Korytarz zachodni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz zachodni
Jeden z krętych, kamiennych korytarzy w którym dokładnie widoczne jest, że został on porzucony, zanim został przez gobliny właściwie wykończony, brak tutaj wygładzeń, czy zdobień, wydaje się prosty, zwyczajny, roboczy, jakby pozostawiony w połowie prac. Tumany kurzu osiadają na skalnych pólkach, a niektóre ze schodków są ukruszone. Ścieżki rozchodzą się czasem na kilka stron i tylko osoby zaznajomione z terenem są w stanie wybrać właściwą ścieżkę.
The member 'Claude Cunningham' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Ilość symboli nie dawała mu spokoju; wszystko zdawało się być okraszone ogromną ich ilością podobnie jak legenda, którą przyszło mu przeczytać. Szczera krew, co znajdowało się w głębi, zawsze trzech – niewiele z tego rozumiał, choć miał pewność, że runy odczytał prawidłowo. Dodatkowo każda z postaci posiadała pojedyncze znaki namalowane na swym torsie, co stanowiło jedyny element ich różniący. Być może każdy z nich musiał przyjąć na swe barki odpowiedzialność za inną część tajemnicy, a być może miało to większy związek z poszukiwanym artefaktem.
Przykładając dłoń do powierzchni wyciosanej ostrymi kształtami liczył, że coś się wydarzy i przybliży ich to do znalezienia dalszej drogi. W chwili, kiedy jego towarzysze zaufali mu i zgodnie ułożyli swe dłonie na symbolu uszu szatyna dobiegło charakterystyczne kliknięcie, jakoby jakieś przejście właśnie się otworzyło. Mimowolnie rozejrzał się dookoła nie odciągając dłoni od posadzki i wtem poczuł jak nieznana mu siła wysysa z niego całą moc… a może nawet magię. Przełknąwszy głośno ślinę starał się wygrać z rosnącą słabością, lecz nim zdążył unieść wzrok na Cilliana oraz Mathieu wszystko wróciło do normy. Nie rozumiał co się działo i czy była to tylko kwestia jego wyobraźni, jednakże twarze obu mężczyzn również wyrażały swego rodzaju niepokój, niezrozumienie – wszyscy mieli podobną wizję? Śnili na jawie? Czy może zdarzyło się to naprawdę?
Chciał im wytłumaczyć, liczył że będzie mieć na to chwilę, ale żywa, napędzona ich magią komnata uniemożliwiła mu to posyłając trzy, potężne impulsy wzdłuż całej powierzchni kamiennej podłogi, a następnie ścian. Tafle wody oraz sufit nieprzyjemnie zadrżały, a zaraz po tym z górnego otworu zaczął wydobywać się czarny płyn. -To czarnomagiczna siła, musimy być ostrożni- rzucił bardziej do siebie wiedząc, że to na jego barkach spoczywało przywództwo, a tym samym dbanie o bezpieczeństwo – co było nader naciąganym słowem – oddanych sprawie osób. -Unieście ręce do góry na mój znak- brnął dalej w swą wizję o tym miejscu, szukał odpowiedzi w obrazach i skoro pierwszy element zdawał się poskutkować liczył, że także kolejny uwolni ich od zalania wodą. Strumień trysnął rozbijając podłogę. -Teraz!- wrzasnął unosząc przedramiona ku górze, podobnie jak wzrok, który skupił się na sieci pęknięć oblepiających sufit. -Arresto Momentum- wypowiedział zaciskając wężowe drewno. Nie było tego w runicznej inskrypcji, postacie, na których wzór zachowywali się, nie wypowiadały zaklęć, jednakże nie mógł aż tak ryzykować. Samo przejście przez portal i tak wiązało się już z nader wielką zuchwałością.
Przykładając dłoń do powierzchni wyciosanej ostrymi kształtami liczył, że coś się wydarzy i przybliży ich to do znalezienia dalszej drogi. W chwili, kiedy jego towarzysze zaufali mu i zgodnie ułożyli swe dłonie na symbolu uszu szatyna dobiegło charakterystyczne kliknięcie, jakoby jakieś przejście właśnie się otworzyło. Mimowolnie rozejrzał się dookoła nie odciągając dłoni od posadzki i wtem poczuł jak nieznana mu siła wysysa z niego całą moc… a może nawet magię. Przełknąwszy głośno ślinę starał się wygrać z rosnącą słabością, lecz nim zdążył unieść wzrok na Cilliana oraz Mathieu wszystko wróciło do normy. Nie rozumiał co się działo i czy była to tylko kwestia jego wyobraźni, jednakże twarze obu mężczyzn również wyrażały swego rodzaju niepokój, niezrozumienie – wszyscy mieli podobną wizję? Śnili na jawie? Czy może zdarzyło się to naprawdę?
Chciał im wytłumaczyć, liczył że będzie mieć na to chwilę, ale żywa, napędzona ich magią komnata uniemożliwiła mu to posyłając trzy, potężne impulsy wzdłuż całej powierzchni kamiennej podłogi, a następnie ścian. Tafle wody oraz sufit nieprzyjemnie zadrżały, a zaraz po tym z górnego otworu zaczął wydobywać się czarny płyn. -To czarnomagiczna siła, musimy być ostrożni- rzucił bardziej do siebie wiedząc, że to na jego barkach spoczywało przywództwo, a tym samym dbanie o bezpieczeństwo – co było nader naciąganym słowem – oddanych sprawie osób. -Unieście ręce do góry na mój znak- brnął dalej w swą wizję o tym miejscu, szukał odpowiedzi w obrazach i skoro pierwszy element zdawał się poskutkować liczył, że także kolejny uwolni ich od zalania wodą. Strumień trysnął rozbijając podłogę. -Teraz!- wrzasnął unosząc przedramiona ku górze, podobnie jak wzrok, który skupił się na sieci pęknięć oblepiających sufit. -Arresto Momentum- wypowiedział zaciskając wężowe drewno. Nie było tego w runicznej inskrypcji, postacie, na których wzór zachowywali się, nie wypowiadały zaklęć, jednakże nie mógł aż tak ryzykować. Samo przejście przez portal i tak wiązało się już z nader wielką zuchwałością.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Wyraźnie czuł przepływ magii, przecież sobie tego nie wymyślił, jednak ostatecznie próba rzucenia zaklęcia zakończyła się fiaskiem. Energia wokół niego pulsowała, w nim zaś pęczniała, dwie siły napierały na niego – jedna z wnętrza, druga z otoczenia. Intuicyjnie połączył fakty, właśnie mściła się na nim chęć skorzystania z wrodzonego talentu władania magią. Odczuwanie porażki było straszne, gdy pozostawał rozchwiany, zagubiony, niezdolny ruszyć do przodu, gdzie czekała do odkrycia tajemnicza fioletowa poświata. Nogi ugięły się pod nim, kolana uderzyły o twarde podłoże, z którego wcześniej ustąpiły piaski. Ciężka masa spoczęła na jego barkach, mieszanina bezradności, złości i niekontrolowanej przez nikogo energii, rozbudzonej przez niego przez chwilą zbyt nieumiejętnie. Zaciskał usta, rękoma spróbował podeprzeć się o grunt, aby się od niego odbić, ale jeszcze się z tym wstrzymał, niezdolny otrząsnąć się w mgnieniu oka. Powinien się ruszyć, miał tego świadomość, która była w tej chwili nad wyraz kłująca, pogrążając go jeszcze bardziej w tym samym miejscu, gdzie utkwił. Czuł piekący trzewia wstyd, którego dowodziły czerwone plamy na policzkach, bo oto właśnie pozostawał z tyłu, gdy na rozkaz Czarnego Pana miał iść do przodu.
Szukał w sobie pokładów spokoju, ponieważ tylko skupienie mogło go uratować z tej sytuacji. Jeśli wykrzesze z siebie wystarczająco energii, raptem jeden impuls, być może wszystko powróci do względnej harmonii. Zadanie nie było wcale proste, ale pozostawała z zasięgu jego możliwości. Tak jak rzekomo zaklęcie, które próbował wcześniej rzucić. Niech to szlag. Przymknął oczy, próbując się wyciszyć, stać się oazą spokoju, choć dawały o sobie znać także kłopotliwe emocje.
| rzut na zapanowanie nad niekontrolowaną magią
Szukał w sobie pokładów spokoju, ponieważ tylko skupienie mogło go uratować z tej sytuacji. Jeśli wykrzesze z siebie wystarczająco energii, raptem jeden impuls, być może wszystko powróci do względnej harmonii. Zadanie nie było wcale proste, ale pozostawała z zasięgu jego możliwości. Tak jak rzekomo zaklęcie, które próbował wcześniej rzucić. Niech to szlag. Przymknął oczy, próbując się wyciszyć, stać się oazą spokoju, choć dawały o sobie znać także kłopotliwe emocje.
| rzut na zapanowanie nad niekontrolowaną magią
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
Poczuł, że zaklęcie odniosło rezultat, a spokój ogarnął go na kilka chwil. Wiedział z czym wiązało się obudzenie dodatkowego zmysłu, lecz i tak nie był przygotowany na to, jak gwałtownie zaleje go poczucie zagrożenia, a do tego nie zniknie szybko. Niczego innego nie powinien się spodziewać i zrozumiał to, gdy uczucie pozostawało z nim, zatrzymując się na pewnym nieznośnym poziomie. To miejsce było jak jedno wielkie zagrożenie. Spojrzał na spirale znajdujące się na ziemi, przystając zaraz przy jednej. Nie wnikał, co takiego chciał sprawdzić Macnair, jeśli miał plan, wypadało z tego skorzystać.
Zajął odpowiednie miejsce, wahając się krótki moment nim położył dłonie na symbolu. Czując, jak dziwna siła przytrzymuje jego ręce, przeklną pod nosem, czując nadal ten sam niepokój, który towarzyszył mu od kilku minut. Poczucie słabości było okropne, lecz na całe szczęście minęło i wszystko zdawało się wrócić do normalności, nawet jeśli nadal tkwili w tym dziwnym pomieszczeniu bez wyjścia. Odetchnął cicho, krzywiąc się minimalnie, gdy poczuł, jak zmysł znów daje mu znać o potencjalnym zagrożeniu. Trzy uderzenia, wydawały się odpowiedzią na to, przed czym został ostrzeżony moment wcześniej. Powiódł wzrokiem, po otoczeniu, spoglądając przez chwile w górę na pękający sufit. Nie wyglądało to dobrze, a działający ciągle dodatkowo rozbudzony zmysł, tylko pogłębiał te odczucia.
Przeniósł wzrok na towarzyszy, skupiając się bardziej na tym, z którym łączyły go więzy krwi, bo to właśnie On zdawał się mieć konkretniejszy plan na to, co zaraz będzie się działo; miał przewagę rozumiejąc więcej z otaczających ich zapisów i najwyraźniej więcej dostrzegając. Na znak również sam uniósł ręce ku górze, ponownie spoglądając na pęknięcia, których przybywało. Jego uszu dobiegła inkantacja, która mogła kupić im trochę czasu, dlatego niewiele myśląc, powtórzył ją.- Arresto Momentum – judaszowiec w jego ręce, bywał kapryśny i potrafił zawodzić, ale w takiej sytuacji, miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Zajął odpowiednie miejsce, wahając się krótki moment nim położył dłonie na symbolu. Czując, jak dziwna siła przytrzymuje jego ręce, przeklną pod nosem, czując nadal ten sam niepokój, który towarzyszył mu od kilku minut. Poczucie słabości było okropne, lecz na całe szczęście minęło i wszystko zdawało się wrócić do normalności, nawet jeśli nadal tkwili w tym dziwnym pomieszczeniu bez wyjścia. Odetchnął cicho, krzywiąc się minimalnie, gdy poczuł, jak zmysł znów daje mu znać o potencjalnym zagrożeniu. Trzy uderzenia, wydawały się odpowiedzią na to, przed czym został ostrzeżony moment wcześniej. Powiódł wzrokiem, po otoczeniu, spoglądając przez chwile w górę na pękający sufit. Nie wyglądało to dobrze, a działający ciągle dodatkowo rozbudzony zmysł, tylko pogłębiał te odczucia.
Przeniósł wzrok na towarzyszy, skupiając się bardziej na tym, z którym łączyły go więzy krwi, bo to właśnie On zdawał się mieć konkretniejszy plan na to, co zaraz będzie się działo; miał przewagę rozumiejąc więcej z otaczających ich zapisów i najwyraźniej więcej dostrzegając. Na znak również sam uniósł ręce ku górze, ponownie spoglądając na pęknięcia, których przybywało. Jego uszu dobiegła inkantacja, która mogła kupić im trochę czasu, dlatego niewiele myśląc, powtórzył ją.- Arresto Momentum – judaszowiec w jego ręce, bywał kapryśny i potrafił zawodzić, ale w takiej sytuacji, miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cillian Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Brak reakcji na rzucone przez niego zaklęcia był niepokojący. Z komnaty w której się znaleźli nie było wyjścia, a przynajmniej żadnego oczywistego. Czyżby mieli tutaj zginąć, a przejście przez portal było kardynalnym błędem, który popełnili od razu, na samym wstępie? Poczuł to dziwne ukłucie we wnętrzu, kiedy to sytuacja zdawała się być impasem, bez żadnej możliwości ruszenia dalej. Nie wykrył też żadnych istot, ani ludzi, kompletnie nikogo w pobliżu. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej... nie tak to miało wyglądać. Czy jedynym i głównym zagrożeniem tego miejsce miała być magia pulsująca w każdym calu ich otoczenia? Wzburzona woda i dziwne wrażenie, że sufit zawala się na ich głowy i nie wiadomo co nadejdzie z tamtej strony? Nie pokazał po sobie nic, żadnej, nawet najmniejszej emocji. Pomieszczenie reagowało na ich obecność, na ich czyny i gesty. Nie rozumiał obrazów na ścianach, były dla niego nieznane i niepojęte, nie znał się na runach i ich znaczeniu, jedynie zwierzęta mogły stanowić jakąkolwiek podpowiedź.
Postanowił słuchać Drew, w końcu on jako jedyny z nich był bardziej obeznany w tym temacie. Dotknięcie miejsc przyniosło efekty, dlatego postanowili iść w tym kierunku. Skinął mu głową, kiedy powiedział o podniesieniu rąk i był gotów to zrobić, kiedy tylko mężczyzna dał im znak. Uniósł ręce ku górze, kiedy nadszedł odpowiedni sygnał. Nie pozostał im nic innego jak kierować się w tą stronę. Skoro ich poprzednie zachowania przyniosły efekt, to może wymagało to od nich więcej wysiłku. Oby to nie była ich zguba.
Najwyraźniej wszyscy trzej pomyśleli o tym samym. Musieli spowolnić to, co miało nadejść. Mathieu również dołączył do kompanów, w praktycznie tym samym momencie. Zacisnął palce na różdżce i skupił się na wypowiadanym zaklęciu. Chciał ich wesprzeć, chciał wspomóc ich działanie choć nie sądził, aby był w tym gronie wybitnym czarodziejem. Każdy miał inne doświadczenia, inne zdolności, ale liczyły się przecież próby i chęci. - Arresto Momentum! - wykrzyknął z pełnym skupieniem. Oby zadziałało.
Postanowił słuchać Drew, w końcu on jako jedyny z nich był bardziej obeznany w tym temacie. Dotknięcie miejsc przyniosło efekty, dlatego postanowili iść w tym kierunku. Skinął mu głową, kiedy powiedział o podniesieniu rąk i był gotów to zrobić, kiedy tylko mężczyzna dał im znak. Uniósł ręce ku górze, kiedy nadszedł odpowiedni sygnał. Nie pozostał im nic innego jak kierować się w tą stronę. Skoro ich poprzednie zachowania przyniosły efekt, to może wymagało to od nich więcej wysiłku. Oby to nie była ich zguba.
Najwyraźniej wszyscy trzej pomyśleli o tym samym. Musieli spowolnić to, co miało nadejść. Mathieu również dołączył do kompanów, w praktycznie tym samym momencie. Zacisnął palce na różdżce i skupił się na wypowiadanym zaklęciu. Chciał ich wesprzeć, chciał wspomóc ich działanie choć nie sądził, aby był w tym gronie wybitnym czarodziejem. Każdy miał inne doświadczenia, inne zdolności, ale liczyły się przecież próby i chęci. - Arresto Momentum! - wykrzyknął z pełnym skupieniem. Oby zadziałało.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Każde słowo wypowiedziane przez Deirdre naznaczone było czystym wyrazem wściekłości. Dla dwojga czarodziejów wyglądało to tak, jakby Śmierciożerczynię dosłownie coś opętało. Jej słowa raniły męską dumę, uderzały w najczulsze punkty, jednak to nie one okazały się być tym, co można było uznać za zdradę. Różdżka wymierzona w jednego ze swoich zwiastowała niebezpieczeństwo, lecz to klątwa wypowiedziana z ust czarownicy tym była. Wyjątkowo silna, niemal napędzana pogardą, którą odczuwała wobec nich, pomknęła w kierunku Blacka, a Mericourt odwróciła się na pięcie i podążyła za fioletowym blaskiem.
Dziwna siła, która pętała Alpharda oraz Claude’a nie odpuszczała. Dyrygowała nimi, a właściwie to ich własna magia poddawała się cudzemu panowaniu. Choć obaj próbowali odzyskać kontrolę, przeczucie jasno mówiły, że nie mogło to być takie proste. Drżąca różdżka w obu przypadkach próbowała wykonać jakiś ruch, gest, który miał zasiać zniszczenie nieznanego rodzaju i był on prawie na ukończeniu, gdy Alphard odnalazł w sobie dostatecznie duże pokłady siły, aby proces ten zatrzymać. Trzymał różdżkę twardo w palcach, znów była mu posłuszna, a dzięki temu miał szansę obronić się przed pędzącą w niego klątwą. Podobne starania nie powiodły się pomyślnie dla Cunninghama. Starał się ze wszystkich sił utrzymać różdżkę, lecz drżała wyjątkowo silnie, a pewnym momencie jego palce nie zdołały jej utrzymać i upuścił równo wyciosany migdałowiec. Gdy drewno uderzyło o podłożenie, różdżka wypaliła. Nieznana wiązka magii uderzyła w jeden ze słupów, który uformowały wcześniejsze piaski i kamienie. Pod wpływem niekontrolowanej magii rozpadł się, jakby uderzyła weń solidna Bombarda, a spod niewidocznego sklepienia posypał się pierwszy pył oraz drobny gruz tuż obok otwartego przejścia, za którym zniknęła Deirdre.
