim życiu mniejszą ilość niż za dawnych czasów. - Odparła, nieco żartobliwie, wciąż jednak z zainteresowaniem oczekując odpowiedzi. Co robił teraz, nie była w stanie określić, ale najprawdopodobniej wciąż praktyka ta skłaniała czarodzieja do ryzykowania swoim życiem, czego Ronja nie popierała do końca, w wielu wypadkach i przez wiele względów. Na pytanie byłego aurora westchnęła krótko w zamyśleniu, krzyżując ręce na piersi. - Można tak powiedzieć, zdarzają się ciekawe zajścia. - Przerwała na chwilę, unosząc podbródek wyżej w ułamku zastanowienia. - Miesiąc temu natknęłam się na Michaela. Nie miewa się chyba najlepiej z tego co zauważyłam. - Wreszcie wypowiedziała słowa, by zaraz potem między nimi zapadła pewna, aczkolwiek komfortowa cisza. Łagodny śpiew ptaków pozwolił kobiecie nabrać odpowiedniego dystansu i lepiej zaobserwować reakcję swojego rozmówcy. Nie zamierzała jednak kontynuować rodzinnego tematu, jeśli tamten nie miał na to ochoty, toteż dość szybko skupiła się na dalszej wypowiedzi, przybierając wygodną pozycję przy ogrodzeniu altany. - Coś konkretnego powoduje ten “mętlik”, czy to ogólne poczucie? - Spytała miękko, nawiązując kontakt wzrokowy bez presji, by zaraz potem przenieść wzrok na oddalony krajobraz smoczego padoku. Rozmówca mógł mieć pewność, że Ronja poświęca mu całą swoją uwagę, ale jednocześnie nie przyciska zbyt mocno o odpowiedzi, dając swobodną okazję do wybrnięcia z każdego pytania, które mogło okazać się, trafiać w drażliwe emocje.
Przez twarz przemknęła oznaka zaskoczenia, która zniknęła równie szybko, co się pojawiła, kiedy tamten sięgnął po papierosa. Nałogi i używki nie były Fancourt obce, ba sama podczas podróży w Egipcie miała okazję spróbować działania kilku specyfików, na potrzebę zgłębienia ich działalności wobec czarodziejskiego umysłu. Gdy przychodziło jednak do stosowaniu stałych substancji, jak chociażby wyrobów tytoniowych, czy opioidów, tradycja wushu, oraz szczególna dbałość o stan własnego organizmu upewniały ją we wstrzemięźliwości. - Nie wiedziałam, że palisz. - Zagaiła z innego tematu, zastanawiając się ile swoich świeżych tajemnic Gabriel będzie skłonny jej wyjawić w tak krótkim i niespodziewanym spotkaniu.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Mimowolnie lekko uśmiechnął się na jej słowa. Czy życie mniej go zaskakiwało niż w przeszłości? Trudno było powiedzieć. Teraz, kiedy własna magia zaskakiwała go bardziej niż wcześniej, koszmary nawiedzały prawie co noc, nie mógł powiedzieć, że brakowało mu w życiu rozrywki. Zwłaszcza w ostatnim czasie kiedy postanowił, że powróci całkowicie do przerwanego życia, chcąc na nowo brać udział w walce.
- Nie powiedziałbym, ale wydaje mi się, że nie ma w tym nic złego. Jest w tym coś pokrzepiającego, że jeszcze coś może mnie zaskoczyć. - powiedział przenosząc na nią wzrok, jednocześnie uśmiechając się łagodnie.
O dziwo Gabriel na prawdę był przy zdrowych zmysłach. Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że wyraźniej i z innej, nowej perspektywy patrzył na świat. Owszem, widział jego ciemne strony, ale to pozwalało mu jeszcze wyraźniej widzieć te jasne, których wszyscy tak bardzo potrzebowali. Sytuacja w jakiej się znaleźli, tu miał na myśli oczywiście polityczną, zmuszała ludzi do wielu rzeczy. Wiele osób z pewnością nie raz dowiedziało się o sobie rzeczy, których nigdy by się nie spodziewali. Z doświadczenia wiedział, że w obliczu zagrożenia było się gotowym na wiele, o ile nie na wszystko.
Kiedy Ronja wspomniała o Michaelu, uniósł zaskoczony brew ku górze. Podejrzewał, że jego brat również kiedyś był gościem w gabinecie Ronji, ale nigdy mu tego nie powiedział, a on sam nigdy nie pytał. Domyślał się jednak, że skoro oboje byli aurorami, nie mogło być inaczej. Teraz jednak nie miał z nim zbyt dużego kontaktu. Owszem, mieszali razem, ba nawet jakiś czas temu udali się razem na polowanie i Gabriel opowiedział mu kilka ważnych rzeczy...ale mimo wszystko gdzieś tam jeszcze była między nimi ściana, mur, który trudno im było zburzyć.
- Radzi sobie jakoś, stara się w każdym razie...jak każdy z nas tak naprawdę. - odpowiedział na jej słowa lekko kiwając głową - Nie było mnie pół roku w domu, ale teraz jak już wróciłem to staram się go odciążyć, z rodzinnych obowiązków, żeby odetchnął chociaż trochę. - dodał po chwili uśmiechając się łagodnie, ale po chwili spoważniał na jej pytanie - To ogólne wrażenie...ponad pół roku temu...miała miejsce pewna walka podczas której... - zamilkł na moment zastanawiając się jak to ująć w słowa.
Just wiedziała, Michael też oraz osoby, które brały w tym udział...nikt poza nimi. Nie wiedział jak to przekazać.
- Dobra...inaczej nie da się tego ująć... - zebrał się w sobie - Zabili mnie, dostałem zaklęciem uśmiercającym... jednak moja rodzina i przyjaciele jakimś cudem przywrócili mnie do życia. Dlatego nie było mnie pół roku...nie panuje od tamtej pory nad swoją magią, chociaż teraz jest już o wiele lepiej. Mam koszmary, bardzo realistyczne...w głowie cały czas kotłują mi się naprawdę dziwne, często niepokojące myśli...jakby to wszystko odcisnęło na mnie jakieś mroczne piętno... - powiedział, po czym zaciągnął się papierosem - Do tego świństwa też wróciłem.
- Nie powiedziałbym, ale wydaje mi się, że nie ma w tym nic złego. Jest w tym coś pokrzepiającego, że jeszcze coś może mnie zaskoczyć. - powiedział przenosząc na nią wzrok, jednocześnie uśmiechając się łagodnie.
O dziwo Gabriel na prawdę był przy zdrowych zmysłach. Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że wyraźniej i z innej, nowej perspektywy patrzył na świat. Owszem, widział jego ciemne strony, ale to pozwalało mu jeszcze wyraźniej widzieć te jasne, których wszyscy tak bardzo potrzebowali. Sytuacja w jakiej się znaleźli, tu miał na myśli oczywiście polityczną, zmuszała ludzi do wielu rzeczy. Wiele osób z pewnością nie raz dowiedziało się o sobie rzeczy, których nigdy by się nie spodziewali. Z doświadczenia wiedział, że w obliczu zagrożenia było się gotowym na wiele, o ile nie na wszystko.
Kiedy Ronja wspomniała o Michaelu, uniósł zaskoczony brew ku górze. Podejrzewał, że jego brat również kiedyś był gościem w gabinecie Ronji, ale nigdy mu tego nie powiedział, a on sam nigdy nie pytał. Domyślał się jednak, że skoro oboje byli aurorami, nie mogło być inaczej. Teraz jednak nie miał z nim zbyt dużego kontaktu. Owszem, mieszali razem, ba nawet jakiś czas temu udali się razem na polowanie i Gabriel opowiedział mu kilka ważnych rzeczy...ale mimo wszystko gdzieś tam jeszcze była między nimi ściana, mur, który trudno im było zburzyć.
- Radzi sobie jakoś, stara się w każdym razie...jak każdy z nas tak naprawdę. - odpowiedział na jej słowa lekko kiwając głową - Nie było mnie pół roku w domu, ale teraz jak już wróciłem to staram się go odciążyć, z rodzinnych obowiązków, żeby odetchnął chociaż trochę. - dodał po chwili uśmiechając się łagodnie, ale po chwili spoważniał na jej pytanie - To ogólne wrażenie...ponad pół roku temu...miała miejsce pewna walka podczas której... - zamilkł na moment zastanawiając się jak to ująć w słowa.
Just wiedziała, Michael też oraz osoby, które brały w tym udział...nikt poza nimi. Nie wiedział jak to przekazać.
- Dobra...inaczej nie da się tego ująć... - zebrał się w sobie - Zabili mnie, dostałem zaklęciem uśmiercającym... jednak moja rodzina i przyjaciele jakimś cudem przywrócili mnie do życia. Dlatego nie było mnie pół roku...nie panuje od tamtej pory nad swoją magią, chociaż teraz jest już o wiele lepiej. Mam koszmary, bardzo realistyczne...w głowie cały czas kotłują mi się naprawdę dziwne, często niepokojące myśli...jakby to wszystko odcisnęło na mnie jakieś mroczne piętno... - powiedział, po czym zaciągnął się papierosem - Do tego świństwa też wróciłem.
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gabriel niósł ze sobą nostalgiczną znajomość, jego słów i zachowania. Czasy, które chociaż równie trudne, wydawały się przez minione lata milsze wspomnieniom. W tamtych mogła czuć strach i niepewność, ale po akcie rozwiązania problemów i zakończonych spotkaniach pozostawały już tylko doświadczenia.
- Tak, to prawda. Osobiście prawie codziennie zaskakuje mnie coś nowego. - Potwierdziła, wracając na sekundę do spotkania z Atticusem. Nie przypuszczała, że spotkają się ponownie w tak niepozornych okolicznościach, a już, zwłaszcza że przyjdzie im na dłuższą rozmowę. Gdyby ludzie potrafili się ze sobą stale komunikować, zapewne przedział obowiązków magipsychiatrów uległby znacznemu uszczupleniu. Ponieważ jednak nic nie wskazywało na taki obrót wydarzeń, dochodziło do wręcz zaskakujących sytuacji, w których to uzdrowicielka wiedziała więcej o braciach niż oni sami. Przyjęła zdawkowe wspomnienie o Michaelu prostym kiwnięciem głowy, nie chcąc wymuszać na Tonksie żadnego rodzaju zwierzeń. Ot, czysta ciekawość, kazała jej sądzić, że gabriel orientuje się chociaż odrobinę w życiu rodzeństwa, ale nie zamierzała zdradzać sytuacji w szczegółach. Michael sprawiał wrażenie wystarczająco dotkniętego wszelkiego rodzaju problemami, by jeszcze zdradzać opinie na ich temat komukolwiek innemu.
