Korytarz zachodni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz zachodni
Jeden z krętych, kamiennych korytarzy w którym dokładnie widoczne jest, że został on porzucony, zanim został przez gobliny właściwie wykończony, brak tutaj wygładzeń, czy zdobień, wydaje się prosty, zwyczajny, roboczy, jakby pozostawiony w połowie prac. Tumany kurzu osiadają na skalnych pólkach, a niektóre ze schodków są ukruszone. Ścieżki rozchodzą się czasem na kilka stron i tylko osoby zaznajomione z terenem są w stanie wybrać właściwą ścieżkę.
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Ofiarowanie własnej krwi było ryzykiem, ale nie mieli więcej minut na dalsze analizy. Czas ich gonił, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bowiem nieustannie przypominało mu o tym same pomieszczenie, w którym znaleźli się. Gdy tylko płyn życia zaczął wyciekać na runiczny symbol poczuł jak nieznana siła przyciąga go z ogromną, wręcz niebywałą siłą do podłoża i tym samym uniemożliwia jakąkolwiek reakcję. Pojawiające się, błyszczące znaki tylko upewniały go, że mogli coś przeoczyć, być może zbyt bardzo skupiając się na malowidłach jak na samych zabezpieczeniach, które mogły zostać założone. Opadające fragmenty sklepienia, coraz szybciej formująca się dziura prowadząca w istną ciemność sprawiały, iż jego serce zabiło nieco mocniej. Byli w potrzasku, cholernej pułapce. Mimo paskudnej pozycji starał się wyczytać jak najwięcej z pokazujących się symboli i nim zdążył objąć wzrokiem je wszystkie zrozumiał, że były one świadectwem nałożonego przekleństwa. Jakiego? Sądził, że takowe nie miały przed nim tajemnic, lecz nigdy wcześniej nie spotkał się z niczym podobnym. Wciąż szukał odpowiedzi, starał się dostrzec coś więcej, coś pomiędzy wersami byle tylko móc w jakikolwiek sposób zareagować. Nie wyobrażał sobie wyzionąć ducha w rumowisku bez wypełnienia misji, nie wyobrażał sobie zawieść Czarnego Pana.
Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Rozchodził się on w jego głowie sprawiając dosłowny, fizyczny ból. Zacisnął mocno wargi pragnąć odciąć się od niego, skupić ponownie na sytuacji, ale ten zdawał się nie odpuszczać. Z każdą sekundą ich sytuacja była coraz gorsza i kiedy wydawałoby się, że już nie może stać się nic paskudniejszego runęli w dół – w ciemność.
Wirował w powietrzu, nie mógł odzyskać kontroli nad własnym ciałem. Oddychał coraz szybciej starając się odnaleźć wzrokiem swych towarzyszy. Obawiał się w szczególności o kuzyna, dla którego był to wyjątkowy chrzest bojowy. Nie przypuszczał, że tak szybko przyjdzie mu stać twarzą w twarz z równie wielkim niebezpieczeństwem, jednakże był twardy. Musiał sobie poradzić. -Lento- wypowiedział dostrzegając przebijające się smugi światła – zaliczenie podobnego upadku prawdopodobnie będzie fatalne w skutkach, więc włożył wszelki wysiłek w poprawne wypowiedzenie zaklęcia. Słyszał głos Rosiera i rad był, że ten zareagował w porę.
Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Rozchodził się on w jego głowie sprawiając dosłowny, fizyczny ból. Zacisnął mocno wargi pragnąć odciąć się od niego, skupić ponownie na sytuacji, ale ten zdawał się nie odpuszczać. Z każdą sekundą ich sytuacja była coraz gorsza i kiedy wydawałoby się, że już nie może stać się nic paskudniejszego runęli w dół – w ciemność.
Wirował w powietrzu, nie mógł odzyskać kontroli nad własnym ciałem. Oddychał coraz szybciej starając się odnaleźć wzrokiem swych towarzyszy. Obawiał się w szczególności o kuzyna, dla którego był to wyjątkowy chrzest bojowy. Nie przypuszczał, że tak szybko przyjdzie mu stać twarzą w twarz z równie wielkim niebezpieczeństwem, jednakże był twardy. Musiał sobie poradzić. -Lento- wypowiedział dostrzegając przebijające się smugi światła – zaliczenie podobnego upadku prawdopodobnie będzie fatalne w skutkach, więc włożył wszelki wysiłek w poprawne wypowiedzenie zaklęcia. Słyszał głos Rosiera i rad był, że ten zareagował w porę.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Przeklną pod nosem, gdy nieznana siła znów docisnęła jego dłoń do podłoża w ten sam niemożliwy do przerwania sposób. Nie próbował z tym walczyć, czekając jedynie, co wydarzy się zaraz i w duchu liczył, że naprawiony błąd i złożona ofiara, zatrzymają pękanie stropu nad nimi oraz uspokoją sytuację. Stało się inaczej, gdy najwyraźniej pogorszyli swe położenie, co zrozumiał wraz z upadkiem fragmentu za Rosierem i kolejnym, który pozostawił dziurę w podłożu między nim, a Drew. Chciał się odsunąć, ale dłoń przytwierdzona do symbolu odbierała mu tę możliwość. Rozwiązanie ów kłopotu pojawiło się po chwili, lecz nie tak jakby się tego spodziewał. Wpatrywał się w czerń, chłonąc kolejne obrazy i niezrozumiałe poczucie zdrady. Świadomość, że inni odwracali się i odchodzili pozostawiając go samego, przez długą chwilę dominowała w umyśle, potęgując poczucie, że chce to przerwać nawet własną śmiercią w tym miejscu, a złudnie znajome głosy podżegały by nie ratować się przed tym, co zbliżało się z każdą sekundą. Stracił poczucie czasu, nie potrafiąc ocenić, jak długo spadał, nim pielęgnowany latami egoizm oraz oportunizm, spróbowały przebić się przez dominujące odczucia. Od zawsze dbał głównie o siebie, gotów poświęcić innych i przejść po trupach. Dlatego próbował za wszelką cenę zignorować głosy, których podszepty były kuszące, tak samo jak widok osób, którym w większości nie ufał oraz pozornie nie potrzebował ich. Musiał sobie z tym poradzić sam, dlatego próbował skupić się i przełamać kłamliwą iluzję, nie chcąc zaakceptować, że mogłaby to być prawda. Nie mogła nią być.
| rzut na przełamanie iluzji
| rzut na przełamanie iluzji
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cillian Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Gringott' :
Postać w zbroi zdawała się niewzruszona, pozornie głucha na ponownie postawione pytanie. Przeczucia Deirdre jednak nie myliły się – wzrok był skierowany tylko i wyłącznie ku niej, która jako pierwsza przekroczyła próg komnaty.
—Aongus, zowię się, lecz to nigdzie wiedzie cię. — Padła odpowiedź w dziwnym, melodyjnym tonem, jakby sylwetka kryjąca się za zbroją obnażyła przed czarownicą swoją artystyczną duszę. Czymkolwiek to było, nie dawało żadnej wskazówki, a jedynie dawało ułudę, iż rozmową dało się rozwiązać zawiązany przed momentem impas.
Aongus poruszył się. Wstał z zajmowanego tronu, a łoskot łańcucha towarzyszył każdemu krokowi, choć było ich zaledwie trzy. Wciąż znajdował się w sporej odległości, bezpiecznej, pozwalającej na swobodne manewrowanie, ale i ta ocena taktyczna mogła nie mieć znaczenia. Ani Deirdre, ani Claude nie mieli pojęcia, z czym się mierzyli.
Sylwetki Gwardzistów oraz Zakonników posłały kolejno przeróżne zaklęcia. Żadne z nich nie wypowiedziało słowa, a barwy wiązek magicznej energii nie mówiły zbyt wiele. Deirdre stała jednak odważnie, gotowa przyjąć na siebie każdy cios. Nim jednak pierwszy z rzuconych czarów jej sięgnął, dostrzegła jak zawisł w czasie i przestrzeni, a chwilę po nim pozostałe. Piaskowe postaci Zakonników rozsypały się w pył, pozostali jedynie Gwardziści, choć ci usunęli się na bok, odsłaniając oblicze Aongusa wpatrującego się w Deirdre fioletowymi ślepiami. Claude w tej samej chwili ponownie sięgnął po potężne i skomplikowane zaklęcie Patronusa, powołując się na szczęśliwe wspomnienia, ale i tym razem nie zdołał wyczarować więcej niźli biała mgła, która rozprysła się jeszcze szybciej niż poprzednia. Tak szybko, iż wprawne oko pozwalało odnieść wrażenie, że coś temu pomogło.
— Dobrze, jeśli tego pragniesz, weź to — odezwał się Aongus po dłuższej chwili ciszy, wolną ręką wskazując na kamień wkuty w korpus zbroi. — Spróbuj. Podejmij wyzwanie — mówił dalej, tylko do niej, choć jego spojrzenie wędrowało ku lokajowi z Kent. Cunningham był tego świadom, czuł na sobie przenikliwy wzrok obcej istoty zajmującej to miejsce. Czarodziejowi wystarczyło kilka chwil, aby spostrzec na zbroi rozmaite wzory układające się w sentencje, niezrozumiałe inkantacje, które delikatnie lśniły w fioletowym świetle kamienia. Były niemal identyczne do tych, które spotkał w korytarzu. Swoimi wyjątkowo sprawnymi oczyma dostrzegł podobne wzory w pobliżu tronu, na którym Aongus zasiadał. Niestety ciemność spowijająca kamienny mebel wystający ze ściany utrudniała ujrzenie całości.
Alphard pozostawiony samemu sobie zmagał się z niemałym wysiłkiem. Żadne z fizycznych prób nie pozwoliły mu wyrwać się z uścisku piaskowych strażników prowadzących go na egzekucyjny podest. Ani wrzaski, ani rychłe zaprzysiężenia zemsty w żaden sposób nie wywarły na istotach wrażenia. Były całkowicie głuche na żądania obnażonego arystokraty. Nawet jego próby odepchnięcia potężnej aury przy użyciu własnego umysłu spełzły na niczym. Nim się obejrzał, klęczał, a silne dłonie utkane z drobin i odłamków kamieni ułożyły głowę Alpharda na cokole. W dziwny, niezrozumiały sposób, mógł dojrzeć oblicze własnego ojca.
Pollux Black spoglądał na syna obojętnym, wyjątkowo chłodnym spojrzeniem. Chwila ta zdawała się ciągnąć wieczność, lecz w pewnym momencie oczy zabłysły przerażającym fioletem, spod którego wyzierała czerń. Topór zawisł w powietrzu, a Alphardowi zostało jedynie pogodzić się, że okazał się słaby, zbyt słaby, aby stawić temu czoła. Uderzenie padło nagle. Poczuł je dosłownie całym sobą, jak głową oddziela się od reszty ciała, spada z cokołu, toczy po podeście i zatrzymuje spojrzenie na drzwiach, przez które przeszli Deirdre oraz Claude. Ból w miejscu, w którym kark łączył się z plecami, był tępy, a po chwili Alphard odkrył, że był w stanie poruszyć własnymi palcami, a cała wizja jego śmierci na placu została zakończona. Pozostawiła go skulonego przed otwartymi wrotami przyciągającymi do siebie.
Spadanie w nieznaną, obcą przestrzeń, nie bolało ani trochę bardziej od nieprzyjemnego uczucia treści żołądkowych podchodzących do gardła, gdy bezwładne ciało poddawało się nieznanej sile. Ani Drew, ani Mathieu nie byli w stanie temu zapobiec. Obaj zmagali się z tymi samymi trudnościami; obaj sięgnęli po to samo zaklęcie, obu udało się uchronić przed bolesnym zderzeniem z twardymi kamieniami na tyle, aby żaden z nich nie odczuł niebywałych konsekwencji z tego tytułu. Upadek był jednak bolesny tak samo dla każdego z nich. Nie mogli poruszyć się, podnieść w pierwszym odruchu. Potrzebowali czasu na dojście do siebie i kilku chwil na przyzwyczajenie się do podejrzanej ciemności wokół nich.
Mathieu, gdy tylko podniósł się i rozejrzał, odczuł dziwne wrażenie, jakby kiedyś już tutaj był. Swoimi własnymi oczyma doświadczał trzech sylwetek wykonujących dokładnie to samo co oni. Wpierw postaci rozcięły dłonie rytualnymi nożami i pozwoliły własnej krwi upaść na runy w środkach każdej ze spirali. Chwilę później przycisnęły dłonie do podłogi, a potężne fale magii rozeszły się kuliście z trzech miejsc, sięgając środka. Dłonie uniesione do góry emanowały mocą – nie potrzebowały różdżek do odprawienia rytuału – spływającą równie płynnie jak woda ku centralnemu punktowi komnaty. Była ona niemal identyczna jak ta, z którą zmagali się tam, na górze z tą różnicą, iż czarny płyn znalazł se ujście w małym, trójkątnym zbiorniku. Mimo ciemności miejsce to było wyraźne jak żadne inne, jakby stanowiło punkt, do którego powinni się odnosić. Wszystko to nagle znikło, pozostawiając u Rosiera uczucie pustki, dziurę w pamięci, której nie mógł w żaden sposób odtworzyć, choć mógł próbować. Zapomniał o tym, co działo się na górze ani jak znalazł się na dole. Spoglądając w stronę Macnaira, nie potrafił przypomnieć sobie w żaden sposób, kim mężczyzna był ani jak tutaj trafili. Pytania gwałtownie zaczęły się piętrzyć w jego głowie, niechybnie zwiastując apogeum nadciągającego szaleństwa.
