Wydarzenia


Ekipa forum
Tereny wokół Doliny Godryka
AutorWiadomość
Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]16.02.21 23:59
First topic message reminder :

Tereny wokół Doliny Godryka

Wokół Doliny Godryka rozciągają się duże połacie terenu - począwszy od dzikich łąk, wiosną zapełniających się kolorowymi kwiatami, o każdej porze roku obfitującymi w przeróżne ingrediencje, przez liczne pola uprawne, na których leniwie kołyszą się zboża i kolby kukurydzy, wykorzystujące potencjał ziemi, aż do lasów mieszanych, pełnych zwierzyny oraz dzikich roślin i pachnących ziół. Malownicze wzgórza to częste trasy spacerów, widoki rozpościerające się z wyższych pagórków są naprawdę piękne, niezależnie od miesiąca, zimą cieszą się niezwykłym powodzeniem wśród młodzieży, wybierających się tu na sanki. W okolicy Doliny można trafić na miejsca mniej i bardziej uczęszczane, lecz próżno szukać tu ulic, wędrowców prowadzą wydeptane dróżki, a śpiew ptaków zdaje się napływać zewsząd.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tereny wokół Doliny Godryka - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]01.11.22 21:52
Chociaż Celine bardzo pragnęła stłumić rozbuchane emocje trzęsące się na granicach duszy jak zziębnięte liście szargane wiatrem podczas zimy, to wciąż czuła drżenie kolan i mięknięcie mięśni nóg, które na chwilę - zanim jeszcze Melpomene zwróciła się w jej kierunku - chciały po prostu zrzucić ją do poziomu. Szok był potężną bronią, jaką umysł wytaczał przeciwko ciału, deklarując wojnę pomiędzy harmonią, której i tak nie posiadała zanadto; na szczęście jednak ciepło bijące z głosu Abbottówny, jej wsparcie, wskazówka, by o pewnych rzeczach nie myśleć, zadziałały jak bandaż nasączony maścią przeciwbólową przykładany do rany. Nie sposób było się z nią nie zgodzić; przesycona magią przyroda ich świata mogła w ten sposób złożyć hołd jeszcze do niedawna trwającym anomaliom, a one prędzej wyrwałyby sobie włosy z głów, niż zgłębiły naukową wartość przeżytego doświadczenia, teorię za nim stojącą.
- Mam nadzieję, że odczuło ulgę w tych ostatnich sekundach - westchnęła cicho, z sercem ściśniętym żalem na myśl, że nie zdołała zrobić więcej, by pomóc mglistej istocie. Cokolwiek zrobiła Melpomene, to przyniosło jakiś skutek, podczas gdy Celine zajęła się staniem jak słup soli i obserwowaniem, przyparta do muru odbierającym władzę nad ciałem przejęciem, lękiem i niezdecydowaniem. W takich chwilach nie potrafiła podejmować odpowiednich decyzji, nie walczyła ani nie uciekała, a kiedy przyzna przed Hectorem, że to znów miało miejsce, zapewne usłyszy to, czego spodziewała się usłyszeć - w końcu rozmawiali o jej reakcjach nie raz.
Tymczasem odwzajemnianie uśmiechów w towarzystwie Melpomene przychodziło z zaskakującą łatwością, aura młodej kobiety zarażała swoją lekkością i rozwiązywała supełki na duszy Celine, która łapała się na zaufaniu, jakiego chyba nie powinna w sobie mieć. Nie znały się. Nie przyjaźniły się. Niczego o sobie nie wiedziały. A jednak splotło je ze sobą coś więcej, coś metafizycznego, wspólny strach przypominający o relacji z Leonie, do której również zapałała szybkim poczuciem jedności przez to, co przeszły.
Przez ogrom przeżyć nie zauważyła emocji kwitnących na twarzy czarownicy, zapatrzona w klacz, odnajdująca spokój w widoku wianka ułożonego na czubku końskiego czoła, w oczach połyskujących w blasku słońca jak polerowane onyksy; gdy powróciła wzrokiem do Abbott, było na to już za późno. Zakłopotanie znikło pod naporem ponowionego uśmiechu, który miał zagwarantować półwili ulgę - i znów tego dokonał, przy czym Celine nie mogła nie dostrzec, jak upiększał rysy twarzy nowej znajomej, dodając jej niewymuszonego uroku.
- Och, całe wieki nie odwiedzałam Starego Sue! - stwierdziła głosem miękkim od nostalgii, po czym ściągnęła brwi w zadumie i pochyliła się, żeby podnieść notes, który wcześniej wypadł jej z rąk. - Tylko prawda jest taka, że... Nie wiem czy mnie stać na jedzenie w pubach, Mel. To znaczy na pewno mnie nie stać. Wszystko jest droższe, a pan Ansley, chociaż wielkoduszny, byłby stratny, gdyby nie podwyższył dawnych cen - zasępiła się mimowolnie, bokiem dłoni ocierając drobiny ziemi z kartki, na której wciąż widoczna była nieskończona podobizna czarownicy. Celine jeszcze nie zarabiała, chociaż miesiące spędzone w więzieniu nauczyły koniecznej oszczędności, która przyszła z pomocą na wolności; nawet nie przeszło jej przez myśl, że Abbottówna mogła chcieć ją zaprosić i ugościć na własny koszt. - Wianek i tak ci uplotę, rysunek dokończę i podaruję, to dla mnie przyjemność - zgodziła się, wbrew wewnętrznym rozterkom w końcu podążyła też za kobietą. Płynny chód niósł ją przez trawy, kiedy rozglądała się na boki i poszukiwała w mijanej zieleni plam kolorów. - Mieszkasz tutaj, Mel? W Somerset? Czy to tylko przejażdżka i pogoń za ciepłym słońcem? - pozwoliwszy sobie na ciekawość, raz po raz schylała się po rośliny, które następnie ostrożnie wyrywała z częściami łodyg i delikatnie wsuwała do kieszeni sukienki, albo pomiędzy kartki szkicownika.

zt x2, idziemy tutaj? :pwease:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]06.11.22 20:40
15 czerwca 1958

Słońce wciąż spoglądało jej w oczy z żyrandolu na niebie, bujając się na pasmach bladych pomarańczy i żółci przetykających wczesnowieczorny błękit; do nozdrzy docierał zapach gospodarstwa Hambletonów, przy którym umówiła się z Elrickiem. Zapach pastwisk, wełny i zboża, zapach siana zmieszanego z błotem. Celine nauczyła się nie marszczyć nosa na wiejskie wonie jeszcze w dzieciństwie, bo w końcu tutaj przyszła na świat, w malutkim miasteczku, które ledwie zasłużyło sobie na taką nazwę, pełnym zwierząt gospodarskich, rolników, myśliwych i zielarzy. Dolinie Godryka było bliżej do skromnej osady niż flagowych aglomeracji mniejszych czy większych hrabstw; chociaż Beauxbatons wtłoczyło w nią przyzwyczajenie do elegancji i wzniosłej sztuki, to Dolina była jej korzeniami, a korzeni nie należało się wstydzić, wypierać. Akceptowało się je. Żyło wśród nich. Jedynie te przegniłe, noszące w sobie zdrady i zatruwające glebę, trzeba było szybko wyrywać, bez opamiętania ani życzliwości - tym był dla niej wuj, biologiczny ojciec, który pomimo świadomości przekazanych informacji (na pewno był ich świadom?) nie raczył wysłać jej choćby jednego, głupiego listu. Stworzył i porzucił. Wyrwała go więc z przymusu, stwierdzając, że tak będzie lepiej, i dziś nie myślała o nim wcale, oczekując na Elrica u zbiegu ścieżek doglądanych przez zenity zielonych pagórków i sploty chmur jasnych jak śnieg.
Starszy brat pojawił się na horyzoncie bardzo punktualnie, chociaż nie miała zegarka przewieszonego przez nadgarstek, by to sprawdzić, ani żadnej myśli w głowie o tym, by mógł ją okłamać i zwyczajnie nie przyjść. Od czasu wspólnego zamieszkania stali się sobie bliżsi niż kiedykolwiek wcześniej i Celine nauczyła się wierzyć, że mogła zawsze na nim polegać, nawet w tak trywialnych kwestiach jak umówione spotkanie gdzieś w letnich połaciach, zamiast na progu domu. Zeskoczyła ze zmurszałej deski drewnianego płotu, gibko lądując na stopach, po czym pomachała do niego z wesołym uśmiechem kwitnącym na twarzy; morelowa sukienka załopotała na delikatnym wietrze i opadła wzdłuż nóg, zniekształciwszy ilustracje wyhaftowanych kratek.
- Szybko, Ellie, powinniśmy jeszcze zdążyć - zawołała do niego nagląco, zdawkowo, nie chcąc zbyt wcześnie uchylać rąbka tajemnicy. Spodziewał się o co mogło chodzić? Nie bez powodu poprosiła, by zatrzymał się przy Hambletonach i ich ziemiach, ale nie sądziła, by nawet tak mądry człowiek jak on zbyt łatwo połączył ze sobą kropki; kropki, których nie połączyłaby sama, gdyby nie dotyczyły właśnie jej. - Musimy podejść wyżej, o tam - wskazała na pobliski wzgórek. Mieli szczęście - jego ściana nie była stroma, nie prowadziła też przez zarośnięte chaszcze czy inne zdradliwości, za to pięknie rezonowało tam echo szumiącej nieopodal rzeki, w której to szepty półwila ostatnio wsłuchiwała się z zauroczeniem, wyobrażając sobie ławice ryb i żyjątka na dnie sennego nurtu, albo wyławiając z dna połyskujące, kolorowe kamienie. - Miałeś miły dzień w pracy? Smoki sprawiły wam jakąś przygodę? - zagadnęła, kiedy zeszli z głównego traktu i skierowali kroki w stronę wierchu pokrytego soczyście zieloną trawą, a rzucone przez ramię spojrzenie iskrzyło się entuzjazmem i ciekawością.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]18.11.22 20:32
Have a little voice to speak with
And a mind of thoughts and secrecy


Zmiany, które zaobserwował w Celine w przeciągu ostatnich tygodni były jak ciepły wiosenny deszcz po surowej zimie. Epatowały nadzieją, której starał się trzymać kurczliwie i oddychać wiarą w lepszą przyszłość, by tym samym dać siostrze siłę do uczynienia tego samego. Uśmiechała się jakoś częściej, chętnie krzątała koło domu, znalazła nawet pracę i wyglądało na to, że sprawia jej ona radość. Elric, nie mając żadnego doświadczenia z wychowywaniem ani sklejaniem złamanych serc, mógł tylko z ulgą obserwować ten proces, starając się przy tym najlepiej jak potrafił pozostawać dobrym bratem. Całe życie był nim wszak dla Magdalene, nawet jeśli ona była starsza i znacznie spokojniejsza, pozbawiona tych traum, które przygniotły Celine w tak wrażliwym wieku. Skoro jednak dobrze wspominała go jako kuzyna, to jako brat chyba też nie sprawdzał się najgorzej?
Może przyjdzie czas, gdy będzie się czuł spokojny, posyłając ptaszynę w wielki świat. Nie więził jej wszak ani do niczego nie zmuszał - ale nie chciałby też przez resztę dni się o nią martwić.
List, który zastał go w bazie wypadowej Peak District był niejasny, ale na tyle przepełniony entuzjazmem, że niemal czuł w palcach ekscytację, z jaką nakreślone zostały litery. Postarał się więc, by skończyć pracę odpowiednio wcześnie i pojawić się w miejscu, które wybrała Celine - na samych obrzeżach, gdzie nie czuć już było kurzu głównego placu a tylko pyłki z pola, paszę i nawóz.
Dziewczyna machała do niego już z daleka, chyba ledwo powstrzymując się przed wyskoczeniem pod chmury - przyspieszył więc, pozwalając sobie na szeroki uśmiech i rozwiany włos. Dzisiaj oboje mieli być pozbawieni trosk, tak musiało zostać.
- Hej, Celine! Co takiego muszę koniecznie zobaczyć? Bo muszę przyznać, że się zmartwiłem - wyznał najpierw z fałszywym i komicznym niepokojem; nigdy nie był dobrym kłamcą. Zaraz jednak parsknął śmiechem i objął ją na powitanie, by zobaczyła, że naprawdę jest tak samo podekscytowany i zaciekawiony jak ona. - W takim razie może mały wyścig? Dam ci fory - rzucił zaczepnie, gdy zaczęła go pospieszać. Może trochę się droczył, ale po prawdzie nie był nawet pewny, czy mała by go nie przegoniła. Była w końcu dużo młodsza, gibka i zwinna, w ostatnim czasie dała też radę nieco przybrać na wadze. - Bardzo spokojny, dla odmiany. Za jakiś czas możemy spodziewać się wyklucia młodego. Matka wysiadywała jajo całą zimę, a że była wyjątkowo mroźna, wyklucie trochę się przeciąga. Mamy nadzieję, że mały będzie zdrowy. Albo mała. - Poruszał trochę ramionami i pierwszy pomknął w górę ścieżki, oglądając się przez ramię na siostrę i ciesząc się ze słońca odbitego w zdrowych włosach, z młodej skóry, która traciła szary odcień i policzków, które wydawały się jakby mniej kościste niż jeszcze w marcu.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]18.11.22 20:32
The member 'Elric Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Tereny wokół Doliny Godryka - Page 4 DkueKwD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tereny wokół Doliny Godryka - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]29.11.22 19:26
O ile przyznawała to niechętnie, spotkania z Hectorem zaczynały zbierać pierwsze żniwa. Ziarna metodycznie wciśnięte w ziemię spulchnioną eliksirami wzmacniającymi i mieszankami antydepresyjnymi dały plony, pozwoliły jej stanąć na nogi, ale to rozmowy, te lżejsze i te trudne, niewygodne jak skurczony w praniu sweter, wprowadzały w niej prawdziwe zmiany. Nic z tego jednak nie miałoby miejsca, gdyby nie pomoc najbliższych. Pomoc Elrica. Jego wsparcie, cierpliwość, ciepło, z jakim powitał ją w życiu jako swoją siostrę i zajął, pozwoliwszy we własnym tempie pokonywać kolejne cale bram między światem zmarkotniałych, pustych dusz, a światem żywych. Każdego dnia była mu za to wdzięczna. Z miłością przygotowywała mu śniadania do pracy, jeśli tylko mieli co do nich wykorzystać; wilgotną dłonią przeczesywała materiały jego kurtek, żeby zdjąć z nich okruszki i paproszki, w końcu nad ranem bywało całkiem chłodno. Używała najładniejszych drewnianych klamerek do podpinania jego części prania suszącej się w ogrodzie, w soczystych promieniach słońca. Ktoś z boku mógłby powiedzieć, że nigdy nie dotknęła ich żadna tragedia - bo tylko oni znali ciężar tajemnic noszonych w sercach, dymnego powietrza, które zastygało pomiędzy nimi czasem podczas cichych wieczorów, gdy żadne z nich nie było w stanie wyłamywać drzazg bezgłosu.
- Jeszcze pytasz! Znalazłam dla ciebie kilka uroczych panien, które chciałyby bliżej cię poznać - wyszczerzyła do niego zęby, bez opamiętania prowadząc Elrica zboczem wzniesienia. W pełni sił byłaby w stanie przegonić go bez problemu, dziś nawet nie próbowała. Entuzjazm rozpierał mięśnie i wyostrzał je jak napiętą cięciwę łuku, dzięki czemu każdy krok był jeszcze lżejszy niż zwykle, weselszy, przepełniony radością, którą wylała z siebie także w liście. - A kto zwykle nadaje imiona pisklakom? - zastanowiła się podczas wspinaczki. To dość ważna kwestia, imię nadawało tożsamość, formowało ją jak znamię wyryte na skórze, odpowiednie mogło być wszystkim, nieodpowiednie - przekleństwem. - Ty? - byłaby dumna, gdyby tak było.
W końcu znaleźli się odpowiednio wysoko, powitani przez dywany szmaragdowej trawy, która zdążyła zapomnieć o porannej rosie i kroplach porywistego dreszczu oślizgujących się w dół źdźbeł jeszcze kilka godzin temu. Czerwcowa pogoda płatała im psikusy podobne początkom kwietnia. Gwałtowne burze szarpały dachówkami i łupały w okna, przeciskając się przez wszelkie nieszczelności z zaskakującą precyzją, a ona zastanawiała się, czy ktoś świat czymś uraził. Na szczęście jednak dobrych kilka chwil przed skończeniem pracy przez czarodzieja aura zdołała trochę się uspokoić, choć stopy wciąż ślizgały się tu i ówdzie, prędko mitygowane przez łapiącą równowagę Celine.
- To tutaj - obwieściła dumnie i rozłożyła ramiona na boki. - Widzisz? - pod nimi rozpościerały się ogrodzone drewnianym płotem pola Hambletonów. Owce pasły się w stadzie, doglądane przez odpoczywającego psa pasterskiego o oklapłych, czarnych uszach; przy stodole dojrzała pasterza, średniego wiekiem syna hodowcy, który rzeźbił coś w starej desce. - Znalazłam zajęcie - uśmiech półwili nabrał jeszcze mocniejszej wyrazistości, ton głosu poderwały do życia zachwycone, melodyjne nuty. - Pracę. To znaczy... nie do końca. Taką na niby, na kilka godzin w miesiącu, jeśli w ogóle - ale to nie brzmi już tak ładnie. Czasem będę mogła zostać z owcami w zastępstwie za Bernarda Hambletona - wyjaśniła. Bywało, że czarodziej musiał odwiedzać Dorset, by zaopatrzyć hodowlę w medykamenty dla zwierząt albo pozyskać z targów nowe narzędzia, a ona w tym czasie miała zająć jego miejsce i po prostu patrzeć z gorliwą nadzieją w sercu, że do jego powrotu nie zdarzy się nic złego. - Normalnie miałby braci do pomocy - dodała ciszej, mniej wyraźnie. To nie było tajemnicą, że Hambletonowie stracili dwóch synów w wojnie; jeden z nich poległ podczas Bezksiężycowej Nocy, drugi natomiast przepadł bez śladu. - Rozmawialiśmy i wspominał, że czasem musi zostawiać owce same, bez opieki. Tylko z Brunem, jego psem. Więc pomyślałam, że... jeśli akurat będę mogła, to przecież pomogę - Celine nie miała złudzeń, że opieka nad zwierzętami hodowlanymi była ciężką i wymagającą pracą. Ona jednak miała wypełniać drobne luki, doglądać, dzięki czemu w jej myślach wciąż mogła utrwalać się idylliczna wizja pastereczki w pejzażu wiejskiego życia. Nie takiego, o jakim marzyła, ale takiego, które doceniała. Zamilkła, z oczekiwaniem przyglądając się Elricowi; będzie zły? Zadowolony?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]11.12.22 18:09
Znosił ciężar niewygodnych pytań. Od czasu do czasu, gdy jakiś świeżo przybyły lokator Doliny, który spędził w niej zaledwie rok lub pół, przez wojnę, albo ktoś, kto zwyczajnie nie pamiętał już lub nie umiał powiązać Celine z tą słodką, małą dziewczynką o blond włoskach miękkich jak chmurki. Celine dawno nie było w Dolinie, a od tamtego czasu znacznie zmizerniała, choć nadal pozostawała piękna po matce. Niektórzy po prostu wiedzieli, ale byli też tacy, którzy wiedzieć chcieli - i pytali go o nieślubne córki (nie był aż tak stary!), o młode kochanice (przy tych pytaniach zawsze świerzbiły go pięści). Trudno mu było zwierzać się obcym, nawet tym, których przez płoty widywał od lat, więc zwykle zamykał temat na krótkim i obszernym słowie "rodzina". Byli rodziną. Tylko tyle i aż tyle, i właśnie dzięki temu mogli czuć się ze sobą bezpiecznie.
- Panien? Celine, chyba nie bardzo rozumiem... - powiedział ostrożnie, ale dał się pociągnąć za dłoń i wciąż uśmiechał, nawet wtedy, gdy przez głowę przemknęło mu tysiąc niewygodnych myśli na raz. Przecież jej mówił, może i bez nazwisk, bez szczegółów, ale na pewno mówił. Tak? - Najczęściej ten smokolog, który jest przy wykluciu i wypełnia papiery. Ale czasem robimy głosowanie, gdy wyjątkowo wyczekujemy jakiegoś młodego. A czasem ktoś sobie symbolicznie przygarnie jakieś jajo. Oczywiście tylko symbolicznie, nie można ich wynosić - Odpowiadał szczerze i wyczerpująco, choć Celine pewnie najbardziej zadowoliłoby, gdyby zasugerował, że sama może wybrać imię. Zresztą, czy to byłby taki zły pomysł? - Może ty masz jakieś imię na myśli? Podrzucę je kolegom. - Liczył na to, że tego nie pożałuje, ale chciał sprawić siostrze radość.
Pościgali się przez chwilę, ale rozpierający Celine entuzjazm nie pozwalał jej skupić się chyba nawet na czymś tak błahym. Dał jej fory, rzeczywiście, nie odbiegając zbyt daleko, ale nie czuł się też nad wyraz zwycięsko, bo właściwie nie próbowała z nim konkurować. Może to i lepiej, ziemia była mokra, a trawa śliska. Nie byli już dziećmi tarzającymi się ze wzgórz, choć dla Elrica Celine na zawsze po części nim zostanie.
Wsparł dłonie na kolanach, by odetchnąć, gdy zatrzymali się nieopodal jakiegoś płotu. Kojarzył te pastwiska, ale nie miał pomysłu, dlaczego Celine chciałaby mu pokazać akurat owce.
- Są urocze - bąknął jednak, prostując plecy i rozciągając ścięgna. - Pracę? - zaskoczyło go to. Siostra go o tym nie uprzedzała. - Nie musiałaś... - wspomniał cicho, ale zaraz zadał sobie mentalny policzek. To było dla niej, dla jej frajdy i poczucia samodzielności, nie dla niego i sakiewki. Musiał przełknąć męską dumę i okazać jej wsparcie. - Jeśli ci się tutaj podoba, to świetnie. Wygląda na bardzo przyjemną pracę. - Oparł się o płot. Sam zawsze preferował pracować ze zwierzętami. To oczywiste. - Ale owce wracają do szop przed zmrokiem, prawda? Nie chciałbym, żebyś wracała polami sama po nocy - zauważył z powagą. Praca pracą, ale wciąż trwała wojna, nie mogła się narażać. Nie po tym wszystkim.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]12.12.22 0:35
Diabliki rozedrgane w spojrzeniu zapłonęły jeszcze jaśniej na zakłopotany dźwięk jego słów. Przeciągała strunę ciszy przez kolejnych kilka chwil, pozostawiwszy brata w niezrozumieniu, które dziś sprawiało jej wyjątkową radość - bo żart nie był przecież ni wysmakowany, ni błyskotliwy, a mimo to fakt, że Elric nie odszyfrował zagadki w mig dodawał Celine satysfakcji. Tajemnicza ekspresja łaskotała więc mięśnie mimiczne, gdy rzuciła mu kolejne ciche spojrzenie przez ramię. Sam się prosił, teraz już z pewnością. Zafrasowany, nieco zbity z tropu, właśnie takiemu lubiła płatać figle, podjudzana przez entuzjazm prący naprzód przez żyły wraz z krwią. Kto by pomyślał, że o poranku znów tak ciężko było jej unieść głowę z poduszki i wstać z łóżka, wygrać nierówną walkę ze zniechęceniem i fantomowym zmęczeniem przyciskającym kły do mięśni... Teraz już o tym nie pamiętała, wyzwolona z paprochów szarości i marazmu, które pojawiały się coraz rzadziej, jednak by je wyplenić w pełni - na to jeszcze przyjdzie czas.
- Nie bój się, polubisz je. Spodobają ci się. Mają co prawda cztery nogi i całą kupę wełny na sobie, i trzeba uważać przy nich na słowa, żeby nie rozbeczały się za głośno, ale polubisz je - powtórzyła promiennie, wesoło, pewna, że tym razem Elric rozwikła niewybredną zagadkę i zrozumie, że w rzeczywistości chodziło je o owce z tutejszych pól. Chichocząc, przyjrzała się jego twarzy w poszukiwaniu wzburzenia albo rozbawienia, głodna poklasku, wspólnego przekomarzania, słownych kuksańców, które niegdyś towarzyszyły im od świtu do nocy. W czasach, gdy wszystko wydawało się proste, a problemy nie istniały dla kilkuletniej dziewczynki z kwiatami i liśćmi we włosach.
- To całkiem miłe ze strony Greengrassów, że pozwalają wam na wybory - stwierdziła, nie spodziewała się, by panowie rezerwatu przystawali na sugestie inne niż własne. Wciąż oceniała ich przez pryzmat Blacków, łatwo było przypinać łatki nie znając żadnego z błękitnokrwistych przyjaciół Elrica, wrzucać ich do jednego kotła wraz z tymi, do których żywiła największą urazę. Bała się ich i nienawidziła jednocześnie. Wszystkich pozbawionych twarzy, pozbawionych imion, bezpiecznie anonimowych, którzy nie zdołają odczuć ani tego strachu, ani nienawiści. - Nazwałeś już jakieś? - zainteresowała się; w końcu Ellie w rezerwacie pracował dość długo, by asystować w niejednym wykluciu, tak sądziła. Stuknąwszy kilkakrotnie w podbródek, jak to miała w zwyczaju przy rwącym potoku myśli przetaczającym się przez meandry korytarzy czaszki, Celine wydała z siebie cichy pomruk kontemplacji. - Czytałam niedawno o jednym stworzeniu - zaczęła. - O Echidnie, mitycznej bestii, córce Gai i Kronosa. W tym podręczniku była hybrydą między człowiekiem a magicznym wężem morskim, ale dalej ma coś wspólnego z wielkimi gadami... Tyle że ona nie była szczególnie miła. Miała w sobie wielkie żądze, wielkie pragnienia - wspominała słowa wyryte na stronicach starej książki o magicznych legendach, którą z braku laku od jakiegoś czasu miała okazję poznawać. W porównaniu do lekcji w Beauxbatons, gdzie wiedza była koniecznością, wyselekcjonowana tak, by do niej nie trafiać, mity czarodziejskiego świata czytane na własną rękę były nieco ciekawsze. Nieco. - Myślisz, że smokowi podobałoby się imię po niej? - krwawe, ale pełne ambicji i siły. Elric znał się na nich lepiej; wiedział, czy nawiązanie do dzikiej bezduszności nie byłoby faux pas.
Z trudem trzymała emocje na wodzy, stojąc obok niego na zboczu wzgórza, skąd wachlarzem roztaczał się widok na zagrody, stodoły i przede wszystkim stado białych chmurek pasących się na łące. Brat jednak zdawał się nie podzielać tego entuzjazmu tak, jak sobie to wyobraziła; był zaskoczony? Czy może niechętny? Celine przekrzywiła głowę, przyglądając mu się w nagle podduszającej ją obawie; ostatnim, co chciała osiągnąć, było rozczarowanie go, a teraz - teraz w jej głowie rozszalał się huragan, szepty wśród myśli nasiliły brzmienie, powtarzając uparcie, że pewnie spodziewał się czegoś innego. Czegoś więcej. Do niedawna była kimś, teraz była nikim, może wreszcie i on to zrozumiał, pogodził się z miernością. Przygryzła dolną wargę i zacisnęła dłonie na sukience, a pod strachem wykluł się gniew. Płytki, blady, ale dodający determinacji względem wszystkich czarnych scenariuszy naprędce i mimowolnie ułożonych w niedużym rozumku, gryzący opuszki palców od wewnątrz.
- Umiem się teleportować, gdyby było trzeba - wytknęła. Opory przy korzystaniu z grenadillowego drewna również zdążyły osłabnąć, to różdżki w dłoniach innych, głównie nieznajomych, napawały ją lękiem. - Powiedz po prostu, że ci się nie podoba - wymamrotała ze spuszczoną głową, wszystko interpretując na opak. Bezwolnie przypisała mu winy, których nawet się nie dopuścił, wierząc, że mógłby nie pochwalić czegoś tak prostego. Dlaczego? Byłoby lepiej, gdyby skakał z radości jak pijany młokos? Celine zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie wie czego po nim oczekiwała, karykaturalnego zachwytu czy wyważonej, chłodnej dezaprobaty wybijającej pomysł z głowy raz na zawsze. Bo przecież zachował się normalnie, troskliwie, jak każdy starszy brat. Czemu tego nie widziała? Czemu podświadomie szukała potępienia tam, gdzie go nie było? - To tylko chwilowe, Ellie - dodała w usprawiedliwieniu, gładkim ruchem ramienia wskazując na zagrody, na zwierzęta. Chwilowe, póki nie dowiem się co dalej.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]25.12.22 21:13
Celine lubiła się z nim droczyć, pamiętał to z jej dzieciństwa, ale czasem jeszcze wciąż dawał się wciągnąć w pułapkę - zaledwie parę tygodni temu ciężko było z niej wyciągnąć najmniejszy uśmiech, a teraz powracała do siebie, rozkwitała, dojrzalsza i mniej niewinna niż przedtem, ale wciąż skora do zabawy i szczera w swoich zamiarach. Cieszył się z tego i tylko jeden maleńki cień niszczył tę niespodziewaną pociechę; bo po każdym takim spokojnym dniu, leżąc w łóżku zastanawiał się co zobaczy w snach i czemu tym razem nie będzie w stanie zapobiec.
Kiedyś był optymistą, ale dłużej chyba nie potrafił.
- Wełny? - zastanawiał się na głos, próbując dociec co to za metafora. Spodziewał się po Celine podstępu, ale zaraz doszedł do wniosku, że tym razem chyba prawdziwe jest najprostsze rozwiązanie. - Chcesz mi pokazać owce? - rozbawiło go to, ale w ten łagodny, braterski sposób, który sugerował raczej czułość niż irytację. - Co ty znowu uknułaś, Cela... - mruknął już ciszej, wciąż uśmiechnięty, wspinając się za siostrą na wzgórze.
Wzruszył ramionami, choć zrobiło mu się nieco chłodniej, gdy Celine wyraziła tak jawne niedowierzanie w zaufanie, jakie jego pracodawcy żywili wobec swoich doświadczonych smokologów.
- Fakt, niektóre smoki pozostają pod specjalną pieczą Greengrassów. Wszystkie właściwie należą do nich, nawet jeśli my je nazywamy. Z tym, że w Peak District darzy się te stworzenia olbrzymim szacunkiem. One mogą być podopiecznymi, ale nigdy nie będą własnością. I tak właśnie są traktowane. Nie tylko z powodu swojej potęgi, ale i dlatego, że wszyscy jesteśmy do nich przywiązani - wyznał zgodnie z prawdą i podpuścił Celine do burzy myśli, zawsze czując pewnego rodzaju opiekuńcze zadowolenie, gdy dawał jej jakąś zagwozdkę do rozpatrzenia. Po prawdzie, zaskoczyła go powagą z jaką podeszła do zadania wymyślenia imienia dla smoka. Chyba wciąż jeszcze patrzył na nią czasem przez pryzmat małej dziewczynki, bo spodziewał się czegoś w rodzaju "Tancerki" albo "Złotookiej". - Bardzo ciekawe podejście. Wspomnę o tym pomyśle, może się przyjąć i smoczyca na pewno czułaby się z nim silniejsza. Często nawiązujemy do mitologii, ten jeden smok, któremu ja wymyśliłem imię, został Thorem, bogiem burzy. Niestety, nie ma go już z nami. - Nie był chętny do opowiadania tej historii. Smoki były długowieczne, więc za ich śmierć w młodym wieku odpowiadały zawsze choroba, wypadek lub przemoc. W tym wypadku pierwsze miesiące wojny na wyspach złączyły wszystkie trzy przyczyny.
Po dotarciu na obrzeża pastwisk musiał złapać oddech; nie zdawał sobie nawet sprawy, że biegnąc truchtem pod górę może się tak zmachać. Cholera, chyba robił się stary. Choć początkowo nie był przekonany do tego całego pomysłu z pracą - choć z powodów zupełnie innych niż zdawała się myśleć Celine - szybko wyłapał jej gasnący entuzjazm. Trudno byłoby go przeoczyć; wcześniej wydawała się jaśnieć niczym słońce, a teraz unikała jego wzroku i zaciskała drobne pięści.
- Celine... nie o to chodzi. - Specjalnie powstrzymał się przez nazwaniem jej Calineczką. Nie teraz. Zbliżył się powoli do płotu, przy którym stała i oparł na nim łokcie tak, by stykali się ramionami. To nie była rozmowa, którą się przeprowadza w braterskim uścisku, nawet jeśli później pewnie będzie go potrzebować. - Źle to ująłem. Wcale nie uważam, że powinnaś tylko siedzieć w domu, naprawdę się cieszę, kiedy szukasz swojego miejsca, pomagasz innym i przy okazji robisz coś co ci się podoba. Po prostu... - Wzruszył ramieniem, mrużąc oczy i wpatrując się w horyzont. - ...martwię się o ciebie. W Somerset może być bezpieczniej, ale wciąż trwa wojna i nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało, zwłaszcza wtedy, gdy mieszkasz ze mną i... - przygryzł język zanim zdołał dodać za ciebie odpowiadam. Była na tyle duża, że pewnie nie chciała czuć, że wciąż pozostaje pod cudzą opieką. - Nie mam nic przeciw temu, żebyś tu sobie pracowała, po prostu byłbym spokojniejszy wiedząc, że nie będziesz cały dzień sama na pustkowiu. Zwłaszcza w nocy. Chyba, że... myślałaś o świstokliku? - Wpadł na ten pomysł spontanicznie, bo sam z doświadczenia wiedział jak łatwo w wielkim stresie źle się teleportować lub rozszczepić.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]04.01.23 23:08
Milcząca zasłona dymna oddaliła w czasie rozwianie wełnianej tajemnicy. Wkrótce się dowiesz, Elricu, mówiło jej spojrzenie, którym śledziła podejrzenia wijące się w tęczówkach brata, natomiast uniesiony w zadowoleniu podbródek dodawał jej aury, jakiej na próżno było w niej szukać w marcu czy kwietniu - radości skropionej łagodnym posmakiem dumy.
- Chyba zbyt pochopnie ich oceniłam - westchnęła z cierpkim posmakiem kapitulacji rozchodzącym się potem wzdłuż języka i spływającym w dół gardła aż do żołądka. Pewna część jej duszy wciąż nie chciała oddzielić obrazu rodu Greengrass od panów z Grimmauld Place numer dwanaście, w miejscu sympatii, którą miała w sobie dla wielu ludzi, w ich przypadku pojawiła się kolczasta, nieuzasadniona niechęć, która od razu skazała ich na potępienie. Tyle razy powtarzała, że wierzy w osąd Elrica, w to, jak zdecydował się ulokować lojalność, a mimo to i tak kąsała enigmatyczne sylwetki ubrane w rodowe sygnety, plując jadem w ich rozmazane oblicza. Karała ich za nieswoje winy. - Myślałam, że to wygląda zupełnie inaczej... Że, nie wiem, masz nad sobą arystokratów, którzy jako jedyni opiekują się smokami w ten prawdziwie opiekuńczy sposób. Że dla reszty to zakazany przywilej, nieosiągalny. Że jesteście tylko... pachołkami na posyłki, których tam się nie docenia, bo nie urodziliście się w atłasowych pieleszach - wyjaśniła z wyczuwalnym zażenowaniem, a jej policzki pokolorowały się głębokim karminem. Trudno jej było przyznawać się do błędu, podczas gdy dusza domagała się poddania płomykom szarpiącym za opuszki palców, budzącym się do życia gdzieś głęboko w jej wnętrzu ilekroć na wokandę powracał temat szlacheckich rodzin. Ale musiała to zrobić. Zajadłość prowadziła donikąd, nie, Celine widziała dokąd prowadziła kiedy jeszcze mieszkała w Londynie. - Jesteś tam szczęśliwy - choć pierwotnie miało to być pytaniem, na końcu zabrakło znaku zapytania, pojawiła się kropka. Tyle razy dawał temu świadectwo, każdego ranka wyruszał do pracy z błyskiem w oku, którego nie sfingowałby nawet najlepszy kłamca; spełniał się, sprawdzał, wykazywał.
- A mi się wydaje, że z tobą jest cały czas - zaoferowała pocieszająco i lekko buchnęła ramieniem ramię Elrica, jak młodsza siostra zaczepiająca starszego brata, który ni z tego, ni z owego poddawał się szarości dorastania i zasępiał, oczekując na przypomnienie, że tak naprawdę wciąż jest tylko dzieckiem. Dzieci potrafiły marzyć, wierzyć, ufać - inaczej niż dorośli. Były w stanie poczuć miłość nieobecnego bytu, za co Celine, sama w pewnej części wciąż będąca dzieckiem, była ogromnie wdzięczna. Pomimo tego, że tatko nie wrócił z zaświatów jako duch, wydawało jej się, że czasem stał tuż za nią i gdyby tylko odwróciła się na pięcie, byłaby w stanie dostrzec migot zanikającej sylwetki, umykającej jak nieuchwytne promienie słońca.
Dzieci potrafiły też się obrażać.
Ona również.
Z lekko wydętymi policzkami wpatrywała się w owce leniwie przechadzające się po polanie, wręcz ostentacyjnie unikając zetknięcia się ze spojrzeniem Elrica, kiedy ten wyjaśniał jej swój punkt widzenia. Wnętrze dłoni znów łaskotało, palce bębniły w drewno ogrodzenia, wygrywając na chropowatej powierzchni przypadkową melodię bitewną. Jednakże im dłużej mówił, tym mocniej topniało jej serce. Jego tętno strzepnęło z myśli gniewny popiół, zastępując go bezbrzeżnym poczuciem kretyństwa. Jak mogłaś tupnąć nogą i urządzić scenę, Celine? Zganiła się w duchu, po czym przewróciła oczyma i obróciła się tyłem do pastwiska, oparłszy plecy o balustradę, tak, by znów zetknąć ze sobą ich ramiona.
- Za mało się ucieszyłeś - burknęła z pozorowaną urazą, ale to na nic, bo kąciki ust drgnęły ku górze i podkreśliły, że jej złość, tak szybka i impulsywna, zdążyła ostygnąć. Półwila uniosła następnie rękę, wyeksponowała blady nadgarstek; spoczywająca tam bransoletka z morskimi muszelkami zadzwoniła cicho, podsunięta bliżej twarzy Elrica. - Nie ja, ale ktoś bardzo mi bliski o nim pomyślał, moja przyjaciółka. To był prezent - dotychczas nie mówiła mu o tym, co zrobiła dla niej Marysia, ale skoro sam zaczął temat, nie było sensu trzymać przed nim istnienia świstoklika w tajemnicy. - Prowadzi na plac w Dolinie. A że zawsze mam go przy sobie, w tej bransoletce, nic mi nie grozi. Zawsze wrócę do domu. Widzisz? Uciesz się już - uśmiechnęła się zadziornie i dokończyła cicho, na wszelki wypadek, gdyby za ich plecami za moment miał objawić się szmalcownik, lub agent czarodziejskiego więzienia zbierający informacje o niej, o ich rodzinie, małej, pokaleczonej, ale radzącej sobie tak, jak było to możliwe. Na przestrzeni ostatnich tygodni paranoja mogła zblednąć, jednak nigdy nie opuszczała jej w pełni. - Też masz taki? I - chcesz poznać te owieczki?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]14.01.23 19:53
Nie dziwił się Celine jej niechęci. Sam nie zawsze był tak wyrozumiały, tak ostrożnie rozsądny w swoich osądach. Chyba każde zwyczajne czystokrwiste dziecko ze zwyczajnego domu, który może nie był ubogi, ale też się w nim nie przelewało, zastanawiało się kiedyś, dlaczego część dzieci w jego szkole ma wszystko od urodzenia tylko dlatego, że przyszło mu nosić takie a nie inne nazwisko. Zwykła społeczna niesprawiedliwość, powiedziałby kiedyś, młodszy i bardziej gniewny, niesprawiedliwość sięgająca setek lat, bo od zawsze przecież ktoś rodził się lordem a ktoś chłopem. Dzisiaj wyglądało to trochę inaczej, ludzie szanowali się wzajemnie, przed historycznymi właścicielami posesji na swoich ziemiach nigdy nie musiał się kłaniać. Pracowali razem, współżyli, nawet jeśli jedno z nich miało więcej pieniędzy, więcej ziemi. To nie miało znaczenia, Elric wcale nie celował w bogactwo i wpływy.
Było obecnie paru takich, którzy chcieliby przywrócić stary rozkład społeczeństwa, w którym część ludzi spełnia wszystkie zachcianki innych, w których lordów całuje się po pierścieniach i daje im prawo decydowania o losie uboższych... ale Elric wciąż nie wierzył, że do tego dojdzie. Wciąż wierzył, że czarodzieje przejrzą na oczy i się postawią. Trwała wojna, ale granice zdrowego rozsądku pozostały. Tych rozsądnych będzie więcej. Musiało być. Bo lordów i panów nigdy nie było wielu.
- Lord Greengrass jest moim szefem takim samym jakim Minister Magii byłby dla urzędnika - powiedział łagodnie, żeby nie wprawić Celine w poczucie, że to co mówi nie ma sensu. Miało, w niektórych miejscach, ale nigdy tutaj. - Oczywiście, że darzę go szacunkiem, ale zasłużył na niego. Peak District prowadzimy wspólnie. Choćby miał do pomocy wszystkich swoich braci, synów i kuzynów, nie dałby rady robić tego sam - zauważył. - Jesteśmy pracownikami, nie sługami, możemy się zwolnić w każdej chwili, jeśli chcemy. Greengrassowie nas zatrudniają, bo rezerwat i okoliczne ziemie należą do nich, fakt. Ale rozsądnie nimi zarządzają, żeby kwitły i przynosiły korzyść nam wszystkim - Wzruszył ramieniem.
Nie wiedział jak to dokładnie wygląda w Kent; to znaczy, kiedyś wiedział, ale teraz przepływ informacji był utrudniony i sam też nie zamierzał wierzyć w wiele plotek, które wydawały mu się zbyt idealistyczne. Peak District wciąż uważał za najlepszy smoczy rezerwat.
- Jestem - przyznał z uśmiechem, poklepując siostrę po ramieniu. Roześmiał się też cicho, pokrzepiająco, gdy z typową sobie upartością uznała, że żaden człowiek i smok nie odchodził na dobre. - Może tak być - zgodził się dla jej dobrego samopoczucia, choć sam z rzadka o tym myślał. Kochał swoje smoki, ale może miał zbyt wiele zmartwień, by dokładać sobie rozważania nad tymi, które utracił.
Bo ludzi też tracił. I to było gorsze, gorzej bolało.
Obawiał się wciąż, że może stracić też Celine, która mimo ciężkich doświadczeń pozostawała tak krucha i bezradna w otaczającej ich zawierusze. Piękna, delikatna dziewczyna jak ona stałaby się łatwym celem nie tylko dla czarnoksiężników, ale też przemytników, bandytów i pomniejszych sukinsynów. To ich zresztą obawiał się bardziej, bo żaden Rycerz czy Śmierciożerca nie miał powodu ich prześladować. A dla bandyty powodem byłaby już sama jasna twarz wili i dziewictwo między nogami ślicznej dziewczyny. Na samą myśl o tym, że mogłaby zostać porwana i wywieziona do jakiejś szumowiny miał ochotę złapać za różdżkę.
Celine musiała to chyba dostrzec w jego twarzy, tę bezradną złość i lęk, bo dość szybko otrząsnęła się ze swojej chwilowej chandry.
- Wybacz, jestem zmęczony, ale naprawdę się cieszę - zapewnił prędko. Cieszę się, że wciąż jesteś bezpieczna. Uniósł brwi, gdy pokazała mu bransoletkę i tak szybko jak mógł ukrył gorzkie skrzywienie ust. - Przyjaciółka? Jesteś pewna, że prowadzi tam gdzie mówisz? Że to nie podstęp? Dobrze znasz tę dziewczynę? - Ugryzł się w język. Chyba sprawi jej przykrość, ale był od niej znacznie starszy, nie mógł powstrzymać podejrzliwości. - Nie oczekuję, że będziesz mi o wszystkim mówić, masz swoje życie, ale... - zawahał się. - ...mów mi o takich prezentach. Wolałbym je sprawdzać zanim użyjesz ich w sytuacji zagrożenia. - Zmusił się do uśmiechu i oparł dłonie na płocie. - Chętnie je poznam. Owieczki w sensie. - Tajemnicze przyjaciółki Celine też by chętnie poznał, ale nie chciał onieśmielać siostry ani sprawiać wrażenia zbyt paranoicznego.
Co jednak mógł poradzić na wątpliwości? Celine już raz wylądowała w Tower i wciąż nie miał wszystkich informacji o tym dlaczego.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]01.02.23 17:12
Mogli się zwolnić, ale gdzie dostaliby dziś lepszą pracę, jeśli nie pod skrzydłem szanowanego lorda pławiącego się w luksusach? Twierdziła jeszcze do niedawna, że to jak złapanie za nogi samego Merlina i uzależniła się od tej myśli tak mocno, że nie była w stanie dostrzec zagrożenia, które widzieli wokół niej wszyscy inni. Oczywistego, rażącego zagrożenia wynikającego z wkroczenia do świata, który nie należał do niej. Z obracania się wśród ludzi, których nie rozumiała, w rzeczywistości, których sztywnych ram nie znała. Nie wspomniała jednak o tym przy Elricu po raz kolejny, bo wierzyła w jego mądrość i to, że nawet po zwolnieniu znalazłby sobie odpowiednie i dobrze płatne zajęcie. Był obrotny, pełen wiedzy, potrafił obchodzić się z magicznymi stworzeniami, a doświadczenie radzenia sobie z najpotężniejszymi z nich podkreślało atuty, o których nie trzeba było już nawet wspominać słowem. Każdy wiedział, że smokolog posiadał w sobie odwagę większą niż przeciętny magizoolog, posiadał poświęcenie, determinację, ostrożność i wiadomości potrzebne do obcowania z najbardziej wymagającymi gatunkami. Niewykluczone, że Celine idealizowała go w głowie, ale kogo miała idealizować, jeśli nie jego? Starszego brata, dojrzałego mężczyznę, pana domu. Człowieka, który ani w najdrobniejszym szczególe nie przypominał ich wspólnego ojca.
- Najważniejsze, że ty go lubisz i pokładasz w nim zaufanie - zdecydowała w końcu z pogodniejącym uśmiechem, kapitulując w batalii powziętej z ledwo zasklepionych ran. Dobrze oceniał charaktery, nie poszedłby za byle kim. - A czy tam można wejść? Do rezerwatu? Czy tam... wpuszczą taką osobę jak ja, przypadkową? Po prostu ciekawą? - spytała z cichą nutą nadziei kwitnącą w głosie, a ta nadzieja zatańczyła po chwili również w spojrzeniu, które zwróciła w kierunku Elrica. Taksowała jego przystojne rysy z pewnością, że nie doszuka się w nich kłamstwa; że ten odpowie szczerze. W kwestiach tak ważnych jak stabilna praca nie można było pozwalać porywać się sentymentom. Chyba?
Wzmianka o zmęczeniu podziałała jak kubeł zimnej wody. Oczywiście, że był zmęczony, wychodził wcześnie rano, żeby stawić się w rezerwacie, a kiedy wracał, nie marząc pewnie o niczym innym, jak chwili na kanapie i ciepłym obiedzie, który już dla niego przygotowała, zamiast nich dostawał fochy kapryśnej księżniczki. Jej policzki pokryły się głębokim odcieniem szkarłatu, z kolei spojrzenie umknęło z powrotem na owce. Wodziła nim za jagniątkiem goniącym za matką, która akurat przechadzała się do innej kępki trawy skrzącej się w słońcu soczystą zielenią.
- Przepraszam - westchnęła cicho, pod nosem. - Nie pomyślałam, że... No wiesz. Że może miałeś ciężki dzień i wolałbyś najpierw odpocząć - a przecież myśleć o tym powinna, to w końcu on zarabiał na ich utrzymanie, a ona całymi dniami obijała się w domu i marnotrawiła czas w rzekomej pogoni za uzdrowieniem. - Na obiad będzie pieczony pstrąg - dodała niby bez związku, choć naturalnie liczyła na to, że jeśli go rozgniewała, w ten sposób uładzi wzburzone emocje - obietnicą jedzenia, które może i nie było idealne ani doprawione, bo nie mieli przypraw, to było przede wszystkim przygotowane z miłością. - Nie mam powodu jej nie ufać, Ellie. To moja przyjaciółka jeszcze z czasów Beauxbatons, młodsza ode mnie, ale miła, uczynna i kochana. Teraz pracuje z jednorożcami, wiesz? One chyba nie dopuściłyby do siebie byle kogo, osoby o czarnym sercu albo niecnych zamiarach. Ten świstoklik był niespodzianką - znów uśmiechnęła się delikatnie. Nie sposób było zachować poważny wyraz twarzy, kiedy mówiło się o tak bliskiej osobie, zresztą Celine nawet nie próbowała. Odzyskany kontakt napawał ją szczęściem, a prezent? Uwielbiała prezenty, na przestrzeni ostatnich miesięcy zmieniło się tylko to, że uważała, że nie była ich już warta. - Też masz coś takiego? - zainteresowała się, niepewna jak wojna wpływała na popularność świstoklików. Spodziewała się, że te były na wagę złota i że ich twórcy żyli obecnie jak pączki w maśle. - Chodź, zaraz cię przedstawię - zaćwierkała i chwyciła go za rękaw, ciągnąc za sobą pomiędzy szparami w deskach płotu. Owce nie wydawały się przejęte ich nagłym wtargnięciem, wypoczywające kawałek dalej nie zarejestrowały jeszcze nowych przybyszów; tymczasem z jednej z szop wychynął rzeczony Brendan Hambleton, dźwigając w rękach drewnianą skrzynię z przyrządami do strzyżenia wełny. Celine uśmiechnęła się na jego widok, pomachała ubrudzonemu mężczyźnie i znów zerknęła na brata. - Przedstawię wszystkim.

zt :pwease:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]02.02.23 15:27
Zbyt mało wciąż wiedział o przeszłości Celine w Londynie i właśnie to było rysą na obrazie, przez którą nie był w stanie w pełni siostry zrozumieć. Czasem niektóre słowa wychodzące z jej ust wydawały mu się dziwne; nie kłócił się z nią jednak ani nie utwierdzał w przekonaniu, że może zmienić swoje myślenie, bo poza ogólnikowymi faktami, które była zmuszona przyznać, wciąż nie mógł powiedzieć, że rozumie całość doświadczonej przez nią traumy. Chciał dać jej czas, swobodę do mówienia o tym, o czym chce mu powiedzieć. Nie mogła, nie zamierzał sprawiać, by czuła, że jej ciepły kąt w jego domu zależy od zaufania, jakie mu ofiaruje. Nie miał prawa do wszystkich jej myśli i demonów, tak samo jak ona nie mogła zrozumieć jego każdej decyzji, także tych dotyczącej jej bezpieczeństwa. Ale na tym polegało bycie rodziną; była sobą, jego małą siostrą, a nie jego podopieczną, od której mógł żądać bezwzględnej szczerości.
- Normalnie rezerwat nie jest miejscem przyjmującym wycieczki. Wymagałoby to sporej logistyki, bo zawsze musiałby być na podorędziu smokolog, który zadbałby o bezpieczeństwo nie tylko turystów, ale też smoków. Sam rezerwat jest ogromny. Przychodzą do nas jednak młodzi praktykanci, przyszli magizoolodzy. I myślę, hmm, myślę... - Udawał, że zastanawia się długo, choć mały uśmiech na jego twarzy sugerował, że dobrze wie co powiedzieć i że Celine się ta odpowiedź spodoba. - Myślę, że gdybyś przyszła ze mną, nie mieliby nic przeciwko. Nie zwiedzimy całego rezerwatu i nie zabiorę cię w niektóre szczególnie niebezpieczne miejsca, ale może nam się udać zobaczyć smoki z oddali. - Nachylił się w konspiracji. - Jakby ktoś pytał, powiesz, że interesuje cię zawód magizoolożki - Mrugnął dyskretnie, objawiając w ten sposób swoją zawadiacką, młodzieńczą cząstkę, którą w ostatnich latach był zmuszony pogrzebać pod obowiązkami i niepokojem o przyszłość.
Starał się zręcznie lawirować słowami, żeby nie przytłoczyć siostry swoim niepokojem, ale nie był chyba aż tak w tym zdolny, bo jej policzki zaraz spłonęły szkarłatem, a spojrzenie uciekło daleko. Skarcił się w myślach i oparł ze zmęczeniem łokcie na płocie.
- Nie przejmuj się, gdybym był aż tak zmęczony, żeby nie chcieć spaceru, to bym powiedział. Zawsze mi poprawia humor jak widzę cię taką zaaferowaną - Trącił ją lekko łokciem. Na myśl o pieczonym pstrągu zaburczało mu w brzuchu, ale starał się to ukryć postukując kolanem o drewno. - Nie mogę się doczekać. - Jego oczy zrobiły się poważniejsze na wspomnienie przyjaciółki, ale ze wszystkich sił starał się zaufać Celine i uwierzyć w to, że naprawdę doskonale zna tę dziewczynę. - Z jednorożcami? U Parkinsonów? - spytał cicho, prawie jakby mówił do siebie. To był jedyny duży rezerwat jaki teraz przychodził mu na myśl. - Nie, ale na pewno powinienem sobie taki sprawić. - powiedział z cichym śmiechem o świstokliku, tak jakby kwestia tak złożonego magicznego przedmiotu była błahą zachcianką.
Dał się wciągnąć na pastwisko i przywołał na twarz szeroki uśmiech, gdy otoczyło ich przyjazne beczenie zwierząt i kojący, wiejski zapach siana, mokrej trawy i wełny. Ludzie tu wydawali się przyjaźni, a Celine z całą pewnością była szczęśliwa.
Tyle mu wystarczało.

/zt <3



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]05.02.23 12:49
2 lipca
To było całkiem ładne przedpołudnie.
Słońce przyjemnie grzało kark, ale nie prażyło skóry, co było miłą odmianą po ostatnich paru dniach, kiedy złote promienie były tak bezlitosne, że znacznej większości ludzi odechciewało się żyć, pracować i generalnie istnieć. Pobożne marzenia o chłodniejszym wietrze i litościwszej pogodzie musiały zostać wysłuchane, ale ciemne chmury zbierające się na horyzoncie sugerowały, że to tylko chwilowa ulga i zaraz znów wróci ten dziwny burzowy cykl, gdzie albo nie ma czym oddychać, albo wieje tak bardzo, że nie ma jak tego oddechu złapać.
Las majaczył ciemną linią drzew w oddali, choć był już o wiele bliżej niż jeszcze kwadrans temu ― zostało jeszcze jakieś paręset metrów, wedle oceny Victora. To właśnie tam ciągnął dzisiaj Letę, a powód wizyty wciąż pozostawał owiany tajemnicą; złośliwie nie chciał jej nic powiedzieć, choć zapewne wyciągnęła już własne wnioski, widząc kołyszącą się na ramieniu kuszę.
Strzelałaś coś w ogóle? ― spytał, kiedy poprzedni poruszony przez nich temat samoistnie wygasł. ― Prócz fochów? ― dodał, ze złośliwym błyskiem w oku. Lubił się z nią drażnić i lubił ją wkurwiać, zawsze mógł liczyć, że Leta zareaguje w sposób nieprzewidywalny i żywiołowy, nie pozwalając mu tym samym na nudę, jakiej doświadczał przy innych kobietach.
Ten kurnik już ci ktoś naprawił? ― dopytał, przypominając sobie, że coś mu kiedyś mówiła na ten temat, ale nie zapamiętał. W kwietniu miał raczej sporo na głowie, w Familii dużo się działo i częściej go nie było w Londynie, niż w nim był, nie mówiąc nawet o wycieczkach gdziekolwiek i do kogokolwiek. Miał wtedy wrażenie, że trochę ją zaniedbuje, ale nigdy nie przyznał się otwarcie do tego sam przed sobą.
Zresztą, przyznać się do tęsknoty też nie potrafił.
Otoczyły ich drzewa, promienie słońca przelewały się teraz pomiędzy liśćmi, znacząc ścieżkę złotymi smugami, a powietrze wypełnił zapach świeżej żywicy, ściółki i grzybów; Victor zauważył już jakiś czas temu, że rosły jak pojebane, pewnie od dużej wilgoci przeplatanej słoneczną pogodą. Szkoda, że zgubił gdzieś w rodzinnej ruderze atlas grzybów od dziadka, teraz, w czasach wojny, byłby całkiem przydatny. Mogliby coś pozbierać i przy okazji się nie otruć.
Znasz się na grzybach? ― zagadnął, odnajdując interesującą go ścieżkę bez większego trudu. ― Czy robimy eksperyment: zbieramy co znajdziemy, robisz potrawkę i wysyłamy Hectorowi i Ariadne na przetestowanie?


Soul for sale



Ostatnio zmieniony przez Victor Vale dnia 07.02.23 17:32, w całości zmieniany 1 raz
Victor Vale
Victor Vale
Zawód : morderca
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler

red comes in many shades

OPCM : 13 +1
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11520-victor-vale https://www.morsmordre.net/t11555-damocles#358098 https://www.morsmordre.net/t12154-victor-vale#374133 https://www.morsmordre.net/f439-smiertelny-nokturn-34 https://www.morsmordre.net/t11553-skrytka-bankowa-nr-2512#358090 https://www.morsmordre.net/t11556-victor-vale#358128
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]05.02.23 13:31
Enigmatyczny, drażniący, trudno byłoby ocenić, czy myślałam w ten sposób o samym Victorze, czy może o liście, który od niego otrzymałam. On jeden potrafił tak celnie grać na strunach moich emocji, choć nawet się nie starał - on jeden, tylko jemu na to pozwalałam, dopuściwszy go bliżej niż resztę rodzeństwa, na tyle blisko, by mógł mnie skrzywdzić, gdyby tylko chciał. Celniej, głębiej niż pozostali. W porównaniu do Hectora czy Ariadne, my płonęliśmy w jednym ogniu; wykuto nas z iskier tego samego kielicha wypełnionego ambrozją, żebyśmy mogli cieszyć gardło paskudnego bóstwa, zamieniwszy wieczną nudę na dekady temperamentnej rozrywki. Nigdy nie byłam pewna czego mogłam spodziewać się u jego boku, los stworzył go na inną modłę, chaotyczną, wrzącą, nieposkromioną, wolną jak wiatr. Robił to, na co miał ochotę, okłamując się w duchu, że nie imają się go poczucie winy czy przywiązanie. Innym mógł wmawiać to do woli, ale nie mnie.
- Tylko nieelokwentne koguty sugerujące, że mój syn ma cztery łapy, sierść i pchły - odpowiedziałam surowo i uderzyłam łokciem o żebra Victora. Szczeniak, że też nie mógł znaleźć ładniejszego określenia. Nikt nie będzie nazywał w ten sposób Orpheusa, nieważne jak bardzo czasem pragnęłam wlec go za sobą na szelkach czy smyczy, kiedy z ociąganiem i turbulentnym płaczem kopał kamienie, nie chcąc zejść z placu zabaw. Wspominał o fochu, więc to też otrzymał, chociaż nie potrafiłam nie uśmiechnąć się przy tym krzywo, frywolnie, ze śladem złośliwości zaplątanym w kąciku ust. - Idziemy na polowanie? - zapytałam podejrzliwie i zmarszczyłam brwi. Nie mierziła mnie ta wizja, interesowała, jakkolwiek niebezpieczna by nie była.
- Sąsiad. W kwietniu - podkreśliłam, niedługo po liście, który powędrował do Victora, a z którym nie raczył zrobić nic pomocnego. Nie był to pierwszy raz, przywykłam, że pewne rzeczy muszę robić sama, że nie mogę liczyć na niego tak, jak mogłabym sobie tego życzyć, choć żałoba pokazała, że bez pomocy daleko nie zajdę. Nie prosiłam o nią, przynajmniej nie bliskich. Przyjaciół łatwiej było angażować, odpłacać się im obiadem, podkreślać wdzięczność - z krewnymi liczyłam, że po prostu pewnych rzeczy się domyślą. Rzadko kiedy to robili, Victor niemalże nigdy. - Helena wreszcie przestała marudzić i znowu znosi więcej jajek. Nawet sobie nie wyobrażasz jak okropne potrafią być kury, kiedy im źle - westchnęłam i pokręciłam głową z dezaprobatą. Wiedział jednak jaka ja potrafiłam być okropna, gdy było mi źle, co było całkiem trafnym porównaniem. Wcisnęłam dłonie do kieszeni lekkiej, brązowej kurtki. Była stara i znoszona, idealna na potencjalne wybrudzenie się, o którym tak kwieciście uprzedził mnie w liście.
Przez moment obserwowałam sielskość promieni słońca prześlizgujących się po załamaniach rozłożystych gałęzi drzew nad naszymi głowami; trudno było pojąć, że to zaledwie cisza przed burzą, że zaraz wyostrzymy spojrzenia w poszukiwaniu niewinnych leśnych mieszkańców. Krew powoli zaczynała wrzeć w moich żyłach, podjudzona oczekiwaniem.
- Naprawdę myślisz, że to byłby nieszczęśliwy wypadek? W atlasie grzybów dla Hectora i Ariadne znajdują się tylko te, które zjesz jeden raz. Najbardziej trujące, naszpikowane robactwem. Dla Ariadne szczególnie - wymamrotałam pod nosem, niby żartobliwie, niby nie. Wiara w to, że starsza siostra w pewien sposób wyssała z przyszłości moją magię, nie opuściła mnie mimo upływu lat, a Victor utrzymujący z nią chłodne, obojętne stosunki mógł zrozumieć moją niechęć. W pokrętny sposób zawsze rozumiał, lub przynajmniej tak sobie wmawiałam. - Pewnie znowu zamęczali cię sowami - stwierdziłam, zamiast zapytać, bo do tego nie trzeba było daru jasnowidzenia, i spojrzałam na niego kątem oka. - Z czego ty w ogóle zamierzasz strzelać, Vic? Z różdżek? - niemalże syknęłam ostatnie słowo, w końcu nie mógł zapomnieć o drobnym szczególe stojącym nam na drodze, a kuszy nie widziałam przewieszonej przez jego ramię. Zupełnie zapomniałam przy tym, że mógł ją mieć po prostu pomniejszoną, upchnięta na dnie którejś z kieszeni.
Leta Evans
Leta Evans
Zawód : nauczycielka historii magii w Dolinie Godryka, pomoc w pszczelej hodowli
Wiek : 24
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Wdowa
i know those eyes.
this man is dead.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11+3
SPRAWNOŚĆ : 4+3
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11218-leta-evans-nee-vale#345257 https://www.morsmordre.net/t11227-amalthea#345732 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f421-somerset-dolina-godryka-ul https://www.morsmordre.net/t11226-szuflada-lety#345731 https://www.morsmordre.net/t11228-leta-evans#345733
Re: Tereny wokół Doliny Godryka [odnośnik]05.02.23 16:31
A nie ma? ― udał szczere zdziwienie, niemalże niewinne, choć akurat jemu do niewiniątka było niezwykle daleko. A przytyku, jak zwykle, nie wziął do siebie. ― Brakuje mu tylko obroży z adresówką. Albo kagańca, bo gryzie.
Spojrzał na nią z góry, z lekkim politowaniem, jakby prowokował ją do śmielszych czynów, mocniejszego uderzenia w żebra. “Co tak słabo?”, pytały błękitne oczy, błyszcząc przy tym przekorą i dobrym humorem.
Na polowanie ― potwierdził. ― Może trafi się grubszy zwierz, może nie. W każdym razie, chciałem ci pokazać jak to działa. Jak obsługuje się broń. ― Spoważniał nagle. Trwała wojna, nigdzie nie było bezpiecznie, nawet w Dolinie, a jego skromnym zdaniem Leta miała niewiarygodnie mało sposobów na ewentualną obronę. Co jej pozostawało poza próbą ucieczki? Zmarszczył brwi. No właśnie. Nic jej nie pozostawało, nic poza spierdalaniem w te pędy. A mając balast w postaci dziecka stawała się prostym celem do odstrzału.
Mam nadzieję, że mnie nie postrzelisz ― dodał nieco weselej. Trwało zawieszenie broni, może nie powinien się tym aż tak bardzo przejmować. (W porę stłumił stwierdzenie, że w ogóle nie powinien się tym przejmować, bo rodzina to przecież nie jego biznes). ― Bo będę się z ciebie napierdalał do końca życia ― tym razem zabrzmiał już normalnie, złośliwie.
Sąsiad ― podsumował mrukliwie. Ciekawe który.
Na pewno nie są gorsze od ciebie, kiedy coś idzie nie po twojej myśli. ― Mrugnął do niej i uśmiechnął się kątem warg. Minę, choć potencjalnie miłą i przyjemną, psuło parę zadrapań na skroni i większa szrama przecinająca nos. Victor zazwyczaj chodził poharatany, a uzdrowicieli odwiedzał tylko wtedy, kiedy nie było absolutnie żadnego innego wyjścia. Zresztą, na Nokturnie nawet lepiej to odbierali; wypięknionych paniątek nikt tam nie chciał.
Czy naprawdę myślał, że to byłby nieszczęśliwy wypadek? Prawie parsknął. W jego życiu nie było nieszczęśliwych wypadków, nawet zabójstwo ojca nim nie było, nie do końca. Przecież chciał mu zrobić krzywdę, chciał go zabić. Nie spodziewał się tylko tego, że nastąpi to tak… nagle. Gwałtownie. Bez planu.
Teraz wydawało mu się to nie do pomyślenia.
Przelotnie pomyślał o siostrze, której już nie znał i nie pamiętał. Ostatni raz widział ją dawno temu, jeszcze przed wojną, na pogrzebie matki i od tamtej pory nie zabiegał o jej uwagę. Podzielał też niechęć Lety i naprawdę ją w tej kwestii rozumiał, choć kierowały nim inne pobudki. Nie lubił Ariadne głównie za to, jak dogadała się z ojcem, jak grzecznie odgrywała rolę jego pupilka. Jak zamykała oczy i uszy na krzywdę, która działa się całej reszcie. Bo co, tak było wygodniej? Prościej?
Nawet nie zauważył, kiedy się spiął; kiedy mięśnie ramion stężały nieprzyjemnie, a wolna dłoń zwinęła się w pięść.
Hector pierdolił coś o spadku. Ariadne na razie dała sobie spokój, od dłuższego czasu nie próbowała kontaktu. ― Przystanął w pół kroku i przykucnął, odgarnął dłonią parę gałązek i zbyt szeroko rozrośniętą paproć, przyjrzał się glebie. Ślad był całkiem wyraźny, ale wyglądał na stary. Dzik. Ciekawe, czy nadal kręcił się po okolicy…
Spotkałem się z nim nawet ― wyznał jej po chwili milczenia. ― Ale znowu próbował tych swoich magipsychiatrycznych sztuczek, więc nie było to miłe spotkanie. ― Podniósł się, spojrzał na nią z rozbawieniem. Wiedział, jaka była przewrażliwiona na punkcie magii, ale mimo swojej złośliwości, nie był przecież okrutny. Nie dla niej.
Będziemy rzucać kamieniami, kto pierwszy trafi w łeb, ten wygrywa ― oznajmił żartobliwie, ściągając kuszę z ramienia. Drewno przyjemnie zalśniło w słońcu, a metalowy bełt już czekał by opuścić łoże. ― Chociaż ― zastanowił się na głos, lustrując ją uważnym spojrzeniem ― zastanawiam się, czy takie chuchro jak ty w ogóle ją uniesie.


Soul for sale

Victor Vale
Victor Vale
Zawód : morderca
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler

red comes in many shades

OPCM : 13 +1
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11520-victor-vale https://www.morsmordre.net/t11555-damocles#358098 https://www.morsmordre.net/t12154-victor-vale#374133 https://www.morsmordre.net/f439-smiertelny-nokturn-34 https://www.morsmordre.net/t11553-skrytka-bankowa-nr-2512#358090 https://www.morsmordre.net/t11556-victor-vale#358128

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Tereny wokół Doliny Godryka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach