Wydarzenia


Ekipa forum
Somerset House
AutorWiadomość
Somerset House [odnośnik]10.03.12 22:21
First topic message reminder :

Somerset House

Duży budynek położony po południowej stronie ulicy Strand w dzielnicy City of Westminster, po prawej stronie Waterloo Bridge. Centralna część utrzymana jest w stylu neoklasycystycznym, dobudowane po latach skrzydła zaś w stylu wiktoriańskim. Pierwotnie miała pełnić funkcję "narodowego gmachu", skupiając w sobie urzędy publiczne z całego Londynu.
Przez około dwieście lat był siedzibą najważniejszych urzędów w państwie – służb skarbowych, morskich, podatkowych, Ministerstwa Księstwa Lancaster oraz Kornwalii, Urzędu Generalnego Kontrolera Ziem Królewskich i wielu innych. Przez około sto lat miała tu swoją główną siedzibę Royal Academy, prestiżowa królewska instytucja artystyczna. Do ważnych instytucji, których biura mieściły się w tym miejscu należy również Royal Society (będące odpowiednikiem akademii nauk) oraz Society of Antiquaries of London (zajmujące się m.in. badaniami historycznymi, archeologią, historią sztuki, architektury, konserwacją zabytków). Część pomieszczeń zajmował także Uniwersytet Londyński. Przez krótki czas mieściły się tu biura Admiralicji. Ostatecznie jednak miejsce urzędów zajął Courtauld Institute of Art, który w Courtauld Gallery wystawia imponującą kolekcję sztuki europejskiej. Galeria posiada bezlik płócien, rysunków czołowych światowych artystów, a także rzeźby, ceramikę, meble i tkaniny. Na dziedzińcu, który do późnych godzin wieczornych jest otwarty do publicznego użytku, odbywają się koncerty muzyczne i pokazy filmowe. Zimą pełni funkcję lodowiska.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Somerset House - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Somerset House [odnośnik]06.08.21 22:47
Ewidentnie się nie zrozumieli. Trudno było jednak nawiązać porozumienie z kimś, kto wyraźnie nie mówił po angielsku i znał w tym języku zaledwie kilka słów. To i tak chyba cud, że młody Rosjanin rozumiał co do niego mówiła. Chyba jednak nie do końca. Jak się jednak okazało - to Rookwood też nie do końca orientowała się w sytuacji. Rosjanin wspomniał o koncercie, lecz to nie koncertowanie w Wielkiej Brytanii miał na myśli. Śmierciożerczyni uświadomiła sobie, że zatrzymał ją przy Somerset House - tutaj, poza zimowym sezonem, kiedy plac zamieniał się w wielkie lodowisko, w istocie od bywały się koncerty. Ostatnimi czasy o wiele mniej, może dlatego o tym po prostu o tym zapomniała. Walki, które toczyły się na ulicach Londynu, krew po nich spływająca, nie zachęcały do tego, aby koncertować. Ani spacerować i przysłuchiwać się takim koncertom.
Sigrun wzruszyła ramionami, kiedy Rosjanin zapytał o koncert. Może był, a może nie. Nie wiedziała i nieszczególnie ją to interesowało. Nie była przecież informacją turystyczną, na Merlina. Miała swoje sprawy na głowie. Śpieszyło jej się. Czuła się jednocześnie zła na to, że ją zaczepił, a jednocześnie miała wrażenie, że dobrze się stało. Nie, to nie wdzięczność, Sigrun rzadko ją czuła i na pewno nie w takich sytuacjach. Była wdzięczna choćby Cassandrze Vablatsky za to, że nie raz i nie dwa ocaliła jej życie. Słowo dziękuję nie przeszłoby jej przez gardło.
Chłopak nie wiedział jak pozbyć się krost. Trudno. Będzie musiała poradzić sobie jakoś sama. Podążyła spojrzeniem za jego gestem, kiedy wskazał drogę do zielarza. No tak, przypomniała sobie, że w tamtej okolicy rzeczywiście była apteka. Nie musiał jej tam jednak prowadzić. Sigrun, w przeciwieństwie do młodego Rosjanina, dobrze znała Londyn i nie potrzebowała przewodnika.
Zawiesiła na nim pytające, niechętne spojrzenie - chciał od niej jeszcze czegoś? Oczekiwał podziękowań? Zapłaty? Chyba zrozumiał niewerbalną aluzję, dotarła do niego niechęć do rozmowy obcej czarownicy, bo sam zdecydował się pożegnać i oddalić. Sigrun początkowo myślała, że ten głupi psikus to jego sprawka, racjonalnie jednak na to patrząc - stwierdziła, że to mało prawdopodobne i nie miała powodów, aby go zatrzymywać. Chłopak odszedł w swoją stronę, Śmierciozerczyni zaś popędziła w stronę sklepu zielarskiego, aby tam zapytać o cokolwiek, co pomogłoby jej szybko pozbyć się tych krost układających się w wulgarne słowa. Nie zamierzała tak dłużej pałętać się po Londynie.

| zt


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Somerset House [odnośnik]30.09.22 11:14
12 Maja '58

Otrzymanie od ciebie listu od lady Rosier, która w kręgu świata czarodziejów i tak już była rozpoznawalna nie tylko przez bycie żoną jednego z często docenianych i szanowanych arystokratów, ale przez swoją pomoc dobroczynną sprawiło, że pod maską swojej niewrażliwości zdziwiłeś się - i to naprawdę konkretnie. Nigdy nie sądziłeś, że będzie Ci dane spotkać się z kimś takim na żywo, a dodatkowo porozmawiać o czymś, co konkretnie było powiązane z twoją dziedziną na której oparłeś własne życie prywatne i zawodowe. Wzbudziło to oprócz zdziwienia jednak i zainteresowanie, które wraz z kolejnymi sekundami czytania ładnie napisanych piórem liter zaintrygowały Cię na tyle, że postanowiłeś odpisać w momencie, gdy miałeś wolny czas. Na szczęście w ciągu tego samego dnia, gdy pod wieczór zamykałeś już drzwi do Domu Duchów, nie pozwalając gościom na przybycie. Przez chwilę myślałeś nawet, że lady chciałaby wziąć od ciebie usługę naprzykrzenia się jakiejś duszy, która odeszła już z tego padołu, bo oczywiście istniała taka możliwość. Była jednak ona dość kosztowna, lecz na kogoś z takimi koneksjami było to wyraźniej osiągalne. Twoje rozwianie wątpliwości miało sens po dokładniejszym wczytaniu się w tekst. Wystawa turpizmu w Somerset House? Przeważnie nie odwiedzałeś tego miejsca, ale nie mogłeś oprzeć się możliwości zaspokojenia ciekawości płynącej z tego spotkania. Cóż, musiałeś się o tym przekonać na własnej skórze.
Spotkanie miało się odbyć o dokładnie umówionej przez lady Rosier godzinie, dlatego przed jego odbyciem zamknąłeś Dom już dwie godziny wcześniej. Teleportacja w tym przypadku była naprawdę bardzo pomocna, zważywszy, że mogłeś poświęcić trochę więcej czasu na przygotowanie się do spotkania vis-a-vis. Przeważnie przez większość swojego czasu starałeś się zachować jak najbardziej możliwy na twoje obecne standardy szyk elegancji i nie dać sobie wygarnąć jego braku w oczach innych ludzi. Nie wyglądałeś jednak aż tak bogato jak szlachcic to też może się okazać, że wylądujesz na językach ludzi, którzy znacznie lepiej orientują się w kuluarach szlachty, a ty mogłeś jedynie mieć złudzenie tego, że faktycznie zachowywałeś się tak jak nakazywał protokół savoir-vivre. Bo nigdy się go nie uczyłeś, nigdy przeważnie nie starałeś się go używać, a po prostu... zachowywałeś się na tyle dumnie ile pozwalała Ci twoja własna krew. Dlatego nie czułeś presji otoczenia, jedynie lekki dyskomfort, gdyby ktoś przyglądał się tobie dłużej, wiedząc, że przez jakiś czas będziesz znacznie większą gwiazdą niż na co dzień. Na szczęście liczyłeś też na to, że nie zaliczysz faux-pas, który odbije się echem w gazetach poświęconych konserwatywnym twierdzeniom, lub co gorsza, gazety przeznaczonej dla kobiet. Ale... jeden krok do środka sprawił, że to wszystko odpuściło. Zniknęło tak, jakby ktoś rzucił na ciebie zaklęcie Kameleona i do środka wszedł nie już Vergil Zabini, profesjonalny spirytualista, a zafascynowany, trawiący swoim spojrzeniem i myślami przedstawiciel sztuki, który lawirował między wystawami, zarówno podziwiając jak i szukając osoby z którą korespondował. Dlatego też co jakiś czas stopowałeś w miejscu, przyglądając się jakiejś instalacji lub obrazowi, aby zaraz ruszyć żwawym krokiem w poszukiwaniu charakterystycznych cech zdradzających, że osoba przy której się znajdziesz to faktycznie lady Evandra Rosier.
W końcu twoje spostrzegawcze oko dojrzało jednak to czego szukało. I w pewnym też momencie przystanąłeś na tyle blisko, by nie zniszczyć lub przekroczyć linię prywatnej przestrzeni kobiety, okiem przyglądając się obrazowi martwej natury, zniekształconej tak mocno, że brzydota emanująca przez dołożenie elementów wnętrzności zwisających z drzew niczym świąteczne ozdoby jedynie sprawiły, że musiałeś zastanowić się co twórca miał na myśli. Nie znałeś się jednak aż tak dobrze na sztuce, więc mogłeś jedynie zgadywać, dać popularne opinię. No chyba, że rozmówczyni trafi w odpowiednie tony twojej znajomości krainy zmarłych i ich nie-życia. Wtedy możesz faktycznie powiedzieć coś więcej, lecz w tym momencie... Wydałeś swoją opinię.
Nigdy nie sądziłem, że będzie mi dane spoglądać na obraz tak zarazem interesujący, a zarazem konfundujący moje wrażenie na temat tego co autor go tworzący miał na myśli. A może to mój brak znajomości charakterystyki jego prac jest tu większym problemem, lady Rosier. — Czy popełniłeś kolejny błąd nie przedstawiając się od razu. Mimowolnie spojrzałeś na nią, starając się zauważyć czy nie pogrążyłeś się na tyle, że powinieneś poczynić jakichś inny krok. W końcu szybka lektura "savoir-vivre dla nieszlachetnych czarodziejów" mogła nie popłacić, jednak chciałeś wywrzeć pierwsze pozytywne wrażenie jako wstęp do tego, aby połączyć chociaż trochę swój świat ze światem stojącym wyżej od ciebie. Zrobiłeś dłuższą pauzę podkreśloną paroma krokami w tył, zerkając na instalację zaschniętej skóry niewiadomego pochodzenia położonej na podłodze przy której stał stolik z... wydawało się krwią rozlaną po nim? A może to była tylko farba imitująca krew? Nie zamierzałeś tego sprawdzać swoimi palcami, jedynie z cicha westchnąłeś, zaraz wracając z powrotem do obrazu. — Lecz moje zaintrygowanie wzbudził list, który lady do mnie wysłała i chciałbym się dowiedzieć - dlaczego ja? — Krótkie pytanie, na które może odpowiedzieć szczerze lub posłużyć się kłamstwem.
Cierpliwie więc przyglądałeś się obrazowi i jego marności.
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Somerset House [odnośnik]02.11.22 12:59
Zafascynowana otaczającym ją światem stale dążyła do odkrywania tajników kolejnych, nieznanych sobie dziedzin. Z lubością wsłuchiwała się w słowa mądrzejszych, wielkich znawców, którzy niuanse te zgłębiają od dawna, poświęcając im cały swój czas. Oczywiście mogła udać się do biblioteki i sięgnąć po woluminy, w których opisane zostało już wszystko, tyle że opasłe tomiszcza nie są tak interesujące, jak możliwość spotkania się i porozmawiania z drugim człowiekiem w cztery oczy. Z podręcznikiem nie da się podyskutować, zadać dodatkowych pytań, zgłębić kwestie opisane pobieżnie. Rzecz miała się zgoła inaczej w przypadku bezpośredniej rozmowy, nie tylko ze względu na powyższe plusy, ale także dlatego, że lady doyenne fascynowali głównie ludzie. Nie pytała nigdy wprost, wszak mało to eleganckie czy sprawiające dodatkową radość, by otrzymać wszystkie odpowiedzi na tacy. Każdą osobę chciała poznawać powoli, kawałek po kawałku rozdzierać ze szczelnej skorupy, rozbijać wzniesione potężne mury, za którymi zwykli skrywać swe charaktery w obawie przed zdradzeniem słabości. To do tych słabości chciała dotrzeć, poznać tajemnice, będącymi powodami stojącymi za wyborem takiej, a nie innej życiowej ścieżki.
Na umówione spotkanie w Somerset House dotarła o czasie, pozwalając służce udać się do centrum Londynu, by zająć się sprawunkami. Kobieta subtelnie wyrażała swoją niechęć wobec zainteresowań doyenne, z zaniepokojeniem spoglądając na afisz wystawy, więc Evandra nie zamierzała zmuszać jej do oglądania obrazów, na które ta była wrażliwa.
Czarownica przekroczyła próg instytucji. Stukot zdobionych złotą nicią obcasów niósł się echem po przestronnej sali. Wiosenna sukienka o modnym kroju w barwie ciepłych, zgaszonych czerwieni przy spódnicy ledwie sięgała połowy długości łydki. Dopasowana bluzka zapinana przy mankietach rzędem drobnych guziczków została ozdobiona broszką z morskim motywem. Na upiętych w niski romantyczny kok jasnych włosach osadzony był toczek w korespondującym z resztą stroju kolorze.
Nie widząc od wejścia mężczyzny, z którym umówiona była na spotkanie przystanęła obok pierwszej ekspozycji i ze ściągniętymi lekko brwiami oglądała skąpane w lepkiej czerwieni elementy. Delikatny ścisk w żołądku przywodził na myśl zaniepokojenie, mimowolnie skojarzył się z mugolskim chłopakiem, którego przed miesiącem pozbawiła ostatniego tchnienia w kuchni zapomnianego przez właściciela domostwa. Wzdrygnęła się słysząc nieznany sobie głos i zaraz zwróciła się w stronę czarodzieja, który wyrósł tuż obok niezauważenie. Był znacznie wyższy, niż go sobie wyobrażała i zdecydowanie przystojniejszy, niż zakładała myśląc o osobie parającej się sprawami zmarłych. Tylko szczupłość wychudzonej sylwetki i krzywość garbatego nosa zgadzały się z ułożonym w wyobraźni obrazem powiernika trupich zwierzeń, co wywołało mimowolne uniesienie kącików kobiecych, uszminkowanych karminem ust.
- Rzadko kiedy nasze oczekiwania pokrywają się z rzeczywistością, zwłaszcza gdy mówimy o sztuce, będącej dziedziną wielce subiektywną - odparła ze spokojem, nie wracając już wzrokiem do instalacji nieznanego jej dotąd twórcy. Chęć poszerzania wiedzy z zakresu turpizmu i wzmożenia opartej nań wrażliwości przywiodła ją dziś do Somerset House na wystawę poświęconej tejże. - Jest pan ekspertem w swoim fachu. Zwykłam zwracać się do osób, które swymi kompetencjami przekraczają laików, by nie pozostawiali oni wątpliwości w interesujących mnie kwestiach - wyjaśniła bez ogródek na zadane pytanie, nie widząc w tym żadnej tajemnicy. - Cieszę się, że przystał pan na moje zaproszenie, spodziewam się, że jest pan wielce zabieganym czarodziejem, w terminarzu którego próżno szukać wolnych miejsc. - Zwłaszcza teraz w dobie wojny, kiedy to osób pragnących skontaktować się ze zmarłymi krewnymi mogło być znacznie więcej, niż w czasie pokoju. Sama niejednokrotnie zastanawiała się czy istniałaby możliwość przywołania ducha tragicznie pozbawionego żywota brata, jednak zabierająca go na drugą stronę przysięga wieczysta niejako wykluczała tę możliwość. To nie w jego sprawie wystosowała prośbę do monsieur Zabiniego. - Miałam przyjemność zapoznać się z kilkoma opiniami o pana usługach i muszę przyznać, że zrobiły na mnie niemałe wrażenie. Czy miał pan już okazję obejrzeć tutejszą wystawę? - Spojrzenie błękitnych oczu powiodło po męskiej twarzy, uważnie ją lustrując.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Somerset House [odnośnik]22.11.22 11:54
Zaciągać opinii o sztuce Ciebie było jak pytać dziecko o to jak widzi obecną sytuację polityczną w Wielkiej Brytanii. Odpowiedziałoby prawdopodobnie tak samo jak ty teraz - ciszą. Dłuższą, coś niekomfortową dla samego ciebie ciszą. Rzadko miałeś możliwość wychodzenia do takich miejsc, gdyż nie miały one dla Ciebie jakiegokolwiek celu. Nie widziałeś w nich nic przydatnego, w przeciwieństwie do lady Rosier. To nic, jednak. Poszerzanie horyzontów było jednym z argumentów dlaczego tutaj przyszedłeś. Pierwotnym jednak było wzbudzenie w tobie zainteresowania na temat powodu wybrania akurat jednego z wielu spirytystów w tym kraju. Czułeś nawet te uczucie drwienia z ciebie, chociaż nie wiedziałeś czy to faktycznie było to. Normalny, niepozbawiony patologicznej wręcz mimiki, a raczej jej istnienia, człowiek teraz by się uśmiechnął, parsknął z irracjonalizmu tego spotkania, ale ty trzymałeś się twardo swojego spojrzenia na tę sztukę subiektywizmem osoby powiązanej raczej ze spirytualizmem, aniżeli sztuką. Czy mogła więc zawieść się lady Rosier? Ależ oczywiście, bo z ust wyszły słowa, lecz nie takie od niej oczekiwane.
Nie. Nie miałem okazji spotkać się z wystawą w tym miejscu. Nie jestem raczej kandydatem do metafizycznej dyskusji na temat przedstawiania śmierci, jej absurdu, brzydoty i... braku szacunku do ludzkiego ciała. — Mogłeś nawet uznać to za zbezczeszczenie zwłok, ale z drugiej strony nie zdziwiłbyś się na temat tego, że kości i inne części organiczne użyte do tych... instalacji były tak naprawdę kośćmi poległych mugoli. To... Byłoby tak bardzo w stylu obecnych czasów kultury czarodziejskiej. Szokujący, szukający uznania artyści kierujący się w stronę tabu, które łamało sekrety i szukało miejsca w którym mogło się wślizgnąć do życia powszechnego. Chyba dobrze było, że sądziłeś o trzymaniu się tego jedynie w tym miejscu, kiedy poza granicami Londynu już dawno widać było działalność mugolskiej ręki w zniszczeniach i ciałach. Nie obchodziło Cię to dopóty problem mugolski nie zamieniał się w problem duchowy, gdzie to ty musiałeś potem tłumaczyć niuanse świata czarodziejskiego dla post-duszy mugolskiej. Właściwie to był jeden z tych interesujących momentów, gdzie ministerstwo narzucało możliwość ujawnienia świata magicznego - w momencie, gdy zrzucało się swoje cielesne fizis, pozostając już tylko pękniętą maską lewitujących wspomnień i cząstek ektoplazmy, magicznej powłoczki cieńszej niż pajęczyna. Właściwie tak, tak właśnie określałeś przechodzenie przez duchy - jak wchodzenie w pajęczynę. Twoje myśli jednak za daleko odbiegało od tego dlaczego tutaj przyszedłeś. Zerknąłeś w kierunku lady, właściwie wpadając w siatkę jej badającego wzroku. Czego właściwie faktycznie chciała od nas? Pytanie, które można było sobie zadawać, a i tak mogłoby paść z tych posmarowanych karminem ust, na których skupiłeś swój wzrok, kłamstwo. Niebieskie spojrzenie próbujące rozdrapać włókienka podświadomości. Wczytując się w zasady savoir-vivre zdradzałeś sobie zasady tej gry, której szlachta uczyła się od maleńkości i była nią przeszyta na wyrost. Krępujące uczucie, że każde słowo zawierać mogło kłamstwo tożsamo podszyte złotą nicią co jej obcasy. Wzbudzało to twoją chęć do tego, aby trzymać się jeszcze bardziej na baczności, nie pozwolić sobie, albo jej, na wykrycie tej słabości z własnej strony. Kolejne słowa więc wypowiedziałeś o sztuce, starałeś się. Ale wtedy wcześniejsze słowa, a raczej koniec z nich "szacunek do ludzkiego ciała" sprawiało, że mimowolnie jednak znowu spojrzałeś w jej stronę. Wydawało się po prostu, że niemo ze sobą rozmawialiście, teraz szukając po prostu miejsca w które można było zaatakować, by wywołać reakcję. Kłamstwa ze złotą nicią nie miały prawa tutaj działać, nie miałyby. Dlatego chyba skarciłeś siebie w głowie, skierowałeś znowu oblicze w stronę jednej z wystaw. Oddalałeś się od niej jedynie słowem i umysłem, lecz nie ciałem. No i gdzie tu ten szacunek o którym mówiłeś? Znikł. Puffnął, bo zaraz minąłeś ledwie centymetrami jej ramię, aby zaraz skupić się na innym obiekcie. Obrazie, który według wyczarowanej plakietki został wykonany z pomocą krwi samego artysty i jego... innych wydzielin. Dosłownie absurdalne znalezienie materiałów do zapełnienia płótna. Sprawiające, że nie wiedziałeś co powiedzieć. — Czy to jedyne na co mogę się przydać? Czy może według zasad starasz się, lady, popieścić moje ego, abym mógł powiedzieć coś więcej? — Savoir-vivre nie był twoją broszką, ogółem Zabinich, chociaż dawniej o to dotkliwie dbaliście. Według jednak twojej historii splecionej we wspomnieniach, byłeś zawsze pozbawiony tej zewnętrznej czułości słów. A obecnie lekko podrażniony, że ktoś starał się łechtać ego, aby mówił więcej. — Bardzo proszę, wybierz obraz, pytanie. Mam jednak prośbę. Mów do mnie jak do człowieka, nie części tej wystawy. Bo dzieląc słowem dwa odrębne światy sprawiasz, że... — Zastopowałeś swoje słowa zwiedziony tym, że mówiłeś to, czego zazwyczaj nie mówisz. Wróciłeś jednak spojrzeniem. — Po prostu mów do mnie jak do kogoś, kto nie jest ze szlachty. Proszę. — Ostatnie słowo było raczej gestem, nie rozkazem. I zdecydowanie nie okazaniem słabości. Skarciłeś się w swojej głowie, bo być może sprawiłeś, że oddałeś tę cząstkę dominacji do kruchych rąk niewieścich. A dominacja to niebezpieczne słowo, lecz czasem... bardzo trafnie określające.
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Somerset House [odnośnik]22.11.22 14:47
Szkoda, przemknęło przez myśl lady Rosier, gdy mężczyzna od pierwszych słów założył, że nie jest odpowiednim towarzyszem do kontemplacji sztuki. Skąd u niego ta myśl? Czyż nie wiedział o zmarłych więcej niż inni? Czy nie obcował z nimi każdego dnia, poznając tajniki śmierci oraz istnienia “po drugiej stronie”? Kierować się musiał nadmierną skromnością, jakiej w towarzystwie przedstawicieli szlachetnych rodów próżno szukać. Szlachetni byli wszak wyłącznie z nazwy, rzadko kiedy dając świadectwo swoim zachowaniem.
- Skąd wniosek, jakoby sztuka miała bezcześcić ludzkie ciało? - Ściągnęła lekko jasne brwi. Sam fakt użycia do instalacji szczątków nieznanego pochodzenia był rzeczywiście niepokojący, głównie ze względu na wprowadzanie ich do publicznych przestrzeni. Nie był to pierwszy raz, kiedy lady Rosier obcowała ze szczątkami, ale z pewnością pierwszy, gdy pełniły one taką formę. Sama miała w tej kwestii mieszane odczucia, tym bardziej chciała poznać opinię biegłego. - Sądziłam raczej, iż jest to jedna z form oddania mu hołdu. Czy w ten oto sposób nie uznaje się go za godnego uwagi i podziwiania? Daje możliwość odkrycia nowego punktu widzenia, dotąd leżącego poza naszą świadomością? - zdradziła mu kilka błąkających się w głowie myśli. Wychodziła dotąd z założenia, że miejsce zwłok jest na cmentarzu, w rodowych kryptach, nie zaś na wystawach, lecz skoro ktoś dostrzega w tym piękno, także chciała je zobaczyć. - Skoro to nie śmierć jest pańską specjalizacją, to co? - Miała mgliste pojęcie względem tego czym zajmowali się spirytyści. Duszą, duchem - na czym polegała różnica? Wróżbiarstwo pozostawało wśród dziedzin, jakie lady doyenne intrygowały, a do jakich nigdy specjalnie nie miała okazji sięgnąć. Z tym większą niecierpliwością oczekiwała opinii Zabiniego.
Powściągliwość mężczyzny wprawiała w zastanowienie. Nie często spotykała się z bezpośredniością; śmiała twierdzić, że w życiu było jej zdecydowanie za mało, niż powinno. Zawoalowane tajemnice podsycały dreszczyk niepokoju, pieściły ekscytację, której to lady doyenne poszukiwała w swym życiu, w ostatnim czasie coraz bardziej zachłannie. Odwrócone od siebie spojrzenie było ucieczką, jakiej się spodziewała. Doświadczała jej wszak za każdym razem, gdy znajdowała się w męskim towarzystwie nieświadomym własnej słabości. Działający nań półwili urok był tu subtelny, wcale się na nim nie skupiała, celowo chcąc dać czarodziejowi odrobinę oddechu w tej przestronnej, acz dusznej przestrzeni - a przynajmniej tak długo, jak uzna za użyteczne.
- Pan wybaczy, ale daleka jestem od zmuszania innych, by mówili to, o czym mówić nie chcą. Wymiana uprzejmości to zwyczajowy wstęp do konwersacji, czyżby opuścił pan tę wzmiankę, zaczytując się w instrukcjach i zasadach? - Kąciki kobiecych ust uniosły się nieco wyżej, bardziej rozbawione niż oburzone słowami spirytysty. Nie sądziła, że ktokolwiek sięgałby do podręcznika savoir vivre przed spotkaniem z nią. Dla niej kultura była naturalną koleją rzeczy - uprzejmości czy komplementy to miły dodatek, zwykle przełamujący pierwszą nieśmiałość. Niestety nie każdy czuł się wśród nich swobodnie, co nasunęło Evandrze na myśl kolejne pytania - panem Zabinim kierował wstyd, czy może strach? Spoglądanie dłuższą chwilę na twarz spirytysty nie przyniosło odpowiedzi, należało więc bardziej się nad nim pochylić. - W porządku - przystała na propozycję, choć nie do końca wiedziała na czym polega różnica między mówieniem do przedstawiciela szlachty, a mówieniem do osoby niższej stanem. Zmieniała się wyłącznie forma zwrotu grzecznościowego, nie zaś wszystkie zasady. - Jest kilka zastanawiających mnie kwestii, jakie chciałabym rozwiać. - Wskazała głową dalszą część wystawy, przechodząc do kolejnego dzieła, który pozbawiony byłby zapachu ekskrementów. - Czy własna praktyka spirytystyczna daje panu to, czego Ministerstwo Magii nie mogło zapewnić? - zapytała z czystej ciekawości, przypominając sobie wzmiankę przyjaciela o niegdysiejszym współpracowniku. Chciała dowiedzieć się czegoś na temat Zabiniego jeszcze zanim przejdzie do prawdziwie interesującej ją kwestii. Nie miała wszak pewności czy może mu zaufać, nawet jeśli liczne opinie gwarantowały jego dyskrecję. - Sądziłam, że Ministerstwo daje szerokie pole do badań, których celem jest zwiększanie świadomości w interesujących nas tematach. Dlaczego więc pan z niej zrezygnował?



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Somerset House [odnośnik]22.11.22 15:58
Zdziwiła Cię ta ignorancja z jej strony na temat twojego wyboru. Z innej strony znowu złapałeś się na tym, że wiedziała więcej niż powinna. W końcu skąd wiedziała, że niegdyś pracowałeś w Ministerstwie i dane Ci było współpracować z wieloma ludźmi. Przeczuwałeś już wcześniej, że gdzieś tkwił haczyk w tym spotkaniu, jednak nie chciałeś aż tak łatwo temu odpuścić. Twoje zainteresowanie i wścibskość w takie rzeczy były zdecydowanie większe. Jedna z bardziej zgubnych rzeczy, które sprawiły, że zainteresowałeś się właśnie tym, co sprawiło, że dało Ci pracę w Ministerstwie, a potem mnogość możliwości ścieżki rozwojowej, gdy odszedłeś. Ta sama wścibskość sprawiała, że byłeś właśnie na kiwnięcie palcem jakiejś... szlachcianki. Wciągnąłeś oddech do płuc, ponownie barwa karminu zatańczyła Ci w głowie. Czy ona wiedziała, że ty wiesz, że karminowy kolor będący odcieniem czerwieni był tej czerwieni symbolem śmierci. I czy przez to celowo go użyła, bylebyś tylko mógł wyłapać to i skupić swoją wścibskość właśnie na tym? A dzięki temu wyjść też ze swojej szczelnej bańki uprzedzenia do innych? Bardzo możliwe, nie skreślałeś tego, ale z drugiej strony mogłeś przyrzec, że po prostu był to zbieg okoliczności. Odezwałeś się po chwili, jednak twoje słowa mogły być niewystarczające. Niemożliwe do zaspokojenia głodu niewdzięcznej, pragnącej więcej szlachcianki. W głowie miałeś obraz tego jak wykorzystywała Cię, jak brała to co chciała. Nie mogłeś na to jej pozwolić, bo nie umiałeś tak łatwo ukorzyć się, dać od siebie coś więcej niż drżenie kątów ust w górę. Przełknąłeś ślinę, zaraz idąc w kierunku bardziej przyjemnego obrazu.
Wolność. Odejście od Ministerstwa dało mi wolność. — Wolność wyboru, wolność od głupoty ówczesnych Ministrów Magii. Nie musiałeś już słuchać głupstw, które osiadały w twojej głowie, mówiące Ci jak masz wykonywać swoją pracę. To prawda, byłeś wykwalifikowanym pracownikiem Wydziału Duchów, ale w pewnym momencie Ci czegoś zabrakło, co spowodowało, że odszedłeś. Zabrakło Ci wolności. I dlatego twoje kolejne słowa sprawiły, że mogła odebrać je źle. — Wolność, której ty nie dostaniesz nigdy, lady. — Pojawiła więc ustanowiona przez ciebie "złowroga" linia. Tyle, że nie była ona złocista, podobnie jak ta nitki u obcasów. Była czarna, napięta do granic możliwości i czuła na to, że każdy drobny ruch nacisku na nią nie odbierze Ci możliwości zauważenia tego. Byłeś ostrożny, bardzo ostrożny. A zarazem zaciekawiony. Kiełkująca myśl zaciekawienia między jednym spojrzeniem, a drugim. Jak przy przejściu między jednym obrazem, a drugim, gdy znowu minęliście się centymetrami, choć wcześniej trzymałeś dystans. Obchodziłeś się jednak ze sobą jak z jajkiem - w pełnej ostrożności. W kolejnej chwili twoja myśl skupiła się na tej myśli o duszach i całej tej wystawie.
To jak zdzieranie z kogoś odzieży. Obnażanie go do naga tylko po to, aby inni mogli ujrzeć wbrew czyjejś woli. Podziwiać elementy, które nie powinni. Zabieranie tego sekretu, który powinien zostać pozostawiony dla tych, których uważa się za wartych. Sacrum i profanum. To co święte dla nas, a co przyziemne. — Przy czym twój wzrok przy mówieniu tych słów przechodził po niej całej, by zaraz minąć i przejść do kolejnej instalacji. Mężczyzna leżący na łóżku. A raczej jego szkielet. Sam, w samotności. — Czy taka odpowiedź satysfakcjonuje? — Przyjrzałeś się jej samej jeszcze raz. Nie wiedzieć czemu, nie czułeś nawet strachu czy lęku. Bardziej subtelne ciągnięcie Cię za język z jej strony. Byś mówił więcej, bardziej... otwarcie. A jednak nie dawałeś jej tego na cały. Kazałeś jej postarać się, sprawić, że musi na to zasłużyć. Chociaż dobrze wiedziałeś, że była wyższego statusu to nie mogła nic na to poradzić, że twoje słowa były tak... wyważone. Spokojnie lawirowałeś między tym co ważne, a co nie. Wydawało się to też jednak dość dziwne w jakiś sposób.
A czy hołdem byłoby, gdyby ludzie przychodzili obserwować lady? Zbliżać się, obserwować, przekraczać granice tego, co już utraciła, a niektórzy nawet dotykać? Nie przestawać nawet, jeśli by się to nie podobało? — I tylko obserwować z daleka, gdy własna dłoń nie mogła dźwignąć, a wrócić już nie dało rady, nawet jeśli się bardzo chciało. Być tylko powidokiem tego co już było. Słowa były ostrożne, a sam zauważyłeś, że ponownie wzrok atakował twoją rozmówczynię w taki sposób, jakby także była częścią wystawy. Obserwowana, niemogąca zabrać od siebie właśnie tego. Wzroku. Wyceniana jak "sztuka", która tutaj była. Dłuższa pauza, powodująca, że mogła poczuć się nieswojo lub zaakceptować twój wzrok. Poczuć się jak Ci, których kości tu spoczywały. Ale odrzucić? Niemożliwe. Niemożliwe byłoby sprawienie, byś nie patrzył swoim stonowanym wzrokiem, gdy zaraz bezceremonialnie zrobić kolejne kroki odbijające się lekkim echem, gdy ludzi była garstka i to w innych miejscach wystawy. Karmin.
Zgadza się, próbowałem czytać, ale to chyba nie dla mnie działać zawsze według zasad. Działanie według zasad to w końcu zabieranie wolności. Umiejętne ich łamanie to sama przyjemność. — Przyjemności zakazanej? Bo jak to łamać konwenans? Działać według staroświecko ustalonych zasad? Szlachta nie była twoim światem. Szlachta była światem twojego ojca, gdy tak tęskno mu było po skorowidzu nie móc nazywać się "w pełni czystym", gdy skaza na jego honorze i krwi istniała. Krew nie była błękitna. Była czerwona. Jak karmin.
Zrobiłeś parę kroków od niej, starając się ponownie narzucić dystans, którego usilnie starałeś się trzymać od początku. Skupiłeś się na tym, aby jeden jej krok był równy twoim dwóm. By twój jeden oddech równy jej dwóm. Długi, relaksujący twoje ciało oddech. Aż ostatecznie ponownie trzymałeś nerwy na wodzy, spoglądając na coś za tobą. Katafalk z ułożonymi artystycznie kośćmi kochanków. "Kochankowie z Werony", brzmiała plakietka. Odwróciłeś od tego wzrok, bo wspomnienie jednej sytuacji tylko sprawiło, że znowu spojrzałeś na nią.
Jakie to kwestie dalsze chcesz rozwiać, lady? — Przynajmniej ruszcie to dalej i miejcie to za sobą. No, o ile te kwestie nie będą bardziej skomplikowane niż teraz. Wziąłeś głęboki wdech, jakbyś mówił "zacznij, postaram się odpowiedzieć jak tylko sądzę, że mogę". Biesy z wami i nami.
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Somerset House [odnośnik]22.11.22 19:42
Jasne brwi powędrowały ku górze, gdy ogarnęło ją zwątpienie na dźwięk słów Zabiniego. Nie zamierzał jej zranić, nie była mu przecież wrogiem, czymże miałaby zaskarbić sobie jego antypatię? Na myśli musiał mieć więc coś innego, co miała wyczytać między wierszami. Skąd ta nagła chęć do tajemnic? Jeszcze przed chwilą prosił, by mówić do niego wprost, a teraz sam zaczyna snuć zagadki, zamykając się na prawdę. Co chciał ukryć?
- Zdaje się pan sądzić, że zna mnie bardziej, niż mówi rzeczywistość. - Jak blisko było temu prawdy? Czy zdążył ją już wystudiować swoim czujnym spojrzeniem, jakim raczy ją od pierwszego postawionego w murach Somerset House kroku? Przemawiały przez niego ciekawość, ale i ostrożność - ta sama, z jaką niegdyś obchodziła się półwila, starannie dobierając każde wypowiadane przez siebie słowo. Dziś także uraczyła go wyuczonym uśmiechem oraz uprzejmością. Służą one jednak nie obronie, a zmyślnej taktyce.
Czuła na sobie ciężar spojrzenia Zabiniego, jak przyglądał się jej, jakby z ceremoniałem obdzierając z kolejnych warstw. Aby dostać się tam, gdzie nie powinien. Odkryć sekret, którego chciał być wart. Przywykła do podobnych rozmów, do prześlizgujego się po ciele bezwstydnego wzroku, do męskich myśli, które w jej towarzystwie zawsze uciekały gdzieś w dal, każąc gubić poruszony wątek. Podchodziła doń z cierpliwością, pozwalając panom złapać rezon, poczuć się pewnie. Czasem jednak, gdy górę brała półwila kapryśność czy młodzieńcza ciekawość, chciała drążyć.
Stała w miejscu, pozwalając mu uciec od swojej obecności i zasięgu wzroku. Wysoka sylwetka Vergila Zabiniego sprawiać chciała wrażenie pewnego siebie. Mimo to kierowało nim niezdecydowanie, kiedy odsłaniał się i chował, podając jej dłoń do tańca na ostrzu noża. Znęcona grą podniosła rękawicę, nie chcąc opuścić tak wyśmienitej okazji.
- Nie do końca - stwierdziła po chwili krótkiego namysłu. Ile kosztować ją będzie wyznanie prawdy? Tej, którą sam tak bardzo chce poznać, usilnie się starając tego nie okazać. Podeszła do niego w dwu krokach, przygryzając lekko karminową wargę niby-w-zamyśleniu, po czym przesunęła zaciekawionym wzrokiem po “Kochankach z Werony”. - Czy nie taka jest nasza misja, panie Zabini? - odezwała się zaraz, w skupieniu lustrując biel ułożonych na katafalku kości. - Aby kształcić tych, którym brakuje wiedzy? Uświadamiać tych, u kogo trudno z wrażliwością? Wskazać to, co nieuchwytne? - Dosłowna nagość podziwianych kochanków niekoniecznie pokrywała się z oczekiwaniami Evandry. Zastanawiała się czy będzie jej dane dostrzec piękno w brzydocie zawarte na afiszu. Wśród kości nie widziała żadnego z nich, a mimo to pochylała się nad kolejnymi elementami kompozycji, pozornie już tylko interesując się dziełem, podczas gdy prawdziwa uwaga lady Rosier poświęcona była rozmówcy. - Sztuka pozwala nam doświadczyć cudzych emocji, zrozumieć manifest, poznać nową estetykę. Chce mi pan powiedzieć, że obcowanie z nią nie jest wolnością? - Dzieliły ich zaledwie dwa cale, kiedy nieznacznie nachylała się ku niemu, by mieć pewność, że ściszony głos dotrze do jego uszu. - Tak się składa, że jestem zwolenniczką nauki poprzez porywy serca. Nie ma wszak nic bardziej fascynującego od słuchania opowieści pasjonaty, który poprzez swe słowa pozwala uszczknąć odrobinę magii z własnego świata. Potrafi zainspirować. - Czy nie tego zawsze pragnęła, dążąc do uświadomienia w każdej interesującej ją dziedzinie? Czy wszystkie intrygowały ją równie mocno? Wszystko ostatecznie zależało od rozmówcy.
Odsunęła się na pół kroku, niejako pozwalając mu na potencjalną ucieczkę, jak i dając zaczerpnąć oddechu. Jasny, opadający na policzek kosmyk włosów odgarnęła za ucho w subtelnym geście i oderwała się od obrazu, by przenieść naraz wzrok na Vergila. Czy mężczyzna da jej to, o co go prosi bez potrzeby uciekania się do używania mocy, jaka płynęła w jej żyłach dzięki krwi babki? Nie musiała naciskać, nawet nie potrzebowała tych informacji, a jednak sam fakt istnienia możliwości posycał chęć, by spróbować. Posłała mu spojrzenie przepełnione prośbą i prawdziwą chęcią poznania odpowiedzi na jakże nurtujący ją temat.
- Proszę mi powiedzieć, jak według pana powinniśmy ukazywać w sztuce śmierć? - zapytała, zamykając w skierowanym do Vergila pytaniu urok. Subtelnie i ostrożnie, licząc że tyle wystarczy, by zachęcić go do mówienia.

| rzut na urok półwili; 43+40+6=89
[bylobrzydkobedzieladnie]



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed


Ostatnio zmieniony przez Evandra Rosier dnia 23.11.22 14:36, w całości zmieniany 2 razy
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Somerset House [odnośnik]22.11.22 19:42
The member 'Evandra Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 43
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Somerset House - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Somerset House [odnośnik]01.12.22 17:51
Czujesz to? A w sumie, nie jest to tak bardzo ważne, skoro i tak rozmowa według Ciebie idzie na dobrych torach. Wydaje Ci się, że nic złego się nie wydarzy jeśli choć trochę uda jej się coś z ciebie wyciągnąć. Mogła zauważyć jak twoja klatka piersiowa lekko się poruszyła w przepływie cichego parsknięcia. Pełnej kontroli twych emocji, a raczej wydawało Ci się, że byłeś w ich pełni. Jakiś cichy głos pojawiał się w twojej głowie, niby brzmiał jak twój, ale był jakiś taki inny. Podszeptywał Ci rzeczy, które były... nader przekonywujące. Nie był to za wielki trud, aby przyznać lady Rosier rację, że sztuka powinna być brana przez porywy serca. Ale to nie było twoje podejście. Zresztą... To nie o to chodziło.
To nie jest moja misja. Nie jestem artystą, nie mam co przekazać przyszłym pokoleniom. Zajmuję się historią przeszłości... Tak samo empirystyczną jak w sposób jaki chcesz, lady. Słowem, czarem, słuchaniem innych. Jedyne co mogę docenić z tego miejsca to fakt, że ktoś nie potrafi uszanować czyjejś godności pośmiertnej. Nieważne czy byli mugolem lub czarodziejem za życia. Po śmierci każdy z nich staje się tym samym - esencją swej mięsnej skorupy. Nie jest mi więc po drodze z ocenianiem... tej sztuki. Ale... chodzi bardziej o duszę. To, co ktoś pozostawił po sobie. — Naciąłeś się na tym, że w jakiś sposób przyznałeś jej rację co do sztuki. W końcu w obu rzeczach - spirytyzmie jako ten drugi - chodzi właśnie o duszę. Artysta pozostawia po sobie pamięć materialną, dusze przed odejściem na drugą stronę jedynie historię, pamięć. Która spisana przez kogoś innego mogła zostać sztuką. Więc chyba tkwił w tobie jakiś ukryty artysta, jednak nie chciałeś go pokazać... przed nią. W głębi duszy jednak czułeś się też jakimś powiernikiem dusz, przetrzymującym w sobie ich sekrety, aby w pewnym momencie być może powiedzieć komuś, wyrzucić z siebie to. Czułeś te gromadzące się uczucie w twoim brzuchu, które skręcało Cię aby powiedzieć. Wciągnąłeś głębiej powietrze, czując na sobie jej wzrok, widząc widok zaciskającego się karminu, aby zaraz zrezygnować z dalszego oglądania "Kochanków z Werony". Przejść dalej. Widzieć finalnie coś przykrego, jednak niemożliwego przez ciebie do ukazania na wierzch. Męski szkielet siedzący na krześle, dotykający swoją ręką ludzkich nerwów utrwalonych jakąś nieznaną Ci substancją do konserwowania na dłuższy czas. Na jak długi? Tego nie wiedziałeś. Lady mogła zauważyć jak zacisnęło Ci się gardło, aby po pewnym momencie odpuściło. Zapytała Cię ponownie - jak pokazywać śmierć w sztuce.
Że śmierć nie jest końcem. Nigdy nie wiadomo co czeka nas po drugiej stronie, ale nigdy nie jest końcem. Może jest tylko początkiem? A może bycie duchem to stan pośredni między osiągnięciem rehabilitacji, pozbyciem się ostatnich win przed ostatecznym przyznaniem sobie prawa do tego, aby osiągnąć świetność i czystość. Wiesz, lady doyenne, że kiedy człowiek umiera bez żadnych chorób... Tak po prostu... On nie cierpi? Ciało samo mówi, że opada już z sił, nie traci jednak swej godności. Ostatnia warta. Nie czuje się niczego innego jak po prostu... chęci snu. Zamyka się oczy... I śni już do końca. Albo jeśli otworzy się i okaże, że nagle jesteśmy jedynie tylko niematerialną duszą. Wtedy mamy coś jeszcze do zrobienia. Chcę tylko dowiedzieć się jednego... kiedy najwięcej tracimy? Po śmierci... czy za życia. Jak sądzisz, lady? — Podniosłeś brew do góry, zainteresowany nagle rozmową.
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Somerset House [odnośnik]04.12.22 9:55
Odziedziczonej wraz z krwią matki oraz babki moc wil towarzyszyła Evandrze od dnia urodzenia, jednak świadome jej wykorzystanie przyszło z czasem. Niegdyś to wszystko był wyłącznie łut szczęścia, zrządzenie losu, zwykły przypadek - ten niekontrolowany wyrzut energii, którego siła pozwalała małej lady dostać to, czego chce. Dziś coraz częściej korzystała z niej dla własnych potrzeb, umyślnie sięgając po moc, jaka zdolna jest nagiąć męski umysł do własnych zachcianek. Na przestrzeni lat były to wyłącznie prośby o dodatkową porcję ciasta, o późniejsze pójście spać, o pomoc w noszeniu książek czy o wspólne wymknięcie się nocą z dormitorium. Dzisiaj prośby stawały się coraz bardziej konkretne, ukierunkowane na cel, który przyświecał półwili. Majaczące się na twarzy Zabiniego i postępująca za nim lawina słów wywołały w Evandrze poczucie triumfu.
- Zajmuje się pan historią, lecz zamiast jej zwyczajnie doświadczać, staje w usilnej obronie przed niegodziwością postępu, przed wyobraźnią i zmyślnością artystów - zauważyła, chcąc uściślić stanowisko Zabiniego. - Skoro po śmierci ciało staje się wyłącznie… mięsną skorupą, gdyż jego esencja pozostaje w duchu, to skąd niechęć do wykorzystania ich na potrzeby sztuki? - Ponownie ściszyła głos, dyskretnie rozglądając się wokół czy aby na pewno w sali skupiającej cztery rozstawione na przeciwległych kątach osoby, mogą liczyć na prywatność. - Zresztą zrównywanie mugoli z czarodziejami uchodzi za zuchwałość i hańbę. Radzę wstrzymać się z podobnymi stwierdzeniami, jeśli nie ma pan czasu na tłumaczenie się w gabinecie Ministerstwa Magii. - Jeszcze tego by brakowało, by ona, uznana już w społeczeństwie sojuszniczka Rycerzy Walpurgii, znajdowała się w towarzystwie osób o wywrotowych poglądach. Zaraz się wyprostowała i przeszła do kolejnego dzieła, przywracając ton głosu do normalności. - Nie twierdzę, że się z nimi zgadzam. Prezentowane tu dzieła są poruszające, wywołujące skonfundowanie. Nie sposób przejść obok nich obojętnie. - Sam szkielet, w zestawieniu z poprzednimi pracami, wydawał się być już mało widowiskowy. Co autor chciał nim przekazać, o czym opowiedzieć? - Czy nie jest to sposób na ofiarowanie im dodatkowego sensu, czy nie jest to szansa na drugie życie?
Przystając obok męskiego szkieletu przyglądała się kolejnym kościom, z fascynacją odkrywając, że nie miała pojęcia o istnieniu wielu z nich. Czy każdy człowiek wygląda tak samo, a może różni się pojedynczymi elementami? Na pewno są różnice między czarodziejem a mugolem, tak jak i między kobietą a mężczyzną. Więcej mają różnic czy może podobieństw? Niewiele pamiętała z nielicznych zajęć anatomii podczas nauczania domowego poprzedzającego czas w Hogwarcie. Zapisała w pamięci, by sprawdzić bibliotekę Château Rose w poszukiwaniu podręczników.
- Mówi pan o śmierci związanej z doświadczeniem wieku? - upewniła się, gdy nagle to w jej gardle pojawił się ucisk. "Człowiek umierający bez chorób nie cierpi", zabębniło w uszach, wywołując jednocześnie wspomnienie Francisa. Przejmujący, rozdzierający serce wrzask bólu, ciało rozsypujące się na pył - obraz którego nigdy nie wyrzuci z głowy. - Przyjmując, że nie możemy stracić czegoś, co nie jest nasze, jak spoglądać na niewykorzystane okazje? - Podchwyciła kwestię straty, podejmując ją z teoretycznej, ale i niezwykle bliskiej sobie strony. - Co z szansą na rozwój, na nowe doświadczenia, na odkrycie świata, który jest na wyciągnięcie ręki, a mimo to po niego nie sięgamy? Na każdym etapie dokonujemy wyborów i to od nas zależy którą ścieżką podążymy. Biorąc jedno, odrzucamy inne, często nieświadomie, nie uznając tego za stratę. - Osobną kwestią było tu zaś działanie skrajnie impulsywne, jakiemu półwili zdarzało się oddawać niezwykle często. - Pan również mógł zdecydować, że nie odpowie na mój list, że się ze mną nie spotka, wybrałby czas spędzony w pracy, bądź w domu z żoną. Bez punktu odniesienia byłaby to strata, której wagi nigdy by pan nie pojął. Uważam więc, że nie można niczego stracić, gdy równocześnie sięga się po coś innego. Jeśli żałujemy decyzji, kogo mamy winić, jeśli nie nas samych? - Zwróciła się twarzą ku czarodziejowi, uśmiechając pogodnie. W życiu coraz rzadziej żałowała, a przynajmniej starała się coraz rzadziej pluć sobie w brodę, z akceptacją podchodząc do tego, co przyniósł los, jak i tego, co zgotowała dla siebie sama.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Somerset House [odnośnik]07.12.22 17:12
Nie rozumiała. Kompletnie nie rozumiała twojego punktu widzenia. To było widać jak różniło się jej podejście do świata z tym, w jakim ty żyłeś. Nie było w twoim domu zbyt złotych firan na ścianie, na twoją szyję nie były wkładane obciążające kark brylanty o rozmiarze śliwek. W twoim domu rządziły się inne zasady. Zasady utraconej przez własną głupotę poprzednich pokoleń. Powodując, że jedynie kawałek przywilejów spadały z pańskiego stołu do miski, które ty jako czystokrwisty mogłeś sięgnąć. Nad szlachtą nie było już nikogo wyżej. Nad tobą? Oczywiście. Jedyne co dzieliło Cię to fakt, że Nottowie przebadali twoje drzewo genealogiczne, tak jak robili to inni w poszukiwaniu czy twojej krwi nie skaziła mugolska krew. Jakie to przykre, kiedy okazało się, że prawda była bardziej frustrująca niż twój ojciec mógł sobie wyobrazić. Ale jednak wiedzieliście oboje, że byliście genetycznie wyżej nad innymi, to dodawało wam siły i poczucia jakiejś wartości. Przecież nawet w Durmstrangu odczuwałeś to, że ktoś patrzył na Ciebie lepszym spojrzeniem, mniej zadartym niż na tego, kto był "tylko" Półkrwi. W świecie magii istniały kasty, gdzie mugole to tylko niepotrzebna jednostka nie nadająca się do kolektywu. Byli uszkodzoną zębatką, którą nie dało się naprawić i powodowała, że machina nie szła dalej. Więc trzeba było to naprawić. To miał obiecać wam Grindelwald, ale okazało się, że były to tylko czcze słowa. Był sam, nikt nie chciał mu pomóc. Pojedyncza jednostka nic nie mogła zdziałać. Dlatego Czarnemu Panu i jego Rycerzom tak dobrze szło. Faktycznie potrafili działać, faktycznie potrafili coś zmienić. Skupiałeś się na swoich myślach, aż czekałeś aż ta w odpowiednim momencie kończyła, odzywałeś się lub też nie. Ale nie miałeś sił gniewać się, kiedy wewnętrzny głos uspokajał Cię, nadawał nowego myślenia, któremu poddawałeś się tak ochoczo. Nowy punkt widzenia, gdy mogłeś zignorować i po prostu przejść dalej. I ten kojący, ściszony głos od strony lady, który dostawał się do twoich uszu. Chciałeś, by szeptała częściej. Nie mogłeś ulec.
Nie zrównałem. Określiłem jedynie, że po naszej śmierci czy staniu się duchem, nasza krew nie jest już celem rozmów i ma brak znaczenia. Zostaje tylko wspomnienie u innych, które nas trzyma. Zostaje też ewentualnie jedynie pamięć na temat danej osoby. Ale w każdym razie - to człowiek nadaje sensu śmierci i... temu wszystkiemu. To życie, tętno podwyższające się pod ryzykownymi sytuacjami. W momentach, gdy napięcie rośnie, a ciało nie potrafi ustać w jednej pozycji. Jedno pstryknięcie, jedno zaklęcie, jedno słowo. Tyle dzieli każdego dnia każdego z nas, aby nie mieć już znaczenia dla reszty świata nieważne kim się jest. — Czy byłeś poddenerwowany jej... dziwnym brakiem szacunku? Nie, wydawało Ci się jednak, że po prostu nie rozumiała twojego punktu widzenia jeśli chodziło o śmierć. W końcu jaki był sens, co dawała śmierć innym ludziom? Uświadomienie, że nie zawsze wszystko wiecznie trwa? Że na każdym kroku może czyhać na nas niebezpieczeństwo, które pozbawi nas życia i trzeba chwytać okazję? Carpe diem? Aż tak pozytywnie nie myślałeś. Wierzyłeś jednak trzeźwemu racjonalizmowi z którym zaraz się podzieliłeś. Dosyć brutalnie obdarłeś swoje słowa ze słodyczy i romantyzmu, pozostawiając chęć pozostawienia trzeźwości. To jednak miało wydarzyć się dopiero jak zrobiłeś parę kroków w innym kierunku.
Odwróćmy sytuację. To ty jesteś w miejscu tego... czegoś. Nie ma już tutaj lady Evandry Rosier, żony znakomitego czarodzieja pełnego zasług dla świata czarodziejów, odznaczonego medalami. Nie ma też kobiety, która kiedyś da mu dziecko. Nie ma też córki swoich rodziców, którzy sprzedali ją w ekonomicznym zysku puli genetycznej i dobrego wydania dla umocnienia politycznych więzi przy sytuacji, gdy miłość przy nich zatriumfowała. Zostaje jedynie trup. Kości albo obdarte z mięsa, albo zjedzonego przez robaki, albo być może zrabowane z godności przed śmiercią. Istnieją na tym świecie handlarze wnętrznościami, w końcu czarna magia też na tym świecie istnieje. Ale jakbyś się wtedy poczuła? — Przypadkiem być może zdradziłeś, że wiesz coś o tej czarnej magii, ale niestety, wykorzystać tego przeciwko tobie nie dało rady, bo ktokolwiek wszedł w posiadanie twoich akt z ministerstwa śmiało mógł zauważyć, że wypisany był tam atramentem "Durmstrang". Czy więc można było winić Cię ego, że wiedziałeś co robi się z ludzkimi wnętrznościami? Ba, mało tego. Nie tylko o tym wiedziałeś. Nie wiedziałeś jednak tego, że dzieliłeś się z nią tym tylko dlatego, że nie byłeś sobą. Nie interesowało Cię to jednak. Mówiłeś więcej i więcej. Tego jak finalnie zbliżyłeś się do niej nader blisko, nie minąłeś jej, pozbawiłeś siebie tremy, lecz nadal kontrolowanej mimice. Nie odkrywając przed nią emocji, chociaż mogła czuć, że jesteś lekko wzburzony, niesiony nimi pod tą skorupą ich braku. Stanąłeś dumnie przed nią, widząc teraz karmin tak wyraziście na jej uśmiechu. Jak by magnetyczne siły działały na ciebie, jednak nie uległeś aż tak prędko. Mówiła do ciebie słowa o wykorzystywaniu okazji, o rozwoju i tak dalej. Nie docierało do niej, że tobie nie było to potrzebne. Żyłeś innym światem, żyłeś inną myślą odchodząc z ministerstwa. Tak bardzo odrębną od artystów i innych ludzi. Rozumiałeś lekarzy i badaczy, rozumiałeś ludzi chcących dowiedzieć się czym jest nieśmiertelność i rozumiejąc, że istniała szansa na jej nieosiągnięcie. Ale rozumiałeś też, że istniały dusze, które nie zaznały spokoju i błąkając się po świecie któregoś dnia mogłyby poczuć odrazę na widok tego, że to co z nich zostało nie zostało potraktowane z szacunkiem, a jako coś... co miało radować innych. Czy czułeś obrzydzenie? Nie wiedziałeś, ale zaraz twoje usta wykrzywiły się w uśmiechu, bo nastąpiły inne ciekawe słowa, które się nie zgadzały.
Ale ja nie żałuję... Nie żałuję tego, że tu przyszedłem, nie żałuję, że nie spędzam czasu w pracy. Kiedy wyjdę przez drzwi tego miejsca, nikt na mnie nie będzie czekał. Nie ma mnie dla nikogo innego niż dla dusz, które potrzebują pomocy lub kogoś, kto jest w stanie zapłacić za to, abym mógł pozwolić na to, aby ten ktoś się z nimi skontaktował. Nigdy też nie pożądałem władzy, cholernie wielkiego majątku czy chęci bycia najpotężniejszą jednostką na świecie, pozwalając na to innym, asystując im, pomagając. Kierując ich do osiągnięcia ich celi. Kiedy oni są światłem, ja jestem ich cieniem. Może teraz jestem twoim cieniem, a może za niedługo będę cieniem kogo innego. Codziennie jestem czyimś cieniem i dobrze mi z tym. Cień jest wolny. Nie złapiesz cienia w swoje dłonie, lady. Za to czego ty żałujesz? Hmm? — Postanowiłeś przejąć fałszywą kontrolę, wiedząc, że to ona ją ma. Ty grałeś w jej grę, która sprawiała jej przyjemność. A mimo tego czułeś satysfakcję, która płynęła ze spotkania. Czy to też było fałszywe?
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Somerset House [odnośnik]08.12.22 11:25
Intrygował ją swoim spojrzeniem na świat. Tym jak usilnie próbował zaprzeczyć jej zarzutom przy jednoczesnym braku logiki. Ta zaś musiała gdzieś tam tkwić, zawarta między wierszami, w niewypowiedzianych słowach, temu nie wątpiła. Zastanawiała się tylko gdzie jej szukać, gdy Zabini opowiadał o niej zbyt pokrętnie. Mogła się obrazić. Unieść się, ustawić go do pionu, wskazać gdzie jego miejsce, gdy postawił na ryzykowny przykład, zrównując lady doyenne z innymi, nieistotnymi osobnikami, chcąc podkreślić swoją słuszność. Było to jednak ryzyko, na jakie godziła się w momencie wysuwania zaproszenia do osób, które z arystokracją mało miało do czynienia i które niewiele miały w sobie z manier. Przewertowany podręcznik zasad dobrego wychowania nie nauczył go taktu; to wrażliwość, jakiej można się było nauczyć, lecz nie podczas jednego popołudnia. Zaskoczył ją przytoczonym przykładem, ale przyjęła go chętnie, widząc wreszcie w których punktach rozmijają się z Zabinim. Podobało jej się w jaki sposób dobierał słowa, jak parafrazował, próbując tłumaczyć swe stanowisko. Czy dobry byłby z niego nauczyciel? Starał się bronić i opowiadać zgodnie z własną wiedzą oraz sumieniem, a może tak naprawdę wymierzony w niego urok nie był na tyle celny oraz silny, by zmusić go do wyjawienia swych prawdziwych przemyśleń? Jednego była pewna, pozwolił się sprowokować i powieść za nos, z czego zresztą była zadowolona, choć częściowo osiągnąwszy swój cel.
- Nie poczułabym się - odparła ostrożnie, szczerze zastanawiając się na odpowiedzią, odsuwając urażoną dumę na bok. - Gdy umrę i nie będzie mnie już na tym świecie, to nie mnie będzie przykro. Jak mogę rościć sobie prawa do ciała, które tak naprawdę nie należy już do mnie? - Kobiecy uśmiech sięgnął oczu, gdy rozbawiona wnioskiem zrozumiała jak niewiele będzie już od niej zależeć. Czy nie byłoby to piękne, zrzucić wreszcie brzemię ciążących na ramionach obowiązków, wyzwolić się z okowów zasad, jakie od urodzenia ograniczają swobodę ruchów? - Mówi pan, że duchy są przywiązane do swoich cielesnych powłok? Zawsze odnosiłam wrażenie, że to bliscy zmarłego nie potrafią się z nimi rozstać. Chcą, by po ukochanych zostało im coś więcej, niż tylko wspomnienie. - Czy po Francisie pozostało jej coś więcej? Nawet wspomnienie miało być wyblakłe, pozbawione uczuć i sentymentów. Kochany brat miał być drogowskazem i przestrogą. Motywacją do kontynuowania walki przeciwko tym, którym nie w smak nowy, właściwy porządek. Po Francisie nie zostało jej nic więcej, żaden monument, tablica nagrobna, ani nawet pył, jaki przecież rozsypał się na morskim wietrze w dniu jego śmierci. Czy on sam ubolewał, czy żałował? Tego już nigdy nie będzie jej dane się dowiedzieć.
Przestąpiła z jednej nogi na drugą i z zadowoleniem zauważyła jak usta czarodzieja wykrzywiają się w uśmiechu, po raz pierwszy podczas ich krótkiego spotkania. Musiała przyznać, że rozświetlał jego twarz ciekawym blaskiem, który chętnie obserwowałaby częściej. Nie do końca jednak odpowiadał na zadane mu pytania, ale czy dlatego, że nie chciał, czy też dlatego, że nie rozumiał, o co go pyta?
- Cienie mają to do siebie, że lubią się zatracać i zacierać, niknie o nich pamięć, znikają wspomnienia. Trudno jest tęsknić za tym, czego się prawdziwie nie miało. - Do czego tak naprawdę pił, przyrównując się do cieni? Skoro zajmował się spirytyzmem i umęczonymi duszami, musiał wiedzieć co oznacza odejście w niepamięć. Jasna brew znów drgnęła w zaintrygowaniu, kiedy podjął temat, chcąc przejąć pałeczkę. Czego żałowała Evandra? Wiele było takich kwestii, które tkwiły solą w oku lady Rosier, jednak żadna z nich nie nadawała się, by ją odsłonić przed nieznajomym. Szczęśliwie nie musiała odpowiadać na to pytanie, bo pomimo usilnych chęci Zabiniego, by przejąć kontrolę nad konwersacją, nie otrzyma jej.
- Wobec tego inaczej. - Powiodła uważnie błękitem spojrzenia po linii jego ust, krzywiźnie jego nosa i powróciła do ciemnych tęczówek. - Skoro nie w głowie panu władza, ani nie ceni pan bogactwa, to na czym panu tak naprawdę zależy, panie Zabini? Co spędza sen z powiek, za czym tęskni twoja dusza, Vergil? - zwróciła się do niego po imieniu, tak jak i on wcześniej pozwolił sobie na poufałość. Częściowo utraciła już nadzieję na to, że spotkają się na wspólnej płaszczyźnie i dojdą do porozumienia, że da jej to, czego oczekuje. Skoro sam nie dostrzegał specyficznego piękna otaczającej ich sztuki, może nie był odpowiednią osobą do jej kontemplacji. Tyle że lady doyenne podobał się niski ton głosu Zabiniego i odmienność spojrzenia. Chciała go słuchać, dotrzeć nieco głębiej, sprawdzić co stoi za obranym stanowiskiem. Nie pozostawiał jej wyboru, musiała nacisnąć nań ponownie.

| nie daję za wygraną, więc rzut na urok wili
EM: 46



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Somerset House [odnośnik]08.12.22 11:25
The member 'Evandra Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 89
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Somerset House - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Somerset House [odnośnik]13.12.22 17:27
O śmierci łatwo było mówić, kiedy się o niej nie wiedziało tyle, ile wiedziałeś ty. Ile słuchałeś historii śmierci innych osób, ile te osoby opowiadał Tobie o swoich planach, celach, ambicjach, które śmierć sprawiła, że nie mogli już tego robić tak łatwo, albo nawet wcale. Niektórzy nie potrafili odejść na drugą stronę bez zauważenia choć odrobiny uznania od innych. Drudzy z kolei chcieli wiedzieć tylko czy na pewno ich rodzinie będzie dobrze się żyło bez ich obecności. Były też skomplikowane jednostki, które sprawiały, że nie potrafiłeś im pomóc. No tak, doświadczony spirytysta, a nie pomógł duszom odejść na drugą stronę. Co to za spirytysta wtedy? Chyba nieprawdziwy. Takie słowa też słyszałeś - czy to od rodzin, czy tych najbardziej cierpiących. Nigdy jednak nie przejąłeś się nimi za bardzo, bo wiedziałeś, że przemawiały wtedy emocje. A ty... chyba nawet wolałeś widzieć je wtedy, wiedząc, że samemu będzie Ci trudno nimi żonglować, więc karmienie się cudzymi było przyjemną odmianą. Czy byłeś złym cieniem? Tego nigdy nie przyznałeś i nigdy nie powiedziałeś innym. Czy byłeś dobrym cieniem? Starałeś się nim być. Nigdy jednak nie zrobiłeś rachunku sumienia, nie powiedziałeś sobie co schrzaniłeś, a czego nie, brnąc dalej naprzód i starając się tymi myślami nie przejmować. Aż w końcu stanąłeś przed murem, którym okazała się blondwłosa szlachcianka, która nie potrafiła przyjąć odpowiedzi "nie". Musiała ciągnąć za język, drapać pazurami po twoim oszronionym sercu i rozumie, powodując, że normalny człowiek już dawno wydarłby się na nią mówiąc, że manipuluje. Ale nie ty... Nie potrafiłeś jakoś tego zrobić, zupełnie skupiając się po prostu na fakcie, że chciała wiedzieć więcej. A ciekawość, ciekawość jest rzeczą ludzką. Skupiłeś się więc w ciszy, spoglądając w jej oczy, słuchając słów dochodzących do twych uszu i starając się wymyślić odpowiedź. Było to nader trudne, ale w pewnym momencie chyba zdałeś sobie sprawę, że mogłeś odpowiedzieć chyba dopiero na ostatnie z wypowiedzi. A raczej, zrobiłeś na tyle długą pauzę, że pozwoliłeś jej znowu wypowiedzieć się na tyle wyczerpująco, aby któreś z jej pytań pominąć i skupić się na najbardziej intrygującym.
Za co tęskni moja dusza, Evandro? Za co tęskni moja dusza... — Niemo przyznałeś jej celny strzał we własną duszę. Głos w twojej głowie śmiało mówił: "No, powiedz jej to, powiedz więcej, wyrzuć z siebie ty uparty... ty uparty", brakowało jednak słowa temu głosowi, który miałby określić kim byłeś naprawdę w oczach tego głosu. Przechyliłeś swoją głowę, twoje oczy wpatrywały się w jej błękity, czasami zbaczając z nich na karmin. Cholerny karmin powodował w tobie właśnie "to". Tę uległość, której nie wiedziałeś, że chciałeś. Prowokującą do tego, by ulec, zniżyć się. Drgnięcie własnego ciała, gdy jednak wzrok powędrował ponowne na kościaną statuę, gdzie ktoś stworzył chyba martwego anioła, o ile można było to tak nazwać. Jak przyjrzałeś się temu na dłużej i ostatecznie westchnąłeś, zrzucając z siebie balast. — Tęsknie za tym czego nie mogę dotknąć. Za czymś, co jest dla mnie już widmem tego, czego mogę trzymać. Tym czego się boję, a zarazem nie mogę sobie odpuścić, że już się wydarzyło. A jednak nadal jest. Widniejemy między oboma światami, a ja jak dziecko bojące się świata po prostu ją unikam. Z jednej strony to głupie jest być cieniem dla takiej osoby, a z drugiej chciałbym nim być. Ale nie mogę. Więc skupiam się na tym, gdzie mogę. Na pomocy tym, którym wiem, że mogę pomóc. Mogę wykorzystać swoje zdolności, możliwości... Z drugiej strony chciałbym mieć kawałek małej potęgi do tej pomocy, co sprawia, że jestem już hipokrytą. Ale nie mam sobie tego za złe... Po prostu żyję dalej. — Odwróciłeś nagle wzrok od statuy, nie chcąc się czuć źle z tym, że nie patrzyłeś w jej oczy. Znowu parę kroków, objęcie nadgarstków za swoimi plecami splecionymi dłońmi i przyjrzenie się jej ponownie. Przyciągnięty jak na sznurku.
Zadałeś jednak też jedno pytanie, na które to ty liczyłeś dostać odpowiedź. — A ty, kogo lady straciłaś, że aż tak bardzo potrzebujesz mojej pomocy? Od pewnego momentu przestaliśmy już mówić o sztuce. A może nawet i w ogóle o niej nie mieliśmy rozmawiać od początku? — Więc wyczekiwałeś. Czekałeś co Ci powie, a może się przestraszy.

Rzut na SW: 7
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Somerset House [odnośnik]16.12.22 10:20
Milczał długo, więc go nie pospieszała. Zwykle niecierpliwa i oczekująca efektów - teraz, już, natychmiast! - zdecydowała się zaczekać. Obserwacja była równie interesującym zajęciem, podobnie do rozmowy, tyle że studiowanie postaci pozwalało zajrzeć tam, gdzie często towarzysz wpuścić nie chce. Niejeden mógłby stwierdzić, że naciskanie na swych rozmówców uznawane jest za nietakt, zwłaszcza takie, które wyciągnąć chce głęboko skrywane sekrety, a już na pewno podczas pierwszego spotkania. Evandra nie miała jednak pewności, czy kiedykolwiek z panem Zabinim przyjdzie jej się jeszcze spotkać. Nie, żeby zamierzała spalić za sobą wszystkie mosty, wszak nacisk był subtelny, ledwie dostrzegalny, tylko lekko popychany ciekawością, jakiej nie chciała pozostawić w niedosycie. I kiedy już myślała, że czarodziej zdołał oprzeć się urokowi, ugiął się pod jego naporem, uchylając rąbka tajemnicy.
Mówił o tęsknocie, o tym, co nieuchwytne, co odeszło już - bezpowrotnie? Lady doyenne lubiła także zdarzało się pozostawać w przeszłości, wracać do tego, czego nie sposób już dotknąć inaczej, niż wspomnieniem. Zdawała sobie sprawę z tego, że wydziera to z teraźniejszości szanse, jakie można wciąż wykorzystać i przekuć w coś dobrego. Godziła się na to świadomie, wybierając tęsknotę, a raczej celebrację niedoścignionego, co kłuć ma w serce jeszcze przez długi czas. Starała się pod nią nie uginać, nie tkwić w niej na stałe, bo przecież tu i teraz są ludzie, jacy jej potrzebowali. Vergil Zabini zdawał się kierować podobną maksymą, a jednak barwa jego głosu świadczyła o tym, że mimo deklaracji czuł on stały żal. Nie miała mu za złe braku konkretnych informacji, wszak to metafor poszukiwała, chcąc móc odnieść się do nich i własnym doświadczeniem.
Mijając kolejną pracę prezentowanego artysty sięgnęła wzrokiem dalej, dostrzegając nieuchronnie nadciągający koniec wystawy. Dzieła były ciekawe, niewątpliwie intrygujące, zwłaszcza jako przestrzeń do przeprowadzenia inspirującej, miejscami nostalgicznej rozmowy.
Kąciki karminowych ust uniosły się, tym razem mniej pewnie. Czy naprawdę chciał wiedzieć? Oczekiwał dostać coś w zamian, nagrodę za podjęty trud i wysiłek w odgrzebywaniu swoich skrytych tajemnic. Tyle że Evandra, nawet jeśli zwykła częstować innych dobrocią, gasząc ich pragnienia, tak na zadane przez Vergila pytanie nie mogła odpowiedzieć otwarcie. Tym razem sama przetrzymała go w oczekiwaniu, milcząc dłuższy moment ze wzrokiem wodzącym po lśniącej linii kościanej wystawy.
- Czymże jest rozmowa o tęsknocie, jeśli nie sztuką, muzyką wygrywaną przez poszarpane serce? W obliczu śmierci częściej uświadamiamy sobie popełniane błędy, pozwalamy sobie na pewien dystans, dostrzegamy barwy, jakimi kreśli się życie, którego w innych sytuacjach nie sposób docenić. - Błękitne tęczówki wróciły do sylwetki czarodzieja, kobieca broda zadarła się, by móc lepiej przyjrzeć się swojemu rozmówcy. - Ten, którego straciłam, wymazany został z kart historii, jakby nigdy nie istniał - przyznała otwarcie, nie zdradzając jednak istotnych szczegółów. - Jak można tęsknić za czymś, czego nie było? To jak pozwolić sobie żyć niespełnionym marzeniem, literacką fikcją. - Mnie nie możesz pomóc. Potrzebowała Vergila Zabiniego do oswojenia się z wizją śmierci. Poznać jego podejście, przyjąć trochę nowego światła na trapiącą ją sytuację. Przed niemal dwoma już laty obawiała się własnego końca, pozbawiona wielkich szans w nierównej walce o swoje życie. Sądziła wtedy, że wydanie ostatniego tchnienia nie jest już przeszkodą, stojącym na drodze znakiem, przed którym chciała chować się i uciekać, a jaką wolała przyjąć z pokorą i otwartymi ramionami. Los zdecydował jednak inaczej, nakazując radzić sobie z kolejnymi wyzwaniami, z odejściem tych, o których myślała, że trwać u jej boku będą wiecznie. Francis tkwił w jej umyśle oraz sercu żywym wspomnieniem. Mimo iż dziś nie roniła już łez po jego śmierci, to nadal swoim działaniom nadawała sens oparty o jego pamięć.
Na powrót przybrała szeroki uśmiech na twarz, pozbawiony już sięgającego oczu smutku.
- Dziękuję za spotkanie, panie Zabini. To była niewątpliwie pouczająca i rozjaśniająca postrzeganie świata rozmowa. Liczę na to, że nie ostatnia. - Wątpliwym było, że dostaną więcej, niż jedną okazję do wymiany doświadczeń. Nie dała po sobie poznać czy spełnił jej oczekiwania, lecz przecież nie chciała, aby poczuwał się do odpowiedzialności. Skinęła uprzejmie głową i zwróciła się ku wyjściu, obrzucając wystawę ostatnim spojrzeniem. Czy wróci tu jeszcze, by obejrzeć i kontemplować upiorności? Niewykluczone.

| zt x2



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Somerset House
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach