Hol
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Hol
Hol wejściowy prowadzący do pozostałych pomieszczeń na parterze, utrzymany w kolorystyce charakterystycznej dla rodu. Marmurowe schody wiodą do prywatnych skrzydeł członków rodziny. Na niewielkim, okrągłym stoliku zawsze stoi wiekowa rzeźba, realistyczna podobizna kobiety. Dwa misternie ciosane krzesła z czerwonym obiciem, służą dla spoczynku przychodzących gości, którzy czasami muszą poczekać na gospodarza. W rogu stoi czarny fortepian, czasami, w zależności od okazji, instrument zaczarowywano, by sam wypełniał dom muzyką.
The member 'Samael Avery' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Taka tam kupa, pisana z telefonu :c
Pomiędzy bliźniakami istnieje niezwykła więź, będąca obiektem zazdrości, naśladownictwa, lecz z marnym skutkiem; najzgodniejsze rodzeństwo nigdy nie będzie tak blisko. Tylko w niektórych przypadkach ta zażyłość może okazać się przekleństwem – tak jak teraz, gdy odczuwam ból Sorena niczym swój własny. Tego chciałeś, prawda? Będziesz z nami pogrywać w taki sposób? Grożąc osobom, które kocham? Nie ma ich zbyt wielu, lecz nawet pojedyncze jednostki stanowią wystarczającą słabostkę... Tak jak dla ciebie twoja córka. Uważaj, by kiedyś te działania nie zostały zwrócone przeciwko tobie. Jeśli go zranisz, jeśli odbierzesz mi jedyny sens życia, przysięgam, że będziesz płacić za swój uczynek do końca swych policzonych dni.
Oddech staje się coraz bardziej spazmatyczny, jakby to we mnie ugodziło czarnomagiczne zaklęcie - co byłoby lepsze, niżeli oglądanie cierpiącego bliźniaka. Obraz rozmazuje się stopniowo wraz z napływającymi łzami, których nawet nie próbuję powstrzymać. W końcu widoczny pozostajesz tylko ty, z satysfakcją napawający się swoim dziełem. W ciągu chwili uczyniłeś mnie swoją kukiełką, w końcu klęczącą u stop; gotową zrobić wszystko, byle byś tylko zakończył ten koszmar. W milczeniu wysłuchuję raniących słów, jakie do mnie kierujesz, pozwalam ci się nawet dotykać, nie odrzucając twojej dłoni. Umysł traci jasność, wszystko dzieje się jakby za zasłoną bólu, szoku i obrzydzenia twoimi słowami. Nigdy nie będę do ciebie podobna, lecz to czas, na przekomarzanie się o racji, sensowności swoich decyzji?
- Zabijesz go… – szepczę, oszołomiona tym co się dzieje. Szybko mój głos zamienia się w krzyk rozpaczy. - Przestań! On cierpi!
Nie ma nic gorszego niż poczucie bezsilności. Świadomość, że nie możesz pomóc ukochanej osobie, dla której zrobiłbyś wszystko, wykończa psychicznie. Szczególnie, jeśli ta osoba jest o krok od śmierci przez uduszenie. Cóż z magii, której nie potrafię ukierunkować, by pomóc tym, na którym mi zależy? Nie dociera do mnie, że przecież go nie zranisz, nie możesz skrzywdzić własnego brata, nie możesz przypisać takiej zbrodni sobie – to by cię zniszczyło, nie pomogłyby ci nawet tajemne układy z sędziami.
- Finite Incantatem! – celuję w Sorena, gdy zbliżasz się do niego, najwyraźniej wcale nie mając zamiaru przerwać jego katuszy.
Pomiędzy bliźniakami istnieje niezwykła więź, będąca obiektem zazdrości, naśladownictwa, lecz z marnym skutkiem; najzgodniejsze rodzeństwo nigdy nie będzie tak blisko. Tylko w niektórych przypadkach ta zażyłość może okazać się przekleństwem – tak jak teraz, gdy odczuwam ból Sorena niczym swój własny. Tego chciałeś, prawda? Będziesz z nami pogrywać w taki sposób? Grożąc osobom, które kocham? Nie ma ich zbyt wielu, lecz nawet pojedyncze jednostki stanowią wystarczającą słabostkę... Tak jak dla ciebie twoja córka. Uważaj, by kiedyś te działania nie zostały zwrócone przeciwko tobie. Jeśli go zranisz, jeśli odbierzesz mi jedyny sens życia, przysięgam, że będziesz płacić za swój uczynek do końca swych policzonych dni.
Oddech staje się coraz bardziej spazmatyczny, jakby to we mnie ugodziło czarnomagiczne zaklęcie - co byłoby lepsze, niżeli oglądanie cierpiącego bliźniaka. Obraz rozmazuje się stopniowo wraz z napływającymi łzami, których nawet nie próbuję powstrzymać. W końcu widoczny pozostajesz tylko ty, z satysfakcją napawający się swoim dziełem. W ciągu chwili uczyniłeś mnie swoją kukiełką, w końcu klęczącą u stop; gotową zrobić wszystko, byle byś tylko zakończył ten koszmar. W milczeniu wysłuchuję raniących słów, jakie do mnie kierujesz, pozwalam ci się nawet dotykać, nie odrzucając twojej dłoni. Umysł traci jasność, wszystko dzieje się jakby za zasłoną bólu, szoku i obrzydzenia twoimi słowami. Nigdy nie będę do ciebie podobna, lecz to czas, na przekomarzanie się o racji, sensowności swoich decyzji?
- Zabijesz go… – szepczę, oszołomiona tym co się dzieje. Szybko mój głos zamienia się w krzyk rozpaczy. - Przestań! On cierpi!
Nie ma nic gorszego niż poczucie bezsilności. Świadomość, że nie możesz pomóc ukochanej osobie, dla której zrobiłbyś wszystko, wykończa psychicznie. Szczególnie, jeśli ta osoba jest o krok od śmierci przez uduszenie. Cóż z magii, której nie potrafię ukierunkować, by pomóc tym, na którym mi zależy? Nie dociera do mnie, że przecież go nie zranisz, nie możesz skrzywdzić własnego brata, nie możesz przypisać takiej zbrodni sobie – to by cię zniszczyło, nie pomogłyby ci nawet tajemne układy z sędziami.
- Finite Incantatem! – celuję w Sorena, gdy zbliżasz się do niego, najwyraźniej wcale nie mając zamiaru przerwać jego katuszy.
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Allison Avery' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Zaklęcie Allison nie powiodło się, a jej brat nadal nie mógł nabrać powietrza. Soren dusił się, ciało powoli przestało odmawiać mu posłuszeństwa i obraz przed oczyma stawał się zamazany, niewyraźny, natomiast wypowiedziane przez rodzeństwo słowa docierały doń jakby z daleka. Ledwie dostrzegł, że Samael podszedł do niego i z łatwością wyrwał mu różdżkę.
Kolejka: Soren, Allison, Samael, MG
Kolejka: Soren, Allison, Samael, MG
no kurde umieram, co ja mam pisać ._.
Podobno umieranie nie boli. Człowiek odcina się od zmysłów, od ciała i unosi nad wszystkim, ogląda scenę z perspektywy widza. Następnie zaś siada się w puszystym fotelu a na kinowym ekranie pokazuje się film z całego życia. Guzik prawda. Kuląc się na posadzce domu, w którym wszystko się zaczęło Søren przekonywał się właśnie, że umieranie boli cholernie mocno. Zwłaszcza, gdy dym wypełnia ci płuca i sprawia, że wydają się płonąć żywym ogniem. Łącznie z przełykiem i innymi częściami składającymi się na układ oddechowy. Oczy zaszły mu łzami, zamazując wszelki obraz. Nie miał pojęcia, co teraz dzieje się między jego bratem a siostrą i ta niepewność tylko dokładała mu cierpienia. Powinien chronić swoją bliźniaczkę, swoją cząstkę duszy, a tymczasem był zdany na łaskę. Czyją? Brata? Losu? Boga?
Ich głosy dochodziły do niego stłumione, zniekształcone, nie rozumiał ani jednego słowa. Ciało zaczęło mu odmawiać posłuszeństwa. Przestawał czuć nacisk kolan na podłogę, nawet nie zauważył, gdy jego bezwolne palce puściły różdżkę. Nie był już w stanie zrobienia czegokolwiek, a jednocześnie jego umysł nie pozwalał mu się osunąć w ciemność. Serce wciąż słabo biło w jego piersi jakby czepiało się jakiejś nadziei, której on już nie dostrzegał.
Podobno umieranie nie boli. Człowiek odcina się od zmysłów, od ciała i unosi nad wszystkim, ogląda scenę z perspektywy widza. Następnie zaś siada się w puszystym fotelu a na kinowym ekranie pokazuje się film z całego życia. Guzik prawda. Kuląc się na posadzce domu, w którym wszystko się zaczęło Søren przekonywał się właśnie, że umieranie boli cholernie mocno. Zwłaszcza, gdy dym wypełnia ci płuca i sprawia, że wydają się płonąć żywym ogniem. Łącznie z przełykiem i innymi częściami składającymi się na układ oddechowy. Oczy zaszły mu łzami, zamazując wszelki obraz. Nie miał pojęcia, co teraz dzieje się między jego bratem a siostrą i ta niepewność tylko dokładała mu cierpienia. Powinien chronić swoją bliźniaczkę, swoją cząstkę duszy, a tymczasem był zdany na łaskę. Czyją? Brata? Losu? Boga?
Ich głosy dochodziły do niego stłumione, zniekształcone, nie rozumiał ani jednego słowa. Ciało zaczęło mu odmawiać posłuszeństwa. Przestawał czuć nacisk kolan na podłogę, nawet nie zauważył, gdy jego bezwolne palce puściły różdżkę. Nie był już w stanie zrobienia czegokolwiek, a jednocześnie jego umysł nie pozwalał mu się osunąć w ciemność. Serce wciąż słabo biło w jego piersi jakby czepiało się jakiejś nadziei, której on już nie dostrzegał.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Z trudem wstaję, by na trzęsących się nogach podejść w waszym kierunku. Dlaczego tego nie przerywasz? Dlaczego do ostatnich chwil napawasz się cierpieniem osoby tak silnie z tobą powiązanej, dzięki więzom krwi, choć najchętniej do tego by się nie przyznała ani ty do niego? Naprawdę jesteś w stanie oglądać męczarnie innych bez mrugnięcia okiem? Owszem, gdybyś ty był na miejscu Sorena, także napawałabym się katuszami, jakich doświadczałbyś, więc może masz rację – jesteśmy siebie warci? Nie patrzę na ciebie, mój wzrok utkwiony jest w cierpiącym Sorenie, którego oddechy są już praktycznie policzone.
- Dobrze, poślubię go, tylko przestań! – w moich oczach stają łzy, czymże jest groźba aranżowanego przez ciebie małżeństwa przy perspektywie śmieci osoby, którą kocham ponad samą siebie. Kiedy nie reagujesz, łapię cię za przedramię, w którym nie trzymasz różdżki, wbijając w nie mocno paznokcie, wszystko byle tylko zwrócić twoją uwagę. Co jeszcze muszę zrobić? Klękać i błagać? Nie mamy na to czasu! - Zrobię wszystko co chcesz, ale przerwij to! – z rozpaczą godną prawdziwej desperatki, spoglądam w twoje oczy, których tak nienawidzę. Podaję ci się niczym na srebrnej tacy, czego jeszcze oczekujesz?! Nie wystarczy, że napawasz mnie obrzydzeniem wobec samej siebie, wobec własnych słabości – galopujące gargulce, powinnam coś zrobić, jakkolwiek mu pomóc… Pustka w głowie, którą czuję, napawa mnie szaleństwem, nagle nie wiem nic, nie pamiętam żadnego pomocnego zaklęcia.
- Dobrze, poślubię go, tylko przestań! – w moich oczach stają łzy, czymże jest groźba aranżowanego przez ciebie małżeństwa przy perspektywie śmieci osoby, którą kocham ponad samą siebie. Kiedy nie reagujesz, łapię cię za przedramię, w którym nie trzymasz różdżki, wbijając w nie mocno paznokcie, wszystko byle tylko zwrócić twoją uwagę. Co jeszcze muszę zrobić? Klękać i błagać? Nie mamy na to czasu! - Zrobię wszystko co chcesz, ale przerwij to! – z rozpaczą godną prawdziwej desperatki, spoglądam w twoje oczy, których tak nienawidzę. Podaję ci się niczym na srebrnej tacy, czego jeszcze oczekujesz?! Nie wystarczy, że napawasz mnie obrzydzeniem wobec samej siebie, wobec własnych słabości – galopujące gargulce, powinnam coś zrobić, jakkolwiek mu pomóc… Pustka w głowie, którą czuję, napawa mnie szaleństwem, nagle nie wiem nic, nie pamiętam żadnego pomocnego zaklęcia.
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Znowu tkwił w tym błędnym kole pełnym apoteozy dla własnej wielkości. Już nie tylko on sam się nią zachwycał, ale również Allie chwaliła go pod niebiosa, w najcudowniejszej odzie, jaką mógł sobie wymarzyć. Martwą ciszę jaka zaległa w pomieszczeniu przerywały jedynie chrapliwe oddechy Sorena oraz te właśnie delikatne nutki, kołyszące się i dopraszające się uwagi. Wymuszone, słodkie do omdlenia tony błagania o litość, pieściły uszy Avery’ego, który nareszcie doczekał się zwycięstwa. Nikły błysk w oczach siostry, krople wilgoci spływające po jej kamiennej twarzy, żłobiące w wyciosanym jak w skale licu trwałą zmarszczkę troski – słabość miała okazać się zgubą Allie. Samael nie wątpił, iż wkrótce dziewczę pożałuje swych słów rzuconych niebacznie i pod wpływem emocji. Była zdolna do takiego poświęcenia? Czy wyrzeknie się siebie, byle tylko chronić tę wywłokę, która już od dzieciństwa stanowiła zaledwie kulę u nogi? Heroizm dawno wyszedł z mody, lecz Avery nie oponował. Ba! Przeciwnie, uśmiechał się szeroko, łagodnie, zadowolony z kroków podjętych przez głupiutką siostrzyczkę. Czyżby Allie w końcu przejrzała na oczy i zrozumiała, iż to w niej tkwi przyczyna wszystkich tragedii? Kto sprowadził nieszczęście na biednego Sorena? Cherchez la femme; nie ulegało to najmniejszej wątpliwości.
- Och, wiem, że go poślubisz – wyszeptał cichutko, obnażając białe ramiona swej siostry z niepotrzebnych fałd materiału. Poły szlafroka zafalowały, lecz nadal zakrywały ciało Allison – zbytni pośpiech nie popłacał, ale przecież Samael nie chciał posiąść siostry, nie na oczach brata. Winna otrzymać chociaż intymność w momencie pohańbienia i całkowitej dehumanizacji – przysięgła mu uczynić wszystko, czego zapragnie i Avery zamierzał przypilnować, aby spełniła obietnicę. Kosztem swego honoru – być może niedługo będzie nosić w łonie jego dziecko. A jeśli urodziłoby się z defektem, Samael nie zawahałby się przed upieczeniem go i wciśnięciem jej z powrotem – nie mógł sobie pozwolić na hańbę dziedzica napiętnowanego znakiem kazirodztwa.
- Na kolana – wycedził, rozpinając pasek od spodni, lgnąc do Allison i wyrywając ramię z jej uścisku. Ponownie podniósł rękę na siostrę, bynajmniej nie w celu zadania jej bólu – tym razem, uświadamiał Sorenowi, iż za jednym razem stracił ich dwoje.
- Och, wiem, że go poślubisz – wyszeptał cichutko, obnażając białe ramiona swej siostry z niepotrzebnych fałd materiału. Poły szlafroka zafalowały, lecz nadal zakrywały ciało Allison – zbytni pośpiech nie popłacał, ale przecież Samael nie chciał posiąść siostry, nie na oczach brata. Winna otrzymać chociaż intymność w momencie pohańbienia i całkowitej dehumanizacji – przysięgła mu uczynić wszystko, czego zapragnie i Avery zamierzał przypilnować, aby spełniła obietnicę. Kosztem swego honoru – być może niedługo będzie nosić w łonie jego dziecko. A jeśli urodziłoby się z defektem, Samael nie zawahałby się przed upieczeniem go i wciśnięciem jej z powrotem – nie mógł sobie pozwolić na hańbę dziedzica napiętnowanego znakiem kazirodztwa.
- Na kolana – wycedził, rozpinając pasek od spodni, lgnąc do Allison i wyrywając ramię z jej uścisku. Ponownie podniósł rękę na siostrę, bynajmniej nie w celu zadania jej bólu – tym razem, uświadamiał Sorenowi, iż za jednym razem stracił ich dwoje.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Soren tracił kontakt z rzeczywistością, ból w klatce piersiowej jakby ustał, a oprócz niej docierały doń jedynie urywki ciemniejącego obrazu i pojedyncze odgłosy docierające zewnątrz.
Allison pchnięta silnym ramieniem brata, upadła na kolana.
Kolejka: Soren, Samael, Allison, MG
Allison pchnięta silnym ramieniem brata, upadła na kolana.
Kolejka: Soren, Samael, Allison, MG
/ Soren nie pisze, także tego.
Orgia wkrótce mogła się rozpocząć, a on, kompletnie zatracić w bezbożnym uświęcaniu własnego sukcesu. Zapoczątkowałoby to trwające w nieskończoność bachanalia, lecz miast dobrotliwego Dionizosa (wypije za jego zdrowie), hołdy składano by Avery’emu – który przecież w pełni na to zasłużył. Zaszczyt pełnienia funkcji pierwszej kapłanki naturalnie przypadłby Allison; klęczała przed nim idealnie tak, jak sobie tego zażyczył, w tej poddańczej pozie budząc w nim rozszalałego demona domagającego się swej ofiary. Dziewicza krew była jednak przereklamowana – dysponowali przecież bohaterem, gotowym oddać wszystko za swoją siostrę. Ciekawe, czy potrafiłby obejść się bez serca? Może wówczas rozum dyktowałby mu warunki i nie popełniałby więcej głupstw, wchodząc między niego a Allison. Co niechybnie skończyłoby się śmiercią Sorena, gdyby Samael nie był dziś nad wyraz łaskawy. Mężczyzna niemal słyszał bezgłośne (nie dałaby przecież mu tej satysfakcji) szlochanie Allie, a jej buńczuczny wzrok, zdający kłam pokornej postawie, sprawiał iż odczuwał tym większe uniesienie. Ocali brata, jeszcze nie pozwoli mu umrzeć. Sczeźnie powoli, niszczony ich toksyczną więzią, wyrzutami sumienia oraz długiem, jaki u niego zaciągnął. Soren igrał z ogniem, sparzył się i zupełnie jak nierozumne dziecko nadal ciągnął do bajecznych iskierek. Avery’ego nachodziły poważne wątpliwości – czy nie powinien okazać mu braterskiej więzi i nie popchnąć go w odpowiednim kierunku? Allie nie powinna mieć oporów przed podzieleniem się swym ciałem z własnym bliźniakiem – dopiero wówczas naprawdę staliby się jednością. Samael jednak dążył do całkowitej hegemonii, o którą gotów był toczyć nawet najkrwawsze i najbrutalniejsze bitwy. Jeśli tylko po zasłużonym zwycięstwie zastałby swą siostrę w obroży na szyi i smyczy w zębach. Taką chciał ją widzieć i taką mógł ją oglądać; niezależna budziła w nim wstręt, jakby toczyła ją pleśń i zgnilizna. Ponieważ tak właśnie było; nieujarzmiona przez ciężką rękę Avery’ego czyniła głupoty właściwe jedynie płci żeńskiej. Rosło to w niej równo z chorobą, która powoli wyniszczała jej organizm. Krzyżując tym samym jego plany względem niej: chciał ją zdrową, silną, przydatną. Tylko on miał prawo pustoszyć ciało i duszę swej siostry, a wszelkie ingerencje – także te wynikające z nieszczęśliwego splotu wypadków (te nie istniały) lub głosu Natury – uważał za grabież dokonany na jego dziedzictwie.
- Rozchyl usta, wypadniesz bardziej przekonująco – zakpił, brutalnie unosząc jej podbródek i oglądając ze wszystkich stron, jak psa wystawionego na pokaz. Pasek świsnął niedaleko twarzy Allison, ale przecież tylko się z nią droczył, nie okaleczyłby jej pięknej buźki. Nie chciał pozbawiać jej i tego; w końcu naprawdę niewiele mogła mu zaoferować – zajmij się nim – rozkazał, lekceważąco kiwając głową w stronę Sorena, który już zdążył odpłynąć. Postąpił miłosiernie, kiedy ściągnął klątwę (zapłacą mu za to sowicie) i odsunął się nieznacznie, aby z dogodnej perspektywy oglądać rozczulającą scenkę między skrzywdzonym rodzeństwem.
Orgia wkrótce mogła się rozpocząć, a on, kompletnie zatracić w bezbożnym uświęcaniu własnego sukcesu. Zapoczątkowałoby to trwające w nieskończoność bachanalia, lecz miast dobrotliwego Dionizosa (wypije za jego zdrowie), hołdy składano by Avery’emu – który przecież w pełni na to zasłużył. Zaszczyt pełnienia funkcji pierwszej kapłanki naturalnie przypadłby Allison; klęczała przed nim idealnie tak, jak sobie tego zażyczył, w tej poddańczej pozie budząc w nim rozszalałego demona domagającego się swej ofiary. Dziewicza krew była jednak przereklamowana – dysponowali przecież bohaterem, gotowym oddać wszystko za swoją siostrę. Ciekawe, czy potrafiłby obejść się bez serca? Może wówczas rozum dyktowałby mu warunki i nie popełniałby więcej głupstw, wchodząc między niego a Allison. Co niechybnie skończyłoby się śmiercią Sorena, gdyby Samael nie był dziś nad wyraz łaskawy. Mężczyzna niemal słyszał bezgłośne (nie dałaby przecież mu tej satysfakcji) szlochanie Allie, a jej buńczuczny wzrok, zdający kłam pokornej postawie, sprawiał iż odczuwał tym większe uniesienie. Ocali brata, jeszcze nie pozwoli mu umrzeć. Sczeźnie powoli, niszczony ich toksyczną więzią, wyrzutami sumienia oraz długiem, jaki u niego zaciągnął. Soren igrał z ogniem, sparzył się i zupełnie jak nierozumne dziecko nadal ciągnął do bajecznych iskierek. Avery’ego nachodziły poważne wątpliwości – czy nie powinien okazać mu braterskiej więzi i nie popchnąć go w odpowiednim kierunku? Allie nie powinna mieć oporów przed podzieleniem się swym ciałem z własnym bliźniakiem – dopiero wówczas naprawdę staliby się jednością. Samael jednak dążył do całkowitej hegemonii, o którą gotów był toczyć nawet najkrwawsze i najbrutalniejsze bitwy. Jeśli tylko po zasłużonym zwycięstwie zastałby swą siostrę w obroży na szyi i smyczy w zębach. Taką chciał ją widzieć i taką mógł ją oglądać; niezależna budziła w nim wstręt, jakby toczyła ją pleśń i zgnilizna. Ponieważ tak właśnie było; nieujarzmiona przez ciężką rękę Avery’ego czyniła głupoty właściwe jedynie płci żeńskiej. Rosło to w niej równo z chorobą, która powoli wyniszczała jej organizm. Krzyżując tym samym jego plany względem niej: chciał ją zdrową, silną, przydatną. Tylko on miał prawo pustoszyć ciało i duszę swej siostry, a wszelkie ingerencje – także te wynikające z nieszczęśliwego splotu wypadków (te nie istniały) lub głosu Natury – uważał za grabież dokonany na jego dziedzictwie.
- Rozchyl usta, wypadniesz bardziej przekonująco – zakpił, brutalnie unosząc jej podbródek i oglądając ze wszystkich stron, jak psa wystawionego na pokaz. Pasek świsnął niedaleko twarzy Allison, ale przecież tylko się z nią droczył, nie okaleczyłby jej pięknej buźki. Nie chciał pozbawiać jej i tego; w końcu naprawdę niewiele mogła mu zaoferować – zajmij się nim – rozkazał, lekceważąco kiwając głową w stronę Sorena, który już zdążył odpłynąć. Postąpił miłosiernie, kiedy ściągnął klątwę (zapłacą mu za to sowicie) i odsunął się nieznacznie, aby z dogodnej perspektywy oglądać rozczulającą scenkę między skrzywdzonym rodzeństwem.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nawet nie mogę zaprotestować, nie pozostawiasz mi wolnego wyboru, kiedy pchnięta, ląduję na marmurowej posadce, trzaskając o nią kolana. Ból fizyczny jest nieistotny, dobrze wiesz, że bardziej godzi we mnie psychiczne upokorzenie, które tylko podsycasz, gdy obracasz moją głową, jakbym była psem wystawowym. Dobrze, przypatrz się dokładnie, zapamiętaj ten moment, bo to ostatni raz, gdy widzisz mnie uległą u twych stóp. Nie pozwolę ci więcej na grożenie mojemu bliźniakowi, nawet jeśli miałoby to kosztować przelaną krew.
Uparcie staram się nie zacisnąć powiek, gdy słyszę świst paska, lecz to za trudne, walczyć z naturalnymi odruchami. Czujesz satysfakcję? Chore spełnienie? Weź, nie udawaj delikatnego, podnosiłeś na mnie rękę nie raz, co teraz cię krępuje przed przesunięciem nadgarstka o parę centymetrów, by skórzany bat dotknął mojej twarzy? To, że wszyscy zobaczą? To że nie zastosuję maści na paskudnego krwiaka, a może i na rozciętą skórę? Sądzisz, że pokażę wszystkim jakim jesteś potworem? Tracisz mną zainteresowanie i skupiasz się na Sorenie, który pomału traci przytomność, poddaje się w walce o ostatni oddech, który chwyta, a także kilkanaście kolejnych, gdy ściągasz rzucone na niego przekleństwo. Jest jak rybka, którą zbyt długo przetrzymywałeś poza wodą, a teraz łaskawie wpuściłeś do zbiornika, gdy była pogodzona już ze śmiercią. Zamykam oczy, biorąc kilka głębokich wdechów, czując, jak uczucie ulgi zalewa każdy centymetr mojego ciała. Jednak wciąż nie zapłaciłeś za ból, który mu zadałeś. Nie jesteś w stanie spłacić każdego upokorzenia, każdej minuty cierpienia powodowanej przez ciebie; Nawet swoją śmiercią w ciemnych lochach po wielomiesięcznych torturach. Podnoszę się z klasą z posadzki, zbierając przy okazji resztki swojej godności. Uśmiecham się do ciebie łagodnie i zbliżam kilka kroków, kręcąc z politowaniem głową.
- Aquassus – wypowiadam formułę pewnym głosem, chcę byś wiedział, jak to jest, gdy się dusisz. Lecz jeszcze za wcześnie na twoją śmierć, dlatego to tylko zwykła iluzja bólu, który doświadczał twój brat. Przysięgam, że gdy nadejdzie ten moment, będę miała przygotowane dla ciebie coś naprawdę niezwykłego.
Uparcie staram się nie zacisnąć powiek, gdy słyszę świst paska, lecz to za trudne, walczyć z naturalnymi odruchami. Czujesz satysfakcję? Chore spełnienie? Weź, nie udawaj delikatnego, podnosiłeś na mnie rękę nie raz, co teraz cię krępuje przed przesunięciem nadgarstka o parę centymetrów, by skórzany bat dotknął mojej twarzy? To, że wszyscy zobaczą? To że nie zastosuję maści na paskudnego krwiaka, a może i na rozciętą skórę? Sądzisz, że pokażę wszystkim jakim jesteś potworem? Tracisz mną zainteresowanie i skupiasz się na Sorenie, który pomału traci przytomność, poddaje się w walce o ostatni oddech, który chwyta, a także kilkanaście kolejnych, gdy ściągasz rzucone na niego przekleństwo. Jest jak rybka, którą zbyt długo przetrzymywałeś poza wodą, a teraz łaskawie wpuściłeś do zbiornika, gdy była pogodzona już ze śmiercią. Zamykam oczy, biorąc kilka głębokich wdechów, czując, jak uczucie ulgi zalewa każdy centymetr mojego ciała. Jednak wciąż nie zapłaciłeś za ból, który mu zadałeś. Nie jesteś w stanie spłacić każdego upokorzenia, każdej minuty cierpienia powodowanej przez ciebie; Nawet swoją śmiercią w ciemnych lochach po wielomiesięcznych torturach. Podnoszę się z klasą z posadzki, zbierając przy okazji resztki swojej godności. Uśmiecham się do ciebie łagodnie i zbliżam kilka kroków, kręcąc z politowaniem głową.
- Aquassus – wypowiadam formułę pewnym głosem, chcę byś wiedział, jak to jest, gdy się dusisz. Lecz jeszcze za wcześnie na twoją śmierć, dlatego to tylko zwykła iluzja bólu, który doświadczał twój brat. Przysięgam, że gdy nadejdzie ten moment, będę miała przygotowane dla ciebie coś naprawdę niezwykłego.
I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Allison Avery' has done the following action : Rzut kostkami
'k100' : 52
'k100' : 52
Soren całkowicie odpłynął. Zwolnienie klątwy przywróciło mu jednak oddech. Pomimo utraty przytomności głośno nabrał powietrze zanim jego płuca podjęły ponownie pracę.
Zaklęcie Allison zapewne trafiłoby w Samaela, gdyby na dźwięk jęku bliźniaka jej ręka nie zadrżała nieznacznie.
Kolejka: Samael, Allison, Soren, MG.
Zaklęcie Allison zapewne trafiłoby w Samaela, gdyby na dźwięk jęku bliźniaka jej ręka nie zadrżała nieznacznie.
Kolejka: Samael, Allison, Soren, MG.
Czyż nie podejrzewał, że jego głupia siostra zechce ugryźć rękę, którą ją karmiła? Nagminny błąd, jaki popełniała nieustannie, nie potrafiąc wyciągnąć żadnych wniosków ze swoich kolejnych porażek. Dlaczego nie chciała zrozumieć, że nie powinna się sprzeciwiać? Że jej miejsce jest tylko i wyłącznie na kolanach, a języka miała używać wyłącznie w celu sprawiania mu przyjemności, a nie wypowiadania obelżywych słów… i zaklęć.
Promień klątwy świsnął tuż obok jego głowy, ale Avery pozostawał nad podziw spokojny. Nie złorzeczył, nie bluźnił, nie wyklinał Allison. Teraz nadchodził czas na jego przebaczenie, a wcześniej – jej pokutę. Która jednak miała się odbyć bez niepotrzebnych wrzasków oraz jęków (chyba, że tych błagalnych), teatralnych łez oraz scenicznego wzruszenia. Nie było na nie czasu, jedynie chłodne, wyważone spełnienie obowiązku. Za zdradę mogła przecież zadyndać na drzewie i podzielić los Judasza w ostatnim, najstraszliwszym kręgu dantejskiego piekła, lecz Samael starał się wczuć w sytuację swojej siostrzyczki i usprawiedliwić jej niedorzeczne zachowanie. Przed samym sobą.
Znowu bez żadnych oporów wsiąkał do jej umysłu, śmiejąc się drwiąco z kolejnych gróźb kierowanych pod swoim adresem i tych zabawnych obietnic, pod tytułem „nigdy więcej”. Avery doskonale wiedział, że złamie ją jeszcze niejednokrotnie – także w ten najpodlejszy i najokrutniejszy ze sposobów, który zostawi sobie na deser, aby długo delektować się swoim triumfem. Zemsta najlepiej smakuje na zimno? Chwycił Allie za rękę, którą ośmieliła się na niego unieść i brutalnie wpił jej się w wargi, całując ją zachłannie i kompletnie bez uczuciowo. To miało być wyłącznie dla niej: jej obrzydzenie, jej torsje, jej wstręt i pragnienie skończenia z tym światem. Avery później uświęci jej mlecznobiałe ciało, następnym razem już całym sobą. Wyprostował drugą rękę, w której wciąż ściskał skórzany pasek. Czy tyle wystarczy, aby Allison nauczyła się moresu?
Promień klątwy świsnął tuż obok jego głowy, ale Avery pozostawał nad podziw spokojny. Nie złorzeczył, nie bluźnił, nie wyklinał Allison. Teraz nadchodził czas na jego przebaczenie, a wcześniej – jej pokutę. Która jednak miała się odbyć bez niepotrzebnych wrzasków oraz jęków (chyba, że tych błagalnych), teatralnych łez oraz scenicznego wzruszenia. Nie było na nie czasu, jedynie chłodne, wyważone spełnienie obowiązku. Za zdradę mogła przecież zadyndać na drzewie i podzielić los Judasza w ostatnim, najstraszliwszym kręgu dantejskiego piekła, lecz Samael starał się wczuć w sytuację swojej siostrzyczki i usprawiedliwić jej niedorzeczne zachowanie. Przed samym sobą.
Znowu bez żadnych oporów wsiąkał do jej umysłu, śmiejąc się drwiąco z kolejnych gróźb kierowanych pod swoim adresem i tych zabawnych obietnic, pod tytułem „nigdy więcej”. Avery doskonale wiedział, że złamie ją jeszcze niejednokrotnie – także w ten najpodlejszy i najokrutniejszy ze sposobów, który zostawi sobie na deser, aby długo delektować się swoim triumfem. Zemsta najlepiej smakuje na zimno? Chwycił Allie za rękę, którą ośmieliła się na niego unieść i brutalnie wpił jej się w wargi, całując ją zachłannie i kompletnie bez uczuciowo. To miało być wyłącznie dla niej: jej obrzydzenie, jej torsje, jej wstręt i pragnienie skończenia z tym światem. Avery później uświęci jej mlecznobiałe ciało, następnym razem już całym sobą. Wyprostował drugą rękę, w której wciąż ściskał skórzany pasek. Czy tyle wystarczy, aby Allison nauczyła się moresu?
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : Rzut kostkami
'k100' : 30
'k100' : 30
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Hol
Szybka odpowiedź