Znalezienie się w kolejno łudząco podobnym miejscu dla Drew było typowym deja vu. Jedyne różnice, które spostrzegł od razu, to brak ściennych malowideł oraz trójkątne jeziorko wypełnione wodą. Czarna, nieprzezroczysta ciecz falowała delikatnie w obcy takt – emanowała czarnomagiczną aurą, wyczuwalną dla Śmierciożercy. Przyciągała. Mamiła tak łudząco silnie, iż nie był w stanie oderwać się od niej łatwo. Niemal na kolanach wabiła, trzema głosami powoli, ale skutecznie, wdzierając się w najgłębsze zakamarki umysłu Drew z taką siłą, że nie był w stanie się temu uprzeć – przed oczami pojawiła się ciemność. Mrokowi towarzyszyło irracjonalne uczucie lekkości. Nagle przestał dbać o wykonanie zadania, które powierzył w ich ręce Czarny Pan. Śmierciożercy przestało zależeć na tym, by dotrzeć do Locus Nihil, za to zapragnął napić się wody prosto ze źródła. Mathieu, wraz z którym spadł na niższym poziom, przestał być przyjacielem. Nagle stał się zagrożeniem; kimś, kto miał przeszkodzić w dostaniu się do cudownego jeziorka i skosztowania jego smaku. Chroniony przez bańkę Bąblogłowy nie mógł tego zrobić. Musiał przerwać ją, jeśli chciał posmakować tego, czym mamiły go głosy; wystarczył lekki ruch różdżką, by tego dokonać.
Cillian z kolei zmagał się z wytworami odrzucenia i porzucenia docierającymi prosto z leja czarnej wody. Wprawdzie udało mu się, po długiej i męczącej walce, oprzeć dziwnym uczuciom targającym umysł, to ledwie poczuł wolność, a płyn uformował się w cztery pary dłoni. Dwie z nich chwyciły go za biodra i gwałtownie przycisnęły do podłoża; tego samego, na którym spoczywali Mathieu oraz Drew. Ból uderzenia nie był silny, choć rozchodził się promieniście przez kilka chwil. Nie był jednak w stanie poruszyć się. Kolejne dwie pary dłoni chwyciły go za szyję i zaczęły dusić, wyciskać ostatnie oddechy życia. W tym samym momencie ręce przybierały coraz prawdziwsze kształty dwu osób: towarzyszy, z którymi znalazł się w podziemiach Gringotta. Przyciskającym do podłoża był Mathieu, wyjątkowo silny i stanowczy, lecz nie tak przerażający jak Drew, który pozbawiał go właśnie życia. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarzy, by ogarnęła niemoc i absolutne poddanie się przytłaczającej sile, z którą musiał walczyć, jeśli chciał przeżyć.
Cillian, Drew - ST przełamania iluzji wynosi 60, dolicza się bonus odporności magicznej.
Mathieu, próba odzyskania wyrwanego wspomnienia ma ST 50, dolicza się bonus odporności magicznej.
Rzut na przełamanie iluzji może być wykonany w szafce zniknięć.
Wszyscy: w tej durze możecie wykonać do dwóch akcji (przełamanie iluzji jest akcją), kolejność może mieć znaczenie.
Drew (Bąblogłowa (5/5))
Czas na odpis wynosi 48h.
Mistrz Gry przypomina o rzucaniu kością Gringott.
- Ekwipunek i Żywotność:
Żywotność
Alphard 190/220 (30 psychiczne); -5 do kości
Claude 206/206
Deirdre 200/200
Cillian 212/232 (10 cięte, 10 osłabienie)
Drew 195/215 (10 cięte, 10 osłabienie)
Mathieu 202/222 (10 cięte, 10 osłabienie)
Ekwipunek
Alphard:
różdżka w dłoni, amulet z jeleniego poroża na szyi i zaczarowana torba, w której znajdują się takie przedmioty:
1. miotła (zwykła);
2. szczurza czaszka;
3. Smocza łza (1 porcja);
4. Eliksir ochrony (1 porcja);
5. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 17);
6. Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, 103 oczka);
7. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek);
8. pierwszy kryształ (https://www.morsmordre.net/t7607p75-bialy-deszcz#211475);
9. drugi kryształ (https://www.morsmordre.net/t8125p180-komponenty-magiczne#257759);
10. Wywar wzmacniający (1 porcja, od Cassandry);
11. Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, od Cassandry);
12. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, od Cassandry);
13. Antidotum podstawowe (1 porcja, Cassandry).
Eliksiry od Cassandry wzięte w tym poście (https://www.morsmordre.net/t1422p240-wieksza-sala-boczna#262236)
Claude:
- Eliksir siły x1 (+31) - z zebrania od Cass
- Antidotum podstawowe x1 - z zebrania od Cass
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5) - z KP
- Pasta na oparzenia (1 porcje, stat. 20) - z KP
Deidre:
od Cass wywar wzmacniający x1 i eliksir uspokajający x1 (+43), sztylet za pasem pończoch, wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek)
Cillian:
- różdżka
- Pasta na oparzenia x1 (+39)
- Eliksir kociego wzroku x1 (+30)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 40)
- Kryształ (od Elviry)
Drew:
Różdżka, maska śmierciożercy, nakładka na pas z eliksirami:
-Wywar Żywej Śmierci (1 porcja, stat. 40 )
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 15)
-Eliksir niezłomności (1 porcje, stat. 40)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21)
-Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 20)
-Baza ze szpiku kostnego
-[?] Felix Felicis (1 porcja, stat. 40)
Mathieu:
Różdżka
Wywar wzmacniający
Mieszanka antydepresyjna
Wywar ze szczuroszczeta
Antidotum podstawowe
[Eliksiry wzięte w Białej Wywernie od Cassandry]
Nigdy nie miała do czynienia z prawdziwym rycerzem, spoglądała więc na monumentalną postać z mieszaniną niepokoju, niecierpliwości i podświadomej ciekawości; kim był, czym był? Człowiekiem, duchem, iluzją? Chciała działać, przeć naprzód, a nie wdawać się w pogawędki, choć jeśli miała do wyboru bezpośrednie starcie a poprowadzenie owocnych negocjacji, bez wahania wybierała to drugie. Imię mężczyzny coś jej mówiło, poruszało wrażliwe struny pamięci, ale żadna z nich nie zadrżała wyraźną odpowiedzią. – A więc Aongusie - co mam uczynić, byś oddał mi to, co tak bohatersko chronisz? – drążyła nieustępliwie, milknąc dopiero w momencie, w którym ogromny rycerz powstał z tronu. Donośny chrzęst zdawał się wstrząsać całą komnatą, ziemia pod nogami Deirdre zatrzęsła się, ale Mericourt nie czuła lęku. Psychiczna siła pozwoliła znieść lęk wywołany…iluzją, mrzonką, próbą wzbudzenia strachu. Nie uległa im, tak samo, jak – z trudem – nie uciekła spojrzeniem przed fioletowymi ślepiami rycerza, górującego teraz nad nimi. – Jak myślisz, z kim mamy do czynienia? I gdzie jest Black? – spytała cicho stojącego obok Clauda, nie spuszczając jednak oczu z potężnego ciała odzianego w zbroję. Fioletowy blask kusił, mamił, prowokował i hipnotyzował. Ale Mericourt nie zamierzała walczyć; chciała dostać ten przeklęty kamień, wykonać misję, a potem – upewnić się, że reszta Rycerzy Walpurgii również wykonała swoje zadanie. I że jeden, wyjątkowy, pierwszy spośród nich – ciągle żyje. – Skoro tak stawiasz sprawę, Aongusie – powiedziała spokojnie, unosząc różdżkę nieco wyżej, by wycelować ją w mężczyznę odzianego w zbroję.– Imperius – padło z jej ust, miękko, ale stanowczo, manipulacyjnie, subtelnie, z całą siłą i pragnieniem, by przejąć kontrolę nad umysłem postaci, nad jej wolą, nad poczynaniami; by spętać ją według własnych wytycznych i w jak najczystszy sposób zmusić ją do oddania kamienia.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'k10' : 3
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'k10' : 3
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Coś poszło nie tak; może aura tego miejsca, może jednak lęk przed tajemniczym rycerzem; Deirdre czuła, że trudne zaklęcie wymyka się spod jej kontroli, a więź, jaką chciała stworzyć i którą pragnęła okiełznać przeciwnika, nie ustabilizowała się na tyle, by móc z niej skorzystać. - Imperius - powtórzyła raz jeszcze unosząc różdżkę w stronę Aognusa, ostrzej, głośniej, z tym samym pragnieniem; wiele ryzykowała, sięgała po jedną z najtrudniejszych klątw, czerpała z wyczerpywalnego źródła mrocznej mocy, ale musiała to zrobić.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'k10' : 6
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'k10' : 6
Kiedy stawiali pierwsze kroki przed bramą, krocząc całą grupą w skupieniu - nie wiedzieli co ich czeka. Każda kolejna decyzja miała swoje konsekwencje, a zadanie stawiane przed nimi było wymagające i niebezpieczne. Opuszczając swoje domy nie wiedzieli, że mogą nie wrócić już w bezpieczne mury, do swych najbliższych. Starał się nie myśleć o nich, będą musieli stawić czoła wszystkiemu co ich czeka. Zostali rozdzieleni, czy tego chcieli czy nie. Wiedział, że przyjaciele, z którymi kroczą będą dla niego wsparciem. Skąd mogli wiedzieć, że to zadanie będzie wymagało od nich jeszcze więcej poświęceń.
Zaklęcie powiodło się, nie odczuł skutków upadku tak, jak powinien. Zapewne czekałaby go śmierć, gdyby runął z impetem o podłoże. Sam fakt, że przez krótką chwilę nie mógł się podnieść sprawiał, że ledwo łapał oddech. Nie wiedział jak długo trwało spadanie, ani jaka wysokość dzieliła ich od komnaty, w której znajdowali się przed chwilą. W końcu jednak stanął na nogi, marszcząc brwi. Był tutaj kiedyś? Co to za miejsce? Jego umysł podpowiadał mu, że było mu znane, jednak nie mógł przypomnieć sobie skąd mógł je znać. Trzy sylwetki przyciskające dłonie do podłogi, które chwilę wcześniej rozcięły rytualnymi nożami. Moc spływała z nich, a wszystko wydawało się tak intensywne i przepełnione magią. Próbował się skupić, ale wszystko zniknęło, rozpłynęło się w powietrzu i nastąpiła przenikliwa pustka. Zacisnął mocno ręce na różdżce, co on tutaj robił? Gdzie w zasadzie w ogóle się znajdował? Tak wiele pytań, a odpowiedź nie miała zamiaru pojawić się. Kim był mężczyzna obok niego? Co mogli razem robić w takim miejscu?
Złapał kilka oddechów, takie rzeczy się nie zdarzały. Skupił się, próbując przezwyciężyć lęk, piętrzący się w nim i przypomnieć sobie co tutaj robił. To wszystko było nadzwyczajnie dziwne, niepojęte dla jego umysły. Chciał z tym walczyć, ale to wszystko było tak... niewyjaśnione. Może ktoś majstrował przy jego głowie? Z całą pewnością. Takie rzeczy nie powinny się dziać. A może to koszmar, z którego winien czym prędzej się obudzić? - Veritas Claro - wypowiedział zaklęcie wyraźnie, licząc na oczyszczenie umysłu i możliwość ponownego skupienia się na tym, co go otacza. Nie widział żadnego wyjścia z tej sytuacji, może znajdowało się na wyciągnięcie dłoni? Oby los mu sprzyjał.
1 rzut - przełamanie
2 rzut - zaklęcie
Zaklęcie powiodło się, nie odczuł skutków upadku tak, jak powinien. Zapewne czekałaby go śmierć, gdyby runął z impetem o podłoże. Sam fakt, że przez krótką chwilę nie mógł się podnieść sprawiał, że ledwo łapał oddech. Nie wiedział jak długo trwało spadanie, ani jaka wysokość dzieliła ich od komnaty, w której znajdowali się przed chwilą. W końcu jednak stanął na nogi, marszcząc brwi. Był tutaj kiedyś? Co to za miejsce? Jego umysł podpowiadał mu, że było mu znane, jednak nie mógł przypomnieć sobie skąd mógł je znać. Trzy sylwetki przyciskające dłonie do podłogi, które chwilę wcześniej rozcięły rytualnymi nożami. Moc spływała z nich, a wszystko wydawało się tak intensywne i przepełnione magią. Próbował się skupić, ale wszystko zniknęło, rozpłynęło się w powietrzu i nastąpiła przenikliwa pustka. Zacisnął mocno ręce na różdżce, co on tutaj robił? Gdzie w zasadzie w ogóle się znajdował? Tak wiele pytań, a odpowiedź nie miała zamiaru pojawić się. Kim był mężczyzna obok niego? Co mogli razem robić w takim miejscu?
Złapał kilka oddechów, takie rzeczy się nie zdarzały. Skupił się, próbując przezwyciężyć lęk, piętrzący się w nim i przypomnieć sobie co tutaj robił. To wszystko było nadzwyczajnie dziwne, niepojęte dla jego umysły. Chciał z tym walczyć, ale to wszystko było tak... niewyjaśnione. Może ktoś majstrował przy jego głowie? Z całą pewnością. Takie rzeczy nie powinny się dziać. A może to koszmar, z którego winien czym prędzej się obudzić? - Veritas Claro - wypowiedział zaklęcie wyraźnie, licząc na oczyszczenie umysłu i możliwość ponownego skupienia się na tym, co go otacza. Nie widział żadnego wyjścia z tej sytuacji, może znajdowało się na wyciągnięcie dłoni? Oby los mu sprzyjał.
1 rzut - przełamanie
2 rzut - zaklęcie
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k100' : 3
--------------------------------
#3 'Gringott' :
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k100' : 3
--------------------------------
#3 'Gringott' :
Sięgnięcie po białą magię zakończyło się porażką. Tym razem jednak odniósł wrażenie, że coś pomogło w jej rozproszeniu. Wnikliwe spojrzenie rycerza, a może raczej jakiegoś rodzaju magicznego tworu, pozwalało snuć mniej lub bardziej trafne wnioski.
- Został w tyle po tym, jak posłałaś w jego stronę klątwę, ma'am - poinformował czarownicę bez krzty wyrzutu. Sama sytuacja była na tyle ironiczna, że nie potrzebowała dodatkowego komentarza - chciała ich ponaglić, a opóźniła - Być może jest to jeden z umarłych druidów wplątanych w legendę. Ten powiązany z ametystowym kamieniem. Być może jakiś inny nieszczęśnik zaprzęgnięty przez tego co postanowił ukryć przed światem kamienie. Nie mam innych pomysłów - zdradził czarownicy swoje myśli nie będąc pewnym, czy te dochodzą do Dei czy też jednak przypadkiem i teraz była pod wpływem sugestii i miraży. Poruszył różdżką - Lumos maxima...! - wypowiedział celując różdżką w przestrzeń sali chcąc rozgonić ciemności przysłaniające wgląd w sprawę, wijące się wokół postaci, jej tronu.
- Został w tyle po tym, jak posłałaś w jego stronę klątwę, ma'am - poinformował czarownicę bez krzty wyrzutu. Sama sytuacja była na tyle ironiczna, że nie potrzebowała dodatkowego komentarza - chciała ich ponaglić, a opóźniła - Być może jest to jeden z umarłych druidów wplątanych w legendę. Ten powiązany z ametystowym kamieniem. Być może jakiś inny nieszczęśnik zaprzęgnięty przez tego co postanowił ukryć przed światem kamienie. Nie mam innych pomysłów - zdradził czarownicy swoje myśli nie będąc pewnym, czy te dochodzą do Dei czy też jednak przypadkiem i teraz była pod wpływem sugestii i miraży. Poruszył różdżką - Lumos maxima...! - wypowiedział celując różdżką w przestrzeń sali chcąc rozgonić ciemności przysłaniające wgląd w sprawę, wijące się wokół postaci, jej tronu.
The member 'Claude Cunningham' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Gringott' :
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Gringott' :
- Lumos maxima! - wypowiedział raz jeszcze czując nadnaturalną słabość własnej magii. Nie wiedział co było nie tak. Od kiedy tylko przestąpili progi banku biała magia umykała gdzieś jego woli. Czy to ciężka, czarno magiczna aura rozlewająca się dookoła rozpraszała jego umiejętności...?
Korytarz zachodni
Szybka odpowiedź