Wydarzenia


Ekipa forum
Smoczy zagajnik
AutorWiadomość
Smoczy zagajnik [odnośnik]13.01.20 20:04
First topic message reminder :

Smoczy zagajnik

Smoczy zagajnik powstał stosunkowo niedawno, bo tuż po tym, jak część rezerwatu została zniszczona przez szalejące nad Wielką Brytanią anomalie, zmuszając władze Peak District do przeniesienia zamieszkujących główne terrarium smocząt. Najmłodsze smoki umieszczono w zagajniku, specjalnie wydzielony teren wyjątkowo ogradzając nie przeszklonymi ścianami, a ochronnymi zaklęciami, uniemożliwiającymi smoczętom oddalenie się poza wyznaczone granice. Obszar jest w dużej mierze zalesiony, ze sporej wielkości polaną pośrodku, na której młode smoki uczą się latać; na jej skraju znajduje się grota służąca za legowisko, a przepływający obok niej strumień w jednym miejscu rozlewa się szeroko, tworząc staw.
Na terenie zagajnika wzniesiono również altanę otoczoną zapewniającą niewidzialność barierą, która dla smokologów stanowi punkt obserwacyjny, pozwalający im na śledzenie zachowania smocząt bez ujawniania swojej obecności. Chociaż wstęp dla osób postronnych jest surowo wzbroniony, czasami zdarza się, że opiekunowie zgadzają się zabrać do zagajnika specjalnych, cieszących się zaufaniem gości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Smoczy zagajnik - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]27.03.22 21:17
Pytanie o Mare nieco go zaskoczyło, czego nawet nie krył. Lekko uniesione brwi, spojrzenie nie do końca rozumiejące sens pytania Neali - chociaż historia jego i Mare nie do końca była tradycyjna dla szlachetnie urodzonych, z pewnością nie była jedyna. Mieli prawnego rodzaju szczęście w uczuciu, które ich połączyło - z pewnością tym elementem mogli się wyróżniać na tle innych szlacheckich małżeństw.
Wyraźnie również się wyprostował, odchrząkając. Młoda dama zadawała mu pytanie odnośnie jego żony - tego jak ją traktował. Czy to jedno z tych pytań, które mógł usłyszeć od Saoirse, kiedy i ona będzie w wieku kuzynki? Musiał dokładnie odpowiedzieć, nie mógł zawieść w tym momencie lady Weasley.
- Cóż, wysłałem Mare raz kwiaty, kiedy nie byliśmy jeszcze zaręczeni - zaczął powoli, jakby nie do końca też pewny, jak wiele na temat sabatów jego kuzynka wiedziała i tych innych zwyczajów, które obowiązywały szlachtę. Nie mogła ich doświadczyć, nie mówiąc o tym, że same wychowanie Weasleyów różniło się od tego, które otrzymywali Greengrassi czy Preweci. - Spotkałem ją na jednym z sabatów u Nottów, corocznego balu noworocznego... Rano napisałem do wuja lorda nestora Ofera oraz lorda nestora Prewettów, Archibald wtedy nie piastował tego stanowiska, z moim zamiarem wzięcia Mare za żonę. Również wysłałem listy do lordów ojców z tą informacją - wyjaśnił nie do końca wiedząc czy Neala właśnie o to pytała - czy może jej pytanie dotyczyło czegoś innego.
Czy to właśnie była odpowiedź, której oczekiwała? Czy to była rzecz, o którą pytała? Nie był pewny, zastanawiając czy to jest czymś naturalnym dla młodych dziewczynek, aby zastanawiać się nad takimi rzeczami? Może rzeczywiście wiosna wpływała na okresy godowe różnych gatunków, w tym i ludzi?
- W porządku? - zapytał, uśmiechając się do niej w łagodny sposób. On sam zupełnie nie obawiał się stworzeń, z którymi wręcz się wychował. Był stałym bywalcem rezerwatu od najmłodszych lat - a i pracownikiem od przeszło piętnastu. Choć smoki za każdym razem potrafiły zaprzeć dech w jego piersiach, szczególnie po dłuższym czasie, kiedy ich nie widział, nie odczuwał aż takich emocji, kiedy odwiedzał na nowo Peak District. W końcu pracował z nimi na porządku dziennym. - Czasem mogą przytłoczyć, ale mamy z nimi tyle czasu, ile tylko będziesz chciała - zapewnił, zastanawiając się czy reakcja kuzynki nie wiązała się właśnie z tym, że była ona wciąż nieoswojona z widokiem smoków. Może potrzebowała chwili lub dwóch na nacieszenie się nimi?
- Czasem są bardzo podobnej długości, innym razem są krótsze, ale ta różnica nie powinna wynosić więcej niż około jedną trzecią - wyjaśnił spokojnie, odpowiadając na pytanie. Zmarszczył jednak brwi, zbliżając się do miejsca, w którym młoda Weasley przyglądała się jednemu z ich podopiecznych. Również sięgnął po lornetkę, przyglądając się okazowi, którym zajmowała się Neala.
- Czasami o ubogiej diecie, bardzo często jest to jej objaw, kiedy smoki nie przyjmują odpowiednich środków. Oczywiście, kiedy są młode, potrzebują dużej, większej niż zwyczajnie, ilości substancji odżywczych. Naszą pracą jest odpowiednie rozłożenie chociażby eliksirów na ich terenach, ale jeśli jeden ze smoków rozwija się niedokładnie lub w opóźniony sposób, może to oznaczać, że inne smoki bronią mu dostępu do miejsc, w których rozkładamy pokarm - wyjaśnił Elroy. - Ufaj swojej intuicji, dobrze? Jeśli coś zwróci twoją uwagę, podejmij to. Ważniejsze niż żeby mieć rację jest upewnienie się, że wszystko w porządku z naszymi smokami. Nie tyczy się to tylko smoków, ale też i innych magicznych i tych niemagicznych stworzeń - zapewnił i zachęcił ją. W końcu sam niejednokrotnie się przekonał, że nie było warto lekceważyć oznak, nawet tych które w konkluzji okazywały się nie świadczyć o niczym złym. Łatwiej było zapobiegać niż leczyć - zarówno w rezerwacie, jak i w hrabstwach. W końcu nadejście nowego roku już doskonale go o tym uświadomiło.
- Nasze trójogony latają, a znacznie krótsze fragmenty ogonów zaburzają ich koordynację ruchową, dlatego jest to istotne, aby u młodych osobników móc to wcześnie zauważyć - wyjaśnił spokojnie, przyglądając się gadowi, na którego spoglądała Neala. Skierował dłoń zaraz nieco przed siebie, jakby chcąc na coś dokładnego wskazać. Zaraz nieco zakreślił obszar na sylwetce smoka. - Od karku, idące na łopatkę, również jest przebarwienie... Wciąż słabo widoczne, dostrzegasz je Nealo? - dopytał. - Wpada w bordowe odcienie bardziej niż czarne, to sugeruje infekcje. Podobne, ale zielonawe czy niebieskawe sugerują mechaniczne uszkodzenia, często również ataki ze strony innych smoków, wtedy trzeba również skupić się na tym, co jest przyczyną walk - wyjaśnił, chwilę jeszcze przyglądając się do stworzeniu, a po tym sięgnął dłonią do odpowiedniej karty z informacji, szybko skreślając w niej kilka słów, wypełniając swoje obowiązki. Odnotował w pamięci, że powinien jeszcze przekazać te informacje do cieplarni, aby zielarze i alchemicy mogli przygotować odpowiednie środki do podania smoku.
Skierował wzrok na Furię.
- Możesz spojrzeć również na podobieństwa i różnice w ich wyglądzie... W tym jak ich skrzydła się różnią, w jaki sposób są przystosowane do udźwigu mniejszej lub większej masy - podpowiedział kuzynce, aby jednak wciąż starała się doszukiwać tego, o czym wcześniej jej wspominał.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]28.03.22 1:27
- R-raz? - zapytałam, nie potrafiąc pominąć jakoś tego zająknięcia, które w tym szoku całym sprawiło, ze aż zatrzymałam się na chwilę dopiero po tej chwili doganiając kuzyna jeszcze przed wejściem tam, gdzie nas prowadził. Raz. RAZ. RAZ!!!! Raz jej wysłał kwiaty?! To wszystko? Zaskoczenie i chyba zawód wpłynął na twarz moją całą. To naprawdę tak się robiło? Słuchałam dalej starając się ten zawód jakoś zmazać. Ale to wszystko było takie… wcale nie romantyczne! W ogóle! Po prostu napisał kilka listów i tyle?
- Strasznie to nie romantyczne. Jak tak to wygląda, to dobrze że postanowiłam nie wychodzić za mąż wcale. - orzekłam w końcu sprawiedliwie i głośno. Uniosłam rękę i odrzuciłam na plecy rude włosy marszcząc lekko brwi. - Prawisz jej jakieś komplementy? Wiesz, że kobiety je lubią? W sensie, jak się je mówi odpowiednio. - zmarszczyłam trochę nos na wspomnienie tej pięknej i piękniejszej Thomasa. Trochę teraz współczułam Mare, że dla niej takie to płaskie było. Kilka listów, zero pytania i koniec? To wszystko? Zawiodłam się jednak. Znaczy w sumie zapytałam tylko dlatego, że Elroy sam o Mare wspomniał. Mnie to tak nie interesowało przecież zbytnio bo i tak swoje postanowienia miałam, prawda?
Smoki jednak przerażały. Mogłam udawać odważną, ale w stanięciu z prawdziwą bestią oko w oko było coś… Przerażającego po prostu. Ale uświadomienie sobie, że jest tu Elroy sprawiała, że racjonalnie tłumaczyłam sobie że nie zabrałaby mnie w miejsce w którym coś stać by mi się mogło, bo Mare by go pewnie udusiła a wuja Dim jej pomógł. Wzięłam wdech w płuca unosząc na niego wzrok kiedy pytanie zadał. Potaknęłam lekko głową.
- T-tak. - przyznałam, nadal jednak jąkając się trochę. Kolejne słowa sprawiły, że uciekłam wzrokiem. - Po prostu… przy nich dopiero uświadamiam sobie, że jestem mała. Tak wiesz… - zmarszczyłam lekko brwi. - …gdyby stanął naprzeciw mnie, gdyby ciebie nie było obok moja szansa na przeżycie byłaby… naprawdę... - przełknęłam silnę spoglądając na jednego z nich. - …mała. - wytłumaczyłam się przygryzając na krótką chwilę wargę. Bo taka się czułam. Taka naprawdę byłam.
Na szybko naszkicowałam końcówkę ogona, nie wyglądała idealnie, ale lepiej tak niż wcale i opisałam ją zgodnie z tym, co powiedział mi kuzyn. Około jedna trzecia, nie więcej. Zajęłam się tą obserwacją przez lornetkę, słuchając kolejnych słów, na chwilę odciągając ją od nosa, żeby zapisać kolejne słowa pod podkreśloną zbiorczą nazwą: znaczenie ubytków na ciele smoka. Zaczynając od ubogiej diety i w skrócie opisałam też to o czym powiedział. Przerwałam pisanie dopiero kiedy o tej intuicji zaczął mówić. Uniosłam głowę zawieszając na nim spojrzenie. Marszcząc brwi odrobinę. - Jedna łuska przy ogonie wydawała mi się jaśniejsza, o tam. - wskazałam palcem w bok nad tylnią łapą smoka. - Ale miałam później wrażenie, że to kwestia padającego promienia słońca. - przyznałam nie przestając marszczyć brwi. Z każdą mijającą chwilą nie czułam się pewniej. Trochę nadal przytłoczona tym gdzie byłam, jednocześnie ciesząca się że mogłam być tutaj w ogóle. Informacje o lataniu - o krótszych fragmentach ogonów zaburzających koordynację ruchową też zapisałam niżej. Uniosłam lornetkę próbując odnaleźć miejsce o którym mówił. Zmarszczyłam brwi, ale nic nie widziałam. Odsunęłam ją od oczy, jeszcze raz próbując najpierw zlokalizować miejsce a potem przytknąć lornetkę. - Nie bardzo. - przyznałam niechętnie, czując jak czerwień wchodzi mi na szyję. Zrobiłam krok w przód niepewnie, ale to wcale nie pomogło. Zmartwienie pojawiło się na mojej twarzy. Odsunęłam lornetkę, postanawiając, że skoro nie widzę nic, to chociaż notatki zrobię rzetelne, zapisując więc wszystkie informacje o kolorach łusek i ich znaczeniach. - Co może być przyczyną walk? - zapytałam zamiast tego, znacznego tego że nie widziałam, co wiedzieć powinnam. - Myślisz, że mogłabym je naszkicować? - zapytałam co prawda nie rysowałam pięknie, ale może to było w stanie pomóc w rozeznaniu, gdyby zobaczyć i zaznaczyć czym różniła się ich budowac.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]28.03.22 12:39
- Romantyczne..? - zapytał szczerze zaskoczony podobnymi słowami kuzynki, nie do końca rozumiejąc w pierwszym momencie. Nie uznawał niczego dziwnego w tym, w jaki sposób się poznali z Mare, w jaki sposób przebiegło ich wesele - a wręcz przeciwnie! Wierzył, że to wszystko było bardziej niż magiczne.
Chociaż słowa Neali o jej postanowieniu również bardzo mocno go zaniepokoiły. Powinien ingerować? Przekazać to również Mare? Nie, aby ktokolwiek wymagał od Neali natychmiastowego wyjścia za mąż - ale on sam nie był pewny czy podobne stwierdzenia były naturalne dla młodych dam. Nie pamiętał nigdy podobnych słów z ust Earleen, choć może jej nie słuchał - może jako młodzieniec nie przykładał wagi do podobnych tematów, kiedy jeszcze sam nie śpieszył się do ożenku?
- Cóż... Wydawało mi się, że nigdy nie szczędziłem mojej żonie komplementów - przyznał. - Czy Mare opowiadała ci kiedykolwiek jak się poznaliśmy? - zapytał, zastanawiając się czy jego kuzynka nie była bardziej zainteresowana tym, jak ich początki znajomości wyglądały? Tym bardziej, że zdawała się sugerować, że nie dba o swoją ukochaną jak należało.
- Siedem lat temu, lekko ponad, bo musisz wiedzieć, że poznaliśmy się podczas corocznego sabatu organizowanego przez ród Nott... To jest miejsce, w którym każdy lord i każda lady otrzymuje swój debiut, pierwsze wejście na salony szlachetnie urodzonych, to nie był oczywiście debiut Mare, jednak nie pamiętam, abym kiedykolwiek wcześniej z nią tańczył - przyznał, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, który zawsze wypełzał na jego wargi, kiedy tylko myślał o tych wspomnieniach. - Widziałem ją, chociaż nie znałem jej imienia ani rodu, ale przykuła mój wzrok. Nie mogłem zebrać się, aby zaprosić ją do tańca... Musisz również wiedzieć tutaj, że nie kulturalnym jest zatrzymywać damę na kilka długich tańców, ale wtedy, kiedy poprosiłem Mare do tańca, jestem pewny, że byliśmy blisko popełnienia tego błędu. Taniec, nasza rozmowa, wszystko wydawało się być idealne i na właściwym miejscu, jakby cały świat dążył do tych kilku tańców - kontynuował opowiadanie z zaangażowaniem, które ciężko było mu ukryć, wciąż pamiętając żywo ich zatracenie w krokach, to jak gdyby nie sugestywne spojrzenia, mogliby wywołać niemalże skandal! Choć z pewnością byli już wtedy na ustach innych rodów, kiedy tak doskonale zgrywali się podczas tańca. Percival i Fox prawdopodobnie wzięli go za szaleńca wtedy, kiedy tak żywo im orzekł, że chce się ożenić - on, który wcześniej na rzecz wypraw i pracy odkładał decyzję o ożenku. - Do końca wieczoru nie mogłem przestać o niej myśleć, nie było właściwym, aby do niej napisał. Listy do damy powinny iść przez jej ojca, lub brata, a ja nie chciałem jedynie do niej pisać. Chciałem ją wziąć za żonę, więc napisałem do nestorów. A kwiaty, które wysłałem... Wypełniły jej całą komnatę. Był to dzień po Festiwalu Lata, w którym nie mogłem uczestniczyć, ze względu na przebywanie poza Anglią. Rozumiesz Nealo, mój zawód w dzisiejszych czasach już znacznie mniej, ale kiedyś wiązał się z wieloma wyprawami... - wyjaśnił, choć nie do końca był pewny czy ona rozumiała coś podobnego - z czym dla lady Prewett wiązał się dzień Festiwalu Lata. W końcu on sam te siedem lat temu nie wiedział. Gdyby nie prędka wiadomość od brata, odnośnie sytuacji w Dorset i stanu lady Mare, nie przeszłoby mu to nawet przez myśl, że jego brat obecności na corocznych obchodach mógłby na nią wpłynąć.
- Nealo, rozumiem, że jesteś niechętna do wyjścia za mąż... - zaczął niepewnie, spoglądając na kuzynkę. - Powinnaś porozmawiać na ten temat z Mare. Kiedy przyjdzie odpowiedni mąż dla ciebie, mam nadzieję, że będziesz wtedy wiedziała, że to ten i nie będziesz miała wątpliwości. Rozumiem, że odbierasz moje małżeństwo z Mare za nieromantyczne... Może powinienem rzeczywiście mojej żonie prawić więcej komplementów? Prawdą jest, że powtarzam jej, że jest dla mnie jedyną. Nie wypada o tym rozmawiać z postronnymi, jednak możesz być pewna, że kocham Mare i nie mógłbym być szczęśliwszy, wiedząc że to właśnie ona jest przy moim boku jako żona i matka naszych dzieci - powiedział pewnie, wciąż nie mogąc pozbyć się tego delikatnego i szczęśliwego uśmiechu, kiedy mówił o swojej ukochanej. - Dbam o jej dobrostan, wspieram ją w jej decyzjach. Jednak moje słowa są jednym, ale jeśli interesuje cię romantyczność, z pewnością właściwszymi do tych rozmów będą Mare oraz moje siostry.
Obserwował Nealę, jak powoli mówi, zdradza swoje lęki. Czy w obliczu smoków czuła się mała, czy raczej czuła się taka w obliczu nieznanego niebezpieczeństwa? On stał tutaj spokojny, bo znał smoki - nie negował ich zagrożenia, ale wiedział również jak sobie z nim radzić. Były całym jego życiem, kochał je i uwielbiał swoją pracę. Wielokrotnie widział jak okrutnie potrafią być te stworzenia, ale jednocześnie były majestatycznymi i dumnymi stworzeniami.
Ułożył dłoń na ramieniu kuzynki, chcąc ją wesprzeć. W końcu był obok, nie pozwoliłby aby cokolwiek złego przytrafiło się jej, kiedy znajdywali się w rezerwacie.
- To świat jest ogromny, Nealu - powiedział, samemu wielokrotnie, szczególnie w ostatnich tygodniach, czując się jakby był rozmiarów zwykłej mrówki w porównaniu z tym, z czym się spotykał. - Widziałem jak przemawiasz i jak pomagasz w Wellswood. Masz ogromne serce, jesteś prawdziwym Weasleyem, który do ludzi idzie z sercem na dłoni. Możesz czuć się mała, ale wypnij pierś dumnie i unieś podbródek, nie pozwól nikomu sobie wmówić, że coś cię przerasta. Smoki są niebezpieczne, ale dlatego smokolodzy, tymi dorosłymi w szczególności, nie zajmują się w pojedynkę. Grupa jest siłą - zapewnił, choć może nie odnosił się do końca do smoków - jego własne myśli pędziły w stronę Rycerzy Walpurgii i konfliktu, który dotykał Anglię. Mugole, czarodzieje którzy ich wspierali byli mali i stłamszeni, jeden obracał się przeciwko drugiemu, ale nie mogli się poddać. Nie mogli pozwolić, aby to, jak niewielcy byli powstrzymało ich przed podjęciem akcji i przed sprzeciwieniem się niesprawiedliwości i okrucieństwu względem słabszych.
I właśnie dlatego, kiedy smoki walczyły między sobą, również musieli zwracać uwagę na te zagadkowe stworzenia. Wydawały się niewzruszone niczym poza sobą - tylko one wzajemnie się sobą interesowały, tylko one chciały między sobą walczyć, a świat, w którym przyszło im żyć, zdawał się dostosowywać do nich.
- Jaśniejsza? - dopytał spokojnie, zaraz samemu spoglądając we wskazane przez kuzynkę miejsce. W końcu nie powinni bagatelizować podobnych rzeczy - a jaśniejsza łuska rzeczywiście znajdywała się w miejscu, o którym wspominała Neala. Miejsce wydawało się być rzeczywiście zranione czy zadarte, możliwe że na skutek walki, a może na skutek odmrożenia? Będą musieli się temu przyjrzeć, dokładnie temu okazowi. - Doskonała spostrzegawczość Nealo, nie martw się jeśli czegoś jeszcze nie dostrzegasz. Łuski smoków nie są prostym obiektem do obserwacji, często odbijają światło jak sama zauważyłaś, że może to stanowić problem... Z czasem, kiedy nauczysz się, jak wygląda zdrowy smok, zauważysz również z łatwością odchyły u tych, którym coś dolega - zapewnił ją, znając w końcu to z czystego doświadczenia. Doświadczenia nie dało się z niczym zastąpić - doświadczenie przychodziło z czasem i wżynało się we wszystkie nawyki, pomagało odnaleźć się w codziennych sytuacjach związanych z pracą ze smokami. Powoli niektóre czynności stawały się nawykami, wiedza nie wymagała od umysłu szukania informacji, a niektóre poszlaki były sugestiami i intuicyjnymi skutkami innych zachowań. Smoki w końcu były żywymi organizmami - wiele czynników na nie wpływało, a on jako ich opiekun, powinien być w stanie je rozróżnić.
- Zabiorę cię do naszych eksponatów łusek. Możesz obejrzeć wtedy, jak niektóre wyglądają w jakim świetle, i w jaki sposób wybijają się na smoku. Nie jest to prosta sztuka, ale jestem pewny, że zrozumiesz różnicę - przyznał, dostrzegając jej notatki. A słysząc pytanie o możliwość narysowania smoków, uśmiechnął się delikatnie, kiwając głową.
- Oczywiście. To dobry nawyk, pomagający dostrzec różnice. Mogę później zabrać cię do biblioteki i pokazać notatki innych pracowników, oraz dzienniki z wypraw - zaproponował jej również, bo był skory do zapewnienia kuzynce wszelkich pomocy naukowych, których ta potrzebowała do rozwoju. - Przyczyny walk są różne. Czasem może to być nawet błąd smokologa, który na młodym smoku pozostawił ślady swojego zapachu, a inne uznały to za zdradę. Smoki również mają swoje terytoria, potrzebują móc latać. Walki rozpoczynają się, kiedy niektóre czynniki są zaburzone. Przy dorosłych smokach może chodzić o samice podczas okresu lęgowego, przy młodych może to być nawet czynnik zwykłej natury. Niektóre smoki czują potrzebę silnego zaznaczenia swojej pozycji i swojego terytorium, kiedy inne z charakteru są bardziej łagodne i skore do zabaw, i lotów. Kiedyś mieliśmy bardzo problematycznego młodego, który regularnie podpalał zagajnik. Ogień nie jest niebezpieczny dla smoków, może im wyrządzić krzywdę, ale nie w takim stopniu jak ludziom. W końcu to jest ich żywiołem - ale jest zagrożeniem dla rezerwatu, dla panującej tutaj natury i pracowników, dla budynków. Oh, pamiętaj, że nasz rezerwat jest ekosystemem - nie posiadamy jedynie smoków, w lasach i norach skrywają się również inne zwierzęta. Czasem to właśnie one budzą agresję młodych smoków, które zwracają na nie większą uwagę niż te dorosłe - wyjaśniał, wiedząc że samo zagadnienie jest bardziej złożone - składało się z wielu czynników, które mogły, ale nie musiały się nakładać na siebie wzajemnie.
Sam jednak zaczął się przyglądać nieco bardziej przez lornetkę otoczeniu, które towarzyszyło młodemu smoku. Powinien jutro wyjść do zagrody, koniecznie zabrać ze sobą kilku smokologów dla bezpieczeństwa. W końcu nie mógł pozwolić sobie na narażenie Neali na zagrożenie.
Przesunął się do księgi z kilkoma innymi raportami i notatkami, przeglądając zapiski i porównując również otoczenie zagajnika. Widział ślady innych zwierząt, prawdopodobnie lisowatych lub kunowatych, które zagalopowały się i mogły zaczepiać młode smoki. Ataki innych stworzeń nie zdarzały się często, ale były również możliwe, kiedy jeden ze smoków był wyraźnie słabszy.
- Jeśli będziesz chciała, możesz odwiedzać oranżerię. Nie jest ona już dostępna dla zwiedzających ze względu na wojnę, ale kiedyś była chętnie odwiedzana. Jest doskonałym miejscem do obserwacji smoków, jednym z tych bezpieczniejszych, w których nie potrzebujesz być pod nadzorem. Ale spójrz Nealu, nieco w bok, na lewo. Widzisz tam? Właśnie trzy smoki wychodzą nieco bliżej. Dwa z nich to te, które się ścigały. Przyszły odpocząć - wyjaśnił, mogąc się przyglądać jak stworzenia powoli układają się we właściwych legowiskach. Wydawały się być wciąż majestatyczne, nawet jeśli po bliższej inspekcji łusek można było dostrzec, że niczym dzieci po zabawie, były brudne od piasku i błota, wyraźnie spędzając czas na dobre zabawie.
Jeden ze smoków nawet rozłożył skrzydła, jakby chcąc pozbyć się z nich brudu i kurzu. Potrząsał swoim ciałem, a jego podzielone na trzy fragmenty ogony w zabawny sposób poruszały się na boki.
- Będą dobre do szkiców? Powinny być spokojnie, nie ruszać się za bardzo... Może chciałabyś wykonać następnym razem kilka zdjęć ich?




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]28.03.22 21:33
- Aha. - potwierdziłam krótko, potwierdzając dodatkowo jeszcze potknięciem krótkim głową. Bo to co mówił romantyczne wcale nie było. A romantyczność jako taka ważna była. Nie tylko w sprawach damsko męskich, ale też w ogóle w życiu. Trzeba było o pewne sprawy zadbać, żeby były odpowiednie. Pewnych rzeczy może mówić nie musiałam wcale. Znaczy bardziej nie powinnam, ale przeważnie nie zauważałam, że to trochę nieodpowiednie bo nic złego na myśli w tym mówieniu nie miałam. Zadarłam głowę.
- Chętnie poznam twoją wersję. - powiedziałam splatając dłonie przed sobą. No nie powiedział właśnie, że spotkał ją na sabacie i napisał kilka listów? W sensie to uznałam za tę wersję całą. Ale wychodziło na to, że jednak więcej coś w tym jest jednak. Zamieniłam się wiec w słuch, słuchając o sabacie u Nottów. Coroczny bal u nich był niejako tradycją, uprzejmie nas w niej pomijali, ale jakoś nigdy nie słyszałam, żeby któryś z Weasley’ów miał im to za złe. Wątpiłam też, żeby ktoś mnie do tych debiutów próbował namawiać. I tak nie było mnie stać na nie. A nawet jeśli by było to wolałabym te pieniądze wydać na coś, co mogłoby ludziom pomóc, a nie wydawać na koronki złotem wyszywane. No że kuzyn Archie nie był wtedy nestorem było jasne, nawet ja pamiętałam, że nim nie był bo został niedawno. Jak osiągnął pewien wiek już swój. Ale i tak wydęłam lekko usta. Cztery listy i po sprawie? Okropieństwo. Nigdy się nie dam wydać za mąż jeśli to kwestia listu paru. Co to, to nie. Chociaż teraz historia chyba dłuższa być miała. Uniosłam wzrok ten uśmiech łapiąc co na jego warach zaczął się rozciągać. Oczywiście, że przykuła. Była piękna, jak kuzynka Ria. Nawet włosy rude tego nie popsuły. Nie to co u mnie. Szkaradziejstwo. - Skąd wiedziałeś, że to było idealne? To się da wyczuć? - zapytałam przekrzywiając głowę lekko. - Nie rozmawiałeś z nią wcześniej? - zadałam kolejne pytanie stawiając następne kroki tam, gdzie nas prowadził. - Dlaczego nie mogłeś przestać? - chciałam wiedzieć więc i to, jak już mówił. Może tak coś zrozumieć będę mogła bardziej, chociaż nikła była moja nadzieja. Mężczyzn nie dało się zrozumieć, byłam tego prawie pewna. - Chcesz mi powiedzieć, że żaden list nie powinien do mnie dotrzeć od chłopaka skoro nie ma Brendana a mój tata nie żyje? To okropne naruszenie, żeby ktoś twoją pocztę czytał! - nie mieściło mi się to w głowie. - To dotyczy tylko adoratorów, w sensie, no od przyjaciela chyba listu nikt nie czyta? - okropna sprawa, nie móc na list swoich myśli własnych wziąć i wylać bo te najpierw czytał ktoś inny wcześniej. - C-cały pokój? - powtórzyłam a warga mi zadrżała. Jednocześnie w oczach łzy się pojawiły. Tyle kwiatów umarło, żeby zaimponować komuś. Rozerwane serce miała, że względu że no jednak romantyczne to było przyznać musiałam, ale tyle kwiatów zmarło, żeby zaraz uschnąć na to imponowanie całe. - Rozumiem, nie martw się Elroy, ja nigdy nie brałam w nim udziału. - próbowałam go pocieszyć choć trochę w związku z przeszłością i przegapionym festiwalem. Uniosłam rękę, żeby przetrzeć trochę oczy. Żal tych kwiatów było. I nie żal jednocześnie. Jak żyć z tak rozdartym sercem. - To nie ma o czym rozmawiać. - powiedziałam na tą radę, że z Mare rozmawiać powinnam. O czy nie było i tyle. - Nikt nie przyjdzie, nie ma na co czekać bo ja nie mam wątpliwości już żadnych, wychodzić za mąż nie zamierzam i tyle. - wtrąciłam mu się w słowo. Ale kolejnych wysłuchałam z uwagą, kiwając kilka razy powoli głową z zadowoleniem. Bardzo dobrze, Mare się należało być jedyną i żadną drugą czy trzecią. - A co jest złego w rozmawianiu o romantyczności z tobą? - zapytałam przekrzywiając trochę głowę. Droga do oranżerii dała nam dostatecznie czasu żeby wziąć i poruszyć interesujący mnie wątek.
A tam na miejscu już, wiele było wrażeń i emocji o których wzięłam i powiedziałam głośno. Ufałam Elroyowi. Pomógł mi w Wellswood też. No i był rodziną a rodzinie się ufało. Prawda? Uniosłam na niego wzrok kiedy się tak już wzięłam i uzewnętrzniłam. Nie drgnęłam, kiedy jego dłoń znalazła się na moim ramieniu, ale zadarłam głowę, żeby w górę spojrzeć. Świat był ogromny? Może i tak, to była racja. Ale tego że świat był wielki nie postrzegałam tak bardzo jak tego, jak łatwo smok mógł mnie wziąć i pożreć.
- To tylko słów kilka, zupa sklecona z tego co dane mi zostało. Nic więcej nie mogłam. - powiedziałam do niego, kuląc trochę ramiona mimo wszystko. Milczałam jednak chwilę. - Grupa jest siłą. - powtórzyłam po nim cicho kiwając głową na to, że przyjęłam do wiadomości co mówił. Ale jak miałam mała się nie czuć, jak po pierwsze byłam, a po drugie tak wiele nie wiedziałam jeszcze. Frustrujące to jednak było.
- Tak. W tamtym miejscu. - wskazałam ręką odpowiednie miejsce, nadal nie do końca pewna, że coś takiego widziałam rzeczywiście. Światło mi się wydawało padać tak, niekoniecznie odpowiednio. Wątpiłam, bo nie byłam pewna, ale kiedy Elroy powiedział, że to doskonała obserwacja była trochę się zarumienić musiałam, bo poczułam ciepło na policzkach. Pokiwałam trochę głową na to, że to łatwe nie było. Z czasem… Zaraz chwila. Z jakim czasem? Zmarszczyłam brwi spoglądając na kuzyna znów. - Z czasem? - zapytałam, nie wiedząc co miał dokładnie na myśli. Co to z czasem miało znaczyć w ogóle. Nie bardzo zrozumiałam. Sądziłam, że to tak jednorazowo, bo stąd do nich jechać mieliśmy i po prostu skończyć musiał pracę i w swojej wspaniałomyślności więcej nauczyć mnie postanowił czegoś.
- Oh, macie coś takiego? - zainteresowałam się tymi eksponatami. Uznając, że to dzisiaj do nich pójdziemy zaraz w sumie tak zobaczyć i wyjść zaraz, bo niedługo przecież do kuzyneczki Mare czas był ruszać. - Postaram się! - powiedziałam do niego, składając obietnicę. Bo postarać to się mogłam zawsze, prawda? Uśmiechnęłam się zadowolona, kiedy pozwolił mi naszkicować trochę. Już przykładałam ołówek do kartki kiedy kolejne słowa wypowiedział. Zamrugałam kilka razy. - Starczy nam czasu na to dzisiaj? - zapytałam już skonfundowana, bo tu obserwacja, notatki, te łuski i bibliotek jeszcze. Brzmiała genialnie, ale trochę zmartwiło mnie to, że jak to w swoim żywiole się jest, kuzyn Elroy poczucie czasu straci a kuzyneczka Mare ręce nad nami weźmie i załamie. A tego to nie chciałam za bardzo, bo kwestie pewną miałam z nią do poruszenia jeszcze. Zajęłam się dalszym notowaniem tego co mówił. Teraz podkreślając kilka razy przyczyny walk i wymieniając je. Zdrada, walka o terytoria, samice - na które ledwie powstrzymałam skrzywienie bo przypomniał mi się ten cios Jamesa w nos Castora i doszło do mnie, że o mnie to się nikt bić raczej nie będzie. W sensie no Marcel i James się bili w obronie mnie i Anne. Ale to nie bili się o nas, tylko przez nas trochę. Właściwie to przez Waltera. Ale no mniejsza. Skup się Neala - smoki. Zaznaczanie pozycji swojej. Zapisałam też, że smoki mają różne charaktery. I dodałam że do tych walk może dochodzić przez inne zwierzęta - niekoniecznie same smoki.
- M-mogę? - zapytałam trochę zdziwiona. Przychodzić do rezerwatu bez nadzoru. W sensie nie to, żeby mi to przeszkadzało, tylko co miałam zdziałać sama. Zmarszczyłam brwi trochę zastanawiając się, spoglądając w bok i uderzając ołówkiem kilka razy o notes. Furia poruszyła się na moim ramieniu, łebkiem uderzając mnie w ucho. Bezwiednie właściwie uniosłam rękę i przystawiałam palec, żeby mogła się pod niego podsunąć. - Wiesz, sama to chyba za wiele się nie nauczę. - oznajmiłam w końcu podążając za jego spojrzeniem na smoki, które wskazywał. - Tak, doskonałe! - ucieszyłam się, zaczynając od szkicu skrzydła tego rozłożonego jednego. Nie był zbyt piękny, ani doskonały, bo rysować to tak trochę tylko umiałam, ale coś tam na nim było widać. Potem naszkicowałam obok też ogon, marszcząc brwi trochę. - Hm… zdjęcia? - zapytałam, nie przestając szkicować, co chwilę unosząc wzrok i opuszczając go na kartkę. - Wiesz, nie mam aparatu. - oznajmiłam ze spokojem i bez żadnego wstydu, że nie posiadam takiego sprzętu. Nie odczułam wcześniej jego braku.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]29.03.22 23:50
Nigdy nie wiedział, nie mógł powiedzieć, żeby wiedział o czymś takim, że Mare była tą jedyną - a jednocześnie nie mógł być bardziej pewny tego, że nie wyobrażał sobie przy boku innej kobiety. Była doskonała wtedy i wciąż taka była, w każdym aspekcie swojej osoby.
- Sposób, w jaki się wyrażała, w jaki prowadziliśmy rozmowę, nasze uśmiechy i to jak nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku, mimo że nie powinniśmy tego nawet ukazywać. Kiedy tańczyliśmy, nie potrzebowaliśmy spoglądać na nasze stopy czy pilnować kroków, nie musieliśmy wsłuchiwać się w muzykę, aby znać tempo, które nas prowadziło - wyjaśnił, a może jeszcze bardziej zarysował jak trudno było określić to, co miało wtedy miejsce? Jak ująć w słowa te chwile, które były ulotne i delikatne niczym trzepot skrzydeł motyla? Nie mógł dobrać słów zbyt ciężkich i ozdobnych, ale te lżejsze mogły nie oddać pełnego piękna tego, co miało wtedy miejsce. - Są różne zaklęcia Nealu, niektórzy mogliby powiedzieć, że byliśmy pod urokiem lub amortencją, jednak tamten taniec nie przykrywał naszego myślenia i słów, i czy wspomnień. Nie roztaczał się ciężką zasłoną na naszych umysłach, wszystko było niczym we śnie, tak kruchym i delikatnym, że oboje obawialiśmy się, że zaraz może się rozsypać. Trzymaliśmy się kurczowo myśli, że ani mnie, ani jej ten taniec się nie śni - mówił, wciąż z rozmarzeniem na ustach. Był zrelaksowany, oddając się wspomnieniom sprzed siedmiu lat, kiedy to pierwszy raz zaprosił swoją ukochaną do tańca. Nawet jeśli wtedy zachowywał się jak szaleniec, chcąc jeszcze w nocy napisać list i osobiście zanieść go do nestora Prewettów - z pewnością, gdyby nie Percival, osobiście znalazłby się przy ich stole, prosząc o rękę Mare.
- Nie, nie rozmawiałem. To było nasze pierwsze spotkanie, ale w pełni straciłem dla niej głowę. Wiedziałem, że to jest kobieta, którą chcę wziąć za żonę. I do dzisiaj są dni, kiedy trudno jest uwierzyć w szczęście, które posiadałem, że i ona podzielała moją opinię, chcąc zostać moją żoną - przyznał, bo w końcu sam żył w obawie, że będzie musiał w końcu wziąć za żonę kogoś, z kim nie rozumie się tak dobrze - kogoś, kto opłacał się jako lady Greengrass. Ale tak się nie wydarzyło, ani w jego wypadku - ani w wypadku jego siostry. Mieli w końcu szczęście związać się z osobami, które były bliskie ich sercu.
- Byłem oczarowany? Zafascynowany? Chciałem poznać jej myśli na inne tematy, chciałem słuchać jej głosu i chciałem kontynuować z nią taniec. Chciałem, aby opowiedziała mi o poemacie, który czytała przy popołudniowej herbacie, chciałem samemu móc jej opowiedzieć o tym co wydarzyło się podczas mojej ostatniej wyprawy czy w rezerwacie - pominął skrzętnie te pożądania fizyczne, wiedząc że nie było właściwym, aby opowiadać szesnastoletniej Neali o pięknie Mare - o jej delikatnie zarumienionych policzkach czy muśniętych czerwienią wargach, o jej smukłej talii, na której trzymał dłoń podczas tańca czy delikatnej dłoni, która spoczywała w jego ręce. Płomieniste włosy były pieczołowicie ułożone, opadały na jej ramiona i plecy, przykuwając wzrok od samego wejścia. Była jedyną, o której mógł wtedy myśleć - była kobietą, która na zawsze zagościła w jego sercu i umyśle.
- Nie wyobrażam sobie, aby ktoś czytywał twoją korespondencję, Nealu, jednak jest w złym guście, aby zainteresowany tobą chłopiec pisał listy bezpośrednio do twoich rąk - wyjaśnił Elroy, marszcząc delikatnie brwi. - Odpowiedni chłopiec, jeśli będzie myślał o tobie dobrze, uszanuje aby pierw oznajmić swe zamiary do kogoś z twojej rodziny, a dopiero później oznajmi tobie o nich. Oczywiście możesz odrzucić podobne zaloty, kiedy dotrze do ciebie list... - powiedział, zastanawiając się przez moment. Jak wiele zwyczajów utrzymywali Weasleye, kiedy nie dbali o bogactwa i reputacje? Byli pewnego rodzaju wyklęci wśród szlachty, a jednak wciąż bardziej szlachetni niż niektórzy z dam i lordów. - Oh, oczywiście! Cały pokój. Jestem niemalże pewny, że później kwiaty zostały ususzone... Prewecci w końcu jak nikt znają się na roślinach, wiedzą jak zakonserwować ich piękno - przyznał z uśmiechem, a słysząc słowa kuzynki o tym, że nigdy nie uczestniczyła w Festiwalu Lata, pokiwał delikatnie głową. Zapamiętał, aby wspomnieć na ten temat Mare, że jeśli i w tym roku ten się odbędzie, Neala nie powinna zostać pominięta w zaproszeniach.
- Więc nie czekaj - odpowiedział, może odrobinę chcąc zmienić swoje słowa w podstęp. - Nie czekaj na swojego męża, ale i nie zamykaj drogi do swojego serca, kiedy odpowiedni kandydat się znajdzie, Nealu. Jeszcze masz wiele lat przed sobą, przecież nie poznałaś już każdego chłopca, którego kiedykolwiek możesz poznać. Skąd wiesz, że nie poznasz kogoś wyjątkowego? - zapytał, widząc przecież że Neala z jakiś nieznanych mu powodów jest niechętna do tematu - i przekonana o swojej racji. Sam miał wiele wątpliwości co do własnego ożenku - nie zawracał sobie tym głowy, nie myślał na ten temat w latach młodości, skupiając się w pełni na smokach i wyprawach, na magicznych stworzeniach i poznawaniu ich zwyczajów, nauce na ich temat. Nie przepadał za wydarzeniami, które były niczym innym jak zbiorowiskiem w większości mniej niż bardziej interesujących go ludzi. Może to była jego młodzieńcza pycha, kiedy uznawał innych za mniej ciekawych? Jego objaw buntu, chęci do dążenia do czegoś więcej i dalej.
- Działanie czasem wystarczy, nawet jeśli proste - zapewnił ją, bo nikt nie wymagał od Neali sięgania po miecz czy różdżkę, aby stawała do walki. Słowa, zwykłe przebywanie wśród ludzi było równie istotne - poczęstowanie ich ciepłą miską z zupą, zapewnienie że jest się przy nich i nad nimi czuwa. Sam wciąż się uczył jak mógł reagować w czasach, w których dopiero co się znaleźli.
Spojrzał równie zaskoczony na kuzynkę, co ona powtórzyła jego słowa.
- Oczywiście. Z czasem. Jeśli tylko masz chęci, zjawiać się tutaj i podjąć nauki odnośnie smoków i innych magicznych stworzeń - zaproponował jej spokojnie, bo widział przecież, że Neala starała się tu i teraz dowiedzieć i zapamiętać to, co jej przekazywał - a mógł jej dać szansę. Nawet jeśli wciąż musiała jeszcze ukończyć Hogwart. Nie chciał odmawiać rodzinie czy przyjaciołom Derbyshire i Staffordshire pomocy, nawet jeśli niektórzy mogliby stwierdzić, że oferowanie młodej lady możliwości nauki w takim miejscu, jakim był rezerwat, nie do końca przystawało dla młodej damy. Ale nie mógłby odmówić czegoś podobnego, widząc zapał młodej Weasley.
- Oczywiście, Peak District przed wojną pełnił funkcję placówki badawczej. Organizowane wyprawy nie były jedynie dla przyjemności pracujących dla nas smokologów, ale również dla wsparcia badań naukowców tutaj na miejscu. Teraz musieliśmy bardziej zamknąć nasze działania, dla bezpieczeństwa również naszych pracowników, ale to nie oznacza, że nie mamy na miejscu odpowiednich materiałów do studiowania - wyjaśnił spokojnie, zaraz spoglądając nieco zaskoczonym na Nelkę, kiedy zapytała się o czas. Cóż, tego nie mieli zbyt wiele - był pewny, że do Derby wrócą później niż początkowo zamierzał, jednak on sam regularnie zatracał się w miejscu, którym był rezerwat. Smoki były jego pasją - i przykładał się do swoich obowiązków, nawet jeśli te czasem nieco odbiegały od jego standardowych.
- Oh, dzisiaj z pewnością nie będziemy w stanie zwiedzić całego rezerwatu i zaprowadzić cię do każdego miejsca, a tym bardziej zorganizować czasu, abyś mogła ze wszystkiego skorzystać tyle czasu, ile byś chciała - wyjaśnił, wiedząc że sam mógł spędzić w Peak District godziny - a co dopiero młoda Neala, która miała okazję odwiedzić to miejsce pierwszy raz.
- Do oranżerii kiedyś miał wstęp każdy odwiedzający, jest to bezpieczne miejsce, więc nie ma potrzeby, abyś potrzebowała w nim nadzoru specjalistów - wyjaśnił, a widząc jej zapał, z jakim podjęła się rysowania, zaraz doliczył w pamięci aparat do listy wydatków, którą powinien wykonać w przyszłości. Nie miał w zwyczaju szczędzić wydatków na innych - chociaż wiedział doskonale, że w czasach wojny istniały o wiele ważniejsze wydatki, to nie mógł odmówić niektórych prezentów swojej rodzinie i bliskim. - Wiem, że niedługo będziesz zdawać owutemy, a jeśli chciałabyś, jeszcze przed ich zdaniem możesz podjąć staż u nas w rezerwacie. Oczywiście biorąc na uwagę twoje obowiązki względem Devon oraz nauki, nie mógłbym wymagać od ciebie zjawiania się kilka razy w tygodniu, ale możesz zawsze przyjść raz czy dwa razy w tygodniu, na kilka godzin i uczyć się od smokologów czy korzystać z biblioteki - zaproponował wprost, bo choć jeszcze nie rozmawiał na ten temat z wujostwem, pod którym opieką była dziewczynka, z pewnością byłby w stanie ich przekonać o swojej racji, co do przydatności podobnego stanu dla ich podopiecznej. - A po zdanych owutemach, jeśli wyraziłabyś taką chęć, moglibyśmy przyjąć cię na tradycyjny staż.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
neala weasley [odnośnik]31.03.22 0:37
Byłam ciekawa. W sumie opowieści o tym, jak mama poznała tatę znałam. Ale niektóre rzeczy mi umknęły, pamięci nie miał mi kto odświeżyć. Poza tym, chyba każde małżeństwo było inne tak? Więc zadałam kolejne pytania. Nie zastanawiając się czy to wypadło, czy powinnam, czy coś. Pytałam jak byłam ciekawa. I mówiłam co myślałam, czasem zapominając się ugryźć w język. Znaczy, niczego złego nigdy na myśli nie miałam. Tylko samo tak wychodziło. Więc zapytałam skąd wiedział i czy wyczuć się dało. Głównie po to, żebym sama w porę mogła wyczuć wszystko i w zarodku zamknąć na światło dzienne nie wziąć i nie wypuścić. Myśl mi jednak przyświecała przy tym przesłuchaniu, dowiedzieć się wszystkiego, żeby dobrze się przed wszystkim obronić móc. Musiałam jeszcze więcej osób spytać, żeby jakąś średnią wyciągnąć móc, ale gdzieś trzeba było zacząć, nie?
Sposób w jaki się wyrażała? To to było jakieś specjalne?
- To są jakieś specjalne rodzaje uśmiechów? - zapytałam marszcząc brwi w niezrozumieniu. Więc w sumie, teraz to musiałam uważać już na każdego, kto w ogóle się do mnie uśmiechał, bo pojęcia nie miałam czy to był ten uśmiech w konkretnym sposobie, czy może normalny całkiem. Tańczyć za dużo nie tańczyłam. Właściwie tylko ostatnio z Thomasem - średnio całkiem i Jamesem - odwrotnie do pierwszego nawet przyjemnie. Ale to taniec też to wchodził? Musiałam przestać więc i tańczyć - koniecznie. Zmarszczyłam brwi teraz to już w niezadowoleniu trochę też. Wszystko zaczynało okazywać się całkowicie niebezpiecznie. - Poetycznie to całkiem brzmi. - stwierdziłam, kiedy mówił o tych amortencjach i śnie. Chyba naprawdę musiał żywić do niej mocne uczucia od razu i to dobrze było, bo kto Mare nie kochał całkiem, ten życia dobrego nie znał. - A ten sposób wyrażania, to… nie rozumiem tego. - dodałam marszcząc brwi dalej. - Jak mam więc mówić, żeby nikt nie wziął tego sposobu wyrażania mojego za nie wiem, interesujący na tyle, by robić wiesz co? - to było konkretne pytanie i ważne całkowicie dla mnie. Nie rozumiałam tego, znaczy zazdrościłam trochę Mare, że miłość miała jak z tych książek wszystkich. A może nawet bajek, co królewicz królewnę spotyka i wiedzą, że od teraz razem im będzie dobrze. Ale skąd tą pewność brali w ogóle? - Szczęśliwy jesteś, że ją spotkałeś, cieszy mnie to. - powiedziałam szczerze, stwierdzając na chwilę zamiast pytając, ale to koniec pytań jeszcze nie był wcale. Zadałam więc kolejne. Słuchając odpowiedzi. - To brzmi jak udręka trochę. - podzieliłam się stwierdzeniem, bo jak to tak trwało długo i nie można było pragnień wziąć i spełnić, to dręczyć musiało trochę. Ale zaraz po tym odetchnęłam kładąc rękę na sercu. - Bezpieczna, nikogo nie oczarowałam i zafascynowałam - na pewno. - stwierdziłam po szybkiej analizie. Nikt nie chciał słuchać mojego głosu, ani kontynuować ze mną tańców. Ulżyło mi lekko i jednocześnie nie ulżyło. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie ważne. Chodziło o to, żeby nie było problemów. To kwestia korespondencji była zatrważająca strasznie. I ona pochłonęła mnie całkiem. Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej. - L-List? - powtórzyłam po nim zająknąwszy się trochę. - To nie słyszałeś? - uniosłam na niego wzrok mrużąc trochę oczy jakby chcąc sprawdzić. - Walter mi się oświadczył. W październiku. Nie listownie. Na potańcówce. Zepsuł wszystko. - wyjaśniłam odwracając znów głowę, żeby spojrzeć przed siebie. Chyba Waltera kojarzyć powinien, tak mi się zdawało, ale pewna nie byłam. Czując jak mi łzy do oczu napływają na tą ilość kwiatów, które oddać życie musiało na to, żeby zaimponować jednej kobiecie. Trochę racji w tym było, że kuzyn Arczibald na niczym się tak nie znał, jak na roślinach. Tak przynajmniej sądziłam i to dostrzegałam od lat. Gdybym jakiś zielarski problem miała, najpierw zgłosiłabym się do niego.
- Nie czekam. - powiedziałam potakując krótko głową. Sądząc, że tego czekania, czy raczej tematu czekania to koniec jest. Ale jednak koniec wcale nie był. Kiedy jednak mówić zaczął dalej wzięłam wdech w płuca żeby spokój na mnie większy spłynął. To nie o to ile lat miałam chodziło. A o to, jacy chłopacy byli. Takie miłości jak Elroya i Mare to nie była codzienność. - Jaki to jest odpowiedni, hm? - zapytałam więc, zamiast tego. - Nie ma czegoś takiego. A ja nie chcę żadnego jaki jest. - rozdrażnił mnie tym czekaniem. Na nic czekać nie musiałam. - Nie potrzebuję męża do szczęścia. - dodałam jeszcze nadymając się i zaplatając ręce na piersi zadowolona z tego, że jednak temat zmieniliśmy na smoki całe. Wdzięczniejsze były niż mężczyźni i moje serce. Jednak chyba nie powinnam o to pytać innego chłopaka. Znaczy mężczyzny.
- Czasem tak. Ale czasem poza słowami ludzie potrzebują rzeczy. - powiedziałam na głos, nie dodając, że my ich nie mieliśmy. To, co rozdane zostało w Wellswood należało nie do mnie, a do innych rodów. Bez nich mogłabym co najwyżej tym ludziom powiedzieć kilka słów. Znaczy leczenie zorganizować też by się udało, ale no wiadomo było o co mi chodzi, prawda? W każdym razie smoki. Ale trochę mnie zaskoczyły te słowa, które powiedział Elroy. Zmarszczyłam znów brwi. Wydęłam usta. Zastanawiając się wyraźnie. Czy chciałam.
- Oczywiście, że bym chciała. Ale… - zmarszczyłam znów brwi. Do smoków to nie chodzili głównie mężczyźni. W sensie, nie to, że nie potrafiłabym, ale czy to nie stawiałoby w trudnej sytuacji kuzyna? - Mówiąc nauki, masz na myśli teorię czy praktykę? - zapytałam więc zamiast tego. Naprawdę sądził, że nadawał się do rezerwatu smoków? Cóż, nie to, że nie brzmiało to ekscytująco! Bo bardzo nawet, tylko kiedy mówić dalej zaczął mówić dalej o studiowaniu, wyprawach otwarciu i zamknięciu i naukowych sprawach zaczynałam rozumieć coraz mocniej. Że on nie mówił o chwili. Tylko o dłuższym czasie. Co potwierdził właściwie chwilę później kiedy stwierdziłam, że nie zdążymy wszystkiego dzisiaj. Rozszerzyłam oczy w zdumieniu. Korzystać ile chcę z rezerwatu? To dopiero było, coś czego usłyszeć się dzisiaj nie spodziewałam. - Tylko co mi wiedzy może przynieść bycie tutaj samą? - zapytałam niewiele wiedząc. - W sensie, uczyć się można samemu, to jasna sprawa jest dość. Nauczyciele to na chwilę do mnie przychodzą zazwyczaj. Chodzi mi wiesz, o to, że nie chciałabym zajmować wam czasu, czy pałętać się pod nogami niepotrzebnie. - wyraziłam swoje niepewności na głos. Przeszkadzać to ostatnie co chciałam właściwie. Uniosłam znów głowę przenosząc spojrzenie ze smoków na niego, zaprzestając szkicowania na chwilę. Do tych owutemów, to było jeszcze trochę, ale faktem też było, że bliżej niż dalej. Ale to dopiero kolejne słowa sprawiły, że szczęka mi opadła całkowicie na podłogę. Staż?! Ja?! Naprawdę?! - N-naprawdę? - zapytałam nadal w szoku, z niego spoglądając na smoki i ze smoków znów na niego. Otworzyłam usta i zamknęłam je, coś chciałam powiedzieć, ale z tego wszystkiego zapomniałam że w dłoni trzymam notatnik z ołówkiem i jedno i drugie wyleciało mi z ręki. - Oh. - wypadło z ust, kiedy kucnęłam, żeby to podnieść. - Ja… chciałabym. - OCZYWIŚCIE, ŻE BYM CHCIAŁA. - A-Ale.. na pewno się nadaje? - zapytałam jeszcze nie wierząc, że mówił tak na poważne. Właśnie otwierała się dla mnie ścieżka. Jeśli to prawda była. Ścieżka o której nawet nie wiedziałam. Właściwie to nie myślałam nawet. Bo no przez myśl mi jakoś nie przeszło. Ogólnie to wiedziałam, że po owutemach decyzje jakieś trzeba będzie podjąć na pewno. I to mnie przerażało trochę, bo ja nadal NIE WIEDZIAŁAM. To każdy tak miał, czy może niektórzy wiedzieli od razu i z całkowitą pewnością, co życie potem robić chcą całe. Ale jak można było wziąć i wybrać coś jednego, jak świat był tak wielki, a rzeczy tak interesujące - zarówno te piękne, ale i te odrobinę straszne. Chciałam o nim wiedzieć jak najwięcej. O wszystkim, żeby te decyzje potem podjąć móc lepiej. Bo to tak chyba działało prawda? - Właściwie skończyłam. - powiedziałam, przypominając sobie o notesie, wyciągając go w stronę Elroya. Cóż, nie było to arcydzieło. Kilka kresek co najwyżej, mających w miarę kształt odpowiedni jednego smoczego skrzydła.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]01.04.22 15:55
Były, a jednocześnie nie były specjalne - trudno opowiadało się o tym, co się czuło, a samemu nie rozumiało i nie potrafiło wyjaśnić. Mógłby wskazywać na uśmiech Mare, na to jak opowiadała i jak się zwracała, na to jak tańczyła i na jej urodę, ale ich odczucia wychodziły ponad to wszystko, gdzieś jeszcze głębiej. Rozumieli się, nie można było temu zaprzeczyć - ale i ciężko było wskazać na to, dlaczego się rozumieli tak dobrze. Wspólne poglądy i poczucie obowiązku, każdorazowo udowadniało im, jak bardzo do siebie pasowali. Byli w stanie przetrwać każdą burzę, stawić czoło każdemu wrogowi. Wspólnie, będąc dla siebie podporą, nic nie mogło ich złamać.
Spojrzał nagle jednak zaskoczony pytaniem Neali. Jak miała mówić, żeby nikt jej nie brał za interesującą? Nie do końca rozumiał koncept, o którym mówiła - aby nie wychodzić za mąż. W końcu prędzej czy później się to dla niej wydarzy, znajdzie kogoś, kto będzie jej bliski i kto będzie o nią dbał. Najważniejsze, że miała szansę, aby znaleźć kogoś podobnego - nie ograniczały ją wszystkie zasady, którym kierowali się Greengrassi i Preweci, czy jeszcze inne rody krwi szlachetnej.
- Nie powinnaś udawać kogoś, kim nie jesteś. Jak chciałabyś zapanować nad tym, jaką jesteś osobą? Niezależnie od tego, ktoś z pewnością się tobą zainteresuje, Nealu - powiedział powoli i ostrożnie, nie do końca pojmując grunty na którym się znalazł, który był kruchym sercem nastolatki, pełnym wątpliwości i obaw, niezrozumiałych dla niego przemyśleń i postanowień, która wciąż jeszcze miała wiele lat na to, aby odkryć jak funkcjonuje świat wokół niej, i jaką w nim pełni rolę.
- Jeśli Walter ci się oświadczył, nie oznacza to, że właśnie go oczarowałaś i zafascynowałaś? - zapytał, coraz mniej rozumiejąc. Nie był pewny czy słyszał od swojej siostry czy innego z kuzynów Weasleyów o tym, co zaszło podczas potańcówki - choć jeśli młodzieniec nie zapytał o zgodę jej rodziny, z pewnością nie postąpił odpowiedzialnie. Ale to jeśli Neala nie była zachwycona podobnym obrotem spraw, jeśli nie odwzajemniała uczuć tego chłopca, dlaczego nie powiedziała wprost na ten temat, aby do rzeczonego wystosować odpowiedni list, prawiący o tym, że jego obecność wokół młodej lady nie była mile widziana?
Podniósł znów na nią wzrok, dostrzegając, że blisko jest jej płaczu. Zaraz odnalazł swoją haftowaną chusteczkę, podając jej, aby otarła swoje łzy. Tak na wszelki wypadek.
- Nie odwzajemniasz uczuć tego chłopca? Nie uważasz, aby miał dobre serce i był odpowiednim dla ciebie kandydatem? - zapytał, spoglądając uważnie na kuzynkę. Cóż, młode serce miało swoje porywy, a wiek, w którym się znajdywała panna Weasley był burzliwym. W nim samym paliło się wtedy mnóstwo skrajnych emocji i opinii, mnóstwo dylematów, w którą stronę powinien zmierzać. Kurs aurorski, praca w rezerwacie, a później bale i przyjęcia, które nie sprawiały mu aż takiej przyjemności.
- Cóż też znaczy, że nie ma kogoś takiego, kto byłby odpowiedni? Nealu, nie chcesz mi powiedzieć, że poznałaś już każdego chłopca w Anglii, prawda? A jeśli nie poznałaś każdego, nie możesz wiedzieć czy nie ma tam jednego, który byłby odpowiedni? - odpowiedział, wciąż niepewny podobnych opinii ze strony kuzynki. Skąd brała się jej niechęć co do małżeństwa?
- Jeśli szukasz odpowiedzi czy potrzeba ci męża do szczęścia, może z moją siostrą lady Earleen porozmawiasz? Nie chciała i obawiała się zamążpójścia, kiedy ukończyliśmy Hogwart, za kogoś kto będzie podcinał jej skrzydła, jednak dzisiaj nosząc nazwisko Weasley, nie mogłaby być szczęśliwsza. Jestem pewny, że powinnaś porozmawiać na ten temat z lady Mare i Earleen - przyznał, czując się coraz bardziej zagubionym w tym, temacie. Jak miał doradzić kuzynce czy zaradzić, szczególnie kiedy jego osobiste odczucia tak bardzo różniły się od tych, które ona sama posiadała? Nie rozumiał, dlaczego ona nie chciała wychodzić za mąż. Czy nie była uczona, że będzie musiała, prędzej czy później, złożyć przysięgę małżeńską?
Stanowczo w temacie smoków czuł się pewniej, tak jak i w temacie zaoferowania zatrudnienia kuzynki w rezerwacie, aby miała szansę rozwoju. Z pewnością dla wielu nie było to miejsce dla lady, jednak wystarczyło przypisać jej odpowiednie zadania, a nie przerzucanie smoczego łajna, z czym mogłaby mieć o wiele większy problem.
- Przede wszystkim teorię, ale również i praktykę. Oczywiście, praktyka będzie dla ciebie w dużej części ograniczona... Również nie możemy zaoferować ci na ten moment uczestnictwa w wyprawach, z pewnością rozumiesz sama doskonale sytuację, która panuje w Anglii - wyjaśnił spokojnie. - Pierw nauka teorii, abyś mogła zastosować ją w praktyce. I nie mówię tutaj wyłącznie o opiece nad zwierzętami, bo gdyby zechciała, jak najbardziej możesz również uczyć się od naszych zielarzy w cieplarniach czy alchemików - wyjaśnił z uśmiechem, kiwając delikatnie głową. W końcu sam rezerwat miał wiele płaszczyzn, na których działał, nawet jeśli przez wojnę mieli ograniczone pole działania, to wciąż wiedział jak istotna mogła być dla Neali praca w tym miejscu, szczególnie dla jej rozwoju i nauki.
- Będziesz mogła korzystać z naszych zbiorów w bibliotece i archiwach, ale również nasi smokolodzy będą dzielili się z tobą doświadczeniem i wiedzą, jak również i ja z przyjemnością pomogę ci rozwiewać twoje wątpliwości i odpowiadać na pytania. Tak jak chociażby teraz - wyjaśnił spokojnie i łagodnie, zapewniając pannę Weasley o tym, że nie sprawiała kłopotów czy nie plątała się między nogami - w końcu nawet dzisiaj pomagał w obserwacjach. Musiała nabrać gdzieś doświadczenia, aby się rozwijać, a miała przecież jeszcze wiele czasu na wzrost i rozwój. Jedynie potrzebowała odpowiednich warunków.
Uśmiechnął się delikatnie, widząc jej niepewność, jak ołówek upada na ziemię.
- Skąd w tobie tyle wątpliwości, Nealu? Widzę dzisiaj, jak zafascynowana jesteś smokami i z jakim zapałem tworzysz szkice, i nawet jeśli w przyszłości nie zostaniesz opiekunem w naszym rezerwacie, może nasze zbiory wzbogacą się o twoje rysunki? A może będzie to dla ciebie potrzebne doświadczenie w przyszłości w sytuacji, której jeszcze nie jesteśmy w stanie przewidzieć? - powiedział, przyjmując notes, aby przyjrzeć się rysunkom wykonanym przez nastolatkę. Oczywiście, że spotykał się z lepszymi rycinami i ilustracjami, ale nie mógł odmówić talentu i pewności w liniach, zaznaczenia odpowiednich szczegółów w budowie smoków. Widać było, że rudowłosa się starała, a czego więcej mógłby wymagać od stażysty niż zaangażowania i zachwytu nad tematem?
Z uśmiechem pokiwał głową, oddając notes Neali.
- Dobrze zarysowałaś kształt łap trójogonów, oraz to w jaki sposób o tutaj, w tym miejscu - wskazał na część ze skrzydłami na szkicu. - Błona się układa. Zatrzymaj go, z pewnością jeszcze ci się przyda. Mogę wystosować list do wuja Dima, że oferuję ci staż w Peak District i ustalimy wszystkie szczegóły. Zajmę się również tym, gdyby mieli jakieś wątpliwości co do podjęcia przez ciebie pracy dla nas.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]03.04.22 21:05

Skoro już byliśmy przy temacie a Elroy jednak był jakby nie patrzeć mężczyzną, to mógłby mi powiedzieć co i jak miałam robić, żeby nie wziąć i kogoś przypadkiem nie oczarować czy do siebie nie zachęcić. Bo nagle wychodziło, że można to samym tym jak się mówiło zrobić. Albo tańcem. Wolałam wiedzieć wcześniej, teraz i dokładnie, żeby wziąć i zabezpieczyć się na to stosownie. Nie rozumiałam skąd to zdziwienie na jego twarzy całej, bo jakby to nie dziwne chyba było żeby chcieć wiedzieć co i jak zrobić.
- No ja nie wiem, ale może ty wiesz jak dlatego pytam. - odpowiedziałam naburmuszając się trochę. Właśnie w tym problem leżał, że nie wiedziałam jak nie być sobą, albo jak panować nad tym jaka jestem. Bo może się dało? Powinno się chyba dać, prawda? Czy to taka jedna zmienna stała z którą nic się zrobić nie dało, wtedy sprawa było już całkowicie skończona i przegrana. Nic mi nie pozostało jak tylko unikać kontaktów wszelakich, ale tego zrobić nie umiała i nie chciałam wcale.
- To nie jest wcale pocieszające. - odpowiedziałam Elroyowi jeszcze, nadal widocznie niezadowolona z odpowiedzi, które właśnie dostałam. Chodziło właśnie o to, żeby nikt się nie interesował i dał mi święty spokój. Czy ja naprawdę o tak wiele prosiłam? Nie sądzę.
- NO WŁAŚNIE!! - uniosłam się na chwilę zatrzymując. Westchnęłam, prychnęłam, wywracając oczami. – Najgorzej. - dodałam jeszcze zaplatając dłonie na piersi. Strzeliło go coś, poprzestawiało mu się całkiem. Tyle. Mnie uważać za interesującą. Mną się oczarowywać. Który głupi by się na to wziął i nabrał.
- Odmówiłam mu Elroy, więc to chyba jasne, że nic odwzajemnione nie zostało. - zmarszczyłam brwi lekko opuszczając ręce wzdłuż ciała. - To nie kwestia serca dobrego. - mruknęłam jeszcze wzdychając cierpiętniczo. Na wszystkie lunaballe, jak Elroy nic nie rozumiał. Zero, null, totalnie wcale. Chciał dobrze, wierzyłam w to, jednak chyba rację miał, że pomóc to mi za bardzo w tej kwestii może nie pomóc.
- Nie ma kogoś takiego i już. To nie chodzi o to, że poznałam czy nie poznałam. - westchnęłam znów zniecierpliwiona już trochę tym powtarzaniem tego jednego i tego samego. - No kwestia, że sam powiedzieć nie umiesz jaki to odpowiedni jest, tylko o tym odpowiednim mówisz. - dodałam jeszcze ale kolejne słowa mnie zatrzymały w pół kroku. - Ja to wiem już. Nie potrzebuję małżeństwa do szczęścia. Kropka, koniec. Zostawmy te kwestie kuzynie, dalej nie dojdziemy do niczego. Cieszę się, że spełniacie się z Mare w związku, ale może taki związek po prostu nie dla każdego. - tymi słowami postanowiłam zakończyć pytanie Elroya o to, co w męskim umyśle siedzieć może i jak druga strona patrzy to przed czym należałoby się wziąć i zabezpieczyć odpowiednio. Wolałam wrócić do kwestii Furii i smoków, bo tak właściwie i naprawdę właśnie po to tutaj przyszłam, a nie po to żeby jakieś rozterki roztrząsać. Bo żeby była jasność żadnych nie miałam, chciałam tylko zapobiegać tym kolejnym zdarzeniom. Trochę nie byłam pewna całkowicie, czy spełnię się jakkolwiek w rezerwacie. Ale słuchałam notując starannie przekazywane mi słowa zamierzałam z dzisiaj wyciągnąć informacje, dowiedzieć się ile mogłam, nie chcąc tracić czasu jaki dostałam i jakiego nie dostawało wielu. A kiedy pojawił się temat samego stażu zaprzestałam notowania słuchając. Słuchając tego wszystkiego, co jak odrealnione brzmiało trochę nawet. Naprawdę mogłam? Naprawdę byłam w stanie? Taka myśl nawet przez głowę mi nie przeszła, nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałam. Zmarszczyłam brwi widocznie rozważając padające słowa. - Do kociołka nie za bardzo się nadaję. - przyznałam otwarcie. - Nie wiem czemu, zawsze mi coś wybucha. - wykrzywiłam usta niezadowolona z tego, że w czymś nie byłam odpowiednio dobra. Nawet przeciętna by wystarczyło. Ale eliksiry jakoś za mną nie przepadały - i z wzajemnością całą moją. Uniosłam wzrok na Elroya kiedy mówił dalej o bibliotekach i archiwach. O smokologach i wiedzy, którą mogłam otrzymać.
Skąd było we mnie wątpliwości? Właśnie, skąd? Nie byłam pewna wcale. Stałam więc w milczeniu sięgając po ołówek marszcząc trochę brwi.
- Więc… - zastanawiałam się. - To nie wybranie konkretnej ścieżki całkiem? - zapytałam przechylając trochę głowę. Bo powiedział przecież, że nawet jeśli w przyszłości nie zostanę. Mogłam zmienić zdanie. Więc chyba nie było nad czym się teraz zastanawiać więcej i dalej. Prawda? Nie chciałam jeszcze teraz decydować kim się stanę, bo tak wiele jeszcze było do zobaczenia i dowiedzenia się. Ale skoro mogłam spróbować i zobaczyć nic mnie nie powinno powstrzymywać, prawda? - Ja… - zawahałam się znów, nie rozumiejąc do końca dlaczego nadal się waham i muszę siebie samą przekonywać, że mogę. Może za łatwo coś takiego mi przyszło. Stanęło przede mną, kiedy nawet się nie spodziewałam tego. - Myślę że bym chciała. Ale dasz mi dni kilka, bym ułożyła się z tą myślą? - zapytałam go, unosząc spojrzenie na kuzyna znów. Podając mu szkice i notatki które zrobiłam. Nie spodziewałam się, że odda mi ten notes. Spojrzałam na rysunki, nadal koślawe. Kolejne słowa sprawiły że podniosłam znów tęczówki z rysunków na niego. - Zapytaj go. - zgodziłam się, bo wiedziałam, że bez zgody wujka i cioci i tak ostatecznie nic się nie stanie. Uniosłam wargi w krótkim uśmiechu. - Nie powinniśmy się zbierać? - zapytałam, unosząc dłoń, żeby pogłaskać Furię. - Mare pewnie czeka. - zastanowiłam się, bo czekała na pewno, a ja sama chciałam z nią porozmawiać o czymś, co w głowie znajdowało mi się już wcześniej. Chciałam poznać jej zdanie i to, co miała na ten sam temat do powiedzenia bo w gruncie rzeczy, to właściwie o nich chodziło najbardziej.
- Dziękuję Elroy. - powiedziałam jeszcze obejmując dłońmi notatnik i przyciskając go do piersi po tym, jak odłożyłam na miejsce lornetkę, ciesząc się, że to nie ją upuściłam. Bo w sumie było za co. Nie musiał przecież tracić swojego czasu ze mną.

| zt? zbieramy się, co?


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]04.04.22 23:53
Świat młodej, wchodzącej w dojrzewanie panny przerastał go - wolałby stanąć oko w oko ze smokiem czy z Rycerzami Walpurgii, aby tylko uniknąć dla siebie tak niezrozumiałego ognia pytań, w jakim się znalazł. Dlaczego Neala chciała nie być interesującą, jeśli taka była i z pewnością sprawiało to, że zyskiwała sympatię innych, nie tylko chłopców w romantycznym znaczeniu, ale również i ludzi, którzy byli skorzy do niesienia pomocy w Devon.
- Jeśli chłopiec cię wciąż nachodzi czy nawiedza, powinnaś wystosować do niego list, albo poprosić wuja o wystosowanie takiego, z zaznaczeniem, że nie życzysz sobie kontaktów z nim. Nie wydaje się być dobrze wychowany, jeśli pierw nie poprosił o twoją ręką twojego wuja, ale sama powinnaś wykazać się kulturą. Krótka acz stanowcza odmowa w liście powinna dać mu do myślenia, że nie jesteś nim zainteresowana, Nealu - doradził, wciąż nie dostrzegając sedna problemu, który zdawał się trapić kuzynkę i być tak burzliwym dla jej głowy. Cóż miał jej odpowiedzieć? Jak doradzić czy pomóc? Z pewnością musiał na ten temat porozmawiać z Mare.
- Odpowiedni będzie miał inne znaczenie dla ciebie, Nealu. Dla mnie odpowiednia była lady Mare, a dla ciebie może być odpowiedni ktoś inny. Może lord Leon, może lord Quentin? A może nie lord, a ktoś dobrze wychowany? - powiedział, niezbyt przekonany do postanowienia dziewczynki, o których ta mówiła. Brak ślubu? Brak zamążpójścia? Czy Neala chciała się w przyszłości zająć jeśli nie rodziną i nie wychowaniem dzieci? Wiedział, że rodzina, z której się wywodziła miała inne tradycje i inne zdanie względem wielu kwestii życia szlacheckiego - ale był pewny, że nie byli szaleńcami, którzy pozwalali swoim kobietom biegać niczym dzikuski w spodniach i żyć bez męża! Kto się nimi zajmował, jeśli nie głowa rodziny? Kto zapewniał im byt?
W tematach smoków i rezerwatu czuł się pewniej - znał to miejsce na wylot, ciężko również było go zaskoczyć pytaniem odnośnie trójogonów, na które nie znałby odpowiedzi. Pracował przeszło piętnaście lat przy smokach, dużą część życia przebywając w samym rezerwacie w ramach odpoczynku czy nauki. Kochał to miejsce, Peak District było bliskie jego sercu tak jak rodzinna posiadłość - nie wyobrażał sobie życia ani bez jednego, ani bez drugiego.
Codzienna praca wśród smoków była ciężką pracą fizyczną - ale znajdywało się tutaj miejsce również dla naukowców i osób mniej doświadczonych fizycznie. Większość stażystów rezerwatu była mężczyznami, wręcz przeważająca, jeśli nie każdy - szczególnie w kwestii smokologów. Ale nie mógł odmówić podobnego zaszczytu Neali, szczególnie widząc jej zaangażowanie i ekscytację.
- Nie, nie całkiem - przyznał, zaraz chcąc podzielić się z kuzynką własnymi rozterkami z czasów, kiedy i przed nim stanęło zadanie wybrania ścieżki kariery. - Po owutemach ja sam nie podjąłem się pracy w rezerwacie. Dostałem się na kurs aurorski w pierwszej kolejności, ale w trakcie niego zrozumiałem, że o wiele lepiej czuję się przy smokach - przyznał, nie będąc pewnym czy kiedykolwiek wspominał o tym Neali - w końcu dziewczynka nie miała nawet kilku lat, kiedy to wszystko miało miejsce w jego życiu. - Ważne jest, abyś spróbowała, jeśli czujesz w czymś zainteresowanie. Z przyjemnością zapewnię ci możliwość studiowania magicznych stworzeń i smoków tutaj, w rezerwacie. Dodatkowej pary rąk do pracy nigdy za wiele - zapewnił, wiedząc że powoli powinni wracać do Derby - zanim Mare i Delilah zmartwią się ich długim brakiem obecności. One również miały przecież prawo, aby spędzić z Nealą nieco czasu.
- Zastanów się, gdybyś miała jakieś pytania, możesz zawsze do mnie napisać z nimi - zapewnił Nealę, zbierając jeszcze potrzebne notatki i dokumentację.
Musiał zanieść ją w odpowiednie miejsce, przekazać aby przygotowano odpowiedni specyfik na rannego smoka - w końcu musieli dbać o własnych podopiecznych i reagować zawczasu, zanim dojdzie do większej tragedii. Nie mogli sobie pozwolić na zaniedbania związane ze smokami dlatego, że były to niebezpieczne stworzenia, zdolne do destrukcji, ale również i dlatego, że były żywymi istotami. Wymagały opieki i troski, tak jak każde inne oddychające życie.
Sprawdził jeszcze poprzednie notatki i zapisy z dziennika, aby upewnić się, że wszystko było w porządku, a po tym już ruszył ścieżką w stronę głównych budynków, prowadząc Nealę i co jakiś czas wskazując jej w oddali kolejny sekret rezerwatu - oddaloną wieżę obserwacyjną, jedno z częściej uczęszczanych przez trójogony wzgórz czy popularny wśród smokologów punkt obserwacyjny. Skoro miała zacząć tutaj pracować, powinna zaczynać poznawać to miejsce - nawet jeśli jeszcze nie wszystko było pewne czy ustalone.

| Zt.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]16.05.22 12:56
2 kwietnia
Dostęp do tego miejsca nie był strzeżony dla samego strzeżenia - było to związane ze swoistego rodzaju odpowiedzialnością, którą brali za żywe stworzenia, którymi były smoki. Nie mogliby i nie chcieliby wpuszczać na te tereny osób nieodpowiedzialnych lub tych, którym nie ufali - nie powinni ryzykować wypadków, więc nawet czy raczej szczególnie za czasów, gdy rezerwat był bardziej otwarty dla odwiedzających, to miejsce było dobrze pilnowane, aby nikt nie spróbował się tutaj dostać.
- Dobrze cię widzieć, Rhennardzie. Mam nadzieję, że podróż przebiegła bez większych niepokojów? W Staffordshire wciąż niestety dzieje się źle, choć Derbyshire i okolice są bezpieczniejsze, trzeba się spodziewać wszystkiego - przyznał, uścisnąwszy dłoń na powitanie lorda Abbotta. Nie przyjmował dzisiaj przyjaciela w odpowiednim eleganckim stroju - przede wszystkim znajdywał się w godzinach pracy, więc i jego strój był bardziej dostosowany do działania ze smokami. Nie, aby chciał narażać Rhennarda na niebezpieczeństwo czy bliższe spotkanie z ogniem - sam prowadził o świcie obserwacje nad młodymi smokami i było to raczej pozostałością po tym.
Prowadził swojego gościa ścieżkami, które były doskonale znane tym zaufanym opiekunom. W zupełnie innych warunkach, altana była miejscem przeznaczonym wyłącznie do prowadzenia obserwacji - dzisiejszego dnia jednak przypilnował, aby była dostępna wyłącznie dla nich i aby znalazł się w niej odpowiedni poczęstunek. Na przyniesionym stoliku znajdywała się zastawa filiżanek, czarna herbata oraz miód i mleko do niej, ale również i pokrojony ser pleśniowy oraz długodojrzewający, suszona cielęcina i wędzony boczek, piklowane ogórki. Dodatkowo na stoliku stała butelka Toujour Pour i odpowiednie szkło do niego.
Skrzat, któremu Elroy dzisiaj zlecił przygotowanie tego zamiast pracy w rezydencji, wciąż wyczekiwał na dotarcie szlachciców do miejsca. Lord Greengrass dopiero wtedy skinął na niego głową, dając mu sygnał do tego, że mógł powrócić do swoich obowiązków w rezydencji, na co ten się teleportował.
- Nie będę ukrywał, że mam kwestię, którą chciałbym z tobą poruszyć Rhennardzie, jednak usiądźmy pierw. Jeśli zechcesz, mamy lornetki tutaj na miejscu, które są przydatne przy obserwacji młodych smoków, o tej porze powinny być dość aktywne i próbować zaczepiać się między sobą. Zabawy magicznych stworzeń, tych młodych, są niezwykle urokliwe. Nawet jeśli wciąż to są stworzenia niebezpieczne, przyjemnie jest oglądać ich beztroskie zachowania, a często i pierwsze próby wzbijania się w powietrze - wyjaśnił, pozwalając aby jego gość pierwszy wszedł do altanki i zdecydował czy chce zasiąść do przygotowanego stolika, czy raczej stanąć przy jednej z barierek, które dawały widok na polanę i trzech osobników trójogonów edalskich.
Sięgnął również po dwie pary lornetek, jedną z nich podsuwając tak, aby Rhennard w dowolnym momencie mógł po nią sięgnąć.
- Choć twoją ekspertyzą jest prawo magicznych stworzeń, wierzę, że twoja specjalizacja nie powstrzymuje cię od zgłębiania wiedzy w innym zakresie i rejonie prawodawstwa - zaczął spokojnie, uznając że skoro już oficjalnie zaoferował lordowi Abbottowi swoistego rodzaju przysługę, zapraszając go do miejsca, do którego nie każdy miał dostęp w Peak District i często jako ród odmawiali dostępu do smoczego zagajnika dla osób niepowiązanych z rezerwatem, szlachetnie urodzony towarzysz przychylniej spojrzy na jego prośbę. Nie, aby nie wierzył w lojalność przyjaciela - jednak czasem warto było przygotować odpowiednio grunt na to, jakiego rodzaju pomocy się potrzebowało.
- Od lat nie było potrzeby wprowadzania dekretów, ale wojna zmieniła to oblicze. Potrzebuję pomocy w jego uformowaniu, i tego w jaki sposób można uniknąć, aby ucierpieli od niego ci, których on ma chronić i zapewniać bezpieczeństwo.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]09.07.22 11:51
Spotkania w rezerwacie Greengrassów mógł policzyć na palcach jednej dłoni - dlatego były za każdym razem tak zachwycające. Co innego dwór, w którym często goszczono całymi rodzinami, a co innego miejsce, gdzie można spotkać i obserwować smoki, najbardziej szlachetne stworzenia chodzące po naszej ziemi. Rhennard każde spotkanie odpowiednio celebrował, dobierając dłońmi służek taki strój, by wyglądał godnie, elegancko, ale i tak, niby w razie czego móc pomóc Elroyowi w razie jakiegokolwiek wypadku czy ot, po prostu w razie pomocy przy codziennych obowiązkach. Obaj przecież znali się na magicznych stworzeniach, im obu zależało na ich dobru, odpowiednim bytowaniu w warunkach nie do końca naturalnych. W dodatku sama obecność lorda Greengrassa była mu bardzo bliska - cenił przyjaźń z nim wszak był czarodziejem honoru, czarodziejem zdolnym do wielkich rzeczy, a ich poglądy na to, co dzieje się w ich małym świecie pełnym magii, były w końcu takie same, a jeśli nie, to wciąż bardzo do siebie zbliżone.
- Ciebie również, Elroyu - uśmiech pojawił się sam, w końcu naprawdę dobrze było zobaczyć go całego i zdrowego, pełnego sił na nadchodzące dni. - Obyło się bez problemów po drodze. Jeśli potrzebujesz różdżki, to wiesz, że zawsze przybędę, stary druhu. Szmalcownicy postawili chciwą stopę na waszych ziemiach czy jeszcze nie chcą wykonywać tak odważnych kroków? - odetchnął pełną piersią. W powietrzu czuć było strzępki siarki i ten trudny do uchwycenia zapach smoków. Nie pamiętał, by kiedykolwiek przedtem mógł posmakować go osobiście, będąc na wyciągnięcie ramienia z dziką bestią, ale jego galopujący umysł podpowiadał, że mimo braku bezpośredniego doświadczenia, woń mogła być tak kojarzona. Pachniało prócz tego świeżością drzew, oddechem natury po ciężkiej zimie, tym, jak rusza korzeniami pod ich stopami, jak wyciąga źdźbła traw ku górze. Aromaty zupełnie różne niż te wyczuwalne w rezerwacie znikaczy, dlatego tak miłe. - A jak czuje się twoja małżonka? Jak żyje się tutaj Mare? Jak rosną ci pociechy? - chciał wiedzieć. Sprawy rodzinne nęciły go jak nektar nęcący motyle. Zazdrościł mu, ale uważał, że była to zdrowa zazdrość - z przyjemnością i radością patrzył, jak domowe ognisko bucha od żaru.
Usiadł, jak tylko Elroy wprowadził ich do altany, jednocześnie zakańczając proces wędrówki. Skinął głową w podzięce za przyrząd do obserwacji, niemal od razu ostrożnie biorąc go w dłoń. Posiadali podobne, choć wydawało mu się, że szkła miały inny odcień. Ptaki obserwowały się inaczej, zwłaszcza tak prędkie i tak zwinne jak znikacze. Znów odetchnął głęboko. Spokój, cisza.
- Możesz być pewien, że postaram się dojrzeć każdy taki dialog między twoimi smokami, bo to szalenie interesująca kwestia. Przystosowywanie się do życia w stadzie i w samotności, kiedy przyjdzie odpowiednia pora na samodzielność - magiizoolodzy przypatrują się jej od setek lat.
Spojrzał na Elroya dopiero, gdy ten podjął odpowiedni temat. Przysłuchiwał się z uwagą, a im dalej w las, tym bardziej tężała w zastanowieniu jego twarz. Nie był łatwy, prawo w czasie wojny okazywało się działać na swój własny sposób - każda strona miała na niego osobne spojrzenie i często naciągano ustawodawstwo pod swoją modłę.
- Postaram się, oczywiście. Czego dokładnie miałyby dotyczyć owe dekrety? Jakie grupy społeczne obowiązywać? Kogo dotyczyć? - potrzebował odpowiedzi.
Rhennard Abbott
Rhennard Abbott
Zawód : opiekun w rezerwacie znikaczy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
turn gold to sand
let night be done

OPCM : 10 +5
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11085-rhennard-abbott#341563 https://www.morsmordre.net/t11149-remus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11287-skrytka-bankowa-nr-2423#347035 https://www.morsmordre.net/t11286-rhennard-abbott#347022
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]12.07.22 2:10
Sytuacja w hrabstwie - sytuacja na obrzeżach Derby - wciąż była niepewna. Nie tak niepewna jak w Staffordshire, w którym końcem marca doszło do kolejnych tragicznych wydarzeń. Czuł złość gotującą się w nim na samo wspomnienie - ten młodzieńczy zapał, to rozgoryczenie i napęd do działania, które przecież mogły być z jednej strony zwodnicze, a z drugiej nie znajdywać lepszej sytuacji do wybuchu i napędu działań.
A działać musiał. Na wielu płaszczyznach.
- Obawiam się, że śmiałości im nie brakuje - powiedział, a jego usta opuściło ciche westchnięcie. Ta sprawa go trapiła bardziej niż chciał przyznać. Styczniowe starcie pokazywało, że wcale nie mogli lekceważyć aż tak tych ludzi. - Znaleźli się nawet w Derby, na obrzeżach i napadli mnie oraz Michaela - przyznał niechętnie, nie widząc powodów do ukrywania podobnych wydarzeń, a obecność aurora powinna wyłącznie uspokoić towarzyszącego mu lorda. - Wszystko ostatecznie zostało rozwiązane, ale dziękuję za twoją troskę i pomoc. Teraz Derbyshire, ale również i Staffordshire, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej potrzebuje zaufanych przyjaciół i pomocy; nasi mieszkańcy potrzebują pomocy - powiedział, uśmiechając się ciepło, nie dostrzegając tak dobrze zapachów, na które zwracał uwagę Rhennard. Przez wciąż panujący mróz, z pewnością gryzący odór siarki był mniej zauważalny - a może to przez całą florę, która ich otaczała?
Z pewnością na to zagadnienie byłaby w stanie odpowiedzieć Mare bądź jej brat, lub Isaiah. A jednak nie postarał się nigdy spróbować porozmawiać z nimi na ten temat. - Jestem pewny, że jej serce już tęskni za festiwalem lata, w końcu w głębi wciąż pozostaje i pozostanie lady Prewett - przyznał, wiedząc że wiosna zwiastowała powolne przyjście lata - łowienia wianków i chwil odpoczynku czy wytchnienia. - Chodź w ostatnich miesiącach jest jeszcze bardziej promienna, ale i burzliwa. Saoirse niedługo za to, mam nadzieję że z radością i miłością, przyjmie obowiązki godne młodej lady, i odnajdzie się w roli, w której moja spoczywająca w spokoju siostra lady Lisette przyjęła, kiedy ja wraz z Earleen przyszliśmy na świat - zdradził tajemnicę stanu Mare - która w końcu wcale nie pozostanie tajemnicą, kiedy Rhennard odwiedzi ich rodzinną rezydencję. Były to wieści wspaniałe, na których myśl nie potrafił wyzbyć się uśmiechu siedzącego na jego wargach. Mógł zostać po raz kolejny ojcem. - Jednak proszę, opowiedz co ma miejsce w Norton Avenue. Minął już ogrom czasu, kiedy ostatni raz odwiedzałem Dolinę Godryka, i z pewnością będę musiał to zmienić - przyznał, bo jednak praca i obowiązki, a również i wojna, pochłaniała mnóstwo czasu, którego miał wrażenie, że zawsze był brak. Kończył się, uciekał i przelatywał przez palce - znikał i chował się w miejscach, które nie śniły się nawet Merlinowi.
- Każde magiczne stworzenie ma swój rytuał, swój sekret, który przychodzi zgłębiać nielicznym - przyznał, musząc uczyć się dostrzegać magiczność i piękno smoków, które przecież towarzyszyły mu całe życie od najmłodszych lat - zawsze u jego boku, zawsze tak blisko. Były dla niego pospolite, kiedy znalazł się na pierwszym roku w Hogwarcie. Dopiero rozmowy z innymi uczniami uświadomiły mu jak niezwykłe, magiczne stworzenia nad którymi przez lata jego ród sprawował pieczę, były. - Swój język, którym się posługuje - dodał, nieco ciszej, przyjmując powagę, z którą należało mówić o rzeczach, które miały miejsce.
Nie znał człowieka, któremu mógłby zaufać bardziej w tej chwili - z rzeczami, które gnębiły go już od tygodni. Pierw w Dorset, kiedy panowało bezprawie najbardziej pospolite, bo przecież nie uznawał prostych ludzi za szmalcowników i przestępców - a jednak realia wojenne pokazywały mu zupełnie inny obraz tego, co miało miejsce.
- Dekrety lub... sposób na przypomnienie ludziom, że za przestępstwo czeka kara. I wojna nie jest żadnym wyjątkiem - powiedział początkowo, czując jak krew w nim wrze na nowo. Otworzył powoli dłoń, rozprostowując palce, aby po tym znów zacisnąć mocniej pięść. Musiał się uspokoić, zastanowić... Na jego dłoniach nie było skórzanych rękawic, te spoczywały w torbie, bo choć znajdywał się dzisiaj w pracy, nie przewidywał zagrożenia podczas spotkania z Rhennardem. - Morderstw, grabieży. W marcu... w marcu doszło do czegoś, do czego miałem nadzieję, że nie dojdzie ponownie po styczniu - powiedział cicho, podnosząc wzrok na Rhennarda. Wiedział, że mężczyzna nie posiadał jeszcze pełnego zaufania Harolda - wiedział, że nie mógł dzielić się z nim wszystkimi sekretami i pełną odpowiedzialnością, a jednocześnie wiedział, że rozmawiał z człowiekiem, którego otrzymanie pełnego zaufania lorda Longbottoma było wyłącznie kwestią czasu. On również był w tym miejscu, jeszcze kilka miesięcy temu. - Przypomnienia ludziom, że Zakon Feniksa stoi po ich stronie, i nie będą tolerowane samosądy na zwolennikach Ministra Magii, jedynego który ma prawo do tego tytułu - przyznał, a choć znał historię magii - nie posiadał tak rozległej wiedzy na zagadnienia prawne. - To miało miejsce, kolejne morderstwa z ręki naszych wrogów i przeciwników, z ręki zwolenników Czarnego Pana. Staffordshire potrzebuje pomocy i przypomnienia, potrzebuje również pokazania i działania aurorów. Wiem, że nie jest to łatwe zagadnienie, a jednak chcę wiedzieć jak mówić na ten temat, i czy dekrety są właściwym kierunkiem. A może postulaty? Może przemowy, w których kary podobne, przecież funkcjonujące jeszcze w latach przed wojną, istnieją! - powiedział, mocniej zaciskając pięść na samą własną bezsilność. Prawo, które wierzył zawsze że miało chronić, nie spełniało swojego działania. Ludzie byli przerażeni, a wojna pochłaniała kolejne ofiary - pochłaniała nadzieję, którą oni mieli obowiązek rozpalać na nowo z zaangażowaniem. Nie mogli się poddać, nie mogli być bezczynni.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]02.08.22 22:36
Przysłuchiwał mu się z rosnącym niedowierzaniem, kiedy Elroy opowiedział mu o Derby. Do tej pory spotkał podobnych ludzi w Axbridge, ale wciąż nie uważał, by atak na tamtą wioskę mógł mierzyć się z jakimkolwiek innym atakiem - nieważne, czy chodziło o Londyn, czy o tereny przylegające do hrabstw w teorii nie tak obficie zalanych wojennymi oparami. Poczuł nawet ciarki biegnące po karku. Zacisnął zęby, dusząc w sobie wzdrygnięcie. Pamiętał, jak bardzo chciał stać z boku konfliktu. Pamiętał to wrażenie rozrywania od wewnątrz, kiedy atakowali Axbridge, a on rzucał pierwsze zaklęcia, które wcale nie miały na celu tylko łagodnej pacyfikacji. Sądził, że prawo zawsze będzie stanowiło niepodważalną rację - nie da się zgiąć według czyjejś woli. A tymczasem rzeczywistość znów weryfikowała jego błyskotliwe wnioski na twardym gruncie przykrych wydarzeń.
- Kim jest Michael? Jak dobrze rozumiem, to nasz sojusznik. Moja lista osób, którym mogę ufać, wciąż jest krótka. Z jednej strony to dobrze, wolimy być ostrożni, ale jeśli ty mu ufasz, ja chciałbym również. Wyszliście z akcji cali i zdrowi? Rany zaleczyliście? - wciąż dziwnie mu było o tym mówić. Czuł się, jakby siadł nie na miejscu, które powinien zająć, a jednak obraz na scenie był stąd widoczny wyjątkowo klarownie. Przed jego oczami rozgrywał się mord, a on, choć wciąż przyciągał go fotel, rwał się już do zaprzestania walk. Nie dało się jednak siedzieć w miejscu i działać. Nie dało się być neutralnym i mówić „pomagam”. - Nie zdążyłem ci jeszcze pogratulować, tak sądzę, więc - gratuluję ponownego zostania ojcem, Elroy. Jesteś prawdziwym szczęściarzem - powiedział to w geście szczerości, nie zazdrości; uśmiech przekazywał mu szczęście, jakie czuł, słysząc tak dobre wiadomości jak te dotyczące kolejnego potomka rodu Greengrassów. Wiedział, że kiedyś przyjdzie na niego pora. Kiedyś to Elroy pogratuluje mu w podobnym tonie. Wiedział to. - W Dolinie Godryka wiedzie się dobrze. Ludzie zorganizowali tam ostatnio zbiórkę żywności, jestem z nich dumny. Do Axbridge powoli wracają ludzie od czasu ataku. Jest... spokojnie. Ale staram się trzymać rękę na pulsie. Nigdy nie wiadomo, co komu przyjdzie do głowy w tym ponurym czasie. Zapraszam, oczywiście. - nie tylko w formie pokazania gościnności i otwartości, ale również wspólnego zadbania o bezpieczeństwo w Somerset.
Na chwilę usiadł i pozwolił sobie zabrać lampkę wina, ale zaraz wstał, prowadzony własnymi przyzwyczajeniami - na stojąco myślało mu się znacznie lepiej, a obserwując przez szkło zagajnik i, być może, szykujące się do wychylenia zza niewysokich drzew smoki, mógł zapewnić sobie odpowiednie tło do rozważań. A było doprawdy nad czym rozważać - Elroy mówił o rzeczach strasznych, ale wyjątkowo ważnych. Próbował połączyć w głowie kwestie obu Ministerstw Magii, prawowitego i fałszywego, stworzonego na prawie żądającym w zamian krwi niewinnych.
- Musimy postawić dekrety w kontrofensywie dla dekretów ustanowionych przez Malfoya - czuł niemal, jak brzmienie tego nazwiska rozlewa się jadem po jego gardle. - Postanowili, że tylko czarodzieje z zarejestrowanymi różdżkami mają prawo wejść do stolicy. Dobrze. Pokażmy ludziom, że ten zakaz w naszym państwie nigdy nie miał prawa zaistnieć i wszyscy jesteśmy wolni, ale wolność kończy się tam, gdzie zaczyna zbrodnia, a każda oznaka podobnego wykroczenia będzie mierzona prawem sprzed rządów nieprawowitego ministra magii, czyli Cronusa Malfoya. - mówił powoli, ważył słowa, nie chciał popełnić błędów w dobieraniu ich w poszczególne zdania. - Przemowy mogą być dobrym wstępem, przedstawimy ludziom fakty, to, że jesteśmy godni zaufania, że chronimy ich i nie zamierzamy przestać, sojusz kornwalijski istniej i nie pozwolimy, by jakiekolwiek ataki odebrały ludziom więcej domów. Później stworzymy na rynkach większych miast tablice, do których będziemy przybijać postulaty, o których wspomniałeś - zmarszczył brwi. Pod jego ułożonymi dłonią żony włosami toczyła się bitwa, choć niepodobna do tych toczonych na ulicach Londynu, wciąż zażarta. - Dostatecznie wiele dowodów dajemy ludziom na co dzień - ileż razy dokonywano zbiórek żywności, organizowano przesiedlenia z ziem zajętych działaniami wojennymi, leczono rannych. Jeśli przestaną wierzyć w idee, należy im o niej przypominać aż do skutku. Chcemy chronić, nie atakować. Chcemy ich otaczać opieką, nie skazywać na dodatkowe cierpienie. Jeśli spiszemy dekrety, poproszę nestora o podpis, członek Wizengamotu, który nie poparł Malfoya, powinien być godną zaufania figurą. Będziemy egzekwować prawo - choćby niebo miało runąć.



gdybym ziarnka
choć nie wszystkie
mocnym zawrzeć mógł uściskiem
gdybym z grzmiącej fali jedno choć ocalił


Rhennard Abbott
Rhennard Abbott
Zawód : opiekun w rezerwacie znikaczy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
turn gold to sand
let night be done

OPCM : 10 +5
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11085-rhennard-abbott#341563 https://www.morsmordre.net/t11149-remus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11287-skrytka-bankowa-nr-2423#347035 https://www.morsmordre.net/t11286-rhennard-abbott#347022
Re: Smoczy zagajnik [odnośnik]31.08.22 19:59
Spojrzał na moment nieco zaskoczony na Rhennarda, zaraz uśmiechając się przepraszająco.
- Zgadza się, wybacz. Czasem zapominam, że nie każdy jest na przyjacielskiej stopie z każdym aurorem - odpowiedział spokojnie, kiwając delikatnie głową. - Michael Tonks, jeden z poszukiwanych, którego ogłoszono w Walczącym Magu martwym. Auror, brat Gabriela i Justine Tonksów, nie tylko sprzeciwiają się jako aurorzy, ale i jako obywatele czarodziejskiego społeczeństwa. Ta wojna jest wymierzona w nich - wyjaśnił, wzdychając ciężko. Z Michaelem w końcu przyjaźnił się od końca szkoły - z Gryfonem, z którym tyle lat rywalizował, i z którym niejednokrotnie nie potrafił dojść do porozumienia. A jednak życie potrafiło być nieprzewidywalne. - Mam nadzieję, że będziesz miał okazję go poznać prędzej niż później. Możesz pamiętać go również ze szkoły, grał również w drużynie Quiddticha dla Gryffindoru - przyznał, pomijając kwestię bójki, w której uczestniczyli z Tonksem po jednym z meczy, kiedy BYŁ PEWNY, że mugolak celowo go zaatakował na boisku. A później już po meczu, kiedy rzucili się sobie do gardeł.
- Zaleczyliśmy rany, jak możesz zobaczyć, jestem przed tobą dzisiaj żywy - zapewnił, kiwając po tym głową na jego gratulacje. - Dziękuję. Kolejne dzieci to tylko silniejszy powód dla działania na wojnie, dla zapewnienia bezpiecznej przyszłości nie tylko dla potomków Greengrass, ale też i dla innych młodych ludzi, dla dzieci których jeszcze nie ma na świecie, a które z pewnością pojawią się w przyszłości - odpowiedział, wciąż nie mogąc wyzbyć się tego przekonania - że to właśnie dla nich walczyli, w pierwszej kolejności zawodząc wszystkich młodych. Każdy czarodziej, każde dziecko, które traciło życie było ich odpowiedzialnością, dlatego że nie zareagowali wcześniej. Dlatego, że dopuścili do tej wojny, która miała miejsce - dlatego, że w styczniu nie zareagowali szybciej. Nie mogli, nie wiedzieli - i dokładnie to samo powtarzał Delilah, kiedy oskarżała siebie o brak wizji. A jednak, nie mogli zaradzić.
- Zjawię się z pewnością, szczególnie kiedy będzie potrzeba ci wsparcia i różdżki w walce - oznajmił pewnie.
Nie zareagował, kiedy Rhennard podniósł się od stolika - pozwolił na to, wiedząc że ten nie pozostawi go bez odpowiedzi. Były to rozważania potrzebne - coś, nad czym musieli się zastanowić. Żyli w świecie bezprawia, żyli w momencie, w którym nic nie było łatwe, a oni nie mieli jasnej drogi do tego, co chcieli osiągnąć. Świat równości? Nie, świat w którym tak wielu mugoli i czarodziejów nie musiało obawiać się o własne życie z każdej strony. Głód popychał ich do wykroczeń, pozbawiał ich empatii i zdrowego rozsądku. Byli bezkarni.
- Obecność aurorów powinna być dobra podczas przemówień, w końcu oni są ramieniem lorda Longbottoma, to oni wypełniają jego rozkazy bezpośrednio i pilnują prawa - zastanowił się nad tym - nad dokładnym sposobem wprowadzenie tych działań w życie, tego jak powinni tym wszystkim się zająć. Tylko co w wypadku prawa, które działało przeciwko mieszkańcom? Co z prawami, które utrudniały wiązanie końca z końcem tym najprostszym i najbardziej narażonym obywatelom Anglii? Głód nie pomagał, katastrofy naturalne również. Ciężka zima miała już swoje plony w śmierci niewinnych - zarówno ona jak i brutalność ich wspólnego wroga, któremu się sprzeciwiali.
- Tak, aby każdy wiedział i znał te prawa; aby wiedzieli, że wojna nie jest czasem, w którym będzie tolerowało się bezprawie - skomentował pomysł o tablicach, zastanawiając się co jeszcze mogliby zrobić. - Nie możemy skutecznie odpierać ataków i walczyć o tereny, kiedy musimy walczyć z bezprawiem na naszych ziemiach - dodał z westchnieniem, widząc z pierwszej ręki jak problematyczne to było, chociażby podczas wizyty w Dorset, kiedy Archibald poprosił jego i Mare o pomoc.
- Pytaniem jest, czy musimy spisywać nowe dekrety czy... - zawahał się na moment. Znał historię magii - jednak prawo było tak zawiłym i skomplikowanym zagadnieniem, że nigdy nie odważyłby się postawić w jego kwestii jako ekspert. Dlatego zaprosił do rezerwatu lorda Abbott, aby to z nim porozmawiać na ten temat, nawet jeśli czarodziejskie prawo karne zdawało się nie do końca być jego dziedziną specjalizacji. - Gdyby użyć dekretów i praw, które są w mocy uzurpatorskiego ministerstwa i pokazać jaką hipokryzją wykazują się, samemu je łamiąc? - zasugerował, podnosząc wzrok na Rhennarda. - Ludzie... czarodzieje i mugole czują się bezkarni, czują że nie ma nikogo i niczego, kto i co obroniłoby ich przed złem i głodem, i nie mogę być mniej zaskoczony, skąd pojawia się w nich zwątpienie. Potrzebują zapewnienia, i nadziei. I działań. Zwycięstwa, które podniesie ich na duchu, nawet jeśli będzie to drobne zwycięstwo - przyznał, nigdy nie będąc bardziej za pomocą humanitarną, o której wspomniał Rhennard - jednak zastanawiał się czy to wystarczyło? Czy mieli środki, aby zagwarantować każdemu człowiekowi właściwy byt i czy nie skupiali się na złej stronie wojny?
Nie mogli patrzeć na to jak ci mniej uprzywilejowani cierpią i jak umierają, bo brakuje im wszystkiego - ale skupiając się na tym, kto będzie w stanie rzeczywiście im pomóc, kiedy na horyzoncie pojawi się wróg? - Zarejestrowane różdżki... myślisz, że jak wiele jest wyjątków w tym zakresie? Że ile osób tak naprawdę może nie dostosować się do tego ich wymogu?




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Smoczy zagajnik
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach