Nowy rok 57/58
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dolina Godryka
Dom Bathildy Bagshot Nowy Rok 1957/58 Sylwestrowa zabawa - goście z domu Bathildy Bagshot.
Szafka zniknięć
Sufit pełen gwiazd
Efekty mocarza
Szafka zniknięć
- Efekty kadzidła:
Aby umilić odpoczynek i wzmocnić nastrój w pomieszczeniu Steffen i James postanowili dodać pokojowi nieco magii. Dawny gabinet profesor Bagshot został przyciemniony — nie paliły się w nim żadne świece, nie docierało także światło z zewnątrz. Jedynym źródłem blasku były drobniutkie, iskrzące na suficie gwiazdy. Migoczące, bezchmurne niebo było prostą sztuczką, ale każdy kto zdecydował się położyć na śpiworach i odpocząć, wdychając dym z kadzideł mógł zobaczyć, że gwiazdy na niebie poruszały się, przybierając rozmaite kształty, budując opowiadane Steffenowi przez Jamesa cygańskie historie.
Aby sprawdzić, co pokazuje niebo nad głowami należy rzucić kością k6.
- Historie na nieboskłonie:
Efekty mocarza
- Efekty:
1. Alkohol mocno pali w gardło, tak bardzo, że nie jesteś w stanie wytrzymać i musisz go czymś popić. Wydaje ci się, że sięgnięcie po wodę jest dobrym pomysłem, jednak w pośpiechu i emocjach mylisz szklanki i wypijasz gin do dna, co przyprawia cię o mdłości. Jest jest to początek imprezy i nie zdążyłeś wypić zbyt dużo odbije się to tylko okropnym bólem głowy na drugi dzień. Jeśli jesteś już pijany, zachce ci się wymiotować...
2. Możliwe, że Marcel pomylił zaklęcia i chcąc przyspieszyć proces dochodzenia owoców w alkoholu i cukrze rzucił coś zupełnie niechcąco. Twój kieliszek zdaje się nie tracić swojej zawartości, a ty pijesz i pijesz, nie możesz przestać. Kiedy już jesteś w stanie przyjąć w siebie drinka i odsuwasz go od siebie, kieliszek wciąż jest pełny, jego zawartość wylewa ci się na strój, mocząc go z przodu całkowicie. Przyda ci się trochę zimnego powietrza i dużo wody, inaczej zaliczysz solidnego zgona.
3. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
4. Już po uwarzeniu alkoholu, kiedy nabrał swojego koloru, James postanowił zmienić jego barwę na jakąś przyjemniejszą i mniej kojarzącą się ze szczynami. Jego próba okazała się bezskuteczna - przynajmniej wtedy. Teraz, kiedy spojrzysz na zawartość szkła alkohol zmieni przypadkiem kolor, na taki który będzie ci się bardzo źle kojarzył. Jeśli jednak zaryzykujesz i wypijesz Mocarza do dna, zrozumiesz, że w smaku mimo ostrości jest bardzo dobry. Alkohol wprawi cię jednak w śmieszny nastrój i jeszcze przez pewien czas będziesz opowiadać ludziom sprośne lub głupie żarty.
5. Mocarz ma ostry smak i już po wypiciu zaczyna cię rozgrzewać. Możliwe, że chłopcy przesadzili z proporcjami, wlewając zbyt wiele alkoholu na tyle owoców i cukru. Nie dość, że dość szybko wpadniesz w pijacki nastrój, to jeszcze zrobi ci się bardzo gorąco. Ubrania, które masz na sobie zechcesz zdjąć, ale jeśli nie chcesz lub nie możesz tego uczynić będziesz szukać szybkiego sposobu na gwałtowną ochłodę. Kąpiel w wannie z lodowatą woda, wytarzanie się w śniegu, czy zmoczenie głowy w wiadrze może okazać się dobrym pomysłem.
6. Ponoć wystarczy jeden kieliszek, żeby przegiąć. To chyba właśnie ten kieliszek. Kiedy go wypijesz, niezależnie od tego, czy jest twoim pierwszym, czy nie, zaczynasz tracić głowę, a do tego strasznie poplącze ci się język. Wypowiedzenie prostych słów okaże się trudne, możesz seplenić i jąkać się, myląc słowa. Efekt jednak szybko z ciebie zejdzie, wystarczy kilka łyków czegoś bezalkoholowego.
7. Im mocniejszy alkohol tym silniejszy eliksir prawdy. Mocarz wyciska z ciebie wszystkie sekrety, pleciesz wszystko, co ślina przyniesie ci na język. Nie potrafisz powstrzymać się przed zwerbalizowaniem własnych myśli, nawet tych, które powinieneś lub wypadałoby zachować dla siebie. Może to tylko komplementy, może dwuznaczne propozycje — pilnuj się przez najbliższą godzinę, jeśli obawiasz się skutków.
8. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
9. Alkohol rozluźnia ciało i umysł. Wypicie jednego kieliszka pozwoli ci przełamać swoje własne bariery i przesunąć granicę na tyle, by nikt nie uznał cię za pijanego, ale na tyle, by dodać ci odwagi do robienia tego, co wcześniej wydawało ci się niemożliwe.
10. Marcel i James nie wymyli słojów, w których pędzili alkohol — nie zauważyli też, że na nich pozostały resztki warzonych przez Norę eliksirów. Alkohol po wypiciu nie wywołuje niczego, post skrzywieniem. jest mocny i choć słodki i ostatecznie przyjemny w smaku, silnie pali przełyk. Po tym jednak stajesz się znacznie atrakcyjniejszy dla pozostałych. Wydajesz się piękniejszy, bardziej urodziwy, czarujący i pociągający. Twoją zmianę może zauważyć każdy kto choć chwilę na ciebie spojrzy. Jak się okazało, Nora szykowała w słojach eliksir upiększający.
11. Alkohol jak alkohol. Jest mocny, a jego wyraźny smak pozostaje na języku i krtani dość długo. Niefortunnie zaplątało się w nim źle przecedzone źdźbło rozmarynu, które wbiło ci się w dziąsło i będzie ci przeszkadzać przez resztę wieczoru, jeśli się z nim jakoś nie uporasz.
12. Jeden kieliszek sprawił, że od razu zachciało ci się kolejnego, ale ugaszenie pragnienia w ten sposób jest złudne. Pijąc rzucasz jeszcze raz.
13. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
14. Mocarz, czy tego chcesz czy nie, zwiększył atrakcyjność ludzi wokół ciebie, niezależnie od wszystkich czynników. Nie łudź się, że życie stało się piękniejsze, alkohol po prostu zawrócił ci w głowie, wzmógł w tobie potrzebę bycia blisko innych — przytulenia, pocałowania, dotknięcia. Po prostu bycia blisko.
15. Masz ochotę zrobić coś szalonego. Nie wiesz co, ale czujesz się pobudzony i zachęcony do wzięcia udziału w czymś, o czym nigdy wcześniej byś nie pomyślał — a jeśli byś pomyślał, to zwyczajnie masz ochotę poddać temu i to zrobić. Niezależnie od tego, czy miałby to być taniec na stole, czy przytulenie nieznajomego, czujesz, że możesz żyć tą chwilą.
16. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
17. Zbyt szybkie wypicie alkoholu wywołało w tobie atak czkawki. Jest nagła i trudna do opanowania, co gorsza, przypomina czkawkę teperotabcyjną. Na szczęścia działa na niewielkie odległości i przenosi cię tylko z pokoju do pokoju przez kilka chwil. Wypicie szklanki wody przerwie ten dziwny cykl podróży.
18. Alkohol, jak każdy wie, wzmaga popęd. To stało się niezależne od ciebie, ale jedna z osób, które towarzyszyły ci w piciu na krótką chwilę wydała się atrakcyjniejsza od wszystkich pozostałych. Twoje serce zabiło szybciej, a w głowie pojawiły się kompletnie nie twoje myśli. Może to minie, może pozostanie - wiesz tylko ty.
19. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, a w takich ilościach, jak w przypadku Mocarza, zdaje się robić to bardzo wyraźnie. Twoje oczy zaczynają błyszczeć, usta wydają się pełniejsze, bardziej soczyste i miękkie, nabrzmiał krwią, a policzki lekko, zdrowo zaróżowione. O ile nie jest to któryś kieliszek z kolei nie musisz się niczym martwić.
20. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 27.12.21 21:02, w całości zmieniany 1 raz
Myśli galopowały prędko, zbyt prędko, by mógł się nad tym zastanowić na poważnie, przyjmując jej słowa, choćby były najprostszą wymówką, z powagą i naiwnością godną kilkulatka. Nie komentował tego, tylko patrzył przed siebie, a później na nią ze zmarszczonymi brwiami, kiedy poczuł, że oderwała głowę od barku i spojrzała na niego. Ich oczy się spotkały, a serce zgubiło uderzenie lub dwa. DOpiero kiedy go objęła, poczuł spokój ducha, ale nie tylko. Coś w nim drgnęło, coś go ruszyło. Może to był jej zapach, może ciepło jej ciała. Po plecach przebiegł mu zimny dreszcz, a włosy na rękach i karku stanęły dęba. Wiedziała. Wiedziała, co chciał powiedzieć bo go znała i był jej wdzięczny, że nie zmuszała go, by powiedział to wszystko głośno. Nie żałował; nie mógł. To porozumienie w ciszy pozwoliło im się ze sobą związać. Obrócił lekko głowę, odszukując wargami jej zimny, już nieco skostniały policzek, bez trudno odnajdując też drogę do jej ust, w których się zatopił, całując ją długo i namiętnie. Objął ją ciasno, mocno przyciskając do siebie i krok za krokiem pchając w kierunku domu. Słysząc jej pytanie przystanął w miejscu i zawiesił na niej wzrok.
— To? — spytał głupio, oblizując wargę. Czerwną od jej szminki bardziej niż z zaschniętej już krwi. Pęknięta warga piekła od pocałunku. — Neala — odpowiedział krótko, po chwili wahania. Kilka sekund upłynęło nim pochylił się do niej znów, docierając do ust, tak przechodząc z nią koślawo i chwiejnie, trzymając ją i butelkę z ognistą też aż pod schody, przy których się od niej oderwał, pozwalając jej się na nie wgramolić. I tam znów niwelując odległość. — Świetny pomysł — wyszeptał pomiędzy oddechami i skradzionymi pocałunkami, otwierając drzwi i wpychając ją do środka, u podnóża schodów zrzucając z jej ramion kurtkę, którą była otulona.
— To? — spytał głupio, oblizując wargę. Czerwną od jej szminki bardziej niż z zaschniętej już krwi. Pęknięta warga piekła od pocałunku. — Neala — odpowiedział krótko, po chwili wahania. Kilka sekund upłynęło nim pochylił się do niej znów, docierając do ust, tak przechodząc z nią koślawo i chwiejnie, trzymając ją i butelkę z ognistą też aż pod schody, przy których się od niej oderwał, pozwalając jej się na nie wgramolić. I tam znów niwelując odległość. — Świetny pomysł — wyszeptał pomiędzy oddechami i skradzionymi pocałunkami, otwierając drzwi i wpychając ją do środka, u podnóża schodów zrzucając z jej ramion kurtkę, którą była otulona.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nigdy przez niego nie płakała, a przynajmniej nigdy nie był tego świadkiem. Aidan był raczej spokojny, bezkonfliktowy, nie uznawał kłótni, czy rękoczynów za rozwiązywanie problemów. Miał jednak swój mały "okres buntu" po śmierci mamy. Wtedy też nie zachowywał się wobec niej fair, co po latach dalej go gnębiło. Najwidoczniej niczego się od tego czasu nie nauczył. - To nie twoja wina. - Niemal wyszeptał, gdy ta zaczęła już odchodzić. To on był za to odpowiedzialny. Nie kłócił się przez nią, a... o nią i o siebie też. Zachował się samolubnie, jak skończony dupek. Względem niej, ale i Marcela.
Zbył Steffena i jego słowa. Nawet nie wiedział o co chodziło, a Aidan nie miał najmniejszej ochoty komukolwiek przybliżać swojego punktu widzenia. Nie umawiał się z nią, to fakt. Nie mylili się myśląc o nim jak o tchórzu. Chciał to zmienić. Ba! Nawet miał nadzieję, że to właśnie nastąpi dziś. Zebrał się już w sobie. Znalazł brakującą mu odwagę. No ale wyszło jak wyszło, a teraz jeszcze to. Chciał bronić jej honoru, ale jej widok w objęciach kogoś innego dodatkowo go "zmotywował" do takiej, a nie innej reakcji. Nigdy nie chciał ujrzeć jej w taki sposób. Z kimś innym obdarowywszy się czułościami. Nie bronił jej jednak być z Marcelem. Złamałoby mu to serce, był o tym przekonany, nie o jego tu jednak chodziło, a o nią i jej szczęście. Jeśli to Marcel miałby jej je dać to nie miał najmniejszego zamiaru stać na ich drodze. Był to jednak scenariusz z jego koszmarów.
Jego spojrzenie odnalazło rude pukle włosy. - Nela czy ty mogłabyś... - Posłał błagające spojrzenie w stronę Nelki mając nadzieję, że ta zrozumie co miał na myśli. She nie powinna być teraz sama. Każda część jego ciała chciała za nią pobiec, wyjaśnić, znów przeprosić, a nawet błagać o wybaczenie, nie ruszył się jednak z miejsca zdając sobie sprawę, że i on i Marcel powinni ją na razie zostawić w spokoju. Musieli dać jej czas, trochę przestrzeni. Odwrócił się w stronę blondyna w końcu przenosząc na niego całą swoją uwagę. Tym razem nie obdarowywszy go gniewem. - Nigdy nie uznawałem się za lepszego od was Marcel, ale nie jestem święty. Wciąż myślę, że postąpiłaś nie w porządku, ale ja powinienem najpierw porozmawiać o tym z nią, a później z tobą. Normalnie, a nie tak... - Wtedy to nie skończyłoby się może w ten sposób. - Za to przepraszam. - Mówił szczerze choć ciężko przechodziło mu to przez gardło. She miała racje. Zawsze miała. Chciał obronić jej honoru, ale tu też chodziło o jego zazdrość i męską dumę. Samolub.
Zbył Steffena i jego słowa. Nawet nie wiedział o co chodziło, a Aidan nie miał najmniejszej ochoty komukolwiek przybliżać swojego punktu widzenia. Nie umawiał się z nią, to fakt. Nie mylili się myśląc o nim jak o tchórzu. Chciał to zmienić. Ba! Nawet miał nadzieję, że to właśnie nastąpi dziś. Zebrał się już w sobie. Znalazł brakującą mu odwagę. No ale wyszło jak wyszło, a teraz jeszcze to. Chciał bronić jej honoru, ale jej widok w objęciach kogoś innego dodatkowo go "zmotywował" do takiej, a nie innej reakcji. Nigdy nie chciał ujrzeć jej w taki sposób. Z kimś innym obdarowywszy się czułościami. Nie bronił jej jednak być z Marcelem. Złamałoby mu to serce, był o tym przekonany, nie o jego tu jednak chodziło, a o nią i jej szczęście. Jeśli to Marcel miałby jej je dać to nie miał najmniejszego zamiaru stać na ich drodze. Był to jednak scenariusz z jego koszmarów.
Jego spojrzenie odnalazło rude pukle włosy. - Nela czy ty mogłabyś... - Posłał błagające spojrzenie w stronę Nelki mając nadzieję, że ta zrozumie co miał na myśli. She nie powinna być teraz sama. Każda część jego ciała chciała za nią pobiec, wyjaśnić, znów przeprosić, a nawet błagać o wybaczenie, nie ruszył się jednak z miejsca zdając sobie sprawę, że i on i Marcel powinni ją na razie zostawić w spokoju. Musieli dać jej czas, trochę przestrzeni. Odwrócił się w stronę blondyna w końcu przenosząc na niego całą swoją uwagę. Tym razem nie obdarowywszy go gniewem. - Nigdy nie uznawałem się za lepszego od was Marcel, ale nie jestem święty. Wciąż myślę, że postąpiłaś nie w porządku, ale ja powinienem najpierw porozmawiać o tym z nią, a później z tobą. Normalnie, a nie tak... - Wtedy to nie skończyłoby się może w ten sposób. - Za to przepraszam. - Mówił szczerze choć ciężko przechodziło mu to przez gardło. She miała racje. Zawsze miała. Chciał obronić jej honoru, ale tu też chodziło o jego zazdrość i męską dumę. Samolub.
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czuła ulgę, kiedy milczał, słuchając jej tylko. To był dobry znak, dawał nadzieję, że konflikt ucichł i miał stać się tylko przykrym wspomnieniem, które z czasem pójdzie całkowicie w niepamięć. Tonąc w tych ciemnych tęczówkach, wiedziała, że jest na swoim miejscu, blisko niego. Nie chciała, aby przepraszał za wszystko, za każde gorzkie słowo, jakie rzucił w gniewie. Wystarczyła świadomość, że żałował i rozumiał, bo tego zrozumienia potrzebowała ponad wszystko. Nic więcej się nie liczyło, nawet urażona duma, miała z czasem przestać dokuczać. Może w innych okolicznościach, pałając złością równą tej okazanej przez niego, niewzruszenie chciałaby, aby kajał się długo, ale nie dziś.
Przymknęła na moment powieki, czując to lekkie muśnięcie ust na policzku. Odchyliła się minimalnie pod naporem znajomych warg, łapiąc jego spojrzenie i nie kryjąc zaskoczenia. Nie pozostała bierna, sycąc się tym momentem, tym namiętnym pocałunkiem i ramionami zamykającymi ją w potrzasku. Cofała się powoli, krok za krokiem, na oślep. Ciekawość jednak wzięła górę, bo pocałunek smakował krwią, której nieduża ilość pozostała na jego ustach.- Neala? – uniosła brew, zdecydowanie nie tego się spodziewając.- Ta mała, rudowłosa i niepozorna? – upewniła się w tej krótkiej chwili na oddech. Uśmiechnęła się lekko, gdy przytaknął na rzucony prędko pomysł. Nie zwróciła szczególnej uwagi, kiedy kurtka wylądowała na ziemi, zbyt skupiona na nim, a przynajmniej do pewnego momentu. Przerwała, zwabiona dźwiękiem z góry.
Uniosła spojrzenie na szczyt schodów, dostrzegając na stopniach zapłakaną Doe.
- Sheila... co się stało? - rzuciła zdziwiona. Spojrzała zaraz na Jamesa, chociaż nie spodziewała się, że wiedział cokolwiek. W końcu ostatnie minuty spędzili razem.- Pójdziesz na górę zobaczyć, co się tam wyczynia? – spytała, muskając palcami jego policzek i skradając szybki pocałunek. Najchętniej poszłaby sama, ale nie chciała zostawiać młodszej. Cicho liczyła, że ktoś jeszcze zejdzie tutaj za Sheilą.
Przymknęła na moment powieki, czując to lekkie muśnięcie ust na policzku. Odchyliła się minimalnie pod naporem znajomych warg, łapiąc jego spojrzenie i nie kryjąc zaskoczenia. Nie pozostała bierna, sycąc się tym momentem, tym namiętnym pocałunkiem i ramionami zamykającymi ją w potrzasku. Cofała się powoli, krok za krokiem, na oślep. Ciekawość jednak wzięła górę, bo pocałunek smakował krwią, której nieduża ilość pozostała na jego ustach.- Neala? – uniosła brew, zdecydowanie nie tego się spodziewając.- Ta mała, rudowłosa i niepozorna? – upewniła się w tej krótkiej chwili na oddech. Uśmiechnęła się lekko, gdy przytaknął na rzucony prędko pomysł. Nie zwróciła szczególnej uwagi, kiedy kurtka wylądowała na ziemi, zbyt skupiona na nim, a przynajmniej do pewnego momentu. Przerwała, zwabiona dźwiękiem z góry.
Uniosła spojrzenie na szczyt schodów, dostrzegając na stopniach zapłakaną Doe.
- Sheila... co się stało? - rzuciła zdziwiona. Spojrzała zaraz na Jamesa, chociaż nie spodziewała się, że wiedział cokolwiek. W końcu ostatnie minuty spędzili razem.- Pójdziesz na górę zobaczyć, co się tam wyczynia? – spytała, muskając palcami jego policzek i skradając szybki pocałunek. Najchętniej poszłaby sama, ale nie chciała zostawiać młodszej. Cicho liczyła, że ktoś jeszcze zejdzie tutaj za Sheilą.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Przytaknął krótko. Tak, Neala. Nie wspomniał o tym, ze sam sie o to prosił. W jego uszach brzmiało bardziej wstydliwie od tego. Oddał sie temu. Rosnącemu napięciu, uczuciu, fali ciepła. Niechętnie odrywając sie, by spojrzeć na siostrę. Była zła, w oczach miała łzy. Nie, nie, nie. Nie teraz. Wiedział, ze musiał cos zrobic, zareagować. Nakopać temu kto doprowadził ja so tego stanu, ale wlasnie alkohol i ciepło rozgrzewało go od środka.
Spojrzał na Eve błagalnie.
[- A moge nie? - odnalazł jej wargi znow, czerwona szminkę miał rozmazana na własnych ustach. - Tu mi… dobrze - szepnął miedzy pocałunkami, obejmując ja znow ciasno. - Zajmę sie tym… za chwile… - te słowa skierował jak wytłumaczenie do siostry, nie ignorował jej, ale nie był w stanie sie temu oprzeć.
Spojrzał na Eve błagalnie.
[- A moge nie? - odnalazł jej wargi znow, czerwona szminkę miał rozmazana na własnych ustach. - Tu mi… dobrze - szepnął miedzy pocałunkami, obejmując ja znow ciasno. - Zajmę sie tym… za chwile… - te słowa skierował jak wytłumaczenie do siostry, nie ignorował jej, ale nie był w stanie sie temu oprzeć.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Uniósł jedną brew, kiedy nagle między nimi objawił się Steffen. Zatrzymał na nim ciskające gromy spojrzenie, bo przecież dopiero co go szukał - szukał i obiecał mu porządnie wpieprzyć za tę szopkę. Ale jego słowa odwróciły od tego całkiem uwagę; co ty pieprzysz, Steffen? Jakie umawiać? Zagrodził mu drogę, kiedy zaprosił Sheilę na cholerny spacer! Nie zdążył mu odpowiedzieć, bo głos zabrała Sheila, przepełniona rozpaczą i podstawiona pod murem. Przez Aidana. Nie widział swojej winy, przecież milczał. Przeniósł na niego wzrok, kiedy go upomniała, ale to małe zwycięstwo nie przyniosło mu żadnej radości. Wychodziła, nie spodziewał się niczego innego odkąd ten palant zalazł im drogę. Odprowadził ją spojrzeniem, po chwili przenosząc je na Steffena, nie odpowiadając nic na jego uwagę - znów ciskając w niego gromy.
- I co? Jesteś z siebie teraz zadowolony? - zapytał Aidana, kątem oka spoglądając na niego. Jego przeprosiny nie miały w sobie nic ze szczerości. Robił to, bo Sheila mu kazała. Takie słowa nie miały dla niego żadnej wartości. Sam nie zamierzał go za nic przepraszać, nie poczuwał się. Nie miał za co. Aidan tak naprawdę osiągnął sukces, zrywając jego kontakt z dziewczyną. - Chrzań się - odpowiedział krótko. - Ona wie, co robić - dodał, podnosząc głos tak, by Neala mogła go usłyszeć i nie musiała odpowiadać Aidanowi. Była przyjaciółką Sheili. Nie musiał jej rozkazywać, prosić, nie robiła tego w jego imieniu. Robiła to dla niej. Moore rościł sobie prawa do czegoś, czego nie posiadał. I denerwował go tym. Przez chwilę jeszcze patrzył na Aidana, gniewnie, potem na Steffena, który kazał mu pójść za Sheilą, po czym gwałtownie odepchnął się od ściany, o którą wciąż się opierał i opuścił pokój, zamierzając ruszyć w stronę schodów.
- I co? Jesteś z siebie teraz zadowolony? - zapytał Aidana, kątem oka spoglądając na niego. Jego przeprosiny nie miały w sobie nic ze szczerości. Robił to, bo Sheila mu kazała. Takie słowa nie miały dla niego żadnej wartości. Sam nie zamierzał go za nic przepraszać, nie poczuwał się. Nie miał za co. Aidan tak naprawdę osiągnął sukces, zrywając jego kontakt z dziewczyną. - Chrzań się - odpowiedział krótko. - Ona wie, co robić - dodał, podnosząc głos tak, by Neala mogła go usłyszeć i nie musiała odpowiadać Aidanowi. Była przyjaciółką Sheili. Nie musiał jej rozkazywać, prosić, nie robiła tego w jego imieniu. Robiła to dla niej. Moore rościł sobie prawa do czegoś, czego nie posiadał. I denerwował go tym. Przez chwilę jeszcze patrzył na Aidana, gniewnie, potem na Steffena, który kazał mu pójść za Sheilą, po czym gwałtownie odepchnął się od ściany, o którą wciąż się opierał i opuścił pokój, zamierzając ruszyć w stronę schodów.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Ups. Pomyślałam, kiedy She podniosła głos. Czyli impreza chyba jednak zmieniła się całkiem w chaos. Właściwie chyba nie do końca wiedziałam co się działo, przeniosłam wzrok od jednego do drugiego milcząco. To zimno trochę, troszeczkę mnie otrzeźwiło wkładając sobie kawałek czegoś słodkiego do ust zmarszczyłam rude brwi.
- C-co? - zapytałam zaskoczona piosenką Leona, kiedy pojawił się obok przekrzywiając głowę. W kolejną sprzeczkę na razie nie ingerując. Jeszcze znów musiałabym kogoś zdzielić, a bolała mnie już ręka. Dotarło do mnie, jak Sheila wyjscie postanowiła. Podniosłam się z kucka zrzucając z ramion koc, który rzuciłam na Thomasa, potem wcisnęłam mu w ręce talerz. - Masz. - powiedziałam tylko krótko. Zrobiłam krok słysząc słowa Aidana odwróciłam głowę, żeby mu odpowiedzieć, a zaraz odezwał się też Marcel.
- Czy wyście wszyscy powariowali? - zapytałam unosząc zaczerwionioną rękę. Zawinęłam ją w pięść w formie groźby. I przyspieszyłam. - She, zaczekaj. - zawołałam za nią w kilku krokach dobiegając do niej i obejmując gdzieś przy schodach. Zatrzymałam się dostrzegając Eve i Jamesa. - Idzjemy na spacer. - odpowiedziałam zamiast Sheili, tą obejmując lekko. Dopiero kolejne poczynania Jamesa sprawiły, że zaczerwieniłam się, ale nie zamierzałam się obejść. Mąż żonę całuje czasem. Mąż.. Żonę.. Pokręciłam głową żeby się doprowadzić do porządku. Zostaw to, Nela teraz. Zeskoczyłam ze stopni odrobinę chwiejnie. Przechodząc w poszukiwaniu kurtek. Tym razem zamierzałam jedną wziąć. - Wiesz, że chyba widziałam w ogrodzie nieśmiałka? Albo to była zwykła gałąź - zwróciłam się do przyjaciółki, chcąc zająć ją czymś innym niż myśli o tej całej katastrofie. Jednej po drugiej. Zastanawiając się głośno nad inną możliwością. Uniosłam łagodnie wargi do góry odnajdując w końcu jej kurtkę, którą wyciągnęłam ku niej.
- C-co? - zapytałam zaskoczona piosenką Leona, kiedy pojawił się obok przekrzywiając głowę. W kolejną sprzeczkę na razie nie ingerując. Jeszcze znów musiałabym kogoś zdzielić, a bolała mnie już ręka. Dotarło do mnie, jak Sheila wyjscie postanowiła. Podniosłam się z kucka zrzucając z ramion koc, który rzuciłam na Thomasa, potem wcisnęłam mu w ręce talerz. - Masz. - powiedziałam tylko krótko. Zrobiłam krok słysząc słowa Aidana odwróciłam głowę, żeby mu odpowiedzieć, a zaraz odezwał się też Marcel.
- Czy wyście wszyscy powariowali? - zapytałam unosząc zaczerwionioną rękę. Zawinęłam ją w pięść w formie groźby. I przyspieszyłam. - She, zaczekaj. - zawołałam za nią w kilku krokach dobiegając do niej i obejmując gdzieś przy schodach. Zatrzymałam się dostrzegając Eve i Jamesa. - Idzjemy na spacer. - odpowiedziałam zamiast Sheili, tą obejmując lekko. Dopiero kolejne poczynania Jamesa sprawiły, że zaczerwieniłam się, ale nie zamierzałam się obejść. Mąż żonę całuje czasem. Mąż.. Żonę.. Pokręciłam głową żeby się doprowadzić do porządku. Zostaw to, Nela teraz. Zeskoczyłam ze stopni odrobinę chwiejnie. Przechodząc w poszukiwaniu kurtek. Tym razem zamierzałam jedną wziąć. - Wiesz, że chyba widziałam w ogrodzie nieśmiałka? Albo to była zwykła gałąź - zwróciłam się do przyjaciółki, chcąc zająć ją czymś innym niż myśli o tej całej katastrofie. Jednej po drugiej. Zastanawiając się głośno nad inną możliwością. Uniosłam łagodnie wargi do góry odnajdując w końcu jej kurtkę, którą wyciągnęłam ku niej.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Siedział spokojnie pod kocem, nie chcąc się tak przy wszystkich męczyć ze spodniami. I tak był już ośmieszony, teraz po prostu mógł zachować twarz, tylko udając, że taki był plan od początku. W końcu dzisiaj był tym odpowiedzialnym. Nawet jeśli drzwi się nim załamały.
Obserwował sprzeczkę, do której doszło, nie mając już ochoty się w nie angażować. Za to przejął alkohol od Castora, oddając mu okulary. Cóż, takiej wymiany mógł dokonać.
- Nic. Ciepło było - potwierdził swoją wersję, kiedy Nelka zapytała. Uśmiechnął się jednak zaraz, widząc jedzenie. Cóz, łatwo było go nim przekupić...
- Chcesz pod koc? - zapytał spokojnie, oferując. Uśmiechnął się też do Leona, zerkając w stronę Sheili. I Marcel, i Aidan sobie trochę nagrabili, a to że sam na to zerkał...
Westchnął, chcąc w końcu wstać i ruszyć za siostrą, ale Nelka go uprzedziła. Zamiast tego skierował wzrok na Leona, podając mu butelkę z winem.
- Nie ma dobrej imprezy bez bójki, prawda Castor? - rzucił zaraz, posyłając szeroki uśmiech do puchona. - Szlachta ma jakieś imprezy w ogóle? Czy jakieś bale tylko?
Obserwował sprzeczkę, do której doszło, nie mając już ochoty się w nie angażować. Za to przejął alkohol od Castora, oddając mu okulary. Cóż, takiej wymiany mógł dokonać.
- Nic. Ciepło było - potwierdził swoją wersję, kiedy Nelka zapytała. Uśmiechnął się jednak zaraz, widząc jedzenie. Cóz, łatwo było go nim przekupić...
- Chcesz pod koc? - zapytał spokojnie, oferując. Uśmiechnął się też do Leona, zerkając w stronę Sheili. I Marcel, i Aidan sobie trochę nagrabili, a to że sam na to zerkał...
Westchnął, chcąc w końcu wstać i ruszyć za siostrą, ale Nelka go uprzedziła. Zamiast tego skierował wzrok na Leona, podając mu butelkę z winem.
- Nie ma dobrej imprezy bez bójki, prawda Castor? - rzucił zaraz, posyłając szeroki uśmiech do puchona. - Szlachta ma jakieś imprezy w ogóle? Czy jakieś bale tylko?
Czy wyglądał na zadowolonego? Nigdy, nigdy nie chciał jej skrzywdzić, zranić, sprawić jej przykrość. Ten widok łamał mu serce bardziej, niż zobaczenie jej u boku Marcela. Krzyczał na siebie w myślach mając teraz szczerą ochotę uderzyć samego siebie za to co zrobił. Zacisnął pięści słysząc kolejne słowa Marcela, wciąż jednak gniew kierując na siebie samego, aniżeli na niego. - Oczywiście, że wie. - Stwierdził przewracając oczami. Nelka była przyjaciółką Sheili, była dobra i bardziej spostrzegawcza i mądrzejsza niż mogłoby się komukolwiek wydawać. od kiedy jednak przyszedł na górę był całkowicie skupiony na Marcelu, później zaś na Sheili, więc ciężko było mu stwierdzić w jakim stanie jest teraz rudowłosa. Postanowił więc poprosić. POPROSIĆ. Nie rozkazywać. Ze skruchą spojrzał na Nelkę cicho się z nią zgadzając. Faktycznie powariowali...
Myśl, że Sheila nie będzie sama nieco go uspokoiła. Nie chciał tego tak zostawiać, jej tak zostawiać, wiedział jednak, że tylko pogorszy sytuacje idąc teraz za nią. To samo powinien wiedzieć Marcel, który właśnie kierował się za Nelcią w stronę schodów. - Skoro nie widzisz żadnego problemu nie zapomnij wspomnieć o tym Jamesowi. - Na pewno będzie zachwycony. W porównaniu do Tomka on by się tym na pewno przejął, ale co jeśli... co jeśli Marcel faktycznie miał poważne plany wobec Sheili? Przyjaźnili się z Jamesem, może już o tym nawet rozmawiali? Może dostał zgodę, aby zalecać się do Sheili, a po prostu Moore nie miał o tym żadnego pojęcia? tym razem nie zatrzymał blondyna wyłącznie odprowadzając go wzrokiem. - Idę sprzątać. - Wymamrotał pod nosem nie patrząc już na nikogo i wchodząc po powalonych drzwiach do pokoju faktycznie biorąc się za porządki myśląc tylko o tym jak źle postąpił, o niej i jej zapłakanej, zranionej twarzy i o tym, że mógł się jednak spóźnić...
Myśl, że Sheila nie będzie sama nieco go uspokoiła. Nie chciał tego tak zostawiać, jej tak zostawiać, wiedział jednak, że tylko pogorszy sytuacje idąc teraz za nią. To samo powinien wiedzieć Marcel, który właśnie kierował się za Nelcią w stronę schodów. - Skoro nie widzisz żadnego problemu nie zapomnij wspomnieć o tym Jamesowi. - Na pewno będzie zachwycony. W porównaniu do Tomka on by się tym na pewno przejął, ale co jeśli... co jeśli Marcel faktycznie miał poważne plany wobec Sheili? Przyjaźnili się z Jamesem, może już o tym nawet rozmawiali? Może dostał zgodę, aby zalecać się do Sheili, a po prostu Moore nie miał o tym żadnego pojęcia? tym razem nie zatrzymał blondyna wyłącznie odprowadzając go wzrokiem. - Idę sprzątać. - Wymamrotał pod nosem nie patrząc już na nikogo i wchodząc po powalonych drzwiach do pokoju faktycznie biorąc się za porządki myśląc tylko o tym jak źle postąpił, o niej i jej zapłakanej, zranionej twarzy i o tym, że mógł się jednak spóźnić...
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Już nawet nie wiedziała, co czuć – spojrzenie ostatecznie przeniosła ze schodów na znajdujących się w okolicy Jamesa i Eve. Wydawało się, że powoli się godzą, a co za tym szło, wydawało się również, że James niezbyt chętny jest odrywać się od czegokolwiek. Spojrzała na Eve i pokręciła jedynie głową, nie chcąc opowiadać już więcej o tej sytuacji skoro miałaby nagle im przeszkadzać, za to ostatecznie kierując się w stronę ogrodu. Słyszała, że ktoś za nią podąża i w pierwszej chwili mając ochotę łypać na tego kogosia, ale okazało się, że to Neala i jej spojrzenie złagodniało.
- Nelcia…to…chcesz pokazać mi tego gałęzią? Jak to nieśmiałek to może go złapiemy? – Wyciągnęła dłoń w kierunku przyjaciółki, łapiąc ją ostrożnie i ściskając mocno. – Jak się bawisz, Nelciu…pewnie przeważnie to jednak spokojniej, prawda?
Rzuciła jeszcze spojrzenie Eve, wyrażające całkowitą wdzięczność za jej chęć interwencji, ale na ten moment wyglądało, że raczej nic z podwónej interwencji.
- Ci wszyscy chłopcy to chyba przestali myśleć dziś głową z wybiciem północy, nie sądzisz?
- Nelcia…to…chcesz pokazać mi tego gałęzią? Jak to nieśmiałek to może go złapiemy? – Wyciągnęła dłoń w kierunku przyjaciółki, łapiąc ją ostrożnie i ściskając mocno. – Jak się bawisz, Nelciu…pewnie przeważnie to jednak spokojniej, prawda?
Rzuciła jeszcze spojrzenie Eve, wyrażające całkowitą wdzięczność za jej chęć interwencji, ale na ten moment wyglądało, że raczej nic z podwónej interwencji.
- Ci wszyscy chłopcy to chyba przestali myśleć dziś głową z wybiciem północy, nie sądzisz?
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Była prawie pewna, że zadbanie o siostrę będzie dla Jamesa ważniejsze, ale chyba nie doceniła, jak mocno zmienił jego nastawienie wypity alkohol. Złapała to błagalne spojrzenie i może dlatego przez moment podporządkowała się temu, co chciał. Odwzajemniła pocałunek, każdy jeden, ale w końcu odwróciła lekko głowę, aby to przerwać.- Jimmy.- szepnęła łagodnie, przechylając się nieco, by usta znalazły się przy jego uchu.- Przestań, nie teraz.- jej dłonie powoli przesunęły się po jego klatce piersiowej, by odsunąć go, jeśli nadal nie będzie chętny do współpracy.- Później wynagrodzę ci każdą straconą minutę.- dodała szeptem, opierając się policzkiem o jego. Skoro najwyraźniej proces myślowy zachodził teraz trochę inaczej, skupiając się w innym narządzie niż powinien... liczyła, może naiwnie, że obietnicą uda jej się zmotywować chłopaka do zmiany priorytetów na parę minut. Odchyliła się trochę, żeby spojrzeć na niego i uśmiechnęła delikatnie, widząc czerwień na jego ustach.- To zdecydowanie nie twój kolor.- rzuciła żartobliwie.- Zetrzyj szminkę- dopowiedziała, gdyby nie zrozumiał o co jej chodzi. Sama przetarła grzbietem dłoni własne usta, by pozbyć się resztki, która się ostała, najpewniej nie mniej rozmazana. Wywinęła się z ramion Jamesa i dopiero wtedy odwróciła głowę w kierunku Neali, gdy ta już chwilę wcześniej pojawiła się parę kroków za Sheilą i odpowiedziała za szwagierkę. Milczała, chociaż na usta cisnęło się pytanie; Przez kogo płakała i dlaczego?
Złapała na chwilę spojrzenie młodej Doe, ale nie zatrzymywała dziewczyn. Najwyraźniej coraz więcej osób potrzebowało oddechu i spokoju, jaki oferował ogród. Obejrzała się raz jeszcze na szczyt schodów, zastanawiając, co musiało się tam dziać.
Złapała na chwilę spojrzenie młodej Doe, ale nie zatrzymywała dziewczyn. Najwyraźniej coraz więcej osób potrzebowało oddechu i spokoju, jaki oferował ogród. Obejrzała się raz jeszcze na szczyt schodów, zastanawiając, co musiało się tam dziać.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Miej trochę zachamowań, Thomas. - mruknęłam wydymając wargi, jeszcze jak na górze byłam na Thomasa, który oczywiście ich nie miał. Tak jak wtedy kiedy te tańce były. - Zapomnij. - dodałam jeszcze na odchodne, chwilę przed tym jak pięścią groziłam Marcelowi i Aidanowi.
- Dokładnie. - potwierdziłam już na dole, nie skupiając się na tym co się działo. Na innym, poza Sheilą wierząc, że to zajmie jej myśli na chwilę dłużej. - Oh, hm? Możemy spróbować, ale trochę mi się ten… - zaczęłam, oddając uścisk, kiedy złapała za moją dłoń.
- Wiesz co She, na niewielu byłam, ale zaczynam poważnie myśleć, że przynoszę jakieś fatum na tego typu okazje. Na potańcówce z Anne też była afera. - powiedziałam marszcząc brwi. Zaraz rozszerzyłam oczy w zdumieniu, jakby coś do mnie dotarło. - Może jestem PRZEKLĘTA! - ostatnie słowo wydobyło się wyższym, odrobnę piskliwym głosem pełnym niedowierzenia i przerażenia. Co, jeśli rzeczywiście? Byłyśmy już przy drzwiach wyjściowych kiedy odwróciłam jeszcze głowę spoglądając na Eve. - Chcesz iść z nami? - zapytałam, uprzedzając jakiekolwiek słowa o tym Jamesa spojrzałam na niego wskazując palcem. - Ty nie. - zadecydowałam od razu. Same dziewczyny, to z pewnością miało być mniej tych kłótni z niczego. Słowa She sprawiły że zwróciłam znów na nią uwagę marszcząc na krótką chwilę brwi.
- She, a co jeśli, oni zawsze tak mieli tylko skrywali to doszczętnie? - na filozofowanie mnie wzięło jakoś widocznie zadumałam się nad tematem który właśnie poruszyłyśmy.
- Dokładnie. - potwierdziłam już na dole, nie skupiając się na tym co się działo. Na innym, poza Sheilą wierząc, że to zajmie jej myśli na chwilę dłużej. - Oh, hm? Możemy spróbować, ale trochę mi się ten… - zaczęłam, oddając uścisk, kiedy złapała za moją dłoń.
- Wiesz co She, na niewielu byłam, ale zaczynam poważnie myśleć, że przynoszę jakieś fatum na tego typu okazje. Na potańcówce z Anne też była afera. - powiedziałam marszcząc brwi. Zaraz rozszerzyłam oczy w zdumieniu, jakby coś do mnie dotarło. - Może jestem PRZEKLĘTA! - ostatnie słowo wydobyło się wyższym, odrobnę piskliwym głosem pełnym niedowierzenia i przerażenia. Co, jeśli rzeczywiście? Byłyśmy już przy drzwiach wyjściowych kiedy odwróciłam jeszcze głowę spoglądając na Eve. - Chcesz iść z nami? - zapytałam, uprzedzając jakiekolwiek słowa o tym Jamesa spojrzałam na niego wskazując palcem. - Ty nie. - zadecydowałam od razu. Same dziewczyny, to z pewnością miało być mniej tych kłótni z niczego. Słowa She sprawiły że zwróciłam znów na nią uwagę marszcząc na krótką chwilę brwi.
- She, a co jeśli, oni zawsze tak mieli tylko skrywali to doszczętnie? - na filozofowanie mnie wzięło jakoś widocznie zadumałam się nad tematem który właśnie poruszyłyśmy.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie docierało do niego za wiele, krew wrzała. Każdy kolejny pocałunek wzmagał głód coraz silniej, całował bez krzty przyzwoitości, za nic mając konwenanse i dziewczęta. Alkohol robił swoje, był rozluźniony i złakniony po tym wszystkim ciepła, czułości, upustu emocji. Ale kiedy Eve go wycofała i kazała mu się zatrzymać, spojrzał na nią zdziwiony i bez zrozumienia, jakby właśnie w barbarzyński sposób równała jego uczucia z ziemią. Tak, dokładnie tak było. Obrócił się przez ramię, spoglądając na siostrę, przed którą będzie mu wstyd zapewnię rano) i Nealę, na którą chwilę patrzył w bezruchu, a kiedy powrócił spojrzeniem do własnej żony, na jej słowa uniósł, a zaraz za nimi ręce w geście kapitulacji:
—Teraz już nie chcę — odpowiedział cierpko, wycofując się z uniesionymi brwiami. Jego męska duma dawno nie ucierpiała tak bardzo. Już bez słowa wspiął się na schody, niezgrabnym ruchem dłoni ścierając z ust czerwoną pomadkę. — Dokąd idziesz? Idziemy na górę, dziewczyny nas nie chcą tam — Nas. Nie masz tam czego szukać Marcel. Złapał przyjaciela, zawieszając rękę na ramieniu i pociągnął go z powrotem na górę, do pokoju z wykuszem na ogród.
—Teraz już nie chcę — odpowiedział cierpko, wycofując się z uniesionymi brwiami. Jego męska duma dawno nie ucierpiała tak bardzo. Już bez słowa wspiął się na schody, niezgrabnym ruchem dłoni ścierając z ust czerwoną pomadkę. — Dokąd idziesz? Idziemy na górę, dziewczyny nas nie chcą tam — Nas. Nie masz tam czego szukać Marcel. Złapał przyjaciela, zawieszając rękę na ramieniu i pociągnął go z powrotem na górę, do pokoju z wykuszem na ogród.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie zapomnij wspomnieć o tym Jamesowi. O czym niby, o tym, że jesteś palantem? A pewnie, że nie zapomnę. A pewnie, że nie. Nie zrobił przecież niczego złego. U szczytu schodów wsparł się przedramionami o balustradę, spoglądając na znikające w drzwiach dziewczyny, jak przez mgłę słysząc przerażone jestem przeklęta. Zamrugał parę razy, usiłując odnaleźć własną trzeźwość: czy tamtej nocy James nagadał jej coś jeszcze o klątwach? Niewiele pamiętał, większość czasu przespał. Próbował odnaleźć wzrokiem przyjaciela, był tam, z Eve. Wróciła. Może dobrze, że nie poszedł za nim.
- Mieliśmy iść zapalić - odpowiedział Jamesowi, kiedy do niego podszedł. Nie oponował przed jego ramieniem, zawieszając na nim własne. - Chodźmy tam - zepchnął go od pokoju, do którego prowadził go James, z progu zabierając butelkę Mocarza, którą pił parę chwil temu. Skinął głową przed siebie, na inny pokój. Nie miał pojęcia jaki, okazał się sypialnią. Jego konfrontacja z Aidanem w tej chwili mogłaby być niepomyślna, ten skarżypyta już zaczął wołać Jima. - Aidan będzie narzekał na dym - oznajmił ze zdecydowaniem, pociągając łyk Mocarza z gwinta i przekazując butelkę Jamesowi. - Gdzie one poszły? - Dziewczyny, był tam, chyba słyszał.
- Mieliśmy iść zapalić - odpowiedział Jamesowi, kiedy do niego podszedł. Nie oponował przed jego ramieniem, zawieszając na nim własne. - Chodźmy tam - zepchnął go od pokoju, do którego prowadził go James, z progu zabierając butelkę Mocarza, którą pił parę chwil temu. Skinął głową przed siebie, na inny pokój. Nie miał pojęcia jaki, okazał się sypialnią. Jego konfrontacja z Aidanem w tej chwili mogłaby być niepomyślna, ten skarżypyta już zaczął wołać Jima. - Aidan będzie narzekał na dym - oznajmił ze zdecydowaniem, pociągając łyk Mocarza z gwinta i przekazując butelkę Jamesowi. - Gdzie one poszły? - Dziewczyny, był tam, chyba słyszał.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 11
'k20' : 11
— Mówisz, kurwa, poważnie? – spojrzał na niego tak: śmiertelnie poważnie. — To było jakieś trzy godziny temu. Co robiłeś ten czas? — Dupa mu zmarzła. Miał rozdartą koszulę, włosy dopiero zaczynała odtajać, a kryształki lodu topnieć mu na włosach. Chciał już krzyknąć: cześć frajerzy, otwierał usta, ale zachwiał się na zakręcie, ale przyjaciel pociągnął go i dzięki ramieniu miał odpowiednie wsparcie. Podparcie. — Aidan. Aidan będzie narzekał na dym. Na dym. — Powtórzył po nim, analizując bardzo dokładnie jego słowa w głowie. Zamrugał kilkukrotnie, po czym spojrzał na Marcela wzrokiem: I co z tego?????????? Czegoś nie załapał. Od kiedy przejmowali się Aidanem. — O co chodzi z Aidanem? Aaaaaaaaaaaaach — mruknął przytomnie, klepiąc go w ramię, uwalniając się z uścisku. Przymknął drzwi za nimi, wewnątrz było wystarczająco jasno — do środka dobiegało światło z latarni ulicznych i księżyca. Paliła się tez świeca, Castor i Finley musieli zostawić... Łóżko było pogniecione. — Czy on się przystawiał do mojej siostry? — spytał, zerkając na kumpla. — Czy on ją dotykał? — Nie pamiętał za dobrze, był zaaferowany obłapianiem przez Castora jego żony. Żony, która teraz miała swoje babskie sprawki. Niech sobie idzie, droga wolna. — Poszły polować na nieśmiałki i pleść z nich wianki — mruknął, podchodząc do jednej z szafek, by ją otworzyć. Może właściciele mieli tu coś ciekawego. Odebrał od Marcela butelkę i upił łyk. Pokaźny.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nowy rok 57/58
Szybka odpowiedź