Wydarzenia


Ekipa forum
Ratusz
AutorWiadomość
Ratusz [odnośnik]01.03.21 21:57

Ratusz

Oaza zaczynała się rozrastać, a im więcej zamieszkiwało ją czarodziejów, tym bardziej potrzebna była ściślejsza organizacja. W połowie września 1957 r. ukończono budowę ratusza, który powstał przy samej wiosce, w nieznacznym oddaleniu od chatek mieszkalnych. Zamieszkał tam Harold Longbottom, który zawsze potrzebny był na miejscu, wraz z najbliższymi współpracownikami czuwającymi nad bezpieczeństwem wyspy i zdrowiem jej mieszkańców. To nieco większy budynek, w którym odbywają się rozmowy na szczycie, spotkania organizacyjne oraz audiencje u prawowitego Ministra Magii i jego delegatów. Wnętrze ratusza jest surowe, wojskowe, mało przytulne, brak elementów ozdobnych. Niewygodne drewniane meble zostały zbite przez Zakonników.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ratusz Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ratusz [odnośnik]02.03.21 13:03
15 XI

Obniżył lot wychylając się z pod pochmurnego nieba. Lotki magicznego wierzchowca opierały się przeciągając ich szybowcowym lotem ku ziemi, w okolicę dość rzadkiego lasu. Resztę drogi pokonał galopem przemieszczając się mglistymi wzgórzami i ostatecznie docierając do ukrytego przejścia. Za pomocą białej magii przekroczył portal. Poprawił kołnierz szaty. Wiatr tutaj był bardziej szorstki, wszędobylski. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był przed czasem. Chciał to wykorzystać na chwilę odpoczynku. Wciąż nie był w dobrej kondycji. Rany odniesione w Azkabanie wciąż odbijały na nim nieprzyjemne piętno, a ostatnie dni, jak i sama podróż tutaj były dla niego dodatkowym obciążeniem.
Odsunął się więc z dziwną ulgą od zabudowań i krzątających się między nimi mugoli. Z dziwną przezornością obserwował mijane postacie z grzbietu wierzchowca. Niechętnie zostawiał je za plecami, choć wątpił by ktokolwiek w oazie śmiałby podnieść na niego rękę, czy różdżkę. Irracjonalny niepokój zelżał, kiedy to oglądając się za plecy już nie dostrzegał ich zarysu. Odwiedził magiczne źródło uzupełniając zapas wody, przemywając twarz. Z niezadowoleniem przesuwał palcami po niedbałym zaroście. Krytycznie przyjrzał swojemu odbiciu w tafli. Poprawił wychodzące z włosy za nic nie mając zamiaru ich oswobadzać. Były już za długie, nawet jak na niego. Wszędobylska wilgoć natychmiast by je pozwijała w kędziory odbierając mu resztkę jakiejkolwiek sensownej prezencji. Rzucił kilka zaklęć mających doprowadzić do ładu sfatygowaną życiem wierzchnią szatę, oczyścić z nadmiaru końskiego włosia i piór. Trochę za późno było by wyzbyć się zapachu stęchlizny i lasu. No ale trudno. I tak po tych zabiegach poczuł się lepiej, dając sobie złudną namiastkę normalnego życia, które kiedyś prowadził. Zmierzając w kierunku miejsca spotkania zaczął mu na nowo dokuczać głód. Zepchnął to odczucie na bok starając się skupić na spotkaniu, które miało lada chwila się zacząć. Zgodnie z nakazem, kiedy zbliżała się godzina zero, pojawił się pod ratuszem. Z przezornością rozglądał się po okolicy nie zamierzając pozwolić na to by cudza obecność miała go zaskoczyć bardziej niż powinna. Chodź teoretycznie nie miał powodów do tego by obawiać się, że coś mu w tym miejscu groziło to jednak był spięty i czujny. Tak jak na każdej misji.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Ratusz [odnośnik]02.03.21 19:37
Wiadomość o tym, że kolejne spotkanie Zakonu Feniksa miało odbyć się tutaj, w Oazie, budziła w nim mieszane uczucia. Z jednej strony - porzucenie zebrań w starej chacie stanowiło ostateczne potwierdzenie tego, co już właściwie wiedział, ale nie chciał przyjąć do wiadomości: że wróg na dobre przejął Londyn. Z drugiej - czuł ulgę na myśl, że nie musiał zbliżać się do miasta; opanowanego przez ludzi Malfoya, oklejonego listami gończymi z jego fotografią, przesyconego wspomnieniami, które chciałby wypalić z pamięci, ale w żaden sposób nie mógł tego zrobić. Wracały do niego wciąż i wciąż, spędzały sen z powiek, a nawet wypełzały z jego odmętów: dostrzegał je kątem oka, mignięcie czarnych włosów albo szelest ciała przesuwającego się po ziemi; echa Azkabanu ciągnęły się za nim jak cienie, towarzyszące mu bez względu na to, z której strony padało światło, podkopujące zaufanie do tego, co widział na własne oczy, budujące wokół niego lepkie poczucie zagrożenia, obecne nawet pomiędzy znajomymi zabudowaniami wioski. Nie do końca sobie z tym radził - z tym nieustającym oczekiwaniem, aż stanie się coś okropnego, z ciągłym oglądaniem się przez ramię, niechętnym, pełnym zawahania i strachu, że znów ją zobaczy: martwą dziewczynkę leżącą pomiędzy opadłymi liśćmi albo kobietę wpatrującą się w niego z wyrzutem. Nie wiedział, czy te halucynacje miały minąć samoistnie, czy może tracił już zmysły, dlatego starał się jak najwięcej przebywać wśród innych, mieszkańców Oazy albo przyjaciół, ludzi, którym w tej chwili ufał bardziej niż sobie i własnemu ciału, potrafiącemu w zdradzieckim wyrazie buntu pozbawić go przytomności. Walczył z tym tak, jak tylko potrafił, odciągając uwagę od dręczących go koszmarów pracą, a tej - na szczęście lub nieszczęście - na magicznej wyspie nigdy nie brakowało; mimo upływających miesięcy, wioska wciąż się rozrastała.
Na pokonanie drogi ze Skamieliny do niedawno wzniesionego ratusza potrzebował zaledwie paru minut, na miejscu pojawił się więc jako jeden z pierwszych - przed wyjściem uprzedzając jedynie Amelię, że wróci później, ale w razie czego będzie niedaleko. Schodząc z kluczącej między drzewami ścieżki, dostrzegł jedynie Anthony'ego, ruszył więc w jego kierunku, uśmiechając się na powitanie. - Cz-cz-cześć, Anthony - zagadnął, rzucając aurorowi krótkie spojrzenie, które przeniósł później na drewniany budynek za jego plecami, kontrolnie przemykając wzrokiem po skośnych fragmentach dachu i ścianach; upewniając się, że ostatni sztorm nie uszkodził elementów konstrukcji. Im bliżej było do zimy, tym pogoda w Oazie stawała się coraz bardziej nieprzewidywalna.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Ratusz [odnośnik]02.03.21 21:49
Obładowana dwiema torbami, w których upchane było w magiczny sposób znacznie więcej ubrań niż to wyglądało na pierwszy rzut oka, trafiła do Oazy, by dostarczyć pierwszą część, którą udało jej się razem z Roselyn, pod czujnym okiem starej szwaczki przygotować dla wszystkich potrzebujących. Dłonie piekły ją od ukłuć i przebitych pęcherzy powstałych od zaciskania igły i przepychania jej przez rozmaite materiały. Skóra na nich była zaczerwieniona i wrażliwa, a pierścień na palcu — pierścień Zakonu Feniksa, tylko ją podrażniał. Towarzyszący jej niepokój przygasł, kiedy wyłożyła wszystko do pomieszczenia gospodarczego, przygotowując na późniejsze rozdanie pomiędzy mieszkańców. Blady uśmiech zatańczył na jej twarzy — mimo wszystko, to był dobry dzień. Produktywny, zwyczajny. Choć to była ledwie kropla w morzu potrzeb, zaczynała czuć, że przygotowania do zimy idą pełną parą. I wierzyła, że zrobią wszystko, by zadbać o każdego i zapewnić im wszystko, by bezpiecznie przetrwali ten okres.
Do ratusza, w którym po raz pierwszy miało odbyć się spotkanie członków Zakonu ruszyła powoli, krocząc wydeptaną ścieżką i masując obolałe dłonie. Długa spódnica kołysała się na biodrach przy każdym ruchu, gruby, wełniany sweter pod cienkim płaszczem chronił ją przed chłodem napływającym z morza. Skończyła się pewna epoka dla nich wszystkich — czas spotkań w starej chacie minął. To tu, w Oazie, w nowym domu dla wielu potrzebujących miała rozpocząć się kolejna. Tę wieść przyjęła z dziwną ulgą, ale i smutkiem. Nie lubiła zmian. Nigdy nie była na nie gotowa, zawsze kojarzyły jej się z niebezpieczeństwem i przykrym wspomnieniem przeszłości. Tęsknotą. Czasem prawdziwą, a czasem utopijną utkaną z marzeń i wspomnień. Wiedziała, że nie było lepszego rozwiązania. Przejęty przez ludzi Malfoya Londyn był wrogiem ich wszystkich. Zbliżanie się do niego było już dziś zbędnym ryzykiem, na które nie mogli sobie pozwolić.
Na miejscu dostrzegła dwie znajome sylwetki. Uśmiechnęła się ciepło i czule do przyjaciela, naturalnie ku niemu kierując zarówno kroki, jak i swój wzrok. Przystanęła tuż obok, a kąciki ust drgnęły niespokojnie.
— Billy — powitała go cicho, szybko spoglądając mu w oczy — na moment, jakby w porozumiewawczym geście — by zaraz potem przenieść go na Anthony'ego. — Skamander— i powitać go oschłej, czujniej. Wyprostowała się instynktownie i zadarła nieco wyżej brodę, chwytając się za popuchnięte palce.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ratusz 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ratusz [odnośnik]02.03.21 22:40
Zdążył przespać kilka godzin w ciągu dnia, wiedząc, że na wieczór planowane było nie tylko spotkanie. Nieco później, na nocny patrol umówił się z Cerdicem. Z tej okazji, już w Oazie pojawił się z magicznie powiększoną torbą i kompletem przedmiotów oraz eliksirów, które mógł w razie potrzeby wykorzystać. Noc, zazwyczaj kazała mierzyć się z wyzwaniami, po wielokroć podkreślając, że wróg nie spał.
Z ciężkim, wytartym, ale wciąż mocnym płaszczem, właściwie się nie rozstawał. Służył mu nawet jako prowizoryczna ochrona przed chłodem, gdy spał gdzieś w terenie. Na dzisiejszy wieczór, zdążył pozbyć się nagromadzonego od tygodni zmęczenia, korzystając - wedle obietnicy -  krótko ze źródeł. Wciąż wilgotne włosy pozostawił luźno, by tuż przed wejściem pod Ratusz, ciasno związać ciemne pasma. rzemieniem, obserwując z daleka, zbierające się, chwilowo nieliczne sylwetki.
Ruszył na miejsce, prostując sylwetkę i zrzucając na ramiona brunatny kaptur, odsłaniając zmęczone oblicze, ale, wyglądające zdecydowanie lepiej niż pod koniec września, po raz pierwszy od uwięzienia, znajdując się w Oazie. Nabrał masy i sił, do bólu też testując swoje możliwości - nie tylko te fizyczne. Tak długo nie mógł wcześniej korzystać z zasobów płynącej w nim magii, że jeszcze w Białej Wieży, wielokrotnie zastanawiała się, czy moc na pewno wciąż w nim krążyła. Przypominały mu o tym psychologiczne dolegliwości, atakując nagłymi zrywami. czasem zmuszając g tylko do odpoczynku, czasem, napełniając paniczną pewnością o pułapce. Czasem, całkowicie pogrążając go w ciemności. I koszmarze. Tym razem, nie poczuł obezwładniającej słabości, a mury umysłu trwały tak samo mocno. Pozostawał wciąż czujny, nie dając napięciu ulgi nawet w Oazie.
Nauczył się wracać uśmiech na własne usta. Zwyczajowo, bardziej przypominał wilczy grymas, nadając ostrości spojrzeniu, ale odnajdował w tym swoisty spokój i przerywnik od chłodnej powagi, która zdobiła jego twarz. Niezależnie od intencji, chowając rzeczywiste emocje głębiej. Ten sam, nieco odległy wyraz, posłał stojącej przy Ratuszu czarownicy - Hannah - skinął głową, wysuwając dłoń, by krótko przesunąć palcami po plecach kobiety. Potem przeniósł spojrzenie na czarodzieja - Billy - ale nie zatrzymał kroków przy parze, nie przeszkadzał. Z namysłem, podążył ku stojącemu najbliżej wejścia kuzynowi. Zwolnił kroku, by ramię w ramię stanąć obok - Wybieram się po spotkaniu na nocy patrol z Cedrikiem po Dorset. Widzimy się jutro - zakomunikował wiedząc, że wspomniany auror znajdował się w oddziale starszego Skamandera. Często współpracowali, nie poprzestając na  działaniach także dywersyjnych.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Ratusz 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 0:24
Informację o przeniesieniu miejsca spotkania dostała z wyprzedzeniem, dlatego ułożyła sobie trochę dłuższy plan podróży. I dlatego też właśnie przybyła tutaj nie u boku swojej współlokatorki. Za to najpierw postanowiła przyjść i zrobić obchód po Oazie i sprawdzić co się dzieje na wyspie. Przy okazji zbiegiem okoliczności przy portalu natknęła się na Asbjorna, któremu od razu rzuciła, że powinien chociaż spróbować nauczyć się go otwierać samodzielnie. Rozdzielili się zaraz po wejściu. Chłód już trochę doskwierał, ale nie bardziej niż deszcz czy wiatr. Prawie wszystkie domostwa były zajęte, co więcej, przepełnione, słyszała nawet przypadki, że ktoś spał na zewnątrz. Właściwie to nawet zapisała sobie, żeby nie zapomnieć, żeby spytać czy nie można spróbować z piętrami do tych domów... W końcu niedawno z Sue przejęły tartak. Nie było jeszcze minusowych temperatur, ale zima zapowiadała się sroga. Marcella już nosiła sweter, mimo że przecież jeszcze nawet nie było tak chłodno jak będzie niedługo jak będzie choćby w styczniu.
Spacer po Oazie dobrze jej zrobił. Powietrze tutaj miało zupełnie inny zapach. Już sam fakt, że przyleciała tutaj na miotle dobrze ją dotlenił. Miała przez to trochę rozwianą grzywkę, ale resztę włosów spięła w niski kucyk na potylicy. Buty wzięła stare, choć wygodne, płaszcz też stary i dosyć starty, choć nadal spełniał swoją rolę. Miała przy sobie miotłę, gdy kierowała się w stronę ratusza i już z daleka widziała kilka zebranych sylwetek. Dobrze, niezbyt lubiła być pierwsza na spotkaniach... Dzisiaj się jeszcze wyjątkowo stresowała przez ostatnią wiadomość wysłaną Haroldowi... A to spotkanie należało do niego.
Niespiesznie podeszła do całej grupy, która się tutaj zebrała - na razie malutka. Przesunęła spojrzeniem po każdym po kolei. - Cześć. - Kiwnęła głową, nie wymieniając nawet imion, obaj panowie Skamander, Hannah i Billy to usłyszą bez problemu. Chociaż każdemu z kolei posłała lekki uśmiech, to na zatrzymała wzrok na trochę dłużej na panu Moore i jego dzisiejszej towarzyszce, wciąż z tym samym wyrazem twarzy, choć zapaliło się w niej lekkie speszenie. Może dlatego od razu przystanęła nieco dalej, tak by Skamanderowie oddzielali ją od parki. Nie ze złości czy z jakiegoś żalu. Raczej nie chciała psuć atmosfery.
Choć pewnie i tak to zrobiła, starając się tego nie robić.
Skrzyżowała ramiona na piersi, zerkając gdzieś na jedną z belek, z której wyraźnie wychodziła żywica. Na niej się w pełni skupiła, choć z jej umiejętnościami zielarskimi zastanawiała się w ogóle z jakich drzew wychodzi żywica... I ile czasu mija nim powstanie z niej bursztyn.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem


Ostatnio zmieniony przez Marcella Figg dnia 04.03.21 0:08, w całości zmieniany 1 raz
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 0:41
Konkretna, zobowiązująca wiadomość, zdążyła zmienić jego nastrój w błyskawicznym tempie. Zrozumiał jedną, istotną kwestię; od kilku tygodniu, oficjalnie zasilał szeregi rebelianckiej organizacji, poświęcając się tak honorowej sprawie. Srebrny pierścień z wizerunkiem skrzydlatego Feniksa, obciążał jego palec przypominając o ogromnej odpowiedzialności, którą wziął na swoje barki. Nie dowierzał, że coś takiego mogło przytrafić się właśnie jemu. Został wyróżniony za ostatnie działania, które w jego własnej filozofii postępowania były czymś właściwym, rodzajem obowiązku, do którego musiał przystąpić bezzwłocznie. Odkąd powrócił na zmrożone tereny Wysp Brytyjskich, pragnął przynależności, odnalezienia miejsca, któremu oddałby całego siebie, oferując: chłonny umysł, rozwinięte umiejętnościami, zaangażowanie, którego nie można było mu odmówić. Czy Zakon miał prawo urosnąć do przestrzeni, w której prawdziwie chciałby się rozgościć, pozostać, osiąść? W tym momencie nie potrafił udzielić jednogłośnej odpowiedzi. Stresował się. Nadchodzące spotkanie napawało go niepokojem, tysiącem wątpliwości oscylującymi wokół krytycznych obszarów. W jednym momencie, pełen motywacji gotował się do działania, zapewniając o głowie pełnej pomysłów i ciekawych inicjatyw. W kolejnej sekundzie, całkowicie zrezygnowany, opadał na drewniane krzesło tracąc zainteresowanie, błądząc w negatywnej energii, rozważając rychłą rezygnację, gdyż nie nadawał się do funkcjonowania w tak ścisłej i specyficznej grupie różnorodnych jednostek. Nie wiedział czego się spodziewać, z jakim nastawieniem pojawić się przed ratuszem. Powinien głośno eksponować swe przemyślenia? Zaszyć się w ciemnym kącie i wsłuchać się w głos bardziej doświadczonych, spisując skrupulatne notatki? Przygotować osobistą prezentację zahaczającą o skrawek dość nietypowego i skomplikowanego życia? Czy będzie w stanie znosić baczny, świdrujący wzrok nieznanych jednostek, kojarzących go z sylwetką znienawidzonego rodziciela? Czy powinien wypowiadać się za zaginioną rodzinę? Ogrom niedopowiedzeń uderzył w skołatane myśli, przygniótł zgarbione ramiona, gdy wolnym krokiem przemierzał wilgotną, wydeptaną ścieżkę prowadzącą do miejsca zbiórki. Drobna sylwetka blond towarzyszki wtórowała ów ruchom, dotrzymywała towarzystwa milczącemu jegomościowi, który z zaciśniętymi ramionami i skrzywioną twarzą nie wydawał z siebie żadnego, wyraźnego dźwięku. Ostry wzrok utkwił w płaskim podłożu doglądając omijanych szczegółów. Czuł rozszalałe, rozchybotane serce, krew wrzącą pod cienką warstwą bladej skóry. Drżącymi palcami sięgnął do podręcznej, skórzanej torby wyciągając skręcanego, ziołowego papierosa. Włożył go między wargi, nie częstując partnerki. Nie powinna palić. Dźwięczne pstryknięcie obudziło wątły płomień rozniecając niebieskawy dym i świeży zapach dodatkowej szałwii. Wydusił z siebie pojedyncze westchnięcie dostrzegając pierwsze, zgromadzone sylwetki. Wypuścił pokaźny podmuch i wkraczając w obopólną przestrzeń, prześlizgnął nieobecny błękit po licach z niejednoznacznym nastrojem.
– Cześć. – wymamrotał krótkie przywitanie, siląc się na bardzo blady uśmiech. Przeszedł odrobinę dalej, plecami przywarł do drewnianej ściany, aby dokończyć swój rytuał. Nie chciał, aby drażniący zapach oblepił ciała stojących nieopodal znajomych. Pod zmienionym kątem miał możliwość bacznej obserwacji; na dłuższą chwilę zawiesił się na aparycji ciemnowłosego Skamandera, jak i swej wybrance.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 1:50
Długo się zastanawiała nad tym, czy powinna. Ostatnia sytuacja w Norfolk była inna. Straciła dawny rezon, gubiła się w oczywistych widokach, nie ufała im. Zbyt wiele widziała, w zbyt wiele rzeczy uwierzyła, by teraz z łatwością mogła po prostu powrócić do rzeczy które były wcześniej. Bo nic też nie było takie jak wcześniej, zmieniła się nie tylko ona. Zmienił się cały świat.
Nie była pewna, czy jest już gotowa. Ostatnie wydarzenia, stawiały przy pytaniu znak, którego istnienia próbowała nie zauważać. Czasem cichy głosik w jej głowie szeptał że wcale nie musiała wychodzić, że może nie powinna dalej próbować, że wystarczyło się zwyczajnie schować. Ale nie mogła wygrać z samą sobą. Nawet chora, czy zmęczona, zawsze robiła jedno i to samo. Szła do przodu, niezależnie od sytuacji, czy stanu zdrowia.
Mimo wszystko była nerwowa. Ręce jej się trzęsły, kiedy zapinała guziki luźnej, białej koszuli. Próbę wysunięcia guzika w dziurkę od rękawa musiała powtórzyć kilka razy.
- Na Lo.. Rowenę. - mruknęła do siebie pod nosem. Język nadal jeszcze plątał się w słowach, ale nie była pewna, czy dzisiaj miała ochotę na jakiekolwiek słowa. Wsunęła na biodra materiałowe spodnie, przesuwając przez szlufki jasnobrązowy pasek. Ubrania niezmiennie były za nią za duże, ale trochę wyciągnięta koszula, zasłaniała choć trochę linię jej talii. Narzuciła na ramiona jasny, beżowy płaszcz, on też ukrywał wszystko trochę. Na krótką chwilę stanęła przed lustrem opierając na umywalce dłonie. Jasne tęczówki zawisły na znienawidzonym wzorze na skórze. Skrzywiła usta, chyba podskórnie szykowała się na najgorsze.
Wzdychając ciężko uniosła obie dłonie, żeby zagarnąć krótkie kosmyki włosów za uszy. Nie wydłużyła ich, nie próbowała przykryć ani ukryć niczego. Spojrzenie prześlizgnęło się po bliźnie na środku czoła.
Była winna.
Nie zajęło jej długo, kiedy szła znajomą ścieżką w kierunku miejsca w którym nie tak dawno temu odbierała swoją własną odrobinę szczęścia. Dzisiaj zdawało się inne, może podświadomie czerpiąc z humorów właściciela. Szybko to zrozumiała, kiedy znalazł się przed nią. Uniosła spojrzenie, podciągając trochę brodę ku górze. Ostatnie dni były burzliwe, ale nie zmieniało to jednego, przy nim zdawała się odnajdywać ciepło.
W końcu znaleźli się w odpowiednim miejscu, a ona poczuła, jej organ wewnątrz ścisnął się nieprzyjemnie. Zawahała się, przez krótką chwilę, kiedy ruszył pierwszy naprawdę zastanawiała się nad ucieczką, biorąc drżący oddech w płuca. W końcu opuściła głowę, żałując tylko jednego. Spojrzenie przesunęło się na męskie plecy, ruszając jego śladem by chwilę później wędrować obok niego. Milczała, nie burząc ciszy, która zawisła między nimi. Jej przecież też była przyczyną. Zacisnęła dłonie w kieszeniach spodni, odsuwając na boki płaszcz. Była pewna, że jej ręce się trzęsą. Nie ufała im, nie ufała swojemu głosowi, nie ufała sobie samej. Emocjom, wspomnieniom, tak okrutnie żywym. Zamknęła na kilka kroków powieki. Wyglądała raczej kiepsko. Niezdrowo chuda z szarfą cerą, szpetną blizną. W niebieskich tęczówkach brakowało dawnego blasku. Stawiała krok za krokiem, zatrzymując się obok Hannah. Nie zaufała strunom głosowym, jedynie skinając krótko głową jej i Billemu. Z zaskoczeniem dopiero po chwili rejestrując, że Rinehart poszedł dalej. Brwi zmarszczyły się na krótko. Spojrzenie odnalazło Anthony’ego, Samuela i Marcelle im też skinęła głową, wzrok na dłużej zatapiając w sylwetce ciemnowłosego. Więc żył naprawdę. Serce mimowolne się ścisnęło, a spojrzenie oderwało chwilę później od niego, wzrokiem poszukując innego, tego bardziej w odcieniu do niej podobnego.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ratusz 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 11:32
Z każdą kolejną wizytą poznawała Oazę coraz lepiej; już potrafiła odtworzyć z pamięci wzór, w który układały się przepełnione chaty i wydeptane wokół nich ścieżki, już w pełni zdawała sobie sprawę z faktu, że im bliższe stawały się przymrozki, nadchodząca wielkimi krokami zima, tym więcej musieli zdziałać, by uchronić przed jej skutkami polegających na nich mieszkańców wioski. Nie wspominając o problemach z żywnością, które zaczęły dotykać ich wszystkich, a które skutecznie utrudniały wiązanie końca z końcem. Teraz jednak nie potrzebowała asysty kogoś bardziej doświadczonego, zaufanego, by skorzystać z magii prowadzącego na wyspę portalu. List, który otrzymała od lorda Longbottoma po powrocie z Tower, wzbudził w niej mieszane uczucia. Ulga przeplatała się ze strachem, nadzieja ze zwątpieniem. Harold pisał, że nie brak mu pewności, że nie będzie żałować tej decyzji, otwarcia przed nią bram i zaproszenia do zaangażowania się w działania Zakonu Feniksa bardziej niż dotychczas – a ona? Chciałaby wierzyć, że nie zawiedzie. Nie tylko jego, nie tylko innych członków organizacji, ale i swej rodziny. Siebie samej.
Nie wiedziała, czego powinna spodziewać się po tym zebraniu i jaką postawę przyjąć. Trzymać z boku, w ciszy chłonąć wszystkie wymieniane informacje, czy raczej zrobić kolejny krok do przodu, wziąć czynny udział w dyskusji – o ile w ogóle do jakiejkolwiek dojdzie? Słyszała o starej chacie, rozumiała, że nie tylko dla niej spotkanie pod ratuszem było czymś nowym, wciąż jednak najbliższym w tej sytuacji sojusznikiem był dla niej Vincent. Tak samo niepewny i zagubiony, nękany wątpliwościami wywołanymi rzuceniem się na głęboką wodę. Potrzebowała czasu, by przyzwyczaić się do tej sytuacji, oswoić ze wszystkimi nowymi twarzami, albo też – schować dumę do kieszeni i zapomnieć o przeszłości.
Kiedy powolnym krokiem zbliżała się do majaczącego wśród drzew ratusza, dostrzegła kilka wystających przed nim sylwetek. Większość z nich rozpoznała bez trudu; mechanicznie wygięła usta w bladym uśmiechu, kiedy skracała dzielący ich dystans. Hannah i William, Skamanderowie, Figg, a w końcu Vincent i Justine – skinęła im wszystkim głową, nie podchodząc jednak bliżej żadnej z grupek. Zamiast tego zatrzymała się w bezpiecznej odległości, oparła o pobliski pień, uważając przy tym, by nie urazić wciąż pobolewającej po Tower ręki. Dziwne napięcie, a także obawa, że zaraz znów ujrzy martwą więźniarkę, tak często majaczącą gdzieś na granicy wzroku, skutecznie odbierały chęć do rozpoczęcia dialogu.
Nie wątpiła, że niebawem pojawią się pozostali, a dzięki temu w końcu zaspokoi narastającą z każdą chwilą ciekawość. [bylobrzydkobedzieladnie]


my body is a cage


Ostatnio zmieniony przez Maeve Clearwater dnia 03.03.21 14:01, w całości zmieniany 1 raz
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 11:45
Od ostatniego spotkania Zakonu wiele się zmieniło. Czasami miała wrażenie, że los czeka na ustalenia rebeliantów by później przewrócić je do góry nogami. Nie był to czas całkowicie stracony, chociaż wiele rzeczy było nieprzemyślanych, to jednak udało im się też sporo osiągnąć. Może wciąż nie czuła się najlepiej i nawet przez chwile wahała się czy powinna iść na spotkanie Zakonu, ale kiedy dotarły do niej wieści, że to dość szczególne, prowadzone przez samego lorda Longbottoma spotkanie. Nie chciała tego ominąć, musiał mieć przecież do przekazania im coś ważnego i istotnego. Zaryzykowała. Może akurat dziś jej omamy i majki dadzą sobie spokój i pozwolą jej się skupić na działaniach. Musiała powiedzieć, że ma już ich dosyć. Zastanawiała się czy kiedykolwiek wróci do normalnego stanu rzeczy, zastanawiała się czym tak naprawdę jest teraz dla niej norma. Nie wyobrażała sobie już powrotu do dawnego sposobu życia, ale nie wyobrażała sobie takie obciążenia psychicznego. Miała nadzieje, że wraz z czasem zacznie do tego wszystkiego przywykać. Do cierpienia, bólu i śmierci. Jak widać nie istnieje na to złoty środek, nie była w stanie wyzbyć się tych wszystkich uczuć. Czy to jej wrażliwość? Czy było tego zbyt dużo? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Miała jedynie nadzieje, że dotrwa do końca wojny, że zwyczajnie nie zwariuje.
Do Oazy przyszła trochę wcześniej, ale nie śpieszyła się na spotkanie. Nie była tu od powrotu z Tower i chciała sprawdzić co się tu zmieniło. Zwykle miała jakieś dziwne wyrzuty sumienia względem Oazy. Wszyscy powinni przyłożyć swoją różdżkę do pracy nad Oazą. Ludzi było tu coraz więcej, a o zapasy trudniej. Dziwną przyjemność sprawiała jej teraz samotność. Miała dość tłumaczenia się ze swoich stanów, miała dość dziwnych spojrzeń i pytań. Już wystarczająco wiele troski dostała w ostatnim czasie od najbliższych, a w szczególności od Marcy, która zdawała się obserwować każdy jej ruch. Rozumiała to, na jej miejscu zachowywałaby się tak samo, ale potrzebowała nie musieć się starać. Uśmiechać, wstawać, rozmawiać. Samotność dawała jej na to szansę. Pocieszała. Zanim dotarła do Ratusza skierowała swoje kroki jeszcze do uwolnionych z Tower więźniów. Ci, którzy postanowili tu zostać czuli się już dobrze i dzięki temu ona też poczuła się lepiej. Żałowała jedynie, że wśród nich nie ma Jessy. Tej nie udało się uratować.
Kiedy blondynka w końcu dotarła pod Ratusz wciąż była tu mała grupka Zakonników. Zatrzymała się z tyłu unosząc jedynie dłoń w geście powitania. Czekała na to co ma się wydarzyć.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Ratusz Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 18:10
Raptem kilka dni minęło od felernego prawie-ślubu, a on miał wrażenie, jakby wydarzyło się to tygodnie temu; intensywny okres wypełniony był pomniejszymi i większymi zadaniami, których miast ubywać - przybywało. Gdzieś w wirze codzienności kręcił się wokół tych samych myśli, spirala zmartwień ciągnęła na samo dno, jakimś jednak cudem utrzymywał się na powierzchni normalności; lecz niezmiennie brakowało mu chwil, w których mógłby złapać oddech, te zdarzały się tak sporadycznie, że niknęły szybko pod przytłaczającymi obowiązkami.
A nadciągała zima, która zasypie ich problemami.
Te z zaopatrzeniem to jedno; pozostawała jeszcze kwestia samego przebywania uchodźców w Oazie; wyspa nie rozciągała się w nieskończoność, wypełnili ją po brzegi; co z następnymi osobami, które będą potrzebowały azylu? Czy Oaza na pewno była miejscem, do którego powinno się ich sprowadzać? Może czas stworzyć podobnie działające schronienie na Półwyspie Kornwalijskim? Obłożone potężnymi zabezpieczeniami magicznymi? A Oazę pozostawić jako schron dla uchodźców w posiadaniu informacji, które nie powinny znaleźć się w rękach wrogów?
Jak długo będą w stanie tak funkcjonować?
Zatopiony w myślach sięgnął po kolejną partię desek, by bez pomocy magii przenieść je nieopodal wykańczanej chatki; wióry przyprószyły sweter jak śnieg, nie starał się nawet pozbyć wszystkich, niedbale zgarnął z grubsza te z wierzchu, kiedy zostały już ledwie minuty do spotkania zwołanego przez Ministra, po czym ruszył w stronę ratusza.
Przybył na miejsce; otaksował wzrokiem wszystkich zgromadzonych i przywitał ich skinięciem głowy. Nie znalazł pośród nich Florka; może powinien był zahaczyć o Jamę i zgarnąć go po drodze? Wciąż jednak pozostało trochę czasu, najpewniej Fortescue zaraz się tu pojawi.
Na dłużej zatrzymał wzrok na Lucindzie; intuicyjnie przeczuwał, o kim teraz myśli. Zgrabnie prześlizgnął się spojrzeniem po twarzy Hani, z wprawą odgrywając całkowitą obojętność; zdusił też gorycz zazdrości, gdy u jej boku dostrzegł - znowu, jak zawsze - Billy'ego. Uważnie przyjrzał się tym, których widział pośród Zakonników nie po raz pierwszy - lecz pierwszy raz na spotkaniu; mężczyźnie już w butach, kobiecie o enigmatycznym spojrzeniu i... Vincentowi. Ostatecznie przemknął gdzieś bokiem, zatrzymując się niedaleko Tonks; zdawał się pytać ją wzrokiem, jak się czuje.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 18:26
Portal otworzony w Irlandii działał bez zarzutów; za każdym razem, kiedy z niego korzystałem, dbałem o zatarcie śladów, a także sprawdzałem okolicę, upewniając się, że nikt nie wykrył mojej obecności. Zakazany Las nie był już dłużej bezpiecznym miejscem, co nie do końca mnie cieszyło - myślałem o Oscarze. O tym, jak rządy jego - o zgrozo - dziadka - piętnowały czarodziejów ze względu na pochodzenie; Oscar oficjalnie nadal pozostawał Reidem, dzieckiem mugoli, u którego obudziły się zdolności magiczne, jednak ani ten status, ani bycie nieślubnym dzieckiem poszukiwanego listem gończym wydziedziczonego Malfoya nie czyniły go bezpiecznym. Niewiele z tym faktem mogłem zrobić i myśl ta dręczyła mnie nieustannie. Póki jednak pozostawał w szkole - był bezpieczny, choć bez Herewarda i Pomony coraz częściej zastanawiałem się nad tym, czy nie powinienem ukryć go w Oazie. Z drugiej strony - nie chciałem, aby był jednym z nich. Dzieckiem wojny, pozbawionym namiastki normalnego dzieciństwa.
Każda decyzja wydawała mi się strzałem w płot.
Miejsce spotkania, do którego zmierzałem, jeszcze mocniej utwierdziło mnie w poczuciu, jak wiele zmieniło się podczas mojej nieobecności. Oaza naturalnie stała się bezpieczniejszym miejscem niż okolice Londynu - ale jednocześnie pokazywało to, jak bardzo zawiedliśmy w walce o stolicę. Myśl, że nie było mnie tutaj, kiedy byłem potrzebny, nadal ciążyła na barkach - wszystko, co przywiozłem ze sobą do domu to płyty, które nikomu nie były potrzebne, jedno nazwisko i jeden adres. Choć, być może, było to więcej niż mógłbym prosić.
Wspierając się na drewnianej lasce poruszałem się szybciej, choć nadal pokracznie; kolano nadal nie odzyskało pełni sprawności, ale regularne ćwiczenia przywracały jego siłę, wzmacniały mięśnie. Kontuzja nie była jednak przeszkodą do tego, abym działał jak wcześniej - nieco wolniej niż bym chciał, nadal jednak mogłem pojedynkować się, brać czynny udział w walkach. A te nie ustawały. Kiedy dotarłem na miejsce Zakonnicy powoli gromadzili się pod ratuszem; przelotnie pochwyciłem spojrzenie każdego z osobna, w geście powitania kiwając głową. Nieco dłużej przyglądałem się Justine, badając ją czujnym okiem, ostatecznie jednak uznałem, że powinienem z nią po prostu porozmawiać - jednak nie teraz, nie w chwili, kiedy inne sprawy miały przybrać na znaczeniu. Kiedy tylko odnalazłem stojącą na uboczu Maeve, bez zastanowienia to ku niej skierowałem swoje kroki, zatrzymując się obok - w milczeniu, poprzedzonym nieco przydługim spojrzeniem, i krótkim, ledwie zauważalnym uśmiechem.
Dobrze było mieć ją obok.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ratusz Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 19:38
Michael pojawił się pod ratuszem niedługo po Vincencie i Justine, rad, że Rineheart odprowadzi tu jego siostrę. Po... tym wszystkim - Azkabanie, uratowaniu mu życia od lodowej pułapki, rozmowie w Irlandii, wsparciu okazywanym Justine w Somerset - Tonks nie zwątpi już nigdy w oddanie Vincenta. I jego siostrze i całej Zakonu. Cieszył się, widząc go na spotkaniu. Zasłużył na pierścień i na zaufanie. Zmarszczył lekko brwi dopiero, gdy Rineheart odszedł odrobinę dalej, żeby... zapalić papierosa?!
Rzucił Vincentowi naglące spojrzenie, i lekkim, dyskretnym skinieniem głowy zasugerował, by ten dołączył do Just. Cholera, Rineheart, to nie pora na pety. Ona nas potrzebuje. Ciebie potrzebuje.
Sam zajął miejsce obok siostry (zostawiając między nimi tyle przestrzeni, by Vincent mógł dołączyć), domyślając się, ile kosztuje Just pojawienie się tutaj, wśród wszystkich. Przelotnym gestem położył dłoń na jej ramieniu, a potem schował ręce do kieszeni. Jestem.
Skinął głową wszystkim zebranym, zatrzymując spojrzenie na znajomych twarzach - choć od Hannah jakoś umknął wzrokiem, co mogła zauważyć.
Uśmiechnął się w duchu, widząc wśród zgromadzonych nową twarz, Maeve. Był jej wdzięczny za wzięcie udziału w akcji odbicia Justine, pomimo początkowego nieporozumienia w Ministerstwie (miał wrażenie, że czasy, w których najpoważniejszym problemem było portowe śledztwo, były niemalże w innym życiu) cenił też doświadczenie Clearwater i dobrze mu się z nią współpracowało przy nakładaniu pułapek. Ucieszył go też widok całego i zdrowego Samuela, a do Foxa zagada jeszcze po spotkaniu, doprecyzować plany wyprawy do Wiltshire.
Otaksowawszy spojrzeniem otoczenie, zatopił się we własnych myślach. Co Longbottom chciał im przekazać, co było największym priorytetem na kolejne miesiące? Zaopatrzenie, to nie pozostawiało wątpliwości. Tonks znał własne priorytety, zadania Biura Aurorów, ale tych zdawało się wciąż przybywać. Czasem wszystko stapiało się w chaotyczną mieszaninę problemów i trosk. Zwłaszcza w pierwszych tygodniach października, gdy wspomnienia z Azkabanu nie dawały Michaelowi spokoju. Teraz było już lepiej, na szczęście. Upiory powoli odchodziły - na tyle daleko, by dało się z nimi żyć.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Ratusz 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 20:02
Wiadomość o spotkaniu przyjął z ciężkim sercem - choć minęło już kilka tygodni od sytuacji z początku października, to wyrzuty sumienia nie ustały. Nie był pewien, jak spojrzy wszystkim w oczy, a w młodzieńczej prostocie nie zastanawiał się nawet, czy będzie tam również Justine. Widok Gwardzistki, całej i zdrowej choć wychudzonej, z podniesioną głową, powinien podnieść go na duchu - ale ledwo ją zauważył, bo patrzył głównie w trawę. Jakaś jego część wzbraniała się przed lotem do Irlandii - jakże prosto byłoby zostać w domu, dostać magicznego kataru... ale nie, nie mógł tchórzyć. I nie mógł się poddawać ani lekceważyć swoich obowiązków. Opuścił już poprzednie spotkanie, wtedy żałoba po śmierci Bertiego była zbyt świeża by pojawić się w gronie Zakonu. Teraz przepracował już ten żal i wiedział, że przyjaciel chciałby, by tu był. Będzie walczył by wygrać tą wojnę, dla Bertiego, w miejscu Bertiego.
Pojawił się na miejscu blady i trochę zmarznięty, a przez głowę przemknęła mu myśl, że na poważnie nadchodzi zima. Oaza nie przeżyła jeszcze takiej zimy - z tyloma uchodźcami, problemami z zaopatrzeniem... Z zaopatrzeniem akurat mógłby pomóc, ale musi o tym porozmawiać z Marcellą. Potrzebował jej pomocy. I rady, bo już nigdy nie zrobi nic pochopnie.
Odszukał Marcellę wzrokiem i stanął tuż przy niej, spoglądając na nią z przepraszającą powagą. Niegdyś uśmiechnąłby się na jej widok - szeroko, jak zwykle, albo chociaż blado - ale dziś wydawał się jakiś smutny.
Rozejrzał się po zgromadzonych, dostrzegając nowe twarze. Skinął wszystkim głową, ale nie nawiązał kontaktu wzrokowego z nikim oprócz Marcy. Wcisnął dłonie do kieszeni i nerwowo podłubał butem w trawie, a potem pomknął za wzrokiem panny Figg i zaczął z żywym zainteresowaniem przypatrywać się żywicy. Ładna. Ratusz też był ładny, skromny ale dostojny, jak sam Lord Minister. Steffen jeszcze nie widział go z bliska, październik i pierwszą połowę listopada spędził w Somerset. Ratusza, znaczy. Pana Ministra też nie, nie od marca, od włamania do Gringotta i sekretu, który wiązał część Zakonników. Przełknął ślinę, oczekując na pojawienie się gospodarza.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Ratusz [odnośnik]03.03.21 20:21
Dużo się działo, a on (jak mu się zdawało) nie nadążał za wszystkim. Najpierw akcja ze schronami, potem list, który otrzymał z informacjami, których nie spodziewał się przeczytać, Na dokładkę doszło rozwiązanie Zjednoczonych (choć to właściwie oczekiwał od kiedy chłopacy się zbuntowali), ślub do którego nie doszło… No i jego myśli jako wisieńka na torcie. Próbował zachować dawną pogodę ducha, ale niezbyt mu to wychodziło.
Na jego twarzy coraz częściej pojawiał się niezadowolony grymas lub chłodne spojrzenie. Szczególnie teraz, kiedy wiadomo było, że jego stary koszmar wciąż był żywy. Żywy i gorszy. Myślał, że udało mu się pozbyć przeszłości… a jednak, ona ciągle wracała. Dawny ból sprawiał, że miał ochotę się zemścić, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że powinien zapanować nad swoimi żądzami; że jeszcze będzie na to czas.
Wiadomość o spotkaniu przyjął z ulgą, nawet jeżeli spodziewał się usłyszeć kolejną tonę problemów, które powinni rozwiązać. Od tego zresztą byli, żeby świat się nie zawalił… Chciał wiedzieć co robić dalej. Tego dnia pożegnał żonę, obiecując że niedługo wróci. Chyba przyzwyczaiła się do tej krótkiej linijki, bo powtarzał ją jak jakąś mantrę za każdym razem. Ubrał się ciepło i ruszył do Oazy o odpowiedniej porze.
Właściwie, miał nadzieję, że pojawi się tam znacznie wcześniej od innych. W ten sposób mógłby przynajmniej trochę przejść się po wyspie, a może i odwiedzić Moore’a, żeby trochę z nim pogadać o stadionie, który zajmował jego głowę od dłuższego czasu. Tak jednak nie było. Przed ratuszem zebrała się już spora grupa Zakonników. No cóż, mógł kiedyś pojawić się prawie na końcu. Przybliżając się do zbiegowiska zauważył jedną sylwetkę, która sprawiła, że na chwilę przystanął trochę zaskoczony. Vincent był z nimi. To sprawiło, że uśmiech szybko wkradł się na jego twarz. Brawo, chłopie, pomyślał sobie nawet. Dobrze było go mieć po swojej stronie. Przywitał się ze wszystkimi przy pomocy skromnego uśmiechu. Ten jednak stał się bardziej przyjazny, kiedy dostrzegł Justine. Dobrze, że wracała do zdrowia (a przynajmniej miał taką nadzieję).
Przystanął w pobliżu Lucindy. Złożył ręce na piersiach i zaczął cierpliwie czekać na rozpoczęcie spotkania, przy okazji upewniając się, że zastępczą piersiówkę miał we wewnętrznej kieszeni. Miał przynajmniej czas na przyjrzenie się budynkowi


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ratusz 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan

Strona 1 z 15 1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next

Ratusz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach