Piwniczna pracownia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Piwniczna pracownia
Zajmująca znaczną część piwnic pracownia umiejscowiona została dokładnie pod zapleczem sklepu. Jedyne okno w pomieszczeniu znajduje się na wysokości brukowanej ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Kroki przechodniów niejednokrotnie rzucają cień na niską, zakurzoną podłogę. W pomieszczeniu znajduje się stół, zazwyczaj wypełniony składnikami przeznaczonymi do eliksirów, które powinny być uprzątnięte w kredensach ustawionych pod ścianą. Pod sufitem zawieszone zostały warkocze czosnku i inne wiązanki suchych ziół, które nadają pomieszczeniu ciężkiego zapachu, potęgowanego paleniskiem pod kociołki. Do pomieszczenia mają wstęp jedynie upoważnione osoby.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Antonia dzisiejszej nocy w ogóle nie spała. Wiedziała, że nie było idealnego przepisu na klątwę i wszystkie tradycje nakładania ich gdzieś po prostu się już zatarły. Robiła to już w prawdziwie ekstremalnych warunkach i nigdy nie było reguły. Czasem się udawało, a czasem nie; jak ze wszystkim. Zadanie od Czarnego Pana nie było jednak łatwe i doskonale o tym wiedziała dlatego postanowiła wrócić do starych przyzwyczajeń i rytuałów. W końcu kiedyś wierzono, że dobrą klątwę można stworzyć tylko po nieprzespanej nocy. Nie próżnowała. Starała się znaleźć odpowiednie połączenie tak by Bagman nigdy nie złamał nałożonej przez nich klątwy. O to w końcu w tym wszystkim chodziło. To musiała być bardzo silna klątwa i Antonia cieszyła się, że Czarny Pan dostarczył im fiolkę krwi Bagmana. Ta była naprawdę najważniejsza podczas ich rytuału. - Zajmę się przygotowaniem odpowiedniej mikstury – zaczęła spoglądając na uzyskane ingrediencje. Nie była dobra w zielarstwie, nie potrafiła tworzyć eliksirów, ale przygotowywanie odpowiednich mikstur do klątw miała jakby w jednym palcu. - Musimy się skupić na runach, które jednocześnie zwiążą go klątwą i nie pozwolą na jej zdjęcie. Jak to najczęściej wygląda przy łamaniu? Musisz rozłożyć klątwę na czynniki pierwsze? - zapytała zaciekawiona bo od tego to wszystko zależało. Antonia sięgnęła po jedną z ksiąg runicznych, które przyniosła ze sobą i otworzyła ją na stronie z czarami wiążącymi życie. Nie znała się na łamaniu klątw, a na ich nakładaniu i to pewnie dlatego Czarny Pan wybrał właśnie ich do tego zadania. Antonia dobrze zawsze czuła się w takich sytuacjach, ale naprawdę nie chciała popełnić błędu. To byłoby już kolejne niepowodzenie, bo choć misja w elektrowni się udała to jednak było tam zbyt wiele błędów, a ona błędów nie lubiła znosić. Chciała ich unikać i pokazać się z jak najlepszej strony. Miała nadzieje, że właśnie tym zadaniem będzie miała na to szansę. Brunetka wrzuciła uzyskane od alchemika składniki, a następnie wlała do misy krew Bagmana. - Jeżeli wszystko się uda to podstawę będziemy mieli z głowy. Trzeba się teraz skupić na odpowiednim doborze run. - a to wbrew wszystkiemu miało być najtrudniejsze zadanie. Odetchnęła głęboko i zaczęła mieszać.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Nie spodobało mu się to, że nie uzyskał od niej jasnej i spójnej odpowiedzi. Przyglądał jej się przez chwilę z dozą zdenerwowania i niecierpliwości, przecież nie potrafił sprawdzić czy złamie klątwę bez żadnej informacji na jej temat. Wypuścił powietrze nosem jak byk, podchodząc do regału uginającego się od zakurzonych książek. Burkowie posiadali pokaźną bibliotekę nie tylko w Durham; kolekcja ze sklepu mogła być mniejsza, ale za to wiele egzemplarzy było dużo cenniejszych. Kilka z ważnych woluminów trzymano właśnie tutaj, bo właśnie w tych murach praktykowano najczarniejszą magię. - Najpierw muszę rozczytać runy. Najtrudniej rozpoznać te, które były nałożone parami, a wyglądają bardzo podobnie. Zlewają się w jedno, często przypominając coś zupełnie innego - odpowiedział, przejeżdżając palcem po skórzanych okładkach w poszukiwaniu tego jednego tytułu. Wreszcie go znalazł, na ostatniej półce, zasłonięty przez pęczek wysuszonej lawendy. Nie sądził, żeby Quentin tak nie dbał o porządek, to musiał być ktoś z Borginów. Przecież on sam tutaj prawie nigdy nie zaglądał, a ostatni eliksir uwarzył w Hogwarcie na zajęciach.
Podszedł do Antoniny, rozkładając swoją księgę obok jej. Czekało ich trudne zadanie, ale przecież nie spodziewali się niczego innego po dołączeniu do tej organizacji. Klątwa dla Bagmana była niezwykle istotna, powinni się czuć zaszczyceni, że właśnie oni zostali wybrani do jej stworzenia. Tym bardziej musiała zadziałać.
Otworzył księgę na odpowiedniej stronie, pokazując dziewczynie kilka run o których myślał. - Łatwo je pomylić - dodał dla jasności, ale nie miał pojęcia czy się nadają do tej klątwy. Nie wiedział jak się je tworzy, nigdy się tym bardziej nie zainteresował, będąc bardziej skupionym na rozwijaniu swoich umiejętności łamacza. Teraz trochę żałował, mógłby posiąść tę wiedzę chociaż na podstawowym poziomie. Sięgnął po nieco pognieciony kawałek pergaminu i pióro, musiał to sobie rozrysować. Zerkał co jakiś czas do kociołka, nie rozumiejąc czy wszystko odpowiednio bulgocze, ale nie szkodzi. Nie on się tutaj na tym znał. - Ewentualnie można pokusić się na coś takiego, ale nie wiem czy wtedy będzie wystarczająco mocne - podsunął jej pergamin pełen obliczeń pod nos, niech wyda jakąś opinię.
Podszedł do Antoniny, rozkładając swoją księgę obok jej. Czekało ich trudne zadanie, ale przecież nie spodziewali się niczego innego po dołączeniu do tej organizacji. Klątwa dla Bagmana była niezwykle istotna, powinni się czuć zaszczyceni, że właśnie oni zostali wybrani do jej stworzenia. Tym bardziej musiała zadziałać.
Otworzył księgę na odpowiedniej stronie, pokazując dziewczynie kilka run o których myślał. - Łatwo je pomylić - dodał dla jasności, ale nie miał pojęcia czy się nadają do tej klątwy. Nie wiedział jak się je tworzy, nigdy się tym bardziej nie zainteresował, będąc bardziej skupionym na rozwijaniu swoich umiejętności łamacza. Teraz trochę żałował, mógłby posiąść tę wiedzę chociaż na podstawowym poziomie. Sięgnął po nieco pognieciony kawałek pergaminu i pióro, musiał to sobie rozrysować. Zerkał co jakiś czas do kociołka, nie rozumiejąc czy wszystko odpowiednio bulgocze, ale nie szkodzi. Nie on się tutaj na tym znał. - Ewentualnie można pokusić się na coś takiego, ale nie wiem czy wtedy będzie wystarczająco mocne - podsunął jej pergamin pełen obliczeń pod nos, niech wyda jakąś opinię.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wiedząc, że mężczyzna odczekuje od niej gotowego rozwiązania byłaby zwyczajnie zaskoczona. Ona sama nigdy o rozwiązanie nie prosiła wiedząc, że co dwie głowy to nie jedna, a ona nie uważała siebie za osobę nieomylną. Wręcz przeciwnie. Zdarzało jej się coś pominąć, zdarzało jej się nie zauważyć szczegółów, które przecież były istotne. Choć nie przepadała za formą współpracy to kiedy już do takowej dochodziło to z niej korzystała.
Antonia nigdy nie była specem od eliksirów, ale nakładanie klątw w pewnym sensie od niej tego wymagało dlatego lata spędzone nad książkami i w praktyce nauczyły ją większości potrzebnych receptur. Teraz wiedziała, że przyłożyć się musi milion razy bardziej. Ciężko będzie powtórzyć to wszystko gdyby coś poszło nie tak. Nie chciała nawet myśleć o tym jak ich porażka zostałaby później odebrana.
Brunetka znała się na runach. Edgar też musiał dobrze się w nich orientować skoro tak czynnie zajmował się ich sklepem rodzinnym i dodatkowo zdejmował klątwy. Wiedziała też, że wcześniej dość często wyjeżdżał w poszukiwaniach cennych artefaktów. Teraz wszyscy poświęcili się wyższej sprawie. Antonia skrycie czekała na rozwój wydarzeń zastanawiając się nad tym jak finalnie będzie wyglądać ich świat kiedy to wszystko się skończy. Takie myśli pojawiały się w jej głowie dość często. Choć cierpliwości zwykle miewała w sobie wiele to jednak zawsze czegoś jej brakowało. Lubiła widzieć rezultaty własnych działań. Słysząc słowa mężczyzny skinęła głową. Rozumiała problem z plątającymi się runami. Wiedziała, że nałożenie tej klątwy nie będzie łatwe tak jak nie będzie łatwe znalezienie do tego odpowiednich run. Właśnie dlatego współpracowali ze sobą. Żeby nikt nie był w stanie jej złamać. Przynajmniej taką miała nadzieje.
Połączenie wybranych przez Edgara run wydawało się być słuszne. Sama prawdopodobnie właśnie takie runy by wybrała. Wiedziała jednak, że moc klątwy należy wzmocnić niemalże z każdej strony. Wyznawała, że przezorny zawsze ubezpieczony i nawet jeśli coś wydawało się być idealnie dopasowane to jednak żadna magia nie broniła dodatkowych wzmocnień. - Przy runie Mannaz... – która oznaczała człowieka -… dodałabym Naudiz – która jest oznaką przymusu. Było to połączenie, które mogło także sprawić, że ofiara nie będzie próbowała się sprzeciwić, a to dużo by ułatwiło. - No i na samym końcu pergaminu dodajmy Isa aby wzmocnić koncentracje. - ona zawsze tak robiła bo to dawało jej jakąś pewność, że nawet jeśli nie uda jej się samej odpowiednio skoncentrować to magia zrobi to za nią. - Co myślisz? - zapytała jeszcze kontrolnie chcąc się upewnić czy mężczyzna podziela jej zdanie. Ona wiedziała jak klątwę rzucić, wiedziała co zrobić, żeby ta była silna i się utrzymała. Jednakże druga opinia mogła rozwiać jakiekolwiek wątpliwości.
Antonia nigdy nie była specem od eliksirów, ale nakładanie klątw w pewnym sensie od niej tego wymagało dlatego lata spędzone nad książkami i w praktyce nauczyły ją większości potrzebnych receptur. Teraz wiedziała, że przyłożyć się musi milion razy bardziej. Ciężko będzie powtórzyć to wszystko gdyby coś poszło nie tak. Nie chciała nawet myśleć o tym jak ich porażka zostałaby później odebrana.
Brunetka znała się na runach. Edgar też musiał dobrze się w nich orientować skoro tak czynnie zajmował się ich sklepem rodzinnym i dodatkowo zdejmował klątwy. Wiedziała też, że wcześniej dość często wyjeżdżał w poszukiwaniach cennych artefaktów. Teraz wszyscy poświęcili się wyższej sprawie. Antonia skrycie czekała na rozwój wydarzeń zastanawiając się nad tym jak finalnie będzie wyglądać ich świat kiedy to wszystko się skończy. Takie myśli pojawiały się w jej głowie dość często. Choć cierpliwości zwykle miewała w sobie wiele to jednak zawsze czegoś jej brakowało. Lubiła widzieć rezultaty własnych działań. Słysząc słowa mężczyzny skinęła głową. Rozumiała problem z plątającymi się runami. Wiedziała, że nałożenie tej klątwy nie będzie łatwe tak jak nie będzie łatwe znalezienie do tego odpowiednich run. Właśnie dlatego współpracowali ze sobą. Żeby nikt nie był w stanie jej złamać. Przynajmniej taką miała nadzieje.
Połączenie wybranych przez Edgara run wydawało się być słuszne. Sama prawdopodobnie właśnie takie runy by wybrała. Wiedziała jednak, że moc klątwy należy wzmocnić niemalże z każdej strony. Wyznawała, że przezorny zawsze ubezpieczony i nawet jeśli coś wydawało się być idealnie dopasowane to jednak żadna magia nie broniła dodatkowych wzmocnień. - Przy runie Mannaz... – która oznaczała człowieka -… dodałabym Naudiz – która jest oznaką przymusu. Było to połączenie, które mogło także sprawić, że ofiara nie będzie próbowała się sprzeciwić, a to dużo by ułatwiło. - No i na samym końcu pergaminu dodajmy Isa aby wzmocnić koncentracje. - ona zawsze tak robiła bo to dawało jej jakąś pewność, że nawet jeśli nie uda jej się samej odpowiednio skoncentrować to magia zrobi to za nią. - Co myślisz? - zapytała jeszcze kontrolnie chcąc się upewnić czy mężczyzna podziela jej zdanie. Ona wiedziała jak klątwę rzucić, wiedziała co zrobić, żeby ta była silna i się utrzymała. Jednakże druga opinia mogła rozwiać jakiekolwiek wątpliwości.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Przyglądał się uważnie jej rozwiązaniom, wcale nie będąc pewnym, że okażą się skuteczne. Owszem, mogły zadziałać na laika, który nawet nie wie na co zwrócić uwagę podczas korzystania z takich przedmiotów. Pytanie jednak brzmi czy zadziała na Bagmana, który bądź co bądź jest w stanie wyczuć pewne nieprawidłowości. Edgar nie wiedział na ile jest zaawansowany w sztuce łamania klątw, ale na pewno nie można było go lekceważyć, skoro jest tak istotny dla Czarnego Pana. Muszą wymyślić coś jeszcze trudniejszego, coś niemalże ponad ich umiejętności. Niby nie powinni ryzykować, ale jeżeli nie pokuszą się na odrobinę szaleństwa, ich klątwa może nie okazać się wystarczająco skomplikowana. Tak wydawało się Edgarowi, dlatego spojrzał na zaproponowane runy z dozą nieufności. - Rozumiem - mruknął, podsuwając księgę bliżej siebie. To miało sens, nie mógł jej zaprzeczyć, ale wciąż czegoś mu brakowało. Zaczął bębnić cicho palcami o drewniany blat, zastanawiając się nad ewentualnymi zmianami. Nie mogli sobie pozwolić na błąd i niedociągnięcia. - A gdyby tak dodać do tego wszystkiego runę Wyrd? Całkiem zlałaby się z Isą i Mannaz - gdyby dostał taką klątwę, z pewnością miałby problem ze złamaniem jej. Nakładające się runy były dla niego największą zmorą, poza tym to właśnie one zazwyczaj chowały w sobie najgroźniejsze zaklęcia. - Spójrz - ponownie chwycił za pergamin, chcąc dokładnie rozrysować swój pomysł, który kiełkował mu w głowie. Uznawał jej pomysł za bardzo dobry, ale musiał nanieść swoje poprawki. Po to siedzieli tutaj razem, żeby połączyć swoją wiedzę i wymyślić klątwę idealną. - Widzisz? - Był wzrokowcem, lubił widzieć wszystkie rozwiązania, bez pióra i kawałka pergaminu nie myślałoby mu się za dobrze. - Nie wiem czy istnieje możliwość odwrócenia Naudiz czy to całkiem utraciłoby jej moc - zerknął na Antoninę, oczekując jej odpowiedzi. Wiedział, że runy to i tak tylko początek - prawdopodobnie najtrudniejszy, ale jednak. Wciąż trzeba było wykonać wiele skomplikowanych kroków, jak chociażby uwarzyć idealny eliksir. - Poradzisz sobie z eliksirem? - To było zbyt poważne zlecenie, żeby trzymać w sobie takie wątpliwości. A niestety miał ich sporo, bo choć wierzył w zdolności Antonii odnośnie nakładania klątw, w zdolności alchemiczne wierzył jedynie swojemu młodszemu bratu. Prawdopodobnie dlatego, że sam nie miał o tym zielonego pojęcia.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Antonia doskonale wiedziała, że wszystko co dzisiaj zrobią będzie dla niej niewystarczające. Taka właśnie była. Kiedy chciała zrobić coś najlepiej jak się dało szukała rozwiązań, które mogłyby przynieść upragniony efekt i jednocześnie spoglądając na ryzyka niepowodzeń. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdzieś tam na świecie jest ktoś kto będzie w stanie złamać napisaną przez nich klątwę, ale miała nadzieje, że mężczyzna na taką osobę nie trafi. Posłuszeństwo często nie było odczuwane negatywnie, a pozytywnie. Rzucona klątwa miała nie tylko zabronić mu sprzeciwiania się, ale także uczynić go pod tym względem chętnym człowiekiem. To absurd, ale tego właśnie od nich oczekiwano.
Czarownica raz w życiu była świadkiem takiego wymuszonego posłuszeństwa. Oczywiście w podobny sposób działało chociażby imperio, ale taka klątwa nie opierała się na podobnej magii. Była bardziej złożona, w pewnym stopniu miała się stać elementem jego funkcjonowania i może właśnie to w tym wszystkim było najtrudniejsze.
Kobieta spojrzała na rozrysowane runy. Skinęła głową jakby do siebie analizując każdą z nich. Siła z jaką miały być wypisane także była ważna. Chyba właśnie to tak bardzo podobało jej się w runach. Liczyła się symbolika, liczył się sposób rozrysowanych run, liczyło się nawet to jak osoba rzucająca klątwę spała w noc poprzedzającą. Magia właśnie taka była. Zawierała tak wiele elementów wiążących, że tylko głupiec by zwątpił w ich moc. - Zadziała. Nie rotujmy jej całkowicie. - odparła wyobrażając sobie moc runy w połączeniu z tymi wszystkimi jakie posiadali. Wierzyła, że tak będzie. Już mocniej zabezpieczyć się tej klątwy nie dało, a nawet jeśli to tylko skomplikowałoby jej rzucenie, a na porażkę pozwolić sobie nie mogli, bo nawet jeśli Bagman był człowiekiem, który mógł sobie poradzić z tego typu rzeczami to fakt działania klątwy w całkowitym utajeniu miał to zablokować. W tym momencie myślała, że udało im się zawrzeć już wszystko. - Baza jest gotowa. Wystarczy dodać krew. - zaczęła spoglądając na rysunek run. - Przepiszesz je na oddzielny pergamin? Tak by każda była dokładnie widoczna? Ja skończę miksturę i rzucimy klątwę. - dodała biorąc ostatni z elementów do ręki.
Czarownica raz w życiu była świadkiem takiego wymuszonego posłuszeństwa. Oczywiście w podobny sposób działało chociażby imperio, ale taka klątwa nie opierała się na podobnej magii. Była bardziej złożona, w pewnym stopniu miała się stać elementem jego funkcjonowania i może właśnie to w tym wszystkim było najtrudniejsze.
Kobieta spojrzała na rozrysowane runy. Skinęła głową jakby do siebie analizując każdą z nich. Siła z jaką miały być wypisane także była ważna. Chyba właśnie to tak bardzo podobało jej się w runach. Liczyła się symbolika, liczył się sposób rozrysowanych run, liczyło się nawet to jak osoba rzucająca klątwę spała w noc poprzedzającą. Magia właśnie taka była. Zawierała tak wiele elementów wiążących, że tylko głupiec by zwątpił w ich moc. - Zadziała. Nie rotujmy jej całkowicie. - odparła wyobrażając sobie moc runy w połączeniu z tymi wszystkimi jakie posiadali. Wierzyła, że tak będzie. Już mocniej zabezpieczyć się tej klątwy nie dało, a nawet jeśli to tylko skomplikowałoby jej rzucenie, a na porażkę pozwolić sobie nie mogli, bo nawet jeśli Bagman był człowiekiem, który mógł sobie poradzić z tego typu rzeczami to fakt działania klątwy w całkowitym utajeniu miał to zablokować. W tym momencie myślała, że udało im się zawrzeć już wszystko. - Baza jest gotowa. Wystarczy dodać krew. - zaczęła spoglądając na rysunek run. - Przepiszesz je na oddzielny pergamin? Tak by każda była dokładnie widoczna? Ja skończę miksturę i rzucimy klątwę. - dodała biorąc ostatni z elementów do ręki.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Klątwa, którą planowali stworzyć, nie należała do najłatwiejszych. Wręcz przeciwnie. Należała do jednych z najtrudniejszych z jakimi Edgar miał do tej pory do czynienia. Musiał się poważnie skupić, żeby zauważyć każdy szczegół, zwrócić uwagę na każdy niuans. Szczególnie, że pomagał przy tworzeniu klątwy, w czym kompletnie nie miał doświadczenia. Zazwyczaj dostawał artefakt już dawno obłożony czarnomagicznym zaklęciem, więc nie miał żadnego wpływu na to jak zostało nałożone. Teraz miał okazję obejrzeć cały proces od drugiej strony i w dodatku wziąć w nim udział: niemały, jego uwagi mogą stać się kluczowe skoro Bagman najprawdopodobniej zna się na tej szlachetnej sztuce. - Tyle powinno wystarczyć - obrócił wcześniej wspomnianą runę, ale nie za bardzo - wydawało mu się, że rozumie uwagę Antoniny, i tak powinno być w porządku.
Kiwnął głową, podchodząc do drewnianej komody, z której wyjął jeszcze jeden kawałek czystego pergaminu. Usiadł z powrotem przy stole, precyzyjnie przepisując runy. Jedna za drugą, pilnując, żeby w połowie pisania linii nie zabrakło mu atramentu. Pismo musiało być doskonałe, tak jak ich klątwa, która pod żadnym pozorem nie mogła po prostu się nie udać. To nie było zwykłe zamówienie, to był rozkaz Czarnego Pana, a z tym Edgar nie miał zamiaru dyskutować. Skoro chciał dostać taką klątwę, może być pewny, że ją dostanie. A przynajmniej Edgar zrobi wszystko co w jego mocy, żeby właśnie tak się stało. Z początku nie był do końca przekonany do tej organizacji, ale z czasem uświadomił sobie potęgę Toma Riddle'a i doszedł do wniosku, że jeżeli chcą coś osiągnąć, to potrzebują tak silnego lidera jak on. Nikt nie jest w stanie go zastąpić, tego Edgar był pewny.
- To zadziała - stwierdził, przyglądając się dokładnie swojemu pergaminowi. Nigdy nie miał większego problemu z kaligrafią, nawet jeżeli chodziło o starożytne runy. Był zadowolony ze swojej pracy, nie mógł mieć jednak pewności co do wyników Antonii. Zerknął na dymiący kociołek, uświadamiając sobie, że nawet nie jest w stanie jej skontrolować, a jeżeli coś zepsuje, wina będzie leżała po obu stronach. - Jesteś pewna, że dasz sobie z tym radę? - Nie wątpił w jej umiejętności, ale była młoda i zapewne nie tak doświadczona jak starsi koledzy po fachu. Miał jednak nadzieję, że słusznie uważa ją za kompetentną osobę i jeżeli odpowie tak, uwierzy jej na słowo.
Kiwnął głową, podchodząc do drewnianej komody, z której wyjął jeszcze jeden kawałek czystego pergaminu. Usiadł z powrotem przy stole, precyzyjnie przepisując runy. Jedna za drugą, pilnując, żeby w połowie pisania linii nie zabrakło mu atramentu. Pismo musiało być doskonałe, tak jak ich klątwa, która pod żadnym pozorem nie mogła po prostu się nie udać. To nie było zwykłe zamówienie, to był rozkaz Czarnego Pana, a z tym Edgar nie miał zamiaru dyskutować. Skoro chciał dostać taką klątwę, może być pewny, że ją dostanie. A przynajmniej Edgar zrobi wszystko co w jego mocy, żeby właśnie tak się stało. Z początku nie był do końca przekonany do tej organizacji, ale z czasem uświadomił sobie potęgę Toma Riddle'a i doszedł do wniosku, że jeżeli chcą coś osiągnąć, to potrzebują tak silnego lidera jak on. Nikt nie jest w stanie go zastąpić, tego Edgar był pewny.
- To zadziała - stwierdził, przyglądając się dokładnie swojemu pergaminowi. Nigdy nie miał większego problemu z kaligrafią, nawet jeżeli chodziło o starożytne runy. Był zadowolony ze swojej pracy, nie mógł mieć jednak pewności co do wyników Antonii. Zerknął na dymiący kociołek, uświadamiając sobie, że nawet nie jest w stanie jej skontrolować, a jeżeli coś zepsuje, wina będzie leżała po obu stronach. - Jesteś pewna, że dasz sobie z tym radę? - Nie wątpił w jej umiejętności, ale była młoda i zapewne nie tak doświadczona jak starsi koledzy po fachu. Miał jednak nadzieję, że słusznie uważa ją za kompetentną osobę i jeżeli odpowie tak, uwierzy jej na słowo.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W skupieniu przystąpiła do końcowego etapu tworzenia wywaru mającego stworzyć klątwę. Bardzo potężną klątwę. Musiała być pewna własnych umiejętności i nie pozwolić sobie nawet na chwile zwątpienia. To co czuła jeszcze przed sekundą miało po prostu wyparować. Wiedziała doskonale jakie rzeczy dzieją się z ludźmi niepewnymi własnych działań. O błędy zawsze było łatwo. Ona także nie należała osób całkowicie bezbłędnych. Nie była na tyle naiwna by wierzyć, że ktoś taki w ogóle istnieje. Jednakże dzisiejszej nocy właśnie w takim przekonaniu musiała trwać. Jej spojrzenie padło na pewną rękę przepisującego runy Edgara. Nie miał wcześniej kontaktu z tworzeniem run, ale była pewna, że na nich zna się bardzo dobrze. Nie da się ich łamać bez tej wiedzy. Klątwa bez nich była niczym.
Antonia ze spokojem tak samo w ciele jak i w umyśle dodała krew mężczyzny do reszty mikstury. Przez ten czas zdążyła zgęstnieć i trochę trwało nim całkowicie zlała się z pozostałymi składnikami. Borgin doskonale znała ten brak zaufania. Ona podobne uczucia kierowała do większości osób, które spotykała na swojej drodze. Teraz jednak nie był czas na wątpliwości. Jeżeli takowe miał co do jej działań powinien zachować je dla siebie. Nie dlatego, że mogło ją to urazić, ale dlatego, że była to trudna sztuka i choć wydawać by się mogło, że przez te wszystkie lata zdążyła już ją dobrze opanować to jednak zawsze pozostawała pewna niepewność. Potrzebowała teraz wierzyć, że wszystko się powiedzie. Uniosła tylko brew i skinęła głową.
Ich świat właśnie tak wyglądał. Ciężko było uwierzyć, że kobieta jest zdolna robić rzeczy, które w dużej mierze należą się jedynie mężczyznom. Nie tylko płeć miała tu znaczenie. Czystość krwi także. Choć zdążyła się już przyzwyczaić do tego jak była oceniana to jednak było w tym wiele samokrytyki. - Jestem gotowa – odparła patrząc na starannie narysowane przez mężczyznę runy. Znajdowało się na nich wszystko. Nawet to by były ukryte przed wzrokiem wszystkich. Nie chciała, żeby złamanie klątwy było takie proste. Nie chciała, żeby w ogóle było możliwe, ale tego jednak pewna być nie mogła. - Zaczynajmy – dodała jeszcze podnosząc wzrok na mężczyznę sprawdzając czy ten też jest gotowy. Przymknęła oczy, wyciągnęła różdżkę, skupiła się na przygotowanych przez nich runach i miksturze. - Ordior – powiedziała z mocą. Wielką mocą. Taką, która powinna wystarczyć by aktywować każdą klątwę. Otworzyła oczy i spojrzała na towarzyszącego jej Edgara. - Musiało się udać. - dodała kończąc ich współpracę.
z.t x2
Antonia ze spokojem tak samo w ciele jak i w umyśle dodała krew mężczyzny do reszty mikstury. Przez ten czas zdążyła zgęstnieć i trochę trwało nim całkowicie zlała się z pozostałymi składnikami. Borgin doskonale znała ten brak zaufania. Ona podobne uczucia kierowała do większości osób, które spotykała na swojej drodze. Teraz jednak nie był czas na wątpliwości. Jeżeli takowe miał co do jej działań powinien zachować je dla siebie. Nie dlatego, że mogło ją to urazić, ale dlatego, że była to trudna sztuka i choć wydawać by się mogło, że przez te wszystkie lata zdążyła już ją dobrze opanować to jednak zawsze pozostawała pewna niepewność. Potrzebowała teraz wierzyć, że wszystko się powiedzie. Uniosła tylko brew i skinęła głową.
Ich świat właśnie tak wyglądał. Ciężko było uwierzyć, że kobieta jest zdolna robić rzeczy, które w dużej mierze należą się jedynie mężczyznom. Nie tylko płeć miała tu znaczenie. Czystość krwi także. Choć zdążyła się już przyzwyczaić do tego jak była oceniana to jednak było w tym wiele samokrytyki. - Jestem gotowa – odparła patrząc na starannie narysowane przez mężczyznę runy. Znajdowało się na nich wszystko. Nawet to by były ukryte przed wzrokiem wszystkich. Nie chciała, żeby złamanie klątwy było takie proste. Nie chciała, żeby w ogóle było możliwe, ale tego jednak pewna być nie mogła. - Zaczynajmy – dodała jeszcze podnosząc wzrok na mężczyznę sprawdzając czy ten też jest gotowy. Przymknęła oczy, wyciągnęła różdżkę, skupiła się na przygotowanych przez nich runach i miksturze. - Ordior – powiedziała z mocą. Wielką mocą. Taką, która powinna wystarczyć by aktywować każdą klątwę. Otworzyła oczy i spojrzała na towarzyszącego jej Edgara. - Musiało się udać. - dodała kończąc ich współpracę.
z.t x2
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Edgarowi i Antonii udało się zdobyć niezbędne składniki i ingrediencje a także nie dopuścić do tego, by wścibski czarodziej wciskał nos w nie swoje sprawy. Posiadając już cały runiczny asortyment, mogli zabrać się do podjęcia trudnego, rozbudowanego wyzwania. Opracowanie rytuału oraz dbałość o to, aby nie zakończył się tragiczną porażką, kosztowało ich wiele: czasu, skupienia, magicznych sił. Ostrożność oraz talent obydwu Rycerzy Walpurgii, związanych ze starożytnymi runami, opłaciły się - przygotowane runy rozbłysły a wykorzystana krew połączyła zabezpieczającą moc silnych zaklęć z wolą i jestestwem czarnoksiężnika. Zarówno Burke jak i Borgin mogli wyczuć, że rytuał, choć niezwykle wyczerpujący, zakończył się powodzeniem. Czarny Pan powinien być zadowolony.
29.08
Zbliżała się już północ. Mrok już dawno okrył swoim płaszczem całą dzielnicę, cały Londyn, ba, nawet całą Anglię. Noc była wspaniałym czasem. Kiedy zamierało codzienne, nudne życie zwykłych szarych obywateli, do życia budziły się najgorsze koszmary, krwiożercze potwory i bezduszne bestie. Albo zwyczajne skurwysyny. Jak zwał tak zwał. Nocą, gdy większość dusz kładła się spać, relaksując się w swoich łóżkach, dużo prościej załatwiało się szemrane interesy. To był czas drapieżców, ludzi niebezpiecznych, gotowych cisnąć paskudnym zaklęciem między łopatki czarodzieja, który krzywo na kogoś popatrzył.
Kiedyś Craig właśnie tak na siebie patrzył. Myślał o sobie jako o zwierzęciu nocy. Drapieżniku, który nawet przechadzając się środkiem ulicy, określanej jako ta szczególnie niebezpieczna, wiedział, że nie ma się czego bać. Że to on budzi niepokój. Uważał się za panterę, wielkiego, drapieżnego kota, który królował na tych terenach. Nokturn był przecież już od tak dawna ściśle związany z Burke'ami. To było jego terytorium.
Dziś tę pustą, niewiele wartą pychę zastąpiła ostrożność. Wciąż miał swoje kły, teraz nawet ostrzejsze niż poprzednio. Wciąż miał swoją siłę i ostre pazury. Wciąż był czarną panterą, która królowała na Nokturnie. Jednak ciężko było zapomnieć chwil, gdy wszystko to okazało się tak skuteczne, jak proch na wietrze. Umysł zamknięty w klatce, pogrążony w mroku i powoli osuwający się ku szaleństwie - to go prześladowało, nawiedzało niczym niechciane duchy z przeszłości. Każdy szmer przypominał grzechot kości.
Więc jasne oczy w skupieniu i z uwagą śledziły przez okno ulicę - o tej porze Nokturn wydawał się szczególnie wymarły. Każdy cień, który pojawiał się na horyzoncie, zwiastował jakieś nieszczęście - rabunek, gwałt, porwanie, śmierć. Albo dobrze wykonaną robotę.
- Masz? - tymi to słowami Burke powitał mężczyznę, który przekroczył próg sklepu. Poprowadził Luke'a schodami w dół, do pracowni - uznał, że to będzie najlepsze pomieszczenie do odbioru i przechowania zamówionego towaru, a także późniejszej pracy z nim związanej.
Zbliżała się już północ. Mrok już dawno okrył swoim płaszczem całą dzielnicę, cały Londyn, ba, nawet całą Anglię. Noc była wspaniałym czasem. Kiedy zamierało codzienne, nudne życie zwykłych szarych obywateli, do życia budziły się najgorsze koszmary, krwiożercze potwory i bezduszne bestie. Albo zwyczajne skurwysyny. Jak zwał tak zwał. Nocą, gdy większość dusz kładła się spać, relaksując się w swoich łóżkach, dużo prościej załatwiało się szemrane interesy. To był czas drapieżców, ludzi niebezpiecznych, gotowych cisnąć paskudnym zaklęciem między łopatki czarodzieja, który krzywo na kogoś popatrzył.
Kiedyś Craig właśnie tak na siebie patrzył. Myślał o sobie jako o zwierzęciu nocy. Drapieżniku, który nawet przechadzając się środkiem ulicy, określanej jako ta szczególnie niebezpieczna, wiedział, że nie ma się czego bać. Że to on budzi niepokój. Uważał się za panterę, wielkiego, drapieżnego kota, który królował na tych terenach. Nokturn był przecież już od tak dawna ściśle związany z Burke'ami. To było jego terytorium.
Dziś tę pustą, niewiele wartą pychę zastąpiła ostrożność. Wciąż miał swoje kły, teraz nawet ostrzejsze niż poprzednio. Wciąż miał swoją siłę i ostre pazury. Wciąż był czarną panterą, która królowała na Nokturnie. Jednak ciężko było zapomnieć chwil, gdy wszystko to okazało się tak skuteczne, jak proch na wietrze. Umysł zamknięty w klatce, pogrążony w mroku i powoli osuwający się ku szaleństwie - to go prześladowało, nawiedzało niczym niechciane duchy z przeszłości. Każdy szmer przypominał grzechot kości.
Więc jasne oczy w skupieniu i z uwagą śledziły przez okno ulicę - o tej porze Nokturn wydawał się szczególnie wymarły. Każdy cień, który pojawiał się na horyzoncie, zwiastował jakieś nieszczęście - rabunek, gwałt, porwanie, śmierć. Albo dobrze wykonaną robotę.
- Masz? - tymi to słowami Burke powitał mężczyznę, który przekroczył próg sklepu. Poprowadził Luke'a schodami w dół, do pracowni - uznał, że to będzie najlepsze pomieszczenie do odbioru i przechowania zamówionego towaru, a także późniejszej pracy z nim związanej.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spojrzał w niebo i westchnął cicho. Księżyc wisiał wysoko oświetlając pustą ulicą. Niby Nokturn w nocy był najniebezpieczniejszy, ale dzisiaj wydawał mu się strasznie cichy i spokojny, co w tych czasach należało do rzadkości.
Poprawił torbę na ramieniu po czym ruszył przed siebie. Zlecenie, które ostatnio dostał od Burke'a lekko go zaskoczyło. Wcześniej nigdy nie zlecał mu czegoś takiego, dlatego musiał się nagłówkować by wszystko wyszło dobrze. Nie miał zamiaru dać się złapać czy pozwolić by padł na niego choćby cień podejrzeń. On i ego pracodawca musieli mieć "czyste ręce" gdyby coś poszło nie tak. Larson nie dbał o to, że Burke jest szlachcicem, nie interesowało go to, ale jego zleceniodawca dobrze o tym wiedział. Nie pierwszy raz współpracowali i znał jego podejście do tych spraw.
Zdobycie dwóch ciał nie należało do najprostszych i Luke musiał bardzo uważać. Miał znajomości, znał kogo trzeba i właśnie do tych osób się zgłosił. Podczas układania się z tymi ludźmi musiał im zapłacić z góry. Co prawda nie mógł być pewny, że wykonają pracę, którą im zlecił ostrożnie, ale kwota była na tyle wysoka, że bez problemu zamknęła im usta i o nic więcej nie pytali. Czekał tydzień, bo taki dał im czas. Kiedy dostał wiadomość, udał się na miejsce spotkania. Czekali tam na niego, mając ze sobą "towar". Dwa ciała mugoli czekały na niego w stanie nietkniętym. Nie interesowało go kim byli denaci, była to kobieta w średnim wieku i młody mężczyzna, a ich stan zdrowia wskazywał, że całkiem nieźle się trzymali. Widział, że jest obserwowany uważnie przez ludzi, których najął. Podziękował im za świetnie wykonaną pracę i w ramach bonusu podarował im po butelce wyśmienitego trunku, który wcześniej doprawił trucizną. Sam nie ważył trucizn, w ogóle w eliksirach był raczej poniżej średniej, ale znał odpowiednich ludzi, którzy mu takową przyrządzili z jednoczesnym antidotum. Już od początku planował, że najpierw ktoś wykona za niego brudną robotę, a potem sam się ich pozbędzie, by być pewnym, że nikt nie puści pary z ust. Na sam koniec wzniósł z nimi toast, chcąc mieć pewność, że zażyją truciznę, a po opuszczeniu miejsca spotkania szybko wypił antidotum. Wiedział, że najemnicy umrą w przeciągu godziny.
Następnego dnia tylko przeczytał w Proroku o znalezionych trzech ciałach czarodziei w porcie, a to oznaczało, że wszystko poszło zgodnie z planem.
Dzisiejszej nocy miał przekazać ciała swojemu zleceniodawcy. Zatrzymał się na moment przed budynkiem, po czym rozejrzał się, by upewnić się, że nie jest śledzony. Nabrawszy pewności wszedł do środka.
Od razu zauważył Burke'a, a na jego pytanie jedynie skinął głową, po czym ruszył schodami w dół. Dopiero gdy znaleźli się w piwnicy, gdzie mogli na spokojnie porozmawiać odezwał się.
- Nie ukrywam, zaskoczyła mnie pana prośba. Dość niecodzienna muszę przyznać. - powiedział stawiając torbę na stole, po czym wyjął z niej dwa puchary i po blacie przysunął w kierunku mężczyzny.
Poprawił torbę na ramieniu po czym ruszył przed siebie. Zlecenie, które ostatnio dostał od Burke'a lekko go zaskoczyło. Wcześniej nigdy nie zlecał mu czegoś takiego, dlatego musiał się nagłówkować by wszystko wyszło dobrze. Nie miał zamiaru dać się złapać czy pozwolić by padł na niego choćby cień podejrzeń. On i ego pracodawca musieli mieć "czyste ręce" gdyby coś poszło nie tak. Larson nie dbał o to, że Burke jest szlachcicem, nie interesowało go to, ale jego zleceniodawca dobrze o tym wiedział. Nie pierwszy raz współpracowali i znał jego podejście do tych spraw.
Zdobycie dwóch ciał nie należało do najprostszych i Luke musiał bardzo uważać. Miał znajomości, znał kogo trzeba i właśnie do tych osób się zgłosił. Podczas układania się z tymi ludźmi musiał im zapłacić z góry. Co prawda nie mógł być pewny, że wykonają pracę, którą im zlecił ostrożnie, ale kwota była na tyle wysoka, że bez problemu zamknęła im usta i o nic więcej nie pytali. Czekał tydzień, bo taki dał im czas. Kiedy dostał wiadomość, udał się na miejsce spotkania. Czekali tam na niego, mając ze sobą "towar". Dwa ciała mugoli czekały na niego w stanie nietkniętym. Nie interesowało go kim byli denaci, była to kobieta w średnim wieku i młody mężczyzna, a ich stan zdrowia wskazywał, że całkiem nieźle się trzymali. Widział, że jest obserwowany uważnie przez ludzi, których najął. Podziękował im za świetnie wykonaną pracę i w ramach bonusu podarował im po butelce wyśmienitego trunku, który wcześniej doprawił trucizną. Sam nie ważył trucizn, w ogóle w eliksirach był raczej poniżej średniej, ale znał odpowiednich ludzi, którzy mu takową przyrządzili z jednoczesnym antidotum. Już od początku planował, że najpierw ktoś wykona za niego brudną robotę, a potem sam się ich pozbędzie, by być pewnym, że nikt nie puści pary z ust. Na sam koniec wzniósł z nimi toast, chcąc mieć pewność, że zażyją truciznę, a po opuszczeniu miejsca spotkania szybko wypił antidotum. Wiedział, że najemnicy umrą w przeciągu godziny.
Następnego dnia tylko przeczytał w Proroku o znalezionych trzech ciałach czarodziei w porcie, a to oznaczało, że wszystko poszło zgodnie z planem.
Dzisiejszej nocy miał przekazać ciała swojemu zleceniodawcy. Zatrzymał się na moment przed budynkiem, po czym rozejrzał się, by upewnić się, że nie jest śledzony. Nabrawszy pewności wszedł do środka.
Od razu zauważył Burke'a, a na jego pytanie jedynie skinął głową, po czym ruszył schodami w dół. Dopiero gdy znaleźli się w piwnicy, gdzie mogli na spokojnie porozmawiać odezwał się.
- Nie ukrywam, zaskoczyła mnie pana prośba. Dość niecodzienna muszę przyznać. - powiedział stawiając torbę na stole, po czym wyjął z niej dwa puchary i po blacie przysunął w kierunku mężczyzny.
Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.
I always have an ace up my sleeve.
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie dało się ukryć, że to zlecenie nie było... zwyczajne.
Burke posiadał na swoich usługach całkiem liczne grono specjalistów - począwszy od łamaczy oraz nakładaczy klątw, który zajmowali się zabezpieczaniem artefaktów magicznych, idąc dalej przez groźnie wyglądających osiłków, którzy najczęściej wykorzystywani byli do ściągania długów od wierzycieli lub odbierania konkretnych przedmiotów od konkretnych osób, a skończywszy na zaufanych przewoźnikach, którzy bez mrugnięcia okiem pakowali na swoje statki nawet najbardziej nielegalne towary, ledwie zerknąwszy w dokumenty. Craig za lojalność płacił sowicie i wiedział o tym każdy, kto miał okazję z nim pracować. A już szczególnymi względami mogli cieszyć się konkretni ludzie - tacy, którym wyznaczał od czasu do czasu dość nietypowe zadania specjalne.
Na przykład właśnie takie, jak to, które zlecił Luke'owi.
Nie bał się odebrać komuś życia. Jego ręce były już splamione krwią - i to zarówno w sensie dosłownym, jak i w przenośni. Ciemne interesy zawsze niosły ze sobą ofiary. Czasem z jego rozkazu przez przypadek spadał ze schodów i skręcał sobie kark, ktoś inny lądował na bruku i w niedługi czas później znajdowano go w rynsztoku (Szczury uwielbiały tego typu uczty. Szczególnie chętnie wyżerały wszystkie organy wewnętrzne. Nieprawdopodobnie obrzydliwe stworzenia). Fakt, że Burke był śmierciożercą, również wiele mówił o tym, jakimi kolorami mieniłoby się jego sumienie, gdyby ktoś postanowił uwiecznić je farbami na płótnie. Morderstwo jednorożca było jednym z bardziej barbarzyńskich czynów, które można było popełnić - a on go popełnił. Z pełną świadomością i wiedzą o tym, jakie czekają go za to konsekwencje. Czymże więc było morderstwo dwójki mugoli, jeśli porównać je do uśmiercenia jednego z najczystszych stworzeń, utożsamianych z kobiecością, niewinnością, pięknem oraz powabem?
Burke wolał się jednak póki co nie wychylać. Społeczeństwo wciąż było wzburzone po tym, jak z budynku Ministerstwa nie ostał się nawet kamień na kamieniu. Nastroje w społeczeństwie załagodził odrobinę Festiwal Lata Prewettów, który to ściągał ludzi z niemal każdego zakątka Wysp... ale mimo to Craig wolał nie ryzykować. Nie wychylać się, nie drażnić niepotrzebnie aurorów. Nie od razu. Ale jednak potrzebował dwóch ciał.
- Istotnie - stwierdził nieco obojętnie, biorąc do ręki jeden z pucharów i oglądając go zupełnie, jakby naprawdę interesowało go naczynie, choć doskonale wiedział, że właśnie w tej chwili ściska w dłoni zwłoki. Transmutacja była tak użyteczną dziedziną magii! Wielka szkoda, że Craig nie potrafił się nią bieglej posługiwać. - Jakieś trudności? - zapytał, choć raczej wiedział, jaka będzie odpowiedź. Miał zaufanie do Larsona, pracowali w końcu nie od dziś. To właśnie dlatego to Luke dostał to zadanie. Craig nie zleciłby go byle żółtodziobowi, który na pewno ściągnąłby do sklepu Borgina&Burke'a, jak po włóczce do kłębka, magiczną policję. A kto wie, w najgorszym przypadku tę mugolską również.
Burke posiadał na swoich usługach całkiem liczne grono specjalistów - począwszy od łamaczy oraz nakładaczy klątw, który zajmowali się zabezpieczaniem artefaktów magicznych, idąc dalej przez groźnie wyglądających osiłków, którzy najczęściej wykorzystywani byli do ściągania długów od wierzycieli lub odbierania konkretnych przedmiotów od konkretnych osób, a skończywszy na zaufanych przewoźnikach, którzy bez mrugnięcia okiem pakowali na swoje statki nawet najbardziej nielegalne towary, ledwie zerknąwszy w dokumenty. Craig za lojalność płacił sowicie i wiedział o tym każdy, kto miał okazję z nim pracować. A już szczególnymi względami mogli cieszyć się konkretni ludzie - tacy, którym wyznaczał od czasu do czasu dość nietypowe zadania specjalne.
Na przykład właśnie takie, jak to, które zlecił Luke'owi.
Nie bał się odebrać komuś życia. Jego ręce były już splamione krwią - i to zarówno w sensie dosłownym, jak i w przenośni. Ciemne interesy zawsze niosły ze sobą ofiary. Czasem z jego rozkazu przez przypadek spadał ze schodów i skręcał sobie kark, ktoś inny lądował na bruku i w niedługi czas później znajdowano go w rynsztoku (Szczury uwielbiały tego typu uczty. Szczególnie chętnie wyżerały wszystkie organy wewnętrzne. Nieprawdopodobnie obrzydliwe stworzenia). Fakt, że Burke był śmierciożercą, również wiele mówił o tym, jakimi kolorami mieniłoby się jego sumienie, gdyby ktoś postanowił uwiecznić je farbami na płótnie. Morderstwo jednorożca było jednym z bardziej barbarzyńskich czynów, które można było popełnić - a on go popełnił. Z pełną świadomością i wiedzą o tym, jakie czekają go za to konsekwencje. Czymże więc było morderstwo dwójki mugoli, jeśli porównać je do uśmiercenia jednego z najczystszych stworzeń, utożsamianych z kobiecością, niewinnością, pięknem oraz powabem?
Burke wolał się jednak póki co nie wychylać. Społeczeństwo wciąż było wzburzone po tym, jak z budynku Ministerstwa nie ostał się nawet kamień na kamieniu. Nastroje w społeczeństwie załagodził odrobinę Festiwal Lata Prewettów, który to ściągał ludzi z niemal każdego zakątka Wysp... ale mimo to Craig wolał nie ryzykować. Nie wychylać się, nie drażnić niepotrzebnie aurorów. Nie od razu. Ale jednak potrzebował dwóch ciał.
- Istotnie - stwierdził nieco obojętnie, biorąc do ręki jeden z pucharów i oglądając go zupełnie, jakby naprawdę interesowało go naczynie, choć doskonale wiedział, że właśnie w tej chwili ściska w dłoni zwłoki. Transmutacja była tak użyteczną dziedziną magii! Wielka szkoda, że Craig nie potrafił się nią bieglej posługiwać. - Jakieś trudności? - zapytał, choć raczej wiedział, jaka będzie odpowiedź. Miał zaufanie do Larsona, pracowali w końcu nie od dziś. To właśnie dlatego to Luke dostał to zadanie. Craig nie zleciłby go byle żółtodziobowi, który na pewno ściągnąłby do sklepu Borgina&Burke'a, jak po włóczce do kłębka, magiczną policję. A kto wie, w najgorszym przypadku tę mugolską również.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Obserwował go w lekkim napięciu, jednak na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. Przez lata w branży nauczył się panować nad swoją mimiką i nie tylko. Było to przydatne w takich i innych sytuacjach. Na codzień również nie lubił okazywać swoich uczuć gdyż to mogło komplikować wiele rzeczy. A Larson należał do tego typu ludzi, którzy lubią mieć wszystko pod kontrolą. Przy okazji po prostu czuł się niekomfortowo twierdząc, że okazywanie uczuć sprawia, że inni czytają z niego jak z otwartej księgi, a jednak akurat on miał dużo do ukrycia.
Podobnie jak jego pracodawca nie był porządnym obywatelem i na jego rękach można było nie raz zobaczyć krew, metaforycznie oczywiście. Nigdy nie pozwolił aby kiedykolwiek zostały na niego skierowane podejrzenia. Zabił już kilka osób, w tym swoich poprzednich wspólników. Co prawda zawsze robił to po cichu, ale zawsze skutecznie. Częściej jednak zajmował się przemytem, który szedł mu naprawdę nieźle. Dzięki rozmaitym znajomością transport nielegalnych substancji czy przedmiotów odbywał się bez większych przeszkód, a czasami był ich kompletnie pozbawiony.
Przez moment rozglądał się po pomieszczeniu, w którym się zajmowali. Akurat tutaj zbyt często nie bywał i zaczął się zastanawiać co Burke w ogóle zamierza zrobić w tymi ciałami. Wiedział ze jego zleceniodawca jest zdolny do wszystkiego. Wcześniej go tak nie postrzegał, jednak po jego ostatnich dokonaniach zmienił o nim zdanie. Burke w zasadzie był jedyną osobą pochodzenia szlacheckiego, do której Larson czuł swojego rodzaju respekt. No i przy okazji sowicie płacił za tego typu zlecenia. Bo przecież nie chodziło tylko o satysfakcje z dobrze wykonanej roboty. Satysfakcją się człowiek nie naje.
- Żadnych. Wszystko zgodnie z planem. - odparł zgodnie z prawda lekko przy tym kiwając głową.
Zadbał o wszystko. Pozbył się potencjalnych kapusiów, zatarł za sobą jakiekolwiek ślady, które mogłyby doprowadzić magiczną policje do niego lub jego pracodawcy. Dopiął wszystko na ostatni guzik.
Przeniósł wzrok na puchary w dłoni mężczyzny. Początkowo miał problem w jaki sposób przetransportować zwłoki, jednak w końcu przypomniał sobie lekcje transmutacji i stwierdził, że to będzie dobry pomysł. Co prawda mistrzem transmutacji to on nie był, ale akurat to zaklęcie nie było specjalnie trudne.
-Moge? - spytał spokojnie wyciągając dłoń po kielichy chcac zdjąć zaklęcie.
Podobnie jak jego pracodawca nie był porządnym obywatelem i na jego rękach można było nie raz zobaczyć krew, metaforycznie oczywiście. Nigdy nie pozwolił aby kiedykolwiek zostały na niego skierowane podejrzenia. Zabił już kilka osób, w tym swoich poprzednich wspólników. Co prawda zawsze robił to po cichu, ale zawsze skutecznie. Częściej jednak zajmował się przemytem, który szedł mu naprawdę nieźle. Dzięki rozmaitym znajomością transport nielegalnych substancji czy przedmiotów odbywał się bez większych przeszkód, a czasami był ich kompletnie pozbawiony.
Przez moment rozglądał się po pomieszczeniu, w którym się zajmowali. Akurat tutaj zbyt często nie bywał i zaczął się zastanawiać co Burke w ogóle zamierza zrobić w tymi ciałami. Wiedział ze jego zleceniodawca jest zdolny do wszystkiego. Wcześniej go tak nie postrzegał, jednak po jego ostatnich dokonaniach zmienił o nim zdanie. Burke w zasadzie był jedyną osobą pochodzenia szlacheckiego, do której Larson czuł swojego rodzaju respekt. No i przy okazji sowicie płacił za tego typu zlecenia. Bo przecież nie chodziło tylko o satysfakcje z dobrze wykonanej roboty. Satysfakcją się człowiek nie naje.
- Żadnych. Wszystko zgodnie z planem. - odparł zgodnie z prawda lekko przy tym kiwając głową.
Zadbał o wszystko. Pozbył się potencjalnych kapusiów, zatarł za sobą jakiekolwiek ślady, które mogłyby doprowadzić magiczną policje do niego lub jego pracodawcy. Dopiął wszystko na ostatni guzik.
Przeniósł wzrok na puchary w dłoni mężczyzny. Początkowo miał problem w jaki sposób przetransportować zwłoki, jednak w końcu przypomniał sobie lekcje transmutacji i stwierdził, że to będzie dobry pomysł. Co prawda mistrzem transmutacji to on nie był, ale akurat to zaklęcie nie było specjalnie trudne.
-Moge? - spytał spokojnie wyciągając dłoń po kielichy chcac zdjąć zaklęcie.
Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.
I always have an ace up my sleeve.
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To mu się podobało. Prosta, krótka i treściwa odpowiedź na zadane pytania. Konkretna robota, wykonana szybko i sprawnie. Brak zadawania niepotrzebnych pytań pracodawcy. Nie bez powodu Burke z chęcią korzystał właśnie z usług Larsona.
- Bardzo dobrze - potwierdził, jeszcze przez kilka chwil ważąc naczynie w dłoni. Zapłata dla Larsona była już przygotowana. Miał ją w kieszeni, starczyło tylko wsunąć rękę i wyciągnąć woreczek z brzęczącymi monetami. Ale jeszcze nie teraz, przemytnik musiał poczekać jeszcze kilka chwil na swoją dolę. Kielich stuknął cicho, kiedy Burke odstawił go na blat, w pewnej odległości od drugiego. Podłużny stół, który zwykle zawalony był całym mnóstwem ingrediencji, fiolek, małych palników do podgrzewania równie niewielkich kociołków oraz mieszadeł... dziś był pusty. Burke zadbał o to, by móc bez przeszkód obejrzeć towar, który Larson mu przyniósł. Ten konkretny produkt nie miał co prawda nic wspólnego z działalnością sklepu, ale gdzie lepiej było załatwiać tego typu interesy, jeśli nie w sercu Nokturnu, w sklepie, gdzie śmiercią handlowało się na co dzień.
- Ja to zrobię - odpowiedział gładko, wyciągając różdżkę. Nie był mistrzem, nie znaczyło to jednak, ze zupełnie nie potrafił korzystać z transmutacji. Właściwie to teraz był dobry moment, by przypomnieć sobie jedno z zaklęć z tej dziedziny. - Reparifarge - rozkazał, stukając jakarandowym drewnem w brzeg naczynia. Zwłoki nie musiały być nawet w specjalnie wybornej kondycji - choć już wcześniej przykazał Larsonowi, by ciała nie miały żadnych złamań ani innych poważniejszych uszkodzeń. Najistotniejsze były działające stawy. Tkanki miękkie takie jak skóra czy nawet organy wewnętrzne nie były w końcu inferiusowi do niczego potrzebne. Burke postanowił jednak zadbać o komfort psychiczny oraz wygodę pracy swojego kuzyna. Bo przecież praca z rozkładającymi się zwłokami nie należała do przyjemnych, i to nawet dla alchemika, którego na co dzień otaczały opary niezbyt wonnych wyziewów z kociołka. Świeże ciała miały tę przewagę, że zwyczajnie nie śmierdziały. No i trzymały się w jednym kawałku.
- Bardzo dobrze - potwierdził, jeszcze przez kilka chwil ważąc naczynie w dłoni. Zapłata dla Larsona była już przygotowana. Miał ją w kieszeni, starczyło tylko wsunąć rękę i wyciągnąć woreczek z brzęczącymi monetami. Ale jeszcze nie teraz, przemytnik musiał poczekać jeszcze kilka chwil na swoją dolę. Kielich stuknął cicho, kiedy Burke odstawił go na blat, w pewnej odległości od drugiego. Podłużny stół, który zwykle zawalony był całym mnóstwem ingrediencji, fiolek, małych palników do podgrzewania równie niewielkich kociołków oraz mieszadeł... dziś był pusty. Burke zadbał o to, by móc bez przeszkód obejrzeć towar, który Larson mu przyniósł. Ten konkretny produkt nie miał co prawda nic wspólnego z działalnością sklepu, ale gdzie lepiej było załatwiać tego typu interesy, jeśli nie w sercu Nokturnu, w sklepie, gdzie śmiercią handlowało się na co dzień.
- Ja to zrobię - odpowiedział gładko, wyciągając różdżkę. Nie był mistrzem, nie znaczyło to jednak, ze zupełnie nie potrafił korzystać z transmutacji. Właściwie to teraz był dobry moment, by przypomnieć sobie jedno z zaklęć z tej dziedziny. - Reparifarge - rozkazał, stukając jakarandowym drewnem w brzeg naczynia. Zwłoki nie musiały być nawet w specjalnie wybornej kondycji - choć już wcześniej przykazał Larsonowi, by ciała nie miały żadnych złamań ani innych poważniejszych uszkodzeń. Najistotniejsze były działające stawy. Tkanki miękkie takie jak skóra czy nawet organy wewnętrzne nie były w końcu inferiusowi do niczego potrzebne. Burke postanowił jednak zadbać o komfort psychiczny oraz wygodę pracy swojego kuzyna. Bo przecież praca z rozkładającymi się zwłokami nie należała do przyjemnych, i to nawet dla alchemika, którego na co dzień otaczały opary niezbyt wonnych wyziewów z kociołka. Świeże ciała miały tę przewagę, że zwyczajnie nie śmierdziały. No i trzymały się w jednym kawałku.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Piwniczna pracownia
Szybka odpowiedź