Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia alchemiczna II
AutorWiadomość
Pracownia alchemiczna II [odnośnik]18.02.20 20:19
First topic message reminder :

Pracownia alchemiczna

Nową pracownię alchemiczną Charlie urządziła podobnie jak tą starą, w małej piwniczce tuż pod domkiem. Pod sufitem znajduje się okienko, ale wpuszcza niewiele światła, więc konieczne jest używanie świec. W pobliżu okienka ze sznurka zwieszają się pęki suszących się ziół. Pod nim znajduje się stanowisko alchemiczne Charlie w postaci stolika, na którym zawsze stoi parę kociołków, wag i mnóstwo fiolek. Na jednej ścianie znajduje się regał z książkami, na drugiej dokładnie opisane ingrediencje w słoiczkach, pudełkach i woreczkach, a najdalej od stanowiska alchemicznego, w bezpiecznej odległości, półki z gotowymi eliksirami. Panuje tu cisza, podczas pracy Charlie mącona jedynie bulgotem kociołka i dźwiękiem siekanych ingrediencji.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton

Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]25.04.20 23:31
Druga próba zakończyła się sukcesem, dzięki czemu Charlie udało się dziś uzyskać chociaż jedną fiolkę felixa. Przelała cenną miksturę do fiolki i zakorkowała ją. Znowu zerknęła na zegar, stwierdzając, że na trzecią próbę zrobiło się zbyt późno, do felixa wolała zabierać się będąc bardziej wypoczętą. Dlatego też pochowała wszystkie uwarzone dziś udane fiolki w odpowiednie miejsce, skrupulatnie posprzątała stanowisko alchemiczne i dopiero wtedy wróciła na górę, zadowolona z efektów dzisiejszej pracy. Zawsze mogła uwarzyć coś znowu jutro, lub w kolejnych dniach. Teraz, gdy nie pracowała w Mungu, miała dużo wolnego czasu.

| zt.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]10.05.20 13:04
| 13 maja

Trzynaście tygodni - chyba tyle nie widział się już ze swoją drogą kuzynką? Nic więc dziwnego, że naprawdę cieszył się, że miał szansę spędzić z Charlene trochę czasu. Przez ostatnie tygodnie sprawy Zakonu Feniksa wypełniały każdą wolną sekundę, a musiał przecież pracować w rezerwacie Peak District, remontować domek i dbać o to, by jego współlokator nie nudził się przesadnie podczas wiosennych wieczorów, spędzanych razem na ganku (często) lub na podłodze w salonie (częściej). Do tego dochodziło wychowanie kilku krnąbrnych, włochatych czworonogów oraz równie niegrzecznych smoków, wśród których prym wiódł Okruszek, korzystający z wszelkich przywilejów bycia gadzim nastolatkiem, który jednak zamiast trzaskania drzwiami i wyzywania rodzica od gumochłonów wolał spalić opiekuna żywcem. Ogrom spraw do ogarnięcia spędzał Benjaminowi sen z powiek, lecz w końcu udało mu się skontaktować z Charlie i udać się do niej, by połączyć przyjemne z pożytecznym.
Oczywiście, że nie pojawił się na progu domku Leightonów z niczym, mama wychowała go przecież najlepiej na świecie: od razu więc gdy ujrzał Charlie, uściskał ją serdecznie, po czym wcisnął do rąk własnoręcznie upieczone poprzedniego wieczoru ciasto. Niestety, nie wyglądało zbyt apetycznie, a połowę czekoladowego brownie stanowił równie brązowy zakalec (chyba za bardzo wciągnęła go kolejna namiętna przepychanka z Percivalem), lecz przecież liczyły się intencje. - Nie ma rodzynek, bo wiem, że ich nie lubisz! - zaanonsował z dumą, mając nadzieję, że nie pomylił smakowych preferencji Charlene z preferencjami jednej z tysiąca wrightowych kuzynek. Ciężko było spamiętać takie detale. - Jak się czujesz? Dzięki, że mogłem wpaść...oczywiście, pomogę ci przy warzeniu eliksirów! Nie jestem jakimś bumelantem - wyrzucił z siebie na jednym wydechu, zacierając ręce, bo gotów był do zgłębiania trudnej sztuki alchemii. Znał swoje ograniczenia i nie zamierzał mieszać specjalistce w kociołku, lecz nie byłby sobą, gdyby po prostu stał jak kołek, czekając aż dama odwali całą ciężką robotę. - Mów, co mam robić - polecił, przejęty, gdy przekroczyli już próg pracowni alchemicznej, a jego oczom ukazały się drewniane półeczki z przeróżnymi składnikami, fiolkami i słoikami. Zawsze podziwiał umiejętności tworzenia płynnych czarów, on zupełnie na tym się nie znał, a w Hogwarcie wysadził swój kociołek tyle razy, że przestało to nawet robić na nim wrażenie. Tym razem miał nadzieję, że do takich ekscesów nie dojdzie. - Brakuje ci pewnie Very, co nie? - zagadnął mało delikatnie, na swój sposób okazując nie tylko zainteresowanie uczuciami Charlene, ale i smutek po utracie kuzynki. Nie miał z nią zbyt bliskiej relacji, lecz co rodzina to rodzina. Rozumiał, że Leightonównie może być bardzo ciężko, zwłaszcza teraz, gdy wojenna zawierucha tylko się nasilała, a rodzinom nieczystej krwi groziło jeszcze więcej niebezpieczeństw niż przed kilkoma miesiącami.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna II - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]10.05.20 21:10
List Bena pozytywnie ją zaskoczył. W ostatnich miesiącach widywali się rzadko, jeśli nie liczyć spotkań Zakonu, choć ostatnie Charlie opuściła, bo jej stan emocjonalny nie pozwolił na czynne uczestnictwo. Ale teraz mieszkali bardzo blisko siebie, dosłownie w sąsiednich miejscowościach, więc wydawałoby się że relacja powinna ożyć, ale tak się nie stało. Rozumiała jednak, ze Ben był zajęty, że miał na głowie nie tylko pracę smokologa, ale też obowiązki gwardzisty. Niejako przewodził Zakonowi, jego rola była odpowiedzialna, walczył o lepsze jutro i relacja z dużo młodszą kuzynką musiała zejść na dalszy plan, nawet jeśli czasem ją to bolało, zwłaszcza po zaginięciu i śmierci Very, kiedy tak bardzo potrzebowała wsparcia.
Samotność jej nie służyła, choć mieszkała sama w zasadzie od października, od dnia, w którym Vera nie wróciła do domu po pracy. Ale w tym czasie nauczyła się podstaw gotowania, więc z głodu nie umrze, choć nadal była wyraźnie mizerna. Ben bez trudu podniósłby ją jedną ręką; mogło się wydawać, że jego potężne ramię było podobnej grubości co talia Charlie. Gdy stanął w drzwiach, zdawał się przysłaniać cały świat na zewnątrz.
- Witaj, Ben – powiedziała, wpuszczając go do wnętrza swojego kornwalijskiego domku, gdzie zamieszkała po ucieczce z Londynu. – Och, upiekłeś ciasto? To miłe – Doceniała jego starania, więc uśmiechnęła się, widząc nieco niezdarne ciasto. Ben, choć był tak zdolnym czarodziejem i bardzo silnym mężczyzną, mimo ogromnego ciała potrafił też być uroczo nieporadny i bardzo prostolinijny. Choć miała wrażenie, że w ostatnich miesiącach i jego dotykały te wszystkie wydarzenia, że bycie gwardzistą go zmieniło. Dobrze było zobaczyć przebłysk tego dawnego Bena. – Jaki konkretnie eliksir cię interesuje? Chodź do pracowni, to może coś znajdziesz dla siebie wśród moich zapasów, a mogę też uwarzyć ci świeży eliksir, ile porcji zechcesz.
Zostawiła ciasto od Bena w kuchni, a potem zeszli do piwniczki alchemicznej, gdzie zaczęła od założenia alchemicznego fartuszka na sukienkę i chustki na włosy zaplecione w warkocz koloru letniej pszenicy.
- Wszystko u ciebie w porządku, Ben? I jak się czuje Percival? – zapytała. Wiedziała już, że Ben i Percival mieszkali razem, więc była ciekawa, jak się miewał Blake. Miała nadzieję, że dobrze. Wciąż pamiętała ich spotkanie na początku kwietnia i mimowolnie zastanowiła się, czy Percival wspomniał swojemu przyjacielowi, a jej kuzynowi o tym, że znalazł ją na klifach, stojącą dosłownie o krok od przepaści.
Ben nagle poruszył temat Very, a serduszko Charlie ścisnął smutek.
- Bez Very nic nie jest takie samo, jak przedtem – odezwała się cicho. Bardzo tęskniła za siostrą i wciąż nie potrafiła pogodzić się z tym, że już jej nie było. Umarła, choć z sióstr Leighton była tą najsilniejszą, najbardziej niezłomną i z całą pewnością mogącą przysłużyć się Zakonowi lepiej niż Charlie. – Nie ma dnia, żebym o niej nie myślała. Tęsknię, ale wiem, że nie chciałaby, żebym się załamywała i rozpaczała. Dlatego… skupiam się na eliksirach i jakoś żyję. Nie mogłam wrócić do Munga, ale pracuję teraz dla Alexa. I w Oazie, oczywiście.
By zatuszować smutek i zakłopotanie po przywołaniu tematu Very zaczęła krzątać się przy regale z ingrediencjami, zdejmując z niego pakuneczki z ingrediencjami. Ale brakło jej rąk, by utrzymać wszystkie, a musiała sięgnąć po jeszcze jeden pakunek na wyższej półce, więc zwróciła się ku stojącej tuż obok zwalistej sylwetce Bena, który był tak wielki, że jego głowie niewiele brakowało do sufitu i gdyby podskoczył, mógłby nabić sobie guza.
- Potrzymasz mi to? Tylko nie upuść, to dość cenny i rzadki składnik, trudno go teraz kupić, a nie zostało mi tego już wiele… - poprosiła go, dając mu słoiczek z wątrobą demimoza. Te stworzenia były dość rzadkie, a Charlie miała teraz ograniczony dostęp do aptek i trudniej jej było kupować niektóre składniki, zwłaszcza te rzadsze lub droższe. Dobrze, że Zakonnicy dbali o wyposażanie alchemików, bo inaczej byłoby kiepsko ze składnikami na eliksiry dla nich.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]12.05.20 21:37
- Ja tam się na eliksirach nie znam...jakiś taki, co jest dobry na małe zranienia, siniaki, takie tam drobiazgi - odparł od razu na pytanie kuzynki, drapiąc się po rozczochranej głowie. Miał nadzieję, że Charlie coś mu doradzi, przygotowując prosty, magiczny trunek, który raz-dwa wyleczy proste dolegliwości. Benjaminowi wydawało się bowiem, że wystarczy do kociołka wrzucić kilka przypadkowych ingrediencji, a te połączą się w tajemniczy sposób, od razu dopasowując się do wymagań zlecającego eliksir. Oczywiście szanował alchemiczne zdolności i był pod wielkim wrażeniem zdolności czarodziejów i czarownic zgłębiających tą wymagającą sztukę, lecz jednocześnie wykazywał się równie niesamowitą naiwnością. - Ja tam się dostosuje, ty tu jesteś szefem. W sensie - że tu rządzisz - wyjaśnił szybko, posłusznie podążając za Charlene do pracowni, a jego wzrokowi nie umknął fakt, że nie pokroiła od razu ciasta, by rozkoszować się jego smakiem. Trudno, odrobinę się zawiódł, lecz nie okazał zawodu, dość rozsądnie podejrzewając, że skosztowanie zakalca mogłoby skończyć się co najmniej niestrawnością. A na takie kłopoty nie chciał narażać swojej krewnej - nawet jeśli ta urocza osóbka nieświadomie przyprawiała go o zdrowotne problemy znacznie bliższe zawałowi.
- Ależeco?- wychrypiał, zdezorientowany i mocno wytrącony z równowagi nagłym pytaniem o Percivala. Umieszczonego w zdaniu zdecydowanie zbyt blisko własnego imienia, by mogło brzmieć to neutralnie. - Yyy, nie wiem, jak się czuje. Nie widziałem go ze sto lat- palnął bezsensownie, ignorując logiczną podpowiedź, że Charlene na pewno też nie wie - ale o tym, co ich łączyło - i że pyta ze zwykłej grzeczności. Szybko jednak zreflektował się i postanowił się uspokoić; skorzystał z okazji, by poprzekręcać kilka słoików na półce i w ten sposób stanąć tyłem do Leightonówny, ukrywając nieco strapioną oraz spanikowaną twarz. - Yhm, to znaczy....no, ma się dobrze. Ja też się mam dobrze. W miarę - odparł, gdy już prawie strącił kilka fiolek oraz potknął się o głębokie wiadro wypełnione dziwacznymi, roślinnymi składnikami. Także zmiana tematu na pogrzebowy nieco go rozluźniła, na tyle, by znów obrócił się przodem do jasnowłosej dziewczyny, niemrawo poklepując ją po plecach. Nie za bardzo umiał pocieszać, plątał się nie tylko w zeznaniach, ale też w próbach udzielenia wsparcia; nie znał zbyt wielu słów, mówił szczerze, z serca, co często uznawane było za grubiańskie. - To dobrze, że idziesz dalej. Nic się nie martw, niedługo znajdziesz męża, potem urodzisz dzieci i przelejesz tą miłość na własną rodzinę! - spróbował dodać Charlie otuchy na tyle, na ile potrafił, odmalowując przed nią świetlaną przyszłość, gdzie spełni się jako czarownica, kumulując uczucie do siostry w swoim potomstwie. Ewentualnie - w kociołku, wszak tam także tworzyła przeróżne cuda.
- No pewnie, pomogę we wszystkim! A co to właściwie jest? - dopytał, zaangażowany i wdzięczny za kolejną zmianę tematu, po czym bez problemu sięgnął po słoik. Tak nadaktywny i chętny do wsparcia alchemicznego procesu, że postanowił odkręcić słoik, by przyśpieszyć cały proces. Wyjął ze szkła wątrobę i obejrzał ją z zaciekawieniem, po czym przerzucił z ręki do ręki. - Spokojna twoja rozczochrana, przecież tego nie upuszczę! - dodał nonszalancko, podchodząc do blatu z przygotowanymi składnikami. Już miał zaprezentować wątrobę, gdy dostrzegł, że....było z nią coś bardzo nie tak. Ingrediencja stwardniała, pokryła się jakimś dziwnym, lśniącym nalotem, stała się też dziwnie ciężka. Złota? Jak to się stało? Co robić? Ben wstrzymał powietrze i szybko schował wątrobę demimoza za plecami, robiąc głupią minę. - Yyy...jednak mi...wyleciała... - wyjąkał, speszony, mając nadzieję, że za kilka chwil składnik powróci do normalnej formy. Albo że zdoła wymyślić sensowną historyjkę, mającą na celu ukrycie tego, co właśnie się stało.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna II - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]12.05.20 23:54
Charlie naturalnie miała zamiar zjeść ciasto, ale najpierw obowiązki, potem przyjemności. Skoro Ben chciał eliksir, to najpierw zaprowadziła go do pracowni, i dopiero po wszystkim miała zamiar zaprosić go na herbatę i ciasto do kuchni. W końcu praca na pewno tylko zwiększy apetyt obojga.
Zdawała sobie sprawę, że nie miał talentu alchemicznego, ale nie każdy musiał mieć. Ben miał za to inne zdolności, jakich nie miała ona. Dobrze znał magię obronną, potrafił walczyć, był odważny i silny niczym olbrzym. Alchemików z pewnością można było znaleźć więcej w dziejach Leightonów niż Wrightów, choć jej matka, nawet jeśli nigdy nie skończyła profesjonalnego kursu i nie została zawodowym alchemikiem, też miała do tego dryg i to ona zainspirowała Charlie do zainteresowania się wyjątkowym światem mikstur. A Charlie, nosząca w sobie również geny Leightonów a także nie mająca zobowiązań w postaci męża i dzieci, jakie miała w jej wieku jej mama, już dawno wyprzedziła umiejętnościami rodzicielkę, osiągając poziom mistrzowski.
Dlatego też Ben i inni Zakonnicy nie musieli sami kłopotać się eliksirami, bo Charlie troszczyła się o to, by żadnego im nie brakowało. Może nie umiała walczyć, ale mimo załamania po śmierci siostry nadal troszczyła się o zaplecze alchemiczne.
- W porządku, coś zaraz pomyślę – zapewniła go ciepło, przygotowując siebie i swoje stanowisko alchemiczne. – To nie mieszkacie razem? – zdziwiła się; czy coś źle zrozumiała ze słów Percivala? Może była wtedy tak zestresowana i podenerwowana niedoszłą próbą samobójczą, że coś źle zapamiętała. – Myślałam, że przygarnąłeś go po tym, jak wyrzekła się go rodzina. I wydawało mi się to takim miłym gestem wobec przyjaciela, który został sam, wzgardzony przez ludzi których miał za bliskich. – Bo niewinna, prostolinijna Charlie nigdy, przenigdy nawet nie wpadłaby na to, że za ich przyjaźnią mogło się kryć coś więcej. Uważała ich za przyjaciół, których wojenne realia i inne komplikacje zmuszały do dzielenia przestrzeni; poza tym Percival miał żonę, więc tym bardziej nie mogłaby niczego podejrzewać. – Niedawno Percival mnie odwiedził. Pojawił się w okolicy przez przypadek i jakoś tak… rozmawialiśmy trochę. Naprawdę go lubię, wiesz? Jest miły… no i bardzo dużo wie o smokach.
Miała nadzieję, że Percival nie opowiedział Benowi o klifie, o tym że znalazł ją stojącą nad krawędzią, bez płaszcza, gotującą się do skoku. Kiedy Ben poklepując ją po plecach prawie wbił ją w podłogę, a następnie wypowiedział słowa mające pełnić rolę pocieszenia, uśmiechnęła się tylko.
- Niestety nie tak łatwo go znaleźć. Moje siostry nie żyją, a i ja nie potrafię uczynić moich rodziców dziadkami. Może za bardzo pochłaniała mnie praca, Zakon… i to wszystko, co się dzieje – rzekła. Ale Wrightowie również póki co wszyscy byli wolni i bezdzietni, choć każde było od niej starsze. Joseph pewnie był zajęty karierą, a Ben i Hannah ratowaniem świata. To nie sprzyjało myśleniu o powiększaniu rodziny. – Może za dużo ostatnio myślę o tym wszystkim. O Verze, o pracy, o tym co stało się w Londynie i o własnym miejscu w tym wszystkim. O tym, czy się w ogóle nadaję. To Vera była tą silną i odważną, a teraz jej nie ma.
Spojrzała na niego, po czym zaczęła ściągać z półek słoiczki i pudełeczka. Ale żeby sięgnąć po jeszcze jedno coś musiała podać Benowi, pewna, że potrzymanie słoiczka jest zadaniem, gdzie nie może się wydarzyć żadna komplikacja. Podała mu więc największy z trzymanych słoików i sięgnęła do wyższej półki, a po zdjęciu z niej kolejnego pakunku przeniosła to, co miała w dłoniach na stolik, po czym znowu wróciła do półki, nie spodziewając się, co w tym czasie zmajstrował Ben, bo akurat na niego nie patrzyła, zajęta studiowaniem etykietek.
- Wyleciała? – zdziwiła się, odwracając się w jego stronę i odruchowo szukając na ziemi szczątków słoiczka i swojej ostatniej wątroby demimoza. Ale niczego takiego tam nie widziała, może Ben po prostu sobie żartował? Miał dość specyficzne poczucie humoru. Pewnie trzymał słoik za plecami i tylko się drażnił.
Wywróciła oczami i wypełniła kociołek wodą, a potem ustawiła go na trójnogu, pod którym różdżką zapaliła płomyk. Na deseczce zaczęła powoli siekać składniki roślinne.
- Zaraz będę potrzebować tej wątroby – powiedziała, pewna że Ben postawi ją obok, w końcu żarty żartami, ale na pewno chciał eliksir. A wątroba demimoza była składnikiem o charakterze szlachetnym, więc dobrze nadawała się do niektórych mikstur leczniczych. Niestety coraz trudniej było ją kupić, zwłaszcza gdy nie miało się dostępu do Londynu i znajdujących się tam aptek.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]14.05.20 11:31
Jako nieokrzesany młodzieniec Benjamin wprost uwielbiał rozmawiać o Percivalu - głównie dlatego, że werbalne naparzanie na każdego Ślizgona przynosiło mu czystą radość. Frajda ta malała jednak wprost proporcjonalnie do intensywności ich relacji; potrafił doskonale narzekać na salazarowe wady przyjaciela, ironizując także na temat błękitnej krwi, lecz gdy przychodziło do komplementów lub zwykłej, niezobowiązującej pogawędki o tym postawnym brunecie z niesamowicie zielonymi oczami, Jaimie stawał się jeszcze mniej elokwentny niż zazwyczaj. Umiał kłamać, co nie znaczyło, że to lubił, plątał się więc w zeznaniach, a jakąkolwiek słabość do Blake'a lepiej było ukryć pod stekiem gryfońskich docinek niż pod normalną opowieścią o zdrowej, męskiej przyjaźni. Brodacz miał w sobie wiele wyniesionej z domu czułości, z taką samą otwartością przytulał czarownice i czarodziejów, nie stroniąc od kontaktu fizycznego; ba, nieraz lądował w parterze z Foxem albo innymi kompanami, wygłupiając się na granicach przyzwoitości i stroniąc idiotyczne żarty, lecz do Percivala czuł coś naprawdę. I opowiadanie o nim paraliżowało wszystkie ośrodki zdrowego rozsądku.
- Yy...no tak, ale się mijamy. Wiesz, pracujemy na eee...różne zmiany. No i ja śpię na górze, a on na kanapie, dzieli nas całe jedno piętro, calutkie, więc sporadycznie się na niego natykam w kuchni - wydusił w końcu z siebie, kilkakrotnie podkreślając dzielącą ich w nocy odległość, która tak naprawdę w najbardziej wygodnych okolicznościach wynosiła dwa cale, gdy Ben łaskawie przesuwał swoje umięśnione ciało na bok łózka, nie zabierając całości materaca. - Och, daj spokój, zrobiłbym to dla każdego. Dla Foxa, Ulka, Gabriela...nawet dla tego dzieciaka Alexa. Każdy w potrzebie znajdzie u mnie bezpieczny kąt - machnął dramatycznie ręką, wymieniając dawnego Selwyna z lekkim westchnieniem: nie podobała mu się jego bliska znajoma z Blake'm, ale nie zamierzał wchodzić w szczegóły. Ani unosić ze zdziwienia krzaczastych brwi, kiedy usłyszał o spotkaniu Charlene.
- Wiem, mówił mi, że chciałaś odwalić jakąś straszną głupotę. Dobrze, że tego nie zrobiłaś. To byłoby kretyńskie - pokiwał pogodnie głową, przemawiając z brutalną szczerością. Nie przejął się aż tak opowieścią Percivala, głównie dlatego, że uważał czarownice za zbyt emocjonalne, by brać na serio ich dramatyczne próby samobójcze. W co drugim mugolskim romansidle matki podczytywał o podobnych ekscesach, które zazwyczaj kończyły się pocałunkiem na środku wichrowych, szkockich wzgórz. Na moment zawiesił się, zadumany, czy aby Blake nie ratował Charlie z opresji właśnie w ten sposób, ale postanowił zaufać przyjacielowi. I kuzynce. Nawet jeśli ta kokieteryjnie nazywała go miłym. Odchrząknął, postanawiając nie wypowiadać przychodzących mu na myśl epitetów bruneta na głos - te odbiegały od poziomu cnotliwości pogrążonej w żałobie alchemiczki.
- Jak to mówi moja mama, każda potwora znajdzie swego amatora - pocieszył jasnowłosą po swojemu, trochę nieprzytomnie, bardziej zajęty pechowym wypadkiem, którego stał się przyczyną. Nie miał pojęcia, co się stało - i jak do tego doszło - ale przy przeglądaniu szpargałów i półeczek w pracowni musiał natknąć się na eliksir, który sprawiał, że wszystko, czego się dotknął, zamieniało się w...złoto? Kiedyś Ben umarłby ze szczęścia, znajdując się w takiej sytuacji, lecz obecnie czuł się zażenowany, skonfundowany i odrobinę spanikowany. - Yyy...Charlie, ja...ta wątroba nie była przedtem złota przypadkiem? - spytał z naiwną nadzieją, oblany zimnym potem. Szlag, Leighton wspominała, jak cenny był ten składnik. - Bo...może to się da zeksrobać z zewnątrz? - dorzucił, prezentując na wyciągniętej dłoni dowód swego występku. Jak przystało na Gwardzistę, chciał od razu naprawić swój błąd, drugą ręką sięgnął więc na drewniany blat. - Ale może wymienimy ten składnik? O, ten wygląda podobnie! - podrzucił z nerwowością, chwytając kolejną ingrediencję o podobnym kształcie - czy to był bezoar? - która po kilku sekundach zaczęła lśnić złotem, wywołując na twarzy Bena konsternację pomieszaną z przerażeniem.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna II - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]14.05.20 22:08
Charlie nie dane było uczyć się w Hogwarcie w tym samym czasie co Ben, więc nie poznała Percivala wtedy. Ich ścieżki przecięły się dopiero początkiem października, zupełnie niezależnie od relacji łączącej byłego już Notta z jej kuzynem. Nie mogła więc wiedzieć jak dokładnie wyglądały ich stosunki i skąd wzięła się ta przyjaźń ponad podziałami. Ale Percival niewątpliwie miał w sobie coś, co sprawiało, że szybko go polubiła i zaczęła go traktować jak swego mimo jego przeszłości.