Mericourt podążała za fioletowym światłem krótkim korytarzem, z ulgą doświadczając spokoju własnych emocji. Uległy wyciszeniu, jakby słowa, którymi zraniła, jakby rzucone zaklęcie, zabrały od niej cały jej gniew, który nienaturalnie urósł ledwie kilka chwil temu. Mogła odetchnąć pełną piersią i przekroczyć dziwny mrok, za którym jawiło się wiodące ją światło. Pierwsze, co poczuła, to przenikliwy chłód, który ją ogarnął. Miejsce, w którym się znalazła, nawet bez odpowiedniego oświetlenia, było odczuwalne jako ogromne i znacznie bardziej solidne niż poprzednie. Nie widziała wiele. Przystanęła u wylotu korytarza i spoglądała na drugi koniec, skąd wyjątkowo wyraźny fiolety blask delikatnie pulsował w rytm jej oddechu.
— Jesteś — zabrzmiał głos dochodzący z tego samego miejsca, z którego pochodziło jedyne źródło światła. Tym razem brzmiał inaczej, znacznie młodziej, doroślej, silniej. Istotnie należał do kogoś lub czegoś o wielkiej sile. Wystarczyło kilka sekund, aby do Deirdre dotarło, że po drugiej stronie tego miejsca widniała potężna, czarnomagiczna aura. – Pragniesz tego, dziecino, lecz jesteś niegodna — zawyrokował głos. — Porzuciłaś go, zraniłaś. — Finalne echo gdzieś zawibrowało w jej własnych myślach, a po przedramionach przebiegł dreszcz, który poczuła na tyle dotkliwie, że nawet w panujących ciemnościach była w stanie dostrzec, że spod rękawów odzienia wystają pióra, a paznokcie przybrały kształt zagiętych szponów. Trwało to jednak krótko, by mogła im się przyjrzeć. Zniknęło równo szybko, pozostawiając ją samą, być może podążającą w kierunku szaleństwa.
Alpharda, nim zdołał podjąć się jakiejkolwiek czynności, ogarnęło coś dziwnego, przedzierającego się przez umysł. Nagle poczuł pustkę. Zapomniał, co tutaj robił z Claudem i Deirdre. Stracił wspomnienie tego, doświadczali wspólnie przed chwilą. Widział jedynie mknący w niego, wyjątkowo silny czar, niemający swojego właściciela. Obok dostrzegł obcego mężczyznę. Nie wiedział, w jakim celu znalazł się w tak ponurym miejscu obsypanym piaskiem, w którym znajdował się szereg zbroi wykutych przez gobliny. Część z nich pochodziła z siedemnastego wieku, pozostałe były starsze, lecz to nie wyjaśniało niczego, z czym właśnie się mierzył.
Drew nie mógł mieć żadnych wątpliwości; zidentyfikowane przez niego runy oznaczały to, co z nich wyczytał. Jako jedyny z całej trójki był w stanie je zidentyfikować, stając się tym samym swego rodzaju drogowskazem, jak powinni podążać. Kroki, które podjął zadziałały, a przynajmniej miał prawo pozostać przekonanym, że robił dobrze. Jednak to, co zaczęło dziać się wokół, nie zwiastowało niczego dobrego. Czarny lej przypominający wodę płynął coraz szybciej, nie roniąc ani jednej kropli poza obrany cel. Zdawał się niezależny, niewzruszony tym, co działo się wokół. Napór na suficie wyraźnie wzmagał. Dało się to usłyszeć we wszystkich trzaskach wydobywających zza ścian. Pęknięcia z wolna stawały się coraz większe, a spomiędzy nich zaczęły wytryskiwać drobne strumienie lodowatej wody, powoli stając się znacznie grubszymi i bardziej leniwymi – kropla drążyła skałę.
Śmierciożerca podjął kroki do przeprowadzenia czegoś, czego nie poznał do końca. Wpierw przyłożone dłonie do trzech run umieszczonych w spiralach istotnie wyzwoliły coś, jednak brakowało w tym osłabienia, które wyczytał z ściennych zapisów. Mimo to postanowił podążyć dalej, uprzednio ostrzegając czarodziejów o niebezpieczeństwie. Zgodnie unieśli dłonie do góry na wyznaczony znak. Nie stało się nic, za to pojawiła się narastająca panika w umyśle każdego z nich. Lada moment mieli zostać zalani niezliczonymi galonami wody, której pochodzenia nie znali i z pewnością nie mieli prawa poznać. Drew jako pierwszy podjął próbę zyskania na czasie. Inkantacja poniosła się echem po komnacie, a różdżka wycelowana w górę posłała wiązkę magii, która lekko zamigotała, jakby miała nie sięgnąć celu. To samo uczynili Cillian oraz Mathieu, lecz drugiemu z Macnairów magia odmówiła posłuszeństwa – pobudzony szósty zmysł niemal doprowadzał go do obłędu, nie pozwalał dostatecznie skupić się na rzeczywistości, zamiast tego rozsyłając kolejne fale ostrzegające o zagrożeniu.
Dwa celne zaklęcia pozornie okazały się być wystarczające. Uderzyły w strop nad nimi i rozpostarły się po taflach wody oraz powiększającej się siatce pęknięć. Patrząc w górę mogli obserwować, jak płyn zwalnia, a drobiny skał i kamieni, zamiast spaść z łoskotem i pyłem, leniwie na nich opadały. Udało im się zyskać na czasie, choć nie mieli go wiele. Spowolnienie tego czegoś wokół nich nie miało trwać wiecznie.
Jedynym elementem, który pozostał niewrażliwy na zaklęcia, był nieustanny lej czarnej, nieprzezroczystej wody. Ilości, które zdołały się przelać w międzyczasie, pozwoliły Drew wyczuć w niej czarnomagiczną aurę; subtelną i delikatną, lecz dla wprawnego zaklinacza klątw dostrzegalną mimo powstałego wokół chaosu.
Drew (Bąblogłowa (3/5))
Magicus Extremos (2/3): +21 do rzutu dla Alpharda i Claude'a
Cillian (Vigilia)
Czas na odpis wynosi 48h.
Mistrz Gry wykonał rzut kością Gringott za Alpharda. Przypominam, by pilnować rzutów kośćmi. Dopóki nie zostanie powiedziane inaczej, rzucacie także kością Gringott
- Ekwipunek i Żywotność:
Żywotność
Alphard 220/220
Claude 206/206
Deirdre 200/200
Cillian 232/232
Drew 215/215
Mathieu 222/222
Ekwipunek
Alphard:
różdżka w dłoni, amulet z jeleniego poroża na szyi i zaczarowana torba, w której znajdują się takie przedmioty:
1. miotła (zwykła);
2. szczurza czaszka;
3. Smocza łza (1 porcja);
4. Eliksir ochrony (1 porcja);
5. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 17);
6. Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, 103 oczka);
7. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek);
8. pierwszy kryształ (https://www.morsmordre.net/t7607p75-bialy-deszcz#211475);
9. drugi kryształ (https://www.morsmordre.net/t8125p180-komponenty-magiczne#257759);
10. Wywar wzmacniający (1 porcja, od Cassandry);
11. Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, od Cassandry);
12. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, od Cassandry);
13. Antidotum podstawowe (1 porcja, Cassandry).
Eliksiry od Cassandry wzięte w tym poście (https://www.morsmordre.net/t1422p240-wieksza-sala-boczna#262236)
Claude:
- Eliksir siły x1 (+31) - z zebrania od Cass
- Antidotum podstawowe x1 - z zebrania od Cass
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5) - z KP
- Pasta na oparzenia (1 porcje, stat. 20) - z KP
Deidre:
od Cass wywar wzmacniający x1 i eliksir uspokajający x1 (+43), sztylet za pasem pończoch, wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek)
Cillian:
- różdżka
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
- Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 40)
- Kryształ (od Elviry)
Drew:
Różdżka, maska śmierciożercy, nakładka na pas z eliksirami:
-Wywar Żywej Śmierci (1 porcja, stat. 40 )
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 15)
-Eliksir niezłomności (1 porcje, stat. 40)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21)
-Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 20)
-Baza ze szpiku kostnego
-[?] Felix Felicis (1 porcja, stat. 40)
Mathieu:
Różdżka
Wywar wzmacniający
Mieszanka antydepresyjna
Wywar ze szczuroszczeta
Antidotum podstawowe
[Eliksiry wzięte w Białej Wywernie od Cassandry]
Z natury bezkonfliktowe drewno jego różdżki wibrowało butnie pod jego palcami ostatecznie uginając się pod naciskiem niezrozumiałej dla lokaja siły. Różdżka wyskoczyła z pomiędzy jego palców na posadzę wypluwając z siebie urok, którym by się nie powstydził biegły w tej dziedzinie magii czarodziej. Zaklęcie poszybowało w stronę jednego z filarów. Pył złowróżbnie posypał się nad przejściem za którym zniknęła śmierciożerczyni. Ku Black'owi mknęła klątwa. Chaos. Wszędzie wdzierał się chaos. Claude zacisnął usta w wąska kreskę mobilizując swoje ciało. Musiał chwycić swoją różdżkę, a następnie czym prędzej dogonić czarownicę wraz z lordem Alphardem.
The member 'Claude Cunningham' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Nie wyglądało to dobrze. Powinien słuchać żabiego nauczyciela za dziecka i zaakceptować fakt, że każda dziedzina magii mogła być przydatna. Szkoda, że wtedy wolał pokazywać mu język albo bujać w obłokach. Czasem najważniejsze, życiowe lekcje przychodziły z czasem. Z ich trójki tylko Drew miał pojęcie o runach i ostrzegał ich na swój sposób, bądź interpretował to co widział. To dobrze, że była chociaż jedna osoba w tym towarzystwie, która wiedziała cokolwiek na ten temat, bo pewnie staliby tutaj i patrzyli na siebie, aż zamarzliby na śmierć lub poumierali z głodu. Ogólnie sytuacja nie wyglądała najlepiej. Zaklęcie mu się udało, dało im to chwilę na zadziałanie...
Wersja testowa nie przyniosła efektów, a raczej przyniosła takie, które woleli uniknąć. Faktycznie poczuli chwilowe osłabienie, ale magia wróciła do nich i zaczęły dziać się te wszystkie dziwne rzeczy. Drew powiedział wyraźnie, że runy mówią o ofierze... To osłabienie to nie ofiara, przynajmniej nie w ten sposób powinni o tym myśleć w chwili, kiedy groziła im śmierć przez zasypanie hektolitrami wody, gruzu i nie wiadomo czego jeszcze prosto z sufitu.
- Drew zobacz na to pierwsze malowidło jeszcze raz. Nie ma nic sugerującego jaka to ofiara? - rzucił w jego stronę. Nie mieli za dużo czasu na zastanawianie się i analizowanie arcydzieła spod ręki jakiegoś geniusza sztuki. To musiała być szybka akcja, która da im możliwość... uratowania się. Może to wszystko wymagało od nich ofiary? Szczególnie, że Mathieu czuł pod palcami ostre krawędzie, kiedy przykładał dłoń do znaku. - Może mamy się fizycznie osłabić? Może to coś potrzebuje naszej krwi? Spróbujmy. - powiedział, patrząc na krew płynącą korytarzykami prosto w stronę dziury po środku symbolu na ich posadzce. Kiedy uzyskał choć cień potwierdzenia od śmierciożercy ponownie schylił się do symbolu, przyłożył do niego dłoń i mocno, z całej siły na cisnął, tak, aby ostre krawędzie przebiły jego skórę.. Ofiara mogła być składana na wiele sposobów, wiele możliwości. Rosier nie widział nic sensownego, co dałoby mu jakąkolwiek wskazówkę na obrazach naściennych, ale zasugerował się słowami Drew i kierunkiem spływania wody. Może to w jakikolwiek sposób uspokoi buzującą wodę i uda im się to przetrwać. Niemniej jednak, kiedy już polała się krew przeszedł do kolejnego kroku, czyli uniesienia rąk ku górze, zgodnie ze wskazówkami, licząc na to, że jego kompanii zrobią dokładnie to samo w tym samym czasie co on albo choć trochę zbliżony, jak zostało powiedziane. Oby to zadziałało i sufit jednak nie planował zwalać im się na głowy. Może dzięki temu uda im się ruszyć z miejsca.
Post pisany w konsultacji z Drew, który będzie pisał jako ostatni z naszej trójki z przyczyn niezależnych.
Wersja testowa nie przyniosła efektów, a raczej przyniosła takie, które woleli uniknąć. Faktycznie poczuli chwilowe osłabienie, ale magia wróciła do nich i zaczęły dziać się te wszystkie dziwne rzeczy. Drew powiedział wyraźnie, że runy mówią o ofierze... To osłabienie to nie ofiara, przynajmniej nie w ten sposób powinni o tym myśleć w chwili, kiedy groziła im śmierć przez zasypanie hektolitrami wody, gruzu i nie wiadomo czego jeszcze prosto z sufitu.
- Drew zobacz na to pierwsze malowidło jeszcze raz. Nie ma nic sugerującego jaka to ofiara? - rzucił w jego stronę. Nie mieli za dużo czasu na zastanawianie się i analizowanie arcydzieła spod ręki jakiegoś geniusza sztuki. To musiała być szybka akcja, która da im możliwość... uratowania się. Może to wszystko wymagało od nich ofiary? Szczególnie, że Mathieu czuł pod palcami ostre krawędzie, kiedy przykładał dłoń do znaku. - Może mamy się fizycznie osłabić? Może to coś potrzebuje naszej krwi? Spróbujmy. - powiedział, patrząc na krew płynącą korytarzykami prosto w stronę dziury po środku symbolu na ich posadzce. Kiedy uzyskał choć cień potwierdzenia od śmierciożercy ponownie schylił się do symbolu, przyłożył do niego dłoń i mocno, z całej siły na cisnął, tak, aby ostre krawędzie przebiły jego skórę.. Ofiara mogła być składana na wiele sposobów, wiele możliwości. Rosier nie widział nic sensownego, co dałoby mu jakąkolwiek wskazówkę na obrazach naściennych, ale zasugerował się słowami Drew i kierunkiem spływania wody. Może to w jakikolwiek sposób uspokoi buzującą wodę i uda im się to przetrwać. Niemniej jednak, kiedy już polała się krew przeszedł do kolejnego kroku, czyli uniesienia rąk ku górze, zgodnie ze wskazówkami, licząc na to, że jego kompanii zrobią dokładnie to samo w tym samym czasie co on albo choć trochę zbliżony, jak zostało powiedziane. Oby to zadziałało i sufit jednak nie planował zwalać im się na głowy. Może dzięki temu uda im się ruszyć z miejsca.
Post pisany w konsultacji z Drew, który będzie pisał jako ostatni z naszej trójki z przyczyn niezależnych.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'Gringott' :
'Gringott' :
Miała dość wszystkiego: dość powolności, zagubienia w czeluściach banku Gringotta, niepewności co do losu reszty Rycerzy Walpurgii oraz Śmierciożerców; nienawidziła chaosu i bezradności, a esencją tych właśnie kwestii się stała, rozdarta pomiędzy chorobliwą ambicją a opętaniem czarnomagiczną mocą, nakazującą jej irracjonalne działanie. Albo...działanie sensowne? Sama nie wiedziała, czuła tylko furię, ustępującą, gdy znalazła się już po drugiej stronie fioletowego przejścia. Zapanował spokój, względny, gdzieś pod żebrami ciągle czuła nieprzyjemne wibracje, ale wargi nie wyginały się już w morderczym grymasie, zmysły zaś powróciły do stabilnej czujności. Nie obracała się za siebie, pewna, że towarzysze muszą za nią podążyć, by spotkać się z tym...czymś? Kimś? Przystanęła pośrodku nowego korytarza, pod solidniejszym sklepieniem, głęboko oddychając czystszym (czy aby na pewno?) powietrzem, wsłuchana w przybierający na sile głos. Niedorzeczny, ale nie mącący już w głowie. Z ciągle lekko uniesioną różdżką, gotowa do natychmiastowej reakcji, rozejrzała się dookoła.
- Kim jesteś? Czym jesteś? - spytała surowym, niewzruszonym tonem, robiąc kilka kroków w stronę końca pomieszczenia. Kolejne słowa wywołały dreszcz, zaskoczenie, obrzydzenie; zdezorientowana wzdrygnęła się i zerknęła w dół, mrugając gwałtownie. Iluzja? Prawda? Odruchowo strzepnęła ręce, by pozbyć się wrażenia obcości oraz dziwnego półcienia piór i pazurów, ciągle jednak stała z podniesioną głową, gotowa do szybkiej reakcji. - Jeśli kogoś porzuciłam, jeśli zraniłam, to właśnie po to, by stać się godną. Słabość jest niegodna, sentymenty są niegodne - odparła, doskonale udając spokój i skrywając niecierpliwość. Traciła czas na tych gierkach, na starciu z kimś niewidzialnym. - Pokaż się. Lub wskaż mi drogę - wyartykułowała zdecydowanym tonem, wpatrując się w przestrzeń przed sobą; w miejsce, z którego dobiegał dziwny głos. Szukała wskazówek w aurze, w magicznej sile tego miejsca, w sercu mrocznej, fioletowej siły, by zrozumieć, z czym ma do czynienia.
- Kim jesteś? Czym jesteś? - spytała surowym, niewzruszonym tonem, robiąc kilka kroków w stronę końca pomieszczenia. Kolejne słowa wywołały dreszcz, zaskoczenie, obrzydzenie; zdezorientowana wzdrygnęła się i zerknęła w dół, mrugając gwałtownie. Iluzja? Prawda? Odruchowo strzepnęła ręce, by pozbyć się wrażenia obcości oraz dziwnego półcienia piór i pazurów, ciągle jednak stała z podniesioną głową, gotowa do szybkiej reakcji. - Jeśli kogoś porzuciłam, jeśli zraniłam, to właśnie po to, by stać się godną. Słabość jest niegodna, sentymenty są niegodne - odparła, doskonale udając spokój i skrywając niecierpliwość. Traciła czas na tych gierkach, na starciu z kimś niewidzialnym. - Pokaż się. Lub wskaż mi drogę - wyartykułowała zdecydowanym tonem, wpatrując się w przestrzeń przed sobą; w miejsce, z którego dobiegał dziwny głos. Szukała wskazówek w aurze, w magicznej sile tego miejsca, w sercu mrocznej, fioletowej siły, by zrozumieć, z czym ma do czynienia.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Korytarz zachodni
Szybka odpowiedź