Nowy rok 57/58
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dolina Godryka
Dom Bathildy Bagshot Nowy Rok 1957/58 Sylwestrowa zabawa - goście z domu Bathildy Bagshot.
Szafka zniknięć
Sufit pełen gwiazd
Efekty mocarza
Szafka zniknięć
- Efekty kadzidła:
Aby umilić odpoczynek i wzmocnić nastrój w pomieszczeniu Steffen i James postanowili dodać pokojowi nieco magii. Dawny gabinet profesor Bagshot został przyciemniony — nie paliły się w nim żadne świece, nie docierało także światło z zewnątrz. Jedynym źródłem blasku były drobniutkie, iskrzące na suficie gwiazdy. Migoczące, bezchmurne niebo było prostą sztuczką, ale każdy kto zdecydował się położyć na śpiworach i odpocząć, wdychając dym z kadzideł mógł zobaczyć, że gwiazdy na niebie poruszały się, przybierając rozmaite kształty, budując opowiadane Steffenowi przez Jamesa cygańskie historie.
Aby sprawdzić, co pokazuje niebo nad głowami należy rzucić kością k6.
- Historie na nieboskłonie:
Efekty mocarza
- Efekty:
1. Alkohol mocno pali w gardło, tak bardzo, że nie jesteś w stanie wytrzymać i musisz go czymś popić. Wydaje ci się, że sięgnięcie po wodę jest dobrym pomysłem, jednak w pośpiechu i emocjach mylisz szklanki i wypijasz gin do dna, co przyprawia cię o mdłości. Jest jest to początek imprezy i nie zdążyłeś wypić zbyt dużo odbije się to tylko okropnym bólem głowy na drugi dzień. Jeśli jesteś już pijany, zachce ci się wymiotować...
2. Możliwe, że Marcel pomylił zaklęcia i chcąc przyspieszyć proces dochodzenia owoców w alkoholu i cukrze rzucił coś zupełnie niechcąco. Twój kieliszek zdaje się nie tracić swojej zawartości, a ty pijesz i pijesz, nie możesz przestać. Kiedy już jesteś w stanie przyjąć w siebie drinka i odsuwasz go od siebie, kieliszek wciąż jest pełny, jego zawartość wylewa ci się na strój, mocząc go z przodu całkowicie. Przyda ci się trochę zimnego powietrza i dużo wody, inaczej zaliczysz solidnego zgona.
3. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
4. Już po uwarzeniu alkoholu, kiedy nabrał swojego koloru, James postanowił zmienić jego barwę na jakąś przyjemniejszą i mniej kojarzącą się ze szczynami. Jego próba okazała się bezskuteczna - przynajmniej wtedy. Teraz, kiedy spojrzysz na zawartość szkła alkohol zmieni przypadkiem kolor, na taki który będzie ci się bardzo źle kojarzył. Jeśli jednak zaryzykujesz i wypijesz Mocarza do dna, zrozumiesz, że w smaku mimo ostrości jest bardzo dobry. Alkohol wprawi cię jednak w śmieszny nastrój i jeszcze przez pewien czas będziesz opowiadać ludziom sprośne lub głupie żarty.
5. Mocarz ma ostry smak i już po wypiciu zaczyna cię rozgrzewać. Możliwe, że chłopcy przesadzili z proporcjami, wlewając zbyt wiele alkoholu na tyle owoców i cukru. Nie dość, że dość szybko wpadniesz w pijacki nastrój, to jeszcze zrobi ci się bardzo gorąco. Ubrania, które masz na sobie zechcesz zdjąć, ale jeśli nie chcesz lub nie możesz tego uczynić będziesz szukać szybkiego sposobu na gwałtowną ochłodę. Kąpiel w wannie z lodowatą woda, wytarzanie się w śniegu, czy zmoczenie głowy w wiadrze może okazać się dobrym pomysłem.
6. Ponoć wystarczy jeden kieliszek, żeby przegiąć. To chyba właśnie ten kieliszek. Kiedy go wypijesz, niezależnie od tego, czy jest twoim pierwszym, czy nie, zaczynasz tracić głowę, a do tego strasznie poplącze ci się język. Wypowiedzenie prostych słów okaże się trudne, możesz seplenić i jąkać się, myląc słowa. Efekt jednak szybko z ciebie zejdzie, wystarczy kilka łyków czegoś bezalkoholowego.
7. Im mocniejszy alkohol tym silniejszy eliksir prawdy. Mocarz wyciska z ciebie wszystkie sekrety, pleciesz wszystko, co ślina przyniesie ci na język. Nie potrafisz powstrzymać się przed zwerbalizowaniem własnych myśli, nawet tych, które powinieneś lub wypadałoby zachować dla siebie. Może to tylko komplementy, może dwuznaczne propozycje — pilnuj się przez najbliższą godzinę, jeśli obawiasz się skutków.
8. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
9. Alkohol rozluźnia ciało i umysł. Wypicie jednego kieliszka pozwoli ci przełamać swoje własne bariery i przesunąć granicę na tyle, by nikt nie uznał cię za pijanego, ale na tyle, by dodać ci odwagi do robienia tego, co wcześniej wydawało ci się niemożliwe.
10. Marcel i James nie wymyli słojów, w których pędzili alkohol — nie zauważyli też, że na nich pozostały resztki warzonych przez Norę eliksirów. Alkohol po wypiciu nie wywołuje niczego, post skrzywieniem. jest mocny i choć słodki i ostatecznie przyjemny w smaku, silnie pali przełyk. Po tym jednak stajesz się znacznie atrakcyjniejszy dla pozostałych. Wydajesz się piękniejszy, bardziej urodziwy, czarujący i pociągający. Twoją zmianę może zauważyć każdy kto choć chwilę na ciebie spojrzy. Jak się okazało, Nora szykowała w słojach eliksir upiększający.
11. Alkohol jak alkohol. Jest mocny, a jego wyraźny smak pozostaje na języku i krtani dość długo. Niefortunnie zaplątało się w nim źle przecedzone źdźbło rozmarynu, które wbiło ci się w dziąsło i będzie ci przeszkadzać przez resztę wieczoru, jeśli się z nim jakoś nie uporasz.
12. Jeden kieliszek sprawił, że od razu zachciało ci się kolejnego, ale ugaszenie pragnienia w ten sposób jest złudne. Pijąc rzucasz jeszcze raz.
13. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
14. Mocarz, czy tego chcesz czy nie, zwiększył atrakcyjność ludzi wokół ciebie, niezależnie od wszystkich czynników. Nie łudź się, że życie stało się piękniejsze, alkohol po prostu zawrócił ci w głowie, wzmógł w tobie potrzebę bycia blisko innych — przytulenia, pocałowania, dotknięcia. Po prostu bycia blisko.
15. Masz ochotę zrobić coś szalonego. Nie wiesz co, ale czujesz się pobudzony i zachęcony do wzięcia udziału w czymś, o czym nigdy wcześniej byś nie pomyślał — a jeśli byś pomyślał, to zwyczajnie masz ochotę poddać temu i to zrobić. Niezależnie od tego, czy miałby to być taniec na stole, czy przytulenie nieznajomego, czujesz, że możesz żyć tą chwilą.
16. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
17. Zbyt szybkie wypicie alkoholu wywołało w tobie atak czkawki. Jest nagła i trudna do opanowania, co gorsza, przypomina czkawkę teperotabcyjną. Na szczęścia działa na niewielkie odległości i przenosi cię tylko z pokoju do pokoju przez kilka chwil. Wypicie szklanki wody przerwie ten dziwny cykl podróży.
18. Alkohol, jak każdy wie, wzmaga popęd. To stało się niezależne od ciebie, ale jedna z osób, które towarzyszyły ci w piciu na krótką chwilę wydała się atrakcyjniejsza od wszystkich pozostałych. Twoje serce zabiło szybciej, a w głowie pojawiły się kompletnie nie twoje myśli. Może to minie, może pozostanie - wiesz tylko ty.
19. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, a w takich ilościach, jak w przypadku Mocarza, zdaje się robić to bardzo wyraźnie. Twoje oczy zaczynają błyszczeć, usta wydają się pełniejsze, bardziej soczyste i miękkie, nabrzmiał krwią, a policzki lekko, zdrowo zaróżowione. O ile nie jest to któryś kieliszek z kolei nie musisz się niczym martwić.
20. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 27.12.21 21:02, w całości zmieniany 1 raz
- Steffen, wyrwę ci z dupy ten szczurzy ogon i wepchnę do pyska, aż wyrzygasz go razem z całym zeżartym serem. Wracaj tu, to nie są żarty. Powtarzam to po raz ostatni - warknął stanowczo, ostatecznie, w nicość, tłustą plamę po zaklęciu Thomasa. - Wyłaź i oddaj różdżkę Sheili! - Jego głos przybrał ton groźby, naprawdę miał to na myśli. Jeśli mieli spędzić tutaj noc, wszyscy razem, musieli wiedzieć, że mogą sobie ufać. Steffen mógł być pijany i naćpany, ale to nie przestawało obligować go do zachowania bezpiecznego wobec nich wszystkich. Postawiony wobec realnego zagrożenia nieco otrzeźwiał, ciało odmawiało mu posłuszeństwa, był zmęczony, ale krew zawrzała w żyłach szybciej, a spędzona adrenalina przyśpieszała myśli. Może powinni zgasić już te cholerne kadzidła? - Finley, do jasnej cholery, ogarnij się! Oddawaj różdżkę, ty też, chyba, że chcesz, żeby twój chłopak naprawdę skończył po drugiej stronie okna. - Kolejne przypadkowe ataki mogły drasnąć tych, którzy byli najmocniej rozjuszeni, James był kłębkiem nerwów, a nikt tutaj nie chciał, żeby naprawdę zrobił Castorowi krzywdę - czy ktoś będzie w stanie go przed tym powstrzymać? Czy naprawdę chcieli w ten sposób rozpocząć Nowy Rok? - Jimmy - poprosił go, czując na sobie spojrzenie Eve. - Widzisz, że on ledwo stoi, chodźmy. Sami się zaraz pozabijają - syknął ze złością, napierając na niego w kierunku wyjścia, w bezpiecznej odległości od Thomasa z Castorem.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Miała ochotę zniknąć, zapaść się pod ziemię. Spojrzała na Sheilę, kiedy ta niechętnie zostawiła ją samą, a później i tak wróciła. Uśmiechnęła się do niej niemrawo.- Nie, nie trzeba. Mam nadzieję, że ta zgraja się zaraz opanuje się.- odparła. Kącik ust drgnął odrobinę mocniej, kiedy wspomniała o gnieździe. Tylko Paprotka pamiętała, że była sroką, wspominając o tym w stresowych momentach. Przeniosła wzrok na Finley, łapiąc jej spojrzenie i pokręciła delikatnie głową. Odpuść Fin, nie zaogniaj tego już. Liczyła, że tak niewiele wystarczy, przecież odkąd się poznały, rozumiały się, lepiej niż z innymi. Czuła się nieco winna, że ten impulsywny dureń skoczył z łapami do chłopaka Fin i to z jej powodu. Chłopcy byli tak cholernie głupi i udowadniali to nadal. Spojrzała znów na Marcela, kiedy usiłował wyprowadzić Jamesa.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Już nic nie robię - uniosła dłonie poddając się i chowając różdżkę, której oddawać nikomu nie zamierzała. Była grzeczna, absolutnie, przecież głową skinęła Eve na znak, że rozumie całkowicie, zduszając w sobie wszelkie dąsy i kąśliwości. Może powinna się powoli wycofać? Tak, tak, odsunąć się jak najdalej, nikt nic tutaj nie widział, nikt nic nie robił. Zamierzała się wycofać do kuchni, może mała sroka do niej dołączy?
| dla finnie zt, bo nic więcej dziś już nie napiszę spamerzy
| dla finnie zt, bo nic więcej dziś już nie napiszę spamerzy
Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Ostrożnie trzymając Eve za dłoń, pokierowała się wraz z nią w stronę kadzideł i pochyliła nad nimi, gasząc wszystkie. Okno pozostawiła otwarte, pozwalając pomieszczeniu wywietrzeć - przyda się im, chłopcy mogli dostać śpiwory i koce i spać w innym pomieszczeniu. Ostrożnie zdjęła kwiatka z włosów, wsuwając jeden za ucho drugiej z Doe, w ramach jakiegoś gestu solidarności.
- Jutro zrobimy sobie fort z koców w mieszkaniu i chłopakom będzie wstęp wzbroniony, co ty na to? Tylko my i Mars. - Spojrzała jeszcze po Neli, która chyba znów była napastowana przez Leona? Ciężko było mówić coś o tych szlachcicach bo wydawali się dziwni. Przynajmniej ci poza Nelą i resztą Weasleyów. - Może się położymy? już chyba dość emocji jak na dziś...a chłopcy niech śpią w salonie.
- Jutro zrobimy sobie fort z koców w mieszkaniu i chłopakom będzie wstęp wzbroniony, co ty na to? Tylko my i Mars. - Spojrzała jeszcze po Neli, która chyba znów była napastowana przez Leona? Ciężko było mówić coś o tych szlachcicach bo wydawali się dziwni. Przynajmniej ci poza Nelą i resztą Weasleyów. - Może się położymy? już chyba dość emocji jak na dziś...a chłopcy niech śpią w salonie.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Wydawało mu się, że sytuacja była opanowana. Wszyscy muszą chwilę odpocząć, przewietrzyć się, może nawet przespać, bo coś za nerwowo się tu zrobiło. Spojrzał w kierunku Sheili upewniając się, że ta nie potrzebuje pomocy, po czym odwrócił się w kierunku Nelki, do której wcześniej stał plecami. - Chodź Nelcia. Zejdziemy na dół. Patrz. Oni mają już wszyscy dość. Muszą wypocząć. - Zasugerował łapiąc ją pod ramie gotów zaprowadzić ją na dół, aby ta mogła się przewietrzyć, może napić się wody, czy herbaty. Był za nią dzisiaj odpowiedzialny, a już wystarczająco ją dziś zaniedbał. Jeśli coś się od nowa zacznie to po prostu tu wróci. Na pewno usłyszy...
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Obserwował wzrokiem Castora, jak ciągnięty był do okna, ciało miał naprężone, gotowe do ruchu, opierało się o Marcela, który zagrodził mu drogę. Chodźmy zapalić, usłyszał; docierało to do niego, ale jeszcze nie reagował — a zaraz potym znów wszystko potoczyło się szybko. Ten czubek skierował w jego stronę różdżkę. Nawet do głowy nie przyszło mu, by ją wyciągnąć, nie wiedział nawet czy ją miał, czy w tej całej szarpaninie już mu wypadła zza paska. Naparł na Marcela, ale go zatrzymał; obok pojawiła się też Weasley, która uparcie i niezłomnie dążyła do konfrontacji, zaczepiała go i prowokowała — jednocześnie skutecznie co rusz odciągając uwagę od Castora.
— Co?— powtórzył, przynosząc na nią wzrok, nastroszony jak wściekły pies, gotowy do tego by doskoczyć do Sprouta i rozgryźć mu krtań. Każdym słowem, każdym ruchem i gestem tylko go podjudzał, nie umiał mu odpuścić. Jeszcze przed nim wyrosła Neala, zastępując mu drogę, choć prawie sięgała mu do ramienia i marny był z niej mur oporowy. Nie zwrócił uwagi aż tak na Steffena; jego zniknięcie ani go nie zaniepokoiło, ani nie zdziwiło. Ogniskował spojrzenie na Castorze, dopóki nie odezwała się ona. Odwrócił się błyskawicznie, zwalniając siłę, z jaką napierał na Marcela, wyciągając też rękę z jej uścisku.
— A ty pamiętasz jak być dobrą żoną?— spytał z taką samą irytacją w głosie, jaką ona go poczęstowała, tym słodkim wypomnieniem. — Mam ci przypomnieć? — Ale nie umiał; nie wiedział. — Szukałem cię po tym kraju dwa cholerne lata, a ty przez ten czas p r z y j a ź n i ł a ś się z nią i nie powiedziałaś jej ani słowa na mój temat. Ani jednego, kurwa, słowa. Czy ty w ogóle chciałaś nas znaleźć? Szukałaś nas? — spytał cierpko, patrząc jej prosto w oczy. Był pod jej nosem cały ten czas. — Ilu było takich jak on, po drodze? Jak to szło? "Niech próbuje się przystawiać? Niech spotka go rozczarowanie?" To jakaś durna gra, Eve? — podniósł głos próbując dosadnie zaakcentować słowa, które jak przez mgłę do niego dotarły w momencie, w którym ją z nim zobaczył. Pamiętał jak na niego patrzyła, jak próbowała uspokoić pierwsze sygnały zazdrości. Tak bardzo jej tego brakowało? Tak bardzo jej nie doceniał, nie dowartościowywał? Za nią zobaczył Castora, który zaczął coś pieprzyć o swoich żeberkach. Zacisnął dłoń w pięść.— Już uciekasz, kochasiu? — zawołał do niego, zadzierając brodę wyżej. — Śpij słodko, niech ci Tommy opowie bajeczkę na dobry sen. — Poczuł, że Marcel go popycha; wpierw się spiął, pewien, że doskoczy do Castora, ale odpuścił, ostatecznie całkiem oddając się kierunkowi wskazanemu przez przyjaciela. — Chcesz się bić, Weasley? To chodź — rzucił z prowokacją, ale już bez agresji. Nie patrząc na Marcela odwrócił się i wyszedł, sam, bez niczyjej pomocy, masując prawą dłoń, knykcie w wyuczonym odruchu, jakby w obawie, że po każdym takim uderzeniu przestanie tak miękko łapać smyczek. Twarda pięść i smyczek zawsze stały do siebie w opozycji. Zgarnął z wykusza butelkę ognistej i tytoń; a później zszedł na dół, kierując się od razu do ogrodu.
— Co?— powtórzył, przynosząc na nią wzrok, nastroszony jak wściekły pies, gotowy do tego by doskoczyć do Sprouta i rozgryźć mu krtań. Każdym słowem, każdym ruchem i gestem tylko go podjudzał, nie umiał mu odpuścić. Jeszcze przed nim wyrosła Neala, zastępując mu drogę, choć prawie sięgała mu do ramienia i marny był z niej mur oporowy. Nie zwrócił uwagi aż tak na Steffena; jego zniknięcie ani go nie zaniepokoiło, ani nie zdziwiło. Ogniskował spojrzenie na Castorze, dopóki nie odezwała się ona. Odwrócił się błyskawicznie, zwalniając siłę, z jaką napierał na Marcela, wyciągając też rękę z jej uścisku.
— A ty pamiętasz jak być dobrą żoną?— spytał z taką samą irytacją w głosie, jaką ona go poczęstowała, tym słodkim wypomnieniem. — Mam ci przypomnieć? — Ale nie umiał; nie wiedział. — Szukałem cię po tym kraju dwa cholerne lata, a ty przez ten czas p r z y j a ź n i ł a ś się z nią i nie powiedziałaś jej ani słowa na mój temat. Ani jednego, kurwa, słowa. Czy ty w ogóle chciałaś nas znaleźć? Szukałaś nas? — spytał cierpko, patrząc jej prosto w oczy. Był pod jej nosem cały ten czas. — Ilu było takich jak on, po drodze? Jak to szło? "Niech próbuje się przystawiać? Niech spotka go rozczarowanie?" To jakaś durna gra, Eve? — podniósł głos próbując dosadnie zaakcentować słowa, które jak przez mgłę do niego dotarły w momencie, w którym ją z nim zobaczył. Pamiętał jak na niego patrzyła, jak próbowała uspokoić pierwsze sygnały zazdrości. Tak bardzo jej tego brakowało? Tak bardzo jej nie doceniał, nie dowartościowywał? Za nią zobaczył Castora, który zaczął coś pieprzyć o swoich żeberkach. Zacisnął dłoń w pięść.— Już uciekasz, kochasiu? — zawołał do niego, zadzierając brodę wyżej. — Śpij słodko, niech ci Tommy opowie bajeczkę na dobry sen. — Poczuł, że Marcel go popycha; wpierw się spiął, pewien, że doskoczy do Castora, ale odpuścił, ostatecznie całkiem oddając się kierunkowi wskazanemu przez przyjaciela. — Chcesz się bić, Weasley? To chodź — rzucił z prowokacją, ale już bez agresji. Nie patrząc na Marcela odwrócił się i wyszedł, sam, bez niczyjej pomocy, masując prawą dłoń, knykcie w wyuczonym odruchu, jakby w obawie, że po każdym takim uderzeniu przestanie tak miękko łapać smyczek. Twarda pięść i smyczek zawsze stały do siebie w opozycji. Zgarnął z wykusza butelkę ognistej i tytoń; a później zszedł na dół, kierując się od razu do ogrodu.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Godzinę, Doe. - powiedziałam wskazując na niego ze zmrużonymi oczami. Potem odwróciłam się mając zamiar iść i wziąć coś do jedzenia, bo jakoś jeść mi się nagle zachciało. Gdzieś po drodze oddając różdżkę Sheilii i tak wątpiłam, żebym mogła na czas pomyśleć o zaklęciu jakimś. Ale słowa Leona zatrzymały mnie w miejscu. Cofnęłam się o krok, potem drugi, aż nie zrównałam z nim i nie spojrzałam na niego.
- Nie zamyślona? - upewniłam się marszcząc trochę brwi. Uniosłam rękę do góry ale opuściłam ją, zanim wargi na placu zacisnęłam. - Ty Leon smalisz do mnie chochlewki czy jak? - zapytałam jeszcze czując, że jednak alkohol na czerwień aż tak nie pomaga bo czerwona chyba byłam chwilowo tracąc zainteresowanie czymś innym. Nie byłam zmysłowa - tego jednego byłam pewna nawet pijana. A jak to był jakiś żart, to durny strasznie. Drugi raz będzie musiał się wytłumaczyć, ot co.
- Co? - zapytałam zerkając na chwilę na Aidana zdziwiona. Rozejrzałam się wokół natrafiając na Jamesa akurat w chwili, kiedy mówił I dużo mówił, przypominając mi o tym że miał ż o n ę o której zdążyłam w międzyczasie zapomnieć. Piękną, do tego. Eve. Przygryzłam dolną wargę. Słuchając, patrząc, przesuwając spojrzenie, a kiedy zostałam wywołana drgnęłam, podskakując lekko. Zmarszczyłam lekko brwi i uniosłam brodę. Zawahałam się na chwilę, ale przecież się nie bałam czy coś. - Idę. Dobra. A żebyś wiedział, że idę. - orzekłam więc, na potwierdzenie samej sobie przytakując jeszcze nim ruszyłam w ślad za nim.
- Nie zamyślona? - upewniłam się marszcząc trochę brwi. Uniosłam rękę do góry ale opuściłam ją, zanim wargi na placu zacisnęłam. - Ty Leon smalisz do mnie chochlewki czy jak? - zapytałam jeszcze czując, że jednak alkohol na czerwień aż tak nie pomaga bo czerwona chyba byłam chwilowo tracąc zainteresowanie czymś innym. Nie byłam zmysłowa - tego jednego byłam pewna nawet pijana. A jak to był jakiś żart, to durny strasznie. Drugi raz będzie musiał się wytłumaczyć, ot co.
- Co? - zapytałam zerkając na chwilę na Aidana zdziwiona. Rozejrzałam się wokół natrafiając na Jamesa akurat w chwili, kiedy mówił I dużo mówił, przypominając mi o tym że miał ż o n ę o której zdążyłam w międzyczasie zapomnieć. Piękną, do tego. Eve. Przygryzłam dolną wargę. Słuchając, patrząc, przesuwając spojrzenie, a kiedy zostałam wywołana drgnęłam, podskakując lekko. Zmarszczyłam lekko brwi i uniosłam brodę. Zawahałam się na chwilę, ale przecież się nie bałam czy coś. - Idę. Dobra. A żebyś wiedział, że idę. - orzekłam więc, na potwierdzenie samej sobie przytakując jeszcze nim ruszyłam w ślad za nim.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Nie idziesz. - No, ale szła. Czy wszyscy tu powariowali? A przynajmniej niektórzy. Bić się to jeszcze zrozumieć mógł, ale żeby tak z dziewczyną? Zacisnął usta w równiej linii i martwiąc się o przyjaciółkę dogonił Nelkę i idąc razem z nią na zewnątrz z zamiarem wybicia im tego pomysłu z głowy. No przecież jej tak samej nie puści, ani nie da jej się z kimkolwiek bić. Mieli tu wystarczająco dużo problemów. Co jeśli coś by jej się stało? A miał obawy, że w starciu z wciąż wściekłym Jamesem tak właśnie mogłoby się stać. Biedna nie zdawała sobie nawet do końca sprawy z tego co się pakuje. Obawiał się, że jutro będzie tego wszystkiego żałować, chciał jedynie dopilnować, żeby żałowała jak najmniej.
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gorzkie słowa Jamesa wybrzmiały w pomieszczeniu brutalną prawdą. Nie powinno go przy tym być, nie powinien tego słyszeć, ale Doe wybuchł tu i teraz. Nie do końca rozumiał, skąd wziął się jego wybuch, ale późniejsze słowa nieco rozjaśniły. Gorzko. Boleśnie. Przeniósł spojrzenie na Eve, powoli zsuwając dłoń z ramienia Jamesa. Wiedziała. Przez cały czas wiedziała, że Marcel był na Arenie. Był tam pod innym nazwiskiem, Sheila mogła nie potrafić do niego dotrzeć, ale Eve, gdyby tylko chciała skorzystać z pomocy Finley, mogłaby to zrobić. Przecież wiedziała, że znajdzie Jamesa przy nim. Nie chciała. Tak jak tamtego dnia nie chciała wrócić do domu. Na jego twarzy nie było uśmiechu, nie było też ciepła, nie złość odbijała się teraz w oczach - a zawód. Nie powinnaś się nim bawić, Eve. Nie zasłużył sobie na to. Był przecież przy nim, przez cały ten czas, który spędził na bezcelowych poszukiwaniach, za każdym razem, gdy tracił nadzieję i gdy zaczynała płonąć w nim na nowo, za każdym razem, gdy szukał nowego tropu, choć tak wiele razy chciał mu powiedzieć - odpuść, już za późno.
Nie powiedział nic, przenosząc wzrok na Naele, która bez zawahania podążyła za Jamesem. Wygasił żarzące się kadzidło i popchnął okno, by wpuścić do budynku nieco świeżego powietrza. Wszyscy tutaj potrzebowali otrzeźwienia. Stanął w nim, na chwilę, może dwie, obserwując nocne niebo migoczące srebrem gwiazd. Wciąż szumiało mu w głowie, wciąż mu się w niej kręciło, jego krok dalej nie był równy, ale kryzys nieco mu przeszedł. Adrenalina opadła, zagrożenie wydawało się zażegnane, wróciło zmęczenie. Podobno pierwszy dzień nowego roku miał być zawsze zapowiedzią nadchodzących czasów. Ta wróżba nie była zaskakująca, trwała wojna. Steffen mu nie odpowiedział, pewnie już tego nie zrobi. Chrzani to, nie spędzi nocy pod tym dachem. Wyjrzał na ogród, spodziewając się zobaczyć tam Jamesa. Martwił się o niego, ale zamierzał dać mu chwilę na oddech. Z Nealą, tego chciał.
- Aidan - zaczął, ale ten go pewnie już nie słyszał. Przecież James nie pobije tej dziewczyny, co za idiota.
Nie powiedział nic, przenosząc wzrok na Naele, która bez zawahania podążyła za Jamesem. Wygasił żarzące się kadzidło i popchnął okno, by wpuścić do budynku nieco świeżego powietrza. Wszyscy tutaj potrzebowali otrzeźwienia. Stanął w nim, na chwilę, może dwie, obserwując nocne niebo migoczące srebrem gwiazd. Wciąż szumiało mu w głowie, wciąż mu się w niej kręciło, jego krok dalej nie był równy, ale kryzys nieco mu przeszedł. Adrenalina opadła, zagrożenie wydawało się zażegnane, wróciło zmęczenie. Podobno pierwszy dzień nowego roku miał być zawsze zapowiedzią nadchodzących czasów. Ta wróżba nie była zaskakująca, trwała wojna. Steffen mu nie odpowiedział, pewnie już tego nie zrobi. Chrzani to, nie spędzi nocy pod tym dachem. Wyjrzał na ogród, spodziewając się zobaczyć tam Jamesa. Martwił się o niego, ale zamierzał dać mu chwilę na oddech. Z Nealą, tego chciał.
- Aidan - zaczął, ale ten go pewnie już nie słyszał. Przecież James nie pobije tej dziewczyny, co za idiota.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
-Pip. - ale się porobiło, odpowiedział Steffen Marcelowi albo swojemu nowemu szczurzemu koledze. A potem wdrapał się na szafę żeby mieć lepszy widok.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Ja... Tommy, ja muszę mieć różdżkę, to się poskładam sam, znam się na uzdrawianiu przecież... — burczał, bo przecież mógł sobie poradzić dobrze sam, jakby już się umył i w ogóle ogarnął, a teraz nie dość, że był bezbronny (bo i bez różdżki i okularów), to jeszcze pozbawiony najlepszego sposobu na prędkie poradzenie sobie z własnymi obrażeniami. Choć dolna warga dalej pulsowała, czuł, że krew zaczyna krzepnąć. To dobrze. Bok bolał go jak diabli, opuchlizna na oku zaczęła się powiększać i czuł, że jak tak dalej pójdzie, to niewiele mu pomoże.
Ale pozwolił się prowadzić do tej przeklętej łazienki i nawet zacisnął zęby, by nie wysyczeć czegoś głupiego w kierunku jeszcze głupszego młodszego Doe. "Gówno" albo "jajco" sprawdziłyby się idealnie, ale chyba nie chciał usłyszeć od Marcela wiązanki takiej, jaką usłyszał Steffen. Nie rozumiał tylko, o co chodziło z tym szczurzym ogonem i serem, ale dziś wszystko było jakieś takie... Specyficzne.
Chyba chciał odpowiedzieć coś na tego kochasia (masz po prostu taki sam gust jak żona albo twoja stara, obie opcje brzmiały mu w głowie równie elokwentnie), na późniejsze opowiadanie bajek na dobranoc chyba też, ale pomimo zranionej dumy uznał, że chyba zignorowanie zaczepek przyniesie lepszy skutek. Nie zamierzał przecież zniżać się do poziomu młodszego z braci Doe, niech się babra w tym swoim błotku dalej, Castorowi chyba było dość wrażeń na jedną noworoczną noc.
— Mam ciuchy na zmianę, w drugim pokoju — burknął, gdy znaleźli się z Thomasem w łazience. — Przyniesiesz mi je? — sam spróbował usiąść na krawędzi wanny. Niekoniecznie chciał dalej siedzieć w okrwawionych i zarzyganych ubraniach, ale nie miał zbytnio siły na poruszanie nogami.
Ale pozwolił się prowadzić do tej przeklętej łazienki i nawet zacisnął zęby, by nie wysyczeć czegoś głupiego w kierunku jeszcze głupszego młodszego Doe. "Gówno" albo "jajco" sprawdziłyby się idealnie, ale chyba nie chciał usłyszeć od Marcela wiązanki takiej, jaką usłyszał Steffen. Nie rozumiał tylko, o co chodziło z tym szczurzym ogonem i serem, ale dziś wszystko było jakieś takie... Specyficzne.
Chyba chciał odpowiedzieć coś na tego kochasia (masz po prostu taki sam gust jak żona albo twoja stara, obie opcje brzmiały mu w głowie równie elokwentnie), na późniejsze opowiadanie bajek na dobranoc chyba też, ale pomimo zranionej dumy uznał, że chyba zignorowanie zaczepek przyniesie lepszy skutek. Nie zamierzał przecież zniżać się do poziomu młodszego z braci Doe, niech się babra w tym swoim błotku dalej, Castorowi chyba było dość wrażeń na jedną noworoczną noc.
— Mam ciuchy na zmianę, w drugim pokoju — burknął, gdy znaleźli się z Thomasem w łazience. — Przyniesiesz mi je? — sam spróbował usiąść na krawędzi wanny. Niekoniecznie chciał dalej siedzieć w okrwawionych i zarzyganych ubraniach, ale nie miał zbytnio siły na poruszanie nogami.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
Niechętnie, ale zabrał od Sheili różdżkę Castora.
- Leon, możesz poskładać mu okulary i przynieść? - rzucił, widząc, że jako jeden z niewielu jeszcze tutaj pozostał - i nie miał za bardzo towarzystwa, bo jego zaloty do Nelki spełzały na niczym.
Zaraz po tym zmarszczył brwi jeszcze. Steff szczurem..? Nie do końca rozumiał, zapyta się później Marcela. A z bratem się rozmówi w kwestii Eve.
Zaprowadził puchona do łazienki, dając mu usiąść, a słysząc jego prośbę, wyciągnął po prostu różdżkę i przywołał jego ubrania accio.
- Ale żadnych zaklęć w innych, jasne? - rzucił, podając Castorowi jego różdżkę, a samemu też bez skrępowania zaczął zdejmować swoją koszulę, którą kolega mu zarzygał. Nie będzie przecież w niej stał.
- Leon, możesz poskładać mu okulary i przynieść? - rzucił, widząc, że jako jeden z niewielu jeszcze tutaj pozostał - i nie miał za bardzo towarzystwa, bo jego zaloty do Nelki spełzały na niczym.
Zaraz po tym zmarszczył brwi jeszcze. Steff szczurem..? Nie do końca rozumiał, zapyta się później Marcela. A z bratem się rozmówi w kwestii Eve.
Zaprowadził puchona do łazienki, dając mu usiąść, a słysząc jego prośbę, wyciągnął po prostu różdżkę i przywołał jego ubrania accio.
- Ale żadnych zaklęć w innych, jasne? - rzucił, podając Castorowi jego różdżkę, a samemu też bez skrępowania zaczął zdejmować swoją koszulę, którą kolega mu zarzygał. Nie będzie przecież w niej stał.
Chciała odejść na bok razem z Sheilą. Skoro dziewczyna tego chciała, nie widziała powodu, aby się buntować. W miejscu jednak zatrzymał ją James, a raczej spojrzenie ciemnych oczu i słowa, które padły z jego strony. Milczała, patrząc na niego z uwagą. Pobladła, kiedy odciął się w sposób, jakiego nie spodziewała się po nim. Mogła puścić emocje wolno, wyrzucić z siebie wszystko, co teraz kotłowało się w głowie. Nie zrobiła tego, oblizała powoli usta, zbierając myśli w sensowną całość. Pozwalała mu mówić, pluć jadem skoro tak bardzo tego chciał. Z trudem powstrzymała prychnięcie, gdy zarzucił jej, że nie powiedziała o nim, ani słowa.
- Ile osób stąd poza Marcelem i Steffenem, którzy byli na naszym ślubie, wiedziało, że masz żonę? Ilu osobą, które znasz dłużej lub krócej powiedziałeś o tym? Powiedziałeś cokolwiek? – nie miał prawda jej tego zarzucać, samemu robiąc dosłownie to samo. Słyszała bezbarwność własnego głosu. Niepokoiło ją to, brak emocji, które powinny wyrwać się same z siebie. Była temperamentna, wiedziała o tym i on też, a jednak teraz nie było po tym śladu.- Przez dwa cholerne lata cię szukałam. Odwróciłam się od własnej siostry, żeby Ciebie znaleźć.- przypomniała mu, chociaż z drugiej strony czy o tym wiedział. Nie pamiętała czy kiedykolwiek o tym wspomniała. Pokręciła głową, kiedy spytał ilu było takich. Miała ochotę odpowiedzieć złośliwie, ale nie chciała wywoływać na nowo agresji, więc milczała przez dłuższy moment.- Naprawdę aż tak mi nie ufasz.- szepnęła, ale bez cienia pytania. Miała już wniosek. Spuściła wzrok na ziemię, nie obchodziło ją otoczenie, towarzystwo innych osób.- Masz rację, zapomniałam, jak nią być.- rzuciła jedynie.
Spojrzała na Sheilę, będącą ciągle blisko. Uśmiechnęła się do niej, jeszcze mniej wyraźnie niż wcześniej.
- To nic, Paprotko. Nic się nie dzieje.- odezwała się ze sztuczną pogodnością. Kłamała bez zająknięcia, ale nabrała w tym wprawy przez dwa lata.- Pójdę się przewietrzyć.- dodała ze spokojem, by zaraz wyminąć dziewczynę. Naprawdę potrzebowała zimnego powietrza. Poczuła dziwny dyskomfort zbiegając po schodach, pamiętając, co powiedziała dwa dni wcześniej... właśnie w tym miejscu. Idiotyczne i niepotrzebne nikomu. Zgarnęła swoją kurtkę, wychodząc na zewnątrz przed dom, by odetchnąć. Najchętniej zniknęłaby w ciele sroki, lecz to co kotłowało się w głowie, było przeszkodą, nie do przeskoczenia dla nadal zawodzącej ją animagii.
| chyba zt?
- Ile osób stąd poza Marcelem i Steffenem, którzy byli na naszym ślubie, wiedziało, że masz żonę? Ilu osobą, które znasz dłużej lub krócej powiedziałeś o tym? Powiedziałeś cokolwiek? – nie miał prawda jej tego zarzucać, samemu robiąc dosłownie to samo. Słyszała bezbarwność własnego głosu. Niepokoiło ją to, brak emocji, które powinny wyrwać się same z siebie. Była temperamentna, wiedziała o tym i on też, a jednak teraz nie było po tym śladu.- Przez dwa cholerne lata cię szukałam. Odwróciłam się od własnej siostry, żeby Ciebie znaleźć.- przypomniała mu, chociaż z drugiej strony czy o tym wiedział. Nie pamiętała czy kiedykolwiek o tym wspomniała. Pokręciła głową, kiedy spytał ilu było takich. Miała ochotę odpowiedzieć złośliwie, ale nie chciała wywoływać na nowo agresji, więc milczała przez dłuższy moment.- Naprawdę aż tak mi nie ufasz.- szepnęła, ale bez cienia pytania. Miała już wniosek. Spuściła wzrok na ziemię, nie obchodziło ją otoczenie, towarzystwo innych osób.- Masz rację, zapomniałam, jak nią być.- rzuciła jedynie.
Spojrzała na Sheilę, będącą ciągle blisko. Uśmiechnęła się do niej, jeszcze mniej wyraźnie niż wcześniej.
- To nic, Paprotko. Nic się nie dzieje.- odezwała się ze sztuczną pogodnością. Kłamała bez zająknięcia, ale nabrała w tym wprawy przez dwa lata.- Pójdę się przewietrzyć.- dodała ze spokojem, by zaraz wyminąć dziewczynę. Naprawdę potrzebowała zimnego powietrza. Poczuła dziwny dyskomfort zbiegając po schodach, pamiętając, co powiedziała dwa dni wcześniej... właśnie w tym miejscu. Idiotyczne i niepotrzebne nikomu. Zgarnęła swoją kurtkę, wychodząc na zewnątrz przed dom, by odetchnąć. Najchętniej zniknęłaby w ciele sroki, lecz to co kotłowało się w głowie, było przeszkodą, nie do przeskoczenia dla nadal zawodzącej ją animagii.
| chyba zt?
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Zapomniał, że jest zimno, ale adrenalina trzymała go jeszcze na tyle, że ani mokre włosy, koszula ani rozdarcie na plecach nie zmusiły go do tego, by wrócił do środka. Trzymała go tu świadomość, że musiał wytrzeźwieć. I że nie chciał być sam, jeszcze teraz, kiedy było za wcześnie na wstyd — za to, co zrobił, za to, co powiedział, jak powiedział i po co. To była ich sprawa, nikt nie powinien być tego świadkiem. Alkohol zrobił swoje, nie mógł się powstrzymać, zachować tego na później. Było tego za dużo. Oparł się o jakąś rzeźbę, wokół wszędzie iskrzyły świeciorki Sheili. Ognistą włożył do zamarzniętej fontanny, rozgrzanymi wciąż palcami formując z bibuły i tytoniu skręta. Spojrzał w bok, ale dopiero kiedy usłyszał drugie kroki. Pewien, że to Marcel, zatrzymał wzrok na Aidanie, ale nic nie powiedział. Patrzył tylko przez chwilę obojętnie, ostatecznie powracając do swojej czynności. Odpalił papierosa różdżką; butelkę podał Neali i znów oparł się o fontannę.
— Czym chcesz się bić? — spytał dziewczynę, patrząc przed siebie.
— Czym chcesz się bić? — spytał dziewczynę, patrząc przed siebie.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Hyhy, hy...
Śmiał się do tego co widział w gwiazdach? Czy może...
- Smalić chochlewki... Cho- cho- chochlewki! – poczerwieniał na twarzy, zaciągnąwszy się ognistej – Wolisz, żebym smalił czy nie smalił? – oderwał wzrok z sufitu i ogarnął przestrzeń wokół chwiejnym okiem – O kurza twarz! Co tu się zmerliniło! Muszę przyznać, byłem sceptyczny na początku, ale ta wasza drużyna to jednak wie jak się bawić! Łuuu! – wydarł z siebie okrzyk euforii i skierował go, chyba nie z premedytacją, w stronę pultającego się o jakieś okulary Thomasa – Niech pan dżętelment wybaczy, ale myli mnie pan dżętelment z kimś kto składa rzeczy, składaczem, składnikiem, składownikiem... S-składką. Kiem. A ja atkual. Nie. Nie składowuję. Pft. Taki. Niespodzianka. – zmoczył znów usta i wzruszył ramionami – Goń się. Ja idę smalić chochlewki. Neala, gdzie jesteś? – ruszył, zataczając się, w poszukiwaniu zaginionej arki.
To smalenie jakoś przyjemnie mu zabrzmiało...
Śmiał się do tego co widział w gwiazdach? Czy może...
- Smalić chochlewki... Cho- cho- chochlewki! – poczerwieniał na twarzy, zaciągnąwszy się ognistej – Wolisz, żebym smalił czy nie smalił? – oderwał wzrok z sufitu i ogarnął przestrzeń wokół chwiejnym okiem – O kurza twarz! Co tu się zmerliniło! Muszę przyznać, byłem sceptyczny na początku, ale ta wasza drużyna to jednak wie jak się bawić! Łuuu! – wydarł z siebie okrzyk euforii i skierował go, chyba nie z premedytacją, w stronę pultającego się o jakieś okulary Thomasa – Niech pan dżętelment wybaczy, ale myli mnie pan dżętelment z kimś kto składa rzeczy, składaczem, składnikiem, składownikiem... S-składką. Kiem. A ja atkual. Nie. Nie składowuję. Pft. Taki. Niespodzianka. – zmoczył znów usta i wzruszył ramionami – Goń się. Ja idę smalić chochlewki. Neala, gdzie jesteś? – ruszył, zataczając się, w poszukiwaniu zaginionej arki.
To smalenie jakoś przyjemnie mu zabrzmiało...
Leon Longbottom
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
We rip out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with someone new. But to feel nothing so as not to feel anything - what a waste!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nowy rok 57/58
Szybka odpowiedź