Nowy rok 57/58
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dolina Godryka
Dom Bathildy Bagshot Nowy Rok 1957/58 Sylwestrowa zabawa - goście z domu Bathildy Bagshot.
Szafka zniknięć
Sufit pełen gwiazd
Efekty mocarza
Szafka zniknięć
- Efekty kadzidła:
Aby umilić odpoczynek i wzmocnić nastrój w pomieszczeniu Steffen i James postanowili dodać pokojowi nieco magii. Dawny gabinet profesor Bagshot został przyciemniony — nie paliły się w nim żadne świece, nie docierało także światło z zewnątrz. Jedynym źródłem blasku były drobniutkie, iskrzące na suficie gwiazdy. Migoczące, bezchmurne niebo było prostą sztuczką, ale każdy kto zdecydował się położyć na śpiworach i odpocząć, wdychając dym z kadzideł mógł zobaczyć, że gwiazdy na niebie poruszały się, przybierając rozmaite kształty, budując opowiadane Steffenowi przez Jamesa cygańskie historie.
Aby sprawdzić, co pokazuje niebo nad głowami należy rzucić kością k6.
- Historie na nieboskłonie:
Efekty mocarza
- Efekty:
1. Alkohol mocno pali w gardło, tak bardzo, że nie jesteś w stanie wytrzymać i musisz go czymś popić. Wydaje ci się, że sięgnięcie po wodę jest dobrym pomysłem, jednak w pośpiechu i emocjach mylisz szklanki i wypijasz gin do dna, co przyprawia cię o mdłości. Jest jest to początek imprezy i nie zdążyłeś wypić zbyt dużo odbije się to tylko okropnym bólem głowy na drugi dzień. Jeśli jesteś już pijany, zachce ci się wymiotować...
2. Możliwe, że Marcel pomylił zaklęcia i chcąc przyspieszyć proces dochodzenia owoców w alkoholu i cukrze rzucił coś zupełnie niechcąco. Twój kieliszek zdaje się nie tracić swojej zawartości, a ty pijesz i pijesz, nie możesz przestać. Kiedy już jesteś w stanie przyjąć w siebie drinka i odsuwasz go od siebie, kieliszek wciąż jest pełny, jego zawartość wylewa ci się na strój, mocząc go z przodu całkowicie. Przyda ci się trochę zimnego powietrza i dużo wody, inaczej zaliczysz solidnego zgona.
3. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
4. Już po uwarzeniu alkoholu, kiedy nabrał swojego koloru, James postanowił zmienić jego barwę na jakąś przyjemniejszą i mniej kojarzącą się ze szczynami. Jego próba okazała się bezskuteczna - przynajmniej wtedy. Teraz, kiedy spojrzysz na zawartość szkła alkohol zmieni przypadkiem kolor, na taki który będzie ci się bardzo źle kojarzył. Jeśli jednak zaryzykujesz i wypijesz Mocarza do dna, zrozumiesz, że w smaku mimo ostrości jest bardzo dobry. Alkohol wprawi cię jednak w śmieszny nastrój i jeszcze przez pewien czas będziesz opowiadać ludziom sprośne lub głupie żarty.
5. Mocarz ma ostry smak i już po wypiciu zaczyna cię rozgrzewać. Możliwe, że chłopcy przesadzili z proporcjami, wlewając zbyt wiele alkoholu na tyle owoców i cukru. Nie dość, że dość szybko wpadniesz w pijacki nastrój, to jeszcze zrobi ci się bardzo gorąco. Ubrania, które masz na sobie zechcesz zdjąć, ale jeśli nie chcesz lub nie możesz tego uczynić będziesz szukać szybkiego sposobu na gwałtowną ochłodę. Kąpiel w wannie z lodowatą woda, wytarzanie się w śniegu, czy zmoczenie głowy w wiadrze może okazać się dobrym pomysłem.
6. Ponoć wystarczy jeden kieliszek, żeby przegiąć. To chyba właśnie ten kieliszek. Kiedy go wypijesz, niezależnie od tego, czy jest twoim pierwszym, czy nie, zaczynasz tracić głowę, a do tego strasznie poplącze ci się język. Wypowiedzenie prostych słów okaże się trudne, możesz seplenić i jąkać się, myląc słowa. Efekt jednak szybko z ciebie zejdzie, wystarczy kilka łyków czegoś bezalkoholowego.
7. Im mocniejszy alkohol tym silniejszy eliksir prawdy. Mocarz wyciska z ciebie wszystkie sekrety, pleciesz wszystko, co ślina przyniesie ci na język. Nie potrafisz powstrzymać się przed zwerbalizowaniem własnych myśli, nawet tych, które powinieneś lub wypadałoby zachować dla siebie. Może to tylko komplementy, może dwuznaczne propozycje — pilnuj się przez najbliższą godzinę, jeśli obawiasz się skutków.
8. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
9. Alkohol rozluźnia ciało i umysł. Wypicie jednego kieliszka pozwoli ci przełamać swoje własne bariery i przesunąć granicę na tyle, by nikt nie uznał cię za pijanego, ale na tyle, by dodać ci odwagi do robienia tego, co wcześniej wydawało ci się niemożliwe.
10. Marcel i James nie wymyli słojów, w których pędzili alkohol — nie zauważyli też, że na nich pozostały resztki warzonych przez Norę eliksirów. Alkohol po wypiciu nie wywołuje niczego, post skrzywieniem. jest mocny i choć słodki i ostatecznie przyjemny w smaku, silnie pali przełyk. Po tym jednak stajesz się znacznie atrakcyjniejszy dla pozostałych. Wydajesz się piękniejszy, bardziej urodziwy, czarujący i pociągający. Twoją zmianę może zauważyć każdy kto choć chwilę na ciebie spojrzy. Jak się okazało, Nora szykowała w słojach eliksir upiększający.
