23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dom Bathildy Bagshot
Ogród i inne pomieszczenia domu, jeśli potrzeba
23 IX '58 Bękarty
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
Imprezujemy; pijemy, tańczymy, bawimy się (nie próbujemy umierać w żaden sposób)
Szafka zniknięć
I show not your face but your heart's desire
- Kiedy odbierzemy już to, co nasze, nasz świat, nikt więcej nie będzie musiał się nigdy bać, Mario - zapewnił ją z przekonaniem, nie musiała się usprawiedliwiać, czemu by miała? Spojrzał na Nealę, kazała mu się odczepić. Westchnął, unosząc wzrok na nadchodzącego Steffena. Poważnie, Steff? Ile minęło czasu? - Uczciwie zarobione - odpowiedział, bo wygrał ten pył w uczciwym zakładzie. - Energia - Jasne, że energia. Zarobiona. - Trochę wam zeszło Steff - rzucił z wyrzutem, choc przecież widział jego niedopietą koszulę. Może zwłaszcza dlatego.
- Mogę zawołać Jima, od niego weźmiesz? - spytał Neali, ale nie czekał na odpowiedź. - Ej, Jim!! Panna Oporna potrzebuje twojej rady!
- Mogę zawołać Jima, od niego weźmiesz? - spytał Neali, ale nie czekał na odpowiedź. - Ej, Jim!! Panna Oporna potrzebuje twojej rady!
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
- Nikt nie chce. - powiedziałam jeszcze ja. Bo nikt nie chciał. - Ale wyjście jest tylko albo czuć - i dobre i złe i straszne, albo nie czuć niczego. Choć jak zrobić to drugie pojęcia nie mam zielonego. No i Marcel ma rację. - przyznałam. Bo ja czułam, czułam za dużo. I dzisiaj bolało mnie to okrutnie. A potem rozszerzyłam oczy na Panią Jeziora. - Tą z labiryntu? - spytałam jej niepewnie, może jakąś inną miała na myśli. Krótką sprzeczkę o lekarstwo z Marcelem przerwał… uratowana! Przez Steffena i Bellę idealnie. Spojrzałam na nich, było dobrze nie? Idealnie wszystko. Bawimy się, jupi jej. Uniosłam do nich wargi w uśmiechu. Odetchnęłam odrobinę. Na chwilę. sekundę, dwie może. Bo jego kolejne słowa sprawiły, że na mojej twarzy pojawiło się bezsprzeczne zdziwienie a oczy mówiły jedno: nie zrobisz tego. Otworzyłam usta, zamknęłam, otworzyłam raz jeszcze. Zaprzeczenie zrodziło się we mnie automatycznie, nic od niego nie chce, nic nie wezmę. Ale przed chwilą mówiłam mu co innego. Niedokładnie, ale że z dachu bym ze skoczyła. Zmarszczyłam brwi. Emocje przemknęły przez moją twarz w takiej ilości że trudno było się ich wszystkich doliczyć. Nie zrobi tego. Ale zrobił, to zmyło mi z twarzy całkowicie wszystko. Ale na chwilę tylko, bo zaraz mnie to wkurzyło. Uniosłam brwi i zaplotłam dłonie na piersi zadzierając brodę. Dobra, świetnie, niech daje tą radę skoro tak wie wszystko. Ale zaraz zwątpiłam, bo to znaczyło rozmowę. - Zapamiętam to. - powiedziałam do niego w szybkim ruchu nachylając się, żeby wciągnąć ten lek magiczny, nie wyszło mi to idealnie, paliło, nie było ani przyjemne ani dobre. - Zadowolony? - zapytałam się go, prychając ze złością pod nosem. Ale podnosiłam się zaraz, strzepując spódnicę. - Zatańczymy? - zapytałam Marii wyciągając do niej rękę. Obejrzałam się na Maisie. - Masz ochotę, Maisie? - odwróciłam się, tęczówkami trafiając na Eve, potem przesunęłam je na Bellę. - Wszystkie chodźmy. - orzekłam w przypływie budującej się we mnie ochoty by uciec od zdrajcy okrutnego.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Z niedowierzaniem ujrzał, jak Neala wciąga wróżkowy pył. Lady Neala, siostra lorda Weasleya Neala, mała Neala, Neala, bijąca Jima (co zrobi po pyle i czy biła Jima, bo wcześniej też coś wciągnęła?).
-Nie, Neala, wysmarkaj to!!! - wyrwało mu się. Później pomyśli jak wytłumaczyć to Belli.
-Nie, Neala, wysmarkaj to!!! - wyrwało mu się. Później pomyśli jak wytłumaczyć to Belli.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Panna Oporna jednak Nieoporna! - Odwołał alarm, krzycząc w kierunku Jima, obserwując, jak Neala wciąga magiczny proszek. Przyjrzał się, jak skończyła, przechylił lekko głowę, przyglądając twarzy. Nie krwawiła. Dała radę, chyba. - Steff? - Zdziwił się, bo nie do końca rozumiał jego reakcję. - Toast cię ominął, golnij sobie. Starczy też dla ciebie, nie musisz jej tego wyciągać z nosa. - Pokręcił głową ze zdegustowaniem, oddzielając kolejną porcję wróżkowego pyłu. - Zanim pójdziesz, Maisie! - zatrzymał ją, powoli wstając i ruszając w jej stronę, usiadł na trawie, naprzeciwko niej, z porcją odsypaną na oko - jak wcześniej - na wierzchu dłoni. - Nosem na raz, dawaj - zaproponował, wyciągając w jej stronę dłoń.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Spoglądał na Kerstin, unosząc lekko brwi, uśmiechając się ostrożnie. Nie miał nastroju na wydurnianie się, nieco naiwnie łudził się, że wybawi go z opresji, choć wiedział, co o nim myślała, nie zależało mu na tym i niespecjalnie go to obchodziło. To była zabawa, to było łatwe, wystarczyło iść z prądem, oddać się rzece. Czekał na jej decyzję, kiedy pojawił się Steffen z Bellą, obejrzał się na nich — w końcu dotarli. Nie umknęły mu źle zapięte guziki Steffena i jego rozczochrana —zwykle idealna — fryzura. W tym samym czasie poczuł z boku lekki opór, zetknięcie z czymś miękkim i dużym, z tyłu usłyszał brzęczącą biżuterię. Obrócił się wpierw za dźwiękiem, dostrzegając Eve, a potem spojrzał na to, czym wypchaną miał wyraźnie kieszeń — materiałem! Nie dało się tego ukryć, choć nie był duży i wydawał się delikatny, kieszeń miał mocno wypchaną. Spojrzał na nią z pytaniem odmalowanym na twarzy — o co chodziło? Powinien o czymś wiedzieć, coś rozumieć - bo nie rozumiał. Ale nim nadeszła jakaś podpowiedź, zawołał go Marcel.
— Co?— Przeniósł wzrok na Nealę, która wydawała się dalej zła, dalej uparcie unikała jego wzroku. Jakiej rady? Spojrzał na Kerstin znów, a potem kolejna informacja od przyjaciela ściągnęła jego uwagę. Spojrzał jak Weasley wciąga pyłek i otworzył szerzej oczy. — Prze... przepraszam na chwilę — wydukał, odsuwając się od Kerstin. — Czyś ty oszalał? — syknął do Marcela, oczy miał wielkie jak galeony. — Ona ma siedemnaście lat! — przypomniał mu dość trzeźwo, a potem tak samo szeroko otwartymi oczami popatrzył na rudowłosą, która wyciągała koleżanki na parkiet. Poczuł zimny dreszcz przebiegający po plecach. — Jej brat jutro mnie powiesi za jaja jak ją zobaczy — wycedził, nie wiedział, czy był bardziej zły, czy przerażony wizją jutrzejszego pójścia do pracy.
— Co?— Przeniósł wzrok na Nealę, która wydawała się dalej zła, dalej uparcie unikała jego wzroku. Jakiej rady? Spojrzał na Kerstin znów, a potem kolejna informacja od przyjaciela ściągnęła jego uwagę. Spojrzał jak Weasley wciąga pyłek i otworzył szerzej oczy. — Prze... przepraszam na chwilę — wydukał, odsuwając się od Kerstin. — Czyś ty oszalał? — syknął do Marcela, oczy miał wielkie jak galeony. — Ona ma siedemnaście lat! — przypomniał mu dość trzeźwo, a potem tak samo szeroko otwartymi oczami popatrzył na rudowłosą, która wyciągała koleżanki na parkiet. Poczuł zimny dreszcz przebiegający po plecach. — Jej brat jutro mnie powiesi za jaja jak ją zobaczy — wycedził, nie wiedział, czy był bardziej zły, czy przerażony wizją jutrzejszego pójścia do pracy.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Co? - Spojrzał na Jamesa, siedemnaście. No miała. Coś kojarzył. Ale nie pomyślał, zapomniał. Spojrzał to na Jima, to na Steffa, to na Nealę. Zrobiło mu się głupio, Jim naprawdę wyglądał na przerażonego. Obejrzał się przez ramię na Bellę i Kerstin, potem jeszcze raz na Jima, znacząco. Pewnie będą wiedziały, jak doprowadzić ją do porządku, ale nie było takiej szansy, żeby zrobiły to bez poinformowania jej rodziny o wszystkim. - Na którą macie być u niej? - spytał ostrożnie, zastanawiając się nad tym, ile mogli mieć czasu.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Powiódł za jego spojrzeniem na Bellę i Kerstin, ale nie ufał ani jednej ani drugiej. Na ich nieszczęście i jedna i druga już to widziały i o ile Kerstin mogła nie znać tego specyfiku — i na rękę byłoby im gdyby go wzięła, tak Bella z pewnością nie da się tak łatwo przechytrzyć. Popatrzył na Marcela. Bycie pijaną to jedno, każdemu mogło się zdarzyć, ale jak wróci do domu po pyle to będzie po nim. Może nawet po nich wszystkich. Właściwie jeśli wróci zapłakana wyjdzie pewnie na to samo, nie brał tego pod uwagę wcześniej. — Ja zaczynam o szóstej, nie mam pojęcia jaką ma wymówkę. — Zakładał, że ją odprowadzi i to na tyle wcześnie, by nikt się nie zorientował, ale przecież nie rozmawiali o tym, nie wiedział niczego, a teraz napewno się nie dogadają.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Wiedzą w ogóle, że tu jest? - spytał bez przekonania. Zaklął, obserwując Nealę. Dalej nie krwawiła. Nie było źle. Bez paniki. - Weź resztę - Wcisnął mu woreczek z pyłem. Kerstin musiała wziąć, bez dwóch zdań. Dobrze by było, gdyby Bella też wzięła, ale... nie wydawało mu się to zbyt... prawdopodobne. - Ja się nią zajmę - w końcu to on nawalił. - Będzie dobrze, Jim. Pójdziemy tańczyć. Wypocimy to z niej. A potem tak ją urżniemy, że nikt się nie zorientuje, że była też naćpana. - Przeniósł spojrzenie na Jima, pytające. To nie był dobry plan, wiedział o tym. Ale innego nie miał. - Może pomyślą... że się zatruła... - Musiała tylko nie cuchnąć alkoholem...
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
-Że co?! - wtrącił, będąc z rosnącym przerażeniem świadkiem ich rozmowy. -Nic już jej nie dawajcie! Ani do picia ani tego, ani nikomu! To miało być dla nas - nie dla dziewczyn, nie poznawał Marcela, może ostatnio był bardziej pijany — ale między upijaniem siebie a upijaniem Neali lub kogoś była różnica, której nie potrafił wprost nazwać, ale która wzbudzała w nim obrzydzenie. Pokręcił głową na słowa o toaście, było jasne, że tego nie weźmie, nie teraz.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
— Nie wiem — odpowiedział mu od razu, wzruszając ramieniem. Przyszedł tu z nim, o tym, kto się pojawi nie miał pojęcia, nie rozmawiał z Eve nawet przez listy. — Nie chcę — odpowiedział naburmuszony, marszcząc brwi. Odsunął od siebie woreczek i wcisnął dłonie do kieszeni zaciskając je w nie w PIĘŚCI. Wcześniej chciał, ale teraz nie wiedział już nic. Miał ochotę coś rozwalić. Stół, ogrodzenie, ścianę. Cokolwiek. To nie był jego dzień, od samego początku to nie był jego cholerny dzień. Pokiwał głową dopiero kiedy powiedział, że się tym zajmie. Zerknął na niego, a potem obrócił się od razu w poszukiwaniu Eve. Ona też miała coś załatwić, a teraz nie będzie miała już na to szansy, bo trzeba było ogarnąć Nealę. Wyciągnął dłonie z kieszeni i wcisnął jedną w drugą strzelając palcami. — Tego nie wypocisz, wiesz dobrze — To nie alkohol. Oboje wiedzieli co się z nimi po tym działo, ale im ani krwotoki z nosa nie mogły zrujnować życia.— Bierz to teraz z nią i idź jej pilnuj — Naboczył się mocniej, a potem spojrzał na Steffena, który nie dość, że przyszedł spóźniony, cuchnął seksem i jeszcze śmiał im wytykać jakieś małe problemy. — Jak jesteś taki mądry to idź sprawdź co u niej — powiedział zaczepnie, zadzierając brodę i popchnął Steffena na parkiet do dziewczyn. — Załatwione. — Westchnął ciężko i zakrył twarz dłońmi. — Ja pierdołę, nich to się już skończy.
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Spojrzał na Steffena, to miało być dla nas? On to przyniósł? Przecież nawet go tu nie było. Zresztą, poważnie, teraz był zazdrosny o to, że Neala dostała, a on nie? Nie pomagał. Jim był zły. Znowu był zły na niego. Znowu zawalił. Zawalił po całości. Który to raz dzisiaj? A Neala chwilę temu mówiła o nim jak o... cholera. Jim lubił tę robotę. Miał tam konie. Ze zrezygnowaniem wrzucił woreczek do kieszeni, spojrzał na Nealę. Nie. Nie mógł tego wypocić, wiedział, że Jim miał rację. Co miał z tym zrobić? Jim kazał mu jej pilnować. Wziąć i pilnować. Nie mógł tego wziąć, jak miał ją pilnować, nie mógł odpowiadać za to, co zrobi, jak to weźmie. I to przy niej. Nie słyszał Eve? Hamulce puszczały mu na trzeźwo, to nie był pierwszy raz. Musiał być przy niej trzeźwy. - Przypilnuję jej - obiecał. - Przypilnuję - powtórzył, choć wiedział, że go to nie uspokoi. - Kurwa - mamrotał pod nosem, oglądając się na Kerstin, strącił resztkę pyłu z dłoni, miał dać ją Maisie, ale nie miał na to teraz czasu, a Jim nie chciał. - Neala! Mieliśmy zatańczyć! - zawołał za nią i pobiegł za dziewczynami.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Też nie chciała się bać. To nie było nic fajnego, tak żyć w lęku i niepokoju. Ale od pewnego czasu był on nieodłącznym elementem życia mugolaków, choć pewnie nie tylko. Jakoś musiała z tym żyć, oswoić się z lękiem jako ze swoim nieodłącznym towarzyszem, choć wolałaby żyć bez niego. Może kiedyś takich czasów doczekają. Oby, choć miała nadzieję, że obejdzie się bez rozlewu krwi, nie snuła tak odważnych wizji jak Marcel. Chciała po prostu, żeby tacy jak ona mogli normalnie żyć.
- Nie lubię czuć strachu, ale masz rację, nie czucie niczego byłoby gorsze, bo pozbawiałoby nas też wielu dobrych rzeczy... - przyznała rację Neali. Poza tym, nawet te złe odczucia czasem się przydawały, ostrzegały przed niebezpieczeństwem.
Westchnęła i zapatrzyła się na ognisko, ale wkrótce jej uwagę przykuło jakieś poruszenie; to spóźnialski Steffen w końcu dotarł.
- Hej Steff, wreszcie jesteś! Byłam ciekawa, kiedy dotrzesz - przywitała go. Fajnie, że tu był. Jego młodą małżonkę powitała z pewną nieśmiałością, nie znała jej dobrze i nie była pewna, jak Isabella przyjęłaby bądź co bądź szlamę.
Neala zaproponowała jej taniec, ale nim udała się za nią, jej uwagę przyciągnął Marcel, proponujący jej coś, co wcześniej dawał innym dziewczętom i co nazwał lekarstwem.
- To jakieś cygańskie zioła? Nie są szkodliwe? - zapytała. Jako mugolaczka nie miała dużego pojęcia o magicznych używkach, tym bardziej że porzuciła naukę w Hogwarcie nim jej rówieśnicy weszli w etap poważniejszych eksperymentów z używkami, poza tym, była porządną dziewczyną. Nie miała więc świadomości, co właściwie Marcel jej proponował, ale hej, wszyscy tutaj byli przecież tymi dobrymi, prawda? Akceptowali szlamy takie jak ona, więc raczej nie podejrzewała żadnego z nich o jakieś niecne zamiary. Miła, naiwna i nieznająca życia Maisie. Założyła najzwyczajniej w świecie, że to jakiś element cygańskiej kultury.
Pochyliła się nad ręką Marcela i zaciągnęła proszek, który połaskotał ją w nosie i zaraz sprowokował kichnięcie. Nie było tego dużo, nie czuła jeszcze tak od razu efektów, poza tym łaskotaniem w nosie. Zaśmiała się, bo to łaskotanie było na swój sposób zabawne, a potem dołączyła do dziewcząt, wciąż nie mając świadomości, że to, co właśnie wciągnęła do nosa, wcale nie było lekarstwem ani cygańskim ziołem, a niedozwoloną używką, której zażycia z całą pewnością nie zaaprobowałby nikt z jej rodziny.
- Nie lubię czuć strachu, ale masz rację, nie czucie niczego byłoby gorsze, bo pozbawiałoby nas też wielu dobrych rzeczy... - przyznała rację Neali. Poza tym, nawet te złe odczucia czasem się przydawały, ostrzegały przed niebezpieczeństwem.
Westchnęła i zapatrzyła się na ognisko, ale wkrótce jej uwagę przykuło jakieś poruszenie; to spóźnialski Steffen w końcu dotarł.
- Hej Steff, wreszcie jesteś! Byłam ciekawa, kiedy dotrzesz - przywitała go. Fajnie, że tu był. Jego młodą małżonkę powitała z pewną nieśmiałością, nie znała jej dobrze i nie była pewna, jak Isabella przyjęłaby bądź co bądź szlamę.
Neala zaproponowała jej taniec, ale nim udała się za nią, jej uwagę przyciągnął Marcel, proponujący jej coś, co wcześniej dawał innym dziewczętom i co nazwał lekarstwem.
- To jakieś cygańskie zioła? Nie są szkodliwe? - zapytała. Jako mugolaczka nie miała dużego pojęcia o magicznych używkach, tym bardziej że porzuciła naukę w Hogwarcie nim jej rówieśnicy weszli w etap poważniejszych eksperymentów z używkami, poza tym, była porządną dziewczyną. Nie miała więc świadomości, co właściwie Marcel jej proponował, ale hej, wszyscy tutaj byli przecież tymi dobrymi, prawda? Akceptowali szlamy takie jak ona, więc raczej nie podejrzewała żadnego z nich o jakieś niecne zamiary. Miła, naiwna i nieznająca życia Maisie. Założyła najzwyczajniej w świecie, że to jakiś element cygańskiej kultury.
Pochyliła się nad ręką Marcela i zaciągnęła proszek, który połaskotał ją w nosie i zaraz sprowokował kichnięcie. Nie było tego dużo, nie czuła jeszcze tak od razu efektów, poza tym łaskotaniem w nosie. Zaśmiała się, bo to łaskotanie było na swój sposób zabawne, a potem dołączyła do dziewcząt, wciąż nie mając świadomości, że to, co właśnie wciągnęła do nosa, wcale nie było lekarstwem ani cygańskim ziołem, a niedozwoloną używką, której zażycia z całą pewnością nie zaaprobowałby nikt z jej rodziny.
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Neala znała Panią Jeziora? Próba wytężenia pamięci przyniosła jej wspomnienie rudych włosów, może faktycznie tam była? W labiryncie? Maria wyprostowała natychmiast plecy, aby zaraz przechylić się do przodu, znowu w stronę panny Weasley, wyraźnie podekscytowana. — Tak, tą z labiryntu! — bo właśnie to jej wstawiennictwo stało się początkiem prób okiełznania strachu. To dzięki radzie Pani Jeziora zrozumiała, że mogła się bać, ale nie musiała przy tym czuć się bezwartościową. Że mogła po prostu czegoś chcieć, że to nie będzie egoizmem, jak się tego bała przez całe swoje życie. Już zwracała się do Marcela i Maisie, chcąc wytłumaczyć im, kim była Pani Jeziora, a może nawet i Król Rybak, gdy nadeszli kolejni goście. Obejrzała się przez ramię, uśmiechnęła się szeroko i pomachała do pary, zaraz przenosząc wzrok na Eve. Spojrzała na nią pytająco, uważając, że pewnie wpuściła ich do środka przed swoim przyjściem, ale czemu nie zaanonsowała? Dopiero później przypomniała sobie, że była od tego, co widziała, bolało ją serce. Opuściła więc głowę, na ratunek przyszła Neala podająca jej dłoń. — Jasne, chodźmy! —powiedziała, może trochę za głośno, najpierw jednak sięgając do trzymanej obok butelki Mocarza, na jeden, mały łyk. Wystawiła butelkę do Neli, a jeżeli jej nie wzięła, położyła ją obok Marcela, nim pobiegły dalej na trawę, z daleka od rozgorzałej rozmowy chłopaków. — Chodźcie, Neala to nowa mistrzyni tanga — zachęciła wszystkie z dziewcząt, nawet Eve (!), pozwalając sobie wprawić Nelę w rozgrzewający, póki co, piruet. Jeszcze trochę, a lekarstwo zacznie działać. — Spójrzcie tylko na te ruchy! Nela, pokaż im!
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Złapałam ciepłą dłoń Mari i pociągnęłam ją na parkiet. Byle z daleka od zdracjy Marcela i tego którego imienia nie będę myśleć nawet teraz. Zawołałam też dziewczyny, bo czemu nie? Zaczełam ten piruet od Marii robić, dzisiaj będę się bawić. Jak nigdy. Zapomnę na chwilę, co nie? Wyrzuciłam ręce w górę. - Ale co im pokazać? - zapytałam w chwilowym braku zrozumienia, zaraz spoglądając za siebie, bo Marcel mnie wołał. Popatrzyłam na niego, a potem potaknęłam głową nachyliłam się do Marysi. - Czekaj, zaraz wrócę. - a potem podskakując dotarłam. - Mieliśmy. - zgodziłam się entuzjastycznie. - ale na razie jestem zajęta. Musisz poczekać. - powiedziałam do niego spojrzała za swoje ramię i za niego. A potem na Eve i na Bellę. - Zatańcz z Eve. - powiedziałam mu. - O, albo Bellą. Taniec łagodzi obyczaje czy coś. - stwierdziłam nieprzejęta, nic mnie już nie przejmowało. - Jim! - krzyknęłam zapominając że z nim nie gadam. - Puść coś łagodzącego, dobra? - zapytałam opierając sie o Marcela, żeby wziąć na ramiona i spojrzeć znad niego. Klepnęłam go w nie, opadając na pięty. Wracając kompletnie nie do rytmu w stronę Marii. - Maria! Maria! Umiesz gwiazdę?! - zapytałam jej, jak to było? Zastanowiłam się.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Tak, dzisiaj liczyła się zabawa. Dlatego też Neala nie miała żadnych problemów w pociągnięciu ją na trawiasty parkiet. Na pytanie o to, co powinna pokazać, uśmiechnęła się szerzej, w oczach zaczynały błyskać pierwsze iskierki nienaturalnej ekscytacji. — Jak tango tańczyłaś, jeszcze raz — powiedziała, samej wyciągając nogę w przód, tak jak robiły to jeszcze nie tak dawno temu. Kopnięcie, wymach, ręce przy ciele. Pokiwała głową na słowa Neali, skoro Marcel ją wołał, to znaczy, że było to coś pilnego. Sama powoli poczęła kołysać się w rytm muzyki, podchodząc przy okazji do nieznajomej, którą Neala nazywała Bellą.
— Cześć, jestem Maria — uśmiechnęła się szeroko, przechylając lekko głowę w bok, jasne loki poruszyły się razem z nią, teraz tym bardziej puszyste od wilgoci panującej w powietrzu. — Jaka ty jesteś piękna... — szepnęła z podziwem, bo Bella naprawdę prezentowała się cudnie. Miała śliczne włosy, takie gładkie i lśniące, nawet gdy jedynym źródłem większego światła było ognisko. Pewnie rozmyślałaby nad tym, jaka była śliczna dalej, gdyby nie dosłyszała za sobą Neali pytającej o gwiazdę. — Nie wiem! — odkrzyknęła szczerze, ze śmiechem. Był jedyny tylko sposób, aby się o tym przekonać. Niektóre dzieciaki w szkole właśnie w taki sposób się wygłupiały, więc czemu ona miałaby tego nie zrobić? Nie potrafić? — Przepraszam panią, ale wzywają mnie gwiazdy — dodała teatralnie, kłaniając się, wciąż krzywo, przed Bellą, nim cofnęła się od niej o kilka kroków, aby wziąć rozbieg i pochylić się z rękoma ku ziemi, aby wykonać akrobację.
| no i zobaczymy, czy mi się uda...
— Cześć, jestem Maria — uśmiechnęła się szeroko, przechylając lekko głowę w bok, jasne loki poruszyły się razem z nią, teraz tym bardziej puszyste od wilgoci panującej w powietrzu. — Jaka ty jesteś piękna... — szepnęła z podziwem, bo Bella naprawdę prezentowała się cudnie. Miała śliczne włosy, takie gładkie i lśniące, nawet gdy jedynym źródłem większego światła było ognisko. Pewnie rozmyślałaby nad tym, jaka była śliczna dalej, gdyby nie dosłyszała za sobą Neali pytającej o gwiazdę. — Nie wiem! — odkrzyknęła szczerze, ze śmiechem. Był jedyny tylko sposób, aby się o tym przekonać. Niektóre dzieciaki w szkole właśnie w taki sposób się wygłupiały, więc czemu ona miałaby tego nie zrobić? Nie potrafić? — Przepraszam panią, ale wzywają mnie gwiazdy — dodała teatralnie, kłaniając się, wciąż krzywo, przed Bellą, nim cofnęła się od niej o kilka kroków, aby wziąć rozbieg i pochylić się z rękoma ku ziemi, aby wykonać akrobację.
| no i zobaczymy, czy mi się uda...
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
23 IX '58 Tańce i zabawa u Batki
Szybka odpowiedź