- Robisz wszystko, co w twej mocy, by im pomóc. Jestem pewna, że wszyscy to doceniają. - Pocieszyła go, ale też faktycznie wierzyła w wypowiadane słowa. Gabriel był dobrym człowiekiem i zapewne ze wszystkim, co robił, starał się jak mógł. Dalsza wypowiedź mężczyzny zaskoczyła ją nieco głębią tematu, toteż przestąpiła z nogę na nogę, poświęcając mu całą swoją uwagę. Nie była przygotowana na bezpośrednie wyznania, ale jeśli akurat teraz wydawał się gotowy poruszyć i zaadresować temat tej dziwnej przemiany jakiej w nim wyczuwała, musiała zamienić się w słuch.
- Jakim cudem? Zaklęciem niewybaczalnym? - Zaczęła ostrożnie, pytaniem. Wierzyła w zdarzenia niewytłumaczalne, naturalnie, że tak. Ale była również wykształconym uzdrowicielem, który swoją stronę marzyciela próbował łączyć z logiką własnego zawodu. Jeśli Tonks stał teraz na własnych nogach, oddychał i mrugał oczami, to musiało istnieć medyczne wytłumaczenie zachowania wszystkich funkcji witalnych jego organizmu. Być może on sam nie znał bezpośredniej odpowiedzi, ale poszlaki lub opisy mogły pomóc Fancourt odnaleźć odpowiednią przyczyną, a zaraz po niej skutek całego wydarzenia.
- Czy ktoś kontrolował ten proces… Przywracania cię do życia? Mam na myśli uzdrowiciela, który towarzyszył ci podczas rekonwalescencji? Ile ona trwała, żebyś wrócił do takiego stanu? - Umysł pracował na najwyższych obrotach, pałac pamięci otwierał kolejne drzwi diagnoz i poznawanych przypadków dolegliwości po ataku zaklęciem. Z pewnością mogło dojść do zachwiania równowagi magii w jej użytkowniku, niewiadomą natomiast było jakie mogły być tego konsekwencje w najgorszym przypadku. Mroczne piętno, o którym mówił czarodziej mieniło się dwuznacznie, a podłoże równie dobrze co obrażeń fizycznych na ciele, zdolne było sięgać psychicznych zmian, które wpływały na kontrolę potencjału magicznego. - Cóż, jeśli cię to pocieszy, mam wrażenie, że nałóg tytoniowy jest aktualnie jednym z mniejszych zmartwień. Chociaż naturalnie, zachęcałabym do mniej inwazyjnych zamienników palących. Obecne badania co prawda stawiają tytoń jako wyjątkowo dobry środek na stres i nadmiar emocji, ale wolę znacznie swoje własne, bardziej naturalne podejście. Jest kilka mieszanek ziołowych, które dają podobny efekt bez ubocznych skutków. - Dodała kilka drobnych anegdotek zielarskich, by nie przytłoczyć rozmowy najcięższym tematem, ale chociaż w kącikach ust pojawił się delikatny uśmiech, oczy wyrażały zmartwienie stanem znajomego.
- Tak, to prawda. Osobiście prawie codziennie zaskakuje mnie coś nowego. - Potwierdziła, wracając na sekundę do spotkania z Atticusem. Nie przypuszczała, że spotkają się ponownie w tak niepozornych okolicznościach, a już, zwłaszcza że przyjdzie im na dłuższą rozmowę. Gdyby ludzie potrafili się ze sobą stale komunikować, zapewne przedział obowiązków magipsychiatrów uległby znacznemu uszczupleniu. Ponieważ jednak nic nie wskazywało na taki obrót wydarzeń, dochodziło do wręcz zaskakujących sytuacji, w których to uzdrowicielka wiedziała więcej o braciach niż oni sami. Przyjęła zdawkowe wspomnienie o Michaelu prostym kiwnięciem głowy, nie chcąc wymuszać na Tonksie żadnego rodzaju zwierzeń. Ot, czysta ciekawość, kazała jej sądzić, że gabriel orientuje się chociaż odrobinę w życiu rodzeństwa, ale nie zamierzała zdradzać sytuacji w szczegółach. Michael sprawiał wrażenie wystarczająco dotkniętego wszelkiego rodzaju problemami, by jeszcze zdradzać opinie na ich temat komukolwiek innemu.
- Robisz wszystko, co w twej mocy, by im pomóc. Jestem pewna, że wszyscy to doceniają. - Pocieszyła go, ale też faktycznie wierzyła w wypowiadane słowa. Gabriel był dobrym człowiekiem i zapewne ze wszystkim, co robił, starał się jak mógł. Dalsza wypowiedź mężczyzny zaskoczyła ją nieco głębią tematu, toteż przestąpiła z nogę na nogę, poświęcając mu całą swoją uwagę. Nie była przygotowana na bezpośrednie wyznania, ale jeśli akurat teraz wydawał się gotowy poruszyć i zaadresować temat tej dziwnej przemiany jakiej w nim wyczuwała, musiała zamienić się w słuch.
- Jakim cudem? Zaklęciem niewybaczalnym? - Zaczęła ostrożnie, pytaniem. Wierzyła w zdarzenia niewytłumaczalne, naturalnie, że tak. Ale była również wykształconym uzdrowicielem, który swoją stronę marzyciela próbował łączyć z logiką własnego zawodu. Jeśli Tonks stał teraz na własnych nogach, oddychał i mrugał oczami, to musiało istnieć medyczne wytłumaczenie zachowania wszystkich funkcji witalnych jego organizmu. Być może on sam nie znał bezpośredniej odpowiedzi, ale poszlaki lub opisy mogły pomóc Fancourt odnaleźć odpowiednią przyczyną, a zaraz po niej skutek całego wydarzenia.
- Czy ktoś kontrolował ten proces… Przywracania cię do życia? Mam na myśli uzdrowiciela, który towarzyszył ci podczas rekonwalescencji? Ile ona trwała, żebyś wrócił do takiego stanu? - Umysł pracował na najwyższych obrotach, pałac pamięci otwierał kolejne drzwi diagnoz i poznawanych przypadków dolegliwości po ataku zaklęciem. Z pewnością mogło dojść do zachwiania równowagi magii w jej użytkowniku, niewiadomą natomiast było jakie mogły być tego konsekwencje w najgorszym przypadku. Mroczne piętno, o którym mówił czarodziej mieniło się dwuznacznie, a podłoże równie dobrze co obrażeń fizycznych na ciele, zdolne było sięgać psychicznych zmian, które wpływały na kontrolę potencjału magicznego. - Cóż, jeśli cię to pocieszy, mam wrażenie, że nałóg tytoniowy jest aktualnie jednym z mniejszych zmartwień. Chociaż naturalnie, zachęcałabym do mniej inwazyjnych zamienników palących. Obecne badania co prawda stawiają tytoń jako wyjątkowo dobry środek na stres i nadmiar emocji, ale wolę znacznie swoje własne, bardziej naturalne podejście. Jest kilka mieszanek ziołowych, które dają podobny efekt bez ubocznych skutków. - Dodała kilka drobnych anegdotek zielarskich, by nie przytłoczyć rozmowy najcięższym tematem, ale chociaż w kącikach ust pojawił się delikatny uśmiech, oczy wyrażały zmartwienie stanem znajomego.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Fakt, że jeszcze coś go zaskakiwało był dobry. Kiedyś myślał, że już widział wszystko, mimo swojego w miarę młodego wieku. Ale dotarło do niego, zwłaszcza po tym jak przywrócono go do życia, że jeszcze mało wie o świecie, co wcale nie było takie złe.
- Mam obowiązek względem rodziny. Rodzina jest dla mnie najważniejsza, zawsze tak było i zawsze tak będzie. – uśmiechnął się łagodnie ponownie zaciągając się papierosem.
Na dłuższą chwilę zamyślił się nad jej pytanie. Czy ktoś to nadzorował? Ponoć tak…znaczy wiedział dokładnie kto, ale nie było opcji by jej to powiedział. Nie był już w Zakonie, ale mimo wszystko znał nadal kilka jego tajemnic, których nie chciał i nie mógł wyjawić. Z drugiej strony nigdy nie dochodził do tego w jaki sposób został sprowadzony do życia. Miał wtedy taki mętlik w głowie, że wydawało mu się wtedy, że ta informacja jeszcze bardziej by go dobiła, a przecież i tak było mu ciężko.
- Nie wiem. – powiedział spokojnie kręcąc głową – Nie było żadnej rekonwalescencji – dodał przenosząc na nią wzrok – Po prostu się obudziłem i już. Najpierw dryfowałem w przerażającej nicości, po czym usłyszałem głos wołającej mnie siostry i wróciłem. Znów żyłem, znów oddychałem, znów byłem. Czułem się dobrze i w ogóle, ale jednak pojawiły się koszmary, różne dziwne myśli jakby cichy głos z tyłu głowy chciał mnie namawiać do robienia rzeczy, z którymi w przeszłości obiecywałem walczyć. No i magia na początku sprawiał mi problemy…najprostsze zaklęcia stanowiły problem albo były tragiczne w skutkach. – westchnął kręcąc lekko głową, po czym ponownie się zaciągnął papierosem.
Coś w tym było, że kiedy palił w jakiś sposób się uspokajał. I nie chodziło wcale o to co znajdowało się w papierosie, ale o sam proces palenia. Ten moment kiedy mógł odpalić papierosa, zaciągnąć się nim, a potem wydmuchać dym był w pewien sposób uspokajający, pozwalał mu zebrać myśli.
- Hm… a czy te twoje ziołowe mieszanki można zawinąć w bletkę i sobie zapalić? – uniósł brew ku górze lekko zaciekawiony.
- Mam obowiązek względem rodziny. Rodzina jest dla mnie najważniejsza, zawsze tak było i zawsze tak będzie. – uśmiechnął się łagodnie ponownie zaciągając się papierosem.
Na dłuższą chwilę zamyślił się nad jej pytanie. Czy ktoś to nadzorował? Ponoć tak…znaczy wiedział dokładnie kto, ale nie było opcji by jej to powiedział. Nie był już w Zakonie, ale mimo wszystko znał nadal kilka jego tajemnic, których nie chciał i nie mógł wyjawić. Z drugiej strony nigdy nie dochodził do tego w jaki sposób został sprowadzony do życia. Miał wtedy taki mętlik w głowie, że wydawało mu się wtedy, że ta informacja jeszcze bardziej by go dobiła, a przecież i tak było mu ciężko.
- Nie wiem. – powiedział spokojnie kręcąc głową – Nie było żadnej rekonwalescencji – dodał przenosząc na nią wzrok – Po prostu się obudziłem i już. Najpierw dryfowałem w przerażającej nicości, po czym usłyszałem głos wołającej mnie siostry i wróciłem. Znów żyłem, znów oddychałem, znów byłem. Czułem się dobrze i w ogóle, ale jednak pojawiły się koszmary, różne dziwne myśli jakby cichy głos z tyłu głowy chciał mnie namawiać do robienia rzeczy, z którymi w przeszłości obiecywałem walczyć. No i magia na początku sprawiał mi problemy…najprostsze zaklęcia stanowiły problem albo były tragiczne w skutkach. – westchnął kręcąc lekko głową, po czym ponownie się zaciągnął papierosem.
Coś w tym było, że kiedy palił w jakiś sposób się uspokajał. I nie chodziło wcale o to co znajdowało się w papierosie, ale o sam proces palenia. Ten moment kiedy mógł odpalić papierosa, zaciągnąć się nim, a potem wydmuchać dym był w pewien sposób uspokajający, pozwalał mu zebrać myśli.
- Hm… a czy te twoje ziołowe mieszanki można zawinąć w bletkę i sobie zapalić? – uniósł brew ku górze lekko zaciekawiony.
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ile było na świecie tych złamanych ludzi? Walczących z każdym dniem o dobro i spokój. Spieszno im było do tego ratowania świata, wyznaczali ambitne cele, a swoje ciała traktowali niczym niezniszczalne środki do celu. Ronja poświęciła całe swoje życie dla badania ich właściwości, zatem lepiej niż większość, jeśli nie ktokolwiek, wiedziała jak kruchymi potrafią być istotami, gdy brakowało odpowiedniej troski i opieki. Zmarszczyła brwi z niezadowoleniem, na spokojną reakcję Gabriela i jego zaskakujące słowa.
- Niedobrze. - Odparła stanowczo. - I proszę nie każ mi komentować “czułem się dobrze i w ogóle”. - Dodała z cieniem uśmiechu majaczącym po twarzy. Niektórych te procesy nie obchodziły, lub przywiązywali do nich niewielką wagę. Fancourt szanowała to, że ile czarodziejów, tyle opinii na temat magii leczniczej i jej działalności na organizm, jednak równocześnie niektóre rzeczy po prostu wiedziała. Nic w naturze nie brało się z nicości, a każdy proces miał swój początek, koniec, oraz co niekiedy najważniejsze, konsekwencje. - Od tej pory, proszę wiedz, że interesuje mnie twój stan zdrowotny i jeśli stanie się coś poważnego, a nawet mniej poważnego, nie wahaj się napisać. Postaram się pomóc jak tylko mogę. - Ton głosu przybrał wybrzmienia surowej opiekunki, ale oboje wiedzieli, że oferta Ronji należała do szczerych i w żadnym wypadku nie chciała wymusić na mężczyźnie żadnych obietnic. Wyciągała pomocną dłoń przed siebie często i naturalnie, rzadko kiedy, jeśli w ogóle oczekując wzajemności w obietnicach. Nie naciskała na reakcje, ani też ich nie oczekiwała, zamiast tego pozostawiając ze swoim rozmówcą jedynie świadomość, że ktoś pośród jego bliższych czy dalszych wie. Komuś zależy i ktoś gotów jest go wesprzeć w razie potrzeby.
- Powiem tak, nie jest to niemożliwe. - Odparła neutralnie, kątem oka zauważając zaciekawienie Gabriela. Musiało minąć już odrobinę czasu, który spędzili w zagajniku, bowiem wydawała się nadejść pora karmienia. Oderwała dłonie z balustrady i kiwnęła głową na mężczyznę, zachęcając go do dalszego spaceru. - Chodź, pokażę ci szklarnie, mam tam kilka sadzonek, które pod tym względem oferują ciekawe skutki zażywania.
| zt.
- Niedobrze. - Odparła stanowczo. - I proszę nie każ mi komentować “czułem się dobrze i w ogóle”. - Dodała z cieniem uśmiechu majaczącym po twarzy. Niektórych te procesy nie obchodziły, lub przywiązywali do nich niewielką wagę. Fancourt szanowała to, że ile czarodziejów, tyle opinii na temat magii leczniczej i jej działalności na organizm, jednak równocześnie niektóre rzeczy po prostu wiedziała. Nic w naturze nie brało się z nicości, a każdy proces miał swój początek, koniec, oraz co niekiedy najważniejsze, konsekwencje. - Od tej pory, proszę wiedz, że interesuje mnie twój stan zdrowotny i jeśli stanie się coś poważnego, a nawet mniej poważnego, nie wahaj się napisać. Postaram się pomóc jak tylko mogę. - Ton głosu przybrał wybrzmienia surowej opiekunki, ale oboje wiedzieli, że oferta Ronji należała do szczerych i w żadnym wypadku nie chciała wymusić na mężczyźnie żadnych obietnic. Wyciągała pomocną dłoń przed siebie często i naturalnie, rzadko kiedy, jeśli w ogóle oczekując wzajemności w obietnicach. Nie naciskała na reakcje, ani też ich nie oczekiwała, zamiast tego pozostawiając ze swoim rozmówcą jedynie świadomość, że ktoś pośród jego bliższych czy dalszych wie. Komuś zależy i ktoś gotów jest go wesprzeć w razie potrzeby.
- Powiem tak, nie jest to niemożliwe. - Odparła neutralnie, kątem oka zauważając zaciekawienie Gabriela. Musiało minąć już odrobinę czasu, który spędzili w zagajniku, bowiem wydawała się nadejść pora karmienia. Oderwała dłonie z balustrady i kiwnęła głową na mężczyznę, zachęcając go do dalszego spaceru. - Chodź, pokażę ci szklarnie, mam tam kilka sadzonek, które pod tym względem oferują ciekawe skutki zażywania.
| zt.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zdecydowanie Gabriel należał do tego typu ludzi, którzy uważali się za niezniszczalnych. Oczywiście do czasu. Kiedy wrócił do życia zrozumiał w końcu, że nic i nikt nie jest niezniszczalny. Wtedy zaczął o siebie dbać. Nigdy nie brakowało w jego życiu ćwiczeń i zawsze uważał się za osobę jak najbardziej wysportowaną, ale wcześniej potrafił doprowadzać swoje ciało do granic wytrzymałości...teraz nauczył się by tego nie robić i szanować swój organizm.
Kiedy zobaczył, że Ronja marszczy brwi na jego słowa, wiedział, że nie jest zadowolona. Co prawda nie dziwił jej się za bardzo. Sam nigdy nie rozwlekał się, a w każdym razie, starał się nie rozwlekać, nad swoim cudownym powrotem do życia, ale zdawał sobie sprawę, że jakiegoś wybitnego uzdrowiciela przy tym nie było.
- Ale kiedy czułem sie dobrze i w ogóle. - pokręcił głową, po czym zaśmiał się cicho.
Na bank każdą osobę, która znała się na uzdrawianiu, taki tekst irytował. To trochę tak jakby mówić "Nic mi nie jest." po tym jak dostało się patelnią po głowie... a kilka razy w swojej karierze dostał...nic przyjemnego. Uśmiechnął się łagodnie na jej kolejne słowa i pokiwał głową.
- Dobrze. Obiecuję, że od tej pory będę cię informował gdyby coś się działo. Nie ukrywam, z resztą myślę, że już mnie przejrzałaś, ale miałem trochę nadzieję, że tak powiesz. Moja siostra zna się trochę na uzdrawianiu, ale jednak mimo wszystko, ktoś z twoim doświadczeniem i wiedzą, na pewno lepiej sobie poradzi z kimś takim ja ja. - odparł spokojnie patrząc na nią ze spokojem wymalowanym na twarzy - Ale mimo wszystko miejmy nadzieję, że nie będę ci za często zawracał głowy. - dodał po chwili puszczając jej oczko.
Ostatnimi czasy było z nim coraz lepiej, pod każdym względem. Jednak wolał mieć kogoś, kto w razie czego poratuje go swoimi umiejętnościami, zwłaszcza, że miał zamiar wrócić do czynnej walki o lepsze jutro. Wiedział, że do tego będzie potrzebował wsparcia ze strony uzdrowiciela.
- Z chęcią zobaczę twoje sadzonki. Co prawda nie znam się na ziołach w ogóle, ale kto wie, może czas rozwinąć trochę swoją wiedzę bardziej niż podstawy szkolne, które już dawno temu wyleciały z mojej głowy. - powiedział z uśmiechem.
Zgasił niedopałek papierosa, wyrzucił go gdzieś przed siebie, po czym odepchnął się od balustrady i ruszył spokojnie za Ronją do szklarni.
zt
Kiedy zobaczył, że Ronja marszczy brwi na jego słowa, wiedział, że nie jest zadowolona. Co prawda nie dziwił jej się za bardzo. Sam nigdy nie rozwlekał się, a w każdym razie, starał się nie rozwlekać, nad swoim cudownym powrotem do życia, ale zdawał sobie sprawę, że jakiegoś wybitnego uzdrowiciela przy tym nie było.
- Ale kiedy czułem sie dobrze i w ogóle. - pokręcił głową, po czym zaśmiał się cicho.
Na bank każdą osobę, która znała się na uzdrawianiu, taki tekst irytował. To trochę tak jakby mówić "Nic mi nie jest." po tym jak dostało się patelnią po głowie... a kilka razy w swojej karierze dostał...nic przyjemnego. Uśmiechnął się łagodnie na jej kolejne słowa i pokiwał głową.
- Dobrze. Obiecuję, że od tej pory będę cię informował gdyby coś się działo. Nie ukrywam, z resztą myślę, że już mnie przejrzałaś, ale miałem trochę nadzieję, że tak powiesz. Moja siostra zna się trochę na uzdrawianiu, ale jednak mimo wszystko, ktoś z twoim doświadczeniem i wiedzą, na pewno lepiej sobie poradzi z kimś takim ja ja. - odparł spokojnie patrząc na nią ze spokojem wymalowanym na twarzy - Ale mimo wszystko miejmy nadzieję, że nie będę ci za często zawracał głowy. - dodał po chwili puszczając jej oczko.
Ostatnimi czasy było z nim coraz lepiej, pod każdym względem. Jednak wolał mieć kogoś, kto w razie czego poratuje go swoimi umiejętnościami, zwłaszcza, że miał zamiar wrócić do czynnej walki o lepsze jutro. Wiedział, że do tego będzie potrzebował wsparcia ze strony uzdrowiciela.