11. Alkohol jak alkohol. Jest mocny, a jego wyraźny smak pozostaje na języku i krtani dość długo. Niefortunnie zaplątało się w nim źle przecedzone źdźbło rozmarynu, które wbiło ci się w dziąsło i będzie ci przeszkadzać przez resztę wieczoru, jeśli się z nim jakoś nie uporasz.
12. Jeden kieliszek sprawił, że od razu zachciało ci się kolejnego, ale ugaszenie pragnienia w ten sposób jest złudne. Pijąc rzucasz jeszcze raz.
13. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
14. Mocarz, czy tego chcesz czy nie, zwiększył atrakcyjność ludzi wokół ciebie, niezależnie od wszystkich czynników. Nie łudź się, że życie stało się piękniejsze, alkohol po prostu zawrócił ci w głowie, wzmógł w tobie potrzebę bycia blisko innych — przytulenia, pocałowania, dotknięcia. Po prostu bycia blisko.
15. Masz ochotę zrobić coś szalonego. Nie wiesz co, ale czujesz się pobudzony i zachęcony do wzięcia udziału w czymś, o czym nigdy wcześniej byś nie pomyślał — a jeśli byś pomyślał, to zwyczajnie masz ochotę poddać temu i to zrobić. Niezależnie od tego, czy miałby to być taniec na stole, czy przytulenie nieznajomego, czujesz, że możesz żyć tą chwilą.
16. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
17. Zbyt szybkie wypicie alkoholu wywołało w tobie atak czkawki. Jest nagła i trudna do opanowania, co gorsza, przypomina czkawkę teperotabcyjną. Na szczęścia działa na niewielkie odległości i przenosi cię tylko z pokoju do pokoju przez kilka chwil. Wypicie szklanki wody przerwie ten dziwny cykl podróży.
18. Alkohol, jak każdy wie, wzmaga popęd. To stało się niezależne od ciebie, ale jedna z osób, które towarzyszyły ci w piciu na krótką chwilę wydała się atrakcyjniejsza od wszystkich pozostałych. Twoje serce zabiło szybciej, a w głowie pojawiły się kompletnie nie twoje myśli. Może to minie, może pozostanie - wiesz tylko ty.
19. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, a w takich ilościach, jak w przypadku Mocarza, zdaje się robić to bardzo wyraźnie. Twoje oczy zaczynają błyszczeć, usta wydają się pełniejsze, bardziej soczyste i miękkie, nabrzmiał krwią, a policzki lekko, zdrowo zaróżowione. O ile nie jest to któryś kieliszek z kolei nie musisz się niczym martwić.
20. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 27.12.21 21:02, w całości zmieniany 1 raz
Sam chciał... Dziś to chyba nie przestanie go zadziwiać. Poczekał na nią, aż już ostatecznie rozprawi się z Jamesem po czym ruszyli do domu, by w końcu się ogrzać wpadając praktycznie na Leona i jego dary. Był święcie przekonany, że szatyn już dawno gdzieś przysnął. Nelka nie robiąc sobie nic ze starań chłopaka zabrała od niego talerz i wyminęła go kierując się w głąb domu. Leoś był starszy od Nelki. Za stary jak dla Aidana, a i te zaloty zbyt śmiałe mu się wydawały. Te z wcześniej, nie teraz. Wciąż jednak zrobiło mu się go szczerze żal. Nie łatwo było z tą miłością. - Chodź. Zrobię i tobie. - Zaoferował posyłając mu blady uśmiech i poklepując go po ramieniu. Po drodze do kuchni złapał jeszcze koc przewieszony na oparciu fotela z zamiarem podania go Nelci. Do samej kuchni jednak nie dotarł słysząc i czując huk na piętrze, który wydawał się wstrząsnąć całym domem. No na rany koguta... Oblał go zimny pot, a twarz momentalnie zbladła. Znowu się bili? Sheila też tam była? Nie czekając chwili dłużej szybko wbiegł po schodach w jednej dłoni dzierżąc różdżkę, a w drugiej wciąż koc. - Wszyscy cali? Coście zrobili?
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie zamierzał odpowiadać na żadne pytania o romanse, uniósł nieznacznie brew, nagląco, kiedy znów zapytał o siostrę, a potem było już tylko gorzej. Nagły huk, po którym... Thomas dał popis swoich zdolności magicznych. Mhm, Marcel spoglądał na wypadające z zawiasów drzwi, całkowicie pewien, że lada moment ściągnie tu całe zbiegowsko. I po co wlaściwie Doe tutaj przylazł? Zgasił papierosa o framugę okna, z westchnieniem podchodząc bliżej Sheili, dostrzegając przy ścianie Aidana.
- Nie cośmy zrobili, tylko co zrobił Thomas - odpowiedział, chwytając ostałą butelkę Mocarza. - Rozebrał się i nie chciał, żeby ktoś to przeoczył. Najwyraźniej ma nam cos ciekawego do pokazania. Spływaj się ubrać, Doe, zanim rozwalisz cały ten dom - pokręcił głową, nie zauważając jego patowej sytuacji, po czym podał Mocarza Sheili.
- Nie cośmy zrobili, tylko co zrobił Thomas - odpowiedział, chwytając ostałą butelkę Mocarza. - Rozebrał się i nie chciał, żeby ktoś to przeoczył. Najwyraźniej ma nam cos ciekawego do pokazania. Spływaj się ubrać, Doe, zanim rozwalisz cały ten dom - pokręcił głową, nie zauważając jego patowej sytuacji, po czym podał Mocarza Sheili.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 18
'k20' : 18
Nawet nie próbował walczyć z utrzymaniem równowagi, lądując na podłodze na tyłku, wciąż z różdżką w dłoni. Spojrzał na drzwi, spojrzał na tę całą scenę... cóż. To było interesujące zaklęcie, chociaż nie do końca rozumiał, co się właściwie stało, i że to zaklęcie miało takie właściwości.
Zaraz jednak niezrażony znów machnął różdżką, chcąc przywołać ubrania z drugiego pokoju.
- Accio - zawołał, zerkając zaraz na Aidana.
- Nic, ciepło jest po prostu - stwierdził, wzruszając ramionami. Przecież nikomu się chyba nie stała krzywda...
- Jak taki mądrala jesteś to mi pomóż wstać - rzucił do Marcela, wcale nie zrażony, że ten zrzucił na niego winę za drzwi. Był niewinny, to była magia!
Zaraz jednak niezrażony znów machnął różdżką, chcąc przywołać ubrania z drugiego pokoju.
- Accio - zawołał, zerkając zaraz na Aidana.
- Nic, ciepło jest po prostu - stwierdził, wzruszając ramionami. Przecież nikomu się chyba nie stała krzywda...
- Jak taki mądrala jesteś to mi pomóż wstać - rzucił do Marcela, wcale nie zrażony, że ten zrzucił na niego winę za drzwi. Był niewinny, to była magia!
The member 'Thomas Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Sam chciał. Nie miał jej tego za złe — a jedynie Aidanowi, że ją zaciągał do domu. Nie skończyła, jeszcze nie. Ale kiedy nadeszła względna trzeźwość zdecydował się jej już nie zatrzymywać. Było naprawdę zimno; sam już czuł, że marznie, a ona była w cienkiej sukni.
– Sam chciałem — odparł zdecydowanie, spoglądając na Aidana jeszcze. Nie żałował i Moore nie powinien go żałować. Właśnie tego chciał. Przetarł niezgrabnie nadgarstkiem krew spływającą z dolnej wargi, rozmazując ją po brodzie, splunął w bok, po czym uniósł butelkę, ale nim się napił Neala już znalazła się przed nim, wbijając mu palec w pierś. Nie spojrzał na jej rękę. Nie powiedział nic. Patrzył na nią. Jej w oczy przez chwilę, przemknął spojrzeniem po jej twarzy, uśmiechu. Skąd ta energia w niej? Skąd to nastawienie? Zadarł wyżej brodę, reagując na jej wyzwanie butnie. Butelkę przystawił do czoła i zasalutował jej na pożegnanie, a gdy zniknęli za drzwiami, upił kilka sporych łyków ognistej. Zimny alkohol sprawił, że pomyślał o tym, że jeśli jeszcze chwilę tu postoi to naprawdę sobie odmrozi jaja. Przebrał nogami, odpychając się od fontanny. Może jak się upije i wróci to zaskoczy jednak wszystkich dobrym humorem i każdy uda, że nic się nie wydarzyło? Można tak, prawda? Wtedy usłyszał trzask dobiegający z boku. Myląc ręce, zamiast różdżki wyciągnął przed siebie butelkę.
— Ani drgnij — krzyknął w ciemność i niebyt poważnie i ostrzegawczo. Zrobił kilka kroków w tamtym kierunku, próbując rozpoznać sylwetkę, ale kiedy tylko odrobina światła świeciorków otoczyła postać od razu ją rozpoznał. — Śledzisz mnie?— spytał odkrywczo, opuszczając broń. — Podglądałaś mnie?! — Zmarszczył brwi surowo. Mało jej było?
– Sam chciałem — odparł zdecydowanie, spoglądając na Aidana jeszcze. Nie żałował i Moore nie powinien go żałować. Właśnie tego chciał. Przetarł niezgrabnie nadgarstkiem krew spływającą z dolnej wargi, rozmazując ją po brodzie, splunął w bok, po czym uniósł butelkę, ale nim się napił Neala już znalazła się przed nim, wbijając mu palec w pierś. Nie spojrzał na jej rękę. Nie powiedział nic. Patrzył na nią. Jej w oczy przez chwilę, przemknął spojrzeniem po jej twarzy, uśmiechu. Skąd ta energia w niej? Skąd to nastawienie? Zadarł wyżej brodę, reagując na jej wyzwanie butnie. Butelkę przystawił do czoła i zasalutował jej na pożegnanie, a gdy zniknęli za drzwiami, upił kilka sporych łyków ognistej. Zimny alkohol sprawił, że pomyślał o tym, że jeśli jeszcze chwilę tu postoi to naprawdę sobie odmrozi jaja. Przebrał nogami, odpychając się od fontanny. Może jak się upije i wróci to zaskoczy jednak wszystkich dobrym humorem i każdy uda, że nic się nie wydarzyło? Można tak, prawda? Wtedy usłyszał trzask dobiegający z boku. Myląc ręce, zamiast różdżki wyciągnął przed siebie butelkę.
— Ani drgnij — krzyknął w ciemność i niebyt poważnie i ostrzegawczo. Zrobił kilka kroków w tamtym kierunku, próbując rozpoznać sylwetkę, ale kiedy tylko odrobina światła świeciorków otoczyła postać od razu ją rozpoznał. — Śledzisz mnie?— spytał odkrywczo, opuszczając broń. — Podglądałaś mnie?! — Zmarszczył brwi surowo. Mało jej było?
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Ulżyło mu bardziej niż mógłby ubrać to w słowa. Naprawdę nie potrzebowali już dzisiaj kolejnych wrażeń. Westchnął ciężko patrząc na widok przed sobą. Po chwili schował też różdżkę ponownie do kieszeni. - Widzę właśnie, że się tu gorąco zrobiło. -Podszedł bliżej rzucając w jego kierunku trzymany koc, żeby się nieco osłonił. Z poirytowaniem odwrócił się w kierunku Marcela, a następnie łagodne już spojrzenie padło na stojącej obok niego Sheili. - Nic ci się nie stało? - Zapytał zmartwiony chcąc upewnić się czy była cała. Miał wyrzuty sumienia, że ją tu tak zostawił, ale miała ze sobą Thomasa i Eve, a sprawa z Nelką wydawała mu się priorytetowa w tamtym momencie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
[bylobrzydkobedzieladnie]
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Ostatnio zmieniony przez Aidan Moore dnia 30.12.21 3:00, w całości zmieniany 1 raz
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Myślała, że zdąży wycofać się, zanim przytłumione zmysły chłopaka określą, skąd dochodził dźwięk. Pomyliła się, burknęła pod nosem coś między przekleństwem, a prośbą by dał jej spokój. Nie zabrzmiało to ani na jedno, ani na drugie, było jedynie bliżej nieokreślonym dźwiękiem.
Zatrzymała się niechętnie, wbijając w niego ciemne spojrzenie.
- Po co? Miałabym zobaczyć coś nowego? Czego dotąd nie widziałam? - spytała, delikatnie marszcząc nos, gdy niezadowolenie z sytuacji powróciło.- Musiałbyś się bardzo postarać- dodała, ale na to się nie zapowiadało. Znała go za dobrze, widziała w każdym stanie do którego mógł być doprowadzony. Czasami ją zaskakiwał, jak przed kilkunastoma minutami, ale to zawsze było coś, co powinna przewidzieć. Jedynie nie zawsze umiała dobrze zareagować.- Wróciłam oddać ci coś.- skłamała bez mrugnięcia. Wyciągnęła z kieszeni dwa łańcuszki, by unieść je w dwóch palcach, aby zrozumiał, co to. Podeszła o parę kroków i wsunęła mu je do kieszeni spodni.
Zatrzymała się niechętnie, wbijając w niego ciemne spojrzenie.
- Po co? Miałabym zobaczyć coś nowego? Czego dotąd nie widziałam? - spytała, delikatnie marszcząc nos, gdy niezadowolenie z sytuacji powróciło.- Musiałbyś się bardzo postarać- dodała, ale na to się nie zapowiadało. Znała go za dobrze, widziała w każdym stanie do którego mógł być doprowadzony. Czasami ją zaskakiwał, jak przed kilkunastoma minutami, ale to zawsze było coś, co powinna przewidzieć. Jedynie nie zawsze umiała dobrze zareagować.- Wróciłam oddać ci coś.- skłamała bez mrugnięcia. Wyciągnęła z kieszeni dwa łańcuszki, by unieść je w dwóch palcach, aby zrozumiał, co to. Podeszła o parę kroków i wsunęła mu je do kieszeni spodni.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Zmarszczył brwi gniewnie i upił łyk ognistej.
— Och, przepraszam, zapomniałem, że ty wszystko zawsze wiesz, najlepiej mnie znasz i wszystkiego możesz się po mnie spodziewać. Nikt cię nie ostrzegł? No coś ty, nie przewidziałaś tego? Whoops... – mruknął, robiąc krok w jej kierunku. — Na co ty w ogóle liczyłaś w takim razie? Masz mnie za jakiegoś frajera pokroju Aidana? Myślałaś, że będę chrząkał z nadzieją, że mnie usłyszycie i łaskawie nieco zwolnicie z tempem? Lubię taką zabawę, ale to nawet za szybko dla mnie.— Przechylił się nieco w bok i uśmiechnął drwiąco. — Przepraszam, że wam przeszkodziłem, przeniosłem wam świece dla lepszego nastroju. Bardzo, kurwa, żałuję — dodał niemalże śpiewająco i uniósł wysoko brwi, gdy wspomniała o prezencie. Zamilkł, kiedy go zobaczył. Chociaż chciał, nie umiał wydusić z siebie słowa, zamurowało go na moment, a jakaś guła pojawiła się w gardle. Znów nie było mu zimno. Skrzące kryształki lodu na opadajacych włosach przestały go drapać w oczy. Wiedział, co to było. I chyba wiedział, co oznaczało. Nie mógł przerwać tego przedłużającego się milczenia, w końcu unosząc na nią wzrok, po tym jak włożyła mu to do kieszeni. Wiedział, jakie to było dla niej ważne. I jak bardzo przypominało jej o nim. Bransoletki, które jej dał.
— Zostawiasz mnie dla kogoś takiego?— spytał cicho, z niedowierzaniem. Nigdy nie darzył Castora sympatią, ale w tej chwili zapłonął w nim ogień czystej nienawiści.
— Och, przepraszam, zapomniałem, że ty wszystko zawsze wiesz, najlepiej mnie znasz i wszystkiego możesz się po mnie spodziewać. Nikt cię nie ostrzegł? No coś ty, nie przewidziałaś tego? Whoops... – mruknął, robiąc krok w jej kierunku. — Na co ty w ogóle liczyłaś w takim razie? Masz mnie za jakiegoś frajera pokroju Aidana? Myślałaś, że będę chrząkał z nadzieją, że mnie usłyszycie i łaskawie nieco zwolnicie z tempem? Lubię taką zabawę, ale to nawet za szybko dla mnie.— Przechylił się nieco w bok i uśmiechnął drwiąco. — Przepraszam, że wam przeszkodziłem, przeniosłem wam świece dla lepszego nastroju. Bardzo, kurwa, żałuję — dodał niemalże śpiewająco i uniósł wysoko brwi, gdy wspomniała o prezencie. Zamilkł, kiedy go zobaczył. Chociaż chciał, nie umiał wydusić z siebie słowa, zamurowało go na moment, a jakaś guła pojawiła się w gardle. Znów nie było mu zimno. Skrzące kryształki lodu na opadajacych włosach przestały go drapać w oczy. Wiedział, co to było. I chyba wiedział, co oznaczało. Nie mógł przerwać tego przedłużającego się milczenia, w końcu unosząc na nią wzrok, po tym jak włożyła mu to do kieszeni. Wiedział, jakie to było dla niej ważne. I jak bardzo przypominało jej o nim. Bransoletki, które jej dał.
— Zostawiasz mnie dla kogoś takiego?— spytał cicho, z niedowierzaniem. Nigdy nie darzył Castora sympatią, ale w tej chwili zapłonął w nim ogień czystej nienawiści.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Gorąco jak jasna cholera. Tego wieczoru trzymały go dziwne myśli. Czy to frustracja nawarstwiona ostatnimi, tak okrutnymi tygodniami? Skąd brało się to uciążliwe uczucie? Nie chciał dłużej być sam, potrzebował tego. Ciepła. Sheila zmieniła się przez ostatnie dwa lata, przez które nie mogli się zobaczyć, nie była już dzieckiem jak kiedyś, ale to przecież było szaleństwo. Czy Thomas mógł mieć rację? Na krótką chwilę zamknął oczy, odurzony Mocarzem. Sądził, że zostaną tu na chwilę sami, ale najpierw zwalił im się na głowy Thomas, a teraz jeszcze Aidan.
- Wbrew temu, co chrzanił Steffen, Aidan, to nie jest front wojenny. Nic jej się nie stanie, kiedy spuścisz ją z oka na pięć minut - odparował, nic jej przecież tutaj nie groziło. Ani nic jej nie groziło przy nim, dobrze o tym wiedział - więc dlaczego go traktował w taki sposób? Nie powinien brać tego do siebie, przeciez dopiero co się martwił, że James zrobi krzywdę Neali. - Przestań się napinać i napij się wreszcie czegoś. Zrobiliśmy świetny bimber, nie smakuje ci? Próbowałeś go w ogóle? - zamierzał stać trzeźwy całą imprezę? Tak w ogóle można było? - Sheila - zwrócił się do dziewczyny, z psotliwą iskrą w oku. - Mam pomysł, jak możemy pomóc Thomasowi - oznajmił półszeptem. - Ale musisz mi z czymś pomóc na dole, w kuchni. Tylko ty możesz to zrobić - dodał konspiracyjnie, zmierzając ku drzwiom, po drodze wyciągnął dłoń w kierunku starszego z braci Doe, podrywając go chwiejnie w górę; nie był pewien, czy to był dobry pomysł, póki stał tu w samych majtkach, ale skoro tego chciał... - Wstawaj i przestań się popisywać, i majtkami i różdżką - doradził, bo gdyby ten cygański kozioł nie skakał, tragedia by się nie wydarzyła. I właśnie dlatego prosił ich wszystkich, żeby złożyli, oddali i przestali, cholera jasna, używać różdżek. Dostrzegłszy, że opuszczone spodnie nie bardzo pozwalają mu się poruszać, niby przypadkiem - nie było to takie trudne, kiedy świat wokół wciąż nieco wirował - pchnął go na Aidana, chcąc, by Thomas wywalił się na niego jak długi. - Zaopiekujesz się nim na chwilę? Chyba już nie da rady sam - poprosił Moore'a, zamierzając chwycić Sheilę za dłoń i czym prędzej zabrać ją na dół.
- To nic, Castor - odpowiedział, mijając czarodzieja po drodze, teraz przypominając sobie, że usłyszał jego głos tuż przed hukiem. Delikatnie - na tyle, na ile mógł to zrobić delikatnie pomimo upojenia - położył dłoń na jego ramieniu, nie chcąc jątrzyć ran. - Moje urodziny już się skończyły, teraz to Nowy Rok. Twoje zdrowie!
- Wbrew temu, co chrzanił Steffen, Aidan, to nie jest front wojenny. Nic jej się nie stanie, kiedy spuścisz ją z oka na pięć minut - odparował, nic jej przecież tutaj nie groziło. Ani nic jej nie groziło przy nim, dobrze o tym wiedział - więc dlaczego go traktował w taki sposób? Nie powinien brać tego do siebie, przeciez dopiero co się martwił, że James zrobi krzywdę Neali. - Przestań się napinać i napij się wreszcie czegoś. Zrobiliśmy świetny bimber, nie smakuje ci? Próbowałeś go w ogóle? - zamierzał stać trzeźwy całą imprezę? Tak w ogóle można było? - Sheila - zwrócił się do dziewczyny, z psotliwą iskrą w oku. - Mam pomysł, jak możemy pomóc Thomasowi - oznajmił półszeptem. - Ale musisz mi z czymś pomóc na dole, w kuchni. Tylko ty możesz to zrobić - dodał konspiracyjnie, zmierzając ku drzwiom, po drodze wyciągnął dłoń w kierunku starszego z braci Doe, podrywając go chwiejnie w górę; nie był pewien, czy to był dobry pomysł, póki stał tu w samych majtkach, ale skoro tego chciał... - Wstawaj i przestań się popisywać, i majtkami i różdżką - doradził, bo gdyby ten cygański kozioł nie skakał, tragedia by się nie wydarzyła. I właśnie dlatego prosił ich wszystkich, żeby złożyli, oddali i przestali, cholera jasna, używać różdżek. Dostrzegłszy, że opuszczone spodnie nie bardzo pozwalają mu się poruszać, niby przypadkiem - nie było to takie trudne, kiedy świat wokół wciąż nieco wirował - pchnął go na Aidana, chcąc, by Thomas wywalił się na niego jak długi. - Zaopiekujesz się nim na chwilę? Chyba już nie da rady sam - poprosił Moore'a, zamierzając chwycić Sheilę za dłoń i czym prędzej zabrać ją na dół.
- To nic, Castor - odpowiedział, mijając czarodzieja po drodze, teraz przypominając sobie, że usłyszał jego głos tuż przed hukiem. Delikatnie - na tyle, na ile mógł to zrobić delikatnie pomimo upojenia - położył dłoń na jego ramieniu, nie chcąc jątrzyć ran. - Moje urodziny już się skończyły, teraz to Nowy Rok. Twoje zdrowie!
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Pokręciła głową, kiedy nadal nie spuszczał z tonu.
- Sam pokazałeś mi wszystko, czego można się po tobie spodziewać i sam przychodziłeś. To nic zaskakującego, że wiem o tobie dość. To był twój wybór, by dać się poznać do tego stopnia.- odparła cicho.- Nie przewidziałam, że nagle ci odbije bez powodu? O dziwo nie.- nie rozumiała tej impulsywności, ale miała pewność, że ta cecha była z nim nierozłączna.
- Czasami jesteś tak durny, Jamie.- westchnęła ciężko, kiedy mówił dalej w końcu rozjaśniając sytuację.- Nie przeszkadzałeś, bo nic się nie działo. Castor podszedł powiedzieć mi, że Finley dołączy zaraz. Wszyscy widzieli, jak wyglądał, wiadome było, dlaczego tak długo jej zeszło. Zostawiła ślad szminki na jego policzku, więc starłam mu ją tylko. Chciał mi coś jeszcze powiedzieć o Fin, ale nie zdążył. Wtedy wspaniałomyślnie postanowiłeś skoczyć do niego z pięściami.- wyjaśniła, co miało faktycznie miejsce. Nie miała pewności czy to do niego dotrze, czy zrozumie błąd. Patrzyła, jak spojrzenie męża zatrzymuje się na błyskotkach i zmienia się coś w jego twarzy. Te dwa łańcuszki znaczyły dla niej wiele, były wręcz bezcenne. Nie odsunęła się od chłopaka, stała tuż przy nim ze wzrokiem utkwionym na jego ramieniu.- Dla Castora? Naprawdę? – parsknęła pod nosem.- Po co mi ktoś taki jak On? Ktoś, kto nie potrafiłby dotrzymać mi kroku ani naprawdę zrozumieć? – pytała spokojnie, zniżając głos do szeptu.- Nie po to odkąd rodzice napomknęli o ślubie, żyłam nadzieją, że się ogarniesz i przestaniesz na mnie patrzeć, jak na zwykłą przyjaciółkę. Taką z którą możesz jedynie niepostrzeżenie ukraść konia i uciec na cały dzień z daleka od obowiązków, by cieszyć się wolnym dniem.- zrobiła ostatni krok do przodu, by przytulić się do niego.- Naprawdę myślisz, że zamieniłabym Cię na Sprouta? Nawet jeśli wszystkim zdradziłeś, co o mnie sądzisz? – czekała na odepchnięcie, bo czemu miał tego nie zrobić, skoro tak bardzo jej nie ufał.
- Sam pokazałeś mi wszystko, czego można się po tobie spodziewać i sam przychodziłeś. To nic zaskakującego, że wiem o tobie dość. To był twój wybór, by dać się poznać do tego stopnia.- odparła cicho.- Nie przewidziałam, że nagle ci odbije bez powodu? O dziwo nie.- nie rozumiała tej impulsywności, ale miała pewność, że ta cecha była z nim nierozłączna.
- Czasami jesteś tak durny, Jamie.- westchnęła ciężko, kiedy mówił dalej w końcu rozjaśniając sytuację.- Nie przeszkadzałeś, bo nic się nie działo. Castor podszedł powiedzieć mi, że Finley dołączy zaraz. Wszyscy widzieli, jak wyglądał, wiadome było, dlaczego tak długo jej zeszło. Zostawiła ślad szminki na jego policzku, więc starłam mu ją tylko. Chciał mi coś jeszcze powiedzieć o Fin, ale nie zdążył. Wtedy wspaniałomyślnie postanowiłeś skoczyć do niego z pięściami.- wyjaśniła, co miało faktycznie miejsce. Nie miała pewności czy to do niego dotrze, czy zrozumie błąd. Patrzyła, jak spojrzenie męża zatrzymuje się na błyskotkach i zmienia się coś w jego twarzy. Te dwa łańcuszki znaczyły dla niej wiele, były wręcz bezcenne. Nie odsunęła się od chłopaka, stała tuż przy nim ze wzrokiem utkwionym na jego ramieniu.- Dla Castora? Naprawdę? – parsknęła pod nosem.- Po co mi ktoś taki jak On? Ktoś, kto nie potrafiłby dotrzymać mi kroku ani naprawdę zrozumieć? – pytała spokojnie, zniżając głos do szeptu.- Nie po to odkąd rodzice napomknęli o ślubie, żyłam nadzieją, że się ogarniesz i przestaniesz na mnie patrzeć, jak na zwykłą przyjaciółkę. Taką z którą możesz jedynie niepostrzeżenie ukraść konia i uciec na cały dzień z daleka od obowiązków, by cieszyć się wolnym dniem.- zrobiła ostatni krok do przodu, by przytulić się do niego.- Naprawdę myślisz, że zamieniłabym Cię na Sprouta? Nawet jeśli wszystkim zdradziłeś, co o mnie sądzisz? – czekała na odepchnięcie, bo czemu miał tego nie zrobić, skoro tak bardzo jej nie ufał.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
— Teraz żałuję — odparował od razu, tym razem poważnie, wchodząc jej między słowa. Żałował, że dał się tak poznać, że pozwolił na to komuś, komukolwiek — jej. Ludzie to wykorzystywali bezwstydnie, brutalnie, wyciągając w najgorszym możliwym momencie, momenty takie jak te zwalając na całokształt. A przecież nie zachował się tak bez powodu, wiedział, że nie. Nie zrobiłby z siebie idioty, nie zrobiłby jej wstydu, nie powiedziałby tego wszystkiego o niej, gdyby nie dała mu powodu. Nie czuł się pewnie. Castor był starszym, przystojnym blondynem, inteligentnym i uzdolnionym czarodziejem — musiał być, był tym biednym pierdolonym prefektem, który jawił się dla niej też jako uroczy mężczyzna. Nie brał pod uwagę, że mylnie odebrał jej sygnały, a droczenie eskalowało za sprawą alkoholu w atak dzikiej zazdrości. Zmarszczył brwi, gdy nazwała go durnym. — Nie krępuj się, znasz więcej trafnych określeń? — spytał, patrząc na nią w zdumieniu. Nie odebrał tego tak. Tego, co widział, gdy wszedł. Widział tylko ją, głaskającą go po policzku i jego szepczącego jej coś z uśmiechem na ustach. Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze. Nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Chciał być wciąż zły, mieć tą przewagę i rację, ale nie był już tego taki pewien.
— Cieszę się, że umiem cię rozbawić nic nie robiąc. — Parsknęła śmiechem. Naśmiewała się z niego? Milczał, nigdy nie będąc dobrym w tą grę na prawdziwe, racjonalne argumenty. To Thomas miał gadane, na wszystko znajdował jakiś argument. On tylko słuchał już, parząc jak się zbliża jeszcze bardziej. Drgnął, chcąc się odsunąć w pierwszej chwili, czując się głupio i niepewnie; przez ten alkohol, szumiał mu znów w głowie. Już niczego nie rozumiał. — Oddałaś mi to — przypomniał cicho, czuł ciężar tych bransoletek w kieszeni. Nie chciała ich, a jednak stała tu przed nim, mówiąc mu to wszystko, co łamało mu serce. Nie odsunął się. Patrzył na nią, czując jak serce zaczyna mu bić szybciej.
— Cieszę się, że umiem cię rozbawić nic nie robiąc. — Parsknęła śmiechem. Naśmiewała się z niego? Milczał, nigdy nie będąc dobrym w tą grę na prawdziwe, racjonalne argumenty. To Thomas miał gadane, na wszystko znajdował jakiś argument. On tylko słuchał już, parząc jak się zbliża jeszcze bardziej. Drgnął, chcąc się odsunąć w pierwszej chwili, czując się głupio i niepewnie; przez ten alkohol, szumiał mu znów w głowie. Już niczego nie rozumiał. — Oddałaś mi to — przypomniał cicho, czuł ciężar tych bransoletek w kieszeni. Nie chciała ich, a jednak stała tu przed nim, mówiąc mu to wszystko, co łamało mu serce. Nie odsunął się. Patrzył na nią, czując jak serce zaczyna mu bić szybciej.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Dla niego ta impreza skończyła się równio z północą. Zresztą, nie tylko dla niego. Marcel może i był solenizantem, ale na za dużo sobie pozwalał. Przesadził wraz z chwilą położenia łap na Sheili. Okłamywał się, że za ten czas może ten oprzytomnieje, może nawet ją przeprosi, ale nie! Pajac. Od kiedy to on miał być tym rozsądnym? Głupi, naiwny Aidan. Cholerne popychadło dla wszystkich Aidan. Tym był? Tylko dlatego, że nie był głośny i nie chciał się z każdym lać po pysku przy najbliższej okazji? - Z tobą? Zacząłem szczerze wątpić. - Odparł przez zęby wzrok znów kierując na Marcela. Perfekcyjnego Marcela. Przystojnego, pewnego siebie Marcela, który myśli, że wszystko mu wolno i wszystko mu się należy. - Żebyś znów mógł przy pierwszej lepszej okazji zacząć obłapywać ją po kątach. Byłeś pijany, co? Wtedy wszystko można usprawiedliwić, prawda? - Wysyczał wręcz podchodząc bliżej do chłopaka nie chcąc mówić za głośno zdając sobie sprawę, że nie byli tu sami, a on nie chciał, aby przez przewinienie blondyna w jakikolwiek sposób ucierpiała. Nie wiedział na ile było w tym racjonalnego myślenia i przyzwolenia Sheili. Stali już tak, gdy przyszedł. Tak blisko siebie. Dłoń Marcela błądziła przy jej dekolcie... Nieważne czy się na to zgodziła czy nie. Nie byli ze sobą. Wypiła przed tym sporo, jeszcze te przeklęte kadzidła całkiem już pogorszyły sytuacje. Marcel był starszym od niej mężczyzną, którego uważał za kogoś lepszego aniżeli chłoptasia chcącego zhańbić niewinną, nieświadomą dziewczynę, tylko dla własnej uciechy. Najwyraźniej pomylił się co do niego.
Dalsze słowa chłopaka zignorował. On naprawdę nie widział problemu. Tu nawet nie chodziło o jego uczucia względem Sheili, ale żadna kobieta nie powinna być tak traktowana. Jeśli Marcel myślał inaczej, to nie chciał go znać. Nie miał zamiaru pozwolić mu gdziekolwiek ją zabrać. Nie po tym co widział. Z tego co wiedział w kuchni była wciąż Nelka z Leonem, ale ostatnio to go przed niczym nie powstrzymywało.
Widząc lecącą na siebie kłodę wyciągnął ręce łapiąc chłopaka w pasie. Cofnął się nieco do tyłu i ugiął pod nowym ciężarem, ale dość szybko odzyskał równowagę, a Thomasa asekurował z powrotem na podłogę. - Nigdzie z tobą nie idzie. - Prostując się zwrócił się ponownie do Marcela stając znów naprzeciwko niego.
Dalsze słowa chłopaka zignorował. On naprawdę nie widział problemu. Tu nawet nie chodziło o jego uczucia względem Sheili, ale żadna kobieta nie powinna być tak traktowana. Jeśli Marcel myślał inaczej, to nie chciał go znać. Nie miał zamiaru pozwolić mu gdziekolwiek ją zabrać. Nie po tym co widział. Z tego co wiedział w kuchni była wciąż Nelka z Leonem, ale ostatnio to go przed niczym nie powstrzymywało.
Widząc lecącą na siebie kłodę wyciągnął ręce łapiąc chłopaka w pasie. Cofnął się nieco do tyłu i ugiął pod nowym ciężarem, ale dość szybko odzyskał równowagę, a Thomasa asekurował z powrotem na podłogę. - Nigdzie z tobą nie idzie. - Prostując się zwrócił się ponownie do Marcela stając znów naprzeciwko niego.
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
No, jasne. Oto się znalazł: perfekcyjny Moore. Z dobrego domu, dużej rodziny, zawsze prawy, dobry i porządny. Jedyny trzeźwy na tej imprezie. Miał się za lepszego od nich wszystkich, co? Nie takiego go pamiętał z tamtych nocy, ale może pamiętał z nich niewiele - nie był przytomny, kiedy spotkali się u Billego po raz pierwszy, a parę kolejnych dni ledwie rozumiał, co działo się wokół niego. Zaczął wątpić, czy była z nim bezpieczna - bo co? Bo był tylko pajacem z cyrku? Bo wychowała go ulica? Bo nie skończył szkoły? Tak chcesz pogrywać, Moore, naprawdę? Zadarł brodę, Aidan był od niego tylko nieznacznie wyższy, gniewne iskry błysnęły w jego oczach. Nie mógł porozmawiać z Sheilą? Nie był tego godzien, co, brudas, pchlarz, łachmaniarz. Skrzywił się z niesmakiem, obłapywać po kątach? Nigdy nie skrzywdziłby Sheili, była siostrą Jamesa.
- Jakie kosmate myśli chodzą ci po głowie, Moore, co? - wycedził przez zęby, bo miał już dość. Cały czas mu przeszkadzał. Wtrącał się. Uczepił się jak rzep, skubany. - Zaczniesz nas tu wszystkich wyzywać za to, że pijemy alkohol? Czujesz się teraz lepszy? - Prychnął, Thomas nie zdołał zatrzymać Aidana, młody stanął mu na drodze zanim Marcel zdążył się obejrzeć. Był od niego trzeźwiejszy, no jasne że tak.
- Kto o tym decyduje? Ty czy ona? - zapytał, wciąż patrząc na niego. Kim był, żeby rościć sobie prawo do tego, aby mówić, co Sheili wolno, a co nie? - Zamierzasz tutaj dyrygować wszystkimi, czy tylko nią? Może nam wszystkim powiesz, co mamy robić? Śmiało, znajdź każdemu zajęcie! - warknął lodowato. Niczego jej nie kazał ani do niczego jej nie zmuszał. - Ona nie jest rzeczą. Zejdź mi z drogi, ale już - wycedził przez zęby. - Powinieneś się przewietrzyć.
- Jakie kosmate myśli chodzą ci po głowie, Moore, co? - wycedził przez zęby, bo miał już dość. Cały czas mu przeszkadzał. Wtrącał się. Uczepił się jak rzep, skubany. - Zaczniesz nas tu wszystkich wyzywać za to, że pijemy alkohol? Czujesz się teraz lepszy? - Prychnął, Thomas nie zdołał zatrzymać Aidana, młody stanął mu na drodze zanim Marcel zdążył się obejrzeć. Był od niego trzeźwiejszy, no jasne że tak.
- Kto o tym decyduje? Ty czy ona? - zapytał, wciąż patrząc na niego. Kim był, żeby rościć sobie prawo do tego, aby mówić, co Sheili wolno, a co nie? - Zamierzasz tutaj dyrygować wszystkimi, czy tylko nią? Może nam wszystkim powiesz, co mamy robić? Śmiało, znajdź każdemu zajęcie! - warknął lodowato. Niczego jej nie kazał ani do niczego jej nie zmuszał. - Ona nie jest rzeczą. Zejdź mi z drogi, ale już - wycedził przez zęby. - Powinieneś się przewietrzyć.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Popychany jak im się podobało, nawet nie oponował. Chyba był zmęczony na bójki... Najwyżej rzuci w nich brokatem.
Przysiadł na podłodze, wciąż trzymając koc i łapiąc ubrania, i wciąż trzymając okulary Castora.
Przysiadł pod ścianą, narzucając na siebie koc i zerkając to na Aidana, to na Marcela aż w końcu zatrzymał wzrok na siostrze. Uśmiechnął się do niej wesoło i zaraz poklepał miejsce na ziemi obok siebie.
Skoro oni chcieli się bić, a nie po prostu porozmawiać z Sheilą...
- A możecie iść na zewnątrz oboje?
Przysiadł na podłodze, wciąż trzymając koc i łapiąc ubrania, i wciąż trzymając okulary Castora.
Przysiadł pod ścianą, narzucając na siebie koc i zerkając to na Aidana, to na Marcela aż w końcu zatrzymał wzrok na siostrze. Uśmiechnął się do niej wesoło i zaraz poklepał miejsce na ziemi obok siebie.
Skoro oni chcieli się bić, a nie po prostu porozmawiać z Sheilą...
- A możecie iść na zewnątrz oboje?
Nowy rok 57/58
Szybka odpowiedź