Royal Opera House
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Royal Opera House
Royal Opera House to jeden z najważniejszych gmachów operowych w Londynie, znajdujący się w centralnej części miasta – w dzielnicy Covent Garden. Stanowi siedzibę Opery Królewskiej i Królewskiego Baletu. Pierwszy budynek teatru został otwarty w pierwszej połowie osiemnastego wieku, gdy wystawiono komedię autorstwa Williama Congreve'a – "The way of the world". Powstał on wówczas przy placu Covent Garden, który bierze swą nazwę od ogrodu klasztoru benedyktynów westminsterskich. Niegdyś mieścił się tu najważniejszy londyński targ kwiatów, owoców i warzyw. Na przestrzeni lat wystawiano tutaj opery, pantomimy, sztuki teatralne.
Zbudowany jest w stylu klasycystycznym oraz w typowym stylu teatru dworskiego. Do dziś Opera Królewska należy do najpiękniejszych i najznakomitszych budynków operowych świata, gdyż od początku istnienia teatr ściąga tłumy widzów z różnych krajów. Na scenie występowały największe gwiazdy opery i baletu, ale nie mniej ważny jest utalentowany zespół techników, projektantów i producentów, odpowiedzialnych za przygotowanie każdego przedstawienia.
Zbudowany jest w stylu klasycystycznym oraz w typowym stylu teatru dworskiego. Do dziś Opera Królewska należy do najpiękniejszych i najznakomitszych budynków operowych świata, gdyż od początku istnienia teatr ściąga tłumy widzów z różnych krajów. Na scenie występowały największe gwiazdy opery i baletu, ale nie mniej ważny jest utalentowany zespół techników, projektantów i producentów, odpowiedzialnych za przygotowanie każdego przedstawienia.
Nieszczególnie zrozumiała kontekst rozmowy. Przez chwilę mężczyźni prowadzili dyskusje między soba, której idee zalapali chyba tylko oni sami. Darcy w tym czasie zsunela rece z ramienia Morgotha i wyprostowala sie. Sprawa była jednak powazniejsza niz zakladala. Nie sadzila, ze policja antymugolska zajmie sie teraz polowaniem na przedstawicieli czystej, szlacheckiej krwi. Nic dziwnego, ze kiedy policjant przedstawil swoje podejrzenia, Darcy wybuchła melodyjnym, niepowstrzymywanym w żadnym stopniu smiechem. Nie sadzila, zeby to byl żart, ale nie potrafila tych slow potraktowac inaczej niz w ten sposob. Az przylozyla dlon do ust i pokrecila z rozbawieniem głową.
- Ach, z pewnością brzmi to dla panów korzystnie - zakpila obserwujac poważne, zdystansowane twarze jegomościów - panowie zartują prawda? - upewnila sie, bo chciała w to wierzyć. W innym wypadku zwiastowaloby to nieprzyjemne i niczym nieuzasadnione kłopoty.
- Pozwole sobie powtórzyć, żebym dobrze zrozumiala. Nie potrafią panowie schwytać zwolennika mugoli, wątpliwej czystości krwi, więc uznali panowie, ze w celu ułatwienia sobie sledztwa, uwierzą temu... mojemu klientowi, tak? - spróbowała sobie przypomnieć kto podarował jej bilet do opery, ale nie potrafila go sobie przywołać w pamięci. Klienci z wdzięczności mieli przyzwyczajenia przynosic jej kwiaty, herbatę czy inne drobne, lezace w granicach zwyklej uprzejmosci, drobnostki. - Uwierzą mu na słowo, że może mieć jakieś powiązania ze mną? Mimo mojej wyraźnej polityki antymugolskiej, panowie? Oraz opowiedzenia sie mojego rodu za takową? Nie wiem czy panowie wiedzą, że ostatnio zaostrzylismy ja wzgledem nieczystokrwisrosci.
Upewnila sie czy dobrze zrozumiala zarzuty i sugestie współpracy z mugolami, mugolakami, czy kimś będącym ich sympatykiem.
- Jesli nie maja panowie na to dowodów, a wiem, ze nie pozostaje w żadnych stosunkach z ludźmi tego pokroju, innych niz zawodowe, to wierzę, ze to będzie odpowiedni moment na wycofanie podejrzen. Prosilabym o stosowne poinformowanie mnie o terminie ewentualnego rozwiązania tej sprawy. Chętnie panom pomogę w schwytaniu tego... O jakim moim kliencie mowimy?
Spogladala to na jednego to na drugiego i odetchnela z rezygnacją.
- Czy to bedzie wszystko?
- Ach, z pewnością brzmi to dla panów korzystnie - zakpila obserwujac poważne, zdystansowane twarze jegomościów - panowie zartują prawda? - upewnila sie, bo chciała w to wierzyć. W innym wypadku zwiastowaloby to nieprzyjemne i niczym nieuzasadnione kłopoty.
- Pozwole sobie powtórzyć, żebym dobrze zrozumiala. Nie potrafią panowie schwytać zwolennika mugoli, wątpliwej czystości krwi, więc uznali panowie, ze w celu ułatwienia sobie sledztwa, uwierzą temu... mojemu klientowi, tak? - spróbowała sobie przypomnieć kto podarował jej bilet do opery, ale nie potrafila go sobie przywołać w pamięci. Klienci z wdzięczności mieli przyzwyczajenia przynosic jej kwiaty, herbatę czy inne drobne, lezace w granicach zwyklej uprzejmosci, drobnostki. - Uwierzą mu na słowo, że może mieć jakieś powiązania ze mną? Mimo mojej wyraźnej polityki antymugolskiej, panowie? Oraz opowiedzenia sie mojego rodu za takową? Nie wiem czy panowie wiedzą, że ostatnio zaostrzylismy ja wzgledem nieczystokrwisrosci.
Upewnila sie czy dobrze zrozumiala zarzuty i sugestie współpracy z mugolami, mugolakami, czy kimś będącym ich sympatykiem.
- Jesli nie maja panowie na to dowodów, a wiem, ze nie pozostaje w żadnych stosunkach z ludźmi tego pokroju, innych niz zawodowe, to wierzę, ze to będzie odpowiedni moment na wycofanie podejrzen. Prosilabym o stosowne poinformowanie mnie o terminie ewentualnego rozwiązania tej sprawy. Chętnie panom pomogę w schwytaniu tego... O jakim moim kliencie mowimy?
Spogladala to na jednego to na drugiego i odetchnela z rezygnacją.
- Czy to bedzie wszystko?
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Morgoth nie bardzo rozumiał podejrzeń, które tak bezpodstawnie wysuwali antymugolscy pracownicy Ministerstwa. Posiadali jakiekolwiek wiarygodne dowody na takowe stwierdzenia czy po prostu założyli, że nagabywanie niewinnych obywateli urozmaici im dzień? Sam siebie by nie nazwał takim. Były rzeczy, które trzeba było zrobić, i robiło się je, ale nigdy się o nich nie mówiło. Nie próbowało się ich usprawiedliwić. Były nie do usprawiedliwienia. Po prostu się je robiło. A potem się o nich zapominało. Najwidoczniej jednak bojówka Minister Magii związana ze skupieniem się na mugolskiej części magicznej społeczności, została karykaturalnie wykrzywiona, a nieupoważnieni pracownicy zamierzali interweniować w spokój rodów czystej krwi. Zastanawiał się kto w ogóle przyzwolił takim dwóm osiłkom na zajmowanie się podobnymi sprawami, ale z tego co wiedział przyjmowano każdego. Obojętnie na jego iloraz inteligencji.
- Każdy ma gotowe wytłumaczenie na złamanie swoich zasad - odparł krótko, gdy obaj mężczyźni, bo policjantami ich nazwać nie można było, tak ostentacyjnie obrażali inteligencję zarówno jego samego jak i Darcy. Najwyraźniej jednak i sami nie potrafili zrozumieć istoty sprawy, którą prowadzili. Szli za wątpliwym tropem, który podsunął im sam oskarżony, który zapewne zrobiłby wszystko byle uniknąć kary. Morgoth sam z chęcią by uniknął spotkania z tymi... Wątpliwymi przedstawicielami oddziału antymugolskiego. Gdyby wątpił w to, co słyszał, powtórzył to na głos za mężczyznami. Uważali, że rodzina Rosierów ukrywała poplecznika mugoli. Kto wie. Może nawet sam był brudnej krwi. Nawet oni musieli przyznać jak absurdalnie to brzmiało. Najwyraźniej zamierzali obalić kilkusetletnią, twardą historię rodu Rosier i jej antymugolską politykę, z której byli znani za pomocą jednego dowodu. No, cóż. Yaxley musiał przyznać, że z tym nie było dyskusji. Obserwował jedynie Darcy, gdy się broniła, analizując to całe dziwne zajście. Naprawdę chodziło jedynie o podejrzanego czy kryło się za tym coś więcej? Dodatkowo dwójka braci dalej się nie wylegitymowała.
- Każdy ma gotowe wytłumaczenie na złamanie swoich zasad - odparł krótko, gdy obaj mężczyźni, bo policjantami ich nazwać nie można było, tak ostentacyjnie obrażali inteligencję zarówno jego samego jak i Darcy. Najwyraźniej jednak i sami nie potrafili zrozumieć istoty sprawy, którą prowadzili. Szli za wątpliwym tropem, który podsunął im sam oskarżony, który zapewne zrobiłby wszystko byle uniknąć kary. Morgoth sam z chęcią by uniknął spotkania z tymi... Wątpliwymi przedstawicielami oddziału antymugolskiego. Gdyby wątpił w to, co słyszał, powtórzył to na głos za mężczyznami. Uważali, że rodzina Rosierów ukrywała poplecznika mugoli. Kto wie. Może nawet sam był brudnej krwi. Nawet oni musieli przyznać jak absurdalnie to brzmiało. Najwyraźniej zamierzali obalić kilkusetletnią, twardą historię rodu Rosier i jej antymugolską politykę, z której byli znani za pomocą jednego dowodu. No, cóż. Yaxley musiał przyznać, że z tym nie było dyskusji. Obserwował jedynie Darcy, gdy się broniła, analizując to całe dziwne zajście. Naprawdę chodziło jedynie o podejrzanego czy kryło się za tym coś więcej? Dodatkowo dwójka braci dalej się nie wylegitymowała.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Phil podejrzewał, że kobieta tak zareaguje, choć czułby się lepiej, gdyby stosownie do sytuacji zachowała powagę i wyraziła jak najbardziej uzasadniony niepokój. Ale ponieważ był w dobrym nastroju, zawtórował jej, śmiejąc się równie głośno. Bill, widząc śmiejącego się brata i śmiejącą się panienkę Rosier też się zaśmiał. Śmiali się więc wszyscy głośno i radośnie poza naburmuszonym lordem, któremu najwyraźniej ktoś nadepnął na odcisk.
— Cha cha! Niestety nie. — Obaj szybko powrócili do swoich kamiennych twarzy, przyglądając się młodej damie ze zniecierpliwieniem. Sprawa była istotna i wymagała ich nagłej interwencji, a możliwości, jakimi się posługiwali pozwalały aby oczernić młodą damę i nadszarpnąć jej reputację plotkami, bo przecież jej klient nigdy nie stawi się dobrowolnie w ministerstwie, by przyznać, że nigdy żadna bliższa relacja z mugolami ani z nim jej nie łączyła.
— Najwidoczniej pani nie zrozumiała — kompletnie nie rozumiała. — Mamy postawy by sądzić, że panienka go ukrywa i przybyliśmy, by to sprawdzić. Taki jest nasz obowiązek — podkreślił dosadnie. Rody rodami, ale prawo było prawem i nie zamierzali rozpatrywać słuszności swoich podejrzeń, biorąc pod uwagę politykę rodów. Jeśli Darcy Rosier mogła być wyjątkowo życzliwa dla tego czarodzieja, mogła mu również pomóc, a skoro mieli go złapać, to zamierzali do niego dotrzeć każdą możliwą drogą. — Podejrzewam, że zdaje sobie panienka sprawę z wagi sytuacji i tego, co może jej grozić w tym wypadku.
Nie żartowali. Byli najzupełniej poważni, a ona utrudniała im śledztwo. Bill powstrzymał się przed prychnięciem, ale nie pomylił się, co do jej udziału — wcale nie mogła im pomóc. Dobrowolnie podawała im się na tacy.
— Polityka rodu niezmiernie nas cieszy, nie zmienia to jednak faktu, że prowadzi panienka salon hipnozy dostępny dla różnych czarodziejów, również tych pochodzenia mugolskiego — zamiast zająć się tym, czym powinny zajmować się arystokratki — a historie opowiedziane przez owego klienta, pana Stalka, mocno naruszają panienki wizerunek— wyjaśnił spokojnie Phill, lecz zaraz Bill dodał:
— Więc na panienki miejscu podjąłbym współpracę, atak w tym wypadku jest zawodną strategią.
Spojrzeli po sobie z udawaną rezygnacją. Tak naprawdę bardzo cieszyli się z takiego obrotu spraw.
— Proszę nam przekazać swoją różdżkę, udamy się do ministerstwa w celu o f i c j a l n e g o przesłuchania, jeśli tak panienka woli — zabrzmiał starszy z braci, patrząc surowo na młodą dziewczynę. Być może, gdy to się skończy będzie wolna, lecz nikt z nich nie mógł przewidzieć, jak to wszystko się potoczy.
— Cha cha! Niestety nie. — Obaj szybko powrócili do swoich kamiennych twarzy, przyglądając się młodej damie ze zniecierpliwieniem. Sprawa była istotna i wymagała ich nagłej interwencji, a możliwości, jakimi się posługiwali pozwalały aby oczernić młodą damę i nadszarpnąć jej reputację plotkami, bo przecież jej klient nigdy nie stawi się dobrowolnie w ministerstwie, by przyznać, że nigdy żadna bliższa relacja z mugolami ani z nim jej nie łączyła.
— Najwidoczniej pani nie zrozumiała — kompletnie nie rozumiała. — Mamy postawy by sądzić, że panienka go ukrywa i przybyliśmy, by to sprawdzić. Taki jest nasz obowiązek — podkreślił dosadnie. Rody rodami, ale prawo było prawem i nie zamierzali rozpatrywać słuszności swoich podejrzeń, biorąc pod uwagę politykę rodów. Jeśli Darcy Rosier mogła być wyjątkowo życzliwa dla tego czarodzieja, mogła mu również pomóc, a skoro mieli go złapać, to zamierzali do niego dotrzeć każdą możliwą drogą. — Podejrzewam, że zdaje sobie panienka sprawę z wagi sytuacji i tego, co może jej grozić w tym wypadku.
Nie żartowali. Byli najzupełniej poważni, a ona utrudniała im śledztwo. Bill powstrzymał się przed prychnięciem, ale nie pomylił się, co do jej udziału — wcale nie mogła im pomóc. Dobrowolnie podawała im się na tacy.
— Polityka rodu niezmiernie nas cieszy, nie zmienia to jednak faktu, że prowadzi panienka salon hipnozy dostępny dla różnych czarodziejów, również tych pochodzenia mugolskiego — zamiast zająć się tym, czym powinny zajmować się arystokratki — a historie opowiedziane przez owego klienta, pana Stalka, mocno naruszają panienki wizerunek— wyjaśnił spokojnie Phill, lecz zaraz Bill dodał:
— Więc na panienki miejscu podjąłbym współpracę, atak w tym wypadku jest zawodną strategią.
Spojrzeli po sobie z udawaną rezygnacją. Tak naprawdę bardzo cieszyli się z takiego obrotu spraw.
— Proszę nam przekazać swoją różdżkę, udamy się do ministerstwa w celu o f i c j a l n e g o przesłuchania, jeśli tak panienka woli — zabrzmiał starszy z braci, patrząc surowo na młodą dziewczynę. Być może, gdy to się skończy będzie wolna, lecz nikt z nich nie mógł przewidzieć, jak to wszystko się potoczy.
Darcy wyprostowała się, ściągając w spięciu łopatki razem. Rozmowa niebezpiecznie zbliżała się tylko do jednego możliwego końca.
— Ma pan rację. Nie zrozumiałam — przyznała nie z zamiaru rzeczywistego zaaprobowania jego słów i tonu, a widząc w tym głębszy rodzaj taktycznego zagrania — Niech mnie pan… — oświeci — … bliżej zaznajomi z tematem — zakończyła, uznając ostatecznie, że mężczyzna i tak to zrobi. Zawsze lepiej będzie to wyglądało, jeśli dokończy swoją wypowiedź na specjalną prośbę Darcy, niż gdyby Rosier pozwoliła mu naświetlać sprawę, sprawiając wrażenie, jakby MUSIALA go słuchać. Nie. Ona potrzebowała zaznaczyć, że to była kwestia tylko i wyłącznie jej dobrej woli.
Nie przerywała więcej mężczyźnie. Ten zresztą mówił oczywistości, które zdążyła wywnioskować z kontekstu rozmowy i zlekceważyć, dając sobie jeszcze jakiś cień szansy na uniknięcie takiej konfrontacji. Cień jednak przyblakł, a jej nie pozostawało już wiele przestrzeni do stawiania żądań, czy życzeń. Była na gorszej pozycji, co nie znaczyło, że przegranej. Uniosła podbródek, a chwilę później, na moment przeniosła wzrok na Morgotha. Wyłapując jego spojrzenie, uśmiechnęła się do niego nieśmiało (tak, jakby rzeczywiście był to tylko subtelny, dziewczęcy uśmiech). Oparła się swobodnie na jego ramieniu, jak mógłby się oprzeć przyjaciel na ramieniu przyjaciela, gdyby tylko nimi byli. Mogła mieć tylko nadzieję, że Yaxley w żaden sposób nie zdradzi, że sytuacja mogłaby mu się wydać niekomfortowa. Przy okazji tego przyjacielskiego gestu, wsunęła mu swoją różdżkę z magicznej kieszonki w rękawie sukni, do kieszeni w marynarce.
Odpowiadając mężczyznom, wysunęła się na przód, niby zupełnym przypadkiem wygładzając mu materiał marynarki dłonią, kiedy zostawiała Morgotha za sobą. W całkiem luźnym, naturalnym odruchu, nie chcąc się z mężczyzną tak łatwo rozstawać, a przynajmniej tak to mogło wyglądać z boku.
— Rozumiem — skwitowała cały ten wywód dość spokojnie, jak na fakt, że właśnie kazano jej zwrócić różdżkę i udać się wraz z funkcjonariuszami do Ministerstwa.
— Rozumiem też, że jako przedstawiciele antymugolskiej policji, jesteście zobligowani pokazać mi swoje legitymację, na moją wyraźną prośbę. Dlatego…. Proszę się wylegitymować panowie. Na ten moment nie mam podstaw sądzić, ze rzeczywiście są tu panowie na zlecenie Ministerstwa Magii. Nie widzę żadnych identyfikatorów, żadnych odznak, legitymacji, plakietek. Może słyszeliście o zniknięciach szlachetnokrwistych czarodziei? Dlatego na pewno rozumieją panowie moją przezorność. Miejmy to z głowy, a udam się gdziekolwiek Ministerstwo będzie mnie potrzebowało.
Zawiesiła tak samo surowe spojrzenie na starszym z policjantów, utrzymując je bezproblemowo. Jeśli uważał, że tylko policja antymugolska potrafiła przybrać prawdziwy animusz i pokerową twarz, to znaczy, ze jeszcze nie miał okazji poznać żadnej szlachcianki. Urodzonej po to, aby mówić i pokazywać rzeczy zupełnie odwrotne do tych co wie i myśli.
— Nie posiadam przy sobie różdżki, panie Hopkirk — dodała informacyjnie.
— Ma pan rację. Nie zrozumiałam — przyznała nie z zamiaru rzeczywistego zaaprobowania jego słów i tonu, a widząc w tym głębszy rodzaj taktycznego zagrania — Niech mnie pan… — oświeci — … bliżej zaznajomi z tematem — zakończyła, uznając ostatecznie, że mężczyzna i tak to zrobi. Zawsze lepiej będzie to wyglądało, jeśli dokończy swoją wypowiedź na specjalną prośbę Darcy, niż gdyby Rosier pozwoliła mu naświetlać sprawę, sprawiając wrażenie, jakby MUSIALA go słuchać. Nie. Ona potrzebowała zaznaczyć, że to była kwestia tylko i wyłącznie jej dobrej woli.
Nie przerywała więcej mężczyźnie. Ten zresztą mówił oczywistości, które zdążyła wywnioskować z kontekstu rozmowy i zlekceważyć, dając sobie jeszcze jakiś cień szansy na uniknięcie takiej konfrontacji. Cień jednak przyblakł, a jej nie pozostawało już wiele przestrzeni do stawiania żądań, czy życzeń. Była na gorszej pozycji, co nie znaczyło, że przegranej. Uniosła podbródek, a chwilę później, na moment przeniosła wzrok na Morgotha. Wyłapując jego spojrzenie, uśmiechnęła się do niego nieśmiało (tak, jakby rzeczywiście był to tylko subtelny, dziewczęcy uśmiech). Oparła się swobodnie na jego ramieniu, jak mógłby się oprzeć przyjaciel na ramieniu przyjaciela, gdyby tylko nimi byli. Mogła mieć tylko nadzieję, że Yaxley w żaden sposób nie zdradzi, że sytuacja mogłaby mu się wydać niekomfortowa. Przy okazji tego przyjacielskiego gestu, wsunęła mu swoją różdżkę z magicznej kieszonki w rękawie sukni, do kieszeni w marynarce.
Odpowiadając mężczyznom, wysunęła się na przód, niby zupełnym przypadkiem wygładzając mu materiał marynarki dłonią, kiedy zostawiała Morgotha za sobą. W całkiem luźnym, naturalnym odruchu, nie chcąc się z mężczyzną tak łatwo rozstawać, a przynajmniej tak to mogło wyglądać z boku.
— Rozumiem — skwitowała cały ten wywód dość spokojnie, jak na fakt, że właśnie kazano jej zwrócić różdżkę i udać się wraz z funkcjonariuszami do Ministerstwa.
— Rozumiem też, że jako przedstawiciele antymugolskiej policji, jesteście zobligowani pokazać mi swoje legitymację, na moją wyraźną prośbę. Dlatego…. Proszę się wylegitymować panowie. Na ten moment nie mam podstaw sądzić, ze rzeczywiście są tu panowie na zlecenie Ministerstwa Magii. Nie widzę żadnych identyfikatorów, żadnych odznak, legitymacji, plakietek. Może słyszeliście o zniknięciach szlachetnokrwistych czarodziei? Dlatego na pewno rozumieją panowie moją przezorność. Miejmy to z głowy, a udam się gdziekolwiek Ministerstwo będzie mnie potrzebowało.
Zawiesiła tak samo surowe spojrzenie na starszym z policjantów, utrzymując je bezproblemowo. Jeśli uważał, że tylko policja antymugolska potrafiła przybrać prawdziwy animusz i pokerową twarz, to znaczy, ze jeszcze nie miał okazji poznać żadnej szlachcianki. Urodzonej po to, aby mówić i pokazywać rzeczy zupełnie odwrotne do tych co wie i myśli.
— Nie posiadam przy sobie różdżki, panie Hopkirk — dodała informacyjnie.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Morgoth zmarszczył brwi, widząc to przedstawienie. Możliwe że tak adekwatne do miejsca, w którym się znajdowali, ale równocześnie żałosne i prostackie. Czego ci mężczyźni chcieli od Darcy? Czemu przyszli właśnie teraz? I dlaczego nie pokazali dokumentów, chociaż powinni byli to zrobić od razu po pojawieniu się ich dwójki na schodach. Każdy pracownik Ministerstwa Magii posiadał dokument, który o tym mówił, a każda jednostka służb mundurowych takie posiadała. Tak ciężko było więc sięgnąć do kieszeni i pokazać je szlachcicom? Najwidoczniej antymugolscy pracownicy posiadali nie tylko niedowład narządu ośrodkowego układu nerwowego. Gdyby jednak posiadali cokolwiek z tych rzeczy, wytłumaczenie im, że podobne oskarżenia są kompletnie niezgodne z prawdą może miałoby jakąś szansę. Tym razem jednak woleli trzymać się wątpliwych zeznań człowieka, którego wypuścili. Właśnie. Którego wypuścili lub nigdy tego nie zrobili, licząc na to, że gdy tego będą potrzebować, pojawi się nagle i obarczy Darcy dokładnie w taki sposób, w jaki będą tego chcieli. W jaką dziwną grę pogrywali? I komu miało to przynieść korzyści? Na pewno nie im, skoro mogli być pewni, że nic nie znajdą na Rosier, a po jej wypuszczeniu zostaną wyśmiani i pogardzeni. Dwóch idiotów zabrało się za zamykanie arystokratek. Słuchał tej wymiany zdań między kobietą, a mężczyznami. Gdy poczuł na sobie jej spojrzenie, przeniósł na nią wzrok. Zobaczył wyraźną zmianę na twarzy Darcy i kryjącą się pod tym pewną sposobność. Obserwował ją jak podeszła i oparła na nim, z idealną swobodą w ruchach, a on po prostu przyzwolił jej na to. Wyczuwał znajomy kształt w kieszeni, jednak nie zamierzał w jakikolwiek sposób pokazać, że coś było nie tak. Pod koniec tego przedstawienia, złapał ją za rękę w czystym odruchu. Rzucił jej przy tym spojrzenie, które mówiło, by nigdzie nie szła. Wiedział, jednak że nie miała wyjścia. Po chwili zostawił ją, a Darcy kontynuowała już rozmowę z antymugolskimi. To mu się nie podobało. Cokolwiek jednak miało się wydarzyć, w tej chwili nie miał na to wpływu.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dla świętego spokoju obaj pracownicy policji antymugolskiej wylegitymowali się w ciszy na wyraźną prośbę lady Rosier. Upierała się przy tym od samego początku, nie chcąc współpracować, więc dopełnili formalności ukazując dokumenty upoważniające ich do takich czynności. Dla nich takie spotkanie miało charakter rutynowej kontroli. Phillipe miał nadzieję, że załatwią to szybko, a młoda dama będzie chciała udzielić im wszystkich informacji. Od samego początku stała jednak w opozycji do służb, nie pozostawiając im większego wyboru. Bill zaś od samego początku podejrzewał, że wykaże się głupotą i jej zachowanie niewiele będzie miało wspólnego z pomocą. Z przyjemnością więc szykował się do tego, by uwikłać ją w jakieś dziwne sytuacje, stawiające ją w roli winnej, a nie jak do tej pory — wyłącznie świadka.
— Nigdy nie słyszałem o znikaniu czystokrwistych czarodziejów— odpowiedział Bill w zamyśleniu, Phill natomiast nie skomentował wcale tego idiotycznego tłumaczenia. Patrzył na nią przez chwilę tak, jakby przemawiała do nich w innym języku.
— Czarownica, która nie posiada przy sobie różdżki — powiedział, nie kryjąc swojego zdziwienia. Brak różdżki przy sobie był rzadkością nawet u czarodziejów pochodzenia mugolskiego i z pewnością źle świadczył o samej lady Rosier. Niemożność wylegitymowania jej stawiało ją w jeszcze gorszym położeniu, ale musiała sobie z tego zdawać sprawę, jeszcze zanim podjęła bezmyślną decyzję o przekazaniu różdżki Morgothowi.
Pracownicy policji antymugolskiej, zgodnie z zapowiedzią, deportowali się wraz z Darcy do Ministerstwa Magii, gdzie zamierzali ją przesłuchać. Morgoth, który nie wykazał wcześniej żadnych konkretnych powiązań z młodą Rosierówną został uznany za zbędną jednostkę, której obecność była nie tylko nieupoważniona, lecz nawet niepożądana.
| Morgoth, jesteś wolny. Masz czas na opcjonalny odpis, kończący sesję. Darcy, zostałaś przetransportowana do sali przesłuchań, gdzie będziesz kontynuować wątek.
— Nigdy nie słyszałem o znikaniu czystokrwistych czarodziejów— odpowiedział Bill w zamyśleniu, Phill natomiast nie skomentował wcale tego idiotycznego tłumaczenia. Patrzył na nią przez chwilę tak, jakby przemawiała do nich w innym języku.
— Czarownica, która nie posiada przy sobie różdżki — powiedział, nie kryjąc swojego zdziwienia. Brak różdżki przy sobie był rzadkością nawet u czarodziejów pochodzenia mugolskiego i z pewnością źle świadczył o samej lady Rosier. Niemożność wylegitymowania jej stawiało ją w jeszcze gorszym położeniu, ale musiała sobie z tego zdawać sprawę, jeszcze zanim podjęła bezmyślną decyzję o przekazaniu różdżki Morgothowi.
Pracownicy policji antymugolskiej, zgodnie z zapowiedzią, deportowali się wraz z Darcy do Ministerstwa Magii, gdzie zamierzali ją przesłuchać. Morgoth, który nie wykazał wcześniej żadnych konkretnych powiązań z młodą Rosierówną został uznany za zbędną jednostkę, której obecność była nie tylko nieupoważniona, lecz nawet niepożądana.
| Morgoth, jesteś wolny. Masz czas na opcjonalny odpis, kończący sesję. Darcy, zostałaś przetransportowana do sali przesłuchań, gdzie będziesz kontynuować wątek.
