Korytarz zachodni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz zachodni
Jeden z krętych, kamiennych korytarzy w którym dokładnie widoczne jest, że został on porzucony, zanim został przez gobliny właściwie wykończony, brak tutaj wygładzeń, czy zdobień, wydaje się prosty, zwyczajny, roboczy, jakby pozostawiony w połowie prac. Tumany kurzu osiadają na skalnych pólkach, a niektóre ze schodków są ukruszone. Ścieżki rozchodzą się czasem na kilka stron i tylko osoby zaznajomione z terenem są w stanie wybrać właściwą ścieżkę.
The member 'Claude Cunningham' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Różdżka usłuchała go, wiedział o tym, czuł to. Spadając w istną, zdawałoby się bezkresną przepaść wiele myśli lawirowało w jego głowie. Nie miał pojęcia, czy istniał choć cień szansy, aby wyszedł, a właściwie wyszli, z tego cało, bowiem to miejsce wydawało się emanować nieznaną mu, potężną, czarnomagiczną siłą. Igranie z nią było samobójstwem, lecz mimo to mieli do wykonania misję, której nie zamierzał poddać nawet kosztem własnego życia.
Momentalnie poczuł rozchodzący się ból. Uderzenie kręgosłupem w chłodną, kamienną posadzkę spowodowało rozlanie palącego, niezwykle nieprzyjemnego uczucia po całym ciele – od głowy po same palce u nóg. Wygiął się, sapnął, nie mógł podnieść, a panujący mrok znacznie utrudniał rozeznanie w sytuacji. Być może na tyle go zamroczyło, że to zmysł odmawiał posłuszeństwa i po chwili zrozumiał, że miał rację. Zlewające się, nieco rozdwojone i pozbawione ostrości obrazy zaczynały składać się w jedną całość, gdy tylko dłużej im się przyglądał. Przetarł otwartą dłonią twarz, po czym uniósł się do pozycji siedzącej nieustannie rozmasowując obolały kark. W pierwszym momencie odniósł wrażenie, że znajdowali się dokładnie w tej samej komnacie, co wcześniej, jednakże nie mógł wzrokiem odnaleźć malowideł, a ponadto nieopodal dostrzegł trójkątne jezioro wypełnione wodą. Wbił w nie wzrok, zapragnął się zbliżyć, dotknąć – napić ze źródła. Z jakiego powodu zależało mu na dotarciu do źródła? Przecież właśnie je znalazł. Piękne, emanujące siłą, czarnomagiczną potęgą… Ruszył w jego kierunku, właściwie wciąż pozostając na kolanach, bowiem nogi jeszcze odmawiały mu posłuszeństwa i gdy tylko próbował wstać tracił równowagę. Kątem oka dostrzegł Rosiera, małego zakapiora, który irytował go samym wyrazem twarzy. Co on tu u licha robił? Powinien siedzieć w tym swoim dworze, zachwycać się bogactwem i trwonić go na nic nieznaczące aspekty, podobnie jak Francis, a nie wchodzić mu w drogę. Z pewnością tylko o to mu chodziło, zapragnął odebrać mu to co odnalazł sam – bez niczyjej pomocy. Warknąwszy gniewnie pod nosem wyciągnął w jego kierunku różdżkę cały czas przesuwając się w kierunku swego małego cudu. -Wynoś się stąd- rzucił gniewnie, a jego oczy rozbłysnęły złowieszczym blaskiem. Żywił do niego nienawiść, miał ochotę skręcić mu kark i pozostawić w tej komnacie. Mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy przedzierał się racjonalizm, próbował wedrzeć się pomiędzy palącą wrogość i pragnienie spróbowania zawartości źródła, a powód, dla którego tutaj znaleźli się.
| przełamanie iluzji (+42,5)
Momentalnie poczuł rozchodzący się ból. Uderzenie kręgosłupem w chłodną, kamienną posadzkę spowodowało rozlanie palącego, niezwykle nieprzyjemnego uczucia po całym ciele – od głowy po same palce u nóg. Wygiął się, sapnął, nie mógł podnieść, a panujący mrok znacznie utrudniał rozeznanie w sytuacji. Być może na tyle go zamroczyło, że to zmysł odmawiał posłuszeństwa i po chwili zrozumiał, że miał rację. Zlewające się, nieco rozdwojone i pozbawione ostrości obrazy zaczynały składać się w jedną całość, gdy tylko dłużej im się przyglądał. Przetarł otwartą dłonią twarz, po czym uniósł się do pozycji siedzącej nieustannie rozmasowując obolały kark. W pierwszym momencie odniósł wrażenie, że znajdowali się dokładnie w tej samej komnacie, co wcześniej, jednakże nie mógł wzrokiem odnaleźć malowideł, a ponadto nieopodal dostrzegł trójkątne jezioro wypełnione wodą. Wbił w nie wzrok, zapragnął się zbliżyć, dotknąć – napić ze źródła. Z jakiego powodu zależało mu na dotarciu do źródła? Przecież właśnie je znalazł. Piękne, emanujące siłą, czarnomagiczną potęgą… Ruszył w jego kierunku, właściwie wciąż pozostając na kolanach, bowiem nogi jeszcze odmawiały mu posłuszeństwa i gdy tylko próbował wstać tracił równowagę. Kątem oka dostrzegł Rosiera, małego zakapiora, który irytował go samym wyrazem twarzy. Co on tu u licha robił? Powinien siedzieć w tym swoim dworze, zachwycać się bogactwem i trwonić go na nic nieznaczące aspekty, podobnie jak Francis, a nie wchodzić mu w drogę. Z pewnością tylko o to mu chodziło, zapragnął odebrać mu to co odnalazł sam – bez niczyjej pomocy. Warknąwszy gniewnie pod nosem wyciągnął w jego kierunku różdżkę cały czas przesuwając się w kierunku swego małego cudu. -Wynoś się stąd- rzucił gniewnie, a jego oczy rozbłysnęły złowieszczym blaskiem. Żywił do niego nienawiść, miał ochotę skręcić mu kark i pozostawić w tej komnacie. Mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy przedzierał się racjonalizm, próbował wedrzeć się pomiędzy palącą wrogość i pragnienie spróbowania zawartości źródła, a powód, dla którego tutaj znaleźli się.
| przełamanie iluzji (+42,5)
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Dociśnięta do pnia głowa ograniczyła mu pole manewru, nie mógł nawet odepchnąć się od drewnianego bloku. Nie powinien mieć wejrzenia na to, co się dzieje, a jednak dostrzegła wszystko, co było w rozgrywającej się scenie najważniejsze. Wściekłość całkowicie ustąpiła, w pewnym momencie zaczął odczuwać tylko przemożny strach, który sprawił, że serce obijało się boleśnie o żebra. Już nie mógł złapać pełnego oddechu, dyszał ciężko. – Ojcze – ostatni apel dobyty z gardzieli, rzucony pomiędzy suchymi spazmami. Nieprzejednane spojrzenie ojca było jasnym komunikatem. Ten człowiek nie odnajdywał w swej duszy miłosierdzia nawet wobec własnego syna. Krzyk ugrzązł mu w gardle. Gdy ostrze topora zaczęło opadać, Alphard zamknął oczy, zacisnął dłonie w pięści i przyjął swój los, dokładnie czując jak jego głowa oddzielana jest od reszty ciała. Rwący ból skumulował się na karku, a potem jedną wielką falą rozlał się po całym ciele, pozostawiając go drżącego i charczącego na ziemi. Umarł. Wyrok za nieznaną zbrodnię wykonał jego ojciec.
Cierpienie minęło, pozostał już tylko tępy ból w okolicy karku. Wydawało mu się, że minęły całe wieki, nim odważył się sięgnąć dłonią do szyi. Jego głowa pozostawała na swoim miejscu. To była iluzja. Iluzja! Przetarł twarz, otworzył oczy, ścierając z policzków łzy, których nie był świadom. Jego wzrok natychmiast skupił się na otwartych wrotach, a z głębi drugiej komnaty wypływała fioletowa poświata. Czy ona była w ogóle prawdziwa? Powstał z klęczek, chciał przejść dalej, wejść w nowe miejsce. Znów ściskał mocno różdżkę, odnajdując ją w swej dłoni ponownie. Nie chciał ponownie zostać ofiarą strasznych wizji, dlatego poruszył różdżką, sięgając po jedno z bardziej zaawansowanych zaklęć. – Veritas Claro – wychrypiał inkantację.
Cierpienie minęło, pozostał już tylko tępy ból w okolicy karku. Wydawało mu się, że minęły całe wieki, nim odważył się sięgnąć dłonią do szyi. Jego głowa pozostawała na swoim miejscu. To była iluzja. Iluzja! Przetarł twarz, otworzył oczy, ścierając z policzków łzy, których nie był świadom. Jego wzrok natychmiast skupił się na otwartych wrotach, a z głębi drugiej komnaty wypływała fioletowa poświata. Czy ona była w ogóle prawdziwa? Powstał z klęczek, chciał przejść dalej, wejść w nowe miejsce. Znów ściskał mocno różdżkę, odnajdując ją w swej dłoni ponownie. Nie chciał ponownie zostać ofiarą strasznych wizji, dlatego poruszył różdżką, sięgając po jedno z bardziej zaawansowanych zaklęć. – Veritas Claro – wychrypiał inkantację.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Być może był jeszcze zbyt roztrzęsiony tym, czego doznał, ponieważ jego różdżką pozostała martwa. Drewno nie rozgrzało się, magiczny rdzeń nie odpowiedział na wezwanie. Znów przymknął oczy, czując wezwanie od strony fioletowego światła. Musiał pozostawić za sobą korytarz z ułożonymi przy ścianach goblińskimi zbrojami oraz widmo marnego końca. Jednak w głębi bał się tego, że przyjdzie mu za wrotami ujrzeć coś jeszcze gorszego. Chciał utrzymać swój umysł w trzeźwości. – Veritas Claro – wycedził z zaciekłością, kierując się w głąb komnaty.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Zerknął na swą różdżkę, a następnie obrócił głowę w kierunku jeziora. Powtórzywszy tą czynność zacisnął powieki, jakoby starają się zrozumieć własne poczynania. Co on u licha najlepszego robił? Niewielka granica dzieliła go od posłania w kierunku Rosiera plugawej klątwy, paskudnego czarnomagicznego zaklęcia miecza, które prawdopodobne pogrzebałoby chłopaka na dobre. Odetchnął, po czym całą siłą woli dźwignął się na nogi; musiał zrozumieć co się działo w tym miejscu i dlaczego tak mocno mieszało ono w głowie. Czy też czuli to druidzi, o których mówiła legenda? Czy to był powód nieudanego, wielkiego planu? -Do kurwy nędzy, co się dzieje- rzucił bardziej do siebie, a następnie skupił swój wzrok na szamotającym się kuzynie. Wszystko wydawało się jednym, wielkim obłędem i miał coraz większe obawy, czy jeszcze napije się ognistej z Ramseyem oraz Caleanem. W końcu oni też przekroczyli progi tego szaleństwa.
Ruszył w kierunku trójkątnego jeziorka, po czym ukucnął tuż przy jego brzegu. Musiał sprawdzić, czy to nie przypadkiem ono wpłynęło na niego równie mocno – być może była to jakaś starożytna magia tudzież klątwa. -Hexa Revelio- wypowiedział kierując różdżkę na taflę wody. Pragnął dowiedzieć się czegoś więcej i być znacznie bardziej zapobiegawczy jak jeszcze chwilę wcześniej.
Ruszył w kierunku trójkątnego jeziorka, po czym ukucnął tuż przy jego brzegu. Musiał sprawdzić, czy to nie przypadkiem ono wpłynęło na niego równie mocno – być może była to jakaś starożytna magia tudzież klątwa. -Hexa Revelio- wypowiedział kierując różdżkę na taflę wody. Pragnął dowiedzieć się czegoś więcej i być znacznie bardziej zapobiegawczy jak jeszcze chwilę wcześniej.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Zwalczył to, jakimś cudem, ale udało się, przezwyciężył okropne uczucie odrzucenia i pozostawienia samemu gdzieś z tyłu. Myśl, że nie potrzebuje innych, najwyraźniej okazała się wystarczająco silna, aby przebić się ponad obezwładniające emocje. Odetchnął cicho, odzyskując względne panowanie nad umysłem i ciałem, ale niewiele więcej zdołał zrobić i jeszcze mniej zrozumieć z obecnej sytuacji w jakiej był, nim utracił to ponownie. Zderzenie z ziemią nie było przyjemne, gdy doszło do tego niespodziewanie. Zdawało się jednak niczym w porównaniu do nieustępliwych dłoni, które docisnęły go do podłoża oraz drugiej pary odbierającej możliwość swobodnego zaczerpnięcia powietrza, tak niezbędnego płucom tlenu. Potrzebował krótkiej chwili, zanim zorientował się kto właśnie próbuje go udusić, a to wcale nie poprawiło sytuacji, gdy widział nad sobą twarz kuzyna. Poczuł cień strachu, wraz z przyspieszonym tętnem, gdy dotarł do niego całokształt sytuacji, w jakiej się znalazł i kolejne emocje, które zdawały się spowalniać go. Nie miał czasu na poddanie się im całkowicie, nie mógł tego zrobić, gdy zrezygnowanie równałoby się przegranej. Świadomość jak może się to skończyć wzmogła w nim chęć walki, uwolnienia się, wyrwania, nim brak powietrza okaże się zabójczy. Nie chciał tak umierać, uduszony przez człowieka, którego w pewnych etapach życia traktował wręcz jak brata.
| przełamanie iluzji
| przełamanie iluzji
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cillian Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 35
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 35
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Czuł się słaby i niepokojąco niezdolny, żeby odepchnąć mężczyznę. Zawsze był silniejszy fizycznie, lecz dziś najwyraźniej nie miało to żadnego znaczenia, gdy walka okazywała się nierówna, a emocje robiły swoje. Dłonie zaciśnięte na gardle nie ustępowały, mimo że zaciekle próbował się ich pozbyć. Uciekający czas, choć wzmagał wolę walki, nie gwarantował mu wymiernego efektu, na który naprawdę liczył. Wyklinał ich obu w myślach, odczuwając wyraźniejszy strach przed uduszeniem, uczucie, którego szczerze nienawidził, zwłaszcza, że ów słabość sprowadzali na niego jego towarzysze. Nie poddawał się jednak, nie zamierzał, nie mógł.
| przełamanie iluzji
| przełamanie iluzji
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cillian Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Aongus stał dumnie wyprostowany, po raz kolejny odpowiadając milczeniem na postawione pytanie. Przyodziany od stóp do głów w zbroję istotnie prezentował się niczym rycerz, choć jego tarcza oraz miecz pozostały przy tronie. Niezmiennym towarzyszem był jednak długi łańcuch, który lekko drgał, za każdym razem, kiedy wprawiał dłoń w ruch, gdy Mericourt przemawiała mimo tego, że sama nie była w stanie tej drobnej zmiany zauważyć. W przeciwieństwie do Claude’a, który niemal od razu wychwycił ledwie widoczny szczegół.
Różdżce unoszonej przez Deirdre, Aongus przyglądał się z uwagą. Nim Śmierciożerczyni wypowiedziała jedną z niewybaczalnych klątw, mogła dosłownie poczuć, że przeciwnik posłał jej kpiący, wyzywający uśmiech. Mimo wszystkich słów, które wypowiedział, właśnie takiego rozwiązania zdawał się oczekiwać. Kiedy ostatnia głoska spłynęła z jej ust, wiązka magii wystrzeliła ku celowi, lecz go nie sięgnęła. Ponownie wypowiedziana formuła, ze znacznie większą determinacją, okazała się skuteczna i potężna. Deirdre widziała doskonale, jak trafia w nieruchomego przeciwnika, jak uderza w zbroję, przenika ją, sięga celu. Niestety nie odczuła niczego, co wiązało się z brzemieniem Klątwy Imperiusa; nie zbliżyło jej to ani o krok do odświeżenia własnej pamięci, któż taki skrywał się za rzeczonym imieniem. Tuż obok poczuła nagłą obecność, wpierw obnażoną czarnomagiczną aurą, która w całej komnacie powoli stawała się przytłaczająca, a oddech później na plecach spoczęła silna dłoń, natomiast do szyi prztyknięta została różdżka.
— Zawiodłaś — usłyszała doskonale znany głos Tristana — i poniesiesz za to karę. — Nie musiał głośno mówić, czym owa kara miała być. Doskonale zdawała sobie sprawę, że istniało jedno rozwiązanie: śmierć. Niestety nic takiego nie nadeszło. Piaskowa mara rozwiała się, nim czarownica zdołała na nią zareagować. Głos Rosiera brzmiał jednak w jej uszach jeszcze przez dłuższą chwilę; rozpraszał niemal w ten sam sposób, w jaki Aongus stał i posyłał wyzywające spojrzenie.
— Tylko na tyle cię stać? — Zapytał, po czym gwałtownie szarpnął łańcuchem, wyzwalając kakofonię nieprzyjemnych dźwięków. Metalowe oka wyjątkowo szybko ruszyły po podłożu komnaty, ciągnąc za sobą tumany kurzu i tylko tyle dało się dostrzec, nim koniec przedmiotu zawrócił i skierował się prosto ku Śmierciożerczyni, rychło mogąc uderzyć kulistym zakończeniem łańcucha prosto w podbrzusze.
Próby Claude’a w oświetleniu wnętrza ziściły się dopiero po dłuższej chwili i dwukrotnym rzuceniu Lumos Maxima. Niewielki, choć wyjątkowo jasny błysk wystrzelił z różdżki czarodzieja i pomknął we wskazanym kierunku szybko, omijając Aongusa, po czym uderzył w pustą przestrzeń nad tronem i gwałtownie rozjaśniał, rozganiając mrok za przeciwnikiem. W oczach Cunninghama ciemność zdawała się uciekać przed wyczarowanym światłem, tak udane zaklęcie udało mu się rzucić, choć w takt jasności podłużny cień wroga gwałtownie urósł i osłonił tak jego, jak i Deirdre. W wyczarowanym świetle czarodziej dostrzegł wpierw własne ręce, pokrywające się sierścią oraz ból w szczęce oraz dziąsłach, jakby jego kły postanowiły nagle urosnąć. Uczucie to towarzyszyło mu przez chwilę, odciągając uwagę od tronu i wyrytych na nim symboli. Ozdabiały one cały, wykuty w kamieniu tron. Układały się w sentencje, których nie rozumiał, lecz miał na tyle dobre oko, aby wnet uzmysłowić sobie, że były niemal identyczne do tych, które widział w korytarzu, które blado połyskiwały także na zbroi.
Umysł Alpharda niemal huczał od emocji, które wciąż nim targały. W obliczu doświadczenia własnej śmierci, choć iluzorycznej, prędko zdał sobie sprawę, że jej skutki pozostaną z nim na dłużej. Mimo to potrafił dźwignąć się na własne nogi po przeżytym szoku, wyjątkowo mocno zaciskając palce na daglezjowej różdżce. Jej obecność zdawała się być pocieszająca w zaistniałej sytuacji, a sięgnięcie po zaawansowane zaklęcie, pozwalające dostrzec świat takim, jakim był naprawdę, wyjątkowo rozsądne. Przy pierwszej próbie nie stało się jednak nic. Wciąż pozostawał roztrzęsiony przeżytymi doświadczeniami i w kolejnym podejściu, przekraczając korytarz, także nie otrzymał oczekiwanego efektu. Kroki stawiane w przejściu pozostawiały po sobie cichy odgłos, jakby celowo cała jego uwaga miała zostać skierowana ku miejscu, gdzie fioletowy blask jaśniał. Nim wkroczył do kolejnego pomieszczenia, dotarło do niego echo pytania postawionego przez obcą osobę, a moment później dostrzegł jaśniejący blask Lumos Maxima. Zmiana oświetlenia nie zmieniła zbyt wiele – lord Black dołączył do dwójki towarzyszy dokładnie w tej samej chwili, w której łańcuch wystrzelił w kierunku czarownicy. Wystarczyło mu jedno spojrzenie, aby pamięć gwałtownie ułożyła wszystko we właściwym miejscu. Zbroja, którą nosił przeciwnik, została wykonana przez gobliny podobnie jak te w poprzedniej komnacie. Ta jedna, bardzo konkretna różniła się od nich kształtem oraz całym stosem szczegółów, które widział jedynie we własnej głowie, wiedząc doskonale, iż podobne dzieło spotkał na kartach jednej z historycznych ksiąg. Jego szeroka wiedza w tym zakresie pozwoliła szybko zidentyfikować jej położenie w czasie oraz przypisać jako potencjalny twór Ragnuka Pierwszego, najlepszego goblińskiego złotnika, twórcę legendarnego miecza Gryffindora. Alphard doskonale znał historię, jednak żadne z podań nie przybliżało tego, w jaki sposób tego rodzaju zbroja mogła znaleźć się w takim miejscu i przetrwać niemal przez dziesięć wieków w nienaruszonym stanie. Miał za to pewne, wyjątkowo dobrze uargumentowane przekonanie, że rynsztunek został wykonany z bardzo szczególnego srebra goblinów, którego właściwości czarodziej także znał. Metal ten wchłaniał to, co mogło go wzmocnić.
