Bar
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:18, w całości zmieniany 1 raz
Odpowiedziała na jego uśmiech, lekkim wygięciem ust. Nie zareagowała jednak w żaden inny sposób na jego słowa, bo ich rozmowa kręciła się ciągle wokół "czaru", który sukcesywnie niszczyli kolejnymi spostrzeżeniami.
- Trafiłeś w sedno - przyznała, gdy wymienił punkty wspólne większości mężczyzn, którzy stawali jej na drodze. Mogła na palcach jednej ręki policzyć tych, którzy odbiegali od tego schematu.- Dodaj do tego jeszcze, przesadną pewność siebie - uśmiechnęła się wyraźniej.
Czuła się dziwnie rozbawiona od pewnej chwili, a rozmowa z mężczyzną mimo wszystko była przyjemna i poprawiała humor. Nie pamiętała, kiedy ostatnio dobrze bawiła się przy niewnoszącej nic konkretnego wymianie zdań, ale może udział w tym miał alkohol? Nie zamierzała się jednak przejmować tym w obecnej chwili.
- Jesteś gotów nadszarpnąć własną dumę, aby dopingować mnie w znalezieniu lepszego towarzystwa? Cóż za poświęcenie - rzuciła z lekką kpiną. Nie była w tym jednak uszczypliwa ani nie chciała go urazić.
- Powinien być - odparła jedynie. Nie chciała kolejnego takiego roku, gdy ten, który aktualnie kończył się, niósł ze sobą więcej smutku niż radości. Wolała nie myśleć, co znów mogło zostać jej odebrane i wzbudzić tak samo wielki ból oraz tygodnie pogrążone w smutku. Odgoniła zaraz ponure myśli, wychylając szybciej niż wcześniej zawartość szklanki.
- Uznam, że znów za bardzo uwierzyłam w czyjeś możliwości.- stwierdziła po prostu.- Liczę, że nie zawiodę się na Tobie - dodała, spoglądając na niego nadal z uwagą i lekkim zaciekawieniem, cóż mógł zaoferować.
- Lokalnymi pijakami? Sądziłam, że z tego, jak się prezentujesz masz o sobie lepsze zdanie - pozwoliła sobie na delikatną uszczypliwość.
Kiedy zbliżył się dość niespodziewanie, nie była tym zaniepokojona. Obserwowała go, czekając co zrobi i próbując, też przewidzieć cóż planuje, jednak nie znała go, a to bardzo utrudniało.
W nocy
Bez nikogo
-Kto to mówi. Czyżby mi się przesłyszało w kwestii osobistego uroku?- uniósł brew pytająco, a następnie wolno poruszył w dłoni szkłem, które po chwili opróżnił. Alkohol smakował dzisiejszego wieczora iście wybornie – nie wiedział czy to za sprawą dobrego towarzystwa, czy też kolejnego roku na karku. Nie mniej jednak nie zamierzał tego roztrząsać tylko wciąż dobrze się bawić, bowiem i tak nic nie mogło go już ustrzec przed porannym kacem. Paskudnym mordercą.
-Widzisz mam po prostu serce na dłoni. Pomogę każdemu, zawsze i wszędzie.- zacisnął wargi byle tylko powstrzymać ironiczny uśmiech, lecz na nic się to zdało. Zwykle dłużej potrafił zachować poważny wyraz twarzy, w końcu nie był najgorszym aktorem, ale wypowiedziane słowa brzmiały wyjątkowo irracjonalnie. Przywyknął do tego, iż dbał jedynie o własną dolę, zysk i komfort – inni, nieznani mu ludzie nie mieli dla niego najmniejszego znaczenia, żadnej wartości. Oczywiście wyjątkiem były działania w Rycerzach Walpurgii, gdzie ponad własną korzyść stawiał lojalność organizacji. -Korzystaj póki możesz, edycja limitowana i ograniczona czasowo.- dodał z przekąsem przenosząc wzrok na barmana, który niechętnie uzupełnił szklankę po brzegi.
Gdyby mu zadano podobne pytanie nie byłby przekonany co do odpowiedzi. Rzecz jasna wiele chciałby zmienić, odwołać kilka decyzji, a czasem je podjąć, lecz finalnie wciąż żył, oddychał i miał się całkiem nieźle, choć śmierć zapukała do jego drzwi niejednokrotnie. Zwykle nie oczekiwał nader wiele, bowiem nie lubił się zawodzić – bycie niepoprawnym optymistą nigdy nie wychodziło na dobre, nawet jeśli ktoś miał wyjątkowo duże pokłady nadziei. On od takowej stronił. -Już jest.- uniósł kącik ust wymownie mierząc siebie wzrokiem.
-Bardziej istotne jest jakie ty masz mniemanie o mnie, a z tego co pamiętam przytaknęłaś na me podchwytliwe słowa.- zastukał palcami w blat baru wiedząc, że jego zmiana ponownie okazała się nieudaną próbą. Zwykle wszystko wychodziło mu bez większego problemu i nie rozumiał, dlaczego akurat dzisiaj miało być inaczej. Zawsze powtarzano do trzech razy sztuka i zgodnie z ów powiedzeniem spróbował po raz ostatni – w końcu musiał zagwarantować jej rozrywkę, a paplanie w barze to było ostatnie, co mogło mu przyjść na myśl. -Jak bardzo jesteś niegrzeczna?- spytał bez żadnych podtekstów; chciał wiedzieć czy istniały dla niej pewne granice w kontekście atrakcji.
|Upodobnienie sylwetki do innej konkretnej osoby (maks. różnica <5 cm wzrostu i <5 kg wagi) lub przybranie innego kształtu nieskonkretyzowanej osoby, różniącej się o maks 10 cm wzrostu i maks 10 kg wagi. 60-51
'k100' : 83
- Urok osobisty ma swoje granice – odparła z lekkim wzruszeniem ramion. No cóż, ona mogła na to poradzić.
Obserwowała, jak ten opróżnia zawartość szkła, samej chwilowo zwalniając. Nie miała mocnej głowy, a dzisiejszego wieczoru i tak narzuciła sobie dość odważne tempo w wychylaniu kolejnych szklanek Ognistej. Musiała zachować pewne granice, aby nie skończyć świętowania zbyt szybko.
- Oczywiście, wyglądasz jak definicja nieskończonego dobra – stwierdziła odrobinę kpiąco, delikatnie unosząc brew.- Czym sobie zasłużyłam na tą edycję limitowaną? – spytała ciekawa, cóż wymyśli w odpowiedzi. Nie spodziewała się już niczego stereotypowego, bo dotychczasową wymianą zdań upewnił ją, że nie będzie tak mdły i nie będzie szastał komplementami tylko po to, aby się przypodobać. Działało to na jego plus, zdecydowanie.
Zerknęła na barmana, który od pewnego czasu kręcił się blisko nich, a odkąd jej towarzysz zbliżył się, również i jego objęła łaska barmana, dzięki czemu nie musiał już dopraszać się o dolanie alkoholu. Nigdy nie była roszczeniowa, nie potrzebowała mieć wszystkiego, lecz brutalność ostatnich miesięcy roku wzmogła nieme żądanie, aby historia nie powtórzyła się. Pomimo straty rodziców, nadal miała osoby, których śmierć zabolałaby porównywalnie mocno. Chciała tego uniknąć, stąd najpierw noworoczne życzenie, a teraz urodzinowe, aby najbliższy rok był lepszy.
Wywróciła oczami, ale zaraz uśmiechnęła się delikatnie, gdy znów podkreślał swoją osobę.
- Bez wątpienia – szepnęła tylko, ale nie szła dalej w ten temat.
Powstrzymała się przed komentarzem, uchylając łyk alkoholu i jedynie patrzyła na niego z uwagą. Cóż miała mu powiedzieć? Że może się pomyliła? Nie czuła, aby była zdolna wydusić z siebie te słowa. Może to zwykła przekora albo duma, która na co dzień niekoniecznie utrudniała jej przyznanie się do błędów.
- Mam coraz lepsze – odparła jedynie, decydując się tylko na takie stwierdzenie, które podpowiadało, że była skora zmienić zdanie względem tego, co powiedziała wcześniej.
Pytanie, jakie padło niespodziewanie, szczerze ją zaskoczyło. Patrzyła na niego z lekkim zdziwieniem, czując przez chwilę delikatne zmieszanie. Nie brzmiało to bezczelnie, nie miało wydźwięku, który wskazywałby na dość słaby podtekst. Dobór słów, jednak był trochę nietypowy.
- Dziś mogę ryzykować, aby tylko te urodziny były lepsze od poprzednich – nie obawiała się tego, co może zaraz usłyszeć, chciała się dobrze bawić.- Więc mogę być bardzo – dodała. Nigdy nie należała do typu grzecznych dziewczyn, które zamykały się w domu, poświęcając zajęciom typowym dla pań. Na razie nie wyobrażała sobie siebie, gdyby przyszło jej zostać żoną i matką, skupioną na rodzinie oraz pozbawioną pracy. Chciała korzystać z życia i robiła to sukcesywnie, nie żałując niczego.
W nocy
Bez nikogo
Kątem oka widział, iż nieco zwolniła tempo degustowania jednej z gorszych whisky; czyżby jej głowa nie należała do najmocniejszych? Była kobietą, więc idąc drogą stereotypów miała znacznie słabszą niżeli mężczyźni, ale dzisiejszy wieczór był ich małym wspólnym świętem i nie zamierzał pozwolić, aby spędziła takowe z trzeźwym podejściem do sprawy. Podobne było dość przykre – szczególnie, iż jego niecny plan miał swe fundamenty w kilku kolejnych kolejkach. Dopiero rano miało się okazać czy będzie żałować swojej decyzji, bowiem w końcu jeśli faktycznie skusi się na jego towarzystwo, to nie mógł odmówić jej odwagi. Był kompletnie obcą osobą, a odkąd wojna zaczęła zbierać swe żniwa i uliczki spływały krwią, takich sytuacji zwykle starano się unikać. Pozostawało pytanie czy jej korzenia pozostawały bez skazy – jeśli tak nie miała czego się obawiać z jego strony, chyba że jasno zdeklaruje swoje poparcie wobec mugoli; wtem wieczór mógłby przybrać niespodziewany obrót.
-Tym urokiem osobistym.- dodał uśmiechając się przy tym szelmowsko. Była to pierwsza odpowiedź, która przyszła mu na myśl. Czy było to szczere? Sam nie wiedział, właściwie nie przyszło mu się nad tym zastanowić chociażby przez moment.
Gdyby tylko szatyn wiedział, że straciła rodziców mógłby stwierdzić, iż to kolejny łączący ich aspekt. W końcu on sam tego roku pożegnał dwójkę swoich rodzicieli i choć sam stał za ich mordem to nie miało większego znaczenia. Nie żałował swego czynu, właściwie jakby mógł cofnąć czas to z chęcią by to zrobił, aby tylko ponownie poczuć tamtą satysfakcję mieszaną z ulgą i swego rodzaju wyższością. Towarzyszące mu uczucie, gdy stał nad nimi niczym kat, było czymś wyjątkowym, czymś czego nie potrafił zdefiniować słowami – Ramsey miał rację twierdząc, iż ta chwila budzi w człowieku coś zupełnie nowego, a pragnienie kolejnego sięgnięcia po najmroczniejsze z zaklęć nigdy już nie ustanie.
-Tak? Czekam zatem na szczegóły. Ciekawi mnie jaki aspekt zmienił się na lepsze; arogancki w mniej arogancki, czy przystojny w nieziemsko przystojny?- zaśmiał się pod nosem przechylając trzymaną szklaneczkę w kierunku ust. Odkąd otrzymał za swą robotę kilka dobrych butelek ognistej, to z coraz większym trudem przychodzi mu przełykać lokalny syf. Wiedział jednak, że zapasy nie wystarczą mu na wiele dni, więc starał się nieustannie robić dobrą minę do złej gry. Z resztą jaki był sens wydawać dziesiątki galeonów na smakowity trunek skoro finalnie cel spożywania go był ten sam?
Celowo użył podobnego zwrotu, który choć zabrzmiał dość dwuznacznie, to nie miał żadnego podtekstu. Uśmiechnąwszy się na jej aprobatę nachylił się w kierunku ucha, za który wolnym ruchem palców zaczesał pasmo brązowych włosów. -Komu w drogę temu czas. Pierwszy punkt zaliczony, możesz sobie wybrać towarzystwo, a ja Ci w tym pomogę zgodnie z obietnicą.- powiedział zdecydowanie ciszej mając świadomość, że jego twarz przybrała znacznie mniej ostre rysy, zniknęła blizna z lewej brwi, podobnie jak z warg. Włosy rozjaśniały, choć nie zmieniły swej długości – śmiało mógł wówczas nazwać się blondynem. Jego ciało zmieniło swój kształt; wagowo było bardzo zbliżone do swej prawdziwej postaci, jednakże straciwszy kilka centymetrów wyglądał nieco „pulchniej”.
Odsunąwszy się od niej złapał na moment kontakt wzrokowy, a następnie chwycił szkło, które opróżnił do dna i zsunąwszy się ze stołka udał w kierunku wyjścia.
No cóż, nigdy nie wypracowała mocnej głowy względem alkoholu, może zwyczajnie jej organizm nie przyswajał wysoko procentowych trunków tak dobrze, jak mógłby. Ewentualnie faktycznie było to podyktowane stereotypem, z którego nie mogła się już wyrwać. Nie mniej, zwolniła i nie wątpiła, że nie uszło to uwadze mężczyzny. Wydawał się dobrym obserwatorem, ale jak bardzo, pewnie przyjdzie jeszcze przekonać się jej o tym.
Od zawsze słynęła z odwagi, którą mało jaka sytuacja mogła jej odebrać. Nie raz słyszała, że podejmowane przez nią decyzje oraz przesadne ryzyko związane z nimi to wręcz głupota. Taka jednak była, wychowywanie się z braćmi oraz kuzynami, dało właśnie taki efekt. Towarzystwo mężczyzn ukształtowało mocno jej charakter z potrzeby dotrzymania im kroku pod wieloma względami. Reszty nauczyła się już sama wraz z wiekiem, gdy przyszło dorosnąć i przestać być chłopczycą.
To, co usłyszała, odrobiną ją zaskoczyło, ale miała nadzieję, że nie było to widoczne w spojrzeniu.
- Więc jednak działa tak, jak powinien – przyznała z wyraźnym zadowoleniem. Nawet jeśli słowa nie były do końca szczere, to i tak dziwnie podbudowywały pewność siebie. Co prawda nie potrzebowała zapewnień, wiedziała przecież, że podoba się mężczyznom.
Aspekt straty rodziców, mimo że ich łączył, na pewno nie wzbudziłby aprobaty, gdyby tylko wiedziała, że on sam był odpowiedzialny za śmierć swoich. Może znając powody, zmieniłaby zdanie, lecz własna strata czasami bolała jeszcze za bardzo, aby Belvina wykazała się czystym zrozumieniem. Nawet jeśli mogłaby wątpić, aby On tego potrzebował.
Kiedy podchwycił temat, poprawy swego wizerunku w jej oczach, przechyliła minimalnie głowę, jakby zastanawiała się nad tą kwestią.
- Z każdym słowem wydajesz się bardziej interesujący niż wcześniej, ale na pewno nie mniej arogancki – odparła, lecz specjalnie ominęła kwestię, jak bardzo na obecną chwilę był przystojny. Fakt, czy był, to raczej dość jasne. Musiałaby być ślepa, aby tego mu nie oddać, lecz łechtanie męskiego ego, zwłaszcza w tym przypadku to coś, z czym wolała się wstrzymać.
Zerknęła na niego uważniej, gdy nachylił się, znajdując bliżej. Łapiąc z nim kontakt wzrokowy na krótki moment, nie mogła zobaczyć, co kombinuje, dlatego drgnęła czując ten lekki gest.
Kąciki jej ust zadrżały, kiedy nagle zauważyła zachodzące zmiany. Metamorfomag. Zrozumiała to od razu, rozbawiona, że dopiero przed momentem powiedziała, że jest ciekawszy niż wcześniej, a teraz kolejna niespodzianka.
Nie od razu ruszyła się z miejsca, przez chwilę obserwując, jak mężczyzna zmierza do wyjścia. Urodziny w tym roku przechodziły jej oczekiwania w kwestii atrakcji, których nie mogła się spodziewać. Ciekawa była cóż jeszcze się wydarzy.
Zarzuciła na siebie płaszcz, nim poszła jego śladem. Zdecydowanie nie zamierzała zrezygnować, a zamiast tego była gotowa zaryzykować i zaufać pomysłom, które miał On.
| zt x2
W nocy
Bez nikogo
Słynny Dziurawy Kocioł, jako jeden z niewielu lokali na ulicy Pokątnej, nie zawiesił działalności po wydarzeniach z Bezksiężycowej Nocy. Dla wielu czarodziejów wciąż służy jako furtka na magiczną ulicę, nadal można się też tutaj napić kremowego piwa lub wynająć pokój - choć oczywiście przez większość czasu sala świeci pustkami, goszcząc zaledwie niewielki ułamek dawnej klienteli. W londyńskim półświatku chodzą pogłoski, mówiące o tym, jakoby właściciele pubu po cichu popierali Harolda Longbottoma, a zwracając się bezpośrednio do nich, można podobno uzyskać pomoc w wydostaniu się z miasta lub ukryciu rodziny. Wszystkie takie rozmowy odbywają się rzecz jasna za zamkniętymi drzwiami, a o poczynionych w ich trakcie ustaleniach wiedzą tylko sami zainteresowani, ale fakt ten sprawia, że Dziurawy Kocioł może być istotnym punktem Londynu.
Postać rozpatruje wszelkie zabezpieczenia pozostawione przez poprzednią grupę (najpierw pułapki oraz klątwy, później ew. strażników pozostawionych przez przeciwną organizację). Jeżeli grupa jest pierwszą, która zdobywa dany teren, należy pominąć ten etap.
Nałożone zabezpieczenia: Lepkie Ręce (drzwi wejściowe), Lignumo (drzwi wejściowe), Zawierucha, Stary Szewc, Czaroszpieg (portret - Norvel Twonk, uratował mugolskie dziecko przed mantykorą), Zemsta Płomyka
Właściciele Dziurawego Kotła mają córkę, która niedawno ukończyła Hogwart, po czym zamieszała razem z nimi w Londynie. Początkiem kwietnia została aresztowana w trakcie sabotażowej akcji jednej z działających na terenie miasta grup buntowników i aktualnie przebywa w Tower of London. Jej rodzicom bardzo zależy na jej uwolnieniu - w zamian za obietnicę zapewnienia jej bezpieczeństwa, mogą być skorzy do podjęcia współpracy. Aby ich do tego przekonać, należy wykonać rzut na biegłość perswazji lub kłamstwa, ST wynosi 150, sumuje się rzuty wszystkich postaci w wątku.
Właścicieli można też spróbować zastraszyć, grożąc śmiercią córki - w tym wypadku ST powodzenia (łącznie dla wszystkich postaci) wynosi 120, do rzutu dolicza się bonus z biegłości zastraszania.
Rycerze Walpurgii: Pokonanie i obezwładnienie właścicieli pozwoli na wyciągnięcie z nich informacji odnośnie tożsamości buntowników, których zdążyli do tej pory ukryć.
Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za właściciela; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za żonę właściciela. W walce liczy się czas - jeżeli nie uda wam się zakończyć jej w ciągu 10 tur, buntownicy zostaną ostrzeżeni i zdążą zbiec, nim wyciągnięcie informacje od właścicieli. W takim wypadku przejęcie lokacji uznaje się za nieudane.
Właściciel (OPCM 25, uroki 20, żywotność 100) będzie atakował kolejno zaklęciami: casa aranea, caeruleusio, ignitio oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Żona właściciela (OPCM 30, uroki 15, żywotność 100) będzie atakowała kolejno zaklęciami: silencio, jinx, obscuro oraz broniła się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niej tego sytuacja.
Zakon Feniksa: Właścicieli Dziurawego Kotła próbowano zastraszyć już wielokrotnie - przepłoszenie ludzi, którzy przyjdą zrobić to ponownie, może skłonić małżeństwo do podjęcia współpracy.
Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za oprycha A; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za oprycha B. W walce liczy się czas - jeżeli nie uda wam się zakończyć jej w ciągu 10 tur, odgłosy walki ściągną na miejsce znacznie przewyższający was liczebnością oddział magicznej policji. W takim wypadku przejęcie lokacji uznaje się za nieudane.
Oprych A (OPCM 15, uroki 30, żywotność 100) będzie atakował kolejno zaklęciami: lamino, commotio, deprimo oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Oprych B (OPCM 20, czarna magia 25, żywotność 100) będzie atakował kolejno zaklęciami: ad medusa, betula, gladium oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.
Aby przejść do etapu III należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.
Michael zapukał do drzwi Dziurawego Kotła, a potem wszedł do środka. Skierował się w stronę baru, za którym znajdował się kojarzony przez niego z widzenia właściciel lokalu. Na zapleczu słyszał krzątanie się, które ustało na dźwięk otwieranych drzwi - zaraz potem, do mężczyzny dołączyła jego żona. Mike natychmiast ściągnął kaptur, wiedząc, że małżeństwo może kojarzyć go z widzenia. Często bywał tutaj jako auror, więc nie chciał ukrywać teraz swojej tożsamości buntownika - zwłaszcza po tym, co spotkało córkę małżeństwa.
-Dzień dobry, przyszliśmy porozmawiać. - uśmiechnął się pojednawczo, utrzymując kontakt wzrokowy najpierw z mężczyzną, a potem z jego żoną. Obawiał się, że wiele osób mogło próbować już ich zastraszyć, albo posługiwać się kłamstwami. On i jego towarzysze nie mieli zamiaru posługiwać się takimi środkami - Michael wierzył, że wszyscy mogą pomóc sobie nawzajem i nie zamierzał uciekać się do zastraszania ani pustych obietnic, a do zwykłej perswazji.
Nachylił się nad barem, kładąc ręce na blacie, w widocznym miejscu.
-Jestem aurorem, nadal działamy w tym mieście. - powiedział zniżonym głosem.
-I nie tylko my. Słyszeliśmy, co spotkało pańską córkę, ale sami należymy do bardziej... zorganizowanej grupy, która próbuje pomóc wszystkim w Londynie. Możliwe, że słyszeli o nas państwo z Proroka. - dodał, utrzymując kontakt wzrokowy. -Jako auror mam też bezpośredni kontakt z prawowitym Ministrem i mogę państwu zaręczyć, że nie zapomniał o Londynie ani o ofiarach z początku kwietnia. Pracujemy nad odbiciem miasta, a w Ministerstwie nadal działają ludzie, podzielający nasze ideały. Wyjście z więzienia wymaga w obecnej sytuacji nieco logistyki i dlatego kontaktujemy się z wami dopiero teraz, ale pomożemy państwa córce. - zapewnił, głęboko wierząc w to, że dziewczyna nie powinna siedzieć w Tower ani dnia dłużej. I w to, że w mocy lojalnych Longbottomowi pracowników jest dyskretnie wyprowadzić stamtąd dziewczynę - choć na początku kwietnia wszędzie panował chaos, to teraz taki gest leżał już w ich możliwości.
-Jestem świadom, że działalność na... własną rękę może być bardzo ryzykowna. - dodał, w teorii nawiązując do buntowniczych działań, za które do aresztu trafiła córka właścicieli. W istocie, nie spuszczał z nich ciepłego spojrzenia, tak jakby chciał im zakomunikować, że domyśla się czegoś więcej. Przeczuwał bowiem, że dziewczyna sama z siebie nie zaangażowała się w buntowniczą działalność, że cała rodzina podzielała jej sympatie. Że wszyscy mogli i chcieli - ale bali się - pomagać potrzebującym w zorganizowany sposób.
-Dlatego chcieliśmy zaproponować państwu oficjalną współpracę i ochronę. Jeśli zechcecie... pomagać potrzebującym, zadbamy o to, aby wszystko przebiegało w sposób bezpieczny i zorganizowany, obciążając Was jak najmniej. Waszą córkę możemy też od razu wywieźć w bezpieczne i niemożliwe do znalezienia dla służb miejsce. Zadbamy o logistykę wszystkiego i nałożymy zabezpieczenia na lokal. - obiecał, mówiąc z serca i szczerze. Proponował partnerstwo - a za nim stała miła dziewczyna i niepozorny staruszek Bertie, gotowi poprzeć jego słowa.
Sięgnął do kieszeni i położył na ladzie fałszoskop, spoglądając na właściciela porozumiewawczo.
-Proszę go przetestować, jeżeli chce pan się przekonać, czy można nam ufać. - zaręczył jeszcze.
dla przypomnienia ekwipunek: licencjonowany fałszoskop, magiczny kompas,
rzucam na perswazję (poziom I, +36 z eliksiru)
Can I not save one
from the pitiless wave?
'k100' : 97
Oddał jej swoją miotłę i czekał, aż Michael wypije eliksir, a Sue doda mu kilka lat. Zaledwie chwilę później byli gotowi, by ruszać ku celowi. Dziurawy mógł jeszcze nie raz się przydać, w Londynie nadal byli ludzie którzy mogą potrzebować ucieczki, oni z kolei potrzebowali dostawać się w obie strony. Wyglądało z resztą na to, że może tu pójść zdecydowanie spokojniej, niż przy poprzedniej próbie Botta. Sądząc po pogłoskach, jeśli odpowiednio to rozegrają, uda im się przekonać tych ludzi do pomocy.
Kiedy Michael zaczął pukać w drewniane drzwi, Bott spojrzał na niego z pewną mieszaniną zdziwienia i niezrozumienia. Żarty na ten moment jednak mu się wyczerpały, tym bardziej że wchodzili już do środka. Pomieszczenie i tak było kompletnie puste. Była późna noc, niemal ranek, klientela najwidoczniej już dawno wyszła, o ile w ogóle ruch nadal tu był. Bott od dawna już nie miał okazji sprawdzić. Pustki zachęciły go do tego, żeby zdjąć kaptur, zakrywając twarz nie zdobędzie niczyjego zaufania - choć w pełni pokazywać jej także nie zamierzał. Nie mogli mieć pewności, czy ci przerażeni ludzie nie wezwaliby magicznej policji od razu po ujrzeniu twarzy z plakatu. Obecnie wyglądał jednak jak swój dziadek, policzki mu opadły, pojawiły się wyraźne zmarszczki na policzkach, w dołeczkach, przy mięśniach mimicznych, cera lekko poszarzała. Zawsze, kiedy rzucano na niego ten czar, miał też wrażenie, że jakby odrobinkę maleje, choć to zapewne jego złudzenie. Czuł się doskonale, ruszał jednak powoli i raczej ostrożnie. Stanął obok Michaela, patrząc na małżeństwo.
- Ukryliśmy już dużo osób. To szaleństwo, co się dzieje, ale to tymczasowe. - podjął, kiedy Michael wspomniał o bezpiecznym miejscu i zaczął sięgać po fałszoskop. - Opanujemy tę sytuację, z pomocą ludzi takich jak wy, jest nas więcej niż mogłoby się wydawać. - uśmiechnął się ciepło i łagodnie. Nie dziwił się, że ludzie się boją, sam był przerażony, wierzył jednak we własne słowa - to nie może trwać wiecznie. Nie mieściło mu się w głowie, że poplecznicy Voldemorta mogliby wygrać. Ich straty czy problemy, owszem, trzeba będzie ponieść jakąś cenę, zapewne bolesną, ale porażka nie wchodziła w grę. - Nie oczekujemy wiele. Potrzebujemy tego miejsca, żeby wyprowadzać ludzi, którzy potrzebują pomocy, lub żeby samym dostawać się do Londynu. Będziemy dyskretni. Nie mamy na celu ściągania na was problemów.
Starał się mówić cicho, to właściwie jedyny możliwy sposób, żeby jego głos nie wydawał się nadmiernie młodzieńczy. Nie brakowało mu jednak naturalnej werwy i pewności, niewątpliwie dało się wyczuć, że wierzy w każde swoje słowo, jak i w słowa towarzyszy.
- Jeśli coś złego działoby się tutaj, pomożemy. Nie zostawimy was z tym samych. - dodał zaraz. - Jeśli zrobi się zbyt gorąco, was też ukryjemy. A kiedy uda nam się to wszystko zakończyć, córka bezpiecznie i cało wróci tutaj.
Spojrzał uważnie na kobietę. Zdawało mu się, że dostrzega w jej twarzy wahanie. Była przerażona. Bott pomyślał o własnej matce, zastanawiał się, czy rodzice zgodziliby się pomagać, gdyby ktokolwiek zapytał. Czy weszliby w tę współpracę, gdyby to on był w Tower. I... w gruncie rzeczy był pewien, że tak. Co mógłby im powiedzieć? Właściwie, niewiele. Mogą się starać, odpowiedź zależy jednak wyłącznie od nich i od tego jakimi są ludźmi. Jedyny sposób, jaki realnie może na nich wpłynąć to zapewnienie, że nie zaszkodzą tym córce, a wręcz przeciwnie - że będzie ona bezpieczna.
- Rozumiem państwa obawy. Sam codziennie boję się o swoją rodzinę. Ale dopóki nie zakończymy tego, co się dzieje, nikt nie będzie bezpieczny. Nikt nie wie na jakie rzeczy wpadną jeszcze ci szaleńcy i kto drogo za nie zapłaci. To trzeba skończyć.
Podsumował, spoglądając to na mężczyznę, to na kobietę.
| ekwipunek: brosza z alabastrowym jednorożcem, eliksir niezłomności 2 porcje, czuwający strażnik, eliksir lodowego płaszcza, różdżka, pierścień zakonu (miotła przekazana Sue)
|perswazja poziom II - +30
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
'k100' : 63
- Wczuj się w rolę - mrugnęła krótko, poprawiając kaptur, nim zerknęła na fiolkę, którą wyciągnął Michael. Mogła się tylko domyślać, że ma w niej Płynne Srebro - ruszyli jednak, dotarli na miejsce bezpiecznie, choć spokój wcale nie chciał zagościć w jasnowłosej głowie.
Pukanie do drzwi nie zaskoczyło Susanne tak, jak Bertiego - jakoś nie zwróciła uwagi na ten szczegół, nie biorąc zbytnio pod uwagę, że nie wchodzą do czyjegoś domu, a do publicznego lokalu. Skupiała się raczej na tym, co tam zastaną i miała nadzieję, że w środku będzie spokojnie. Właścicielom posłała uprzejmy uśmiech, zupełnie zapominając o zdjęciu z głowy kaptura, lecz nie rozglądała się za mocno, gdyż na ten moment sytuacja nie wyglądała źle. Nie mieli towarzystwa - nawet jeśli z tyłu głowy świtała myśl, że w każdej chwili takie może przybyć.
Milczała, dając mówić mężczyznom, ani przez chwilę nie wątpiąc, że odniosą się do słusznych konkretów i zdołają przekonać małżeństwo. Pokiwała głową, mogąc tylko potwierdzić to wszystko, co mówił Tonks i delikatnym, ciepłym uśmiechem zareagować na szczere słowa Bertiego. Nie chciała milczeć, gdy Zakonnicy tak dzielnie się produkowali.
- Ja sama straciłam rodzinę. Nie chciałabym, by spotkało to innych - przyznała szczerze, nie powstrzymując emocji, wynurzających się z błękitnego spojrzenia. Walczyła o to, by jak najmniej osób cierpiało z tego powodu, by nie musieli przedwcześnie żegnać bliskich. - A tak właśnie się stanie, jeśli pomożemy wygrać nienawiści i uprzedzeniom - dodała ze smutkiem.
- Pozwólcie, że spróbuję nas wzmocnić - powiedziała, gdy wydawało się, że małżeństwo zostało przekonane - Bott i Tonks idealnie ujęli sprawę. - Magicus Extremos - spróbowała, wykonując ostrożnie znajomy gest.
| ekwipunek: różdżka, przedmioty z bonusami do statystyk, zaczarowana torba i w niej: eliksiry (eliksir Garota, eliksir kurczący, eliksir lodowego płaszcza (2), eliksir niezłomności, eliksir ożywiający, eliksir ochrony, maść z wodnej gwiazdy, pasta na odmrożenia, pasta na oparzenia, wywar ze szczuroszczeta, złoty eliksir, felix felicis, eliksir znieczulający, antidotum na niepowszechne trucizny), czekolada, magiczny obraz, miotła x3 - Sue, Bertiego i Michaela)
| k100 na Magicusa, bo chłopcy już przekonali
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
'k100' : 9
Michael zakończył przemowę, dał wypowiedzieć się Bertiemu i Bunnie i obserwował gospodarzy, z zadowoleniem uświadamiając sobie, że propozycja Zakonu brzmi dla nich przekonująco. Na początku rozmowy uparcie starali się nie okazywać żadnych emocji, patrząc na przybyszy nieufnie i czujnie. Ich podejście zmieniło się, gdy Michael wspomniał o ich córce. Przez krótki moment wyglądali po prostu na załamanych rodziców, a Tonks obawiał się nawet, że chcą już tylko uciec z Londynu. Gdy objaśnił konseksje Zakonu i zapewnił, że również aurorzy nadal działają, małżeństwo spojrzało jednak po sobie z nagłą determinacją. No proszę. Właściciel pubu posłał mu nieco serdeczniejsze spojrzenie, a potem uwaga gospodarzy skupiła się na Bertiem. Może i Bott był najmłodszy z nich wszystkich, ale dzięki rzuconemu na ulicy zaklęciu Sue wyglądał na doświadczonego życiem dziadka, mądrego i troszczącego się o własną rodzinę.
Mam nadzieję, że nie wezmą mnie za jego syna, a Sue za... - pomyślał nagle Mike, ale szybko zmusił swe myśli do pójścia innym tropem.
Już po wypowiedzi Bertiego właściciele wydawali się przekonani, a po słowach Sue dali Zakonnikom odpowiedź. Priorytetem było dla nich odzyskanie córki, ale nie chcieli uciekać z miasta i porzucać Dziurawego Kotła. Wiedzieli za to, że inni desperacko potrzebują pomocy w ucieczce - organizacja jej na własną rękę była ponad ich siły, ale byli gotowi dać szansę współpracy z Zakonem. Zwłaszcza, że obiecano im również ochronę.
-Dziękujemy. - uśmiechnął się blado Mike, spoglądając po odważnych właścicielach. Nie strzępił dalej języka - wiedział, że dzięki wypitemh eliksirowi nawet w jednym słowie mógł zawrzeć powagę sytuacji, szacunek dla pary i podziw dla ich odważnej decyzji.
Cieszył się, że nie musieli uciekać się dziś do kłamstwa ani zastraszania, że postąpili zgodnie z etyką Zakonu Feniksa. Po powrocie do Oazy ułożą plan w sprawie aresztowanej córki, a tymczasem Mike postanowił bez zwłoki przejść do zabezpieczenia pubu.
-Każde z nas zna się na innej dziedzinie magii - możemy nałożyć tu pułapki, które mogą państwo aktywować w momencie najścia intruzów. Spowolnią, a nawet zatrzymają nieznajomych, kupując Wam i...potrzebującym klientom czas. - zaproponował, a uzyskawszy zgodę, przystąpił do pracy.
-Najpierw nałożę tu Zawieruchę, a potem coś związanego z numerologią. - mruknął do Bertiego i Sue, aby potwierdzić plan. Potem schował z powrotem fałszoskop, wyjął różdżkę i podszedł w stronę wejścia. Przypomniał sobie jedną z bitew, o których czytał na historii magii, a potem wyobraził sobie jej rekonstrukcję i zaczął nakładać pułapkę, która mogłaby od progu spowolnić i skołować intruzów.
nakładam Zawieruchę (opcm 25, historia magii)
Can I not save one
from the pitiless wave?
- Jasne, tylko nic bardzo brutalnego. - skinął lekko, choć tę uwagę mógł powiedzieć wyłącznie do siebie, bo prawda była taka że to on tu specjalizuje się w brutalnych atakach i rozważałby nałożenie tutaj pułapek mogących zadać intruzom poważne obrażenia, gdyby nie było to miejsce publiczne. Zbyt łatwo byłoby skrzywdzić przypadkową osobę, lub kogoś od nich. Darował sobie więc wybuchające drzwi, czy kolce które miałyby wbić się w ciało ofiary. Te zasadzki na pewno byłyby skuteczne, niosły ze sobą jednak zbyt wielkie ryzyko.
- Lepkie ręce? - zaproponował, bo zatrzymanie intruza wydawało mu się najistotniejsze i właściwie całkiem nieźle powinno zgrać się z Zawieruchą. Kiedy już ewentualny napastnik wejdzie do pomieszczenia, oni powinni wiedzieć, że potrzebna jest tu pomoc, zdążą nadejść i będą mieli wsparcie właśnie w postaci pułapki właśnie nakładanej przez Michaela.
Nie czekając dłużej Bertie podszedł do drzwi wejściowych i wyjął różdżkę. Wypowiedział serię inkntacji, dotknął końcem różdżki uchwytu i przesunął magicznym przedmiotem po całych drzwiach. Te lekko zatrzeszczały jakby w reakcji na kontakt z magią, Bott wypowiedział wtedy ostatnią potrzebną do tej pułapki inkantację i odsunął się, by upewnić się jeszcze, czy pułapka działa. Porażka jaką odniósł pod tym względem we własnym domu mocno go wyczuliła.
- Bunnie, co powiesz na Kokon na wycieraczkę? - zaproponował, kiedy jego spojrzenie padło na przedmiot pod drzwiami, który mógłby w razie potrzeby na trochę dłużej zatrzymać intruzów. Jakoś wolał nie odzywać się tu do nikogo po imieniu, a nie wątpił że Lovegood załapie, że chodzi o nią.
- Ja może jeszcze Błyskotka gdzieś w okolicy baru spróbuję.
nakładam Lepkie ręce, 25 OPCM, I numerolo
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.