Nad stawem
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Nad stawem
Wielkim zaskoczeniem dla Frances było odkrycie stawu znajdującego się na jej posesji, o którym podczas kupna domu nie miała najmniejszego pojęcia. Łagodne zejście prowadzi z ogrodu na drewniany, miejscami spróchniały pomost, przy którym zacumowana jest stara, nabierająca wody łódka. Panna Burroughs nigdy jednak nie odważyła się na mały rejs. Otoczony drzewami zbiornik wodny jest niewielki - można przepłynąć go wpław ledwie w kilka minut..
Nałożone zabezpieczenia: Cave Inicum, Zawierucha, Oczobłysk, Muffliatio, Tenuistis (aportacja)[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Frances Wroński dnia 05.04.21 22:49, w całości zmieniany 2 razy
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
11 sierpnia 1957 roku
Panna Burroughs już od jakiegoś czasu próbowała rozszerzyć swoją wiedzę o nowe, kolejne aspekty. Doskonale wiedziała, że aby zgłębić wszystkie tajemnice eliksirów będzie musiała zaczerpnąć wiedzy również z innych dziedzin. Pragnienie zdobycia nowej wiedzy pogłębiło się w momencie, gdy eteryczna alchemiczka przyjęła nową posadę. Profesor Lacework posiadał wielką wiedzę, a jego wymagania były od niej jeszcze większe. Już pierwszego dnia Frances otrzymała listę zagadnień, jakie powinna zgłębić aby móc w pełni, wartościowo pracować z nim nad kolejnym projektem, który zbliżał się do nich wielkimi krokami. I mimo kilku lekcji jakie udzielił jej Drew, nadal czuła, że nie opanowała wszystkich podstaw powiązanych ze starożytnymi runami, aby móc sprawniej się między nimi poruszać. Na szczęście znała kogoś, kto wyraził chęci podzielenia się z nią wiedzą.
- Dzień dobry, panie Dearborn! Jak się pan miewa? - Z ciepłym uśmiechem na ustach przywitała się z magipolicjantem, tuż przed drzwiami niewielkiego domku na Szafirowym Wzgórzu. Pogoda rozpieszczała wysokimi, jak na Anglię, temperaturami oraz promieniami słońca przebijającymi się przez białe chmurki. A to zachęcało, aby spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, korzystając z pomyślnej pogody. I taki był zamiar blondynki.
Przeprowadziła mężczyznę przez ogród przepełniony najróżniejszymi kwiatami we wszystkich kolorach tęczy, wprost do niewielkiego tarasu znajdującego się przy kamiennym domku. Tam, na niewielkim stoliczku czekało już świeże ciasto, imbryczek z herbatą, dwie filiżanki... Oraz cały plik pergaminów, kilka książek, kałamarze oraz pióra - wszystko, co według dziewczęcia mogło przydać się podczas nauki.
- Bardzo się cieszę, że zdecydował się pan mi pomóc. Otrzymałam ostatnio nową pracę, która wymaga ode mnie rozwinięcia umiejętności, a odpowiedni nauczyciel bywa na wagę złota. - Zaczęła, wskazując mężczyźnie dłonią miejsce przy stoliku, by mógł zająć miejsce. - Znam odrobinę podstaw run, wiem jakie jest ich znaczenie oraz jak powinno się je rysować... Mam jednak pewne problemy z ich odczytywaniem oraz łączeniem ich w całość. - Delikatny rumieniec przyozdobił jasną buzię panny Burroughs. Nigdy nie lubiła przyznawać się do braków w swojej wiedzy, uważając to za odrobinę upokarzające. W tym jednak momencie musiała wyjaśnić Cedricowi, z czym posiada problemy aby ten był w stanie przeprowadzić odpowiednią lekcję. Uzupełnić jej braki oraz wyjaśnić zawiłości starożytnych run, potrzebnych jej do dalszych działań naukowych. - Będzie pan w stanie mi z tym pomóc? - Spytała, ostrożnie rozlewając herbatę do dwóch, kwiecistych filiżanek. Nie wątpiła w jego wiedzę, wolała jednak upewnić się, że zamierzony cel zostanie osiągnięty.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Sierpniowy dzień okazał się ciepły i przyjemny, także w Surrey, do którego się teleportowałem, by zgodnie z obietnicą złożoną na w liście zapukać do drzwi domu na szafirowych wzgórzach - już po raz drugi.
- Dzień dobry, panno Burroughs. Dobrze, nie mogę narzekać, a pani?
Na uprzejmość odpowiedziałem uprzejmością, choć nie do końca szczerze. Naturalnie - byłem ciekaw, czy poza Londynem poczuła się już jak w domu, czy w nowej pracy wiedzie się jej dobrze i jest bezpieczna, lecz w moim przypadku dobrze to było za wiele powiedziane. Ale nie zwykłem narzekać, a podobne kłamstwa od lat wypowiadałem tak często i gęsto, że brzmiały już prawdziwie.
Z ulgą podążyłem za czarownicą nad staw, gdzie przygotowała stolik, na którym stały filiżanki herbaty i książki. Dzień był zbyt ciepły i przyjemny, by spędzać go w domu. Cisza i chłodny wiatr ciągnący ze wschodu stwarzały wprost idealne warunki do nauki.
- To niezwykle miłe, że zwróciła się pani akurat do mnie, pomogę jak będę potrafił - odpowiedziałem, wyginając w lekkim uśmiechu wargi, bo naprawdę ucieszył mnie list od alchemiczki. Chwytałem się różnych zleceń, by zarobić parę knutów, bo choć miałem oszczędności, to wolałem je zachować na jeszcze czarniejszą okazję. Póki moja twarz wciąż nie zdobiła listów gończych, wykorzystywałem swoją anonimowość, by móc poruszać się po Londynie, funkcjonować wciąż w magicznym społeczeństwie. Świadomość, że niegdyś wykonywałem zawód aurora nie była powszechna. To, że nie dotarła wciąż do panny Burroughs było mi bardzo na rękę.
Przebywanie w jej towarzystwie zaś należało do przyjemnych. Wydawała się czarownicą uroczą i bardzo dobrze wychowaną, niezwykle grzeczną i uprzejmą; miałem wrażenie, że odebrała podobne do mojego wychowanie. Staromodne, jeśli mogłem tak rzec. Teraz coraz więcej czarownic poddawało się liberalnej modzie na upodabnianie się do mężczyzn, zaczynały nosić spodnie i zapominały, że nie od razu można spoufalać się z obcymi, mówić do nich per ty od samego początku. Nie podobało mi się to.
Byłem przygotowany na to, aby zacząć z Frances od samych podstaw. W aktówce, którą ze sobą miałem, przyniosłem podręcznik, gdzie w prosty i zrozumiały sposób omówiono każdą runę, bo byłem gotów tłumaczyć wszystko od początku - każdą runę z osobna i jej znaczenie. Miłym zaskoczeniem okazało się to, że panna Burroughs także się do tej lekcji przygotowała. Czegóż jednak innego mogłem się po niej spodziewać? Wydawała się bardzo bystrą i złaknioną wiedzy czarownicą, ambitną.
- Pozwolę sobie zapytać, czy tiara przydziału wysłała panią do Ravenclawu? - spytałem z ciekawością. Alchemiczka wykazywała właściwy Krukonom głód wiedzy. - Tak sądzę - odpowiedziałem na jej pytanie, czy będę w stanie pomóc. Na tę chwilę nie wyglądało na to, żebyśmy mieli przejść do bardzo skomplikowanych zagadnień.
Sięgnąłem do rolek pergaminów, które przygotowała i zacząłem je przeglądać. Wiele cennych materiałów dla początkującego - tyle mogłem już stwierdzić. Jeśli się z nimi porządnie zapoznała, to mieliśmy już dobrą podstawę.
- Być może dlatego, że runy dzielimy na odwracalne i nieodwracalne. Czytała pani o tym?
- Dzień dobry, panno Burroughs. Dobrze, nie mogę narzekać, a pani?
Na uprzejmość odpowiedziałem uprzejmością, choć nie do końca szczerze. Naturalnie - byłem ciekaw, czy poza Londynem poczuła się już jak w domu, czy w nowej pracy wiedzie się jej dobrze i jest bezpieczna, lecz w moim przypadku dobrze to było za wiele powiedziane. Ale nie zwykłem narzekać, a podobne kłamstwa od lat wypowiadałem tak często i gęsto, że brzmiały już prawdziwie.
Z ulgą podążyłem za czarownicą nad staw, gdzie przygotowała stolik, na którym stały filiżanki herbaty i książki. Dzień był zbyt ciepły i przyjemny, by spędzać go w domu. Cisza i chłodny wiatr ciągnący ze wschodu stwarzały wprost idealne warunki do nauki.
- To niezwykle miłe, że zwróciła się pani akurat do mnie, pomogę jak będę potrafił - odpowiedziałem, wyginając w lekkim uśmiechu wargi, bo naprawdę ucieszył mnie list od alchemiczki. Chwytałem się różnych zleceń, by zarobić parę knutów, bo choć miałem oszczędności, to wolałem je zachować na jeszcze czarniejszą okazję. Póki moja twarz wciąż nie zdobiła listów gończych, wykorzystywałem swoją anonimowość, by móc poruszać się po Londynie, funkcjonować wciąż w magicznym społeczeństwie. Świadomość, że niegdyś wykonywałem zawód aurora nie była powszechna. To, że nie dotarła wciąż do panny Burroughs było mi bardzo na rękę.
Przebywanie w jej towarzystwie zaś należało do przyjemnych. Wydawała się czarownicą uroczą i bardzo dobrze wychowaną, niezwykle grzeczną i uprzejmą; miałem wrażenie, że odebrała podobne do mojego wychowanie. Staromodne, jeśli mogłem tak rzec. Teraz coraz więcej czarownic poddawało się liberalnej modzie na upodabnianie się do mężczyzn, zaczynały nosić spodnie i zapominały, że nie od razu można spoufalać się z obcymi, mówić do nich per ty od samego początku. Nie podobało mi się to.
Byłem przygotowany na to, aby zacząć z Frances od samych podstaw. W aktówce, którą ze sobą miałem, przyniosłem podręcznik, gdzie w prosty i zrozumiały sposób omówiono każdą runę, bo byłem gotów tłumaczyć wszystko od początku - każdą runę z osobna i jej znaczenie. Miłym zaskoczeniem okazało się to, że panna Burroughs także się do tej lekcji przygotowała. Czegóż jednak innego mogłem się po niej spodziewać? Wydawała się bardzo bystrą i złaknioną wiedzy czarownicą, ambitną.
- Pozwolę sobie zapytać, czy tiara przydziału wysłała panią do Ravenclawu? - spytałem z ciekawością. Alchemiczka wykazywała właściwy Krukonom głód wiedzy. - Tak sądzę - odpowiedziałem na jej pytanie, czy będę w stanie pomóc. Na tę chwilę nie wyglądało na to, żebyśmy mieli przejść do bardzo skomplikowanych zagadnień.
Sięgnąłem do rolek pergaminów, które przygotowała i zacząłem je przeglądać. Wiele cennych materiałów dla początkującego - tyle mogłem już stwierdzić. Jeśli się z nimi porządnie zapoznała, to mieliśmy już dobrą podstawę.
- Być może dlatego, że runy dzielimy na odwracalne i nieodwracalne. Czytała pani o tym?
becomes law
resistance
becomes duty
Panna Burroughs uśmiechnęła się ślicznie, słysząc słowa, jakie uleciały z ust pana Dearborn. Nie miała pojęcia o jego przeszłości bądź sytuacji, nadal tkwiąc w przekonaniu, że mężczyzna najzwyczajniej w świecie zajmuje się pracą w magipolicji... I wcale by to ją nie zaskoczyło. W jej oczach jawił się jako mężczyzna praworządny, odważny oraz niezwykle pomocny i bezinteresowny. Dla kobiety nie posiadającej większej znajomości świata prawa bądź polityki, wydawał jej się idealnym przykładem porządnego policjanta.
- Wyśmienicie, pannie Dearborn. Również nie mogę na nic narzekać. - Odpowiedziała pogodnie i z uśmiechem. Wiele w jej życiu uległo zmianie, w większości były to jednak zmiany na lepsze - nowy dom, nowa praca oraz idealnie uknuty plan, mający zapewnić jej większe bezpieczeństwo.
Poprowadziła mężczyznę do ogrodu, gdzie przygotowała wszystko, co mogło przydać im się podczas lekcji. Zamiłowanie do perfekcji oraz chęć pogłębiania wiedzy nie pozwalały jej postąpić inaczej. Zajęła jedno z miejsc, założyła nogę na nogę po czym poprawiła materię sukienki smukłymi palcami, tak by ta układała się dokładnie tak, jak powinna.
Brew eterycznego dziewczęcia powędrowała ku górze, gdy usłyszała pytanie dotyczące hogwardzkiego domu. Dokładnie tego, w którym przyszło jej spędzić wszystkie lata nauki.
- Tak, należałam do Ravenclaw. W dodatku byłam prefektem oraz prefektem naczelnym. - Odpowiedziała z dumą w głosie, nawet jeśli od szkolnych lat udało jej się dokonać kilku, przynajmniej w jej ocenie, większych osiągnięć. Pracowała w końcu jako asystentka wybitnego profesora, mogąc spijać wiedzę z jego nauk. Posiadała również na swoim koncie pierwsze osiągnięcia w dziedzinie tworzenia nowych receptur alchemicznych. Wspomnienie szkolnych stanowisk nadal jednak wywoływała uśmiech na delikatnej twarzy - wiedziała w końcu, iż z pewnością na nie zasłużyła.
- A pan? W którym z domów przyszło się panu uczyć? - Spytała uprzejmie, bez nachalności w głosie. Nie chciała, aby gość nabrał przekonania, iż świadomość panny Burroughs kręciła się tylko i wyłącznie wokół niej.
- Och, to fantastycznie! - Odpowiedziała z wyraźną ulgą w głosie. Drew zaznajomił ją z podstawami run, zaopatrzył w pergaminy oraz manuskrypty z których mogła się uczyć, panna Burroughs miała jednak wrażenie, iż potrzebuje informacji również z innego źródła.
- Odrobinkę. - Zaczęła, przerywając jedynie na chwilę, aby upić niewielki łyczek herbaty. - Mój przyjaciel, który zaopatrzył mnie w te pergaminy, ostrzegł mnie, iż nie powinnam próbować kreślić run w pozycji odwróconej, gdyż jest to powiązane z nakładaniem klątw... - Frances wzruszyła delikatnie wątłymi ramionami. Sama nie miała pojęcia o klątwach, nawet jeśli z naukowego punktu widzenia mogły jawić się jako interesujące. - Po za tym, znalazłam wspomnienie w jednym podręczniku, było to jednak opracowanie bardziej teologicznie niżli naukowe. Ponoć dziewięć run jest nieodwracalnych gdyż są bramami do innych światów... Zapewne rozumie pan, że jako naukowiec nie czuję zaufania do podobnych określeń... Potrzebuję bardziej naukowego wyjaśnienia ten właściwości. - Zaciekawione spojrzenie utkwiło w buzi mężczyzny, a eteryczna alchemiczka ponownie uniosła filiżankę do ust. Do wszelkich kwestii duchowych, powiązanych z innymi wymiarami podchodziła z naukową nieufnością, nie potrafiąc odnaleźć danych bądź konkretnych badań, które potrafiłyby ją w pełni przekonać.
- Wyśmienicie, pannie Dearborn. Również nie mogę na nic narzekać. - Odpowiedziała pogodnie i z uśmiechem. Wiele w jej życiu uległo zmianie, w większości były to jednak zmiany na lepsze - nowy dom, nowa praca oraz idealnie uknuty plan, mający zapewnić jej większe bezpieczeństwo.
Poprowadziła mężczyznę do ogrodu, gdzie przygotowała wszystko, co mogło przydać im się podczas lekcji. Zamiłowanie do perfekcji oraz chęć pogłębiania wiedzy nie pozwalały jej postąpić inaczej. Zajęła jedno z miejsc, założyła nogę na nogę po czym poprawiła materię sukienki smukłymi palcami, tak by ta układała się dokładnie tak, jak powinna.
Brew eterycznego dziewczęcia powędrowała ku górze, gdy usłyszała pytanie dotyczące hogwardzkiego domu. Dokładnie tego, w którym przyszło jej spędzić wszystkie lata nauki.
- Tak, należałam do Ravenclaw. W dodatku byłam prefektem oraz prefektem naczelnym. - Odpowiedziała z dumą w głosie, nawet jeśli od szkolnych lat udało jej się dokonać kilku, przynajmniej w jej ocenie, większych osiągnięć. Pracowała w końcu jako asystentka wybitnego profesora, mogąc spijać wiedzę z jego nauk. Posiadała również na swoim koncie pierwsze osiągnięcia w dziedzinie tworzenia nowych receptur alchemicznych. Wspomnienie szkolnych stanowisk nadal jednak wywoływała uśmiech na delikatnej twarzy - wiedziała w końcu, iż z pewnością na nie zasłużyła.
- A pan? W którym z domów przyszło się panu uczyć? - Spytała uprzejmie, bez nachalności w głosie. Nie chciała, aby gość nabrał przekonania, iż świadomość panny Burroughs kręciła się tylko i wyłącznie wokół niej.
- Och, to fantastycznie! - Odpowiedziała z wyraźną ulgą w głosie. Drew zaznajomił ją z podstawami run, zaopatrzył w pergaminy oraz manuskrypty z których mogła się uczyć, panna Burroughs miała jednak wrażenie, iż potrzebuje informacji również z innego źródła.
