Wagon Marcela
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wagon Marcela
Arena Carringtonów
I show not your face but your heart's desire
Przygryzł lekko wnętrze policzka, ale nic nie powiedział. Nie chciał wierzyć, że świat taki jest, że Thomasa może nie obchodzić nawet Sheila, że jego koledzy mordują dzieci. Tyle, że świat przecież taki był - trolle i piękne czarownice próbowały zabić go na ulicach, a mugoli i jego przyjaciół zabijano. Spuścił wzrok, mając wrażenie, że nie potrafi nawet wesprzeć ani Jima ani Marcela. I jeszcze - że jutro któregokolwiek z ich trójki może po prostu nie być, a sama ta myśl sprawiała, że nie chciał - nie umiał - pogodzić się z tym, że mogą rozejść się w ponurym milczeniu.
Na szczęście, nie milczeli, na szczęście mieli cokolwiek co mogło odciągnąć ich myśli od Thomasa. Coś niebezpiecznego, ale... szlachetnego, chyba.
-Wezmę świstoklik, jakbyśmy mieli szybko się ewakuować. I coś ze swoich zapasów. - mruknął, nie pamiętając co właściwie dał Jimmy'emu i wtedy go olśniło. Mógł pomóc, inaczej niż pułapkami. -I właściwie dam ci jeszcze jeden, jakbyś... jakby ktoś miał cię tu znaleźć. Żebyś go nosił przy sobie, na wszelki wypadek. - zwrócił się do Marcela. Najchętniej rozdałby je wszystkim bliskim, ale zapasy które przekazał mu pan Beckett dla całego Zakonu nie były nieograniczone, miał ich używać mądrze.
Życie-Marcela-gdy-ktoś-może-go-wydać-ale-oby-nie-bo-Jim-by-tego-nie-przeżył to przecież mądry powód.
-Rzucę jutro to Hexa i... zobaczymy. - spojrzał na Jimmy'ego, ale krótko, starając się nie okazywać nadmiernie współczucia. Wiedział, że Jim tego nie lubił - ale trudno mu było nie czuć litości, pamiętał jak bolało każde Slugulus Erecto od własnego brata, jak zawsze wierzył, że będzie lepiej - a ten kataklizm nie mógł się przecież równać dziecinnym przekomarzankom.
I gdy już myślał, że nic go już nie zaskoczy - pojawiły się kolejne zdumiewające fakty.
-Thomas ma dziewczynę? - rozdziawił usta. Dał sobie spokój ze swataniem przyjaciela odkąd z Finley nie wyszło, uznając, że pewnie nadal opłakuje swoją żonę.
Przynajmniej druga wiadomość była lepsza, chyba.
-Przecież Maeve nie wypuściłaby go... pochopnie? Szczególnie wiedząc, że może cię wydać. Może powiedział im coś jeszcze, albo zobaczyli coś w tym wspomnieniu. - zastanowił się, z całej siły próbując znaleźć w tej sytuacji nadzieję. Znał Maeve krócej od Marcela, ale był nią absolutnie zachwycony (potrafiła zmieniać się w mężczyznę, była szpiegiem i chyba lubiła rozmawiać o transmutacji oraz teorii zabezpieczeń!!!!), nie wyobrażał sobie żeby Thomas mógł jej skutecznie nakłamać. Nie jej, był taki typ kobiet, których okłamać się nie dało - jego mama, Maeve i sekretarka Celestyny Warbeck gdy dwa lata temu próbował przeprowadzić z nią wywiad.
Na szczęście, nie milczeli, na szczęście mieli cokolwiek co mogło odciągnąć ich myśli od Thomasa. Coś niebezpiecznego, ale... szlachetnego, chyba.
-Wezmę świstoklik, jakbyśmy mieli szybko się ewakuować. I coś ze swoich zapasów. - mruknął, nie pamiętając co właściwie dał Jimmy'emu i wtedy go olśniło. Mógł pomóc, inaczej niż pułapkami. -I właściwie dam ci jeszcze jeden, jakbyś... jakby ktoś miał cię tu znaleźć. Żebyś go nosił przy sobie, na wszelki wypadek. - zwrócił się do Marcela. Najchętniej rozdałby je wszystkim bliskim, ale zapasy które przekazał mu pan Beckett dla całego Zakonu nie były nieograniczone, miał ich używać mądrze.
Życie-Marcela-gdy-ktoś-może-go-wydać-ale-oby-nie-bo-Jim-by-tego-nie-przeżył to przecież mądry powód.
-Rzucę jutro to Hexa i... zobaczymy. - spojrzał na Jimmy'ego, ale krótko, starając się nie okazywać nadmiernie współczucia. Wiedział, że Jim tego nie lubił - ale trudno mu było nie czuć litości, pamiętał jak bolało każde Slugulus Erecto od własnego brata, jak zawsze wierzył, że będzie lepiej - a ten kataklizm nie mógł się przecież równać dziecinnym przekomarzankom.
I gdy już myślał, że nic go już nie zaskoczy - pojawiły się kolejne zdumiewające fakty.
-Thomas ma dziewczynę? - rozdziawił usta. Dał sobie spokój ze swataniem przyjaciela odkąd z Finley nie wyszło, uznając, że pewnie nadal opłakuje swoją żonę.
Przynajmniej druga wiadomość była lepsza, chyba.
-Przecież Maeve nie wypuściłaby go... pochopnie? Szczególnie wiedząc, że może cię wydać. Może powiedział im coś jeszcze, albo zobaczyli coś w tym wspomnieniu. - zastanowił się, z całej siły próbując znaleźć w tej sytuacji nadzieję. Znał Maeve krócej od Marcela, ale był nią absolutnie zachwycony (potrafiła zmieniać się w mężczyznę, była szpiegiem i chyba lubiła rozmawiać o transmutacji oraz teorii zabezpieczeń!!!!), nie wyobrażał sobie żeby Thomas mógł jej skutecznie nakłamać. Nie jej, był taki typ kobiet, których okłamać się nie dało - jego mama, Maeve i sekretarka Celestyny Warbeck gdy dwa lata temu próbował przeprowadzić z nią wywiad.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Nie łapię. Pracowałeś dla handlarzy ludźmi, którzy kazali ci się włamać do swojej kryjówki i ich wpuścić... A ty masz teraz mapy tego miejsca? — powtórzył powoli za Marcelem. Nie do końca nadążył za tą historią. Samo sformułowanie handlarze ludźmi brzmiało dla niego przerażająco. — Dostałeś od nich dokumenty Sheili... Co jeśli ją powiążą z tobą, będą jej szukać? — Gdyby istniało jakieś zagrożenie, a przynajmniej był go świadom, musiałby im dać znać, tak?
Pokiwał głową. — A co jeśli... kogoś tam zaśniemy? Masz gdzie ich zabrać? – Głupio mu było spytać; Celie i Leonie przyprowadził do nich, nie miał do kogo się zwrócić. — Jeśli nie, może musimy poszukać jeszcze jakiegoś bezpiecznego miejsca. Tak na wszelki wypadek. Może być niedaleko, byle było bezpiecznie.
Pokiwał głową, ale nie powiedział więcej. Wystarczyło mu tylko tyle, ile usłyszał. Nie był w stanie odpracować przewiń brata. Jeśli Thomas się na niego powołał, Marcel musiał stracić w oczach tych ludzi. Nie wiedział, czy to było istotne. Dla niego nie; ci ludzie nie byli, ale dla Marcela? To dla niego to robił. Jego życie i przyszłość go obchodziły.
Zerknął na Steffena, kiedy wspomniał o świstoklikach. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął, uznając, że to nieistotne, że nie potrafi żadnego uruchomić. Steffen potrafił.
Westchnął i przetarł dłonią twarz. Dopiero teraz przypomniał sobie słowa Kerstin, kiedy szukali Thomasa.
— Tak... Siostrę Justine Tonks... — Uniósł powoli wzrok na Steffena, żeby zobaczyć jego reakcję.
— Albo miał. Ta cała Tonks zabroniła jej sę z nim spotykać.
Pokiwał głową. — A co jeśli... kogoś tam zaśniemy? Masz gdzie ich zabrać? – Głupio mu było spytać; Celie i Leonie przyprowadził do nich, nie miał do kogo się zwrócić. — Jeśli nie, może musimy poszukać jeszcze jakiegoś bezpiecznego miejsca. Tak na wszelki wypadek. Może być niedaleko, byle było bezpiecznie.
Pokiwał głową, ale nie powiedział więcej. Wystarczyło mu tylko tyle, ile usłyszał. Nie był w stanie odpracować przewiń brata. Jeśli Thomas się na niego powołał, Marcel musiał stracić w oczach tych ludzi. Nie wiedział, czy to było istotne. Dla niego nie; ci ludzie nie byli, ale dla Marcela? To dla niego to robił. Jego życie i przyszłość go obchodziły.
Zerknął na Steffena, kiedy wspomniał o świstoklikach. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął, uznając, że to nieistotne, że nie potrafi żadnego uruchomić. Steffen potrafił.
Westchnął i przetarł dłonią twarz. Dopiero teraz przypomniał sobie słowa Kerstin, kiedy szukali Thomasa.
— Tak... Siostrę Justine Tonks... — Uniósł powoli wzrok na Steffena, żeby zobaczyć jego reakcję.
— Albo miał. Ta cała Tonks zabroniła jej sę z nim spotykać.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Dzięki, Steff - rzucił, kiedy zaproponował mu podarowanie świstoklika; rzeczywiście mógł go tutaj ukryć i użyć w kryzysowej sytuacji. Nie wiedział, ze nie będzie potrafił go uruchomić. Miał nadzieję, chcial wierzyć, że nigdy do niej nie dojdzie, ale musiał spojrzeć na to realistyczniej. Przewrócił oczyma na rozmowy o klątwie, Thomas zachowywał się w ten sposób, bo byl idiotą - a nie dlatego, że był przeklęty, choć tak łatwiej było myśleć.
Skinął głową na znak zgody, gdy James dookreslił siostrę jako Justine.
Nie odpowiedział na wątpliwości Steffena, był pewien, że nie wydarzyło się więcej, niż powiedziała mu Maeve. To dlatego czarownica poprosiła go, żeby miał na niego oko. Nie było nic więcej. W jego wspomnieniach, w jego czynach. Był strach. A została pogarda.
- Tak - odpowiedział Jamesowi. - To znaczy nie. Dali mi mapy, żeby mi pokazać miejsce, przez które najłatwiej jest wejść do środka. Mają tam podobno masę pułapek. To tutaj, oknem na piętrze - wskazał miejsce na mapie. - Nie jestem pewien, czym jest to miejsce. Nazywam je kryjówką, bo odniosłem wrażenie, że jest tam coś, co chcą... może odzyskać. Od innych handlarzy? Ale to nie musi być prawda. - Przełknął slinę. James pytał wcześniej, jak pozyskiwali dziewczyny, ale o tym zapomniał. - Celine chyba zabrali z Tower. - Nigdy o to nie zapytał. Wydawało mu się to niewłaściwe. - Leonie w zapłacie za długi ojca. To... to miejsce... moga tam mieć z kimś porachunki. Nie wiem, Jimmy, musimy to po prostu sprawdzić. Wcale nie musieli mówić mi prawdy. - Pokręcił głową, nie ufali mu ani trochę. W ich słowach było pełno niedopowiedzeń. Nie wiedział tak naprawdę dużo.
- Nie powiążą - zaprzeczył od razu. Przecież nie dałby jej dokumentów, za którymi mógłby się ciągnąć ogon. - Probowalem jej pomóc, nie zaszkodzić - przypomniał, może jemu, może sobie. Ta przygoda mogła się skończyć różnie. - Był ze mną... ktoś - feniks - kto usunął im wspomnienia, kiedy to wszystko dobiegało końca. Dlatego nie ścigają Celine i Leonie. Dlatego nie znajdą Sheili. Dlatego nie pamiętają mnie. Ale to miejsce... to miejsce pozostało zagrożone. - O nim mogli wciąż pamiętać.
- Nie wiem. Nie martw się, nie przyprowadzę ich już do was - Ściągnął brwi ze złością. Najpierw działał, potem myślał. Nie zamierzał martwić się na zapas. - Jeśli tam ktoś jest, to woli być bezdomny niż martwy - zakończył ostro, bo ta kwestia budziła w nim rozdrażnienie. Zaraz jednak zastanowił się nad jego dalszymi słowy, po czym skinął głową. - Któraś z opuszczonych fabryk. Baraki za Tamizą. W Londynie jest teraz mnóstwo pustego miejsca - stwierdził z niezadowoleniem.
Skinął głową na znak zgody, gdy James dookreslił siostrę jako Justine.
Nie odpowiedział na wątpliwości Steffena, był pewien, że nie wydarzyło się więcej, niż powiedziała mu Maeve. To dlatego czarownica poprosiła go, żeby miał na niego oko. Nie było nic więcej. W jego wspomnieniach, w jego czynach. Był strach. A została pogarda.
- Tak - odpowiedział Jamesowi. - To znaczy nie. Dali mi mapy, żeby mi pokazać miejsce, przez które najłatwiej jest wejść do środka. Mają tam podobno masę pułapek. To tutaj, oknem na piętrze - wskazał miejsce na mapie. - Nie jestem pewien, czym jest to miejsce. Nazywam je kryjówką, bo odniosłem wrażenie, że jest tam coś, co chcą... może odzyskać. Od innych handlarzy? Ale to nie musi być prawda. - Przełknął slinę. James pytał wcześniej, jak pozyskiwali dziewczyny, ale o tym zapomniał. - Celine chyba zabrali z Tower. - Nigdy o to nie zapytał. Wydawało mu się to niewłaściwe. - Leonie w zapłacie za długi ojca. To... to miejsce... moga tam mieć z kimś porachunki. Nie wiem, Jimmy, musimy to po prostu sprawdzić. Wcale nie musieli mówić mi prawdy. - Pokręcił głową, nie ufali mu ani trochę. W ich słowach było pełno niedopowiedzeń. Nie wiedział tak naprawdę dużo.
- Nie powiążą - zaprzeczył od razu. Przecież nie dałby jej dokumentów, za którymi mógłby się ciągnąć ogon. - Probowalem jej pomóc, nie zaszkodzić - przypomniał, może jemu, może sobie. Ta przygoda mogła się skończyć różnie. - Był ze mną... ktoś - feniks - kto usunął im wspomnienia, kiedy to wszystko dobiegało końca. Dlatego nie ścigają Celine i Leonie. Dlatego nie znajdą Sheili. Dlatego nie pamiętają mnie. Ale to miejsce... to miejsce pozostało zagrożone. - O nim mogli wciąż pamiętać.
- Nie wiem. Nie martw się, nie przyprowadzę ich już do was - Ściągnął brwi ze złością. Najpierw działał, potem myślał. Nie zamierzał martwić się na zapas. - Jeśli tam ktoś jest, to woli być bezdomny niż martwy - zakończył ostro, bo ta kwestia budziła w nim rozdrażnienie. Zaraz jednak zastanowił się nad jego dalszymi słowy, po czym skinął głową. - Któraś z opuszczonych fabryk. Baraki za Tamizą. W Londynie jest teraz mnóstwo pustego miejsca - stwierdził z niezadowoleniem.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
-Iść najpierw na zwiad jako szczur, czy powinniśmy trzymać się razem? - zastanowił się na głos. Zwykle działali razem, jako gryzoń mógł natknąć się na kota albo coś gorszego i musieć przemienić się w samotnego człowieka; z Marcelem nabrali już pewnej wprawy. Z Jimem jeszcze nie pracował, ale w trójkę powinno być raźniej.
-Ktoś z nas umie tak usuwać wspomnienia? - zachwycił się mimowolnie, kalkulując, ile Oblivate trzeba by rzucić. Nie znał tak zaansowanych uroków, pewnie dużo, ale może najbardziej wprawni w walce Zakonnicy tak potrafili.
-Fabryki to dobry pomysł na początek. Zabezpieczałem w zimie z Maeve schrony w Dorset, zawsze można potem zorganizować więcej świstoklików albo inny transport, przenieść... dziewczyny na Półwysep. - schrony i tak mogły być już przepełnione, ale pomyślą o tym później. W Londynie było bezpieczniej, ale jeśli ktoś ma ich szukać to trudniej będzie mu dostać się na Półwysep, chyba. -O ile tam są dziewczyny, a nie coś innego. - zarumienił się lekko, myśl o tym, co mogli robić tym dziewczynom budziła w nim wstyd i grozę. Może podświadomie wolałby znaleźć coś innego, co nie było ani człowiekiem ani żywą istotą.
Rozdziawił usta i zmarszczył brwi (co wyglądało dość zabawnie, gdy zrobił to równocześnie), usiłując przyporządkować twarz i imię do siostry Justine Tonks.
-Kerstin? - nie znał jej, ale widywał ją czasem w Leśnej Lecznicy. -Ta stara panna? - wypalił ze zdziwieniem, może do siebie pasowali, Tomek to wdowiec. Ale gdyby wiedział, że tak można ze starszymi, to już dawno powiedziałby jakiemuś koledze jaka Lucinda jest śliczna.
-Ktoś z nas umie tak usuwać wspomnienia? - zachwycił się mimowolnie, kalkulując, ile Oblivate trzeba by rzucić. Nie znał tak zaansowanych uroków, pewnie dużo, ale może najbardziej wprawni w walce Zakonnicy tak potrafili.
-Fabryki to dobry pomysł na początek. Zabezpieczałem w zimie z Maeve schrony w Dorset, zawsze można potem zorganizować więcej świstoklików albo inny transport, przenieść... dziewczyny na Półwysep. - schrony i tak mogły być już przepełnione, ale pomyślą o tym później. W Londynie było bezpieczniej, ale jeśli ktoś ma ich szukać to trudniej będzie mu dostać się na Półwysep, chyba. -O ile tam są dziewczyny, a nie coś innego. - zarumienił się lekko, myśl o tym, co mogli robić tym dziewczynom budziła w nim wstyd i grozę. Może podświadomie wolałby znaleźć coś innego, co nie było ani człowiekiem ani żywą istotą.
Rozdziawił usta i zmarszczył brwi (co wyglądało dość zabawnie, gdy zrobił to równocześnie), usiłując przyporządkować twarz i imię do siostry Justine Tonks.
-Kerstin? - nie znał jej, ale widywał ją czasem w Leśnej Lecznicy. -Ta stara panna? - wypalił ze zdziwieniem, może do siebie pasowali, Tomek to wdowiec. Ale gdyby wiedział, że tak można ze starszymi, to już dawno powiedziałby jakiemuś koledze jaka Lucinda jest śliczna.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy Marcel wspomniał o pułapkach, od razu przypomniał sobie tę, którą Steffen nałożył u nich w domu. Będzie musiał je zdjąć przed tym, sprawdzić, czy potrafi — przygotować się. Uspokoił się, kiedy przyjciel zapewnił go, że nikt nie ma szans powiązać jego siostry z tą sytuacją, a te dokumenty naprawdę są dla niej szansą. Nie wątpił w dobre chęci Marcela, w to, że starał się zrobić wszystko, by nie ściągnąć na nią kłopotów, ale nie na wszystko mógł mieć wpływ.
— Kto? — spytał wprost, nie rozumiejąc, że mógł chcieć zachować to dla siebie. — Wiem, że nie, nie martwię się — odgryzł się od razu, widząc jego minę. — W takim razie przejdę się do jednego z tych miejsc i zobaczę, jak tam wygląda. To tam mógłbyś nałożyć jakieś pułapki, żebyśmy się nie nadziali na jakieś... niespodzianki po wszystkim. Wiesz, nie tak, żebyśmy sami w nie wpadli. Tak, żebyśmy mogli zgubić ewentualny pościg w nich, czy coś — Coś do dałoby im trochę czasu. Ze słów Marcela wynikało, że to nie było nic prostego.
Po chwili, kiedy Steffen spytał o Kerstin zmarszczył brwi.
— Jest stara? — zdziwił się. To dlatego polowała na Thomasa. — Nieźle... się trzyma — mruknął.
— Kto? — spytał wprost, nie rozumiejąc, że mógł chcieć zachować to dla siebie. — Wiem, że nie, nie martwię się — odgryzł się od razu, widząc jego minę. — W takim razie przejdę się do jednego z tych miejsc i zobaczę, jak tam wygląda. To tam mógłbyś nałożyć jakieś pułapki, żebyśmy się nie nadziali na jakieś... niespodzianki po wszystkim. Wiesz, nie tak, żebyśmy sami w nie wpadli. Tak, żebyśmy mogli zgubić ewentualny pościg w nich, czy coś — Coś do dałoby im trochę czasu. Ze słów Marcela wynikało, że to nie było nic prostego.
Po chwili, kiedy Steffen spytał o Kerstin zmarszczył brwi.
— Jest stara? — zdziwił się. To dlatego polowała na Thomasa. — Nieźle... się trzyma — mruknął.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Nawet nie wiesz, dokąd iść, Steffen - westchnął, miał plan, ale nie wiedział, jakiego budynku był on planem. Musieli najpierw znaleźć budynek. - Nie puszczę cię tam samego, żebyś narobił rabanu jak ostatnio - Steffen w formie szczura i tak nie dostałby się na piętro. Ścieżka była trudna, właśnie dlatego handlarze wynajęli do tego akrobatę. Ale gdyby chciał pójść tam sam, nie prosiłby ich o pomoc.
- Czarodziej z Zakonu - odpowiedział zdawkowo, James nigdy nie wnikał w imiona Zakonników, było wśród nich pełno uzdolnionych aurorów i nie tylko. Nie mógł powiedzieć im prawdy, wyśmialiby go, a James martwiłby się o rodzinę, nie wierząc, że jej nie naraził. Ale on wiedział, ze to, czego doświadczył, było prawdziwe. Siedząc tak pod szafką, z której wyjął rozpostarty na podłodze plan, kątem oka zerknął do środka, dostrzegając złocisty błysk. Uśmiechnął się łagodnie, chwytając pióro Fawkesa między palce, by unieść je i wyciągnąć w kierunku Steffena. - Spójrz - Jego spojrzenie promieniało zachwytem. Fascynacją. Zapatrzony w pióro odnajdywał w nim nadzieję.
Kiwnął głową na dalsze słowa Steffena, zmartwiony, gdy wspomniał o dziewczynach. Nie mogli wiedzieć, co zastaną w środku, jego przypuszczenia były tylko przypuszczeniami. Ale wiedział, że jego obowiązkiem było to sprawdzić.
- Ile ma lat? - zdziwił się, gdy rozmowa zeszła na Kerstin. Widział ją ledwie parę razy. Nie był w stanie oszacować wieku.
- Jeśli zabezpieczymy główne wejście, będziemy mogli wejść tylnym - podchwycił słowa Jamesa.
- Czarodziej z Zakonu - odpowiedział zdawkowo, James nigdy nie wnikał w imiona Zakonników, było wśród nich pełno uzdolnionych aurorów i nie tylko. Nie mógł powiedzieć im prawdy, wyśmialiby go, a James martwiłby się o rodzinę, nie wierząc, że jej nie naraził. Ale on wiedział, ze to, czego doświadczył, było prawdziwe. Siedząc tak pod szafką, z której wyjął rozpostarty na podłodze plan, kątem oka zerknął do środka, dostrzegając złocisty błysk. Uśmiechnął się łagodnie, chwytając pióro Fawkesa między palce, by unieść je i wyciągnąć w kierunku Steffena. - Spójrz - Jego spojrzenie promieniało zachwytem. Fascynacją. Zapatrzony w pióro odnajdywał w nim nadzieję.
Kiwnął głową na dalsze słowa Steffena, zmartwiony, gdy wspomniał o dziewczynach. Nie mogli wiedzieć, co zastaną w środku, jego przypuszczenia były tylko przypuszczeniami. Ale wiedział, że jego obowiązkiem było to sprawdzić.
- Ile ma lat? - zdziwił się, gdy rozmowa zeszła na Kerstin. Widział ją ledwie parę razy. Nie był w stanie oszacować wieku.
- Jeśli zabezpieczymy główne wejście, będziemy mogli wejść tylnym - podchwycił słowa Jamesa.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
-Ostatnio to był przyp... ech, nieważne. - zaprotestował tylko odruchowo, bo w sumie raźniej było mu tam iść w trójkę. Chociaż, przecież w razie czego zobaczyłby tą mapę.
Miał już dopytywać o tego czarodzieja, ale...
...rozdziawił usta, widząc lśniące pióro, światło odbijało się na nim tak, jakby płomienie - ale nie przerażające, a ciepłe, złociste, łagodne - wciąż pełzały w faerii czerwieni.
Widział już takiego ptaka. W Oazie, nad ciałem Gabriela Tonksa.
-To... widziałeś... on... - wykrztusił, jakże elokwentnie, uśmiechając się jak głupi. Dla Jamesa musiał wyglądać dziwnie, ale Marcel chyba rozumiał, chyba czuł to samo. -On tam był? - szepnął, bo inaczej dlaczego Marcel trzymałby pióro w mapie?
Wyprostował się, uśmiechając się ciepło. Feniks, prawdziwy feniks, feniks powiązany jakoś z tą misją. Może... może wszystko faktycznie będzie dobrze, może zrobią coś dobrego, może Marcel będzie bezpieczny, a James nie będzie miał takiej załamanej miny.
-Jasne, mogę zabezpieczyć tą tymczasową kryjówkę. Tylko potrzebuję trochę czasu, jak już ją znajdziemy. - zwrócił się do Jima, nadal z nieobecnym uśmiechem, nadal zerkając czasem na pióro. Było tak piękne, że nawet nie pomyślał o tym, że obiecał właśnie spędzić kolejną noc (lub noce, szukanie kryjówki też trochę zajmie, tak samo jak pułapki) bez żony. I kolejny dzień, jutro będzie przecież w domu Bathildy Bagshot. Dobrze, że nałożył już to Cave Inimicum, oszczędzi chociaż kwadrans.
Wzruszył ramionami, gdy dopytali o Kerrie.
-Ojeju no, nie pytałem jej o wiek. Ale jest przecież starsza od Tomka. Ma... te, no, to widać po twarzy. Po cieniach pod oczami. Pewnie ma z dwadzieścia osiem lat. - skwitował tonem znawcy, choć strzelał. Kerrie wyglądała na zmęczoną, a nie rozróżniał tego od starości.
Miał już dopytywać o tego czarodzieja, ale...
...rozdziawił usta, widząc lśniące pióro, światło odbijało się na nim tak, jakby płomienie - ale nie przerażające, a ciepłe, złociste, łagodne - wciąż pełzały w faerii czerwieni.
Widział już takiego ptaka. W Oazie, nad ciałem Gabriela Tonksa.
-To... widziałeś... on... - wykrztusił, jakże elokwentnie, uśmiechając się jak głupi. Dla Jamesa musiał wyglądać dziwnie, ale Marcel chyba rozumiał, chyba czuł to samo. -On tam był? - szepnął, bo inaczej dlaczego Marcel trzymałby pióro w mapie?
Wyprostował się, uśmiechając się ciepło. Feniks, prawdziwy feniks, feniks powiązany jakoś z tą misją. Może... może wszystko faktycznie będzie dobrze, może zrobią coś dobrego, może Marcel będzie bezpieczny, a James nie będzie miał takiej załamanej miny.
-Jasne, mogę zabezpieczyć tą tymczasową kryjówkę. Tylko potrzebuję trochę czasu, jak już ją znajdziemy. - zwrócił się do Jima, nadal z nieobecnym uśmiechem, nadal zerkając czasem na pióro. Było tak piękne, że nawet nie pomyślał o tym, że obiecał właśnie spędzić kolejną noc (lub noce, szukanie kryjówki też trochę zajmie, tak samo jak pułapki) bez żony. I kolejny dzień, jutro będzie przecież w domu Bathildy Bagshot. Dobrze, że nałożył już to Cave Inimicum, oszczędzi chociaż kwadrans.
Wzruszył ramionami, gdy dopytali o Kerrie.
-Ojeju no, nie pytałem jej o wiek. Ale jest przecież starsza od Tomka. Ma... te, no, to widać po twarzy. Po cieniach pod oczami. Pewnie ma z dwadzieścia osiem lat. - skwitował tonem znawcy, choć strzelał. Kerrie wyglądała na zmęczoną, a nie rozróżniał tego od starości.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uniósł brwi, słysząc o rabanie, ale nie dopytywał, domyślając się, że to były prawie supr tajne (prawie, bo jeśli narobił rabanu to chyba nie) sprawy Zakonu. Prawie na moment się wyłączył, kiedy Marcel wyciągnął... pióro, a Steffen... się nim zachwycił. Przeskakiwał chwilę wzrokiem od jednego do drugiego. Ten zakon ich czymś faszeruje?
— Mam was zostawić samych, żebyście mogli się... pomiziać piórkiem? — spytał nieco skołowany, ale też rozdrażniony tymi tajemniczymi wymianami zdań, z których on nic nie rozumiał. A wyglądało to jak czyste szaleństwo. — Mogę sobie już iść, omówicie sobie wszystkie... pikantne szczegóły. Ja pójdę po lotkę Leonory — burknął, patrząc na jednego i drugiego z niesmakiem. Kochał Marcela jak brata, ale ekscytowanie się piórkiem to było za dużo nawet jak na niego.
Zdawkowe odpowiedzi w temacie, który miał być ważny — bo na pierwszym miejscu było piórko. Zmiana tematu na Kerstin nagle okazała się być zbawienna.
— Ile? Mówisz serio? — Cienie pod oczami? Skóra? O czym on pieprzył?— Aż tak blisko niej byłeś? — Uśmiechnął się głupio, nie spuszczając z kumpla wzroku.
— Mam was zostawić samych, żebyście mogli się... pomiziać piórkiem? — spytał nieco skołowany, ale też rozdrażniony tymi tajemniczymi wymianami zdań, z których on nic nie rozumiał. A wyglądało to jak czyste szaleństwo. — Mogę sobie już iść, omówicie sobie wszystkie... pikantne szczegóły. Ja pójdę po lotkę Leonory — burknął, patrząc na jednego i drugiego z niesmakiem. Kochał Marcela jak brata, ale ekscytowanie się piórkiem to było za dużo nawet jak na niego.
Zdawkowe odpowiedzi w temacie, który miał być ważny — bo na pierwszym miejscu było piórko. Zmiana tematu na Kerstin nagle okazała się być zbawienna.
— Ile? Mówisz serio? — Cienie pod oczami? Skóra? O czym on pieprzył?— Aż tak blisko niej byłeś? — Uśmiechnął się głupio, nie spuszczając z kumpla wzroku.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Zabrał nas do Doliny - odpowiedział, obracając w dłoni pióro. - To pióro feniksa, barani łbie - odpowiedział Jamesowi, choć w jego głosie nie było złości. Kiedy patrzył na to pióro - nie potrafił się złościć. - Tego feniksa - dodał, z zadziornym uśmiechem. Złocista barwa i jasny pobłysk wydawały się ciepłe.
- To przecież tyle co Aur... - Aurora, co w tym złego? Urwał jednak w pół słowa, reflektując się, że wcale nie chciał wysłuchiwać komentarzy przyjaciół na ten temat.
- To przecież tyle co Aur... - Aurora, co w tym złego? Urwał jednak w pół słowa, reflektując się, że wcale nie chciał wysłuchiwać komentarzy przyjaciół na ten temat.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
-Leonora jest piękna, Jim, ale patrz na to pióro. - zaprotestował Steff, rozumiejąc przywiązanie wobec swoich zwierzątek (Pimpuś też czasem zdawał się lwem), ale to pióro... ono było ogniem!
A Leonora była po prostu biała.
-Latałeś na feniksie? - teraz na twarz wpełzły mu rumieńce, a uśmiech Marcela był zaraźliwy.
Feniks i dwie dziewczyny, wow.
-Serio serio. W sumie to bliżej Roselyn, leczyła mnie, ale mam dobry wzrok. - uznał, wcale niespeszony. -Uśmiecha się częściej od siostry. - dodał, żeby być sprawiedliwym.
-Co co? - uniósł brwi, nie mając pojęcia, o kim Marcel mówi. -Co kto? - doprecyzował, zerkając na Jamesa.
A Leonora była po prostu biała.
-Latałeś na feniksie? - teraz na twarz wpełzły mu rumieńce, a uśmiech Marcela był zaraźliwy.
Feniks i dwie dziewczyny, wow.
-Serio serio. W sumie to bliżej Roselyn, leczyła mnie, ale mam dobry wzrok. - uznał, wcale niespeszony. -Uśmiecha się częściej od siostry. - dodał, żeby być sprawiedliwym.
-Co co? - uniósł brwi, nie mając pojęcia, o kim Marcel mówi. -Co kto? - doprecyzował, zerkając na Jamesa.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Wygląda jak pióro koguta, skąd mam wiedzieć... — Oburzył się, wyciągając obie ręce przed siebie w geście bezradności. Kiedy dotarło do niego, że to pióro feniksa otworzył usta. No tak, zakon FENIKSA. — Wow, to wasza relikwia? Czy pamiątka... Wporzo stary, nie oceniam. Serio, całkowicie normalne. Ja kolekcjonuję karty z czekoladowych żab, ty pióra... Spoko. — Starał się zapewnić przyjaciela, że nie ma w tym nic złego, nawet jeśli to dość dziwaczne. To, co się wydarzyło zmusi go by podlizywał się przez kolejny miesiąc. Kiedy Steffen spytał, czy leciał na tym ptaku westchnął cicho. Nic nie będzie się odzywał już.
— Roselyn! Znam Roselyn! — Podekscytował się, w końcu mając wspólny temat z kolegami. — Leczyła mnie po... Ehm... Tower. — Mruknął już bez entuzjazmu zerkając na swoje palce. To było po tym, jak próbował zabić Jaydena. Odchrząknął. — Aurelius. Jego daleki kuzyn — dopowiedział, spoglądając na Cattermole'a.
— Roselyn! Znam Roselyn! — Podekscytował się, w końcu mając wspólny temat z kolegami. — Leczyła mnie po... Ehm... Tower. — Mruknął już bez entuzjazmu zerkając na swoje palce. To było po tym, jak próbował zabić Jaydena. Odchrząknął. — Aurelius. Jego daleki kuzyn — dopowiedział, spoglądając na Cattermole'a.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Nie, zabrał nas... Nie pamiętam dobrze - mruknął, ukrywając pióro z powrotem. - Pamiątka - odpowiedział Jamesowi. - Po spotkaniu z najczystszą istotą, jaką widziałem. Nie wiem jak to opisać, ale kiedy znalazł się obok, był jak... jak znak, znak lepszego jutra. Dobry omen, promień słońca. Wystarczyła jego obecność, żeby uwierzyć... że wszystko może się zdarzyć - Sceptycyzm Jamesa nie odebrał jego słowom otwartej szczerości. - Ha! Kartę też mam nową! - Wyciągnął z szafki stosik kart, sprawnie wyciągając z niego najcenniejszą, Harolda Longbottoma. - Przyszedł do mnie w moje urodziny. Myślicie, że to cos znaczy? - Że pewnego dnia będe jak on?
- Kto to jest Rosleyn? - zapytał, zdziwiony sekretami Steffena i Jamesa. Bez słowa przytaknął Doe, Aurelius brzmiał dobrze.
- Kto to jest Rosleyn? - zapytał, zdziwiony sekretami Steffena i Jamesa. Bez słowa przytaknął Doe, Aurelius brzmiał dobrze.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
-…i nadzieję, że wszystko skończy się dobrze? - dokończył cicho Steff, ale nie miał chyba na myśli tylko tamtej sytuacji. Chciałby, szczerze by chciał, żeby wszystko skończyło się dobrze, wszystko o czym dziś rozmawiali.
Pomimo początkowego sceptycyzmu, Jim też dał się chyba porwać urokowi pióra i nic dziwnego. Na pewno rozgrzewało serca wszystkich, na pewno było magiczne!
-Wooow! Pewnie jest strasznie rzadka! - ucieszył się na widok karty, choć na usta cisnęły mu się przypuszczenia, że jeszcze Malfoyowe Ministerstwo wycofa je z obiegu. Nie będzie psuł Marcelowi tej chwili - ani tym, ani stwierdzeniem, że na żywo Minister wygąda na jeszcze przystojniejszego i bardziej majestatycznego (bo brzmiałoby to jakoś dziwnie).
-Roselyn to uzdrowicielka w Dolinie. Jest jeszcze starsza od Kerstin, ale ma ciemne włosy i takie…. Ładne oczy. - opowiedział, zerkając pytająco na Jima. On zawsze mówił o kobietach jakoś barwniej.
-Chcesz swatać Kerstin z kuzynem Marcela? - nie zrozumiał. Tylko dlatego, że mieli tyle samo lat? -A zerwała już z Tomkiem?
Pomimo początkowego sceptycyzmu, Jim też dał się chyba porwać urokowi pióra i nic dziwnego. Na pewno rozgrzewało serca wszystkich, na pewno było magiczne!
-Wooow! Pewnie jest strasznie rzadka! - ucieszył się na widok karty, choć na usta cisnęły mu się przypuszczenia, że jeszcze Malfoyowe Ministerstwo wycofa je z obiegu. Nie będzie psuł Marcelowi tej chwili - ani tym, ani stwierdzeniem, że na żywo Minister wygąda na jeszcze przystojniejszego i bardziej majestatycznego (bo brzmiałoby to jakoś dziwnie).
-Roselyn to uzdrowicielka w Dolinie. Jest jeszcze starsza od Kerstin, ale ma ciemne włosy i takie…. Ładne oczy. - opowiedział, zerkając pytająco na Jima. On zawsze mówił o kobietach jakoś barwniej.
-Chcesz swatać Kerstin z kuzynem Marcela? - nie zrozumiał. Tylko dlatego, że mieli tyle samo lat? -A zerwała już z Tomkiem?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Trochę mu zazdrościł. Tego uczucia, oświecenia. Pewności, że to co czynił jest słusznie po spotkaniu z... tym feniksem. Jakby był nadzieją na wszystko. Jemu brakowało jej coraz bardziej. Przydałby mu się dziś, jutro.
— Diamentowa? — zdumiał się, spoglądając na kartę. — Pokaż — nie czekając na odpowiedź, czy protesty wziął ją do ręki, bardziej by przyjrzeć się temu człowiekowi niż przeczytać, co było o nim napisane. Widywał jego podobiznę w Londynie na plakatach. Nie trudno było go dziś poznać. — Jaki on jest? — Groźny? Surowy? Na takiego wyglądał. Jak ktoś, komu nie chciało się wchodzić w drogę. — Że to przeznaczenie? — gdybał markotnie. Nie potrafił podzielać entuzjazmu Marcela. To wszystko prowadziło ich do zguby. — Spotkałem ją u Vane'a. Mieszka tam chyba — nie pamiętał dobrze; był wtedy w amoku. Zerknął na Steffena z uniesioną brwią. — Eee... Nie. Siostra zabroniła im się spotykać — ale w gruncie rzeczy nie miał pojęcia, jaki stosunek do tego miał sam Thomas. Otworzył usta, ale po chwili westchnął. — To fabryka? Dasz nam znać? — Zerknął na Marcela. — Muszę już wracać. Muszę coś zrobić. Sprawdzę te miejsca, dam wam znać.
— Diamentowa? — zdumiał się, spoglądając na kartę. — Pokaż — nie czekając na odpowiedź, czy protesty wziął ją do ręki, bardziej by przyjrzeć się temu człowiekowi niż przeczytać, co było o nim napisane. Widywał jego podobiznę w Londynie na plakatach. Nie trudno było go dziś poznać. — Jaki on jest? — Groźny? Surowy? Na takiego wyglądał. Jak ktoś, komu nie chciało się wchodzić w drogę. — Że to przeznaczenie? — gdybał markotnie. Nie potrafił podzielać entuzjazmu Marcela. To wszystko prowadziło ich do zguby. — Spotkałem ją u Vane'a. Mieszka tam chyba — nie pamiętał dobrze; był wtedy w amoku. Zerknął na Steffena z uniesioną brwią. — Eee... Nie. Siostra zabroniła im się spotykać — ale w gruncie rzeczy nie miał pojęcia, jaki stosunek do tego miał sam Thomas. Otworzył usta, ale po chwili westchnął. — To fabryka? Dasz nam znać? — Zerknął na Marcela. — Muszę już wracać. Muszę coś zrobić. Sprawdzę te miejsca, dam wam znać.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Spojrzał na Steffena, by zaraz ochoczo skinąć głową. Rozumiał to, znał to uczucie?
- Bije od niego ciepło. Jak od... domowego kominka - Nie znał wcześniej tego ciepła. - Ogniska w pochmurną noc. To nie tylko ogień, nie... temperatura, to coś więcej. To serce, które może nas ocalić - wyznał, wciąż z trochę dziwnym, ale z pewnością szczerym uśmiechem. Wierzył. Szczerze wierzył w to wszystko.
- Diamentowa! A jeśli ją wycofają, będzie unikatowa - oznajmił z fascynacją, też o tym myślał, Ministerstwo mogło zabronić jej dystrybucji, ale taki ruch tylko zwiększyłby przecież jej kolekcjonerską wartość. - Do mnie napisał tylko list. Mogę ci pokazać... - zastanowił się, dalej grzebiąc w szafce. Odnalazł list, który wpierw rozpostarł przed sobą, unosząc w górę kącik ust, gdy wodził spojrzeniem po kolejnych literach. Potem podał go Jamesowi. Chciałby kiedyś móc zobaczyć go naprawdę, czy Steffen miał okazję? Przeniósł na niego wzrok, należał do Zakonu Feniksa dłużej niż on.
- Zobaczymy się pod fabryką - Skinął głową. - Wyślę wam listy. Jasne, zaraz powinni kończyć wieczorny występ. Muszę pomóc sprzątać. Idziesz ze mną, Steffen? - Jeśli nie miał nic lepszego do roboty, mógł popracować. Trzeba było poznosić rekwizyty, pozbierać pogubione fanty na widowni i sprzątnąć pozostawione śmieci. Nie występował w dzisiejszym repertuarze.
- Bije od niego ciepło. Jak od... domowego kominka - Nie znał wcześniej tego ciepła. - Ogniska w pochmurną noc. To nie tylko ogień, nie... temperatura, to coś więcej. To serce, które może nas ocalić - wyznał, wciąż z trochę dziwnym, ale z pewnością szczerym uśmiechem. Wierzył. Szczerze wierzył w to wszystko.
- Diamentowa! A jeśli ją wycofają, będzie unikatowa - oznajmił z fascynacją, też o tym myślał, Ministerstwo mogło zabronić jej dystrybucji, ale taki ruch tylko zwiększyłby przecież jej kolekcjonerską wartość. - Do mnie napisał tylko list. Mogę ci pokazać... - zastanowił się, dalej grzebiąc w szafce. Odnalazł list, który wpierw rozpostarł przed sobą, unosząc w górę kącik ust, gdy wodził spojrzeniem po kolejnych literach. Potem podał go Jamesowi. Chciałby kiedyś móc zobaczyć go naprawdę, czy Steffen miał okazję? Przeniósł na niego wzrok, należał do Zakonu Feniksa dłużej niż on.
- Zobaczymy się pod fabryką - Skinął głową. - Wyślę wam listy. Jasne, zaraz powinni kończyć wieczorny występ. Muszę pomóc sprzątać. Idziesz ze mną, Steffen? - Jeśli nie miał nic lepszego do roboty, mógł popracować. Trzeba było poznosić rekwizyty, pozbierać pogubione fanty na widowni i sprzątnąć pozostawione śmieci. Nie występował w dzisiejszym repertuarze.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Wagon Marcela
Szybka odpowiedź