Wydarzenia


Ekipa forum
Dolina Downs Bank
AutorWiadomość
Dolina Downs Bank [odnośnik]29.07.21 10:21
First topic message reminder :

Dolina Downs Bank

Downs Bank to polodowcowa dolina znajdująca się nieopodal miasteczka Stroke on Trent przecięta szemrzącym strumieniem obficie zamieszkałym przez ryby. Wydaje się ogarnięta spokojem - przyroda rozkwita z dala od ludzkich siedlisk, tak mugolskich, jak czarodziejskich. Podobnie jak na terenach całego Staffordshire nietrudno jest natrafić tutaj na różne gatunki magicznych zwierząt. Osławione są pielęgnowane w pobliżu uprawy chmielu oraz innych roślin wykorzystywanych do produkcji witek w czarodziejskich miotłach. Jeszcze kilkanaście lat temu dolina była otoczona wrzosowiskami, lecz dziś większość z nich zarosła młodymi lasami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dolina Downs Bank - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]16.11.21 10:47
Wstając z klęczek, pozwoliła sobie na chwilę oddechu, obejmując wzrokiem scenę tragedii, w której przyszło im uczestniczyć. Byli tylko tymczasową pomocą, pojawiającą się raz na czas i zaraz potem rozpływającą się w powietrzu, by ruszyć do kolejnego miejsca. Ilość i zapotrzebowanie przewyższało możliwości, któregokolwiek z nich i tylko wspólnie zdolni byli jeszcze zachować ciągłość współpracy. Bacznie przyglądała się działaniom wojennym na tyle na ile zdolna była zrozumieć kolejne posunięcia każdej ze stron i o ile kolejne zadane ciosy jawiły się coraz brutalniej, na szczęście wciąż silnie opierały się te miejsca, które nie tolerowały uzurpatorskiej władzy brutalnych morderców. Przeszła szybkim krokiem po magazynie, zerkając na poszczególnych odpoczywających i upewniając się, że każdemu nie brakuje ciepłych tkanin, a w oko wpadła jej starsza kobieta, kaszląca gwałtownie do przybrudzonej chusteczki. - Respiro. - Wyszeptała, kierując koniec różdżki w stronę gardła poszkodowanej, a zaraz potem kontynuując wymawianie kolejnego zaklęcia. - Anapneo. - Kiedy oba okazały się udane, rozluźniła wreszcie napięte ramiona, w uldze uratowanego życia.
Po ostatecznej inspekcji dołączyła do Wright, przyglądając się ostatnim działaniom czarownicy i kiwając potakująco na wypowiadane słowa. - Oczywiście, twoja sowa znajdzie kontakt ze mną kiedy tylko będziesz chciała, a co do sposobu komunikacji, podejmę ten temat u Greengrassów, może będą w stanie zaoferować swoje wsparcie naukowe i nie tylko. Na pewno też i wy znacie wielu zacnych badaczy, to kwestia, którą warto rozważyć dokładniej. - Sama nie znała się na wynalazkach magicznych, ale jednocześnie nie wątpiła w fakt, iż wśród sprzymierzeńców ich sprawy wiele było osób o wybitnych umiejętnościach skierowanych w najróżniejsze dziedziny. Widząc zmierzającego w ich kierunku Herberta, przeprosiła na chwilę Roselyn skinieniem głowy i pomogła mężczyźnie w noszeniu kocy, rozdając je do poszczególnych osób. Gdy ponownie dołączyła do uzdrowicielki, szybka ocena sytuacji wystarczyło do przyuważenia poważnych oparzeń, jakie trawiły organizm rannej kobiety. Istotnie potrzebował tutaj zaklęć silnych, a przede wszystkim skutecznych, na co Fancourt jeszcze raz omiotła bursztynowym spojrzeniem wyschniętą już warstwę maści leczniczych miejscowej alchemiczki.
- Nie jestem pewna, czy podołam Cauma Sanavi Totalum z całkowitą skutecznością, ale mogłabym spróbować inkantacji Horribilis? Gdyby mnie się nie udało, będziesz miała szansę poprawić działanie magii. - Zaproponowała, w zastanowieniu unosząc różdżkę. Przygotowała odpowiednio zgięcie nadgarstka, po czym wypowiedziała słowa ostrożnie. - Cauma Sanavi Horribilis. - Niestety, chociaż z różdżki wyleciało kilka łagodnych strumieni magii, to nie były one w pełni satysfakcjonujące. Pokręciła głową przecząco i uniosła spojrzenie w stronę Rose. - Może ty będziesz mieć więcej szczęścia.


quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
Ronja Fancourt
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
玉兰花
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9639-ronja-fancourt https://www.morsmordre.net/t9640-demimoz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f360-hornchurch-haynes-road-39 https://www.morsmordre.net/t9641-skrytka-bankowa-nr-2194#293080 https://www.morsmordre.net/t9643-ronja-fancourt#293083
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]17.11.21 14:16
Nie liczył ile kursów zrobił z kocami oraz cieplejszymi okryciami wierzchnimi, nie było to teraz ważne. Wchodził i wychodził wraz z innymi, którzy mieli dość siły i energii aby go wspomóc. W oczach poszkodowanych mieszkańców widział nieme pytanie: Co teraz? Jak mieli dalej żyć kiedy ich domostwa zostały zniszczone i nie było sensu żyć tu dalej ze świadomością, że wróg może wrócić w każdej chwili i dokończyć dzieła zniszczenia.
-Muszą ponieść karę! - Usłyszał butny głos za sobą należący do wysokiego i chudego nastolatka, który przerzucał przez ramię kapę okrywającą wcześniej tapczan. Brali wszystko co się dało, łącznie z pościelą i kołdrami.
-I tak będzie. - Zapewnił go stanowczo Herbert, ale to sprawiło, że chłopak tylko zmarszczył brwi.
-Jak? Jak chcecie wymierzyć im karę? - Zapytał butnie z oskarżycielską nutą w głosie.
-Jak ty byś to zrobił? - Zapytał go botanik otwierając szafę w poszukiwaniu czegoś co może przydać się w magazynie.
-Wytropił ich i dopadł!
-A co potem?
-Szukał bym kolejnych i ich wykańczał.
-Bardzo odważnie i jednocześnie głupio. - Grey zamknął drzwi szafy wyciągając z niej wcześniej zapasową pościel. -Nie wytropisz każdego, nie dopadniesz każdego. Za jedną grupę wroga, cierpi cała wioska. Jaki masz rachunek?
-To co? Mamy siedzieć z założonymi rękami i czekać aż zaatakują?
-Zakon Feniksa działa po szkodzie ale również przed nią. Ponadto aby wygrać wojnę, czasami trzeba przegrać parę bitew. Nie ma sensu walczyć jeżeli nie ma dla kogo. - Wyszedł z budynku, a młodzik podreptał za nim.
-Nie rozumiem.
-Wojnę należy wygrać dla ludzi. Dla kogoś kto będzie miał szansę żyć w odzyskanym świecie. Czy wiesz dlaczego atakują wioski, miasteczka?
-Z nienawiści.
-By zlikwidować wszystkich tych, dla których warto walczyć. By zabrać Zakonowi i wam nadzieję, siłę. - Herbert spojrzał poważnie na nastolatka kiedy szli ze zdobyczami do magazynu. -To prawda, łatamy dziury, ale nie zapominamy o ludziach. W wojnie to oni są najważniejsi. Zakon zaś wraz z rodziną Greengrass nie zostawi was samym sobie. Teraz wydaje się, że nie ma nadziei, nie ma szans na przetrwanie, ale sojusz jest coraz silniejszy. Coraz więcej ludzi dołącza do szeregów Zakonu. Jeżeli ludzie, mieszkańcy się zbuntują to wróg nie będzie miał gdzie uderzać. To jest nasza siła. Twoja siła.
Nastolatek milczał przez resztę drogi analizując słowa, które usłyszał. Gotowała się w nim chęć zemsty i zadośćuczynienia za straty jakie ponieśli mieszkańcy. Chciał działać i pragnął zrobić coś wielkiego.
-Chcę walczyć razem z wami!
-Już to robisz. - Nie czuł się dobrze w roli mentora, w której właśnie się znalazł. Zwykle to on był tym, który cały rozpalony wizjami szedł do przodu bez namysłu. W nastolatku widział siebie, tą samą energię i chęć działania. Weszli do magazynu gdzie uzdrowicielki uwijały się wokół rannych. -Spójrz. Pomagając, wspierając już walczysz. Niesiesz pocieszenie.
Było to zbyt górnolotne, ale nie chciał pokazać alternatywę. Za wielu młodych ginęło w walce.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]19.11.21 0:53
Słowa czarownicy dały jej do myślenia, chociaż uwaga skupiała się na powierzonym im zadaniu, gdzieś na skraju uwagi zagnieździła się potrzeba rozważenia tej kwestii na chłodno. Gdy wojenny kurz opadnie, gdy będzie chociaż chwila na to, aby złapać spokojny oddech. Zakon posiadał w swoich szeregach uzdrowicieli, którzy gotowi byli służyć swoją różdżką w podobnych sytuacjach. Mimo to same chęci były niewystarczające. Potrzebowali organizacji oraz odpowiedniego przeszkolenia. Przez lata spędzone w Mungu rozwijała swoje talenty i pogłębiała wiedzę, praca w lecznicy rozwinęła jej spektrum leczniczego poznania, musiała umieć działać przy użyciu jak najmniejszych środków. Podejmowanie się pracy na terenach zagrożonych, w ferworze walki wymagało jednak szeregu zupełnie innych zdolności, tych które niekiedy zahaczały o inne dziedziny magii jak chociażby panowania nad magią defensywną, umiejętność zadbania o bezpieczeństwo własne i samego pacjenta. Do tego dochodziła skomplikowana kwestia logistyczna. Musieli wiedzieć kiedy przybyć, gdzie - ciężko było rozwiązać ten problem za pomocą dotychczas znanych rozwiązań. Wszystko to wymagało dokładnego przemyślenia i dyskusji wśród kadry uzdrowicielskiej. Musiało poczekać.
- Porozmawiamy o tym po wszystkim - obiecała czarownicy - Myślę, że sprawę należy przedyskutować w szerszym gronie. Znam kilku uzdrowicieli, wspólnymi siłami będziemy w stanie podjąć próbę stawienia temu czoła - dodała energicznie, przelotnie spoglądając w stronę czarownicy.
Zdawało jej się, że trwoniła czas. Chociaż każda godzina w lecznicy wymagała od niej maksymalnego skupienia i oddania swojej pracy, chociaż zostawała dłużej, odwiedzała swoich pacjentów w domach… To było zbyt mało. Działać na małą skalę, gdy potrzebowali rozmachu. Za mało. Niewystarczająco. Nie potrafiła odnaleźć w tym żadnej metody. Pracowała tak ciężko na ile pozwalały jej siły i jej sytuacja, ale gdy poświęcała się jednej kwestii, umykała jej druga. Wpadła w syzyfowy cug.
Przechodziła od pacjenta do pacjenta, poprawiając bandaże, analizując rany. Nie szczędząc słów, gdy rodzina potrzebowała je usłyszeć.
Uwaga na chwilę rozproszyła się pod wpływem toczących się dyskusji. Byli wściekli i mieli do tego prawo. Chcieli pomsty, a za to nie mogła ich winić. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że nie byli aniołami zemsty. Zakon chociaż wciąż w percepcji wielu był jedynie bojówką, garstką buntowników, posiadał swojego lidera - Ministra Magii, a Wizengamot wciąż stanowił prawo, nawet jeśli jego członkowie opuścili gmach ministerstwa. Głęboko wierzyła w to, że należało wciąż go postrzegać. Karać, gdy wyrok był ustanowiony przez prawo, nie przez decyzję jednostki. Zdawała sobie sprawę z tego, że prawa wojny rządziły się inaczej. Czym innym była walka. Czym innym stawienie się przed wymiarem sprawiedliwości - rozliczenie win i nadanie kary. Nie chciała przemocy, ale ta nadeszła mimo jej woli. Wojna była nią przepełniona. Mogła jedynie wybrać w co wierzy, a wierzyła że atak na ludność cywilną był aktem okrucieństwa. Krocząc ulicami miasta łatwo było dostrzec, że nie rozegrała się tu bitwa. Zaatakowano ich. Doszło do pogromu ludności mugolskiej, a w ataku cierpieli również czarodzieje, którzy nie wygnali niemagicznych ze swoich terenów.
Spojrzenie pomknęło w stronę dziewczyny, tej samej, z którą przed chwilą prowadziła rozmowę. Ciężko było wymagać od nich wszystkich, aby im zaufali. Mimo wszystko obecni czarodzieje, zdawali się przysłuchiwać rozmowie prowadzonej przez Herberta i młodzieńca. Nie walczyli, nie podnosili buntu.
Nie mogła jednak pozwolić sobie na podjęcie tematu, zamiast tego poświęciła uwagę uzdrowicielce. Nie była pewna czy sama zdoła podołać zaklęciu, nie należało niepotrzebnie ryzykować.
Magia bywała kapryśna, a zaklęcia nie raz wymagały powtórzenia. Dlatego łatwiej było działać w grupie. Zbliżyła się do pacjentki, zaciskając palce na różdżce - Cauma Sanavi Horibilis - powiedziała, wykonując świadomy ruch różdżką. Czuła jednak, że pełnia zaklęcia nie uwolniła się z jej czubka. Zbyt słaba, aby zmobilizować tkankę do zrostu. Wyczuła własny błąd. To, że między zgłoski wdało się niedbalstwo. - Cauma Sanavi Horibilis - powtórzyła, starając się nie popełnić tego samego błędu.
Czuła zmęczenie. Stres i zmęczenie zdawały się ją zdominować. Dłoń ponownie zacisnęła się na różdżce. Tym razem, nie popełniła wcześniejszych błędów. - Cauma Sanavi Horibilis - poczuła jak magnoliowe drewno wibruje pod palcami. Poczuła moc przepływającą przez jej palce dłoń, magia poddała się jej woli, a przestrzegając jej praw mogli czynić cuda.
Czuła, że powoli zaczyna opanowywać ją zmęczenie. Wysiłek, którego wymagały od niej zaawansowane zaklęcia dawał o sobie znać. Wiedziała, że czeka ją jeszcze długie godziny spędzone wśród mieszkańców doliny. Godziny spędzone na szeptaniu inkantacji, pomocy przy organizacji ich schronienia, oczekiwaniu na kolejne wieści o tym co mają uczynić dalej. Czas pędził nieopamiętanie. Nie czuła jego upływu. Jedynie nasilające się zmęczenie, ciało domagające się odpoczynku. Zdawała sobie sprawę jednak, że dzisiejszej nocy sen nie przyjdzie z łatwością.

|zt



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend




Ostatnio zmieniony przez Roselyn Wright dnia 06.12.21 18:23, w całości zmieniany 1 raz
Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]23.11.21 14:23
Uniosła głowę wyżej, tafla czarnych włosów spłynęła po plecach w luźnym upięciu, gdy wreszcie powoli pozwoliła sobie na stwierdzenie, że to koniec. A może dopiero jego początek? Zrobili tyle ile mogli, pomagając w ramach swoich możliwości i czasu reakcji, którego w końcu mieli tylko ograniczoną ilość. - Wyobrażam sobie, że słowa puste w swej przenośni, niewiele mogą wnieść do waszych żyć. - Zaczęła, podnosząc głos i zwracając się do ogółu zgromadzonych. - Ale chociaż nie mogę wam obiecać wszystkiego, a moje słowo koniec końców będzie tylko słowem, podobnie jak każdego z nas, to ród Greengrass nie odejdzie. Nie opuści was ani wsparcie ich, ani nasze, którego mogliście doświadczyć tutaj. Co tylko będziemy w stanie ofiarować, jak szybko się znaleźć w waszym otoczeniu, przybędziemy. Chociażby samemu ponieść ciężar bólu trawiący teraz wasze serca. - Uśmiechnęła się smutno do dwóch młodych dziewczynek, które wcześniej opatrywała, a potem kierując swój wzrok na wzburzonego chłopaka, z którym rozmawiał Herbert.
- Jestem otwarta na rozmowę. Twoja sowa mnie znajdzie, zawsze też chętnie ugoszczę cię w rezerwacie. Chociaż punkt medyczny pozostawia wiele do życzenia w kwestii luksusu zaopatrzenia. - Zapewniła Roselyn, już na pierwszy rzut oka doceniają sensowny tok rozumowania kobiety. Pochwyciła w dłonie pozostałe z brunatnych koc i rozciągnęła je na tych, którzy sami nie byli jeszcze zdolni do poruszania się lub odeszli w objęcia głębokiego snu chorego. Gdy szepty rozmów uspokoiły się, zwróciła się do Greya, splatając dłonie za siebie. - Dziękuję za te słowa. Taką postawę, którą pokazałeś tamtemu chłopcu, rzadko się spotyka. Dajesz mu coś więcej niż żądzę zemsty. Nadzieję. - Kiwnęła głową do czarodzieja, po raz ostatni rzucając spojrzenie w stronę wykonywanych przez drugą uzdrowicielkę zaklęć. Podobnie do Fancourt miała ona trudność w odpowiednim sformułowaniu wyjątkowo trudnej inkantacji, ale w końcu podołały wyzwaniu, skutecznie wyzwalając kojące działanie magii.
Dolina Downs Bank na pewno nie zaśnie spokojnie jeszcze przez wiele dni i nocy, ale poczucie towarzystwa i wsparcie, jakie ofiarowali poszkodowanym, mogło dać to jedno ziarno odwagi w ciemności, którego potrzebowali ci, których duch wytrwałości opuszczał już całkowicie. Rozbite rodziny, zwęglona skóra i strach, który próbowali zwalczyć za wszelką cenę. Tym razem nie zamierzała ofiarowywać im więcej słów, niż było to konieczne. Bo chociaż żyła słowem i z niego się utrzymywała, niektóre momenty wymagały po prostu ciszy. Prostej odwagi milczenia.
Wiedzieli to wszyscy. Że niezwykle trudno jest być dobrym dla świata, który przez całe życie darzył nas wyłącznie nienawiścią. Trudno jest widzieć dobro w świecie, który zawsze budził w nas strach. A mimo tego, nie zamierzali z tego świata rezygnować. Nie, dopóki w piersi były im serca czyste, nawet pośród zwątpienia.
| zt. dla ronji


quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
Ronja Fancourt
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
玉兰花
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9639-ronja-fancourt https://www.morsmordre.net/t9640-demimoz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f360-hornchurch-haynes-road-39 https://www.morsmordre.net/t9641-skrytka-bankowa-nr-2194#293080 https://www.morsmordre.net/t9643-ronja-fancourt#293083
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]26.11.21 22:48
Wojna zbierała swoje krwawe żniwo, czego świadkami byli właśnie dzisiaj. Chora nienawiść, ideologia popychała wojnę na dalsze tory i nie wiedzieli kiedy to się skończy. Patrzył jak uzdrowicielki uwijają się wśród rannych, podawał im koce oraz pościel, które znaleźli w opuszczonych domach. Była to doraźna pomoc, a na ziemię sojuszu przybywało coraz więcej uchodźców liczących na przeżycie, zima zaś niczego nie ułatwiała. W takich momentach czuł jak wzbiera w nim poczucie bezsilności i zniechęcenia. Nie mogli się jednak poddać, nie w takich momentach kiedy w paru sercach gorzała chęć do walki i przetrwania jak w nastolatku, który podbiegł do swojej rodziny aby podarować im koce. Słysząc głos Ronji obrócił się w jej stronę z odmalowanym zaskoczeniem na twarzy.
-To nam w końcu pozostaje. Nadzieja.- Odpowiedział głucho, trochę szorstko.
Mieszkańcy tego miasteczka zapamiętają na długo tę noc. Będą ją wspominać w opowieściach, będzie przestrogą, wspomnieniem i anegdotą. Nie wiedział co przyniesie przyszłość, ani czy za parę lat ktoś tu jeszcze zamieszka. Przynieśli pomoc, być może nadzieję na lepsze jutro, na szansę wygrania w tej wojnie. Przeprawa zapowiadała się jednak długa i bolesna, a stojąc obok Ronji w tłumie przepełnionym płaczem, ale również wolą walki i życia czuło się iskierkę szansy na wygranie. Jeżeli tylko uda się im rozpalić ogień w tych ludziach, a ten zostałby przekazany dalej to mogli wygrać. Mogli patrzeć z nadzieją na przyszłość, choć bardzo odległą.
Kiedy upewnili się, że ich praca dobiegła końca sami musieli odpocząć. Zmęczeni i osłabieni na nic się zdadzą, nikomu nie pomogą. Wychodząc uścisnął jeszcze dłonie tym, którzy mu pomogli wcześniej w poszukiwaniu rannych i znoszeniu kocy. Zapewnił o swoim wsparciu dodając ostatnie słowa otuchy. Nic w tym momencie więcej nie mogli zrobić. Nie dzisiaj.
Noc ta dołączyła do kolekcji obrazów wojny, tych pełnych łez, krwi i bólu, niezrozumienia tego jak można kogoś nienawidzić tylko za jego pochodzenie. Jak można przedkładać czyjeś urodzenie nad jego osobę i czyny? Czemu karze się niewinnych a nagradza zbrodniarzy? Jeżeli tak ma wyglądać rzeczywistość, to nikt nie chciałby w niej dalej żyć.

|zt dla Herberta


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]23.01.22 18:06
11 stycznia 1958

Sytuacja w Dolinie Downs Bank uspokoiła się, jeżeli wierzyć raportom spływającym bezustannie do Derby, na tyle, by przystąpić do kolejnych działań służących stabilizacji sytuacji w terenie. Według informacji przekazanych przez działających na miejscu po udzieleniu pierwszej, bezpośredniej pomocy czarodziejów, stan zarówno stacji kolejowej jak i okolicznego miasteczka, w szczególności ratusza i okolic był na tyle poważny, że Mare postanowiła zaangażować się osobiście. Wcześniej wysłane patrole oraz grupy uzdrowicielskie odpowiedzialne były za dostarczenie pomocy doraźnej, oraz określenie, czy pojawienie się lady Greengrass w tym miejscu było dla niej bezpieczne. Obiecała Elroyowi, że w przypadku jakiegokolwiek kłopotu nie będzie unosić się dumą; najważniejsze było dostarczenie potrzebnej pomocy, lecz nie mogło być to możliwe, gdyby dostarczającemu stała się krzywda.
Na miejsce dostała się na miotle, pomimo raczej niesprzyjającej aurze. Na całe szczęście, odległość dzieląca Derby i Dolinę nie była szczególnie imponująca, jak na miejsce położone w sąsiednim hrabstwie. Nie była jednak sama — męscy krewni, a w szczególności mąż, przezornie posłali z nią kilku czarodziejów znajdujących się w służbie rodu Greengrass. Mare wierzyła, że ich interwencja nie będzie potrzebna — w końcu sytuacja, po początkowych horrorach miała kierować się ku lepszemu. Lady Greengrass wciąż nie mogła jednak zapomnieć zielonej łuny Mrocznego Znaku, który zawisł nad Stoke—on—Trent. Czuła chyba cały przekrój negatywnych emocji, choć wśród nich na pierwszy plan wybijała się przede wszystkim niezgoda. Nie było miejsca na zgięcie karku, list otrzymany przez Isaiaha, a wystosowany przez Abraxasa Malfoya stanowił najlepiej o tym, jak bardzo lekceważący był stosunek panów Wiltshire do sprawy. Jeżeli spodziewali się, że którykolwiek Greengrass zdecyduje się podjąć negocjacje ze zdrajcami, z tymi, którzy w zdrową tkankę hrabstwa postanowili wbić nóż i gmerać nim bez pomyślunku i myśli o tym, że za każde zło przychodziła wreszcie kara, musieli być wyjątkowo nierozsądni.
Mare potrafiła odebrać lekcję pokory. Nie było miejsca ani czasu na czarowanie rzeczywistości, w której się znaleźli. To ciężką pracą, oddaniem i przede wszystkim reakcją, wyciagniętą nauką oraz naprawą popełnionych wcześniej błędów przywrócą Staffordshire i Dolinę Downs Bank do dawnej świetności. Wspólnie zbudują nową, lepszą przyszłość, w której nie będzie miejsca na egoizm popchany próbą zdobycia chwały na złamanych karkach sąsiadów. Tak długo, jak będzie lady Greengrass, tak długo, jak w jej płucach wciąż pozostanie tlen, a w żyłach pędzić będzie krew — tak długo nie będzie jej zgody na niesprawiedliwość.
Wylądowała miękko na fragmencie chodnika przykrytym miękkim, śnieżnym puchem. Przed nią znajdowała się wciąż jeszcze śmierdząca ogniem i spalenizną budowla, a raczej jej szkielet. Stacja kolejowa była o tyle ważna dla tego regionu, że odpowiadała za doprowadzanie dostaw do głównego węzła kolejowego w znajdującym się niedaleko mieście. Przywrócenie normalnego ruchu pociągów było więc kluczowe dla zabezpieczenia dalszego łańcucha dostaw oraz ewentualnej mobilności lokalnej ludności mugolskiej. Wszystkie raporty mówiły nie tylko o ofiarach, ale też o ocalałych. I dla nich należało się starać.
Mare poprawiła kaptur, który pod wpływem silniejszego podmuchu wiatru zsunął się nieco z rudych włosów. Peleryna zimowa w błękicie rodowych barw ozdobiona była nie tylko kapturem obszytym czarnym futrem, ale także srebrnymi guzikami, na których wygrawerowano herb rodu Greengrass. Sam ubiór wierzchni lady Mare nie pozostawiał wątpliwości co do tego, z kim miało się przyjemność.
Zielone oczy uważnie rozejrzały się po otoczeniu. To tu umówiła się na spotkanie z polecanym przez jednego ze starych Wellersów człowiekiem szczególnie znającym się na gospodarce. Osoba ta, której płci ani imienia stary Wellers nie chciał zdradzić, a za którą ręczył tak gorąco, że Mare nie miała serca odmawiać, miała stawić się właśnie tutaj. Miała nadzieję, że nic po drodze nie opóźniło jej przybycia. Patrole graniczne oraz leśne wciąż przeczesywały całe połacie terenu, nawet jeżeli nie udało się wyłapać wszystkich szmalcowników i złoczyńców, doprowadzenie sytuacji do normy stanowiło tylko kwestię czasu.

| ekwipunek: różdżka, miotła, sakiewka (100PM).


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]24.01.22 0:25
Nie była aż tak zżyta z rodziną, aby jej można było coś „nakazać” – Hans, wzorem Wellersów przez pokolenia, przyjął ją do tych, którzy talentami mieli wnosić dobre geny albo genialne umysły. Z tym drugim u Thalii w większości był problem, z tym pierwszym to głównym pytaniem było, czy do genów liczyć metamorfomagię, czy jednak tylko wygląd, bo jeżeli w opcję wchodziła druga opcja, to też mogło nie być za ciekawie. Mimo to, co jakiś czas decydowała się przychylić do próśb albo wystosowanych w jej stronę uprzejmych zobowiązań, które mogłaby przyjąć aby wspomóc wysiłki i działania na lądzie. Jednym z takich epizodów stać się miało wspomożenie wysiłków na ziemiach Greengrassów, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Nie umiała nawet opisać tego, jak mocno bolał ją widok ziemi przeoranej czystym okrucieństwem i nienawiścią – od momentu, kiedy usłyszała o wszystkim, miała ochotę zapuszczać się gdziekolwiek, ale nie na tamte tereny. Część duszy podpowiadała jej jednak, że to absolutnie niemożliwe i że zrobi to, oddalając się od kogokolwiek. Za bardzo potrzebowała i chciała rozumieć, aby jakkolwiek móc odmówić sobie tych widoków. Nawet jeżeli wydawały się wypalać wszystko i sprawiały, że drżała.
Nie sądziła, że do rodziny przyjdzie prośba od samych lordów, ale chyba nie powinno ją to dziwić; nie do końca rozumiała powiązania Wellersów z lordami, którzy mieli smoki, ale z niewyjaśnionego powodu chwalili się motylami (czy była w tym jakaś zależność, której nie rozumiała? Czy rody szlacheckie zaklepywały symbole i jak przyszedłeś później to bardzo nam przykro, spóxniliście się do kolejki, macie teraz całkiem spory problem), ale tez do końca nie wnikała, bo szlachta zupełnie jej nie zajmowała, ale skoro mieli tam jakieś powiązania, to tłumaczenie nie było jej potrzebne. Lata spędzała na morzu, wiązać się z chwilą obecną nie zamierzała. Dlatego w pierwszej chwili zignorowała rozmowy z dobrze ubranym posłańcem (obserwując go jednak kątem oka, lubiąc ostatnimi czasy przyglądać się rzeczom i na podstawie oględzin wyciągać wnioski, co sprawiało również, że zaczęła dostrzegać nieco więcej), ostatecznie jednak wracając do obiadu.
Dopiero po nim została zawołana, a ciche rozmowy sugerowały, że sprawa była jednak o wiele bardziej poważniejsza, niż mogłoby się wydawać. Była dość ciekawa, o co mogło chodzić, nie śpieszyła się jednak z rzucaniem po wyjaśnienia, spokojnie czekając na dalsze informacje. Tajemnica jednak długo nią nie pozostała, bo wkrótce wszystko się rozjaśniło, a ona…cóż, mogła doskonale zdać sobie sprawę, dlaczego było to tak pilne. Słuchała uważnie, po co była tu potrzebna, ostatecznie przyjmując to za informację aby jednak zrozumieć wszystko i po prostu się zgodzić.
Dlatego kierowała się na miejsce spotkania, ostrożnie poprawiając szalik. Nie wiedziała już, który to był, bo w końcu oddawała wszystkie jak mogła, nic więc dziwnego, że robiła tylko co mogła, aby każdy, zwłaszcza dzieci, mogły jednak liczyć na odrobinę ciepła. Teraz zaś kierowała się w stronę stacji, której ciemny szkielet wyglądał dość niespokojnie, ale wcale nie był tak dziwny w krajobrazie ostatnimi czasy. Boleśnie prawdziwy, nie to, co ona, obecnie pod postacią mężczyzny, bo przecież kobieta znająca się na ekonomii od razu wzbudziłaby protesty. Miała ochotę coś komuś na głowie rozbić, ale taka właśnie była prawda.
Krótkie, brązowe włosy powiewały na chłodnym wietrze, a rysy twarzy przybrała poważne, surowe i ostre. Nie chciała wyglądać zastraszająco, ale jednak wiek bardzo liczył się kiedy mowa była o negocjacjach. Może kiedyś to się zmieni, do tej pory musiała jednak spróbować powstrzymać się od dodatkowych chęci wykopania dołu na osoby, które absolutnie nie umieją pojąć że kobiety intelektem i umiejętnościami również nie odstawały. Może nie powinna nastawiać się negatywnie, ale entuzjazm w niej przygasł.
Dopiero kiedy dojrzała osobę, z którą miała się spotkać, skinęła ostrożnie głową na powitanie, podchodząc bliżej.
- Lady Greengrass? – zapytała cicho, bo męskie struny głosowe i tak wydawały się całkiem podnosić jej ton, o dziwo. Nie wiedziała, jak powinna powitać kogoś takiego, ale chyba kobieta powinna ją naprowadzić.
- Roley Wellers, w czym mogę pomóc? – Znała mniej więcej zadanie, ale szczegóły miały okazać się dopiero teraz.

| Ekwipunek: szata, różdżka, kryształ teleportujący, świstoklik w kształcie kotwicy, dobrze wyważony nóż


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]24.01.22 0:25
The member 'Thalia Wellers' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Dolina Downs Bank - Page 4 Rot3YK9
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dolina Downs Bank - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]07.02.22 18:51
Głos wydobywający się gdzieś nad jej lewym ramieniem zmusił czujną lady Greengrass do obrócenia się na obcasie ocieplanych butów. Gdy tylko to zrobiła, przed jej oczami pojawił się człowiek przedstawiający się jako Roley Wellers. Mężczyzna o wyglądzie surowym i poważnym, na pierwszy rzut oka starszy od niej samej co najmniej o dekadę, z pewnością bliższy metrykalnie do jej męża. Kilka milczących sekund poświęciła na przyglądnięcie się mężczyźnie — gdyby zaczepiał ją człowiek, który nie przedstawił się nazwiskiem wiernych wasali Greengrassów pewnie nie zareagowałaby równie spokojnie. Dolina Downs Bank nie była miejscem w stu procentach bezpiecznym. Sympatie okolicznej ludności zadrżały w posadach w wyniku bestialskiego ataku, spora część ludności uważała Greengrassów za odpowiedzialnych rozlewowi krwi. Nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś na jej widok zdecydował się samemu wymierzyć sprawiedliwość, ale...
Wellers to przyjaciel.
Zapewnienie podnoszone było we słanych wzajemnie listach niezmiennie od wieków.
— Lady Mare Greengrass, miło mi, że zgodził się pan mi dziś towarzyszyć — lekki uśmiech rozjaśnił lico rudowłosej damy, gdy ta przywitała swojego dzisiejszego towarzysza niewielkim, acz szczerym ukłonem. Gotowość tego mężczyzny do działania świadczyła tylko na jego korzyść. Jeżeli znał się na handlu i postępowaniu z kupcami tak dobrze, jak zachwalał to stary Wellers, nie powinni mieć dziś większego problemu w zrealizowaniu planu.
— Jak pan widzi, zarówno stacja kolejowa jak i okoliczne miasteczko stało się ofiarą podłego, nagłego ataku Rycerzy Walpurgii oraz zwolenników zdradzieckiej polityki ministerstwa Uzurpatora — siliła się na chłodny ton, co wymagało od niej wyjątkowo dużo samozaparcia. Gdyby Thalia była osobą nieco bardziej spostrzegawczą, mogłaby dosłyszeć delikatne drżenie na końcu wypowiadanych przez arystokratkę głosek; teraz, póki co musiało jej wystarczyć to, jak prędko odwróciła wzrok od szkieletu budynku, do którego na moment się odwróciła. — W jego wyniku uszkodzone zostały tory kolejowe, choć — będąc precyzyjnym — zostały przede wszystkim zmniejszone. Ich powiększeniem zajmiemy się w pierwszej kolejności, ponieważ zawezwałam tu na miejsce okolicznych budowniczych, mamy jeszcze trochę czasu, zanim się zjawią.
Dłonie skryte pod czarnymi rękawiczkami ułożyła na wysokości swego brzucha, wznosząc na moment wzrok nieco dalej — nad ramieniem Roleya, wypatrując w oddali niedalekich konturów zniszczonego miasta.
— Potrzebuję pana pomocy w negocjowaniu odpowiednich warunków i ceny. Znam się odrobinę na prowadzeniu majątku, lecz nie w stopniu pozwalającym na odpowiedzialne prowadzenie odbudowy. Przez atak nie wszyscy mieszkańcy hrabstwa są przychylni mej rodzinie, dlatego też uznałam za istotne ukazanie wsparcia od tak szanowanej i starej rodziny jak pańska — skłoniła nieco głowę, w wyrazie szacunku przed historią rodziny żeglarzy. Domyślała się, że Wellersowie byliby nieocenieni w kwestii handlu rzecznego, czy nawet — w szerszej perspektywie — morskiego, lecz musieli sobie jakoś poradzić. Tylko razem, tylko zjednoczeni potrafili odwrócić ciąg wydarzeń. — Pan Hans Wellers wspominał, że jest pan uzdolniony w tym departamencie, tym większa jest moja radość z naszego dzisiejszego spotkania. Jestem pewna, że mieszkańcy Doliny skorzystają na naszej współpracy. Nie możemy — nie mogę — pozostawić ich z tym samych...
Czy rozumiał? Jak ważne było to nie tylko dla rodu Greengrass jako rodziny sprawującej rządy i opiekę nad tym terenem, ale także dla samej Mare, tak po ludzku? Kobieta wreszcie wzniosła spojrzenie zielonych oczu wyżej, spoglądając prosto w te Wellersowe. Nie spodziewała się od niego ślepego przywiązania i posłuszeństwa. Gdyby to o to chodziło, wzięłaby ze sobą jednego ze służących z Grove Street. Wellers miał być przede wszystkim partnerem i korektować na bieżąco błędy, które Mare mogła popełnić w negocjacjach.
Mieli ruszyć w kierunku niedalekich torów i pewnie właśnie to by zrobili, gdyby po przejściu pierwszych trzech kroków lady Greengrass nie stanęła w miejscu. Prędko uniosła prawą dłoń ku górze, spojrzała na Roleya znad swego lewego ramienia, palec wskazujący lewej dłoni przykładając do ust z niemą prośbą o pozostanie cicho. Czy tylko jej się wydawało, czy...
— Też pan to słyszy? — spytała wreszcie, bowiem nie miała wątpliwości. Płacz dziecka zawsze w uszach matki brzmiał tak samo rozdzierająco, tak samo upiornie i niesprawiedliwie. Wytężyła zmysły, przymknęła nawet oczy, próbując zlokalizować źródło dźwięku. Po krótkiej chwili nie miała już wątpliwości.
— Musi być tam — brodą wskazała na stary budynek gospodarczy o niemal całkowicie osmalonych ścianach. Konstrukcja nie sprawiała wrażenia stabilnej, ale małe dzieci miały nieznośną tendencję do chowania się tam, gdzie myślący trzeźwo dorosły nigdy nie skierowałby swych kroków. Gestem — tymczasowo przedkładając ciszę ponad werbalne polecenia — poprosiła więc towarzysza, by ruszył za nią w kierunku, z którego nadchodził płacz. Im podchodzili bliżej, tym bardziej w sercu arystokratki gnieździł się strach. Gdy stanęli przed wiszącymi na jednym zawiasie drzwiami, raz jeszcze skrzyżowała spojrzenia z mężczyzną. — Czy... czy mogłabym prosić, by pan tam wszedł? Proszę być tylko ostrożnym... Ten budynek wygląda, jakby zaraz miał się zawalić, ale nie możemy zostawić tam dziecka...
Trudno było składać takie prośby. Wiedziała, że nie mogli pozwolić, by budynek w najgorszym wypadku zawalił się na dziecko, z drugiej strony wiedziała, że w razie najgorszego wypadku nie byłaby w stanie obronić i siebie i płaczącego malucha. Roley wydawał się jednak na tyle doświadczony (może to kwestia wieku, pewnego założenia, że mądrość i łatwość rozwiązywania problemów przychodzą z upływem czasu), by móc wykonać zadanie bez szkody dla siebie i potrzebującego ich uwagi dziecka.


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]12.02.22 23:08
Spokojnie znosiła kiedy Mare tak ją lustrowała, wiedząc, że w tych czasach nie było opcji, by ktoś odruchowo ufał komukolwiek tylko po jego słowie. Nie, żeby się dziwiła albo jej to przeszkadzało – wolała, aby lady Greengrass była czujna i podejrzliwa, bo to tym bardziej przyda się w dalszych negocjacjach i pozwoli jej na podejście do następnych wydarzeń nie tylko spokojnie, ale również bez szybkiego zaufania ładnym słowom. Jeżeli w negocjacjach ktoś brał pierwszą lepszą ofertę, nie było to z jego strony najrozsądniejsze zdanie, dlatego też nie zwracała uwagi na to, jaką opinię będzie miała o niej po dzisiejszym dniu Mare, przynajmniej dopóki ta nie będzie usatysfakcjonowana wykonaniem zadania. Poza tym…cóż, była szansa, że się już więcej nie spotkają. Mimo wszystko, nie chciała sprawiać negatywnego wrażenia ani być chamską, dlatego zaoferowała lekki uśmiech.
- Przyjemność po mojej stronie, mam nadzieję, że dzisiejszy dzień okaże się owocny i damy sobie radę. – Uśmiechnęła się, robiąc co tylko mogła, aby wysłuchiwać co mogła mówić w jej stronę. Teraz zaś miała zrozumieć, dlaczego dokładnie się tu znajdowała, i co dokładnie miała negocjować albo pomagać. Ostrożnie kierując się wraz z lady, rozglądała się jeszcze po okolicy. Nie musiała wiedzieć, że wszystko nagle się posypało z winy Rycerzy, bo raczej mało było wątpliwe, by tak różne zniszczenia były dziełem jednej osoby albo przypadku. Ostrożnie przeszukała kieszenie, ale miała wrażenie, że tym razem mogła sobie pluć w twarz, ale w razie czego musiała też o to zapytać Mare.
- Wellersowie, a przynajmniej część z nich, zawsze była wierna władcom tych ziem. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, będzie można w tym wypadku powiedzieć, że staną murem, ale proszę uważać na Wellersów spotykanych poza granicami hrabstwa. Nie każdy odnajduje się w powołaniu flisackim, a nie powiedziałbym, że wszyscy wybierają również to, co rozsądne. Dlatego przed zaufaniem jednostce najlepiej skonsultować się z resztą rodziny, zwłaszcza tą tutaj. – Ostrożnie odetchnęła, pozwalając sobie na drobne ostrzeżenie. Nie uznawała Mare za pustą osobę która zaufałaby przypadkowemu człowiekowi, ale wolała też uprzedzić, może uświadomi mniej zorientowanych członków rodziny.
- Zapytam jeszcze w takim razie jaki mamy przewidziany budżet, o ile mniej więcej możliwe jest jego przekroczenie – tak, wiem, jestem świadom, że im mniej zapłacimy tym lepiej, nie zamierzam specjalnie przepłacać, ale muszę wiedzieć, jak zaczynać negocjację – czy może znajdzie się też kawałek pergaminu i może jakieś pióro? Albo ołówek. Cokolwiek do pisania. – Naprawdę, czemu tego nie wzięła ze sobą? O podkładkę już nawet nie pytała, ale następnym razem miała działać o wiele lepiej.
- Jedenaście lat w handlu morskim, chociaż interesuję się też innymi dziedzinami. Mam nadzieję, że osiągniemy dziś kompromis, który zadowoli jak najwięcej osób. Czy jednak w razie czego mogę liczyć na to, że gdyby działo się coś niepewnego, będzie lady uciekać i nie będzie martwić się o mnie, dobrze? Okolica wciąż wygląda na dość niebezpieczną, więc nie chcę ryzykować, że coś się pani stanie. – Ponownie, nie brał jej za nierozsądną kobietę, zdecydowanie jednak chciał otrzymać od niej werbalne zapewnienie, zanim nie ruszą dalej. Wspominała przecież, że nie wszyscy mieszkańcy byli przychylnie nastawieni do sytuacji.
Już miała ruszyć, ale powstrzymały ją słowa Mare. Wzrokiem szybko przesunęła po okolicy, zastanawiając się, co miało teraz się wydarzy, a jednocześnie dłonie zaciskając na różdżce, spojrzenie mocno wbijając w okolice. Chyba słyszała ten drobny hałas, ale w tym momencie odruchowo wyciągnęła różdżkę. Ostrożnie też podążyła za lady, oglądając się jeszcze za nich, bo kto by mógł wiedzieć, czy nagle nie zamierza na nich wyskoczyć inna osoba? Dopiero kiedy dotarli do praktycznie zrujnowanego domu, czuła niepokój, dlatego w tym momencie też potrzebowała po prostu zadziałać. Dla dziecka, które teraz było samotne.
- Proszę się odsunąć, dobrze? Gdyby budynek się walił, proszę od razu uciekać albo czarować tarczę, aby żaden odłamek lady nie uderzył. – Ostrożnie otworzyła okno, pozwalając sobie na wejście nim do środka, spoglądając na siedzącą w kącie dziewczynkę.
- Hej, hej, spokojnie, wszystko w porządku?


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]26.02.22 14:54
Ciekawy był to osobnik, który przed nią stanął. Nawet z tak krótkiego przyglądnięcia się mu prezentował się jako człowiek niezwykle wręcz konkretny, co przyniosło ulgę skołatanemu sercu damy. Konkrety i ostrożność — to ich dzisiejszy oręż, dobrze, że człowiek, który miał jej dzisiaj towarzyszyć, patrzył w tym samym kierunku, kierunku pomocy poszkodowanym. Wiedziała, że Wellersowie to nie tylko flisacy z pobliskich rzek. Zdawali się rozpierzchać po świecie, wszędzie tam, gdzie było wystarczająco wody i potencjał na przygodę, to prawda, dlatego też przypomnienie o tej okoliczności przyjęła z wdzięcznością, chyląc na moment głowę przed dobrą radą.
— Dziękuję, panie Wellers. Przez wzgląd na naszą długą, owocną współpracę ciągnącą się przez wieki, szacunek i wiarę w dobre intencje rozciągamy na każdego z nazwiskiem Wellers. Ma pan jednak rację, że w obecnej sytuacji może stanowić to okoliczność ściągającą w progi naszego hrabstwa ludzi, którzy w imię swych niezrozumiałych intencji pragnęliby zaszkodzić zarówno pokojowi, jak i naszej przyjaźni... — choć rozpoczęła swą wypowiedź wychodząc z neutralno—dyplomatycznego gruntu, z każdym kolejnym słowem wydawało się, że staje się coraz bardziej smutna. Okoliczności, w których przyszło im się spotkać, nie były proste, Mare nie potrafiła ich zaakceptować ot tak. I długo nie będzie mogła, bowiem okrucieństwo tegoż przedsięwzięcia wymykało się prawom logiki i wiary w podstawowe — jej zdaniem — wartości. Godność i szacunek do drugiego; czarodziej, czy niemagiczny, nie miało to najmniejszego znaczenia. — Ma pan moje słowo, ród Greengrass będzie ostrożny.
Po tych słowach przeniosła całą swą uwagę ponownie na swego rozmówcę. W zielonych oczach pojawiły się iskierki nadziei — jeszcze nie radości, na nią było zbyt wcześnie. Ale wydawało się, że Roley był człowiekiem świadomym powagi sytuacji, nie chciał iść na żywioł, wolał być przygotowany na ostateczne negocjacje i to nie tylko merytorycznie, ale również technicznie. Na pytanie o kawałek pergaminu i coś do pisania uniosła lekko lewą rękę do góry, gdy prawa zniknęła w głębokiej — jak się później okazało — kieszeni płaszcza, z którego wyciągnęła oprawiony w skórę notatnik oraz pióro.
— Proszę się nie krępować — powiedziała, przekazując obie rzeczy mężczyźnie, po czym uśmiechnęła się delikatnie, nieco zachęcająco — Może pan wyrwać którąś ze stron, a okładkę użyć jako podkładkę. Niestety na więcej, z racji czasu i okoliczności, nie możemy sobie pozwolić — tym razem ton jej zabrzmiał przepraszająco, gdy z ciężkim westchnieniem przeniosła wzrok na niedalekie zgliszcza. Temat pieniędzy zawsze był drażliwy; długo nie rozumiała całej otoczki wokół niego, jako dorastająca dama nigdy nie przywiązywała do pieniędzy wielkiej wagi. Po prostu były i mogła je wydawać (po uzyskaniu zgody ojca) na wszystko, co tylko jej się zamarzyło. Odkąd została żoną i rozpoczęła pracę nad patronatem, jej spojrzenie na pieniądze diametralnie się zmieniło. Wciąż nie była jeszcze ekspertem od ekonomii, lecz starała się pojmować coraz więcej, dlatego też to właśnie ona reprezentowała dziś rodzinę motylich lordów i jej ekonomiczne interesy. — Greengrassowie nie dysponują obecnie środkami możliwymi na naprawienie wszystkich szkód w mieście i architekturze hrabstwa, panie Wellers. Dajemy tylko impuls do dalszego rozwoju, coś na kształt pożyczki lub kredytu. Siedem tysięcy galeonów to maksimum planowania, dziesięć jest nieprzekraczalną granicą. Rozmawiałam już z włodarzem tych okolic, gdy sytuacja się ustabilizuje, a przemysł, handel i rolnictwo ponownie staną na nogi, spłacą nam swój dług — choć pięknie było pomagać i chwalić się działalnością charytatywną, właśnie świadomość podstawowych zasad działania ekonomii różniła Mare od innych szlachcianek, które najchętniej rozrzucałyby pieniądze wszędzie, gdzie się tylko pojawią, bez zastanowienia nad tym, czy nie wyrzucają ich po prostu w błoto. Trwała wojna, musieli aktywnie działać dla pomocy poszkodowanym, jednak przyzwyczajanie ich do wygodnej formy darmowej pomocy nie przynosiło adekwatnych rezultatów, niszcząc fundamenty samowystarczalnej społeczności. Ktoś mógłby oskarżyć ją o okrucieństwo, lecz sprawa była zaskakująco czysta.
Wojny nie wygrywa się rozdawaniem koców.
A przed klęską nie ratuje chowanie ludzi pod kloszem i załatwianie wszystkiego za nich.
Kolejne słowa Wellersa zdawały się wyrwać ją z wartkiego prądu myśli. Gdy raz jeszcze wzniosła na niego spojrzenie, mógł zauważyć, że dama mrugnęła kilkukrotnie, jakby powracała do właściwych zmysłów i tak właśnie było. Znów ją ostrzegał, znów przyjęła to z wdzięcznością, czując się... odrobinę bezpieczniej? Podobny, choć naturalnie silniejszy rodzaj troski roztaczał nad nią jej małżonek, nie mogła się więc gniewać na taką postawę. Była przecież arystokratką, kobietą, słabszą płcią, nie wyglądała na wojowniczkę. Jednocześnie coś w tonie Wellersa wskazywało, że nie ma jej tego za złe, nie lekceważy, nawet biorąc pod uwagę te właśnie przymioty. I to spowodowało, że skinęła kilkukrotnie głową, zgadzając się z jego słowami.
Ciężko było zgodzić się z możliwością ucieczki z własnego domu, tym bowiem było dla niej Staffordshire. Miała jednak głowę na karku, była świadoma konsekwencji, które dopadłyby ją, gdyby padła ofiarą potencjalnego ataku. Wiedziała też, że znacznie bardziej potrzebna będzie zdrowa i żywa. Choć typowa gryfońska chęć udowodnienia światu własnej wartości pchała ją przez życie z uniesionym dumnie podbródkiem, nigdy nie przekraczała granicy między odwagą a brawurą, między poświęceniem a samobójstwem.
— Będę czarować tarczę, panie Wellers — odparła pewnie, bowiem składając na jego dłonie prośbę o tak ważną rzecz po prostu nie mogła pozostawić go samego. Budynek nie wyglądał najlepiej, ba, nie wyglądał w ogóle dobrze, ale poproszony o pomoc mężczyzna nawet nie zająknął się o własnym bezpieczeństwie. Wszedł do środka przez okno, pokazując tym samym, że dla obrony niewinnych istnień zdolny jest nawet do największych poświęceń. A takich ludzi im brakowało, tacy byli potrzebni właśnie teraz.
Skulona w kącie dziewczynka miała około pięciu i ciemne, kręcone włosy. Na ramionach zarzucony miała zdecydowanie za duży, męski płaszcz. Gdy tylko Thalia pod męską postacią dostała się do środka, dziewczynka pisnęła, poderwała się z ziemi i pędem ruszyła w kierunku ledwie otwartych drzwi, prawdopodobnie do korytarza albo innego pokoju. Była na tyle mała i lekka, że stukot jej kroków nie zagrażał konstrukcji budynku, jednak musiała być naprawdę bardzo przestraszona. Gdy otwierała i zamykała za sobą drzwi, Thalia mogła zauważyć, ze następne pomieszczenie różni się od tego, w którym była w tej chwili. Jeżeli miał to być korytarz, musiano zastosować zaskakujące i nowoczesne rozwiązanie architektoniczne w postaci jasnych (kiedyś, teraz głównie przykrytych warstwą kurzu i popękanych) płytek na podłodze. Wydawało się jednak, że dziewczynka nie pobiegła szczególnie dalej, bowiem zza drzwi wciąż wydobywał się jej płacz.


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]03.03.22 13:01
Zawsze było coś więcej w tej całej metamorfomagii, kiedy przyjmując inną twarz, musiała też przyjmować nieco inną rolę. Nikt by jej w końcu nie wierzył, gdyby tylko zmieniała siebie i zostawiała charakter nieruszony, musiała też brać pod uwagę to, że inni musieli wierzyć. Wierzyć, że mają przed sobą osobę z krwi i kości, kogoś z historią, w którą również musieli wierzyć. W męskiej postaci naturalnie przyjmowała postawę bardziej troskliwą, zwłaszcza względem kobiet i dzieci, a jednocześnie nie zamierzała nikogo lekceważyć.
- Proszę wybaczyć jeżeli zabrzmiało to jak pouczenie, ale postanowiłem, że lepiej od razu przedstawić taką poradę. Wiele osób najpewniej widząc nazwisko Greengrass chciałoby wykorzystać dobroć rodu który niesie szczerą pomoc. Wstyd by mi było, gdyby ktoś do tego chciałby wykorzystać nazwisko Wellersów, dlatego muszę przezornie ostrzegać. Zarówno przed podszywającymi się jak i samymi osobami z innych części kraju, mających mniej przychylne zamiary. – Nie chciała, aby zrobiły więcej krzywdy niż już się zadziało, gotowa obnażać zęby i irytować się za każdym razem, gdyby coś takiego się stało. I wyrwać kłaki, tak dodatkowo.
Delikatnie odebrała od Mare podarowany jej notatnik, bardzo ostrożnie wyrywając jedną ze stron i sięgając po pióro, zgodnie z tym, co powiedziała.
- Dziękuję. – Skinęła głową, zapisując lekko jej kolejne słowa, również przypilnowując tego, aby wszystko zapisać szyfrem, zestawem symboli które kiedyś sama ustaliła dla siebie, a to zdecydowanie uniknie zmian w negocjacji gdyby jednak ktoś postanowił zaglądać jej przez ramię. Co jakiś czas spoglądała na towarzyszącą jej lady Greengrass, mimo wszystko więcej skupienia przelewając na papier. Uśmiechnęła się jeszcze, wiedząc, że takie rozmowy mogą być jeszcze pełne pewnej niezręczności, nie mieli jednak luksusu omijania ich i meandrowania, nie jeżeli miały grać w tym wypadku na jednym froncie.
- Wiem, że rozmowy o funduszach to mało swobodny temat, pytam jednak bo muszę wiedzieć na czym mogę bazować, a negocjacje w ciemno znacząco utrudniają dalszy postęp. Niestety, handel i biznesy są bezlitosne pod względem emocji i nie da rady poświęcać się każdemu z bezinteresowną pomocą. – Bardzo dobrze o tym wiedziała, bo w końcu kiedy rozdawała coś za darmo z przemytu, oznaczało to brak zysku dla niej. Coś za coś, zawsze musiała być równowaga we wszystkim co ich otaczało.
- W takim razie uznam za górną granicę dziesięć tysięcy, jednocześnie wychodząc z o wiele mniejszej sumy. Proszę się nie dziwić jeżeli mieszkańcy będą też zawyżać kwoty, gospodarka szaleje i nie są świadomi tego, jaką wartość mogą mieć rzeczy którymi próbują zastąpić obecne straty. Możemy też oferować siłę roboczą? Jeżeli byłaby możliwość oddelegowania osób do odbudowy, na pewno wsparłoby to część chętnych i przekonało do lepszego poglądu na mniej kosztów. – Musiała rozumieć, że wyjście z mniejszej kwoty i przedstawienie dodatku jako „gorącego wsparcia Greengrassów” było niestety jak konieczność, takiej, której mogłaby unikać, ale nie było to na czasu i możliwości.
Weszła do środka budynku nawet nieświadomie pakując się ponownie w niebezpieczeństwo, ale kto by tam wspominał, że potrafiła zapanować nad sobą i odmówić pomocy kiedy taka sytuacja się działa? Przeszła ostrożnie przez budynek, starając się nie powodować zbędnych hałasów ani nie stawać pod czymś, co jeszcze bardziej mogłoby ją uszkodzić. Przemykając do jednego z pomieszczeń, zobaczyła skulne w kącie dziecko, przykucając w bezpiecznej odległości.
- Cześć! Nie ma się co bać, nie zamierzam ci zrobić żadnej krzywdy. – Uniosła dłonie, pokazując, że nie trzyma w nich nic, co mogłoby jakkolwiek mogłoby ją skrzywdzić. Błyszczące od łez oczy dziewczynki spoglądały na nią, kiedy dziecko na nowo zalało się płaczem. – Już już. Powiedz mi jak się nazywasz, dobrze? Ja jestem Leroy, a ty?
- A-A-Agatha. – Dziewczynka ledwie krztusiła słowa, spoglądając jeszcze na nią, chociaż drżała ze strachu.
- Agatha, ładne imię, moja siostra też tak się nazywa. – Łagodnie starała się szukać punktów wspólnych, uśmiechając się w stronę dziewczynki, spoglądając jednak po okolicy. – Co tu robisz?
- Z, z tatą tu poszliśmy! A potem się to zawaliło w sypialni i tata jest pod gruzami. – Cholera ! Thalia powstrzymała przekleństwo przy dziecku, ale wiedziała, że nie ma czasu do stracenia. Musiała po pierwsze odesłać stąd Mare, po drugie musiała zająć się człowiekiem.
- Dobrze, zrób coś dla mnie myszko, wyjdź z budynku, tam stoi taka piękna pani o włosach niczym liście jesieni. Jeżeli coś ci się stało, powiedz jej, żeby mogła znaleźć kogoś kto to zaleczy, dobrze? A ja pomogę twojemu tacie. – Dziewczynka kiwnęła głową, ostrożnie podnosząc się z miejsca i oddalając w stronę wyjścia, jej szloch oddalał się wraz z nią ale przynajmniej nic jej się nie stało.
Thalia czym prędzej (wciąż jednak zachowując ostrożność) udała się do zawalonego pomieszczenia – rzeczywiście, część dachu spadła prosto na mężczyznę. Wydawał się nieprzytomny, a ona mogła zerkać ostrożnie. Na szczęście wydawało się, że tylko przytrzasnęło mu nogę, dlatego ostrożnie złapała za krawędź gruzu, podnosząc go z wysiłkiem. Czuła jak ostre krawędzie przebijają jej skórę, ale nie martwiła się tym teraz, sycząc cicho z bólu, ostatecznie jednak uwalniając nogę mężczyznę, teraz tylko pozostawało pociągnięcie go do wyjścia.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]04.03.22 22:14
— Ależ nie ma za co przepraszać — zaprotestowała prędko, wznosząc nieco brwi ku górze. Postawa Roleya była oczywista i podyktowana dbałością o dobro rodziny. Na tym polu wydawali się być na tyle podobni, na ile pozwalała im różnica płci, pochodzenia i powołania, na które odpowiadali. — Troska o dobro najbliższych jest cnotą, panie Wellers — dodała już spokojniej, posyłając mężczyźnie łagodny uśmiech. Gdy pokrywał stronę zapiskami, nie zdecydowała się podglądać — to w końcu byłoby skrajnie niegrzeczne, poza tym pewien poziom zaufania pomiędzy partnerami handlowymi musiał zostawać podtrzymany. Na lepsze lub gorsze.
Kiwała w skupieniu głową, analizując każde słowo Wellersa. W istocie, mogli dysponować siłą roboczą. Jej myśli wybiegły w kierunku czarodziei i mugoli zbiegłych z okolicznych, napadniętych wiosek. Nie oczekiwała, że powrócą do miejsca, które kojarzyło im się ze stratą i starym życiem. Z drugiej strony możliwość przyczynienia się do budowania nowego — dosłownie i w przenośni — życia na tyle daleko od starego, a jednak w znanej okolicy mogła związać życie przyszłych, pozbawionych perspektyw, pracy (i w jej efekcie pewnej części godności ludzkiej) budowniczych z miejscem, które miało stać się ich nowym domem.
— Możemy liczyć na wsparcie tych czarodziei i niemagicznych, którzy mogliby w przyszłości zamieszkać w tym miasteczku. Oczywiście nie chcę, by pracowali za darmo. Ich wynagrodzenie możemy potrącić z długu zaciągniętych przez włodarzy, jako że będzie ono wypłacane bezpośrednio budowniczym — postanowiła, prędko dostosowując się do propozycji Wellersa. Że też wcześniej nie pomyślała o takiej możliwości zmniejszenia kosztów! Jednak dobrze jest prosić o wsparcie kogoś bardziej doświadczonego i móc nauczyć się tego i owego.
Nauka musiała jednak prędko zostać odstawiona na boczny tor wobec rozgrywającej się przed nimi ludzkiej tragedii. Tragedii, która najpierw dobiegała do jej uszu dziecięcym płaczem, później zmaterializowała się w małą Agathę, która podbiegła do niej, wyraźnie rozpoznając w niej kobietę, o której mówił Leroy.
— To pani! — zakrzyknęła, podbiegając prędko do Mare. Tylko ułamki sekund zadecydowała, że zdążyła utrzymać równowagę na śliskiej powierzchni i nie uderzyć w szlachciankę, lecz Mare asekuracyjnie wyciągnęła do niej ręce, przytrzymując w miejscu. — Dzielny pan powiedział, że pomoże tacie! Ale prosił, by posłać po... — przerwała, wychylając się nieco zza sylwetki Mare, bowiem z daleka dostrzegła nadchodzących już fachowców. — Już nie trzeba! Panowie potrafią leczyć? — dopytała, odzyskując nieco pewności siebie, a Mare przesunęła wzrokiem w kierunku, w który wpatrywała się dziewczynka.
Gdy pytanie dotarło do uszu prowadzącego mężczyzny, ten przystanął na moment w miejscu, skołowany.
— Lady Greengrass? — spytał niskim głosem, spoglądając to na dziewczynkę, to na Mare. Co bardziej go zaskoczyło? Obecność lady Mare, czy pytanie dziewczynki? Trudno było odczytać powód zdziwienia, oczywistym był sam fakt, że było spore.
— Proszę chwilę poczekać. To nadzwyczajna sytuacja — powiedziała, próbując utrzymać spokój, lecz mijały kolejne minuty, a Roley nie wychodził. Dziewczynka mówiła o konieczności posłania po (prawdopodobnie) uzdrowicieli... Merlinie, co tam musiało się zdarzyć! — Właściwie... Czy byliby państwo w stanie posłać po uzdrowiciela? Możemy mieć tu poważny przypadek — choć ton głosu miała spokojny, coś w jej spojrzeniu zdradzało, że nie przyjmowała odmowy. Mężczyźni, już w piątkę, spojrzeli po sobie pytająco, po czym głos zabrał jeden z nich, najmłodszy.
— Moja siostra, Sophie... — zaczął niepewnie, lecz Mare uśmiechnęła się szerzej. Znała Sophie Cavanaugh, jedną ze swych stypendystek.
— Proszę zatem posłać po Sophie. To zdolna czarownica, poradzi sobie — młodzieniec skinął energicznie głową, po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku zabudowań.

W tym samym czasie ojciec Agathy, pan Matthew otworzył wreszcie oczy, spoglądając nieco nieprzytomnie na starającego się mu pomóc mężczyznę.
— Co z Agathą? — wycharczał, próbując nie kaszleć. Jego troska o córkę przewyższała troskę o swe własne zdrowie i życie. Ale czy było czemu się dziwić? Był jej ojcem, czuł się za nią odpowiedzialny, to przez niego musieli skryć się w rozpadającym się budynku, mógł to przewidzieć.
Niemniej jednak przy pomocy Roleya udało mu się podnieść na jedną nogę i w ten sposób przykuśtykać do wyjścia, gdzie powitała ich już delegacja budowniczych, Agatha i Mare. Mare, któa musiała znów powstrzymać dziewczynkę przed rzuceniem się na ojca.
— Poczekaj chwilę, kwiatuszku — szepnęła, nachylając się nad uchem dziewczynki i delikatnie okręcając ją w bok, by nie patrzyła na nogę ojca. — Pomogę twojemu tacie, później przyjdzie pani Sophie i zaopiekuje się wami do końca, dobrze? — gdy odpowiedziało jej kiwnięcie głową na zgodę, poprosiła Roleya i zgromadzonych mężczyzn o pomoc w usadzeniu pana Matthewa, po czym przeszła do bezpośredniej pomocy mężczyźnie. — Subsisto Dolorem Maxima — rozpoczęła, chcąc załagodzić nieco ból mężczyzny, lecz miast wiązki znanego zaklęcia, z jej różdżki nie wydostała się nawet krzta magii. Szczęście w nieszczęściu, siły wydawały się opuszczać ojca Agathy w zaskakującym tempie, głowa opadła bezwiednie w tył, na szczęście pochwycił ją jeden z mężczyzn. Trudno, skoro i tak był nieprzytomny, z bólem serca mogła przejść dalej. — Feniterio — nastawienie uszkodzonej kości było kluczowe, musiała się tym zająć przed przybyciem Sophie, oby nie zajęło jej to długo... To zaklęcie jednak wyszło jej książkowo, pozwalając przejść do drugiej części zadania, zrośnięcia się kości. Adrenalina nie działała na nią najlepiej — jeżeli już leczyła, zwykła to robić w kontrolowanych warunkach i nie takie obrażenia stanowiły jej główny cel. Może widać było, jak ręka jej drży, pomimo skupienia odmalowanego na twarzy, gdy rzucała ostatnie zaklęcie — Fractura Texta.
— Milady, zajmę się nim... — nie wiedziała, kiedy posłyszała nad sobą głos przybyłej na miejsce Sophie. Nim udało jej się uspokoić i powrócić do pełnej klarowności myśli Agatha, jej ojciec i Sophie z bratem zniknęli w budynku miejscowej przychodni, gdzie miała mu zostać udzielona pomoc.
Na miejscu pozostał Roley, Mare i trzech budowniczych.
— Trochę nie spodziewałem się aż takich niespodzianek, muszę szczerze przyznać... — zaczął jeden z nich, ten najstarszy, z tubalnym głosem, nerwowo pocierając skroń. — Pan też będzie przy ustalaniu warunków? — spytał, podnosząc wzrok na Wellersa. Co ciekawe, nie używał jeszcze słowa negocjacja, co mogło wskazywać na to, że i tak zakładał, że w końcu przystanie na składaną mu ofertę.

| udane feniterio, połowicznie udane fractura texta (przywraca połowę punktów) oraz nieudane subsisto dolorem maxima


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]08.03.22 1:25
- W tym momencie chyba bardziej o rodzinę lady niż moją – uśmiechnęła się słabo, wiedząc, że pewnym sensie miała rację, bo ostrzeżenia, które kierowała w stronę Marę bardziej związane były z przestrogom przeciw Wellersom, co nie stawiało ich w pozytywnym świetle. A jednak…być może to lata z własnych doświadczeń, być może to wieloletnie pragnienie tego, aby ci słabsi nie byli wciąż wykorzystywani. Albo po prostu brzydziła się tym, jak ludzie potrafili oszukiwać innych i naginać ich do swojej woli. Paradoksalnie robiła dokładnie to samo, ale kiedy chodziło o ludzi, na których komuś zależało, każdy był trochę hipokrytą.
- W takim razie postaram się zbić opłatę zarówno pracą, jak i, jeżeli lady wyrazi na to zgodę, zabezpieczenie dróg i szlaków handlowych. Myślę, że w obecnej sytuacji wznowienie handlu to jeden z priorytetów, a miasta bardzo dobrze rozumieją, że oznacza to przypływ dodatkowej gotówki i towarów, które pomagają w funkcjonowaniu. – Jeżeli oni nie będą mieli tego na głowie, będzie to oznaczało mniej niebezpieczeństwa dla miejscowych i przeszkolenia mniej osób, co mogłoby zabierać cenny czas, z drugiej Greengrassi wystawiając własnych ludzi musieli pokryć dodatkowe koszty, więc to również musiało zostać wzięte pod uwagę. Jednak mogła jedynie sugerować, nie mając zamiaru rozporządzać za ród tych ziem, a jedynie sugerując. W końcu w tym celu właśnie przyszła.
Nie spodziewała się za to, że znajdzie się w niestabilnym pod względem fundamentów domu, wyciągając człowieka spod gruzów, które, jak jej się wydawało, nie sprawiały jednak większych uszkodzeń. Mimo to, oparła niemal cały ciężar jego ciała na swoim, chcąc aby ten jak najmniej poruszał zranionymi kończynami. Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że skoro zdołał coś wypowiedzieć, to była spora nadzieja.
- Jest już na zewnątrz, cała i zdrowa, jeszcze tylko pata wyprowadzimy. – Ton jej głosu był spokojny, chociaż teraz głównie dziękowała, że lata na morzu wyćwiczyły w niej przyzwyczajenie do dźwigania ciężarów. To zdecydowanie pozwoliło jej, by lecącego co chwilę mężczyznę wyprowadzić jakoś na zewnątrz, jak się okazało, do całkiem okazałego zbiorowiska jak na ten moment. Ostrożnie też usadziła mężczyznę, przytrzymując jego nogę, nie wzdrygając się na zastany widok. Rozumiała jednak, nie znając doświadczenia Mare, że być może to był jeden z pierwszych widoków, które napotkała względem uszkodzeń ciała, dlatego posłała jej pokrzepiające spojrzenie kiedy pierwsze zaklęcie nie wyszło. Jednocześnie dyskretnie nałożyła rękawiczki na własne dłonie, tak aby rozcięciami na nich zająć się potem, kiedy wszystko będzie już opanowanie i dodatkowo nie gorszyć damy.
Dopiero gdy najnowsza panna pozwoliła sobie ogłosić przejęcie opieki, ostrożnie podniosła się z miejsca, kłaniając się jej jeszcze. Uśmiechnęła się szeroko do dziewczynki, delikatnie kładąc jej dłoń na ramieniu kiedy wskazywała na Sophie.
- Pójdziesz z nią i wszystko będzie dobrze. Zajmą się twoim tatą, a my z piękna panią możemy przyjść później. Do tego czasu musisz być dzielną wojowniczką i tatę pilnować, zgoda? – Spojrzała na dziewczynkę która, podbudowana nieco, pokiwała głową i poszła spokojnie wraz z uzdrowicielką, która zajęła się obecnie jej ojcem. Dopiero wtedy Thalia ostatecznie spojrzała na przychodzących, kiwając głową na pytanie o jej obecność.
- Roley Wellers, proszę wybaczyć za to zamieszanie, ale nikt z nas raczej nie przewidział że i takie wydarzenie może się dziś pojawić. – Nie skrzywiła się, gdy wyciągnęła rękę i poczuła mocny uścisk, odwzajemniając go mimo swoich problemów. Dopiero kiedy cofnęła dłoń, przypatrzyła się mężczyznom, na nowo sięgając po notes oraz wyciągnięte wcześniej pióro. - Owszem, moja obecność będzie jednym z elementów rozmów, dlatego, chętnie wysłucham pańskiej propozycji wobec postawionych warunków. Podając naszą propozycję, ustalimy rozwiązanie które powinno zadowolić wszystkich. – Naszą, bo przecież była tu z ramienia rodu Greengrass, więc przekazać musiała, że to z ich ramienia negocjować będzie, jakby to wciąż nie było jasne.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Dolina Downs Bank [odnośnik]10.03.22 20:06
Zabezpieczenie szlaków handlowych było idealną propozycją, która z pewnością mogłaby osłabić chęci budowniczych do przesadnego zwiększenia cen za surowce używane do odbudowy miasta. Tę właśnie myśl przekazała Roleyowi, nim zniknął w środku niepewnie wyglądającego budynku. Na całe szczęście poradził sobie z zagrożeniem prędko i zgodnie ze snutymi ostrożnie oczekiwaniami lady Mare. Cieszyła się, że mogła liczyć dziś na asystę kogoś tak sprawnego, jak widać nie tylko w świecie ekonomii i handlu.
Dalej sytuacja potoczyła się dość szybko. Konieczność udzielenia pomocy mężczyźnie oraz naprawdę nieprzyjemny widok przygniecionej nogi sprawiły, że Mare wybudziła się ze swoistego uzdrowicielskiego transu, dopiero gdy przemówił przywódca wysłanej do nich grupy fachowców. Choć wcześniej jej rodzice stali w gorącej opozycji wobec profesjonalnego stażu Mare w świętym Mungu, uznając pracę uzdrowiciela za niegodne zajęcie dla damy, dopiero w chwilach takich jak ta lady Greengrass przekonywała się o słuszności swego zaparcia i samokształcenia. Co by się stało, gdyby nie mogła pomóc temu mężczyźnie od razu?
— Niestety w takich przyszło nam żyć czasach, że koniecznym jest zwracać uwagę na wszystkich, którzy mogą naszej pomocy potrzebować, a za słabi są, by o nią prosić — przemówiła wreszcie, dalej łagodnie, zwracając się bezpośrednio do mężczyzn. — I z taką również misją przybyłam do panów wraz z panem Wellers. Chcielibyśmy zaproponować panom współpracę przy odbudowie miasta. Ród Greengrass gotów jest wesprzeć swych wiernych wasali odpowiednią kwotą celem jak najszybszej odbudowy Downs Bank.
Widziała, jak mężczyźni zamienili się w słuch. Może była kobietą, ale pomimo swej delikatnej aparycji potrafiła zręcznie działać słowem, budować swój autorytet i co ważniejsze — korzystać z niego w chwili takiej, jak ta. Przemawiała bowiem przede wszystkim jako przedstawicielka rodu w dalszym ciągu panującego nad Staffordshire (choćby dywersanci mieli inne zdanie — i tak prędko je zmienią), nie jako tylko jedna z dam noszących na biżuterii czy nawet guzikach herb z motylem. Nie odwracała wzroku, gdy mówiła, spoglądała zawsze w oczy osoby, do której aktualnie się zwracała. Plecy miała wyprostowane, a dłonie — jedna z nich wciąż trzymała różdżkę — splecione przed sobą, na wysokości pępka.
— O jakiej kwocie mówimy? Musi lady wiedzieć, że po tym wszystkim szlaki są szczególnie niebezpieczne i prawdopodobne jest, przy całym naszym szacunku do panów w Derby, że transport budulców zdrożeje znacznie — przewodniczący budowniczych brzmiał poważnie, a wrażenie te tylko wzmogło się po potakujących kiwnięciach oraz mruknięciach jego kompanów. Jeden z nich wyszedł o krok do przodu, najpierw kłaniając się przed Mare, by później skinąć całkiem grzecznie głową przed Roleyem.
— Na moje to będzie z pięć tysięcy na same surowce, milday... — powiedział ze zbolałą miną, a Mare włożyła w tym czasie dużo wysiłku, by w dalszym ciągu utrzymać neutralnie—przyjazną mimikę twarzy.
Coście wszyscy się uparli na te pięć tysięcy galeonów, chciałaby spytać, albo może przewrócić tylko oczami, lecz nie mogła; nie wiedziała nawet, czy potrafiła w tak otwarty sposób wyrażać swoje zniecierpliwienie i niezadowolenie. Jej wychowanie skupiało się bowiem na wszystkich miłych reakcjach, tych zachęcających. Wszystko, co złe musiała dusić w sobie i tak było również tym razem.
— Pozwolą państwo, że kwestią surowców i transportu z mojego ramienia zajmie się pan Wellers — to był jego czas; Mare milczała, gdy Roley zabierał głos, nie chcąc sprowadzać na siebie dodatkowej uwagi. Budowlańcy mieli słuchać tego, co mężczyzna miał im do przekazania, a gdy znów przyszedł czas na zabranie głosu, Mare przeszła do dalszych planów.
— Przede wszystkim zależy mi na prędkiej odbudowie domostw oraz infrastruktury handlowej. Domy, dworzec, kolej. Miejsca użyteczności publicznej, takie jak ratusz w następnej kolejności.
Choć do tej pory miny budowlańców były co do zasady nietęgie (tylko spojrzenia zdradzały topniejący upór), postawienie priorytetów jasno i wskazanie, że chodzi przede wszystkim o odbudowę domów mieszkańców tych terenów, nie zaś napakowanie sakiewek lokalnej władzy, pozwoliło na wykwitnięcie kilku, póki co jeszcze nieśmiałych uśmiechów.
— Cieszymy się zatem, że mamy te same priorytety — odezwał się raz jeszcze dowódca grupy. — Jeżeli udałoby się nam zebrać odpowiednią liczbę osób, musielibyśmy i tak zacząć od odgruzowania i uprzątniecia terenów. Szybciej pójdzie, jak porozmawia milady z burmistrzem, on tam na pewno coś zachachmęci i zaraz pójdzie dekret o pracach społecznych. Wtedy uwiniemy się raz—dwa i będziemy mogli zacząć budować zgodnie ze sztuką. Co nie, chłopaki?
Och, czyżby... Doszli przynajmniej do częściowego porozumienia? Miała nadzieję, że Roley pomoże im wypracować również te dotyczące finansów, skoro udało się już zapewnić, że odbudowa odbędzie się ze szczególnym naciskiem na potrzeby mieszkaniowe.


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Dolina Downs Bank
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach