stół przed chatą
AutorWiadomość
First topic message reminder :
stół przed chatą
tak duży stół zająłby połowę przestrzeni w chacie, więc wystawiono go na zewnątrz, przygotowując też siedziska z uciętych drewnianych bali; do wspólnego posiłku zasiąść tam może spokojnie tuzin osób. sterta pozostawionych talerzy i kubków z niedopitymi herbatami leży na stole albo gdzieś na ziemi, tuż obok małego piecyka, w którym w chłodniejsze dni pali się magicznie podtrzymywany ogień. Susie dba o to, żeby w wazonie z butelki Ognistej zawsze był bukiet świeżych polnych kwiatków.
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sally była niczym dobra wróżka, o ile dobre wróżki bywały czasem starszymi paniami, których czary się nie imały ale zamiast tego potrafiły swoim towarzystwem osłodzić komuś dzień. Pokręciła jeszcze głową, czy to w rozczarowaniu na zachowanie śliskiego Joe, czy to jednak na sam fakt tego, że po prostu potrafiła go jakoś zrozumieć. Dodatkowa para rąk w tym momencie mogła pozwalać na naprawdę wiele, ale Florean zdaniem Sally zupełnie nie nadawał się na łowienie. Nie przez brak wiary w jego zachowanie, siłę czy możliwości na łódce, ale pan Fortescue był zawsze człowiekiem bardziej spokojnym, opanowanym i jednak bardziej wprawionym w delikatnych zadaniach. Jak gotowanie. Sally musiała go kiedyś poprosić o dodatkowe lekcje.
- Nie powinien pan, jeszcze pan by zmarzł, panie Fortescue. Przy okazji, czy ma pan może szalik i czapkę, nic panu nie potrzeba? – Niewiele tu było wełny czy włóczki, ale jeżeli nie miał nic, mogła jakoś zdobyć materiały i coś mu przygotować. Jeżeli tylko potrzebował, bo też nie chciała się narzucać. – To nic wielkiego, ale pomyślałam, że może pan sobie to powiesić, włożyć pod poduszkę, albo przygotować z tego napar, na pewno będą dobre do wypicia, nic trującego.
Westchnęła cicho, jeszcze zmartwiona nieco tym, że właśnie przegoniła mężczyznę który najpewniej potrzebował pomocy, ale jednocześnie nie zamierzała teraz biec i przeganiać. Nie mogła zostać tu zbyt długo, ale zdecydowanie potrzebowali teraz lepszej atmosfery, a przynajmniej pan Florean. Spojrzała jeszcze na psinkę, która wypuszczona z domu zaraz też wybiegła wszędzie, starając się zobaczyć kto jest w okolicy i z kim można porozmawiać na ciekawe tematy.
- Uroczy! Albo urocza? Jak się wabi? – Sally ostrożnie pochyliła się nad psem, najpierw przysuwając swoją dłoń, tak aby ten miał czas i przestrzeń aby ją obwąchać. Zaraz po tym delikatnie poklepała psiaka, spoglądając jeszcze na Floreana z uśmiechem.
- Porozmawiam jeszcze z Joe, powiem mu że Marcus najchętniej by chciał z nim popłynąć. A pan, jakie ma plany? Taki pan młody jeszcze, pewnie się pan strasznie nudzi?
- Nie powinien pan, jeszcze pan by zmarzł, panie Fortescue. Przy okazji, czy ma pan może szalik i czapkę, nic panu nie potrzeba? – Niewiele tu było wełny czy włóczki, ale jeżeli nie miał nic, mogła jakoś zdobyć materiały i coś mu przygotować. Jeżeli tylko potrzebował, bo też nie chciała się narzucać. – To nic wielkiego, ale pomyślałam, że może pan sobie to powiesić, włożyć pod poduszkę, albo przygotować z tego napar, na pewno będą dobre do wypicia, nic trującego.
Westchnęła cicho, jeszcze zmartwiona nieco tym, że właśnie przegoniła mężczyznę który najpewniej potrzebował pomocy, ale jednocześnie nie zamierzała teraz biec i przeganiać. Nie mogła zostać tu zbyt długo, ale zdecydowanie potrzebowali teraz lepszej atmosfery, a przynajmniej pan Florean. Spojrzała jeszcze na psinkę, która wypuszczona z domu zaraz też wybiegła wszędzie, starając się zobaczyć kto jest w okolicy i z kim można porozmawiać na ciekawe tematy.