Pustka towarzyszyła Mathieu przez dłuższą chwilę, spędzoną na obcym podłożu. Wypełniał ją szereg pytań piętrzących się i kumulujących w jego własnej głowie tak osobliwie, iż odnosił wrażenie, jakby dwie niewidzialne, wyjątkowo potężne dłonie, obejmowały czaszkę z obu stron i próbowały wycisnąć z niej jego zawartość. Czymkolwiek było to uczucie, Rosier próbował walczyć z nim, podświadomie wiedząc, iż niewiedza tego rodzaju wywoływała lęk wyjątkowo trudny do zwalczenia. Strach narósł w nim gwałtownie, gdy tylko uświadomił sobie własny brak rozeznania w sytuacji. Był naprawdę silny, niepozwalający skupić się na niczym innym niż ucieczce w głąb własnych myśli i odnalezienia czegokolwiek, co stałoby się kotwicą pomagającą odzyskać utracone wspomnienia. Zamiast tego Mathieu zdecydował się skierować swoje wysiłki ku przypomnieniu sobie aktualnej sytuacji. Czynił to z takim zaangażowaniem i samozaparciem, iż w pewnym momencie pulsowanie w skroniach stało się na tyle dokuczliwe, że nie potrafił złapać swobodnego oddechu i upadł głucho na plecy, dość boleśnie obijając sobie tył głowy. Uderzenie to wyzwolił jednak reakcję – nacisk na czaszkę zelżał. Poczuł jak z każdym kolejnym łykiem powietrza wracają do niego wspomnienia oraz świadomość, że nadal żył i mógł działać. Formuła zaklęcia, która rozbrzmiała z jego ust, poniosła się echem, ale w odpowiedzi nie przyniosła nic. Świat wokół Rosiera pozostawał nadal taki sam, bez zmian. Za to w jego wnętrzu zaczęło coś się gwałtownie piętrzyć, wychodząc od żołądka goryczą, w ustach wzbierając ślinę oraz nagłe uczucie pojawienia się zawartości, która rozpaczliwie próbowała wydostać się na zewnątrz. Nieważne, co próbował zrobić, by uczucie to zatrzymać, wargi rozwarły się szeroko, a chwilę później usłyszał odgłos kruka, który właśnie opuścił jamę ustną Rosiera, zostawiając na języku kilka, wyjątkowo niesmacznych i oblepionych gęstą sadzą piór. Moment ten przyniósł Mathieu wyjątkowe poczucie osłabienia, jakby część jego sił została właśnie wyssana przez ptaka, który wykonał kilka okrążeń nad nim, po przystąpił do ostrego pikowania w dół i wpadł prosto w odmęty wody.
Macnair zmagał się z wyjątkowo uporczywym pragnieniem wypicia choćby najmniejszego łyku wody z trójkątnego zbiornika. Bańka powietrza wokół niego zniknęła; ułatwiała dostanie się do płynu, choć umysł wprawnie wyćwiczony i doświadczony w starciach wyjątkowo łatwo oparł się temu pragnieniu. Nie sprawiło to jednak w żaden sposób, że powstrzymało słowa skierowane do Mathieu. Zawisły one głucho w ciemnej komnacie; zbudowały dziwne napięcie między dwójką mężczyzn w sposób już nie wyrażający rozkaz wynikający z hierarchii, co natychmiastowego jej opuszczenia. Irracjonalność tego polecenia nie była znana żadnemu z nich, nawet Drew, od którego wyszło polecenie. Niewykonane, jak się okazało, zaczęło budować w nim złość, iż został w tak oczywisty sposób zignorowany. Jako jeden z najwierniejszych sług Czarnego Pana miał prawo wymagać całkowitego posłuszeństwa i wykonania nawet najbardziej absurdalnego kroku, a finalnie został z niczym, klęcząc przy zbiorniku wypełnionym nieprzeniknioną, falującą w rytm oddechu czernią. Różdżka ściskana w dłoni rozgrzała się wyjątkowo mocno, gdy formuła zaklęcia – tak dobrze znanego tym, którzy zajmowali się klątwami – spłynęła z jego ust. Powietrze we wskazanym miejscu gwałtownie przybrało mlecznobiały obłok, który zaraz rozpłynął się, dzieląc na troje. Każda z części pomknęła w znanym sobie kierunku, śledzonym przez czujne oczy Drew. Choć ciemność była uporczywa, to jego wzrok pozostawał na tyle dobry, iż prześledził ruch jednego z obłoków, uświadamiając sobie, iż musiał uderzyć w ścianę. Z całą pewnością nie było to coś, czego oczekiwał, nie wskazując jednoznacznie miejsca obłożonego klątwą. Nie wykluczało to jednak niczego, bowiem spostrzegł, jak trzy runy, na których złożyli ofiary z własnej krwi, zaczęły połyskiwać niebieskim blaskiem. Nie zdążył go jednak zbadać ani sformułować wskazówki dla swoich towarzyszy. Całą jego uwagę przykuło sześć dłoni wynurzających się z jeziorka, rozchlapujących wodę na wszystkie strony, w raptem sekundę przyjmując sylwetki trzech niemal identycznych postaci.
— We troje tu przybyliście, w trój-run krąg wkroczyliście, trzech ofiar pożądanych, trzech żyć nieskalanych — Przemówiły uzupełniając kolejno swoje słowa, brzmiąc przy tym melodyjnie i poetycko, jakby niespodziewani gospodarze mieli całe wieki na przywitanie swoich gości. Usłyszana formuła nie zyskała jednak czasu ani na zastanowienie, ani na odpowiedź. Postaci ponownie zatopiły się w wodzie, spoglądając na Drew przez cały ten czas, a gdy ostatnia z dłoni zniknęła, mężczyzna poczuł jak brakuje mu powietrza. Zaczął się dusić, uporczywie próbując złapać oddech. Upuścił różdżkę różdżkę, jedyne narzędzie, któremu mógł w pełni ufać w tym miejscu i nagle uzmysłowił sobie, że ponownie mógł odetchnąć z ulgą.
Dwie pary dłoni przytrzymywały Cilliana tak mocno, że czarodziej nie był w stanie w żaden sposób ich pokonać. Żaden z podjętych kroków nie przynosił skutku. Nieustannie słyszał o własnej słabości, nieudolności i braku wytrwałości. Każde z tych słów bolało jednakowo i w pierwszym odruchu przygwoździło go jeszcze bardziej, nie pozwalając mu wykonać dosłownie niczego. Nie miał w sobie dość siły, aby zwalczyć ręce zaciskające się na szyi. Nawet wyklinanie ich we własnych myślach nie przyniosło żadnego wzmacniającego skutku. Obaj byli dla niego zbyt silni, by mógł poradzić sobie na własną rękę. Dusił się. Powietrze wydzierano z płuc Cilliana nieustępliwą siłą, która nagle odpuściła, pozwalając z powrotem oddychać. Poczucie dziwnego ciężaru tkwiło w nim jednak jeszcze przez chwilę, trzymając dociśniętego do zimnej posadzki z wyrytymi korytarzykami z runicznych znaków.
W tej turze możecie wykonać do dwóch akcji, a kolejność może mieć znaczenie. Wszystkie akcje należy wykonać w jednym poście. Tylko pierwsza z akcji może być przeznaczona na ewentualną próbę obrony.
Czas na odpis wynosi 48h.
Mistrz Gry przypomina o rzucaniu kością Gringott.
- Ekwipunek i Żywotność:
Żywotność
Alphard 190/220 (30 psychiczne); -5 do kości
Claude 206/206
Deirdre 200/200
Cillian 202/232 (10 cięte, 10 osłabienie; 10 duszenie się); -5 do kości
Drew 190/215 (10 cięte, 10 osłabienie; 5 duszenie się); -5 do kości
Mathieu 197/222 (10 cięte, 15 osłabienie); -5 do kości
Ekwipunek
Alphard:
różdżka w dłoni, amulet z jeleniego poroża na szyi i zaczarowana torba, w której znajdują się takie przedmioty:
1. miotła (zwykła);
2. szczurza czaszka;
3. Smocza łza (1 porcja);
4. Eliksir ochrony (1 porcja);
5. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 17);
6. Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, 103 oczka);
7. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek);
8. pierwszy kryształ (https://www.morsmordre.net/t7607p75-bialy-deszcz#211475);
9. drugi kryształ (https://www.morsmordre.net/t8125p180-komponenty-magiczne#257759);
10. Wywar wzmacniający (1 porcja, od Cassandry);
11. Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, od Cassandry);
12. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, od Cassandry);
13. Antidotum podstawowe (1 porcja, Cassandry).
Eliksiry od Cassandry wzięte w tym poście (https://www.morsmordre.net/t1422p240-wieksza-sala-boczna#262236)
Claude:
- Eliksir siły x1 (+31) - z zebrania od Cass
- Antidotum podstawowe x1 - z zebrania od Cass
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5) - z KP
- Pasta na oparzenia (1 porcje, stat. 20) - z KP
Deidre:
od Cass wywar wzmacniający x1 i eliksir uspokajający x1 (+43), sztylet za pasem pończoch, wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek)
Cillian:
- różdżka
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
- Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 40)
- Kryształ (od Elviry)
Drew:
Różdżka, maska śmierciożercy, nakładka na pas z eliksirami:
-Wywar Żywej Śmierci (1 porcja, stat. 40 )
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 15)
-Eliksir niezłomności (1 porcje, stat. 40)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21)
-Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 20)
-Baza ze szpiku kostnego
-[?] Felix Felicis (1 porcja, stat. 40)
Mathieu:
Różdżka
Wywar wzmacniający
Mieszanka antydepresyjna
Wywar ze szczuroszczeta
Antidotum podstawowe
[Eliksiry wzięte w Białej Wywernie od Cassandry]
Serce biło szybko, zbyt szybko; cała była napięciem, złością i zniecierpliwieniem. Chciała ruszyć do przodu, zostawić za sobą enigmatycznego rycerza, roztrzaskać tą idiotyczną zbroję na małe kawałki, zwłaszcza, gdy pierwsze trudne zaklęcie okazało się nieudane. Za drugim razem zebrała więcej sił, sięgnęła głębiej w najgorsze emocje, studząc je, klaryfikując, destylując z nich potęgę. Imperius się powiódł, czuła to, wiedziała, lecz więź z Aongusem, mogąca nagiąć zachowania istoty do jej woli, nie zaistniała. Usta Deirdre rozchyliły się w nieprzyjemnym zdziwieniu, prawie szoku, lecz nie zdążyła zareagować, czując na plecach gorący oddech Tristana. Ochrypły, niezadowolony szept dotarł do jej ucha wywołując dreszcze przerażenia i lęku. Zawiodła, tego obawiała się najbardziej, to śniło się w niekończących koszmarach tuż obok obserwowania martwego ciała Rosiera - jego śmierć i jego niezadowolenie łączyła trwała konotacja jej reakcji, panicznych, prymitywnych. Jęknęła cicho, zesztywniała z przerażenia, na moment zapominając o tym, gdzie i z kim się znajduje. Liczyła się tylko gorycz porażki oraz pewność, że różdżka z drzewa różanego zaraz rozgrzeje się do czerwoności, a później...
Mara znikła. Znów widziała Clauda, pojawiającego się znów Alpharda, a przede wszystkim górującego nad nimi rycerza, rzucającego mroczny cień. Chrzęst łańcuchów wybudził ją z spetryfikowanego letargu; nie, Tristana nie mogło tu być, stał tuż za nią, teraz zniknął - czy była to kolejna iluzja? Musiała w to wierzyć i trzymać się nie nadziei, a lodowatego rozsądku. Podpowiadającego, że musi działać: teraz dosłownie, w swojej obronie. - Protego - wypowiedziała pewnie, krótko, wyciągając przed siebie różdżkę, by ochronić się przed uderzeniem łańcucha. A sekundę później, taktycznie - spróbowała wzmocnić swych towarzyszy, koncentrując się na sojusznikach, na łączącej ją z nimi więzi, na tym, by nawet jeśli ona zostanie zraniona - oni kontynuowali misję. - Magicus extremos - mocno zacisnęła palce na zitanowym drewnie. Nie zawiedzie, ani Rosiera, ani Czarnego Pana ani samej siebie.
pierwsza kość protego przed atakiem rycerza w zbroi, druga - magicus extremos
Mara znikła. Znów widziała Clauda, pojawiającego się znów Alpharda, a przede wszystkim górującego nad nimi rycerza, rzucającego mroczny cień. Chrzęst łańcuchów wybudził ją z spetryfikowanego letargu; nie, Tristana nie mogło tu być, stał tuż za nią, teraz zniknął - czy była to kolejna iluzja? Musiała w to wierzyć i trzymać się nie nadziei, a lodowatego rozsądku. Podpowiadającego, że musi działać: teraz dosłownie, w swojej obronie. - Protego - wypowiedziała pewnie, krótko, wyciągając przed siebie różdżkę, by ochronić się przed uderzeniem łańcucha. A sekundę później, taktycznie - spróbowała wzmocnić swych towarzyszy, koncentrując się na sojusznikach, na łączącej ją z nimi więzi, na tym, by nawet jeśli ona zostanie zraniona - oni kontynuowali misję. - Magicus extremos - mocno zacisnęła palce na zitanowym drewnie. Nie zawiedzie, ani Rosiera, ani Czarnego Pana ani samej siebie.
pierwsza kość protego przed atakiem rycerza w zbroi, druga - magicus extremos
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Korytarz zachodni
Szybka odpowiedź