W jej niewinnym umyśle nie miała szans narodzić się myśl, że za ich przyjaźnią kryje się coś więcej. Uznała zakłopotanie Bena raczej za powiązane z tym, że wielu Zakonników Percivala nie do końca akceptowało. Może myślał, że ona też należała do tego grona i dlatego nie chciał mówić o tym, że trzymał pod dachem byłego rycerza Walpurgii? Kto wie, jak często musiał wysłuchiwać wyrzuty ze strony tych, którzy nie chcieli Percivala w Zakonie.
- Wiem, że pomógłbyś tak każdemu ze swoich przyjaciół – zapewniła go. Nie ulegało wątpliwości, że Ben nie pozostawiłby swych kumpli w potrzebie. Dlatego nie dziwiło ją to, że pomógł Percivalowi. – I wiedz, że ja go akceptuję w Zakonie, uważam że postąpiłeś słusznie, dając mu szansę – dodała, mylnie interpretując powody jego zmieszania. A w nazwaniu go miłym nie było nic kokieteryjnego. Lubiła Percivala, ale jej serce wciąż tęskniło do Anthony’ego, który trzy dni temu się ożenił.
Ale zaraz to ona się zmieszała i oblała szkarłatnym rumieńcem, gdy Ben znowu się odezwał. A więc wiedział. Ciekawe, od kiedy? Może Percival powiedział mu o tym, bo się martwił?
- No cóż… Tego wszystkiego było dla mnie zbyt dużo. A nigdy nie byłam tak silna jak ty, Hannah czy Vera. Właściwie to nie jestem ani trochę silna. Warzę dobre eliksiry, ale nigdy nie byłam wojowniczką. Nic nigdy nie przygotowało mnie na to wszystko. Na to, że moja siostra zaginie i znajdzie się martwa, że po wyjeździe z Londynu nie będę już mogła wrócić, że stracę pracę która była moim życiowym powołaniem i będę musiała każdego dnia drżeć ze strachu, że oni mnie znajdą i zabiją w sposób znacznie gorszy niż... to, o czym tamtego dnia myślałam – wyrzuciła z siebie kolejne słowa, czując się naprawdę głupio. Ale w jakiś sposób chciała, by Ben zrozumiał. By pojął, że było jej ciężko, że chociaż starała się być do dyspozycji dla każdego, kto potrzebował eliksirów, nie do końca radziła sobie z takim trybem życia i funkcjonowaniem w poczuciu zagrożenia. Nie była zahartowana ani przygotowana do tej wojny, a przystosowanie się także szło jej bardzo marnie. Nie widziała siebie w walce. Może lepiej sprawdziłaby się jako sojusznik Zakonu niż Zakonniczka. Wolała stać w cieniu i unikać niebezpieczeństw.
- Niedawno pisałam z twoją mamą – odezwała się, gdy wspomniał o swej rodzicielce. Miała nadzieję że cioteczka Ginny czuła się dobrze. Charlie naprawdę ją lubiła.
Ale zaraz potem wydarzyła się cała ta sytuacja z wątrobą, która zdecydowanie nie była wcześniej złota. Widząc to przerwała siekanie i aż zapomniała o podgrzewającej się wodzie, do której jeszcze nic nie zdążyła dodać.
- Ben? – spojrzała na niego, patrząc na spoczywającą w jego rękach ingrediencję, którą najwyraźniej wyjął ze słoika, a która teraz wyglądała jakby odlano ją ze szczerego złota. Na jej twarzy pojawił się wyraz niedowierzania i żalu, w końcu niektóre składniki naprawdę trudno było teraz kupić, zwłaszcza zwierzęce, ale zanim zdążyła się odezwać, Ben spontanicznie sięgnął po inny składnik, jeden z tych które wyłożyła wcześniej na blat stolika. Ta ingrediencja także pokryła się złotem i Charlie już wiedziała, co się stało.
- Wywar Midasa – odezwała się. – Niczego nie dotykaj – zastrzegła po chwili, po czym szybko przeszła koło półki, której zawartości wcześniej dotykał. Stała tam fiolka w której była resztka wywaru Midasa jaki niegdyś uwarzyła w ramach ćwiczeń z eliksirami innymi niż lecznicze czy bojowe. Korek był obluzowany, a trochę cieczy spływało po ściankach fiolki. Jeśli by się ją chwyciło w dłoń, eliksir zostałby na niej. – Musiałeś tego dotknąć. Ten eliksir… sprawia, że wszystko, czego dotkniesz, zmieni się w złoto. Łącznie z twoją różdżką, jedzeniem… wszystkim.
Było jej żal wątroby demimoza, ale w tej chwili bardziej zmartwiła się tym, że Ben przez najbliższe trzy dni będzie zmieniał wszystko w złoto.
- Czy dotknąłeś tego całą ręką? – zapytała dla upewnienia się. Jeśli eliksiru znalazło się na jego dłoni niewiele, była szansa, że może to skończy się szybciej. Niemniej jednak najwyraźniej wpuszczanie Bena do pracowni nie było najlepszym pomysłem. Miał dużo entuzjazmu i chęci pomocy, ale kompletnie nie potrafił obchodzić się z ingrediencjami i eliksirami, i przez swoją ciekawskość przysporzył sobie problemu i Charlie przy okazji też. Choć na szczęście działanie wywaru Midasa nie było na stałe, więc dotknięte składniki za trzy dni wrócą do pierwotnego stanu. Woda w kociołku zaczęła bulgotać, ale Charlie wciąż patrzyła na Bena, pilnując by niczego nie dotykał i zastanawiając się nad jakimś wyjściem z tej sytuacji. Nawet wcześniejsza rozmowa o Verze zeszła teraz na dalszy plan.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]15.05.20 20:03
Zapewnienia Charlene nieco uspokoiły irracjonalny lęk Benjamina przed demaskacją prawdziwych uczuć łączących go ze swym przyjacielem, pokiwał więc z zapałem głową, skromnie zgadzając się, że uczynił coś niezwykle honorowego łaskawie pozwalając gościć pod swym dachem poszukiwanemu zdrajcy krwi. Gdyby miał obnażyć szczere intencje, chętnie przyznałby, że to właściwie on jest bardziej wdzięczny Percivalowi: za to, że ten przystał na zaproszenie, że ciągle z nim był, że nie opuścił go przez najdłuższy w ich wspólnej karierze czas. Takie wstydliwe wyznania zostawiał jednak na świętego nigdy, woląc skupiać się na tym, że alchemiczka wspaniałomyślnie zaakceptowała obecność dawnego Notta wśród członków Zakonu Feniksa. - To dużo dla mnie znaczy. Dobrze wiedzieć, że nie wszyscy kręcą na niego nosem. To serio strasznie zdolny czarodziej. I można mu ufać. Ja mu ufam na tyle, że pozwalam mu pić z mojego ulubionego kubka, wierząc, że go nie stłucze - wygłosił z powagą nieco nadszarpniętą ostatnimi, żartobliwymi słowami, ginącymi w następnym potoku smętnych słów Leighton. Pewnie zbiłyby Bena nieco z tropu, uważał, że Charlie to silna czarownica, ale w tym samym momencie doszło do pewnych złocistych komplikacji, które skutecznie odciągały myśli Wrighta od przerażającej przygody kuzynki na końcu wysokiego klifu.
- Świetnie sobie radzisz, Charlie. Głowa do góry! Będzie dobrze! Jeszcze razem z mamą będziemy tańczyli na twoim weselu, już po tym całym bajzlu - podzielił się z jasnowłosą nieziemsko motywującymi wykrzyknieniami, serwowanymi jednakże z pewną dozą paniki, bo właśnie zdał sobie sprawę, że zniszczył niezwykle cenny składnik eliksiru, nie tylko niebotycznie drogi, ale potwornie trudny do zdobycia w czasach wojennej zawieruchy. Jaimie zdezorientowany patrzył to na swoje dłonie, to na Charlene, to na wątrobę, która przypominała teraz ciężką sztabkę złota. - Ja niczego nie dotykałem, naprawdę - wyrzucił z siebie szybciutko, w dość głupiej próbie ukrycia prawdy: wkładał ręce tam, gdzie nie powinien, przez co ściągnął na siebie okropnego pecha. Próbował strzepnąć z końców palców niewidoczny już eliksir, ale w konsekwencji tylko prawie wywichnął sobie nadgarstek. - WSZYSTKIM? - prawie zakrzyknął, gdy Charlene obnażyła przed nim alchemiczne okrucieństwo. - To jak ja pójdę się odlać? - dodał ze szczerą paniką, skutecznie czyszczącą resztki dobrych manier i zasad dotyczących wspominania przy niewiastach o czynnościach fizjologicznych. Prawie chwycił się za głowę z rozpaczy, w ostatniej chwili powstrzymując się od ozłocenia rozczochranych loków. Cenił swoje przyrodzenie, ale wolał, by ono dosłownie nie zamieniło się w klejnot. O ile klejnoty mogły być złote? Zamierzał spytać o to Percivala...który też znajdował się w niebezpieczeństwie. - Charlie, ja ci...odkupię, załatwię, sprowadzę tę ingrediencję - tylko mnie uratuj - jęknął, stając na środku pracowni alchemicznej sztywnie, jak wtedy, gdy miał zaledwie dwa latka i obsiadły go mrówki, a on miał nadzieję, że gdy zamarznie w jednej pozycji, to kłujące stworki znikną. - No, całą...w sensie, nie dotykałem tego, nie otwierałem niczego, ale...coś tam mogłem musnąć - brnął w zaparte, choć prawda przecież wyszła na jaw. Lśniąca niczym galeon. Ben był mocno zdenerwowany, lecz pomimo tego przebłyski sprytu pozwalały na połączenie kropek w pewien ekonomiczny obraz. - Ej, a skoro to złoto, to nie mogę podotykać wszystkiego tutaj...i posprzedajemy to potem? W sensie, wymienimy na galeony? - zaproponował cicho, zastanawiając się, jak długo może trwać ten czar i czy gobliny zorientowałyby się, że przyniesione im złote krzesło nie jest naprawdę odlane z cennego kruszca. Znając tych cwaniaków - pewnie tak, lecz może warto byłoby spróbować?


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna II - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]15.05.20 22:24
Charlie szybko zaakceptowała Percivala. Może nawet jako jedna z pierwszych Zakonników. Skoro miała okazję go wcześniej poznać i z nim rozmawiać, nie potrafiła widzieć w nim zwyrodnialca, jakiego widzieli w nim niektórzy. Poza tym fakt, że był przyjacielem Bena i to Ben go wprowadził, też działał na jego korzyść. I fakt, że gdyby chciał ją zabić, miał mnóstwo okazji, by to zrobić, a jednak można było powiedzieć, że na początku kwietnia ją uratował.
- Wierzę, że jego nawrócenie jest szczere, choć niewątpliwie zapłacił za nie wysoką cenę. I cieszę się, że miałam okazję go poznać – powiedziała. Percival wiele stracił, odwróciła się od niego rodzina, odebrano mu nazwisko, musiał nauczyć się radzić sobie w zupełnie nowym dla niego świecie zwykłych czarodziejów. I walczyć za wartości, których jego rodzina i dawni przyjaciele nienawidzili. To wymagało odwagi.
A Charlie siebie nie uważała za odważną ani silną. Gdyby taka była, nie myślałaby o tym, żeby się zabić zanim wrogowie zabiją ją. I nie skręcałaby się w przerażeniu na samą myśl o walce. Ale Ben najwyraźniej był większym optymistą. To było aż zdumiewające, że mimo wszystkich okropieństw nadal zachował swoją pogodę ducha i prostolinijność. I pewnie rozmawialiby o tym dłużej, a Charlie podzieliłaby się z nim swoimi dylematami dotyczącymi Zakonu, gdyby nie widok złotej wątroby w jego rękach i uświadomienie sobie, czego ofiarą mógł paść. I musiał nią paść u niej, bo w innym wypadku ciasto, które przyniósł, też byłoby złote.
Zmartwiła się. Nie tylko składnikiem, ale przede wszystkim Benem. Choć wątroba, nawet jeśli wróci do poprzedniego stanu, mogła już nie nadawać się do użytku. Nigdy nie sprawdzała, czy ingrediencje potraktowane wywarem Midasa po jego ustąpieniu zachowują pierwotne właściwości.
- Ten eliksir działa trzy dni – rzekła z nietęgą miną. – Ale jeśli nie wsmarowałeś go w obie dłonie, a dotknąłeś go tylko częścią skóry, jest szansa, że zakończy działanie szybciej. Nigdy nie testowałam go na sobie, uwarzyłam go jedynie w ramach treningu i nauki, dlatego nie odpowiem ci z całą pewnością, kiedy to ustąpi. I niestety nie ma antidotum, które natychmiast cię uleczy.
Z tego co było jej wiadomo, jedynym antidotum był czas. To była swego rodzaju pułapka kryjąca się w tym eliksirze; w innym przypadku niewątpliwie byłby w znacznie częstszym użyciu i w obiegu byłoby mnóstwo fałszywego złota, które potem przestawało być złotem.
Ale w tak prozaicznych czynnościach jak te, o których mówił Ben, to rzeczywiście mógł być problem. Podobnie jak przy jedzeniu czy czarowaniu.
- Wątroba też za trzy dni przestanie być złota. Nie wiem czy będzie się do czegoś nadawać, ale twoje zdrowie jest ważniejsze niż ona. Mogę zastąpić ją czymś innym, nie jest sercem eliksiru. – Żal było monet które na nią wydała, bo jak na składnik nie będący sercem była droga, choć jeszcze nie tak, jak części niektórych egzotycznych stworzeń, na które w ogóle nie było jej stać, ale cóż, straty czasem musiały być. Ale w obecnych czasach musiała uważniej obchodzić się z każdą ingrediencją, bo nawet te do niedawna powszechne były teraz trudniejsze do kupienia. A demimozy ogólnie były stworzeniami rzadkimi, i o ile dało się kupić ich włosy, tak z wątrobami było trudniej. Tę kupiła jeszcze przed opuszczeniem Londynu.
Słysząc jego kolejne słowa, zamrugała szybko.
- Co… nie! – zaprotestowała. – Nie chcę, byś zmieniał moje ingrediencje i wyposażenie alchemiczne w złoto, zwłaszcza teraz, gdy coraz trudniej kupić cokolwiek. Poza tym to byłoby oszustwo, ja nie zarabiam na nieuczciwych praktykach – podkreśliła. Nie mogła się zgodzić ani na utratę kolejnych ingrediencji, ani na oszukiwanie. Tym bardziej że w obecnych czasach wolała unikać wszelkich konfliktów z prawem i trzymać się w cieniu. – Poza tym takie złoto za trzy dni przestałoby nim być. Mimo wszystko cenniejsze dla mnie są ingrediencje które mogę zamienić na eliksiry dla Zakonników.
Westchnęła, nadal kontrolnie spoglądając na Bena, by nie próbował niczego dotykać. Potem powoli zbliżyła się do stanowiska alchemicznego i bulgoczącego kociołka.
- Uwarzę ci eliksir, o który wcześniej prosiłeś. Zastąpię wątrobę innym składnikiem, a po uwarzeniu włożę ci fiolki do kieszeni szaty, w porządku? Tylko błagam, niczego już nie dotykaj. Później spróbuję przeszukać moje książki, może znajdę tam coś, co mi umknęło, ale wydaje mi się, że niestety nie mylę się w kwestii tego, że działanie wywaru Midasa musi ustąpić samo.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]22.05.20 9:58
Łypnął na Charlene z mieszaniną sympatii i drobnej podejrzliwości, postanawiając jednak nie doszukiwać się w komplementach dziewczyny drugiego, grząskiego dna, mogącego doprowadzić go do irracjonalnych wniosków. Czy za licznymi komplementami w kierunku Percivala kryło się coś więcej od zakonowej sympatii? Nie dało się ukryć, że Blake był pieruńsko przystojnym czarodziejem i nawet utrata rodowej fortuny oraz szlacheckiego tytułu nie mogła sprawić, by jego prezencja ucierpiała; przyciągał damskie spojrzenia, co Jaimiemu niezbyt się podobało. Na razie miał jednak na głowie pilniejszy problem niż dziwaczna zazdrość o kuzynkę i przyjaciela, pokiwał więc tylko głową, aż czarne loki wpadły mu do oczu, utrudniając rozglądanie się w ponurej panice po pracowni. Nie mógł ich nawet odgarnąć, do licha; nie mógł zrobić nic oprócz stania jak słup soli - albo i złota - przejęty pechowym wypadkiem, przynoszącym Charlene same przykrości.
- Trzy dni? - jęknął rozpaczliwie, odsuwając ręce od ciała, sztywno, nieporadnie: nie przywykł do takiego bezruchu oraz braku możliwości dotykania dużymi łapskami wszystkiego, co nawinęło mu się pod zgrubiałe od odcisków palce. - Co mam zrobić? A jak założę rękawiczki...czy to coś pomoże? - kontynuował zrozpaczonym tonem, nie bacząc na to, że zapewne zakłopotał Leightonównę swym bezpośrednim pytaniem o fizjologiczne trudności polegające na ozłoceniu rodowych klejnotów podczas łazienkowych akrobacji. - Charlie, ja naprawdę...przepraszam, nie wiem, co się stało. Tylko dotknąłem jednej fiolki, jednej maleńkiej fioleczki - mruknął nerwowo, podążając za blondynką do kociołka. Czuł się winny i bezradny; spadło na niego nieuzasadnione nieszczęście, które - co gorsza - dotykało także bliskiej kuzynki. Niech to szlag. Do tego jego pomysł z wzbogaceniem się w tej trudnej sytuacji nie spotkał się z aplauzem, a wręcz przeciwnie, wywołał oburzenie cnotliwej i przestrzegającej wszelkich zasad alchemiczki. Jaimie stropił się nieco, odkaszlnął, odchrząknął i dopiero po wydaniu serii tych mało przyjemnych dla ucha odgłosów odezwał się ponownie.
- No, masz rację, to był głupi pomysł. Ale podyktowany dobrymi intencjami. Po prostu chcę ci jakoś to wszystko wynagrodzić...a może umówimy się, że za to dam ci trochę starych łusek smoków? - ciągle szukał rozwiązania, które pozwoli na złagodzenie wyrzutów sumienia oraz zadośćuczyni Charlene za zniszczenie tak cennego składnika. Nie miał zielonego pojęcia, gdzie mógłby znaleźć demimozową wątrobę, zwłaszcza w wojennych okolicznościach, musiał więc posiłkować się ingrediencjami, do jakich miał względnie łatwy dostęp. - Dobrze. Usiądę grzecznie i niczego nie dotknę. Ale błagam, wymyśl coś, żebym nie miał tych złotych rąk, bo co, jeśli zamienię w złoty pomnik...człowieka? Czy on wtedy umrze? - spytał, mocno zaniepokojony, bowiem wątpił nie tyle w swoją samokontrolę dotyczącą respektowania granic prywatności Percivala, przeżył wszak tysiące godzin, gdy nie mógł go dotykać, co pewien, że po prostu się zapomni i przyjacielski kuksaniec (lub mało przyjacielskie klepnięcie w pośladki) zakończy się tragicznie. Zmarkotniały, usiadł ciężko na krześle obok bulgoczącego kociołka i wbił wzrok pełen nadziei, ale także i wstydu w Charlene. Widział, że jest zirytowana i zmartwiona: to miało być miłe spotkanie, a on spowodował tylko utrudnienia oraz zrzucił na barki alchemiczki kolejny frasunek.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna II - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pracownia alchemiczna II [odnośnik]22.05.20 20:52
Ben nie musiał się obawiać. Serduszko Charlie i tak było aktualnie zajęte i to przez kogoś, kto trzy dni temu się ożenił, a ona nadal nie wyleczyła się z tego uczucia. Może gdyby Anthony nie zakradł się do jej serca pierwszy, to mogłaby zakochać się w Percivalu? On, podobnie jak Anthony, był miłym facetem który popełnił w życiu błąd i teraz próbuje go odpokutować – a w jakiś sposób ciągnęło ją do właśnie takich mężczyzn. Nie liczył się dla niej wygląd czy zasobność skrytki, a charakter, to czy ktoś był dobrym człowiekiem, nawet jeśli kiedyś zrobił coś złego, czego później żałował. Może w pewien sposób czuła potrzebę wyciągania ręki do takich ludzi i bycia dobrą dla tych, których wielu by skreśliło.
Zmartwiła się o Bena, bo choć jej wiedza alchemiczna była bardzo rozległa, sama nigdy nie testowała wywaru Midasa ani na sobie, ani na nikim innym i jedyne na czym mogła się opierać to literatura.
- Tyle to trwa przy wywarze nałożonym poprawnie, czyli na całe dłonie. Ale jeśli ty tylko dotknąłeś fiolki częścią skóry, to jest duża szansa, że efekty skończą się znacznie szybciej – pocieszyła go, mając nadzieję, że ma rację. Wywar Midasa dla zachowania pełni działania musiał szczelnie pokrywać skórę dłoni, a u Bena najprawdopodobniej do tego nie doszło, więc liczyła na to, że eliksir zwietrzeje z jego ręki wcześniej. Może nawet już za parę godzin? Ciekawe jak długo pozostaną złote przedmioty których dotknął, miała nadzieję że też skończy się to szybciej.
Oboje mieli teraz nauczkę: Charlie by nie stawiać takich eliksirów byle gdzie, a Ben, żeby nie dotykać czego popadnie w pracowni alchemika. Mimo wszystko nie było to miejsce bezpieczne dla ignorantów w materii eliksirów, choć szczęśliwie dla Bena, Charlie nie warzyła trucizn, bo kontakt z takową mógłby się skończyć czymś gorszym niż zmiana jakiegoś obiektu w złoto na kilka dni czy też godzin, jeśli sprawdzą się jej przypuszczenia, że tak mała ilość eliksiru nie utrzyma się tak długo.
- Wiem, że nie chciałeś tego zrobić celowo. Nie mam do ciebie żalu, miałeś dobre chęci i próbowałeś pomóc – uspokajała go, nie chcąc by robił sobie wyrzuty. W końcu relacje z rodziną były cenniejsze niż nawet najdroższy składnik alchemiczny. A ostatnimi czasy się od siebie oddalili i skoro już zdecydował się ją odwiedzić, to nie chciała, żeby się zniechęcił do wizyt u niej. Zależało jej na każdym z kuzynostwa, nawet jeśli nie potrafiła być tak dzielna i waleczna jak oni.
Mogło być jej szkoda tej wątroby, ale nie zamierzała na Bena krzyczeć, obwiniać go czy robić mu wyrzutów. Czasem się tak zdarzało. Sama też czasem psuła składniki, gdy jakiś eliksir jej nie wychodził, choć im więcej potrafiła tym rzadziej się to zdarzało. Jak na tak młody wiek mogła pochwalić się naprawdę imponującymi umiejętnościami. Ben znowu był dobry w innych rzeczach.
- Łuski smoków to dobry pomysł, bo je też coraz trudniej dostać, a są mi bardzo potrzebne do eliksiru zwanego Smoczą łzą – odezwała się. Ben, jako pracownik smoczego rezerwatu, miał do nich stały dostęp. A Charlie było o wiele trudniej, i też musiałaby sporo zapłacić, może nawet więcej niż za wątrobę demimoza. Części smoków i jednorożców zawsze należały do drogich, bo tych stworzeń nie było zbyt wiele, no i można było wykorzystywać je jako serca do mikstur, co sprawiało, że były alchemikom niezbędne do określonych eliksirów. Nie każdy handlarz ingrediencjami nimi dysponował, bo nie każdy miał dostęp do rezerwatów czy dostaw z innych krajów. A apteki w Londynie aktualnie były dla Charlie niedostępne.
- Nie, nie umrze. Gdyby tak było, to byłoby sporo tego typu przypadków, a nie słyszałam o tym, żeby ten eliksir kogoś zabił – powiedziała, mając nadzieję, że się nie myli, bo to że o czymś nie wiedziała nie znaczyło, że coś takiego nie miało gdzieś na świecie miejsca. – Istnieje podobnie działające zaklęcie w transmutacji, ale trwa krócej. Osoba zmieniona w złoto po upływie określonego czasu budzi się, nawet nie wiedząc co się stało. – Czy po eliksirze było tak samo? Cóż, nigdy nie traktowała nim nikogo. Ale na wszelki wypadek trzymała się w bezpiecznej odległości od dłoni Bena.
Uwarzyła mu eliksir, o który poprosił, a potem sama wsunęła już zakorkowane fiolki do kieszeni jego szaty, by nie musiał ich dotykać. Raz jeszcze go pocieszyła i poleciła, by co jakiś czas upewniał się, dotykając jakichś nieistotnych przedmiotów typu kamyki czy patyki, że efekt eliksiru ustąpił i może bezpiecznie dotykać innych rzeczy (jak np. różdżka) oraz ludzi. Potem odprowadziła go na zewnątrz i tam go pożegnała, unikając jednak kontaktu bezpośredniego z jego dłońmi. Miała nadzieję, że kolejne spotkanie będzie w milszych okolicznościach i bez tego typu wypadków. Potem wróciła do wnętrza domku; musiała pomyśleć nad dalszym przebiegiem misji z Asbjornem, która absorbowała sporo jej czasu i energii w ostatnich dniach, a czekało ich przecież uwarzenie eliksiru i złożenie go w darze olbrzymce. Pełnia już jutro.

| zt. x2




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Pracownia alchemiczna II
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach