Wschodnie skrzydło
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wschodnie skrzydło
Wysunięta najbardziej na wschód część domu służy najczęściej porannym spotkaniom, kiedy nisko zawieszone słońce niepostrzeżenie wkrada się pomiędzy grube zasłony. Najwytrwalsi goście sabatów i balów u lady Nott mogą podziwiać z tej części posiadłości nadejście jutrzenki. Jedno z wyjść na parterze prowadzi bezpośrednio do zapewniającej więcej prywatności części ogrodów Hampton Court, a niedaleko za nim kolejne drzwi skrywają korytarz kuchenny, z którego raz na jakiś czas wyłaniają się skrzaty domowe i służba. Olbrzymie żyrandole zawieszone są nisko, jednak ich światło dostosowuje się do pory dnia, aby nigdy nie razić przechodnia, a jedynie rozjaśnić mu drogę.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 21:23, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Calypso Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 4
'k10' : 4
Zabawy do białego rana miały to do siebie, że prędzej czy później człowieka zaczynało ssać w żołądku. Gdy więc Craig uznał, że dość już zabawiania rozmową liczne kobiece towarzystwo, że wystarczy już wirowania w tańcu i oglądania cyrkowych popisów, swoje kroki skierował właśnie tutaj. Nie wypadało z resztą nie skorzystać z kolejnego z cudów lady Nott, która przecież postarała się, aby tego wieczora wszystko było perfekcyjne. Nie dziwiło zatem wezwanie na salony jednego z najlepszych kucharzy, bardziej natomiast zastanawiało zdecydowanie się na rodzaj zaserwowanej kuchni. Przekraczając próg wschodniego skrzydła, Burke powitany został widokiem bardziej lub - w większości - mniej znanych dań. Choć obeznany trochę z kulinarnymi zwyczajami obecnymi w innych rejonach Europy, spodziewał się raczej że gospodyni trzymać się będzie tradycji. Nie zamierzał jednak oczywiście wybrzydzać, to by było zwyczajnie niegrzeczne, a do tego zdecydowanie niepotrzebne, jako że na stołach rozłożono prawdziwe rarytasy.
- ...Tak jak mówiłem, planujemy z bratem rozbudowę. Minęło trochę czasu od ostatniego odświeżenia wnętrza, uznaliśmy przy okazji, że należy zadbać o odrobinę więcej miejsca - kontynuował swoją rozmowę z jednym z gości, jako że do pomieszczenia wkroczył w towarzystwie innego lorda. Nie chciał za wiele rozmawiać dziś o pracy, jednak skoro został zapytany, uznał że może pochwalić się odrobinę planowaną wkrótce rozbudową należącej do ich rodziny palarni. Miała być jeszcze większa, jeszcze wspanialsza, przytulniejsza - i przystosowana do tego, by koncerty organizowane tam w przyszłości były jeszcze okazalsze, niż ten pierwszy, który zorganizowała Primrose z Xavierem.
- Cudownie słyszeć takie wieści, mam nadzieję, że cały proces przebiegnie szybko - odpowiedział drugi z mężczyzn, na co Craig odpowiedział jedynie skinieniem głowy w geście podziękowania, jednocześnie ucinając temat. Nie mógł właściwie powiedzieć nic więcej, jako że nic jeszcze nie zostało wprawione w ruch. Ponadto, naprawdę wolał skupić się na czymś przyjemniejszym. Słodkie powinno się zostawić na koniec, niemniej lord Burke poczuł przemożną chęć skosztowania wiśni w czekoladzie, których smak miał ponoć powalać na kolana. Dolna część maski zdematerializowała się na moment, gdy wkładał łakoć do ust, by następnie pojawić się z powrotem. Prawdą było to, co mówili o tym smakołyku, rozpływał się w ustach niczym najprawdziwsza delicja, czekolada delikatnie otulała owoc zatopiony wcześniej w alkoholu. Wyśmienity rarytas.
Mężczyzna zdecydował się także skosztować także jednego ślimaka, którego umieścił na maleńkim, bogato zdobionym złotem talerzyku, którzy zamierzał zabrać do stolika. Może nieco zbyt entuzjastycznie pragnął podzielić się ze swoim rozmówcą spostrzeżeniami na temat smaku zjedzonej przed chwilą czekoladki, jako że spowodowało to kolizję - a więc także małe zamieszanie.
- Na Gurøda - zawołał cicho Burke, ledwie ratując biednego ślimaka przed wylądowaniem na podłodze... albo na sukni damy na którą mężczyzna wpadł. Odstawił szybko talerzyk na jeden ze stolików, zaraz także zdejmując swoją maskę - Najmocniej przepraszam, zbyt mocno wciągnąłem się w konwersację z przyjacielem, nie dostrzegłem cię, lady - skłonił się, wypowiadając te słowa. Choć w jej głosie nie usłyszał złości, należały jej się gorące przeprosiny - Nie, to moja wina, proszę się nie przejmować - dodał zaraz jeszcze, zerkając pobieżnie na swój strój. Na szczęście brakowało na nim plamy z czekolady. - Lady Carrow, jeszcze raz przepraszam. To prawdziwa przyjemność wpaść na ciebie tego wieczora, choć nie było moim planem uczynienie tego w sposób... tak dosłowny - spróbował rozluźnić atmosferę lekkim żartem. Jego znajomy w międzyczasie oddalił się prędko, zostawiając ich samych, aby wyjaśnili sobie całe zajście.
Kostka na opętanie + wiśnie
- ...Tak jak mówiłem, planujemy z bratem rozbudowę. Minęło trochę czasu od ostatniego odświeżenia wnętrza, uznaliśmy przy okazji, że należy zadbać o odrobinę więcej miejsca - kontynuował swoją rozmowę z jednym z gości, jako że do pomieszczenia wkroczył w towarzystwie innego lorda. Nie chciał za wiele rozmawiać dziś o pracy, jednak skoro został zapytany, uznał że może pochwalić się odrobinę planowaną wkrótce rozbudową należącej do ich rodziny palarni. Miała być jeszcze większa, jeszcze wspanialsza, przytulniejsza - i przystosowana do tego, by koncerty organizowane tam w przyszłości były jeszcze okazalsze, niż ten pierwszy, który zorganizowała Primrose z Xavierem.
- Cudownie słyszeć takie wieści, mam nadzieję, że cały proces przebiegnie szybko - odpowiedział drugi z mężczyzn, na co Craig odpowiedział jedynie skinieniem głowy w geście podziękowania, jednocześnie ucinając temat. Nie mógł właściwie powiedzieć nic więcej, jako że nic jeszcze nie zostało wprawione w ruch. Ponadto, naprawdę wolał skupić się na czymś przyjemniejszym. Słodkie powinno się zostawić na koniec, niemniej lord Burke poczuł przemożną chęć skosztowania wiśni w czekoladzie, których smak miał ponoć powalać na kolana. Dolna część maski zdematerializowała się na moment, gdy wkładał łakoć do ust, by następnie pojawić się z powrotem. Prawdą było to, co mówili o tym smakołyku, rozpływał się w ustach niczym najprawdziwsza delicja, czekolada delikatnie otulała owoc zatopiony wcześniej w alkoholu. Wyśmienity rarytas.
Mężczyzna zdecydował się także skosztować także jednego ślimaka, którego umieścił na maleńkim, bogato zdobionym złotem talerzyku, którzy zamierzał zabrać do stolika. Może nieco zbyt entuzjastycznie pragnął podzielić się ze swoim rozmówcą spostrzeżeniami na temat smaku zjedzonej przed chwilą czekoladki, jako że spowodowało to kolizję - a więc także małe zamieszanie.
- Na Gurøda - zawołał cicho Burke, ledwie ratując biednego ślimaka przed wylądowaniem na podłodze... albo na sukni damy na którą mężczyzna wpadł. Odstawił szybko talerzyk na jeden ze stolików, zaraz także zdejmując swoją maskę - Najmocniej przepraszam, zbyt mocno wciągnąłem się w konwersację z przyjacielem, nie dostrzegłem cię, lady - skłonił się, wypowiadając te słowa. Choć w jej głosie nie usłyszał złości, należały jej się gorące przeprosiny - Nie, to moja wina, proszę się nie przejmować - dodał zaraz jeszcze, zerkając pobieżnie na swój strój. Na szczęście brakowało na nim plamy z czekolady. - Lady Carrow, jeszcze raz przepraszam. To prawdziwa przyjemność wpaść na ciebie tego wieczora, choć nie było moim planem uczynienie tego w sposób... tak dosłowny - spróbował rozluźnić atmosferę lekkim żartem. Jego znajomy w międzyczasie oddalił się prędko, zostawiając ich samych, aby wyjaśnili sobie całe zajście.
Kostka na opętanie + wiśnie
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k10' : 2
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k10' : 2
Poznała jego twarz, chociaż nie była pewna, czy kiedykolwiek udało im się zamienić więcej niż kilka słów. Była dla niego zdecydowanie zbyt młoda przed kilkoma lady, gdy nieco bardziej okazywała entuzjazm na tego typu imprezach. Teraz w zasadzie też nie mogła być pewna, jak zareaguje na jej widok, skoro przed kilkoma miesiącami, podczas koncertu Primrose ledwie ją powitał. Może dlatego była nieco zdziwiona, że poznał ją z taką łatwością pomimo noszonej maski. Nie, żeby była specjalnie tajemnicza, ba, miała na sobie nawet białe róże, symbol rodziny Carrow, ale bystrość umysłu lorda Burke wywołała na jej ustach delikatny uśmiech.
- Nic się nie stało. Wprawdzie teraz niczego takiego nie dosłyszałam, ale umiejętność bycia mało zauważalną może być pomocna. - Odparła z pewnością siebie. Cały czas czuła w ustach posmak tej cudownej wiśni, którymi raczyła się przed chwilą, ale coś czuła, że mogłaby nie dostać drugiej, każdy chciał ich spróbować, a ich liczba była wyraźnie ograniczona. - Ale przeprosiny przyjmuję. - Dodała jeszcze, gdy towarzysz lorda Burke się oddalił. - Mam nadzieję, że uwolniłam raczej od przeciętnej rozmowy, aniżeli zaprzepaściłam jakąś szansę na intratnego inwestora. - Mężczyźni na takich imprezach przez większość czasu rozmawiali albo o kobietach, albo o interesach. Jej starsi bracia często pozwalali jej się przysłuchiwać męskim rozmowom, dlatego zarówno o biznesie, jak i finansach miała całkiem przyzwoitą wiedzę, którą potrafiła wykorzystać, jeśli miała zajść taka potrzeba.
- I zapamiętam, że lord pragnął na mnie wpaść. Proszę uważać jednak, bo jeszcze wykorzystam to na parkiecie. - Rozmowa była lekka, nieco żartobliwa, chociaż Calypso najpewniej powinna być nieco bardziej powściągliwa. Wszystkie lady, które znała, miały naturalny lęk przed mężczyznami spoza swojej rodziny. Ona, wychowana jako jedyna oprócz matki członkini rodu nie miała podobnego dylematu. Słuchały się jej najbardziej dzikie okazy koni w ich stajniach, dlaczego więc na Merlina miałaby bać się mężczyzny, a już zwłaszcza z rodu tak dobrze postrzeganego? Wiadomo — mugoli należało się wystrzegać, ale przecież lord Burke był możliwie najdalszy od tego.
- Czy próbował już lord tych wiśni ze stoiska? Są doprawdy wyborne i aż żałuje, że nie mogę spróbować ich więcej. - Powiedziała ze szczerym zawodem. Uwielbiała wiśnie i z wielką niecierpliwością wyczekiwała wiosny, gdy drzewa zakwitną, a ona będzie mogła malować je w skupieniu. Wreszcie zdjęła też swoją maskę i wzrokiem powiodła do tej, którą on zdjął przed kilkoma chwilami. - Muszę przyznać, że troszkę zepsuł mi lord zabawę, ze zgadywaniem z kim rozmawiam… Byłabym ciekawa, czy udałoby się lorda rozpoznać. - Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna dodać, że jeszcze jakby potraktował ją chłodnym milczeniem, jak na koncercie, to byłoby łatwiej, ale darowała sobie. Drobne uszczypliwości zawsze lepiej trzymać na okazje, gdyby mogły się naprawdę przydać.
- Nic się nie stało. Wprawdzie teraz niczego takiego nie dosłyszałam, ale umiejętność bycia mało zauważalną może być pomocna. - Odparła z pewnością siebie. Cały czas czuła w ustach posmak tej cudownej wiśni, którymi raczyła się przed chwilą, ale coś czuła, że mogłaby nie dostać drugiej, każdy chciał ich spróbować, a ich liczba była wyraźnie ograniczona. - Ale przeprosiny przyjmuję. - Dodała jeszcze, gdy towarzysz lorda Burke się oddalił. - Mam nadzieję, że uwolniłam raczej od przeciętnej rozmowy, aniżeli zaprzepaściłam jakąś szansę na intratnego inwestora. - Mężczyźni na takich imprezach przez większość czasu rozmawiali albo o kobietach, albo o interesach. Jej starsi bracia często pozwalali jej się przysłuchiwać męskim rozmowom, dlatego zarówno o biznesie, jak i finansach miała całkiem przyzwoitą wiedzę, którą potrafiła wykorzystać, jeśli miała zajść taka potrzeba.
- I zapamiętam, że lord pragnął na mnie wpaść. Proszę uważać jednak, bo jeszcze wykorzystam to na parkiecie. - Rozmowa była lekka, nieco żartobliwa, chociaż Calypso najpewniej powinna być nieco bardziej powściągliwa. Wszystkie lady, które znała, miały naturalny lęk przed mężczyznami spoza swojej rodziny. Ona, wychowana jako jedyna oprócz matki członkini rodu nie miała podobnego dylematu. Słuchały się jej najbardziej dzikie okazy koni w ich stajniach, dlaczego więc na Merlina miałaby bać się mężczyzny, a już zwłaszcza z rodu tak dobrze postrzeganego? Wiadomo — mugoli należało się wystrzegać, ale przecież lord Burke był możliwie najdalszy od tego.
- Czy próbował już lord tych wiśni ze stoiska? Są doprawdy wyborne i aż żałuje, że nie mogę spróbować ich więcej. - Powiedziała ze szczerym zawodem. Uwielbiała wiśnie i z wielką niecierpliwością wyczekiwała wiosny, gdy drzewa zakwitną, a ona będzie mogła malować je w skupieniu. Wreszcie zdjęła też swoją maskę i wzrokiem powiodła do tej, którą on zdjął przed kilkoma chwilami. - Muszę przyznać, że troszkę zepsuł mi lord zabawę, ze zgadywaniem z kim rozmawiam… Byłabym ciekawa, czy udałoby się lorda rozpoznać. - Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna dodać, że jeszcze jakby potraktował ją chłodnym milczeniem, jak na koncercie, to byłoby łatwiej, ale darowała sobie. Drobne uszczypliwości zawsze lepiej trzymać na okazje, gdyby mogły się naprawdę przydać.
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Szczerze powiedziawszy, te róże bardzo ułatwiały identyfikację persony, na którą Burke wpadł. Przede wszystkim dlatego, że nie było wielu lady Carrow o tak jasnych włosach. To oczywiście też nie było tak, że Craig znał każdego i wiedział wszystko i wszystkim. Lordowie Yorku wzbudzili jednak swego czasu jego zainteresowanie, zważywszy na fakt, że Primrose miała zostać oddana jednemu z nich. Craig miałby więc zdecydowanie utrudnione zadanie z rozpoznaniem swojej rozmówczyni, gdyby kobieta nie przypięła dziś do swojego ubrania białych róż. Z tego samego powodu Craig postanowił dziś zrezygnować ze swojej rodowej broszy, przedstawiającej krwistoczerwone maki.
Mężczyzna zerknął jeszcze pobieżnie za oddalającym się znajomym, zaraz jednak ponownie całą swoją uwagę skupiając na stojącej przed nim kobiecie. Skinął jej lekko głową, wyrażając w ten sposób ukontentowanie, że nie chowała urazy za ten drobny wypadek.
- Nie zwykłem zawiązywać nowych umów biznesowych podczas zabawy. Opowiadałem jednak przyjacielowi o planach, dotyczących jednego z naszych lokali - streścił jej krótko. Nie spodziewał się raczej, by i ona chciała o tym słuchać, choć gdyby jednak wyraziła takie życzenie, był gotów je spełnić.
- Myślę, że takie wpadnięcie zaliczyć należałoby do tych raczej mile widzianych - odpowiedział jej bez skrępowania. Lubił, kiedy kobiety potrafiły powiedzieć, co miały na myśli. Czasy, kiedy zabawiał się gonieniem skrytych cnotek, chowających się po kątach sali, minęły już dawno temu. Konwersacja z Calypso była pewnego rodzaju miłym zaskoczeniem. Burke pozwolił, aby nieprzyjemne wydarzenia związane z Aresem zaślepiły go. Wpłynęły na jego osąd dotyczący całej rodziny pochodzącej z Yorku. A przecież ród ten posiadał także innych członków, z którymi konwersowało się nad wyraz przyjemnie. Miał nadzieję, że Calypso nie odczuła jego wcześniejszego, chłodniejszego traktowania zbyt osobiście, wpadkę na koncercie mógł spróbować zadośćuczynić jej choćby dziś.
- Owszem, muszę przyznać, że i mnie oczarowały smakiem. Zawsze przepadałem za wiśniami w czekoladzie, ale te były doprawdy wyborne. Lady Nott naprawdę przeszła samą siebie pod każdym względem w kwestii organizacji tegorocznego sabatu. - również w kwestii zatrudnienia kucharzy. - Będę musiał napisać do niej list z podziękowaniem za tę szampańską zabawę - zdradził jej jeszcze. Odchrząknął lekko zakłopotany słysząc o tym, że uniemożliwił jej podjęcie próby odgadnięcia jego tożsamości. Cóż, w tamtym momencie ważniejszym wydało mu się przeproszenie kobiety za wpadnięcie na nią, zamiast trzymać się swojego przebrania i oczekiwać, że lady podejmie wyzwanie i spróbuje rozpoznać, kto kryje się za maską.
- Niestety, czasu cofnąć nie mogę. Ale... - urwał, sięgając ponownie po swoją maskę i przykładając ją na moment do twarzy. - jak lady sądzi, dałaby radę mnie tak rozpoznać? - do tej pory miał szczęście, lady Lestrange którą prosił wcześniej do tańca nie potrafiła odgadnąć kto porwał ją do tańca. Wiedziała tylko, że nie był to jej mąż. Przynajmniej do momentu, aż Burke sam się ujawnił.
Mężczyzna zerknął jeszcze pobieżnie za oddalającym się znajomym, zaraz jednak ponownie całą swoją uwagę skupiając na stojącej przed nim kobiecie. Skinął jej lekko głową, wyrażając w ten sposób ukontentowanie, że nie chowała urazy za ten drobny wypadek.
- Nie zwykłem zawiązywać nowych umów biznesowych podczas zabawy. Opowiadałem jednak przyjacielowi o planach, dotyczących jednego z naszych lokali - streścił jej krótko. Nie spodziewał się raczej, by i ona chciała o tym słuchać, choć gdyby jednak wyraziła takie życzenie, był gotów je spełnić.
- Myślę, że takie wpadnięcie zaliczyć należałoby do tych raczej mile widzianych - odpowiedział jej bez skrępowania. Lubił, kiedy kobiety potrafiły powiedzieć, co miały na myśli. Czasy, kiedy zabawiał się gonieniem skrytych cnotek, chowających się po kątach sali, minęły już dawno temu. Konwersacja z Calypso była pewnego rodzaju miłym zaskoczeniem. Burke pozwolił, aby nieprzyjemne wydarzenia związane z Aresem zaślepiły go. Wpłynęły na jego osąd dotyczący całej rodziny pochodzącej z Yorku. A przecież ród ten posiadał także innych członków, z którymi konwersowało się nad wyraz przyjemnie. Miał nadzieję, że Calypso nie odczuła jego wcześniejszego, chłodniejszego traktowania zbyt osobiście, wpadkę na koncercie mógł spróbować zadośćuczynić jej choćby dziś.
- Owszem, muszę przyznać, że i mnie oczarowały smakiem. Zawsze przepadałem za wiśniami w czekoladzie, ale te były doprawdy wyborne. Lady Nott naprawdę przeszła samą siebie pod każdym względem w kwestii organizacji tegorocznego sabatu. - również w kwestii zatrudnienia kucharzy. - Będę musiał napisać do niej list z podziękowaniem za tę szampańską zabawę - zdradził jej jeszcze. Odchrząknął lekko zakłopotany słysząc o tym, że uniemożliwił jej podjęcie próby odgadnięcia jego tożsamości. Cóż, w tamtym momencie ważniejszym wydało mu się przeproszenie kobiety za wpadnięcie na nią, zamiast trzymać się swojego przebrania i oczekiwać, że lady podejmie wyzwanie i spróbuje rozpoznać, kto kryje się za maską.
- Niestety, czasu cofnąć nie mogę. Ale... - urwał, sięgając ponownie po swoją maskę i przykładając ją na moment do twarzy. - jak lady sądzi, dałaby radę mnie tak rozpoznać? - do tej pory miał szczęście, lady Lestrange którą prosił wcześniej do tańca nie potrafiła odgadnąć kto porwał ją do tańca. Wiedziała tylko, że nie był to jej mąż. Przynajmniej do momentu, aż Burke sam się ujawnił.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Calypso liczyła w zasadzie na to, że może uda jej się odpowiednie towarzystwo przyciągnąć, a odpowiednie odstraszyć, dając właśnie świadectwo tego, że jest rodu Carrow. Nie wszyscy ich lubili, za dość liberalne podejście w kwestiach wojny. Nie pchali się na front — a przynajmniej nie ona i Ares, bo Icar, gdyby mógł, to najpewniej sam własnoręcznie brałby udział w każdym wydarzeniu. W połączeniu z poglądami ich ojca ci dwaj stanowili dość mocny skręt w stronę rycerzy, podczas gdy Calypso i Ares byli głosem rozsądku. Ojciec nie raz wspominał, że to może właśnie takie podejście sprawia, że do Calypso nie ustawiają się kolejki adoratorów. A może to była jedynie sugestia, że sama Calypso powinna nieco przychylniej spoglądać na niektórych młodzieńców. Ale jej się nie spieszyło, bo wierzyła, że przyjdzie odpowiedni mężczyzna w odpowiednim czasie, ale również o odpowiednim podejściu do życia. Calypso niejednego mężczyzna potrafiła pokonać w pojedynku, co mogło onieśmielać. Podobnie jak jej dość odważne przekonania. I chociaż nigdy nie wystąpiłaby przeciwko rodzinie, a i wiedziała doskonale jaką szkodą dla społeczności są mugole i mugolaki, to rzeczywiście wydawała się przyjemnie zaskoczona, gdy lord Burke nie zbył jej byle gadką. Aż uśmiechnęła się szerzej, gdy nie potraktował jej jak bezrozumnej kobiety. Ale potrafiła też czytać między słowami, pozwalając również siebie poznać z nieco odważniejszej strony.
- Planujecie rozbudowę, czy może coś zupełnie nowego? - Delikatnie przekrzywiła głowę, nim pociągnęła dalej. - Oczywiście nie musisz mi teraz odpowiadać na to pytanie Lordzie. - Zaakcentowała słowo “teraz”. Czy miałaby może chęć rozmówić się z nim w innych okolicznościach, skoro bal dla niego nie był najlepszą okazją? Ostatecznie bowiem pomimo nieudanych zaręczyn Primrose i Aresa, lady Burke wciąż pozostawała jej dobrą znajomą. Nic więc dziwnego, że mogłaby się zainteresować biznesem rodzinnym. Czy to źle, życzyć innym powodzenia w podejmowanych przedsięwzięciach? Chyba nie. Ich własna hodowla była okazałym biznesem — szkółki, aukcje, nauki jazdy. Oprócz pasji do zwierząt przynosi rodzinie Carrow całkiem spory dorobek.
Lord Burke nie speszył się ani nie obruszył na jej lekką prowokację, gdy wspomniała o wspólnym tańcu, co dodatkowo poprawiło Calypso humor. Nagłe zniknięcie Mathieu, nieco ją zaniepokoiło, bo przeszło jej przez myśl, że może nie chce oficjalnie tańczyć z Lady Yorku. A że Calypso była damą niebywale dumną, nie zamierzała gonić za nikim. Nawet jeśli był to lord Rosier. Bardzo przyjemnie za to rozmawiało jej się z Craigiem, chociaż na dobrą sprawę nie mieli ku temu wcześniej zbyt wielu okazji. Czy rzeczywiście jej brat, a raczej jego zachowanie, mogło rzutować na to, że była traktowana z delikatnym pobłażaniem. A może nawet nie była zauważana?
- Jakby lord mógł spytać w liście również o pochodzenie wiśni lub o przepis na nie, z miłą chęcią również bym się dowiedziała. Chyba nie zachowałby lord takiej informacji dla siebie? - Spojrzała na niego, jakby upewnić się, że nie miał takich intencji, a potem śledziła, jak dłonią przykłada maskę ponownie. - Cóż… myślę, że bym poznała, ale niech będzie moim słodkim sekretem po czym. - Odparła, posyłając mu przeciągłe spojrzenie.
- Planował lord próbować coś jeszcze z bufetu? - Zapytała, kierując wzrok w tamtą stronę. Och wiśnie wciąż zostawiały przyjemny posmak, ale wiedziała, że ich liczba była wyznaczona pod liczbę gości. - Ach właśnie… Może ja lorda zagaduję, a ktoś tam czeka niecierpliwie. - Może i nie była zupełnie nieśmiałą panną, ale ostatecznie też nie zamierzała później wysłuchiwać plotek o tym, jak to lord Burke spóźnił się na rozmowę z jakąś oblubienicą, bo zagadała go Calypso. Lepiej słuchać o innych niż o sobie.
- Planujecie rozbudowę, czy może coś zupełnie nowego? - Delikatnie przekrzywiła głowę, nim pociągnęła dalej. - Oczywiście nie musisz mi teraz odpowiadać na to pytanie Lordzie. - Zaakcentowała słowo “teraz”. Czy miałaby może chęć rozmówić się z nim w innych okolicznościach, skoro bal dla niego nie był najlepszą okazją? Ostatecznie bowiem pomimo nieudanych zaręczyn Primrose i Aresa, lady Burke wciąż pozostawała jej dobrą znajomą. Nic więc dziwnego, że mogłaby się zainteresować biznesem rodzinnym. Czy to źle, życzyć innym powodzenia w podejmowanych przedsięwzięciach? Chyba nie. Ich własna hodowla była okazałym biznesem — szkółki, aukcje, nauki jazdy. Oprócz pasji do zwierząt przynosi rodzinie Carrow całkiem spory dorobek.
Lord Burke nie speszył się ani nie obruszył na jej lekką prowokację, gdy wspomniała o wspólnym tańcu, co dodatkowo poprawiło Calypso humor. Nagłe zniknięcie Mathieu, nieco ją zaniepokoiło, bo przeszło jej przez myśl, że może nie chce oficjalnie tańczyć z Lady Yorku. A że Calypso była damą niebywale dumną, nie zamierzała gonić za nikim. Nawet jeśli był to lord Rosier. Bardzo przyjemnie za to rozmawiało jej się z Craigiem, chociaż na dobrą sprawę nie mieli ku temu wcześniej zbyt wielu okazji. Czy rzeczywiście jej brat, a raczej jego zachowanie, mogło rzutować na to, że była traktowana z delikatnym pobłażaniem. A może nawet nie była zauważana?
- Jakby lord mógł spytać w liście również o pochodzenie wiśni lub o przepis na nie, z miłą chęcią również bym się dowiedziała. Chyba nie zachowałby lord takiej informacji dla siebie? - Spojrzała na niego, jakby upewnić się, że nie miał takich intencji, a potem śledziła, jak dłonią przykłada maskę ponownie. - Cóż… myślę, że bym poznała, ale niech będzie moim słodkim sekretem po czym. - Odparła, posyłając mu przeciągłe spojrzenie.
- Planował lord próbować coś jeszcze z bufetu? - Zapytała, kierując wzrok w tamtą stronę. Och wiśnie wciąż zostawiały przyjemny posmak, ale wiedziała, że ich liczba była wyznaczona pod liczbę gości. - Ach właśnie… Może ja lorda zagaduję, a ktoś tam czeka niecierpliwie. - Może i nie była zupełnie nieśmiałą panną, ale ostatecznie też nie zamierzała później wysłuchiwać plotek o tym, jak to lord Burke spóźnił się na rozmowę z jakąś oblubienicą, bo zagadała go Calypso. Lepiej słuchać o innych niż o sobie.
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|Po tańcach na sali balowej
Wirujące postaci, wiele barw i zapachów sprawiło, że musiała złapać na chwilę oddech i uciec z sali balowej, gdzie aż roiło się od ludzi bawiących się w iście szampańskich humorach. Wyminęła grupkę rozgadanych osób, które głośno komentowały stroje i cicho wkroczyła do wschodniego skrzydła gdzie miała miejsce degustacja najróżniejszych potraw. Dostrzegła w oddali kuzyna w towarzystwie kobiety, choć nie wiedziała, że to Calypso Carrow. Ona unikała Carrowów od kiedy jej zaręczyny zostały rozwiązane przez nestorów. Czuła, że Ares czuje do niej realny uraz, a Calypso praktycznie nie znała, nie miały okazji lepiej się poznać. Pamiętała, że padła propozycja wspólnej jazdy konnej, ale nigdy nie doszło to do skutku, a teraz czy był sens? Nie miała w zwyczaju narzucać się innym, chyba, że miała realnie w tym interes, a lady Carrow raczej nie była zainteresowana pogłębianiem znajomości. Przeniosła wzrok na łakocie jakie wystawiono na obszernym stole zastanawiając się czy chce się na jakieś skusić. Wtedy też kątem oka dostrzegła w swojej okolicy ruch i podniosła spojrzenie by trafić nim na lorda Alberta Rowle. Człowieka, który nie był jej obcy ale nie mogła nazwać go też bliskim znajomym. Był od niej sporo starszy więc to normalne, że nie przebywała często w jego towarzystwie. Teraz jednak nie wiedziała, że to on, ponieważ skrywał swoje oblicze pod maską, a nie znała go na tyle, że pomimo tego rozpoznałaby Alberta od razu. Skłoniła się jak nakazywał obyczaj, a warstwy materiału sukni ponownie rozłożyły się niczym płatki róży wokół smukłej sylwetki kobiety.
-Dobry wieczór, lordzie. - Przywitała się, a następnie wskazała na stół. -Czy jest coś co lord poleca?
Nie było łatwo prowadzić takich rozmów o niczym, gdzie należało się wymieniać frazesami, ale tego dzisiaj oczekiwano od innych, a przecież obiecała bratu, że nie będzie postępować nierozsądnie i z narażeniem nazwiska rodu Burke na szwank. Dopiero teraz dostrzegła tak charakterystyczna laskę z głową wilka, która była nie do pomylenia z nikim innym. Teraz już wiedziała kogo ma przed sobą.
-Lordzie Rowle, dawno się nie widzieliśmy. - Dodała jeszcze już pewniej skoro dostrzegła z kim ma do czynienia.
Wirujące postaci, wiele barw i zapachów sprawiło, że musiała złapać na chwilę oddech i uciec z sali balowej, gdzie aż roiło się od ludzi bawiących się w iście szampańskich humorach. Wyminęła grupkę rozgadanych osób, które głośno komentowały stroje i cicho wkroczyła do wschodniego skrzydła gdzie miała miejsce degustacja najróżniejszych potraw. Dostrzegła w oddali kuzyna w towarzystwie kobiety, choć nie wiedziała, że to Calypso Carrow. Ona unikała Carrowów od kiedy jej zaręczyny zostały rozwiązane przez nestorów. Czuła, że Ares czuje do niej realny uraz, a Calypso praktycznie nie znała, nie miały okazji lepiej się poznać. Pamiętała, że padła propozycja wspólnej jazdy konnej, ale nigdy nie doszło to do skutku, a teraz czy był sens? Nie miała w zwyczaju narzucać się innym, chyba, że miała realnie w tym interes, a lady Carrow raczej nie była zainteresowana pogłębianiem znajomości. Przeniosła wzrok na łakocie jakie wystawiono na obszernym stole zastanawiając się czy chce się na jakieś skusić. Wtedy też kątem oka dostrzegła w swojej okolicy ruch i podniosła spojrzenie by trafić nim na lorda Alberta Rowle. Człowieka, który nie był jej obcy ale nie mogła nazwać go też bliskim znajomym. Był od niej sporo starszy więc to normalne, że nie przebywała często w jego towarzystwie. Teraz jednak nie wiedziała, że to on, ponieważ skrywał swoje oblicze pod maską, a nie znała go na tyle, że pomimo tego rozpoznałaby Alberta od razu. Skłoniła się jak nakazywał obyczaj, a warstwy materiału sukni ponownie rozłożyły się niczym płatki róży wokół smukłej sylwetki kobiety.
-Dobry wieczór, lordzie. - Przywitała się, a następnie wskazała na stół. -Czy jest coś co lord poleca?
Nie było łatwo prowadzić takich rozmów o niczym, gdzie należało się wymieniać frazesami, ale tego dzisiaj oczekiwano od innych, a przecież obiecała bratu, że nie będzie postępować nierozsądnie i z narażeniem nazwiska rodu Burke na szwank. Dopiero teraz dostrzegła tak charakterystyczna laskę z głową wilka, która była nie do pomylenia z nikim innym. Teraz już wiedziała kogo ma przed sobą.
-Lordzie Rowle, dawno się nie widzieliśmy. - Dodała jeszcze już pewniej skoro dostrzegła z kim ma do czynienia.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Bal nabierał rozpędu niczym czarny koń w biegu, który z wiatrem nie miał sobie równych. Odprowadzając żonę w to skrzydło rezydencji lady Nott, zatrzymał się na kilka krótkich chwil, aby zamienić dosłownie dwa, może trzy zdania z jednym z ostatnich jego gości. Lord z zaprzyjaźnionego rodu wydawał się być głęboko poruszony własnymi sukcesami w trakcie polowania w lasach Delamere do tego stopnia, że dostrzegając charakterystyczną poprzez utykanie sylwetkę Alberta, przywitał go z szerokimi ramionami, następnie od razu przedstawiając swoim towarzyszom poruszającą historię o czerwonym jeleniu, którego to zestrzelił jednym ledwie bełtem. Był to fałsz, potrzebował co najmniej czterech, ale sir Rowle nie powiedział prawdy, odsłaniając tylko białe zęby w górę w nieco cynicznym uśmiechu, który już do niego przylgnął przed laty. Gdy rozmowa skończyła się, tak przystał na chwilę, w dłoni dzierżąc kryształ wypełniony przy dnie ciemnobursztynową brandy o posmakach karmelu i wytrawnej gorzkiej czekolady, gdy to obok siebie usłyszał kobiecy głos. Nie odwrócił wzroku, nie spojrzał w tamtą stronę, nie rozpoznał tej barwy.
— Polecam spytać kucharza, ja nim nie jestem — odpowiedział spokojnie, dopiero potem bursztynowym spojrzeniem spoglądając na niższą kobietę w granacie.
Zmrużył brew, wzrokiem podążając po lichej masce stworzonej z motyli, która gościła na twarzy jego towarzyszki. Być może rozmawiali już wcześniej, może nawet zdążył przyglądać się jej soczystemu ciału skrywanym pod elegancką suknią.
— Proszę mi wybaczyć, nie kojarzę — kącik ust uniósł w górę, lecz próżno było szukać w nim pokory, wyświechtane formułki wpisane były w szlacheckie obyczaje. — W pewnym wieku w pamięci zostają już tylko piękne kobiety — nie był starcem, lecz dla tej damy już na pierwszy rzut oka mógłby być ojcem. Delikatna buzia, rumiane policzki i jędrna szyja wyraźnie wskazywały na jej młodość, a on, nie udając, że jest inaczej, zmierzył spojrzeniem również jej ciało, nie zatrzymując się jednak na żadnej krągłości dłużej. Daleko jej było do klasycznych piękności, jasnowłosych kokietek, femme fatale, czy niemych kusicielek. Szeroki nos, kacze usta, piegi, ale za to ponętny biust i wielkie oczy, hipnotyzujące wręcz. W ogólnym rozrachunku mógł jednak o niej zapomnieć, nie należała do grona kobiet, które mamiły jego głowę. Oddalona o kilka stolików Catriona akurat żywo dyskutowała z jakąś damą, a Albert podążył za nią wzrokiem jedynie na krótki moment, zaraz potem wracając do swojej towarzyszki.
— Spotkaliśmy się wcześniej? — w istocie był ciekawy, choć nie spodziewał się, aby takowe spotkanie zostało przez niego wyraźnie zapamiętane. Kobiety rzadko kiedy miały coś szczególnie istotnego do powiedzenia. Może była to przyjaciółka jego żony? Nigdy się tym nie zajmował, aczkolwiek nie kojarzył jej. Na pewno też nie należała do rodu. Normalnie zignorowałby młódkę, lecz byli na sabacie, a etykieta zobowiązywała go do szczególnych zachowań, nawet jeśli bez zawahania się ignorował niektóre jej aspekty. — Co sprowadza młodą damę, do jegomościa, jak ja? — spytał, rozchylając lekko usta, w oczekiwaniu aż odpowie. Towarzystwo kobiet powinno jej bardziej służyć, te wcale nie były daleko.
— Polecam spytać kucharza, ja nim nie jestem — odpowiedział spokojnie, dopiero potem bursztynowym spojrzeniem spoglądając na niższą kobietę w granacie.
Zmrużył brew, wzrokiem podążając po lichej masce stworzonej z motyli, która gościła na twarzy jego towarzyszki. Być może rozmawiali już wcześniej, może nawet zdążył przyglądać się jej soczystemu ciału skrywanym pod elegancką suknią.
— Proszę mi wybaczyć, nie kojarzę — kącik ust uniósł w górę, lecz próżno było szukać w nim pokory, wyświechtane formułki wpisane były w szlacheckie obyczaje. — W pewnym wieku w pamięci zostają już tylko piękne kobiety — nie był starcem, lecz dla tej damy już na pierwszy rzut oka mógłby być ojcem. Delikatna buzia, rumiane policzki i jędrna szyja wyraźnie wskazywały na jej młodość, a on, nie udając, że jest inaczej, zmierzył spojrzeniem również jej ciało, nie zatrzymując się jednak na żadnej krągłości dłużej. Daleko jej było do klasycznych piękności, jasnowłosych kokietek, femme fatale, czy niemych kusicielek. Szeroki nos, kacze usta, piegi, ale za to ponętny biust i wielkie oczy, hipnotyzujące wręcz. W ogólnym rozrachunku mógł jednak o niej zapomnieć, nie należała do grona kobiet, które mamiły jego głowę. Oddalona o kilka stolików Catriona akurat żywo dyskutowała z jakąś damą, a Albert podążył za nią wzrokiem jedynie na krótki moment, zaraz potem wracając do swojej towarzyszki.
— Spotkaliśmy się wcześniej? — w istocie był ciekawy, choć nie spodziewał się, aby takowe spotkanie zostało przez niego wyraźnie zapamiętane. Kobiety rzadko kiedy miały coś szczególnie istotnego do powiedzenia. Może była to przyjaciółka jego żony? Nigdy się tym nie zajmował, aczkolwiek nie kojarzył jej. Na pewno też nie należała do rodu. Normalnie zignorowałby młódkę, lecz byli na sabacie, a etykieta zobowiązywała go do szczególnych zachowań, nawet jeśli bez zawahania się ignorował niektóre jej aspekty. — Co sprowadza młodą damę, do jegomościa, jak ja? — spytał, rozchylając lekko usta, w oczekiwaniu aż odpowie. Towarzystwo kobiet powinno jej bardziej służyć, te wcale nie były daleko.
Dziady, duchy, rody nasze prosimy, prosimy
Do wieczerzy, miejsca, ognie palimy, palimy
I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy, ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły, mówiły
Albert Rowle
Zawód : zarządca terenów łowieckich Delamere
Wiek : 38
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
The more a thing is perfect, the more it feels pleasure and pain.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
-Ma Pan słuszność. -Odpowiedziała nie zrażona tonem głosu Rowla. Nie teraz, nie kiedy jeszcze drink działał i sprawił, że lady Burke nie czuła złości. Poza tym odpowiedź była słuszna choć nieco szorstka. Widziała jak wzrok pod zabudowaną maską ocenia ją niczym klacz na targowisku, za lordem Rowle ciągnęła się opinia i reputacja, nie zmieniało to jednak faktu, że osiągnął wiele w życiu i mógłby swoją wiedzą wesprzeć ambitne plany Primrose, tylko czy będzie miał wolę ku temu. Świat do odważnych należał, a ona zbyt wiele drzwi już otworzyła aby teraz się wycofać i pozwolić by przeciąg je zamknął raz na zawsze. Podjęła jakiś czas temu w głowie decyzję, że przekroczy progi, do których wcześniej żadna arystokratka nie śmiała wejść, zapuka do bram gdzie damie nie wypadało przychodzić bo takie zasady ustalili kiedyś mężczyźni, mężczyźni tacy jak Albert Rowle. Nie chciała z nim jednak toczyć wojny, a zdobyć wiedzę. Słysząc komentarz na temat pięknych kobiet, które zapadają mu w pamięci uśmiechnęła się kącikami ust. -Tym lepiej dla mnie. Czasami lepiej nie być zapamiętaną. - Zdawała sobie sprawę z tego, że nie należała do piękności, daleko jej było do innych dam obecnych na sabacie. Śmiało sama mogła stwierdzić, że jest jedną z bardziej pospolitych kobiet, jeżeli nie zwyczajnie brzydkich, choć teraz używało się stwierdzenia, że należy do grona dam przystojnych czy też mało urodziwych. -Parę razy, kiedy wizytował lord u mojego brata, lorda nestora Burke. - Odpowiedziała tym samym zdradzając swoją tożsamość; nie była rozczarowana, że jej nie poznaje, nie bywali zbyt często na tych samych zabawach czy spotkaniach. Nie wymieniali też więcej słów jak zdawkowe powitania i każde poszło w inną stronę. Różnica ponad dwudziestu lat też miała w tym przypadku niebagatelne znaczenie, co jednak lady Burke nie powstrzymywało. -Jego wiedza. - Odpowiedziała bez ogródek uznając, że skoro nie jest biegła w potyczki słowne, niedopowiedzenia i granie w zasady oraz pozory to przejdzie do sedna sprawy. Czasami to działało na jej korzyść, ponieważ druga strona nie spodziewała się takiego zachowania. -Zajmuje się lord terenami łownymi, jest ich zarządcą więc zna również zasady organizowania polowań od podszewki. - Wyjawiła już powód tego dlaczego go zaczepiła na sabacie rozpoznając w paru szczegółach z kim ma do czynienia. -Czy podzieliłby się lord wskazówkami jak najlepiej zorganizować polowanie, na co zwrócić w szczególności uwagę?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Oczywiście lord nestor Burków, szanowny lord Burke, był Albertowi znany. Zbliżony wiek, stosunkowo neutralne relacje rodowe, czy też zbliżone korzenie, oznaczały więcej sposobności do wspólnie wypalonych cygar i wychylonych kielichów pełnych whisky. Potrzebował jednak sekundy dłużej, aby skojarzyć, ile sióstr właściwie miał Edgar. W końcu osoba wróciła w pamięć. Debiutująca chyba parę lat temu? A może minęło ich więcej? Lady Primrose Burke. Młodziutka, niedokształcona, niekokieteryjna. Słaba z takiej ozdoba, a słuchać jej słów nie było przecież potrzeby. Uśmiechnął się jednak krótko, kiwając następnie głową w tym niemym przywitaniu.
Sądziłby, że powód tej rozmowy będzie zgoła inny. Jeśli chciała umilić mu czas, tak trzepot rzęs i wdzięczenie się byłoby najlepszą tego formą, jednakże pragnęła rozmowy, która miała wyniknąć z jego wiedzy. Uniósł wyżej brwi, czego z pewnością nie było widać spod maski pantalone, której budowa miała wskazywać zresztą według tradycji na doświadczenie. Nie bez powodu wybrał ją, poważna, pasująca do silnego mężczyzny.
— Wiedza? — dopytał, zanim ta przeszła dalej w swej wypowiedzi. Jakiej to wiedzy mogła pragnąć młoda dama, której zapewne bliżej było do sztuki niż broni? Nie spodziewał się, że w istocie to polowania przyciągną do niego Primrose. Temat, który kobietom takim jak winnym być obcym w opinii lorda Rowle. Tolerował młode zielarki, wdowy i łowczynie, tolerował stateczne żony, które z pomocą mężów trzymały łuk lub kuszę, a potem, również z ich pomocą celując, strzelały bełtem prosto w tuszę kaczki. Prawdziwe polowania, takie gdzie, konie gnały przez błoto, a wilki drżały w grotach, to było męską zabawą, gdzie krucha młódka nie znalazłaby sobie miejsca.
Z kielicha upił łyk ostrej brandy, a następnie pierwszy raz w trakcie tej rozmowy odwrócił wzrok całkowicie na swoją towarzyszkę i zatrzymał tam spojrzenie. Oczekiwała wskazówek, lecz jakich? Przez maskę nie sposób było znaleźć jego brwi, ale musiała wyraźnie dostrzec, jak cynicznie patrzył w jej stronę, jak dopiero wtedy zauważał jej obecność, lecz nie z przyjemnością, nie ze słodkością, a z politowaniem, bo zły cel obrała na podobne pytania. Powinna wiedzieć lepiej, powinna rozumieć.
— Przyjęciami i kolacjami wieńczącymi polowania zajmuje się moja żona, lady Catriona. To w jej geście leży również dbałość o kobiety, gdy męskie grono rusza w las. Jestem przekonany, że wyjaśni nurtujące kwestie lepiej, a także odpowie na wątpliwości — z przelatującej obok tacy pochwycił jednak kieliszek szampana, który następnie wręczył młodej damie. Nie zamierzał jej wychowywać, bo nie była ani jego córką, ani żoną, ani nawet kochanicą, ale skoro już znalazła się obok, mogła umilić mu ten krótki moment, odsłonić szyję, gdy uniesie kieliszek szampana i przechyli go do ust. Jednocześnie nie zamierzał bawić jej swoim towarzystwem, pozostając obojętnym na słowa kobiety.
— Czemu zwracasz się do mnie z tym pytaniem, lady Burke? — przechylił szklanicę lekko jej stronę, aby niemo wznieść toast, jedynie gestem wskazać, że to czyni.
Sądziłby, że powód tej rozmowy będzie zgoła inny. Jeśli chciała umilić mu czas, tak trzepot rzęs i wdzięczenie się byłoby najlepszą tego formą, jednakże pragnęła rozmowy, która miała wyniknąć z jego wiedzy. Uniósł wyżej brwi, czego z pewnością nie było widać spod maski pantalone, której budowa miała wskazywać zresztą według tradycji na doświadczenie. Nie bez powodu wybrał ją, poważna, pasująca do silnego mężczyzny.
— Wiedza? — dopytał, zanim ta przeszła dalej w swej wypowiedzi. Jakiej to wiedzy mogła pragnąć młoda dama, której zapewne bliżej było do sztuki niż broni? Nie spodziewał się, że w istocie to polowania przyciągną do niego Primrose. Temat, który kobietom takim jak winnym być obcym w opinii lorda Rowle. Tolerował młode zielarki, wdowy i łowczynie, tolerował stateczne żony, które z pomocą mężów trzymały łuk lub kuszę, a potem, również z ich pomocą celując, strzelały bełtem prosto w tuszę kaczki. Prawdziwe polowania, takie gdzie, konie gnały przez błoto, a wilki drżały w grotach, to było męską zabawą, gdzie krucha młódka nie znalazłaby sobie miejsca.
Z kielicha upił łyk ostrej brandy, a następnie pierwszy raz w trakcie tej rozmowy odwrócił wzrok całkowicie na swoją towarzyszkę i zatrzymał tam spojrzenie. Oczekiwała wskazówek, lecz jakich? Przez maskę nie sposób było znaleźć jego brwi, ale musiała wyraźnie dostrzec, jak cynicznie patrzył w jej stronę, jak dopiero wtedy zauważał jej obecność, lecz nie z przyjemnością, nie ze słodkością, a z politowaniem, bo zły cel obrała na podobne pytania. Powinna wiedzieć lepiej, powinna rozumieć.
— Przyjęciami i kolacjami wieńczącymi polowania zajmuje się moja żona, lady Catriona. To w jej geście leży również dbałość o kobiety, gdy męskie grono rusza w las. Jestem przekonany, że wyjaśni nurtujące kwestie lepiej, a także odpowie na wątpliwości — z przelatującej obok tacy pochwycił jednak kieliszek szampana, który następnie wręczył młodej damie. Nie zamierzał jej wychowywać, bo nie była ani jego córką, ani żoną, ani nawet kochanicą, ale skoro już znalazła się obok, mogła umilić mu ten krótki moment, odsłonić szyję, gdy uniesie kieliszek szampana i przechyli go do ust. Jednocześnie nie zamierzał bawić jej swoim towarzystwem, pozostając obojętnym na słowa kobiety.
— Czemu zwracasz się do mnie z tym pytaniem, lady Burke? — przechylił szklanicę lekko jej stronę, aby niemo wznieść toast, jedynie gestem wskazać, że to czyni.
Dziady, duchy, rody nasze prosimy, prosimy
Do wieczerzy, miejsca, ognie palimy, palimy
I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy, ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły, mówiły
Albert Rowle
Zawód : zarządca terenów łowieckich Delamere
Wiek : 38
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
The more a thing is perfect, the more it feels pleasure and pain.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Ozdoba, lalka, matka, żona - tym miały być, przynajmniej w oczach niektórych. W oczach takich osób jak lord Rowle, który patrzył na kobietę przez pryzmat jej urody nie zaś innych aspektów, które mogły być równie pociągające. Jednakże niekiedy ciasne umysły nie potrafiły się otworzyć na inne możliwości, ale były potrzebne by te otwarte mogły się rozwijać. Usłyszała zaskoczenie w głosie czarodzieja, ale zachowała spokojny wyraz twarzy nie zdradzający jej myśli ani spostrzeżeń. Wdzięczenie się i trzepot rzęs nie leżał w naturze lady Burke co raczej większość wiedziała, byli Burke, a to już samo w sobie mówiło jasno do czego ród przykładał ten nacisk w wychowaniu swoich potomków. Byli dzikimi dziećmi Durham i choć przebywali w miejscu takim jak to, ubrani elegancko i z gustem tak w ich spojrzeniach, twardszej nucie w barwie głosu oraz ruchach dało się dostrzec ujarzmioną dzikość; tylko na chwilę.
Drgnął jej kącik ust kiedy usłyszała uwagi na temat przygotowań do polowania, które powinna robić kobieta. Czegóż mogła się spodziewać po mężczyźnie takim jak Albert Rowle, o którym mówiono, że jest szorstki w obyciu i chyba nawet doszły ją słuchy o jakimś pojedynku na sabacie, ale tego już nie była tak pewna. Teraz jednak widziała dwoje oczu, które patrzyła raz na nią z politowaniem a raz chyba nawet z kpiną. Jednak Primrose już nie pierwszy raz widziała takie spojrzenia, choć byłoby kłamstwem gdyby powiedziała, że nie robiły na niej wrażenia. Nadal musiała zmagać się z poczuciem niepewności kiedy taki wzrok napotkała, musiała walczyć z własną chęcią poddania się i uznania, że walka z wiatrakami od samego początku była skazana na niepowodzenie. Jednak nie nazywałaby się Primrose Edith Burke gdyby nie chwyciła byka za rogi. Dziś tym bykiem był Albert Rowle.
-Nie pytam o przyjęcie, lordzie Rowle. Nie ośmieliłabym się zajmować pana cennego czasu takimi błahostkami. - Odpowiedziała przyjmując od niego kieliszek szampana, nie domyślając się, że nie było w tym geście ani odrobiny galanterii, tylko chłodna kalkulacja. -Pytam o przygotowanie prawdziwego polowania. Gonitwy, z ogarami, za zwierzyną. - Podkreśliła każde słowo aby nie miał wątpliwości, że wie o co pyta. -Czyż to nie oczywiste, lordzie? Zamierzamy w Durham zorganizować polowanie. Porą zimową. - Uśmiechnęła się jednym kącikiem warg unosząc ponownie kieliszek do ust.
|zt
Drgnął jej kącik ust kiedy usłyszała uwagi na temat przygotowań do polowania, które powinna robić kobieta. Czegóż mogła się spodziewać po mężczyźnie takim jak Albert Rowle, o którym mówiono, że jest szorstki w obyciu i chyba nawet doszły ją słuchy o jakimś pojedynku na sabacie, ale tego już nie była tak pewna. Teraz jednak widziała dwoje oczu, które patrzyła raz na nią z politowaniem a raz chyba nawet z kpiną. Jednak Primrose już nie pierwszy raz widziała takie spojrzenia, choć byłoby kłamstwem gdyby powiedziała, że nie robiły na niej wrażenia. Nadal musiała zmagać się z poczuciem niepewności kiedy taki wzrok napotkała, musiała walczyć z własną chęcią poddania się i uznania, że walka z wiatrakami od samego początku była skazana na niepowodzenie. Jednak nie nazywałaby się Primrose Edith Burke gdyby nie chwyciła byka za rogi. Dziś tym bykiem był Albert Rowle.
-Nie pytam o przyjęcie, lordzie Rowle. Nie ośmieliłabym się zajmować pana cennego czasu takimi błahostkami. - Odpowiedziała przyjmując od niego kieliszek szampana, nie domyślając się, że nie było w tym geście ani odrobiny galanterii, tylko chłodna kalkulacja. -Pytam o przygotowanie prawdziwego polowania. Gonitwy, z ogarami, za zwierzyną. - Podkreśliła każde słowo aby nie miał wątpliwości, że wie o co pyta. -Czyż to nie oczywiste, lordzie? Zamierzamy w Durham zorganizować polowanie. Porą zimową. - Uśmiechnęła się jednym kącikiem warg unosząc ponownie kieliszek do ust.
|zt
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 02.12.21 21:39, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Odpis dla Calypso
Powszechne przekonanie, jakoby miejsce kobiety było jedynie na salonach oraz w sypialni, było przez samych Burke'ów tępione. Nie raz i nie dwa zdarzyło się przecież, że to właśnie kobieta obdarzona została niezwykle błyskotliwym umysłem, że miała większą smykałkę do eliksirów czy run, niż przeciętny mężczyzna. Jego kuzynka Primrose była tego idealnym przykładem. Docenianie intelektu u płci przeciwnej było więc u Craiga czymś zupełnie naturalnym. Ba, można powiedzieć wręcz, że nie znosił gdy kobiety zachowywały się jak puste trzpiotki. Samo przebywanie w towarzystwie takowych sprawiało, że zaczynała go boleć głowa. To dlatego nawet nie zbliżał się tego wieczora do debiutantek na sabacie - a w szczególności jednej z nich.
- Rozbudowę, mały remont... trochę zaczyna nam tam brakować miejsca - odpowiedział krótko. Nie było to przecież jakąś tajemnicą. Nie mieli jeszcze nawet nakreślonych planów, architekt oraz projektant dopiero mieli wkroczyć do akcji. Gdy palarnia dopiero powstawała, liczono się z tym, że prędzej czy później będzie tam trochę za ciasno. Ten czas właśnie nadszedł, wbrew temu co insynuował mu kiedyś lord Lestrange, popyt na opium wciąż był bardzo duży, ludzie chętnie odwiedzali tak luksusowe miejsca. Problem pojawiał się w momencie, gdy zbierały się tam tłumy. Co to za przyjemność kisić się w takim tłoku? Gospodarze musieli zadbać o komfort swoich gości - a także o godne warunki dla występujących tam artystów, bo, rzecz jasna, scena także miała zostać zmodernizowana. - Gdy tylko prace dobiegną końca, zaproszę lady na relaksacyjny wieczór z odrobiną muzyki w tle. Co lady na to? - może w ten sposób będzie mógł jeszcze zadośćuczynić jej tę wpadkę na koncercie.
- Mogę spróbować, choć nie jestem pewny, czy lady Nott - albo jej kucharz - będą skłonni podzielić się takim sekretem. - odpowiedział, wyrażając na głos swoje obawy. Gdyby smakołyk ten przygotowywało się z jaką łatwością, z pewnością pozwolono by gościom na delektowanie się im do woli. Bo kto to widział, tak wydzielać zebranym po jednej tylko porcji? Jeśli jednak faktycznie jakimś cudem udałoby mu się zyskać ten przepis, zapewne podzieliłby się nim z lady Carrow. Ale czy od razu? To już nie było tak oczywiste. - O, tu muszę przyznać, że mnie lady odrobinę zaintrygowała. - cóż, nie określiłby siebie samego mianem kogoś, kto całkowicie wtapia się w tłum szlachciców, trudno jednak było również uznać go za jakoś wybitnie wyróżniającego się na tle innych. Co też bystre oko Calypso wypatrzyło w zamaskowanej postaci lorda Burke, że odgadłaby kim jest?
Słysząc kolejne z jej pytań, zaprezentował jej swój talerzyk, który udało mu się wcześniej uratować podczas tego lekkiego zderzenia. Ślimak, który na nim leżał, może nie wyglądał na największy przysmak świata, Burke jednak wiedział, że w istocie był to prawdziwy rarytas. - Są dużo bardziej popularne we Francji niż u nas. Gościłaś może lady w którymś w pałacyków nad Loarą albo Sekwaną? - zapytał z ciekawości. Sam regularnie przez ponad dekadę żył wśród francuskiej szlachty. Były to szczęśliwsze, beztroskie lata, które wspominał z nostalgią. Chociaż i dziś przecież nie mógł narzekać.
- Ależ skąd, nie jestem z nikim umówiony - niestety. Odrobinę żałował, że pomimo iż minął już kolejny rok, on nie był w stanie pojawić się na uroczystości z jakąś damą u boku. Nie miał może takiego parcia na ożenek, jak to oczekiwałaby jego matka, musiał jednak przyznać, że momentami stan kawalerski już go męczył - Ale może to ja zajmuję lady czas, a gdzieś tam ktoś czeka na twoją uwagę, pani? - przecież widywano ją wcale nierzadko z lordem Rosierem...
Powszechne przekonanie, jakoby miejsce kobiety było jedynie na salonach oraz w sypialni, było przez samych Burke'ów tępione. Nie raz i nie dwa zdarzyło się przecież, że to właśnie kobieta obdarzona została niezwykle błyskotliwym umysłem, że miała większą smykałkę do eliksirów czy run, niż przeciętny mężczyzna. Jego kuzynka Primrose była tego idealnym przykładem. Docenianie intelektu u płci przeciwnej było więc u Craiga czymś zupełnie naturalnym. Ba, można powiedzieć wręcz, że nie znosił gdy kobiety zachowywały się jak puste trzpiotki. Samo przebywanie w towarzystwie takowych sprawiało, że zaczynała go boleć głowa. To dlatego nawet nie zbliżał się tego wieczora do debiutantek na sabacie - a w szczególności jednej z nich.
- Rozbudowę, mały remont... trochę zaczyna nam tam brakować miejsca - odpowiedział krótko. Nie było to przecież jakąś tajemnicą. Nie mieli jeszcze nawet nakreślonych planów, architekt oraz projektant dopiero mieli wkroczyć do akcji. Gdy palarnia dopiero powstawała, liczono się z tym, że prędzej czy później będzie tam trochę za ciasno. Ten czas właśnie nadszedł, wbrew temu co insynuował mu kiedyś lord Lestrange, popyt na opium wciąż był bardzo duży, ludzie chętnie odwiedzali tak luksusowe miejsca. Problem pojawiał się w momencie, gdy zbierały się tam tłumy. Co to za przyjemność kisić się w takim tłoku? Gospodarze musieli zadbać o komfort swoich gości - a także o godne warunki dla występujących tam artystów, bo, rzecz jasna, scena także miała zostać zmodernizowana. - Gdy tylko prace dobiegną końca, zaproszę lady na relaksacyjny wieczór z odrobiną muzyki w tle. Co lady na to? - może w ten sposób będzie mógł jeszcze zadośćuczynić jej tę wpadkę na koncercie.
- Mogę spróbować, choć nie jestem pewny, czy lady Nott - albo jej kucharz - będą skłonni podzielić się takim sekretem. - odpowiedział, wyrażając na głos swoje obawy. Gdyby smakołyk ten przygotowywało się z jaką łatwością, z pewnością pozwolono by gościom na delektowanie się im do woli. Bo kto to widział, tak wydzielać zebranym po jednej tylko porcji? Jeśli jednak faktycznie jakimś cudem udałoby mu się zyskać ten przepis, zapewne podzieliłby się nim z lady Carrow. Ale czy od razu? To już nie było tak oczywiste. - O, tu muszę przyznać, że mnie lady odrobinę zaintrygowała. - cóż, nie określiłby siebie samego mianem kogoś, kto całkowicie wtapia się w tłum szlachciców, trudno jednak było również uznać go za jakoś wybitnie wyróżniającego się na tle innych. Co też bystre oko Calypso wypatrzyło w zamaskowanej postaci lorda Burke, że odgadłaby kim jest?
Słysząc kolejne z jej pytań, zaprezentował jej swój talerzyk, który udało mu się wcześniej uratować podczas tego lekkiego zderzenia. Ślimak, który na nim leżał, może nie wyglądał na największy przysmak świata, Burke jednak wiedział, że w istocie był to prawdziwy rarytas. - Są dużo bardziej popularne we Francji niż u nas. Gościłaś może lady w którymś w pałacyków nad Loarą albo Sekwaną? - zapytał z ciekawości. Sam regularnie przez ponad dekadę żył wśród francuskiej szlachty. Były to szczęśliwsze, beztroskie lata, które wspominał z nostalgią. Chociaż i dziś przecież nie mógł narzekać.
- Ależ skąd, nie jestem z nikim umówiony - niestety. Odrobinę żałował, że pomimo iż minął już kolejny rok, on nie był w stanie pojawić się na uroczystości z jakąś damą u boku. Nie miał może takiego parcia na ożenek, jak to oczekiwałaby jego matka, musiał jednak przyznać, że momentami stan kawalerski już go męczył - Ale może to ja zajmuję lady czas, a gdzieś tam ktoś czeka na twoją uwagę, pani? - przecież widywano ją wcale nierzadko z lordem Rosierem...
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wychodziło więc na to, że ród Burke, miał dość podobne poglądy do tego, jaki przewodził rodzinie Carrow. Ci również nie tępili pragnienia nauki u kobiet, co objawiało się tym, że Calypso dość dobrze poznała malarzy i ich historie. Ale również literatura Grecji, chociażby i czytana w klasycznej łacinie. Calypso lubiła się uczyć i miała szczerą nadzieję, że jeśli zostanie wydana kiedyś za mąż, to jej małżonek nie będzie stawał na jej drodze do nauki i poznawania. Jeśli bowiem, ktoś pragnął jej za ozdóbkę, to najpewniej byłby dość mocno zawiedziony, gdy niecierpliwiłaby się lub stawała w obronie swoich własnych przekonań. Nie była bowiem stworzona do tego, by być dodatkiem. Dość mocne podejście, jak na kogoś, kto nie miał w zasadzie zbyt wiele do powiedzenia przez pryzmat płci.
Skinęła więc głową, gdy wyjaśnił jej, co jest do planowania.
- Zazwyczaj co prawda zajmuje się malowaniem dość artystycznym, jednak gdyby lord pragnął szkiców wnętrza i aranżacji, to mogę pomóc dobrać kolory lub na papierze pokazać, jak się coś będzie prezentować. - Zaproponowała, bo wszak nigdy nie wiadomo, gdy jej zdolności mogą się przydać. Sławy, jako malarka nie zdobywa się bowiem ot tak, a na zostanie sławną po śmierci, jak wielu twórców, z pewnością jej nie satysfakcjonowało. Wolała więc być może dość nieskromnie, czasem przypomnieć o sobie, chociaż już kilka razy wykonywała obrazy oraz portrety dla dość ważnych osób.
- Ale sam wieczór brzmi równie przyjemnie. - Przyznała, bo przecież o palarni opium słyszała wiele dobrego. Sama była tam jedynie raz, na rzeczonym koncercie Primrose. Co prawda w tym momencie musiała wspomnieć dość przedziwne wydarzenie i z miejsca podzielić się tą myślą z lordem Burke.
- Podczas koncertu został mi podany drink, który przywoływał niezbyt przyjemne wspomnienia. Tego chciałabym uniknąć. - Zaznaczyła, nie precyzując, co to były za wspomnienia. O tych myślach nie wiedział nikt oprócz jej najbliższej rodziny. Nigdy z nikim nie podzielili się bowiem mrocznym sekretem, który gdyby wyszedł na jaw, mógłby kłaść się cieniem na ewentualnym zamążpójściu Calypso.
Westchnęła na poły żartobliwie, na poły prawdziwie zmartwiona, że nie dowie się, jaki był przepis na wiśnie, ale cóż… być może za ich wyjątkowością przemawiał fakt, że mogła ich spróbować jedynie raz w roku?
- Sam Lord rozumie, to tajna broń każdej kobiety, by zapadać w pamięć. - Uśmiechnęła się niewinnie, zupełnie jakby lekko go nie kokietowała. - Ale może kiedyś wyjawię lordowi ten sekret. - Dodała, żeby nie wyjść na zupełną jędzę. Ot lekko jedynie rozbudzić jego ciekawość chciała.
- We Francji nie miałam okazji być, chociaż dość biegle posługuję się tym językiem. Opowie mi lord, jak tam jest? Mogę odwdzięczyć się czymś ze śródziemnomorskich stron. Bywałam bowiem w Grecji. - Imiona wszystkich młodych następców spuścizny rodu Carrow nawiązywały bowiem do klasycznych greckich dzieł, więc można się domyślić, że gdy niektórzy czarodzieje spacerowali nad Sekwaną, ród Carrow grzał się nad egejskim morzem. I znów zapaliła się w Calypso ta iskierka ciekawości. Część jej rodziny pobierała naukę we Francji, ale podróż tam, jako dorosły czarodziej, to była nieco inna kwestia.
- Przybyłam dziś z moim bratem, jednak ten zniknął mi z oczu jakiś czas temu, więc po przetańczeniu nieco na parkiecie, snułam się nieco bez celu. A przynajmniej do momentu, gdy nie zaczęłam z lordem rozmawiać. Wieczór z miejsca stał się przyjemniejszy. - Mathieu? Obiecał, że później ją znajdzie, ale czemu zostawił ją w pierwszej kolejności?
Skinęła więc głową, gdy wyjaśnił jej, co jest do planowania.
- Zazwyczaj co prawda zajmuje się malowaniem dość artystycznym, jednak gdyby lord pragnął szkiców wnętrza i aranżacji, to mogę pomóc dobrać kolory lub na papierze pokazać, jak się coś będzie prezentować. - Zaproponowała, bo wszak nigdy nie wiadomo, gdy jej zdolności mogą się przydać. Sławy, jako malarka nie zdobywa się bowiem ot tak, a na zostanie sławną po śmierci, jak wielu twórców, z pewnością jej nie satysfakcjonowało. Wolała więc być może dość nieskromnie, czasem przypomnieć o sobie, chociaż już kilka razy wykonywała obrazy oraz portrety dla dość ważnych osób.
- Ale sam wieczór brzmi równie przyjemnie. - Przyznała, bo przecież o palarni opium słyszała wiele dobrego. Sama była tam jedynie raz, na rzeczonym koncercie Primrose. Co prawda w tym momencie musiała wspomnieć dość przedziwne wydarzenie i z miejsca podzielić się tą myślą z lordem Burke.
- Podczas koncertu został mi podany drink, który przywoływał niezbyt przyjemne wspomnienia. Tego chciałabym uniknąć. - Zaznaczyła, nie precyzując, co to były za wspomnienia. O tych myślach nie wiedział nikt oprócz jej najbliższej rodziny. Nigdy z nikim nie podzielili się bowiem mrocznym sekretem, który gdyby wyszedł na jaw, mógłby kłaść się cieniem na ewentualnym zamążpójściu Calypso.
Westchnęła na poły żartobliwie, na poły prawdziwie zmartwiona, że nie dowie się, jaki był przepis na wiśnie, ale cóż… być może za ich wyjątkowością przemawiał fakt, że mogła ich spróbować jedynie raz w roku?
- Sam Lord rozumie, to tajna broń każdej kobiety, by zapadać w pamięć. - Uśmiechnęła się niewinnie, zupełnie jakby lekko go nie kokietowała. - Ale może kiedyś wyjawię lordowi ten sekret. - Dodała, żeby nie wyjść na zupełną jędzę. Ot lekko jedynie rozbudzić jego ciekawość chciała.
- We Francji nie miałam okazji być, chociaż dość biegle posługuję się tym językiem. Opowie mi lord, jak tam jest? Mogę odwdzięczyć się czymś ze śródziemnomorskich stron. Bywałam bowiem w Grecji. - Imiona wszystkich młodych następców spuścizny rodu Carrow nawiązywały bowiem do klasycznych greckich dzieł, więc można się domyślić, że gdy niektórzy czarodzieje spacerowali nad Sekwaną, ród Carrow grzał się nad egejskim morzem. I znów zapaliła się w Calypso ta iskierka ciekawości. Część jej rodziny pobierała naukę we Francji, ale podróż tam, jako dorosły czarodziej, to była nieco inna kwestia.
- Przybyłam dziś z moim bratem, jednak ten zniknął mi z oczu jakiś czas temu, więc po przetańczeniu nieco na parkiecie, snułam się nieco bez celu. A przynajmniej do momentu, gdy nie zaczęłam z lordem rozmawiać. Wieczór z miejsca stał się przyjemniejszy. - Mathieu? Obiecał, że później ją znajdzie, ale czemu zostawił ją w pierwszej kolejności?
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Na pewno wezmę to pod uwagę i wspomnę bratu o twojej propozycji, lady - obiecał jej, choć nie był pewny, czy kobieta byłaby w stanie im pomóc. Nie odmawiał jej talentu, absolutnie. Ale choć sam malarzem nie był, jednak znał się na sztuce co nieco - za czasów, gdy jego rodzina nie mogła jeszcze prowadzić swoich interesów aż tak otwarcie, główną przykrywką dla działalności samego Craiga był handel dziełami sztuki właśnie. Aby dodać sobie wiarygodności, musiał zatem znać się na rzeczy. I choć nie dało się zaprzeczyć, iż pomiędzy obiema dziedzinami istniały pewne podobieństwa, aranżacja wnętrza dopasowanego pod bardzo konkretne i specyficzne potrzeby Burke'ów nie miała aż tak wiele wspólnego z malarstwem artystycznym. Obrazy Calypso jednak z pewnością idealnie prezentowałyby się na ścianach, ciesząc oczy odwiedzających prezentacją jej nadzwyczajnego talentu.
Burke wygiął kąciki ust z satysfakcją, gdy uznała zaproszenie na wieczór w palarni za godne zaakceptowania. Zadowolenie to jednak zaraz zniknęło, gdy lady Carrow wspomniała o drinku, który przywołał w jej myślach nieprzyjemne wspomnienia. Odchrząknął, chcąc pozbyć się ewentualnego zakłopotania, które mogłoby zabarwić jego głos - Tak, zdaję sobie sprawę, że tamtego wieczoru było kilka wpadek ze strony obsługi. Odpowiedzialne osoby zostały już pociągnięte do odpowiedzialności. Bez obaw, dopilnuję, aby tym razem obyło się bez takich nieprzyjemności - nie mógł zapomnieć, że w którymś momencie na koncercie zrobiło się zwyczajnie zimno. I to nie tylko jemu, inne osoby przy jego stoliku także zaczęły dygotać, bo jakaś łachudra nie domknęła okna. Tak przynajmniej sądził. I tak naprawdę to nie wszczęli żadnego postępowania, by ustalić kto z obsługi zawinił. Oberwali wszyscy i to tak, że nauczkę tę zapamiętają na długo. Do tej pory nie zdarzył się żaden podobny incydent.
Musiał zawierzyć słowom Calypso. Ciągnięcie jej teraz za język byłoby nieeleganckie, dlatego postanowił pozwolić jej zachować tę tajemnicę. Liczył jednak, że dotrzyma słowa i kiedyś się nią z nim podzieli. Może podczas tego wieczoru w palarni?
- Muszę przyznać, że trudno jest opisać Francję w kilku słowach, ale aby zadowolić twoją osobę, lady, spróbuję. Kuchnia jest zupełnie inna, od ilości gatunków serów i win czasem dwoi i troi się w oczach. Ale przede wszystkim, panuje tam znacznie większy przepych. Od takiej ilości zdobień wnętrz czasem aż boli głowa. Każdy zakątek wspaniałych posiadłości nad Loarą to niemal dzieło sztuki. Naprawdę nigdy nie miałaś okazji tam gościć? Musisz się tam zatem wybrać, lady. Dla artystki takiej jak ty paryskie widoki, francuskie ogrody i feeria kolorów tamtych przyjęć i bankietów będą dla ciebie prawdziwą inspiracją. - poradził jej.
Francja nie była jedynym krajem, który Craigowi zdarzyło się odwiedzić. Trzeba jednak przyznać, że w Grecji nie był, stąd też bardzo chętnie nadstawił ucha, aby wysłuchać co Calypso mogła opowiedzieć mu o tym niezwykłym miejscu. To było trochę niedopatrzenie z jego strony, ale obowiązki nie zawsze pozwalały mu decydować o kierunku swoich podróży.
- Jesteś zbyt uprzejma, lady - skłonił się jej lekko, dziękując tym samym za komplement, którym go obdarowała. - Cieszę się, że mogłem nieco umilić ci ten wieczór. - licho niech zatem porwie Rosiera, Craig nie zamierzał odmawiać sobie interesującego i intrygującego towarzystwa. Skoro lady Carrow i tak przyznała, że snuła się bez celu...
Burke wygiął kąciki ust z satysfakcją, gdy uznała zaproszenie na wieczór w palarni za godne zaakceptowania. Zadowolenie to jednak zaraz zniknęło, gdy lady Carrow wspomniała o drinku, który przywołał w jej myślach nieprzyjemne wspomnienia. Odchrząknął, chcąc pozbyć się ewentualnego zakłopotania, które mogłoby zabarwić jego głos - Tak, zdaję sobie sprawę, że tamtego wieczoru było kilka wpadek ze strony obsługi. Odpowiedzialne osoby zostały już pociągnięte do odpowiedzialności. Bez obaw, dopilnuję, aby tym razem obyło się bez takich nieprzyjemności - nie mógł zapomnieć, że w którymś momencie na koncercie zrobiło się zwyczajnie zimno. I to nie tylko jemu, inne osoby przy jego stoliku także zaczęły dygotać, bo jakaś łachudra nie domknęła okna. Tak przynajmniej sądził. I tak naprawdę to nie wszczęli żadnego postępowania, by ustalić kto z obsługi zawinił. Oberwali wszyscy i to tak, że nauczkę tę zapamiętają na długo. Do tej pory nie zdarzył się żaden podobny incydent.
Musiał zawierzyć słowom Calypso. Ciągnięcie jej teraz za język byłoby nieeleganckie, dlatego postanowił pozwolić jej zachować tę tajemnicę. Liczył jednak, że dotrzyma słowa i kiedyś się nią z nim podzieli. Może podczas tego wieczoru w palarni?
- Muszę przyznać, że trudno jest opisać Francję w kilku słowach, ale aby zadowolić twoją osobę, lady, spróbuję. Kuchnia jest zupełnie inna, od ilości gatunków serów i win czasem dwoi i troi się w oczach. Ale przede wszystkim, panuje tam znacznie większy przepych. Od takiej ilości zdobień wnętrz czasem aż boli głowa. Każdy zakątek wspaniałych posiadłości nad Loarą to niemal dzieło sztuki. Naprawdę nigdy nie miałaś okazji tam gościć? Musisz się tam zatem wybrać, lady. Dla artystki takiej jak ty paryskie widoki, francuskie ogrody i feeria kolorów tamtych przyjęć i bankietów będą dla ciebie prawdziwą inspiracją. - poradził jej.
Francja nie była jedynym krajem, który Craigowi zdarzyło się odwiedzić. Trzeba jednak przyznać, że w Grecji nie był, stąd też bardzo chętnie nadstawił ucha, aby wysłuchać co Calypso mogła opowiedzieć mu o tym niezwykłym miejscu. To było trochę niedopatrzenie z jego strony, ale obowiązki nie zawsze pozwalały mu decydować o kierunku swoich podróży.
- Jesteś zbyt uprzejma, lady - skłonił się jej lekko, dziękując tym samym za komplement, którym go obdarowała. - Cieszę się, że mogłem nieco umilić ci ten wieczór. - licho niech zatem porwie Rosiera, Craig nie zamierzał odmawiać sobie interesującego i intrygującego towarzystwa. Skoro lady Carrow i tak przyznała, że snuła się bez celu...
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie wydawał się przekonany co do jej propozycji. Być może błędnie oceniła jego przekonania, a może jedynie jakimś sposobem odkrył jej niepewność siebie. Oczywiście nie przestała być miła, czy nie zaczęła też zadzierać nosa, czy się obrażać. Uznała jednak, że lord Criag jest zbyt kulturalny, by wprost odmówić jej propozycji, przesuwając nieco środek decyzyjności w kierunku brata. A przecież chciała jedynie przenieść na papier ewentualną wizję wnętrza. Cóż… zostanie w takim razie przy artystycznych dziełach w przyszłości, a obecnie skupi się na tym, by przyjemnie zakończyć rozmowę z lordem Burke, już naprawdę pozostawiając kwestie biznesowe. Nie myślała oczywiście, że lord zrobił to celowo - to ona po prostu wątpiła w siebie w niektórych momentach, gdy nie otrzymywała jasnej odpowiedzi.
- Mylić się jest rzeczą ludzką. - Powiedziała, wiedząc przecież najlepiej, że czasem nawet jej własna służka doprowadza do jakichś głupich pomyłek. Ba, nawet Calypso kilka razy źle oceniła sytuację. - No i wierzę, że nie było to oczywiście intencją niczyją, by tak się wtedy stało, a teraz pod czujnym okiem lorda, do niczego podobnego nie może dojść. - Dodała w taki sposób, by Craig wiedział, że nie dość, że go nie wini za tamtą sytuację, to dodatkowo jeszcze, przy nim będzie czuć się bezpieczna w trakcie odwiedzin w palarni.
- Nigdy nie byłam najlepsza w winach, więc nie pijam ich zbyt wiele, za to muszę przyznać, że sery uwielbiam pod każdą postacią i teraz czuje się jeszcze bardziej zachęcona do podróży do tego kraju. - Wyznała szczerze.- I zdradzę lordowi pewien sekret. Tam, gdzie jest przepych i zbyt duże bogactwo, nie ma zbyt wiele miejsca na wyobraźnię. A jak zapewne lord wie, to właśnie ona, wyobraźnia jest pożywką dla umysłów twórców. Można się tym wszystkim inspirować, ale to właśnie w tych brakach, każdy artysta może doszukać siebie i dołożyć coś. - Podobnie przecież było w sytuacjach damsko-męskich z tego, co opowiadały jej koleżanki. Jeśli chciało się mężczyznę sobą zainteresować, należało jedynie rozbudzić jego ciekawość, by chciał dowiedzieć się więcej sam z siebie. I chociaż Calypso nie wierzyła w jakieś magiczne sposoby na znalezienie miłości, czy podrywy, to jednak miała gdzieś z tyłu głowy właśnie taką informację. - Właśnie dla samej inspiracji chciałabym ją odwiedzić. Gdyby Lord tam ponownie wizytował, proszę o sowę. Może akurat dane nam będzie się spotkać na miejscu. - Powiedziała z lekkim uśmiechem.
Odpowiedziała więc dygnięciem na jego skłon.
- Będę musiała jednak prędzej, czy później odnaleźć brata. Mam nadzieję, że nie wrócił do Sandal Castle naszym powozem — nie wiem, jak stąd w taką zawieruchę trafiłabym znów do domu w York. - Powiedziała, może nieco na wyrost się martwiąc, ale z drugiej strony niemal wszędzie podróżowała rodzinnymi powozami. Teleportacja po nawet odrobinie alkoholu bywała niebezpieczna.
- Mylić się jest rzeczą ludzką. - Powiedziała, wiedząc przecież najlepiej, że czasem nawet jej własna służka doprowadza do jakichś głupich pomyłek. Ba, nawet Calypso kilka razy źle oceniła sytuację. - No i wierzę, że nie było to oczywiście intencją niczyją, by tak się wtedy stało, a teraz pod czujnym okiem lorda, do niczego podobnego nie może dojść. - Dodała w taki sposób, by Craig wiedział, że nie dość, że go nie wini za tamtą sytuację, to dodatkowo jeszcze, przy nim będzie czuć się bezpieczna w trakcie odwiedzin w palarni.
- Nigdy nie byłam najlepsza w winach, więc nie pijam ich zbyt wiele, za to muszę przyznać, że sery uwielbiam pod każdą postacią i teraz czuje się jeszcze bardziej zachęcona do podróży do tego kraju. - Wyznała szczerze.- I zdradzę lordowi pewien sekret. Tam, gdzie jest przepych i zbyt duże bogactwo, nie ma zbyt wiele miejsca na wyobraźnię. A jak zapewne lord wie, to właśnie ona, wyobraźnia jest pożywką dla umysłów twórców. Można się tym wszystkim inspirować, ale to właśnie w tych brakach, każdy artysta może doszukać siebie i dołożyć coś. - Podobnie przecież było w sytuacjach damsko-męskich z tego, co opowiadały jej koleżanki. Jeśli chciało się mężczyznę sobą zainteresować, należało jedynie rozbudzić jego ciekawość, by chciał dowiedzieć się więcej sam z siebie. I chociaż Calypso nie wierzyła w jakieś magiczne sposoby na znalezienie miłości, czy podrywy, to jednak miała gdzieś z tyłu głowy właśnie taką informację. - Właśnie dla samej inspiracji chciałabym ją odwiedzić. Gdyby Lord tam ponownie wizytował, proszę o sowę. Może akurat dane nam będzie się spotkać na miejscu. - Powiedziała z lekkim uśmiechem.
Odpowiedziała więc dygnięciem na jego skłon.
- Będę musiała jednak prędzej, czy później odnaleźć brata. Mam nadzieję, że nie wrócił do Sandal Castle naszym powozem — nie wiem, jak stąd w taką zawieruchę trafiłabym znów do domu w York. - Powiedziała, może nieco na wyrost się martwiąc, ale z drugiej strony niemal wszędzie podróżowała rodzinnymi powozami. Teleportacja po nawet odrobinie alkoholu bywała niebezpieczna.
Calypso Carrow
But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose
should never crave the rose
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Wschodnie skrzydło
Szybka odpowiedź