Sala balowa
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala balowa
Przenosimy się do bogato zdobionej ogromnej sali w barwach rodu Selwynów, czasem zmieniającej się w tętniące życiem miejsce tańców, zabaw i wytwornych bankietów.
Blablabla coś więcej
Blablabla coś więcej
Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 23.08.17 22:17, w całości zmieniany 3 razy
Uniósł do góry jedną brew, wyrażając w ten sposób swoje dogłębne zdziwienie.
- Zły? - zapytał, nie wiedział bowiem, dlaczego akurat tak ojciec dziewczyny postanowił napiętnować mugolski wynalazek, który dla Selwyna był czymś niezwykłym i niepojętym. Wytłumaczono mu, że telewizja to jakby ciąg zdjęć, takich jak czarodziejskie, połączonych w sekwencje tworzące logiczną całość, o jakimś przekazie. Na jego pytanie, jakim cudem w takim razie ze zdjęć wydobywa się dźwięk, no i jak one są po sobie zmieniane dostał machnięcie ręką i słowa "i tak nie zrozumiesz". Prawdopodobnie mieli rację. Ba, nawet na pewno mieli rację. Chciał jednak dowiedzieć się od Minerwy, jak takie cudowne źródło informacji może być złe.
- Dużo gotujesz? - zapytał znów, po czym z uznaniem wykonał krótki aplauz dla Minerwy za jej piękną tarczę. Uśmiechnął się szeroko - o to właśnie chodzi!
Chciał uchylić się przed atakiem swojej przeciwniczki, jednak zaklęcie jej nie wyszło. Selwyn miast tego zacmokał z dezaprobatą.
- Pamięć mam jeszcze dobrą - rzucił, w jego głosie można było jednak wyczuć nie tyle co wyrzut, a raczej żartobliwą uszczypliwość. - Gdy już raz spróbujesz rzucić jakieś zaklęcie, ale nie uda Ci się ono, to nie możesz już do niego wrócić w formalnym pojedynku. Grozi to dyskwalifikacją - wyjaśnił Minewrze. - Zapamiętaj to na przyszłość - dodał, po czym uniósł swoją różdżkę.
- Casa Aranea.[bylobrzydkobedzieladnie]
- Zły? - zapytał, nie wiedział bowiem, dlaczego akurat tak ojciec dziewczyny postanowił napiętnować mugolski wynalazek, który dla Selwyna był czymś niezwykłym i niepojętym. Wytłumaczono mu, że telewizja to jakby ciąg zdjęć, takich jak czarodziejskie, połączonych w sekwencje tworzące logiczną całość, o jakimś przekazie. Na jego pytanie, jakim cudem w takim razie ze zdjęć wydobywa się dźwięk, no i jak one są po sobie zmieniane dostał machnięcie ręką i słowa "i tak nie zrozumiesz". Prawdopodobnie mieli rację. Ba, nawet na pewno mieli rację. Chciał jednak dowiedzieć się od Minerwy, jak takie cudowne źródło informacji może być złe.
- Dużo gotujesz? - zapytał znów, po czym z uznaniem wykonał krótki aplauz dla Minerwy za jej piękną tarczę. Uśmiechnął się szeroko - o to właśnie chodzi!
Chciał uchylić się przed atakiem swojej przeciwniczki, jednak zaklęcie jej nie wyszło. Selwyn miast tego zacmokał z dezaprobatą.
- Pamięć mam jeszcze dobrą - rzucił, w jego głosie można było jednak wyczuć nie tyle co wyrzut, a raczej żartobliwą uszczypliwość. - Gdy już raz spróbujesz rzucić jakieś zaklęcie, ale nie uda Ci się ono, to nie możesz już do niego wrócić w formalnym pojedynku. Grozi to dyskwalifikacją - wyjaśnił Minewrze. - Zapamiętaj to na przyszłość - dodał, po czym uniósł swoją różdżkę.
- Casa Aranea.[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 20.11.16 20:11, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 86
'k100' : 86
Kolejne zaklęcie pomknęło prosto na Minnie, a Selwyn w przerwie przed kolejnym zaklęciem mógł jeszcze trochę wyrzucić z siebie słów i dodatkowo porozpraszać panienkę McGonagall.
- Czyli... można założyć, że pastor to taki mugolski magipsychiatra-jasnowidz? Czy nie? Do nas czarodzieje też przychodzą po radę i pocieszenie. Chociaż my nie jesteśmy raczej częścią "czegoś więcej". To może mugolski magipsychiatra-jasnowidz o cechach pracownika ministerstwa? Przedstawiciel medyczno, doradczo... eemm... Nie wiem jaki jest odpowiednik jasnowidza wśród mugoli. Dziwny jest ten ich świat - zaśmiał się, kręcąc głową. Próbował sobie to jakoś logicznie ułożyć, ale nie potrafił. Za mało elementów układanki było w zasięgu jego rąk, część kryła się nawet i poza zasięgiem jego wzroku. Skupił się więc na czymś, co dobrze znał. I chyba również umiał.
- Impedimenta!
- Czyli... można założyć, że pastor to taki mugolski magipsychiatra-jasnowidz? Czy nie? Do nas czarodzieje też przychodzą po radę i pocieszenie. Chociaż my nie jesteśmy raczej częścią "czegoś więcej". To może mugolski magipsychiatra-jasnowidz o cechach pracownika ministerstwa? Przedstawiciel medyczno, doradczo... eemm... Nie wiem jaki jest odpowiednik jasnowidza wśród mugoli. Dziwny jest ten ich świat - zaśmiał się, kręcąc głową. Próbował sobie to jakoś logicznie ułożyć, ale nie potrafił. Za mało elementów układanki było w zasięgu jego rąk, część kryła się nawet i poza zasięgiem jego wzroku. Skupił się więc na czymś, co dobrze znał. I chyba również umiał.
- Impedimenta!
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
- Zły - powtórzyła beznamiętnie, poniekąd zgadzała się ze swoim ojcem. Nie zdążyła przyzwyczaić się do telewizora, jako pierwsi w swojej wiosce zakupi jeden niedługo przed tym, jak Minerwa wyjechała do Hogwartu, a przez nieliczne tygodnie, które w trakcie wakacji spędziła w domu, programy telewizyjne w żaden sposób jej nie ciekawiły. - Mugole czasem... spędzają przed tym bardzo dużo czasu. Zamiast robić rzeczy pożyteczniejsze i bardziej rozwijające. Czarodzieje nie mają rozrywek tego typu, nawet głupie gargułki wzmacniają przyjaźnie. Telewizję oglądasz sam, nie wynosząc z niej nic. - Kącik jej ust uniósł się nieco wyżej na jego pytanie. - Mam młodsze rodzeństwo, zawsze pomagałam mamie się nim zajmować - mruknęła sentymentalnie, tęskniła za tym życiem. Tęskniła za nimi wszystkimi. - Potrafię, ale dziś nie spędzam na tym dużo czasu. Wiesz, że go nie mam - Uśmiechnęła się zadziornie, Minerwa nie była kurą domową, rozwijała się - podjęła się pracy naukowej i jej podporządkowywała właściwie wszystko. Po godzinach zamiast piec czekoladowe ciasta, spisywała raporty z eksperymentów profesora lub rozmyślała nad lekiem na klątwę likantropii. Dość sporo jak na jedną małą Minnie. Uniosła brew i skłoniła się lekko, z perlistym śmiechem, kiedy Alexander wykonał aplauz. Naprawdę dobrze się czuła w jego towarzystwie - i cieszyła się, że przyszła ze swoją prośbą akurat do niego. Nie tylko wiele potrafił, ale i doceniał jej starania... i miał do niej cierpliwość, Minerwa spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Oczywiście, że czytała zasady- jak mogła zapomnieć? Rozproszyła ją rozmowa, a może przeciwnie, dźwięki odbijanych zaklęć? Nie wiedziała, ale nie powinna popełniać takich błędów!
- Mam nadzieję, że w trakcie oficjalnych pojedynków nie zagapię się tak głupio - rzuciła z przekąsem do samej siebie, podnosząc różdżkę celem wyczarowania kolejnej tarczy:
- Protego!
- Mam nadzieję, że w trakcie oficjalnych pojedynków nie zagapię się tak głupio - rzuciła z przekąsem do samej siebie, podnosząc różdżkę celem wyczarowania kolejnej tarczy:
- Protego!
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : rzut kością
'k100' : 55
'k100' : 55
Jej stopy owlekła lepka pajęczyna, Minnie próbowała przestąpić z nogi na nogę, unieść kolana wyżej - lecz nie mogła wydostać się potrzasku. Drugi z uroków Alexandra wyraźnie spowalniało ruchy jej ciała, zniechęcając ją do dalszych prób wyswobodzenia się, zacisnęła rękę na różdżce - musiała się odegrać! tylko niech ta obrzydliwa pajęczyna z niej zejdzie...
- Oho - Uniosła wzrok na oponenta - muszę popracować nad refleksem - westchnęła, obracając w ręku różdżkę; zamyśliła się nad słowami Alexandra.
- Nie do końca - stwierdziła w końcu, uciekając wzrokiem gdzieś na boczną ścianę, Alexander miał rację, pastor stał blisko jasnowidzów i magipsychiatrów, gdzieś pomiędzy. - Mugole mają swoich psychiatrów, choć ci nie mają najlepszej opinii. Mają też swoich jasnowidzów, dokładnie takich jak my, czarodzieje - rozbawienie zaiskrzyło w jej oczach, nigdy nie wierzyła we wróżbiarstwo, nigdy nie spotkała prawdziwego jasnowidza - szarlatanów. Ale psychiatrzy prowadzą drogą, a jasnowidze mówią tylko to, co chce się usłyszeć. Pastor wskazuje słuszną drogę i mówi tylko to, co powinno zostać powiedziane. Och, i pastorowie nie znoszą magii przynajmniej tak mocno, jak wychowankowie Slytherina nie znoszą mugoli. - Ciekawa zależność, nie sądzisz, Alexandrze? Być może na tym to wszystko polega, być może oba światy muszą mieć swoich strażników, by ich drogi nigdy się nie zeszły - bo wiedziała, że zejść się nie mogły. To by zniszczyło mugoli. - To mentorzy, ludzie, których słuchamy nie dlatego, że ktoś ich wybrał ani nie dlatego, że mają władzę, ale dlatego, że chcemy ich słuchać. - Chcemy wierzyć. Wiara jest potrzebna, zwłaszcza w czasach takich, jak dzisiejsze, czarodziejom też by się przydała. Bardzo.
- Jak zaczęło się twoje zainteresowanie mugolami, Alex? To dość... niecodzienne u kogoś o tak głębokich korzeniach. - I nie miała na myśli nic złego, wielu czarodziejów od dziecka żyjących jedynie wśród innych czarodziejów nawet do końca nie zdawała sobie sprawę z istnienia mugoli. - Moja matka opowiadała mi, że zawsze miała ich za dziwaków - wyznała spontanicznie. - Dziadek kiedyś jej powiedział, że mugole żywią się cuchnącymi tworzywami, a nocą śpią jak nietoperze, zawieszeni do góry nogami na specjalnych hakach. I bezkrytycznie w to wierzyła... póki nie poznała mojego ojca - Z łagodnym uśmiechem machnęła różdżką.
- Aeris!
- Oho - Uniosła wzrok na oponenta - muszę popracować nad refleksem - westchnęła, obracając w ręku różdżkę; zamyśliła się nad słowami Alexandra.
- Nie do końca - stwierdziła w końcu, uciekając wzrokiem gdzieś na boczną ścianę, Alexander miał rację, pastor stał blisko jasnowidzów i magipsychiatrów, gdzieś pomiędzy. - Mugole mają swoich psychiatrów, choć ci nie mają najlepszej opinii. Mają też swoich jasnowidzów, dokładnie takich jak my, czarodzieje - rozbawienie zaiskrzyło w jej oczach, nigdy nie wierzyła we wróżbiarstwo, nigdy nie spotkała prawdziwego jasnowidza - szarlatanów. Ale psychiatrzy prowadzą drogą, a jasnowidze mówią tylko to, co chce się usłyszeć. Pastor wskazuje słuszną drogę i mówi tylko to, co powinno zostać powiedziane. Och, i pastorowie nie znoszą magii przynajmniej tak mocno, jak wychowankowie Slytherina nie znoszą mugoli. - Ciekawa zależność, nie sądzisz, Alexandrze? Być może na tym to wszystko polega, być może oba światy muszą mieć swoich strażników, by ich drogi nigdy się nie zeszły - bo wiedziała, że zejść się nie mogły. To by zniszczyło mugoli. - To mentorzy, ludzie, których słuchamy nie dlatego, że ktoś ich wybrał ani nie dlatego, że mają władzę, ale dlatego, że chcemy ich słuchać. - Chcemy wierzyć. Wiara jest potrzebna, zwłaszcza w czasach takich, jak dzisiejsze, czarodziejom też by się przydała. Bardzo.
- Jak zaczęło się twoje zainteresowanie mugolami, Alex? To dość... niecodzienne u kogoś o tak głębokich korzeniach. - I nie miała na myśli nic złego, wielu czarodziejów od dziecka żyjących jedynie wśród innych czarodziejów nawet do końca nie zdawała sobie sprawę z istnienia mugoli. - Moja matka opowiadała mi, że zawsze miała ich za dziwaków - wyznała spontanicznie. - Dziadek kiedyś jej powiedział, że mugole żywią się cuchnącymi tworzywami, a nocą śpią jak nietoperze, zawieszeni do góry nogami na specjalnych hakach. I bezkrytycznie w to wierzyła... póki nie poznała mojego ojca - Z łagodnym uśmiechem machnęła różdżką.
- Aeris!
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Lekko drgnął mu kącik ust, gdy jego zaklęcia dosięgnęły Minnie. Jej tarcza, choć spóźniona, była dość mocna, a to dawało nadzieję na dalsze postępy. Musiała jeszcze po prostu trochę poćwiczyć.
Jego mózg zalała fala informacji, a choć wiedział, że Minerwa starała się wyjaśnić wszystko najlepiej i najprościej jak umiała, to jednak trochę mu to wszystko zamieszało w głowie. Musiał odcedzić wszystko na sicie umysłu i jakoś pogrupować w swojej głowie wszystkie nowe informacje. Powoli, zacznijmy od jednego.
- Wiesz, nie patrzyłem tak na telewizję, nie rozważałem, że może być czymś złym. Zamroczony zachwytem chyba nie jestem z stanie racjonalnie ocenić czegoś, czego tak naprawdę, ale to naprawdę nie znam - skomentował, rozważając jeszcze przez krótką chwilę nad tym dziwnym wynalazkiem. - Jednak nadal widzę w niej potencjał. W ogóle, to jak oni wszystko wymyślili, ta cała elektycz... elekry... elek... Jak to słowo brzmi? - zaśmiał się, dając za wygraną. Zbyt skomplikowane.
Rozważył w myśli, jakie teraz rzucić zaklęcie, ale w ostatnim momencie zatrzymał ruch ręki, bo postanowił najpierw dać Minnie szansę odpowiedzieć, a nie jak jakiś niewychowany gbur rozpraszać dalej damę w pojedynku. Coś bowiem mu nie zagrało w czasie układania myśli, coś, czego nie mógł zostawić sobie ot tak.
- Wiem co nieco o lobotomii, zawodowa niezdrowa ciekawość, za którą mam nadzieję nikt mnie nie wydziedziczy - zażartował, rzucając jednak ostrzegawcze spojrzenie wiszącym na ścianie portretom. Tylko by któryś spróbował, to już by go popamiętał na zawsze. - Ale wracając do pastorów. Pojąłem, że to przewodnicy ludu i ogólnie wydają się być z definicji ludźmi prawymi i mądrymi, nie śmiem wątpić, iż twój ojciec do takich również się zalicza. Ale jednak, jak w takim razie ożenił się z czarownicą? I co się stało, jak objawiły się twoje zdolności? - zapytał. Zaraz jednak jego oczy otworzyły się szerzej, gdy uświadomił sobie, cóż za faux pas popełnił.
- Wybacz mi ten nietakt. przepraszam Minnie, nie musisz mi odpowiadać na to pytanie, jeżeli narusza Twoją prywatność - powiedział, starając się jakoś zrehabilitować. Mimo szlacheckiego urodzenia nadal bywało tak, że z powodu swojego młodego wieku potrafił się zbytnio zagalopować. Dodając do tego ciekawość uzdrowicielską, gnającą go do wiedzenia jak największej ilości rzeczy o wszystkim efekty były takie, jak na załączonym obrazku.
- Lapifors! - machnął po chwili różdżką, kusząc się na pierwsze z arsenału zaklęć, które było w stanie zakończyć trwające nadal starcie.
Jego mózg zalała fala informacji, a choć wiedział, że Minerwa starała się wyjaśnić wszystko najlepiej i najprościej jak umiała, to jednak trochę mu to wszystko zamieszało w głowie. Musiał odcedzić wszystko na sicie umysłu i jakoś pogrupować w swojej głowie wszystkie nowe informacje. Powoli, zacznijmy od jednego.
- Wiesz, nie patrzyłem tak na telewizję, nie rozważałem, że może być czymś złym. Zamroczony zachwytem chyba nie jestem z stanie racjonalnie ocenić czegoś, czego tak naprawdę, ale to naprawdę nie znam - skomentował, rozważając jeszcze przez krótką chwilę nad tym dziwnym wynalazkiem. - Jednak nadal widzę w niej potencjał. W ogóle, to jak oni wszystko wymyślili, ta cała elektycz... elekry... elek... Jak to słowo brzmi? - zaśmiał się, dając za wygraną. Zbyt skomplikowane.
Rozważył w myśli, jakie teraz rzucić zaklęcie, ale w ostatnim momencie zatrzymał ruch ręki, bo postanowił najpierw dać Minnie szansę odpowiedzieć, a nie jak jakiś niewychowany gbur rozpraszać dalej damę w pojedynku. Coś bowiem mu nie zagrało w czasie układania myśli, coś, czego nie mógł zostawić sobie ot tak.
- Wiem co nieco o lobotomii, zawodowa niezdrowa ciekawość, za którą mam nadzieję nikt mnie nie wydziedziczy - zażartował, rzucając jednak ostrzegawcze spojrzenie wiszącym na ścianie portretom. Tylko by któryś spróbował, to już by go popamiętał na zawsze. - Ale wracając do pastorów. Pojąłem, że to przewodnicy ludu i ogólnie wydają się być z definicji ludźmi prawymi i mądrymi, nie śmiem wątpić, iż twój ojciec do takich również się zalicza. Ale jednak, jak w takim razie ożenił się z czarownicą? I co się stało, jak objawiły się twoje zdolności? - zapytał. Zaraz jednak jego oczy otworzyły się szerzej, gdy uświadomił sobie, cóż za faux pas popełnił.
- Wybacz mi ten nietakt. przepraszam Minnie, nie musisz mi odpowiadać na to pytanie, jeżeli narusza Twoją prywatność - powiedział, starając się jakoś zrehabilitować. Mimo szlacheckiego urodzenia nadal bywało tak, że z powodu swojego młodego wieku potrafił się zbytnio zagalopować. Dodając do tego ciekawość uzdrowicielską, gnającą go do wiedzenia jak największej ilości rzeczy o wszystkim efekty były takie, jak na załączonym obrazku.
- Lapifors! - machnął po chwili różdżką, kusząc się na pierwsze z arsenału zaklęć, które było w stanie zakończyć trwające nadal starcie.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Widząc, że zaklęcie jest udane, wziął się jeszcze trochę za mówienie, bowiem miał jeszcze o czym mówić.
- Muszę przyznać, że trochę mi imponujesz. Mało kobiet decyduje się na karierę naukową. Jesteś odważna Minnie, bardzo odważna - powiedział, uśmiechając się ciepło. Panienka McGonagall miała cel w życiu i do niego dążyła, nie bacząc na to, co niektórzy mogą o niej sądzić. Naprawdę, ale to naprawdę mu to imponowało. Sam czasem nie miał tej asertywności, ale jednak obowiązywały go inne reguły. Musiał uważać, by nie popełnić fałszywego kroku, by nie narazić się nestorowi.
- Jak sądzisz, skąd się mogłem tak zainteresować światem, do którego nic nie powinno mnie ciągnąć? Co jest w stanie zmusić kogoś takiego jak ja do zmiany o wręcz sto osiemdziesiąt stopni? - zapytał. Zauważył, że Minnie zaczyna łączyć jedno z drugim. - Poznałem pewną niewiastę w szkole, w Beauxbatons. Mugolaczkę. Daleko od domu, odcięty od ojca trochę zachłysnąłem się własną swobodą. Nie żałuję, naprawdę, choć wszystko ostatecznie potoczyło się nie tak, jak wówczas chciałem, Gdyby było inaczej pewnie byś nigdy nie miała okazji poznać mnie pod tym nazwiskiem - uśmiechnął się znów, ale tym razem dość smutno. Nadal dziwnie ciężko było mu wspominać Annabelle, nadal to, co się wydarzyło, miało na niego duży wpływ. Nawet mimo tego, ze teraz miał Allison.
Uniósł różdżkę raz jeszcze, ale ostatecznie pokręcił tylko głową i ją opuścił. Niech się obroni przed tym jednym, to następne wymyśli o wiele ciekawsze.
- Muszę przyznać, że trochę mi imponujesz. Mało kobiet decyduje się na karierę naukową. Jesteś odważna Minnie, bardzo odważna - powiedział, uśmiechając się ciepło. Panienka McGonagall miała cel w życiu i do niego dążyła, nie bacząc na to, co niektórzy mogą o niej sądzić. Naprawdę, ale to naprawdę mu to imponowało. Sam czasem nie miał tej asertywności, ale jednak obowiązywały go inne reguły. Musiał uważać, by nie popełnić fałszywego kroku, by nie narazić się nestorowi.
- Jak sądzisz, skąd się mogłem tak zainteresować światem, do którego nic nie powinno mnie ciągnąć? Co jest w stanie zmusić kogoś takiego jak ja do zmiany o wręcz sto osiemdziesiąt stopni? - zapytał. Zauważył, że Minnie zaczyna łączyć jedno z drugim. - Poznałem pewną niewiastę w szkole, w Beauxbatons. Mugolaczkę. Daleko od domu, odcięty od ojca trochę zachłysnąłem się własną swobodą. Nie żałuję, naprawdę, choć wszystko ostatecznie potoczyło się nie tak, jak wówczas chciałem, Gdyby było inaczej pewnie byś nigdy nie miała okazji poznać mnie pod tym nazwiskiem - uśmiechnął się znów, ale tym razem dość smutno. Nadal dziwnie ciężko było mu wspominać Annabelle, nadal to, co się wydarzyło, miało na niego duży wpływ. Nawet mimo tego, ze teraz miał Allison.
Uniósł różdżkę raz jeszcze, ale ostatecznie pokręcił tylko głową i ją opuścił. Niech się obroni przed tym jednym, to następne wymyśli o wiele ciekawsze.
- E - lek - try - czność - poprawiła go ze śmiechem, odgarniając z twarzy zbłąkany kosmyk pszenicznych włosów. - Bardzo ułatwia życie mugoli, którzy nie mogą pstryknąć palcem, żeby zapalić świeczkę i pstryknąć drugi raz, żeby ugasić pożar, który ta świeczka wywoła. Widzisz, mugole muszą być pomysłowi - Wzruszyła ramieniem, wciąż z wesołym wyrazem. - Bo też chcą móc być leniwi. Tylko... muszą się nad tym o wiele bardziej natrudzić. Elektryczność, technika, to dla mugoli substytut magii. Pomaga, ułatwia, chroni... ale i niszczy - westchnęła, nawet telewizja, na pozór nieszkodliwa, za parę lat mogła doprowadzić do całkowitego otępienia ludzi. Rozumiała jednak, że nie były to rozterki bliskie Alexandrowi - zachłyśniętego magią pomysłowości. Skinęła głową, lobotomia działała tak samo. Podobno działała - ale jakim kosztem? Wszyscy wiedzieli, w co się zamieniali ci cudownie uleczeni ludzie, w bezmózgie warzywa. To nie była dobra droga, to nie była droga zgodna z przysięgą Hipokratesa. Zaśmiała się pod nosem, słysząc jego słowa - i kpinę z wydziedziczenia. Dla niej te wszystkie lordowskie konwenanse były dość odległe, by potrafiła z nich jedynie żartować.
- Och, musiałbyś poznać moją mamę, żeby to zrozumieć - parsknęła śmiechem. - Poznali się... zupełnym przypadkiem, na ulicy, zaoferował jej parasol w deszczu. Dopiero się wtedy kształcił na pastora. - Nostalgiczny uśmiech Minerwy wydał się odległy - zawsze była romantyczką. I zawsze wyobrażała sobie samą siebie w podobnej sytuacji, spotykającą swoją miłość po grób. Aż westchnęła. - Zauroczył moją mamę. Pochodziła z czystokrwistej rodziny, ale konwenanse nie miały dla niej znaczenia. Zerwała kontakt z magicznym światem i uciekła z moim ojcem... nic mu nie mówiąc o tym, że jest czarownicą. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki przeszedł szok, kiedy zaczęłam żonglować talerzami w kuchni bez ich dotykania - Jej usta drgały, bo choć ojcu faktycznie nie było wtedy do śmiechu, z perspektywy wszystko wydawało się odleglejsze i przyjemniejsze. - Och, nie przepraszaj, przecież to nic takiego - Nie wstydziła się ojca, była z niego dumna. Nawet, jeśli był dziwny, nawet jak na mugola, nawet jeśli niechętnie podchodził do ich świata, był jej ojcem. Był mądry, rozsądny, poważny i bardzo ją kochał. A ona kochała jego. Do codzienności przywrócił ją dopiero urok ciśnięty przez Selwyna.
- To moje ulubione zaklęcie! - zaprotestowała, choć na niewiele się to zdało - świetlista smuga już na nią sunęła. - Protego! - krzyknęła stanowczo, usiłując ochronić się tarczą.
- Och, musiałbyś poznać moją mamę, żeby to zrozumieć - parsknęła śmiechem. - Poznali się... zupełnym przypadkiem, na ulicy, zaoferował jej parasol w deszczu. Dopiero się wtedy kształcił na pastora. - Nostalgiczny uśmiech Minerwy wydał się odległy - zawsze była romantyczką. I zawsze wyobrażała sobie samą siebie w podobnej sytuacji, spotykającą swoją miłość po grób. Aż westchnęła. - Zauroczył moją mamę. Pochodziła z czystokrwistej rodziny, ale konwenanse nie miały dla niej znaczenia. Zerwała kontakt z magicznym światem i uciekła z moim ojcem... nic mu nie mówiąc o tym, że jest czarownicą. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki przeszedł szok, kiedy zaczęłam żonglować talerzami w kuchni bez ich dotykania - Jej usta drgały, bo choć ojcu faktycznie nie było wtedy do śmiechu, z perspektywy wszystko wydawało się odleglejsze i przyjemniejsze. - Och, nie przepraszaj, przecież to nic takiego - Nie wstydziła się ojca, była z niego dumna. Nawet, jeśli był dziwny, nawet jak na mugola, nawet jeśli niechętnie podchodził do ich świata, był jej ojcem. Był mądry, rozsądny, poważny i bardzo ją kochał. A ona kochała jego. Do codzienności przywrócił ją dopiero urok ciśnięty przez Selwyna.
- To moje ulubione zaklęcie! - zaprotestowała, choć na niewiele się to zdało - świetlista smuga już na nią sunęła. - Protego! - krzyknęła stanowczo, usiłując ochronić się tarczą.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
- Nie powalisz mnie moją własną bronią - odparła zdecydowanie, choć wciąż uniesione w górę kąciki ust wskazywały jej rozbawiony nastrój; dla odmiany - zamiana w królika samej siebie mogłaby być ciekawym doświadczeniem, przecież to tylko zabawa. Spojrzała na Alexandra - zadziornie, z brodą uniesioną zbyt wysoko - nim ten skończył mówić.
- Doprawdy? - rzuciła wyzywająco - Chwaliłbyś tak samo mężczyznę, który byłby na moim miejscu? - Dobrze wiedziała, że jako kobieta nie była stworzona do siedzenia w kuchni. Potrafiła pełnić kobiece obowiązki, oczywiście, uczyła się tego w domu i tą wiedzą przewyższała przeciętnego mężczyznę, który nie potrafiłby zrobić sobie kanapki bez pomocy skrzata domowego, ale przy tym doskonale wiedziała, ze dorównywała mężczyznom intelektem. A nawet - przewyższała wielu z nich. Alexander jej nie uraził - ale zadziornie chciała wywołać u niego zmieszanie. Tak naprawdę wiedziała, o co mu chodziło - i doceniała to, kobietom było trudniej coś osiągnąć - nie mogła kłócić się z faktami.
- Och - odpowiedziała, z zaskoczeniem, na jego wyznanie, historia Alexandra brzmiała prawie tak ładnie, jak historia jej rodziców. On, młody lord i ona, wychowana w świecie i wśród ludzi, którzy wierzyli, że magia to jedynie element bajek, baśni i opowieści.
- Zawsze, kiedy słyszę o Beuxbatons, żałuję, że nie mogłam się tam uczyć - odparła w rozmarzeniu. - To prawda, że nimfy śpiewają tam w trakcie posiłków? I Francja, widok na te góry... musiało być niesamowicie. Ta dziewczyna... - Spuściła wzrok, na ułamek sekundy, przezwyciężając wstyd; być może nie powinna zadawać tak personalnych pytań... ale czy on sam nie przekroczył pewnej granicy już wcześniej, pytając ją o sprawy rodzinne? Uśmiechnęła się. - Była Francuzką? - Chciała pociągnąć go za język, ale delikatnie, ciekawa tej pięknej - jak sobie wyobrażała - historii miłosnej. - McGonagall czy Ross, daj spokój - Wzruszyła ramionami - Czy to nazwisko naprawdę jest takie ważne? - A jeśli rodzina nie potrafi tego zrozumieć - czy naprawdę jest rodziną? Ale dość tego, wciąż toczyli przecież zacięty pojedynek. Minnie uniosła różdżkę, uprzedzając Alexandra, że przechodzi do natarcia i rzuciła zaklęcie, odpłacając mu się tym samym:
- Lapifors!
- Doprawdy? - rzuciła wyzywająco - Chwaliłbyś tak samo mężczyznę, który byłby na moim miejscu? - Dobrze wiedziała, że jako kobieta nie była stworzona do siedzenia w kuchni. Potrafiła pełnić kobiece obowiązki, oczywiście, uczyła się tego w domu i tą wiedzą przewyższała przeciętnego mężczyznę, który nie potrafiłby zrobić sobie kanapki bez pomocy skrzata domowego, ale przy tym doskonale wiedziała, ze dorównywała mężczyznom intelektem. A nawet - przewyższała wielu z nich. Alexander jej nie uraził - ale zadziornie chciała wywołać u niego zmieszanie. Tak naprawdę wiedziała, o co mu chodziło - i doceniała to, kobietom było trudniej coś osiągnąć - nie mogła kłócić się z faktami.
- Och - odpowiedziała, z zaskoczeniem, na jego wyznanie, historia Alexandra brzmiała prawie tak ładnie, jak historia jej rodziców. On, młody lord i ona, wychowana w świecie i wśród ludzi, którzy wierzyli, że magia to jedynie element bajek, baśni i opowieści.
- Zawsze, kiedy słyszę o Beuxbatons, żałuję, że nie mogłam się tam uczyć - odparła w rozmarzeniu. - To prawda, że nimfy śpiewają tam w trakcie posiłków? I Francja, widok na te góry... musiało być niesamowicie. Ta dziewczyna... - Spuściła wzrok, na ułamek sekundy, przezwyciężając wstyd; być może nie powinna zadawać tak personalnych pytań... ale czy on sam nie przekroczył pewnej granicy już wcześniej, pytając ją o sprawy rodzinne? Uśmiechnęła się. - Była Francuzką? - Chciała pociągnąć go za język, ale delikatnie, ciekawa tej pięknej - jak sobie wyobrażała - historii miłosnej. - McGonagall czy Ross, daj spokój - Wzruszyła ramionami - Czy to nazwisko naprawdę jest takie ważne? - A jeśli rodzina nie potrafi tego zrozumieć - czy naprawdę jest rodziną? Ale dość tego, wciąż toczyli przecież zacięty pojedynek. Minnie uniosła różdżkę, uprzedzając Alexandra, że przechodzi do natarcia i rzuciła zaklęcie, odpłacając mu się tym samym:
- Lapifors!
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Sala balowa
Szybka odpowiedź