Nowy rok 57/58
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dolina Godryka
Dom Bathildy Bagshot Nowy Rok 1957/58 Sylwestrowa zabawa - goście z domu Bathildy Bagshot.
Szafka zniknięć
Sufit pełen gwiazd
Efekty mocarza
Szafka zniknięć
- Efekty kadzidła:
Aby umilić odpoczynek i wzmocnić nastrój w pomieszczeniu Steffen i James postanowili dodać pokojowi nieco magii. Dawny gabinet profesor Bagshot został przyciemniony — nie paliły się w nim żadne świece, nie docierało także światło z zewnątrz. Jedynym źródłem blasku były drobniutkie, iskrzące na suficie gwiazdy. Migoczące, bezchmurne niebo było prostą sztuczką, ale każdy kto zdecydował się położyć na śpiworach i odpocząć, wdychając dym z kadzideł mógł zobaczyć, że gwiazdy na niebie poruszały się, przybierając rozmaite kształty, budując opowiadane Steffenowi przez Jamesa cygańskie historie.
Aby sprawdzić, co pokazuje niebo nad głowami należy rzucić kością k6.
- Historie na nieboskłonie:
Efekty mocarza
- Efekty:
1. Alkohol mocno pali w gardło, tak bardzo, że nie jesteś w stanie wytrzymać i musisz go czymś popić. Wydaje ci się, że sięgnięcie po wodę jest dobrym pomysłem, jednak w pośpiechu i emocjach mylisz szklanki i wypijasz gin do dna, co przyprawia cię o mdłości. Jest jest to początek imprezy i nie zdążyłeś wypić zbyt dużo odbije się to tylko okropnym bólem głowy na drugi dzień. Jeśli jesteś już pijany, zachce ci się wymiotować...
2. Możliwe, że Marcel pomylił zaklęcia i chcąc przyspieszyć proces dochodzenia owoców w alkoholu i cukrze rzucił coś zupełnie niechcąco. Twój kieliszek zdaje się nie tracić swojej zawartości, a ty pijesz i pijesz, nie możesz przestać. Kiedy już jesteś w stanie przyjąć w siebie drinka i odsuwasz go od siebie, kieliszek wciąż jest pełny, jego zawartość wylewa ci się na strój, mocząc go z przodu całkowicie. Przyda ci się trochę zimnego powietrza i dużo wody, inaczej zaliczysz solidnego zgona.
3. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
4. Już po uwarzeniu alkoholu, kiedy nabrał swojego koloru, James postanowił zmienić jego barwę na jakąś przyjemniejszą i mniej kojarzącą się ze szczynami. Jego próba okazała się bezskuteczna - przynajmniej wtedy. Teraz, kiedy spojrzysz na zawartość szkła alkohol zmieni przypadkiem kolor, na taki który będzie ci się bardzo źle kojarzył. Jeśli jednak zaryzykujesz i wypijesz Mocarza do dna, zrozumiesz, że w smaku mimo ostrości jest bardzo dobry. Alkohol wprawi cię jednak w śmieszny nastrój i jeszcze przez pewien czas będziesz opowiadać ludziom sprośne lub głupie żarty.
5. Mocarz ma ostry smak i już po wypiciu zaczyna cię rozgrzewać. Możliwe, że chłopcy przesadzili z proporcjami, wlewając zbyt wiele alkoholu na tyle owoców i cukru. Nie dość, że dość szybko wpadniesz w pijacki nastrój, to jeszcze zrobi ci się bardzo gorąco. Ubrania, które masz na sobie zechcesz zdjąć, ale jeśli nie chcesz lub nie możesz tego uczynić będziesz szukać szybkiego sposobu na gwałtowną ochłodę. Kąpiel w wannie z lodowatą woda, wytarzanie się w śniegu, czy zmoczenie głowy w wiadrze może okazać się dobrym pomysłem.
6. Ponoć wystarczy jeden kieliszek, żeby przegiąć. To chyba właśnie ten kieliszek. Kiedy go wypijesz, niezależnie od tego, czy jest twoim pierwszym, czy nie, zaczynasz tracić głowę, a do tego strasznie poplącze ci się język. Wypowiedzenie prostych słów okaże się trudne, możesz seplenić i jąkać się, myląc słowa. Efekt jednak szybko z ciebie zejdzie, wystarczy kilka łyków czegoś bezalkoholowego.
7. Im mocniejszy alkohol tym silniejszy eliksir prawdy. Mocarz wyciska z ciebie wszystkie sekrety, pleciesz wszystko, co ślina przyniesie ci na język. Nie potrafisz powstrzymać się przed zwerbalizowaniem własnych myśli, nawet tych, które powinieneś lub wypadałoby zachować dla siebie. Może to tylko komplementy, może dwuznaczne propozycje — pilnuj się przez najbliższą godzinę, jeśli obawiasz się skutków.
8. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
9. Alkohol rozluźnia ciało i umysł. Wypicie jednego kieliszka pozwoli ci przełamać swoje własne bariery i przesunąć granicę na tyle, by nikt nie uznał cię za pijanego, ale na tyle, by dodać ci odwagi do robienia tego, co wcześniej wydawało ci się niemożliwe.
10. Marcel i James nie wymyli słojów, w których pędzili alkohol — nie zauważyli też, że na nich pozostały resztki warzonych przez Norę eliksirów. Alkohol po wypiciu nie wywołuje niczego, post skrzywieniem. jest mocny i choć słodki i ostatecznie przyjemny w smaku, silnie pali przełyk. Po tym jednak stajesz się znacznie atrakcyjniejszy dla pozostałych. Wydajesz się piękniejszy, bardziej urodziwy, czarujący i pociągający. Twoją zmianę może zauważyć każdy kto choć chwilę na ciebie spojrzy. Jak się okazało, Nora szykowała w słojach eliksir upiększający.
11. Alkohol jak alkohol. Jest mocny, a jego wyraźny smak pozostaje na języku i krtani dość długo. Niefortunnie zaplątało się w nim źle przecedzone źdźbło rozmarynu, które wbiło ci się w dziąsło i będzie ci przeszkadzać przez resztę wieczoru, jeśli się z nim jakoś nie uporasz.
12. Jeden kieliszek sprawił, że od razu zachciało ci się kolejnego, ale ugaszenie pragnienia w ten sposób jest złudne. Pijąc rzucasz jeszcze raz.
13. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
14. Mocarz, czy tego chcesz czy nie, zwiększył atrakcyjność ludzi wokół ciebie, niezależnie od wszystkich czynników. Nie łudź się, że życie stało się piękniejsze, alkohol po prostu zawrócił ci w głowie, wzmógł w tobie potrzebę bycia blisko innych — przytulenia, pocałowania, dotknięcia. Po prostu bycia blisko.
15. Masz ochotę zrobić coś szalonego. Nie wiesz co, ale czujesz się pobudzony i zachęcony do wzięcia udziału w czymś, o czym nigdy wcześniej byś nie pomyślał — a jeśli byś pomyślał, to zwyczajnie masz ochotę poddać temu i to zrobić. Niezależnie od tego, czy miałby to być taniec na stole, czy przytulenie nieznajomego, czujesz, że możesz żyć tą chwilą.
16. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
17. Zbyt szybkie wypicie alkoholu wywołało w tobie atak czkawki. Jest nagła i trudna do opanowania, co gorsza, przypomina czkawkę teperotabcyjną. Na szczęścia działa na niewielkie odległości i przenosi cię tylko z pokoju do pokoju przez kilka chwil. Wypicie szklanki wody przerwie ten dziwny cykl podróży.
18. Alkohol, jak każdy wie, wzmaga popęd. To stało się niezależne od ciebie, ale jedna z osób, które towarzyszyły ci w piciu na krótką chwilę wydała się atrakcyjniejsza od wszystkich pozostałych. Twoje serce zabiło szybciej, a w głowie pojawiły się kompletnie nie twoje myśli. Może to minie, może pozostanie - wiesz tylko ty.
19. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, a w takich ilościach, jak w przypadku Mocarza, zdaje się robić to bardzo wyraźnie. Twoje oczy zaczynają błyszczeć, usta wydają się pełniejsze, bardziej soczyste i miękkie, nabrzmiał krwią, a policzki lekko, zdrowo zaróżowione. O ile nie jest to któryś kieliszek z kolei nie musisz się niczym martwić.
20. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 27.12.21 21:02, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Aidan Moore' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
- Nie chcemy - odpowiedział równocześnie z Aidanem; alkohol znieczulał go na wszystko, co działo się wokół, powoli zdawał sobie sprawę z kabały, jaką rozpętał James, nie dostrzegał jeszcze, z jak dużą siłą natarł na Castora - nie spodziewał się, że w tym stanie mógłby mu zrobić coś poważnego, czujność zresztą też skutecznie wytłumił Mocarz - porozumiewawczo, wciąż patrząc w oczy Sheili, skinął głową na Jamesa; nie zostawi go tu przecież samego, zaczynał szarpać się z Eve, a Steffen nie odłożył różdżki; ze śmiechem uniósł ramię, osłaniając siebie i Sheilę - przypadkiem również Aidana - przed chmarą błyszczącego pyłu zatrzymanego przez zaklęcie Steffena. Nie powstrzymał w ten sposób brokatu, mniej opadło mu na twarz, część osiadła na koszuli, włosach i spodniach - po występie i tak wciąż go trochę na sobie miał. - Po prosztu udawaj, że ich tu nie ma, Sizy - zaproponował, odbijając się ręką mocniej od ściany - bez wsparcia nie potrafił już stać - Nic im nie będzie - Za drzwiami i tak nie potrafiłaby oderwać od nich myśli, zawsze chciała być przy braciach. - Tszymam rękę na pulsie - obiecał z przekonaniem zdecydowanie większym, niż wydawał się mieć w tym momencie możliwości i chyba tez zainteresowanie, ale to wypatrzyłoby raczej oko bystre, a nie pijane. - Usiądźmy, Sizy - zaproponował, chwytając jej dłoń, ignorując Aidana i chwiejnie opadając na ziemię, pod ścianą.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Jako widmo wpadam tylko z kośćmi:
1. Marcel opada na poduszki pod ścianą, ciągnąć za sobą Sheilę. Dziewczyna nie jest w stanie się wyratować, traci równowagę i wpada prosto Marcelowi w ramiona i na kolana. Romantyczne zderzenie zsynchronizowało wasze odczucia, kadzidło działa teraz na was jednakowo (jedno z was rzuca jeszcze raz, drugie dostosowuje się do wyniku). Wokół jest ciepło, miękko i przyjemnie, a do tego pachnie przyjemnie i prawie nie słychać wrzasków rozgrywającej się bójki.
2. Marcel, opadając na poduszki, mocniej pociągnął Sheilę, ale ta, stojąc blisko Aidana, pociągnęła go niechcący za sobą. W efekcie wpadła Marcelowi na kolana, a zaraz za nią, jej na kolana Aidan, robiąc z akrobatą trzystopniową kanapkę. Ciężar źle wpływa na żołądek Marcela, robi mu się niedobrze, a później słabo, na moment odjeżdża, robiąc się blady jak ściana.
3. Sheila bez trudu jest w stanie utrzymać równowagę, przez co Marcel, zamiast na poduszce ląduje obok, dotkliwie obijając sobie jeden pośladek. Wyglądało to jednak tak, jakby poduszka została ominięta przez akrobatę umyślnie, właśnie po to, by zostawić miejsce dla cyganki. Niestety, ułożenie mebli uniemożliwia komukolwiek zajęcie miejsca z drugiej strony. Jeśli ktoś chciał do nich dołączyć musiał zająć miejsce obok Sallowa.
1. Marcel opada na poduszki pod ścianą, ciągnąć za sobą Sheilę. Dziewczyna nie jest w stanie się wyratować, traci równowagę i wpada prosto Marcelowi w ramiona i na kolana. Romantyczne zderzenie zsynchronizowało wasze odczucia, kadzidło działa teraz na was jednakowo (jedno z was rzuca jeszcze raz, drugie dostosowuje się do wyniku). Wokół jest ciepło, miękko i przyjemnie, a do tego pachnie przyjemnie i prawie nie słychać wrzasków rozgrywającej się bójki.
2. Marcel, opadając na poduszki, mocniej pociągnął Sheilę, ale ta, stojąc blisko Aidana, pociągnęła go niechcący za sobą. W efekcie wpadła Marcelowi na kolana, a zaraz za nią, jej na kolana Aidan, robiąc z akrobatą trzystopniową kanapkę. Ciężar źle wpływa na żołądek Marcela, robi mu się niedobrze, a później słabo, na moment odjeżdża, robiąc się blady jak ściana.
3. Sheila bez trudu jest w stanie utrzymać równowagę, przez co Marcel, zamiast na poduszce ląduje obok, dotkliwie obijając sobie jeden pośladek. Wyglądało to jednak tak, jakby poduszka została ominięta przez akrobatę umyślnie, właśnie po to, by zostawić miejsce dla cyganki. Niestety, ułożenie mebli uniemożliwia komukolwiek zajęcie miejsca z drugiej strony. Jeśli ktoś chciał do nich dołączyć musiał zająć miejsce obok Sallowa.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
Z jednej strony chciała wyjść z pomieszczenia, gdzie ludzie bili się na lewo i prawo, z drugiej Mocarz sprawił, że było przyjemnie i ciepło, a kadzidło podpowiadało, że lepiej być spokojnym i nie było co się rzucać. Ostrożnie jeszcze ściągnęła brokat z twarzy Marcela, rzucając też uśmiech w stronę Aidana.
- Możemy tu zostać, ale nie będę bardzo głośno, więc musicie słuchać uważ-Marcel! - Od razu przestraszyła się, kiedy solenizant postanowił wylądować na podłodze. Usiadła ostrożnie obok niego na poduszce, upewniając się, że wszystko w porządku. Nie wydawało się, aby był jednak potłuczony, dlatego uśmiechnęła się zaraz. Spokojnie, tak w końcu wydawało się z kadzidła.
- Aidan, chodź! - zaśmiała się w jego kierunku, wyciągając dłoń. Zaraz też poprawiła się na siedzeniu, oddychając lekko. Nie wiedziała, jak jej wyjdzie śpiewanie, zwłaszcza, że już dziś trochę wypiła.
Narysuj opowieścią świat,
odkryjmy dzisiaj nowe lądy.
Niech przez pustynny, ciepły piach,
w oazę wiodą nas wielbłądy.
Niechaj nam lamia śpiewa pieśni,
by nasze serce mocniej biło,
byśmy wrócili w opowieści,
by tamto życie się zdarzyło.
Usiądźmy, by się wsłuchać w treść
co „dawno” z „teraz” lekko splata,
a wiatr te słowa będzie nieść
przez wieczność aż do końca świata.
A gdy te baśnie przeżywamy,
nic nie ma w życiu ważniejszego.
Bo za dnia ziemię przemierzamy,
by w opowieściach płynąć w niebo.
Poglądowo rzucam na śpiew, a co!
- Możemy tu zostać, ale nie będę bardzo głośno, więc musicie słuchać uważ-Marcel! - Od razu przestraszyła się, kiedy solenizant postanowił wylądować na podłodze. Usiadła ostrożnie obok niego na poduszce, upewniając się, że wszystko w porządku. Nie wydawało się, aby był jednak potłuczony, dlatego uśmiechnęła się zaraz. Spokojnie, tak w końcu wydawało się z kadzidła.
- Aidan, chodź! - zaśmiała się w jego kierunku, wyciągając dłoń. Zaraz też poprawiła się na siedzeniu, oddychając lekko. Nie wiedziała, jak jej wyjdzie śpiewanie, zwłaszcza, że już dziś trochę wypiła.
Narysuj opowieścią świat,
odkryjmy dzisiaj nowe lądy.
Niech przez pustynny, ciepły piach,
w oazę wiodą nas wielbłądy.
Niechaj nam lamia śpiewa pieśni,
by nasze serce mocniej biło,
byśmy wrócili w opowieści,
by tamto życie się zdarzyło.
Usiądźmy, by się wsłuchać w treść
co „dawno” z „teraz” lekko splata,
a wiatr te słowa będzie nieść
przez wieczność aż do końca świata.
A gdy te baśnie przeżywamy,
nic nie ma w życiu ważniejszego.
Bo za dnia ziemię przemierzamy,
by w opowieściach płynąć w niebo.
Poglądowo rzucam na śpiew, a co!
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
The member 'Sheila Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
Poczuł się jakoś tak, jakoś tak, jakoś tak błogo? Spokojnie. Nie wiedział zupełnie czemu jeszcze sekundę temu był zły. Jego mięśnie się rozluźniły, a on się odprężył. Dał ponieść się temu uczuciu w końcu oddychając pełną piersią. Zamknął na chwilę powieki, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Nie chcemy. - Stwierdził bardziej aniżeli zapytał, po chwili znów spoglądając na swoich kompanów, a później na towarzystwo obok. Może i chciał tu zostać, ale było tu za głośno. Zdecydowanie za głośno. Chciałby móc ponieść się uczuciu, ale nie mógł się na nim w pełni skupić w otaczającym go rozgardiaszu. - Ich tu nie ma. - Powtórzył błędnie za Marcelem nie zwracając uwagi, że ten nie zwracał się nawet do niego. Nie zarejestrował też do końca upadku kolegi skupiając się na blogiem spokoju i zwracającej się do niego szatynce. Aidan chodź. Aidan idzie. Pochwycił wyciągniętą w jego kierunku dłoń dając zaciągnąć się dziewczynie gdziekolwiek tylko chciała. Gdy ta usiadła na poduszkach, on postanowił usiąść na podłodze przed nią wciąż nie puszczając jej dłoni, a zamiast tego pocierając ją kciukiem podobnie jak w Sowim Borze wpatrując się w nią jak zachipnotyzowany. Pięknie śpiewała. Zawsze pięknie śpiewała. Jej głos zagłuszył wszystko wokół. Rzucane zaklęcia, krzyki. Był tylko błogi spokój. - Pięknie. - Wyszeptał uśmiechając się szerzej.
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sylwestrowa atmosfera, dość gęsta w opary kadzidła i znacznie bardziej zakrapiana, niż trwające problemy z zaopatrzeniem na to pozwalały. Wesoła kompania, której częścią był James, zdawała się niewzruszona wojenną zawieruchą, mrozem trzeszczącym na szybach okien, na które uwagi nie zwracał nikt. Liczyła się jedynie dobra zabawa. Aż za dobra, przynajmniej dla części uczestników i dość bolesna w skutkach dla innych w związku z toczącym się od zarania dziejów problemem ochrony godności kobiety, których zwykł wybuchać po spożyciu. Bądź jakąkolwiek inną równie ważną sprawą, która przychodziła do głowy tkwiącej w alkoholowym uniesieniu i nadawała wydarzeniom bieg szybszy od korka od szampana strzelającego prosto w sufit.
James, sięgając po brutalny, całkowicie mugolski sposób, odarty z jakiejkolwiek kultury, wymierzania sprawiedliwości, nie miał pojęcia, że pozornie lekki cios zyska pełną aprobatę młodego ciała, pompującego adrenalinę, umysłu podświadomie dopuszczającego ułożenie dłoni w sposób godny prawdziwego mistrza karate, wywoła takie spustoszenie. Castor nawet nie spostrzegł, gdy uderzenie stłumiło kolejny oddech siłą wydarty z płuc, a jego siła rozeszła się po całym ciele, bezwładnie targając nim, odrzucając z takim impetem, że przez dłuższą chwilę nie był w stanie poruszyć choćby małym palcem u stopy. James za to, oszołomiony doznaniami płynącymi z adrenaliny, nie zauważył, że Eve próbowała uspokoić sytuację i pod wpływem ruchów młodego mężczyzny została z kawałkiem ubrania w ręku, pozostawiając go ze sporą dziurą na plecach, bez większego uszczerbku na własnym zdrowiu. Doe swoim niesamowitym wyczynem zyskał niebywałą pewność siebie, absolutnie pewien, że gdyby tylko chciał, byłby w stanie wybić dziurę w najbliższej ścianie bez większego wysiłku. Jednocześnie wzbudzał u pozostałych rezerwę, może nawet strach, że dziwna siła mogła obrócić się przeciw niemu wprost proporcjonalnie do ilości alkoholu spożytego przez Jamesa.
Interwencja w związku z wyrzuceniem krytycznego sukcesu przez Jamesa oraz tematyczny podkład muzyczny.
James, do końca wątku dysponujesz dostateczną siłą, by wybić dziurę w ścianie bez wysiłku czy pokonać w siłowaniu na rękę każdego przeciwnika.
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
James, sięgając po brutalny, całkowicie mugolski sposób, odarty z jakiejkolwiek kultury, wymierzania sprawiedliwości, nie miał pojęcia, że pozornie lekki cios zyska pełną aprobatę młodego ciała, pompującego adrenalinę, umysłu podświadomie dopuszczającego ułożenie dłoni w sposób godny prawdziwego mistrza karate, wywoła takie spustoszenie. Castor nawet nie spostrzegł, gdy uderzenie stłumiło kolejny oddech siłą wydarty z płuc, a jego siła rozeszła się po całym ciele, bezwładnie targając nim, odrzucając z takim impetem, że przez dłuższą chwilę nie był w stanie poruszyć choćby małym palcem u stopy. James za to, oszołomiony doznaniami płynącymi z adrenaliny, nie zauważył, że Eve próbowała uspokoić sytuację i pod wpływem ruchów młodego mężczyzny została z kawałkiem ubrania w ręku, pozostawiając go ze sporą dziurą na plecach, bez większego uszczerbku na własnym zdrowiu. Doe swoim niesamowitym wyczynem zyskał niebywałą pewność siebie, absolutnie pewien, że gdyby tylko chciał, byłby w stanie wybić dziurę w najbliższej ścianie bez większego wysiłku. Jednocześnie wzbudzał u pozostałych rezerwę, może nawet strach, że dziwna siła mogła obrócić się przeciw niemu wprost proporcjonalnie do ilości alkoholu spożytego przez Jamesa.
James, do końca wątku dysponujesz dostateczną siłą, by wybić dziurę w ścianie bez wysiłku czy pokonać w siłowaniu na rękę każdego przeciwnika.
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Szczęknięcie. Szkła okularów, które Castor wciąż miał na sobie, przyjęły większość pierwszego ciosu, a Sprout odruchowo zacisną te biedne oko. Ból rozlał się po twarzy, ale teraz bardziej przejmował się tym, by nie pozwolić odłamkom szkła dodatkowo pokaleczyć powiek i oka. Miał mimo to nadzieję, że przynajmniej na pięści Jamesa zostanie też trochę szkła. Oprawki również postanowiły ucierpieć, wbiły się w skórę bliżej ucha, a Castor ledwie zmielił w ustach przekleństwo.
Potem było już gorzej. Steffen chyba chciał mu pomóc, ale za to oblał go wodą; ostatecznie dobrze, że oblał też Jamesa i chyba Thomasa (zdradę tego ostatniego obiecał sobie zapamiętać!). Niestety nie w porę, by uchować biednego Sprouta od uderzenia w żuchwę, które nie dość, że wbiło poluzowaną część oprawek mocniej w policzek, skutecznie go kalecząc, to jeszcze rozcięło mu wargę.
Puste jęknięcie uchyliło drżące wargi, oczy zaszły łzami od impetu uderzeń, a usta zalały się krwią, której metaliczny posmak spowodował nie tylko spazmatyczne szarpnięcie lewym barkiem i niepokojące gorąco (tym razem już na pewno niespowodowane efektem kadzidła). Z trudem przełknął ślinę, spróbował nawet otworzyć oczy.
O nie, o nie, nie mogę, nie teraz...
Z zaskakującą pomocą przyszedł jednak James. I chyba wyłącznie cios, który miótł Castorem przez naprawdę imponującą odległość pokoju, powodując wylądowanie na stercie przygotowanych wcześniej koców, sprawił, że nikt z towarzystwa nie dowiedział się, że mają na imprezie wilka.
Nie do końca miał siłę się ruszyć. Czuł się właściwie tak podle, że miał ochotę chyba przeleżeć resztę wieczoru w tym miejscu, ale krew smakowała okrucieństwem i już wolał te podłe palenie mocarza. Zmyć to czymkolwiek. Nie myśleć.
Potem było już gorzej. Steffen chyba chciał mu pomóc, ale za to oblał go wodą; ostatecznie dobrze, że oblał też Jamesa i chyba Thomasa (zdradę tego ostatniego obiecał sobie zapamiętać!). Niestety nie w porę, by uchować biednego Sprouta od uderzenia w żuchwę, które nie dość, że wbiło poluzowaną część oprawek mocniej w policzek, skutecznie go kalecząc, to jeszcze rozcięło mu wargę.
Puste jęknięcie uchyliło drżące wargi, oczy zaszły łzami od impetu uderzeń, a usta zalały się krwią, której metaliczny posmak spowodował nie tylko spazmatyczne szarpnięcie lewym barkiem i niepokojące gorąco (tym razem już na pewno niespowodowane efektem kadzidła). Z trudem przełknął ślinę, spróbował nawet otworzyć oczy.
O nie, o nie, nie mogę, nie teraz...
Z zaskakującą pomocą przyszedł jednak James. I chyba wyłącznie cios, który miótł Castorem przez naprawdę imponującą odległość pokoju, powodując wylądowanie na stercie przygotowanych wcześniej koców, sprawił, że nikt z towarzystwa nie dowiedział się, że mają na imprezie wilka.
Nie do końca miał siłę się ruszyć. Czuł się właściwie tak podle, że miał ochotę chyba przeleżeć resztę wieczoru w tym miejscu, ale krew smakowała okrucieństwem i już wolał te podłe palenie mocarza. Zmyć to czymkolwiek. Nie myśleć.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
No i masz. Wszystko usłyszała i chce wyjaśnień. Ale co jej miał powiedzieć? Przecież nie będzie się tłumaczył kartką z wyzwaniem... W normalnych okolicznościach pewnie zacząłby się stresować, ale aura w pomieszczeniu napawała go dziwnym spokojem. Odetchnął więc i zwrócił się do kuzynki:
- Co? No zamyślona się wydawałaś, to powiedziałem, że zamyślona jakaś jesteś. Mam nadzieję, że nie obraziłem, nie miałem takiej intencji. O no i masz, patrz co robią. – jeden z chłopaków wszczął bójkę ku... niespodziewanej obojętności Leona – O i trzeci! Ha! Tam się naprawdę dużo dzieje! Patrz, jeden drugiego pierze. – tu wszedł brokat – O, a to się nie wypierze. Pierze-wypierze, zamyślona, zmysł- o! Ty, patrz, ten brokat to jak gwiazdy trochę, widziałaś już co się dzieje z sufitem? – coraz trudniej wychodziło mu wymawianie kolejnych słów, wypowiadał je więc w większym skupieniu (to już najwidoczniej ten czas) - O co w ogóle chodzi, wszyscy jacyś tacy, że nagle mają różdżki, a tu niby zabawa sylwestrowa. Wytłumacz mi, Nelka, jak to jest? – ”A z kim się miałem całować, z Leonem?” – Ej, a przepraszam co w tym złego?! Troszkę szacunku. No jak jest Nela, że ja tu po prostu po przyjacielsku zostawiłem gdzieś w płaszczu – zaczął macać się w poszukiwaniu kieszeni – o, nie noszę płaszcza? Różdżkę zostawiłem w tym właśnie tam, a tu wszyscy zium zium, pach pach. – łyknął sobie - Niekożeleńskie to jest. O. – i wzruszył ramionami, wracając znów do sufitowej projekcji pięknej historii o dziewczynce przemierzającej las w podskokach.
Bo chyba wszystko co miał wytłumaczyć już wytłumaczył.
- O, ładnie ktoś śpiewa. - bąknął, wpatrzony w sufit.
- Co? No zamyślona się wydawałaś, to powiedziałem, że zamyślona jakaś jesteś. Mam nadzieję, że nie obraziłem, nie miałem takiej intencji. O no i masz, patrz co robią. – jeden z chłopaków wszczął bójkę ku... niespodziewanej obojętności Leona – O i trzeci! Ha! Tam się naprawdę dużo dzieje! Patrz, jeden drugiego pierze. – tu wszedł brokat – O, a to się nie wypierze. Pierze-wypierze, zamyślona, zmysł- o! Ty, patrz, ten brokat to jak gwiazdy trochę, widziałaś już co się dzieje z sufitem? – coraz trudniej wychodziło mu wymawianie kolejnych słów, wypowiadał je więc w większym skupieniu (to już najwidoczniej ten czas) - O co w ogóle chodzi, wszyscy jacyś tacy, że nagle mają różdżki, a tu niby zabawa sylwestrowa. Wytłumacz mi, Nelka, jak to jest? – ”A z kim się miałem całować, z Leonem?” – Ej, a przepraszam co w tym złego?! Troszkę szacunku. No jak jest Nela, że ja tu po prostu po przyjacielsku zostawiłem gdzieś w płaszczu – zaczął macać się w poszukiwaniu kieszeni – o, nie noszę płaszcza? Różdżkę zostawiłem w tym właśnie tam, a tu wszyscy zium zium, pach pach. – łyknął sobie - Niekożeleńskie to jest. O. – i wzruszył ramionami, wracając znów do sufitowej projekcji pięknej historii o dziewczynce przemierzającej las w podskokach.
Bo chyba wszystko co miał wytłumaczyć już wytłumaczył.
- O, ładnie ktoś śpiewa. - bąknął, wpatrzony w sufit.
Leon Longbottom
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
We rip out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with someone new. But to feel nothing so as not to feel anything - what a waste!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Dalczemu? - chciałam wiedzieć, nie zauważając, że połączyłam ze sobą dlaczego i czemu w jedno co wyszło dość dziwacznie, swoje spojrzenie zawieszając na Eve żeby dowiedzieć się, czemu takie trudne było wołanie tych wojowników. Kolejny łyk mocarza sprawił, że zaśmiałam się głupio do siebie. Uniosłam wzrok na Leona kiedy mówić zaczął rozwierając oczy w zdumieniu.
- Za-zamyślona? - zapytałam marszcząc lekko brwi. - Usłyszałam… nje ważne. - powiedziała, zaraz. Nie chciałam mówić na głos co usłyszałam, bo to jednak wolałabym na głos nie mówić. Słuchała więc dalej w milczeniu, wyłapując słowa, ale właściwie nie cały kontekst, bo sensu to chyba nie miało. Ale coś jedno do uszu mi dotarło.
- Ż-żony?! - zapytałam, zająkałam unosząc głos od jakiegoś pisku do krzyku. Nadal trzymając ręce gdzieś na Thomasie. Jak to żony? Mina mi widocznie zrzedła, na ż jak to żona też. Prawie. Nagły ruch i duża ilość alkoholu zakręciła w głowie, a zdarzenia nagle jakby szybciej dziać się zaczęły. Widziałam pięść, jedną, drugą, wodę, inkantacje. Właściwie nie usłyszałam jak ten coś mówił o czymś mało istotnym, zaraz i tam się znalazł. Co? Właściwie jak? Chyba nieświadomie ręce mi do góry podeszły same, bo zarejestrowałam je gdzieś koło ust swoich własnych i potem nie myślałam już więcej. Ruszyłam. Do przodu rzecz jasna. Przerwać to trzeba było, zanim stać coś gorszejszego sie mogło. Jak? Jeszcze nie wiedziałam. Wchodząc pomiędzy? Mnie może nie uderzą? Oby.
Ale..
1 - zbyt duża ilość emocji, alkoholi, parnych kadzieł sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. A może to to tłumaczenia Leona mi tak w głowie wzięło i zakręciło. Tak poważnie całkiem. Obraz ciemnieć zaczął.
2 - te poduszki, kocuszki i inne uszki w nogę mi się zaplątały. A raczej noga w nie. I jedno było pewne. Leciałam ponownie. A moje usta nie wiedząc czemu dramatycznie zawołały pierwsze imię które przyszło mi na myśl. - James. - więc z nich wypadło, chociaż nie wiedzieć czemu.
3 - na środek docieram jakoś. Tak znaczy trudno powiedzieć, czy to środek czy nie, ale gdzieś pomiędzy nimi. Unoszę dłonie w pięści zaciśnięte i spoglądam po nich. - Przyszłam się bić. - oznajmiłam bardzo poważnie. Bo poważną osobą byłam. Średnio się przejmując, że rzeczywiście coś mnie trafić mogło. I kto mnie słyszał a kto nie. - No chodź. - zachęciłam pierwszego co jego spojrzenie złapało się z moim.
- Za-zamyślona? - zapytałam marszcząc lekko brwi. - Usłyszałam… nje ważne. - powiedziała, zaraz. Nie chciałam mówić na głos co usłyszałam, bo to jednak wolałabym na głos nie mówić. Słuchała więc dalej w milczeniu, wyłapując słowa, ale właściwie nie cały kontekst, bo sensu to chyba nie miało. Ale coś jedno do uszu mi dotarło.
- Ż-żony?! - zapytałam, zająkałam unosząc głos od jakiegoś pisku do krzyku. Nadal trzymając ręce gdzieś na Thomasie. Jak to żony? Mina mi widocznie zrzedła, na ż jak to żona też. Prawie. Nagły ruch i duża ilość alkoholu zakręciła w głowie, a zdarzenia nagle jakby szybciej dziać się zaczęły. Widziałam pięść, jedną, drugą, wodę, inkantacje. Właściwie nie usłyszałam jak ten coś mówił o czymś mało istotnym, zaraz i tam się znalazł. Co? Właściwie jak? Chyba nieświadomie ręce mi do góry podeszły same, bo zarejestrowałam je gdzieś koło ust swoich własnych i potem nie myślałam już więcej. Ruszyłam. Do przodu rzecz jasna. Przerwać to trzeba było, zanim stać coś gorszejszego sie mogło. Jak? Jeszcze nie wiedziałam. Wchodząc pomiędzy? Mnie może nie uderzą? Oby.
Ale..
1 - zbyt duża ilość emocji, alkoholi, parnych kadzieł sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. A może to to tłumaczenia Leona mi tak w głowie wzięło i zakręciło. Tak poważnie całkiem. Obraz ciemnieć zaczął.
2 - te poduszki, kocuszki i inne uszki w nogę mi się zaplątały. A raczej noga w nie. I jedno było pewne. Leciałam ponownie. A moje usta nie wiedząc czemu dramatycznie zawołały pierwsze imię które przyszło mi na myśl. - James. - więc z nich wypadło, chociaż nie wiedzieć czemu.
3 - na środek docieram jakoś. Tak znaczy trudno powiedzieć, czy to środek czy nie, ale gdzieś pomiędzy nimi. Unoszę dłonie w pięści zaciśnięte i spoglądam po nich. - Przyszłam się bić. - oznajmiłam bardzo poważnie. Bo poważną osobą byłam. Średnio się przejmując, że rzeczywiście coś mnie trafić mogło. I kto mnie słyszał a kto nie. - No chodź. - zachęciłam pierwszego co jego spojrzenie złapało się z moim.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
- Obiecuję słuchać uwasznie, Sizy - zastrzegł, rozkładając przy upadku ramiona jak do lotu, chcąc wzmóc pozory, że uczynił to całkowicie celowo, przecież nie zająłby jedynej poduszki, nawet jeśli wczesniej nie zauważył, że jest tylko jedna. Mimo bólu zachował łagodny, spokojny uśmiech, nie zamierzał go okazywać, zbył też troskę, wszystko było w porządku. Wszystko. Jego głowa bezwładnie opadła w tył, wspierając się o ścianę, zamknął oczy, wsłuchując się w pieśń, której melodię pociągnęła; naprawdę lubił jej głos, był przyjemny, dźwięczny, a pieśń była jedynym, co teraz docierało do jego uszu. - Lubię twój głos - powiedział, gdy umilkła, z odwagą rozbudzoną wypitym alkoholem. Przesunął głowę w jej stronę, otwierając oczy, lecz wtedy dostrzegł ich czule połączone dłonie i zatrzymał się w pół gestu. Uniósł spojrzenie na Aidana, jakby dopiero teraz spostrzegł jego obecność, ale wtedy - wtedy dotarł do niego łoskot, a kątem oka dostrzegł cios zadany Castorowi.
- Kurwa - wymamrotał pod nosem, wspierając się na pobliskim krześle, żeby wstać. Odnalazł chwiejny pion, nie oglądając się na Castora, ktoś mu na pewno pomoże, sam - rozkładając ręce na boki - usiłował odnaleźć równowagę, by móc stanąć o własnych siłach. - Szimy - zawołał go, chcąc go zatrzymać zanim rzuci się na Castora mocniej, zagrodzić mu drogę do Sprouta. - Szimy, już. On już ma dość. Już mu wystarczy, słyszysz?
1 - przewracam się w pół drogi
2 - udaje mi się stanąć przed jamesem o własnych siłach
3 - spadam na Jamesa i wspieram się o jego ramiona własnymi
- Kurwa - wymamrotał pod nosem, wspierając się na pobliskim krześle, żeby wstać. Odnalazł chwiejny pion, nie oglądając się na Castora, ktoś mu na pewno pomoże, sam - rozkładając ręce na boki - usiłował odnaleźć równowagę, by móc stanąć o własnych siłach. - Szimy - zawołał go, chcąc go zatrzymać zanim rzuci się na Castora mocniej, zagrodzić mu drogę do Sprouta. - Szimy, już. On już ma dość. Już mu wystarczy, słyszysz?
1 - przewracam się w pół drogi
2 - udaje mi się stanąć przed jamesem o własnych siłach
3 - spadam na Jamesa i wspieram się o jego ramiona własnymi
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Nelka juz przyszła, kiedy było po wszystkim, a brokat posypał się na wszystkich dzięki protego Steffka. Widząc też jak mocno Castor oberwał, zaraz jego spojrzenie poleciało na brata, a słysząc młodą lady...
Tomek wyciągnął rękę i w braterskim odruchu, który zazwyczaj kierował do Jamesa czy Sheili, zmierzwił rude włosy panny Weasley.
- Następnym razem, Nelka, przyniesiesz więcej alkoholu? Chyba Castorowi się przyda - rzucił, łapiąc butelkę mocarza i kierując się do kolegi, żeby przy nim kucnąć.
- Stary? Żyjesz? - rzucił, podając mu alkohol, żeby chociaż przepłukał usta i zdejmując mu okulary. Rzucą później na nie coś... reparo czy inne zaklęcie. Steff się tym zajmie.
Tomek wyciągnął rękę i w braterskim odruchu, który zazwyczaj kierował do Jamesa czy Sheili, zmierzwił rude włosy panny Weasley.
- Następnym razem, Nelka, przyniesiesz więcej alkoholu? Chyba Castorowi się przyda - rzucił, łapiąc butelkę mocarza i kierując się do kolegi, żeby przy nim kucnąć.
- Stary? Żyjesz? - rzucił, podając mu alkohol, żeby chociaż przepłukał usta i zdejmując mu okulary. Rzucą później na nie coś... reparo czy inne zaklęcie. Steff się tym zajmie.
Nowy rok 57/58
Szybka odpowiedź