Wydarzenia


Ekipa forum
Strych
AutorWiadomość
Strych [odnośnik]14.04.20 21:16
First topic message reminder :

Strych

Stara, zakurzona graciarnia... ale nie na długo.
Zaklęcia ochronne: Cave Inimicum, Mała twierdza (okna), Tenuistis
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 13.10.20 12:46, w całości zmieniany 5 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Strych - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Strych [odnośnik]28.05.21 9:30
Przyglądałem się tym wszystkim wygibasom Juliana, kiedy szukał najbardziej komfortowej pozycji na łóżku. Nie umknęły też mojej uwadze (niczyjej uwadze by nie umknęły) te jego różnobarwne skarpetki i mimowolnie się uśmiechnąłem na ich widok. I na to jak Julian zsunął się po ścianie i teraz bardziej leżał niż cokolwiek innego. Ja nie miałem takich problemów, po prostu siedziałem z wyprostowanymi nogami, a dzięki temu, że były wystarczająco długie, nie musiałem nawet ściągać butów, bo wystawały poza łóżko. Może potem to zrobię.
A czy gitarę dostałem w prezencie? Tym razem mój uśmiech stał się lekko melancholijny, kiedy spuściłem wzrok spoglądając na instrument. Ech, wtedy byłem taki zły na Kingsleya, kiedy tak po prostu zostawił mi gitarę ze świstkiem papieru bez pożegnania z prawdziwego zdarzenia...
- Pożegnalnym - doprecyzowałem. - Kingsley zostawił mi ją przed swoim powrotem do Ameryki - wyjaśniłem jeszcze. Brakowało mi go. Co z tego, że dzieliła nas różnica wieku, pochodzenia... a teraz również ponad 7 tysięcy kilometrów...? Zawsze miałem wrażenie, że mnie rozumie i mogłem na niego liczyć w każdej sytuacji. I choć wiedziałem czemu wrócił do Stanów, to jednak... jakoś do ostatniej chwili sądziłem, że będzie zawsze obok. Cóż, życie to zweryfikowało. Listy dawały jeszcze jakąś namiastkę kontaktu z nim, ale obecne wydarzania w kraju sprawiły, że zabrano mi także i to. Już od tak dawna nie otrzymałem od niego odpowiedzi... Może powinienem wysłać kolejny list? Ech, ale to nie o tym teraz miałem myśleć, tak? Piosenka dla Lexa i Idy! Skup się.
Wróciłem na Ziemię licząc na to, że nie odleciałem z tego strychu za bardzo i na zbyt długo, za to zaskoczyło mnie to, że Julian z takim niewielkim przekonaniem mówił o swojej pieśniarskiej twórczości. Byłem przecież przekonany, że czarodziej miał do tego talent... zresztą jego słowa na ten temat wcale nie zmieniły mojego zdania. Kiedy Julian nachylił się, by wyjąć mi zza ucha ołówek, uśmiechnąłem się tylko faktycznie nie przerywając tego swojego brzdękolenia. Na początku zawsze to brzmiało byle jak i bez składu... potem powinno się złożyć w melodię. Oby.
Kolejne z trudnych pytań. Ten ich szpital...
- Munro... Murdo... - zastanowiłem się, bo wszystko brzmiało mi podobnie, choć... - Nie, Mungo. Masz rację, Szpital Św. Mungo. Munga - poprawiłem sam siebie, by ostatecznie wyszło i tak, tak jak powiedział Julian. Przyglądałem mu się, kiedy zapisywał coś w tym moim zeszycie, tymczasem palcami wciąż błądziłem po strunach szukając odpowiedniego brzmienia, odpowiedniej melodii... Jednocześnie prostej, choć nie banalnej, i jednocześnie nieprzesadzonej czy patetycznej, ale takiej... lekkiej? Przytulnej?
- Hm? - mruknąłem, kiedy Julian wyrwał mnie z zamyślenia. - To? - zapytałem powtarzając poprzednie akordy. W sumie... może miał rację? Brzmiało całkiem nieźle... Powtórzyłem je jeszcze raz i kolejny... Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową. Tak. To brzmiało bardzo dobrze, to brzmiało jak oni... jak Lex i Ida.
Przerwałem, kiedy Julian podniósł się z wyrka i zacząłem od początku raz zerkając na niego, a raz na chwyty. Miał dwadzieścia lat… Kiedy spotkał ją… Może więcej rok lub dwa... Pokiwałem głową na jego nucenie i słowa, choć czarodziej chyba i tak tego nie widział pochłonięty swoimi zapiskami. Powtórzyłem melodię… i jeszcze raz, żeby być absolutnie pewny, że nie chcę w niej nic zmieniać. A jak szłaby dalej...?
Spróbowałem trochę zmodyfikować chwyty starając się jakoś dopasować brzmienie... jakby na wzór refrenu?
- Nie - mruknąłem bardziej do siebie niż do Juliana i spróbowałem jeszcze raz. Za pierwszym razem trochę za bardzo kombinowałem. Miało być prosto i w stylu tego, co grałem wcześniej... Próbowałem na różne sposoby, ale wciąż mi coś nie pasowało, więc może to i lepiej, że Julian niespodziewanie mi przerwał podsuwając mi pod nos zapisany zeszyt? Odłożyłem więc na bok gitarę i zabrałem się za czytanie, a na przechodzenie Julka po moich nogach, tylko uśmiechnąłem się lekko. Zresztą zaraz zdecydowałem się na zsunięcie z nóg butów prezentując dumnie dużego palucha lewej stopy wyłaniającego się z dziury w skarpecie i usiadłem po turecku. Zanuciłem cicho melodię, którą jeszcze przed chwilą wygrywałem na gitarze i pokiwałem głową z uśmiechem. No i co? Wiedziałem, że kto jak kto, ale Julian nie będzie miał problemu ze słowami.
- Hmm… a może by tak… Mogę? - wyciągnąłem do niego rękę po ołówek. Teoretycznie mogłem wstać po drugi… ale oczywiście, że mi się nie chciało, skoro to pisadło miałem obok.
- Chodziliście z Lexem do jednej klasy? - zagadnąłem jeszcze właściwie bez związku z piosenką. Że znali się ze szkoły we Francji, to wiedziałem, ale… właściwie niewiele więcej.
- Jaki wtedy był? Zmienił się od tamtej pory? - dodałem z czystej ciekawości. Sam znałem Alexa krótko i choć się przyjaźniliśmy, to nie wiedziałem za wiele o jego przeszłości. Głównie dlatego, że Lex sam jej zbyt dobrze nie pamiętał, więc też go o nią nie wypytywałem.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Strych [odnośnik]28.05.21 9:33
Najdziwniejsze pozy były zwykle najwygodniejsze, zaakceptował to już dawno temu, gdy zdarzało mu się przysnąć na zajęciach, najczęściej tych z eliksirów. Lecz na szczęście w towarzystwie Botta się nie nudził, toteż nikomu nie groziło zaśnięcie. Zaintrygował się nieco w kwestii historii gitary, jednak czy było to odpowiednie, aby pytać? Może był to drażliwy temat? Ściągnął brwi w zastanowieniu, a ciekawość wzięła górę. – Kim jest Kingsley? I… dlaczego był to prezent pożegnalny? – wyraźne zmartwienie wpłynęło na twarz młodego czarodzieja, nadal bojąc się, że mógł poruszyć jakiś dotkliwy temat. Czasem nie zdawał sobie sprawy, jak impertynenckie były jego pytania, a przecież zadawał je dokładnie tak samo jak wtedy gdy pytał o to tarota. Tarot jednak nie był człowiekiem i nie dało się go skrzywdzić, jeśli poruszało to sferę wspomnień.
