Nowy rok 57/58
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dolina Godryka
Dom Bathildy Bagshot Nowy Rok 1957/58 Sylwestrowa zabawa - goście z domu Bathildy Bagshot.
Szafka zniknięć
Sufit pełen gwiazd
Efekty mocarza
Szafka zniknięć
- Efekty kadzidła:
Aby umilić odpoczynek i wzmocnić nastrój w pomieszczeniu Steffen i James postanowili dodać pokojowi nieco magii. Dawny gabinet profesor Bagshot został przyciemniony — nie paliły się w nim żadne świece, nie docierało także światło z zewnątrz. Jedynym źródłem blasku były drobniutkie, iskrzące na suficie gwiazdy. Migoczące, bezchmurne niebo było prostą sztuczką, ale każdy kto zdecydował się położyć na śpiworach i odpocząć, wdychając dym z kadzideł mógł zobaczyć, że gwiazdy na niebie poruszały się, przybierając rozmaite kształty, budując opowiadane Steffenowi przez Jamesa cygańskie historie.
Aby sprawdzić, co pokazuje niebo nad głowami należy rzucić kością k6.
- Historie na nieboskłonie:
Efekty mocarza
- Efekty:
1. Alkohol mocno pali w gardło, tak bardzo, że nie jesteś w stanie wytrzymać i musisz go czymś popić. Wydaje ci się, że sięgnięcie po wodę jest dobrym pomysłem, jednak w pośpiechu i emocjach mylisz szklanki i wypijasz gin do dna, co przyprawia cię o mdłości. Jest jest to początek imprezy i nie zdążyłeś wypić zbyt dużo odbije się to tylko okropnym bólem głowy na drugi dzień. Jeśli jesteś już pijany, zachce ci się wymiotować...
2. Możliwe, że Marcel pomylił zaklęcia i chcąc przyspieszyć proces dochodzenia owoców w alkoholu i cukrze rzucił coś zupełnie niechcąco. Twój kieliszek zdaje się nie tracić swojej zawartości, a ty pijesz i pijesz, nie możesz przestać. Kiedy już jesteś w stanie przyjąć w siebie drinka i odsuwasz go od siebie, kieliszek wciąż jest pełny, jego zawartość wylewa ci się na strój, mocząc go z przodu całkowicie. Przyda ci się trochę zimnego powietrza i dużo wody, inaczej zaliczysz solidnego zgona.
3. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
4. Już po uwarzeniu alkoholu, kiedy nabrał swojego koloru, James postanowił zmienić jego barwę na jakąś przyjemniejszą i mniej kojarzącą się ze szczynami. Jego próba okazała się bezskuteczna - przynajmniej wtedy. Teraz, kiedy spojrzysz na zawartość szkła alkohol zmieni przypadkiem kolor, na taki który będzie ci się bardzo źle kojarzył. Jeśli jednak zaryzykujesz i wypijesz Mocarza do dna, zrozumiesz, że w smaku mimo ostrości jest bardzo dobry. Alkohol wprawi cię jednak w śmieszny nastrój i jeszcze przez pewien czas będziesz opowiadać ludziom sprośne lub głupie żarty.
5. Mocarz ma ostry smak i już po wypiciu zaczyna cię rozgrzewać. Możliwe, że chłopcy przesadzili z proporcjami, wlewając zbyt wiele alkoholu na tyle owoców i cukru. Nie dość, że dość szybko wpadniesz w pijacki nastrój, to jeszcze zrobi ci się bardzo gorąco. Ubrania, które masz na sobie zechcesz zdjąć, ale jeśli nie chcesz lub nie możesz tego uczynić będziesz szukać szybkiego sposobu na gwałtowną ochłodę. Kąpiel w wannie z lodowatą woda, wytarzanie się w śniegu, czy zmoczenie głowy w wiadrze może okazać się dobrym pomysłem.
6. Ponoć wystarczy jeden kieliszek, żeby przegiąć. To chyba właśnie ten kieliszek. Kiedy go wypijesz, niezależnie od tego, czy jest twoim pierwszym, czy nie, zaczynasz tracić głowę, a do tego strasznie poplącze ci się język. Wypowiedzenie prostych słów okaże się trudne, możesz seplenić i jąkać się, myląc słowa. Efekt jednak szybko z ciebie zejdzie, wystarczy kilka łyków czegoś bezalkoholowego.
7. Im mocniejszy alkohol tym silniejszy eliksir prawdy. Mocarz wyciska z ciebie wszystkie sekrety, pleciesz wszystko, co ślina przyniesie ci na język. Nie potrafisz powstrzymać się przed zwerbalizowaniem własnych myśli, nawet tych, które powinieneś lub wypadałoby zachować dla siebie. Może to tylko komplementy, może dwuznaczne propozycje — pilnuj się przez najbliższą godzinę, jeśli obawiasz się skutków.
8. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
9. Alkohol rozluźnia ciało i umysł. Wypicie jednego kieliszka pozwoli ci przełamać swoje własne bariery i przesunąć granicę na tyle, by nikt nie uznał cię za pijanego, ale na tyle, by dodać ci odwagi do robienia tego, co wcześniej wydawało ci się niemożliwe.
10. Marcel i James nie wymyli słojów, w których pędzili alkohol — nie zauważyli też, że na nich pozostały resztki warzonych przez Norę eliksirów. Alkohol po wypiciu nie wywołuje niczego, post skrzywieniem. jest mocny i choć słodki i ostatecznie przyjemny w smaku, silnie pali przełyk. Po tym jednak stajesz się znacznie atrakcyjniejszy dla pozostałych. Wydajesz się piękniejszy, bardziej urodziwy, czarujący i pociągający. Twoją zmianę może zauważyć każdy kto choć chwilę na ciebie spojrzy. Jak się okazało, Nora szykowała w słojach eliksir upiększający.
11. Alkohol jak alkohol. Jest mocny, a jego wyraźny smak pozostaje na języku i krtani dość długo. Niefortunnie zaplątało się w nim źle przecedzone źdźbło rozmarynu, które wbiło ci się w dziąsło i będzie ci przeszkadzać przez resztę wieczoru, jeśli się z nim jakoś nie uporasz.
12. Jeden kieliszek sprawił, że od razu zachciało ci się kolejnego, ale ugaszenie pragnienia w ten sposób jest złudne. Pijąc rzucasz jeszcze raz.
13. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
14. Mocarz, czy tego chcesz czy nie, zwiększył atrakcyjność ludzi wokół ciebie, niezależnie od wszystkich czynników. Nie łudź się, że życie stało się piękniejsze, alkohol po prostu zawrócił ci w głowie, wzmógł w tobie potrzebę bycia blisko innych — przytulenia, pocałowania, dotknięcia. Po prostu bycia blisko.
15. Masz ochotę zrobić coś szalonego. Nie wiesz co, ale czujesz się pobudzony i zachęcony do wzięcia udziału w czymś, o czym nigdy wcześniej byś nie pomyślał — a jeśli byś pomyślał, to zwyczajnie masz ochotę poddać temu i to zrobić. Niezależnie od tego, czy miałby to być taniec na stole, czy przytulenie nieznajomego, czujesz, że możesz żyć tą chwilą.
16. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
17. Zbyt szybkie wypicie alkoholu wywołało w tobie atak czkawki. Jest nagła i trudna do opanowania, co gorsza, przypomina czkawkę teperotabcyjną. Na szczęścia działa na niewielkie odległości i przenosi cię tylko z pokoju do pokoju przez kilka chwil. Wypicie szklanki wody przerwie ten dziwny cykl podróży.
18. Alkohol, jak każdy wie, wzmaga popęd. To stało się niezależne od ciebie, ale jedna z osób, które towarzyszyły ci w piciu na krótką chwilę wydała się atrakcyjniejsza od wszystkich pozostałych. Twoje serce zabiło szybciej, a w głowie pojawiły się kompletnie nie twoje myśli. Może to minie, może pozostanie - wiesz tylko ty.
19. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, a w takich ilościach, jak w przypadku Mocarza, zdaje się robić to bardzo wyraźnie. Twoje oczy zaczynają błyszczeć, usta wydają się pełniejsze, bardziej soczyste i miękkie, nabrzmiał krwią, a policzki lekko, zdrowo zaróżowione. O ile nie jest to któryś kieliszek z kolei nie musisz się niczym martwić.
20. Nic się nie dzieje niezwykłego, ale alkohol jest bardzo mocny. Wypicie kilku kieliszków w krótkim odstępie czasu grozi pijaństwem, a kilkunastu totalnym zgonem.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 27.12.21 21:02, w całości zmieniany 1 raz
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 19
'k20' : 19
Nie od razu odpowiedział na pytanie Jamesa - musiał sobie przypomnieć, co właściwie działo się wcześniej.
- Szukałem... okularów - odpowiedział w końcu, trochę z dumą, bo jednak sobie przypomniał. To po to Thomas tam wlazł. Nie dodał, że chodziło o okulary Castora. - A potem Thomas próbował czarować i wysadził pół pokoju. I swój rozporek, siedzi tam bez gaci. Nie, spoko, dali mu jakiś koc - Zbył ewentualny opór, Thomas ich nie potrzebował. - Cicho siedź, pomyśli że go wołasz i przyleci - syknął na niego, mając nadzieje, że Aidan pokój obok nie słyszał tych kocich nawoływań. Jeszcze sobie znów coś pomysli. Nie wiadomo co. Kiedy minęli próg, potknął się o własne nogi i wyłożył na łóżku, dopiero po chwili dostrzegając pogniecioną pościel. Zmarszczył brwi.
- Ktoś tu był? - zastanowił się na głos, na czym on właściwie leżał? Nie, na pewno mu się wydawało. Ale wtedy skrzywił się mocniej, bo cuzł coś między zębami. To ten chwast, który tam wrzucili. Może trzeba go było jednak pokroić jakoś. - Niech to - mruknął, ładując palec do ust, próbując wydłubać fragment zioła utkwiony między prawą górną dwójką a trójką, milknąć na dłuższą chwilę po pytaniu Jamesa.
- Co? Do kogo? - zapytał, kiedy poczuł, że pauza robi się zbyt długa. - O, stary, i to jak - prychnął, przypominając sobie nagle, jak go Aidan potwornie zdenerwował. Po chwili jednak urwał. Właściwie to trudno byłoby to wytłumaczyć pomijając pewne fakty, chociaż przecież nie zrobił niczego złego. - Nie, co ty - poprawił się po chwili, podciągając się do pozycji siedzącej - znowu ladując palca do ust, zioło nie chciało wyjść. - Skąd to pytanie? - Nikt nie wiedział, że się umawiali, prawda? Nikt. James tez nie?
- Serio? - zastanowił się, nie wyczuwając ironii. Leniwie zsunął się z łóżka, żeby stanąć obok Jamesa grzebiącego w cudzych rzeczach i sięgnąć dłonią po lornetkę, którą znalazł, wciskając ją w ręce Jamesa. - Powinno je być stąd widać - rzucił - chcę zobaczyć to całe polowanie. Jeśli Neala będzie równie waleczna, co kiedy cie sprała, to będzie niezłe widowisko.
- Szukałem... okularów - odpowiedział w końcu, trochę z dumą, bo jednak sobie przypomniał. To po to Thomas tam wlazł. Nie dodał, że chodziło o okulary Castora. - A potem Thomas próbował czarować i wysadził pół pokoju. I swój rozporek, siedzi tam bez gaci. Nie, spoko, dali mu jakiś koc - Zbył ewentualny opór, Thomas ich nie potrzebował. - Cicho siedź, pomyśli że go wołasz i przyleci - syknął na niego, mając nadzieje, że Aidan pokój obok nie słyszał tych kocich nawoływań. Jeszcze sobie znów coś pomysli. Nie wiadomo co. Kiedy minęli próg, potknął się o własne nogi i wyłożył na łóżku, dopiero po chwili dostrzegając pogniecioną pościel. Zmarszczył brwi.
- Ktoś tu był? - zastanowił się na głos, na czym on właściwie leżał? Nie, na pewno mu się wydawało. Ale wtedy skrzywił się mocniej, bo cuzł coś między zębami. To ten chwast, który tam wrzucili. Może trzeba go było jednak pokroić jakoś. - Niech to - mruknął, ładując palec do ust, próbując wydłubać fragment zioła utkwiony między prawą górną dwójką a trójką, milknąć na dłuższą chwilę po pytaniu Jamesa.
- Co? Do kogo? - zapytał, kiedy poczuł, że pauza robi się zbyt długa. - O, stary, i to jak - prychnął, przypominając sobie nagle, jak go Aidan potwornie zdenerwował. Po chwili jednak urwał. Właściwie to trudno byłoby to wytłumaczyć pomijając pewne fakty, chociaż przecież nie zrobił niczego złego. - Nie, co ty - poprawił się po chwili, podciągając się do pozycji siedzącej - znowu ladując palca do ust, zioło nie chciało wyjść. - Skąd to pytanie? - Nikt nie wiedział, że się umawiali, prawda? Nikt. James tez nie?
- Serio? - zastanowił się, nie wyczuwając ironii. Leniwie zsunął się z łóżka, żeby stanąć obok Jamesa grzebiącego w cudzych rzeczach i sięgnąć dłonią po lornetkę, którą znalazł, wciskając ją w ręce Jamesa. - Powinno je być stąd widać - rzucił - chcę zobaczyć to całe polowanie. Jeśli Neala będzie równie waleczna, co kiedy cie sprała, to będzie niezłe widowisko.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
— Okularów — Uniósł brwi, spoglądając na niego niepewnie. — Różowych? — zaryzykował, mrużąc oczy. To była jakaś metafora? Popatrzył z lekkim przestrachem na przyjaciela. — Rozsadził sobie rozporek? — To też była metafora, czy... Merlinie, nie chciał jednak tego słuchać. Wyprostował się z grymasem i odchrząknął. Obrócił się jeszcze na rozłożonego na łóżku Marcela i pokręcił główą. On na pewno nie, jego żona wolała się migdalić z Castorem, ale na przytulanie z nim nie maiła wielkiej ochoty. — Przywalał się czy nie? — nic z tego nie zrozumiał. Tak-nie? Co on pieprzył? Pijany był? — To przez niego płakała? Zabiję go — spoważniał patrząc na Marcela przez chwilę, wracając do przeszukiwania szafek. — Co? Nie sprała mnie — żachnął się, marszcząc brwi. — Pozwoliłem jej na to. Nic nawet nie poczułem — powiedział, prostując się, by zerknąć przez okno w ogrodzie. Nigdzie ich jeszcze nie widział, wyszły? Zerknął na Marcela, odbierając mu lornetkę, ale zawiesił na nim swój wzrok na dłużej. — Zgłupiałeś? Sałatkę jadłeś? — Wskazał na zęby, później pokręcił głową. — Zresztą.— Co go obchodziło, że mu krzaki wystawały z zębów. Jednocześnie poczuł, jak mu burczy w żołądku, był naprawdę głodny. — Przejdziemy się? — Otworzył jedną ręką okno, czując zimny powiew powietrza. Musiał się przewietrzyć, alkohol zaczynał buzować. Drugą uniósł mocarza i upił łyk.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 10
'k20' : 10
- Chyba tak - zgodził się z przyjacielem, różowe okulary nawet pasowałyby Castorowi: był taki chudy i bez życia, rozweseliłyby go. - Potem je trzeba było naprawić - mówił dalej z zastanowieniem, ledwo słyszał, co tam Thomas burczał na ten temat. - Mhm, rozporek - przytaknął. - Trzasnęło jak burza, po chwili patrzę, a w drzwiach stoi Thomas i świeci samymi gaciami - Usta drgnęły, powstrzymywał śmiech. - Obok przechodził Castor, słuchaj, składa mi życzenia na nowy rok, wiesz jak to on, grzecznie, pełna kultura, a ten nagle JEB te drzwi, spodnie... chuj wie co jeszcze wysadził. Szkoda że swojej głowy nie - westchnął, czekał, aż da mu spokój, zostawili go na chwilę, wyjdzie z tamtego pokoju, do którego wlazł nieproszony...
- Płakała? - Jednak? Steffen miał rację? Czy miał też rację w tym, że powinien za nią pójść? - Daj spokój, Sissy to mądra dziewczyna. Nie dałaby się nikomu obłapiać. - Oprócz mnie. - Zresztą dopiero co go ochrzaniła, że przecież nie prosił jej o żadne chodzenie - Nie drążmy tematu, po co.
- Jasne, że pozwoliłeś - Jak tylko chcesz, Jimmy. - Nie, to ten kwiatek z naszej wódki - sprostował momentalnie, odbierając Mocarza od Jamesa i biorąc kolejny łyk pigwówki. - Widzisz go, Jimmy? Gdzie on jest, nie mogę go wyjąć - poskarżył się, podnosząc palcem wargę, obnażając kła. - Jimmy? Co ci się stało w twarz? - Ściągnął brew, zawsze tak wyglądał? Jakby się umalował, co on robił z tą Eve? A zresztą...
- Pytasz dzika czy sra w lesie - odpowiedział, stając na progu otwartego okna. Nie zawahał się, wyciągając ręce w górę, chwytając się dachu, na który zamierzał się podciągnąć. Alkohol krążył mu w skroniach,ale to nie miało żadnego znaczenia. Nie czul, że jego cialo jest cięższe. Ze nie miał swojej koordynacji ruchów, że nie miał swojej kociej równowagi. Że trochę kręciło mu się głowie. Czuł się raczej niezwyciężony, stopa poślizgnęla się na parapecie i prawie spadł w przedbiegach, ale zdołał chwycić się dachu mocniej. - Ha! - zawołał tryumfalnie, wdrapując się wyżej.
za upojenie mam -40 do k100
złamanie, jeśli nie osiągniemy st 60 na zwinność
1 - ześlizguję się z dachu, spadam z łoskotem i łamię sobie: parzyste - rękę, nieparzystę - nogę
2 - ześlizguję się z dachu, ale spadam prosto w miękką zaspę (zasypując śniegiem przechodzące dziewczyny)
3 - zostaję triumfalnie na dachu
- Płakała? - Jednak? Steffen miał rację? Czy miał też rację w tym, że powinien za nią pójść? - Daj spokój, Sissy to mądra dziewczyna. Nie dałaby się nikomu obłapiać. - Oprócz mnie. - Zresztą dopiero co go ochrzaniła, że przecież nie prosił jej o żadne chodzenie - Nie drążmy tematu, po co.
- Jasne, że pozwoliłeś - Jak tylko chcesz, Jimmy. - Nie, to ten kwiatek z naszej wódki - sprostował momentalnie, odbierając Mocarza od Jamesa i biorąc kolejny łyk pigwówki. - Widzisz go, Jimmy? Gdzie on jest, nie mogę go wyjąć - poskarżył się, podnosząc palcem wargę, obnażając kła. - Jimmy? Co ci się stało w twarz? - Ściągnął brew, zawsze tak wyglądał? Jakby się umalował, co on robił z tą Eve? A zresztą...
- Pytasz dzika czy sra w lesie - odpowiedział, stając na progu otwartego okna. Nie zawahał się, wyciągając ręce w górę, chwytając się dachu, na który zamierzał się podciągnąć. Alkohol krążył mu w skroniach,ale to nie miało żadnego znaczenia. Nie czul, że jego cialo jest cięższe. Ze nie miał swojej koordynacji ruchów, że nie miał swojej kociej równowagi. Że trochę kręciło mu się głowie. Czuł się raczej niezwyciężony, stopa poślizgnęla się na parapecie i prawie spadł w przedbiegach, ale zdołał chwycić się dachu mocniej. - Ha! - zawołał tryumfalnie, wdrapując się wyżej.
za upojenie mam -40 do k100
złamanie, jeśli nie osiągniemy st 60 na zwinność
1 - ześlizguję się z dachu, spadam z łoskotem i łamię sobie: parzyste - rękę, nieparzystę - nogę
2 - ześlizguję się z dachu, ale spadam prosto w miękką zaspę (zasypując śniegiem przechodzące dziewczyny)
3 - zostaję triumfalnie na dachu
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k100' : 12
--------------------------------
#3 'k20' : 2
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k100' : 12
--------------------------------
#3 'k20' : 2
Marcela bolała chyba głowa. Ale pokiwał ze zrozumieniem głową i poklepał go po ramieniu. Miał nadzieję, że mu się poprawi po tych okularach. — Mhm naprawić — powtórzył, przystając z boku. Czuł, jak alkohol rozlewa mu się po przełyku, jak rozpala go od środka i co gorsza, jak nieco rozmazuje obraz. Ale teraz było u już wszystko jedno; zaczynał mu doskwierać brak adrenaliny. Zerknął na okno, które otworzył. Znów owiał go zimny wiatr. Naprawdę nie chciał wyobrażać sobie trzaskającego jak burza rozporka brata. Wziął głęboki wdech i podrapał się po czole powoli. — Nie mogłeś mu walnąć z dyńki? Tak przy okazji podziękowań? Pierdolony kmiot. — Westchnął z irytacją. Wzruszył ramionami. — Chyba tak, nie widziałem za dobrze.— Tak mu się wydawało. Zacisnął teraz w przebłysku pięść, zirytowany. Rozważał przez chwilę, czy nie zostawić Marcela i nie iść po Aidana, ale głos przyjaciela znowu zwrócił jego uwagę. — Gdyby się spotykali to bym wiedział — rzucił, niby od niechcenia, po chwili zastanawiając się nad własnymi słowami. Ostatecznie postanowił nie drążyć tego. Zmrużył oczy, kiedy Marcel kazał mu wyciągnąć tą łodygę, ale bez gadania, dwoma rekami rozdziawił mu paszczę i zaczął dłubać mu w zębie paznokciem. — Co? Mnie? Nic. A co miało mi się stać — burknął, patrząc mu w oczy, dopiero po chwili przypominając sobie o szmince. — A toooooo, to to nic. Marcel, bystrzaku. Spławiła mnie na dole — pożalił się, opierając bokiem o framugę okna. — Castor ma większe łapy.— Uśmiecnął się perfidnie, ale wcale nie było mu do śmiechu. Właściwie to znowu rozpaliła się nim złość. — Generalnie jestem w dupie, Marcello, ale grunt, że z tobą — poklepał go zachęcająco, puszczając przodem na dach. — Czyń honory, wyobraź sobie, że to te romby— Bułka z masłem. Był artystą, robił to codziennie. Co mogło się stać? Odebrał od niego butelkę mocarza, po czym wyjrzał za nim przez okno, gdy się poślizgnął. Parsknął, ale szybko spoważniał, gdy nogi Marcelowi się powinęła i zsunął się wraz ze śniegiem po dachu prosto na dół. — O KURWA — szepnął trzeźwo, wychylając się przez okno. —MARCEEEEEL!!!!! — krzyknął za nim głośno, serce zabiło mu szybciej. Nie wypuszczając butelki mocarzem z dłoni (szkoda by było ją zostawić), wygramolił się przez okno, mocno trzymając parapetu. — Nieśmiałek w potrzebie! — Krzyknął, obserwując ciemną plamę leżącą na białej ziemi. Było ślisko, ale śnieg nie mógł mu zaszkodzić. Lepił się do dachu, jak pająk.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 40
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 40
Kiedy w większości wszyscy chętni do kłótni i wywoływania konfliktów, i krzyczenia po innych zdecydowali się pójść gdzie indziej, w końcu zdecydował się przebrać w te ubrania, które chwilę wcześniej przywołał do siebie. Z lekkim trudem pozbył się w końcu zaplątanych na swoich kostkach spodni.
Słysząc krzyki z pokoju obok, westchnął i ruszył to zaraz sprawdzić.
- Czego drzecie... - rzucił dostrzegając jak jego brat wychodzi na dach. Na zaśnieżony dach...
Zaraz ruszył na zewnątrz.
- Castor bierz różdżkę i na zewnątrz, Steff ty też - rzucił, kierując się na dół, a później do ogrodu.
Słysząc krzyki z pokoju obok, westchnął i ruszył to zaraz sprawdzić.
- Czego drzecie... - rzucił dostrzegając jak jego brat wychodzi na dach. Na zaśnieżony dach...
Zaraz ruszył na zewnątrz.
- Castor bierz różdżkę i na zewnątrz, Steff ty też - rzucił, kierując się na dół, a później do ogrodu.
Spojrzała za bratem, ostatecznie jedynie wywracając oczyma i nawet nie mając siły aby skomentować jego działania. Naprawdę powinna go jakoś pogonić za te jego słowa, ale dziś już niekoniecznie miała do tego cierpliwość. Może to rozdrażnienie spowodowane alkoholem i jeszcze jedną z irytacji od chłopców. Na szczęście Eve i Neala wydawały się to rozumieć, bo Sheila chyba teraz do końca siebie nie rozumiała. Za to ostrożnie ubrała płaszczyk, guziki zapinając niejako byle jako, ale kto by się tam teraz przejmował.
- Nie jesteś przeklęta, Nela! To po prostu chłopcy są…są…są tacy niegrzeczni, o! Powinnam im wyrzucić ten cały alkohol, skoro nawet pić nie umieją. – Nie do końca skupiała się na swoich słowach, próbując gdzieś upchać gniew i szukając wymówek, wyrzucając wszystko na winę alkoholu. Już więcej bez jej nadzoru nic Marcel i James przygotowywać nie będą.
- Zamienię ich wszystkich! W roślinki i będą stać na parapecie i grzeczni w końcu będą i się nie trzeba będzie martwić że któryś nie tak się zachowuje, o! – Z mocą i przekonaniem szarpnęła drzwiami, najpierw dość nieudolnie, dopiero potem wychodząc na zewnątrz. I zaraz też słysząc krzyk z domu i coś spadającego.
- Co oni tam znowu…. – pociągnęła Nelę w stronę hałasu, nie wiedząc, co się zadziało, na wszelki wypadek biorąc też Eve.
- Nie jesteś przeklęta, Nela! To po prostu chłopcy są…są…są tacy niegrzeczni, o! Powinnam im wyrzucić ten cały alkohol, skoro nawet pić nie umieją. – Nie do końca skupiała się na swoich słowach, próbując gdzieś upchać gniew i szukając wymówek, wyrzucając wszystko na winę alkoholu. Już więcej bez jej nadzoru nic Marcel i James przygotowywać nie będą.
- Zamienię ich wszystkich! W roślinki i będą stać na parapecie i grzeczni w końcu będą i się nie trzeba będzie martwić że któryś nie tak się zachowuje, o! – Z mocą i przekonaniem szarpnęła drzwiami, najpierw dość nieudolnie, dopiero potem wychodząc na zewnątrz. I zaraz też słysząc krzyk z domu i coś spadającego.
- Co oni tam znowu…. – pociągnęła Nelę w stronę hałasu, nie wiedząc, co się zadziało, na wszelki wypadek biorąc też Eve.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
- Sam już w sumie nie wiem. – odpowiedział pod nosem Neli, boleśnie niechętnej na smalenie z nim czegokolwiek, przez co stał jak ten kołek, póki nie został zaczepiony przez Thomasa – Co? A. – to o tym kocu, to jednak nie do niego było.
No i poszła sobie. Tyle hałasu o nic. Leon sprzed kilku chwil pewnie by jeszcze za nią poszedł, ale ten z chwili obecnej poczuł wreszcie zmęczenie. Mróz, mokre ubrania, parę rundek po mieszkaniu i jedzenie wyssały z niego dużo energii i pijackiego nastroju. Chwycił się z tyłu głowy i chciał ziewnąć, ale zasyczał z bólu. Zapomniał o pocałunku swojej potylicy ze ścianą. Nic, tej nocy udało mu się zbliżyć jedynie ze ścianą i Thomasem, nie wiedział co gorsze. Chyba Thomas, ściana przynajmniej się nie rusza i nie gada.
- Mamy sabaty, rauty i turnieje w rzucaniu gnomem do celu. – powiedział jakby trochę podirytowany, puścił Cyganowi oczko, zabrał oferowaną mu butelkę – A herbata miała być. – i gdzieś z nią polazł.
Ten wszechobecny chaos i buzująca we wszystkich agresja trochę mu się udzieliły. Poczuł się nagle jakoś dziwnie, jakby został odrzucony. To znaczy, chyba został odrzucony. Ale przez Nealę? Od kiedy niby on coś do Weasleyówny ten tego? Przecież ona ma... Przecież on jest jej... Czy on znowu napił się tego ohydnego, zdradzieckiego bimbru? Niby kiedy? Chrzanić to. – pomyślał, biorąc do ust skradzione wino, usiadłszy na schodach, gdzie zaczęła się dla niego ta przedziwna noc.
No i poszła sobie. Tyle hałasu o nic. Leon sprzed kilku chwil pewnie by jeszcze za nią poszedł, ale ten z chwili obecnej poczuł wreszcie zmęczenie. Mróz, mokre ubrania, parę rundek po mieszkaniu i jedzenie wyssały z niego dużo energii i pijackiego nastroju. Chwycił się z tyłu głowy i chciał ziewnąć, ale zasyczał z bólu. Zapomniał o pocałunku swojej potylicy ze ścianą. Nic, tej nocy udało mu się zbliżyć jedynie ze ścianą i Thomasem, nie wiedział co gorsze. Chyba Thomas, ściana przynajmniej się nie rusza i nie gada.
- Mamy sabaty, rauty i turnieje w rzucaniu gnomem do celu. – powiedział jakby trochę podirytowany, puścił Cyganowi oczko, zabrał oferowaną mu butelkę – A herbata miała być. – i gdzieś z nią polazł.
Ten wszechobecny chaos i buzująca we wszystkich agresja trochę mu się udzieliły. Poczuł się nagle jakoś dziwnie, jakby został odrzucony. To znaczy, chyba został odrzucony. Ale przez Nealę? Od kiedy niby on coś do Weasleyówny ten tego? Przecież ona ma... Przecież on jest jej... Czy on znowu napił się tego ohydnego, zdradzieckiego bimbru? Niby kiedy? Chrzanić to. – pomyślał, biorąc do ust skradzione wino, usiadłszy na schodach, gdzie zaczęła się dla niego ta przedziwna noc.
Leon Longbottom
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
We rip out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with someone new. But to feel nothing so as not to feel anything - what a waste!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nagłe poderwanie się Thomasa delikatnie zaskoczyło Castora. Zwłaszcza, że ten postanowił nie wywrócić się z tymi spodniami na kostkach i jeszcze gdzieś poleźć, ale przynajmniej wrócił już ubrany, chwała Merlinowi. Nikt z towarzystwa nie zamierzał oglądać jego wypierdzianych gaci, a już na pewno nie Castor.
— Teraz to "Castor bierz różdżkę", a jeszcze przed chwilą miałem siedzieć bez niej — wywrócił oczami, przerysowanie naśladując głos Thomasa, ale po jego tonie i hałasach z drugiego pokoju wyraźnie można było uznać, że coś... coś było zdecydowanie nie tak.
A trzeźwy od wszystkich wydarzeń ostatniej godziny Castor był człekiem ciekawskim do szpiku.
Posłał Steffenowi pytające spojrzenie, wzruszając przy tym ramionami. Różdżkę miał już w pogotowiu, a przewidując, że ich wyprawa na zewnątrz będzie nieco dłuższa, zajrzał też do jednego z pokojów, w którym rozstawili ubrania na zmianę i chwycił swój płaszcz, który zarzucił sobie na ramiona. Po chwili schodził już za Thomasem ze schodów, kierując się w stronę ogrodu.
— Mam nadzieję, że masz dobry powód, dla którego każesz mi marznąć — burknął, przy okazji zdejmując okulary i rzucając na nie zaklęcie — Evanesco.
Były brudne jak diabli.
— Teraz to "Castor bierz różdżkę", a jeszcze przed chwilą miałem siedzieć bez niej — wywrócił oczami, przerysowanie naśladując głos Thomasa, ale po jego tonie i hałasach z drugiego pokoju wyraźnie można było uznać, że coś... coś było zdecydowanie nie tak.
A trzeźwy od wszystkich wydarzeń ostatniej godziny Castor był człekiem ciekawskim do szpiku.
Posłał Steffenowi pytające spojrzenie, wzruszając przy tym ramionami. Różdżkę miał już w pogotowiu, a przewidując, że ich wyprawa na zewnątrz będzie nieco dłuższa, zajrzał też do jednego z pokojów, w którym rozstawili ubrania na zmianę i chwycił swój płaszcz, który zarzucił sobie na ramiona. Po chwili schodził już za Thomasem ze schodów, kierując się w stronę ogrodu.
— Mam nadzieję, że masz dobry powód, dla którego każesz mi marznąć — burknął, przy okazji zdejmując okulary i rzucając na nie zaklęcie — Evanesco.
Były brudne jak diabli.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
- Mogłem - zgodził się z Jamesem jeszcze przed wyjściem, nie rozumiejąc, że miał na myśli Castora. On myślał o Aidanie. Mógł, ale tego nie zrobił. Czemu? Sam nie wiedział. Tego wieczoru rozumiał siebie w tylko niewielkim stopniu. Chyba szukał ucieczki od tego wszystkiego. Od sekretu, którego nikomu tutaj nie wyjawił, a którego bolesnym wspomnieniem był Castor. - Co... - zrozumiał jego dalsze słowa w pełni, kiedy był już na parapecie i było za późno, żeby odpowiedzieć. Dźwignął się na dach, znalazł się na dachówce - mimo wcześniejszej skuchy - zamierzając przejść na jego drugi kraniec lekkim, tanecznym niemal krokiem; przeważnie nie miał z tym żadnych kłopotów, miał doskonałą równowagę ciała, nie jak człowiek, jak kot, ot taki się urodził. Doskonale wiedział, że nie będzie miał z tym żadnego problemu, nawet, jeśli wykona salto - zachłysnąwszy się rześkim świeżym powietrzem, poczuł się wreszcie wolny. Wolny jak ptak. Tu, wysoko, w swoim żywiole. Mógł wyrwać się ze wszystkiego, co zostawił na dole, w dusznych oparach kadzideł. Odurzony Mocarzem, wykonał niezgrabny piruet, z którego wybił się do salta, a przynajmniej wybić się spróbował, bo noga podjechała mu po śniegu, a on sam, razem z lawiną, zwalił się z dachu z łoskotem. Po alkoholu czuł się niezwyciężony, ale chyba musiał zrozumieć, że jednak takim nie był.
- Jimm... AAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaa!!! - i przywalił bokiem w trawę, prosto na lewą rękę; coś gruchnęło, ale alkohol znieczulał całe jego ciało, choć najskuteczniej otępiał chyba umysł. - Kurwa, co jest - wysyczał na ziemi, wypluwając śnieg.
- Jimm... AAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaa!!! - i przywalił bokiem w trawę, prosto na lewą rękę; coś gruchnęło, ale alkohol znieczulał całe jego ciało, choć najskuteczniej otępiał chyba umysł. - Kurwa, co jest - wysyczał na ziemi, wypluwając śnieg.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Sprzątając słyszał jak Marcel wraz z Jamesem wrócili na górę. Zastanawiał się czy blondyn faktycznie pochwalił się Jamesowi tym co nawywijał. Aidan sam był bratem. Nie starszym, ale miał siostrę i wiedział, że za nic w świecie nie pozwoliłby, żeby ktokolwiek ją tak traktował. Sheili też nie... wciąż myślał nad tym czy dobrze postąpił. Próbował ich rozdzielić, ale może powinien go od niej odciągnąć? Nie chciał go uderzyć. A raczej chciał, ale się powstrzymał. Już samą kłótnią z chłopakiem sprawił jej przykrość, a co dopiero tym. Paprotka wydawała się koniec końców nie chcieć jego pomocy, ale wciąż...
Słysząc krzyk oraz ponowne zamieszanie wychylił się z pokoju by sprawdzić co się dzieje. - Co się stało? - Zapytał schodzących po schodach chłopaków. W pierwszej chwili chciał iść za nimi krzyk jednak docierał z pokoju obok, więc zakukał do niego, aby sprawdzić co się tam w ogóle dzieje. Zdzwiony wszedł w pełni do pomieszczenia dostrzegając bruneta stojącego za oknem. - James? Co ty... - ...tam robisz?
Słysząc krzyk oraz ponowne zamieszanie wychylił się z pokoju by sprawdzić co się dzieje. - Co się stało? - Zapytał schodzących po schodach chłopaków. W pierwszej chwili chciał iść za nimi krzyk jednak docierał z pokoju obok, więc zakukał do niego, aby sprawdzić co się tam w ogóle dzieje. Zdzwiony wszedł w pełni do pomieszczenia dostrzegając bruneta stojącego za oknem. - James? Co ty... - ...tam robisz?
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nowy rok 57/58
Szybka odpowiedź