- Uroczy! Albo urocza? Jak się wabi? – Sally ostrożnie pochyliła się nad psem, najpierw przysuwając swoją dłoń, tak aby ten miał czas i przestrzeń aby ją obwąchać. Zaraz po tym delikatnie poklepała psiaka, spoglądając jeszcze na Floreana z uśmiechem.
- Porozmawiam jeszcze z Joe, powiem mu że Marcus najchętniej by chciał z nim popłynąć. A pan, jakie ma plany? Taki pan młody jeszcze, pewnie się pan strasznie nudzi?
I show not your face but your heart's desire
Nie miałem okazji spędzić wiele czasu ze swoimi dziadkami, ponieważ zmarli, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Posiadałem jednak mgliste wspomnienia mojej babci-mugolki, która piekła najlepszy jabłecznik pod słońcem i dbała o to, by przygotować go przed każdą naszą wizytą. Sally w pewien sposób przypominała mi babcię swoim naturalnym ciepłem, którym zdawała się otaczać praktycznie każdą osobę do której podchodziła. Tym razem to mi zrobiło się miło, kiedy usiadła obok przy stole. Byłem wdzięczny za każdą taką pogawędkę w ciągu dnia – o wiele przyjemniej i sprawniej pracowało mi się w towarzystwie, kiedy dało się do kogoś otworzyć usta. – Wszystko mam, naprawdę, proszę się o mnie nie martwić! – Zaśmiałem się, choć ta chęć podarowania mi chociażby czapki czy szalika rozlała się ciepłem po moim sercu. Kobiecina była tak bezinteresowna w swoim działaniu! Gdyby tak więcej takich osób chodziło po tym świecie! I w czym, och w czym taka Sally przeszkadzała zwolennikom polityki antymugolskiej. Im dłużej ta wojna trwała, tym trudniej było mi zrozumieć ich działania. – Spokojnie, nie posądziłbym pani o chęć zatrucia mojej skromnej osoby – odparłem, przecinając rybi brzuch. Monotonne zajęcie, kiedy już się je załapie. Zresztą posiadałem podstawową wiedzę na temat zielarstwa, może udałoby mi się wykryć najbardziej szkodliwe rośliny, gdyby Poczciwa Sally okazała się jednak trucicielką mieszkańców Oazy. – A wie pani co, chyba powieszę to w sypialni – stwierdziłem, choć sypialnia to słowo na wyrost, ale lubiłem zachować pozory normalności. Domyślałem się, że z kuchni (też prowizorycznej) niełatwo będzie wyplenić zapach jedzenia (ryb w szczególności), ale za to sypialnia mogła być moim pachnącym azylem.
– To on. Norvel – wyjaśniłem, obserwując jak pies nadrabia zaległości i wącha wszystko dookoła. Już nawet nie potrafiłem sobie przypomnieć jak długo z nami jest, tak bardzo się do niego przywiązałem.
– Wie pani, ciężko układać plany w dzisiejszych czasach – odparłem, siląc się na uśmiech. Bo jakie mogłem mieć plany? Tak najbardziej pod słońcem chciałem, żeby wszystko wróciło do normalności, po prostu. Żebym mógł z powrotem zamieszkać na Pokątnej i rozwijać swój biznes – w końcu tak dobrze nam z Florence szło, obiecująco! Z planów bardziej przyziemnych, chciałem się już wydostać z Oazy i zacząć jakąkolwiek pracę, i nie wiem, jakoś zacząć stawać na nogi. – Ale nie nudzę się jakoś bardzo, zawsze umiałem sobie znaleźć zajęcie – dodaję zgodnie z prawdą, nigdy nie lubiłem siedzieć bezczynnie. – A pani?
– To on. Norvel – wyjaśniłem, obserwując jak pies nadrabia zaległości i wącha wszystko dookoła. Już nawet nie potrafiłem sobie przypomnieć jak długo z nami jest, tak bardzo się do niego przywiązałem.
– Wie pani, ciężko układać plany w dzisiejszych czasach – odparłem, siląc się na uśmiech. Bo jakie mogłem mieć plany? Tak najbardziej pod słońcem chciałem, żeby wszystko wróciło do normalności, po prostu. Żebym mógł z powrotem zamieszkać na Pokątnej i rozwijać swój biznes – w końcu tak dobrze nam z Florence szło, obiecująco! Z planów bardziej przyziemnych, chciałem się już wydostać z Oazy i zacząć jakąkolwiek pracę, i nie wiem, jakoś zacząć stawać na nogi. – Ale nie nudzę się jakoś bardzo, zawsze umiałem sobie znaleźć zajęcie – dodaję zgodnie z prawdą, nigdy nie lubiłem siedzieć bezczynnie. – A pani?
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie tylko samemu Floreanowi Sally kojarzyła się ze starszą babcią, która chętnie obdarowywała wnuki drobnymi łakociami kiedy rodzice nie patrzyli, jeżeli jednak miała jakąś rodzinę którą odebrały jej rodzinne zawirowania, nigdy nie zdawała się tym zamartwiać. Było w niej coś ciepłego, ale niektóre rzeczy po prostu zostawiała dla siebie i tak chyba było wszystkim łatwiej. Każda troska o mieszkańców Oazy w jakiś sposób nadawała jej sens życia, a sama Sally odpoczywała w takich momentach, kiedy jej opieka otaczała tych, którzy sami najczęściej o siebie nie dbali. Czy Florean potrafił się zaniedbywać? Jej zdaniem tak, ale czy była to czasem troska nad wyraz, też ciężko było ocenić.
- Przyjmuję tę odpowiedź, ale w razie czego proszę od razu mówić! Nie ma co biegać na przeziębienie teraz, bo jak wszyscy w łóżkach skończą chorzy to ani nikt boiskiem się nie zajmie, a teraz, nie wiem czy pan widział, ale dzięki panu Moorowi to takie piękne powstaje, ani też nic się nie porobi, a gdzie to tam do pracy ciężkiej takim starszym jak ja. – Kobieta pokręciła jeszcze lekko głową, przeszukując jeszcze koszyk kiedy jej uwagę zwróciła jakże urocza psinka, śmiejąc się pod nosem kiedy Fortescue skomentował jej jakże trucicielskie zapędy. Ostrożnie wyciągnęła kawałek skrawka od chleba, podając go psu który zaraz też złapał go między zęby, delikatnie działając aby nie uszkodzić nikogo.
- Piękna psina. A przynajmniej ma pan towarzystwo jakieś też, bo mnie to się czasem tak pusto wydaje, nawet jak inni dookoła. A może pan kogoś sobie tam znalazł, hm? Ślub by się nam przydał w Oazie, niewiele tu mamy ale na pewno nastroje by lepsze były. A na pewno przepiękna to panna, skoro taki kawaler zacny. – Sally na pewno znała pojęcie prywatności, wiedziała jednak, że mężczyźni, mimo wielu zaprzeczeń, długo chłopcami zostawali i niechętnie przywiązywali się do panien, nawet jak już starsi wiekiem byli.
- Ah, czas już na mnie, ale wszystkiego dobrego panie Fortescue. Odwiedzi mnie pan kiedyś, to dam mieszankę ziołowa do picia.
- Przyjmuję tę odpowiedź, ale w razie czego proszę od razu mówić! Nie ma co biegać na przeziębienie teraz, bo jak wszyscy w łóżkach skończą chorzy to ani nikt boiskiem się nie zajmie, a teraz, nie wiem czy pan widział, ale dzięki panu Moorowi to takie piękne powstaje, ani też nic się nie porobi, a gdzie to tam do pracy ciężkiej takim starszym jak ja. – Kobieta pokręciła jeszcze lekko głową, przeszukując jeszcze koszyk kiedy jej uwagę zwróciła jakże urocza psinka, śmiejąc się pod nosem kiedy Fortescue skomentował jej jakże trucicielskie zapędy. Ostrożnie wyciągnęła kawałek skrawka od chleba, podając go psu który zaraz też złapał go między zęby, delikatnie działając aby nie uszkodzić nikogo.
- Piękna psina. A przynajmniej ma pan towarzystwo jakieś też, bo mnie to się czasem tak pusto wydaje, nawet jak inni dookoła. A może pan kogoś sobie tam znalazł, hm? Ślub by się nam przydał w Oazie, niewiele tu mamy ale na pewno nastroje by lepsze były. A na pewno przepiękna to panna, skoro taki kawaler zacny. – Sally na pewno znała pojęcie prywatności, wiedziała jednak, że mężczyźni, mimo wielu zaprzeczeń, długo chłopcami zostawali i niechętnie przywiązywali się do panien, nawet jak już starsi wiekiem byli.
- Ah, czas już na mnie, ale wszystkiego dobrego panie Fortescue. Odwiedzi mnie pan kiedyś, to dam mieszankę ziołowa do picia.
I show not your face but your heart's desire
Uśmiechnąłem się do kobiety przyjaźnie, bo przecież ona każdym słowem udowodniała, że ma serce na dłoni. Dobrze wiedziałem, że takich ludzi w Oazie jest dużo więcej – większość z nas wszystko straciła, a i tak się nie poddawała i potrafiła wykrzesać choć odrobinę dobroci do drugiego człowieka, choć jednocześnie tak wiele krzywdy z rąk drugiego człowieka doświadczyli. Starałem się znajdować takie małe rzeczy w naszej przykrej szarej codzienności, żeby całkiem nie zwariować i nie stoczyć się gdzieś w głąb czarnej dziury. Spotkania takie jak to były dla mnie bezcenne. – Doskonale, zapamiętam – zapewniłem kobietę, przerzucając kolejną obrobioną rybę na systematycznie rosnący stosik. – Tak, tak, widziałem! William świetnie to wymyślił, dzieci będą zachwycone! Dorośli pewnie też – zaśmiałem się, bo pewnie znajdzie się nie jeden amator, który będzie próbował pograć w quidditcha, kiedy dzieci już pójdą na popołudniową drzemkę. Albo w piłkę nożną, do tego przynajmniej nie potrzeba mioteł! A z tego co się zorientowałem, wiele z nas to osoby mugolskiego pochodzenia, na pewno doskonale znają zasady gry.
– To niech pani częściej przychodzi na pogawędki, ja tu ciągle jestem – odparłem, wskazując dłonią na nieokreśloną przestrzeń wokół nas. Każdy dzień wyglądał podobnie, niemal każdego dnia prędzej czy później lądowałem przy stole przed chatą, coś gotując albo przygotowując do gotowania.
– Pani Sally, gdzie tam ślub teraz – mruczę pod nosem trochę na odczepnego, ale ten temat uważam za wybitnie niewygodny – podejść miałem kilka i raczej nieudane. Zaraz jednak się zaśmiałem, słysząc komplement z jej ust. Wydawało mi się, że dzisiaj nie prezentuję się szczególnie atrakcyjnie przez unoszący się wokół rybi zapach i ubrania z kategorii pierwsze-lepsze, ale nie dało się ukryć, że jej próby podniesienia mnie na duchu mimo wszystko się sprawdzały. – Jeżeli jakaś przepiękna panna mnie zechce, to ma pani gwarantowane miejsce na weselu! – Zapewniam ją, dobrze wiedząc, że jeżeli do tego dojdzie to faktycznie ją zaproszę – nie zdarza mi się rzucać słów na wiatr.
– Dziękuję za towarzystwo. Na pewno wpadnę po te mieszanki! – Żegnam się z kobietą, odprowadzając ją przez chwilę wzrokiem, po czym wróciłem do pracy.
zt
– To niech pani częściej przychodzi na pogawędki, ja tu ciągle jestem – odparłem, wskazując dłonią na nieokreśloną przestrzeń wokół nas. Każdy dzień wyglądał podobnie, niemal każdego dnia prędzej czy później lądowałem przy stole przed chatą, coś gotując albo przygotowując do gotowania.
– Pani Sally, gdzie tam ślub teraz – mruczę pod nosem trochę na odczepnego, ale ten temat uważam za wybitnie niewygodny – podejść miałem kilka i raczej nieudane. Zaraz jednak się zaśmiałem, słysząc komplement z jej ust. Wydawało mi się, że dzisiaj nie prezentuję się szczególnie atrakcyjnie przez unoszący się wokół rybi zapach i ubrania z kategorii pierwsze-lepsze, ale nie dało się ukryć, że jej próby podniesienia mnie na duchu mimo wszystko się sprawdzały. – Jeżeli jakaś przepiękna panna mnie zechce, to ma pani gwarantowane miejsce na weselu! – Zapewniam ją, dobrze wiedząc, że jeżeli do tego dojdzie to faktycznie ją zaproszę – nie zdarza mi się rzucać słów na wiatr.
– Dziękuję za towarzystwo. Na pewno wpadnę po te mieszanki! – Żegnam się z kobietą, odprowadzając ją przez chwilę wzrokiem, po czym wróciłem do pracy.
zt
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
stół przed chatą
Szybka odpowiedź