Najwyraźniej niedoinformowanie obu mężczyzn sięgało o wiele głębiej niż sądził. Trudno było uwierzyć, by policjanci nie wiedzieli o morderstwach, które miały miejsce na przestrzeni ostatniego miesiąca. Dekapitacja mugoli, zamordowane jednorożce i zabici czarodzieje nie były tajemnicą. Możliwe jednak że Hopkirksowie nie uznawali nawet gazet. Zastanawiające było to, co robili poprzednio? Pracowali w jakiejś kopalni? Brak szacunku jak i inteligencji mówił sam przez siebie, że nigdy nie byli dobrymi pracownikami, a najwidoczniej antymugolska jednostka powołana przez Minister Magii okazała się dla nich idealnym rozwiązaniem. Bez selekcji pracowników, bez wymagań... Włożył dłoń do kieszeni spodni, słuchając dalej ich słów. Nie wiedział czy przekazanie mu różdżki przez Rosier było takim mądrym posunięciem. Ale lepiej by te tłumoki nie zbezcześciły jej drewna. Kto wie, co by z nią zrobili? Cała ta sytuacja ociekała perfidnym wymuszeniem, ale nie mogli robić sceny w takim miejscu jak to. Zresztą i tak nie mogli nic zrobić. Jakiekolwiek odejście byłoby uznane za ucieczkę, a to jedynie pogorszyłoby ich sytuację. Jej sytuację. Przejechał spojrzeniem po pracownikach opery i zanim policjanci wraz z Darcy zniknęli mu z oczy, odwrócił się, by szybko znaleźć miejsce do deportacji. Musiał przenieść się do domu i napisać list do Tristana. Jej brat miał o wiele większe szanse i powody na wyciągnięcie ją z tego, co wyszykowało dla niej Ministerstwo. Żałował, że tak to się skończyło.
|zt
|zt
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
17-20.04
Na ten dzień przygotowywałam się długo. Może nawet dłużej niż do premiery kolejnego spektaklu w operze. Tym razem lord Abbott urzeczony moim głosem (i na pewno nie tylko!) zaprosił mnie do uświetnienia mym wokalnym talentem jego wesela z przepiękną lady Selwyn. Zaproszenie przyszło w zapierającym dech w piersi, żółtym bileciku z pomarańczowymi płomieniami wokół tekstu i wyglądało naprawdę wspaniale. Siedząc na łóżku w pokoju aż pisnęłam zadowolona, na pewno wzbudzając niepokój w pozostałych domownikach. To się jednak nie liczyło - najważniejsza byłam ja, moja bardzo powoli postępująca kariera oraz wizja zrobienia niemałego wrażenia na tamtejszych znakomitych gościach. Gdyby nie niedawna informacja od Marcela o tak brutalnym zerwaniu jego zaręczyn z wywłoką Fawley, cieszyłabym się bardziej, niezwłocznie znajdując się przy Egerton Crescent w akompaniamencie dzikich pisków zachwytu. Powstrzymałam się jednak. Wstałam energicznie, przeczesałam szybko włosy i czym prędzej zabrałam się za śpiew.
Rozgrzewam właśnie struny głosowe już którąś minutę z rzędu - nawet nie liczę którą. Czas cudownie się rozmywa podczas ćwiczeń, na których mi tak mocno zależy. Nie, żeby już na innych mi nie zależało, skąd! Jednak wystąpienie przed tłumem arystokratów to nie przelewki. Od tego zależy czy polecą mnie dalej czy nie! To znaczy, moim marzeniem i tak jest stanie się gwiazdą operową światowej sławy, ale podobno od czegoś trzeba zacząć. Ponadto z odpowiednią renomą pójdzie mi łatwiej niż bez niej. Sam wygląd nie wystarczy, zresztą i tak by to obrażało moje poczucie ambicji. Ogromnej, obejmującej poczucie, że należy wykorzystywać każdą szansę. Nie zamierzam jej zmarnować, nawet jeśli po tym występie nic się w moim życiu zawodowym nie zmieni. Nie przebolałabym chociażby pozornej straty osiągnięcia czegoś więcej. Jestem zdeterminowana. Może mi to zająć i dwadzieścia lat jeśli zajdzie taka potrzeba, ale dopnę swego.
To sprawia, że właśnie chodzę po pokoju porywając się na najwyższe, najbardziej melodyjne dźwięki mojego gardła. Rytm, odpowiednia technika, modulacja głosem oraz żywa gestykulacja - wizerunek sceniczny również jest niesamowicie ważny. Patrzę na nuty oraz na tekst, który na szczęście ktoś mi przetłumaczył. Lubię wiedzieć o czym śpiewam. Bowiem wokal to nie wszystko, liczy się też odpowiednia interpretacja utworu. A tutaj mam ich aż kilkanaście. Wesele w końcu nie trwa jedynie godziny; po odjęciu czasu na przerwy oraz inne atrakcje, i tak zostaje całkiem sporo czasu na zabawianie gości należytą muzyką. Ciekawa jestem jak to ostatecznie wyjdzie. Na pewno perfekcyjnie, nie mam względem siebie żadnych zastrzeżeń. Tylko czy inni odbiorą mnie równie dobrze?
Niestety nie mogę się też przeciążać. Struny głosowe mają swoje ograniczenia, kiedy je nagnę, mogę się pewnego dnia obudzić z potworną chrypką. Tego zdecydowanie bym nie chciała! Dlatego resztę dnia spędzam na nauce tekstu na pamięć. Oczywiście wszystko jest o miłości. Trochę o szlachetności sprawiedliwości oraz ogniu pasji - czyli nic, czego nie mogłabym się spodziewać. Nawet kładąc się do spania przypominam sobie fragmenty z tego tekstu, ale niestety nie udaje mi się przywołać niczego więcej. Sen jest równie ważny jeśli nie chcę popełnić żadnego błędu.
Następny poranek upływa pod znakiem próby w operze. Dopiero później mogę przepytywać się z zapamiętanych fraz. Dodatkowe zlecenie pozostaje tym dodatkowym, nieujętym w angażu mojej scenicznej pracy, dlatego muszę to wszystko robić po godzinach. Na szczęście determinacja oraz wola walki o lepsze jutro skutecznie zagania mnie do zwiększonego wysiłku. Specjalnie idę pieszo, żeby móc spokojnie uczyć się tekstu. Specjalnie odwołuję wszystkie spotkania umówione na te kilka dni. Muszę całkowicie poświęcić się swoim marzeniom.
Kiedy wieczorem moduluję swój głos przy tekście czwartej, miłosnej piosenki o wiecznym, płomiennym uczuciu oraz pokonywaniu wszystkich przeszkód kiedy dwoje ludzi łączy się ze sobą na zawsze małżeńskim węzłem, dostaję niespodziewany list. Po przejrzeniu szybko jego treści dowiaduję się, że na jutro umówione jest spotkanie z artystycznym doradcą lorda Abbotta. Nie mogę się temu dziwić. Chociaż niewątpliwie zrobiłam na mężczyźnie wrażenie, to nie może on poszczycić się dużą znajomością w dziedzinie śpiewu. Ślub to jednak zbyt ważna uroczystość, żeby pozwolić kupić sobie kota w worku. Pełna zadziwiającego zrozumienia polecam skrzatowi wysłanie na poczcie mojej odpowiedzi - naturalnie zjawię się jutrzejszego poranka na wstępne przesłuchanie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi zaczynam się jednak trochę tym wszystkim denerwować. Jestem lepsza niż jakaś podrzędna Belle, dlaczego więc miałabym się przejmować tym jak wypadnę? Wypadnę rewelacyjnie i ma się nad czym zastanawiać. A mimo to odczuwam lekkie drżenie dłoni kiedy zamykam arię. Mam nadzieję, że rodzina rzuciła na swoje pokoje zaklęcie uciszające, gdyż moje występy nie skończą się zbyt szybko.
Wyspana, lekko stremowana udaję się na miejsce spotkania. Poprawiam materiał złotej sukni, specjalnie dobranej na dzisiejszy dzień. Upinam ostatnie niesforne kosmyki jasnych włosów, wkraczam do pomieszczenia teatru. Na przedzie siedzi lord Abbott ze swoją przyszłą małżonką oraz zatrudniony przez nich znawca. Trochę się stresuję, ale raczę ich delikatnym, niemal dziewczęcym uśmiechem. Przypominając sobie ostatnie spotkanie z lady Rosier przechodzą mnie ciarki, ale staram się to zignorować.
- Musieć rozgrzewka najpierw - mówię po standardowych powitaniach oraz grzecznościowych dygnięciach. Kładę dłoń na przeponie, po czym wydobywam z siebie serię dźwięków mających za zadanie rozgrzać mój głos. Staram się najlepiej jak potrafię, później przechodząc płynnie do tekstu pieśni, która spodobała mi się najbardziej. I która, jak chciałam w to wierzyć, podobała się lordowi Abbottowi najbardziej. Tak, to ta o płonącym szlachectwie sprawiedliwości. Pewnie już wiedzą jaki mam w tym wszystkim cel, ale nie uważam tego za nic złego. Boję się tylko, że zaraz zadrży mi głos niwecząc wszystko w drobny pył. Na szczęście docieram do końca utworu bez większych przewinień. Mogę odetchnąć zatem z ulgą.
Spoglądając na twarze zebranych nie wiem do końca czego się spodziewać. Wyglądają na nieprzeniknione. Jedynie lady Selwyn wygląda na pogodną kobietę, nienastawioną negatywnie.
- Musimy to przedyskutować - mówi do mnie ten krytyk, którego zaczynam się coraz bardziej obawiać. Zerkam na niego niepewnie, ale przytakuję. Co innego mogę zrobić? Splatam ze sobą palce słysząc jedynie ciche szepty narad. Patrzę na wystrój sali, na meble, na scenę, na wszystko, byleby tylko nie musieć patrzeć na nich. Wzdycham bezgłośnie pod nosem modląc się w duchu o danie mi szansy. Po jakimś czasie głosy milkną wpatrując się we mnie.
- Zapraszam do nas - odezwał się lord Abbott, po czym wszyscy wstali. Drobię więc pełna obaw, niemal wywracając się na zejściu ze sceny. Och, oby nikt tego nie widział! Wreszcie nieznajomy ogłasza, że z wielką chęcią posłuchają nas na jutrzejszym weselu. Oddycham z ulgą, dziękuję im szczerze nie mogąc opanować radości. Coś niesamowitego!
Po powrocie do domu jeszcze trochę ćwiczę, najwięcej jednak czasu poświęcając na sen. Przecież wypoczynek to podstawa. Dwudziesty kwietnia ma być dla mnie znamienny. Dla mnie jako mnie – dla świata artystycznego wiele się nie zmienia. To nic.
Uroczystość ma miejsce w malowniczym Somerset. Żółcie, pomarańcze, niewinna biel. Łono natury oraz ciepłe słońce muskające skórę. Większość szlachcianek chroni się przed nimi parasolkami, ja nie mam na to czasu. Tłumy osób powoli zapełniające ogród, wszyscy patrzący w stojącą na środku parę młodą. Ja stoję gdzieś z boku zaczynając śpiewać - trzeba przecież gości wprowadzić w najwyższy, romantyczny klimat. Dlatego rozpoczynam muzyczną oprawę. Z początku trochę nieśmiało, później z większą mocą. Orkiestra gra idealnie, udaje nam się ze sobą współpracować tworząc całość. Milknącą podczas składania przysiąg oraz innych, oficjalnych formalnościach. Wszystko się wzmaga podczas składania życzeń, kiedy to słowa kolejnej piosenki robią za tło. Potem następuje chwila przerwy podczas której udajemy się do namiotu tanecznego. Tam to dopiero sprawa staje się wymagająca! Śpiew do tańców musi wypaść idealnie, w dodatku trwa zdecydowanie dłużej. Na szczęście wszyscy wydają się dobrze bawić. Słyszę nawet kilka zabłąkanych oklasków. A później kilka słów uznania. Następnego dnia lord Abbott wypłaca mi szczodre wynagrodzenie obiecując, że jeszcze kiedyś z małżonką z chęcią posłuchają moich arii w operze. Czy te kilka dni wytężonej pracy nie mogły skończyć się lepiej?
zt.
Na ten dzień przygotowywałam się długo. Może nawet dłużej niż do premiery kolejnego spektaklu w operze. Tym razem lord Abbott urzeczony moim głosem (i na pewno nie tylko!) zaprosił mnie do uświetnienia mym wokalnym talentem jego wesela z przepiękną lady Selwyn. Zaproszenie przyszło w zapierającym dech w piersi, żółtym bileciku z pomarańczowymi płomieniami wokół tekstu i wyglądało naprawdę wspaniale. Siedząc na łóżku w pokoju aż pisnęłam zadowolona, na pewno wzbudzając niepokój w pozostałych domownikach. To się jednak nie liczyło - najważniejsza byłam ja, moja bardzo powoli postępująca kariera oraz wizja zrobienia niemałego wrażenia na tamtejszych znakomitych gościach. Gdyby nie niedawna informacja od Marcela o tak brutalnym zerwaniu jego zaręczyn z wywłoką Fawley, cieszyłabym się bardziej, niezwłocznie znajdując się przy Egerton Crescent w akompaniamencie dzikich pisków zachwytu. Powstrzymałam się jednak. Wstałam energicznie, przeczesałam szybko włosy i czym prędzej zabrałam się za śpiew.
Rozgrzewam właśnie struny głosowe już którąś minutę z rzędu - nawet nie liczę którą. Czas cudownie się rozmywa podczas ćwiczeń, na których mi tak mocno zależy. Nie, żeby już na innych mi nie zależało, skąd! Jednak wystąpienie przed tłumem arystokratów to nie przelewki. Od tego zależy czy polecą mnie dalej czy nie! To znaczy, moim marzeniem i tak jest stanie się gwiazdą operową światowej sławy, ale podobno od czegoś trzeba zacząć. Ponadto z odpowiednią renomą pójdzie mi łatwiej niż bez niej. Sam wygląd nie wystarczy, zresztą i tak by to obrażało moje poczucie ambicji. Ogromnej, obejmującej poczucie, że należy wykorzystywać każdą szansę. Nie zamierzam jej zmarnować, nawet jeśli po tym występie nic się w moim życiu zawodowym nie zmieni. Nie przebolałabym chociażby pozornej straty osiągnięcia czegoś więcej. Jestem zdeterminowana. Może mi to zająć i dwadzieścia lat jeśli zajdzie taka potrzeba, ale dopnę swego.
To sprawia, że właśnie chodzę po pokoju porywając się na najwyższe, najbardziej melodyjne dźwięki mojego gardła. Rytm, odpowiednia technika, modulacja głosem oraz żywa gestykulacja - wizerunek sceniczny również jest niesamowicie ważny. Patrzę na nuty oraz na tekst, który na szczęście ktoś mi przetłumaczył. Lubię wiedzieć o czym śpiewam. Bowiem wokal to nie wszystko, liczy się też odpowiednia interpretacja utworu. A tutaj mam ich aż kilkanaście. Wesele w końcu nie trwa jedynie godziny; po odjęciu czasu na przerwy oraz inne atrakcje, i tak zostaje całkiem sporo czasu na zabawianie gości należytą muzyką. Ciekawa jestem jak to ostatecznie wyjdzie. Na pewno perfekcyjnie, nie mam względem siebie żadnych zastrzeżeń. Tylko czy inni odbiorą mnie równie dobrze?
Niestety nie mogę się też przeciążać. Struny głosowe mają swoje ograniczenia, kiedy je nagnę, mogę się pewnego dnia obudzić z potworną chrypką. Tego zdecydowanie bym nie chciała! Dlatego resztę dnia spędzam na nauce tekstu na pamięć. Oczywiście wszystko jest o miłości. Trochę o szlachetności sprawiedliwości oraz ogniu pasji - czyli nic, czego nie mogłabym się spodziewać. Nawet kładąc się do spania przypominam sobie fragmenty z tego tekstu, ale niestety nie udaje mi się przywołać niczego więcej. Sen jest równie ważny jeśli nie chcę popełnić żadnego błędu.
Następny poranek upływa pod znakiem próby w operze. Dopiero później mogę przepytywać się z zapamiętanych fraz. Dodatkowe zlecenie pozostaje tym dodatkowym, nieujętym w angażu mojej scenicznej pracy, dlatego muszę to wszystko robić po godzinach. Na szczęście determinacja oraz wola walki o lepsze jutro skutecznie zagania mnie do zwiększonego wysiłku. Specjalnie idę pieszo, żeby móc spokojnie uczyć się tekstu. Specjalnie odwołuję wszystkie spotkania umówione na te kilka dni. Muszę całkowicie poświęcić się swoim marzeniom.
Kiedy wieczorem moduluję swój głos przy tekście czwartej, miłosnej piosenki o wiecznym, płomiennym uczuciu oraz pokonywaniu wszystkich przeszkód kiedy dwoje ludzi łączy się ze sobą na zawsze małżeńskim węzłem, dostaję niespodziewany list. Po przejrzeniu szybko jego treści dowiaduję się, że na jutro umówione jest spotkanie z artystycznym doradcą lorda Abbotta. Nie mogę się temu dziwić. Chociaż niewątpliwie zrobiłam na mężczyźnie wrażenie, to nie może on poszczycić się dużą znajomością w dziedzinie śpiewu. Ślub to jednak zbyt ważna uroczystość, żeby pozwolić kupić sobie kota w worku. Pełna zadziwiającego zrozumienia polecam skrzatowi wysłanie na poczcie mojej odpowiedzi - naturalnie zjawię się jutrzejszego poranka na wstępne przesłuchanie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi zaczynam się jednak trochę tym wszystkim denerwować. Jestem lepsza niż jakaś podrzędna Belle, dlaczego więc miałabym się przejmować tym jak wypadnę? Wypadnę rewelacyjnie i ma się nad czym zastanawiać. A mimo to odczuwam lekkie drżenie dłoni kiedy zamykam arię. Mam nadzieję, że rodzina rzuciła na swoje pokoje zaklęcie uciszające, gdyż moje występy nie skończą się zbyt szybko.
Wyspana, lekko stremowana udaję się na miejsce spotkania. Poprawiam materiał złotej sukni, specjalnie dobranej na dzisiejszy dzień. Upinam ostatnie niesforne kosmyki jasnych włosów, wkraczam do pomieszczenia teatru. Na przedzie siedzi lord Abbott ze swoją przyszłą małżonką oraz zatrudniony przez nich znawca. Trochę się stresuję, ale raczę ich delikatnym, niemal dziewczęcym uśmiechem. Przypominając sobie ostatnie spotkanie z lady Rosier przechodzą mnie ciarki, ale staram się to zignorować.
- Musieć rozgrzewka najpierw - mówię po standardowych powitaniach oraz grzecznościowych dygnięciach. Kładę dłoń na przeponie, po czym wydobywam z siebie serię dźwięków mających za zadanie rozgrzać mój głos. Staram się najlepiej jak potrafię, później przechodząc płynnie do tekstu pieśni, która spodobała mi się najbardziej. I która, jak chciałam w to wierzyć, podobała się lordowi Abbottowi najbardziej. Tak, to ta o płonącym szlachectwie sprawiedliwości. Pewnie już wiedzą jaki mam w tym wszystkim cel, ale nie uważam tego za nic złego. Boję się tylko, że zaraz zadrży mi głos niwecząc wszystko w drobny pył. Na szczęście docieram do końca utworu bez większych przewinień. Mogę odetchnąć zatem z ulgą.
Spoglądając na twarze zebranych nie wiem do końca czego się spodziewać. Wyglądają na nieprzeniknione. Jedynie lady Selwyn wygląda na pogodną kobietę, nienastawioną negatywnie.
- Musimy to przedyskutować - mówi do mnie ten krytyk, którego zaczynam się coraz bardziej obawiać. Zerkam na niego niepewnie, ale przytakuję. Co innego mogę zrobić? Splatam ze sobą palce słysząc jedynie ciche szepty narad. Patrzę na wystrój sali, na meble, na scenę, na wszystko, byleby tylko nie musieć patrzeć na nich. Wzdycham bezgłośnie pod nosem modląc się w duchu o danie mi szansy. Po jakimś czasie głosy milkną wpatrując się we mnie.
- Zapraszam do nas - odezwał się lord Abbott, po czym wszyscy wstali. Drobię więc pełna obaw, niemal wywracając się na zejściu ze sceny. Och, oby nikt tego nie widział! Wreszcie nieznajomy ogłasza, że z wielką chęcią posłuchają nas na jutrzejszym weselu. Oddycham z ulgą, dziękuję im szczerze nie mogąc opanować radości. Coś niesamowitego!
Po powrocie do domu jeszcze trochę ćwiczę, najwięcej jednak czasu poświęcając na sen. Przecież wypoczynek to podstawa. Dwudziesty kwietnia ma być dla mnie znamienny. Dla mnie jako mnie – dla świata artystycznego wiele się nie zmienia. To nic.
Uroczystość ma miejsce w malowniczym Somerset. Żółcie, pomarańcze, niewinna biel. Łono natury oraz ciepłe słońce muskające skórę. Większość szlachcianek chroni się przed nimi parasolkami, ja nie mam na to czasu. Tłumy osób powoli zapełniające ogród, wszyscy patrzący w stojącą na środku parę młodą. Ja stoję gdzieś z boku zaczynając śpiewać - trzeba przecież gości wprowadzić w najwyższy, romantyczny klimat. Dlatego rozpoczynam muzyczną oprawę. Z początku trochę nieśmiało, później z większą mocą. Orkiestra gra idealnie, udaje nam się ze sobą współpracować tworząc całość. Milknącą podczas składania przysiąg oraz innych, oficjalnych formalnościach. Wszystko się wzmaga podczas składania życzeń, kiedy to słowa kolejnej piosenki robią za tło. Potem następuje chwila przerwy podczas której udajemy się do namiotu tanecznego. Tam to dopiero sprawa staje się wymagająca! Śpiew do tańców musi wypaść idealnie, w dodatku trwa zdecydowanie dłużej. Na szczęście wszyscy wydają się dobrze bawić. Słyszę nawet kilka zabłąkanych oklasków. A później kilka słów uznania. Następnego dnia lord Abbott wypłaca mi szczodre wynagrodzenie obiecując, że jeszcze kiedyś z małżonką z chęcią posłuchają moich arii w operze. Czy te kilka dni wytężonej pracy nie mogły skończyć się lepiej?
zt.
Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Jestem zły, jestem zestresowany, jestem wrakiem samego siebie. Dlatego też jedna z moich dobrych przyjaciółek wciąż usilnie stara się poprawić mi humor - razem odwiedzamy operę, a ja posłusznie słucham jednego z występów. Nie mam siły oponować, zresztą nie zaprzeczę, że bardzo lubię sztukę. Wątpię jednak by cokolwiek było w stanie poprawić mi samopoczucie. Kiedy rozstajemy się już po spektaklu a ja pcham ciężkie drzwi Royal Opera House, otulają mnie ramiona nocy, chłodne i spokojne. Spoglądam na bezgwiezdne londyńskie niebo i zastanawiam się czy zawsze tak było. Czy na niebie nigdy nie było żadnych gwiazd. Czy wciąż patrzę na to samo niebo, któremu przyglądałem się w Japonii, tak daleko od rodzinnych stron?
Nie mogę jednak odjąć wielu częściom Londynu niezwykłego piękna. Wystarczy spojrzeć na samą fasadę budynku w którym mieści się opera, by dostrzec kunszt i sztukę architektoniczną. Dworski, klasycystyczny styl sprawia, że gmach cieszy moje oczy nawet jeszcze bardziej teraz, przesłonięty zasłoną ciemności.
Przez dłuższą chwilę włóczę się bez celu. Pogoda jest paskudna, jak to zwykle bywa w Anglii. Dziś przynajmniej nie pada - za to wiatr zawodzi w zaułkach, jest zimno i nieprzyjemnie, choć przeciwko temu nie mam akurat nic przeciwko. Warunki atmosferyczne doskonale oddają stan mojego ducha - bałagan, pustka, zimno.
Zdaję sobie wrażenie z tego, że zachowuję się niemal teatralnie jednak irracjonalizm moich postępowań nie zmieni niczego - nie umniejsza też bólu płynącego z głębokiej rany gdzieś w moim sercu, rany, która nie dość, że się nie zasklepia to jedynie rośnie. Z każdym dniem jest coraz gorzej, a ja? Ja rozpaczliwie szukam rozproszenia. Odwrócenia mojej uwagi. Wiem, że z pewnością nie znajdę go w domu dlatego nawet nie myślę o szybkim powrocie do niego. Jedyne co byłbym w stanie obecnie zrobić to rzucić się na łóżko, a następnie wraz z wiązanką przekleństw podnieść, przypominając sobie o kolejnym problemie jakim jest wszechobecny w Ministerstwie bałagan. To zaś z kolei sprawi że przez kolejne pół godziny będę miał ochotę uderzać głową w ścianę i drzeć leżące stosem na moim biurku papiery. Teraz zaś mogę rozkoszować się chwilą ciszy i spokoju, sam na sam ze sobą i swoimi myślami.
Nie mogę jednak odjąć wielu częściom Londynu niezwykłego piękna. Wystarczy spojrzeć na samą fasadę budynku w którym mieści się opera, by dostrzec kunszt i sztukę architektoniczną. Dworski, klasycystyczny styl sprawia, że gmach cieszy moje oczy nawet jeszcze bardziej teraz, przesłonięty zasłoną ciemności.
Przez dłuższą chwilę włóczę się bez celu. Pogoda jest paskudna, jak to zwykle bywa w Anglii. Dziś przynajmniej nie pada - za to wiatr zawodzi w zaułkach, jest zimno i nieprzyjemnie, choć przeciwko temu nie mam akurat nic przeciwko. Warunki atmosferyczne doskonale oddają stan mojego ducha - bałagan, pustka, zimno.
Zdaję sobie wrażenie z tego, że zachowuję się niemal teatralnie jednak irracjonalizm moich postępowań nie zmieni niczego - nie umniejsza też bólu płynącego z głębokiej rany gdzieś w moim sercu, rany, która nie dość, że się nie zasklepia to jedynie rośnie. Z każdym dniem jest coraz gorzej, a ja? Ja rozpaczliwie szukam rozproszenia. Odwrócenia mojej uwagi. Wiem, że z pewnością nie znajdę go w domu dlatego nawet nie myślę o szybkim powrocie do niego. Jedyne co byłbym w stanie obecnie zrobić to rzucić się na łóżko, a następnie wraz z wiązanką przekleństw podnieść, przypominając sobie o kolejnym problemie jakim jest wszechobecny w Ministerstwie bałagan. To zaś z kolei sprawi że przez kolejne pół godziny będę miał ochotę uderzać głową w ścianę i drzeć leżące stosem na moim biurku papiery. Teraz zaś mogę rozkoszować się chwilą ciszy i spokoju, sam na sam ze sobą i swoimi myślami.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
28 kwietnia
Wiosenna aura nie potrafiła przebić się przez rozwilgoconą, deszczową krainę. Kolejny dzień przenikliwego chłodu, przenikającego cienki materiał ochronnej peleryny. Bezbarwne krople ściekały z wysokich, blaszanych dachów, tworząc niewidzialne przeszkody. Obszerne kałuże ozdabiały popękany, betonowy chodnik. Brunatne sklepienie pozbawione rozmigotanych elementów, wydawało się puste, nienaturalne, nieskalane. Napawało niepokojem, przytłoczeniem, grozą. Wywabiało wszelkie, pozytywne emocje tlące w wyziębniętych organach. Odbierało ubłaganą nadzieję na lepsze jutro. Lepsze dni. Lepszą przyszłość. Anonimowi przechodnie, przebiegali przez ulice chcąc jak najszybciej schować się przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi nie skłaniającymi do długich, wieczornych spacerów w poszukiwaniu oznak następnego, malowniczego miesiąca. Czasami zatrzymywała się przed budynkiem, aby podziwiać niesamowite piękno. Idealny dobór szczegółów, stopionych w charakterystycznym, klasycystycznym stylu. Nie była miłośnikiem sztuki, jednakże ozdobne, zapierające dech w piersiach fasady absorbowały każdego zainteresowanego czarodzieja. Żywiołowa kolorystyka, uwidoczniona ekspresja, migoczące oświetlenie. Ekstrawagancka klientela, wysypująca z obszernego pomieszczenia. Eleganckie stroje, fikuśne fryzury, rozbawione samopoczucie, rozpalone poprzez niesamowity występ popularnej śpiewaczki. Za czasów wczesnej młodości, przed śmiercią matki niejednokrotnie zaszczycały swą obecnością historyczne murale. Rozmarzona rodzicielka kochała wystawiane występy drżąc w rytmie wyśpiewywanych melodii. Zdradzając przenikliwe emocje targające zaciekawionym wnętrzem. Podrygując rytmicznie; nucąc ulubione fragmenty podczas wesołych powrotów do niewielkiej rezydencji na przedmieściach Londynu. To były piękne czasy, które nie wrócą. Sentymenty są tu zbędną słabością.
Niedawna migracja wiązała ze sobą wiele silnych zobowiązań. Cel jaki sobie postawiła coraz bardziej wymykał się spod kontroli. Intensywność relacji nawiedzanych osobistości odbijała się na zdrowiu, samopoczuciu, sprawności fizycznej. Siła, motywacja, pewność siebie skłaniająca do powrotu, zatracała ogniwo z każdą, przemijającą minutą. Znienawidzone jednostki wysysały bezwzględne zaangażowanie, podcinały skrzydła, paraliżowały mrożącymi krew informacjami. Obolałe mięśnie utrudniały swobodę ruchu. Przenikliwe zmęczenie dawało o sobie znać w postaci chwiejnego korku, zgarbionej postawy, zmęczonej bladej twarzy. Przepalone płuca ponownie nawiedzały intensywne spazmy charczącego kaszlu. Próbowała uporządkować myśli, poszukać rozwiązania. Poddać analizie kilka najbliższych dni: wezwanie Magnusa, wtargnięcie do ciasnych kątów Ramseya, emocjonalne pobudki związane z wynikiem ów spotkań. Ukrywała wszystko wewnątrz cielesnego sklepienia, nie mogąc uporać się z widoczną porażką. Nie dawała rady. Nie potrafiła. Nie umiała. Rozsypywała się na drobne, kaleczące kawałki. Przecież nie tego chciałaś, prawda kochana Milburgo? - Nott? - niknący, chrapliwy, pytający głos ugrzązł pomiędzy miastowymi muralami gdzieś na środku dość długiej ulicy. Ciemna postać zawinięta w hebanowe płachty, pospiesznie przemierzała napotkany teren. Nie zwracała uwagi na zaintrygowanych przechodniów, posyłających dość nieprzychylne spojrzenia. Jeden gest, towarzyszący poprawce niewygodnego kaptura, zdołał na dobre wytrącić z rozpędzonej rytmiki. Ten profil. Spontaniczna reakcja skłoniła do szybkiego zatrzymania. Nie wiedziała czego oczekiwała. Może się pomyliła, a umysł nawiedzały błędne halucynacje? Poznałabym Cię na końcu świata drogi Alastairze.
Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czuję zimne podmuchy londyńskiego wiatru w moich włosach, słyszę rozmowy ludzi dookoła mnie. Kiedy coś przerywa moje rozmyślenia potrzebuję chwili by dokładnie to przeanalizować, bo nie jestem na to przygotowany. Niski, chrapliwy głos, a jednak bez wątpienia kobiecy - znam ten głos, słyszałem go już wiele razy. Zanim jednak chcę się obrócić, staram się przywołać w głowie obraz jego właścicielki. Coś jednak mi nie pasuje. Nie tutaj. Nie w tym miejscu. Co tu robisz Ty, wyblakłe wspomnienie, wśród tylu kolorów? Kiedy ja szukam czegoś zupełnie innego. Kogoś zupełnie innego.
W końcu odwracam wzrok i choć następuje to ledwie po kilku, może kilkunastu sekundach czuję się jakby trwało wiele godzin, może nawet dni. Jakby jeden gest pochłonął całą moją siłę. Lustruję Cię wzrokiem, od góry do dołu i sprawdzam zmiany które w Tobie zaszły. Bo przecież minęło tyle czasu, że miały prawo by zajść. Ciemne włosy, ciemne niczym krucze pióra, niemal pochłonięte przez angielską noc. Czy stały się ciemniejsze, czy może to już niemożliwe? Chwytam Twoje spojrzenie, patrzę wprost w głąb Twoich metalicznych szarych oczu, szarych niczym niebo przed burzą. Unoszę jedną brew w dość wymownym geście. Pozornie nie zmieniłaś się wcale, jednak jest w Tobie coś innego. Coś obcego. Pewna słabość, to co było niegdyś siłą. Czuję, że niemal rozsypujesz się na kawałki. Kawałki które za niedługo porwie londyński wiatr. Co takiego się stało? Co mogło rozbić na kawałki Ciebie, łowczynię wilkołaków, podróżniczkę, pełną blizn i krzywd? Ostatnio zaczynam odnosić wrażenie, że wszyscy się rozpadamy. Ja, Ty, nawet Ci o których byśmy tak nie pomyśleli. Co Wielka Brytania robiła z ludźmi? Co w Wielkiej Brytanii faktycznie to coś robiło?
- Dolohov? - zaczynam, jakby znudzonym głosem, bo przecież doskonale znam odpowiedź.
To nie tak, że rok w tą czy w tamtą sprawi, że zapomnę jak wyglądasz. Przez chwile milczymy, lecz milczenie wzmaga tylko ciekawość i powoduje moją irytację. Nie lubię milczenia, nie uważam, by było odpowiedzią. Jedynie wymówką.
- Kolejna córka marnotrawna wraca na łono swojej ojczyzny? - pytam, wywracając oczyma.
Jeszcze ledwie miesiąc temu to byłem ja. Może to wciąż właściwie jestem ja. Zagubiony, samotny, przestraszony. Kiedy nie wiesz dokąd wracasz wszystko jest trudne. Kiedy nie masz do czego wrócić, jest jednak jeszcze gorzej. A ja nie mam już niemal nic. Owszem, wciąż mam wokół siebie wielu ludzi, ale czy to Ci sami ludzie? Czy całkiem obce osoby?
W końcu odwracam wzrok i choć następuje to ledwie po kilku, może kilkunastu sekundach czuję się jakby trwało wiele godzin, może nawet dni. Jakby jeden gest pochłonął całą moją siłę. Lustruję Cię wzrokiem, od góry do dołu i sprawdzam zmiany które w Tobie zaszły. Bo przecież minęło tyle czasu, że miały prawo by zajść. Ciemne włosy, ciemne niczym krucze pióra, niemal pochłonięte przez angielską noc. Czy stały się ciemniejsze, czy może to już niemożliwe? Chwytam Twoje spojrzenie, patrzę wprost w głąb Twoich metalicznych szarych oczu, szarych niczym niebo przed burzą. Unoszę jedną brew w dość wymownym geście. Pozornie nie zmieniłaś się wcale, jednak jest w Tobie coś innego. Coś obcego. Pewna słabość, to co było niegdyś siłą. Czuję, że niemal rozsypujesz się na kawałki. Kawałki które za niedługo porwie londyński wiatr. Co takiego się stało? Co mogło rozbić na kawałki Ciebie, łowczynię wilkołaków, podróżniczkę, pełną blizn i krzywd? Ostatnio zaczynam odnosić wrażenie, że wszyscy się rozpadamy. Ja, Ty, nawet Ci o których byśmy tak nie pomyśleli. Co Wielka Brytania robiła z ludźmi? Co w Wielkiej Brytanii faktycznie to coś robiło?
- Dolohov? - zaczynam, jakby znudzonym głosem, bo przecież doskonale znam odpowiedź.
To nie tak, że rok w tą czy w tamtą sprawi, że zapomnę jak wyglądasz. Przez chwile milczymy, lecz milczenie wzmaga tylko ciekawość i powoduje moją irytację. Nie lubię milczenia, nie uważam, by było odpowiedzią. Jedynie wymówką.
- Kolejna córka marnotrawna wraca na łono swojej ojczyzny? - pytam, wywracając oczyma.
Jeszcze ledwie miesiąc temu to byłem ja. Może to wciąż właściwie jestem ja. Zagubiony, samotny, przestraszony. Kiedy nie wiesz dokąd wracasz wszystko jest trudne. Kiedy nie masz do czego wrócić, jest jednak jeszcze gorzej. A ja nie mam już niemal nic. Owszem, wciąż mam wokół siebie wielu ludzi, ale czy to Ci sami ludzie? Czy całkiem obce osoby?
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Co Wielka Brytania robiła z ludźmi? Co ludzie robili z ludźmi krzywdząc się nawzajem? Jak potworny szereg zmian zatrząsł plastyką deszczowego królestwa, wnikając w nieskalany, codzienny żywot poszczególnych bohaterów. Co spowodowało ich zwiększoną pewność siebie, całkowitą bezkarność i rozbestwienie? Działający w podobnej idei atakowali się wzajemnie łamiąc wszelkie, panujące zasady. Dlaczego tak zapalczywie ich wymagali? Sami wymierzali sprawiedliwość? Dlaczego po raz kolejny przybywając do ojczystej ziemi, napotykała na szereg rozdzierających serce przeciwności, niesnasek, utrudnień. Codzienna walka z pechowym przeznaczeniem, wysysała kropelki żywota, wigoru, żywiołowości. Gasiła bezwzględną determinację, przezwyciężającą każdą porażkę, potyczkę, bolesną ranę.
Odruch, sekunda, ulotna chwila spowodowała szybkie zatrzymanie. Odwrócenie profilu; wyłowienie charakterystycznych szczegółów. Szczupłej sylwetki, pszenicznego blondu, surowej postawy, poważnej mimice mówiącej o pracy, a także pozycji mijanego szlachcica. Perfekcja ubioru, przykrywającego targające emocje. Coś było nie tak, czyż się nie mylę? Coś nie dawało spokoju, wykręcając męskie wnętrzności. Ty też sobie nie radziłeś - szanowany pracownik Ministerstwa, wykonujący najtrudniejsze, odległe zlecenia. Odporny na negatywne opinie, idealny polityk, wykwalifikowany w swym niepodważalnym fachu. Zapewne podziwiany; wręcz niezrozumiała wydawałaby się wewnętrzna walka. Czy coś się stało? Z czym walczysz? Jak bardzo obecne czasy, odcisnęły swe piętno na Twej codzienności? - Wraca - zaczęła, powolnie powtarzając słowa. Zrobiła niepewny krok, dalej nie ściągając kaptura - bała się, że ujrzy coś nieodpowiedniego, nieoczekiwanego, niechcianego. Metaliczne tęczówki świdrowały męskie gabaryty, wyłapując najdrobniejsze detale. Po ostatnich, kilkudniowych zmaganiach, zwiększyła uwagę oraz skupienie. Nott był nieszkodliwy, dlaczego jednak nie dmuchać na zimne? - Ale - urwała na chwilę. - Żałuje, że to zrobiła. - bez wątpienia, krótko i na temat. Owszem, cel wymykał się spod kontroli. Najbliższe osoby, które utrzymywały przy życiu w odległej emigracji straciły żywot; odeszły w nieznane bez słowa otuchy. Dziwna odmiana smutku rysowała się na bladej twarzy. Dobrze, że tego nie widział. - Jak odnajdujesz się w obecnej rzeczywistości? Co z twoją pracą? - dobrze wiem co się dzieje, chyba nie musisz mi tego potwierdzać. - Jak życie? - dodała cicho, ulotnie, tak, aby wiatr dostarczył pojedyncze sylaby.
Odruch, sekunda, ulotna chwila spowodowała szybkie zatrzymanie. Odwrócenie profilu; wyłowienie charakterystycznych szczegółów. Szczupłej sylwetki, pszenicznego blondu, surowej postawy, poważnej mimice mówiącej o pracy, a także pozycji mijanego szlachcica. Perfekcja ubioru, przykrywającego targające emocje. Coś było nie tak, czyż się nie mylę? Coś nie dawało spokoju, wykręcając męskie wnętrzności. Ty też sobie nie radziłeś - szanowany pracownik Ministerstwa, wykonujący najtrudniejsze, odległe zlecenia. Odporny na negatywne opinie, idealny polityk, wykwalifikowany w swym niepodważalnym fachu. Zapewne podziwiany; wręcz niezrozumiała wydawałaby się wewnętrzna walka. Czy coś się stało? Z czym walczysz? Jak bardzo obecne czasy, odcisnęły swe piętno na Twej codzienności? - Wraca - zaczęła, powolnie powtarzając słowa. Zrobiła niepewny krok, dalej nie ściągając kaptura - bała się, że ujrzy coś nieodpowiedniego, nieoczekiwanego, niechcianego. Metaliczne tęczówki świdrowały męskie gabaryty, wyłapując najdrobniejsze detale. Po ostatnich, kilkudniowych zmaganiach, zwiększyła uwagę oraz skupienie. Nott był nieszkodliwy, dlaczego jednak nie dmuchać na zimne? - Ale - urwała na chwilę. - Żałuje, że to zrobiła. - bez wątpienia, krótko i na temat. Owszem, cel wymykał się spod kontroli. Najbliższe osoby, które utrzymywały przy życiu w odległej emigracji straciły żywot; odeszły w nieznane bez słowa otuchy. Dziwna odmiana smutku rysowała się na bladej twarzy. Dobrze, że tego nie widział. - Jak odnajdujesz się w obecnej rzeczywistości? Co z twoją pracą? - dobrze wiem co się dzieje, chyba nie musisz mi tego potwierdzać. - Jak życie? - dodała cicho, ulotnie, tak, aby wiatr dostarczył pojedyncze sylaby.
Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tyle pożegnań i powrotów. Jak to się właściwie działo - ja wracam do Anglii, a nagle okazuje się, że to nie tylko ja. Że nie jestem wyjątkowy. Bo Wielka Brytania choć pełna wad i zalana deszczowymi chmurami, wciąż przyciąga do siebie swoich synów i córki. I mojego kuzyna, Craiga, który porzucił Francję na rzecz… Na rzecz mgieł i mroków Durham. Gdybym tylko miał wybór nigdy bym tego nie zrobił. Ale przecież nie miałem wyboru, choć on, jak się zdaje, miał. I Daphne, która wracała do aktywnego życia po miesiącach spędzonych na badaniach. Przynajmniej robiła to, co lubiła - choć jej ród nie wydawał się z tego zadowolony. Rowle była jednak Rowle i nawet jeśli Magnus się krzywił, to ona wciąż, niestrudzenie stawiała na swoim. Czasami żałuję, że nie mam jej upartości. I nawet Ty, niezłomna Milburga Dolohov, dzielna łowczyni wilkołaków. Jesteś jedną z ostatnich osób, które spodziewałbym się ujrzeć, ale to samo możesz chyba powiedzieć o mnie. Bo przecież jesteśmy wręcz tacy sami. Zgubieni. Niedający sobie rady. Zbłąkani wędrowcy, zagubione owce. Wojownicy - jednak nie dla chwały. Walczący sami ze sobą, ze swoimi wewnętrznymi demonami. Z wilkami, które drą się o władzę.
Mojej uwadze nie umyka to, jak kurczowo trzymasz się otulającej Twoją twarz ciemności, cienia rzucanego przez kaptur. Co chcesz przede mną ukryć? Czego mam nie zobaczyć? I dlaczego? Nie widzę jak zmieniłaś się, przynajmniej fizycznie, bo Twoje oblicze ukryte jest za pewną barierą. Głos masz jednak wciąż taki sam, silny i twardy jak skała.
- Nie odnajduję się w ogóle - mówię, zupełnie szczerze, wzruszając ramionami.
Nie mam po co kłamać, nie Tobie. Wydaję mi się zresztą, że to pewnego rodzaju pytanie retoryczne, bo przecież doskonale znasz odpowiedź. Czyżby angielska uprzejmość udzieliła się także i Tobie?
- Obecnie skupiam się w większości na narzekaniu na pewną kobietę, której imię i nazwisko hańbi stanowisko Ministra Magii - wywracam oczyma tak wyraźnie, że niemal to czuję.
Choć nikt nas nie podsłuchuje, oboje szepczemy, jakby bojąc się każdego wypowiedzianego słowa. Może to i dobrze - lepiej dmuchać na zimne. Lepiej zachować ostrożność. Przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie?
- A życie? Wciąż stara się mnie pogrążyć, w tej kwestii nic się nie zmieniło - parskam, jakby zaskoczony insynuacją, że mogłoby być inaczej. - A u Ciebie? Cóż mogło skłonić Cię do powrotu?
Mojej uwadze nie umyka to, jak kurczowo trzymasz się otulającej Twoją twarz ciemności, cienia rzucanego przez kaptur. Co chcesz przede mną ukryć? Czego mam nie zobaczyć? I dlaczego? Nie widzę jak zmieniłaś się, przynajmniej fizycznie, bo Twoje oblicze ukryte jest za pewną barierą. Głos masz jednak wciąż taki sam, silny i twardy jak skała.
- Nie odnajduję się w ogóle - mówię, zupełnie szczerze, wzruszając ramionami.
Nie mam po co kłamać, nie Tobie. Wydaję mi się zresztą, że to pewnego rodzaju pytanie retoryczne, bo przecież doskonale znasz odpowiedź. Czyżby angielska uprzejmość udzieliła się także i Tobie?
- Obecnie skupiam się w większości na narzekaniu na pewną kobietę, której imię i nazwisko hańbi stanowisko Ministra Magii - wywracam oczyma tak wyraźnie, że niemal to czuję.
Choć nikt nas nie podsłuchuje, oboje szepczemy, jakby bojąc się każdego wypowiedzianego słowa. Może to i dobrze - lepiej dmuchać na zimne. Lepiej zachować ostrożność. Przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie?
- A życie? Wciąż stara się mnie pogrążyć, w tej kwestii nic się nie zmieniło - parskam, jakby zaskoczony insynuacją, że mogłoby być inaczej. - A u Ciebie? Cóż mogło skłonić Cię do powrotu?
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Grace Winstead uwielbiała swoją pracę. Od dziecka marzyła o zostaniu dziennikarką - już jako kilkulatka z zapałem gryzmoliła w różowym zeszyciku z okładką przedstawiającą skaczącą żabkę swoje pierwsze wywiady z ruchomymi pluszakami, niezbyt przejmując się niemożliwymi do rozczytania kulfonami, pokrywającymi posklejane sokiem dyniowym stronice. Wraz z postępem edukacji i zdolności pisarskich, pojęła także niezbędną sztukę kaligrafii, pomagającą jej stawiać pierwsze rzetelne kroki na zawodowej ścieżce. Nie liczyła na wiele - w domu wkładano jej do głowy bezradność dziewcząt, które mogły pracować jako kopistki albo asystentki, ale z pewnością nie samodzielne dziennikarki - przykładając się jednak do stałej pracy nad sekretnymi marzeniami. W Hogwarcie prowadziła skrupulatne zapiski, dotyczące życia współlokatorek dormitorium, a po ukończeniu szkoły - z zaskakująco dobrymi jak na tak wścibską i rozchichotaną dziewuszkę wynikami - udało się jej dostać na staż do Czarownicy. Cóż, na Proroka przyjdzie jeszcze pora: na razie cieszyła się z tego, co miała, i chociaż opiekujący się nią redaktor wysłał ją do opery, by dowiedziała się o zapowiadanych wydarzeniach, zbierając informację do rubryki kulturalnej (nie wymagało to ani odrobiny weny, czaru, ani lekkiego pióra), to i tak miała oczy i uszy otwarte na ewentualne tematy. Zbyt wyzywająca suknia francuskiej półwili wydała się jej mało interesująca, tak samo jak problemy z zepsutą toaletą na dolnym piętrze (o tym wypadku poinformował ją namolny portier, widocznie smalący cholewki do młodziutkiej czarownicy), wychodziła więc z zakamarków budynku zrezygnowana, chowając pióro do torebki. W ostatniej chwili spostrzegła jednak nową nadzieję, materializującą się w postaci jednego z niewielu znanych jej pracowników dyplomatycznego departamentu. Kojarzyła Alastaira dzięki zadurzonej w nim za czasów dziewczęcych przyjaciółce, miała więc wystarczająco dużo informacji na temat szlachcica, by widzieć go jako swoją przepustkę do dziennikarskiej sławy. - Lordzie Nott! - pisnęła, eleganckim truchcikiem podbiegając do rozmawiającego mężczyzny, przed którym dygnęła nieco pokracznie, wpatrzona w niego wielkimi, lazurowymi oczami. - Gracewinsteadzmagazynuczaro-toznaczyzprasyczymogęzająćlordowichwilęchwilunię? - powiedziała dychawicznie na jednym oddechu, kiwając zachęcająco głową. Och, redaktor umrze z radości: wysłał ją po zwykły spis spektakli a otrzyma informację na wyłączność - była tego pewna.
I show not your face but your heart's desire
Przez dłuższą chwilę smakuję ciszę, starając się nie czekać w zniecierpliwieniu na odpowiedź. Nie widzę ku temu sensu - jednak ten pełen wytchnienia oddech przerywają mi czyjeś nerwowe kroki. Elegancki truchcik i pokraczne dygnięcie? Nie musisz się nawet przedstawiać, żeby przed oczyma przeleciało mi kilka wspomnień, a Twój piskliwy głosik sprawia, że niemal krzywię się wewnętrznie. Grace Winstead. Pamiętam Cię przez mgłę, Ciebie i tą Twoją wstrętną rudą koleżankę, która latała za mną z maślanymi oczyma. Wywracam oczyma i mam ochotę niemal teatralnie westchnąć, ale ostatecznie powstrzymuję się, zachowując choć trochę kanonów dobrego wychowania. Wszyscy dziennikarze. Nienawidzę ich - to wstrętny zawód. To nawet nie zawód, nie prawdziwa praca. Plotki, bzdury, tak naprawdę brak jakichkolwiek informacji - brak wszystkiego. Wystarczy tylko spojrzeć na Proroka by dostrzec jakim szmatławcem i brukowcem stał się w tak krótkim czasie. Walczący Mag, choć piszący w słusznej sprawie i nierzadko zawierający przydatne informacje także miewa artykuły tak głupie i bezsensowne, że nie chcę w nie wierzyć. Za jakie grzechy muszę spotykać kolejnego parającego się tą koszmarną robotą. Jakby nie wystarczało mi to, że przyjaźnię się z Magnusem. Jeżeli komuś już miałbym się spowiadać, to pewnie właśnie jemu. Ale i tak się do tego nie palę - otwarte krytykowanie władzy wcale nie idzie mi na rękę, choć przecież Wilhelminę mógłbym przeklinać dniami i godzinami.
Nie przewracam oczyma i nie wzdycham, ale przyjmuję na twarz swój jasny, czarujący polityczny uśmiech i zapewniając Milburgę, że to tylko krótka chwila, oczywiście nie mówiąc tego na głos. Jestem pewien, że znamy się na tyle długo, iż zrozumie. Tymczasem raz jeszcze obrzucam Cię spojrzeniem, jakby byłby choć jeden procent szans, że się na to zgodzę.
- Musi mi panienka wybaczyć, panno Winstead, ale obawiam się, że w tej chwili jestem niestety zajęty - mówię, pełnym doskonale udawanego żalu i smutku z powodu rozczarowania jakie Ci czynię.
Przykro mi, będziesz musiała znaleźć inny nagłówek do Czarownicy. Czy do jakiejkolwiek innej kolumny, którą teraz popisujesz.
Nie przewracam oczyma i nie wzdycham, ale przyjmuję na twarz swój jasny, czarujący polityczny uśmiech i zapewniając Milburgę, że to tylko krótka chwila, oczywiście nie mówiąc tego na głos. Jestem pewien, że znamy się na tyle długo, iż zrozumie. Tymczasem raz jeszcze obrzucam Cię spojrzeniem, jakby byłby choć jeden procent szans, że się na to zgodzę.
- Musi mi panienka wybaczyć, panno Winstead, ale obawiam się, że w tej chwili jestem niestety zajęty - mówię, pełnym doskonale udawanego żalu i smutku z powodu rozczarowania jakie Ci czynię.
Przykro mi, będziesz musiała znaleźć inny nagłówek do Czarownicy. Czy do jakiejkolwiek innej kolumny, którą teraz popisujesz.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Royal Opera House
Szybka odpowiedź