Przytaknął głową, zapisując słowa przyjaciela w obawie, że mógłby je zaraz zapomnieć. Spisywanie wszystkiego ułatwiało organizację myśli, a te w ferworze twórczym wydawały się szaleć nadmiernie w poszukiwaniu odpowiednich rozwiązań. Zresztą cały proces dla Juliena był zawsze wybuchami kreatywności, mniejszymi lub większymi, lecz nigdy zaplanowanymi. Jedynie ten problem z nazewnictwem szpitala nieco wybił go z rytmu, a kąciki ust uniosły się w rozbawieniu. – Munga. – Podkreślił nie tylko słowami, lecz również na kartce.
Pokiwał kilkakrotnie głową, aby przytaknąć, że o tę konkretną melodię mu chodziło. Była wprost idealna, oczywiście, zawsze można było poszukać lepszej, lecz ta w dziwny sposób dotknęła i naznaczyła zmysł poety, chcąc z nią stworzyć coś wyjątkowego. Ten twór, jaki miał być prezentem na nową drogę życia Alexa oraz Idy – mieli stać się jednością i pozostać na zawsze razem. Ponad śmierć. Ponad nieosiągalne. Ciche westchnienie uleciało z ust młodzieńca, gdy myślami odbiegł do tego, czy i jemu kiedykolwiek przyjdzie znaleźć swoją drugą połówkę; dopełnienie – uzupełnienie. W ciągłym uzależnieniu od zakochiwania przywykł do tego, że z czasem mijało, odchodziło w delikatną niepamięć i nie przetrwałoby niczego więcej, a pierwsza kłótnia z pewnością zaburzyłaby liche uczucia, usłane zaledwie liryczną opowiastką. Utkwił nieobecne spojrzenie w przygrywającym melodię Louisie i poczuł dziwny żal, a może nawet niewyjaśnioną tęsknotę do niewypowiedzianych słów. Dopiero zaprzeczenie wyrwało go z oceanu myśli, w których wydawał się tonąć ze spłyconym oddechem. – Jak to nie? – zapytał mimowolnie, zupełnie jakby słowa mugola miały być odpowiedzią na frapującego go pytania. Lecz zaraz potem zaśmiał się z lekka nerwowo i przysłonił zeszytem. – Przepraszam, odleciałem – wyjaśnił, zwieszając głowę i spuszczając zasłonę z brązowych loków, która skutecznie przysłoniła jego twarz.  
Dopiero odetchnął z ulgą, gdy zaoferował przyjacielowi tekst, a potem oddał ołówek, pozwalając zmienić mu, co tylko zechciał. Tak, były to jego notatki, do których zwykle nie chciał nikogo dopuszczać, uznając tylko siebie, jako godnego edycji własnych słów, lecz… przecież to był Louis. Wpatrywał się przez dłuższą chwilę na zmiany, a potem przytaknął, zgadzając się z nimi. – Klasy? – uniósł lekko brwi. – Taaak, mieliśmy wiele klas, do których razem uczęszczaliśmy. Ogólnie byliśmy na jednym roku, chociaż w różnych domach. Alex należał do Gryfów, a ja do Smoków – wyjaśnił, przysuwając zeszyt znów do siebie. – Gryfy to dom muzyków, że tak to ujmę. Smoki są domem pisarzy – dodał, gwoli ścisłości. – Jednak absolutnie nam to nie przeszkadzało. Znaczy… Alex chyba na początku miał do mnie obiekcje, przynajmniej tak sądzę, gdyż nie był zbyt rozmowny na naszej pierwszej, wspólnej lekcji. Dopiero z czasem przekonał się do mej skromnej osoby! Ależ on był wówczas mrukiem, takim nieznośnym, co by tylko z nosem w książkach siedział – przewrócił oczami ze śmiechem. Jednym ruchem przymknął zeszyt z nabazgrolonym tekstem piosenki i przerzucił go na szafkę obok. – Dla mnie nigdy się nie zmienił – stwierdził nagle, opierając się o ścianę. Zadarł lekko głowę, aby przypatrzeć się sklepieniu, jakby tam miał znaleźć odpowiedzi. – Zmienił się – westchnął, odrobinę smutno, a potem przełknął ślinę głośno, przymykając powieki, aby powstrzymać mglistą nostalgię napływającą do oczu. – Jest inny… lecz taki sam. Zapomniał o mnie, ale jakby tego nigdy nie zrobił. Może po prostu dojrzał – westchnął, wzruszając ramionami. – W przeciwieństwie do mnie – zażartował odrobinę smutno, lekko przecierając powieki, udając, jak gdyby wynikało to z zaspania, a nie melancholii. Merlinie, nie każ mi tu płakać.


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Strych [odnośnik]28.05.21 9:35
Kim jest Kingsley? Hm... łatwiej chyba byłoby mi powiedzieć kim nie jest.
Zamyśliłem się na chwilę. Chciałem Julianowi opowiedzieć tą historię bardzo się nad nią nie rozwodząc... ale jednocześnie tak, żeby nie spłycić osoby Kingsleya i naszej relacji. Tylko jak opowiedzieć o nim w skrócie? I w ogóle jak opowiedzieć...? Nigdy wcześniej tego nie robiłem - właśnie zdałem sobie z tego sprawę.
- Najpierw był po prostu nauczycielem w miasteczku, w którym mieszkałem - od tego wypadało zacząć. - Był wtedy... może w naszym wieku teraz? - zaryzykowałem stwierdzenie. Jak o tym myślałem i że przykładowo ja miałbym opiekować się zgrają dzieciaków i jeszcze ich czegoś uczyć... Tak, teraz to go podziwiałem jeszcze bardziej. Wątpiłem czy dałbym radę.  
- Jak poszedłem do szkoły w mieście, to po prostu stał się przyjacielem - zmarszczyłem brwi. Nie, to nie było dobre określenie. Przyjacielem, mentorem, czasem rodzicem, czasem po prostu kumplem...
- Takim... starszym bratem, o - powiedziałem w końcu, kiedy uznałem, że to określenie faktycznie najlepiej oddaje naszą relację. - Mogłem do niego przyjść ze wszystkim, strasznie dużo mnie nauczył i tak po prostu o życiu, ale też gry na tej gitarze, astronomii... Zaraził mnie czytaniem, dał pierwsze komiksy... I po prostu wierzył we mnie, kiedy sam w siebie nie wierzyłem - uśmiechnąłem się jakoś tak z zakłopotaniem, bo właśnie zdałem sobie z tego faktu sprawę. Gdyby nie on, to rzuciłbym szkołę... Gdyby nie on, może wcale bym się nie wygrzebał z tego dołka po śmierci mamy, a potem ojca? Gdyby nie on, nie byłbym nawet w połowie taki, jaki byłem obecnie. Dziwnie było mieć tą świadomość.
- Strasznie dużo mu zawdzięczam - przyznałem bez cienia wątpliwości, wracając z szybkiej podróży po wspomnieniach, której wcale nie miałem za złe Julianowi tak swoją drogą. - Ale to Amerykanin. Wrócił do siebie i swojej rodziny, a mi zostawił gitarę i książki. Od tego czasu po prostu ślemy do siebie listy - i na tym zapewne powinienem skończyć, ale tego nie zrobiłem i ciągnąłem dalej:
- Miałem do niego jechać w wakacje zeszłego roku... ale wszystko się no, wiesz, zrąbało. Mi odbiło, do tego anomalie, nadrabianie studiów i nie wyszło - skrzywiłem się lekko. Życie jak zwykle zweryfikowało moje plany. Czy za dużo gadałem? Zdążyłem go zanudzić na śmierć?
Uniosłem wzrok z powrotem na Juliana i uśmiechnąłem się już pogodnie.
- Dobra, ale piosenka. Wybacz, że się tak rozgadałem, w takim tempie to jej nigdy nie skończymy  - rzuciłem jeszcze z rozbawieniem wracając do wciąż nieskończonej melodii. Nie chciałem, żeby to brzmiało zbyt rzewnie, ale z drugiej strony nie pasowało mi, żeby to była jedna z rockandrollowych piosenek, które zazwyczaj grałem. Prosta, wesoła...
Spojrzałem na Juliana, który niespodziewanie się odezwał wyrywając mnie z tego dziwnego twórczego stanu, kiedy to grałem jedną wersję za drugą i żadna mi nie odpowiadała. Kiedy przeprosił zaś tylko uśmiechnąłem się do niego rozbawiony... i spróbowałem kolejny raz. Ech, nie szło mi tak dobrze, jakbym tego chciał. Na szczęście, jak się okazało, kiedy wziąłem w swoje ręce zapisane strony w zeszycie, Julkowi szło o niebo lepiej. Właściwie nie chciałem tam wprowadzać szczególnych zmian... w niektórych miejscach dopisałem tylko swoje propozycje, dosłownie niuanse, bez których też było dobrze... ale a nuż Julianowi przypadną do gustu?
Przy okazji słuchałem opowieści ze szkoły i szybko wyłapałem, w którym miejscu popełniłem błąd.
- Ach, zapomniałem. To co u nas w szkole nazywamy klasą, u was jest domem - wyjaśniłem czym prędzej. Właściwie niewiele wiedziałem o czarodziejskiej edukacji, pełno w niej było niezrozumiałych dla mnie nazw i pojęć. Teraz sobie przypomniałem o tych "domach".
- Gryfy, Borsuki... Kruki...? - dawno sobie tego nie powtarzałem. Kiedy jeszcze nie cierpiałem na fobię i odwiedzałem ulicę Pokątną udając czarodzieja, lepiej się w tym orientowałem. Odrobinę. Tak czy siak, kiedy Julian wspomniał o domu Smoków, zmarszczyłem brwi. Byłem prawie pewny, że to nie były smoki, tylko coś zwykłego... Nie jaszczurki...? Albo węże? A może to mi się to po prostu pomyliło? W końcu chodził do tej szkoły, to wiedział lepiej ode mnie, nie? Więc już mu nie przerywałem.
Za to już po chwili oddałem Julkowi i zeszyt i ołówek i znów chwyciłem za gitarę. Bardzo cicho i delikatnie przesuwałem palcami po strunach powtarzając sobie melodię, choć w większej mierze skupiałem się jednak na tym, co mówił kumpel.
A więc Lex był mrukiem w szkole? I kujonem? Szczerze mówiąc trochę mnie to zdziwiło, bo podświadomie wyobrażałem sobie Alexa-ucznia zupełnie inaczej, jako radosnego lekkoducha. Dlaczego akurat tak? Nie miałem zielonego pojęcia, bo przecież jeśli się podeszło do sprawy logicznie, to wszystko wskazywało na to, co właśnie mówił Julian. W końcu kto idzie na medycynę? Kto w wieku dwudziestu jeden lat już jest na tyle dojrzały i ma tyle wiedzy i doświadczenia, żeby leczyć ludzi?  No właśnie - raczej kujon.
Pewne aspekty osoby Lexa jednak trochę kłóciły mi się z obrazem mruka siedzącego w książkach, bo przecież Alex taki obecnie nie był. To znaczy lubił książki, oczywiście, był poważny i opanowany nawet jak wokół działo się coś niedobrego, ale choć może nie paplał jak najęty o pierdołach, to jednak mrukiem bym go nie nazwał. I... szczerze? Miałem wrażenie, że to był właśnie wpływ Juliana na Alexa. Może się myliłem, znałem ich przecież krótko, a wszystko opierałem na własnych wyobrażeniach, ale... póki co tak to właśnie widziałem. Tym bardziej, że skutki przebywania z Julkiem, odczuwałem też na własnej skórze.
Domyślałem się, że Julianowi musi być ciężko z amnezją Alexa. Zresztą... nawet nie musiałem się domyślać - miałem oczy. Częściowo sam tego doświadczyłem, choć oczywiście - nie byłem wieloletnim przyjacielem Farleya - więc tylko mogłem sobie wyobrazić bycie zapomnianym na przykład przez... Kingsleya. Znałem też doskonale upierdliwe uczucie nieposiadania wspomnień z dwóch czy trzech miesięcy swojego życia... Poniekąd poznałem wycinek, dosłownie skraweczek pozycji i Julka i Alexa. Resztę pozostawiłem już tylko wyobraźni.
I naprawdę chciałem jakoś go pocieszyć, choć... jak?
- Z własnego doświadczenia wiem, że są rzeczy silniejsze niż utracona pamięć... - odezwałem się w końcu cicho i spuściłem wzrok na gitarę, której struny wciąż delikatnie wprawiałem w drgania, wydobywając z nich spokojne dźwięki - takie, których się boisz, choć nie pamiętasz dlaczego... - tak, to znałem aż nazbyt dobrze - ...i takie, które kochasz, choć nie zostało ci po nich ani jedno wspomnienie - dodałem jeszcze ciszej, po chwili zerkając znad gitary na Juliana. Miałem nadzieję, że go w ten sposób choć trochę pocieszę. Alex nie zapomniał o przyjacielu tak zupełnie, utracił o nim wspomnienia... ale wciąż czuł z nim więź, trzeba byłoby być ślepym, żeby tego nie widzieć. Oczywiście mogłem się mylić, nie byłem ekspertem z tej dziedziny… ale tak to właśnie widziałem.  
- W każdym razie - odezwałem się nagle dziarsko i wesoło, żeby trochę rozluźnić atmosferę. - Ja tam się cieszę, że wiesz... Że mam kompana - uśmiechnąłem się do niego robiąc znaczącą pauzę - w byciu niedojrzałym - zakończyłem pogodnie i chyba doznałem jakiegoś olśnienia, bo pewniej złapałem gitarę i zagrałem jeszcze raz melodię, nad którą siedziałem, a do refrenu dodałem dosłownie tylko jeden akord... Taak... poprzednio trochę za bardzo kombinowałem, a w tej chwili to brzmiało tak jakoś spójniej i pasowało do tekstu. Uśmiechnąłem się zadowolony z efektu. No! Chyba to mieliśmy!


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Strych [odnośnik]28.05.21 9:37
Dla Juliena od zawsze autorytetem byli jego rodzice. Mama, jak i ojciec wychowywali go w cieple rodzinnego teatru, zaznajamiając z wybitnymi artystycznymi sylwetkami. Nie miał więc sprecyzowanego własnego Kingsleya – był nim zbiór ludzi, jakich napotkał w życiu. – Miasteczku? Myślałem, że mieszkałeś w Londynie – zauważył, wtrącając odrobinę niegrzecznie. Sam mieszkał w stolicy całe dzieciństwo… a właściwie całe życie, rzecz jasna we francuskiej stolicy, a nie tej angielskiej. Zapominał czasami, że przecież ludzie wędrowali, przeprowadzali się i rotowali, chociażby taki Alex, który niegdyś kroczył po pałacowych korytarzach, tak teraz zamieszkiwał zwykły Kurnik.
Im jednak Louis snuł dalej słowa, tym bardziej Julien wpatrywał się w niego, a może odrobinę dalej i głębiej, próbując wizualizować sobie wspomnienia, o jakich prawił przyjaciel. Wyobrażał sobie czuprynę, włosy, uśmiech i głos mężczyzny, który stał się przykładem dla Botta. Jak sam ujął – takim starszym bratem.
Młody jasnowidz nigdy nie miał rodzeństwa, pogodził się z tą myślą, choć ewidentnie bardzo chciał mieć takie wsparcie. Kochał swoją rodzinę i absolutnie wierzył w to, że kiedyś będzie mógł stanąć ramię w ramię z rodzeństwem, a najlepiej bratem, nawet młodszym. Aby mogli posyłać wspólnie dzieci do szkoły i być może, ten drugi mógłby zająć się rodzinną spuścizną, a tak? A tak Julien czuł, że kiedyś dopadnie go powinność przejęcia teatru. Wiedział, że rodzice nie będą chcieli go nikomu innemu sprzedać, zaś sam de Lapin nie wyobrażał sobie zapuszczenia tak sentymentalnej pamiątki. Tyle wspomnień… cały czar życia. Jak długo przyjdzie mu zostać w Anglii? I jak długo uda mu się tu przeżyć, zważając na okoliczności wokół.
Nikogo chyba nie zdziwi, że osobą, którą Julien mógł nazwać bratem, był Alex. Nie mieli kontaktu przez te kilka lat, a to właśnie do niego byłby w stanie przyjść ze wszystkim, powiedzieć o najgłębiej skrywanym sekrecie lub najbardziej poruszającym problemie. Nigdy nie czuł przed nim wstydu, a jednocześnie pragnął go nie zawodzić, być po prostu tak wartościowym, jak Fraley był dla niego. I po prostu wierzył we mnie, kiedy sam w siebie nie wierzyłem. Zabrzmiało, a Francuz poczuł dziwne ukłucie w piersi, czując, jakby naprawdę słyszał historię o sobie i Alexandrze. Ile razem przeżyli? A ile z tego Lex pamiętał? Dziwny dreszcz przetoczył się po skórze de Lapina, aż ten spuścił spojrzenie. Nawet nie miał słów komentarza dla tej całej opowieści, rozumiejąc absolutnie uczucia władające Bottem. Przynajmniej tak mu się wydawało, że był w stanie go zrozumieć. Kiwał głową, przyswajając kolejne słowa, jednakże żadna głębsza refleksja nie wypływała z jego ust, aż w końcu zebrał się w sobie. – Brzmi jak wspaniały człowiek… - mruknął odrobinę smutno. – Może jeszcze przyjdzie czas, abyś go odwiedził – dodał, wciąż podobnym tonem. Nie był znudzony, lecz słów mu brakowało, gdy czuł tak silne, emocjonalne poruszenie. Musiał zachować je w sobie i przekształcić w twórczą siłę, emocje były najcenniejszym, co posiadał. Później zamrugał kilkakrotnie, wybudzając się z transu myśli, a zeszklone oczy były bliskie płaczu. Tęsknił za domem, za rodzicami, za przyjaciółmi. Za Alexem też, chociaż przecież był tak blisko. Tęskniła za ich wspólnymi wspomnieniami. Przełknął głośniej ślinę, a potem napotkał spojrzenie Botta, które chcąc nie chcąc odrobinę go rozbiło, aby zaraz zbudować od nowa. Odpowiedział równie pogodnie, unosząc policzki do góry i rozpromieniając się – przecież miał tyle wspaniałych osób wokół, a przed nim było wesele, czy naprawdę należało popadać w melancholię? Uśmiech jasno oznaczał, że nie. – Piosenka – pokiwał głową. – I nic nie szkodzi, lubięcięsłuchać. - Lecz na rozmowy czas miał przyjść później, wszak przez chwilę przyszło im obu skupić się na nutach oraz rymujących się słowach.
Kwestia terminologii i nazewnictwa obiektów była dla młodego jasnowidza niezwykle irytująca – dlaczego mugole oraz czarodzieje nie mogli usystematyzować jednego słownika, czy wówczas nie byłoby prościej? Właściwie wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby każda osoba miała otwarty umysł, całkowicie wyzwolony od okrutnego zamykania się w konkretnych ramach. Jedne zbite zardzewiałymi gwoździami, zaś inne nowszymi, będącymi plamiącą honor duszy ideą.
Czarodziej przekrzywił lekko głowę, starając się znaleźć francuski odpowiednik dla słowa klasa w znaczeniu domu Akademii, lecz nie przychodziło mu nic na myśl. Ciężko było być biegłym w dwóch językach, szczególnie gdy z rodzimego pozostawało tak wiele naleciałości. A może to on coś pomieszał w tłumaczeniu? Zmarszczył jednak brwi na wymieniane przez Louisa zwierzęta. – Non, non, non – zaprzeczył trzykrotnie, rzecz jasna po francusku. – Mówisz o Hogwarcie! Ja oraz Alex uczęszczaliśmy do szanowanej Akademii Magii Beauxbatons – wyjaśnił. – Ogólnie w Europie istnieją trzy najbardziej popularne szkoły magii – zaczął wyjaśniać, niemal akademickim tonem. – Beauxbatons, Hogwart oraz Durmstrang – objaśnił, chociaż twarde głoski w ostatnim wyrazie nieco go zmęczyły. – W Beauxbatons posiadamy trzy domy… klasy. Jesteśmy dzieleni pod względem naszych predyspozycji, tak aby nasz potencjał mógł być rozwinięty w jak najlepszym aspekcie. Gryfy zajmują się tańcem, śpiewem oraz wszystkim, co związane z muzyką, do nich należał Alexander. Smoki przodują w słowie i literaturze wszelkiej maści. Trzecim domem są Harpie, które przodują w sztukach pięknych – malarstwie, rysunku, rzeźbie – mówił dalej, wpadając niemal w słowotok. – Akademia znajduje się w Alpach i bardzo ciężko do niej dotrzeć, dzięki czemu jest wybitnie dobrze ukryta. Och, Louisie, tam jest przepięknie, gdybym tylko mógł ci pokazać dostojność wnętrz, cudowne kwieciste łąki i… nimfy tańczące zimą… - rozmarzył się, raz błądząc spojrzeniem w oczach przyjaciela, a raz szybując po przestrzeni pokoju mugola. Zaraz jednak się opamiętał i odchrząknął lekko, prostując się nieco. – Borsuki i Kruki, o których mówisz, są w godłach domów w Hogwarcie. Skoro już je znasz, zapewne ktoś ci o nich opowiadał – zauważył śmiało, postanawiając w ten sposób porzucić temat szkół magii. O Durmstrangu wolał nie wspominać, podobno była to okropnie surowa szkoła, niewiele o niej wiedział, poza tym, że uczniów dzieli się tam pod względem czystości krwi – okropieństwo.
Wiele trudu wymagało od niego, aby powstrzymać nagły napływ nostalgii, lecz enigmatyczne słowa wypowiedziane przez Botta, w jakiś sposób pozwoliły Julienowi wrócić na pułap względnej normalności. Uśmiechnął się odrobinę blado i kiwnął głową, zdając sobie absolutnie sprawę, że Louis również miał swoje przeżycia. Bał się magii i nie potrafił tego wyjaśnić, więc co też siedziało w jego głowie? Jakie tajemnice skrywała jego zaszufladkowana pamięć, chcąca wyprzeć traumę? Mając na uwadze wydarzenia, które miotały angielskimi ziemiami, de Lapin spodziewał się właściwie najgorszych scenariuszy. Przygryzł lekko usta w zamyśleniu, skupiając wzrok na zawieszonej dłoni, między progami instrumentu. – Może to wszystko siedzi gdzieś w nim, tylko schowane – stwierdził z westchnieniem. Przeczesał gąszcz brązowych pukli i rozplótł nogi, podciągając je do góry, tak aby móc swobodnie oprzeć łokcie o kolana. Zmiana tonu ożywiła spojrzenie jasnowidza, gdy ten zaraz zerknął na rozpromienioną minę Botta. Mimowolnie coś w nim wywołało najszczerszy uśmiech nim padły słowa. Louis był… specyficznym przypadkiem, którego sam widok potrafił rozpromienić i dla Juliena stawało się to coraz bardziej jasnym faktem. Zaśmiał się cicho pod nosem i pokiwał ponownie głową, przyznając Bottowi rację – dlaczego kradł mu słowa? Odbierał je, lecz poeta nawet nie miał o to żalu. W ciszy wysłuchał zagranej melodii, a po chwili zachęcił przyjaciela do dalszego przygrywania, aby wreszcie przetestować tekst piosenki z muzyką.


| ztx2 hug


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Strych
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach