Wydarzenia


Ekipa forum
Wschodnie skrzydło
AutorWiadomość
Wschodnie skrzydło [odnośnik]23.07.21 21:18
First topic message reminder :

Wschodnie skrzydło

Wysunięta najbardziej na wschód część domu służy najczęściej porannym spotkaniom, kiedy nisko zawieszone słońce niepostrzeżenie wkrada się pomiędzy grube zasłony. Najwytrwalsi goście sabatów i balów u lady Nott mogą podziwiać z tej części posiadłości nadejście jutrzenki. Jedno z wyjść na parterze prowadzi bezpośrednio do zapewniającej więcej prywatności części ogrodów Hampton Court, a niedaleko za nim kolejne drzwi skrywają korytarz kuchenny, z którego raz na jakiś czas wyłaniają się skrzaty domowe i służba. Olbrzymie żyrandole zawieszone są nisko, jednak ich światło dostosowuje się do pory dnia, aby nigdy nie razić przechodnia, a jedynie rozjaśnić mu drogę.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 21:23, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wschodnie skrzydło - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]03.01.22 21:25
Po labiryncie i wątku w salonie popołudniowym

Chwytanie się prozaicznych, balowych rozrywek mogło zapewniać spokój jedynie do pewnego momentu - i tak był to wszak spokój pozorny, odwrócenie własnej uwagi od tego, co mogło dziać się po drugiej stronie rezydencji, w innej sali, innym korytarzu, możliwe, że tuż za rogiem. Krótka rozmowa z Drew, chwila wyrwana z objęć czasu, wyznania, żarty, komplementy i taniec w pokoju przypominającym zaczarowany ogród: wszystko to wprawiło ją w ułudne przekonanie, że wieczór wygląda jak powinien. Ale tak jak upadek z dużej wysokości bolał bardziej od wyskoczenia z parteru, tak moment, w którym na powrót została sama, struta świadomością, że nie może za nim podążyć, że nie jest mu towarzyszką, stał się również momentem, w którym ostatecznie zarzuciła skrupuły.
Snucie się po rezydencji nie sprawiało jej dłużej przyjemności, podobnie bezwartościowe rozmowy, tańce, zagadki. Znalazła sobie zaciszne miejsce w jednym z bocznych skrzydeł, gdzie w otoczeniu deserów i - przede wszystkim - kieliszków mogła doczekać północy, a potem wymknąć się do domu. Piękna blondynka siedząca samotnie od czasu do czasu przyciągała uwagę - wcisnęła się przecież na ten pieprzony Sabat w suknię od Parkinsonów, w obcasy, aksamitne rękawiczki, obrysowała usta soczystą czerwienią, długie rzęsy skryła za maską. Blada skóra, skrząca się drobinami srebra pozostałymi po kadzidle czasem kogoś zainteresowała, ale zbyt była mrukliwa, anonimowa i niechętna rozmowom, by kogokolwiek zatrzymać na dłużej. W ten sposób było wygodniej, bezpieczniej, bo i uzupełniany co rusz kieliszek - pinot noirem, prosecco, ginem, czymkolwiek, co się nawinęło - odebrał Elvirze wiele z elokwencji, powagi, pewnie też i godności, choć póki nie wchodziła z nikim w zbyt bliski kontakt nie sposób było tego zauważyć.
Było jej rozkosznie wszystko jedno. Nie bawiła się dobrze i nie zacznie - a alkohol miast rozwiać gniew i wprawić w przyjemne poczucie otępienia, obrócił tylko skrajne emocje w żal zahaczający o histerię. Przyglądała się parom i grupom dam w wielobarwnych sukniach, przesuwała szczupłe palce po nóżce własnego kieliszka, raz na jakiś czas chichotała nawet subtelnie sama do siebie, rozbawiona jakąś myślą zbyt ulotną, by mogła ją sobie przypomnieć.
Nie stroniła od deserów, ale nie jadła dużo. Tylko gdy przypominała sobie, że nie powinna wyłącznie pić przez całą noc, przysuwała sobie talerzyk z co bardziej wykwintnie wyglądającymi potrawami - bo dlaczego nie? Skoro już tutaj była, mogła przynajmniej zjeść za darmo.

Działające kadzidło: Krew Wili
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame


Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 03.01.22 22:33, w całości zmieniany 1 raz
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]03.01.22 21:28
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wschodnie skrzydło - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]03.01.22 23:44
Gdzieś między jedną ważną rozmową a drugą, jednym tańcem a drugim, czasem prowokowanym przyjemnością, czasem uprzejmością lub obowiązkiem, gdzieś pomiędzy spojrzeniem rzuconym żonie a kochance, gdzieś między wypitym kieliszkiem a zjedzonym winogronem, jego zatrzymało się na dłużej na czarownicy, której nie potrafił rozpoznać; nie roztaczała wokół siebie aury jego żony, ale nienaganna sylwetka przyciągnęła uwagę; ruch nie miał co prawda tego powabu, jednak coś w jej skórze, ciele, twarzy, coś przyciągało uwagę mocniej, niż pośród otaczających ją kobiet, zdawała się iskrzyć jasnym migotliwym srebrem, droga suknia nie robiła na nim wrażenia, pozwalała ją jednak pomylić z jedną ze szlachetnie urodzonych dam. Przewinęła mu się w tłumie raz, potem drugi, lecz nigdy w rozmowie, przemykała jak cień między innymi gośćmi, za trzecim razem odnalazł ją przy stole z przekąskami. Poszedł, chwytając jeden z talerzyków, nieprzypadkowo sięgając po to, co i ona: na Merlina, czy to była czekoladka z wiśnią? Nie przepadał za słodyczami, ale to było nieważne. Sięgnął dłonią w tej samej chwili, niby przypadkiem, wyglądała na mocno nietrzeźwą, raczej tego nie dostrzeże, wsuwając dłoń pod jej dłoń, nim sięgnęła smakołyku.
- Proszę o wybaczenie - zreflektował się, wycofując dłoń; miał nadzieję przykuć ku sobie jej uwagę skuteczniej. Wówczas miałby okazję przyjrzeć się twarzy: upewnić się, czy nie miał pomysłu, kim mogła być tajemnicza nieznajoma. Maska rzucała cień na jego oczy, smocza kość, z której była wykonana, choć bogato zdobiona i malowana złotem, przysłaniała całą twarz, zapewniając mu pełną anonimowość. Znajdywał w tę wygodę: sam decydował o tym, z kim miał ochotę się rozmówić, nie budząc zbytniego zainteresowania. Kilka par oczu wypatrzyło, z kim przyszedł, rozpoznać Evandrę było znacznie prościej, jednak większość wieczoru cieszył się raczej nieograniczającą swobodą. Sięgnął po talerzyk z czekoladkami, podając go bliżej czarownicy. - Słyszałem, że kawior jest doskonały - polecił - prosto z morza czarnego, doskonała gorycz... choć, cóż, z bliska wydaje się nieco twardy - przesunął wzrokiem po przystawkach, zastanawiając się, czy było tu coś, co naprawdę miał ochotę spróbować - Vieux boulogne! - rzucił ze szczerym zachwytem - Prosto z nadmorskiej Bolonii, magnifiquement, miałaś, pani, kiedyś okazję zwiedzić to miejsce? Ten ser pachnie tamtejszą bryzą i letnim słońcem - Podczas gdy czekoladki z wiśniami pachniały co najwyżej próchnicą.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wschodnie skrzydło - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]04.01.22 16:13
Lata spędziła pracując w wymagających warunkach, ale nic z tego, na co natykała się w Mungu i w terenie, nie mogłoby przygotować ją na ilość bodźców zalewających zmysły podczas Sabatu w Hampton Court. Dla własnego komfortu, ale też i z powodu narastającego upojenia dość szybko przestała poświęcać pełnię uwagi temu, kto kręcił się w jej towarzystwie, kto siadał obok, kto szczebiotał, jaka muzyka płynęła do sali z odleglejszych zakątków dworu. Z nazbyt przymilnym uśmiechem przyjmowała wyłącznie kelnerów, gdy oferowali nowy alkohol do degustacji - czasem tylko prychając jak rozkapryszona pannica, gdy któryś kusił się o grzeczne pytanie, czy podać jej również coś nieprocentowego. Zapewne widać było, że nie jest trzeźwa, ale nie zachowywała się w najmniejszym stopniu tak, jak zwykła czynić to w barach. Teraz piła inaczej, smętniej, uśmiechając się do własnej szklanki i tracąc poczucie upływu czasu.
Tak było do momentu, w którym sięgając po kolejną wiśnię w czekoladzie (na nie zdecydowanie nie byłoby jej stać) natknęła się na irytującą przeszkodę męskiej dłoni. Uniosła roziskrzone, błękitne spojrzenie, od razu dostrzegając nieprzeniknioną zasłonę maski. Tego typu maski podobały jej się najmniej, ponieważ ukrywały wiele i nigdy nie mogła być pewna, jaki wyraz twarzy kryje się pod spodem. Chyba nie była najlepsza w czytaniu emocji z oczu. Z pewnością nie w tej chwili.
- Nic się nie stało - wymamrotała, a potem przechyliła głowę, aż miękkie włosy spłynęły z jej karku na szczupłe, okryte zwiewnym materiałem ramię. - Dziękuję. - sięgnęła po zaoferowaną czekoladkę, a potem powoli obróciła ją w palcach. - Jak lord zamierza jeść bez ust? - zapytała nieco bezmyślnie, ale zaraz jasnym stało się, co ma na myśli, gdyż wyciągnęła dłoń bez namysłu i przesunęła opuszkami palców wzdłuż złoto-białej maski, zatrzymując się tam, gdzie winny znajdować się usta. - Hmm. - Niespodziewanie odwróciła się, tracąc zainteresowanie i wsuwając czekoladkę do własnych. Zdawać by się mogło, że w ogóle nie słucha słów zachwytu nad przystawkami. Nieznajomy mężczyzna jednakowoż nie odpuszczał, a kiedy zadał jej pytanie, spojrzała na niego znów, ociężale, jakby w zwolnionym tempie, nim odpowiedziała: - Nie. - Przez chwilę przyglądała się serowi z cierpliwym zainteresowaniem, a potem zachichotała, skromnie zasłaniając usta wierzchem dłoni. - Ale śniło mi się niedawno, że władam nadmorskim królestwem. Władałam. Ech, sny to takie ulotne przyjemności - Sięgnęła po posrebrzany talerzyk z serami i przysunęła go bliżej. Zaraz jednak skrzywiła się z niesmakiem i odstawiła go z powrotem na miejsce. - Vieux boulogne, tak? - potwierdziła łamanym francuskim, szorstkim i pozbawionym akcentu. - Cóż, może i dla jednych będzie to bryza i słońce, ale dla mnie capi jak skarpeta zdjęta ze stopy trolla. - Przewróciła oczami i przesadnie eleganckim gestem uniosła kieliszek, zostawiając na nim blady ślad czerwonej szminki. - Ależ lord się nie krępuje. Smacznego - Skinęła głową z niewielkim uśmiechem, nie próbując kryć sarkazmu. Była na to zbyt pijana.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]06.01.22 19:45
Silny zapach alkoholu to pierwsze, co poczuł od tej kobiety. Przyglądając się jej z uwagą sięgał wzrokiem roziskrzonych oczu i czerwonych ust, kobieta sprawiała wrażenie mocno nieobecnej, co tłumaczył niewątpliwie wypity alkohol. Swoim zwyczajem zadarł nieznacznie brodę, gdy złożyła palec na jego kościanych ustach, jedna brew w zdumieniu uniosła się wyżej, lecz zakrywała to nie tylko faktura maski, ale i cień rzucany przez nią na równie ciemne oczy. Nie poruszył się, pozwolił jej na ten dotyk, nie poruszając się również wtedy, gdy gwałtownie odwróciła się z utratą zainteresowania. Nachylił się wówczas nad jej ramieniem, szeptem zdradzając tajemnicę:
- To nie jest moja prawdziwa twarz. To tylko maska - oznajmił z powagą, usta miał pod spodem. Sposób, w jaki sobie z tym radził, postanowił pozostawić owiany mrokiem tajemnicy. - Doprawdy? Czym była ta kraina dobrodziejstwa? - dopytał grzecznościowo, dla podtrzymania rozmowy, jednak zamiast sięgnąć po upatrzony przysmak, sięgnął po świeżo rozlane kielichy wina. Dwa, jeden z nich wręczył kobiecie, wiedząc i widząc, że była już w stanie, kiedy kolejnemu kieliszkowi nie mówi się nie. I nic to, że ledwie moment temu opróżniła inny, zaczynało być zabawwnie. Jej francuski wołał o pomstę do nieba, a smak nie był ni trochę wysublimowany, nie wspominając już o słownictwie. Robiło się bardziej interesująco, niż mógł się spodziewać. Czyży któraś z nadobnym dam zrobiła psikusa i zamiast siebie, wysłała na salony własną stajenną, sądząc, że nikt się nie zorientuję? A może sama lady Nott uznała to za wyśmienity żart? - Zapewne wasze rządy, mademoiselle, robiły na gawiedzi wielkie wrażenie. - Jak robią je i teraz. Zaryzykował zwrot panny, nie tylko ze względu na porażające maniery, jej skora iskrzyła młodością. - Teraz też wywieracie je... zaiste niezwykłe - przyznał, wypowiadając słowa powoli, dobierając je z równie niezwykłą ostrożnością. W istocie natrafił na naprawdę interesującą zagadkę. Stał przed nią jak przed kukułczym gniazdem podrzuconym w smocze gniazdo, w jednak w źrenicach pobłyskiwał ten rodzaj fascynacji, jaki budził błazen. - Wybaczcie - dodał, reflektując się, przygląda się jej dłużej, niżeli było to grzeczne. - Wyróżniacie się tutaj - Na pierwszy rzut oka tylko urodą, ale okazuje się, że osobowość przedstawia sobą znacznie więcej. Stracił zainteresowanie przystawkami, koncentrując się na towarzyszącej mu kobiecie. - Pozwólcie mi wypić wasze zdrowie - poprosił, unosząc kieliszek w toaście, upił łyk, nieznacznie odsuwając od twarzy dół maski przysłaniający podbródek. - Przykro mi patrzeć na tę tęsknotę - Za utraconym snem. - Może istnieje coś, czym można wskrzesić te wspomnienia.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wschodnie skrzydło - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]09.01.22 13:07
Nie była jeszcze wystarczająco pijana, by uznać, że to wszystko jest tylko iluzją, czymś z pogranicza jawy i drzemki (chyba nie zasnęłaby z głową na stole podczas Sabatu? Litości, nie mogła pozwolić sobie na coś tak żałosnego), dlatego też zaskoczyło ją, że mężczyzna pozwalał się dotykać bez słowa, że mogła spokojnie prześledzić palcami fakturę bogato zdobionej maski. Zazwyczaj, gdy mężczyźni nie reagowali na dotyk, oznaczało to, że jest chciany. Zniesmaczyło ją to, więc zabrała dłoń i odwróciła się, na powrót zainteresowana wyłącznie własnym kieliszkiem.
- Wiem. Za kogo lord mnie uważa? - wymamrotała, gdy próbował tłumaczyć oczywistość. Nie chodziło jej o to, że naprawdę nie ma ust... ale patrząc wstecz, być może sformułowała to zdanie bezmyślnie, język zaplątał się w tym, co chciały przekazać myśli.
Odwróciła się z zainteresowaniem, gdy na linii wzroku zaigrały światła odbite w szkarłacie wina i kryształu, do którego zostało nalane. Przyjęła kieliszek z uprzejmym skinieniem, owijając szczupłe palce wokół nóżki i kołysząc nim z zaskakującą gracją jak na kogoś, kto zapewne zataczałby się w tańcu, gdyby tylko został do niego zaproszony. Nie bez powodu zresztą każdego tańca teraz odmawiała. Uniosła spojrzenie, zerkając przelotnie w ciemne oczy skryte pod cieniami maski. Cierpkie wino na języku nieco przekonało ją do nieznajomego, a zresztą, dlaczego miałaby dalej smęcić, skoro mogła poddać się ulotnej przyjemności rozmowy? Mogło być jeszcze zabawnie.
A przynajmniej tak podpowiadały jej chaotyczne myśli.
- Dziękuję, to zaszczytne. Lord także wywiera nienajgorsze wrażenie - powiedziała cicho ponad krawędzią kieliszka, w ogóle nie wyłapując ironicznego charakteru komplementu. Obserwował ją długo, dość długo, by na i tak zaróżowionych policzkach wykwitł dziewiczy rumieniec. Głupia. Nikt tutaj nie mógł wzbudzić jej zainteresowania, nikt poza... - Myślę, że ta kraina była wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Zbyt doskonała, by być prawdziwą. Jak... jak sen - stwierdziła, nie mogąc znaleźć innego, bardziej błyskotliwego porównania. - Niestety, zostałam pozbawiona... - urwała, jakby nagle zdała sobie z czegoś sprawę. Długo milczała, unosząc kieliszek do toastu za własne zdrowie i za jednym razem, nie tak zdrowo, wypijając połowę. Potem nachyliła się bliżej do lorda, unosząc się nieco na krześle, postukując obcasami o posadzkę. Jeszcze trochę i bliskość byłaby skandaliczna, ale zachowała pozory, szepcząc tak, by usłyszał ją tylko on, ale bez najmniejszych śladów dotyku. - Mógłby mi lord pomóc wskrzesić wspomnienia, ale muszę być pewna, że jest lord godny zaufania. Mogę liczyć na dyskrecję? - Uśmiechnęła się nieco figlarnie. Pachniała lawendą, olejkami i, bez wątpienia, dusznymi oparami alkoholu. - Bo wie lord, to był piękny sen, ale niejako... hmm, może nie bezczelny, ale zbereźny, to byłoby dobre słowo. - Nie była pewna, czy na pewno było właściwe, nie znalazła innego. - Nie marzy mi się skandal, więc musiałby lord obiecać, że lord nestor Rosier nigdy się nie dowie o tym, co ja sobie o nim śnię. - Przygryzła dolną wargę i odsunęła się, rozglądając uważnie w poszukiwaniu podsłuchujących; jednak każdy na sali wydawał się zajęty sobą lub towarzystwem. - Chociaż może by go to nie obeszło, gdyby wiedział. Nie-mniej-jednak - wyartykuowała z trudem - to wstydliwe. Nie chciałabym, żeby pomyślał o mnie złe rzeczy - rzuciła z namysłem, nie dodając rzecz jasna, że utrudniałoby jej to życie wśród Rycerzy Walpurgii. Pozycja Rosiera była tak wysoka, że trudno było jej sobie wyobrazić, by miała kiedykolwiek osiągnąć podobny poziom powszechnego szacunku i władzy. - Ani rozdmuchiwać jego ego. I tak już puszy się jak paw, nie sądzi lord? - dodała z nutą znudzenia, wsuwając do ust kolejną słodką czekoladę.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]16.01.22 11:59
Speszony gest, z jakim odjęła dłoń od jego twarzy, zmieszany ton w odpowiedzi na jego słowa, zawsze bawił i sycił go wstyd, lubił się nim bawić, szukając w nim wysublimowanej tortury, której nie potrafiły odzwierciedlić nawet najpodlejsze ze złowrogich zaklęć.
- Za zagubioną kobietę - odpowiedział bez zawahania, choć jej pytanie było czysto retoryczne. - Nietrudno jest się zagubić wśród tylu obcych niewzruszonych masek, gdy nawet te najbliższe wydają się tak bardzo obce. Samotność wśród tłumu jest chyba gorsza od samotności w pustce, jak sądzicie, mademoiselle? - Nietrudno było dostrzec rumieniec, jaki wykwitł na jej policzku. Dyktowany alkoholem czy rozmową, było bez znaczenia, niezgrabny komplement zbył ciszą. - Czasem splot losu przędzie przedziwne ścieżki po to, by w odpowiednim momencie spleść ze sobą dwie, które będą w stanie się zrozumieć. Mogę prosić do tańca? - Skłonił się grzecznie, wysuwając przed siebie dłoń, wnętrzem ku górze, by mogła złożyć na niej własną. Nie musiał wkładać wysiłku w utrzymanie niewzruszonej i niewiele zdradzającej mimiki twarzy, gdy zakrywała ją maska, której usta zdradzały tylko obojętność.
- Czasem wyobraźnia podpowiada pragnienia - podpowiedział, gdy zastanawiała się nad istotą  swojego snu, rozbawienie nie wkradło się w tembr wciąż poważnego głosu. - Naszemu światu daleko do doskonałości, choć walka o lepsze jutro trwa nieustannie. Zdradzicie, czym wyróżniała się wasza kraina szczęśliwości? - zapytał, nieznacznie ściszając głos, by dzieląca ich odległość pod pretekstem gwaru balu mogła zostać bezwiednie skrócona. Obserwował, jak wypija pół kieliszka na raz, po czym powtórzył toast, zachęcając ją do wypicia drugiej połowy - sam upił łyk, znów nieznacznie odchylając z podbródka maskę. Nie odsunął się ni cala, kiedy zbliżyła się tak nieprzyzwoicie blisko, że mógł z bliska dostrzec błysk jej alabastrowej skóry i poczuć kadzidlany zapach wyjątkowo przyjemnie otulający zmysły. Zapach alkoholu też czuł, ale maska nie pozwalała dostrzec uniesionego w rozbawieniu kącika ust, cień rzucany przez maskę na źrenice uniemożliwiał czytanie emocji z oczu.
- Mademoiselle - zwrócił się do niej, proszącym tonem, gdy spytała go o poufność. - Niech księżyc Nowego Roku będzie mi świadkiem danego słowa, nie uczyniłbym niczego, co mogłoby wam sprawić przykrość - zarzekł się, niedyskretnie zatrzymując spojrzenie na jej ustach, ułożonych w figlarnym uśmiechu. - Zbereźny - powtórzył za nią z zaskoczeniem, cichym szeptem, wciąż nie oddalając się od niej ni pół cala. Smocza kość wciąż zakrywała jego twarz, gdy wspomniała o nestorze Rosierów, w kontekście zbereźnego snu zaczynało to być coraz ciekawsze. - Przysięgam, że te słowa nie opuszczą moich ust - Zabawne, że nawet nie musiał kłamać. - Nie miałbym nawet sposobności rozmówić się z lordem na osobności - zarzekł się, wciąż zresztą szczerze. Rozmowa z samym sobą nie świadczyłaby o nim dobrze. - Jednakowo pewien jestem, że ciężar z waszych ramion opadnie, gdy zdradzicie komuś te sekrety, a któż teraz zrozumie was lepiej ode mnie? - Wypowiedział te słowa z przekonaniem i pewnością siebie, jak wierzył dostatecznie dużą, by pijana dziewczyna nie poddawała ich wątpliwościom. - Paw to mało powiedziane. - przytaknął bez zawahania, subtelnie zachęcając ją do dalszych wyznań. - Poznaliście się z lordem Rosierem?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wschodnie skrzydło - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]01.02.22 21:33
Dobrze domyślił się, że nie oczekiwała odpowiedzi - w rzeczywistości nawet się jej nie spodziewała, więc gdy z powagą, udawaną lub nie, poddał się nieproszonej psychoanalizie, tknięte różem policzki spąsowiały mocniej, a błękitne spojrzenie odważnie poczernionych oczu uciekło w kąt sali, dopatrując się interesujących szczegółów w kwiecistych reliefach. Wcale nie była zagubiona, nie była samotna - palce okrytej rękawiczką dłoni zamrowiły ją z potrzeby strzelenia mężczyzny w pysk za tę sugestię, ale nie mogła wziąć rozmachu, gdy tkwiła tak jak sparaliżowana, starając się przełknąć wzbierające w gardle łzy. Suche łzy, niepojawiające się w oczach, przynajmniej nie na powiekach i sarnich rzęsach. Co najwyżej głęboko w źrenicach - gdyby lord zechciał w ogóle próbować się ich dopatrzeć.
- Sądzę, że... - pierdolisz trzy po trzy, powiedziałaby, gdyby nie była na Sabacie, ale... - ... nie odczuwam dłużej samotności. Nie teraz, gdy lord łaskawie się do mnie dosiadł. Nieproszenie, co prawda, ale chyba nie można narzekać na decyzje losu - mamrotała, nie w pełni rejestrując własny pół-monolog, spod zmrużonych powiek obserwując tłumy przemierzające parkiet.
Na samym końcu znów skupiła spojrzenie na swoim tajemniczym rozmówcy.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - bąknęła w odpowiedzi na wyciągniętą dłoń, ofertę tańca. - Dużo już dziś tańczyłam. W sekrecie powiem, że odczuwam ból śródstopia. Dobrze lord prowadzi? A zresztą, najlepiej, gdyby mnie lord zaprowadził gdzieś, gdzie ludzi będzie mniej. - Nie w pełni stabilną ręką poprawiła blady kosmyk włosów. Lekki uśmiech na czerwonych ustach z każdą chwilą stawał się bardziej sztuczny, niczym przyklejony, dopóki nieświadomie nie skierowała rozmowy na tor swojego absurdalnego snu. Wizja rozbawiła ją, poprawiła strzaskany w proch humor. Chciała chwytać się jej tak długo jak może, a kluczem do tego była obecność mężczyzny.
- Och, nie da się lord długo namawiać. - Uśmiechnęła się szerzej, nie wiedząc, nie pamiętając już, do czego go namawia i do czego on ją namawiał. Zignorowała wyciągniętą dłoń i nachyliła się konspiracyjnie, nie przekraczając granic skandalu. Luźno przerzuconą nad kolanem nogę wykorzystała jednak, by pod obrusem musnąć kolano mężczyzny kostką i czubkiem obcasa. Pozornym przypadkiem. Nieprzypadkowo. - Nie wiem, czy dobrze o mnie świadczy taka kraina pragnień - Oparła brodę na szczupłych palcach; gdy zszedł rumieniec, powrócił urokliwy kontrast ciemnej maski do bladej skóry. - Owszem, była piękna. Bajeczna. Miała morze z jednej strony, góry po drugiej, zamek, smoki. A gdy o smokach mowa...
Musiała się upewnić, że nieznajomy był godny zaufania. Wypiła wystarczająco dużo alkoholu i wystarczająco dość miała dziś zmartwień, by uwierzyć mu na słowo, byle tylko spełnić kaprys opowiedzenia komuś tej historii. Nie wyobrażała sobie zrobić tego w towarzystwie kogokolwiek z własnego otoczenia, kogoś, kto ją znał i mógł wskazać w tłumie. Obcy lord w masce zakrywającej większą część twarzy nadawał się do tego doskonale, choć jego bliskość i konspiracyjny szept ciepłego barytonu zaczynał przyprawiać Elvirę o uderzenia gorąca i wymowne pobudzenie. Zachichotała jak dziewczynka na debiucie i pokonała te kilka celi, które dzieliło ją od ucha nieznajomego, aby szepnąć niskim, gardłowym głosem, spotęgowanym przez wypite wino:
- Niech Księżyc Nowego Roku będzie mi świadkiem, że jeśli dowiem się, że lord mnie wydał, dorwę lorda tożsamość i dopadnę pod osłoną nocy - Wysunęła kraniec języka, by przesunąć nim po własnych zębach i przypadkiem musnęła nim skórę pod uchem mężczyzny. Odsunęła się prędko, spłoszona, ale drapieżnie uśmiechnięta. - I zrobię wszystko to, co z lordem Tristanem Rosierem w moim śnie. - Przyłożyła dłoń do ust i rozejrzała się ukradkiem. Nie chciała, by usłyszał ich ktokolwiek inny. - Nie wiem, dlaczego przyśnił mi się akurat on, lecz sprawiło mi to grzeszną przyjemność. Znamy się dobrze, choć on zapewne nie byłby w stanie przypomnieć sobie mojego imienia. - Zaśmiała się znów, minimalnie ostrzej, wychylając kieliszek wina do ostatniej kropli. - Szanuję go, ale nie zmienia to faktu, że straszny z niego bufon. A w moim śnie był królem, tyle że świętokradzko. Królem i czarnoksiężnikiem, który zamordował moich rodziców, by odebrać mi tron i władzę. Pamiętam, że zakradłam się do jego sali tronowej już nie jako księżniczka tylko wojowniczka, z prawdziwym mieczem i różdżką, aby pokonać go i odebrać, co do mnie należy. - Przerwała i roześmiała się znów, kręcąc głową i bezwiednie głaszcząc jego łydkę bokiem obcasa. - Niech lord nie patrzy tak na mnie, nigdy nie miałam w rękach miecza! W każdym razie, rozumie lord, nie takiego mie... - urwała niemądrze i znów uciekła wzrokiem, udając, że podziwia rozłożone na stołach przystawki.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]02.02.22 13:47
Odpis dla Calypso

- Masz moje słowo, pani, że dowiesz się, jak wspaniałym przeżyciem może być wizyta w naszym lokalu - i w tym momencie była to już kwestia honoru. Jeśli istotnie w przyszłości, w dniu gdy Calypso zawita do progów palarni, coś okaże się być nie tak jak być powinno, polecą głowy. Dobra reputacja rodu Burke nie mogła być w żaden sposób zszargana, szczególnie wśród pozostałych członków rodzin szlacheckich.
Francja miała w sercu Craiga szczególne miejsce, to też z przyjemnością przyjął fakt, że lady Carrow odpowiedziała z takim entuzjazmem na wizję odwiedzin w krainie za kanałem La Manche. Każda szlachcianka powinna mieć okazję odwiedzić to magiczne miejsce, nieco bardziej kolorowe niż chłodniejsza klimatem Anglia, pełne bogactwa i sztuki. Nie był artystą, nie potrafił zagłębić się w sam proces tworzenia sztuki, toteż słowa Calypso były dla niego pewną nowością oraz zaskoczeniem. - Doprawdy? A przekonany byłem iż przepych może jednak zaoferować pewne natchnienie, dać artyście coś, co ten zinterpretuje na swój własny sposób, odrzucając resztę - ale może się mylił. Czy jednak istniała jakaś granica sztuki? Jakaś forma, której nie dało się już w żaden sposób przemodelować zgodnie z kolejną wizją, i jeszcze jedną i następną? Już istniejący obraz faktycznie nie zostawiał wiele dla wyobraźni - ale tylko w przypadku tego danego obrazu w jego obecnym stanie. Gdy jednak farby i pędle leżały w zasięgu, wydarzyć mogło się wszystko. Istniejące wnętrze dało się przecież przearanżować, rzeźbę jeszcze trochę poprawić, melodię uczynić skoczniejszą lub mroczniejszą. Ale do tego wszystkiego istotnie niezbędna była właśnie wyobraźnia.
- Jestem pewny iż twój pan ojciec oraz matka na pewno nie pozwoliliby na tak karygodną rzecz - spróbował ją pocieszyć. Nie dał po sobie tego poznać, ale jej słowa głęboko zapadły mu w pamięć. Craig i tak już nie przepadał za lordem Carrowem, a świadectwo z ust Calypso tylko tę opinię... pogłębiło. Nie było tajemnicą, że do kwestii rodzinnych Burke'owie podchodzili nadzwyczaj poważnie. Szczególnie kobiety należało chronić, tak długo jak było to możliwe - nawet gdy opuszczały rodzinne gniazdo i oddawały się obowiązkom żon i matek, przybierając nowe nazwiska. Gdyby Ares istotnie potraktował w ten sposób swoją rodzoną siostrę, brak szacunku, który odczuwał wobec niego Craig zamienił by się już w pogardę w najczystszej postaci. - Gdybyś jednak zetknęła się z jakimiś problemami w kwestii powrotu, proszę zwrócić się do kogoś z mojej rodziny. Nie zostawię lady w potrzebie - obiecał jej. York leżał w końcu po drodze do ziem Durham. A miejsca w swoim powozie mieli dość.
Skłonił się ponownie, tym razem pozwalając sobie ująć jej dłoń i złożyć na jej wierzchu szarmancki pocałunek. Upewnił się następnie, że jego maska znów spoczywa bezpiecznie na jego twarzy, skrywając dokładnie jego tożsamość. - Dziękuję za poświęcony mi czas, moja droga. Noc jest jeszcze młoda, okazji do zabawy bez liku. Korzystajmy, póki możemy. Mam zamiar udać się na poszukiwanie pozostałych atrakcji, które przygotowano tego wieczora. Sprawiłoby mi ogromną przyjemność, gdybyś zechciała mi towarzyszyć, ale, naturalnie, nie naciskam - zaznaczył, oferując jej swoje towarzystwo, domyślał się jednak że zapewne będzie raczej próbować odszukać swoją rodzinę bądź też samego Mathieu. Niemniej propozycja została złożona, a lord Burke wkrótce potem opuścił wschodnie skrzydło - czy sam, to już zależało od samej lady Carrow.

zt x2 z Calypso


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me


Ostatnio zmieniony przez Craig Burke dnia 18.03.22 14:54, w całości zmieniany 1 raz
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]10.02.22 13:39
Bezwstydnie spoglądał na spąsowiałą skórę twarzy kobiety, speszone spojrzenie, mimo spięcia ciała, zdradzało prawdę: jego słowa sięgnęły dokładnie tam, gdzie sięgnąć miały. Niezmącona pewność siebie nie pozwalała na głębszą refleksję nad celowością tudzież - nawet bardziej - zawahanie wobec podjętych kroków. Wpatrywał się w nią wystarczająco bezwstydnie, by dostrzec tę subtelną zmianę na twarzy - czy posunął się zbyt daleko? Nie mogła dostrzec skrytych pod maską kącików ust, które mimowolnie uniosły się w subtelnym uśmiechu.
- Uczynię, co w mojej mocy, by ta przykra samotność nie powróciła, mademoiselle - zapewnił ją zdecydowanym słowem, poczuł lekki zawód, że nie podjęła głębszej polemiki, ale była też bardzo pijana: być może plątał się jej już język. Powieki opadały ciężko. - Nalegam - odparł, gdy stawiała opór, nie odsuwając jednak dłoni. Pozostawił ją wysuniętą - oczekującą na jej zgodę. Odmówiła, wymawiając się w sposób daleki od grzecznego, kolejne faux pas. Nie była jedną z dam, pokazywała to każdym gestem i każdym słowem: kim więc była? Jasne włosy były widoczne. - Ból zniknie w krokach walca, jesteś w dobrych rękach - zdradził sekret, choć jego umiejętności taneczne nie były wcale wybitne. - Przejdziemy dalej od innych par - obiecał poufnie, nieco ściszając głos i nieznacznie nachylając nad je ramieniem. Pomijając zapach alkoholu, który nie był dla niego aż tak wyraźny, gdy sam wypił już kilka kieliszków, jej zapach przyciągał. Wzrok pozostał bezwstydnie wpatrzony w jej oczy, nie odjął go, ani nie speszył się wcale, gdy poczuł na kolanie zdecydowanie nieprzypadkowy dotyk jej stopy. Słuchał jej historii w milczeniu, z zaciekawieniem pobłyskującym w zacienionym przez konstrukcję maski spojrzeniu. Zadarł brodę nieznacznie wyżej, przenosząc wzrok na tańczące pary, gdy znalazła się tuż obok i skierowała usta do jego ucha, na którym poczuł jej język, przesunął się dyskretnie, by oddzielić ją ciałem skuteczniej od zebranych gości - i aby gest ten pozostał niezauważony. Sens jej słów nie robił na nim dużego wrażenia, niewielu było w stanie wystosowywać wobec niego groźby, które brał na poważnie, a już z pewnością nie czyniły tego pijane trzpiotki na balach.
- Gdzieżbym śmiał... - obruszył się niemal szczerze, większą wagę, niż do tych słów, przykładając jednak do zamaskowania ich bliskości. Powrócił ku niej spojrzeniem, gdy zdradziła więcej, znamy się dobrze, co? Kiwał głową ze zrozumieniem, potworny bufon. A to ciekawe.
- Nie takiego miecza? - dopytał, ściszonym głosem; jego noga przesunęła się bliżej, z jasnym sygnałem, że nie przeszkadza mu jej subtelna pieszczota. Dżentelmeńskim gestem napełnił jej kielich ponownie, rozmawiali ledwie kilka chwil, a to był już kolejny kieliszek - niesamowite. - Inny miałaś, mademoiselle? - zapytał ze szczerym zaciekawieniem, głosem tak odważnym, jakby za tymi słowy nie kryła się żadna dwuznaczność. - Co sprawiło wam większą grzeszną przyjemność, obcowanie z tym czarodziejem, czy jego uśmiercenie? Podobne słowa mogłyby wybrzmieć tutaj niemal... obrazobórczo - szepnął, prowokującym tembrem, jakby i jemu smakował ten zakazany owoc. Nikt nie lubił dupków. - Czy czujesz ten dreszcz? Cóż za przyjemne, zaiste grzeszne czucie. Nie trzymaj mnie o głodzie tak długo, to okrutne. Opowiedz mi więcej, chciałbym móc ujrzeć ten widok własnymi oczyma. Tak fascynujące sny muszą pozostać sekretami, lecz tymi najwstydliwszymi dzielić się jest najprzyjemniej - Gubiły jej się słowa, sens rozmowy też, była pijana. Wierzył, że pewność obranego tonu była w tym momencie istotniejsza, niż jego sens. - Zdradź ten sekret, jakie to było uczucie, triumfować nad nim? Jak odszedł? Czy patrzyłaś mu w oczy, czy widziałaś gasnące życie? Czy tego naprawdę wtedy pragnęłaś? Sz, mademoiselle, szeptem, tutaj ściany mają uszy... - podpowiedział subtelnie, niemal troskliwie.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wschodnie skrzydło - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]10.02.22 23:32
Nie była zaznajomiona ze sposobami zachowywania się w towarzystwie mężczyzn kokietujących, traktujących ją z równym szlachciankom szacunkiem. Bywała na salonach tak rzadko, a gdy już się zdarzało, zazwyczaj goniły ją sprawy związane z pracą, misje, nie była niczym więcej niż tylko wykonawcą określonych obowiązków - może poza ulotnymi chwilami spędzanymi z Odettą, towarzystwo kobiet nie było jednak takie samo. Od najmłodszych lat zrażała do siebie każdego adoratora zauroczonego błękitem spojrzenia, była opryskliwa, zamknięta w sobie, okrutna... do momentu, w którym nie miała na to więcej siły. Gdy było jej już zupełnie wszystko jedno, a próby zachowania choć odrobiny manier zaczęły wydawać się grą wartą świeczki.
- Nie mam żadnych wątpliwości, lordzie. Żadnych... - Przerwała słowa łykiem alkoholu, który wciąż i wciąż pojawiał się przed nią jakby kieliszki napełniały się samoistnie. Skąd właściwie wciąż miała go tyle? Była przekonana, że to nie jest jej pierwsza porcja w towarzystwie tajemniczego mężczyzny, ale nie mogła już sobie przypomnieć... nic nie miało sensu ni znaczenia. - ...wątpliwości. Umówmy się tak - zasugerowała, przechylając zalotnie głowę i odsłaniając smukłą linię bladej szyi niepoznaczonej żadnym śladem jednoznacznej purpury. Dziewicza, taka chyba była. Z wierzchu. - Wysłuchasz mnie do końca, cny lordzie, i jeśli mimo wszystko uznasz za interesującą partnerkę do walca, przystanę na jeden taniec. - Położyła nacisk na słowo "jeden" jakby podejmowali biznesową transakcję na poziomie równy z równym.
Czy tylko jej się zdawało, czy jego oczy znajdowały się bliżej z każdym mrugnięciem? Trudno było powstrzymać bogactwo wyobraźni, gdy w ten sposób okazywał jej zainteresowanie - żar tlił się w jej spojrzeniu i sposobie, w jaki co chwilę zaciskała zęby na czerwonej wardze, odczuwała go także w klatce piersiowej i niżej, w miejscach bynajmniej niewinnych. W którym momencie pozwoliła sobie na to, by zaciągać się jego piżmowym, męskim zapachem i przysuwać usta do ucha? Traciła kontrolę nad własnymi poczynaniami - to, co w innej sytuacji uznałaby za ryzykowne i grożące skandalem, teraz wydawało jej się przednią i sycącą rozrywką. Lord wciskał blade, niepoznaczone pracą dłonie wprost w pęknięcia, które utworzyły się tej nocy w jej sercu. Nie leczył ich, nie miał takiej mocy - wątpiła, by ktokolwiek miał - ale pozwalał na krótką chwilę zapomnieć.
Palnęła głupstwo, nie chciała rozwijać tematu, by jej język nie rozplątał się bardziej, ale on nalegał. Wciąż nalegał, naciskał, jątrzył, a gdy poczuła dotyk jego nogi, zbliżającej się w zachęcie, przeszedł ją głęboki dreszcz, który zbyła wzruszeniem ramion i sięgnięciem po zaoferowany kieliszek. Och, czyli to on jej dolewał. Pieprzony spryciarz.
- Lordzie, wybacz, nie wypada... - szepnęła, wpatrując się szerokimi źrenicami w jego oczy i maskę, ale uśmiech na jej ustach mówił coś wręcz przeciwnego. - Mówią, że kobiety nie nadają się na szermierzy, czy nie tak? - Stykała się stopą z jego kolanem, czuła jego ciepło i wraz z kolejnym łykiem wina coś się w niej skruszyło. - A jednak czasem pewna ręka jest atutem, nie przywarą. - W jednej dłoni trzymała kieliszek, obracając nim machinalnie, by łapał odpryski światła. Druga jednak znajdowała się już skromnie na kolanach. Nie powinna sobie na to pozwalać, a jednak zaćmiony umysł pokracznie odebrał aluzję; zsunęła dłoń i zupełnie nieskromnie powiodła nią po nodze mężczyzny, lekko wygładzając miękki materiał spodni. Drogi. Absurdalnie drogi, bez wątpienia. - Myśli lord, że to błąd, dawać kobietom wolną rękę? - Przesunęła dłoń wyżej, prawie na szczyt uda i tam zacisnęła palce, pewnie, ale nie dość mocno, by mógł odczuć to w mniej przyjemny sposób.
Pytania, które zadawał, były prowokujące, ale nie była w stanie zdać sobie z tego sprawy z pełnymi konsekwencjami prowadzonej w tym miejscu rozmowy. Obiecał... a zresztą, po jaką cholerę miałaby się stresować, kto mógłby ukarać ją za sny, na które nie miała wpływu?
- Czuję - przyznała chętnie, bezwiednie rozchylając usta. - A czy lord go czuje? Ten dreszcz grzechu, smak zakazanego owocu? - Bawiła się, rysując opuszkami palców powolne ósemki na jego nodze, blisko, tak blisko, a jednak tak daleko. - Triumfowanie nad potężnym czarodziejem jest rozkoszą samą w sobie, lordzie, nawet jeśli tylko w sennych wizjach - Przechyliła głowę tak jakby rozbawiło ją coś, co usłyszała, w rzeczywistości jednak chciała znaleźć się bliżej, szeptać mu wprost do szyi. Nie czuła się dość pewnie, by wyciągnąć się wyżej, w obawie przed zwróceniem czyjejś uwagi. - Zwyciężyłam po długiej walce. Musiałam najpierw pokonać smoka, ale wszystko potoczyło się zgodnie z moim planem - Uśmiechnęła się nieco zbyt ostro jak na damę zaproszoną na Sabat. - To nie była długa śmierć, ale jakże wspaniała. Przewróciłam go... oplotłam udami... - Jej palce bezwiednie znów zacisnęły się na jego spodniach, bezwstydnie ocierała się o niego kolanami, jej oddech i tętno były przyspieszone. - Chciałam udusić go w ten sposób, zdławić nogami. Ale gdy zaczęliśmy rozmawiać, gdy zaczął oferować mi zysk za darowanie mu życia... - Westchnęła, jakby samo wspomnienie stanowiło olbrzymi ciężar sprzecznych emocji. - Wsunęłam mu sztylet głęboko w gardło, po rękojeść. Widok krwi budził we mnie ekstazę. Jak bardzo grzeszne to jest, lordzie? To był tylko sen, ale och, czy nie czyni on ze mnie potwora? - Sunęła dłonią w górę i w dół, ostatecznie tracąc resztki rozsądku i sięgając nią tam, gdzie sięgnąć przecież dawno zamierzała. Ciepło odbierało jej rozum. - Czy taniec w spokojnym miejscu wciąż jest w perspektywie?
Nie ukrywała, że się rumieni, że jest pijana. Na niczym jej już nie zależało.
Szlag by wziął jego i tego cholernego tajemniczego lorda.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]17.02.22 20:56
W zamyśleniu zapatrzył się na kolejny opróżniany przez nią kieliszek alkoholu, wyraz jego twarzy nie dal się w żaden sposób wyczytać spod maski - zacienione spojrzenie nie zdradzało niczego, przysłonięte usta nie ujawniały grymasu. Ostatecznie skinął głową, zgadzając się na warunki, które przed nim postawiła, nim dokończyła swoją opowieść; znaczenie tej historii było tym, co chciał usłyszeć najmocniej. Nie tylko dlatego, że interesowała go natura jej snu i sposób, w jaki został przedstawiony, ale też - a może zwłaszcza - dlatego, że chciał, by te słowa padły z jej ust. Przez chwilę zastanawiał się - ile osób na tej sali słyszało z jej ust podobne słowa i inwektywy pod jego adresem?
- Właściwie to nie wyglądacie, mademoiselle, na kogoś, kogo interesuje to, co wypada, a co nie - odpowiedział spokojnie, przyglądając się jej reakcjom, ton jego głosu podkreślał dwuznaczności, lecz znaczenie słów tak samo odnosiło się do kolejnych w istocie popełnianych towarzyskich faux pas. Byłby w stanie wymienić co najmniej pięć rzeczy, których robić nie wypada, a które zdążyła mu zaprezentować w trakcie tej krótkiej rozmowy. - Nudzi was sztywny gorset salonowych gier - zgadnął, głos wybrzmiewał pewnością, jakby nie zgadywał - a wiedział. W tonie jego głosu wybrzmiewała nuta zaintrygowania motywowanego mocniej jej urodą, wzmocnioną kadzidłem, i oczekiwaniami, niżeli rzeczywistym zainteresowaniem jej wnętrzem. Wiele czarownic w Londynie oddałoby wszystko, by móc zatańczyć na parkietach lady Nott w Hampton Court. Czasem zastanawiało go, dlaczego rycerze przywykli traktować ten zaszczyt z podobnym lekceważeniem, ale przecież rozum rzadko szedł w parze z urodą. To o szansę chodziło, nie o parkiet. O szansę zostania kimś zamiast dalszego bycia tylko nikim. Nie chciała z tego skorzystać, ale przecież nie wszyscy byli dość ambitni, by zdobyć się na wyrzeczenia względem własnej wygody i popłynąć z prądem ku lepszemu. - Pewna ręka jest atutem w hafcie, w szermierce więcej się zdziała silniejszym ramieniem - wytłumaczył spokojnie, tłumacząc kobiecie rzecz oczywistą. Ćwiczył w życiu ledwie parę razy, nie oddał tej dyscyplinie serca, nigdy nie poświęcił jej dłuższej chwili. Dłoń Elviry na jego nodze pobudziła jego ciało, nadała błysku skrytemu w cieniu spojrzeniu, drgnął zauważalnie, ale nie wykonał żadnego gestu. - W istocie bywają dziedziny i życiowe sytuacje, w których pozostawienie kobiecie wolnej ręki przyniesie wyłącznie korzyści - odparł bez ogródek, czarownica nie bawiła się w subtelności, a on nie udawał, że tego nie widział. Czy mógłby ją zabrać za róg północnej części żywopłotu, gdzie spędzał swoje pierwsze bale jeszcze szczenięcych lat?
- Czuję - przytaknął, przyglądając się jej z w pół trzeźwą uwagą. Nie pytała o sen, czuł dotyk jej palców, kreślone przez nie kształty, kusząco blisko. Jej reakcja na sen wydawała się warta odnotowania. - Jak sądzicie, co powiedziałyby na to nieodpowiednie oczy? - Na dotyk - czy na sen? Radość z triumfu nad śmierciożercą mogłaby sprawić, że siedząca przed nim panna zostanie posądzona o zdradę. - Dreszcz rozkoszy, zwłaszcza grzesznej, czasem wart jest ryzyka - dodał ściszonym tonem, nachylając się nieznacznie w jej stronę, wychodząc naprzeciw jej subtelniejszym gestom. - Nawet, gdy porażka okaże się bolesna, chwila przyjemności pozostanie niezapomniana - wyznał, wciąż czując przez materiał spodni dotyk jej palców. Nie powinien pozwalać sobie na tę pieszczotę w tym miejscu, maska zapewniała mu tylko fasadową anonimowość. Zbyt wielu potrafiło go tutaj rozpoznać. Jej drapieżny uśmiech go nie zaskoczył, nie dało się wziąć jej za damę, była rycerką zaproszoną na ceremonię. Podniósł spojrzenie, zatrzymując je na jej oczach, gdy zaczęła opowiadać o jego własnej śmierci, charakterystycznym dla siebie gestem zadał podbródek, gdy zaczęła mówić o udach, jej palce, czułe na mięśnie palce uzdrowicielki, mogły wyczuć jego rozluźnienie, kiedy gdy wzmocniła uścisk. Oddech mimowolnie na ułamek sekundy zatrzymał się w piersi. - Potwora? Mówicie, mademoiselle, o czarodzieju, o którym nie jest dzisiaj cicho. Pragnienie jego śmierci jest potworne, czy po prostu niemądre? A może pragniecie czegoś skrajnie innego i tak bliskiego jednocześnie? -  Nie było w nim śladu skrępowania. Bawił go ludzki wstyd. - Jak zostało obiecane  - przypomniał, oczekując, aż przyjmie wyciągniętą dłoń, dżentelmeńskim gestem użyczył jej ramienia, gdy wstawała z krzesła, pewnym krokiem prowadząc na parkiet, zgodnie z ustaleniami omijając jego środek; złożył lewą dłoń na jej talii, prawą zaciskając na dłoni, którą poprowadził w rytm królującego walca. Jak łanię, którą wilk zwabia w ciemny las, bo w rzeczy samej nie o taniec od początku mu chodziło, parkiet był pułapką: nie mogła go opuścić wbrew jego woli, nie wystawiając się na śmieszność. - Zagrajmy w grę - zaproponował, porywając ją w taneczny obrót, mówiąc nachylał się nad jej ramieniem, drażniąc ramię oddechem, była to jednak bliskość akceptowalna  w trakcie tańca: z tej odległości mogła doskonale słyszeć jego słowa. - Nazywa się kim jesteś, lecz przeciwnikowi należy udzielić podpowiedzi. Ja noszę na lewym przedramieniu znamię, które nosi w tym kraju pięciu czarodziejów, dwie z nich to kobiety, jeden z mężczyzn ma je na prawym. Zostaje dwóch - Gdy kolejna figura na to pozwalała, przesunął rękę w jej stronę, tak, by mogła osunąć nieznacznie rękaw jego szaty w miejscu, w którym naznaczona była Mrocznym Znakiem, wtopionym w ślad po dawnym poparzeniu smoczym ogniem. - Kim jestem? - Usta wygięły się w kpiący uśmiech, lecz maska nie pozwalała go dojrzeć, broda uniosła się w górę - w charakterystycznym dla niego aroganckim geście.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wschodnie skrzydło - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]17.02.22 23:22
Nigdy nie miała tendencji do gadulstwa - ta prozaicznie niebezpieczna część jej osobowości rozkwitała właściwie tylko wtedy, gdy alkohol lub inna używka rozrzedzały filtry umysłu, pozwalając wypłynąć temu, co winno pozostać w ukryciu. Niegdyś ceniła się za tę nieprzystępność - wciąż była do niej zdolna, ale odkąd wyrzucenie z pracy w szpitalu odhamowało ją i otworzyło na gamę alternatywnych sposobów spędzania czasu, coraz częściej wplątywała się w sytuacje takie jak ta.
Mężczyzna jednak - arogancki szlachcic - prosił się o to sam, wyciągał z niej słowa manipulacją, przełamując sukcesywny proceder odrzucania do siebie wszystkich rozmówców. Nie był pierwszym, który się tu dosiadł, ale był pierwszym, którego nie zniechęciło pierwotne milczenie i obojętność.
I to ona miała zapłacić za to najwyższą cenę. Z otwarciem się na nieznajomego koniec końców zawsze wiązała się jakaś forma upokorzenia.
- Tak uważacie, lordzie? - zakwestionowała jego domniemania pozorną nonszalancją, choć po prawdzie zbiły ją one z tropu i doprowadziły do napięcia widocznego w kącikach warg, w ruchu ramion osłoniętych zwiewnym materiałem. - Będziemy się teraz nawzajem definiować? Jakie to ma znaczenie? - Lepiej czuła się, gdy rozmawiali o sprawach mniej istotnych, oderwanych od rzeczywistości; przede wszystkim nie trafiających tak blisko w jej prawdziwe oblicze. Wzbudził jej zainteresowanie i chciała teraz zatrzymać go przy sobie dla egoistycznej rozrywki. Z rozrywką wiązał się dotyk, szept, przeciągłe spojrzenia, nie to, co na krótką chwilą błysnęło na tafli, grożąc demaskacją. Nie chciała wiedzieć, kim nieznajomy jest w rzeczywistości, wtedy czułaby się zmuszona do powściągliwości, do zmiany biegu dalszej rozmowy. Opowiadając o snach i trzymając pewną dłoń na jego udzie czuła się lepiej niż wcześniej, zauważona, doceniona. Niech szlag weźmie zgadywanki. - W hafcie i w prosektorium - mruknęła, wciąż pieszcząc go subtelnie, tak jakby nie było nic gorszącego, niepokojącego, we wspominaniu takich miejsc podczas Sabatu. Dawno już przekroczyła granicę, przed którą jeszcze się tym tabu przejmowała. - Czy lorda ramię jest silne? Czy jest wprawne, doświadczone? - pytała figlarnie, nie starając się skrywać nuty pożądliwości graniczącej z fascynacją.
Im dłużej rozmawiali tym cieplejsze stawały się jej policzki, dłonie i lędźwie. Nachylił się do niej, a ona nachyliła się do niego i coraz mniej przypominało to niewinne wymienianie się sekretami. Mogli to zakończyć w tej chwili albo poddać się westchnieniom, tym najcichszym, z ledwością opuszczającym wargi. Dla niej nie byłby to pierwszy raz, gdy instynkt zwyciężał nad rozsądkiem w stanie emocjonalnego rozchwiania.
Chciała tylko przez kilka następnych godzin nie myśleć o niczym istotnym.
- Przecież lord wie już jak niewiele obchodzi mnie presja nieodpowiednich oczu. Wspomnienie rozkoszy, istotnie, warte jest każdego ryzyka - zgodziła się i oderwała drugą dłoń, tą pozostającą nad stołem, od nóżki kielicha. Uniosła ją do maski mężczyzny tak jakby chciała za nią złapać, ale koniec końców poprawiła tylko materiał kołnierza przy ciepłej krtani. Widziała, wyczuwała pod palcami, że poddaje się jej dotykowi, że brutalna historia wyrwana ze snu w nim także wzbudza reakcję zasługującą na zgorszenie, potępienie. Może coś ich jednak łączyło; nieprzejednane dążenie do grzechu. - Nie pragnę jego śmierci - Zmarszczyła brwi, choć przez maskę ciężko było to spostrzec. Źrenice zwęziły się, błękitne oczy na moment zasnuł chłód. - Nie zrozumiałeś... lordzie - poprawiła się prędko. - Nie mniemaj tak, nie zapamiętuj. To pragnienie było inne. - Sam to wszak zasugerował. - Czerpanie rozkoszy z dominacji, śmierci, przemocy... to stanowi sedno. - Zacisnęła zęby, zaczerwieniła się, w głowie znów zobaczyła ten sam prześladujący ją dziś obraz, czekoladowe włosy we własnej garści, krew na kobiecych ustach, na sukience, spływająca na parter, stopień po stopniu, gęsta kropla po kropli. Morze szkarłatu i ona sama, ze sztyletem w dłoni. Zemsta. - Lord też to czuje. Musi czuć. Inaczej nie zaprosiłby mnie do tańca - stwierdziła cicho, aby odzyskać przytomność umysłu. Widziała przed sobą wyciągniętą dłoń, więc powoli zsunęła własną z ciepłego uda. Obiecała, a jednak zawahała się, rozświetlony milionem świec sufit zawirował jej przed oczami, gdy tylko uniosła głowę. - Jak zostało obiecane - potwierdziła wreszcie z rezygnacją.
Stopy bolały ją, obcasy wydawały nazbyt wysokie, choć przecież dobrała wygodną, średnią parę. Chwiała się wstając, ale szybko pozwoliła opleść się ramionami. Jedna ręka na jej talii, druga w garści. Zwiotczała wyraźnie, poddała się melodii, przede wszystkim - intencjom podłego człowieka, których nie zdołała w porę zrozumieć. Była uwięziona, była bezbronna, jeżeli nie chciała zrobić sceny - różdżka zapięta na podwiązce wydawała się teraz odległa, bezużyteczna. Całym jej mętnym światem rządził narzucony takt, gorące ciało, którego pożądała, a którego nie mogła dostać. Jeszcze nie.
Poczuła dreszcz, gdy nachylił się nad jej ramieniem; była przekonana, że zostawi na nim subtelny pocałunek, miast tego jednak rozproszył ją zaskakującą ofertą.
- Jeśli liczy lord na grę, musimy oddalić się dalej od wścibskich oczu - wymamrotała z policzkiem opartym na jego ramieniu, ocierając się o niego kolanami w niezgrabnych i sennych krokach. Wypowiedziała to zanim nakreślił reguły gry, sprawiając, że niemal zatrzymała się w tańcu. Na krótką chwilę, szybko jednak nadganiając melodię, byle tylko nie zwrócić niepotrzebnej uwagi. - A gdzie słodka tajemnica? Czy niewiadoma nie jest bardziej pociągająca od...? - Zamarła, gdy uniósł przedramię, odsłonił dla niej wąski skrawek skóry, wystarczający, by dojrzeć zarys czarnego węża.
Tańczyła dalej, ale nie oddychała, była sztywna i spięta w jego ramionach, desperacko wtulając się twarzą w pachnącą szatę, byle tylko nie musieć myśleć o tym, co zrobiła, co robi i co wciąż mogła zrobić.
Po dłuższej chwili milczenia wypełnionej melodią walca, w końcu wypuściła wstrzymywane powietrze, mocniej oplatając go dłońmi, zaciskając palce na jego dłoni jakby chciała połamać mu kości. Z tym, że, rzecz jasna, nie miała ku temu nawet połowy koniecznej siły.
- Obiecałeś - szepnęła głucho, z wyraźnym oskarżeniem. Ty sukinsynu, słowa nie opuściły jej gardła. - Wiesz, to niesamowite, lordzie Rosier, że pobudza cię myśl o śmierci w objęciach kobiecych ud - mamrotała bez sensu, przymykając powieki, oczekując, a zarazem obawiając się chwili, gdy muzyka dobiegnie końca. - Wiele to sugeruje. Zbyt wiele. Chcesz grać dalej?
Zażenowanie, ten cholerny toksyczny wstyd, na który nie miała już dziś sił, zaczął pieklić się w jej żyłach pod postacią pijackiej wściekłości i zaborczej żądzy. Ty żonaty zboczeńcu. Ty manipulancie. Ty pieprzony kłamco.
Myśl spłynęła na nią nagle, że ma w objęciach jednego z najpotężniejszych czarodziejów, jakich kiedykolwiek spotkała. Że nie jest to mężczyzna, z którym chciałaby dziś być. Że los sobie z niej zakpił. Ale niech jej znów ręka odpadnie, jeżeli wypuści go teraz z garści.
- Jestem Rycerzem. Jestem uzdrowicielką. Jestem upokorzona, zbrukana i twoja. Kim jestem? - Uniosła się na czubkach palców, martwe wcześniej ramiona oplotła wokół niego, ścisnęła, wpiła się w niego jak bluszcz używający drzewa by wzrastać. - Ukarzesz mnie teraz, lordzie Rosier? Powiedz mi, czy zasłużyłam na karę? - wymruczała zajadle w jego szyję. Chciała odejść, chciała zniknąć z tego przeklętego parkietu. Chciała zastąpić wstyd pragnieniem, chciała zastąpić wstyd bólem. Może oboma na raz. Nie myśleć, już do rana nie myśleć o niczym. Miała przecież wprawę w odkładaniu konsekwencji na później.
A walc trwał.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]03.03.22 10:42
- Nie ma w sobie panna ciekawości świata? - odpowiedział lekko, nieco zawiedziony tym, że nie podjęła rzuconej rękawicy. Ostrość jej reakcji wskazywała na celność, choć jeszcze nie rozumiał, dlaczego ta celność budziła jej rozdrażnienie. - Nie lubi się panna odsłaniać? - Niezrażony zgadywał dalej, obejmująca całą twarz maska zakrywała uniesiony kącik ust - był rozbawiony. Westchnął, kiedy zrujnowała nastrój, wspominając o trupach. Myśl, że mogła mieć coś wspólnego z badaniem zwłok nie budziła fascynacji, nie tego oczekiwał od kobiet. - Można tak powiedzieć - dodał wymijająco na figlarne pytanie o swoje ramię, choć ton jego głosu nie brzmiał wcale, jakby chciał uciąć tę rozmowę. Przyglądał się jej z zainteresowaniem, maska nie zasłaniała całej jej twarzy, wiedział już na pewno, że nie była damą - pomijając maniery, które mogły zgubić się pod wpływem alkoholu, to żadna dama nigdy nie przyznałaby na Sabacie, że nie interesuje ją to, kto na nią patrzy: wszak to ich wszystkich właśnie definiowało - salonowe gry były jej obce. Podbródek musiał być znajomy i należeć do rycerki, jasne włosy zawężały wybór. Jej pragnienie dominacji poprzez śmierć i cierpienie wydawało mu się zabawne, bo nie mógł wziąć go na poważnie, słysząc je z ust pięknej kobiety. Nie odpowiedział nic na pytanie czy też to czuł. Nawet sobie nie wyobrażała, ale ponieważ to pragnienie było u niego realne i spełnione - nie mówił o nim w miejscach takie jak te. Wkrótce porwał ich wspólny taniec, a rozmowy przy stole przestały mieć znaczenie. Trzymał brodę uniesioną wysoko, gdy złożyła policzek na jego ramieniu, zdecydowanie zbyt blisko i zbyt poufale, uniesiona broda dystansowała jego, lecz dystans ten ostatecznie zrujnowały wypowiedziane słowa.
Poczuł jej dłoń, zawzięcie oplatającą jego palce, przeniósł własne na jej nadgarstek, zaciskając je mocniej. Powinna się pilnować, a przede wszystkim - nie zapominać, gdzie było jej miejsce.
- Nie złamałem obietnicy - zastrzegł, wciąż lekkim tonem, bynajmniej, obiecał nie mówić nic samemu sobie, a też nie miał zwyczaju rozmawiać samemu ze sobą. Wypuścił z ust powietrze bezgłośnie w zduszonym śmiechu, kiedy wspomniała o przyjemnościach płynących z jej słów, bawił go ludzki wstyd, bo nie miał własnego, lecz ostrza jej słów nie zostały skierowane celnie. Nie podniecała go myśl o własnej śmierci, ni z kobiecej ni z męskiej ręki. Atrakcyjniejsze było dla niego zadawanie krzywdy, niżeli bycie ofiarą, pozycja słabego, bezwolnego i podległego kobiecie była dla niego równie obrzydliwa, upokarzająca i śmieszna, co zwyczajnie nierealna - i dlatego nie wziął jej na poważnie. - A panna, obawiam się, nie wygrywa tej gry - przypomniał, gdy pytała, czy chciał grać dalej. Mogła sądzić, że ten cios będzie celniejszy, niż faktycznie był; rozmowa z piękną i wyraźnie otwartą kobietą była mu przyjemna, lecz niewiele nadto. Nie był już młokosem, nie był też samotny. Nie wypuścił jej nadgarstka z uścisku, niestrudzenie kontynuując taniec pośród innych par.
- Panna Multon - westchnął, gdy oznajmiła, ze jest uzdrowicielką. Nie było w tym nic zaskakującego, pamiętał przecież jej zachowanie z uroczystości pogrzebowych Alpharda, kiedy zakłóciła żałobę Melisande. W tonie jego głosu nie było zaskoczenia. - Tak - odpowiedział na jej pytanie, wciąż swobodnie, nonszalanckim tonem, zasłużyła sobie: zachowywała się nieodpowiedzialnie. - Ale sama się panna upokorzyła dostatecznie mocno, moja interwencja wydaje się zbędna - objaśnił równie lekko, słowa nie rozproszyły jego kroków, prowadził ją przez walca dalej parkietem. Zadarł brodę wyżej, gdy wypuściła powietrze w jego szyję, miała prawo być rozgoryczona, a sam jej pozwolił na przekroczenie pewnej granicy, ale teraz: nadszedł czas ustawić ją do pionu. - Jest panna pijana jak podlotek, który pierwszy raz zwinął rodzicom butelkę malinowej nalewki i nie potrafił przewidzieć konsekwencji wypitego alkoholu - mówił dalej, patrząc gdzieś ponad jej ramieniem na salę, od czasu do czasu powracając wzrokiem ku jej twarzy. - Nie rozumie panna podstawowych spraw, Sabat to wasze drugie potknięcie. - Ufał, że pierwszego wspominać nie musiał. - Noworoczny bal w Hampton Court to największe wydarzenie towarzyskie tego kraju. Śmietanka towarzystwa. Najważniejsi ludzie. Ci, których poparcie jest nam bezwzględnie potrzebne. - Zachowywała się jak dziecko, więc tak właśnie zamierzał ją potraktować. - Zaproszenie tutaj Rycerzy Walpurgii, ludzi, którzy dojście na szczyt tego towarzystwa wywalczyli sobie zasługami i oddaniem, jest poważnym krokiem w naszej sprawie. Pytanie: jak na nas zareaguje owa śmietanka, jeśli nasi ludzie będą zachowywać się na tych salonach na poziomie rechoczących chochlików? - zapytał uprzejmie, nie zmieniając ni o nutę tonu głosu. - Jak nędzna swołocz na wiejskim jarmarku - dodał, z westchnieniem wypełnionym nie złością, a zawodem. Nie tego oczekiwał od Rycerzy. - Brakuje mi wybekania portowej przyśpiewki o mordowaniu mugoli i wskoczenia na stół celem odtańczenia kankana. Tyle dla panny znaczą nasze idee, panno Multon? Ta pogarda, którą okazuje panna wszystkim wokół tutaj, a przede wszystkim gospodyni tego przyjęcia, to są panny emocje wobec celu, który usiłujemy osiągnąć? Karkołomne przyświeca nam zadanie, jeśli nasi ludzie zamierzają prowadzić wobec nas działalność dywersyjną - Ton jego głosu pozostał lekki, jakby prowadził luźną pogawędkę w trakcie tańca, opinia publiczna miała znaczenie; nie byli barbarzyńcami, nie byli zwierzętami żądnymi krwi, nie byli pozbawionymi manier prostymi kmiotami. Walczyli o wyższość czystej krwi: lecz czy czysta krew mogła zachowywać się w taki sposób na najbardziej elitarnych salonach Londynu?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wschodnie skrzydło - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wschodnie skrzydło [odnośnik]03.03.22 12:45
- Nie lubię odsłaniać się bardziej niż wymaga tego sytuacja, lordzie - przyznała szeptem, nie obawiając się dłużej mierzyć z jego ciemnym spojrzeniem, spoglądać w oczy, których nie potrafiła rozpoznać, nie potrafiła odczytać; nie potrafiłaby tego pewnie nawet, gdyby szumiące w żyłach wino nie zaćmiewało jej osądu sytuacji, mieszało to co słuszne i to co haniebne w kalejdoskop czynów, za które odpowiedzialności nie chciała i nie zamierzała brać.
Przekraczała granice, stąpała po nich niewygodnymi obcasami, ponieważ przebite fragmenty krwawiącego serca raniły ją mocniej niż chciałaby na to pozwolić, ból zmuszał do szukania alternatywnej rozrywki, z której wynieść nie mogła nic więcej poza złudną i ulotną rozkoszą. Zbyt późno zdała sobie sprawę z tego, na jak wielkie wystawiła się pośmiewisko. Pijana trunkiem i własnym żalem zatraciła ostrożność, własne postanowienie, że zgodnie z obietnicą, jaką złożyła Odetcie, zachowywać się będzie tylko tak jak przystało na damę. Mówiła tytularnie i mniej wulgarnie niż kiedykolwiek, unikała parkietu, unikała tłumów, które mogły ją zgubić, lecz cóż z tego, skoro uległa najprostszej manipulacji, pozwalając, by mężczyzna - wcale nie tak obcy jak pragnęła - wyrwał z niej prawdziwe nazwisko i wszelką słabość.
W wolnym tańcu, wirując w świecie jaskrawych kolorów, świateł, śmiechu, upokorzyła się, a upokorzenie to paliło żywiej niż cała wcześniejsza wściekłość. Nie powinna odpuszczać, nie powinna chować się za stołem obfitości z kieliszkiem i samotnością. Była przegrana, od początku skazana na porażkę; mogła chociaż wykorzystać to, aby raz na zawsze pozbyć się swojego jedynego problemu, dokonać rozkosznego mordu na kobiecie, która - choć nie znała jej nazwiska, nie spojrzała w jej kierunku ani jeden raz - zepsuła w niej dziś wszystko, obróciła w proch radość idącą z zaszczytnego zaproszenia na najważniejsze wydarzenie sfery.
Sfery, do której nigdy nie potrafiła się dopasować. Była córką odrzuconej wariatki, dzikuski, czego do cholery ośmielała się spodziewać?
Tristan Rosier prowadził ją w tańcu jak lalkę, a ona pozwalała na to, chwytając się łapczywie jego ramion, bo co jeszcze jej pozostało? Zaciśnięte na nadgarstku palce wywoływały otrzeźwiający ból. Rozkoszny ból. Czy ktokolwiek zwrócił na to uwagę, czy ich obserwował? Skrywali się za maskami, ale te maski były wyłącznie ułudą. Wszyscy wiedzieli, że nie jest tym, kogo próbowała grać, tak samo jak wiedzieli, że on ma nad nią władzę.
Uchwyć mnie mocniej, zewrzyj pięść, zostaw siniaki, niech poleje się krew. Metaliczna woń i elektryzujący ból byłyby chociaż znajome, potrafiłaby się w nich rozeznać, przetrwać. Złapałaby grunt pod stopami i przestała czuć jak dusza spętana więzami snu. Koszmaru.
- Bingo. Liczy lord na nagrodę? - zapytała cicho, ale wiedziała już, że nie podąży za jej grą. Każde kolejne słowo wciskało się w nią jak szpila, upuszczało więcej i więcej z jej dumy, aż został po niej tylko uschnięty śmieć. Miała ochotę zachichotać histerycznie, może nawet to zrobiła, chowając twarz w jego pachnącej szacie. Jeśli miał problem, mógł ją odepchnąć, ale przeczuwała, że tego nie zrobi. - Przestań. Nic nie wiesz, niczego nie rozumiesz - syczała, ale powstrzymała się przed błaganiem go. Może miał rację. Nie, wcale nie miał. Nie była aż tak żałosna jak próbował ją przedstawiać, nie mogła poddać się jego kolejnej manipulacji. - Nie masz racji, nie jestem taka, chcesz jednak, bym taka była, bo to połechtałoby twoje ego. - Wciąż mówiła szeptem, najlżejszym, muskając jego szyję ciepłym oddechem pachnącym winem i złością. Była tak blisko jego gardła, że niemal czuła pulsowanie tętnicy. Jak bardzo skończona byłaby, gdyby zatopiła w niej teraz zęby, rozerwała skórę i przełknęła gorącą krew? Gdyby pozwoliła mu upaść przed nią na kolana i żałośnie się wykrwawić? Prawie oblizała wargi na samo wyobrażenie. Powstrzymywała ją tylko świadomość nieuchronnej po tym czynie śmierci. - Mówiłam ci, żebyś mnie zostawił. Wszystko, co ze mnie wyciągnąłeś, uczyniłeś z rozmysłem i co ci to dało? Lubisz zabawiać się z kobietami, lubisz ich dotyk, ich ból? - Zaciągnęła się mocno powietrzem i zmieniła kierunek: - Nie urodziłam się na salonach. Moje miejsce jest w ciemności, jestem najemnikiem, ale zachowywałam się wystarczająco dobrze, dopóki się nie pojawiłeś. Siedziałabym i piła w samotności, jeżeli tylko nie zabrakłoby ci tej czczej rozrywki. - Czy naprawdę upadła już tak nisko, by się przed nim tłumaczyć, czy to echo trzeźwego szacunku nakazywało jej pozbierać odłamki rozbitej godności? Odłamki te jednak nie pasowały już do siebie, nie mogła ich złożyć, gdy była tak pijana. Ręce jej drżały, ale się nie odsunęła, nie próbowała uciec.
Uśmiechaj się, tańcz. Cała sfera patrzy.
I nagle coś w niej pękło. Wściekłość, niemoc, wstyd, wrzące we mgle śmierdzącej winem i żółcią. Oskarżał ją o dywersję? Kim był, skoro nie potrafił jej tego udowodnić ani należycie ukarać? Ból zranionego serca, utraconej dumy naprawić mogło tylko jedno. To, co znała, to co mogła zapamiętać i wynieść z tego pożal się Merlinie Sabatu. Dłoń owinięta wokół jego barku przesunęła się nagle na jego kark i zacisnęła tam, chwytając w garść skórę i włosy, szarpiąc je do bólu, choć ani na moment nie przerwała walca.
Druga dłoń paradoksalnie zwiotczała w uścisku oplecionym wokół nadgarstka, z prześmiewczą niemal pokorą. Odchyliła głowę i spojrzała na niego połyskującymi za maską oczami, wargę przygryzając tak mocno, że czerwoną szminkę uwydatniła jeszcze bardziej szkarłatna krew.
- Spodziewałam się po tobie więcej, lordzie Tristanie Rosier - powiedziała cicho, nagle mroczniej, głębiej, nie swoim głosem. Głosem szaleństwa, które nosiła w sobie i nie potrafiła dłużej utrzymać na wodzy. - Mogę wziąć sobie twoje słowa do serca i nauczyć się żyć pomiędzy wami wtedy, gdy nie będę mieć wyjścia innego niż wkroczyć w światło szlachty. Ale co z tego? To tylko słowa. Oskarżasz mnie o dywersję, ale nie potrafisz należycie ukarać. - Długie paznokcie na jego karku prawie rwały delikatne włosy. - Wiesz co powinieneś zrobić. Znasz niejedno zaklęcie, które zadałoby mi ból. - Daj mi go, daj mi ból, bo tylko ten ból zawróci moją uwagę tam, gdzie łzy nie będą napływać do mych oczu na myśl o kolejnej porażce. - Zamiast tego obejmujesz mnie i pozwalasz mi cię pieścić. Karcisz mnie jak niepokorną damę, a nie żołnierza, którym jestem. Bo co? Bo boisz się odrobiny krwi i krzyku? - Jej głupie słowa nie miały dłużej żadnego sensu innego niż pragnienie sprowokowania go. Idiotycznego sprowokowania do tego, by ją skrzywdził. Skrzywdził tak, by nie zapamiętała z tragicznego Sabatu niczego poza tym. - Mogłabym cię teraz uderzyć. Mogłabym znaleźć twoją żonę i zrobić jej krzywdę. I co? Wciąż pokusiłbyś się tylko na słowa? - Spojrzała wymownie na jego rękaw, ten, który skrywał Mroczny Znak. Wspięła się na czubki butów, na krótką chwilę straciła krok w tańcu. - Jesteś moim dowódcą i wykonam każdy twój rozkaz. Ale co z tego, Tristan, skoro jesteś tchórzem? - Chciała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko grymas.
Spróbowała oswobodzić się, odsunąć od niego. Pieśń dobiegła końca, taniec się zmieniał, a ona obiecała mu tylko jeden. Miała dość.
Miała ochotę wyć.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Wschodnie skrzydło
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach