Bar
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:18, w całości zmieniany 1 raz
- Jesteście dobrymi ludźmi - pochwaliła ich łagodnie, powoli rozglądając się za miejscem na swoje pierwsze zabezpieczenie. Potrzebowała wolnej ściany, najlepiej od strony, z której widoczna będzie jak największa część lokalu, w tym wejście do niego. Nie pytała jeszcze, ale zajęła się wyciąganiem magicznego obrazu z torby - wymagało to trochę wysiłku, lecz dokonała tego po paru próbach i małej interwencji ze strony właściciela. Podziękowała mu uprzejmie, prędko zabierając się za wyjaśnienia, po co w ogóle ten malunek wyciąga.
- To Norvel Twonk, powiadomi nas, gdyby działo się tutaj coś nieprzyjemnego - dzięki niemu zjawimy się jak najprędzej. Prawda, panie Twonk? - zapytała mężczyznę uwiecznionego na obrazie, mrugając do niego. Poświęcił własne życie, by uratować mugolskie dziecko przed atakiem mantykory, kto lepiej nadawał się na specjalnego gońca? Mogli mu ufać. - Najlepiej by było, gdyby widział jak najwięcej, ale przy tym nie zwracał zbyt wiele uwagi - macie dla niego jakiś kącik? - zapytała, podróżując z ramą to tu, to tam, ale po chwili dostała wskazówkę i mogła zająć się przytwierdzaniem obrazu do ściany. Nie obijała się - różdżkę skierowała najpierw na dzieło, wiodąc końcem drewnianego przedmiotu po krańcach ramy. Powoli zaczął oplatać ją złoty łańcuszek magicznych wiązek, poruszający się powolutku, rozciągając tym bardziej, im dalej sięgnęła zaklęciem. Pod nosem mamrotała ostrożnie inkantację, koncentrując się na zadaniu; wreszcie mogła przenieść ramę na ścianę i sfinalizować czar, dzięki czemu portret został przytwierdzony w wybranym miejscu. Druga zaklęta rama czekała w Starej Chacie, w miejscu do którego Zakonnicy zaglądali regularnie. - Gotowe. Gdyby coś was niepokoiło, nie wahajcie się informować. Panie Twonk, może pan im ufać - powiedziała, kierując słowa do rzeczywistej dwójki i sportretowanego jegomościa. Widziała, że Michael i Bertie także kończą ze swoimi pierwszymi zabezpieczeniami. Uśmiechnęła się rozczulona, słysząc swoją nową ksywkę. Była cudowna!
- To niezły pomysł, chociaż myślałam o Zemście Płomyka - przyznała, wahając się teraz między tymi dwoma rozwiązaniami.
| Czaroszpieg
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
- W sumie Zemsta faktycznie może być lepsza. Choć moje zabezpieczenie zatrzyma tylko jedną osobę na jakiś czas, dobrze byłoby zająć więcej ewentualnych napastników. - przyznał, zerkając co właśnie robił Michael. Nie mogą przewidzieć ile osób tu przyjdzie, nie spodziewał się żeby do zastraszania pary prowadzącej pub, Voldemort wysłał tłumy Śmierciożerców. Dwie osoby to już sporo, warto jednak zabezpieczyć się mocniej. Tak po prostu, na wszelki wypadek. Ostatecznie Bott nie sądził też, że Śmierciożercy zawracaliby sobie głowę napadaniem jakichś cukierni, a kilka miesięcy temu zdziwił się dość mocno, goszcząc u siebie rodzeństwo Fortescue i przyjmując informację o tym co stało się z Cynthią.
Tak czy inaczej zastanowił się nad kolejną pułapką.
- Lignumo. - zadecydował w końcu, zamierzając faktycznie zrobić co tylko będzie w jego mocy, by zatrzymać w miejscu więcej niż jedną osobę i zyskać dla Zakonników czas by przybyć na miejsce na czas. Nie chował różdżki ani nie oddalał się od progu, zaczął więc wypowiadać kolejne inkantacje, przesuwając różdżką po obrębie całego przejścia, które w pełni zamierzał objąć zabezpieczeniem.
Lignumo
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Chociaż był skupiony na własnych pułapkach, to kątem oka obserwował jak Sue nakłada obraz. Niewiele wiedział o transmutacji, więc sam proces wydawał mu się fascynujący, a jeszcze ciekawszy był przemiły sposób, w jaki Bunnie zwracała się do obrazu. Michael otrząsnął się z dziwacznej myśli, że Twonk rymuje się z Tonks i pomachał dyskretnie do namalowanego pana.
-Zemsta Płomyka może zająć kogoś na dłuższą chwilę, zwłaszcza w połączeniu z Zawieruchą. - przyznał, włączając się do dyskusji Bertiego i Bunnie o dalszych pułapkach. Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie, jak garnki i świeczniki atakują kogoś pośród realistycznej iluzji średniowiecznej bitwy. Dziurawy Kocioł naprawdę zyskiwał dziś wiele nowych dekoracji.
-W takim razie ja nałożę Starego Szewca, to powinno zatrzymać kolejnego z napastników - a może nawet przykleją się wszyscy? - zaproponował. -Wadą tej pułapki jest możliwość uwolnienia się poprzez zdjęcie butów, ale w dzisiejszych czasach trudno o dobre buty. Jeśli w podłodze są jakieś drzazgi, to radzę ich na razie nie sprzątać. - zażartował, kierując te słowa do właścicieli.
Skierował różdżkę na podłogę i skupił się na kilka minut, nakładając pod barem pułapkę Stary Szewc. Wejście wydawało się dobrze zabezpieczone przez Bertiego, dlatego Tonks spróbował utrudnić przeciwnikom drogę na zaplecze.
Po minach właścicieli mógł poznać, że ci nie nakładali jeszcze nigdy takich pułapek. Prawdę mówiąc, sam czuł się tak samo jak oni, gdy obserwował Sue przy pracy. O ile Lignumo było mu znane, o tyle pułapki z dziedziny transmutacji były kompletną zagadką.
-Mogę wam jeszcze w czymś pomóc? - powiódł wzrokiem zarówno po towarzyszach, jak i właścicielach Kotła, uporawszy się z własnymi pułapkami.
nakładam pułapkę Stary Szewc (OPCM 25, numerologia) pod barem, w drodze na zaplecze
Can I not save one
from the pitiless wave?
- Macie rację, Zemsta Płomyka chyba wygrywa ten dylemat - odpowiedziała dziarsko, wracając do towarzystwa z odległego kąta sali. Popatrzyła ukradkiem, jak radzą sobie towarzysze, mając nadzieję, że i od nich czegoś się nauczy, podpatrzy. Zabezpieczenia związane z obroną przed czarną magią potrafiła nakładać, za to uroki... cóż, nie poddała się może z tą dziedziną, ale nie spodziewała się, by jej umiejętności dobrnęły kiedyś do poziomu nakładania pułapek. To nie był jej konik, wolała formować rzeczywistość wedle woli niż niszczyć ją za pomocą uroków - oczywiście znała ich zalety, zwyczajnie wiedziała, że nie była do nich stworzona.
- Stary Szewc na pewno kupi trochę czasu, a ten jest zawsze potrzebny - uznała, doceniając też połączenie Lignumo, Zawieruchy i wspomnianej Zemsty Płomyka. To dużo utrapień na raz, ciężko byłoby szybko poradzić sobie z taką wymyślną kompozycją. Jej drugie zabezpieczenie miało objąć cały obszar sali, tym bardziej wydawało się sensowne - zaczęła od okolic baru, wymawiając inkantacje właśnie tam, po czym powoli zaczęła rozprowadzać zaklęcie dalej, starając się sięgnąć w każdy kąt. Wyczuwała magię dokładnie i dbała o to, by nie popełnić żadnych błędów, koncentrowała się na pokryciu wiązkami zwłaszcza drobnych przedmiotów, mających atakować w razie wypadku. Zajęło jej to chwilę, ale wreszcie oderwała różdżkę od ostatniego zakątka i oznajmiła, że zadanie zostało wykonane.
- To powinno wystarczyć, sześć zabezpieczeń to niemała ilość - przyznała, uśmiechając się ciepło do właścicieli. - Uważajcie na siebie i koniecznie odzywajcie się w razie potrzeby - poprosiła, tuż po słowach Michaela.
- Myślę, że możemy się zbierać. Wydostaniemy się razem z Londynu, czy wolicie się rozdzielać? - zapytała towarzyszy, widząc wady i zalety każdej z tych opcji. Mogła ułatwić im zadanie zaklęciem Kameleona, ale musiała wiedzieć, czy wydobywać już z torby miotły.
| Zemsta Płomyka
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Uśmiechnął się do towarzyszy, gotów do drogi powrotnej. Nadal musieli uważać, ale cały plan poszedł śpiewająco - łącznie z burzą mózgów nad doborem pułapek. Z każdą taką misją czuł się w Zakonie coraz bardziej zadomowiony, przełamując nieśmiałość typową dla nowego Zakonnika (w dodatku wilkołaka...). Lovegood i Bott byli od niego co prawda sporo młodsi, ale niezwykle zdolni, a przy tym (na szczęście!) nie traktowali go jak jakiegoś dziadka albo sztywnego brata Gwardzistki.
Szkoda, że dalsze przełamywanie lodów muszą zostawić na okres powojenny. Teraz liczył się tylko szybki powrót do domu.
-Będziemy w kontakcie, a sam odezwę się w sprawie wszelkich informacji o państwa córce. - zapewnił właścicieli, którzy pokiwali twierdząco głową.
Przeniósł wzrok na Sue, z namysłem.
-Możemy wydostać się razem, mając się nawzajem na oku, ale nie pozostawajmy w jednej grupie. Jeśli kogoś zatrzyma patrol, to niech złapią jedną osobę, a nie trzy. - zaproponował kompromis pomiędzy wspólnym spacerem, a odleceniem w cztery strony świata.
Miał ze sobą niewidkę, ale nie chciał używać jej bez potrzeby - a choć był pełen wiary w swój znoszony płaszcz i umiejętność kluczenia w ciemnych uliczkach, to chętnie przyjmie na siebie zaklęcie Kameleona.
w razie chęci Sue daję się zaczarować i /zt
Can I not save one
from the pitiless wave?
- A jak wyjdziemy, nie uciekaj za szybko, jeśli masz czas. - dodał, uśmiechając się nieznacznie do dziewczyny. Sam siedział u Steffena większość czasu, zaglądał także do Oazy, poza tym jednak kompletnie się nie wychylał. Potwornie w tym momencie zazdrościł Alexowi zdolności zmiany wizerunku, która w tej chwili była wręcz na wagę złota. Sam jednak musiał po prostu pozostać w cieniu. Bott, choć mieszkał u przyjaciela, który znał chyba każdą cząstkę jego duszy, tęsknił już do ludzi, większej ilości ludzi niż ta jedna twarz, czy zaglądający od czasu do czasu Alex czy ktoś inny bezpieczny z okolicy. Nie mogąc chodzić do pracy i generalnie między ludzi, ślęczał nad książkami, było to jednak na dłuższą metę tak odległe od jego natury, że gdy tylko pojawiała się okazja zadania, stawał do niego ze strojoną energią i zapałem. A biedny Steffen na co dzień musiał znosić jego nadmiar energii i niedobór ludzi do paplania.
Druga kwestia była z resztą taka, że... dziwnie mu było bez tego śmiesznego elfa pod ręką. Przez prawie cały rok zdążył przywyknąć do Ruderowego życia i tego, że gdzieś między pomieszczeniami zwykle tanecznym krokiem przewija się białogłowa o nietypowym spojrzeniu na świat. Korzystając z tego, że ma okazję, chciał po prostu dowiedzieć się, jak jej życie toczy się po ich szalonej ucieczce.
Póki co jednak skończył ze swoimi zabezpieczeniami i musiał przyznać pozostałym rację - to co zrobili, powinno wystarczyć im w budynku. Jeśli ktoś napadnie ich tutaj, Zakon powinien zdążyć z pomocą. Pozostało tylko mieć nadzieję, że nie będą nadmiernie opuszczać tego miejsca świadomi zagrożenia, jakie czeka ich od teraz właściwie na każdym kroku.
Póki co odczekał chwilę i kiedy Michael opuścił pomieszczenie, przepuścił przed sobą Sue, by jako ostatni wyjść na tyle odlegle, by widzieć jej sylwetkę.
zt <3
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
- W porządku - zgodziła się krótko, również uznając to wyjście za sensowne. Ostrożności nigdy za wiele - Sue postarała się więc o zaklęcia, które miały pomóc całej trójce wydostać się niepostrzeżenie poza granice Londynu oraz oddała Bertiemu i Michaelowi ich miotły.
- Mam czas - odpowiedziała Bottowi z lekkim uśmiechem. Pora była tak specyficzna, że ani nie było pory na wycieczkę do Oazy, ani do pracy - mogła co najwyżej zawinąć się w kołdrę i znów udawać przed Artemisem, że wcale nie zniknęła na pół nocy. Podziwiała cierpliwość brata, w końcu przestał pytać, ale Lovegood wiedziała, że zna ją zbyt dobrze - mógł podejrzewać, skąd biorą się te wypady. Zwłaszcza po najeździe na Ruderę i po fakcie, że pod jej dachem mieszkało dwóch poszukiwanych... Tak czy inaczej - musiałaby się najpierw zastanowić, czy potrafiłaby odmówić Bertiemu, z którym tak bardzo chciała spędzać czas. Odpowiedź była prosta i szybka. - Właściwie nigdzie mi się dziś nie spieszy - uznała, tuż przy wyjściu, gdy poprawiała fioletową czapkę.
| zt
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Słynny Dziurawy Kocioł, jako jeden z niewielu lokali na ulicy Pokątnej, nie zawiesił działalności po wydarzeniach z Bezksiężycowej Nocy. Dla wielu czarodziejów wciąż służy jako furtka na magiczną ulicę, nadal można się też tutaj napić kremowego piwa lub wynająć pokój - choć oczywiście przez większość czasu sala świeci pustkami, goszcząc zaledwie niewielki ułamek dawnej klienteli. W londyńskim półświatku chodzą pogłoski, mówiące o tym, jakoby właściciele pubu po cichu popierali Harolda Longbottoma, a zwracając się bezpośrednio do nich, można podobno uzyskać pomoc w wydostaniu się z miasta lub ukryciu rodziny. Wszystkie takie rozmowy odbywają się rzecz jasna za zamkniętymi drzwiami, a o poczynionych w ich trakcie ustaleniach wiedzą tylko sami zainteresowani, ale fakt ten sprawia, że Dziurawy Kocioł może być istotnym punktem Londynu.
Dziurawy Kocioł znajduje się pod kontrolą Zakonu Feniksa.
Możliwe jest rzucenie carpiene w szafce zniknięć i ustosunkowanie się do rzutu już w pisanym poście (a zatem przekazanie informacji o wykrytych pułapkach drugiej postaci w tym samym poście, w którym carpiene zostało rzucone).
Udane carpiene z mocą 80 oczek pozwala dostrzec Czaroszpiega, udane carpiene z mocą 90 oczek pozwala dostrzec lepkie ręce, lignumo, starego szewca, zemstę płomyka i zawieruchę. Po rozpoznaniu pułapek można przejść do ich przełamywania zgodnie z obowiązującą mechaniką. Pułapki przełamywać można w dowolnej kolejności.
Nieudane carpiene lub takie, które nie pozwala rozpoznać dokładnej natury zabezpieczenia, zmusza postać do ruchu. Postać, która przejdzie przez drzwi jako pierwsza - chwyci klamkę - i zostanie na nią nałożony efekt Lepkich Rąk, pozostałe postaci mogą wejść do środka.
Aktywacja czaroszpiega wymaga rzutu k3, w przypadku wyrzucenia 3 czaroszpieg informuje Zakonników o pojawieniu się w okolicy nieprzyjaciół (Rycerze zobowiązani są o tym powiadomić dowolnego aktywnego gracza prywatną drogą). Jeśli ten podejmie działanie, czas oczekiwania na atak po zakończeniu II etapu wydłuża się o 24 godziny. Niepoinformowanie gracza o ataku oznacza niepowodzenie.
Aktywacja lignumo zatrzymuje postaci w miejscu i nie pozwala im na ucieczkę, krok ani unik aż do momentu przełamania zabezpieczenia lub pozbycia się go w inny sposób (podpalenie przy pomocy ignitio).
Aktywacja zawieruchy wywołuje efekt zgodny z opisem z listy zabezpieczeń.
Aktywacja zemsty Płomyka wywołuje efekt zgodny z jej opisem z listy zabezpieczeń. Unieszkodliwienie przedmiotu wymaga skutecznego użycia zaklęcia confringo na każdy przedmiot z osobna.
Aktywacja starego szewca wywołuje efekt zgodny z opisem z listy zabezpieczeń.
Po upływie dwóch pierwszych tur pojawiają się wrogowie, którzy atakują. Najpóźniej wtedy aktywują się wszystkie nieaktywowane pułapki.
WYKLUCZONA
Rycerze Walpurgii: Pokonanie i obezwładnienie właścicieli pozwoli na wyciągnięcie z nich informacji odnośnie tożsamości buntowników, których zdążyli do tej pory ukryć.
Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za właściciela; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za żonę właściciela.
Rolę czarodziejów broniących tego terenu może przejąć również dowolny Zakonnik przy pomocy lusterka; wówczas walczy z Rycerzami bez udziału mistrza gry, zgodnie ze statystykami rozpisanymi powyżej, ale bez ograniczeń co do kolejności oraz wyboru rzucanych zaklęć.
Właściciel (OPCM 25, uroki 25, żywotność 110) będzie atakował kolejno zaklęciami: casa aranea, caeruleusio, ignitio oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Żona właściciela (OPCM 35, uroki 15, żywotność 110) będzie atakowała kolejno zaklęciami: silencio, jinx, obscuro oraz broniła się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niej tego sytuacja.
Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.
Aby przejść do etapu III należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.
konsekwencje poeventowe + wsiąkiewka (opis)
udane carpiene
W teorii udało nam się w pełni przejąć wpływy w Londynie, jednakże wciąż pozostawały pojedyncze miejsca, gdzie Zakon Feniksa miał swoich ludzi. Wiedzieliśmy o tym i choć powinniśmy rozprawić się z nimi czym prędzej, to ogólna władza zapewniała nam nieco więcej czasu na działanie. Mogliśmy ich śledzić, wysyłać własnych sojuszników, aby węszyli w poszukiwaniu nowych informacji, lecz zdawaliśmy sobie sprawę, że taki obrót spraw nie mógł trwać zbyt długo. Dziurawy Kocioł stał się swego rodzaju priorytetem, albowiem włodarze lokalu nieustannie prowadzili swój biznes, który cieszył się niemałą sławą i tym samym korzystali z nienależących się im przywilejów. Zdrajcy nie mieli żadnych praw, byli jeszcze gorsi od szczurów, jakie postanowiły uciec poza granice stolicy. Ponadto coraz częściej słyszało się pogłoski od lokalnej społeczności, jakoby to właściciele popierali samego Harolda Longbottoma, organizowali pomoc w wydostaniu się z miasta oraz ukrywali rodziny. Choć my zdawaliśmy sobie z tego sprawę, to niepotrzebny rozgłos mógł zaszkodzić naszej reputacji i zepsuć panujące nastroje. Musieliśmy czym prędzej przeciąć tą nić, zniszczyć utkane gniazdo i dopilnować, aby nigdy więcej podobna sytuacja nie miała miejsca.
Zjawiłem się nieopodal wejścia o umówionej godzinie, po czym rozejrzałem w poszukiwaniu znajomych twarzy. Pozostało jeszcze nieco czasu do świtu, jednak z doświadczenia nabytego w Karczmie „Pod Mantykorą” mogłem przypuścić, że pub był już właściwie pusty. Prawdopodobnie gospodarze zajmowali się sprzątaniem, aby przygotować wszystko do następnego wieczora i choć mogłem zerknąć przez okiennice, to nie chciałem ryzykować zbyt wczesnym wykryciem. Na szczęście towarzysze dzisiejszej akcji nie kazali mi długo na siebie czekać i pojawili się właściwie jedno, po drugim. Skinąłem głową w ramach przywitania, nie chcąc tracić cennego czasu, a następnie zacisnąłem w dłoni wężowe drewno. -Carpiene- wypowiedziałem pewnym tonem wcześniej stając tuż przy drewnianych drzwiach. Wolałem upewnić się, czy aby na pewno miejsce pozostawało wolne od pułapek, bowiem były one bardziej prawdopodobne, jak klątwy. Mimo wszystko wróg niejednokrotnie udowodnił już swą hipokryzję oraz brutalność, dlatego nieszczególnie by mnie takowe zdziwiły. -Lepkie ręce- rzuciłem właściwie od razu, kiedy wyczułem magię płynącą z klamki. Znałem to zabezpieczenie, było niebezpieczne i bezsprzecznie należało się go pozbyć w ten… czy inny sposób. -Tuż przy wejściu mamy Zawieruchę, Lignumo i nieopodal portret z Czaroszpiegiem- kontynuowałem wiedząc, że to nie było wszystko. Najwyraźniej bardzo dobrze przygotowali się na nasze przyjście. -Stary szewc i Zemsta płomyka, wydaje mi się, że to wszystko- tylko i aż wszystko, ale tego nie powiedziałem już głośno. -Nie wiemy ile mamy czasu na uporanie się z pułapkami, musimy to zrobić szybko oraz bezbłędnie. Ramsey zajmij się Lignumo- wiedziałem, że znał się na numerologii jak mało kto, dlatego z pewnością znał wspomniane zabezpieczenie. Władcza natura przejęła nade mną kontrolę, w jednej chwili przestało mieć dla mnie znaczenie, że to ja winienem być pod jego dowództwem. Na mej twarzy nie można było jednak dostrzec zakłopotania, a opanowanie i spokój, które były moją najmocniejszą stroną.
Choć nie miała wiedzy na temat tego, co dokładnie działo się w tym miejscu i w jaki sposób wspierało ono Zakon, stawiła się na miejscu. Kroki były konkretne, w cieniach rzucanych przez powiewającą pelerynę kryła się niesamowita determinacja. W Londynie, nawet jeśli mieszkała dopiero od kilku miesięcy, czuła się bardzo na miejscu i nie wyobrażała sobie, by ktokolwiek mógł to zakłócić. Liczyła tylko na to, że bratanek tym razem skieruje swą żądzę krwi we właściwą stronę. Spodziewała się bowiem, że strażnicy tego miejsca nie poddadzą się bez walki. Jaka szkoda, że musieli zginąć. Jaka szkoda, że nie zdawali sobie sprawy, że jej dzisiejsi towarzysze byli bardzo niebezpieczni. Świadectwo mroku jednego z nich nosiła zakryte na swoim ciele, w dwóch bolesnych smugach. Nie minęło zbyt wiele czasu, nie przychodziła tutaj w pełni sprawna, ale mimo to jej charakter nie pozwalał na zasłanianie się ranami, kiedy trzeba było działać. Dzieło przecież potrzebowało ostatnich szlifów. Mogła więc rzeźbić chwałę Czarnego Pana razem z nimi. Osłaniał ją kaptur, dobrze wiedziała, kim są pozostali i oni również znali jej tożsamość. Skinęła głową, wielkie uprzejmości były całkowicie zbędne. Oby poszło szybko. Chciała już znaleźć się wewnątrz i spojrzeć nieprzyjaciołom w oczy. Chciała, by byli ostatnim, co zdołają ujrzeć. Ich krew spłynąć miała aż w dół ulicy. Pozwoliła sobie na uśmiech, dyskretny i prawie niewidoczny. Wysłuchała pewnego i tym razem opanowanego bratanka. Odsłonił wprawnie tajemnice zabezpieczeń. Gniotła ją myśl o tym, że w tej sprawie nie posiadała odpowiedniej wiedzy, ale to nic, zamierzała wszelkie braki nadrobić. Czym prędzej. Na razie musiała zaufać najlepszym specjalistom, jakich znała. U swego boku.– Panowie – odezwała się pewnym, chociaż wyważonym tonem. Przeszła bez strachu do przodu i chwyciła za klamkę. Drew wymienił sporo zabezpieczeń. Będą więc mieli robotę. Po co zwlekać? Objęła klamkę okrytą w rękawicę dłonią, by otworzyć drzwi do Dziurawego Kotła. Błysnęła czarna perła zawieszona na szyi. Niech się rozpocznie.
-10 do kości, dwie rany cięte I stopnia
Ekwipunek wysłany do MG.
Ale nie dziś.
Spłynął z nieba, pod postacią czarnej mgły, z której wyłonił się tuż obok Drew. Jego czarny płaszcz jeszcze przez chwilę wyglądał tak, jakby nie był tylko materiałem, a gęstym, czarnym dymem, który go otaczał. Skinął głową Irinie, zatrzymując na niej na chwilę spojrzenie, jakby doszukiwał się w niej jakiegoś niezrozumiałego osłabienia; a może próbował przypomnieć zdarzenia, z tamtego dnia, w mogolskiej budowli, której znaczenia nie pojmował. Nie wiedział, co się wydarzyło, do czego doszło, co właściwie zaszło. Ale nie kusiło go zapytaj jej o tamten dzień. Gdyby się nie powiodło, gdyby coś poszło nie po jego myśli, sama poinformowałaby go o tym. Musiało wszystko pójść zgodnie z pierwotnym planem; nie zamierzał okazać jej swojej słabości, okazać niedyspozycji, jaka mu doskwierała odkąd wszedł do podziemnych korytarzu pod bankiem Gringotta. Spojrzał też na Drew, który wyglądał zaś zdecydowanie lepiej niż zwykle — trzeźwiej, poważniej. Z jego twarzy biło zdecydowanie i pewność. Przywitał go także milcząco i skąpo. Gdy rzucił zaklęcie, by sprawdzić, czy mogli bezpiecznie wejść do środka, by rozmówić się z właścicielami spuścił wzrok na klamkę. Lepkie ręce. Istniała szansa, że po wejściu nie będą mieć wystarczająco dużo czasu, by zdjąć wszystkie pułapki, musieli skoncentrować się na najważniejszych. Lignumo było najbardziej problematyczne, musiał zająć się tym w pierwszej kolejności.
— Co takiego?— spytał nagle, spoglądając na Drew, kiedy ten zakończył swoją wypowiedź, wydając mu polecenie. Być może gdyby nie ten władczy i zdecydowany ton uznałby to za coś innego. Szanował Drew, miał wyjątkową wiedzę i niezwykłe umiejętności. Odkąd dołączył do Rycerzy Walpurgii nigdy nie dał mu żadnego powodu do wątpienia, że sam uważał inaczej. Mieli jednak wciąż zbieżny cel, myśleli podobnie. Nie zamierzał rozwodzić się nad brzmieniem głosu Drew, to nie było wcale istotne. Spojrzenie na niego na parę sekund sprawiło jednak, że obaj nie zwrócili uwagi na to, że czarownica ruszyła przodem.
— Irina— powinna zaczekać, zabezpieczenia czaiły się już tuż za rogiem. Za późno — kiedy dotknęła klamki musiała od razu poczuć, jak jej dłoń przylepia się do niej trwale. Trudno — mieli już to jedno z głowy, zajmą się nią za chwilę. Kiedy otwarła drzwi, ruszył przed siebie, wyciągając różdżkę z wężowym drewnem przed siebie. Lewa dłoń lekko drgnęła. Specyfika lignumo była mu znana, wiedział, że był w stanie bez trudu rozłożyć zaklęcie zajmujące ten obszar i wyciszyć magię, dzięki swojej wiedzy i umiejętnością. Koniec długiej różdżki przesunął się w powietrzu, czuł utkane magią sieci, które zabezpieczały to miejsce. Swobodnym, płynnym ruchem zaczął uspokajać magię i zdejmować ciążącą na tym miejscu blokadę.
| 1. Rzucam na konsekwencje po Gringocie;
2. aktywuję przy okazji czaroszpiega k3
3. zdejmuję lignumo OPCM
ekwipunek wysłany do mg
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k3' : 1
--------------------------------
#3 'k100' : 81
Zamyślony nad reakcją Ramseya, być może nawet wymianą spojrzeń, umknęło mej uwadze, jak Irina nacisnęła klamkę. Dopiero, kiedy towarzysz wypowiedział jej imię przeniosłem na nią wzrok i westchnąłem cicho. -Zawsze należy słuchać dowódcy, wtem podobne sytuacje nie mają miejsca. Musisz uzbroić się w cierpliwość Irino, nie mamy dużo czasu na pozbycie się zabezpieczeń, a jak wiemy wróg może wkrótce nadciągnąć- odparłem wędrując wzrokiem od jej dłoni, do oczu. Minęło już tak wiele czasu od wyprawy i choć miewałem lepsze dni, to ostatnio objawy zaczęły się nasilać. Emocje przeplatały się ze sobą, codzienne zachowanie pozostawione było pod znakiem zapytania. Czułem, że wszystko było nie tak, lecz nie potrafiłem na to zaradzić. Szczególnie, kiedy cząstka mnie ulegała zupełnej zmianie.
Podążyłem za Ramseyem wiedząc, że zajął się pułapką. Sam poszedłem w jego ślady i zacisnąłem nieco mocniej wężowe drewno musząc uporać się z inną przeszkodą. Było ich dużo, wróg naprawdę postarał się o jak najlepsze zabezpieczenie tego, na pozór im niepotrzebnego, miejsca. Londyn był pod naszą pełną kontrolą i byłem zdziwiony, że nadal próbowali wedrzeć się do niego poprzez naiwnych mieszkańców. Zemsta Płomyka nie była mi obca, znałem jej naturę i mogłem bez większego problemu przywieść na myśl odpowiednie inkantacje zapewniające rozbrojenie. Poruszyłem wolno różdżką próbując objąć jak największy obszar, skupiając się na miejscach, gdzie magia była najbardziej odczuwalna, a jej niewidzialne dla oka cząsteczki drżały najintensywniej.
|
Rozbrajam Zemstę Płomyka
'k100' : 95