- Odrobinkę. - Zaczęła, przerywając jedynie na chwilę, aby upić niewielki łyczek herbaty. - Mój przyjaciel, który zaopatrzył mnie w te pergaminy, ostrzegł mnie, iż nie powinnam próbować kreślić run w pozycji odwróconej, gdyż jest to powiązane z nakładaniem klątw... - Frances wzruszyła delikatnie wątłymi ramionami. Sama nie miała pojęcia o klątwach, nawet jeśli z naukowego punktu widzenia mogły jawić się jako interesujące. - Po za tym, znalazłam wspomnienie w jednym podręczniku, było to jednak opracowanie bardziej teologicznie niżli naukowe. Ponoć dziewięć run jest nieodwracalnych gdyż są bramami do innych światów... Zapewne rozumie pan, że jako naukowiec nie czuję zaufania do podobnych określeń... Potrzebuję bardziej naukowego wyjaśnienia ten właściwości. - Zaciekawione spojrzenie utkwiło w buzi mężczyzny, a eteryczna alchemiczka ponownie uniosła filiżankę do ust. Do wszelkich kwestii duchowych, powiązanych z innymi wymiarami podchodziła z naukową nieufnością, nie potrafiąc odnaleźć danych bądź konkretnych badań, które potrafiłyby ją w pełni przekonać.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W takim miejscu jak to można było zapomnieć o świecie zewnętrznym i o tym co się w nim działo. Nad stawem panny Burroughs rzeczywistość wydawała się przyjemnym miejscem. Spokojnym, urokliwym, niemal sielankowym. Nie dziwiło mnie, że się tu przeniosła. W Londynie zrobiło się tak krwawo i niespokojnie, że każdy, kto miał trochę rozumu w głowie uciekał. Od kobiety jakiej jak panna Burroughs nie oczekiwałem, że stanie do walki. Wydawała się krucha i delikatna. Czy można było ją winić za to, że w tych trudnych czasach starała się żyć normalnie, pracować i uczyć się? Nie. Niekiedy praca i nauka były ucieczką od rzeczywistości, z którą nie sposób sobie było poradzić. Sam byłem tego dobrym przykładem.
- Tak właśnie mi się wydawało - odparłem z uśmiechem, rad z tego, że zgadłem. Zagwizdałem cicho z podziwem, kiedy wspomniała o piastowanych funkcjach prefekta i prefekta naczelnego. - Pozostaje mi złożyć zatem spóźnione gratulacje, ale jednocześnie nie czuję się zdziwiony - powiedziałem. Panna Burroughs sprawiała wrażenie dobrze wychowanej młodej damy o nienagannych manierach. Nic dziwnego, że powierzono jej te istotne funkcje w latach szkolnych. - Gdybym był trochę młodszy, to pewnie minęlibyśmy się w Pokoju Wspólnym wieży Ravenclawu. Też byłem Krukonem.
W moim głosie zabrzmiała nuta dumy. Nigdy nie czułem, że Tiara Przydziału popełniła błąd podczas mojego pierwszego dnia w Hogwarcie - wprost przeciwnie. Doskonale odnalazłem się w Domu Kruka i czułem, że właśnie tam jest moje miejsce.
- To łamacz klątw? Wygląda na to, że pani przyjaciel naprawdę zna się na starożytnych runach. Może go znam. Zdradzi mi pani jego nazwisko? - spytałem z ciekawością. Dla starożytnych run nie miałem już tyle czasu co kiedyś, lecz wiele nazwisk znanych w kręgu fascynatów i znawców tej dziedziny magicznej nie było mi obcych. Panna Burroughs wspominała ponadto, że zatrudniła się u profesora, co otwierało wiele drzwi do znajomości z innymi osobistościami świata nauki. - Miał rację, ostrzegając panienkę przed tym, odwrócone znaczenie run wykorzystuje się w czarnej magii, przy nakładaniu klątwa, na miejsca, osoby, czy nawet przedmioty. Każdej runie można bowiem przypisać znaczenie neutralne lub obiektywnie pozytywne, odwrócona będzie miała zatem znaczenie przeciwne, a skutków tych nie da się odwrócić, choć runa jest odwracalna, to za chwilę jednak wyjaśnię - odparłem. Uśmiechnąłem się, kiedy wspomniała o natknięciu się na teorię o innych światach. Tak, to było dość częste i niektórzy czarodzieje oraz czarownice widzieli w tym znacznie więcej, niż kryły runy w rzeczywistości, lecz ja wolałem się trzymać dowodów naukowych i racjonalnych. - To tylko teoria, panno Burroughs. Teoria kogoś, kto ma również bujną wyobraźnię. Jak panienka już na pewno wie, ojczyzną starożytnych run jest Skandynawia, a mitologia nordycka jest niezwykle bogata w najróżniejsze opowieści, baśnie i legendy. Także o tych dziewięciu światach, do których bramami rzekomo są runy... To jednak tylko znaczenie metaforyczne, a jednocześnie dość dosłowne. Runa jest bramą przez którą można przejść i powrócić, dlatego niezależnie od tego jak na nią spojrzeć, wygląda tak samo. To symbol transformacji jednego stanu w drugi, dlatego mówi się też o innym świecie.
Starałem się wyjaśnić runy nieodwracalne alchemiczce tak jasno i klarownie jak tylko potrafiłem, mówiąc nieśpiesznie, by mogła zrobić notatki jeśli tylko zechce. Sam chwyciłem za pióro i czystą rolkę pergaminu, aby zamoczyć pióro w atramencie i nakreślić runę gebo.
- To gebo. Może oznaczać jednocześnie związek, miłość, uczucie, ale także i umowę. Niezależnie od tego jak pani na nią spojrzy, to będzie wyglądać tak samo. Musi mieć wejście i wyjście, że się tak wyrażę.
Odłożyłem pióro i chwyciłem za filiżankę, by się napić, bo od tego monologu zaschło mi w gardle.
- Tak właśnie mi się wydawało - odparłem z uśmiechem, rad z tego, że zgadłem. Zagwizdałem cicho z podziwem, kiedy wspomniała o piastowanych funkcjach prefekta i prefekta naczelnego. - Pozostaje mi złożyć zatem spóźnione gratulacje, ale jednocześnie nie czuję się zdziwiony - powiedziałem. Panna Burroughs sprawiała wrażenie dobrze wychowanej młodej damy o nienagannych manierach. Nic dziwnego, że powierzono jej te istotne funkcje w latach szkolnych. - Gdybym był trochę młodszy, to pewnie minęlibyśmy się w Pokoju Wspólnym wieży Ravenclawu. Też byłem Krukonem.
W moim głosie zabrzmiała nuta dumy. Nigdy nie czułem, że Tiara Przydziału popełniła błąd podczas mojego pierwszego dnia w Hogwarcie - wprost przeciwnie. Doskonale odnalazłem się w Domu Kruka i czułem, że właśnie tam jest moje miejsce.
- To łamacz klątw? Wygląda na to, że pani przyjaciel naprawdę zna się na starożytnych runach. Może go znam. Zdradzi mi pani jego nazwisko? - spytałem z ciekawością. Dla starożytnych run nie miałem już tyle czasu co kiedyś, lecz wiele nazwisk znanych w kręgu fascynatów i znawców tej dziedziny magicznej nie było mi obcych. Panna Burroughs wspominała ponadto, że zatrudniła się u profesora, co otwierało wiele drzwi do znajomości z innymi osobistościami świata nauki. - Miał rację, ostrzegając panienkę przed tym, odwrócone znaczenie run wykorzystuje się w czarnej magii, przy nakładaniu klątwa, na miejsca, osoby, czy nawet przedmioty. Każdej runie można bowiem przypisać znaczenie neutralne lub obiektywnie pozytywne, odwrócona będzie miała zatem znaczenie przeciwne, a skutków tych nie da się odwrócić, choć runa jest odwracalna, to za chwilę jednak wyjaśnię - odparłem. Uśmiechnąłem się, kiedy wspomniała o natknięciu się na teorię o innych światach. Tak, to było dość częste i niektórzy czarodzieje oraz czarownice widzieli w tym znacznie więcej, niż kryły runy w rzeczywistości, lecz ja wolałem się trzymać dowodów naukowych i racjonalnych. - To tylko teoria, panno Burroughs. Teoria kogoś, kto ma również bujną wyobraźnię. Jak panienka już na pewno wie, ojczyzną starożytnych run jest Skandynawia, a mitologia nordycka jest niezwykle bogata w najróżniejsze opowieści, baśnie i legendy. Także o tych dziewięciu światach, do których bramami rzekomo są runy... To jednak tylko znaczenie metaforyczne, a jednocześnie dość dosłowne. Runa jest bramą przez którą można przejść i powrócić, dlatego niezależnie od tego jak na nią spojrzeć, wygląda tak samo. To symbol transformacji jednego stanu w drugi, dlatego mówi się też o innym świecie.
Starałem się wyjaśnić runy nieodwracalne alchemiczce tak jasno i klarownie jak tylko potrafiłem, mówiąc nieśpiesznie, by mogła zrobić notatki jeśli tylko zechce. Sam chwyciłem za pióro i czystą rolkę pergaminu, aby zamoczyć pióro w atramencie i nakreślić runę gebo.
- To gebo. Może oznaczać jednocześnie związek, miłość, uczucie, ale także i umowę. Niezależnie od tego jak pani na nią spojrzy, to będzie wyglądać tak samo. Musi mieć wejście i wyjście, że się tak wyrażę.
Odłożyłem pióro i chwyciłem za filiżankę, by się napić, bo od tego monologu zaschło mi w gardle.
becomes law
resistance
becomes duty
Delikatny rumieniec pojawił się na buzi eterycznego dziewczęcia, gdy pan Dearborn ekspresyjnie wyjawił podziw, dotyczący jej szkolnych osiągnięć. Pozornie mogło się wydawać, iż szkolne osiągnięcia nie miały większego znaczenia w szarej, dorosłej rzeczywistości, Frances zauważyła jednak, że stanowisko prefekta naczelnego nie raz zdawało się pomagać i teraz, choćby gdy próbowała przekonać profesora, aby przyjął ją jako swoją prawą rękę.
- Dziękuję, choć przyznam, iż zdobycie tych stanowisk nie było aż tak trudnym. - Odpowiedziała odrobinę nieśmiało oraz skromnie. W jej mniemaniu faktycznie nie było to problemem - robiła jedynie to, co wychodziło jej najlepiej. Chwilę później delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy mężczyzna wspomniał o swoim wieku. - Och, to wielka szkoda. Chociaż szczerze mówiąc, nigdy nie powiedziałabym, że jest pan ode mnie znacznie starszy, wręcz zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie przeoczyłam gdzieś pańskiej twarzy podczas pierwszych lat. - Przyjazne słowa wypowiedziane eterycznym głosem. Faktycznie była pewna, iż nie dzieli ich spora różnica wieku, nawet jeśli twarz mężczyzny zdobiło zmęczenie. Któż jednak w tych czasach nie chodził zmęczony? Frances zapewne nie była w stanie nawet sobie wyobrazić, ile też obowiązków musiał mieć na głowie magipolicjant w tak abstrakcyjnych czasach, jakie nastały.
- Nie, nie zajmuje się łamaniem klątw. Jego praca polega na wyszukiwaniu artefaktów, znajomość run jest jednak dla niego niezwykle istotna. Podejrzewam, że przezorność jest tego powodem, wszak nigdy nie wiadomo, czy coś nie będzie zabezpieczone paskudną klątwą. Nosi nazwisko Macnair. - Wyjaśniła, wzruszając wątłymi ramionami. Panna Burroughs nie znała pełni natury pracy Drew bądź jego zainteresowań runami, niezależnie od pytań, jakie mu zadawała. Sama z resztą posiadała przed nim całkiem spory arsenał tajemnic. - Czy więc wszystkie odwrócone runy prowadzą do stworzenia klątw? Co w wypadku gdy runa w swoim znaczeniu jest negatywna, a nakreśli się ją w odwróceniu? Proszę mi wybaczyć, jeśli to banalne pytanie, chciałabym jednak uchronić się przed kontaktem z klątwami… Ten temat wydaje mi się być odrobinę przerażającym… - Spytała, bystrym spojrzeniem uważnie obserwując mężczyznę. Czarna magia oraz jej możliwości wydawała się być interesującym zagadnieniem, lecz jedynie w formie teorii. Nie dla niej były zakazane sztuki bądź paskudne klątwy - eteryczna alchemiczka była w przekonaniu, iż to eliksiry są najznamienitszym magicznym tworem i dziedziną jednocześnie.
Słów, jakie padały z męskich ust, słuchała uważnie, a gdy skończył mówić sprawnie zapisała kilka, najważniejszych oraz kluczowych słów na kawałku pergaminu, co by przypadkiem nie uciekły z jej pamięci.
- Czyli, jeśli dobrze rozumiem, runy nieodwracalne posiadają tylko jedno znaczenie? Jak to się ma do łączenia ich z innymi runami? - Dopytała, nie pewna tej kwestii. Posiadała już jakąś wiedzę z zakresu run, była to jednak wiedza podstawowa, jeszcze niewystarczająca aby wykorzystać runy w tworzeniu magicznych talizmanów, które, z racji powiązania z alchemią, wzbudzały zainteresowanie panny Burroughs. - Jaki czynnik definiuje odpowiednie odczytanie tej runy? Skąd wiedzieć, czy to miłość czy umowa? - Spytała z wyraźnym zaciekawieniem wymalowanym na jasnym licu. Pytanie, jakie zadała zdawało się być dla niej istotne nie tylko w kwestii run. Kto wie, może runiczna odpowiedź pomoże jej i w innej kwestii odnaleźć odpowiednie rozwiązanie? Nie, z pewnością nie, nadal jednak była ciekawa jak czytać tę runę, która nie raz, podczas pracy z manuskryptami, przysporzyła jej niezwykle sporo problemów.
- Dziękuję, choć przyznam, iż zdobycie tych stanowisk nie było aż tak trudnym. - Odpowiedziała odrobinę nieśmiało oraz skromnie. W jej mniemaniu faktycznie nie było to problemem - robiła jedynie to, co wychodziło jej najlepiej. Chwilę później delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy mężczyzna wspomniał o swoim wieku. - Och, to wielka szkoda. Chociaż szczerze mówiąc, nigdy nie powiedziałabym, że jest pan ode mnie znacznie starszy, wręcz zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie przeoczyłam gdzieś pańskiej twarzy podczas pierwszych lat. - Przyjazne słowa wypowiedziane eterycznym głosem. Faktycznie była pewna, iż nie dzieli ich spora różnica wieku, nawet jeśli twarz mężczyzny zdobiło zmęczenie. Któż jednak w tych czasach nie chodził zmęczony? Frances zapewne nie była w stanie nawet sobie wyobrazić, ile też obowiązków musiał mieć na głowie magipolicjant w tak abstrakcyjnych czasach, jakie nastały.
- Nie, nie zajmuje się łamaniem klątw. Jego praca polega na wyszukiwaniu artefaktów, znajomość run jest jednak dla niego niezwykle istotna. Podejrzewam, że przezorność jest tego powodem, wszak nigdy nie wiadomo, czy coś nie będzie zabezpieczone paskudną klątwą. Nosi nazwisko Macnair. - Wyjaśniła, wzruszając wątłymi ramionami. Panna Burroughs nie znała pełni natury pracy Drew bądź jego zainteresowań runami, niezależnie od pytań, jakie mu zadawała. Sama z resztą posiadała przed nim całkiem spory arsenał tajemnic. - Czy więc wszystkie odwrócone runy prowadzą do stworzenia klątw? Co w wypadku gdy runa w swoim znaczeniu jest negatywna, a nakreśli się ją w odwróceniu? Proszę mi wybaczyć, jeśli to banalne pytanie, chciałabym jednak uchronić się przed kontaktem z klątwami… Ten temat wydaje mi się być odrobinę przerażającym… - Spytała, bystrym spojrzeniem uważnie obserwując mężczyznę. Czarna magia oraz jej możliwości wydawała się być interesującym zagadnieniem, lecz jedynie w formie teorii. Nie dla niej były zakazane sztuki bądź paskudne klątwy - eteryczna alchemiczka była w przekonaniu, iż to eliksiry są najznamienitszym magicznym tworem i dziedziną jednocześnie.
Słów, jakie padały z męskich ust, słuchała uważnie, a gdy skończył mówić sprawnie zapisała kilka, najważniejszych oraz kluczowych słów na kawałku pergaminu, co by przypadkiem nie uciekły z jej pamięci.
- Czyli, jeśli dobrze rozumiem, runy nieodwracalne posiadają tylko jedno znaczenie? Jak to się ma do łączenia ich z innymi runami? - Dopytała, nie pewna tej kwestii. Posiadała już jakąś wiedzę z zakresu run, była to jednak wiedza podstawowa, jeszcze niewystarczająca aby wykorzystać runy w tworzeniu magicznych talizmanów, które, z racji powiązania z alchemią, wzbudzały zainteresowanie panny Burroughs. - Jaki czynnik definiuje odpowiednie odczytanie tej runy? Skąd wiedzieć, czy to miłość czy umowa? - Spytała z wyraźnym zaciekawieniem wymalowanym na jasnym licu. Pytanie, jakie zadała zdawało się być dla niej istotne nie tylko w kwestii run. Kto wie, może runiczna odpowiedź pomoże jej i w innej kwestii odnaleźć odpowiednie rozwiązanie? Nie, z pewnością nie, nadal jednak była ciekawa jak czytać tę runę, która nie raz, podczas pracy z manuskryptami, przysporzyła jej niezwykle sporo problemów.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Rumieniec na twarzy jedynie dodawał pannie Burrougsh dziewczęcego uroku. Nie było jednak nic zdrożnego w mych słowach, może wynikało to ze skromności. Skromność zaś była bardzo dobrą cechą. Zwłaszcza u osób tak młodych, bardzo często myślących, że wiedzą już wszystko i grzeszących pychą - dopiero z czasem człowiek przekonuje się, że tak naprawdę to nic nie wie.
- Aby zostać prefektem naczelnym, chyba trzeba mieć po prostu to coś - odpowiedziałem z uśmiechem. Dla tego najwyższego dla ucznia stanowiska należało wyróżniać sie nie tylko wysokimi wynikami w nauce, ale i nienagannym zachowaniem, doskonałym wręcz, dającym innym uczniom przykład. Ta pełniona w przeszłości funkcja bardzo dobrze o czarownicy świadczyła. Ja sam nigdy nie dostałem odznaki prefekta, lecz tak się złożyło, że nawet bym jej nie chcial - na piątym roku straciłem ojca i nie byłbym w stanie takiej funkcji pełnić. Mój wolny czas ponadto wypełniały także treningi quiddutcha.
Na słowa o tym, że zastanawiała się, czy nie przeoczyła mnie w Pokoju Wspólnym zaśmiałem się szczerze.
- To bardzo miłe z panienki strony - powiedziałem jedynie, uśmiechając się, bo zazwyczaj słyszałem zupełnie co innego. Ciężkie lata odbiły się na mojej twarzy. Wokół oczu miałem siateczkę zmarszczek, choć w tym roku ukończyłem dopiero trzydziesty rok życia. Zazwyczaj dawano mi kilka lat więcej, niż miałem w rzeczywistości. Może gdybym był kobietą, przejmowałbym się tym bardziej - miałem jednak większe zmartwienia niż zmarszczki. Co by jednak nie powiedzieć, usłyszeć, że wygląda się na młodszego zawsze było przyjemne.
- Macnair? - powtórzyłem za Frances, mój uśmiech zaś zbladł. zmarszczyłem w zamyśleniu brwi, bo kojarzyłem to nazwisko. Chwilę myślałem nad tym skąd, aż wreszcie przypomniałem sobie, że z opowieści członków Zakonu Feniksa - jeśli to był ten Macnair, to dobra znajomość run świadczyła o nim jednak nie najlepiej. Póki co to jednak zachowałem dla siebie. Musiałem się upewnić przed ostrzeżeniem Frances.
Wytłumaczywszy Frances teorię run odwracalnych i nieodwracalnych, zamilkłem, aby mogła zadać swoje pytania, które nasunęły jej się po wysłuchaniu mnie. Miała ich wiele i cieszyło mnie to - to znaczy, że słuchała mnie z uwagą i była szczerze ciekawa tego tematu.
- To, że runa jest odwrócona nie oznacza jeszcze, że można to wykorzystać jedynie do klątwy. Z założenia runa ma podstawowo znaczenie neutralne. Runy nieodwracalne mają więcej niż jedno znaczenie, a w odczytaniu go trzeba również znać kontekst i umieć wyciągać wnioski. Uczyła się pani języków obcych? Starożytne runy również są jak taki obcy język. Jedno słowo może znaczyć wiele, a wszystko zależy od tego co stoi przed nim, a co za nim. Nie jest to rzecz prosta i wymaga doświadczenia, aby poznać schematy układania run, najczęstsze ich ułożenia. Często są powtarzalne, tworzą pewne wyrażenia, można je wiec odpowiednio zinterpretować - odpowiedziałem w końcu, na wszystkie pytania Frances, bo łączyły się ze sobą.
- Aby zostać prefektem naczelnym, chyba trzeba mieć po prostu to coś - odpowiedziałem z uśmiechem. Dla tego najwyższego dla ucznia stanowiska należało wyróżniać sie nie tylko wysokimi wynikami w nauce, ale i nienagannym zachowaniem, doskonałym wręcz, dającym innym uczniom przykład. Ta pełniona w przeszłości funkcja bardzo dobrze o czarownicy świadczyła. Ja sam nigdy nie dostałem odznaki prefekta, lecz tak się złożyło, że nawet bym jej nie chcial - na piątym roku straciłem ojca i nie byłbym w stanie takiej funkcji pełnić. Mój wolny czas ponadto wypełniały także treningi quiddutcha.
Na słowa o tym, że zastanawiała się, czy nie przeoczyła mnie w Pokoju Wspólnym zaśmiałem się szczerze.
- To bardzo miłe z panienki strony - powiedziałem jedynie, uśmiechając się, bo zazwyczaj słyszałem zupełnie co innego. Ciężkie lata odbiły się na mojej twarzy. Wokół oczu miałem siateczkę zmarszczek, choć w tym roku ukończyłem dopiero trzydziesty rok życia. Zazwyczaj dawano mi kilka lat więcej, niż miałem w rzeczywistości. Może gdybym był kobietą, przejmowałbym się tym bardziej - miałem jednak większe zmartwienia niż zmarszczki. Co by jednak nie powiedzieć, usłyszeć, że wygląda się na młodszego zawsze było przyjemne.
- Macnair? - powtórzyłem za Frances, mój uśmiech zaś zbladł. zmarszczyłem w zamyśleniu brwi, bo kojarzyłem to nazwisko. Chwilę myślałem nad tym skąd, aż wreszcie przypomniałem sobie, że z opowieści członków Zakonu Feniksa - jeśli to był ten Macnair, to dobra znajomość run świadczyła o nim jednak nie najlepiej. Póki co to jednak zachowałem dla siebie. Musiałem się upewnić przed ostrzeżeniem Frances.
Wytłumaczywszy Frances teorię run odwracalnych i nieodwracalnych, zamilkłem, aby mogła zadać swoje pytania, które nasunęły jej się po wysłuchaniu mnie. Miała ich wiele i cieszyło mnie to - to znaczy, że słuchała mnie z uwagą i była szczerze ciekawa tego tematu.
- To, że runa jest odwrócona nie oznacza jeszcze, że można to wykorzystać jedynie do klątwy. Z założenia runa ma podstawowo znaczenie neutralne. Runy nieodwracalne mają więcej niż jedno znaczenie, a w odczytaniu go trzeba również znać kontekst i umieć wyciągać wnioski. Uczyła się pani języków obcych? Starożytne runy również są jak taki obcy język. Jedno słowo może znaczyć wiele, a wszystko zależy od tego co stoi przed nim, a co za nim. Nie jest to rzecz prosta i wymaga doświadczenia, aby poznać schematy układania run, najczęstsze ich ułożenia. Często są powtarzalne, tworzą pewne wyrażenia, można je wiec odpowiednio zinterpretować - odpowiedziałem w końcu, na wszystkie pytania Frances, bo łączyły się ze sobą.
becomes law
resistance
becomes duty
Uśmiechnęła się ślicznie do przeuroczego pana Dearborn.
- Och, wystarczy nie mieć chęci, aby posiadać jakikolwiek czas wolny. - Odpowiedziała z rozbawieniem w głosie, tym samym dając znać, że pozwoliła sobie na delikatny żart w jego kierunku. Stanowisko prefekta było wymagające, a sama Frances… Cóż, potwierdzała swój żart. Większość dni w szkolnym okresie spędzała z nosem w książkach, pomagając innym uczniom bądź pełniąc obowiązki prefekta. Ominęły ją pierwsze, spełnione miłostki, ominęły ją silne przyjaźnie oraz szkolne dramaty.
Na odpowiedź komplementu uśmiechnęła się jedynie, nie drążąc już dalej tematu. Zbyt wiele komplementów w jednej materii traciło na swoim uroku, jednocześnie eteryczna alchemiczka nie chciała wyjść na nachalną bądź niewychowaną, mimo iż policjant sprawiał zwyczajnie wrażenie sympatycznego mężczyzny.
Frances zamrugała, widząc jak uśmiech ulatuje z męskiej twarzy. Czyżby powiedziała coś nieodpowiedniego?
- Tak… - Odpowiedziała, dla potwierdzenia swoich słów kiwając głową, a złote pukle zatańczyły wokół delikatnej buzi alchemiczki. - Przepraszam za pytanie, lecz czy powiedziałam coś nie tak? Proszę mi wybaczyć, jeśli pana czymś uraziłam, to z pewnością nie było moją intencją… - Powiedziała niepewnie, wlepiając w męską twarz zaniepokojone spojrzenie szaroniebieskich tęczówek. Nie wiedziała, które z jej słów mogły wywołać tę reakcję, naprawdę jednak nie chciała urazić mężczyzny i wystarczyło jedno spojrzenie na nią, by zauważyć, że przejęła się możliwością powiedzenia czegoś, co mógłby uznać za nieodpowiednie.
Uważnie wsłuchiwała się w słowa, dotyczące starożytnych run. Niezwykle zależało jej na poznaniu tajników tej dziedziny, która mogła okazać się kluczowa w zdobywaniu dalszej wiedzy, która ją interesowała. Szaroniebieskie spojrzenie wodziło między twarzą mężczyzny a kawałkami pergaminu, gdy zapisywała notatki zgrabnym pismem, aby móc później powrócić do wiedzy, gdy będzie to potrzebne.
- Nie, nigdy nie miałam okazji, by uczyć się języków obcych… - Odpowiedziała, a rumieniec zawstydzenia pojawił się na jej buzi. Zawsze czuła się zawstydzona, gdy nie mogła pochwalić się jakąś wiedzą; zawsze czuła, że powinna wiedzieć więcej, powinna posiadać więcej informacji oraz umiejętności. Wsłuchiwała się w przyjemne brzmienie męskiego głosu, chłonąc słowa, jakie padały z jego ust. - Och, mam nadzieję, że uda mi się to osiągnąć… Proszę mówić dalej, jestem niezwykle ciekawa pańskich słów… Pokazałby mi pan najczęstsze wyrażenia? Najbardziej spotykane kombinacje? - Poprosiła, opierając łokcie o blat stołu, by spleść ze sobą swoje dłonie, na których oparła delikatną buzię, a szaroniebieskie spojrzenie utkwiło w twarzy pana Dearborn - była gotowa, aby wsłuchać się w długą opowieść.
- Och, wystarczy nie mieć chęci, aby posiadać jakikolwiek czas wolny. - Odpowiedziała z rozbawieniem w głosie, tym samym dając znać, że pozwoliła sobie na delikatny żart w jego kierunku. Stanowisko prefekta było wymagające, a sama Frances… Cóż, potwierdzała swój żart. Większość dni w szkolnym okresie spędzała z nosem w książkach, pomagając innym uczniom bądź pełniąc obowiązki prefekta. Ominęły ją pierwsze, spełnione miłostki, ominęły ją silne przyjaźnie oraz szkolne dramaty.
Na odpowiedź komplementu uśmiechnęła się jedynie, nie drążąc już dalej tematu. Zbyt wiele komplementów w jednej materii traciło na swoim uroku, jednocześnie eteryczna alchemiczka nie chciała wyjść na nachalną bądź niewychowaną, mimo iż policjant sprawiał zwyczajnie wrażenie sympatycznego mężczyzny.
Frances zamrugała, widząc jak uśmiech ulatuje z męskiej twarzy. Czyżby powiedziała coś nieodpowiedniego?
- Tak… - Odpowiedziała, dla potwierdzenia swoich słów kiwając głową, a złote pukle zatańczyły wokół delikatnej buzi alchemiczki. - Przepraszam za pytanie, lecz czy powiedziałam coś nie tak? Proszę mi wybaczyć, jeśli pana czymś uraziłam, to z pewnością nie było moją intencją… - Powiedziała niepewnie, wlepiając w męską twarz zaniepokojone spojrzenie szaroniebieskich tęczówek. Nie wiedziała, które z jej słów mogły wywołać tę reakcję, naprawdę jednak nie chciała urazić mężczyzny i wystarczyło jedno spojrzenie na nią, by zauważyć, że przejęła się możliwością powiedzenia czegoś, co mógłby uznać za nieodpowiednie.
Uważnie wsłuchiwała się w słowa, dotyczące starożytnych run. Niezwykle zależało jej na poznaniu tajników tej dziedziny, która mogła okazać się kluczowa w zdobywaniu dalszej wiedzy, która ją interesowała. Szaroniebieskie spojrzenie wodziło między twarzą mężczyzny a kawałkami pergaminu, gdy zapisywała notatki zgrabnym pismem, aby móc później powrócić do wiedzy, gdy będzie to potrzebne.
- Nie, nigdy nie miałam okazji, by uczyć się języków obcych… - Odpowiedziała, a rumieniec zawstydzenia pojawił się na jej buzi. Zawsze czuła się zawstydzona, gdy nie mogła pochwalić się jakąś wiedzą; zawsze czuła, że powinna wiedzieć więcej, powinna posiadać więcej informacji oraz umiejętności. Wsłuchiwała się w przyjemne brzmienie męskiego głosu, chłonąc słowa, jakie padały z jego ust. - Och, mam nadzieję, że uda mi się to osiągnąć… Proszę mówić dalej, jestem niezwykle ciekawa pańskich słów… Pokazałby mi pan najczęstsze wyrażenia? Najbardziej spotykane kombinacje? - Poprosiła, opierając łokcie o blat stołu, by spleść ze sobą swoje dłonie, na których oparła delikatną buzię, a szaroniebieskie spojrzenie utkwiło w twarzy pana Dearborn - była gotowa, aby wsłuchać się w długą opowieść.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zaśmiałem się lekko na słowa panny Burroughs o całkowitym braku czasu wolnego. Tak, to brzmiało jak smutna prawda, przykryta pierzynką żartu.
- Podobny brak chęci wystarczy, by przez kilka lat grać w domowej drużynie quidditcha, więc poniekąd rozumiem co ma panienka na myśli - odparłem.
Oczywiście, bycie częścią drużyny Krukonów nie mogło się równać z pełnieniem funkcji prefekta naczelnego, to była o wiele większa odpowiedzialność, a i wyniki w nauce musiała mieć naprawdę wysoko ponad oczekiwania nauczycieli. Do latania na miotle wystarczyła odrobina talentu, samozaparcia i wytrwałości podczas treningów. Zwłaszcza, kiedy rozchodziło się o puchar domów i kapitan drużyny nie zamierzał odpuszczać.
Dopiero, kiedy Frances zapytała czy mnie uraziła, uświadomiłem sobie, że wątpliwości odbiły się na mojej twarzy, tak jak przykre skojarzenia jakie budziło to nazwisko. Wyglądała na szczerze zmartwioną - tylko nie tym, co potrzeba. Tak jak postanowiłem nie zamierzałem póki co dawać jej więcej powodów do trosk, dopóki nie upewnię się, że o tego Macnaira chodziło. Potrząsnąłem zatem stanowczo głową, uśmiechając się znów lekko.
- Ależ nie, droga pani, absolutnie nie. Proszę tak nie myśleć. Nie powiedziała panienka nic nieodpowiedniego. Coś niespodziewanie wpadło mi do głowy, po prostu. To mi proszę wybaczyć, zamyśliłem się - zapewniłem ją. Mina czarownicy zdradzała wyrzuty zupełnie, absolutnie niepotrzebne.
Uśmiechnąłem się do niej pocieszająco, kiedy odparła, że nie uczyła się języków obcych. Nic straconego.
- Człowiekowi nie starczy czasu w życiu na naukę wszystkiego, czego pragnie, proszę się tym nie martwić. Zwłaszcza, że ma pani przed sobą jeszcze jego ogrom - rzekłem. - Dawno temu miałem ambicję, by uczyć się norweskiego, głównie ze względu na starożytne runy, lecz dość szybko, niestety, się poddałem przez natłok innych obowiązków. Runy mogą to jednak wynagrodzić. Po części może pani je tak traktować.
Rumieniec, który pokrył blade policzki panny Burroughs, sugerował, że wstydzi się tego, że nie mówi w językach obcych, a naprawdę nie powinna była. Miała tak niewiele lat, a już pracowała jako asystentka profesora - mogła być z siebie dumna. Widać dziewczyna była zwyczajnie ambitna, a to się ceniło.
- Jest pani bystrą, pojętną czarownicą, jestem pewien, że praca z runami przyniesie wyczekiwane efekty. O systematyczności i sumienności zapewne nie muszę wspominać - odparłem, po czym sięgnąłem po jedną z książek o podstawach run. Żal było z nich nie skorzystać, a i marnować papier na rysowanie, skoro w księdze mogliśmy tak wiele znaleźć w księdze. - Naturalnie. Zaczniemy od najbardziej podstawowych schematów, przykładowych, później możemy je omówić na przykładzie prostych talizmanów - zaproponowałem, spoglądając w niebieskie oczy, gdy spojrzała na mnie, gotowa, by wysłuchać opowieści.
Dopiłem jeszcze herbatę, by zwilżyć gardło, otworzyłem księgę na jednej z pierwszych stron i odwróciłem ją tak, by Frances mogła widzieć treści pod odpowiednim kątem. Sam wziąłem różdżkę do ręki i tłumacząc jej owe schematy, niekiedy kreśliłem podobne kształty tą różdżką, utkane z drobinek kolorowego światła, bądź podkreślałem jakieś tresći.
- Podobny brak chęci wystarczy, by przez kilka lat grać w domowej drużynie quidditcha, więc poniekąd rozumiem co ma panienka na myśli - odparłem.
Oczywiście, bycie częścią drużyny Krukonów nie mogło się równać z pełnieniem funkcji prefekta naczelnego, to była o wiele większa odpowiedzialność, a i wyniki w nauce musiała mieć naprawdę wysoko ponad oczekiwania nauczycieli. Do latania na miotle wystarczyła odrobina talentu, samozaparcia i wytrwałości podczas treningów. Zwłaszcza, kiedy rozchodziło się o puchar domów i kapitan drużyny nie zamierzał odpuszczać.
Dopiero, kiedy Frances zapytała czy mnie uraziła, uświadomiłem sobie, że wątpliwości odbiły się na mojej twarzy, tak jak przykre skojarzenia jakie budziło to nazwisko. Wyglądała na szczerze zmartwioną - tylko nie tym, co potrzeba. Tak jak postanowiłem nie zamierzałem póki co dawać jej więcej powodów do trosk, dopóki nie upewnię się, że o tego Macnaira chodziło. Potrząsnąłem zatem stanowczo głową, uśmiechając się znów lekko.
- Ależ nie, droga pani, absolutnie nie. Proszę tak nie myśleć. Nie powiedziała panienka nic nieodpowiedniego. Coś niespodziewanie wpadło mi do głowy, po prostu. To mi proszę wybaczyć, zamyśliłem się - zapewniłem ją. Mina czarownicy zdradzała wyrzuty zupełnie, absolutnie niepotrzebne.
Uśmiechnąłem się do niej pocieszająco, kiedy odparła, że nie uczyła się języków obcych. Nic straconego.
- Człowiekowi nie starczy czasu w życiu na naukę wszystkiego, czego pragnie, proszę się tym nie martwić. Zwłaszcza, że ma pani przed sobą jeszcze jego ogrom - rzekłem. - Dawno temu miałem ambicję, by uczyć się norweskiego, głównie ze względu na starożytne runy, lecz dość szybko, niestety, się poddałem przez natłok innych obowiązków. Runy mogą to jednak wynagrodzić. Po części może pani je tak traktować.
Rumieniec, który pokrył blade policzki panny Burroughs, sugerował, że wstydzi się tego, że nie mówi w językach obcych, a naprawdę nie powinna była. Miała tak niewiele lat, a już pracowała jako asystentka profesora - mogła być z siebie dumna. Widać dziewczyna była zwyczajnie ambitna, a to się ceniło.
- Jest pani bystrą, pojętną czarownicą, jestem pewien, że praca z runami przyniesie wyczekiwane efekty. O systematyczności i sumienności zapewne nie muszę wspominać - odparłem, po czym sięgnąłem po jedną z książek o podstawach run. Żal było z nich nie skorzystać, a i marnować papier na rysowanie, skoro w księdze mogliśmy tak wiele znaleźć w księdze. - Naturalnie. Zaczniemy od najbardziej podstawowych schematów, przykładowych, później możemy je omówić na przykładzie prostych talizmanów - zaproponowałem, spoglądając w niebieskie oczy, gdy spojrzała na mnie, gotowa, by wysłuchać opowieści.
Dopiłem jeszcze herbatę, by zwilżyć gardło, otworzyłem księgę na jednej z pierwszych stron i odwróciłem ją tak, by Frances mogła widzieć treści pod odpowiednim kątem. Sam wziąłem różdżkę do ręki i tłumacząc jej owe schematy, niekiedy kreśliłem podobne kształty tą różdżką, utkane z drobinek kolorowego światła, bądź podkreślałem jakieś tresći.
becomes law
resistance
becomes duty
Brak wolnego czasu był chyba jedną z charakterystycznych cech tych, którzy chcieli posiąść wielką wiedzę. Uśmiechnęła się ślicznie na jego słowa i mimo iż mogłaby zagłębić się w temat oraz wejść w dłuższą dyskusję dotyczącą szkolnych lat, nie zdecydowała się jednak na ten ruch doskonale wiedząc, iż mieli ważniejszą sprawę na głowie - lekcję, o którą poprosiła pana Dearborn i która zapewne była potrzebna zarówno jej, jak i jemu.
Przejęcie, jakie pojawiło się na jej buzi było wywołane faktycznym zmartwieniem, iż przypadkiem uradziła towarzyszącego jej mężczyznę. Nie chciała, by sympatyczny policjant zraził się do niej, zwłaszcza iż zdawał się być osobom niezwykle uczynną, jak i posiadającą wiedzę, która mogła okazać się jej przydatna.
- Och, kamień z serca! Ostatnie czego bym chciała, to urazić pana swoimi słowami. - Przyznała, a delikatny rumieniec ponownie zagościł na jej buzi, gdy wyznanie uleciało z jej ust. Nigdy nie była osobą skorą do jakichkolwiek konfliktów, zawsze czującą się z nimi niezwykle źle.
- Owszem, nie starczy, lecz zawsze można próbować, czyż nie? Przyznam, że marzy mi się osiągnięcie najgłębszego stopnia wtajemniczenia w swojej dziedzinie. - Odpowiedziała niewinnie, z niemal anielskim uśmiechem wyrysowanym na malinowych wargach oraz niewielką dozą rozmarzenia w delikatnym głosie. Posiadała niezwykle spore ambicje, o czym świadczyła chociaż chęć rozwijania się w naukowym świecie oraz plany snute względem wielkich odkryć, do których nie przyznawała się każdemu. Była pewna, że któregoś dnia uda się jej przedłużyć swoje życie, a to da jej jeszcze więcej czasu na zgłębianie najróżniejszych nauk. - Och, może być pan pewien, że doskonale znam znaczenie systematyczności oraz sumienności. - Zapewniła, z ekscytacją oczekując dalszych jego słów. Doskonale wiedziała, jak ważna jest sumienność podczas nauki, gdyby nie to, zapewne nie udało by jej się zgromadzić tak obszernej wiedzy, jaką posiadała. To oraz swego rodzaju poświęcenie życia prywatnego, jakie dało się u niej zauważyć.
- Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli zahaczyć również o talizmany, panie Dearborn! - Odrzekła z zachwytem, niezwykle zadowolona z jego propozycji. A później skupiła się na słowach, uciekających z męskich ust. Słuchała policjanta uważnie, z zamyśleniem wypisanym w delikatnych rysach, spojrzeniem wodząc od podręcznika, do męskiej twarzy, czasem zatrzymując się przy pergaminie, na którym wynotowywała najważniejsze informacje. Uśmiech pojawiał się na jej buzi za każdym razem, gdy drobinki kolorowego światła przecinały powietrze układając się w różne kształty bądź podkreślając najistotniejsze treści.
Eteryczna alchemiczka nie zauważyła nawet, kiedy minęły długie godziny spędzone nad podręcznikami, z których przerobili chyba wszystkie, najważniejsze kwestie. Czuła się zmęczona długim wysiłkiem umysłowym, acz w pełni zadowolona, przekonana iż mężczyzna przekazał jej naprawdę spory kawałek wiedzy.
- Och, nie wiem jak panu dziękować, panie Dearborn! Dawno nie miałam tak dobrego nauczyciela. Proszę mi powiedzieć, gdybym kiedykolwiek jeszcze potrzebowała pomocy z tego przedmiotu, mogłabym na pana liczyć? - Spytała z nadzieją w głosie, niezwykle licząc na kolejne lekcje, co mogło okazać się korzystnym dla ich obojga.
A później pozostało jedynie się rozliczyć oraz ciepło pożegnać.
| zt. dla Franeczki
Przejęcie, jakie pojawiło się na jej buzi było wywołane faktycznym zmartwieniem, iż przypadkiem uradziła towarzyszącego jej mężczyznę. Nie chciała, by sympatyczny policjant zraził się do niej, zwłaszcza iż zdawał się być osobom niezwykle uczynną, jak i posiadającą wiedzę, która mogła okazać się jej przydatna.
- Och, kamień z serca! Ostatnie czego bym chciała, to urazić pana swoimi słowami. - Przyznała, a delikatny rumieniec ponownie zagościł na jej buzi, gdy wyznanie uleciało z jej ust. Nigdy nie była osobą skorą do jakichkolwiek konfliktów, zawsze czującą się z nimi niezwykle źle.
- Owszem, nie starczy, lecz zawsze można próbować, czyż nie? Przyznam, że marzy mi się osiągnięcie najgłębszego stopnia wtajemniczenia w swojej dziedzinie. - Odpowiedziała niewinnie, z niemal anielskim uśmiechem wyrysowanym na malinowych wargach oraz niewielką dozą rozmarzenia w delikatnym głosie. Posiadała niezwykle spore ambicje, o czym świadczyła chociaż chęć rozwijania się w naukowym świecie oraz plany snute względem wielkich odkryć, do których nie przyznawała się każdemu. Była pewna, że któregoś dnia uda się jej przedłużyć swoje życie, a to da jej jeszcze więcej czasu na zgłębianie najróżniejszych nauk. - Och, może być pan pewien, że doskonale znam znaczenie systematyczności oraz sumienności. - Zapewniła, z ekscytacją oczekując dalszych jego słów. Doskonale wiedziała, jak ważna jest sumienność podczas nauki, gdyby nie to, zapewne nie udało by jej się zgromadzić tak obszernej wiedzy, jaką posiadała. To oraz swego rodzaju poświęcenie życia prywatnego, jakie dało się u niej zauważyć.
- Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli zahaczyć również o talizmany, panie Dearborn! - Odrzekła z zachwytem, niezwykle zadowolona z jego propozycji. A później skupiła się na słowach, uciekających z męskich ust. Słuchała policjanta uważnie, z zamyśleniem wypisanym w delikatnych rysach, spojrzeniem wodząc od podręcznika, do męskiej twarzy, czasem zatrzymując się przy pergaminie, na którym wynotowywała najważniejsze informacje. Uśmiech pojawiał się na jej buzi za każdym razem, gdy drobinki kolorowego światła przecinały powietrze układając się w różne kształty bądź podkreślając najistotniejsze treści.
Eteryczna alchemiczka nie zauważyła nawet, kiedy minęły długie godziny spędzone nad podręcznikami, z których przerobili chyba wszystkie, najważniejsze kwestie. Czuła się zmęczona długim wysiłkiem umysłowym, acz w pełni zadowolona, przekonana iż mężczyzna przekazał jej naprawdę spory kawałek wiedzy.
- Och, nie wiem jak panu dziękować, panie Dearborn! Dawno nie miałam tak dobrego nauczyciela. Proszę mi powiedzieć, gdybym kiedykolwiek jeszcze potrzebowała pomocy z tego przedmiotu, mogłabym na pana liczyć? - Spytała z nadzieją w głosie, niezwykle licząc na kolejne lekcje, co mogło okazać się korzystnym dla ich obojga.
A później pozostało jedynie się rozliczyć oraz ciepło pożegnać.
| zt. dla Franeczki
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Naprawdę proszę nie zawracać sobie tym głowy - póki co, zapewniłem czarownicę. Niepotrzebnie tak mocno się przejęła, dobrze to jednak o niej świadczyło, o wrażliwości. Nie można było alchemiczce odmówić także dużej ambicji. - Pozostaje mi zatem życzyć panience powodzenia. Niech się pani jednak nie śpieszy. Na świecie jest tyle książek do przeczytania i sekretów do odkrycia, że życia na nie nie starczy, a większości długie lata zajmuje wyspecjalizowanie się w konkretnej dziedzinie. Ma panienka przed sobą jeszcze wiele czasu, lecz z takim podejściem wróżę świetlaną przyszłość - a do wróżbity mi daleko - zaśmiałem się szczerze.
W sumienność i systematyczność alchemiczki nie wątpiłem ani trochę. Dokładnie takie sprawiała wrażenie, więc uśmiechnąłem się jedynie kącikiem ust w odpowiedzi.
- Tak, lecz w teorii, panno Burroughs. Muszę zastrzec, że do stworzenia talizmanu niezbędna jest wiedza nie tylko o runach, ale i z zakresu numerologii, geologii i alchemii. Nigdy nie stworzyłem talizmanu. Pozostaniemy przy znaczeniu runy - ostrzegłem alchemiczkę, gdy zareagowała z zachwytem i entuzjazmem. Dobrze było widzieć, że w taki sposób podchodzi do nauki nowych rzeczy - i coraz mniej dziwiło mnie, że w Hogwarcie otrzymała funkcję prefekta naczelnego - lecz ograniczały nas... Moje umiejętności w tym zakresie. Nie nauczałem starożytnych run jako profesjonalista, zawsze były moją pasją i czułem, że wiem znacznie więcej, niż przeciętny absolwent Hogwartu z wysoką oceną z tego przedmiotu, dlatego podjąłem się udzielenia lekcji pannie Frances, chciałem być jednak z nią szczery i postawiłem sprawę jasno. Miała ambicję, aby zgłębiać najgłębsze tajniki sztuk magicznych - jeśli chodziło o starożytne runy i talizmany nie mogłem jej w tym pomóc. W rozjaśnieniu podstaw jak najbardziej, co uczyniłem z entuzjazmem, bo rozmowy o starożytnych runach zawsze sprawiało mi przyjemność. Przebrnęliśmy z Frances przez wiele podstawowych i ładnych schematów, wyrażeń, najczęściej łączonych ze sobą run, a ona nie stroniła od zadawania pytań i dyskusji, dzięki czemu miałem pewność, że moje gadanie nie poszło w las. W pewnym momencie aż zaschło mi w gardle i poprosiłem o jeszcze jedną filiżankę herbaty.
Zupełnie nie czułem upływu czasu, a zrobiło się już dość późno.
- Schlebia mi, panno Burroughs, bardzo dziękuję, lecz myślę, że jest w tym trochę przesady, do naprawdę dobrego nauczyciela jeszcze mi brakuje - odparłem z uśmiechem na jej uprzejme słowa. - Oczywiście. Gdyby potrzebowała pani pomocy i takiej pomocy będę mógł udzielić, to pani sowa na pewno mnie znajdzie.
Gdybym tylko wciąż był legalnie zatrudniony w Biurze Aurorów, to zapewne odmówiłbym przyjęcia zapłaty za tę lekcję, lecz trudna sytuacja materialna zmusiła mnie do tego, by wsunąć oferowaną przez Frances sakiewkę do kieszeni. Pozbawiony stałego źródła dochodów musiałem myśleć o przyszłości i o tym, czy wkrótce będzie w ogóle co włożyć do garnka, nawet jeśli Debbie wciąż narzekała, że nie ma co jeść.
Z lekkim żalem pożegnałem się z panną Burroughs, ale byłem już niemal spóźniony na spotkanie z Tonksem.
| zt <3
W sumienność i systematyczność alchemiczki nie wątpiłem ani trochę. Dokładnie takie sprawiała wrażenie, więc uśmiechnąłem się jedynie kącikiem ust w odpowiedzi.
- Tak, lecz w teorii, panno Burroughs. Muszę zastrzec, że do stworzenia talizmanu niezbędna jest wiedza nie tylko o runach, ale i z zakresu numerologii, geologii i alchemii. Nigdy nie stworzyłem talizmanu. Pozostaniemy przy znaczeniu runy - ostrzegłem alchemiczkę, gdy zareagowała z zachwytem i entuzjazmem. Dobrze było widzieć, że w taki sposób podchodzi do nauki nowych rzeczy - i coraz mniej dziwiło mnie, że w Hogwarcie otrzymała funkcję prefekta naczelnego - lecz ograniczały nas... Moje umiejętności w tym zakresie. Nie nauczałem starożytnych run jako profesjonalista, zawsze były moją pasją i czułem, że wiem znacznie więcej, niż przeciętny absolwent Hogwartu z wysoką oceną z tego przedmiotu, dlatego podjąłem się udzielenia lekcji pannie Frances, chciałem być jednak z nią szczery i postawiłem sprawę jasno. Miała ambicję, aby zgłębiać najgłębsze tajniki sztuk magicznych - jeśli chodziło o starożytne runy i talizmany nie mogłem jej w tym pomóc. W rozjaśnieniu podstaw jak najbardziej, co uczyniłem z entuzjazmem, bo rozmowy o starożytnych runach zawsze sprawiało mi przyjemność. Przebrnęliśmy z Frances przez wiele podstawowych i ładnych schematów, wyrażeń, najczęściej łączonych ze sobą run, a ona nie stroniła od zadawania pytań i dyskusji, dzięki czemu miałem pewność, że moje gadanie nie poszło w las. W pewnym momencie aż zaschło mi w gardle i poprosiłem o jeszcze jedną filiżankę herbaty.
Zupełnie nie czułem upływu czasu, a zrobiło się już dość późno.
- Schlebia mi, panno Burroughs, bardzo dziękuję, lecz myślę, że jest w tym trochę przesady, do naprawdę dobrego nauczyciela jeszcze mi brakuje - odparłem z uśmiechem na jej uprzejme słowa. - Oczywiście. Gdyby potrzebowała pani pomocy i takiej pomocy będę mógł udzielić, to pani sowa na pewno mnie znajdzie.
Gdybym tylko wciąż był legalnie zatrudniony w Biurze Aurorów, to zapewne odmówiłbym przyjęcia zapłaty za tę lekcję, lecz trudna sytuacja materialna zmusiła mnie do tego, by wsunąć oferowaną przez Frances sakiewkę do kieszeni. Pozbawiony stałego źródła dochodów musiałem myśleć o przyszłości i o tym, czy wkrótce będzie w ogóle co włożyć do garnka, nawet jeśli Debbie wciąż narzekała, że nie ma co jeść.
Z lekkim żalem pożegnałem się z panną Burroughs, ale byłem już niemal spóźniony na spotkanie z Tonksem.
| zt <3
becomes law
resistance
becomes duty
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Nad stawem
Szybka odpowiedź