Piwniczna pracownia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Piwniczna pracownia
Zajmująca znaczną część piwnic pracownia umiejscowiona została dokładnie pod zapleczem sklepu. Jedyne okno w pomieszczeniu znajduje się na wysokości brukowanej ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Kroki przechodniów niejednokrotnie rzucają cień na niską, zakurzoną podłogę. W pomieszczeniu znajduje się stół, zazwyczaj wypełniony składnikami przeznaczonymi do eliksirów, które powinny być uprzątnięte w kredensach ustawionych pod ścianą. Pod sufitem zawieszone zostały warkocze czosnku i inne wiązanki suchych ziół, które nadają pomieszczeniu ciężkiego zapachu, potęgowanego paleniskiem pod kociołki. Do pomieszczenia mają wstęp jedynie upoważnione osoby.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Może to kwestia krwi, a może po prostu wychowania. Fascynacja klątwami nie brała się z niczego i może, gdyby nie fakt, że przez wiele lat słyszała o mocy jaką można było zawrzeć w zwykłym przedmiocie, niespodziankach, które uaktywniały się wraz z przekroczeniem progu czy fiolkach krwi, które w niepowołanych rękach zgotowałaby cierpienie, to nie czułaby tak wielkiej powinności względem rodzinnego dziedzictwa. Nie mogła jednak zrzucić tego jedynie na garb wkładanych jej do głowy opowieści i lekcji, których skuteczności nie chciała nawet oceniać. Ta magia ją pociągała, oddawała spokój, gdy właśnie jego potrzebowała i rozbudzała zmysły, kiedy zapragnęła znów coś poczuć. Niezliczone godziny poświęcone na czytanie manuskryptów, ksiąg tak delikatnych, że gwałtowniejszy ruch ręki mógłby pokruszyć strony, wynajdywanie przeklętych artefaktów, noce spędzone na przeklinaniu zwykłych i niezwykłych przedmiotów. Może to kwestia krwi, a może po prostu wychowania. W chwilach, gdy spoglądała w lustro, widziała odbicie nie tylko siebie, lecz także całej linii przodków, których krew płynęła w jej żyłach. Każde ich osiągnięcie, każda porażka, każda cząstka wiedzy, którą przekazywali z pokolenia na pokolenie, były jej dziedzictwem. Nie mogła tego zignorować, nie mogła się od tego odwrócić. Czasem zdawało jej się, że słyszy szept przeszłości, głosy tych, którzy przyszli przed nią, doradzające jej, prowadzące jej rękę, gdy zagłębiała się w kolejnych zagadkach, runach, które pragnęły pozostać nieodkryte.
Szatynka skinęła głową na słowa kobiety. – Ja również – odparła z lekkim powątpiewaniem w głosie. Znała ją dość dokładnie, bowiem sama kilka lat wstecz takową nakładała. Nie znała tej kobiety, nie wiedziała też jaki klątwa przyniosła efekt, ale poszczególne runy przekleństwa wyryły się w jej wspomnieniu. O tym już jednak nie wspomniała głośno. Nie widziała w tym celu. Każdy posiadał własną moralność, a jej była dość szeroka.
Kącik ust drgnął jej w uśmiechu, gdy dotarły do niej kolejne słowa czarownicy. Podzielała jej zdanie. – To co najpiękniejsze jest często równie niebezpieczne – dodała po części jako przestrogę, po części jako prawdę absolutną. To tyczyło się roślin, zwierząt, ludzi, natury w sposób całościowy. Czy kometa błyszcząca na niebie nie była piękna? Czy przez długi czas nie cieszyła ludzkiego oka by po chwili przynieść im cierpienie i zagładę? Ludzie byli wrażliwi na wszelkiego rodzaju piękno i łatwo było ich w ten sposób omamić, odurzyć. Miłe słowa, piękne gesty, prezenty cieszące oko.
Zastanowiła się przez chwilę rozumiejąc, dokąd kobieta zmierza. Artefakty miały to do siebie, że często przechodziły z rąk do rąk, z pokolenia na pokolenie. Nic dziwnego, że zostawiali na nich własny ślad. Ze skrajności w skrajność – przekleństwa i talizmany. – Sprawdźmy – sięgnęła po różdżkę nie chcąc rzucać słów na wiatr. Jeśli na przedmiocie coś się znajdywało to i tak zanim ten trafi do ewentualnej sprzedaży będą musiały się tego pozbyć. Po części Antonia miała nadzieje, że nie znajdą nazbyt wiele. Lubiła ten moment odkrywania tajemnicy, poznawania historii, ale jeśli klątwa była zbyt rozbudowana, to ściągnięcie jej równało się ryzyku, a to bywało różne. Szatynka zdecydowanie bardziej wolała nakładać klątwy niżeli je ściągać. – Hexa Revelio – rzuciła w oczekiwaniu na efekt.
III poziom starożytnych run + 60
Szatynka skinęła głową na słowa kobiety. – Ja również – odparła z lekkim powątpiewaniem w głosie. Znała ją dość dokładnie, bowiem sama kilka lat wstecz takową nakładała. Nie znała tej kobiety, nie wiedziała też jaki klątwa przyniosła efekt, ale poszczególne runy przekleństwa wyryły się w jej wspomnieniu. O tym już jednak nie wspomniała głośno. Nie widziała w tym celu. Każdy posiadał własną moralność, a jej była dość szeroka.
Kącik ust drgnął jej w uśmiechu, gdy dotarły do niej kolejne słowa czarownicy. Podzielała jej zdanie. – To co najpiękniejsze jest często równie niebezpieczne – dodała po części jako przestrogę, po części jako prawdę absolutną. To tyczyło się roślin, zwierząt, ludzi, natury w sposób całościowy. Czy kometa błyszcząca na niebie nie była piękna? Czy przez długi czas nie cieszyła ludzkiego oka by po chwili przynieść im cierpienie i zagładę? Ludzie byli wrażliwi na wszelkiego rodzaju piękno i łatwo było ich w ten sposób omamić, odurzyć. Miłe słowa, piękne gesty, prezenty cieszące oko.
Zastanowiła się przez chwilę rozumiejąc, dokąd kobieta zmierza. Artefakty miały to do siebie, że często przechodziły z rąk do rąk, z pokolenia na pokolenie. Nic dziwnego, że zostawiali na nich własny ślad. Ze skrajności w skrajność – przekleństwa i talizmany. – Sprawdźmy – sięgnęła po różdżkę nie chcąc rzucać słów na wiatr. Jeśli na przedmiocie coś się znajdywało to i tak zanim ten trafi do ewentualnej sprzedaży będą musiały się tego pozbyć. Po części Antonia miała nadzieje, że nie znajdą nazbyt wiele. Lubiła ten moment odkrywania tajemnicy, poznawania historii, ale jeśli klątwa była zbyt rozbudowana, to ściągnięcie jej równało się ryzyku, a to bywało różne. Szatynka zdecydowanie bardziej wolała nakładać klątwy niżeli je ściągać. – Hexa Revelio – rzuciła w oczekiwaniu na efekt.
III poziom starożytnych run + 60
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 42
'k100' : 42
Podejrzewając z czym mają do czynienia mogły zacząć działać, co panna Borgin nie omieszkała zrobić, ponieważ od razu sięgnęła po różdżkę. Primrose odsunęła się nieznacznie, wiedziała, że zależnie do ilości nadpisanych klątw te różnie się zachowywały w trakcie próby ich wykrycia.
Wypowiedziane zaklęcie zawibrowało w powietrzu, podobnie jak ono samo kiedy ostatnie wiązki oplotły naszyjnik. Mlecznobiała poświata pojawiła się wokół nich, ledwie dostrzegalna, a runy zajaśniały blaskiem zdradzając swoją obecność. Zdecydowanie więcej niż podejrzewała.
-Gebo, Wunjo… Uruz… - Wymieniała kolejno znaki, coraz bardziej zaskoczona ich ilością. Ta zaś wskazywała na to, że przedmiot przechodząc z pokolenia na pokolenie otrzymywał kolejne nadpisy, a te w takim połączeniu mogły wybuchnąć w twarz przy nieostrożnym ich zdejmowaniu. -Nie można tego w takim stanie zostawić. Kto wie, do jakiej mieszanki doszło. - Mruknęła pod nosem, runa to jedno, jeszcze ważne było jaki składnik został do nich wykorzystany - krew, szpik, włókno, wszystko miało niebagatelne znaczenie. Obydwie były tego świadome. -Czeka nas niemała praca. - Zdjęcie każdej z klątw zajmie chwilę czasu. Każda próba niosła ze sobą ryzyko powikłań i niepożądanych działań. Mimowolnie spojrzała na swoje dłonie, kiedy zaatakowała ją sinica, a z pomocą przyszła jej Cassandra Mulciber. Nie chciała przechodzić tego od nowa. Najważniejsze jednak, że wiedziały z czym mają do czynienia, a to znacznie ułatwiało pracę. Nawet tak ciężką jaka się teraz im szykowała.
Spojrzała na zegar, powoli dochodziła dość późna godzina, co oznacza, że dzisiaj więcej nic nie zrobią. To co je czekało wymagało świeżej głowy i spokoju. Teraz zaś nie sądziła, że posiadają jedno o drugie.
Nakładając powtórnie rękawiczki na dłonie sięgnęła po naszyjnik, który spakowała do skrzyni w jakiej go przynieśli. Teraz naszła ją myśl, że samą skrzynię należało również sprawdzić. Kto wie, czy i ona nie została naznaczona zabezpieczeniami lub klątwami. Niczego nie można było zakładać ani pomijać, nie w tej branży, a ludzie mieli szalone pomysły i bardzo często niesamowicie głupie.
Dzwonek u drzwi świadczył o tym, że przyszedł kolejny klient, którego nie mogła zignorować. Odkładając skrzynkę z naszyjnikime na półkę skierowała się do wyjścia.
-Co tym razem? Kolejna rzecz do sprzedaży czy będą chcieli zakupić upiora w butelce? - Zapytała rzucając przez ramię delikatny uśmiech w stronę panny Borgin jakby właśnie zaproponowała mały zakład. Wpływ pewnego czarodzieja możliwe, że był na nią aż nazbyt duży, a być może nawet lady Burke czasami potrafiła ukazać trochę więcej zadziorności niż innym się zdawało, że w sobie ma.
|Rzut na to co się stanie
|zt x 2
Wypowiedziane zaklęcie zawibrowało w powietrzu, podobnie jak ono samo kiedy ostatnie wiązki oplotły naszyjnik. Mlecznobiała poświata pojawiła się wokół nich, ledwie dostrzegalna, a runy zajaśniały blaskiem zdradzając swoją obecność. Zdecydowanie więcej niż podejrzewała.
-Gebo, Wunjo… Uruz… - Wymieniała kolejno znaki, coraz bardziej zaskoczona ich ilością. Ta zaś wskazywała na to, że przedmiot przechodząc z pokolenia na pokolenie otrzymywał kolejne nadpisy, a te w takim połączeniu mogły wybuchnąć w twarz przy nieostrożnym ich zdejmowaniu. -Nie można tego w takim stanie zostawić. Kto wie, do jakiej mieszanki doszło. - Mruknęła pod nosem, runa to jedno, jeszcze ważne było jaki składnik został do nich wykorzystany - krew, szpik, włókno, wszystko miało niebagatelne znaczenie. Obydwie były tego świadome. -Czeka nas niemała praca. - Zdjęcie każdej z klątw zajmie chwilę czasu. Każda próba niosła ze sobą ryzyko powikłań i niepożądanych działań. Mimowolnie spojrzała na swoje dłonie, kiedy zaatakowała ją sinica, a z pomocą przyszła jej Cassandra Mulciber. Nie chciała przechodzić tego od nowa. Najważniejsze jednak, że wiedziały z czym mają do czynienia, a to znacznie ułatwiało pracę. Nawet tak ciężką jaka się teraz im szykowała.
Spojrzała na zegar, powoli dochodziła dość późna godzina, co oznacza, że dzisiaj więcej nic nie zrobią. To co je czekało wymagało świeżej głowy i spokoju. Teraz zaś nie sądziła, że posiadają jedno o drugie.
Nakładając powtórnie rękawiczki na dłonie sięgnęła po naszyjnik, który spakowała do skrzyni w jakiej go przynieśli. Teraz naszła ją myśl, że samą skrzynię należało również sprawdzić. Kto wie, czy i ona nie została naznaczona zabezpieczeniami lub klątwami. Niczego nie można było zakładać ani pomijać, nie w tej branży, a ludzie mieli szalone pomysły i bardzo często niesamowicie głupie.
Dzwonek u drzwi świadczył o tym, że przyszedł kolejny klient, którego nie mogła zignorować. Odkładając skrzynkę z naszyjnikime na półkę skierowała się do wyjścia.
-Co tym razem? Kolejna rzecz do sprzedaży czy będą chcieli zakupić upiora w butelce? - Zapytała rzucając przez ramię delikatny uśmiech w stronę panny Borgin jakby właśnie zaproponowała mały zakład. Wpływ pewnego czarodzieja możliwe, że był na nią aż nazbyt duży, a być może nawet lady Burke czasami potrafiła ukazać trochę więcej zadziorności niż innym się zdawało, że w sobie ma.
|Rzut na to co się stanie
|zt x 2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
|10.10.1958
W pracowni panował półmrok. Słońce, które o tej porze dnia wkradało się przez wysokie, zakurzone okna, rzucało wąskie, złociste smugi na masywne drewniane biurko. Na jego powierzchni spoczywały narzędzia, każde starannie ułożone, wyczyszczone, jakby czekały na swój moment. Młotki, pilniki, dłutka i igły jubilerskie. W powietrzu unosił się zapach metalu, zmieszany z lekką nutą wosku i wypalanej skóry, a ciche brzęczenie dochodzące z małeo palnika pod kociołkiem, świadczyło o nieustającej pracy ognia. Dziś tworzyła coś wyjątkowego. Zlecenie, które przyjął kilka dni temu, było szczególne – pierścień z wizerunkiem wijącego się węża, zamówiony Harlanda Parkinsona. Rodzina, która szczyciła się dobrym gustem i dbałością o detale. Nie mogła pozwolić sobie na jakikolwiek błąd.
Westchnęła cicho, podnosząc dłuto i delikatnie naciskając na powierzchnię wosku. Kształt pierścienia już istniał – prosty, klasyczny sygnet o szerokiej płaskiej tarczy, na której miała spocząć jej misterna praca. Teraz jednak przyszedł czas, by z wosku wyłonić się zaczął wąż. Dłonie Primrose pewnie, lecz z wyczuciem, zaczęły skrawać maleńkie fragmenty materiału, formując najpierw korpus węża, który miał owinąć się wokół tarczy sygnetu. Jej wyobraźnia tkała obraz, jak wąż pełznie po pierścieniu, jego ciało gładkie, smukłe, lecz z wyraźnie zaznaczonymi łuskami.
Każdy ruch narzędzia był przemyślany, nic nie mogło zostać pozostawione przypadkowi. Wiedziała, że choć wosk jest plastyczny, to każdy błąd, każde za mocne naciśnięcie, mogłoby zniweczyć godziny pracy. Ciało węża zaczynało wyłaniać się z surowego kształtu, a łuski, które powoli ryła, nabierały kształtu. Gdy skończył, odsunęła się na chwilę, by ocenić swój postęp. Ciepłe światło świecy oświetlało drobne detale – woskowy wąż zdawał się być żywy, jego ciało owijało się wokół sygnetu z gracją, a głowa była lekko uniesiona, z maleńkimi zagłębieniami, które wkrótce staną się miejscem na oczy z chalkantytu.
Następnym krokiem było odlewanie. Czarownica wstała od biurka, sprawdziła kociołek, gdzie temperatura była już idealna. Znała każdy etap tego procesu, każdy dźwięk i zapach były jej bliskie od lat. Woskowy model, zamknięty w specjalnej formie, powoli zanurzyła w gipsie, by stworzyć odcisk, który po zastygnięciu wypełni płynne złoto zmieszane ze srebrem. Kiedy gips wyschnął, podgrzałą formę, a wosk zaczął się topić, tworząc wewnątrz pustą przestrzeń, która stanie się miejscem dla metalu. Czekała cierpliwie, jak zawsze, pozwalając swojej myśli błądzić, choć nigdy na tyle daleko, by nie być gotową na kolejny etap.
Kilka godzin później, kiedy złoto zostało przelane do formy i ostygło, nadszedł czas na wyjęcie pierścienia. Starannie rozbiła formę, uwalniając surowy sygnet, teraz jeszcze matowy i nierówny, ale już w pełni ukształtowany. Wąż, który wcześniej istniał tylko w woskowej wersji, teraz lśnił w blasku, jednak potrzebował jeszcze ostatecznych poprawek. Zasiadła ponownie przy biurku, tym razem z narzędziami do wykańczania. Za pomocą pilników i mikroskopijnych narzędzi, zaczęłą nadawać ciału węża wyrazistości. Każda łuska została poprawiona, a detale na głowie i ogonie węża dopracowane z chirurgiczną precyzją. Oczy z maleńkich chalkantytów zostały oprawione z największą starannością. Dodały one wężowi groźnego, a zarazem tajemniczego wyrazu, jakby pilnował czegoś cennego.
Kiedy skończyła, odetchnęłą głęboko. Sygnet lśnił, a wąż zdawał się niemal pełzać po złotej powierzchni. Czekał ją ostatni etap, czyli wyrycie runy, która zapięczętuje moc sygnetu, który jednocześnie miał stać się amuletem. Precyzja nie była jej obca, ale zawsze na tym etapie czuła lekkie poddenerowanie. Jeżeli nie wyjdzie, będzie musiała całą pracę wykonać od nowa.
|Wykonuję talizman "Runa dumnej pawęży", st. 80
Rzut k100 na powodzenie, k6 na +X do rzutu k100 na wszystkie zaklęcia typu protego.
Alchemia: 29 +2
W pracowni panował półmrok. Słońce, które o tej porze dnia wkradało się przez wysokie, zakurzone okna, rzucało wąskie, złociste smugi na masywne drewniane biurko. Na jego powierzchni spoczywały narzędzia, każde starannie ułożone, wyczyszczone, jakby czekały na swój moment. Młotki, pilniki, dłutka i igły jubilerskie. W powietrzu unosił się zapach metalu, zmieszany z lekką nutą wosku i wypalanej skóry, a ciche brzęczenie dochodzące z małeo palnika pod kociołkiem, świadczyło o nieustającej pracy ognia. Dziś tworzyła coś wyjątkowego. Zlecenie, które przyjął kilka dni temu, było szczególne – pierścień z wizerunkiem wijącego się węża, zamówiony Harlanda Parkinsona. Rodzina, która szczyciła się dobrym gustem i dbałością o detale. Nie mogła pozwolić sobie na jakikolwiek błąd.
Westchnęła cicho, podnosząc dłuto i delikatnie naciskając na powierzchnię wosku. Kształt pierścienia już istniał – prosty, klasyczny sygnet o szerokiej płaskiej tarczy, na której miała spocząć jej misterna praca. Teraz jednak przyszedł czas, by z wosku wyłonić się zaczął wąż. Dłonie Primrose pewnie, lecz z wyczuciem, zaczęły skrawać maleńkie fragmenty materiału, formując najpierw korpus węża, który miał owinąć się wokół tarczy sygnetu. Jej wyobraźnia tkała obraz, jak wąż pełznie po pierścieniu, jego ciało gładkie, smukłe, lecz z wyraźnie zaznaczonymi łuskami.
Każdy ruch narzędzia był przemyślany, nic nie mogło zostać pozostawione przypadkowi. Wiedziała, że choć wosk jest plastyczny, to każdy błąd, każde za mocne naciśnięcie, mogłoby zniweczyć godziny pracy. Ciało węża zaczynało wyłaniać się z surowego kształtu, a łuski, które powoli ryła, nabierały kształtu. Gdy skończył, odsunęła się na chwilę, by ocenić swój postęp. Ciepłe światło świecy oświetlało drobne detale – woskowy wąż zdawał się być żywy, jego ciało owijało się wokół sygnetu z gracją, a głowa była lekko uniesiona, z maleńkimi zagłębieniami, które wkrótce staną się miejscem na oczy z chalkantytu.
Następnym krokiem było odlewanie. Czarownica wstała od biurka, sprawdziła kociołek, gdzie temperatura była już idealna. Znała każdy etap tego procesu, każdy dźwięk i zapach były jej bliskie od lat. Woskowy model, zamknięty w specjalnej formie, powoli zanurzyła w gipsie, by stworzyć odcisk, który po zastygnięciu wypełni płynne złoto zmieszane ze srebrem. Kiedy gips wyschnął, podgrzałą formę, a wosk zaczął się topić, tworząc wewnątrz pustą przestrzeń, która stanie się miejscem dla metalu. Czekała cierpliwie, jak zawsze, pozwalając swojej myśli błądzić, choć nigdy na tyle daleko, by nie być gotową na kolejny etap.
Kilka godzin później, kiedy złoto zostało przelane do formy i ostygło, nadszedł czas na wyjęcie pierścienia. Starannie rozbiła formę, uwalniając surowy sygnet, teraz jeszcze matowy i nierówny, ale już w pełni ukształtowany. Wąż, który wcześniej istniał tylko w woskowej wersji, teraz lśnił w blasku, jednak potrzebował jeszcze ostatecznych poprawek. Zasiadła ponownie przy biurku, tym razem z narzędziami do wykańczania. Za pomocą pilników i mikroskopijnych narzędzi, zaczęłą nadawać ciału węża wyrazistości. Każda łuska została poprawiona, a detale na głowie i ogonie węża dopracowane z chirurgiczną precyzją. Oczy z maleńkich chalkantytów zostały oprawione z największą starannością. Dodały one wężowi groźnego, a zarazem tajemniczego wyrazu, jakby pilnował czegoś cennego.
Kiedy skończyła, odetchnęłą głęboko. Sygnet lśnił, a wąż zdawał się niemal pełzać po złotej powierzchni. Czekał ją ostatni etap, czyli wyrycie runy, która zapięczętuje moc sygnetu, który jednocześnie miał stać się amuletem. Precyzja nie była jej obca, ale zawsze na tym etapie czuła lekkie poddenerowanie. Jeżeli nie wyjdzie, będzie musiała całą pracę wykonać od nowa.
|Wykonuję talizman "Runa dumnej pawęży", st. 80
Rzut k100 na powodzenie, k6 na +X do rzutu k100 na wszystkie zaklęcia typu protego.
Alchemia: 29 +2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Primrose Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'k6' : 2
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'k6' : 2
Piwniczna pracownia
Szybka odpowiedź