Pokój Trixie
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój Trixie
Na przestrzeni lat swój ciasny dziecięcy pokoik udało jej się przehandlować za większe, przestronniejsze pomieszczenie. Sypialnia ma dość przydymione ściany i podłogę wykonaną z ciemnego drewna, przy czym jedna z dłuższych ścian jest całkowicie zabudowana szafą mieszczącą prywatne rzeczy i - może przede wszystkim - projekty, których nie sposób było upchnąć już w warsztaciku krawieckim. Część podłogi pokrywa miękki, puchaty dywan w kolorze karminu, w którym czasem śpi mała kaczka, jaką Trix obecnie trzyma w domu na czas zimy. Na parapetach natomiast wygrzewają się naturalnie zasuszone kwiaty - po prostu niepodlewane, bo kto by o tym pamiętał?
Szeroka kotara dzieli pokój na dwie części, typowo użytkową i sypialnianą. To w tej pierwszej nieopodal biurka, nad którym wiszą półki z książkami, spoczywa wysoka klatka fretki o imieniu Wintour.
Szerokie łóżko o wygodnym materacu pokrywają przynajmniej dwie pierzyny i kilkanaście poduszek. Wszędzie panuje artystyczny nieład, na meblach, belkach i podłodze można znaleźć porozrzucane płachty czy kawałki materiałów.
Szeroka kotara dzieli pokój na dwie części, typowo użytkową i sypialnianą. To w tej pierwszej nieopodal biurka, nad którym wiszą półki z książkami, spoczywa wysoka klatka fretki o imieniu Wintour.
Szerokie łóżko o wygodnym materacu pokrywają przynajmniej dwie pierzyny i kilkanaście poduszek. Wszędzie panuje artystyczny nieład, na meblach, belkach i podłodze można znaleźć porozrzucane płachty czy kawałki materiałów.
Ostatnio zmieniony przez Trixie Beckett dnia 05.03.21 1:00, w całości zmieniany 1 raz
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Trixie Beckett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'k10' : 1, 4
--------------------------------
#3 'k6' : 1
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'k10' : 1, 4
--------------------------------
#3 'k6' : 1
Minęło kolejne kilkadziesiąt minut; sowa powróciła na parapet, nieco już zmęczona, ale miała przed sobą ostatnią wędrówkę. Przed przymocowaniem do łapki pakunku zawierającego maskę dla Vincenta, Trixie nakarmiła ptaka kilkoma smakołykami, pochwaliła za waleczną wytrwałość - naprawdę na to zapracował! - i pozwoliła mu ruszyć w daleką drogę, obiecując przy tym, że przez następną dobę pozwoli mu odpocząć bez choćby jednego machnięcia skrzydłem. Stevie wydawał się... nieprzekonany, ale finalnie nie robił kłopotów i zwinnie odbił się od parapetu, tym razem poszukując znajomego Rinehearta. Chwilę zajęło im domknięcie zamówienia, jednak teraz maska była w pełni gotowa i zdatna do żytku, dopasowana do jego profilu. Niech się dobrze nosi.
Czerń nieba rozświetliła karminowa łuna powoli budzącego się słońca kiedy Trixie ponownie opadła na łóżko, wycieńczona po całonocnej krawieckiej eskapadzie. Nie próżnowała, z drugiej strony po prostu zbyt głodna, by położyć się spać - ale z pełną premedytacją czekała na zbudzenie się ojca, żeby mogli razem zasiąść w jadalni i załamać nad niemalże pustym talerzem. Kiedyś nie wiodło im się tak źle, chociaż kiedyś nie było też wojny...
Z ciężkim westchnieniem i kolejnym burczeniem żołądka zwlekła się jeszcze raz do pozycji siedzącej. Obok łóżka znajdował się niedokończony projekt kaftana ze skóry garboroga, niebywale twardego, nieelastycznego materiału zdolnego przyjąć na siebie mnóstwo ciosów - póki co nie miała pomysłu co do potencjalnego Zakonnika, któremu można było podarować tego typu odzienie, ale stwierdziła, że lepiej było mieć jeden w gotowości, tak na wszelki wypadek - toteż czarownica dobyła swojej najgrubszej igły i zajęła się uładzaniem krawędzi, poprawianiem szwów, które niechętnie łączyły ze sobą tak wytrzymałą tkaninę. Musiała na czymś skupić myśli: żeby przestać się martwić, przestać zastanawiać się co przyniesie jutro, czy w ogóle dożyją z ojcem końca zimy, czy może los postanowi poświęcić ich w imię wygranej wojny. Jego - prędzej niż ją, zamkniętą przeważnie na cztery spusty w domowym zaciszu, wiecznie pracującą nad nowymi zasobami. To były... trudne myśli. Okropne. Niechciane. Kiedy tylko zadanie dobiegło na dziś końca, a oczy zapiekły potrzebą przymknięcia powiek choćby na chwilę, odłożyła na bok kaftan - i po prostu zasnęła.
zt
| szyję magiczny kaftan.
komponenty: skóra garboroga 1x
st: 60, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
+2k20 do żywotności i -2k6 do zwinności
Czerń nieba rozświetliła karminowa łuna powoli budzącego się słońca kiedy Trixie ponownie opadła na łóżko, wycieńczona po całonocnej krawieckiej eskapadzie. Nie próżnowała, z drugiej strony po prostu zbyt głodna, by położyć się spać - ale z pełną premedytacją czekała na zbudzenie się ojca, żeby mogli razem zasiąść w jadalni i załamać nad niemalże pustym talerzem. Kiedyś nie wiodło im się tak źle, chociaż kiedyś nie było też wojny...
Z ciężkim westchnieniem i kolejnym burczeniem żołądka zwlekła się jeszcze raz do pozycji siedzącej. Obok łóżka znajdował się niedokończony projekt kaftana ze skóry garboroga, niebywale twardego, nieelastycznego materiału zdolnego przyjąć na siebie mnóstwo ciosów - póki co nie miała pomysłu co do potencjalnego Zakonnika, któremu można było podarować tego typu odzienie, ale stwierdziła, że lepiej było mieć jeden w gotowości, tak na wszelki wypadek - toteż czarownica dobyła swojej najgrubszej igły i zajęła się uładzaniem krawędzi, poprawianiem szwów, które niechętnie łączyły ze sobą tak wytrzymałą tkaninę. Musiała na czymś skupić myśli: żeby przestać się martwić, przestać zastanawiać się co przyniesie jutro, czy w ogóle dożyją z ojcem końca zimy, czy może los postanowi poświęcić ich w imię wygranej wojny. Jego - prędzej niż ją, zamkniętą przeważnie na cztery spusty w domowym zaciszu, wiecznie pracującą nad nowymi zasobami. To były... trudne myśli. Okropne. Niechciane. Kiedy tylko zadanie dobiegło na dziś końca, a oczy zapiekły potrzebą przymknięcia powiek choćby na chwilę, odłożyła na bok kaftan - i po prostu zasnęła.
zt
| szyję magiczny kaftan.
komponenty: skóra garboroga 1x
st: 60, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
+2k20 do żywotności i -2k6 do zwinności
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Trixie Beckett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k20' : 5, 15
--------------------------------
#3 'k6' : 6, 5
#1 'k100' : 60
--------------------------------
#2 'k20' : 5, 15
--------------------------------
#3 'k6' : 6, 5
13 stycznia '58
List od Steffena nie był w zasadzie przesadnie nieoczekiwany. Spodziewała się, że coś podobnego może chodzić mu po głowie - prezent, który byłby w stanie zachwycić jego ukochaną salamandrę, zjednać ją z porzuconą na rzecz normalności przeszłością choćby dzięki odpowiedniemu doborowi tkanin. Trafił z tym w dziesiątkę: był wrażliwym młodym mężczyzną, zakochanym w damie swojego serca. Powinna się dziwić? Z uśmiechem na ustach przeczytała zawartość wiadomości, spoglądając także na przyniesione przez sówkę materiały, z których jeszcze tego samego dnia miała uszyć prawdziwe cuda. Na szczęście w swoich zbiorach dysponowała trzecią płachtą skóry ognistej jaszczurki, jaką mogła wykorzystać do projektu zrodzonego z Cattermole'owskich fantazji. Szata tradycyjna, kobieca, ale nieprzesadnie nowoczesna, elegancka i płomienna natomiast jak sama Isabella. Korzystając z wymiarów zapisanych przy okazji tworzenia sukni ślubnej panny młodej, Trixie zabrała się do pracy, znów opatulona pierzyną w zaciszu swojego pokoju. Tym razem bez harmidru wzniecanego przez naburmuszone albo ogarnięte zabawą zwierzęta; ciepło rozpalonego kominka i dodatkowej transmutacji przyjemnie kołysało ją w objęcia pracy, bo jeszcze nie snu, gdy najpierw skreśliła szkic szaty przeznaczonej dla wciąż jeszcze panny Presley, a potem nożycami zaczęła wykrawać odpowiednie fragmenty tkanin do stworzenia wizji powstałej w głowie. Miała sporo do zrobienia, planowała przecież jeszcze tego samego popołudnia domknąć projekt ze skóry reema, który na liście znajdował się tuż obok salamandry.
Kreacja o długich, bufiastych u dołu rękawach była dopasowana, ale nieprzesadnie obcisła. Opadała w dół miękką kaskadą aż do połowy biodra, z elegancko skrojonym kołnierzem. Jej czerń była przełamana jedynie plamkami pomarańczowymi jak wschodzące słońce lub tańczące iskry, które przy odrobinie wyobraźni układały się w doprawdy fantazyjne konstelacje. Jeśli wiedziała cokolwiek o Isabelli - to podejrzewała, że widok prezentu zapewnionego przez jej Romea panna młoda zwieńczy monologiem o tym, jak to szata porwała jej serce, jak zapłonęła od środka, jak nigdy więcej nie będzie chętna zsunąć jej ze swych ramion. O tak. Nawet słyszała głos rozćwierkanej Presleyówny...
| szyję szatę magiczną.
komponenty: skóra ognistej salamandry 3x
st: 120, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
+9k10% redukcji obr. od ognia
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Trixie Beckett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k10' : 6, 8, 2, 7, 7, 10, 10, 9, 5
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k10' : 6, 8, 2, 7, 7, 10, 10, 9, 5
Utkane dla Isabelli okrycie Trixie rozwiesiła ostrożnie na jednym z manekinów, jaki wytargała z kąta swojego pokoju, przy okazji wszystko taksując uważnym, surowym spojrzeniem. Musiała mieć absolutną pewność co do precyzji swojego rzemiosła, dlatego też z pieczołowitym samokrytycyzmem doszukiwała się ewentualnych błędów, niedoróbek i oznak własnego zmęczenia, lecz na szczęście - takich nie było. Z zadowoleniem skinęła więc głową, w ten sposób przyklaskując swojej własnej pracy, nim nadeszła pora na część drugą. Tym razem miała do czynienia ze skórą reema, pozornie delikatną, ale diabelnie przy tym wytrzymałą na wszelkiego rodzaju urazy mechaniczne; ciemnozłota tkanina wręcz zachęcała do tego, by stworzyć z niej kaftan. Steffen nie sprecyzował przecież czego dokładnie oczekiwał od niej pod tym względem, a to znaczyło, że miała pełną swobodę wyboru - najwyżej następnym razem wyśle do niej wyjca. Co najgorszego mogło się stać?
Z szuflady z notatkami odgrzebała ostatnio zapisywane wymiary Cattermole'a, licząc, że od tego czasu zmieniło się niewiele. Cóż, na pewno nie przytył, ostatnio nikt nie przybierał na wadze. Mogła jedynie zakładać, że schudł, ale dopracować taki szczegół byłoby wręcz banalnie. Jeśli chodziło zaś o wykrojnik projektu samej kamizelki - również skorzystała z wcześniejszych zbiorów, tych miała na pęczki i jeszcze więcej.
Ciężko jednak było skupić się teraz na pracy, kiedy do głowy powracały wspomnienia starej pani Muriel. Nie było jej już z nimi tak wiele lat. Pewnego dnia, gdy Trixie wróciła po szkole do domu, okazało się, że odeszła we śnie, nie zdążywszy nawet pożegnać się ze swoją protegowaną - co ukrywano przed nią wiele miesięcy, byle tylko nie zakłócać przebiegu nauki młodej dziewczyny w Hogwarcie. A teraz... Szyła dla jej krewnego, dla swojego przyszywanego braciszka, wpatrzona w złotawy materiał gładko ulegający rzemieślniczym postępkom.
Kiedy wszystko było gotowe, Beckettówna obie szaty opakowała w wytrzymały papier przesyłkowy przewiązany grubą nicią, a także naskrobała krótki list w odpowiedzi na ten otrzymany od Steffena, by potem wysłać to wszystko swoją wierną sową w podróż powrotną. Poprosiła jedynie o godzinę. Wiedział, że nie będzie miała oporów przed ruszeniem razem z nim na ścieżkę reminiscencji łatwiejszych czasów...
zt(chyba że k1)
| szyję magiczny kaftan.
komponenty: skóra reema 2x
st: 80, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
-2k6 otrzymywanych obrażeń ciętych i kłutych
Z szuflady z notatkami odgrzebała ostatnio zapisywane wymiary Cattermole'a, licząc, że od tego czasu zmieniło się niewiele. Cóż, na pewno nie przytył, ostatnio nikt nie przybierał na wadze. Mogła jedynie zakładać, że schudł, ale dopracować taki szczegół byłoby wręcz banalnie. Jeśli chodziło zaś o wykrojnik projektu samej kamizelki - również skorzystała z wcześniejszych zbiorów, tych miała na pęczki i jeszcze więcej.
Ciężko jednak było skupić się teraz na pracy, kiedy do głowy powracały wspomnienia starej pani Muriel. Nie było jej już z nimi tak wiele lat. Pewnego dnia, gdy Trixie wróciła po szkole do domu, okazało się, że odeszła we śnie, nie zdążywszy nawet pożegnać się ze swoją protegowaną - co ukrywano przed nią wiele miesięcy, byle tylko nie zakłócać przebiegu nauki młodej dziewczyny w Hogwarcie. A teraz... Szyła dla jej krewnego, dla swojego przyszywanego braciszka, wpatrzona w złotawy materiał gładko ulegający rzemieślniczym postępkom.
Kiedy wszystko było gotowe, Beckettówna obie szaty opakowała w wytrzymały papier przesyłkowy przewiązany grubą nicią, a także naskrobała krótki list w odpowiedzi na ten otrzymany od Steffena, by potem wysłać to wszystko swoją wierną sową w podróż powrotną. Poprosiła jedynie o godzinę. Wiedział, że nie będzie miała oporów przed ruszeniem razem z nim na ścieżkę reminiscencji łatwiejszych czasów...
zt
| szyję magiczny kaftan.
komponenty: skóra reema 2x
st: 80, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
-2k6 otrzymywanych obrażeń ciętych i kłutych
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Trixie Beckett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k6' : 1, 1
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k6' : 1, 1
26 stycznia '58
Tuż po powrocie z Dunster Castle Trixie wyłożyła ziemniaki w spiżarni, wciąż dogłębnie poruszona życzliwością gospodarzy, za których rozkazem nie byłaby w stanie wymknąć się choćby oknem bez skorzystania z dobrodziejstw ich żywności. Było to trudne - przyznać się przed samą sobą, że działo się źle. Że mieli coraz mniej. Surowa zima sprawiała, że ceny na targach rosły niemożebnie, a monet w sakiewkach ubywało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki; przez dłuższy moment przyglądała się jeszcze kilogramowi warzyw, które otrzymała od kucharki, po czym przetarła dłonią oczy wciąż niosące ślady wzruszenia i skierowała się do pokoju. Musiała jeszcze raz na spokojnie przeliczyć monety - w głowie narodziło się marzenie, które tak bardzo chciała zrealizować, nawet mimo trudności w ekonomii, jakich ciężar dzielnie znosili z ojcem na barkach. Hodowla wsiąkiewek. Ich skóry pozyskiwane tu, w Warsztacie mogły znacznie ułatwić jej dostęp do ów intensywnie czarnego materiału, z którego dobroci korzystała coraz częściej przy przeróżnych projektach tworzonych głównie dla Zakonu Feniksa. Jedną z gościnnych sypialni, tę mniejszą, przygotowała już pod potrzeby takiego przedsięwzięcia. Łóżko wylądowało w szufladzie, magicznie pomniejszone, a szafa zdolna pomieścić ubrania zostających na dłużej odwiedzających odnalazła nowe miejsce w jej pracowni krawieckiej, przeznaczona do bardziej pożytecznego wykorzystania.
Brakowało tylko zwierząt... I reszty pieniędzy.
Kiedy wreszcie wdrapała się po schodach i dotarła do swojej sypialni, od razu przyuważyła coś, czego nie było tam wcześniej. Sporych rozmiarów woreczek znajdował się na łóżku, z dołączoną do niego notatką spisaną ojcowską ręką. Oprócz wypłaty otrzymanej od Abbottów - zainwestował w nią znowu, przekazując córce chyba większą część swoich oszczędności. Odnalazła tam brakujące monety. Wszystkie, całą pozostałą sumę, która mogła zaważyć o tym, kiedy będzie w stanie otworzyć nową, dodatkową działalność. Serce Trixie zabiło mocniej - kiedy osuwała się na podłogę obok łóżka, oparta o jego drewnianą ramę, po prostu zapłakana. Tyle było wokół niej dobrych ludzi. Tyle powodów, by nigdy więcej nie wątpić w ojcowską miłość. Przycisnęła do serca kartkę, którą dla niej zostawił - a potem poderwała się nagle z ziemi i wybiegła z sypialni, na boso, bez płaszcza wpadając do jego warsztatu, byle tylko jak najszybciej znów go przytulić.
zt
za pozwoleniem: biorę od Steviego 150 pm
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
31.01
Wiedział, że Trixie pewnie nie zdąży wprowadzić poprawek przed zbliżającymi się patrolami, ale to nic. Dobrze, że zdobył skóry tebo i to goblinie... cośtam (czasami myślał o półgoblince, która obiecała mu przysługę w zamian zazamor pozbycie się waria niebezpiecznego czarnoksiężnika - może mógłby zdobyć ten galon taniej, cokolwiek to miało wspólnego z goblinami? Po namyśle postanowił jednak wykorzystać przysługę na coś bardziej opłacalnego, a na składniki krawieckie się wykosztował), dobrze też, że wyzbył się pewnego... sentymentu. Czarna kamizelka, którą niósł teraz w dłoniach - delikatnie, jakby była z porcelany, a nie z ciepłej wełny. Parę tygodni temu zostawiłby prezent w spokoju (i miał szczerą nadzieję, że Trixie nie dopyta, skąd go ma), ale kamizelka była wartościowa, skóry tebo też, źle byłoby tego nie wykorzystać. Szczególnie, że jej właściwości zakłócały się podobno z materiałami, z których wykonany był płaszcz - a w czarnej kamizelce Tonksowi naprawdę czarowało się o wiele lepiej. Nie wiedział, czy to właściwość wełny czy miłych wspomnień i wolał nie wnikać. Szczególnie we własne wspomnienia.
Zapowiedział się listownie i był (chyba) mile widzianym gościem na Wrzosowisku, więc uprzejmie zapukał do drzwi. Niby chętnie porozmawiałby z panem Beckettem o akcji, w której wspólnie brali udział, ale o niektórych rzeczach nie należało rozmawiać. Na przykład o śmierci. A już na pewno nie we własnym domu człowieka, przy jego córce. Ciekawe, jak czuł się pan Stevie? Michael miał szczerą nadzieję, że Kerstin nie wie, czym dokładnie się zajmuje.
A gdyby dowiedział się jego rodzony ojciec (pan Tonks nie znał szczegółów pracy aurorów), to chyba spaliłby się ze wstydu.
Miał nadzieję, że Trixie też nie wiedziała, co zrobili z tymi szmalcownikami.
-Trixie? - zawołał, wchodząc do domu. Zdjął płaszcz ze skóry smoka i zostawił go na wieszaku, skreślając pośpiesznie notatkę: jeśli wzmocnienie kamizelki się powiedzie, może ten płaszcz przyda się komuś innemu?
Następnie delikatnie położył na stole kamizelkę z wełny rogatej czarowcy. Trixie dostała już komponenty listem, powinna wiedzieć, co z nią zrobić.
/zt
przekazuję Trixie
1) Płaszcz ze skóry smoka (1) i wełny kudłonia (1): 2 dodatkowe miejsca w ekwipunku, +7 do żywotności, redukcja obrażeń od ognia 6%; wytrzymałość 220/220 - w prezencie
2) kamizelka z wełny rogatej czarowcy (+1 do wszystkich rzutów na k100) - do przeszycia
Wiedział, że Trixie pewnie nie zdąży wprowadzić poprawek przed zbliżającymi się patrolami, ale to nic. Dobrze, że zdobył skóry tebo i to goblinie... cośtam (czasami myślał o półgoblince, która obiecała mu przysługę w zamian za
Zapowiedział się listownie i był (chyba) mile widzianym gościem na Wrzosowisku, więc uprzejmie zapukał do drzwi. Niby chętnie porozmawiałby z panem Beckettem o akcji, w której wspólnie brali udział, ale o niektórych rzeczach nie należało rozmawiać. Na przykład o śmierci. A już na pewno nie we własnym domu człowieka, przy jego córce. Ciekawe, jak czuł się pan Stevie? Michael miał szczerą nadzieję, że Kerstin nie wie, czym dokładnie się zajmuje.
A gdyby dowiedział się jego rodzony ojciec (pan Tonks nie znał szczegółów pracy aurorów), to chyba spaliłby się ze wstydu.
Miał nadzieję, że Trixie też nie wiedziała, co zrobili z tymi szmalcownikami.
-Trixie? - zawołał, wchodząc do domu. Zdjął płaszcz ze skóry smoka i zostawił go na wieszaku, skreślając pośpiesznie notatkę: jeśli wzmocnienie kamizelki się powiedzie, może ten płaszcz przyda się komuś innemu?
Następnie delikatnie położył na stole kamizelkę z wełny rogatej czarowcy. Trixie dostała już komponenty listem, powinna wiedzieć, co z nią zrobić.
/zt
przekazuję Trixie
1) Płaszcz ze skóry smoka (1) i wełny kudłonia (1): 2 dodatkowe miejsca w ekwipunku, +7 do żywotności, redukcja obrażeń od ognia 6%; wytrzymałość 220/220 - w prezencie
2) kamizelka z wełny rogatej czarowcy (+1 do wszystkich rzutów na k100) - do przeszycia
Can I not save one
from the pitiless wave?
1-2 lutego '58
Trzeba było przyznać, że kamizelka, którą dostarczył jej Michael, nie powalała rzemieślniczym kunsztem. Już po pierwszych stosunkowo krótkich oględzinach Trixie dopatrzyła się uchybień w tworzeniu szwów, a przede wszystkim i symetrii całego projektu, czego nie spartaczyłby żaden doświadczony krawiec. Nie wnikała jednak w to, skąd posiadał odzienie wykonane z wełny rogatej czarowcy; oczywistym było tylko to, że wszystko w nim musiała zrobić praktycznie od nowa.
Nad rankiem zabrała się do pracy, obudzona przez ptactwo, które najpierw należało nakarmić; później nakarmiła też ojca, a wreszcie wylądowała w swojej pracowni, gdzie w skupieniu i przede wszystkim ciszy mogła rozpruć wcześniej naniesione sploty, całość kamizelki rozkładając na czynniki pierwsze. Nie lubiła poprawiać po kimś, to zawsze zabierało dwa razy tyle czasu, ile stworzenie zupełnie nowego projektu, ale Michael wiedział, że zrobiłaby dla niego wiele, w tym i nagięłaby spokój własnego ducha. Kiedy płachty wyciętego wełnianego materiału osiadły na stole, odseparowane od siebie bardzo ostrożnie, przyjrzała się im krytycznie, a potem wzrokiem sięgnęła materiałów, które auror dostarczył listownie. Było ich zdecydowanie więcej niż wełny, więc... Ech, Tonks chyba nie obraziłby się tak bardzo za gruntowną przeróbkę swojej szaty? Właściwie powinna o to zapytać, ale miała tendencję do szybszego działania niż myślenia: i machina poszła w ruch. Na początku wyciągnęła kawałek pergaminu z szuflady, by ołówkiem nakreślić na jego wierzchu pomysł na projekt; był stosunkowo prosty, funkcjonalny, nieudziwniony, z obecnym elementem tkaniny z rogatej czarowcy zaimplementowanej w swojej strukturze - a potem przy pomocy nożyczek zabrała się za dokładne wycinanie każdego z elementów; miała przecież zanotowane wymiary Michaela i wykrojnik stworzony na podstawie bardzo podobnego pomysłu, a to znacznie ułatwiało sprawę. Dwie równe części wycięła z dwóch płacht skór na stronę lewą i prawą, kilka wycinków wełnianych mających posłużyć za akcenty dekoracyjne i przede wszystkim kieszenie. Po obiedzie - skromnym, ale wciąż obiedzie - zaczęła łączyć to wszystko w całość. Magiczne materiały bywały kapryśne, zajmowały jej o wiele więcej czasu niż standardowe tekstylia, a szata dla kogoś takiego jak auror pracujący w terenie musiała być idealna. Żadnego miejsca na pomyłki. Żadnego miejsca na niedoskonałości. Skóra tebo, o której ktoś życzliwy szepnął mu słówko, była dobrym pomysłem - lekkim na tyle, by nie utrudniać mu poruszania się przy bardziej energicznych misjach, a do tego jej dyskretny, ciemnobrązowy kolor nie naraziłby go na łatwe wykrycie w cieniach czy podczas nocnych eskapad.
Następnego dnia wróciła do spiętego szpilkami projektu; na manekinie prezentował się naprawdę porządnie, bez skazy, którą świeże oko mogłoby wyłapać w przypływie samokrytycyzmu: mogła zatem zacząć przygodę ze zszywaniem wszystkiego w jednolitą całość. Mocne nici połączyły ze sobą obie części skór tebo, przytwierdziwszy wełnę w miejscu przeznaczonym na kieszenie, a także jej fragment dodając w okolicy zwieńczeń rękawów. Zachowała też stare guziki z pierwotnej wersji kamizelki i doszyła je do swojej interpretacji pełnoprawnego kaftana, na podszewkę stroju wybierając natomiast zwykłą, bladoniebieską tkaninę. Powinna pasować do Tonksa, pod pewnym kątem przypominała barwę jego oczu. Na sam koniec do projektu doszyła goblini galon, ostrożnie tworząc z niego kołnierz. Jego magia intensywnie współdziałała z właściwościami materiałów; wydawał się wzmacniać ich wewnętrzne sploty, sprawiał, że praca jej igły stawała się magicznie bardziej natchniona; mimo to nie spieszyła się, nad każdym detalem pracując uważnie i precyzyjnie, by nie przynieść Michaelowi wstydu. Musiał przecież wyglądać w tym jak człowiek.
| przeszywam kamizelkę z wełny rogatej czarowcy
doszywam: 2x skórę tebo i goblini galon
st: 100, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
+2k10 do żywotności
+1 do wszystkich rzutów k100
+5 do maksymalnej żywotności
wykorzystany goblini galon: +2 do każdego rzutu k10 podczas szycia ubrań lub +4 do każdego rzutu k20 (wybieram k10) i +5 do maksymalnej żywotności
jeśli nie k1 to zt
Trzeba było przyznać, że kamizelka, którą dostarczył jej Michael, nie powalała rzemieślniczym kunsztem. Już po pierwszych stosunkowo krótkich oględzinach Trixie dopatrzyła się uchybień w tworzeniu szwów, a przede wszystkim i symetrii całego projektu, czego nie spartaczyłby żaden doświadczony krawiec. Nie wnikała jednak w to, skąd posiadał odzienie wykonane z wełny rogatej czarowcy; oczywistym było tylko to, że wszystko w nim musiała zrobić praktycznie od nowa.
Nad rankiem zabrała się do pracy, obudzona przez ptactwo, które najpierw należało nakarmić; później nakarmiła też ojca, a wreszcie wylądowała w swojej pracowni, gdzie w skupieniu i przede wszystkim ciszy mogła rozpruć wcześniej naniesione sploty, całość kamizelki rozkładając na czynniki pierwsze. Nie lubiła poprawiać po kimś, to zawsze zabierało dwa razy tyle czasu, ile stworzenie zupełnie nowego projektu, ale Michael wiedział, że zrobiłaby dla niego wiele, w tym i nagięłaby spokój własnego ducha. Kiedy płachty wyciętego wełnianego materiału osiadły na stole, odseparowane od siebie bardzo ostrożnie, przyjrzała się im krytycznie, a potem wzrokiem sięgnęła materiałów, które auror dostarczył listownie. Było ich zdecydowanie więcej niż wełny, więc... Ech, Tonks chyba nie obraziłby się tak bardzo za gruntowną przeróbkę swojej szaty? Właściwie powinna o to zapytać, ale miała tendencję do szybszego działania niż myślenia: i machina poszła w ruch. Na początku wyciągnęła kawałek pergaminu z szuflady, by ołówkiem nakreślić na jego wierzchu pomysł na projekt; był stosunkowo prosty, funkcjonalny, nieudziwniony, z obecnym elementem tkaniny z rogatej czarowcy zaimplementowanej w swojej strukturze - a potem przy pomocy nożyczek zabrała się za dokładne wycinanie każdego z elementów; miała przecież zanotowane wymiary Michaela i wykrojnik stworzony na podstawie bardzo podobnego pomysłu, a to znacznie ułatwiało sprawę. Dwie równe części wycięła z dwóch płacht skór na stronę lewą i prawą, kilka wycinków wełnianych mających posłużyć za akcenty dekoracyjne i przede wszystkim kieszenie. Po obiedzie - skromnym, ale wciąż obiedzie - zaczęła łączyć to wszystko w całość. Magiczne materiały bywały kapryśne, zajmowały jej o wiele więcej czasu niż standardowe tekstylia, a szata dla kogoś takiego jak auror pracujący w terenie musiała być idealna. Żadnego miejsca na pomyłki. Żadnego miejsca na niedoskonałości. Skóra tebo, o której ktoś życzliwy szepnął mu słówko, była dobrym pomysłem - lekkim na tyle, by nie utrudniać mu poruszania się przy bardziej energicznych misjach, a do tego jej dyskretny, ciemnobrązowy kolor nie naraziłby go na łatwe wykrycie w cieniach czy podczas nocnych eskapad.
Następnego dnia wróciła do spiętego szpilkami projektu; na manekinie prezentował się naprawdę porządnie, bez skazy, którą świeże oko mogłoby wyłapać w przypływie samokrytycyzmu: mogła zatem zacząć przygodę ze zszywaniem wszystkiego w jednolitą całość. Mocne nici połączyły ze sobą obie części skór tebo, przytwierdziwszy wełnę w miejscu przeznaczonym na kieszenie, a także jej fragment dodając w okolicy zwieńczeń rękawów. Zachowała też stare guziki z pierwotnej wersji kamizelki i doszyła je do swojej interpretacji pełnoprawnego kaftana, na podszewkę stroju wybierając natomiast zwykłą, bladoniebieską tkaninę. Powinna pasować do Tonksa, pod pewnym kątem przypominała barwę jego oczu. Na sam koniec do projektu doszyła goblini galon, ostrożnie tworząc z niego kołnierz. Jego magia intensywnie współdziałała z właściwościami materiałów; wydawał się wzmacniać ich wewnętrzne sploty, sprawiał, że praca jej igły stawała się magicznie bardziej natchniona; mimo to nie spieszyła się, nad każdym detalem pracując uważnie i precyzyjnie, by nie przynieść Michaelowi wstydu. Musiał przecież wyglądać w tym jak człowiek.
| przeszywam kamizelkę z wełny rogatej czarowcy
doszywam: 2x skórę tebo i goblini galon
st: 100, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
+2k10 do żywotności
+1 do wszystkich rzutów k100
+5 do maksymalnej żywotności
wykorzystany goblini galon: +2 do każdego rzutu k10 podczas szycia ubrań lub +4 do każdego rzutu k20 (wybieram k10) i +5 do maksymalnej żywotności
jeśli nie k1 to zt
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Trixie Beckett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'k10' : 3, 9
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'k10' : 3, 9
3.02
Mile go zdziwiło, że Trixie uporała się z zamówieniem tak szybko - zupełnie jakby spriorytetyzowała jako prośbę, albo nie miała nazbyt wiele innych szat do wykonania. Gdyby się nad tym namyślił, doszedłby do wniosku, że o ile ciepłe ubrania i koce były teraz potrzebne wszystkim, to mało kogo było teraz stać na zamówienie indywidualnie skrojonej szaty. Właściwie tylko troska o własną skórę , możliwość zdobycia skór tebo od dawnych znajomych i przyjaźń z Beckettami zmotywowała Michaela do przeszycia szaty. To wszystko i jeszcze brak apetytu. Gdy kupował skóry, nie myślał nawet, ile mięsa mógłby za to kupić - po wystawieniu listu gończego, bezpieczniej było polować z kuszą niż pokazywać się w dobrze zaopatrzonych wioskach. Zresztą, do niedoboru kalorycznego można było się przyzwyczaić. Smak życia liczył się ostatnio mniej, niż bezpieczeństwo w walce.
Niegdyś uwielbiał tamtą kamizelkę - nie znał się na krawiectwie na tyle, by dostrzec jakiekolwiek niedociągnięcia, prezent nie był też strojem wyjściowym. Wspomnienia miło grzały serce, aż w styczniu Mike zaczął ubierać czarną kamizelkę coraz rzadziej i wreszcie dojrzał do krawieckich przeróbek.
Minął już miesiąc od wystawienia listu gończego i mógł się przynajmniej łudzić, że niektóre sprawy będą boleć trochę mniej.
Przyszedł do domu, zapowiedziawszy się krótkim listem, trzymając w rękach słój startego chrzanu. Być może Trixie przyda się bardziej, on nie umiał gotować, a Kerrie i tak oddawał całą resztę.
Kamiz... kaftan czekał już na niego na wieszaku. W pierwszej chwili Tonks spojrzał na nowe, doszyte skóry i poczuł (nie tak znowu) irracjonalne ukłucie w sercu, ale zaraz potem zerknął na guziki i uśmiechnął się blado. Odstawił chrzan na stół i przyjrzał się uważniej dziełu Trixie. Była prawdziwą artystką - kaftan wyglądał porządnie, ładnie, zapewne był idealnie skrojony. Znała wszak jego wymiary.
Pamiętał, jak miała nadzieję, że przykuje w jej płaszczu spojrzenia jakiś miłych dziewcząt.
Szkoda, że ją rozczarował.
(Ostatnio wszystkich rozczarowywał).
Przymierzył płaszcz, z uśmiechem zaskoczenia zauważając błękitną podszewkę. Krawcowa zwracała uwagę nawet na takie detale. Od razu poczuł znajomą moc kamizelki, wzmocnienie energii magicznej - oraz coś nowego, ochronę ze skór tebo i nowego kołnierza.
-Jest piękny. Dziękuję. - napisał na karteczce, którą postawił przy chrzanie.
Wyszedł w kaftanie na mróz i od razu zrobiło się cieplej.
przekazuję Beckettom słój tartego chrzanu z mojego zaopatrzenia, odbieram od Trixie kaftan ze skór tebo, gobliniego galonu i wełny czarowcy
/zt
Mile go zdziwiło, że Trixie uporała się z zamówieniem tak szybko - zupełnie jakby spriorytetyzowała jako prośbę, albo nie miała nazbyt wiele innych szat do wykonania. Gdyby się nad tym namyślił, doszedłby do wniosku, że o ile ciepłe ubrania i koce były teraz potrzebne wszystkim, to mało kogo było teraz stać na zamówienie indywidualnie skrojonej szaty. Właściwie tylko troska o własną skórę , możliwość zdobycia skór tebo od dawnych znajomych i przyjaźń z Beckettami zmotywowała Michaela do przeszycia szaty. To wszystko i jeszcze brak apetytu. Gdy kupował skóry, nie myślał nawet, ile mięsa mógłby za to kupić - po wystawieniu listu gończego, bezpieczniej było polować z kuszą niż pokazywać się w dobrze zaopatrzonych wioskach. Zresztą, do niedoboru kalorycznego można było się przyzwyczaić. Smak życia liczył się ostatnio mniej, niż bezpieczeństwo w walce.
Niegdyś uwielbiał tamtą kamizelkę - nie znał się na krawiectwie na tyle, by dostrzec jakiekolwiek niedociągnięcia, prezent nie był też strojem wyjściowym. Wspomnienia miło grzały serce, aż w styczniu Mike zaczął ubierać czarną kamizelkę coraz rzadziej i wreszcie dojrzał do krawieckich przeróbek.
Minął już miesiąc od wystawienia listu gończego i mógł się przynajmniej łudzić, że niektóre sprawy będą boleć trochę mniej.
Przyszedł do domu, zapowiedziawszy się krótkim listem, trzymając w rękach słój startego chrzanu. Być może Trixie przyda się bardziej, on nie umiał gotować, a Kerrie i tak oddawał całą resztę.
Kamiz... kaftan czekał już na niego na wieszaku. W pierwszej chwili Tonks spojrzał na nowe, doszyte skóry i poczuł (nie tak znowu) irracjonalne ukłucie w sercu, ale zaraz potem zerknął na guziki i uśmiechnął się blado. Odstawił chrzan na stół i przyjrzał się uważniej dziełu Trixie. Była prawdziwą artystką - kaftan wyglądał porządnie, ładnie, zapewne był idealnie skrojony. Znała wszak jego wymiary.
Pamiętał, jak miała nadzieję, że przykuje w jej płaszczu spojrzenia jakiś miłych dziewcząt.
Szkoda, że ją rozczarował.
(Ostatnio wszystkich rozczarowywał).
Przymierzył płaszcz, z uśmiechem zaskoczenia zauważając błękitną podszewkę. Krawcowa zwracała uwagę nawet na takie detale. Od razu poczuł znajomą moc kamizelki, wzmocnienie energii magicznej - oraz coś nowego, ochronę ze skór tebo i nowego kołnierza.
-Jest piękny. Dziękuję. - napisał na karteczce, którą postawił przy chrzanie.
Wyszedł w kaftanie na mróz i od razu zrobiło się cieplej.
przekazuję Beckettom słój tartego chrzanu z mojego zaopatrzenia, odbieram od Trixie kaftan ze skór tebo, gobliniego galonu i wełny czarowcy
/zt
Can I not save one
from the pitiless wave?
24-29 stycznia
Fakt niespodziewanej wyprowadzi Castora sprawił, że Dolinę Godryka przeniknął okropny chłód. Dotychczas czuła się bezpieczniej ze świadomością tego, że był gdzieś obok, osiągalny w przypadku piętrzących się wątpliwości, bolączek i smutków - do kogo teraz miała się z nimi zwrócić? Do Aurory? Nawet jeśli i z nią obrzucała się kiedyś pomidorami, więź nie przetrwała próby czasu i narodziła między nimi dystans; inaczej było z młodszym ze Sproutów, którego listowne słowa znała już niemal na pamięć, czytając je tak często na przestrzeni ostatnich dni. Jego życzenie było dla niej rozkazem, ba, właściwie przystąpiła do pracy z ogromnym zapałem, chcąc podarować młodzieńcowi coś, co faktycznie mogłoby wesprzeć go w wojennej, noworocznej zawierusze wiszącej nad brytyjskimi głowami jak gilotyna wisiała nad głową skazańca.
Po przejrzeniu swoich wykrojników zdecydowała się na dość klasyczną, tradycyjną szatę magiczną. W zapasach krawieckich odnalazła kilka płacht ostatnio zakupionych skór tebo, trwałych, wytrzymałych materiałów o tincie ciemnego brązu przypominającego konar dumnego drzewa; w opasłym notatniku przechowywała natomiast wymiary przyszywanego brata, na podstawie których stworzyła wstępny projekt z cienkiego pergaminu. To miało znacznie ułatwić dalszą pracę - i wyeliminować potencjalne błędy już na etapie odkrajania kawałków tkaniny, z której powstać miał gotowy produkt. Podczas procesu przygotowywania kolejnych elementów wyobrażała sobie Castora wykorzystującego magiczne, nieograniczające swobodę ruchów walory wybranej przez nią skóry; lubił obracać się wśród roślin, nawet tych niebezpiecznych, a kaftan tego typu mógł ochronić go przed zgubnym w skutkach poddenerwowaniem zdradliwej flory, dodatkowo wspierając młodego naukowca także podczas warzenia mikstur. Powinien być zadowolony - chyba? Trixie pieczołowicie pracowała nad szwami rękawów przytroczonych do głównego korpusu, później uwagę przenosząc na odrobinę dłuższy kołnierz stojący pionowo, sięgający połowy szyi; w ostatnim etapie do projektu doszyła także goblini galon, którego specjalnie wzmacniane, modyfikowane nitki zjednały się czarodziejską intencją ze skórą tebo, zdobiąc zwieńczenia kieszeni, rękawów i kołnierza właśnie, finalnie wszystko dopracowując w pocie czoła, by tylko choć na chwilę się uśmiechnął.
Ostatniego dnia pracy materiałem obszyła także trzewiki, które kiedyś zostawił u Beckettów przy okazji nocowania po przedłużającej się kolacji - wiedziała przecież, że w zimie tak łatwo było się poślizgnąć, z kolei tkanina mogła go przed tym uchronić. Jakkolwiek zabawnym byłoby patrzeć jak rozkwasza sobie nos na pokrytym lodem chodniku.
zt(chyba że k1)
| szyję magiczny komplet (szata i buty)
komponenty: skóra tebo 3x, goblini galon
st: 90, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
+3k10 do żywotności
+5 do maksymalnej żywotności
+2 do każdego rzutu k10 podczas szycia ubrań
Fakt niespodziewanej wyprowadzi Castora sprawił, że Dolinę Godryka przeniknął okropny chłód. Dotychczas czuła się bezpieczniej ze świadomością tego, że był gdzieś obok, osiągalny w przypadku piętrzących się wątpliwości, bolączek i smutków - do kogo teraz miała się z nimi zwrócić? Do Aurory? Nawet jeśli i z nią obrzucała się kiedyś pomidorami, więź nie przetrwała próby czasu i narodziła między nimi dystans; inaczej było z młodszym ze Sproutów, którego listowne słowa znała już niemal na pamięć, czytając je tak często na przestrzeni ostatnich dni. Jego życzenie było dla niej rozkazem, ba, właściwie przystąpiła do pracy z ogromnym zapałem, chcąc podarować młodzieńcowi coś, co faktycznie mogłoby wesprzeć go w wojennej, noworocznej zawierusze wiszącej nad brytyjskimi głowami jak gilotyna wisiała nad głową skazańca.
Po przejrzeniu swoich wykrojników zdecydowała się na dość klasyczną, tradycyjną szatę magiczną. W zapasach krawieckich odnalazła kilka płacht ostatnio zakupionych skór tebo, trwałych, wytrzymałych materiałów o tincie ciemnego brązu przypominającego konar dumnego drzewa; w opasłym notatniku przechowywała natomiast wymiary przyszywanego brata, na podstawie których stworzyła wstępny projekt z cienkiego pergaminu. To miało znacznie ułatwić dalszą pracę - i wyeliminować potencjalne błędy już na etapie odkrajania kawałków tkaniny, z której powstać miał gotowy produkt. Podczas procesu przygotowywania kolejnych elementów wyobrażała sobie Castora wykorzystującego magiczne, nieograniczające swobodę ruchów walory wybranej przez nią skóry; lubił obracać się wśród roślin, nawet tych niebezpiecznych, a kaftan tego typu mógł ochronić go przed zgubnym w skutkach poddenerwowaniem zdradliwej flory, dodatkowo wspierając młodego naukowca także podczas warzenia mikstur. Powinien być zadowolony - chyba? Trixie pieczołowicie pracowała nad szwami rękawów przytroczonych do głównego korpusu, później uwagę przenosząc na odrobinę dłuższy kołnierz stojący pionowo, sięgający połowy szyi; w ostatnim etapie do projektu doszyła także goblini galon, którego specjalnie wzmacniane, modyfikowane nitki zjednały się czarodziejską intencją ze skórą tebo, zdobiąc zwieńczenia kieszeni, rękawów i kołnierza właśnie, finalnie wszystko dopracowując w pocie czoła, by tylko choć na chwilę się uśmiechnął.
Ostatniego dnia pracy materiałem obszyła także trzewiki, które kiedyś zostawił u Beckettów przy okazji nocowania po przedłużającej się kolacji - wiedziała przecież, że w zimie tak łatwo było się poślizgnąć, z kolei tkanina mogła go przed tym uchronić. Jakkolwiek zabawnym byłoby patrzeć jak rozkwasza sobie nos na pokrytym lodem chodniku.
zt
| szyję magiczny komplet (szata i buty)
komponenty: skóra tebo 3x, goblini galon
st: 90, krawiectwo III, bonus do rzutu +120
działanie:
+3k10 do żywotności
+5 do maksymalnej żywotności
+2 do każdego rzutu k10 podczas szycia ubrań
and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Trixie Beckett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 46
--------------------------------
#2 'k10' : 5, 2, 9
#1 'k100' : 46
--------------------------------
#2 'k10' : 5, 2, 9
29 stycznia 1958
późne popołudnie
późne popołudnie
Umiejętności krawieckie Trixie nie były mu obce. Choć sam nie znał się na modzie, ani na zasadach stojących u podstaw sztuki tworzenia ubrań nawet w najmniejszym stopniu, miał przynajmniej kilka okazji obserwować efekty jej ciężkiej pracy na innych osobach. Nie zawsze był świadom, że ta czy inna szata lub obszycia butów wyszły spod ręki jego przyszywanej siostry, lecz za każdym razem, gdy taka informacja do niego trafiała, nie potrafił wyjść z zachwytu nad tym, jak bardzo utalentowaną czarownicą była.
Nosił się z koniecznością poproszenia jej o przysługę już od dobrych kilku miesięcy. W październiku pozbawił się pary całkiem dobrych spodni przez swoje roztrzepanie i nieznajomość realiów życia z likantropią, lecz w tamtym momencie uparł się, że przecież posiadanie dwóch tylko par spodni nie stanowi końca świata, a ważniejsze wydatki czekają na pokrycie. Gdy jednak do jego uszu nadchodziły kolejne, co raz to bardziej niepokojące wieści o tym, cóż się w świecie dzieje, gdy poczuł, że pętla niebezpieczeństwa zaczynała zbliżać się do jego szyi nieubłaganie... Wiedział, że musiał działać. I choć nigdy nie nawykł do proszenia kogokolwiek o cokolwiek, dla Trixie zrobił wyjątek.
Przede wszystkim dlatego, że cenił sobie ich długoletnią przyjaźń. Uspokajał się wtedy, że jego prośba może zostać odebrana przez pannę Beckett, jego nie tak dawną przecież sąsiadkę, za wyraz zaufania. Tak właściwie było, nie potrafiłby przecież zwrócić się z taką prośbą do którejkolwiek innej z jego znajomych krawcowych. Kwestia stworzenia szaty, która pomogłaby mu, nawet odrobinę, w pozostaniu przy życiu była kwestią wyjątkowo delikatną. Zahaczała bowiem o temat jego fizycznych słabości, który był dla niego niezwykle wręcz wrażliwy. Trixie jednak rozumiała. W typowy dla Beckettów sposób postanowiła nie podejmować tematu, oferując komfort milczącego porozumienia i za to właśnie był jej szczególnie wdzięczny.
W Warsztacie pojawił się późnym popołudniem. Z policzkami czerwonymi od kąsającego mrozu wszedł do środka, wcześniej otrzepując buty ze śniegu i witając się z wujkiem. Po zapewnieniu, że tego dnia naprawdę nie przyniósł im żadnego jedzenia (przyniesie niedługo, w lutym miał kilka miejsc do obskoczenia celem załatwienia tego i owego), udał się wprost do pokoju Trixie. Znajome ciepło uderzyło go od wejścia, uśmiechnął się więc szeroko, widząc przygotowany dla niego zestaw.
— Trixie... Jesteś przewspaniała. Najlepsza. Wiesz o tym, prawda? — dopadł więc do niej, obejmując radośnie. Nie zamierzał ukrywać wdzięczności, która wyleciała z niego wraz z braterskim pocałunkiem złożonym na samym środku czoła krawcowej. — Wygląda przepięknie! I jeszcze te trzewiki... Cały miesiąc ich szukałem, a były tutaj... Kto by pomyślał!
Spakował wszystko do swej torby, co jakiś czas szepcząc do siebie uwagi o odbieranym zamówieniu. Trixie mogła być pewna, że wszystkie były pozytywne.
— Spotkajmy się za tydzień, dobrze? Będę miał dla ciebie niespodziankę. A teraz nie przeszkadzam, uważaj na siebie z wujkiem. I jeszcze raz dziękuję!
Już on sprawi, żeby nie było w Dolinie Godryka nikogo, kto nie będzie wiedział, że Trixie Beckett jest najlepszą krawcową w okolicy.
| odbieram komplet (skóra tebo 3x, goblini galon)
z/t
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pokój Trixie
Szybka odpowiedź