- Z chęcią zobaczę twoje sadzonki. Co prawda nie znam się na ziołach w ogóle, ale kto wie, może czas rozwinąć trochę swoją wiedzę bardziej niż podstawy szkolne, które już dawno temu wyleciały z mojej głowy. - powiedział z uśmiechem.
Zgasił niedopałek papierosa, wyrzucił go gdzieś przed siebie, po czym odepchnął się od balustrady i ruszył spokojnie za Ronją do szklarni.
zt
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
10 luty - trochę przed ściemnieniem?
Radość z odwiedzin w rezerwacie właściwie całkiem ze mnie uleciała. Byłam zła, choć przez chwilę od wyjścia ze stajni aż do wyjścia z domu udawałam że nie. Byłam jakaś rozżalona, choć nie rozumiałam dlaczego właśnie tak reagowałam. Nie zależało mi. Cała ta sprawa była zwyczajnie nie taka. Nie powinnam była pytać. Ale zawsze robiłam to co nie powinnam, więc oczywiście, że głupia ja wzięłam i zapytałam. A to co usłyszałam było nie tylko nie takie, ale w niektórych momentach nie miłe. A co jeśli prawdziwe? To chyba przerażało mnie najbardziej. To, że mogłam nie mieć kontroli to jedno. Miałam mętlik w głowie. Nadal, mimo że minęło już trochę czasu. Bałam się, że mógł mieć rację i jednocześnie zapewniałam samą siebie, że nie. Chciałam być mądra, chciałam być zdolna i troskliwa, chciałam być ładna. O tym ostatnim marzyłam najbardziej. Chciałam taka być w jego oczach jaką mnie przedstawił, a jednocześnie znajdowałam kontrargumenty na wszystko. I miałam lustro, wiedziałam jaka jestem. Podważałam te słowa mimo że jednocześnie wybijały się w moje głowie. Wbijały, utrwalały, jak poemat. Nie chciałam tego, to jedno wiedziałam. Nie potrzebowałam do niczego. Swoje już wybrałam. A jednocześnie żałowałam w drodze do Derby. Żałowałam wielu rzeczy. Tego że nikt nie powiedział mi niczego. Tego, że jednak się odezwałam. Tego że wybrałam. Co jeśli jednak ją miałam? Tą parszywą nadzieję? Nie mogłam przecież, ona tak nie wyglądała prawa? W książkach miłość była inna. Wiadoma od razu, nie taka niepoukładana. Nawet ona nie była teraz ze mną. Bo sama jej nie wybrałam, a sama wybierać nie zamierzałam. Czemu więc ściskało mnie gdzieś w środku strasznie, że nie przyjdzie już więcej przez to głupie pytanie?
Neala… ten jeden szept wbijał się w głowie chyba wyraźniej. Zacisnęłam w niezadowoleniu i milczeniu usta, lecąc razem z wujem na miotle. Basil leciał gdzieś obok. Wzrok miałam na wyznaczonym przed sobą gdzieś celu. Nie kłamałam prawda? Chyba? Tak wtedy myślałam. Nie miałam nadziei. Raz, że nie mogłam mieć, to byłoby niekulturalne i okropne, wiedząc, że ma duszę bratnią. A dwa - nikt nie mógł chcieć kogoś z tak okropnym charakterem jak moim. To jasne. Właśnie. Właśnie. Wzięłam drżący wdech w usta. Sprawa rozwiązana. Nieporozumienie wyjaśnione. Nic się nie stało przecież wcale. Tylko jedno jeszcze mnie dręczyło. Może…
Może rzeczywiście, byłam tylko tchórzem, a nie wojowniczką za którą się miałam?
- Weź się w garść, Neala. - mruknęłam do siebie, pod nosem stawiając kolejne kroki w stronę wejścia do rezerwatu. Zostałam już tu sama. Miałam i tak na noc zostać. Trzymałam niewielką torbę w jednej ręce. Uniosłam drugą przecierając oko i robiąc zawziętą minę. Wzięłam głęboki wdech, spojrzałam na ramię czy Basil jest ze mną a kiedy był skinęłam do siebie krótko głową. Dobrze. Jakoś to przecież będzie. Wszystko było w porządku - i-de-al-nie. Dobre nastawienie, to podstawa. Nie u kuzyna, tam wszystko miało iść świetnie. Podeszłam do bram, odnajdując tego, co miał mnie wpuścić. Odchrząknęłam lekko. - Neala, Neala Weasley. - przedstawiłam się zadzierając wzrok. - Do kuzyna Elroya.- powiedziałam unosząc usta w uśmiechu. - w sensie lorda Elroya Greengrassa? - przekrzywiłam odrobinę głowę w bok.
Radość z odwiedzin w rezerwacie właściwie całkiem ze mnie uleciała. Byłam zła, choć przez chwilę od wyjścia ze stajni aż do wyjścia z domu udawałam że nie. Byłam jakaś rozżalona, choć nie rozumiałam dlaczego właśnie tak reagowałam. Nie zależało mi. Cała ta sprawa była zwyczajnie nie taka. Nie powinnam była pytać. Ale zawsze robiłam to co nie powinnam, więc oczywiście, że głupia ja wzięłam i zapytałam. A to co usłyszałam było nie tylko nie takie, ale w niektórych momentach nie miłe. A co jeśli prawdziwe? To chyba przerażało mnie najbardziej. To, że mogłam nie mieć kontroli to jedno. Miałam mętlik w głowie. Nadal, mimo że minęło już trochę czasu. Bałam się, że mógł mieć rację i jednocześnie zapewniałam samą siebie, że nie. Chciałam być mądra, chciałam być zdolna i troskliwa, chciałam być ładna. O tym ostatnim marzyłam najbardziej. Chciałam taka być w jego oczach jaką mnie przedstawił, a jednocześnie znajdowałam kontrargumenty na wszystko. I miałam lustro, wiedziałam jaka jestem. Podważałam te słowa mimo że jednocześnie wybijały się w moje głowie. Wbijały, utrwalały, jak poemat. Nie chciałam tego, to jedno wiedziałam. Nie potrzebowałam do niczego. Swoje już wybrałam. A jednocześnie żałowałam w drodze do Derby. Żałowałam wielu rzeczy. Tego że nikt nie powiedział mi niczego. Tego, że jednak się odezwałam. Tego że wybrałam. Co jeśli jednak ją miałam? Tą parszywą nadzieję? Nie mogłam przecież, ona tak nie wyglądała prawa? W książkach miłość była inna. Wiadoma od razu, nie taka niepoukładana. Nawet ona nie była teraz ze mną. Bo sama jej nie wybrałam, a sama wybierać nie zamierzałam. Czemu więc ściskało mnie gdzieś w środku strasznie, że nie przyjdzie już więcej przez to głupie pytanie?
Neala… ten jeden szept wbijał się w głowie chyba wyraźniej. Zacisnęłam w niezadowoleniu i milczeniu usta, lecąc razem z wujem na miotle. Basil leciał gdzieś obok. Wzrok miałam na wyznaczonym przed sobą gdzieś celu. Nie kłamałam prawda? Chyba? Tak wtedy myślałam. Nie miałam nadziei. Raz, że nie mogłam mieć, to byłoby niekulturalne i okropne, wiedząc, że ma duszę bratnią. A dwa - nikt nie mógł chcieć kogoś z tak okropnym charakterem jak moim. To jasne. Właśnie. Właśnie. Wzięłam drżący wdech w usta. Sprawa rozwiązana. Nieporozumienie wyjaśnione. Nic się nie stało przecież wcale. Tylko jedno jeszcze mnie dręczyło. Może…
Może rzeczywiście, byłam tylko tchórzem, a nie wojowniczką za którą się miałam?
- Weź się w garść, Neala. - mruknęłam do siebie, pod nosem stawiając kolejne kroki w stronę wejścia do rezerwatu. Zostałam już tu sama. Miałam i tak na noc zostać. Trzymałam niewielką torbę w jednej ręce. Uniosłam drugą przecierając oko i robiąc zawziętą minę. Wzięłam głęboki wdech, spojrzałam na ramię czy Basil jest ze mną a kiedy był skinęłam do siebie krótko głową. Dobrze. Jakoś to przecież będzie. Wszystko było w porządku - i-de-al-nie. Dobre nastawienie, to podstawa. Nie u kuzyna, tam wszystko miało iść świetnie. Podeszłam do bram, odnajdując tego, co miał mnie wpuścić. Odchrząknęłam lekko. - Neala, Neala Weasley. - przedstawiłam się zadzierając wzrok. - Do kuzyna Elroya.- powiedziałam unosząc usta w uśmiechu. - w sensie lorda Elroya Greengrassa? - przekrzywiłam odrobinę głowę w bok.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Pracownik pierw spojrzał niepewnie na Nealę, po chwili zawahania jednak się kiwając lekko głową i wpuszczając młodą lady za bramę rezerwatu. Mężczyzna był dość milczący, najwyraźniej nie do końca będąc przyzwyczajonym do przyjmowania gości do rezerwatu, a tym bardziej nie będąc przyzwyczajonym do towarzystwa młodych dam.
Prowadził jednak lady Weasley odpowiednią, wcześniej wyznaczoną mu drogą do momentu, w którym na horyzoncie nie pojawił się Elroy.
Jego obraz stanowczo różnił się od tego, do którego młoda kuzynka mogła być przyzwyczajona. Nie był odziany w szyte na miarę i bogato zdobione szaty, często przeplatane motywami motylów czy smoków, a w tym momencie jego strój był o wiele surowszy i bardziej praktyczny. W rezerwacie, szczególnie zajmując się smokami bezpośrednio, nie można było przekładać prezencji nad bezpieczeństwo.
Na widok Neali jednak, od razu ruszył w jej stronę, zaraz w nienagannej manierze skłaniając się jej i wyciągając w jej stronę ręce, aby móc ucałować jej dłoń na powitanie.
- Bardzo dobrze cię widzieć Nealo, mam nadzieję że droga nie przysporzyła ci problemów dzisiaj? Ani twojemu towarzyszowi? Zimowe wiatry mogą sprawiać problem niedoświadczonym i młodym skrzydłom, ale cieszy mnie, że ten tutaj osobnik nie ma z tym problemów. Niczego innego bym się nie spodziewał po okazie, który w końcu pochodzi spod opieki Percivala - przyznał z uśmiechem, zaraz przyglądając się smoczognikowi, który przebywał pod opieką Weasleyówny. - Mam nadzieję, że nie sprawia ci kłopotów? Nie podpalił niczego? Czasem mogą mieć uciążliwy temperament, ale nie wątpię w twoje umiejętności. Ale proszę, pozwól za mną. Zostaniesz w Derby na noc, mam nadzieję. Podróż po nocy z powrotem do Devon mogłaby być całkiem niebezpieczna, a jestem pewny że Delilah ucieszy się na twoją wizytę - kontynuował, pozostawiając cichego pracownika za nimi, któremu wyraźnie ulżyło na to że towarzystwo się oddalało.
Elroy jednak wcale się nim nie przejął, kierując swoje kroki w kierunku smoczego zagajnika, w którym przebywali młodzi podopieczni Peak District. Mimo, że doskonale znał różnice między smoczognikami a smokami, nie mógł przejść obojętnie obok zainteresowania magicznymi stworzeniami młodej Neali, a skoro miał ku temu możliwości, chciał również jej pomóc zdobyć wiedzę i doświadczenie w obcowaniu z nimi. Dodatkowo doświadczenie nabyte w obcowaniu ze smokami, mogło również przynieść efekty przy smoczogniku.
- Jak Furia reaguje na sowy? Przedstawiałaś mu już konie, inne stworzenia? - dopytał znów, chcąc wiedzieć czy na pewno kuzynka nie potrzebuje dodatkowej pomocy - i czy jej nowy towarzysz nie wymknie się spod kontroli niedoświadczonej opiekunki.
Prowadził jednak lady Weasley odpowiednią, wcześniej wyznaczoną mu drogą do momentu, w którym na horyzoncie nie pojawił się Elroy.
Jego obraz stanowczo różnił się od tego, do którego młoda kuzynka mogła być przyzwyczajona. Nie był odziany w szyte na miarę i bogato zdobione szaty, często przeplatane motywami motylów czy smoków, a w tym momencie jego strój był o wiele surowszy i bardziej praktyczny. W rezerwacie, szczególnie zajmując się smokami bezpośrednio, nie można było przekładać prezencji nad bezpieczeństwo.
Na widok Neali jednak, od razu ruszył w jej stronę, zaraz w nienagannej manierze skłaniając się jej i wyciągając w jej stronę ręce, aby móc ucałować jej dłoń na powitanie.
- Bardzo dobrze cię widzieć Nealo, mam nadzieję że droga nie przysporzyła ci problemów dzisiaj? Ani twojemu towarzyszowi? Zimowe wiatry mogą sprawiać problem niedoświadczonym i młodym skrzydłom, ale cieszy mnie, że ten tutaj osobnik nie ma z tym problemów. Niczego innego bym się nie spodziewał po okazie, który w końcu pochodzi spod opieki Percivala - przyznał z uśmiechem, zaraz przyglądając się smoczognikowi, który przebywał pod opieką Weasleyówny. - Mam nadzieję, że nie sprawia ci kłopotów? Nie podpalił niczego? Czasem mogą mieć uciążliwy temperament, ale nie wątpię w twoje umiejętności. Ale proszę, pozwól za mną. Zostaniesz w Derby na noc, mam nadzieję. Podróż po nocy z powrotem do Devon mogłaby być całkiem niebezpieczna, a jestem pewny że Delilah ucieszy się na twoją wizytę - kontynuował, pozostawiając cichego pracownika za nimi, któremu wyraźnie ulżyło na to że towarzystwo się oddalało.
Elroy jednak wcale się nim nie przejął, kierując swoje kroki w kierunku smoczego zagajnika, w którym przebywali młodzi podopieczni Peak District. Mimo, że doskonale znał różnice między smoczognikami a smokami, nie mógł przejść obojętnie obok zainteresowania magicznymi stworzeniami młodej Neali, a skoro miał ku temu możliwości, chciał również jej pomóc zdobyć wiedzę i doświadczenie w obcowaniu z nimi. Dodatkowo doświadczenie nabyte w obcowaniu ze smokami, mogło również przynieść efekty przy smoczogniku.
- Jak Furia reaguje na sowy? Przedstawiałaś mu już konie, inne stworzenia? - dopytał znów, chcąc wiedzieć czy na pewno kuzynka nie potrzebuje dodatkowej pomocy - i czy jej nowy towarzysz nie wymknie się spod kontroli niedoświadczonej opiekunki.
Hope's not gone
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie myśleć o tych obrączkach bzdurnych całych. Nie myśleć o przekleństwie, które wziął i na mnie rzucił. Nic mi nie będzie, niejedną klątwę już pogoniłam. Nie dam się im. Co to, to nie. Po prostu myśli musiałam oczyścić. Jutro miało być czyste i bez błędów żadnych. Tak będzie - na pewno. Grunt to odpowiednie nastawienie było. Zatrzymałam się przed wejściem anonsując swoją obecność. Widziałam to niepewne spojrzenie, ale kuzyn Elroy nie zapomniałby o mnie na pewno! W końcu poprowadził mnie za sobą i chociaż próbowałam z nim porozmawiać on za bardzo widocznie nie chciał rozmawiać ze mną. Kiedy kuzyn pojawił się na horyzoncie i znalazł przede mną zatrzymałam się razem z towarzyszącym mi mężczyzną. Strój co prawda inny był, ale jakoś nie zwróciłam na niego mocniej uwagi, może dlatego, że szaty osób wśród których obracałam się na co dzień nie były bogato zdobione.
Pozwoliłam mu by wziął mnie za rękę i ucałował na powitanie. Rozciągając usta w uśmiechu. Skinęłam krótko głową i uniosłam rękę ku górze, żeby smoczognik mógł się otrzeć pyskiem o mój palce. Przesunęłam na niego spojrzenie i spojrzałam na kuzyna Elroya. - Mówię na niego Furia. - powiedziałam na początku. Opuszczając rękę. - Właśnie, liczyłam na rad kilka. Wiem, że Ognik pana, znaczy, Percivala, nosi listy. Ale Furia największą zabawę zdaje się odnajdywać w podpalaniu pergaminu który niesie. - wytłumaczyłam. Co prawda listów prawdziwych jeszcze nie słałam, tylko próbne, ale żaden nie wziął i nie dotarł gdzie powinien.
- Zostanę. - zgodziłam się - a może potwierdziłam bardziej, bo po nocach wuja by mi nie pozwolił wracać. - Dziękuję panu bardzo za towarzystwo i wskazanie drogi. - powiedziałam do mężczyzny, jeszcze zanim ruszyłam za kuzynem i pomachałam mu krótko ręką na odchodne. Zrównując zaraz krok swój z tym kuzyna.
- Za Victorią lata, ale ona za nią nie przepada chyba. - podzieliłam się swoimi wątpliwościami z Elroyem wydymając lekko usta. - Śpi często obok sowy wuja Dima, ta zdaje się pozwalać obok siebie przebywać. - mówiłam dalej rozglądając się wokół trochę podekscytowana tym, że tutaj byłam. W rezerwacie SMOKÓW. Nie każdy miał szansę. Trochę dziwiło mnie, że James nie wolał tutaj pracować, ale ostatecznie to nie moja sprawa była. - Byłyśmy razem w stajni, ale konie były dalej. - dodałam jeszcze unosząc rękę, żeby palcem postukać się w brodę.
Pozwoliłam mu by wziął mnie za rękę i ucałował na powitanie. Rozciągając usta w uśmiechu. Skinęłam krótko głową i uniosłam rękę ku górze, żeby smoczognik mógł się otrzeć pyskiem o mój palce. Przesunęłam na niego spojrzenie i spojrzałam na kuzyna Elroya. - Mówię na niego Furia. - powiedziałam na początku. Opuszczając rękę. - Właśnie, liczyłam na rad kilka. Wiem, że Ognik pana, znaczy, Percivala, nosi listy. Ale Furia największą zabawę zdaje się odnajdywać w podpalaniu pergaminu który niesie. - wytłumaczyłam. Co prawda listów prawdziwych jeszcze nie słałam, tylko próbne, ale żaden nie wziął i nie dotarł gdzie powinien.
- Zostanę. - zgodziłam się - a może potwierdziłam bardziej, bo po nocach wuja by mi nie pozwolił wracać. - Dziękuję panu bardzo za towarzystwo i wskazanie drogi. - powiedziałam do mężczyzny, jeszcze zanim ruszyłam za kuzynem i pomachałam mu krótko ręką na odchodne. Zrównując zaraz krok swój z tym kuzyna.
- Za Victorią lata, ale ona za nią nie przepada chyba. - podzieliłam się swoimi wątpliwościami z Elroyem wydymając lekko usta. - Śpi często obok sowy wuja Dima, ta zdaje się pozwalać obok siebie przebywać. - mówiłam dalej rozglądając się wokół trochę podekscytowana tym, że tutaj byłam. W rezerwacie SMOKÓW. Nie każdy miał szansę. Trochę dziwiło mnie, że James nie wolał tutaj pracować, ale ostatecznie to nie moja sprawa była. - Byłyśmy razem w stajni, ale konie były dalej. - dodałam jeszcze unosząc rękę, żeby palcem postukać się w brodę.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Słuchał jej uważnie, prowadząc przez odpowiednie zagajniki. Nie obawiał się o nagłą panikę czy też agresję ze strony smoczognika, bo małe stworzenia magiczne nie sprawiały dla jego umiejętności problemów w opanowaniu i zatrzymaniu przed nieszczęściem.
- Mój również nosił, chociaż już od kilku lat to Obsydian nosi moje listy ze względu na Mare - wyjaśnił spokojnie, bo choć chętnie wszedłby z małżonką w dyskusję o tym, że smoczoogniki są jedynie jaszczurkami, które nie zioną nawet ogniem, a bardziej wystrzeliwują iskry ze swoich czułek, które często rozpoczynają pożar, nie było to tak do końca na miejscu, kiedy już nieco bardziej zrozumiał niechęć Mare do smoków. - Nie jest to trudna sztuka, choć rzeczywiście wielu zwolenników czy niedoświadczonych czarodziejów decyduje się już na wyszokolonego wysłannika swojej poczty. Na razie twoje listy będą bezpieczniejsze w szponach Victorii, ale mam nadzieję, że i Obsydian nieco spróbuje upomnieć Furię, gdyby nie zachowywał się odpowiednio - mówił z powagą. - Jeśli utożsami cię z bezpieczeństwem i jedzeniem, będzie o wiele skłonniejszy do współpracy, chociaż jest wciąż młody i na pewno potrzebuje wiele zabawy. Postaraj się w domu podczas karmienia znaleźć te rzeczy, za którymi wyjątkowo przepada. Zaskakująco, mój smoczoognik był ogromnym fanem małych żabek. Zrobiłby wszystko za taką - opowiadał bez zrażenia na temat, prowadząc młodą lady do zagajnika. Między rośliny i trawy, wydeptaną przez innych smokologów ścieżką, prowadzącą do punktu obserwacyjnego.
Nie uciekło uwadze Elroya, że Furia zaczyna się interesować odgłosami na zewnątrz, choć z ulgą dostrzegł, że nie podejmuje próby ucieczki od boku jego właścicielki. Początkowo nie był pewny czy wyprowadzenie młodego smoczognika mogło być dobrym pomysłem, jednak widział że wyraźnie Neala dobrze o niego dbała - więc i problemy z zachowaniem czy niewykonywaniem poleceń były kwestią jeszcze młodego wieku stworzenia.
- Naturalnie smoczogniki różnią się od smoków, ale chciałem cię tutaj przyprowadzić, abyś pomogła mi dzisiaj obserwacjach - wyjaśnił Elroy, wprowadzając Nealę przez lasy i krzewy w końcu do altanki, która była punktem obserwacyjnym dla smokologów. Miejsce choć niewielkie, również zdawało się być odpowiednio zaopatrzone w magiczne lornetki pomagające na dokładniejsze przyjrzenie się smokom, ołówki, kilka notesów czy dzbanek - był pewny, że ten pozostawił tutaj jeden ze smokologów, a to właśnie o niego niedawno upominała się kuchnia. Cóż, w zagajniku czasem mogło zrobić się całkiem mroźnie, szczególnie podczas późnowieczornych obserwacji.
Kiedy jednak Elroy sięgał po notes i ołówek, aby wręczyć Neali, nieopodal bariery dwa trójogony edalskie urządziły sobie wyścig. Młoda Weaslye mogła dostrzec ja smoki wybijają się z ziemi, a po tym wzbijają - jak i podzielone na trzy części ogony, po których miały swoją nazwę, zdają się spłaszczać w jeden, a chwilę po tym wystrzeliwują jeszcze wyżej, niknąć za koronami drzew.
Elroy dosłyszał to, co miało miejsce, odwracając się z delikatnym uśmiechem i z kontrolnym wzrokiem na smoczoognika, który wydawał się być oszołomiony, ale i zainteresowany tym, czego właśnie był świadkiem.
Elroy podał Neali notes z ołówkiem.
- Smoki, jak każde istoty, zachowują się różnie w zależności od dnia. Czasem możemy u młodych zauważyć niepokojące zachowania dopiero po zmroku... Oh, potrzebujesz również lornetki może? Czasem jest przydatna - wyjaśnił, podając kuzynce i nowe narzędzie, po czym zerknął na podopieczną z konspiracyjnym uśmiechem. - Ale nie wspominaj lady Mare o tym, gdzie cię dzisiaj przyprowadziłem, dobrze?
- Mój również nosił, chociaż już od kilku lat to Obsydian nosi moje listy ze względu na Mare - wyjaśnił spokojnie, bo choć chętnie wszedłby z małżonką w dyskusję o tym, że smoczoogniki są jedynie jaszczurkami, które nie zioną nawet ogniem, a bardziej wystrzeliwują iskry ze swoich czułek, które często rozpoczynają pożar, nie było to tak do końca na miejscu, kiedy już nieco bardziej zrozumiał niechęć Mare do smoków. - Nie jest to trudna sztuka, choć rzeczywiście wielu zwolenników czy niedoświadczonych czarodziejów decyduje się już na wyszokolonego wysłannika swojej poczty. Na razie twoje listy będą bezpieczniejsze w szponach Victorii, ale mam nadzieję, że i Obsydian nieco spróbuje upomnieć Furię, gdyby nie zachowywał się odpowiednio - mówił z powagą. - Jeśli utożsami cię z bezpieczeństwem i jedzeniem, będzie o wiele skłonniejszy do współpracy, chociaż jest wciąż młody i na pewno potrzebuje wiele zabawy. Postaraj się w domu podczas karmienia znaleźć te rzeczy, za którymi wyjątkowo przepada. Zaskakująco, mój smoczoognik był ogromnym fanem małych żabek. Zrobiłby wszystko za taką - opowiadał bez zrażenia na temat, prowadząc młodą lady do zagajnika. Między rośliny i trawy, wydeptaną przez innych smokologów ścieżką, prowadzącą do punktu obserwacyjnego.
Nie uciekło uwadze Elroya, że Furia zaczyna się interesować odgłosami na zewnątrz, choć z ulgą dostrzegł, że nie podejmuje próby ucieczki od boku jego właścicielki. Początkowo nie był pewny czy wyprowadzenie młodego smoczognika mogło być dobrym pomysłem, jednak widział że wyraźnie Neala dobrze o niego dbała - więc i problemy z zachowaniem czy niewykonywaniem poleceń były kwestią jeszcze młodego wieku stworzenia.
- Naturalnie smoczogniki różnią się od smoków, ale chciałem cię tutaj przyprowadzić, abyś pomogła mi dzisiaj obserwacjach - wyjaśnił Elroy, wprowadzając Nealę przez lasy i krzewy w końcu do altanki, która była punktem obserwacyjnym dla smokologów. Miejsce choć niewielkie, również zdawało się być odpowiednio zaopatrzone w magiczne lornetki pomagające na dokładniejsze przyjrzenie się smokom, ołówki, kilka notesów czy dzbanek - był pewny, że ten pozostawił tutaj jeden ze smokologów, a to właśnie o niego niedawno upominała się kuchnia. Cóż, w zagajniku czasem mogło zrobić się całkiem mroźnie, szczególnie podczas późnowieczornych obserwacji.
Kiedy jednak Elroy sięgał po notes i ołówek, aby wręczyć Neali, nieopodal bariery dwa trójogony edalskie urządziły sobie wyścig. Młoda Weaslye mogła dostrzec ja smoki wybijają się z ziemi, a po tym wzbijają - jak i podzielone na trzy części ogony, po których miały swoją nazwę, zdają się spłaszczać w jeden, a chwilę po tym wystrzeliwują jeszcze wyżej, niknąć za koronami drzew.
Elroy dosłyszał to, co miało miejsce, odwracając się z delikatnym uśmiechem i z kontrolnym wzrokiem na smoczoognika, który wydawał się być oszołomiony, ale i zainteresowany tym, czego właśnie był świadkiem.
Elroy podał Neali notes z ołówkiem.
- Smoki, jak każde istoty, zachowują się różnie w zależności od dnia. Czasem możemy u młodych zauważyć niepokojące zachowania dopiero po zmroku... Oh, potrzebujesz również lornetki może? Czasem jest przydatna - wyjaśnił, podając kuzynce i nowe narzędzie, po czym zerknął na podopieczną z konspiracyjnym uśmiechem. - Ale nie wspominaj lady Mare o tym, gdzie cię dzisiaj przyprowadziłem, dobrze?
Hope's not gone
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wędrowałam obok kuzyna rozglądając się bez ukrywania podniecenia, które barwiło moje policzki na brzydki, okropny, różowy kolor. Rudy i różowy nigdy nie szły ze sobą w parze. Ja z różem w szczególności. Okropnie to wyglądało, brzydko strasznie, ale na nim nie musiałam robić wrażenia - chociaż tyle dobrego. Furia znajdowała się na moim ramieniu a jej pyszczek przesuwał się tak jak i moja głowa na boki - rozglądając się po wnętrzu. Łapami - a może bardziej pazurami - wbijała się w płaszcz na moich ramionach uzyskując tym stabilną przyczepność.
- Oh. -zaskoczenie wraz z krótkim słowem opuściło moje usta. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad czymś. Wydęłam nawet lekko usta zdecydowanie wyglądając, jakbym chciała sobie coś przypomnieć ale nie mogłam. - Nie wiedziałam, że masz smoczognika. - stwierdziłam w końcu zadzierając głowę ku górze w stronę kuzyna. Zmarszczyłam nos, więc tylko ja nie potrafiłam nakłonić smoczognika, żeby listy brał i nosił, zamiast zjadać i palić. Niedobrze, coś musiałam nie tak robić. Tego zaczynałam już być pewna właściwie. Odwróciłam wzrok spoglądając przed siebie, raczej za wiele nie chcąc tracić z obserwacji po drodze. Na chwilę jednak przesunęłam głowę w drugą stronę, do swojego ramienia, wyciągając rękę by palcem wskazującym przejechać po boku pyszczka Furii. Kiedy Elroy powiedział, że nie jest to trudna sztuka moja mina trochę zrzedła a ramiona opadły. Mimo, że bezpieczeństwo i jedzenie podążające w jednym zdaniu było dość zabawne. Znaleźć coś za czym wyjątkowo przepada? Znów zmarszczyłam odrobinę brwi, jedynie potakując krótko głową. Powstrzymałam ciężkie westchnięcie. Wypuszczenie Furii gdzieś samej nadal zdawało się odległymi planami. Weszłam za kuzynem między rośliny i trawy widocznie wydeptaną już ścieżką. Trochę więcej skupienia zbierając w sobie tak na wypadek wszelki.
Kolejne wypowiedziane przez Elroya słowa mnie zaskoczyły. Oczy rozszerzyły mi się w zdumieniu a usta mało kulturalnie rozwarły. Zamrugałam kilka razy marszcząc brwi. Odchrząknęłam.
- P-p-pomogła w obserwacjach? - zapytałam a mój głos mimowolnie uniósł się w zaskoczeniu. Łeb Furri uniósł się ku górze, ale uniosłam rękę, żeby przejechać po jego boku uspokajająco. Nic się nie działo. Znaczy prawie nic. Jak to pomóc, ja? JA?! Weszłam za nim do tej altanki do której nas prowadził nadal nie bardzo rozumiejąc. Jak ja miałam wziąć i pomóc że smokami? Spojrzałam z przestrachem i niezrozumieniem na kuzyna. Patrzyłam jak sięga po te notesy i ołówki, żeby zaraz poderwać głowę, kiedy dwa smoki wybijały się z ziemi. Mimowolnie cofnęłam się do tyłu o krok. Nie to, że się bałam. Co to to nie, ani trochę przecież, prawda? Nie oderwałam spojrzenia od smoków, póki nie zniknęły mi z pola widzenia, oczy nadal mając szeroko otwarte. Chwilę mi zajęło zanim zrozumiałam, że Elroy wyciąga w moją stronę notes i ołówek, który odebrałam spoglądając na niego, ale zaraz zerkając w miejsce w którym szybowały smoki. Prawdziwe. Dwa. Dwa prawdziwe smoki. Zamrugałam kilka razy kiedy zaczął mówić dalej. Przyswajaj informacje Neala, przecież nie dla siebie to kuzyn mówi. Odebrałam też lornetkę nie bardzo wiedząc co powinnam z nią zrobić i co w której trzymać ręce. A kiedy wypowiedział ostatnie zdanie uniosłam na niego spojrzenie marszcząc odrobinę brwi. - Zdajesz sobie sprawę kuzynie, że nie kłamię dobrze wcale? - upewniłam się przekrzywiając trochę głowę.
- Oh. -zaskoczenie wraz z krótkim słowem opuściło moje usta. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad czymś. Wydęłam nawet lekko usta zdecydowanie wyglądając, jakbym chciała sobie coś przypomnieć ale nie mogłam. - Nie wiedziałam, że masz smoczognika. - stwierdziłam w końcu zadzierając głowę ku górze w stronę kuzyna. Zmarszczyłam nos, więc tylko ja nie potrafiłam nakłonić smoczognika, żeby listy brał i nosił, zamiast zjadać i palić. Niedobrze, coś musiałam nie tak robić. Tego zaczynałam już być pewna właściwie. Odwróciłam wzrok spoglądając przed siebie, raczej za wiele nie chcąc tracić z obserwacji po drodze. Na chwilę jednak przesunęłam głowę w drugą stronę, do swojego ramienia, wyciągając rękę by palcem wskazującym przejechać po boku pyszczka Furii. Kiedy Elroy powiedział, że nie jest to trudna sztuka moja mina trochę zrzedła a ramiona opadły. Mimo, że bezpieczeństwo i jedzenie podążające w jednym zdaniu było dość zabawne. Znaleźć coś za czym wyjątkowo przepada? Znów zmarszczyłam odrobinę brwi, jedynie potakując krótko głową. Powstrzymałam ciężkie westchnięcie. Wypuszczenie Furii gdzieś samej nadal zdawało się odległymi planami. Weszłam za kuzynem między rośliny i trawy widocznie wydeptaną już ścieżką. Trochę więcej skupienia zbierając w sobie tak na wypadek wszelki.
Kolejne wypowiedziane przez Elroya słowa mnie zaskoczyły. Oczy rozszerzyły mi się w zdumieniu a usta mało kulturalnie rozwarły. Zamrugałam kilka razy marszcząc brwi. Odchrząknęłam.
- P-p-pomogła w obserwacjach? - zapytałam a mój głos mimowolnie uniósł się w zaskoczeniu. Łeb Furri uniósł się ku górze, ale uniosłam rękę, żeby przejechać po jego boku uspokajająco. Nic się nie działo. Znaczy prawie nic. Jak to pomóc, ja? JA?! Weszłam za nim do tej altanki do której nas prowadził nadal nie bardzo rozumiejąc. Jak ja miałam wziąć i pomóc że smokami? Spojrzałam z przestrachem i niezrozumieniem na kuzyna. Patrzyłam jak sięga po te notesy i ołówki, żeby zaraz poderwać głowę, kiedy dwa smoki wybijały się z ziemi. Mimowolnie cofnęłam się do tyłu o krok. Nie to, że się bałam. Co to to nie, ani trochę przecież, prawda? Nie oderwałam spojrzenia od smoków, póki nie zniknęły mi z pola widzenia, oczy nadal mając szeroko otwarte. Chwilę mi zajęło zanim zrozumiałam, że Elroy wyciąga w moją stronę notes i ołówek, który odebrałam spoglądając na niego, ale zaraz zerkając w miejsce w którym szybowały smoki. Prawdziwe. Dwa. Dwa prawdziwe smoki. Zamrugałam kilka razy kiedy zaczął mówić dalej. Przyswajaj informacje Neala, przecież nie dla siebie to kuzyn mówi. Odebrałam też lornetkę nie bardzo wiedząc co powinnam z nią zrobić i co w której trzymać ręce. A kiedy wypowiedział ostatnie zdanie uniosłam na niego spojrzenie marszcząc odrobinę brwi. - Zdajesz sobie sprawę kuzynie, że nie kłamię dobrze wcale? - upewniłam się przekrzywiając trochę głowę.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Miałem - sprostował zgodnie z prawdą, bo po tym jak zrozumiał, że Mare bała się smoków i wszystkich stworzeń, które w choć minimalnym sposobie je przypominały. Nigdy tego lęku do końca nie rozumiał, jednak nawet wtedy na samym początku ich małżeństwa, chociaż nie przyszło mu to z łatwością, pozbył się smoczoognika, podarowując go jednemu z zapalonych stażystów w rezerwacie, u którego wiedział, że ten będzie dobrze zadbany - i wiedział o tym, że rzeczywiście tak było. - Jak możesz wiedzieć, moja droga żona nie przepada za smokami i stworzeniami im podobnymi, więc krótko po naszych zaślubinach, znalazłem dla niego nowy dom, wtedy też sprawiłem sobie Obsydiana i wytresowałem go, aby nosił moją pocztę - wyjaśnił Neali, bo w końcu ona sama była wtedy zaledwie dzieckiem - nie mogła pamiętać czy wiedzieć o tym jak wyglądało życie jego i Mare, czy też to jakie on sam posiadał pod swoją opieką magiczne i te mniej magiczne stworzenia.
Kiedy znaleźli się na miejscu, Elroy przyglądał się Neali - głównie dlatego, że wiedział doskonale jak młodzi smokolodzy czy raczej aspiranci do tego tytułu reagują na pierwsze spotkania ze smokami. Wiedział, że jest to dzień, w którym towarzyszy im mnóstwo skrajnych emocji i czasem żałował, że on sam nie dostał tej szansy na zapamiętanie własnych wrażeń po pierwszym spotkaniu z trójogonem. W końcu sam czuł się jakby zawsze dorastał gdzieś obok tych pięknych, acz niebezpiecznych stworzeń - dopiero w Hogwarcie wiadomość, że nie każdy widział w życiu smoka dość mocno go uderzyła. Nigdy w końcu o tym nie myślał w taki sposób.
- Obserwacje. Pomożesz mi, zobaczysz również jak się je przeprowadza - potwierdził spokojnie, widząc że Neala była nieco oszołomiona? Zaskoczona? Nie wątpił jednak w jej umiejętności i zaradność - w końcu w innym wypadku by jej tutaj dzisiaj nie przyprowadził.
- Oh, nie martw się, nie musisz kłamać. Wystarczy, że powiesz... że byliśmy w oranżerii. Nigdzie indziej, nigdzie dalej - zapewnił z uśmiechem. - I to tylko w momencie, gdyby cię zapytała. Lub możesz nie odpowiadać na pytanie, a ja jej przedstawię odpowiednią wersję, która nie będzie dla niej niedopuszczalną - dodał, wiedząc że może i nie powinien okłamywać Mare w takich kwestiach - ale również wiedział, że zmartwiłaby się na zapas. A przecież potrafił zapewnić Neali bezpieczeństwo w rezerwacie, więc jej zmartwienia byłyby zupełnie niepotrzebne.
- Wiem, że może być to dla ciebie nieco trudniejsze, dostrzeżenie czy doszacowanie tego, co widzisz, ale jest to bardzo dobra praktyka i okazja do nauki nieco na temat Furii dla ciebie - wyjaśnił, samemu również sięgając po lornetkę dla siebie. Sam miał w obowiązku dzisiaj policzyć trzymające się tutaj sztuki młodych, rozdzielić czy niektóre nie miały problemów w kwestii samego socjalizowania się oraz czy nie dochodziło wśród młodych do walk o terytorium czy pożywienie. - Chciałbym, abyś skupiła się na podobieństwach między naszymi smokami oraz Furią, dzięki temu również poznasz profil naszych smoków nieco lepiej. Stanowczo większość z nich tutaj jest trójogonami edalsikimi, choć mamy kilka innych okazów uratowanych z jednych z hodowli - wyjaśnił, zbliżając się do wschodniego punktu, zaraz spoglądając na jednego z drzemiących nieopodal smoków. Wskazał ostrożnie na niego Neali. - Podstawowymi elementami, na które zwracamy uwagę jest to czy nie mają ubytków w łuskach, czy ich części ogonowe są w odpowiedniej do siebie wzajemnie długości, możesz również spojrzeć na ich wypustki na grzbiecie. Czasem można też dostrzec o wiele jaśniejsze łuski, które mogą sugerować ataki lub infekcję u naszych trójogonów, powinny być idealnie czarne - wyjaśniał spokojnie, samemu sięgając po raport, który wypełnił jeden z poprzednich opiekunów prowadzących w tym miejscu obserwację.
Kiedy znaleźli się na miejscu, Elroy przyglądał się Neali - głównie dlatego, że wiedział doskonale jak młodzi smokolodzy czy raczej aspiranci do tego tytułu reagują na pierwsze spotkania ze smokami. Wiedział, że jest to dzień, w którym towarzyszy im mnóstwo skrajnych emocji i czasem żałował, że on sam nie dostał tej szansy na zapamiętanie własnych wrażeń po pierwszym spotkaniu z trójogonem. W końcu sam czuł się jakby zawsze dorastał gdzieś obok tych pięknych, acz niebezpiecznych stworzeń - dopiero w Hogwarcie wiadomość, że nie każdy widział w życiu smoka dość mocno go uderzyła. Nigdy w końcu o tym nie myślał w taki sposób.
- Obserwacje. Pomożesz mi, zobaczysz również jak się je przeprowadza - potwierdził spokojnie, widząc że Neala była nieco oszołomiona? Zaskoczona? Nie wątpił jednak w jej umiejętności i zaradność - w końcu w innym wypadku by jej tutaj dzisiaj nie przyprowadził.
- Oh, nie martw się, nie musisz kłamać. Wystarczy, że powiesz... że byliśmy w oranżerii. Nigdzie indziej, nigdzie dalej - zapewnił z uśmiechem. - I to tylko w momencie, gdyby cię zapytała. Lub możesz nie odpowiadać na pytanie, a ja jej przedstawię odpowiednią wersję, która nie będzie dla niej niedopuszczalną - dodał, wiedząc że może i nie powinien okłamywać Mare w takich kwestiach - ale również wiedział, że zmartwiłaby się na zapas. A przecież potrafił zapewnić Neali bezpieczeństwo w rezerwacie, więc jej zmartwienia byłyby zupełnie niepotrzebne.
- Wiem, że może być to dla ciebie nieco trudniejsze, dostrzeżenie czy doszacowanie tego, co widzisz, ale jest to bardzo dobra praktyka i okazja do nauki nieco na temat Furii dla ciebie - wyjaśnił, samemu również sięgając po lornetkę dla siebie. Sam miał w obowiązku dzisiaj policzyć trzymające się tutaj sztuki młodych, rozdzielić czy niektóre nie miały problemów w kwestii samego socjalizowania się oraz czy nie dochodziło wśród młodych do walk o terytorium czy pożywienie. - Chciałbym, abyś skupiła się na podobieństwach między naszymi smokami oraz Furią, dzięki temu również poznasz profil naszych smoków nieco lepiej. Stanowczo większość z nich tutaj jest trójogonami edalsikimi, choć mamy kilka innych okazów uratowanych z jednych z hodowli - wyjaśnił, zbliżając się do wschodniego punktu, zaraz spoglądając na jednego z drzemiących nieopodal smoków. Wskazał ostrożnie na niego Neali. - Podstawowymi elementami, na które zwracamy uwagę jest to czy nie mają ubytków w łuskach, czy ich części ogonowe są w odpowiedniej do siebie wzajemnie długości, możesz również spojrzeć na ich wypustki na grzbiecie. Czasem można też dostrzec o wiele jaśniejsze łuski, które mogą sugerować ataki lub infekcję u naszych trójogonów, powinny być idealnie czarne - wyjaśniał spokojnie, samemu sięgając po raport, który wypełnił jeden z poprzednich opiekunów prowadzących w tym miejscu obserwację.
Hope's not gone
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Okrutnie czasem było - nie wiedzieć tak wiele. Frustrujące to było, nie móc zrobić czegoś, albo dowiedzieć się ostatnią. A ta myśl sprawiła, że odwróciłam wzrok na chwilę przypominając sobie o tej żonie całej. Już przez chwilę było dobrze i odpowiednio, zajęta rezerwatem zapomniałam prawie całkiem wcale, że wszystkim zapomniało się wspominać, ze niektórzy żony mieli choć obrączek wcale. No tak, oczywiście, jasne, bo obrączkowało się jedynie bydło takie jak ja. Moje spojrzenie mimowolnie przesunęło się na rękę Elroya w poszukiwaniu tego okropnego symbolu zniewolenia czy własności nadania. Co w nim było złego. W tym, że do kogoś się należało? Przysięgi krwi była zdecydowanie bardziej romantyczna, ale i niebezpieczna, bo niewidoczna i skryta. Zamrugałam kilka razu uświadamiają sobie gdzieś w momencie w którym padało imię Obsydnia, że nie do końca słuchałam. Poczułam że policzki mi się czerwienią. Nie powinnam była o nic pytać, teraz wiedziałam to na pewno. Skinęłam krótko kuzynowi głową, że niby do informacji te informacje wszystkie przyjmuje, próbując na wcześniejszy tor powrócić. Ale korciło, żeby wziąć i zapytać o coś jak już przy Mare byliśmy.
- Jak pokazałeś Mare, że jesteś nią zainteresowany? - zapytałam przekrzywiając trochę głowę marszcząc brwi. - W sensie, chciałeś czy to wuja Ofer kazał ci ją za żonę wziąć nie bacząc na twoje uczucia wcale? - zapytałam marszcząc odrobinę rude brwi podążając za nim dalej, nim nie znaleźliśmy się na miejscu. Chyba lubić ją chociaż musiał, skoro smoczognika oddał dla jej dobra.
Tego, że Elroy weźmie mnie do prawdziwych smoków właściwie się nie spodziewałam. Nie wiem czemu mimo że chciał zobaczyć się w rezerwacie, jakoś nie zakładałam, że rzeczywiście mi je pokaże. Nie potrafiłam opanować drżenia, uginając ramiona pod naporem ich wielkości. W kilka sekund bym umarła, gdyby jeden naprzeciw mnie na poważnie stanął - byłam o tym przekonana. A teraz nagle Elroy chciał, żebym mu pomagała robić obserwacje. Zaplanował to wszystko? Nadawałam się w ogóle? Mimo to skinęłam jedynie głową postanawiając chociaż spróbować sprostać nadziejom, które we mnie zdawał się pokładać. Furia wystawiła łeb bardziej do przodu, poszukując spojrzeniem tego, co widziała chwilę wcześniej.
- Jeśli to nie jest oranżeria, to nadal będę świadczyć nieprawdę. - mruknęłam rozglądając się wokół. Nie kłamałam z zasady - głównie. Znaczy tak uważałam, ale duży wpływ na to, że łapano mnie na kłamstwie był pewnie spowodowany tym, że płatki nozdrzy mi się rozszerzały a ja się robiłam cała czerwona. Najprościej by było, gdyby Mare nie zapytała, bo nagle zaczęłam mieć wrażenie, że robiłam coś złego i być mnie tu nie powinno. Przygryzłam dolną wargę nie bardzo wiedząc co dalej. Wyciągnęły do mnie pomocną rękę te podobieństwa całe. Odchrząknęłam chcąc się skupić na tym o czym mówił. Zerknęłam gdzie patrzy a potem spojrzałam tam gdzie mi wskazał na jednego ze smoków. Oddychaj, Neala, nie zje cię przecież choć mógłby, prawda? Znaczy kuzyn Elroy by na to nie pozwolił. Bo kuzyneczka Mare sama by go wtedy zjadła. Ta myśl mnie rozbawiła trochę. Ale dobrze, do działania. Podobieństwa między smokami i smoczognikami - jakieś musiały być. Pierwsze jest w nazwie, ale to raczej nie o te pyta kuzyn, nie? Milczałam słuchając. Unosząc jeszcze trochę drżącą ręką tą lornetkę w końcu decydując, że notes na razie będę trzymać w jednej ręce z ołówkiem.
- Z najoczywistszy podobieństw wymienić trzeba dwie tak myślę. - odezwałam się po chwili kiedy Elroy mówić przestał. - I smoki i smoczogniki są gadami, oba gatunki są lotne. Znaczy nie wiem, czy wszystkie smoki latają na pewno, ale te tu tak, tak? - no oczywista oczywistość, ale od niej trzeba było zacząć. Bo po niej zrobiło się trochę trudniej. Uniosłam rękę z lornetką i założyłam za ucho kosmyki włosów, odrzucając je też na plecy. - Jaka to odpowiednia wzajemna dla siebie długość? - zapytałam, przytykając lornetkę znów pod oko i marszcząc brwi. - I o czym mogą świadczyć takie ubytki, bo chyba… - ucięłam robiąc krok w przód jakby więcej mi to miało pomóc. - Jednak chyba nie. - dodałam zaraz poddając pod wątpliwość to czy to właśnie tak wyglądało. Raczej nie.
- Jak pokazałeś Mare, że jesteś nią zainteresowany? - zapytałam przekrzywiając trochę głowę marszcząc brwi. - W sensie, chciałeś czy to wuja Ofer kazał ci ją za żonę wziąć nie bacząc na twoje uczucia wcale? - zapytałam marszcząc odrobinę rude brwi podążając za nim dalej, nim nie znaleźliśmy się na miejscu. Chyba lubić ją chociaż musiał, skoro smoczognika oddał dla jej dobra.
Tego, że Elroy weźmie mnie do prawdziwych smoków właściwie się nie spodziewałam. Nie wiem czemu mimo że chciał zobaczyć się w rezerwacie, jakoś nie zakładałam, że rzeczywiście mi je pokaże. Nie potrafiłam opanować drżenia, uginając ramiona pod naporem ich wielkości. W kilka sekund bym umarła, gdyby jeden naprzeciw mnie na poważnie stanął - byłam o tym przekonana. A teraz nagle Elroy chciał, żebym mu pomagała robić obserwacje. Zaplanował to wszystko? Nadawałam się w ogóle? Mimo to skinęłam jedynie głową postanawiając chociaż spróbować sprostać nadziejom, które we mnie zdawał się pokładać. Furia wystawiła łeb bardziej do przodu, poszukując spojrzeniem tego, co widziała chwilę wcześniej.
- Jeśli to nie jest oranżeria, to nadal będę świadczyć nieprawdę. - mruknęłam rozglądając się wokół. Nie kłamałam z zasady - głównie. Znaczy tak uważałam, ale duży wpływ na to, że łapano mnie na kłamstwie był pewnie spowodowany tym, że płatki nozdrzy mi się rozszerzały a ja się robiłam cała czerwona. Najprościej by było, gdyby Mare nie zapytała, bo nagle zaczęłam mieć wrażenie, że robiłam coś złego i być mnie tu nie powinno. Przygryzłam dolną wargę nie bardzo wiedząc co dalej. Wyciągnęły do mnie pomocną rękę te podobieństwa całe. Odchrząknęłam chcąc się skupić na tym o czym mówił. Zerknęłam gdzie patrzy a potem spojrzałam tam gdzie mi wskazał na jednego ze smoków. Oddychaj, Neala, nie zje cię przecież choć mógłby, prawda? Znaczy kuzyn Elroy by na to nie pozwolił. Bo kuzyneczka Mare sama by go wtedy zjadła. Ta myśl mnie rozbawiła trochę. Ale dobrze, do działania. Podobieństwa między smokami i smoczognikami - jakieś musiały być. Pierwsze jest w nazwie, ale to raczej nie o te pyta kuzyn, nie? Milczałam słuchając. Unosząc jeszcze trochę drżącą ręką tą lornetkę w końcu decydując, że notes na razie będę trzymać w jednej ręce z ołówkiem.
- Z najoczywistszy podobieństw wymienić trzeba dwie tak myślę. - odezwałam się po chwili kiedy Elroy mówić przestał. - I smoki i smoczogniki są gadami, oba gatunki są lotne. Znaczy nie wiem, czy wszystkie smoki latają na pewno, ale te tu tak, tak? - no oczywista oczywistość, ale od niej trzeba było zacząć. Bo po niej zrobiło się trochę trudniej. Uniosłam rękę z lornetką i założyłam za ucho kosmyki włosów, odrzucając je też na plecy. - Jaka to odpowiednia wzajemna dla siebie długość? - zapytałam, przytykając lornetkę znów pod oko i marszcząc brwi. - I o czym mogą świadczyć takie ubytki, bo chyba… - ucięłam robiąc krok w przód jakby więcej mi to miało pomóc. - Jednak chyba nie. - dodałam zaraz poddając pod wątpliwość to czy to właśnie tak wyglądało. Raczej nie.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Smoczy zagajnik
Szybka odpowiedź