1958 | Rodzina Doe
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Rodzinne ognisko Doe
Cyganie 1958
Eve Doe, James Doe, Sheila Doe, Thomas Doe i ewentualni goście.
Szafka na potrzeby odgrywania komunikacji oraz krótkich i szybkich dramatów rodzinnych wynikających z fabuły.
Eve Doe, James Doe, Sheila Doe, Thomas Doe i ewentualni goście.
Szafka na potrzeby odgrywania komunikacji oraz krótkich i szybkich dramatów rodzinnych wynikających z fabuły.
I show not your face but your heart's desire
Obrócił głowę w bok, zerkając na niego.
— Sam w to nie wierzysz. Masz farta, Tommy. Gdziekolwiek nie pójdziesz i cokolwiek nie zrobisz, masz farta. Wszystko ci wychodzi. Zawsze ci uchodzi na sucho. Jakiego pecha — mruknął ze zrezygnowaniem. To jemu babka nie chciała zdradzić jaka przyszłość go czeka. Wiedziała, że ich wszystkich ściągnie na dno. — Daj mi spokój. Idź do nich.
— Sam w to nie wierzysz. Masz farta, Tommy. Gdziekolwiek nie pójdziesz i cokolwiek nie zrobisz, masz farta. Wszystko ci wychodzi. Zawsze ci uchodzi na sucho. Jakiego pecha — mruknął ze zrezygnowaniem. To jemu babka nie chciała zdradzić jaka przyszłość go czeka. Wiedziała, że ich wszystkich ściągnie na dno. — Daj mi spokój. Idź do nich.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zawahał się na moment, przez chwilę.
Farta? Swojego, dla siebie.
- Marcel stracił rękę - powiedział cicho. - Dwa dni pod rząd trafiłem na jakieś pogorzeliska po rzezi... Trupy, smród czarnej magii... Będziesz w stanie grać kiedykolwiek na skrzypcach? James, kurwa, cały nasz tabor jest martwy... - dodał, luzując nieco uścisk. - Ja mam farta, jasne... Ale nie widzisz? Gdzie się nie pojawię tam zaraz wszystko się wali. A plac w grudniu..? Te aresztowania...
Farta? Swojego, dla siebie.
- Marcel stracił rękę - powiedział cicho. - Dwa dni pod rząd trafiłem na jakieś pogorzeliska po rzezi... Trupy, smród czarnej magii... Będziesz w stanie grać kiedykolwiek na skrzypcach? James, kurwa, cały nasz tabor jest martwy... - dodał, luzując nieco uścisk. - Ja mam farta, jasne... Ale nie widzisz? Gdzie się nie pojawię tam zaraz wszystko się wali. A plac w grudniu..? Te aresztowania...
— Po co mi przypominasz? Hm? Myślisz, że nie pamiętam, że nie wiem? Mną się przejmujesz? Ja mam rękę. A on? Co jeśli nigdy nie będzie już latał? Hm? Nie weźmiesz tego na siebie. Nie odbierzesz mi tego. To mój ból, mój! To moja wina! — podniósł głos i próbował go z siebie zepchnąć.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
próbuję
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
- Chcesz tego? Żeby już nie latał? - warknął na niego łapiąc go za kołnierz na moment, ale zaraz z niego schodząc. - Skup się na tym, że jest szansa... Jest szansa, że odzyska rękę. Rozmawiałem z Castorem... Coś... Coś robią, mają plan. Więc może zamiast się boczyć będziesz go wspierał? I siostrę,i żonę? - dodał, podnosząc się ze śniegu i jeszcze złapał go trochę, rzucając w brata. - To jest jego ból, idioto. I powinieneś przy nim być. A skoro uznajesz że to twoja wina to tym bardziej. Chcesz zajebać tak jak ja i uciekać przed wszystkim?
Nie, oczywiście, że nie tego dla niego chciał. Nie powiedział nic, mierząc brata spojrzeniem, gdy z niego schodził. Nowa ręka dla Marcela brzmiała, jak nadzieja, nie wiedział o tym. Więc coś dla niego już robili. Jakiś kamień spadł mu z piersi, niewidzialny ciężar. Spuścił wzrok przełykając ślinę, nie mówiąc wciąż dłuższą już chwilę.
— Nie jestem tchórzem — powtórzył. Na przekór sobie czy jemu? Wstał z ziemi i spojrzał na brata w milczeniu, by potem skinąć głową i zgodzić się, by wrócili do domu obaj. Razem.
— Nie jestem tchórzem — powtórzył. Na przekór sobie czy jemu? Wstał z ziemi i spojrzał na brata w milczeniu, by potem skinąć głową i zgodzić się, by wrócili do domu obaj. Razem.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Wyciągnął ramię do brata, zaraz go przygarniająca do siebie, prowadząc do domu.
- Nie jesteś, wiem że nie - zapewnił go, mierzwiąc mu jeszcze włosy.
Zt wszyscy?
- Nie jesteś, wiem że nie - zapewnił go, mierzwiąc mu jeszcze włosy.
Zt wszyscy?
03.02
Nie chciała przychodzić. Przeczucie mówiło jej, że nie powinna, a gdyby jeszcze wspomniała o tym w domu - czy to Castorowi, czy któremukolwiek z Tonksów - z pewnością odwiedliby ją od tego pomysłu namową lub siłą. Oszuści nie zasługiwali na wyrozumiałość, ale gdzieś tam wewnątrz Kerstin czaiła się wciąż ta głupiutka zakochana dziewczyna, której serce zadrżało na widok "Na zawsze twój" i liczyło na to, że coś, cokolwiek, okaże się dobrym wytłumaczeniem. Może Thomas i jego żona nie mieszkali razem? Byli w separacji? Rozwodzili się, jakkolwiek przerażająca nie byłaby to myśl?
Po pierwsze - jak okrutną Kerstin musiałaby być osobą, by na to liczyć?
Po drugie - nie była pewna, czy chciałaby kiedykolwiek wyjść za rozwodnika.
Czuła się tak niesprawiedliwie zbałamucona, a jednak liczyła na to, że jeśli zobaczy go po raz ostatni, spojrzy mu w te kłamliwe oczy, to łatwiej będzie jej się z tym wszystkim pogodzić. Justine, gdyby to usłyszała, pewnie złapałaby się za głowę.
Wiedziała, gdzie ma iść, przedzierając się przez śnieg w kozakach, wełnianej czapce i grubych spodniach.
Wyglądała koszmarnie, cała blada, spocona i różowa od wylanych nocą łez.
- Mam nadzieję, że to nie jest kolejne kłamstwo! - zawołała już z daleka, licząc naiwnie na to, że głos jej się nie załamie. - Gdzie ona jest, co? Wie o tym, czy ja powinnam jej powiedzieć? - Na samą myśl łzy znowu wezbrały jej w oczach.
Nie chciała przychodzić. Przeczucie mówiło jej, że nie powinna, a gdyby jeszcze wspomniała o tym w domu - czy to Castorowi, czy któremukolwiek z Tonksów - z pewnością odwiedliby ją od tego pomysłu namową lub siłą. Oszuści nie zasługiwali na wyrozumiałość, ale gdzieś tam wewnątrz Kerstin czaiła się wciąż ta głupiutka zakochana dziewczyna, której serce zadrżało na widok "Na zawsze twój" i liczyło na to, że coś, cokolwiek, okaże się dobrym wytłumaczeniem. Może Thomas i jego żona nie mieszkali razem? Byli w separacji? Rozwodzili się, jakkolwiek przerażająca nie byłaby to myśl?
Po pierwsze - jak okrutną Kerstin musiałaby być osobą, by na to liczyć?
Po drugie - nie była pewna, czy chciałaby kiedykolwiek wyjść za rozwodnika.
Czuła się tak niesprawiedliwie zbałamucona, a jednak liczyła na to, że jeśli zobaczy go po raz ostatni, spojrzy mu w te kłamliwe oczy, to łatwiej będzie jej się z tym wszystkim pogodzić. Justine, gdyby to usłyszała, pewnie złapałaby się za głowę.
Wiedziała, gdzie ma iść, przedzierając się przez śnieg w kozakach, wełnianej czapce i grubych spodniach.
Wyglądała koszmarnie, cała blada, spocona i różowa od wylanych nocą łez.
- Mam nadzieję, że to nie jest kolejne kłamstwo! - zawołała już z daleka, licząc naiwnie na to, że głos jej się nie załamie. - Gdzie ona jest, co? Wie o tym, czy ja powinnam jej powiedzieć? - Na samą myśl łzy znowu wezbrały jej w oczach.
Nie rozumiał kompletnie listu, który otrzymał. Nie rozumiał co się nagle wydarzyło, bo przecież jeszcze krótki czas wcześniej było w porządku, prawda? Ktoś z rodzeństwa jej o czymś naopowiadał, ktoś jej skłamał? Naopowiadał jakiś bajek?
Widział ją już przez okno, samemu zbierając się, aby wybrać się na rynek. Chciał... chciał to wszystko z nią wyjaśnić, porozmawiać! Stresował się jak nigdy. Za każdym razem, kiedy coś zrobił, oczywiście że sobie z tym radził w jakiś pokrętny sposób. Ale teraz? Jak raz był niewinny!
- Kerry... Nie rozumiem? Jaka ona? Mówisz o Sheili..? O Eve? Są w domu, tak mi się wydaje - powiedział, niedbale zakładając czy to kurtkę, czy buty. Przecież wychodził tylko na podwórko, a jako czarodziej nigdy nie dostrzegł, że jednak jest bardziej odporny na zimno.
Zaraz ruszył do niej, zmartwiony tym jak wyglądała. Płakała. Płakała przez niego, a on nie wiedział nawet co zrobił! I jak mógł temu zaradzić?
- Ale jakie kłamstwa..? Kerry, nie rozumiem... Kto ci coś naopowiadał? O czym... o jakich kłamstwach mówisz? To nie tak, że nie zdarza mi się.. no może czasem coś przekręcić i naciągnąć... ale nie okłamałem cię, przysięgam! - mówił, niepewnie podchodząc do dziewczyny, chcąc ją objąć i przytulić, nieco uspokoić. Zresztą, jak raz mówił prawdę - nie okłamał jej jeszcze nigdy.
Widział ją już przez okno, samemu zbierając się, aby wybrać się na rynek. Chciał... chciał to wszystko z nią wyjaśnić, porozmawiać! Stresował się jak nigdy. Za każdym razem, kiedy coś zrobił, oczywiście że sobie z tym radził w jakiś pokrętny sposób. Ale teraz? Jak raz był niewinny!
- Kerry... Nie rozumiem? Jaka ona? Mówisz o Sheili..? O Eve? Są w domu, tak mi się wydaje - powiedział, niedbale zakładając czy to kurtkę, czy buty. Przecież wychodził tylko na podwórko, a jako czarodziej nigdy nie dostrzegł, że jednak jest bardziej odporny na zimno.
Zaraz ruszył do niej, zmartwiony tym jak wyglądała. Płakała. Płakała przez niego, a on nie wiedział nawet co zrobił! I jak mógł temu zaradzić?
- Ale jakie kłamstwa..? Kerry, nie rozumiem... Kto ci coś naopowiadał? O czym... o jakich kłamstwach mówisz? To nie tak, że nie zdarza mi się.. no może czasem coś przekręcić i naciągnąć... ale nie okłamałem cię, przysięgam! - mówił, niepewnie podchodząc do dziewczyny, chcąc ją objąć i przytulić, nieco uspokoić. Zresztą, jak raz mówił prawdę - nie okłamał jej jeszcze nigdy.
3.02
Zawsze był spostrzegawczy. Najpierw usłyszał szloch, bo pomimo pewnej śniadaniowej kłótni, do dzisiaj nie wyciszyli sypialni. To znaczy, może Just wyciszyła swoją, ale Michael niegdyś chodził na przygody poza dom a teraz nie chodził nigdzie wcale, a Kerstin była porządną dziewczyną i nie trzeba było nic u niej wyciszać.
Dopóki nie zaczęła płakać w poduszkę. Nadwrażliwy wilczy węch wychwycił o poranku zapach soli i smutku i łez, którym zdawał się przesiąknąć cały dom - a potem zobaczył z okna, jak siostra wybiega z domu. Wychodząc, porwał do kieszeni leżący na stole list i przebiegł go wzrokiem już w drodze. Przyśpieszył kroku, trzymając się z dala za Kerstin, tak jakby śledził poszukiwanego czarnoksiężnika, a nie młodszą siostrę - a potem odczekał chwilę przed domem w Dolinie, by wreszcie pchnąć siłą drzwi i znaleźć się za Kerstin.
Spiorunował wzrokiem chłopaka, którego skądś znał.
Ach tak, z Derbyshire.
-Okłamałeś moją siostrę? - warknął i faktycznie brzmiało to trochę jakby warczał.
Zawsze był spostrzegawczy. Najpierw usłyszał szloch, bo pomimo pewnej śniadaniowej kłótni, do dzisiaj nie wyciszyli sypialni. To znaczy, może Just wyciszyła swoją, ale Michael niegdyś chodził na przygody poza dom a teraz nie chodził nigdzie wcale, a Kerstin była porządną dziewczyną i nie trzeba było nic u niej wyciszać.
Dopóki nie zaczęła płakać w poduszkę. Nadwrażliwy wilczy węch wychwycił o poranku zapach soli i smutku i łez, którym zdawał się przesiąknąć cały dom - a potem zobaczył z okna, jak siostra wybiega z domu. Wychodząc, porwał do kieszeni leżący na stole list i przebiegł go wzrokiem już w drodze. Przyśpieszył kroku, trzymając się z dala za Kerstin, tak jakby śledził poszukiwanego czarnoksiężnika, a nie młodszą siostrę - a potem odczekał chwilę przed domem w Dolinie, by wreszcie pchnąć siłą drzwi i znaleźć się za Kerstin.
Spiorunował wzrokiem chłopaka, którego skądś znał.
Ach tak, z Derbyshire.
-Okłamałeś moją siostrę? - warknął i faktycznie brzmiało to trochę jakby warczał.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Wyglądał tak jak zawsze, nawet patrzył na nią tak jak zawsze. Czy to była jakaś sztuczka? Czy znów miała dać się oszukać przez kogoś tak zdeterminowanego, by ukryć swoje grzeszki? Musiał przecież wiedzieć, że choćby nie wiadomo jak udawał, prawda jak oliwa na wierzch zawsze wypływa. Tak mówiła jej matka. Och, co ona by sobie pomyślała o Kerstin?
- Nie podchodź! Nie zbliżaj się! - zapłakała, a potem zacisnęła zęby. Miała być surowa i stanowcza. Nie powinna pokazywać Thomasowi jak bardzo ją zranił; jak bardzo jej na nim zależało. - Dobrze wiesz o kim mówię! Czasem ci się coś zdarza przekręcić? Tak to nazywasz? - Otarła policzki zaciśniętymi pięściami. Było jej zimno w sieni, ale nie zamierzała wchodzić głębiej do środka, ani teraz ani nigdy. - Jak mogłeś zrobić to własnej żonie? I mi? Thomas, myślałam, że jesteś inny! Już się prawie zakochiwałam! - Czy tylko we własnych uszach brzmiała tak żałośnie?
Warknięcie za jej plecami sprawiło, że się wzdrygnęła - jakimś cudem nie zauważyła podążającego jej śladem Michaela, może zbyt była rozemocjonowana? Nie była pewna, czy bardziej odczuwa ulgę czy lęk. Przecież prosiła Castora, żeby nie mówił Michaelowi! Czy może sama przypadkiem zostawiła list na wierzchu?
- Michael, to nie tak! - pisnęła. Chciała naprawić sytuację, ale na nic, cała była już zapłakana. W piersi ją dusiło, w przełyku czuła mdłości. Och, nie miała dłużej sił udawać! - Castor mi wszystko powiedział! Powiedział, że Thomas mnie zaprasza na randki, chociaż ma żonę! - Przycisnęła dłonie do twarzy i odsunęła się jak najdalej od nich obu, opierając plecy o ścianę. W głowie tak jej się kręciło, że miała wrażenie, że zaraz się po niej osunie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Nie podchodź! Nie zbliżaj się! - zapłakała, a potem zacisnęła zęby. Miała być surowa i stanowcza. Nie powinna pokazywać Thomasowi jak bardzo ją zranił; jak bardzo jej na nim zależało. - Dobrze wiesz o kim mówię! Czasem ci się coś zdarza przekręcić? Tak to nazywasz? - Otarła policzki zaciśniętymi pięściami. Było jej zimno w sieni, ale nie zamierzała wchodzić głębiej do środka, ani teraz ani nigdy. - Jak mogłeś zrobić to własnej żonie? I mi? Thomas, myślałam, że jesteś inny! Już się prawie zakochiwałam! - Czy tylko we własnych uszach brzmiała tak żałośnie?
Warknięcie za jej plecami sprawiło, że się wzdrygnęła - jakimś cudem nie zauważyła podążającego jej śladem Michaela, może zbyt była rozemocjonowana? Nie była pewna, czy bardziej odczuwa ulgę czy lęk. Przecież prosiła Castora, żeby nie mówił Michaelowi! Czy może sama przypadkiem zostawiła list na wierzchu?
- Michael, to nie tak! - pisnęła. Chciała naprawić sytuację, ale na nic, cała była już zapłakana. W piersi ją dusiło, w przełyku czuła mdłości. Och, nie miała dłużej sił udawać! - Castor mi wszystko powiedział! Powiedział, że Thomas mnie zaprasza na randki, chociaż ma żonę! - Przycisnęła dłonie do twarzy i odsunęła się jak najdalej od nich obu, opierając plecy o ścianę. W głowie tak jej się kręciło, że miała wrażenie, że zaraz się po niej osunie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Zatrzymał się, nie chcąc... nie chcąc jej przecież robić krzywdy. A tak bardzo chciał ją przytulić! Zapewnić, że było dobrze.
- Tak, znaczy... to zależy... Kerry, o czym mówimy..? - zapytał zmieszany, rozglądając się na boki, ale zaraz wykonał dwa kroki w tył, dostrzegając tego mężczyznę. Tonks. Przełknął ślinę.
- O.. o... dzień dobry... panie Michale... ja... nie? - rzucił, a zaraz przeniósł spojrzenie na Kerry. Brat..? Żona, Castor... Castor...
Jeanie. Mówiła o Jeanie? Nie... Tak...
Teraz i jemu napłynęły łzy do oczu. Zapomniał, że nigdy nie powiedział prawdy Castorowi! Cholera, nigdy mu nie opowiedział... Ale skąd miał wiedzieć, że to wyjdzie z jego ust?
- Kerry... Proszę... Proszę, daj mi wyjaśnić.. Ja... To nie tak, ja miałem żonę. Nie zrobiłbym ci tego, Kerry! Proszę cię... Ona... Jeanie... Znaczy się moja żona... Ona... To nie tak jak myślisz. Ona.. ona nie żyje... - mówił z trudem, wpatrując się w dziewczynę. Czuł jak go ściska, czuł jak łzy mu napływają do oczu, bo wciąż ciężko było mu o tym mówić i opowiadać, wciąż nie wiedział czy powinien o tym opowiadać! Wciąż było to tak nierealne...
Spojrzał zaraz z lękiem na mężczyznę. Sam doskonale wiedział co by zrobił komuś, kto próbował skrzywdzić Sheilę.
- Naprawdę! To nie tak proszę pana... To nie... Ja okłamałem... okłamałem Castora... Jak wróciłem do Anglii, ale nie... nie w taki sposób... Mi po prostu... to to już dwa lata... ale wciąż... znaczy jak ona zmarła... - kontynuował plątanie się, nie wiedząc co w ogóle mogłoby zadziałać na jego korzyść, a co nie.
- Tak, znaczy... to zależy... Kerry, o czym mówimy..? - zapytał zmieszany, rozglądając się na boki, ale zaraz wykonał dwa kroki w tył, dostrzegając tego mężczyznę. Tonks. Przełknął ślinę.
- O.. o... dzień dobry... panie Michale... ja... nie? - rzucił, a zaraz przeniósł spojrzenie na Kerry. Brat..? Żona, Castor... Castor...
Jeanie. Mówiła o Jeanie? Nie... Tak...
Teraz i jemu napłynęły łzy do oczu. Zapomniał, że nigdy nie powiedział prawdy Castorowi! Cholera, nigdy mu nie opowiedział... Ale skąd miał wiedzieć, że to wyjdzie z jego ust?
- Kerry... Proszę... Proszę, daj mi wyjaśnić.. Ja... To nie tak, ja miałem żonę. Nie zrobiłbym ci tego, Kerry! Proszę cię... Ona... Jeanie... Znaczy się moja żona... Ona... To nie tak jak myślisz. Ona.. ona nie żyje... - mówił z trudem, wpatrując się w dziewczynę. Czuł jak go ściska, czuł jak łzy mu napływają do oczu, bo wciąż ciężko było mu o tym mówić i opowiadać, wciąż nie wiedział czy powinien o tym opowiadać! Wciąż było to tak nierealne...
Spojrzał zaraz z lękiem na mężczyznę. Sam doskonale wiedział co by zrobił komuś, kto próbował skrzywdzić Sheilę.
- Naprawdę! To nie tak proszę pana... To nie... Ja okłamałem... okłamałem Castora... Jak wróciłem do Anglii, ale nie... nie w taki sposób... Mi po prostu... to to już dwa lata... ale wciąż... znaczy jak ona zmarła... - kontynuował plątanie się, nie wiedząc co w ogóle mogłoby zadziałać na jego korzyść, a co nie.
Kerstin płakała rozpaczliwie, a jej szloch rozdzierał Michaelowi serce. Ostatnio, gdy zanosiła się podobnym płaczem, trwał najgorszy dzień jego życia - i czuł się potwornie winny. Teraz winny był ten chłopak, który - choć zachował zimną krew w Derbyshire - nie potrafił nawet sklecić zrozumiałego zdania.
-Thomas. Co ty tu robisz? Moja siostra była dla ciebie tą drugą? - postąpił o krok do przodu, zaciskając pięści. Wtedy Thomas zaczął mówić dalej, a historia była coraz mniej zrozumiała.
-Masz żonę, ale martwą? PO KOLEI, chłopcze. - zatrzymał się o krok przed Doe, odgradzając go od Kerrie i mierząc go lodowatym wzrokiem.
zastraszanie II
-Thomas. Co ty tu robisz? Moja siostra była dla ciebie tą drugą? - postąpił o krok do przodu, zaciskając pięści. Wtedy Thomas zaczął mówić dalej, a historia była coraz mniej zrozumiała.
-Masz żonę, ale martwą? PO KOLEI, chłopcze. - zatrzymał się o krok przed Doe, odgradzając go od Kerrie i mierząc go lodowatym wzrokiem.
zastraszanie II
Can I not save one
from the pitiless wave?
Serce Kerstin było tak zranione, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że Thomas zna jej brata. Obserwowała chłopca, jego oczy, wyciągnięte ręce, tak szczere, ciepłe i czuła się jeszcze słabsza, jeszcze gorsza z myślą, że chciałaby mu ulec.
Zdążyła zasłonić twarz nim w oczach Thomasa również pojawiły się łzy. Michaelowe "ta druga" zabolało ją niemal fizycznie, zgarbiła się i skurczyła w sobie. A potem Thomas zaczął mówić.
- Huh? - Na razie mogła zdobyć się tylko na tyle, spoglądając na chłopca wstydliwie przez zmrużone powieki. Serce mocno tłukło jej się w piersi. Czy mogła się tak bardzo pomylić? Czy Castor umyślnie wprowadził ją w błąd, bo był... zazdrosny? Zarumieniła się wściekle i zaszlochała jeszcze raz, tym razem nie ze złości, ale z bezradności. - Och, Thomas... Tomek... - wydusiła. Tak mi przykro.
Potem Michael przejął kontrolę; zawsze robił to wtedy, gdy ona czuła się zagubiona. Kochała go za to, ale w tej chwili silna braterska obecność przyniosła poza szczęściem także gorzki posmak obawy.
- Mike, proszę, nie rób mu krzywdy! - poprosiła drżącym głosem, czkając i wycierając twarz w rękaw. - Mike, on... wysłuchaj go... ja nic nie rozumiem! - W końcu dała upust słabości, przysiadając pod ścianą i obejmując kolana ramionami.
Zdążyła zasłonić twarz nim w oczach Thomasa również pojawiły się łzy. Michaelowe "ta druga" zabolało ją niemal fizycznie, zgarbiła się i skurczyła w sobie. A potem Thomas zaczął mówić.
- Huh? - Na razie mogła zdobyć się tylko na tyle, spoglądając na chłopca wstydliwie przez zmrużone powieki. Serce mocno tłukło jej się w piersi. Czy mogła się tak bardzo pomylić? Czy Castor umyślnie wprowadził ją w błąd, bo był... zazdrosny? Zarumieniła się wściekle i zaszlochała jeszcze raz, tym razem nie ze złości, ale z bezradności. - Och, Thomas... Tomek... - wydusiła. Tak mi przykro.
Potem Michael przejął kontrolę; zawsze robił to wtedy, gdy ona czuła się zagubiona. Kochała go za to, ale w tej chwili silna braterska obecność przyniosła poza szczęściem także gorzki posmak obawy.
- Mike, proszę, nie rób mu krzywdy! - poprosiła drżącym głosem, czkając i wycierając twarz w rękaw. - Mike, on... wysłuchaj go... ja nic nie rozumiem! - W końcu dała upust słabości, przysiadając pod ścianą i obejmując kolana ramionami.
1958 | Rodzina Doe
Szybka odpowiedź