Bar
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Bar
Kontuar z trunkami, przy którym od wielu dekad rządzi pomarszczony już barman, o wybrakowanym uśmiechu. Niezależnie czy jesteś strudzonym pracownikiem Ministerstwa, czy może masz wygląd rzezimieszka, który wyrwał się poza Nokturn, a może dopiero co dowiedziałeś się o zdradzającej żonie, Tom znajdzie odpowiedni alkohol dla ciebie, a także czasami zaproponuje jeden z pokoi na piętrze. Skrupulatnie dba o to, by nieletni dostali co najwyżej kremowe piwo.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:18, w całości zmieniany 1 raz
Miało być spokojnie. Miało być kulturalnie. Nie było ani tak ani tak. Co ciekawe kłopoty znajdowały go same. Lub wręczy wyprzedzały. Raiden znajdował się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Po prostu tak musiało być. I nie miało znaczenia to czy przebywał na Nowym Kontynencie w Chicago lub innym mieście Ameryki, czy właśnie w obskurnym Dziurawym Kotle w samym centrum Londynu. Mógł wybrać pełno innych miejsc, ale postawił właśnie na ten pub. Mugolski mógł być przecież równie atrakcyjny, ale kogo to interesowało? Carter musiał przyjść właśnie tutaj. Ku swojemu zapewne załamaniu. Bo ile można ciągle rozładowywać napięcie? A szczególnie te barowe, które były najbardziej sztampowymi i najmniej przewidywalnymi.
Gdy odciągnął zapaleńca, zaraz jednak akcja nabrała o wiele większego tempa niż sądził. Trzymając jednego z mężczyzn, został skrzyczany przez furiatkę, która z ofiary najwyraźniej stała się napastnikiem i nie zamierzała przestawać. Do tego wyciągnęła różdżkę, co spowodowało, że Raiden sam sięgnął do swojej, jednak zanim się zorientował, tamta rzuciła zaklęciem. Zaklął pod nosem, odwracając się i jednym ruchem różdżki zakładając magiczne kajdanki lekko otumanionemu koledze. Jeszcze tego mu brakowało w wolny wieczór. Czy nikt nie potrafił załatwiać takich spraw w spokoju? Usłyszał, że barman krzyknął coś o policji, ale Carter wyciągnął jeszcze odznakę, żeby nie zbytnio go nie poniosło. Ani nikogo w pobliżu, chociaż zaklęcie rzucone przez dziewczynę nie było rozsądne. Jednak czy cokolwiek tu było? Stanął za nią z wyciągniętą różdżką, obserwując co się działo w międzyczasie. Wszyscy ucichli i wpatrywali się w ich dwójkę.
- Hej, hej, panienko! Spokojnie! - rzucił, patrząc na mężczyznę, którego odrzuciło. Co za cholerny syf.
Gdy odciągnął zapaleńca, zaraz jednak akcja nabrała o wiele większego tempa niż sądził. Trzymając jednego z mężczyzn, został skrzyczany przez furiatkę, która z ofiary najwyraźniej stała się napastnikiem i nie zamierzała przestawać. Do tego wyciągnęła różdżkę, co spowodowało, że Raiden sam sięgnął do swojej, jednak zanim się zorientował, tamta rzuciła zaklęciem. Zaklął pod nosem, odwracając się i jednym ruchem różdżki zakładając magiczne kajdanki lekko otumanionemu koledze. Jeszcze tego mu brakowało w wolny wieczór. Czy nikt nie potrafił załatwiać takich spraw w spokoju? Usłyszał, że barman krzyknął coś o policji, ale Carter wyciągnął jeszcze odznakę, żeby nie zbytnio go nie poniosło. Ani nikogo w pobliżu, chociaż zaklęcie rzucone przez dziewczynę nie było rozsądne. Jednak czy cokolwiek tu było? Stanął za nią z wyciągniętą różdżką, obserwując co się działo w międzyczasie. Wszyscy ucichli i wpatrywali się w ich dwójkę.
- Hej, hej, panienko! Spokojnie! - rzucił, patrząc na mężczyznę, którego odrzuciło. Co za cholerny syf.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Miało być tak, jak zwykle. Kilka drinków, stan otępienia, który pozwoli jej zapanować nad demonami i z uśmiechem na ustach zasnąć, zrzucając widziane cienie na karb upojenia alkoholowego. Nieświadomość tego, jak ciemność zapadała wokół niej z momentem zamknięcia oczu była kojąca. Zmęczenie pozwalało jej nie skupiać się na szeptach, które rozlegały się po mieszkaniu, mimo że pewna część jej mózgu ciągle odbierała każdą sylabę, przetwarzając ją i zapisując, by truła jej umysł po cichu, niczym trucizna, na którą nie ma antidotum, zabijająca powoli i niewidocznie.
Z podobnym tempem działał alkohol. Skażał poszczególne organy, unicestwiał szare komórki, wolno dążył do destrukcji. Idealna mieszanka. Szaleństwo i alkoholizm tańczące w parze. Mordercze tango wystukujące swe kroki na parkiecie codzienności, ubarwiając szarość swoimi zdecydowanymi kolorami. Potrzebowali tylko obserwatorów i ofiar. Nic więcej, nic mniej.
Oddychała ciężko. Wypuściła powietrze, uśmiechając się, kiedy mężczyzna wpadł na stolik, łamiąc jego nogi. Łapała oddech głośno, akcentując świadectwo tego, że żyje. Pełną piersią. Zaczęła zbliżać się do absztyfikanta, już dopieszczając na krańcu języka uroczą klątwę, kiedy zatrzymał ją czyiś głos. Skrzywiła się, nie kryjąc niezadowolenia, kiedy tło, kompletnie wytłumione przez buzującą adrenalinę, zaczęło nabierać kształtów. Obróciła się, by spojrzeć kto do niej mówił. Ktoś skuł tego drugiego w kajdanki, a ten nowoprzybyły zachowywał się tak, jakby stał się panem tej sytuacji.
Wszystko psuł.
-Panienkuj sobie kogoś innego.-poleciła mu, aczkolwiek ostrożność nakazała jej uważniejsze przyglądnięcie się wyciągniętej różdżce. Zawahała się.-On musi pożałować tego co zrobił.-zadecydowała hardo, cofając się, jakby zaznaczając teren, który należał do niej.-Kim ty w ogóle jesteś, by mówić mi co mam robić, co?-zreflektowała się, zanim posunie się o kolejny krok.
Z podobnym tempem działał alkohol. Skażał poszczególne organy, unicestwiał szare komórki, wolno dążył do destrukcji. Idealna mieszanka. Szaleństwo i alkoholizm tańczące w parze. Mordercze tango wystukujące swe kroki na parkiecie codzienności, ubarwiając szarość swoimi zdecydowanymi kolorami. Potrzebowali tylko obserwatorów i ofiar. Nic więcej, nic mniej.
Oddychała ciężko. Wypuściła powietrze, uśmiechając się, kiedy mężczyzna wpadł na stolik, łamiąc jego nogi. Łapała oddech głośno, akcentując świadectwo tego, że żyje. Pełną piersią. Zaczęła zbliżać się do absztyfikanta, już dopieszczając na krańcu języka uroczą klątwę, kiedy zatrzymał ją czyiś głos. Skrzywiła się, nie kryjąc niezadowolenia, kiedy tło, kompletnie wytłumione przez buzującą adrenalinę, zaczęło nabierać kształtów. Obróciła się, by spojrzeć kto do niej mówił. Ktoś skuł tego drugiego w kajdanki, a ten nowoprzybyły zachowywał się tak, jakby stał się panem tej sytuacji.
Wszystko psuł.
-Panienkuj sobie kogoś innego.-poleciła mu, aczkolwiek ostrożność nakazała jej uważniejsze przyglądnięcie się wyciągniętej różdżce. Zawahała się.-On musi pożałować tego co zrobił.-zadecydowała hardo, cofając się, jakby zaznaczając teren, który należał do niej.-Kim ty w ogóle jesteś, by mówić mi co mam robić, co?-zreflektowała się, zanim posunie się o kolejny krok.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Oczywiście że musiało coś pójść nie tak. I nawet nie chodziło już o to że prosto z pracy przyszedł w miejsce, gdzie powinien być względny spokój, a zastał bitkę. Nie mogła to być zwyczajna barowa bijatyka, która działa się między grupą rozochoconych byków, ale do tego włączyła się jakaś typka, która najwidoczniej miała więcej jaj niż pozostała dwójka. A jeszcze tego mu brakowało, żeby musiał zbierać dwie niedorajdy, które rozłożyła na łopatki dziewczyna. Która wyglądała trochę jak wieszak, dlatego w sumie nie winił się aż tak bardzo, że nie rozpoznał jej płci z początku. Nie spuszczał z niej wzroku jak poruszała się niespokojnie i zapewne najchętniej dopadłaby tamtego kretyna i waliła butem w twarz, aż nie uderzyłaby w podłogę. A na to niestety Raiden nie mógł pozwolić. Może i potraktowany zaklęciem facet sobie zasłużyć, a może nie, ale nikt tu nikogo nie miał już turbować. Od tego mogli się umówić na legalny pojedynek.
- I pożałuje, kiedy go przymknę, ale na razie robisz wszystko, żebym spakował waszą trójkę prosto do Tower - odpowiedział jej, nie spuszczając różdżki i podchodząc wolno o krok w jej stronę. Kątem oka widział rozproszonych pod ściany klientów, którzy obserwowali z szeroko otwartymi oczami i ustami całe zajście, jeżdżąc spojrzeniem od dziewczyny do Raidena i na leżącego wciąż na ziemi czarodzieja, który wypił zdecydowanie za dużo. Niezłe widowisko. - Twoją wróżką chrzestną - odparł, machnąwszy jej przed nosem legitymacją egzekutora prawa. - I naprawdę radzę się uspokoić - dodał już poważniej, czekając na jej ruch.
- I pożałuje, kiedy go przymknę, ale na razie robisz wszystko, żebym spakował waszą trójkę prosto do Tower - odpowiedział jej, nie spuszczając różdżki i podchodząc wolno o krok w jej stronę. Kątem oka widział rozproszonych pod ściany klientów, którzy obserwowali z szeroko otwartymi oczami i ustami całe zajście, jeżdżąc spojrzeniem od dziewczyny do Raidena i na leżącego wciąż na ziemi czarodzieja, który wypił zdecydowanie za dużo. Niezłe widowisko. - Twoją wróżką chrzestną - odparł, machnąwszy jej przed nosem legitymacją egzekutora prawa. - I naprawdę radzę się uspokoić - dodał już poważniej, czekając na jej ruch.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Adrenalina i alkohol buzowały we krwi. Jedno podburzało drugie. Pojawiło się tysiąc głosów w jej głowie. Musiała na nie warknąć, by się na moment przymknęły i dały jej pomyśleć, kiedy w ręce wciąż bojowniczo ważyła swoją różdżkę, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, który stawał na jej drodze wendetty. Jedno sprawne machnięcie i zniknie z jej drogi. Jedno, i będzie mogła dokończyć co zaczęła.
Przymknęła na moment oczy, odwracając głowę profilem, kiedy wolno opuszczała dłoń.
Jego słowa ją jednak ponownie prowokowały, więc zacisnęła tylko mocniej palce na drewnie, uśmiechając się z frustracją, kiedy uchyliła powieki i spojrzała wprost na osobę, która próbowała tak marnie rozładować napięcie. Pieprzony dupek, dobrze wiedział, że jest nietykalny. Rzecz jasna, wspomnienie Tower nieco ochłodziło jej zamiary.
-Ciekawe jak zareaguje twój przełożony, kiedy prasa was zaatakuje, bo nieco zbyt pochopnie oceniłeś sytuację i zamknąłeś w pieprzonym więzieniu gwiazdę Quidditcha.-warknęła, zbliżając się do niego. Oczywiście, że musiała popisać się arogancją, a ostatnie co miała robić, to poddać się łatwo.-Podobno najpierw się pyta. Bo skąd potem znajdziesz odpowiedzi na niewygodne pytania?-uniosła brew, kiedy stanęła kilka kroków od niego, unosząc jedną brew do góry.
Jej uśmiech się rozszerzył, kiedy odpowiedział tak rzeczowo na jej pytanie.
-Nie powinieneś więc raczej spełniać moje życzenia?-zapytała słodko. I roześmiała się potem perliście, jakby zapomniała o tej całej agresji. Uniosła ręce do góry, ciągle nie chowając różdżki.-Spokojniejsza być nie mogę, wróżko chrzestna.-zapewniła z tym samym, irytującym wyrazem twarzy, wzrokiem wbijając mu sztylet w każdą część ciała, niemalże napawając się nieistniejącym widokiem dziurawionego i krwawiącego stróża prawa. Czasami była chorą, sadystyczną suką. Na szczęście tylko oczami wyobraźni.
Przymknęła na moment oczy, odwracając głowę profilem, kiedy wolno opuszczała dłoń.
Jego słowa ją jednak ponownie prowokowały, więc zacisnęła tylko mocniej palce na drewnie, uśmiechając się z frustracją, kiedy uchyliła powieki i spojrzała wprost na osobę, która próbowała tak marnie rozładować napięcie. Pieprzony dupek, dobrze wiedział, że jest nietykalny. Rzecz jasna, wspomnienie Tower nieco ochłodziło jej zamiary.
-Ciekawe jak zareaguje twój przełożony, kiedy prasa was zaatakuje, bo nieco zbyt pochopnie oceniłeś sytuację i zamknąłeś w pieprzonym więzieniu gwiazdę Quidditcha.-warknęła, zbliżając się do niego. Oczywiście, że musiała popisać się arogancją, a ostatnie co miała robić, to poddać się łatwo.-Podobno najpierw się pyta. Bo skąd potem znajdziesz odpowiedzi na niewygodne pytania?-uniosła brew, kiedy stanęła kilka kroków od niego, unosząc jedną brew do góry.
Jej uśmiech się rozszerzył, kiedy odpowiedział tak rzeczowo na jej pytanie.
-Nie powinieneś więc raczej spełniać moje życzenia?-zapytała słodko. I roześmiała się potem perliście, jakby zapomniała o tej całej agresji. Uniosła ręce do góry, ciągle nie chowając różdżki.-Spokojniejsza być nie mogę, wróżko chrzestna.-zapewniła z tym samym, irytującym wyrazem twarzy, wzrokiem wbijając mu sztylet w każdą część ciała, niemalże napawając się nieistniejącym widokiem dziurawionego i krwawiącego stróża prawa. Czasami była chorą, sadystyczną suką. Na szczęście tylko oczami wyobraźni.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Znał to uczucie, kiedy chciało się komuś porządnie przyłożyć, ale trzeba było się powstrzymać. Doznał go jeden raz i więcej nie zamierzał. Po prostu nie słuchał porad głosu rozsądku, który czasami ukazywał się pod różnymi postaciami - nauczyciela, przypadkowego gapia czy kolegi z domu. Zignorował to na przykład przy chwili, w której uderzył Milesa Macmillana. I nawet za ten najgorszy szlaban w historii Hogwartu zrobiłby to setki razy. Bo miałby się pozbawiać widoku tej łajzy z okrwawioną gębą? Ani trochę.
Nie wiedział, co się wydarzyło w Dziurawym Kotle przed jego przyjściem. Widział za to siebie samego w tej dziewczynie. Ale nie zamierzał dać jej się ponieść. Nie chciał jej pakować do Tower of London, chociaż robiła wszystko, żeby tam trafić. Jeszcze tego mu brakowało, żeby zamiast dwójki obszczymurów ciągnąć za sobą jeszcze trzecią pyskatą dziewczynę, której dodatkowo alkohol nieco uderzył do głowy. I nie zamierzał rozładować sytuacji. Zamierzał ją uciąć czy jej się to podobało, czy też nie. Bo to nie była zwykła barowa bijatyka. Zmieniła się w coś innego z chwilą, w której sięgnęła po różdżkę. Czemu nie mógł po prostu pójść do innego baru? Z chęcią zostawiłby te szczekające na siebie psy, ale nie było takiej opcji.
- Kochanie. Mogłabyś być nawet królową Anglii. I tak miałbym to gdzieś - odparł jakby miałby się przestraszyć słowem quidditch i gwiazda w jednym zdaniu. Akurat takich to z chęcią by pozamykał. Chociażby dlatego że jego wspomnienia z tym sportem były naprawdę porywające. Nie ruszył się, gdy podchodziła do niego, a jedynie uniósł brwi, patrząc na nią wyczekująco. Bo czekał, aż skończy swój wywód. - Spełniam życzenia, ale mój czar działa tylko do północy. Więc masz jeszcze pięć minut, żeby pogwiazdorzyć i albo ogarniesz ten chudy tyłek, albo... Cóż. I nie - odparł, wzruszając ramionami. Równie dobrze mogła wyskoczyć mu z prawdziwym nożem i próbować go podziabać. Nie ona pierwsza i nie ostatnia. - Cieszę się - odparł również z lekkim uśmiechem, ale nie był to tak fałszywy jak jej. Po prostu nieco bawiła go tą pewnością siebie. Może w innych okolicznościach spojrzałby na to inaczej. Ale dzisiaj nie miał siły i chciał już to zakończyć.
Nie wiedział, co się wydarzyło w Dziurawym Kotle przed jego przyjściem. Widział za to siebie samego w tej dziewczynie. Ale nie zamierzał dać jej się ponieść. Nie chciał jej pakować do Tower of London, chociaż robiła wszystko, żeby tam trafić. Jeszcze tego mu brakowało, żeby zamiast dwójki obszczymurów ciągnąć za sobą jeszcze trzecią pyskatą dziewczynę, której dodatkowo alkohol nieco uderzył do głowy. I nie zamierzał rozładować sytuacji. Zamierzał ją uciąć czy jej się to podobało, czy też nie. Bo to nie była zwykła barowa bijatyka. Zmieniła się w coś innego z chwilą, w której sięgnęła po różdżkę. Czemu nie mógł po prostu pójść do innego baru? Z chęcią zostawiłby te szczekające na siebie psy, ale nie było takiej opcji.
- Kochanie. Mogłabyś być nawet królową Anglii. I tak miałbym to gdzieś - odparł jakby miałby się przestraszyć słowem quidditch i gwiazda w jednym zdaniu. Akurat takich to z chęcią by pozamykał. Chociażby dlatego że jego wspomnienia z tym sportem były naprawdę porywające. Nie ruszył się, gdy podchodziła do niego, a jedynie uniósł brwi, patrząc na nią wyczekująco. Bo czekał, aż skończy swój wywód. - Spełniam życzenia, ale mój czar działa tylko do północy. Więc masz jeszcze pięć minut, żeby pogwiazdorzyć i albo ogarniesz ten chudy tyłek, albo... Cóż. I nie - odparł, wzruszając ramionami. Równie dobrze mogła wyskoczyć mu z prawdziwym nożem i próbować go podziabać. Nie ona pierwsza i nie ostatnia. - Cieszę się - odparł również z lekkim uśmiechem, ale nie był to tak fałszywy jak jej. Po prostu nieco bawiła go tą pewnością siebie. Może w innych okolicznościach spojrzałby na to inaczej. Ale dzisiaj nie miał siły i chciał już to zakończyć.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Była chodzącym impulsem. Zawsze robiła to, czego chciała. Wbrew wszystkiemu, nie wahając się nawet przez chwilę. Szła jak burza, niczym stado szarańczy, które niszczy wszystko to, co napotka na swojej drodze, nie pozostawiając nic przy życiu. Ale nawet ona, w stanie upojenia, posiadała w sobie na tyle rozsądku, by zapaliła się w jej głowie lampka ostrzegawcza na widok odznaki. Areszt to nie to samo co szlaban. Nie miała zamiaru narażać się trenerowi drużyny z powodu jakiegoś policjancika z przerostem ego.
-Służbista.-skomentowała głośno, by każdy w barze słyszał, jakby oferowała im wszystkim wyjaśnienie tego, co właśnie się tutaj rozgrywa. Uśmiechnęła się do siebie, wykrzywiając usta w niechętnym wyrazie.
Frustracja odbijała na niej swoje najgorsze piętno.
-Droga wróżko chrzestna.-zwróciła się do niego głośno, by potem się nachylić i wściekle zmrużyć oczy.-Jeszcze raz nazwiesz mnie kochaniem i skończysz jak ten buc za moimi plecami.-warknęła, niejako sugerując mu, za co potraktowała drania tak, a nie inaczej. Jakoś nie zauważała, że właśnie groziła funkcjonariuszowi. Nie był już na służbie. A przynajmniej nie wyglądał, jakby prowadził regularną akcję podczas godzin pracy.-I radziłabym ci nie wspominać o jakichkolwiek częściach mojego ciała, chyba że pragniesz nagłośnić tą sprawę bardziej niż jest tego warta.-dodała, wybuchając nową złością.
Trzymała się opanowania jak tylko mogła, jednakże nigdy nie była dobra w tamowaniu szewskiej pasji. A zwłaszcza, gdy ktoś ją tak otwarcie prowokował, jednocześnie uważając, że nie ścignie go za to żadna konsekwencja. Wtedy nie przebierała w środkach. A tu? Musiała trzymać się oparcia stołka, by nie spróbować zacisnąć mu palców wokół gardła. Choć ta namacalność ciężkiego przedmiotu w dłoni też podsuwała pewne niepokojące pomysły.
-Więc, panie władzo? Czas, by wszyscy rozeszli się w swoją stronę?-zapytała, nie ściągając z niego spojrzenia.
Nie potrafiła na niego spojrzeć inaczej. Był jej wrogiem. Stał jej na drodze. Przeszkadzał w spełnieniu i dokonaniu sprawiedliwości. Wykorzystywał broń, której nie cierpiała najbardziej, poniżając ją przez cielesność i bycie kobietą. Najchętniej udowodniłaby mu, że ona też może pozbawić go zębów i być może powinien uważać z tą śmiałością.
-Służbista.-skomentowała głośno, by każdy w barze słyszał, jakby oferowała im wszystkim wyjaśnienie tego, co właśnie się tutaj rozgrywa. Uśmiechnęła się do siebie, wykrzywiając usta w niechętnym wyrazie.
Frustracja odbijała na niej swoje najgorsze piętno.
-Droga wróżko chrzestna.-zwróciła się do niego głośno, by potem się nachylić i wściekle zmrużyć oczy.-Jeszcze raz nazwiesz mnie kochaniem i skończysz jak ten buc za moimi plecami.-warknęła, niejako sugerując mu, za co potraktowała drania tak, a nie inaczej. Jakoś nie zauważała, że właśnie groziła funkcjonariuszowi. Nie był już na służbie. A przynajmniej nie wyglądał, jakby prowadził regularną akcję podczas godzin pracy.-I radziłabym ci nie wspominać o jakichkolwiek częściach mojego ciała, chyba że pragniesz nagłośnić tą sprawę bardziej niż jest tego warta.-dodała, wybuchając nową złością.
Trzymała się opanowania jak tylko mogła, jednakże nigdy nie była dobra w tamowaniu szewskiej pasji. A zwłaszcza, gdy ktoś ją tak otwarcie prowokował, jednocześnie uważając, że nie ścignie go za to żadna konsekwencja. Wtedy nie przebierała w środkach. A tu? Musiała trzymać się oparcia stołka, by nie spróbować zacisnąć mu palców wokół gardła. Choć ta namacalność ciężkiego przedmiotu w dłoni też podsuwała pewne niepokojące pomysły.
-Więc, panie władzo? Czas, by wszyscy rozeszli się w swoją stronę?-zapytała, nie ściągając z niego spojrzenia.
Nie potrafiła na niego spojrzeć inaczej. Był jej wrogiem. Stał jej na drodze. Przeszkadzał w spełnieniu i dokonaniu sprawiedliwości. Wykorzystywał broń, której nie cierpiała najbardziej, poniżając ją przez cielesność i bycie kobietą. Najchętniej udowodniłaby mu, że ona też może pozbawić go zębów i być może powinien uważać z tą śmiałością.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Raiden nie wiedział jeszcze że swój ostatni impuls przypłacił czymś o wiele poważniejszym niż jedynie jedna przyjemna noc. Jeden impuls, a skutki na całe życie. Nie wiedział jak to wyglądało w przypadku tej furiatki, ale zapewne miała jeszcze mniej oleju w głowie od niego. A przynajmniej w tej właśnie chwili. Obserwował jak się rusza, wiedząc, że w razie czego musi szybko zareagować.
- Cycki też mam prawdziwe - rzucił na przekór, słysząc jej wypowiedź na cały Dziurawy Kocioł. Zupełnie jakby ktoś się nie zorientował kto stoi po dwóch stronach barykady. Ale cóż. Najwidoczniej pani gwiazda quidditcha musiała roztrząsnąć to na cztery strony świata, robiąc z siebie ofiarę zamiast kogoś kto radzi sobie w najdziwniejszych sytuacjach. - No, dawaj - mruknął, wzruszając ramionami. Ale zaraz uśmiechnął się na jej kolejne słowa. - Ałć. Aż mam łaskotki jak tak przejmujesz kontrolę.
Widział jak powstrzymywała się przed uderzeniem go. I niech lepiej się opanuje, jeśli nie chce spać tej nocy w Tower. A przecież te zbiorowe cele są takie przyjemne. Jeśli znajdzie się odpowiednio nieśmierdzącego menela, który posłuży za poduszkę lub podpórkę. Mógłby ją wylegitymować, ale po co? Raczej mało było agresywnych, płaskich gwiazdek qudditcha, nieprawdaż? Zignorował ją i minął. Podszedł do leżącego, zwijającego się z bólu faceta i zanim podniósł go za fraki, dobrze przeszukał, aż nie znalazł portfela. Wyciągnął parę galeonów i spojrzał na nie na otwartej dłoni. Tak. Po szybkich obliczeniach stwierdził, że tyle na pewno wystarczyło.
- Wybacz bałagan - mruknął do barmana, po czym rzucił kilka monet na blat baru i wyszedł razem z dwójką potykających się gachów. Już nie można było się spokojnie napić?
|zt
- Cycki też mam prawdziwe - rzucił na przekór, słysząc jej wypowiedź na cały Dziurawy Kocioł. Zupełnie jakby ktoś się nie zorientował kto stoi po dwóch stronach barykady. Ale cóż. Najwidoczniej pani gwiazda quidditcha musiała roztrząsnąć to na cztery strony świata, robiąc z siebie ofiarę zamiast kogoś kto radzi sobie w najdziwniejszych sytuacjach. - No, dawaj - mruknął, wzruszając ramionami. Ale zaraz uśmiechnął się na jej kolejne słowa. - Ałć. Aż mam łaskotki jak tak przejmujesz kontrolę.
Widział jak powstrzymywała się przed uderzeniem go. I niech lepiej się opanuje, jeśli nie chce spać tej nocy w Tower. A przecież te zbiorowe cele są takie przyjemne. Jeśli znajdzie się odpowiednio nieśmierdzącego menela, który posłuży za poduszkę lub podpórkę. Mógłby ją wylegitymować, ale po co? Raczej mało było agresywnych, płaskich gwiazdek qudditcha, nieprawdaż? Zignorował ją i minął. Podszedł do leżącego, zwijającego się z bólu faceta i zanim podniósł go za fraki, dobrze przeszukał, aż nie znalazł portfela. Wyciągnął parę galeonów i spojrzał na nie na otwartej dłoni. Tak. Po szybkich obliczeniach stwierdził, że tyle na pewno wystarczyło.
- Wybacz bałagan - mruknął do barmana, po czym rzucił kilka monet na blat baru i wyszedł razem z dwójką potykających się gachów. Już nie można było się spokojnie napić?
|zt
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Nie myślała trzeźwo. Nie, kiedy alkohol krążył w jej żyłach, adrenalina podburzała uczucie upojenia, a upokorzenie dodawało wszystkiemu pikanterii. Była wściekła. Potrzebowała się wyżyć. Chciała zemsty. Uczucia, które da jej szybką, łatwą, pewną satysfakcję. I nie obchodziło ją nic innego. Gapie nigdy nie mieli znaczenia, a i w tej sytuacji byli zaledwie tłem, mężczyzna, który wkroczył do akcji był przeszkodą. Drażniącą, wchodzącą jej pod skórę, uwierającą niemalże nie do wytrzymania.
Skrzywiła się.
Bezczelny, przeklęty dupek. Gdyby nie ta świecąca odznaka, którą przed chwilą się pochwalił, bez wątpienia inaczej by z nim teraz rozmawiała. Powstrzymywała się. Starała. Naprawdę!
-Powinszować, doprawdy.-sarknęła, nie kryjąc niechęci.
Zacisnęła usta, kiedy ją tak prowokował, pozwalając złości przekierować się na nowy obiekt. On chyba nie miał pojęcia co sobie robił. Ale bez wątpienia zagwarantował sobie prześladowanie przez niestabilne stany emocjonalne panny Lovegood przy każdym możliwym spotkaniu, o ile będą następne.
-Nie na długo.-obiecała, nie kryjąc pogardy.
Uniosła podbródek, by móc patrzeć na niego z góry (choć była ciągle niższa), kiedy ją mijał, jakby jej groźby brał sobie za nic. Niech się cieszy, że kryje go mundur. Gdyby nie to...
Obserwowała go przez moment, jak skuwał obu gości i prezentował doprawdy postawę pełną dobroci i poczucia jakiegoś przekomicznego własnego poczucia sprawiedliwości, kiedy oddawał barmanowi za złamany stolik. Prychnęła, rozwścieczona niczym osa, nie oglądając już dłużej tego przedstawienia. Wystarczyła garść pyłu, by rozpłynęła się w obłoku.
Jeszcze znajdzie winnych dzisiejszego wieczoru. I zapłacą jej za to. Była zbyt pamiętliwa, by odpuścić.
/zt
Skrzywiła się.
Bezczelny, przeklęty dupek. Gdyby nie ta świecąca odznaka, którą przed chwilą się pochwalił, bez wątpienia inaczej by z nim teraz rozmawiała. Powstrzymywała się. Starała. Naprawdę!
-Powinszować, doprawdy.-sarknęła, nie kryjąc niechęci.
Zacisnęła usta, kiedy ją tak prowokował, pozwalając złości przekierować się na nowy obiekt. On chyba nie miał pojęcia co sobie robił. Ale bez wątpienia zagwarantował sobie prześladowanie przez niestabilne stany emocjonalne panny Lovegood przy każdym możliwym spotkaniu, o ile będą następne.
-Nie na długo.-obiecała, nie kryjąc pogardy.
Uniosła podbródek, by móc patrzeć na niego z góry (choć była ciągle niższa), kiedy ją mijał, jakby jej groźby brał sobie za nic. Niech się cieszy, że kryje go mundur. Gdyby nie to...
Obserwowała go przez moment, jak skuwał obu gości i prezentował doprawdy postawę pełną dobroci i poczucia jakiegoś przekomicznego własnego poczucia sprawiedliwości, kiedy oddawał barmanowi za złamany stolik. Prychnęła, rozwścieczona niczym osa, nie oglądając już dłużej tego przedstawienia. Wystarczyła garść pyłu, by rozpłynęła się w obłoku.
Jeszcze znajdzie winnych dzisiejszego wieczoru. I zapłacą jej za to. Była zbyt pamiętliwa, by odpuścić.
/zt
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Odkąd kobieta wróciła z Ameryki i nieco ustabilizowała swoją zawodową drogę, znajomi wydawali się wykorzystywać jej każdą wolną chwilę do różnych spraw. A nie było to łatwe, zważywszy na jej dość szeroki wachlarz obowiązków. Inni mieli wyznaczone godziny pracy, dzień ich przebiegał według ściśle ustalonego grafiku, w których przesunięcie czegokolwiek o chociażby minutę, mogłoby skutkować katastrofą. W jej przypadku nie było żadnego planowania ani nic tym podobnego. Przez to znajomi często mówili, że Grace jest osobą źle zorganizowaną, co nieco mijało się z prawdą. Ona tak naprawdę nie mogła niczego zaplanować, bo na co dzień miała kontakt z żywymi istotami. Nie była w stanie niczego ustalić odgórnie, bo nie potrafiła przewidzieć co się stanie w jakim momencie. Żywe istoty są w pewien sposób nieprzewidywalne, toteż trzeba być przygotowanym na wszystko.
Tego dnia kobiecie udało się jednak odnaleźć wolną chwilę, by móc wraz z małą grupką bliższych znajomych wyjść na miasto. Z niewiadomych jej powodów Ci zdecydowali, aby tego dnia spotkali się w Dziurawym Kotle - miejscu dość specyficznym, jak na jej gust. Wcześniej Grace była w nim tylko jeden raz, pamięta iż wystrój miejsca dość mocno w nią uderzył. Wszystko przywodziło na myśl typowe miejsce, do którego można uciec przed życiem i przykrościami losu, by nad kieliszkiem nawet najtańszego alkoholu, móc zapomnieć o problemach. Ona nie miała takiej potrzeby - jak na razie jej życie przebiegało w dość pomyślny sposób, nie mogła narzekać w obliczu cudzych, o wiele większych tragedii. Zresztą jej znajomi również nie znajdowali się w takim położeniu, stąd kobieta z początku zastanawiała się jaka była przyczyna wybrania tego konkretnego miejsca. W końcu jednak postanowiła odłożyć tą sprawę na bok - w końcu nie wyrwała się z rzeczywistości po to aby w ciszy główkować nad błahostkami.
Grupką siedzieli przy jednym ze stolików. W pewnym momencie Grace skończył się napój, który już od dłuższego czasu powoli sączyła, toteż na chwilę odeszła od znajomych w celu sprawienia sobie nowego napoju. Z towarzyszącym jej zazwyczaj uśmiechem usiadła przy barze, czekając aż barman będzie mógł przyjąć jej zamówienie. Rozejrzała się dookoła po obecnych osobach, których nie było zbyt wiele - większość rozsiadła się przy stolikach.
Przy kontuarze pozostała ledwie garstka, włącznie z nią i najbliżej niej siedzącym wyraźnie pijanym już mężczyzną.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Sposoby na przetrawienie istniejącego w nas smutku są prawdziwie różne. Jedni otwierają się na do ludzi, krzyczą, płaczą, zawodzą. Inni udają, że wcale ich to nie ruszyło i wmawiają sobie, że tak jest lepiej. Jeszcze inni przestają się interesować tym co myślą ludzie, bo przecież w ciągu dnia są zapracowani, mili, przyjacielscy. Nie interesuje ich to bo wiedzą, że ten smutek w żaden sposób nie zniknie i dopiero kiedy znikną wszyscy znajdzie się jakiś sposób na przetrwanie. Chwilowe. Kilkugodzinne. Nigdy nie był typem cierpiącego w duszy. Właściwie nigdy nie był typem cierpiącego. W sytuacjach trudnych odnajdywał się najlepiej. Potrafił ze spokojem przejść przez śmierć rodziców, wyprowadzkę rodzeństwa, narodziny córki. To wszystko choć trudne to w żadnym stopniu go nie blokowało. To on był tą osobą, która wyciągała do wszystkich rękę by znaleźć milion rozwiązań z jednej sytuacji. Był, ale nie sam. Bo przecież przy swoim boku w tych wszystkich sytuacjach miał jedną osobę. Teraz już nie i ku zdziwieniu to nie była ta rzecz, która bolała najbardziej. To fakt jego żona wolała udawać, że przepadła, zniknęła, umarła. Pozwoliła mu przez rok odchodzić od zmysłów, bo to jej było na rękę. Było mu wstyd. Za siebie. Za każdy dzień, który poświecił nie tylko poszukiwaniom jej, ale także odsuwając się od córki, pracy, ludzi, których znał. Ten wstyd, poniżenie, wściekłość na tych wszystkich ludzi… to wszystko było dla niego jak olej napędowy to maszyny zwanej uzależnieniem. Nie ukrywał się z tym. Jeśli by tak było to przecież nie siedziałby przy barze w Dziurawym Kotle i nie wypatrywałby barmana machając mu przed twarzą świstkiem papieru. Pieniędzmi? Kto wie. Mógł się pomylić. Jego stan wskazywał na całkiem poważne zachwianie. - Nie udawaj… mnie słyszysz. - mruknął do barmana, a kiedy ten odszedł Charles rozejrzał się po barze. Widząc siedzącą obok niego szatynkę aż się wyprostował. Znaczy no tak mu się wydawało chociaż co do tego też mógł się mylić. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Taki szelmowski. Taki jego nawet jeśli w jego krwi skakały małe krople alkoholu tworząc prawdziwy ocean. Położył palec na ustach tak jakby ją i siebie uciszał. Rozejrzał się znowu za bramanem, który prawdopodobnie wyszedł na zaplecze. Podniósł się ze swojego taboretu i nachylił za bar sięgając po butelkę ognistej. Wzruszył ramionami. - Nie będziemy przecież… - przerwa na przypomnienie sobie jak się składa zdania. - Czekać na tego, wyrosssstka, co?
[bylobrzydkobedzieladnie]
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Charles V. Rogers dnia 04.12.16 18:11, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
Po "zbadaniu" najbliższego terenu, z powrotem odwróciła się przodem do baru, patrząc na stojące na półkach trunki. Nie zmieniła się aż zanadto - w dalszym ciągu patrząc na przeróżne butelki zdawała sobie sprawę, iż nie zna połowy z wystawionych napojów. Zaczęła czytać ze znudzeniem napisy znajdujące się na szkle, oczekując na barmana który najwyraźniej postanowił się ulotnić. Wprawiło to Grace w swego rodzaju zniecierpliwienie, zdawała sobie sprawę że wiele może ją ominąć podczas tych kilku chwil. Czy miała jednak jakieś inne wyjście niż czekanie na zaginionego? Ona nie znalazła rozwiązania, najwyraźniej miała zbyt mało alkoholu we krwi - pijany mężczyzna siedzący blisko niej wykazał się o wiele większą pomysłowością. Widząc kątem oka, że ten się rusza, spojrzała na niego, obserwując jego samowolne poczynania. Lekko zmrużyła oczy, starając się zrozumieć jego słowa. Czuła się nieco skrępowana, nie do końca wiedziała, jak powinna się zachować. Niby teoretycznie mówiło się, iż z pijanymi należy postępować tak, tak i tak, ale to była tylko teoria. W praktyce wszystko wygląda zupełnie inaczej, a ona wcześniej miała kontakt jedynie z pijanymi znajomymi. W takich przypadkach wszystko to działa nieco inaczej. Nie szkodzi jednak spróbować, czyż nie?
Uśmiechnęła się miło, zwracając uwagę na butelkę trzymaną w ręku przez mężczyznę. Trudno jej było określić jaki rodzaj alkoholu wybrał, jednakże jego przypadek nie powinien już raczej pić czegokolwiek z procentami.
- Widzę, że nie próżnuje pan - odpowiedziała cicho, zastanawiając się co ma dalej mówić. Nerwowo odgarnęła kosmyk włosów za ucho, analizując sytuację. - A nie chciałby pan się napić teraz dla odmiany czegoś bezalkoholowego? Jeśli chcesz mogę zapłacić... Wierzę, że to co pan trzyma jest lepsze, ale może jednak przystopowałby pan...
Uśmiechnęła się miło, zwracając uwagę na butelkę trzymaną w ręku przez mężczyznę. Trudno jej było określić jaki rodzaj alkoholu wybrał, jednakże jego przypadek nie powinien już raczej pić czegokolwiek z procentami.
- Widzę, że nie próżnuje pan - odpowiedziała cicho, zastanawiając się co ma dalej mówić. Nerwowo odgarnęła kosmyk włosów za ucho, analizując sytuację. - A nie chciałby pan się napić teraz dla odmiany czegoś bezalkoholowego? Jeśli chcesz mogę zapłacić... Wierzę, że to co pan trzyma jest lepsze, ale może jednak przystopowałby pan...
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gorąca szyjka butelki zdawała się parzyć mu palce. Gdyby był trzeźwy pewnie by się ty zmartwił. Czarodzieje mieli swoje własne sposoby ochrony przed kradzieżami. Jednak teraz najrozsądniejsze wydawało mu się przełożenie butelki z jednej ręki do drugiej, a koniec końców odstawienie jej na blat baru. Słysząc słowa kobiety znowu przeniósł na nią wzrok. - Tak. - odpowiedział chociaż nie do końca zdawał sobie sprawę z tego czy jakieś pytanie padło. Nachylił się za bar i sięgnął po dwie szklanki. Jedna opadła na podłogę z głośnym łoskotem. Gdyby nie gwar panujący w całym Kotle prawdopodobnie zwróciłby na siebie uwagę wszystkich siedzących tu osób. Prawdopodobnie nie zrobiłoby to na nim żadnego wrażenia. Wzruszył ramionami i spojrzał z dezaprobatą na leżącą ciągle na podłodze szklankę. Jakaś leniwa? Sięgnął po butelkę i nalał do obu szklanek tego pięknego, rudego trunku. - Słodka jesteś. - mruknął przesuwając szklankę po blacie tak jak robią to profesjonalni barmani. - Więc się ze mną napij. - dodał, a na jego ustach znowu pojawił się uśmiech. Właściwie nie wiedział co kobieta tutaj robi, czemu obok niego siedzi, albo nawet czemu do niego mówi, ale się tym nie przejmował. Mało go rzeczy obchodziło kiedy był w takim stanie. Właściwie tylko dwie. To, żeby szklanka była pełna i to, żeby pieniądze się nie skończyły. Obie te rzeczy były ze sobą mocno połączone. Skoro nie było pieniędzy nie było też alkoholu. Chociaż każdy orze jak może prawda? - Jesteś z policji? - zapytał przymrużając jedno oko by złapać ostrość i zatrzymać wzrok na kobiecie. Nie wyglądała na taką. Wyglądała na śpiewaczkę, albo malarkę. Dusza artysty, której nie posiada odezwała się w nim z wielkim impetem. - Napijesz się, policjantko. – polecił ponosząc szklankę, która niemalże wyśliznęła mu się z rąk. Łapiąc ją w locie pokiwał głową. Refleks zawsze i wszędzie. Zawsze i wszędzie.
Gość
Gość
Westchnęła na jego słowa. Prawda była taka, że mogłabym prawić mu najmądrzejsze kazania na świecie, a on i tak połowy z nich by nie zrozumiał. A nawet jeśli, to małe prawdopodobieństwo czy by ich posłuchał. Zresztą dlaczego miałby? Nie znali się i gdyby Grace miała chociaż trochę oleju w głowie, to już dawno wróciłaby do przyjaciół, zostawiając mężczyznę samemu sobie. Ale taka już była, to miała we krwi - pomaganie innym. Nawet jej zawód świadczył o zbyt dużej empatii, która nie raz pakowała ją w kłopoty. I nawet jeśli przed chwilą nie miałaby aż tak dużych wyrzutów sumienia, to w tej chwili prawdopodobnie mogłaby już je mieć.
Pochwyciła szklankę przeznaczoną dla niej, jednakże nie miała zamiaru się z niej napić. Trzymała ją więc tylko, obserwując mężczyznę. Żałowała, że nigdy wcześniej go nie poznała, możliwe iż teraz miałaby szersze pole do manewru - ktoś z kim mogłaby się skontaktować, o kim mogłaby wspomnieć przekonując go do odstawienia alkoholu, cokolwiek. Jedyną możliwością, która mogłaby jej pomóc z tym problemem była jej zdolność do czytania myśli. Dzięki temu możliwe byłoby wyciągnięcie chociaż kawałka jakiegoś wspomnienia z jego głowy. Było to jednak naruszanie cudzej prywatności, czego ona nie do końca chciała robić. Poza tym mężczyzna był pijany, a zatem trudno byłoby znaleźć w jego głowie coś sensownego. Grace postanowiła zatem póki co wstrzymać się z takimi posunięciami.
W momencie usłyszenia jego pytania, Wilkes cieszyła się, że nie napiła się napoju, mogłoby to skutkować co najmniej zakrztuszeniem się co absolutnie nie było przyjemne. Nie mogła się jednak przed wymownym uniesieniem brwi, które w połączeniu z powoli znikającym uśmiechem, dawał jej twarzy wyraz szczerego zaskoczenia. Ona policjantką?
- Nie mam nic wspólnego z policją - odpowiedziała w końcu, obserwując jego dość zaskakujący jak na ten stan refleks. - A ty jesteś z policji? Twoja szybkość reakcji jest dość imponująca...
Nagle Grace dostrzegła ruch na zapleczu, z którego po chwili wynurzył się barman. Najwyraźniej dostrzegł wyczyny pijanego mężczyzny, gdyż ruszył stanowczym krokiem w ich kierunku. Wilkes jednak niemalże natychmiast położyła na ladzie pieniądze, które wcześniej trzymała w ręku, naszykowane jako zapłata za drinka którego chciała sobie zamówić. Z wymowną miną przesunęła je w stronę barmana, dając mu do zrozumienia że ma zapomnieć o całej sprawie.
- Szlag niech weźmie moje dobre serce i te wypady na alkohol. Nigdy się dobrze nie kończą - pomyślała, przenosząc wzrok z powrotem na towarzysza.
Pochwyciła szklankę przeznaczoną dla niej, jednakże nie miała zamiaru się z niej napić. Trzymała ją więc tylko, obserwując mężczyznę. Żałowała, że nigdy wcześniej go nie poznała, możliwe iż teraz miałaby szersze pole do manewru - ktoś z kim mogłaby się skontaktować, o kim mogłaby wspomnieć przekonując go do odstawienia alkoholu, cokolwiek. Jedyną możliwością, która mogłaby jej pomóc z tym problemem była jej zdolność do czytania myśli. Dzięki temu możliwe byłoby wyciągnięcie chociaż kawałka jakiegoś wspomnienia z jego głowy. Było to jednak naruszanie cudzej prywatności, czego ona nie do końca chciała robić. Poza tym mężczyzna był pijany, a zatem trudno byłoby znaleźć w jego głowie coś sensownego. Grace postanowiła zatem póki co wstrzymać się z takimi posunięciami.
W momencie usłyszenia jego pytania, Wilkes cieszyła się, że nie napiła się napoju, mogłoby to skutkować co najmniej zakrztuszeniem się co absolutnie nie było przyjemne. Nie mogła się jednak przed wymownym uniesieniem brwi, które w połączeniu z powoli znikającym uśmiechem, dawał jej twarzy wyraz szczerego zaskoczenia. Ona policjantką?
- Nie mam nic wspólnego z policją - odpowiedziała w końcu, obserwując jego dość zaskakujący jak na ten stan refleks. - A ty jesteś z policji? Twoja szybkość reakcji jest dość imponująca...
Nagle Grace dostrzegła ruch na zapleczu, z którego po chwili wynurzył się barman. Najwyraźniej dostrzegł wyczyny pijanego mężczyzny, gdyż ruszył stanowczym krokiem w ich kierunku. Wilkes jednak niemalże natychmiast położyła na ladzie pieniądze, które wcześniej trzymała w ręku, naszykowane jako zapłata za drinka którego chciała sobie zamówić. Z wymowną miną przesunęła je w stronę barmana, dając mu do zrozumienia że ma zapomnieć o całej sprawie.
- Szlag niech weźmie moje dobre serce i te wypady na alkohol. Nigdy się dobrze nie kończą - pomyślała, przenosząc wzrok z powrotem na towarzysza.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gdyby ta sytuacja wydarzyła się, kiedy Charles byłby trzeźwy, albo gdyby w tym wszystkim był tylko siedzącym z boku obserwatorem byłby zaskoczony. Nie potrafiłby zrozumieć zachowania kobiety. W końcu mało kto się nim w tym stanie przejmował. Pił, mamrotał bez sensu, od czasu do czasu machając barmanowi ręką. Ludzie mijali go nawet nie zwracając uwagi, bo niby po co? Jemu to pasowało. Czasami przecież miał dni, kiedy upicie się oznaczało dobrą zabawę. Rzadko kiedy wracał do domu sam. Dzisiejszego wieczoru to poszło w całkiem drugą stronę i choć pił jak zwykle by zagłuszyć krzyczące w jego głowie wyrzuty sumienia to nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo przesadził. To się nie liczyło. Właściwie nic w tym momencie się dla niego nie liczyło. Bo niby po co? Miał wszystko czego potrzebował. Przez chwile nawet zaczął się zastanawiać czy siedzącej przed nim szatynki nie zna. W końcu na swojej drodze poznaje wiele osób. Zwykle te wiele osób nie piekli się by płacić za jego drinki, ale przecież i takie rzeczy mogą się zdarzyć. Spojrzał na nią unosząc szklankę do góry. - Za samoobsługę! - wykrzyknął. Prawdopodobnie słyszał go cały Dziurawy Kocioł. Aż dziwne, że nikt nie postanowił mu zawtórować. Ci ludzie nie mają poczucia humoru w ogóle. Kiedy po jego przełyku przepłynął alkohol skrzywił się lekko. Pijany czy nie ognista nadal pozwalała odczuwać swoje właściwości. Przecież za to ją tak uwielbiał. Odstawił szklankę z głośnym stukotem. Pokręcił głową. - Upewniam się, że mnie nie chcesz ares..s...sztować. - wypowiadanie nie wszystkich słów przychodziło mu z łatwością. Order Merlina dla tego, który wymyślił eliksir na kaca. Bez tego poznałby prawdziwe skutki picia chociaż prawdopodobnie i wtedy po prostu by się tym nie przejął. - Więc się umówiliśmy, co? - kto widział, żeby tak dużo gadał? W końcu na trzeźwo jest gburem jakich mało. Woli kiwać głową niż wypowiedzieć chociaż jedno słowo. Nie usłyszał odpowiedzi bo ktoś brutalnie wyrwał mu butelkę z dłoni. - Rogers… jeszcze raz sięgniesz po alkohol to Ci rękę obetnę. - warknął w jego stronę barman i spojrzał na siedzącą obok szatynkę. Nie zarejestrował zbytnio tego co się tam działo. Zbyt zajęty był sięganiem po alkohol co pewnie wyglądało komicznie, ale barmana mogło doprowadzić do szewskiej pasji. To co zrobiła kobieta chyba się udało, bo barman odwrócił się na pięcie i mruknął tylko o zabraniu go do domu. Charles odwrócił się w stronę kobiety i uśmiechnął. - Wiedziałem, że jesteś policjantką. - znowu się uśmiechnął. Albo dzisiaj dostanie po zębach, albo będzie wracał do domu resztę nocy. Na szczęście istniał Błędny Rycerz.
Gość
Gość
Niejednokrotnie przyłapywała się na odczuwaniu delikatnej niechęci w stosunku do pijanych osób. A przynajmniej tak było we wcześniejszych latach, czego powodem był fakt, że była to dla niej dość nowa rzecz. Jej dziadek nigdy nie nadużywał alkoholu, a i w Hogwarcie nikt raczej nie miał takich możliwości. Z czasem po wielu spotkaniach ze znajomymi przywykła do podobnych osobników, jednakże w tym momencie czuła się lekko podirytowana całą sytuacją. Fakt - wszystko to miała na swoje własne życzenie, jednak nie mogła znieść uczucia bezsilności. Bo tacy zazwyczaj są ludzie w stosunku do osób w stanie podobnym do tego, który przechodził mężczyzna.
Grace zamknęła oczy, starając się nieco wyciszyć i tym samym zastanowić się co dalej robić - wciąż próbować jakoś wpłynąć na nieznajomego czy po prostu dać sobie spokój i wrócić do znajomych? W głowie analizowała wszystkie za i przeciw, a wszystkie te argumenty i kontrargumenty tworzyły małą bitwę, której wynik nie był jej jeszcze znany. I nie poznała go - nagle otworzyła oczy w momencie, gdy barman mówił o zabraniu mężczyzny do domu. Spojrzała na niego, już otwierając buzię aby zapytać o jakiekolwiek informacje o adresie Rogersa, jednakże tamten najwyraźniej nie miał zamiaru więcej angażować się w ten cały galimatias.
Szatynka z powrotem przeniosła swoje spojrzenie na pijanego. Z jednej strony miała ogromną nadzieję by wstać i odejść od mężczyzny, z drugiej strony jednak coś kazało jej zostać i spróbować jeszcze raz. Skąd ta nadgorliwa chęć pomocy? Może podświadomie odbiera coś z umysłu mężczyzny? W końcu Grace zdarzało się jeszcze nie do końca panować nad leglimencją.
Wilkes wzięła głęboki oddech, nagle wpadając na pewien pomysł. Prawie niesłyszalnie wymruczała w kierunku mężczyzny przeprosiny, chcąc tym samym uspokoić swoje sumienie. Zamknęła się na zewnętrzne bodźce, skupiając się na umyśle Rogersa. Ze względu na jego stan nietrudno było dostać się do jego myśli, jednakże szybko odkryła iż umysł pijanej osoby jest równie łatwo dostępny co zagmatwany. Udało jej się wysupłać jedynie maleńką garstkę informacji - gdzieś pomiędzy nierzeczywistymi obrazami, dostrzegła obraz dwóch nieznanych jej osób. Ogromna miłość skierowana w szczególności do jednej z nich dała jej jasno do zrozumienia, iż ta musi być związana z mężczyzną. Grace podjęła jeszcze jedną próbę wniknięcia do jego umysłu, kierując się tropem kobiety.
- Charles, czy twoja żona wie że tutaj jesteś? - spytała po chwili z lekką ostrożnością, obserwując jego reakcję. Zazwyczaj mówienie o bliskich osobach przynajmniej odrobinę pomagało, a przynajmniej tak Grace sądziła. - Może pójdziesz do domu, co? Ona nie chciałaby cię widzieć w takim stanie.
Grace zamknęła oczy, starając się nieco wyciszyć i tym samym zastanowić się co dalej robić - wciąż próbować jakoś wpłynąć na nieznajomego czy po prostu dać sobie spokój i wrócić do znajomych? W głowie analizowała wszystkie za i przeciw, a wszystkie te argumenty i kontrargumenty tworzyły małą bitwę, której wynik nie był jej jeszcze znany. I nie poznała go - nagle otworzyła oczy w momencie, gdy barman mówił o zabraniu mężczyzny do domu. Spojrzała na niego, już otwierając buzię aby zapytać o jakiekolwiek informacje o adresie Rogersa, jednakże tamten najwyraźniej nie miał zamiaru więcej angażować się w ten cały galimatias.
Szatynka z powrotem przeniosła swoje spojrzenie na pijanego. Z jednej strony miała ogromną nadzieję by wstać i odejść od mężczyzny, z drugiej strony jednak coś kazało jej zostać i spróbować jeszcze raz. Skąd ta nadgorliwa chęć pomocy? Może podświadomie odbiera coś z umysłu mężczyzny? W końcu Grace zdarzało się jeszcze nie do końca panować nad leglimencją.
Wilkes wzięła głęboki oddech, nagle wpadając na pewien pomysł. Prawie niesłyszalnie wymruczała w kierunku mężczyzny przeprosiny, chcąc tym samym uspokoić swoje sumienie. Zamknęła się na zewnętrzne bodźce, skupiając się na umyśle Rogersa. Ze względu na jego stan nietrudno było dostać się do jego myśli, jednakże szybko odkryła iż umysł pijanej osoby jest równie łatwo dostępny co zagmatwany. Udało jej się wysupłać jedynie maleńką garstkę informacji - gdzieś pomiędzy nierzeczywistymi obrazami, dostrzegła obraz dwóch nieznanych jej osób. Ogromna miłość skierowana w szczególności do jednej z nich dała jej jasno do zrozumienia, iż ta musi być związana z mężczyzną. Grace podjęła jeszcze jedną próbę wniknięcia do jego umysłu, kierując się tropem kobiety.
- Charles, czy twoja żona wie że tutaj jesteś? - spytała po chwili z lekką ostrożnością, obserwując jego reakcję. Zazwyczaj mówienie o bliskich osobach przynajmniej odrobinę pomagało, a przynajmniej tak Grace sądziła. - Może pójdziesz do domu, co? Ona nie chciałaby cię widzieć w takim stanie.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Bar
Szybka odpowiedź