23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Bathildy Bagshot
Ogród i inne pomieszczenia domu, jeśli potrzeba
23 IX '58 Bękarty
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Starała się odpowiadać, nadążać, śmiać wtedy, kiedy inni się śmiali i uśmiechać wtedy, kiedy zdawało im się to potrzebne, ale po prawdzie to pot wstąpił jej na plecy i skronie i wsłuchiwała się raczej w trzask ogniska niż w słowa, które często były bełkotane, zdając się nie mieć większego sensu. Wzniosła jednak toast pełnym po brzegi kieliszkiem, gdy Marcel wspomniał wolny Londyn, a potem udała, że upija łyk i rozlała wszystko niby przypadkiem po trawie, uważając przynajmniej, by nie pochlapać sobie koszuli i spódnicy; nie daj bóg wróciłaby do domu śmierdząc tak jak oni.
- Dziękuję, to bardzo... bardzo miłe - zarumieniła się, kiedy Neala przyjrzała jej się bardzo blisko i z zaskoczeniem okręciła, gdy James pojawił się z woreczkiem... proszku? Cukru? Brokatu? Zdecydowanie połyskiwał jak brokat. - Co to jest dokładnie? Jak się nazywa? - spytała, bo zapewnienia o środku leczniczym jej nie przekonały; co to to nie. Pracowała w lecznicy z czarodziejami już drugi rok, kilka razy pomagała w formowaniu polowych szpitali i nigdy nie spotkała się z eliksirem w proszku.
Widok nastolatków i młodych ludzi zaciągających się tym proszkiem z różnych powierzchni, nawet własnych rąk, poważnie ją zamartwił. Sama rozsmarowała tylko tę szczyptę którą dostała po piegowatej dłoni, dochodząc do wniosku, że na skórze wygląda właściwie całkiem ładnie. Mogłaby go użyć, żeby sobie rozświetlić policzki.
Słuchała tych wszystkich monologów i słów z czerwonymi policzkami, ale kiedy James wyciągnął do niej dłoń zawahała się.
- Lubię... - powiedziała, powoli wyciągając do niego rękę. Może to pomoże jej pozbyć się tego ściskającego wstydu i zażenowania, które tak skutecznie blokowało ją w krtani? Zdecydowała się dość szybko, ale równie szybko Jamesa rozproszyło wołanie Marcela.
Złość Jamesa i jego słowa utwierdził ją tylko w przekonaniu, że cokolwiek tak nadal połyskiwało na jej palcach na pewno nie było lekiem. Zapowietrzyła się, gdy nadszedł Steffen, gdy zaczęli się kłócić, gdy powietrze zaczynały przecinać paskudne słowa.
- Przestańcie natychmiast! - zerwała się w końcu na nogi, podpierając dłonie na biodrach. - Marcel jak możecie mówić w ten sposób przy dziewczętach! Przy mnie, przy Eve, przy...! - Ale dziecka już nie widziała. - I to są narkotyki, prawda? Wiedziałam! - Tyle że nikt jej nie słuchał, dziewczęta zrywały się do biegu, chłopcy za nimi, nawet Steffen, który pojawił się znikąd. - Och, co to to nie. Muszę iść do domu. Michael mnie zabije... - wymamrotała już bardziej do siebie i trzęsącymi się dłońmi otrzepała spódnicę z trawy. Spróbowała znaleźć wzrokiem Eve, żeby się z nią pożegnać.
Język wysechł jej na wiór i powieki ją zapiekły, gdy dotarło do niej jak cholernie się dzisiaj zawiodła.
- Dziękuję, to bardzo... bardzo miłe - zarumieniła się, kiedy Neala przyjrzała jej się bardzo blisko i z zaskoczeniem okręciła, gdy James pojawił się z woreczkiem... proszku? Cukru? Brokatu? Zdecydowanie połyskiwał jak brokat. - Co to jest dokładnie? Jak się nazywa? - spytała, bo zapewnienia o środku leczniczym jej nie przekonały; co to to nie. Pracowała w lecznicy z czarodziejami już drugi rok, kilka razy pomagała w formowaniu polowych szpitali i nigdy nie spotkała się z eliksirem w proszku.
Widok nastolatków i młodych ludzi zaciągających się tym proszkiem z różnych powierzchni, nawet własnych rąk, poważnie ją zamartwił. Sama rozsmarowała tylko tę szczyptę którą dostała po piegowatej dłoni, dochodząc do wniosku, że na skórze wygląda właściwie całkiem ładnie. Mogłaby go użyć, żeby sobie rozświetlić policzki.
Słuchała tych wszystkich monologów i słów z czerwonymi policzkami, ale kiedy James wyciągnął do niej dłoń zawahała się.
- Lubię... - powiedziała, powoli wyciągając do niego rękę. Może to pomoże jej pozbyć się tego ściskającego wstydu i zażenowania, które tak skutecznie blokowało ją w krtani? Zdecydowała się dość szybko, ale równie szybko Jamesa rozproszyło wołanie Marcela.
Złość Jamesa i jego słowa utwierdził ją tylko w przekonaniu, że cokolwiek tak nadal połyskiwało na jej palcach na pewno nie było lekiem. Zapowietrzyła się, gdy nadszedł Steffen, gdy zaczęli się kłócić, gdy powietrze zaczynały przecinać paskudne słowa.
- Przestańcie natychmiast! - zerwała się w końcu na nogi, podpierając dłonie na biodrach. - Marcel jak możecie mówić w ten sposób przy dziewczętach! Przy mnie, przy Eve, przy...! - Ale dziecka już nie widziała. - I to są narkotyki, prawda? Wiedziałam! - Tyle że nikt jej nie słuchał, dziewczęta zrywały się do biegu, chłopcy za nimi, nawet Steffen, który pojawił się znikąd. - Och, co to to nie. Muszę iść do domu. Michael mnie zabije... - wymamrotała już bardziej do siebie i trzęsącymi się dłońmi otrzepała spódnicę z trawy. Spróbowała znaleźć wzrokiem Eve, żeby się z nią pożegnać.
Język wysechł jej na wiór i powieki ją zapiekły, gdy dotarło do niej jak cholernie się dzisiaj zawiodła.
Popatrzył na Marcela biegnącego za dziewczynami — uspokajał go, uspokajał, że przypilnuje, ale nie był tego taki pewien. Zmarszczył brwi, ale wcale nie wyglądał na uspokojonego. Panika szybko przekształciła się w wystraszony grymas. Maisie przy nim jeszcze wciągnęła z dłoni Marcela pył — nie przejął się tym tak, jak niekoniecznie przejmował się pyłkiem u Marii. Nie widział w tym nic złego, też się lubił bawić i choć wcześniej, gdy miał nad sobą rodziny nadzór myślał o podobnych zabawach jako niestosowne, teraz — a szczególnie w przeciągu ostatniego miesiąca — jego hamulce zupełnie się popsuły, a moralność leżała skopana gdzieś w trawie. Maria dobrze się bawiła, myślał, że to dobrze, że czuła się wyzwolona, szczęśliwa, że była taka radosna mimo tego, co ją ostatnio spotkało. To samo pomyślał o Maisie, kiedy patrzył jak wciąga pyłek. Oni wszyscy tego potrzebowali, wszyscy potrzebowali oderwania się od rzeczywistości, błogiego stanu, ekstazy, upojenia. Wszyscy, ale nie Neala. I nie mógł nawet pojąć, czemu go to tak bulwersowało.
— To teraz ze mną rozmawiasz? — wyparował od razu, gdy kazała mu zmienić muzykę; zirytowany bardziej na to, co robiła, na jej stan, niż na to, że go o to poprosiła. Poprosiła bo wiedziała, że znał się na niej lepiej. Jaka to była muzyka łagodząca? Obrócił się w poszukiwaniu Eve znów, wiedząc, ze straciła swoją szansę — a jego ogarniało poczucie pełnego chaosu. Był na to za trzeźwy, a jednocześnie zbyt pijany by móc spróbować odwołać się do resztek rozsądku. Zobaczył jak Maria robi gwiazdę, uniósł ręce do głowy i prawie krzyknął z przerażenia, a może z przekleństwem na ustach. Co się działo, co się odpierdalało właśnie? Szukał wzrokiem Marcela chwilę. Co się odprawiało na ich oczach? Był a to zdecydowanie za trzeźwy. I chwilę tak stał, nie mogąc oderwać od nich oczu — bo chyba dobrze się bawiły. — Na, Godryka — westchnął, chowając twarz w dłoniach na chwilę, kiedy obok niego wyrosła Kerstin. I wetchnął znowu, tym razem wspierając ręce na biodrach. Popatrzył tępo i beznamiętnie przed siebie, oddychając głęboko, a potem na nią. Nie odpowiedział a zarzut o narkotyki. Przygryzł policzek od środka. — Poczekaj! — Drgnął nagle, jakby gotów był się za nią zerwać; złapał ją za nadgarstek. — Nie idź. Nie idź jeszcze! — Nagle oblały go zimne poty, Michael jego też zabije. I Marcela i Steffena. Oni ich wszystkich zwyczajnie zajebią. To był moment na zmianę taktyki. — Nie możesz iść, zgodziłaś się na taniec ze mną, pamiętasz? — Spojrzał na nią jak skrzywdzone dziecko. — Nie rób mi tego, ten dzień od początku był okropny, nic nie szło po mojej myśli, jestem taki rozbity, nie odmawiaj mi jeszcze tego ty, proszę. Wiem, że byłem okropny, przepraszam za to co powiedziałem na plaży, byłem na ciebie wściekły, że mój brat znowu zniknął i zniknął bo jak zawsze się wystraszył odpowiedzialności. I miałaś całkowitą rację, ze wszystkim wtedy, tak bardzo mi przykro Kerstin — tłumaczył się, podchodząc bliżej niej. — Możemy po prostu o tym zapomnieć? O tym wszystkim? O Thomasie, o fatalnych początkach naszej znajomości? Zacząć od nowa? — zmienił uchwyt dłoni, nie trzymał jej już za nadgarstek, objął jej dłoń delikatnie. — To wszystko tutaj nie jest takie jak ci się wydaje, to był potworny miesiąc, Kerrie, połowa z nas tutaj straciła całe rodziny w noc spadających gwiazd, nie wiń ich, że potrzebują trochę uśmiechu, kiedy noc zakleszcza na nich swoje ramiona. Cierpią, każdego dnia, mierzą się z tym, co się stało, z wojną — Ona tego nie rozumiała, była chroniona przez dwójkę autorów, parszywe rodzeństwo. Jak księżniczka strzeżoną w wieży. — Ze śmiercią, stratą. Przecież potrafisz to zrozumieć, nie osądzaj ich po pozorach, niech się bawią. Chociaż dziś. Zatańcz ze mną — poprosił raz jeszcze, szukając błagalnie jej spojrzenia. Bo jeśli pójdzie do domu jutro będą mieć nalot i wszystkich ich zakują, był tego pewien.
— To teraz ze mną rozmawiasz? — wyparował od razu, gdy kazała mu zmienić muzykę; zirytowany bardziej na to, co robiła, na jej stan, niż na to, że go o to poprosiła. Poprosiła bo wiedziała, że znał się na niej lepiej. Jaka to była muzyka łagodząca? Obrócił się w poszukiwaniu Eve znów, wiedząc, ze straciła swoją szansę — a jego ogarniało poczucie pełnego chaosu. Był na to za trzeźwy, a jednocześnie zbyt pijany by móc spróbować odwołać się do resztek rozsądku. Zobaczył jak Maria robi gwiazdę, uniósł ręce do głowy i prawie krzyknął z przerażenia, a może z przekleństwem na ustach. Co się działo, co się odpierdalało właśnie? Szukał wzrokiem Marcela chwilę. Co się odprawiało na ich oczach? Był a to zdecydowanie za trzeźwy. I chwilę tak stał, nie mogąc oderwać od nich oczu — bo chyba dobrze się bawiły. — Na, Godryka — westchnął, chowając twarz w dłoniach na chwilę, kiedy obok niego wyrosła Kerstin. I wetchnął znowu, tym razem wspierając ręce na biodrach. Popatrzył tępo i beznamiętnie przed siebie, oddychając głęboko, a potem na nią. Nie odpowiedział a zarzut o narkotyki. Przygryzł policzek od środka. — Poczekaj! — Drgnął nagle, jakby gotów był się za nią zerwać; złapał ją za nadgarstek. — Nie idź. Nie idź jeszcze! — Nagle oblały go zimne poty, Michael jego też zabije. I Marcela i Steffena. Oni ich wszystkich zwyczajnie zajebią. To był moment na zmianę taktyki. — Nie możesz iść, zgodziłaś się na taniec ze mną, pamiętasz? — Spojrzał na nią jak skrzywdzone dziecko. — Nie rób mi tego, ten dzień od początku był okropny, nic nie szło po mojej myśli, jestem taki rozbity, nie odmawiaj mi jeszcze tego ty, proszę. Wiem, że byłem okropny, przepraszam za to co powiedziałem na plaży, byłem na ciebie wściekły, że mój brat znowu zniknął i zniknął bo jak zawsze się wystraszył odpowiedzialności. I miałaś całkowitą rację, ze wszystkim wtedy, tak bardzo mi przykro Kerstin — tłumaczył się, podchodząc bliżej niej. — Możemy po prostu o tym zapomnieć? O tym wszystkim? O Thomasie, o fatalnych początkach naszej znajomości? Zacząć od nowa? — zmienił uchwyt dłoni, nie trzymał jej już za nadgarstek, objął jej dłoń delikatnie. — To wszystko tutaj nie jest takie jak ci się wydaje, to był potworny miesiąc, Kerrie, połowa z nas tutaj straciła całe rodziny w noc spadających gwiazd, nie wiń ich, że potrzebują trochę uśmiechu, kiedy noc zakleszcza na nich swoje ramiona. Cierpią, każdego dnia, mierzą się z tym, co się stało, z wojną — Ona tego nie rozumiała, była chroniona przez dwójkę autorów, parszywe rodzeństwo. Jak księżniczka strzeżoną w wieży. — Ze śmiercią, stratą. Przecież potrafisz to zrozumieć, nie osądzaj ich po pozorach, niech się bawią. Chociaż dziś. Zatańcz ze mną — poprosił raz jeszcze, szukając błagalnie jej spojrzenia. Bo jeśli pójdzie do domu jutro będą mieć nalot i wszystkich ich zakują, był tego pewien.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Oddech uwiązł jej w gardle, gdy James złapał ją za nadgarstek; przez moment była pewna, że zrobi jej krzywdę, że ją zmusi do czegoś albo uderzy i nawet by nie mogła się obronić bo był silniejszy i miał magię; ale kiedy zaczął mówić chaotyczne, desperackie słowa zdołał uderzyć w jej wrażliwą, współczującą nutę, którą przez oburzenie starała się zdławić.
- Och, James... wszystko jest w porządku - wymamrotała, choć między nimi nic nigdy nie było w porządku nawet wtedy gdy Thomas wciąż tutaj mieszkał. - Wybaczyłam i też przepraszam. Ale to wszystko... popadanie w uzależnienia nie pomaga na ból straty, tylko naraża na dalsze cierpienie. Też straciłam mamę na wojnie, cały czas tracę pacjentów, ale nie... - zmieniła swoje wytłumaczenie na fali emocji - Macie rodzinę! Maleńkie dziecko. Musicie być odpowiedzialni, nie... nie wyuzdani i rubaszni. Można się czasem napić troszkę ale dziewczęta nie powinny pić z chłopcami. I ten proszek... - Zapowietrzyła się, mówiła coraz szybciej, rozdarta między ucieczką a współczuciem. - Zatańczę jeden raz - Zgodziła się jednak, zaciskając ostrożnie palce na jego palcach.
Jeden raz i uciekam.
- Och, James... wszystko jest w porządku - wymamrotała, choć między nimi nic nigdy nie było w porządku nawet wtedy gdy Thomas wciąż tutaj mieszkał. - Wybaczyłam i też przepraszam. Ale to wszystko... popadanie w uzależnienia nie pomaga na ból straty, tylko naraża na dalsze cierpienie. Też straciłam mamę na wojnie, cały czas tracę pacjentów, ale nie... - zmieniła swoje wytłumaczenie na fali emocji - Macie rodzinę! Maleńkie dziecko. Musicie być odpowiedzialni, nie... nie wyuzdani i rubaszni. Można się czasem napić troszkę ale dziewczęta nie powinny pić z chłopcami. I ten proszek... - Zapowietrzyła się, mówiła coraz szybciej, rozdarta między ucieczką a współczuciem. - Zatańczę jeden raz - Zgodziła się jednak, zaciskając ostrożnie palce na jego palcach.
Jeden raz i uciekam.
- Prawda? - ucieszyłam na tą piękność Belli po piękna istotnie była. - Jak Eve, ale inaczej, rozumiesz, nie? - zapytałam Marii, na pewno rozumiała. - Tak, teraz tak! - odkrzyknęłam mu zapominając że nie chciałam, nie chciałam bo on nie chciał. Nic nie powiedział jak wychodziłam z domu, to nie chciał. Ale teraz rzeczy były ważniejsze, potrzebowałyśmy muzyki. Odwróciłam się na pięcie w stronę Marii. Podskoczyłam jeszcze obok Marcela klaszcząc w dłonie kilka razy i śmiejąc się. - Teraz ja! - zdecydowałam, bo co mogło pójść nie tak? Wyciągnęłam w górę ręce i spróbowałam powtórzyć ruchy po Marii.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
— Nic nie jest w porządku, Kerrie — mruknął desperacko, z łatwością dzięki prawdzie i szczeremu rozgoryczeniu przybrał intencjonalnie najbardziej błagalną i zrozpaczoną minę świata. — Ciągle się coś wali wokół. To nie popadanie w uzależniania, to jeden raz i nikt nikomu nie chce zrobić krzywdy, jesteśmy przyjaciółmi, wszyscy, potrzebujemy siebie i potrzebujemy dzisiaj tego, proszę zrozum. Możesz tego nie rozumieć, ale czasem trzeba iskry, by rozpalić ogień w ciemności. Bez niej jest straszna i paraliżująca. To nic wielkiego, to tylko dziś... Może... może trochę, trochę wymknęło się spod kontroli, ale do rana wszystko przejdzie, minie. Mamy dziecko, widziałaś ją? Gilly? Jaka jest piękna? Napewno chciałaby cię poznać lepiej — Uśmiechnął się. — Śpi w koszu, nic jej się nie dzieje, Eve jej strzeże jak oka w głowie. — Po chwili uśmiechnął się zawadiacko. — Jesteśmy rubaszni? Och, daj spokój — poprosił ją i pociągnął ją za rękę w stronę trawnika, a w końcu położył sobie jej dłoń na barku. — Wyluzuj się. A jeśli coś nam się stanę, głupim, bezmyślnym, nieodpowiedzialnym... Będziemy cię potrzebować. To podłe prosić cię o opiekę... Ale... Kerstin, może mogłabyś się nami zająć? — zażartował, ujmując jej drugą dłoń, zakołysał się w rytm melodii.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
— One są jak zima i lato — poetyckość duszy odezwała się nagle, gdy spojrzeniem przesuwała pomiędzy panią Doe, a panią Cattermole. Jedna była ogniem, druga miała szlachetną urodę, którą ciężko było odnaleźć, gdy było się kimś takim, jak Maria. Nieistotnym, nieznanym. Zwróciła wreszcie głowę do Neali. — Ty jesteś jak początek jesieni, piękniejszy od tej teraz — dodała, wznosząc głowę ku górze, ku gwiazdom. — A ja... Ja może jak wiosna — mówiła już do siebie, gdy unosiła dłoń do policzka, aby po jej oparciu westchnąć cicho, rozmarzona. Obróciła się wreszcie w kierunku Maisie, przekrzywiając głowę w bok. — A Maisie jest jak majowy poranek — orzekła wreszcie, nim zachichotała, zadowolona ze swoich dopasowań.
Zadowolona była też później, bo na szczęście nie widziała miny Jamesa na swoją akrobację, skupiała się przede wszystkim na tym, aby odpowiednio się wybić, aby utrzymać wyprostowane ramiona i nogami przelecieć wreszcie nad głową, nie wywalając się na koniec. Gwiazda wyszła, podskoczyła radośnie, składając dłonie do oklasków, nim oznajmiła: — Nela, umiem! — to była noc nowych talentów. Nie zwracała nawet uwagi, że w trakcie wybryku sukienka odsłoniła jej nogi bardziej, niż by tego chciała, bo zaraz skupiła się na Neali i jej sukcesie. — I ty też umiesz! Bravo! — znów złożyła dłonie do oklasków, podskakując wesoło w miejscu. Skąd w niej tyle energii, skoro wcześniej była zmęczona? Chyba lek zaczynał działać. — Maisie! Maisie, chodź do nas, spróbuj! — uśmiechnęła się szeroko, zachęcając dziewczynę do podejścia. Sama zaś podeszła do Neali, przytulając ją od tyłu. — Jesteś super Nela, wiesz? — nie oczekiwała na to odpowiedzi, po prostu dzieliła się z nią szczerością własnych myśli. — Cieszę się, że jesteś.
Zadowolona była też później, bo na szczęście nie widziała miny Jamesa na swoją akrobację, skupiała się przede wszystkim na tym, aby odpowiednio się wybić, aby utrzymać wyprostowane ramiona i nogami przelecieć wreszcie nad głową, nie wywalając się na koniec. Gwiazda wyszła, podskoczyła radośnie, składając dłonie do oklasków, nim oznajmiła: — Nela, umiem! — to była noc nowych talentów. Nie zwracała nawet uwagi, że w trakcie wybryku sukienka odsłoniła jej nogi bardziej, niż by tego chciała, bo zaraz skupiła się na Neali i jej sukcesie. — I ty też umiesz! Bravo! — znów złożyła dłonie do oklasków, podskakując wesoło w miejscu. Skąd w niej tyle energii, skoro wcześniej była zmęczona? Chyba lek zaczynał działać. — Maisie! Maisie, chodź do nas, spróbuj! — uśmiechnęła się szeroko, zachęcając dziewczynę do podejścia. Sama zaś podeszła do Neali, przytulając ją od tyłu. — Jesteś super Nela, wiesz? — nie oczekiwała na to odpowiedzi, po prostu dzieliła się z nią szczerością własnych myśli. — Cieszę się, że jesteś.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- O tak! Tak! DOKŁADNIE. - zgodziłam się z nią. - Zgadza się wszystko, najpiękniejsza w jesieni jestem. - ma rację. Teraz też byłam. A co. - Umiesz. - zgodziłam się też skacząc i klaszcząc. A potem sama spróbował i… zrobiłam. - Ja też umiem! - zgodziłam się z nią. Podchodząc bliżej. - Maisie chodź!! - zawołałam ją. - Ty też jesteś. - zgodziłam się w pełnej euforii. Razem robiłyśmy gwiazdy i w ogóle. - Teraz tango! - przypomniałam sobie. - Oh, albo, albo. Może zrobimy jakąś figurę. Taką z porzucaniem, co? - zapytałam jej. - O Melirlinie Marysia!!!! - przypomniało mi się w pełnej ekscytacji. - Kiedyś w Brenyn skakałam przez ogień, to na pomyślność wróżba jest!!! Na szczęście. SZCZĘŚCIE. A to narodziny nowe. - mówiłam z przejęciem. - Powinniśmy skoczyć. Dla Gilly. Wszyscy. Wszyscy!! Wołamy ich? - zapytałam, bo jakoś nikt się ani do gwiazd ani do tańczenia nie palił.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
W tej chwili wydawało się, że nie było dla nich żadnego złego pomysłu. Bo żadne zło nie istniało, wszystko było w zasięgu ręki i wszystko potrafiły zrobić — nawet rzeczy, których wcześniej się nie podejmowały, jak te gwiazdy na przykład. Gdy Nela zarządziła, że pora na tango, Maria zakręciła się wokół własnej osi, chcąc jeszcze raz stanąć przed dziewczyną.
— Podrzucimy Maisie, a potem ciebie, a potem jeszcze mnie — zadecydowała, raz po raz podskakując radośnie, a przy tym przekrzywiając głowę raz w lewo, raz w prawo. — Mai—sie, Mai—sie! — zachęciła dziewczynę do akrobacji okrzykami, strasznie długo się do tego zbierała, a nie było czasu!!!!. — O Merlinie Nela!! — odpowiedziała dziewczynie, z trudem ogniskując na niej rozbiegane już spojrzenie, choć nawet nie wiedziała, co ta chciała powiedzieć. Ale wróżba na szczęście, nowe narodziny i co ważniejsze s k o k przez ogień, to wszystko brzmiało tak zachęcająco... — Wszyscy muszą! Bez wymówek! — zawtórowała jej, szukając jakiegokolwiek spojrzenia, które prędko mogła pochwycić. Na kogokolwiek padnie, ten stanie się jej najbliższą ofiarą.
— Podrzucimy Maisie, a potem ciebie, a potem jeszcze mnie — zadecydowała, raz po raz podskakując radośnie, a przy tym przekrzywiając głowę raz w lewo, raz w prawo. — Mai—sie, Mai—sie! — zachęciła dziewczynę do akrobacji okrzykami, strasznie długo się do tego zbierała, a nie było czasu!!!!. — O Merlinie Nela!! — odpowiedziała dziewczynie, z trudem ogniskując na niej rozbiegane już spojrzenie, choć nawet nie wiedziała, co ta chciała powiedzieć. Ale wróżba na szczęście, nowe narodziny i co ważniejsze s k o k przez ogień, to wszystko brzmiało tak zachęcająco... — Wszyscy muszą! Bez wymówek! — zawtórowała jej, szukając jakiegokolwiek spojrzenia, które prędko mogła pochwycić. Na kogokolwiek padnie, ten stanie się jej najbliższą ofiarą.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Zamaszystym ruchem zdjął ze stołu obrus, nie przejmując się talerzami, jedzeniem i butelkami, które przy tym spadły i które potłukł, po czym pobiegł do ogniska. - Kurwa! - zaklął po drodze - Przepraszam! - zawołał do Kerstin, po czym podeptał płomienie, nie przejmując się płomykami które otarły jego nogi. Kiedy ogień już dogasał, okrył go obrusem, odcinając od powietrza i deptał dalej, zamierzając go ugasić do końca.
Pod kontrolą, Jim.
Pod kontrolą, Jim.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- O podrzucanie brzmi fajnie. - zgodziłam się z nią. Wyciągając do niej ręce. Ale tango najpierw. - JIIIIMMM. - zawołałam patrząc na pobojowisko które zrobił Marcel. - Rozpalisz ognisko? - zapytałam go poszukując w nim ratunku, bo Marcel widocznie chciał nam odebrać wszystko. - Marysia. - nachyliłam się do niej. - Musimy cicho wymyślać i robić, okej? - zapytałam jej, odwracając się, żeby spojrzec na zdrajce Marcela. Powinnam mu też przyfasolić.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Pobiegła do dziewczyn kiedy ją przywołały, w nosie wciąż ją trochę kręciło, więc znowu kichnęła. Zaczęła powoli odczuwać jeszcze większą lekkość i ośmielenie niż wcześniej. Patrzyła jak dziewczęta tańczą na trawie i jak robią gwiazdy. Wciąż była błogo nieświadoma tego, jakiego wybryku się właśnie dopuściła, nie słyszała wymiany zdań między Jimem a Kerrie, bo była już obok Marii i Neali, a na jej bladej, piegowatej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Świetnie wam idzie! - pochwaliła ich popisy. Ciekawe czy i jej tak dobrze pójdzie ta gwiazda? Kiedyś za dzieciaka pewnie takie próbowała robić, ale już trochę czasu minęło. Uniosła jednak w górę ręce i powtarzając ruchy dziewcząt, próbowała wykonać ową akrobację...
1 - Niestety coś nie wyszło, sukienka opadła Maisie w dół i zaplątała się w nią, przy okazji świecąc w powietrzu gołymi nogami, po czym niezgrabnie wywaliła się na trawę
2 - Gwiazda jako tako wyszła, nieco niezgrabnie i nie obeszło się bez gołych łydek, ale przynajmniej bez gleby
3 - Wszystko pięknie i zgrabnie!
- Świetnie wam idzie! - pochwaliła ich popisy. Ciekawe czy i jej tak dobrze pójdzie ta gwiazda? Kiedyś za dzieciaka pewnie takie próbowała robić, ale już trochę czasu minęło. Uniosła jednak w górę ręce i powtarzając ruchy dziewcząt, próbowała wykonać ową akrobację...
1 - Niestety coś nie wyszło, sukienka opadła Maisie w dół i zaplątała się w nią, przy okazji świecąc w powietrzu gołymi nogami, po czym niezgrabnie wywaliła się na trawę
2 - Gwiazda jako tako wyszła, nieco niezgrabnie i nie obeszło się bez gołych łydek, ale przynajmniej bez gleby
3 - Wszystko pięknie i zgrabnie!
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Maisie Moore' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
Raz, dwa, raz, dwa, trzy - w rytm muzyki, obrót. Trzymał ja blisko i nie zamierzał pozwolić isc do domu, nie teraz.
- Chcesz sie czegoś napić? - Mocarza najlepiej. Słysząc wołanie Neali, zacisnął zeby. Teraz nagle jej sie przypomniało. - Jestem zajęty! - odpowiedział jej i uśmiechnął sie do Kerstin. Obrót, raz, dwa, raz dwa trzy i cztery. Zmiana pozycji pozwoliła mu zobaczyć co robił Marcel z ogniem ale nie angażował sie w słuchanie, rozmawiał z Kerstin.
- Chcesz sie czegoś napić? - Mocarza najlepiej. Słysząc wołanie Neali, zacisnął zeby. Teraz nagle jej sie przypomniało. - Jestem zajęty! - odpowiedział jej i uśmiechnął sie do Kerstin. Obrót, raz, dwa, raz dwa trzy i cztery. Zmiana pozycji pozwoliła mu zobaczyć co robił Marcel z ogniem ale nie angażował sie w słuchanie, rozmawiał z Kerstin.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
Szybka odpowiedź