Zaułek
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.08.18 15:58, w całości zmieniany 1 raz
To wcale nie tak, że Florence liczyła, że po swoim wyznaniu win rzucą się sobie z Mattem w ramiona by ponownie cieszyć się łączącą ich przyjaźnią - chociaż skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej otumaniona alkoholem wyobraźnia i ciche nadzieje, które żywiła, nie podsuwały jej takiego obrazu na myśl. Poważne rozmowy nigdy nie powinny być prowadzone po pijaku, szczególnie dotyczyło się to jak widać Florence, bo wtedy emocje zwyczajnie brały górę, a przeskok od śmiechu do łez bądź złości był nadzwyczaj prosty. Tym bardziej gdy upity umysł kobiety przełożył sobie słowa Matta na dużo łatwiejszy i bardziej zrozumiały dla siebie przekaz.
Nie obchodziła go. Zupełnie. Ona, jej zdanie. Ani teraz, ani nigdy. Sam to w końcu powiedział. Że się tym nie przejmował. A więc po raz kolejny boleśnie przekonała się, że przez tyle lat nazywała przyjacielem kogoś, kto w ogóle na to miano nie zasługiwał. Naprawdę chciała go przeprosić. To nie było wyrównywanie rachunków z sumieniem. Chciała go przeprosić i spróbować znów darzyć go sympatią, mieć kogoś, komu mogłaby zaufać. A teraz wychodziło na to, że nie tylko faceta nie potrafiła sobie dobrać, bo ten rzucił ją bez wyraźnego powodu, ale nawet niektórzy spośród tych, których nazywała przyjaciółmi mieli ją za nic. Chociaż czego się spodziewała. Czyż przy ich ostatnim spotkaniu nie nazwała Matta "zdrajcą"?
Nieco zbyt gwałtownym ruchem przerwała ich powolny marsz, puszczając rękaw mężczyzny, samemu zatrzymując się na ścianie. Sapnęła głośno, w jej oczach znów błysnęły łzy, jednakże tym razem były to łzy złości.
- Cofam wszy...-wszystko co mówiłam. Jesteś najgorszy! - podniosła głos, nie przejmując się zupełnie, czy nie pobudzi sąsiadów. Posłała mu jeszcze jedno wściekłe spojrzenie, ostrzegawcze, by trzymał się z daleka, a potem ruszyła w kierunku własnego domu. Trzymała się ściany i wytrwale stawiała nogę za nogą, próbując za wszelką cenę utrzymać równowagę. Usłyszała oczywiście jego pytanie o Lily... nie zamierzała jednak na nie odpowiadać. Skoro pytał, uznała, że sam nic nie wie - zupełnie jak wtedy w szpitalu. I nie zamierzała ponownie wysłuchiwać, jaką to jest beznadziejną przyjaciółką, że nie wie, gdzie podziewa się rudzielec. Ani że Florean jest taki zły, bo się do niej przystawił, kiedy Duncan w końcu zniknął. Po prostu nie zniosłaby już tego psychicznie.
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
- Cieszę się, że w końcu doszłaś z sobą do porozumienia, a teraz przebieraj tymi nogami. Chyba, że mam cie ciągnąć po tym bruku - powiedziałem, a ona wyraźnie obrażona, czy też nadąsana wyrwała się i uparcie wychybotała się na przód. I tak się ciągnęła podpierając się o front budynku. Patrzyłem na to, a potem rozłożyłem ramiona prosząc jakaś siłę wyższą o cierpliwość. Ale w porządku. Chciała tak się ciągnąć to ja nie widziałem w tym problemu. Mogę tym mozolnym tempem iść za nią i patrzeć, jak się ociera o te elewacje budynków jak ścierka. Pewnie tak samo będzie wyglądała, jak uda jej się dotrzeć do domu. Włożyłem ręce w kieszenie.
- Skoro to ja jestem najgorszy to zastanawia mnie co sądzisz o sobie samej. Interesujesz się innymi wtedy, kiedy to wygodne. Kiedy robi się nieprzyjemnie, skomplikowanie to jakoś tak przestaje cie to interesować. Żyjesz sobie swoim życiem uważając, że wystarczy sam fakt, że się martwisz. A może się mylę? Może nie jest z ciebie taka ignorantka i wyrzuty sumienia musisz zapijać...? - może byłem skurwysynem, lecz nie umiałem się powstrzymać. Nie wiedziała gdzie znikła Lil, nie wiedziała pewnie co się stało z ludźmi z przesłuchania, nie wiedziała pewnie gdzie jest bo przez całe dwa tygodnie nie widziałem by pojawiła się w progu Rudery choćby na sekundę, przez cały ten czas nie zainteresowała się swoją przyjaciółką na tyle by wystosować chociażby głupią sowę. Przyjaciółkę na której ponoć jej zależało. Chociaż może to było na pokaz? Zawiodłem się. Zweryfikowałem więc naszą relację na nowo - Czy może pijesz z innego powodu?
somehow i always do
Kobieta zatrzymała się, wciąż lekko chwiejąc, jednak spojrzenie, które posłała Mattowi, było całkiem przytomne. I lodowate, zupełnie jak temperatura otoczenia. Ten chłód w powietrzu, a także adrenalina, która zaczęła krążyć jej w żyłach, sprawiły, że alkohol na chwilę jakby ustąpił.
- Wygodne? - powtórzyła sucho. Z ręką na sercu mogłaby przyznać, że w życiu nie słyszała większej bzdury. Od kiedy interesowanie się problemami kogoś innego było wygodne? Od kiedy uspokajanie rozhisteryzowanej Lily, pocieszanie jej w momencie gdy bliska jej osoba znów trafiła za kratki, usilne próby załatwienia dla niej odwiedzin w tymże więzieniu są wygodne? Miała dość własnych problemów, ale kiedy mogła, to pomagała innym. Nie twierdziła, że zrobiła dla rudzielca więcej niż Matt - on na pewno był dla niej zdecydowanie większą podporą przez te wszystkie lata. Jak wiele mogła jednak zrobić ze szpitala? Była tam zamknięta, niemalże jak więzień, przez całe dwa tygodnie, jeśli nie liczyć drobnego, uroczego wypadu na dziki koniec wyspy Wright, gdzie wyniosło ją wbrew jej woli. Wymusiła na Floreanie obietnicę, że będzie szukał Lily - ale za każdym razem gdy pytała go o postępy, odpowiedź była taka sama: Nie, jeszcze nic o niej nie wiem.
A jeśli chodzi o tych kilka dni tuż po wyjściu ze szpitala... cóż, powiedzmy, że wydarzyło się wtedy coś, przez co Florence - jakkolwiek bezdusznie by to nie brzmiało - skupiała się raczej na własnym życiu i własnych problemach. Wiedziała, że są ludzie którzy będą jej szukać... z Floreanem i Mattem na czele. Miała zamiar do nich dołączyć, ale by móc to zrobić, musiała się sama choć odrobinę pozbierać. I owszem, była świadoma tego, że zabiera się za to od złej strony.
- Nie twój przeklęty interes! - wysyczała wściekle, na chwilę tracąc ostrość widzenia, gdy jej oczy znów napełniły się łzami. Zaraz potem jednak znów chwiejnie ruszyła wzdłuż ściany. Chciała po prostu znaleźć się w domu. I zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim.
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
- Jak sobie księżniczka żąda - odparłem wzruszając nonszalancko ramionami. Byłem głuchy na łamiący jej jej głos, na jej nieporadne ruchy. Na ten moment byłem pusty. Nie podchodziłem do nie, nie mówiłem jej już nie pozwalając na to by moje słowa odbijały się w jej głowie. Cisza sprzyjała - mogły robić to głośniej. Szłem tak za nią w krok krok za jej niepewnymi stąpnięciami. Niczym ponury cień dopóki nie doszliśmy pod sławną lodziarnię.
- Kolorowych snów. Pozdrów brata - powiedziałem jej na odchodne uśmiechając się ku niej nienaturalnie słodko. A potem odwróciłem się i zmierzyłem w sobie tylko wiadomym kierunku.
|zt x2(?)
somehow i always do
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Nie tylko główna część Ulicy Pokątnej została naznaczona potężną, tajemniczą magią. Niezrozumiała siła pulsowała także w jednej z jej odnóg. W sporym, aktualnie całkiem opuszczonym zaułku ta dziwna energia nagromadzała się tak gęsto, że dało się ją wyczuć w nocnym powietrzu. Ziemia co jakiś czas zdawała się drżeć, tak samo jak budynki kamienic, które wyglądały, jakby miały wkrótce runąć. Co jakiś czas przypadkowe fragmenty ścieżki stawały w płomieniach i trawiły wszystko, co napotykały na swojej drodze, by po chwili zgasnąć. Kule ognia sporadycznie wystrzeliwały w powietrze i trafiały nieuważnych, wyzbytych szczęścia przechodniów, dotkliwie ich raniąc. Z dnia na dzień zaułek przy Ulicy Pokątnej stanowił coraz większe zagrożenie - krążąca tu magia wymagała uregulowania.
Wejście w zaułek nie należało do najprostszych - co chwilę znikąd pojawiały się jęzory ognia. Należało je czym prędzej ugasić.
Wymaganie: Postaci mają jedną turę na próbę ujarzmienia ognia. Aby osiągnąć sukces, obie postaci muszą rzucić poprawnie zaklęcie Aquamenti albo chociaż jedna z nich musi rzucić poprawnie zaklęcie Fontesio lub Nebula exstiguere.
Jeżeli został osiągnięty sukces pomimo tego, że jedna z postaci nie zdołała rzucić poprawnie zaklęcia, dosięgają ją języki ognia - traci 30 PŻ (oparzenia).
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 140, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Po zakłóceniu silnej magii panującej w tym miejscu powietrze zadrżało i rozległ się przeraźliwy pisk. Wbijał się w uszy, zdawało się, że rozsadzał od środka czaszkę, sprawiając niewyobrażalny ból.
Wymaganie: ST zwalczenia pisku to 60, liczbę oczek sumuje się z bonusem za biegłość jasny umysł. Niepowodzenie skutkuje utratą 200 punktów żywotności. Żeby podtrzymać ujarzmianie magii, przynajmniej jedna postać musi pomimo bólu zachować przytomność.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 13.05.18 22:33, w całości zmieniany 2 razy
Nie puściłaby go samego i doskonale o tym wiedział. Właśnie dlatego też oznajmił jej, co zamierza zrobić. Bez żadnych wstępów i bez owijania w bawełnę. Jay nie umiał kłamać, a na pewno nie Evey, która potrafiłaby go rozpracować, czytając słowa listu. Wiedziałaby, co mu chodziło po głowie na odległość. Nie chciał jedynie siedzieć w Hogsmeade, gdy dokoła wciąż tak źle się działo, a szczególnie w takim miejscu jak Ulica Pokątna, gdzie tak pojawiało się tak wiele osób każdego dnia. W tym również jego uczniowie. Wszak od jednego ze swoich studentów z siódmej klasy dowiedział się, co się działo w zaułku najbardziej magicznej ulicy świata. Już dwa razy miał do czynienia z podobnymi anomaliami, dlatego brak reakcji ze strony Ministerstwa Magii wcale go nie zaskoczył, a jedynie zasmucił. Mimo wszystko wolał poświęcić ten wieczór na walkę z magią panoszącą się po ich pięknym kraju niż oglądaniu gwiazd, które mogły poczekać na niego i wybaczyć mu ten jeden opuszczony pokaz na nieboskłonie. Dlatego gdy tylko zegar w jego mieszkaniu w Hogsmeade wybił drugą trzydzieści, złapał za długi płaszcz z kapturem, który narzucił na plecy i deportował się niedaleko miejsca, które mieli dzisiaj z Evey ratować. A przynajmniej starać się jak mogli. Z tego co mówił mu Ślizgon władze próbowały jakoś opanować ów chaos, jednak każde podjęte wymagania kończyły się klęską. Nic więc dziwnego, że miejsce objęto ścisłą ochroną i pracownicy odpowiedniego departamentu kręcili się dookoła - Jayden już raz został przez nich nakryty, ale nie miał zamiaru znów dać się złapać. Nie chodziło o prace społeczne, ale bardziej o logikę. Nie nabraliby się, gdyby powiedział, że to kolejny przypadek. Oddział Kontroli Magicznej może miał teraz wiele podobnych niekontrolowanych lokalizacji, ale takiego profesora na pewno z łatwością było rozpoznać. Dlatego musiał uważać. Przemknął w stronę zaułka tak cicho jak tylko potrafił - nie dało się nie zauważyć, że główna część Ulicy Pokątnej również została dotknięta tą nieznaną wszystkim magią. Vane czuł ten niepokój dotkliwiej jako że należał do bardzo pozytywnych postaci i mało kiedy przeważał w jego ciele smutek czy przygnębienie. Fakt, że Ministerstwo pozwalało, by coś takiego istniało i zżerało od środka Londyn było nie do pomyślenia. Nawet powietrze było w tym miejscu inne; gęste, śliskie, paskudne. Wszystko dokoła raz po raz wibrowało lub była to jedynie iluzja wywołana anomaliami ziejącymi z okolicznych uliczek. W ostatnim momencie Jayden zdołał uskoczyć przed dzikim ogniem, który przesunął się obok niego, pozostawiając po bruku ciemną sadzę. Płomienie pozostawały nieposkromione i niewątpliwie to one powodowały, że w budynkach naokoło nie było nigdzie widać światła czy żywej duszy. Magia dosłownie przejmowała kontrole nad czarodziejskim światem i nie chodziło o pozytywne wpływy. JJ ścisnął mocniej różdżkę i zacisnął żuchwę, która mocno rysowała się nawet w ciemnościach. Usłyszał w pewnym momencie czyjeś kroki za sobą i zauważył nadchodzącą Evey. Również ukrywała twarz tak jak ją poprosił. Zresztą na pewno świetnie by sobie poradziła również bez niego, czuł się jednak bezpieczniej i pewniej mając ją tak blisko. Nie odezwał się do niej, nie wiedząc, co za bardzo powiedzieć w takiej chwili, ale zamiast tego uścisnął jej dłoń, uśmiechając się przy tym pokrzepiająco. Nie było sensu dłużej tego przeciągać. Powinni zacząć panować nad szalejącym po uliczkach ogniem.
- Fontesio - powiedział, wyciągając różdżkę w kierunku ich celu. Miał nadzieję, że los im sprzyjał i żadne szalone anomalie nie miały im przeszkodzić tej nocy, jednak nikt nie mógł być tego pewny.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Anomalie wciąż nie opuszczały ich świata, zarówno tego magicznego jak i nie. Wciąż istniały miejsca skalane złą magią, a choć Sophia pamiętała porażkę, jaką poniosła próbując naprawić magię wspólnie z Raidenem, wciąż tliło się w niej pragnienie działania. To było podsycane przez jej aurorską pracę oraz przynależność do Zakonu Feniksa. Nie lubiła bezczynności i bierności, chciała robić coś konkretnego. Działać. Pomagać tym, którzy sami nie mogli tego zrobić, a ministerstwo było zbyt opieszałe, żeby się tym odpowiednio zająć. W Londynie i nie tylko nadal istniały zaburzone obszary, które stanowiły zagrożenie dla otoczenia, zarówno dla czarodziejów jak i mugoli. Ci drudzy byli szczególnie bezbronni. I ktoś musiał coś z tym w końcu zrobić.
Jedno z miejsc, o którym udało jej się dowiedzieć, znajdowało się w jednym z zaułków na ulicy Pokątnej, stanowiąc zagrożenie dla tutejszych mieszkańców i innych gości magicznej dzielnicy. Miejsce było silnie przesycone złowrogą magią, a od czasu do czasu pojawiały się groźne wybuchy. Obszar odgrodzono, ale nikt jak dotąd się tym nie zajął. Miejsce wciąż stanowiło zagrożenie, czym należało się w końcu zająć, skoro nie zajęło się tym ministerstwo.
Ubrała się w ciemne, wygodne ubrania zakrywające jak największą powierzchnię ciała, zarówno z chęci lepszego zamaskowania tożsamości, jak i ochrony przed kapryśnymi warunkami. Ukryła również twarz i charakterystyczne rude włosy, o to samo poprosiła wcześniej towarzysza. Wiedziała, że musieli być dyskretni, obszar był zamknięty przez ministerialne służby i dostali się tu nielegalnie. Choć Sophia zawsze była na bakier z pewnymi zasadami, to bardzo nie chciała stracić pracy. Mimo to uznała chęć naprawy magii za sprawę wartą ryzyka. Była w Zakonie Feniksa, bo chciała pomagać i walczyć o świat, w którym nie byłoby krzywdzących podziałów, chorych ideologii i krzywdzenia innych z powodu ich pochodzenia. Musieli też zawalczyć o stabilność magii, która siała chaos i zniszczenie.
- Musimy zacząć od ugaszenia płomieni – odezwała się półszeptem, rozglądając się uważnie po otoczeniu, by uniknąć płomieni które mogły znikąd wystrzelić w ich kierunku. Ten obraz naprawdę wyglądał jak sceneria wyjęta z makabrycznego snu.
Żeby w ogóle mogli wziąć się za naprawę magii, najpierw musieli zabezpieczyć się przed wpływem ognia.
- Może ja spróbuję na początek? – zapytała ledwie słyszalnie, po czym wyszeptała inkantację: – Nebula extinguere! – wybrała gaszące zaklęcie z dziedziny obrony przed czarną magią, mając nadzieję, że okaże się skuteczne i ugasi ogień, umożliwiając naprawienie magii.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie spodziewałem się, że nawet na ulicy Pokątnej magia przedstawiała się niezwykle niebezpiecznie. Trudno to było przełknąć dla kogoś, kto jeszcze jakiś czas temu codziennie przemierzał tę ulicę, którego znajomi oraz bliscy pracowali w obrębie tego miejsca. Teraz, w nocy, było tu niezwykle cicho. Ciemność rozświetlały pojedyncze, smętne latarenki wzdłuż drogi. Najwięcej hałasu działo się w pewnym zaułku, do którego szybko dotarliśmy po oszczędnym powitaniu. Starałem się iść jak najciszej oraz tak, by nie rzucać się nikomu ani niczemu w oczy. W pewnym momencie dotarliśmy do newralgicznego miejsca, teraz stojącego w płomieniach. Donośny, nieprzyjemny trzask otaczał nas co kilka sekund, podeszliśmy jeszcze bliżej, a ja powoli zacząłem odczuwać narastające ciepło bijące od zapalonej ścieżki.
Zerknąłem na Carter i kiwnąłem jej głową. Tak, ugaszenie tego pobojowiska magii było kluczowe, bez tego i tak nie mogliśmy się dostatecznie zbliżyć do źródła anomalii. Nim jednak uniosłem różdżkę, to właśnie aurorka rozpoczęła gaszenie. Bardzo sprawnie zresztą. Fioletowa mgła zaczęła otaczać pożar, więc uznałem, że nie ma powodu, by powielać zaklęcie.
Kiedy płomienie zostały już ugaszone, zrobiło się nieporównywalnie ciszej. Pamiętając o sposobie, jaki został nam przedstawiony na spotkaniu, spróbowałem naprawić szkody wywołane przez zdradzieckie anomalie. Nie wiedziałem czy mi się to uda w jakimkolwiek stopniu, nie posiadałem takich zdolności jak Sophia, ale zamierzałem być zdeterminowany i dać z siebie wszystko. Zabrałem się do prób naprawy entuzjastycznie, z zapałem, może to coś pomoże.
/metoda Zakonu
i'm a storm with skin
'k100' : 92
Wiedziała, że Travers jest odważny, zaradny i konkretny. Naprawdę dobrze jej się z nim współpracowało podczas poszukiwania drzew przeznaczonych na budowę nowej kwatery. Wiedziała, że inni członkowie Zakonu też próbowali działać na własną rękę, by naprawiać magię, nie czekając na opieszałe ministerstwo, które tylko odgrodziło obszary i nadal nie zwalczyło anomalii. Miała też nadzieję, że może metoda naprawy magii pokazana przez Zakon okaże się skuteczniejsza w jej naprawianiu niż samowolny, spontaniczny sposób który podjęła wraz z niewtajemniczonym bratem. Wtedy popełnili błąd i nie ustabilizowali magii jak należy. Może dziś istniała szansa na to, żeby zrobić to jak należy. Lepiej.
Wiedziała, że to niebezpieczne i że wymaga bardzo dużej ostrożności. Jej zaklęcie gaszące ogień okazało się skuteczne – fioletowa mgła stłumiła płomienie, umożliwiając im pozostanie w obszarze bez groźby doznania ciężkich poparzeń i innych uszczerbków na zdrowiu, gdyby jakaś kula ognia postanowiła wystrzelić w jej stronę. Za rzucone zaklęcie musiała zapłacić pewną cenę – anomalia odezwała się w niej, skutkując krwotokiem z nosa. Ale prawie nie zwróciła na to uwagi, jako aurorka nie raz znosiła krew, ból i gorsze rany. Była odporniejsza niż większość ludzi, którzy nie przeszli trzyletniego wyczerpującego kursu. Taki krwotok to było nic, mieli tutaj dużo ważniejsze zadanie, które musieli kontynuować.
Zerknęła na swojego towarzysza i skinęła mu lekko głową, nie przerywając ciszy – teraz oboje mogli przystąpić do zasadniczej części zadania. Biorąc z niego przykład, chwyciła różdżkę i skoncentrowała się mocno, próbując naprawić magię tak, jak nauczył ją Zakon Feniksa.
| Glaucus rzucił 92+15=107
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
'k100' : 68
To było strasznym uczuciem, zupełnie, jakby coś wdzierało mi się do umysłu chcąc zasiać tam spustoszenie. Nie mogłem początkowo nad nim zapanować, ale bardzo starałem się przezwyciężyć narastającą złość, a także pochłaniającą mnie powoli niecodzienną nicość. Na siłę otworzyłem szeroko oczy, nie zdejmując jednak dłoni z głowy. Walczyłem, by zachować przytomność, co chyba było jedną z trudniejszych moich walk do tej pory. Nie przypominałem sobie, bym kiedykolwiek wcześniej czuł coś podobnego. Było to dziwne jak i przerażające zarazem.
Spojrzałem jeszcze na moją towarzyszkę i zauważyłem, że ją również próbuje pokonać anomalia. Nie mogliśmy się jednak poddać, byliśmy już bardzo blisko ujarzmienia kapryśnej magii. Zostało nam tylko przezwyciężyć ten okropny hałas oraz napadającą na nas słabość wynikającą z wysysania z nas trzeźwości umysłu. Pomyślałem sobie jedynie, że rozbijanie się po tawernach mogłoby się wreszcie na coś przydać i mógłbym zachować teraz przytomność. Wszystko po to, by doprowadzić cały ten żmudny proces do końca. I wyrwać się stąd czym prędzej, nim zostaniemy dostrzeżeni przez Ministerstwo Magii, które tak swoją drogą powinno dbać o magiczną społeczność i nie dopuszczać do sytuacji, gdzie istniały załamania magii, zwłaszcza tak groźne dla innych. Ponoć wiele osób zostało poparzonych przechodząc główną ulicą, ucierpieć mogły również dzieci. To była skrajna bezmyślność, na którą nie mogliśmy dłużej pozwalać.
i'm a storm with skin
'k100' : 20